Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36962
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Gra Bad News to dzieło naukowców z University of Cambridge, które ma nauczyć ludzi rozpoznawania fałszywych informacji. Pozwala ona na budowanie serwisu społecznościowego poprzez wybieranie sensacyjnych nagłówków i zdjęć oraz dzielenie się nimi z wyimaginowanymi fanami portalu. Punkty są przyznawane za obrażanie celebrytów i rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji. Twórcy gry chcą, by stała się ona szczepionką przeciwko tzw. fake newsom. Pokazane tu techniki są dostępne w internecie i są używane przez prawdziwych ludzi. Próbujemy odsłonić mechanizmy, stojące za tymi technikami i pokazać graczom, jak one działają, jak można je rozpoznać i jak chronić się przed ich wpływem, mówi doktor Sander van der Linden, dyrektor Social Decision-Making Laboratory. Gdy idziesz na występ prestidigitatora to jesteś zadziwiony wykonywanymi tam sztuczkami i nie wiesz, jak to działa. Jeśli jednak magik pokaże ci mechanizm, nie dasz się już drugi raz oszukać, stwierdza naukowiec. Van der Linden zauważa też, że rozpowszechnianiem fałszywych informacji zajmują się nie tylko nieznane, anonimowe osoby. Często robią to też politycy ze wszystkich stron sceny politycznej. Dlatego też nie można przypisywać autorstwa fake newsów tylko jednej ze stron sporu politycznego. Należy uważać, by nie popaść w ideologiczną przesadę. Uczony zapewnia, że projektując grę starano się, by była ona jak najbardziej obiektywna i wyważona. « powrót do artykułu
  2. Lekarze w Indiach usunęli 31-letniemu pacjentowi ważący 1,8 kg guz mózgu. Sześciogodzinną operację przeprowadzono 14 lutego w szpitalu Nair w Mumbaju. Wiadomość podano do publicznej wiadomości, gdy minęło zagrożenie dla życia chorego. Teraz to kwestia rekonwalescencji [pacjent dochodzi do siebie na oddziale intensywnej opieki medycznej, a jego stan jest stabilny] - podkreśla szef neurochirurgii dr Trimurti Nadkarni i dodaje, że de facto guz był o wiele większy od głowy 31-latka. Zmianę wysłano do badania histopatologicznego. Nadkarni operował z 5-osobowym zespołem. Przejrzeliśmy wszystkie dostępne teksty medyczne. Nie znaleźliśmy doniesień o guzach tak dużych, jak ten. Santlal Pal, sklepikarz z Uttar Pradesh, żył z powiększającym się guzem ok. 3 lat. Jego wzrost był najszybszy w roku poprzedzającym operację. Wg wyliczeń chirurgów, tylko 10% znajdowało się w czaszce chorego. Lekarze opowiadają, że przez ciśnienie wywierane przez zmianę nowotworową mężczyzna stracił wzrok. Wszyscy mają jednak nadzieję, że po odbarczeniu tkanek wzrok będzie stopniowo wracał. Jak podkreśla Nadkarni, Palowi podano aż 11 jednostek krwi. Żona pacjenta opowiada, że wcześniej 3 szpitale z Uttar Pradesh powiedziały, że guz jest nieoperowalny. Dr Nadkarni przypomina, że 16 lat temu w King Edward Memorial Hospital usunął guz ważący 1,4 kg. « powrót do artykułu
  3. Buraki mogą zmniejszyć ryzyko uszkodzenia nerek (nefropatii kontrastowej) u pacjentów poddawanych koronarografii, czyli angiografii tętnic wieńcowych. W ramach nowego projektu naukowcy z Queen Mary University of London chcą sprawdzić, czy azotany z pokarmów można wykorzystać w tabletce, która pomoże zapobiec uszkodzeniu nerek. W czasie koronarografii do tętnic wiecowych podaje się kontrast. Może on wywołać nefropatię kontrastową, która jest po części wynikiem spadku poziomu tlenku azotu(II) w nerkach. Jak podkreślają Brytyjczycy, azotany z pokarmów, np. buraków, mogłyby zwiększyć stężenie NO w organizmie. Po zjedzeniu szpinaku, rukoli czy szpinaku NO3- krążą w osoczu. Większość ulega wydaleniu z moczem, ale ok. 25% wychwycą ślinianki. Ostatecznie bakterie komensalne, głównie z krypt na powierzchni języka, zredukują circa 4-8% spożytych NO3-. W wyniku tego wzrośnie poziom NO2- w osoczu. Ostatecznym etapem tego procesu jest redukcja NO2- do NO. Nefropatia kontrastowa to poważne powikłanie koronarografii, które wydłuża hospitalizację i koszt opieki zdrowotnej. Gdybyśmy stwierdzili, że podanie azotanów w kapsułce może zastąpić w nerkach utracony NO, korzyści dla pacjentów byłyby olbrzymie. Zmniejszyłby się wskaźnik uszkodzeń nerek czy potrzeba wdrażania leczenia, np. dializ, o poprawie wieloletniego przeżycia nie wspominając - zaznacza prof. Amrita Ahluwalia. Ahluwalia, dr Dan Jones i prof. Anthony Mathur zamierzają podzielić pacjentów na 2 grupy. Jedna będzie przyjmować kapsułki z azotanami, druga placebo. By sprawdzić, czy spożyte w formie nieorganicznej NO3- działają, naukowcy zbadają funkcje nerek przed procedurą, a także po upływie 2 dni i 3 miesięcy. « powrót do artykułu
  4. Analiza raf koralowych wokół Galapagos wykazała, że tamtejsze wody oceaniczne ocieplają się od lat 70. ubiegłego wieku. Dane takie zaskoczyły specjalistów, gdyż rzadko wykonywane pomiary temperatury nie wykazywały dotychczas ocieplania się wschodnich części tropikalnego Pacyfiku. Nie wiedzieliśmy, że Galapagos czy wschodni Pacyfik się ocieplają. Pojawiały się nawet sugestie, że się ochładzają, mówi doktorant Gloria Jimenez z University of Arizona. Wraz z kolegami wykazałam, że ocean wokół północnej części Galapagos ociepla się, a proces ten zachodzi od lat 70. ubiegłego wieku. Jimenez i jej zespół badali koralowce, dzięki którym uzyskali dane za lata 1940-2010. Odkryli w ten sposób, że w latach 1979-2010 ocean wokół północnych wybrzeży Galapagos ocieplił się o 0,6 stopnia Celsjusza. W latach 1982-1983 miało miejsce wyjątkowo silne zjawisko El Nino, które tak ociepliło ocean, że wyginęła większość koralowców wokół południowych wybrzeży Galapagos. Tym bardziej alarmujący jest wzrost temperatury oceanu na północ od wyspy. Ocieplenie w tym regionie jest szczególnie niepokojące, gdyż to jedyne miejsce w pobliżu Galapagos, gdzie przetrwały rafy koralowe. Nowe badania wskazują, że są one w niebezpieczeństwie, mówi współautorka badań, Julia Cole. Profesor Cole od 30 lat bada zmiany klimatu i cykl El Niño/La Niña. W 1989 roku wybrała się na Galapagos by zbadać próbki koralowców. Uczeni wiedzieli, że rafy koralowe są na południe od wyspy. Długotrwałe poszukiwania wykazały, że wyginęły one kilka lat wcześniej. Po wielu latach usłyszała o rafach koralowych na północy i wzięła udział w ich badaniach. Teraz uczona chce zbadać kolejne próbki, które powinny dać jej odpowiedź na pytanie, jak zmieniała się temperatura oceanu wokół Galapagos od 1850 roku. « powrót do artykułu
  5. Tlenek węgla może zwiększać skuteczność antybiotyków. Dzięki niemu zwiększa się wrażliwość bakterii na leki. Zespół z Uniwersytetu Stanowego Georgii łączył CO z metronidazolem. Okazało się, że tlenek węgla zwiększał skuteczność antybiotyku przeciwko Helicobacter pylori (bakteriom wywołującym wrzody żołądka). Odkryliśmy, że podanie tlenku węgla z metronidazolem może aż 25-krotnie uwrażliwić bakterie - podkreśla dr Binghe Wang. Tlenek węgla jest znany głównie jak toksyczny czad, ale jak tłumaczą Amerykanie, jest on także obiecującym gazem medycznym. Nasz organizm naturalnie go wytwarza; dlatego CO jest nam niezbędny i odgrywa istotną rolę w ograniczaniu stanu zapalnego, regulacji komórkowej odpowiedzi immunologicznej na patogeny czy wspieraniu namnażania komórek. Badania wykazały też, że CO wykazuje działanie przeciwbakteryjne. Podczas eksperymentów Amerykanie zastosowali kaskadowy układ prolekowy, który uwalniał 3 składniki: CO, antybiotyk i fluorescencyjny związek (ten ostatni wykorzystywano do monitorowania wydzielania tlenku węgla). Autorzy publikacji z pisma Organic Letters wyjaśniają, że dla ich systemu charakterystyczna jest sekwencja 3 reakcji. Uaktywnienie następuje po umieszczeniu w wodzie. Naukowcy porównywali wpływ na H. pylori samego antybiotyku oraz systemu prolekowego z metronidazolem i tlenkiem węgla. « powrót do artykułu
  6. Naukowcy z Uniwersytetu w Turku zbadali słonie pracujące przy wycince drzew w Mjanmie i stwierdzili, że ich osobowość manifestuje się za pośrednictwem 3 czynników: uważności, agresji i towarzyskości. Finowie przypominają, że ludzka osobowość ma strukturę 5-czynnikową. Stałe różnice w zachowaniu są nazywane osobowością. Badania osobowości innych niż ludzkie skupiały się na naczelnych, gatunkach towarzyszących człowiekowi, populacjach z ogrodów zoologicznych lub zwierzętach o stosunkowo krótkiej długości życia. Poza ludźmi badania długowiecznych gatunków w naturalnym habitacie należą do rzadkości - podkreśla dr Martin Seltmann. Badając półdzikie słonie z Mjanmy, psycholodzy stwierdzili, w ich osobowości można wyróżnić 3 czynniki i że nie ma międzypłciowych różnic w tym zakresie. Uważność wiąże się z tym, jak słoń działa w środowisku i jak je postrzega. Towarzyskość opisuje poszukiwanie bliskości z innymi słoniami i ludźmi oraz popularność danego osobnika jako partnera społecznego. Agresywność pokazuje agresję przejawianą w stosunku do innych słoni i stopień, w jakim wpływa ona na interakcje społeczne - wyjaśnia Seltmann. Autorzy publikacji z pisma Royal Society Open Science badali ponad 250 słoni zajmujących się transportem ściętych drzew. Wszystkie słonie mają swoich kornaków, czyli opiekunów, z którymi pozostają czasem całe życie (to z nimi w latach 2014-17 przeprowadzano wywiady). Opiekunowie musieli ocenić 28 cech. Każdą z nich opisywali na 4-punktowej skali. Finowie dodają, że słonie i ludzie dzielą wiele podobnych wydarzeń życiowych i zachowań. Słonie żyją długo i rodzą pojedyncze młode, które przez wiele lat potrzebują opieki matki i innych samic. Mirkka Lahdenperä uważa, że przebywanie w złożonych środowiskach społecznych może być przyczyną, dla której oba gatunki mają złożone struktury osobowości. « powrót do artykułu
  7. Victor Buso, astronom-amator z Argentyny, testował nowy aparat, wykonując zdjęcia odległej galaktyki. Przypadkiem zarejestrował sam początek eksplozji supernowej. Dzięki niemu astronomowie po raz pierwszy mogą zobaczyć pierwszy impuls światła z tego typu wydarzenia. Dotychczas nikomu nie udało się zarejestrować samego początku pojawienia się supernowej. Zjawiska takie są nieprzewidywalne, a światło, pochodzące z gwałtownego wyrzucenia materii przez supernową szybko zanika. Zdjęcia wykonane przez Buso pozwolą lepiej zbadać naturę eksplozji supernowych. Zawodowi astronomowie od dawna próbowali zarejestrować takie zjawisko. Obserwacje gwiazd w pierwszym momencie eksplozji dostarczają informacji, których nie można bezpośrednio zdobyć w żaden inny sposób, mówi Alex Filippenko z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, który badał zauważoną przez Buso supernową SN 2016gkg. Dostarczone przez Buso dane są wyjątkowe. To wspaniały przykład współpracy amatorów i zawodowców, dodaje naukowiec. Niezwykłe zdjęcia zostały wykonane 20 września 2016 roku, kiedy to Buso tesotwał nowy aparat za pomocą 16-calowego teleskopu. Fotografował galaktykę spiralną NGC 613, która jest położona w odległości około 80 milionów lat świetlnych od Ziemi. Zaraz po wykonaniu serii zdjęć postanowił je obejrzeć i zauważył, że na wykonanych później fotografiach przy końcu jednego z ramion galaktyki widać szybko jaśniejący punkt, który nie był widoczny na wcześniejszych zdjęciach. Pokazał fotografię ekspertom z Instituto de Astrofísica de La Plata, którzy szybko zdali sobie sprawę, że Buso sfotografował coś wyjątkowego. Astronom Melina Bersten natychmiast skontaktowała się z międzynarodową grupą astronomów, dzięki czemu przez kolejne dwa miesiące prowadzono obserwacje SN 2016gkg. Specjaliści stwierdzili, że Buso zarejestrował eksplozję supernowej Typu IIa. Wyliczyli, że oryginalna gwiazda miała około 20 mas słońca. Większość swojej masy utraciła, najprawdopodobniej na rzecz towarzyszącej jej gwiazdy i gdy jej masa spadła do około 5 mas Słońca, doszło do eksplozji. « powrót do artykułu
  8. Genetycznie zmodyfikowany wirus Zika (ZIKV) może zostać wykorzystany do niszczenia komórek glejaka wielopostaciowego. Za pomocą spektrometrii mas naukowcy stwierdzili, że komórki glejaka zakażone ZIKV zaczynają produkować digoksynę, czyli toksynę, która podczas wcześniejszych eksperymentów in vitro ograniczała namnażanie i wywoływała śmierć komórek raka piersi, czerniaka oraz nerwiaka zarodkowego. Autorzy publikacji z Journal of Mass Spectrometry podkreślają, że przeprowadzone uprzednio badania wskazywały na nieprawidłowości morfologiczne i zwiększoną śmiertelność zakażonych wirusem Zika neuralnych komórek progenitorowych. Uznano, że zjawiska te mogą stanowić przyczynę małogłowia u dzieci. Inne studia zademonstrowały z kolei, że ZIKV może wnikać do komórek mózgu i modyfikować regulację cyklu komórkowego (ostatecznie prowadzi to do ich śmierci). Mając to wszystko na uwadze, naukowcy z Instytutu Nauk Farmaceutycznych Uniwersytetu w Campinas postanowili sprawdzić, co się stanie, gdy ZIKV zainfekuje komórki glejaka. Brazylijczycy wykonywali mikrofotografie jedną i dwie doby od zakażenia. Chcieli w ten sposób udokumentować wszelkie zmiany metaboliczne (skutki cytopatyczne) wywołane inokulacją wirusem. Po 24 godzinach obserwowano umiarkowany efekt cytopatyczny, m.in. zaokrąglenie i napęcznienie komórek, a także utworzenie syncytium (in. zespólni). Po 48 godzinach liczba napęczniałych, zaokrąglonych komórek była o wiele większa, tworzenie zespólni się nasilało, a integralność komórek spadała. Wg akademików, są to przejawy obumierania komórek. Morfologia komórki była w tym czasie niemal całkowicie zmieniona - podkreśla prof. Rodrigo Ramos Catharino. By zidentyfikować główne metabolity wytwarzane przez komórki glejaka w czasie zakażenia ZIKV, naukowcy posłużyli się spektrometrią mas, sprzężoną z desorpcją/jonizacją laserem wspomaganą matrycą (ang. matrix-assisted laser desorption/ionization mass spectrometry imaging, MALDI-MSI). Analiza statystyczna danych ze spektrometrii wykazała, że dobę po zakażeniu komórki zaczynają produkować glikozydy nasercowe, a zwłaszcza digoksynę. Wg Brazylijczyków, zmodyfikowane genetycznie ZIKV mogłyby stać się wirusami onkolitycznymi, niszczącymi komórki glejaka w wyniku syntezy digoksyny. « powrót do artykułu
  9. Za długie zdania i zbyt skomplikowane słownictwo powodują, że teksty urzędowe publikowane na stronach internetowych instytucji są trudne do przyswojenia – wynika z raportu Pracowni Prostej Polszczyzny działającej w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Raport zatytułowany „Przystępność tekstów urzędowych w internecie” autorstwa doktorów Grzegorza Zarzecznego i Tomasza Piekota to pierwsza przekrojowa analiza tego typu w Polsce. Jak powiedział we wtorek PAP dr Tomasz Piekot raport powstał w oparciu o analizę stron internetowych polskich ministerstw, urzędów wojewódzkich oraz urzędów marszałkowskich. Łącznie analiza obejmowała ponad 50 urzędów. Przebadano teksty publikowane w ciągu ostatnich trzech lat. Badaliśmy tzw. przystępność języka, to jeden z aspektów, który decyduje o tym, czy ktoś rozumie tekst czy nie. Ta przystępność sprowadza się do łatwości czytania. Ta zaś zależy od tego, czy społeczeństwo jest oczytane - powiedział PAP dr Piekot. Jak dodał, dane dotyczące czytelnictwa w Polsce nie są najlepsze. W raporcie Biblioteki Narodowej opublikowanym w zeszłym roku podano, że 63 proc. Polaków nie przeczytało w ciągu roku ani jednej książki. Im mniej czytamy książek, tym nasz umysł jest gorzej przygotowany do przyswajania dłuższych zdań - powiedział naukowiec. Wynika z tego, że w społeczeństwie, w którym jest niski poziom czytelnictwa, najbardziej przystępne są teksty zbudowane z krótkich zdań. Na przykład przeciętne zdanie w tekście tabloidu ma 15 wyrazów. Tymczasem w tekstach urzędowych publikowanych na stronach internetowych instytucji są zdania 30-wyrazowe, a nawet 100-wyrazowe - powiedział dr Piekot. Naukowiec podkreślił, że tekst zbudowany z długich zdań jest czytany wolniej. Trudniej też są przetwarzane informacje zawarte w tych zdaniach, co w końcu prowadzi do ich niezrozumienia - powiedział. Dodał, że wpływ na przystępność tekstu ma również stosowane w nim słownictwo specjalistyczne. W tekstach urzędowych często obserwujemy zjawisko tzw. klątwy wiedzy, które polega na tym, że autor tekstu błędnie zakłada, że jego odbiorca ma taką samą wiedzę o świecie co on - powiedział naukowiec. Z raportu wrocławskich naukowców wynika, że najbardziej przystępnym językiem były napisane informacje zamieszczone na stronie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. To teksty, które są przystępne dla osób po maturze - powiedział naukowiec. W pierwszej trójce najbardziej przystępnych znalazła się również strona Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego. Z kolei najbardziej nieprzystępne teksty były, według autorów raportu, publikowane na stronach Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, Ministerstwa Cyfryzacji i nieistniejącego już Ministerstwa Skarbu. Dr Piekot powiedział, że raport dotyczący języka, którym posługują się polskie urzędy będzie sporządzany co roku, a wyniki analiz będą udostępniane w internecie. « powrót do artykułu
  10. Inżynierowie z University of Washington opracowali metodę bezprzewodowego bezpiecznego ładowania smartfona za pomocą lasera. Ładowanie odbywa się za pomocą niewidocznego dla oka promieniowania i przebiega równie szybko, jak ładowanie za pomocą standardowego kabla USB. Najpierw badacze zainstalowali niewielkie ogniwo na tylnej obudowie smartfona i umieścili w telefonie metalową płytkę rozpraszającą nadmiarowe ciepło z lasera. Zastosowali też mechanizm odbijający światło, który wyłącza laser natychmiast, gdy w zasięgu jego działania znajduje się człowiek. Bezpieczeństwo były najważniejszym elementem podczas projektowania tego systemu, mówi profesor Shyam Gollakota. Zaprojektowaliśmy, zbudowaliśmy i przetestowaliśmy system bezprzewodowego ładowania wyposażony w szybko reagujący mechanizm bezpieczeństwa, który daje pewność, że laser wyłączy się, zanim jeszcze człowiek wejdzie w emitowany przezeń promień, dodaje uczony. Laser pracuje w bliskiej podczerwieni. Obok niego umieszczono dodatkowy laser, który emituje 'promienie ochronne' o małej mocy. Promienie te nie ładują smartfona. Ich zadaniem jest odbijanie się od specjalnej warstwy na telefonie i powrót do czujnika przy laserach. Jeśli na drodze 'promieni ochronnych' znajdzie się jakiś obiekt, dochodzi do natychmiastowego wyłączenia lasera ładującego telefon. Jako, że mamy tutaj do czynienia ze światłem i jego olbrzymią prędkością, nie ma niebezpieczeństwa, że człowiek znajdzie się w polu działania lasera ładującego przed jego wyłączeniem. Kolejne generacje urządzenia będą pracowały w częstotliwościach liczonych w gigahercach, dzięki czemu czas wyłączenia lasera będzie liczony w nanosekundach. Laser jest w stanie dostarczyć 2 waty mocy z odległości do 4,3 metra na powierzchnię 100 cm2. Możliwe jest zwiększenie mocy systemu tak, by ładowanie mogło odbywać się z odległości 12 metrów. Promień lasera jest kierowany na smartfon, gdy zaczyna on wydawać specjalny dźwięk. Wtedy system wie, że urządzenie ma zostać naładowane i zostało położone na zdefiniowanej wcześniej powierzchni, np. na biurku. « powrót do artykułu
  11. Polifenole z wina przeszkadzają bakteriom odpowiedzialnym za próchnicę i choroby przyzębia. Pierwotnie uważano, że prozdrowotne działanie polifenoli to wynik tego, że są przeciwutleniaczami i walczą z reaktywnymi formami tlenu (RFT). Niedawno okazało się jednak, że polifenole mogą aktywnie oddziaływać na bakterie w przewodzie pokarmowym. Ma to sens, zważywszy że owoce produkują je, by zapobiec infekcjom wywołanym przez patogeny. Pamiętając o tych ustaleniach, zespół M. Victorii Moreno-Arribas z hiszpańskiego Komitetu Badań Naukowych postanowił sprawdzić, czy polifenole z winogron i wina mogą chronić także dziąsła i zęby, a jeśli tak, na czym polega ich działanie na poziomie molekularnym. Hiszpanie pracowali z ekstraktami z pestek winogron i z czerwonego wina. Sprawdzali, jak zawarte w nich związki polifenolowe wpływają na bakterie, które przywierają do dziąseł i zębów, tworząc płytkę nazębną, ubytki i choroby przyzębia. Eksperymenty na modelu tkanki dziąseł pokazały, że 2 pojedyncze związki - kwasy kawowy i p-kumarowy - zmniejszają zdolność bakterii do przywierania lepiej niż pełne ekstrakty. Ich możliwości w tym zakresie wzrastały po zmieszaniu z probiotykiem - bakteriami Streptococcus dentisani. Naukowcy odkryli, że za część obserwowanych zjawisk mogą odpowiadać metabolity, które powstają w jamie ustnej na początkowych etapach trawienia polifenoli. « powrót do artykułu
  12. Badania Antarktydy, przeprowadzone nowatorską techniką z wykorzystaniem satelitów, dają najlepszy z uzyskanych obrazów zmian w tempie utraty lodu na tym kontynencie. Potwierdziły one zarówno szybkie ubywanie lodu w Zachodniej Antarktydzie oraz zadziwiającą stabilność znacznie większej, wschodniej części kontynentu. Podczas badań NASA wykorzystała algorytmy rozpoznawania obrazu, których zadaniem było przeanalizowanie setek tysięcy zdjęć satelitarnych i stworzenie na ich podstawie obrazu tempa utraty lodu. Uzyskane wyniki mogą stać się punktem odniesienia dla przyszłych badań oraz mogą zostać wykorzystane do weryfikowania cyfrowych modeli opisujących to, co dzieje się z pokrywami lodowymi. Nowa technika badawcza otwiera też drzwi do szybszego przetwarzania olbrzymich ilości danych. Wkraczamy w nową erę badań. Gdy przed 3 laty rozpoczynałem prace nad tym projektem, mieliśmy do dyspozycji pojedynczą mapę przepływu lodu zbudowaną na podstawie danych zebranych w ciągu 10 lat. Mapa ta, opublikowana po raz pierwszy w 2011 roku, była czymś rewolucyjnym. Teraz zaś możemy co roku tworzyć nową mapę ruchu lodu dla niemal całego kontynentu. Dzięki tym nowym danym możemy rozpocząć odkrywanie mechanizmu, który powoduje, że ruch lodu przyspiesza lub zwalnia w odpowiedzi na zmiany warunków środowiskowych, mówi badacz kriosfery, Alex Gardner z Jet Propulsion Laboratory. Badania przeprowadzone przez Gardnera i kierowany przezeń międzynarodowy zespół potwierdzają wcześniejsze badania i przynoszą kilka niespodziewanych informacji. Naukowcy zidentyfikowali lodowce, które najbardziej przyspieszyły w latach 2008-2015. To lodowce, które uchodzą do Zatoki Małgorzaty. Prędkość ich przesuwania się wzrosła z 400 do 800 metrów na rok. Przyczyną jest prawdopodobnie wzrost temperatury wód oceanicznych. Jednak najważniejszym odkryciem jest potwierdzenie wcześniejszych badań, które wskazywały, że nie zwiększa się tempo utraty lodu we wschodniej części Antarktydy. Wcześniejsze badania opierały się na pomiarach objętości lodu i zmian grawitacyjnych spowodowanych jego obecnością. Teraz mamy do dyspozycji pierwsze bezpośrednie pomiary ruchu lodu i jego uchodzenia do oceanu. Nowe badania potwierdziły też, że lodowce Thwaites i Pine Island przyspieszają, ale tempo przyspieszania zwalnia. Dzięki nowym badaniom wiemy, że w roku 2015 z Antarktydy do oceanów trafiło 1 bilion 929 miliardów ton lodu. Niepewność pomiaru to +/- 40 miliardów ton. To oznacza, że od roku 2008 wzrost tempa ubytku lodu z Antarktydy wynosi 36 miliardów ton (+/- 15 miliardów ton) rocznie. Lód z Antarktydy Wschodniej odpowiada za 89% całego przyrostu. « powrót do artykułu
  13. Po urodzeniu wilk workowaty (Thylacinus cynocephalus) wyglądał jak inne torbacze. Psiego wyglądu nabierał w trakcie rozwoju w torbie lęgowej. Naukowcy doszli do takiego wniosku po tomografii komputerowej 13 młodocianych osobników z kolekcji z całego świata. Udało im się stworzyć modele 3D T. cynocephalus od momentu narodzin. Skany pokazują ze wszelkimi szczegółami, że wilk workowaty zaczynał swoją drogę przez życie jako młodzik wyglądający w dużej mierze jak każdy inny torbacz. Krzepkie przedramiona pomagały mu we wspinaczce w torbie lęgowej matki - opowiada Christy Hipsley z Museums Victoria. Do momentu opuszczenia torby [...] wyglądał już jednak bardziej jak pies lub wilk, z tylnymi łapami dłuższymi od przednich. Autorzy publikacji z pisma Royal Society Open Science podkreślają, że podobieństwo wilka workowatego do dingo to jeden z najbardziej czytelnych przykładów ewolucji konwergentnej, w wyniku której niespokrewnione gatunki wykształcają podobny wygląd. Naukowcy przypominają, że ostatni wspólny przodek wilków workowatych oraz psów i wilków żył ok. 160 mln lat temu. Młodociane osobniki, które reprezentują 5 etapów rozwoju poporodowego, poddano nieinwazyjnej mikrotomografii. Dzięki temu uzyskano cyfrowe modele 3D w wysokiej rozdzielczości. To badanie pokazuje korzyści wynikające z zastosowania TK. Bez szkód dla okazów mogliśmy zeskanować wszystkie znane młodociane osobniki T. cynocephalus z całego świata i zbadać struktury wewnętrzne w wysokiej rozdzielczości - podkreśla prof. Andrew Pask z Uniwersytetu w Melbourne. Analizując rozwój szkieletu, byliśmy w stanie zilustrować dojrzewanie wilka workowatego i stwierdzić, kiedy nabierał on wyglądu psa. Akademicy chwalą się, że doprecyzowanie krzywych wzrostu pomaga w oszacowaniach wieku poszczególnych osobników. « powrót do artykułu
  14. Bułgarscy archeolodzy znaleźli fragment ceramicznego naczynia, na których widnieją inskrypcje zapisane symbolami Vinca. Symbole te to najprawdopodobniej jeden z najstarszych systemów proto-pisma. Odkrycia wspomnianego fragmentu dokonano w październiku ubiegłego roku, a wiek zabytku oceniono na VI tysiąclecie przed Chrystusem. Znaleziony fragment prawdopodobnie zawiera informacje dotyczące kalendarza i rytuałów. Jest jedenym z najstarszych znanych przykładów pisma na świecie i prawdopodobnie najstarszym w Europie. Pierwsze symbole Vinca odkryli w 1875 roku węgierscy archeolodzy pracujący w pobliżu Turdas w Rumunii. W 1908 roku w Vica w pobliżu Belgradu znaleziono liczne fragmenty pokryte tymi symbolami. Od tego czasu znaleziono już tysiące fragmentów z wciąż nieodczytanymi symbolami, wśród których znajdują się stworzenia podobne do zwierząt oraz różnego rodzaju krzyże, w tym swastyki. Wielu ekspertów twierdzi jednak, że symbole Vinca nie są pismem. Za takie jest bowiem uważana wizualna reprezentacja języka wykonana za pomocą ustalonych znaków. Ci badacze twierdzą, że mamy do czynienia z proto-pismem, systemem glifów reprezentujących obiekty i koncepcje. Za pierwsze prawdziwe pismo uznawane jest pismo sumeryjskie, które pojawiło się w IV tysiącleciu przed Chrystusem. Część specjalistów twierdzi, że nieco wcześniejsze są egipskie hieroglify. « powrót do artykułu
  15. Lipidy o bardzo długich łańcuchach mogą zapobiegać zespołowi suchego oka. Film łzowy spełnia bardzo dużo różnych funkcji, m.in. tworzy gładką powierzchnię dla załamania światła, nawilża rogówkę i spojówkę, a także zaopatruje rogówkę w tlen i składniki odżywcze. Składa się on 3 warstw: lipidowej, wodnej i mucynowej. Ta pierwsza zapobiega parowaniu wody z powierzchni oka i chroni przed zakażeniami. Jak podkreślają specjaliści, aż ok. 80% przypadków zespołu suchego oka ma związek właśnie z nieprawidłowościami warstwy lipidowej. Zespół Akio Kihary z Uniwersytetu Hokkaido dodaje, że o ile powstały leki obierające na cel warstwy wodną i mucynową, o tyle nie ma leków nacelowanych na warstwę lipidową. Autorzy publikacji z FASEB Journal wyjaśniają, że wydzielina tłuszczowa (meibum) powstaje w gruczołach łojowych tarczki powieki górnej i dolnej. Wiedza o meibum jest mocno niekompletna. Choć odkryto, że jego łańcuchy węglowe są długie (20-34 atomów C), pozostało jeszcze sporo kwestii do wyjaśnienia. Japończycy wyhodowali więc myszy pozbawione genu Elovl, który koduje enzym wydłużający łańcuchy kwasów tłuszczowych (gen rozbito wszędzie poza skórą, bo wiadomo, że taka wada byłaby letalna). Okazało się, że gdy myszy z rozbiciem genu (po knock-oucie genowym, (-/- Tg-E1) były młode, często mrugały i przejawiały symptomy zespołu suchego oka, np. zwiększone parowanie. Po 5 miesiącach u wielu gryzoni występowało zmętnienie rogówki. Jak tłumaczą Japończycy, chroniczna suchość oka zahamowała samonaprawę rogówki. Ekipa Kihary stwierdziła także, że myszy po knock-oucie miały mniej meibum z bardzo długimi łańcuchami (≥ 25 atomów C), a więcej z krótkimi. Wszystko wskazuje więc na to, że Elovl wiąże się ściśle z syntezą lipidów o bardzo długich łańcuchach. Nasze wyniki mogą pomóc w opracowaniu nowych leków do terapii i zapobiegania zespołowi suchego oka. Mamy na myśli czynniki, które będą sprzyjać wydzielaniu długołańcuchowego meibum albo krople zawierające takie lipidy - podsumowuje Kihara. « powrót do artykułu
  16. Czy chcesz być lubiany, popularny i akceptowany? Musisz więc być fit, cool i trendy, musisz mieć lepsze ciuchy, nowszego fona, szybszą furkę. Niezależnie od tego, czy leje deszcz, czy ściska kilkunastostopniowy mróz, musisz rano przed pracą zaliczyć swój jogging. W pracy musisz dawać z siebie więcej niż wszystko, a wyjazd na wakacje musi być koniecznie bardziej ekskluzywny i niesamowity niż wyjazd kolegi z pokoju obok. Twoja dziewczyna obowiązkowo musi być piękna i doskonale wystylizowana. Ale to nie wszystko. Aby być szczęśliwym i zadowolonym, musisz jeszcze... STOP! Trzymasz w ręku książkę, dzięki której położysz kres temu szaleństwu i nauczysz się przykładać wagę do tego, co jest dla Ciebie naprawdę ważne. Dowiesz się, że trzeba umieć rozpoznawać sprawy istotne i przejmować się właśnie nimi i tylko nimi. Przekonasz się, że wystarczy znaleźć w sobie odwagę i wolę, aby więcej nie dać się wkręcać w niekończącą się spiralę "musisz mieć" czy "musisz być". Autor w bardzo dosadny (choć również pełen humoru) sposób rozprawi się z Twoimi problemami, obawami i oczekiwaniami, bez mdłej papki pozytywnego myślenia, którą karmią Cię różni modni guru. Jeśli przejdziesz przez to bolesne doświadczenie, być może uda Ci się zacząć myśleć nieco inaczej. Odzyskasz kontrolę nad tym, co "musisz", przestaniesz przejmować się bzdurami, a w efekcie będziesz nieco szczęśliwszym człowiekiem. Sam zdecyduj, czy warto. Czytając tę książkę: 1) zastanowisz się nad tym, czym jest szczęście i dlaczego jego osiągnięcie stanowi problem (trudne); 2) przekonasz się, że poddawanie się tyranii wyjątkowości jest wyjątkową głupotą; 3) przemyślisz kwestie dokonywania wyborów i przestaniesz bać się porażki; 4) docenisz zalety mówienia "nie"; 5) poszukasz jaśniejszej strony własnego przemijania. Skoncentruj się tym, co naprawdę ważne. Resztę olej. Polska premiera: 28 lutego 2018 r. Mark Manson - jest autorem poradników, blogerem, myślicielem i entuzjastą życia. Jest psychologiem-samoukiem. Choć nigdy nie rozpoczął regularnych studiów w tym zakresie, jego przemyślenia na temat szczęśliwszego życia okazują się zaskakująco trafne. Mieszka w Nowym Jorku. Niekiedy pojawia się w mediach, a wywiady z nim cieszą się dużym zainteresowaniem. Lubi koty i whisky, ale niekoniecznie w tym samym czasie.
  17. Naukowcy ze szwedzkiego Uniwersytetu Technologicznego Chalmersa poinformowali, że są jednym z pierwszych, którym udało się stworzyć materiał zdolny do przechowywania fermionów Majorany. Fermiony Majorany mogą być stabilnymi elementami komputera kwantowego. Problem z nimi jest taki, że pojawiają się w bardzo specyficznych okolicznościach. Na całym świecie trwają prace nad komputerami kwantowymi. Jednym z najpoważniejszych wciąż nierozwiązanych problemów jest niezwykła delikatność stanów kwantowych, które łatwo ulegają dekoherencji, tracąc superpozycję, czyli zdolność do jednoczesnego przyjmowania wielu wartości. Jednym z pomysłów na komputer kwantowy jest wykorzystanie do jego budowy fermionów Majorany. Para takich fermionów, umieszczonych w odległych częściach materiału, powinna być odporna na dekoherencję. Problem jednak w tym, że w ciałach stałych fermiony Majorany pojawiają się wyłącznie w nadprzewodnikach topologicznych. To nowy typ materiału, który bardzo rzadko jest spotykany w praktyce. Wyniki naszych eksperymentów zgadzają się z teoretycznymi przewidywaniami dotyczącymi topologicznego nadprzewodnictwa, cieszy się profesor Floriana Lombardi z Laboratorium Fizyki Urządzeń Kwantowych na Chalmers. Naukowcy rozpoczęli pracę od topologicznego izolatora z tellurku bizmutu (Bi2Te3). Izolatory topologiczne przewodzą prąd wyłącznie na powierzchni. Wewnątrz są izolatorami. Uczeni z Chalmers pokryli swój izolator warstwą aluminium, które w bardzo niskiej temperaturze jest nadprzewodnikiem. W takich warunkach do izolatora topologicznego przeniknęła nadprzewodząca para elektronów, przez co topologiczny izolator wykazywał właściwości nadprzewodzące, wyjaśnia profesor Thilo Bauch. Jednak wstępne pomiary wykazywały, że uczeni mają do czynienia ze standardowym nadprzewodnictwem w Bi2Te3. Gdy jednak naukowcy ponownie schłodzili swój materiał, by dokonać kolejnych pomiarów, sytuacja uległa nagłej zmianie. Charakterystyki nadprzewodzących par elektronów różniły się od siebie w zależności o kierunku. Takie zachowanie nie jest zgodne ze standardowym nadprzewodnictwem. Zaczęły zachodzić niespodziewane, ekscytujące zjawiska, mówi Lombardi. Istotnym elementem tego, co się wydarzyło był fakt, że zespół Lombardi – w przeciwieństwie do wielu innych grup, które prowadziły podobne eksperymenty – użył platyny do połączenia izolatora topologicznego z aluminium. Wielokrotne chłodzenie doprowadziło do wzrostu napięć w platynie, przez co doszło do zmian właściwości nadprzewodnictwa. Analizy wykazały, że w ten sposób najprawdopodobniej uzyskano topologiczny nadprzewodnik. « powrót do artykułu
  18. StethoMe to pozbawiony liry (górnego elementu przewodu kończącego się słuchawkami) elektroniczny stetoskop zintegrowany z termometrem. Powstał dzięki naukowcom z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu - dr Honoracie Hafke-Dys i dr. Jędrzejowi Kocińskiemu - oraz firmie zajmującej się oprogramowaniem. Działa w połączeniu z aplikacją mobilną, dzięki czemu pacjent może sam szybko przeprowadzić badanie osłuchowe płuc i serca i przesłać wyniki lekarzowi. Doktor Honorata Hafke-Dys z Instytutu Akustyki UAM mówi: Prace nad rozwiązaniem trwają od ponad 2 lat. Dla mnie najważniejsze, jako dla naukowca, a także matki, jest to, że mogłam połączyć ze sobą naukę, technologię i biznes. Ze względu na czułość i algorytmy sztucznej inteligencji urządzenie jest bardziej skuteczne, w porównaniu do dźwięków, które słyszy lekarz, używając tradycyjnego stetoskopu. StethoMe ma służyć najmłodszym pacjentom, którzy często chorują i przeziębiają się, ale także seniorom, którym trudniej jest szybko dotrzeć do lekarza. Przede wszystkim jest to wielka rewolucja, jeżeli chodzi o pomiary płuc u dzieci chorych na astmę, ponieważ nie ma na rynku żadnego urządzenia, które pozwala na monitoring stanu płuc tak jak StethoMe - dodaje dr Hafke-Dys. Urządzenie jest na etapie prototypu gotowego do produkcji i teoretycznie mogłoby już zostać skomercjalizowane, wciąż jednak prowadzone są badania pilotażowe w ośrodkach medycznych i procesy certyfikacyjne. Trwają też prace nad kolejnymi algorytmami, które dokładniej zinterpretują wyniki badań serca. Historia tego nowoczesnego stetoskopu to lata badań, także z dziedziny akustyki i analizy dźwięków. Udało się stworzyć coś, co jest połączeniem tych trzech dziedzin i będzie niosło realną pomoc pacjentom. Jest to również urządzenie niezwykle przydatne lekarzom, którym wciąż brakuje specjalistycznego sprzętu w tej dziedzinie. Pamiętajmy: stetoskop w praktycznie niezmienionej formie przetrwał już ponad 200 lat i naprawdę w dobie dzisiejszych technologii może być urządzeniem dużo bardziej precyzyjnym - podsumowuje dr Hafke-Dys. « powrót do artykułu
  19. Podczas wykopalisk prowadzonych w latach 2009-11 na mezolitycznym stanowisku Kanaljorden w Motali w Szwecji w dawnym jeziorze odkryto pochówek ludzkich czaszek. Przed umieszczeniem na ułożonym w wodzie kamiennym "postumencie" 2 z nich nabito na pal. Archeologów zaskoczyło takie zachowanie u myśliwych-zbieraczy. Jak wyjaśnia zespół z Uniwersytetu Sztokholmskiego i szwedzkiej Fundacji Dziedzictwa Narodowego, postument z kamieni był duży i mierzył 14 na 14 m. Utworzono go na dnie płytkiego jeziora. Niektóre czaszki były w miarę kompletne, inne znaleziono w postaci izolowanych fragmentów, np. kości skroniowych. Większość kawałków to sklepienie czaszki. Odkryto za to tylko 2 żuchwy. Ok. 75% fragmentów da się powiązać z 11 osobami: dwojgiem dzieci (noworodkiem i dzieckiem w wieku poniżej 18. miesiąca życia) i 9 starszymi osobami (od wieku nastoletniego po średni). Dwie czaszki nabito na pal, który przechodził od otworu potylicznego wielkiego po sklepienie. Autorzy publikacji z pisma Antiquity podkreślają, że zwykle taki zabieg stosuje się, by odstraszyć wrogów. Myśliwi-zbieracze nie byli jednak znani z palowania czaszek ani z makabrycznych rytuałów pogrzebowych. Zamiast tego mieli grzebać swoich zmarłych w prosty sposób. Ludzkie kości (głównie czaszki, ale i nieliczne fragmenty pozaczaszkowe) odkryto w Kanaljorden dopiero w 2011 r. Wcześniej zespół natrafił na kości zwierząt. Archeolodzy zgromadzili też różne artefakty z drewna, kamienia, kości i poroża, w tym zdobiony czekan. Datowanie radiowęglowe ludzkich kości i drewnianych artefaktów wskazuje, że znalezisko pochodzi z 6029-5640 r. p.n.e. Wszystkie czaszki dorosłych noszą ślady urazów (wielokrotnych uderzeń w głowę). Różnią się one w zależności od płci. Mężczyzn uderzano z góry albo blisko przodu głowy, a kobiety z tyłu. Żadna z ran nie wyglądała na zagrażającą życiu, ale bez reszty ciała nie da się stwierdzić, co doprowadziło do zgonu. Archeolodzy nie potrafią stwierdzić, co się stało, ale dywagują, że ludzie z Kanaljorden zmarli lub zostali zabici gdzieś indziej i później zostali przetransportowani nad jezioro. Z jakiegoś powodu traktowano ich wyjątkowo. « powrót do artykułu
  20. Naukowcy z Joslin Diabetes Center zidentyfikowali 4 wirusy, które wytwarzają działające na ludzkie komórki insulinopodobne hormony. Nasze odkrycie może utorować drogę nowej dziedzinie: endokrynologii drobnoustrojowej. Wykazaliśmy, że insulinopodobne peptydy wirusowe oddziałują na komórki gryzoni i ludzi. Biorąc pod uwagę fakt, z jaką liczbą peptydów drobnoustrojowych się stykamy, można sobie wyrobić nowy pogląd na interakcje gospodarz-mikroorganizmy i [...] lepiej zrozumieć rolę drobnoustrojów w różnych chorobach - podkreśla dr Emrah Altindis. Odkrycie insulinopodobnych hormonów u wirusów rodzi pytanie o ich rolę w cukrzycy [typu 1. i 2.], a w także chorobach autoimmunologicznych, nowotworach i zaburzeniach metabolicznych - dodaje dr C. Ronald Kahn. Wszystko zaczęło się od udziału Altindisa w seminarium traktującym o potencjalnych przyczynach reakcji autoimmunologicznej zapoczątkowującej cukrzycę typu 1. Wtedy naukowiec zaczął dywagować, czy bakterie lub wirusy mogą wytwarzać insulinopodobne peptydy współodpowiadające za uruchomienie choroby. Analizując bazy danych z wirusowymi sekwencjami genetycznymi, naukowcy odkryli, że wirusy potrafią wytwarzać peptydy, które w różnym stopniu przypominają 16 ludzkich hormonów i białek regulatorowych. Naszą uwagę przyciągnęły zwłaszcza 4 wirusy z sekwencjami insulinopodobnymi - podkreśla Kahn. Wirusy te pochodzą z rodziny zakażającej ryby. By ustalić, czy działają one na komórki ssaków, ekipa z Joselin nawiązała współpracę z Richardem DiMarchim, profesorem chemii z Uniwersytetu Indiany. Peptydy (ang. viral insulin-like peptides, VILPs) zsyntetyzowano w jego laboratorium i podczas eksperymentów na komórkach myszy i ludzi sprawdzano, czy działają jak hormony. Wykazano, że VILPs wiążą się z ludzkimi receptorami insulinowymi i z receptorami insulinopodobnego czynnika wzrostu 1 (ang. insulin-like growth factor 1, IGF-1). Oprócz tego peptydy stymulowały wszystkie wewnątrzkomórkowe szlaki sygnalizacyjne stymulowane przez insulinę oraz IGF-1. Myszy, którym wstrzyknięto wirusowe peptydy, miały niższy poziom glukozy we krwi. Gdy przejrzano bazę danych wirusów występujących w ludzkim przewodzie pokarmowym, okazało się, że ludzie stykają się z 4 opisywanymi wirusami. Wirusy te zakażają ryby i płazy, ale nie wiadomo nic o tym, by infekowały ludzi. Możliwe jednak, że ludzie stykają się z nimi, jedząc ryby - wyjaśnia Kahn. Akademicy zamierzają rozszerzyć badania na inne wirusy wytwarzające hormony przypominające ludzkie. To zaledwie czubek góry lodowej. Z ponad 300 tys. wirusów, które mogą zakażać lub być przenoszone przez ssaki, dotąd zsekwencjonowano tylko ok. 7,5 tys., czyli ok. 2,5%. Z tego względu spodziewamy się, że w przyszłości odkryjemy o wiele więcej wirusowych hormonów, w tym wirusowych insulin. Amerykanie dodają, że niewykluczone, że takie lub podobne insulinopodobne cząsteczki są środowiskowymi wyzwalaczami reakcji autoimmunologicznej w cukrzycy typu 1. Z drugiej strony można też sobie jednak wyobrazić, że takie zjawisko odwrażliwia odpowiedź immunologiczną i działa zabezpieczająco. Wg Kahna, sprawy mogą się mieć podobnie z cukrzycą typu 2., w przypadku której wirusowe peptydy chroniłyby przed lub przyczyniały się do insulinooporności. Zespół zastanawia się również na tym, czy VILPs produkowane przez wirusy z przewodu pokarmowego mogą stymulować wzrost komórek, przez co powstają polipy, a później guzy nowotworowe. Koniec końców odkrycie rodzi nadzieje na uzyskanie nowych form hormonu, np. insulin niewymagających przechowywania w lodówce, szybciej wchłanianych lub wolniej degradowanych. « powrót do artykułu
  21. Naukowcy z Warwick University opracowali technologię bezpośredniego, precyzyjnego pomiaru wewnętrznej temperatury akumulatorów litowo-jonowych oraz potencjału ich elektrod. Dzięki niej odkryli, że obecne akumulatory mogą być bezpiecznie ładowane pięciokrotnie szybciej niż obecnie. Nowa technologia działa podczas normalnej pracy akumulatorów i była testowana na komercyjne dostępnych urządzeniach. Dzięki pracom uczonych z Warwick University możliwe będzie nie tylko znaczące skrócenie czasu ładowania akumulatorów, ale także opracowanie nowych materiałów, stworzenie elastycznych systemów ładowania czy udoskonalenie właściwości termicznych i elektrycznych już stosowanych materiałów. Podczas ładowania akumulatorów może dojść do ich przegrzania. To niebezpieczna sytuacja, mogąca doprowadzić do rozpadu elektrolitu i pojawienia się łatwopalnych gazów oraz wzrostu ciśnienia w akumulatorze, co grozi eksplozją i pożarem. Z kolei przeładowanie anody związane jest z pojawieniem się w niej metalowych dendrytów, które mogą przebić separator oddzielający ją od katody, co będzie skutkowało zwarciem. Aby uniknąć niebezpiecznych sytuacji producenci akumulatorów litowo-jonowych ustalają maksymalne wartości ich ładowania. Dane takie opierają o szacunki dotyczące warunków panujących wewnątrz akumulatora. Są to jednak tylko szacunki, gdyż uzyskanie w czasie rzeczywistym danych dotyczących temperatury elektrod i ich potencjału było albo niemożliwe, albo niepraktyczne, ze względu na negatywny wpływ pomiarów na wydajność urządzenia. Dlatego też producenci akumulatorów opierają się na pomiarach z zewnątrz, które jednak nie dają pełnego precyzyjnego obrazu tego, co dzieje się wewnątrz akumulatora. W związku z tym narzucają bardzo duże ograniczenia odnośnie maksymalnej prędkości i intensywności ładowania. Na Warwick University stworzono teraz cały zestaw metod, które pozwalają na bardzo precyzyjne wewnętrzne pomiary temperatury i stanu każdej z elektrod. Metody te nie wpływają na wydajność akumulatorów i były testowane na standardowych komercyjnie dostępnych urządzeniach. Uzyskane w ten sposób dane pokazują, że obecnie dostępne akumulatory litowo-jonowe można ładować pięciokrotnie szybciej niż się to obecnie robi. Wspomniana technologia wykorzystuje miniaturowe elektrody referencyjne oraz światłowodową siatkę Bragga, przeciągniętą przez warstwę ochronną akumulatora. Światłowód zabezpieczony jest odpowiednią powłoką, chroniącą go przed działaniem elektrolitu. W ten sposób urządzenie ma kontakt z kluczowymi elementami akumulatora i może dokonywać precyzyjnych pomiarów temperatury. « powrót do artykułu
  22. Wrażliwość płazów na grzybicę wywoływaną przez Batrachochytrium dendrobatidis (Bd) zależy od bakterii żyjących na ich skórze. Takie wnioski wypływają z pionierskiego badania genetycznego zespołu z Londyńskiego Towarzystwa Zoologicznego (ang. Zoological Society of London, ZSL). Wcześniejsze studia wskazywały, że przebieg infekcji zależy od zjadliwości szczepu Bd, z jakim zwierzęta się zetkną, ale najnowsze badania sugerują, że bakterie żyjące naturalnie na skórze płazów mogą chronić przed grzybem. Autorzy publikacji z pisma Nature Communications przeanalizowali dane z ponad dekady. Zebrano je we francuskich i hiszpańskich Pirenejach, sprawdzając, czemu niektóre populacje pętówki babienicy (Alytes obstetricans) wykazały się pewną opornością na Bd, podczas gdy gdzie indziej grzybica doprowadziła do ogromnych spadków liczebności podobnych zwierząt. Byliśmy zaskoczeni, gdy odkryliśmy, że populacje pętówki, które znacznie ucierpiały wskutek zakażeń Bd, miały bardzo podobne mikrobiomy skórne. [Co istotne], różniły się one znacznie od mikroflory populacji bardziej opornych na chytrydiomykozę [łac. chytridiomycosis] - wyjaśnia Kieran Bates z Imperial College London (ICL). W praktyce nasze wyniki oznaczają, że bakterie ze skóry mogą odgrywać ważniejszą rolę w przebiegu choroby, niż się dotąd wydawało. Naszym kolejnym celem jest określenie, w jaki dokładnie sposób mikroorganizmy ze skóry chronią pętówki. Może to utorować drogę nowym rozwiązaniom, które przydadzą się w ochronie tego i innych gatunków. Dr Xavier Harrison z Instytutu Zoologii ZSL dodaje, że nie wydaje się, by istniały oczywiste geograficzne związki między populacjami pętówek a opornością na chorobę. Nie znaleźliśmy też dowodów, by spadki liczebności w reakcji na obecność Bd wiązały się z unikatowymi wariantami genetycznymi patogenu. « powrót do artykułu
  23. Zdaniem firmy Avecto, liczba błędów związanych z bezpieczeństwem w produktach Microsoftu wzrosła w ostatnich latach ponaddwukrotnie. Od 2013 roku zwiększyła się ona o 111%. Specjaliści z Avecto przeanalizowali microsoftowy Security Update Guide i odkryli, że o ile jeszcze w roku 2013 koncern zajmował się 325 dziurami, to w 2017 liczba ta wzrosła do 685. Najwięcej dziur wystąpiło w Microsoft Office. W badanym okresie liczba dziur w pakiecie biurowym zwiększyła się o 89%, natomiast liczba luk odkrytych w Windows 10 wzrosła w samym tylko roku 2017 aż o 64%. O 46% zwięszyła się liczba krytycznych błędów w przeglądarkach Microsoftu, Internet Explorerze i Edge'u. Analiza Avecto wykazała też, że wystarczy nie korzystać z oprogramowania na prawach administratora, by uniknąć 80% dziur odkrytych w 2017 roku. Stwierdzenie to jest prawdziwe w odniesieniu do Windows 10, ale już w przypadku IE oraz Edge'a pracując na koncie użytkownika może uniknąć aż 95% krytycznych dziur. W systemach operacyjnych Microsoftu, od Windows Visty po Windows 10, znaleziono w sumie 587 dziur. Z kolei aż 301 ze wszystkich 685 luk pozwalało na przeprowadzenie ataku ze zdalnym uruchomieniem dowolnego kodu. Liczba tego typu dziur zwiększyła się w ostatnich latach o 58%. Specjaliści od dawna podkreślają, że jedną z naczelnych zasad bezpieczeństwa jest używanie w codziennej pracy konta użytkownika, a nie konta administratora. Niektóre organizacje uważają, że mechanizm kontroli konta użytkownika (UAC – user account control) ochroni je przed atakami. Jednak napastnicy znają wiele metod jego obejścia. Nawet Microsoft mówi, że UAC nie jest mechanizmem zabezpieczającym. Należy odebrać zwykłym użytkownikom wszelkie uprawnienia administracyjne. Tylko wówczas można być pewnym, że nawet jeśli napastnik wykorzysta jakąś dziurę, to nie przejmie pełnej kontroli nad komputerem, mówi Jake Williams, szef Rendition Infosec. « powrót do artykułu
  24. W najbliższą niedzielę łazik Opportunity po raz 5000 doświadczy wschodu Słońca na Marsie. Marsjańska doba, zwana 'sol', trwa o 40 minut dłużej niż doba na Ziemi. Opportunity trafił na Czerwoną Planetę 25 stycznia 2004 roku, a jego misja miała trwać zaledwie 90 dób. Pięć tysięcy dób po tym, jak rozpoczęliśmy planowaną na 90 dób misję, ten zadziwiający łazik nie przestaje zdradzać nam tajemnic Marsa, mówi John Callas, odpowiedzialny w NASA za misję Opportunity. Misja łazika miała trwać 90 soli, gdyż NASA nie spodziewała się, że urządzenie przetrwa marsjańską zimę. Okazało się, że Opportunity poradził sobie podczas ośmiu zim, podczas których pracuje, pomimo tego, iż otrzymuje minimalną ilość energii ze Słońca. Opportunity znajduje się obecnie na wewnętrznym zboczu zachodniej krawędzi Krateru Endeavour. Dotychczas łazik pokonał 45 kilometrów i znajduje się w 1/3 drogi wzdłuż zbocza. Jedzie w kierunku płytkiego kanału nazwanego Perseverance Valley. Dotychczas Opportunity przesłał na Ziemię około 225 000 zdjęć. Wszystkie zostały upublicznione. Dotychczas łazik osiągnął wiele kamieni milowych, a to jest jeden z nich. Jednak od liczb ważniejsze są dokonane przez niego odkrycia, stwierdza Callas. O łaziku stało się głośno kilka miesięcy po wylądowaniu, gdy dostarczył dowodów, iż w przeszłości na Marsie płynęła woda. Od tamtej pory łazik eksploruje coraz głębsze kratery na Marsie. Do Krateru Endeavour dotarł w 2011 roku. Teraz spróbuje odkryć proces, w wyniku którego powstał Perseverance Valley. « powrót do artykułu
  25. Loop Medical, start-up związany z Politechniką Federalną w Lozannie, pracuje nad bezigłowym urządzeniem do samodzielnego pobierania krwi w domu. Firma właśnie podpisała umowę o partnerstwie z Cerba HealthCare. Dzięki temu unikatowy produkt ma zostać dopracowany i skomercjalizowany. Obecnie 70% decyzji medycznych [diagnoz] podejmuje się w oparciu o badania krwi. Ponieważ spersonalizowana medycyna szybko się rozwija, trend ten jeszcze się pewnie nasili - podkreśla dyrektor Loop Medical Arthur Queval. Urządzenie wielkości dłoni pozwoli pobrać wystarczającą ilość krwi do szerokiej gamy testów (można to będzie zrobić w domowym zaciszu bez pomocy personelu medycznego). Wg Szwajcarów, to świetna wiadomość dla osób, które muszą regularnie przechodzić badania krwi i dla ludzi, którzy boją się igieł. Po umieszczeniu na ręce pacjenta urządzenie pobierze krew w podobnym czasie co człowiek przy tradycyjnej metodzie. Później próbki będą wysyłane do laboratorium (dostawa ma się odbywać w zgodzie ze specjalnym protokołem). Queval dodaje, że zdecentralizowane urządzenia [przenośne systemy diagnostyczne] zapewniają ograniczoną liczbę testów i trudno sprawić, by były one konkurencyjne cenowo w stosunku do usług laboratoryjnych. Z oczywistych względów Szwajcarzy nie chcą ujawniać szczegółów działania swojego urządzenia. Wiadomo tylko, że będzie się ono łączyć z Internetem. Dzięki temu losy próbek będzie można śledzić od momentu pobrania do dostarczenia wyników. Loop Medical powstało w zeszłym roku. Firma dostała 400 tys. dol. kapitału inwestycyjnego od Fundacji Billa i Melindy Gatesów. Szwajcarzy wykorzystali tę kwotę na testy przedkliniczne. Fundacja podkreśla, że dzięki urządzeniu łatwiej byłoby prowadzić badania krwi w krajach rozwijających się, gdzie często brakuje materiałów higienicznych i wykwalifikowanej kadry medycznej. Uzyskiwanie w takich warunkach istotnych klinicznie wyników wspomogłoby zaś walkę z chorobami zakaźnymi. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...