Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36784
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    210

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Pod koniec XIX wieku irlandzki pisarz Bram Stoker stworzył postać przerażającego wampira, hrabiego Drakuli. Niektórzy twierdzą, że jego pierwowzorem był hospodar wołoski Wład III Palownik, zwany Władem Tepeszem lub Władem Drakulą. Władca zyskał złą sławę już w XV wieku, gdyż okrutnie karał swoich wrogów. Podobno zabił nawet 80 000 ludzi, wielu z nich nabijając na pal. Jego przydomek Drakula, czyli syn Drakula, pochodzi od przydomku jego ojca, Włada Drakula. Ten zaś przybrał go, gdy wstąpił do Zakonu Smoka (Societas Draconistratum), powołanego przez Zygmunta Luksemburskiego do obrony chrześcijaństwa przed rosnącą potęgą Imperium Osmańskiego. W ostatnich dekadach, dzięki rozwojowi nowych technik badawczych, naukowcy coraz chętnie analizują molekuły z przeszłości – głównie białka. Dzięki temu możemy wiele dowiedzieć się o ewolucji człowieka, diecie naszych przodków, chorobach, jakie ich dręczyły, poznać materiały, jakich używali np. do tworzenia dzieł sztuki. Techniki takie jak spektrometria mass pozwalają wykrywać niewielkie ilości interesujących nas substancji i rozszyfrowywać skład skomplikowanych mieszanin. Maria Gaetana, Vincenzo Cunsolo i ich zespół z Uniwersytetu w Katanii i Politechniki w Mediolanie, we współpracy z Rumuńskim Archiwum Państwowym, przeanalizowali trzy listy napisane przez Włada Drakulę. Dwa z nich zostały napisane w 1475 roku i szybko trafiły do istniejącego od 1465 roku archiwum miasta Sybin. Wciąż się w nim znajdują. Są w świetnym stanie, nigdy nie były poddawane pracom konserwatorskim. Są przechowywane w kopertach, oddzielnie od siebie, wolno je dotykać tylko w rękawiczkach, a każdy przypadek ich przeglądania jest odnotowywany. Trzecim z listów, napisanym w 1457 roku, zajmowali się w ubiegłym wieku konserwatorzy w Bukareszcie. Prace prowadzono tak, by zminimalizować ryzyko chemicznego i biologicznego zanieczyszczenia zabytku. Naukowcy znaleźli na listach olbrzymią liczbę białek i peptydów powiązanych z różnymi organizmami, od wirusów i bakterii, poprzez rośliny, owady po człowieka. Jednoznacznie zidentyfikowali 16 endogennych (czyli pochodzących z wewnątrz organizmu) białek ludzkich. Wśród nich znajdowały się trzy proteiny pochodzące z układu oddechowego. Szczególnie interesujące były dwie, gdyż mutacje w kodujących je genach są takie same w niektórych ciliopatiach (chorobach rzęsek i wici) układu oddechowego oraz chorobach siatkówki. Znaleziono też 5 protein występujących we krwi. Uwagę naukowców szczególnie przykuła jedna z nich, która występuje w gruczołach potowych oraz w proteomie łez. Analizy wykazały też obecność około 500 peptydów, z czego około 100 pochodziło od człowieka. Tutaj naukowcy zainteresowali się 31. Wiele z nich odkryto w listach z 1475 roku, ale w liście z roku 1457 znaleziono jedynie 11. Na wszystkich listach były peptydy powiązane z krwią i układem oddechowym. Zidentyfikowano też peptydy powiązane z białkami zaangażowanymi w rozwój ciliopatii, chorób siatkówki oraz stanem zapalnym. Jednak pochodzące z krwi peptydy związane z białkami z siatkówki i łez zostały odkryte wyłącznie w dwóch późniejszych listach. Nie można wykluczyć, że wykrycie większej liczby peptydów na listach z 1475 roku spowodowana jest faktem, iż są one lepiej zachowane. Jednak możliwe jest też po prostu, że z wiekiem stan zdrowia Włada Palownika się pogarszał. Niektóre z historycznych doniesień mówią, że Drakula „płakał krwawymi łzami”. Badania listów zdają się to potwierdzać. Zidentyfikowane przez naukowców białka i peptydy sugerują, że – przynajmniej w późniejszych latach życia – hospodar cierpiał na zapalenie układu oddechowego i/lub skóry oraz hemolakrię, charakteryzującą się obecnością krwi we łzach. Oczywiście listy były dotykane przez więcej osób, niż tylko Wład. Możemy jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że najbardziej wyraźne ślady pozostawił na nich sam autor. Ponadto ze wszystkimi trzema listami musiałyby mieć kontakt osoby cierpiące na podobne schorzenia. Ze szczegółami analizy można zapoznać się w artykule Count Dracula Resurrected: Proteomic Analysis of Vlad III the Impaler’s Documents by EVA Technology and Mass Spectrometry opublikowanym na łamach Analytical Chemistry. « powrót do artykułu
  2. W 1999 r. w jaskini Hohle Fels z Jury Szwabskiej znaleziono głowę zwierzęcia z kości mamuta. Sądzono, że to najprawdopodobniej głowa figurki konia. Jakiś czas temu odkryto pasujący do niej fragment korpusu. Teraz jednak specjaliści nie wiedzą, czy rzeźba przedstawia lwa czy niedźwiedzia jaskiniowego. W Hohle Fels znajdowane są jedne z najstarszych na świecie dzieł sztuki i instrumentów muzycznych. Nadal nie możemy z całą pewnością ustalić przynależności gatunkowej [przedstawionego] zwierzęcia, lecz może to być lew lub niedźwiedź jaskiniowy - powiedział na konferencji prasowej „Znalezisko roku 2022” (Fund des Jahres 2022) prof. Nicholas Conard z Uniwersytetu w Tybindze. Z informacjami na temat figurki, części której odkryto w warstwach z czasów kultury oryniackiej, można się zapoznać w piśmie Archäologische Ausgrabungen in Baden-Württemberg (Nicholas J. Conard, Alexander Janas: Fundreiche mittelpaläolithische Schichten und neue Einblicke in Technologie und Subsistenz der Neandertaler im Hohle Fels). Sam prof. Conard uważa, że dzieło z górnego paleolitu przedstawia jednak niedźwiedzia jaskiniowego. Przemawiają za tym m.in. masywna sylwetka oraz charakterystyczny garb. Specjalista przyznaje jednocześnie, że w figurce można się także dopatrzeć cech anatomicznych/morfologicznych lwa jaskiniowego. Wiarygodna identyfikacja przedstawień z epoki lodowej nie zawsze jest łatwa, zwłaszcza gdy zachowały się one w tak fragmentarycznej formie - mówi Conard. Obecnie rzeźba składa się z 5 fragmentów (w tym kawałka policzka), odkrytych podczas różnych sezonów wykopalisk. Głowa jest odłamana na wysokości szyi. Zabytek wchodzi w skład kolekcji Urgeschichtlichen Museum (URMU) w Blaubeuren. Najnowsze znalezisko ma 3,99 cm długości, 2,49 cm wysokości i 0,55 cm szerokości. Uznano je za prawy bark i tułów. Podczas przeglądania licznych kościanych znalezisk z Hohle Fels natrafiono na następny fragment prawego boku (dopasowano go na podstawie wyrytego wzoru). Niewykluczone, że inny kawałek stanowi z kolei część lewej przedniej nogi. Jak żaden inny zabytek, figurka ta pokazuje nam i zwiedzającym, że prace archeologiczne [właściwie] nigdy się nie kończą - podsumowuje dyrektorka zarządzająca URMU dr Stefanie Kölbl. « powrót do artykułu
  3. Mózg chroniony jest przez czaszkę, opony mózgowo-rdzeniowe i barierę krew-mózg. Dlatego leczenie chorób go dotykających – jak udary czy choroba Alzheimera – nie jest łatwe. Jakiś czas temu naukowcy odkryli szlaki umożliwiające przemieszczanie się komórek układ odpornościowego ze szpiku kości czaszki do mózgu. Niemieccy naukowcy zauważyli, że komórki te przedostają się poza oponę twardą. Zaczęli więc zastanawiać się, czy kości czaszki zawierają jakieś szczególne komórki i molekuły, wyspecjalizowane do interakcji z mózgiem. Okazało się, że tak. Badania prowadził zespół profesora Alego Ertürka z Helmholtz Zentrum München we współpracy z naukowcami z Uniwersytetu Ludwika i Maksymiliana w Monachium oraz Uniwersytetu Technicznego w Monachium. Analizy RNA i białek zarówno w kościach mysich, jak i ludzkich, wykazały, że rzeczywiście kości czaszki są pod tym względem wyjątkowe. Zawierają unikatową populację neutrofili, odgrywających szczególną rolę w odpowiedzi immunologicznej. Odkrycie to ma olbrzymie znaczenie, gdyż wskazuje, że istnieje złożony system interakcji pomiędzy czaszką a mózgiem, mówi doktorant Ilgin Kolabas z Helmholtz München. To otwiera przed nami olbrzymie możliwości diagnostyczne i terapeutyczne, potencjalnie może zrewolucjonizować naszą wiedzę o chorobach neurologicznych. Ten przełom może doprowadzić do opracowania bardziej efektywnych sposobów monitorowania takich schorzeń jak udar czy choroba Alzheimer i, potencjalnie, pomóc w zapobieżeniu im poprzez wczesne wykrycie ich objawów, dodaje profesor Ertürk. Co więcej, badania techniką pozytonowej tomografii emisyjnej (PET) ujawniły, że sygnały z czaszki odpowiadają sygnałom z mózgu, a zmiany tych sygnałów odpowiadają postępom choroby Alzhaimera i udaru. To wskazuje na możliwość monitorowania stanu pacjenta za pomocą skanowania powierzchni jego głowy. Członkowie zespołu badawczego przewidują, że w przyszłości ich odkrycie przełoży się na opracowanie metod łatwego monitorowania stanu zdrowia mózgu oraz postępów chorób neurologicznych za pomocą prostych przenośnych urządzeń. Nie można wykluczyć, że dzięki niemu opracowane zostaną efektywne metody ich leczenia. « powrót do artykułu
  4. Wizyta w salonie fryzjerskim jest nie tylko czasochłonna, ale i potrafi sporo kosztować. Jeśli więc nie jest nam straszne popularne DIY, możemy stworzyć własne małe SPA i spróbować domowych sposobów na poprawę stanu swoich włosów. Jak zrobić maski? Co będzie nam to tego potrzebne? Co może być potrzebne? Dokładne przepisy na domowe maski z łatwością znajdziemy na blogach internetowych poświęconych pielęgnacji włosów. Warto zweryfikować uzyskane informacje z jednego miejsca z innymi źródłami – w ten sposób zyskamy więcej pewności, że wybrana mieszkanka zadziała. Można również wzorować się na tym, co w swoich składach prezentują naturalne maski do włosów. Poza tym odpowiednim źródłem wiedzy mogą być też tzw. włosomaniaczki, które często dzielą się swoimi doświadczeniami w mediach społecznościowych. Warto w każdym przypadku pamiętać, że poszczególne maski mogą nie sprawdzić się w naszym przypadku. Wiele zależy od porowatości włosów i ich potrzeb dotyczących PEH, czyli protein, emolientów i humektantów. Jest to jednak dosyć indywidualna sprawa. Czerpiąc inspiracje z internetu, warto najpierw określić swój typ włosów oraz wymagania. Do domowej maski wspomagającej wzmocnienie włosów przyda się tłoczony na zimno olej kokosowy, do którego dodamy kilka kropel olejku eterycznego i miód. Taką mieszankę nałożymy na noc. Jeśli zależy nam na nawilżeniu, jednym z lepszych rozwiązań będzie sięgnięcie po aloes. Wystarczy dodać do niego łyżkę wybranego oleju, aby stworzyć prostą maskę. Do popularnych składników takich mikstur należy też jajko. Uznawane jest za skuteczną pomoc przy walce z łupieżem, a dodatkowo poprawia kondycję włosów. Domowa maska z jajkiem będzie składać się również z oliwy z oliwek. Do domowych maseczek wykorzystywane są również: jogurt naturalny, mleko kokosowe, drożdże, sok z cytryny, awokado oraz różne olejki, np. z migdałów, ale także wiele więcej. Jak widać, wybór jest spory, wystarczy określić, na jakim efekcie nam zależy i sprawdzić, czy mamy wszystkie składniki pod ręką. Warto też wiedzieć, że domowe maski nakładamy najczęściej na wilgotne włosy, a następnie dokładnie spłukujemy podczas mycia głowy. Zalety – czy warto zrobić domowe maski do włosów? Jedną z głównych zalet domowych masek jest to, że najczęściej do ich zrobienia wykorzystuje się wyłącznie naturalne składniki. Możemy samodzielnie dopasować poszczególne mieszanki do własnych potrzeb i unikać tych, które nie działają na nas najlepiej. Nie nakładamy więc szkodliwych substancji, martwiąc się o to, czy końcowy efekt będzie tego wart. Nawet jeśli domowa maska nie zadziała na nasze włosy, będziemy mieć więcej pewności, że dodatkowo ich nie uszkodziliśmy w żaden sposób, ponieważ naturalne składniki nie wyrządzają znacznej krzywdy. Należy przy tym jednak pamiętać, żeby nie przesadzać w drugą stronę – codzienne nakładanie mikstur DIY również nie okaże się korzystne. Zazwyczaj wystarczy zrobienie takiej maski do włosów raz na tydzień. Kolejnym plusem jest oszczędność pieniędzy. Prawdopodobnie składniki potrzebne do przygotowania domowej maski znajdziemy już w naszej kuchni. Dodatkowa wycieczka do sklepu będzie więc zbędna, a koszt takiej mieszanki okaże się zapewne niewielki – może wynieść nawet kilkanaście groszy, jeśli sięgniemy po najprostsze składniki codziennego użytku. Poza tym zrobienie domowej maski do włosów zajmuje zazwyczaj tylko kilka chwil. « powrót do artykułu
  5. NASA i DARPA ujawniły szczegóły dotyczące budowy silnika rakietowego o napędzie atomowym. Jądrowy silnik termiczny (NTP) DRACO (Demonstration Rocket for Agile Cislunar Operations) powstaje we współpracy z Lockheed Martinem i BWX Technologies. Najpierw zostanie zbudowany prototyp, następnie silnik do pojazdów zdolnych dolecieć do Księżyca, w końcu zaś silnik dla misji międzyplanetarnych. Jeszcze przed kilkoma miesiącami informowaliśmy, że DRACO może powstać w 2027 roku. Teraz dowiadujemy się, że test prototypu w przestrzeni kosmicznej zaplanowano na koniec 2026 roku. To niezwykłe przyspieszenie prac – trzeba pamiętać, że zwykle projekty związane z przestrzenią kosmiczną i nowymi technologiami mają spore opóźnienie – było możliwe dzięki częściowemu połączeniu prac, które zwykle odbywają się osobno, w drugiej i trzeciej fazie rozwoju projektu. To zaś jest możliwe dzięki wykorzystaniu sprzętu i doświadczeń z dotychczasowych misji w głębszych partiach kosmosu. Budujemy stabilną i bezawaryjną platformę, w której wszystko, co nie jest silnikiem, to technologie o niskim ryzyku, mówi Tabitha Dodson, odpowiedzialna z ramienia DARPA za projekt DRACO. Wiemy, że niedawno zakończyła się pierwsza faza projektu, w ramach którego powstał projekt nowego reaktora. Nie ujawniono, ile faza ta kosztowała. Kolejne dwie fazy mają budżet 499 milionów USD. Jeśli prototyp zda egzamin, powstanie silnik dla misji na Księżyc. Przyniesie on spore korzyści. Napędzane nim rakiety będą przemieszczały się szybciej, zatem szybciej dostarczą ludzi, sprzęt i materiały na potrzeby budowy bazy na Księżycu. Jednak największe korzyści z nowego silnika ujawnią się podczas misji na Marsa. Okno startowe misji na Czerwoną Planetę otwiera się co 26 miesięcy i jest dość wąskie. Dzięki lepszym silnikom i szybszym rakietom okno to można poszerzyć, co ułatwi planowanie i przeprowadzanie marsjańskich misji. Nie mówiąc już o tym, że skrócenie samej podróży będzie korzystne dla zdrowia astronautów poddanych promieniowaniu kosmicznemu. Prędkość obecnie stosowanych silników jest ograniczona przez dostępność paliwa i utleniacza. Silnik z reaktorem atomowym działałby dzięki ogrzewaniu ciekłego wodoru z temperatury -253 stopni Celsjusza do ponad 2400 stopni Celsjusza i wyrzucaniu przez dysze szybko przemieszczającego się rozgrzanego gazu. To on nadawałby ciąg rakiecie. Pomysłodawcą stworzenia napędu atomowego jest polski fizyk Stanisław Ulam, który przedstawił go w 1946 roku. Dziesięć lat później rozpoczęto Project Orion. Efektem prac było powstanie prototypowego silnika, który został przetestowany na ziemi. Obecnie takie testy nie wchodzą w grę. Zgodnie z dzisiejszymi przepisami naukowcy musieliby przechwycić gazy wylotowe, usunąć z nich materiał radioaktywny i bezpiecznie go składować. Dlatego też prototyp zostanie przetestowany na orbicie 700 kilometrów nad Ziemią. Ponadto w latach 50. wykorzystano wzbogacony uran-235, taki jak w broni atomowej. Obecnie użyty zostanie znacznie mniej uran-235. Można z nim bezpieczne pracować i przebywać w jego pobliżu, mówi Anthony Calomino z NASA. Drugi z podobnych projektów, NERVA (Nuclear Engine for Rocket Vehicle Application), doprowadził do stworzenia dobrze działającego silnika. Ze względu na duże koszty projekt zarzucono. Reaktor będzie posiadał liczne zabezpieczenia, które nie dopuszczą do jego pełnego działania podczas pobytu na ziemi. Dopiero po opuszczeniu naszej planety będzie on w stanie w pełni działać. W czasie testów zostaną sprawdzone liczne parametry silnika, w tym jego ciąg oraz impuls właściwy. Impuls właściwy obecnie stosowanych silników chemicznych wynosi około 400 sekund. W przypadku silnika atomowego będzie to pomiędzy 700 a 900 sekund. NASA chce też sprawdzić, na jak długo wystarczy 2000 kilogramów ciekłego wodoru. Inżynierowie mają nadzieję, że taka ilość paliwa wystarczy na napędzanie rakiety przez wiele miesięcy. Obecnie górny człon rakiety nośnej ma paliwa na około 12 godzin. Silniki NTP powinny być od 2 do 5 razy bardziej efektywne, niż obecne silniki chemiczne. A to oznacza, że napędzane nimi rakiety mogą lecieć szybciej, dalej i zaoszczędzić paliwo. « powrót do artykułu
  6. Nieprzewidywalność to jeden z problemów trapiących odnawialne źródła energii. Wiatraki i instalacje fotowoltaiczne czasami wytwarzają tak dużo energii, że są problemy z jej odbiorem, innym zaś razem, gdy energia by się przydała, one akurat nie pracują. Problem rozwiązałyby magazyny energii. Jak wynika z analiz magazyny takie musiałyby kosztować nie więcej niż 20 USD za kilowatogodzinę pojemności, by można było zasilać duże obszary wyłącznie energią słoneczną i wiatrową. Obecnie 100-megawatowy magazyn litowo-jonowy kosztuje 405 USD za kilowatogodzinę. Wkrótce ma się to zmienić. Donald Sadoway to chemik materiałowy i emerytowany profesor MIT. Jest znanym ekspert w dziedzinie akumulatorów i ekstrakcji metali z rud, autorem wielu ważnych prac na tych polach. W 2010 roku stał się współzałożycielem firmy Ambri, która pracuje nad akumulatorem z ciekłego metalu. Firma informuje, że, w zależności od rodzaju instalacji, już obecnie jej akumulatory kosztują 180–250 USD za kilowatogodzinę pojemności. Do roku 2030 kwota ta ma spaść do 21 USD/kWh. Teraz przyszedł czas na zweryfikowanie tych zapewnień. Ambri we współpracy z dostawcą energii Xcel Energy rozpocznie w 2024 roku budowę 300-kilowatowego systemu. Ma on zostać uruchomiony do końca przyszłego roku. Będzie to pierwsza instalacja Ambri na skalę przemysłową. Profesor Sadoway wyjaśnia, że niższa cena akumulatorów z płynnym metalem wynika z wykorzystania prostszych materiałów, prostszej zasady działania oraz mniej skomplikowanego projektu. Ponadto takie akumulatory są znacznie bardziej trwałe od litowo-jonowych. Koncepcja akumulatora na ciekłych metalach czyni zeń świetne rozwiązanie dla zastosowań stacjonarnych. Akumulator jest niepalny i jest odporny na spadek wydajności. Mamy dane z tysięcy cykli ładowania/rozładowywania. Wynika z nich, że akumulatory te po 20 latach pracy powinny zachować 95% oryginalnej pojemności, stwierdza uczony. Urządzenia firmy Ambri wykorzystują trzy ciekłe warstwy, oddzielone dzięki temu, że mają różną gęstość. Najgęstsza z nich to katoda z ciekłego antymonu. Znajduje się ona na samym dole. Na samej górze zaś jest anoda z mieszaniny wapnia. Warstwy te rozdzielone są elektrolitem z soli chlorku wapnia. Podczas rozładowywania anoda uwalnia jony wapnia, które przemieszczają się przez elektrolit do katody, tworząc tam mieszaninę wapniowo-antymonową. Podczas ładowania zachodzi proces odwrotny. Nie ma membrany, nie ma separatora. Wszystkie te elementy zapewniają prostotę budowy i odporność, cieszy się Sadoway. Jeszcze 10 lat temu specjaliści z Ambri eksperymentowali z litem i magnezem w anodzie. Ze względu na koszty zdecydowali się na wapń. To jednak spowodowało, że prace nad akumulatorami znacznie się wydłużyły. Wszystkie te wspaniałe rzeczy, które dotychczas opracowaliśmy na potrzeby akumulatorów litowo-jonowych okazały się w tym przypadku nieprzydatne. Zachodzą tu inne procesy chemiczne, mamy tutaj inny projekt. Musieliśmy więc opracować wszystko od nowa, w tym urządzenia do produkcji naszych akumulatorów, wyjaśnia naukowiec. « powrót do artykułu
  7. Najciekawsze sposoby nauki matematyki Tradycyjne metody nauki co prawda przygotowały wiele pokoleń Polaków do zdania wymaganych egzaminów, ale nie da się ukryć, że bywają niezwykle nużące. Młode umysły często potrzebują więcej bodźców, żeby bezproblemowo i z przyjemnością chłonąć wiedzę. Zwłaszcza w przypadku przedmiotów, które uczniowie często uważają za wyjątkowo trudne, przydaje się szeroki wachlarz metod nauczania, który sprawi, że przyswajanie informacji nie jest porównywalne do katorgi. Na liście takich przedmiotów regularnie pojawia się matematyka - królowa nauk. Jednak, z perspektywy ucznia, jeśli jakieś zajęcia lekcyjne w szkole można uznać za niezbyt użyteczne, to matematyka na pewno nie zalicza się do takich. Dlatego tak istotne jest opanowanie działów matematycznych, z których uczniowie korzystać będą długo po opuszczeniu szkoły. W trosce o przyjemnie opanowanie algebry czy geometrii warto sięgnąć po niestandardowe metody nauki matematyki. Wybór takich metod jest na tyle bogaty, że każdy uczeń powinien znaleźć sposoby skuteczne i idealne dla swoich preferencji uczenia się. Przyjrzyjmy się najciekawszym sposobom na innowacyjną naukę matematyki! Stwórz otoczenie przyjazne nauce matematyki Chociaż matematyki możesz uczyć się wszędzie tam, gdzie czujesz się komfortowo, warto upewnić się, że masz wystarczająco dużo naturalnego światła słonecznego lub lampkę, a wokół nie ma rozpraszaczy, takich jak telewizja, telefon, tablety, krzyczące dzieci, domowi goście, którzy mogą Cię rozpraszać. Zrób tabelę wszystkich wzorów matematycznych i umieść ją w pokoju na ścianie, w widocznym miejscu. Ta metoda pozwoli na szybkie wyszukanie wzoru, którego potrzebujesz, aby prawidłowo rozwiązać zadanie. Kluczem do rozwiązania problemu matematycznego jest zidentyfikowanie i zrozumienie jego źródła, a nie tylko podanie krótkiego rozwiązania. Dlatego podjęcie kreatywnych działań będzie pomocne dla wszystkich uczniów, którym wydaje się, że matematyka to trudny przedmiot. Zapisz i naucz się formuł Zapisywanie wzorów dla różnych równań to dobry sposób na rozpoczęcie nauki danego działu matematycznego. Im częściej zapisujesz wzór, tym bardziej zapada on w pamięć mięśniową. Dodatkowo, jeśli jesteś wzrokowcem, zastosuj w zapisach kolory. Możesz przypisać jeden kolor do określonych działań matematycznych, lub stosować różne kolory długopisu podczas rozwiązywania zadań, by podkreślić najważniejsze części równania lub zaznaczyć sekcje, z którymi masz jeszcze problemy. Możesz pójść o krok do przodu i przygotować własne fiszki! Wykorzystaj swoje fiszki w nauce grupowej z kolegami z klasy. Dzięki temu kreatywnemu rozwiązaniu możesz utrwalać wiedzę matematyczną nawet na przerwie w szkole, jeśli nie masz do roboty nic ciekawszego. Wzory, których nie możesz zapamiętać, zapisz na kolorowych karteczkach samoprzylepnych i umieść je nad biurkiem lub w dowolnym miejscu, które przyciąga wzrok. Wizualizuj problemy matematyczne Na lekcji matematyki zadania tekstowe, opisujące sterty owoców lub wymagające obliczenia prędkości pociągu, mogą być dla uczniów nużące i mało ekscytujące. Wizualizacja takich problemów może pomóc dzieciom lepiej zrozumieć zadanie, czyniąc matematykę interesującą i wciągającą. Wizualizacja pomaga również uczniom zrozumieć pojęcia matematyczne, takie jak geometria i trygonometria, dzięki czemu matematyka stanie się bardziej interesująca! Wykorzystaj pojęcia matematyczne w prawdziwym życiu Zastosowanie matematyki w prawdziwym życiu może sprawić, że matematyka będzie ciekawsza, a życie łatwiejsze. Uczniowie mogą zastosować matematykę podczas pieczenia, przy obliczaniu przebytej codziennie odległości i obliczania liczby obrotów koła rowerowego podczas jazdy na rowerze. Młodzi matematycy stosujący obliczenia w prawdziwym życiu będą postrzegać matematykę jako użyteczny przedmiot, przy okazji rozwijając inne kompetencje, użyteczne w różnych rzeczywistych sytuacjach. Korzystanie z matematyki w życiu codziennym poprawia: rozwiązywanie problemów, logiczne rozumowani, umiejętności podejmowania decyzji. Dlatego wykorzystanie pojęć wyuczonych na lekcjach może sprawić, że matematyka będzie ciekawa i przyjemna dla uczniów. Nauka nie musi być wkuwaniem podręcznika na pamięć. Interaktywne uczenie się podczas ciekawych zajęć, przynosi o wiele lepsze rezultaty, a jeśli Twoje dziecko lub Ty, potrzebujecie dodatkowej pomocy, warto rozważyć korepetycje z matematyki. Obliczenia matematyczne w podróży Zwłaszcza w dzisiejszych czasach długa jazda samochodem może przypominać bardzo potrzebne wakacje. Więc następnym razem, gdy będziesz gotowy do wyruszenia w drogę, spraw, aby była to zabawna czynność matematyczna. Jeśli musisz dotrzeć do celu przed 16:00, a jest on oddalony o 180 km, o której godzinie musisz wyjść z domu i z jaką średnią prędkością powinieneś jechać? Jak zmieni się wzór, jeśli utkniesz w korku na 15 minut lub będziesz musiał zawrócić, ponieważ zapomniałeś portfela po 5 minutach jazdy? Pomyśl o miejscach, które dziecko mogłoby chcieć odwiedzić! Zamiast aplikacji z GPS-em użyj mapy i zmień podróż w przygodę! Oszczędzanie a matematyka Gdy dzieci osiągną określony wiek, zwykle dostają kieszonkowe. Nagle chętniej pomagają w domu. Zabawne, jak to działa. Oczywiście spieszą się też z wydaniem kieszonkowego! Jak możesz zachęcić ich je oszczędzania? Wprowadzenie odsetek i zaoferowanie dofinansowania ich skarbonki, jeśli mogą zatrzymać określoną kwotę w środku, jest świetnym sposobem, aby skłonić dzieci do innego myślenia o swoich pieniądzach, jednocześnie zachęcając do lepszych nawyków wydawania pieniędzy. Dla starszych uczniów giełda może również zapewnić fascynujące zastosowania pojęć matematycznych w świecie rzeczywistym. Specjalną formą giełdy dla młodych ludzi jest projekt Szkolna Internetowa Gra Giełdowa organizowany przez GPW oraz Fundację GPW we współpracy z Fundacją im. Lesława A. Pagi, który kierowany jest do uczniów i nauczycieli szkół ponadpodstawowych oraz klas VII i VIII szkół podstawowych. Uczniowie biorą udział w SIGG w zespołach liczących od dwóch do czterech osób (pod opieką nauczyciela). Projekt ma na celu edukację ekonomiczną młodzieży w zakresie mechanizmów działania rynku kapitałowego oraz giełdy, udział mogą wziąć wszyscy zainteresowani spełniający wymagania określone w regulaminie. Wyrachowane zakupy Dzieci uwielbiają zakupy, zwłaszcza jeśli chodzi o łakocie i zabawki. Pomyśl o czymś, co sprawiłoby frajdę dziecku, opracuj budżet i wybierzcie się do sklepu. Twoja lokalna Biedronka lub Lidl pełne są problemów matematycznych. Promocja na zabawki: kup jedną, zapłać za drugą 50%? Budżet ustalony, trzeba tylko znaleźć zabawki, które zmieszczą się w wyznaczonej kwocie. Pozwól dziecku wybrać zestaw mieszczący się w budżecie. Propozycja nie do odrzucenia! Młodzież może być zainteresowana wyprzedażami na platformach z grami wideo, takimi jak Steam czy Epic Games, gdzie pojawiają się kupony promocyjne aktywowane przy zakupie gier na wyprzedaży. Czy dziecko da radę wykorzystać promocję w efektywny sposób? Ile udało się zaoszczędzić? Nie dość, że młody matematyk ćwiczy działania na liczbach, dodatkowa zakorzenia zwyczaj oszczędnego wydawania. Zintegruj matematykę z ulubionymi przedmiotami Zainteresowanie uczniów naukami ścisłymi, sztuką i innymi dziedzinami innymi niż matematyka może włączyć matematykę do ich ulubionych przedmiotów. Matematykę stosunkowo łatwo zintegrować z innymi dziedzinami. Na przykład: Student zainteresowany sztuką może zintegrować matematykę z architekturą i malarstwem, używając różnych wzorców matematycznych, takich jak ciąg Fibonacciego, Uczeń zainteresowany muzyką może użyć matematyki do utworzenia ciągu liczb i nauczyć się problemów z sekwencjonowaniem, Młody kucharz może używać matematyki do odmierzania składników. Integracja matematyki z różnymi przedmiotami może sprawić, że matematyka będzie interesująca i wzbudzi ciekawość! Potrzebujesz porady, jak konkretnie się do tego zabrać? Zapytaj doświadczonego pedagoga, przykładowo o korepetycje z matematyki w Warszawie, innym polskim mieście lub online. Jak wykorzystać Internet do nauki matematyki W Internecie można znaleźć wszystko, a korzystanie z materiałów online jest dziś wręcz wymogiem przy nauce jakiegokolwiek tematu. Skorzystaj z dobrodziejstwa połączenia internetowego, żeby znaleźć skuteczne metody nauki matematyki, które idealnie wpasują się w Twoje potrzeby. Znajdź najlepsze narzędzia online do nauki matematyki Możesz pobrać zadania, zapisać się na zajęcia z tematów, które wydają Ci się trudne, zadawać pytania na forach, a nawet przeprowadzić losowe wyszukiwanie w Google i jakoś znajdziesz rozwiązanie. Im więcej odkrywasz i dyskutujesz nie tylko z nauczycielami i kolegami z klasy, ale także w społecznościach internetowych, tym lepiej. Możesz także grać w gry związane z matematyką, aby stała się ona formą rozrywki, a nie powodem stresu. Warto obejrzeć filmy na różnych platformach, aby zrozumieć tematy, które uważasz za stosunkowo trudne. Ucz się matematyki poprzez programowanie Uczniowie zainteresowani językami programowania mogą uczynić matematykę interesującą, integrując matematykę z programowaniem. Algebra jest używana w programowaniu komputerowym do projektowania i opracowywania oprogramowania i algorytmów do działania komputera. Nauka matematyki poprzez kodowanie sprawia, że matematyka jest fascynująca. Poprawia również umiejętności programistyczne uczniów. Dlatego uczniowie uczący się matematyki poprzez programowanie to metoda korzystna dla wszystkich! Indywidualne podejście do nauki matematyki Niezależnie od tego, jakie metody nauki matematyki wybierzesz, jedno jest pewne: każdy uczeń jest inny. To powoduje, że różne metody będą bardziej lub mniej skuteczne. Najważniejsze w nauce jest dobranie zestawu takich metod, które nie będą przytłaczały dziecka, ale pomogą mu skupić się na nauce najważniejszych zagadnień. Wyklejenie całego pokoju plakatami, karteczkami i informacjami nie pomoże uczniowi, który nie jest wzrokowcem lub nie przemawiają do niego tego typu pomoce naukowe. Posadzenie dziecka przed komputerem nie przyniesie skutku, jeśli pociecha nie ma predyspozycji do wykorzystania materiałów dostępnych online. Nauka przez zabawę to najskuteczniejsza forma edukacji, ale nie każde dziecko będzie reagować tak samo na zaproponowane gry i metody ćwiczeń matematycznych. Warto pamiętać, że poświęcenie czasu na odnalezienie najbardziej efektywnych zajęć jest warte świeczki. Jeśli brakuje pomysłów i inspiracji, nie zaszkodzi podpytać o poradę profesjonalistów, którzy mają z dziećmi kontakt na co dzień: nauczycieli, korepetytorów, wychowawców. Doświadczenie w pracy z najmłodszymi przyda się przy zestawianiu metod nauki matematyki już na bardzo wczesnym etapie. « powrót do artykułu
  8. Dżuma trapi ludzkość od 5000 lat. W tym czasie wywołująca ją Yersinia pestis ulegała wielokrotnym zmianom, zyskując i tracąc geny. Około 1500 lat temu, niedługo przed jedną z największych pandemii – dżumą Justyniana – Y. pestis stała się bardziej niebezpieczna. Teraz dowiadujemy się, że ostatnio bakteria dodatkowo zyskała na zjadliwości. Pomiędzy wielkimi pandemiami średniowiecza, a pandemią, która w XIX i XX wieku zabiła około 15 milionów ludzi, Y. pestis została wzbogacona o nowy niebezpieczny element genetyczny. Naukowcy z Uniwersytetu Chrystiana Albrechta w Kilonii i Instytutu Biologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka przeanalizowali genom Y. pestis od neolitu po czasy współczesne. Mieli dostęp m.in. do szkieletów 42 osób, które zostały pochowane pomiędzy XI a XVI wiekiem na dwóch duńskich cmentarzach parafialnych. Wcześniejsze badania pokazały, że na początkowych etapach ewolucji patogen nie posiadał genów potrzebnych do efektywnej transmisji za pośrednictwem pcheł. Taka transmisja jest typowa dla współczesnej dżumy dymieniczej. W wyniku ewolucji Y. pestis znacząco zwiększyła swoją wirulencję, co przyczyniło się do wybuchu jednych z najbardziej śmiercionośnych pandemii w historii ludzkości, mówi doktor Joanna Bonczarowska z Instytutu Klinicznej Biologii Molekularnej na Uniwersytecie w Kilonii. Podczas naszych badań wykazaliśmy, że przed XIX wiekiem żaden ze znanych szczepów Y. pestis nie posiadał elementu genetycznego znanego jako profag YpfΦ, dodaje uczona. Profag, jest to nieczynna postać bakteriofaga, fragment DNA wirusa, który został włączony do materiału genetycznego zaatakowanej przez niego bakterii. Te szczepy Y. pestis, które mają w swoim materiale genetycznym YpfΦ, są znacznie bardziej śmiercionośne, niż szczepy bez tego profaga. Nie można więc wykluczyć, że to jego obecność przyczyniła się do wysokiej śmiertelności podczas pandemii z XIX/XX wieku. Naukowcy z Kilonii chcieli szczegółowo poznać mechanizm zwiększonej wirulencji Y. pestis z profagiem YpfΦ. W tym celu przyjrzeli się wszystkim białkom kodowanym przez tę bakterię. Okazało się, że jedno z nich jest bardzo podobne do toksyn znanych z innych patogenów. Struktura tego białka jest podobna do enterotoksyny wytwarzanej przez Vibrio cholerae (ZOT - zonula occludens toxin), która ułatwia wymianę szkodliwych substancji pomiędzy zainfekowanymi komórkami i uszkadza błonę śluzową oraz nabłonek, dodaje Bonczarowska. Uczona wraz z zespołem będą w najbliższym czasie badali wspomniane białko, gdyż jego obecność prawdopodobnie wyjaśnia zjadliwość współczesnych szczepów Y. pestis. Badacze zwracają uwagę, że szybka ewolucja patogenu zwiększa ryzyko pandemii. Nabywanie nowych elementów genetycznych może spowodować, że pojawią się nowe objawy. To zaś może prowadzić do problemów z postawieniem diagnozy i opóźnienia właściwego leczenia, które jest kluczowe dla przeżycia. Co więcej, niektóre szczepy Y. pestis już wykazują oporność na różne antybiotyki, co dodatkowo zwiększa zagrożenie, stwierdza doktor Daniel Unterweger, który stał na czele grupy badawczej. Naukowcy przypominają, że u innych bakterii również odkryto elementy podobne do YpfΦ, co może wskazywać na ich zwiększoną wirulencję. Zrozumienie, w jaki sposób patogen zwiększał swoją szkodliwość w przeszłości, a czasem robił to skokowo, pomoże nam w wykrywaniu nowych jego odmian i w zapobieganiu przyszłym pandemiom, wyjaśnia cel badań profesor Ben Krause-Kyora z Instytutu Klinicznej Biologii Molekularnej. Dżuma to wciąż jedna z najbardziej niebezpiecznych chorób. Śmiertelność w przypadku szybko nieleczonej choroby wynosi od 30% (dżuma dymienicza) do 100% (odmiana płucna). Obecnie najczęściej występuje w Demokratycznej Republice Konga, Peru i na Madagaskarze. Zdarzają się jednak zachorowania w krajach wysoko uprzemysłowionych. Na przykład w USA w 2020 roku zanotowano 9 zachorowań, z czego zmarły 2 osoby. « powrót do artykułu
  9. Wodór, najbardziej rozpowszechniony pierwiastek we wszechświecie, wciąż potrafi zaskoczyć naukowców. Pomimo dziesięcioleci intensywnych badań i bardzo prostej struktury – w końcu atom wodoru składa się z jednego protonu i jednego elektronu – wiele jego właściwości wciąż pozostaje tajemnicą. Naukowcy z Uniwersytetu Christiana Albrechta w Kilonii i Helmholtz-Zentrum Dresden-Rossendorf drogą teoretycznych obliczeń zauważyli niespodziewaną właściwość wodoru. W warunkach wysokiego ciśnienia wodór powinien zachowywać się jak roton, kwazicząstka wprowadzona przez Richarda Feynmana na określenie stanów wzbudzonych nadciekłego helu-4. To niespodziewane zachowanie wodoru przejawia się na przykład niezwykłym rozpraszaniem promieniowania rentgenowskiego w gęstym wodorze. Normalnie promieniowanie rentgenowskie przekazuje energię do elektronów, a transfer energii jest tym większy, im większy jest przekazany pęd. W przeprowadzonych obliczeń wynika jednak, że w gęstym wodorze energia może spadać wraz ze wzrostem transferu pędu. Zjawisko takie obserwowano dotychczas jedynie w bardzo egzotycznych układach, cieczach Bosego schłodzonych to temperatury bliskiej zeru absolutnemu. Ciecze takie znajdują się w stanie nadciekłym, zachodzą w nich zjawiska kwantowe i nie da się ich opisać na gruncie klasycznej mechaniki. Ta nowa właściwość wodoru jest powodowana przez elektrony, które nie są powiązane z atomami. Jeśli wodór zostanie wzbudzony promieniowaniem rentgenowskim o pewnej długości fali, elektrony mogą zbliżyć się do siebie na niezwykle małą odległość, a nawet tworzyć pary, mimo że zwykle się odpychają, wyjaśniają profesor Michael Bonitz i doktor Tobias Dornheim. Naukowcy dokładnie wyliczyli, jakie właściwości wodoru powinny zostać zaobserwowane w opisywanych przez warunkach. Teraz fizycy-eksperymentatorzy mogą pokusić się o zweryfikowanie tych obliczeń w praktyce. « powrót do artykułu
  10. Gmail to najpopularniejsza poczta na świecie, która może pochwalić się prawie 2 miliardami aktywnych użytkowników. Oznacza to, że usłudze tej zaufała już niemal jedna czwarta ludzkości! Nie wszyscy jednak wiedzą, że oprócz standardowej poczty, przeznaczonej dla użytkowników prywatnych, dostępny jest też Gmail dla firm. Jakie są najważniejsze cechy niezawodnej skrzynki od Google w jej biznesowej odsłonie? I dlaczego warto wybrać ją do swojej firmy? Przekonajmy się! Gmail dla firm, czyli adres pocztowy w domenie Jedną z głównych różnic między prywatną pocztą od Google a Gmailem dla firm jest to, że w tym drugim przypadku możliwe jest utworzenie adresu pocztowego w domenie własnej firmy. W praktyce oznacza to, że zamiast adresu imię.nazwisko@gmail.com, użytkownik może ustalić adres imię.naziwsko@nazwafirmy.pl. Różnica teoretycznie nie jest znacząca, ale w praktyce jednak tak – profesjonalny adres zwiększa zaufanie do firmy zarówno wśród jej klientów, jak i kontrahentów. Co więcej, dla każdego wykupionego konta można – bez ponoszenia dodatkowych kosztów – ustawić nawet 30 aliasów, czyli alternatywnych adresów pocztowych, takich jak np. biuro@nazwafirmy.pl, kontakt@nazwafirmy.pl czy inicjały@nazwafirmy.pl. Po takiej konfiguracji poczty, wszystkie wiadomości wysłane na każdy z tych adresów będą spływały do jednej, wskazanej przez użytkownika skrzynki. Miejsce na dysku w chmurze Gmail dla firm dostępny jest w ramach pakietu Google Workspace, który można wykupić w jednym z czterech planów subskrypcyjnych. Niezależnie od wyboru, do każdego konta przypisane będzie o wiele więcej miejsca na dysku w chmurze, niż w przypadku Gmaila dla użytkowników prywatnych. Już w najniższym pakiecie, Google Workspace Business Starter, każdy z użytkowników ma do dyspozycji 30 GB na Dysku Google (w porównaniu z 15 GB przypisanymi do prywatnego Gmaila). W pozostałych planach wartość ta wynosi od 2 do 5 TB. W najwyższym z dostępnych pakietów, Google Workspace Enterprise, można też wnioskować o nielimitowane miejsce na dysku w chmurze. Dodatkowe aplikacje w pakiecie To jedna z najważniejszych cech Gmaila dla firm, na jaką zwracają uwagę przedsiębiorcy. A mianowicie – decydując się na firmową pocztę od Google, nie muszą już wykupywać dodatkowych licencji na programy biurowe. W każdym pakiecie Google Workspace dostępne są bowiem takie aplikacje do tworzenia, zarządzania i komunikacji jak: Dokumenty, Arkusze, Prezentacje, Formularze, Witryny, Chat, Meet, Kalendarz, Keep i Jamboard. Wszystkie wymienione programy są narzędziami chmurowymi, co oznacza, że pracownicy nie muszą instalować ich na lokalnych dyskach komputerów. Wszystko, czego potrzebują, aby zyskać dostęp do firmowych zasobów to urządzenia, za pośrednictwem których mogą zalogować się na swoim koncie Google (np. laptop, telefon czy tablet). Zaawansowane zabezpieczenia przed spamem i phishingiem Gmail słynie z doskonałych filtrów antyspamowych, jednak w biznesowej wersji aplikacji ochrona ta jest na jeszcze wyższym poziomie, niż w przypadku darmowej poczty. Administratorzy firmowych instancji Google Workspace mogą dodatkowo skonfigurować ustawienia aplikacji w taki sposób, aby mieć pewność, że dane przetwarzane przez pracowników przedsiębiorstwa są zupełnie bezpieczne. Zaawansowane ustawienia filtrów antyspamowych sprawią zaś, że zamiast przedzierać się przez dziesiątki niechcianych maili, pracownicy będą mogli skupić się na wykonywaniu swoich służbowych obowiązków. Gmail dla firm – podsumowanie Gmail dla firm dostępny jest w pakiecie z innymi programami biurowymi w ramach usługi Google Workspace. Biznesowa odsłona aplikacji pozwala tworzyć adresy we własnej domenie, wyposażona jest w zaawansowane filtry antyspamowe i odznacza się dostępem do dużej ilości miejsca na dysku w chmurze. Jeśli chcesz w praktyce poznać możliwości firmowej poczty od Google, skontaktuj się z krajowym partnerem Google Cloud (takim jak na przykład firma FOTC), gdzie będziesz mógł za darmo testować tę usługę dwa razy dłużej, niż wykupując do niej dostęp bezpośrednio na stronie producenta. Chcesz dowiedzieć się jeszcze więcej na temat Gmaila w wersji dla firm? Zajrzyj tutaj: https://fotc.com/pl/blog/gmail-dla-firm-wszystko-co-musisz-wiedziec/ « powrót do artykułu
  11. W grobowcu cesarza Wendi, władcy (180-157 p.n.e.) z chińskiej dynastii Han, znaleziono szkielet pandy wielkiej. Co interesujące, poprzednie znalezisko szczątków pandy wielkiej pochodzi z grobowca cesarzowej wdowy Bo, która była matką cesarza Han Wendi. O ile jednak w grobie cesarzowej znaleziono czaszkę i zęby, to w grobowcu jej syna odkryto właśnie kompletny szkielet zwierzęcia. Znaleziony w dole ofiarnym szkielet pandy wielkiej jest kompletny. Głowa skierowana jest w stronę cesarskiego mauzoleum, a ogon wskazuje na zachód, wyjaśniają archeolodzy. Porównanie ze współczesnymi pandami wykazało, że pochowany osobnik należał do podgatunku pandy wielkiej z północnych stoków gór Qinling. Tamtejsze pandy (Ailuropoda melanoleuca qinlingensis) mają brązowe oraz jasnobrązowe futro. W czasach dynastii Han panował zwyczaj urządzania zmarłym całego podziemnego świata, który odpowiadał ich życiu doczesnemu. Dlatego też w cesarskich grobowcach znajdujemy przedmioty, których używali za życia. Zwierzęce doły ofiarne symbolizują zaś podziemne ogrody dla zmarłych władców. Były też manifestacją bogactwa i potęgi. Szczątki zwierzęcia znaleziono w jednym z ponad 100 dołów ofiarnych otaczających mauzoleum cesarza. Zostało ono pochowane wewnątrz struktury z cegieł. W innych dołach ofiarnych znaleziono m.in. szczątki tygrysów, jaków czy oryksów. W powszechnej wyobraźni panda wielka nieodłącznie wiąże się z Chinami. Dlatego może dziwić, że znalezienie szczątków tego zwierzęcia w cesarskim grobowcu jest sensacją archeologiczną. Jak czytamy w artykule „Znajomość pandy wielkiej w starożytnych Chinach” profesora Gościwita Malinowskiego, z dzisiejszą popularnością pandy jako symbolu Chin zaskakująco kontrastuje niemal całkowita nieobecność tego zwierzęcia w wyobrażeniach dawniejszych epok. Po raz pierwszy wykorzystano pandę jako logo dopiero w 1941 r. i jest to zasługą „Latających Tygrysów” (Flying Tigers), czyli pilotów myśliwców z American Volunteer Group (AVG), walczących przeciw Japończykom po stronie wojsk Republiki Chińskiej. [...] panda wielka jest całkowicie nieobecna w chińskiej sztuce i literaturze przed drugą połową XX wieku. Jest zupełnie nieznana w tradycyjnym malarstwie chińskim, a jej pierwsze chińskie wyobrażenie to zamieszczona w słowniku Cíhǎi (辞海) z 1938 r. rycina (il. 6), która opiera się na typowych europejskich rysunkach tego zwierzęcia, wykonywanych na podstawie opisów oraz eksponatów taksydermicznych. [...] Można zatem zaryzykować twierdzenie, że nieobecność czarno-białej pandy w starożytnej sztuce i literaturze chińskiej wynika z faktu, że bliżej terenów stanowiących centrum ziem chińskich zamieszkiwały osobniki tego gatunku bardziej przypominające brunatne pandy z Qinling w Shaanxi niż biało-czarne z Syczuanu. Stąd też brunatne pandy mogły nie być wyróżniane w potocznej i schematycznej chińskiej klasyfikacji zwierząt od lokalnych populacji niedźwiedzia brunatnego. W tym samym dole, w którym spoczęła panda, znaleziono też szczątki tapira. Uczony Xu Shen opisywał w II wieku tapira jako biało-czarne zwierzę podobne do niedźwiedzia i pochodzące ze Shu (Syczuanu). Jako, że zwierzęta te zostały wytępione w Chinach przed objęciem rządów przez dynastię Song (960–1279), przez długi czas sądzono, że Shen opisywał pandę. Znalezisko wskazuje, że w czasach Han jeszcze występowały w Państwie Środka. « powrót do artykułu
  12. Zespół z Lawrence Livermore National Laboratory po raz drugi uzyskał w wyniku fuzji jądrowej (reakcji termojądrowej) więcej energii niż zostało wprowadzone do kapsułki paliwowej. Pierwszy raz o takim wydarzeniu usłyszeliśmy w grudniu ubiegłego roku. Teraz energii uzyskano więcej niż wówczas. Szczegóły poznamy podczas zbliżających się konferencji naukowych oraz z opublikowanych artykułów w recenzowanych magazynach. Musimy jednak pamiętać, że mamy tutaj do czynienia z przełomem naukowym, jednak do wykorzystania energii z fuzji jądrowej droga jeszcze daleka. Obecnie potrafimy uzyskiwać energię w elektrowniach atomowych z rozpadu cięższych atomów na lżejsze. Elektrownie atomowe to ekologiczne i stabilne źródło energii, jednak wytwarzają wysoce radioaktywne odpady, które pozostają radioaktywne przez setki i tysiące lat, ponadto opierają się na ograniczonych zasobach paliwa. Wedle różnych szacunków paliwa do nich wystarczy na od 90 do ponad 130 lat. Fuzja jądrowa pozbawiona jest tych wad. Polega ona na łączeniu dwóch izotopów wodoru – zwykle deuteru i trytu – w cięższy hel. Powstają przy tym co prawda odpady promieniotwórcze, ale ich promieniotwórczość jest stosunkowo niska i przestają one sprawiać problem w ciągu kilkudziesięciu lat. Ponadto dysponujemy praktycznie nieograniczonymi zasobami wodoru. Dlatego też od dziesiątków lat naukowcy pracują nad opanowaniem fuzji jądrowej i uzyskaniu z niej zysku energetycznego netto. Dotychczas się to nie udało. W grudniu ubiegłego roku naukowcy z National Ignition Facility poinfomrowali o uzyskaniu z fuzji jądrowej większej ilości energii niż została wprowadzona do kapsułki z paliwem w celu rozpoczęcia reakcji. Było to ważne wydarzenie z naukowego punktu widzenia. Jednak nie z praktycznego. Ilość energii potrzebna do przeprowadzenia eksperymentu była bowiem co najmniej 100-krotnie większa, niż ilość energii uzyskanej. Teraz ten sam zespół uzyskał więcej energii niż w grudniu. « powrót do artykułu
  13. O Bałtyku opowiada doktor Tomasz Kijewski, biolog, popularyzator i edukator. Pracuje w Instytucie Oceanologii Polskiej Akademii Nauk, w Pracowni Badania i Edukacji o Klimacie i Oceanach. Autor i współautor publikacji naukowych i popularnonaukowych, bloger (rybanapiątek.wordpress.com), jeden z animatorów projektu oceanofchanges.com Od kiedy prowadzone są badania Bałtyku? Ludzie gromadzą wiedzę o Bałtyku tak długo jak egzystują wokół tego akwenu. Najstarsze stanowiska archeologiczne pochodzą z epoki kamiennej, około 10 800 lat temu, gdy Bałtyk był jeszcze jeziorem polodowcowym. Wiele tych miejsc zostało przykrytych wodą podczas kolejnych etapów rozwoju tego morza, gdy zasolenie wzrastało do 15‰, spadało do 3‰, znowu wzrosło do 13‰, a od około 6 tysięcy lat powoli spada. Każdej z tych zmian towarzyszyły zmiany linii brzegowej oraz gruntowna przebudowa ekosystemów. Jedne gatunki znikały, inne pojawiały się, o czym dowiadujemy się dziś badając osady denne. Bo źródeł pisanych, rzecz jasna, nasi przodkowie nie zostawili. W źródłach pisanych nazwa „Bałtyk” wzmiankowana była po raz pierwszy w IX w. w biografii Karola Wielkiego, autorstwa Einharda. Słowem „Balticus” określono tam „zatokę o nieznanej długości”. Oczywiście nordyccy żeglarze, zwani wikingami, wiedzieli znacznie więcej. Rozwój Hanzy w kolejnych wiekach sprzyjał poznawaniu tego morza, ale dopiero w XVI w. szwedzki biskup Olaus Magnus zrealizował projekt kartografii półwyspu Skandynawskiego wraz z Bałtykiem i jego południowymi wybrzeżami. Natomiast badania naukowe na Bałtyku zaczęły się na równi z powszechnym trendem rozwoju nauk przyrodniczych w XVII w. Z tamtych czasów pochodzą najstarsze dane oceanograficzne, na przykład o poziomie morza, bioróżnorodności Bałtyku, czy mapowanie głębokości. Później badań tych było więcej, by wspomnieć tylko takie nazwiska jak Karol Linneusz czy Alexander von Humboldt, którzy poświęcili Bałtykowi część swoich prac.   Jakie zmiany zaszły między ich rozpoczęciem a dniem dzisiejszym? Musimy pamiętać o tym, że w naturze nie ma stałości. Bałtyk jest tego doskonałym przykładem, co wynika z historii tego akwenu. Jednak gwałtowność zmian, które obserwujemy w ciągu ostatnich dwóch wieków, a w szczególności kilku dziesięcioleci, może budzić niepokój. Zacznę tu od zmiany wielkoskalowej, jaką jest wysładzanie. Jak wspomniałem, w historii Bałtyku zdarzało się, że woda była i bardziej, i mniej zasolona niż obecnie. Było to spowodowane zmianami zarówno poziomu wód oceanicznych jak i podnoszeniem płyty tektonicznej w wyniku ruchów izostatycznych po zaniku lądolodu. Proces podnoszenia się Półwyspu Skandynawskiego i niecki Bałtyku trwa nadal, ale jest już bardzo powolny, a zmniejszenie objętości morskiej wody napływającej do Bałtyku wynika z innego procesu. Obserwowane współcześnie tempo podnoszenia Fennoskandii. Cięcie warstwicowe co 1 mm/rok (oprac. wg W. Fjeldskaar i in., 2000)]; © Państwowy Instytut Geologiczny - PIB Woda z Morza Północnego stale przedostaje się do Bałtyku w rejonie Cieśnin Duńskich, chociażby w rytmie przypływów, ale są to małe objętości. Aby doszło do masowego wlewu o objętości co najmniej kilkudziesięciu km3, muszą zaistnieć określone warunki atmosferyczne, to znaczy sekwencja wyż -> niż nad Bałtykiem podczas gdy nad Morzem Północnym sekwencja niż -> wyż. Takie okoliczności sprawiają, że woda wpierw jest wypychana z Bałtyku, a następnie, przy udziale silnego wiatru z północy, tłoczona z Morza Północnego. Masowe wlewy rejestrowano od końca XIX w. przeciętnie co kilkanaście miesięcy. W ciągu ostatnich trzech dekad ta częstotliwość spadła. Ostatni masowy wlew o objętości 198 km3 miał miejsce w grudniu 2014 roku, po 10 latach przerwy. Warto w tym miejscu dodać, że rzeki wpadające do Bałtyku i opady nad samym morzem dostarczają rocznie ponad 650 km3 słodkiej wody. Zmiana która doprowadziła do zmniejszenia częstotliwości masowych wlewów wynika pośrednio z ocieplania się strefy arktycznej, czyli jest skutkiem globalnego ocieplenia. Pogodą w naszym rejonie „steruje” prąd strumieniowy, który około 8-10 km nad powierzchnią Ziemi okrąża średnie szerokości geograficzne. W największym uproszczeniu, na południe od tego prądu jest ciepłe powietrze i wyże, na północ – powietrze arktyczne i niże. Wartkość tego prądu gwarantuje różnica temperatur między strefą podbiegunową a umiarkowaną. Czyli gdy Arktyka się ogrzewa, prąd słabnie i zmienia swoje położenie tworząc meandry a nawet ulegając rozpadowi. Efektem tych zmian jest zmiana pogody w strefie umiarkowanej, w tym także nad Bałtykiem. Głębokie meandry prądu strumieniowego przynoszą anomalie pogodowe, czyli fale chłodu sięgające Afryki Saharyjskiej i fale gorąca docierające za krąg polarny. Prąd strumieniowy; © NOAA Kolejna zmiana o której trzeba wspomnieć to stopniowe ogrzewanie się Morza Bałtyckiego, a właściwie jego powierzchni. Wyniki pomiarów ujawniają niewesołą prawdę, że ten proces zachodzi na Bałtyku z podobną intensywnością co w Arktyce, czyli dwukrotnie szybciej niż średni wzrost temperatury światowego Oceanu. To wiele zmienia w morzu, które jest półzamknięte i tak nietypowe, bo w bardzo ograniczonym zakresie dochodzi tutaj do swobodnego przemieszczania się gatunków. Zwyczajnie – nie ma dokąd uciec. Dla porównania, w Atlantyku zasięg dorsza przesunął się na północ o 1000 km w ciągu ostatnich 20 lat. Te dwie zmiany nakładają się na siebie sprawiając, że Bałtyk jest morzem dwuwarstwowym. Ciepła i niezbyt słona woda ma znacznie mniejszą gęstość niż zalegająca na dnie zimna woda pochodząca z Morza Północnego. Profil wody bałtyckiej; © IO PAN Różnica gęstości tych warstw jest tak silna, że niemal nie zachodzi tam mieszanie i wymiana gazowa. To niesie za sobą konsekwencje o których za chwilę, ale chciałbym dodać coś optymistycznego. Zanieczyszczenie Bałtyku znacząco spadło w ciągu ostatnich kilku dekad. Stało się tak dzięki instalacji oczyszczalni ścieków w zlewisku morza. Młodszym czytelnikom trudno to sobie wyobrazić, ale jeszcze 50 lat temu ścieki komunalne były zrzucane do rzek po bardzo zgrubnym oczyszczeniu bądź wprost – nawet bez zastosowania sit i krat, podobnie było ze ściekami przemysłowymi. W latach 80. XX w. plaże Zatoki Gdańskiej bardzo często były zamykane z powodów sanitarnych, wobec nagromadzenia zanieczyszczeń. « powrót do artykułu
  14. Brytyjska poczta postanowiła uczcić 40-lecie początków „Świata Dysku” Terry'ego Pratchetta za pomocą serii 8 znaczków. Jak dobrze pamiętają wszyscy fani twórczości pisarza, w 1983 r. ukazał się pierwszy tom tego cyklu satyrycznych powieści fantasy pt. „Kolor magii”. Znaczki zdobią rysunki ilustratora Paula Kidby'ego; można na nich zobaczyć maga Rincewinda, Bibliotekarza, gwiezdnego żółwia A’Tuina, czarownicę Esmeraldę Weatherwax, zwaną Babcią Weatherwax czy sir Samuela Vimesa. Royal Mail zamówiła też rysunki z Moistem von Lipwigiem, Tiffany Obolałą (Akwilą Dokuczliwą), a także Śmiercią i Mortem. Od 3 sierpnia znaczki są dostępne w przedsprzedaży m.in. w sklepie internetowym brytyjskiej poczty. Zgodnie z zapowiedzią, regularna sprzedaż rozpocznie się już 10 sierpnia. Podczas prac nad jubileuszową serią Royal Mail ściśle współpracowała nie tylko ze wspominanym wcześniej ilustratorem, ale i ze spadkobiercami zmarłego w 2015 r. pisarza. Te wspaniałe znaczki spodobają się zarówno starszym, jak i młodszym pokoleniom. Powieści z cyklu „Świata Dysku” Terry'ego Pratchetta cieszą się niesłabnącą popularnością. To dobrze, że świętujemy 40-lecie „Koloru magii” za pomocą zestawu znaczków będącego uhonorowaniem pracy tego znanego na całym świecie pisarza - podkreśla David Gold z Royal Mail. To wielki zaszczyt móc zilustrować zestaw znaczków upamiętniający 40-lecie „Świata Dysku”. Teraz wreszcie mogę się tym pochwalić! Sądzę, że wybrano świetny sposób na upamiętnienie dziedzictwa Terry'ego [...] - twierdzi Kidby. Na stronie internetowej Royal Mail można również zobaczyć różne wersje koperty Pierwszego Dnia Obiegu (ang. FDC, od first day cover), arkusz kolekcjonerski z alternatywnymi scenami, pocztówki czy oprawione wydruki niektórych znaczków z autografem Kidby'ego. Paul Kidby zaczął pracować z Pratchettem w 1993 r. Od 2002 r. projektował okładki powieści ze „Świata Dysku”.   « powrót do artykułu
  15. Wyjątkowa baza 2400 stanowisk archeologicznych obejmujących dzieje człowieka od 3 milionów lat temu do 20 000 lat temu obejmuje ponad 100 starych kultur i opisuje wyniki 150 lat prac archeologicznych. Jest ona dziełem naukowców z centrum badawczego ROCEEH (The Role of Culture in Early Expansions of Humans), którzy skompilowali olbrzymią liczbę informacji i umieścili je w jednej ogólnodostępnej bazie danych. ROAD (ROCEEH Out of Africa Database) to jeden z największych zbiorów danych dotyczących archeologii, antropologii, paleontologii i botaniki, wyjaśnia doktor Andrew Kandel z Uniwersytetu w Tybindze. W sposób jednorodny pod względem geograficznym i chronologicznym połączono informacje o zabytkach kultury, szczątkach człowieka i jego przodkach, pozostałościach zwierząt i roślin. W ten sposób powstało narzędzie, które pomaga w analizie wielu różnych aspektów ewolucji człowieka. Baza ROAD to wynik 15 lat pracy naukowców, którzy przeanalizowali ponad 5000 publikacji w wielu językach, w tym w angielskim, chińskim, francuskim, włoskim czy portugalskim. Powstała w ten sposób łatwa w użyciu interaktywna mapa stanowisk archeologicznych. Użytkownik może na jej podstawie tworzyć też własne mapy obejmujące konkretne kultury, obszary geograficzne czy okresy historyczne. Naukowcy mogą zadawać ROAD zaawansowane zapytania, dzięki którym sprawdzą na przykład, obecność konkretnej kategorii kamiennych narzędzi w Afryce czy dystrybucję konkretnych gatunków zwierząt w interesujących ich okresach, jak chociażby podczas wycofywania się lądolodu. Takie zapytania dostarczą naukowcom olbrzymiej ilości danych, które później mogą wykorzystać do dalszej pracy za pomocą zaawansowanych metod wizualizacji czy analizy, mówi Kandel. Baza pokazuje tez, że znaczna część naszej wiedzy pochodzi z bardzo niewielu dobrze przebadanych regionów, jak Afryka Południowa i Wschodnia, Europa czy Azja Centralna i Wschodnia. Większa część obszarów planety to archeologiczna biała plama. Badanie tych obszarów może przynieść w przyszłości niezwykle ekscytujące odkrycia. « powrót do artykułu
  16. Orangutanicy sumatrzańskiej Eirinie z Denver Zoo pomogła ziołowa herbata łagodząca poranne mdłości ciążowe, z której korzystała kiedyś jej opiekunka. Na początku ciąży 15-letnia Eirina źle się czuła. Mniej jadła i stała się osowiała. [Eirina] nigdy wcześniej nie była w ciąży. To dla niej zupełnie nowe doświadczenie - podkreśliła w wypowiedzi dla tygodnika People opiekunka Cindy Cossaboon. Orangutanica nie chciała wychodzić z gniazda; leżała w nim pod kocami. Odmawiała jedzenia i picia. Cossaboon zajmuje się orangutanicą, odkąd ta jako 8-latka przybyła w 2016 roku do Denver z zoo w Dortmundzie. Cindy mieszkała w Niemczech do wieku 14 lat, pomyślała więc, że będzie mówić do swojej nowej podopiecznej po niemiecku. Teraz śmieje się, że ma nadzieję, że pomogło to Eirinie w przeprowadzce i przyzwyczajeniu się do nieznanego otoczenia. Widząc złe samopoczucie ciężarnej Eiriny, pracownicy zoo sięgali po różne naturalne rozwiązania. Podawali jej, na przykład, imbir. Niestety, nic nie pomagało. Wtedy przypomniałam sobie herbatę, którą piłam, kiedy sama byłam w ciąży - opowiada Cossaboon. Zawierała ona m.in. liść mięty. Chcąc sprawdzić, czy to może zadziałać, porozmawiałam z menedżerami, a także zespołami weterynaryjnym i zajmującym się żywieniem [zwierząt]. Uzyskawszy pozwolenie, Cossaboon zaczęła parzyć herbatkę dla Eiriny. Jak się okazało, napar od razu przypadł orangutanicy do gustu. Po przyjściu do pracy przygotowuję herbatę. Gdy się parzy, idę sprawdzić, co u Eiriny (zawsze leży u siebie pod kocami) - opowiada opiekunka. Potem idę po napój. Widząc, że się zbliżam, [orangutanica] siada i jest gotowa do sączenia naparu. Po wypiciu herbatki staje się bardziej aktywna i zjada śniadanie - dodaje Cossaboon. Pod koniec lipca Eirinie urządzono bociankowe, które wykorzystano jako okazję do tego, by zachęcić zwiedzających (i nie tylko) do wsparcia orangutanów z Denver Zoo. Eirina urodzi na dniach. Jej aktywność ponownie się zmniejszyła. Nadal jednak pija rano swoją herbatkę.   « powrót do artykułu
  17. Matematycy z Uniwersytetu w Manchesterze postanowili sprawdzić, ile kuponów trzeba wypełnić, by mieć gwarancję wygranej w brytyjskiej National Lottery. Doktorzy David Stewart i David Cushing stwierdzili, że wystarczy 27 kuponów, by z pewnością wygrać w Lotto, w której losowanych jest 6 z 59 liczb. Jednak, co ważne, nie jest to gwarancja najwyższej wygranej, a wygranej w ogóle, więc raczej nie odzyskamy pieniędzy wydanych na kupony. Do swoich obliczeń naukowcy wykorzystali strukturę geometryczną o nazwie Płaszczyzna Fana. To zbiór punktów i prostych tworzących trójkąt. W Płaszczyźnie Fana każde dwie różne proste mają jeden punkt wspólny, a każde dwa różne punkty należą do jednej prostej. Wykorzystując tę koncepcję Stewart i Cushing wyliczyli, że potrzebują dwóch trójkątów i trzech Płaszczyzn Fana, by wykorzystać wszystkie 59 liczb i wygenerować 27 kuponów, w których będzie co najmniej jedna wygrana. Na załączonych grafikach liczby, którymi należy wypełnić kupon, leżą na tej samej prostej. Jeśli w ten sposób wypełnimy kupony to, niezależnie od tego, które z ponad 45 milionów zestawów liczb zostanie wylosowanych, zawsze coś wygramy. W każdym bowiem z 45 milionów rozwiązań loterii musi znaleźć się co najmniej jedna z przedstawionych przez matematyków par, a to oznacza, że trafimy co najmniej najniższą z możliwych wygranych. Co ważne, istotna jest tu liczba 27 kuponów. Jeśli postanowimy zaoszczędzić i wypełnimy ich 26 to metoda nie zadziała. Na 26 kuponach mamy miejsce na 156 skreśleń, a to oznacza, że wiele liczb wielokrotnie się nie pojawi. Co więcej, stwierdziliśmy, że w takim wypadku możemy znaleźć aż 6 liczb, które w ogóle nie znajdą się na żadnym z kuponów. Mówiąc językiem teorii grafów, dla 26 kuponów istnieje niezależny zbiór sześciu elementów, wyjaśnia doktor Stewart, wykładowca matematyki teoretycznej. Naukowcy przypominają, że mimo iż ich metoda gwarantuje wygraną, to szanse na zysk są tak małe, że nie warto jej stosować. Wysłanie 27 kuponów będzie nas kosztowało 54 funty i w 99% przypadków nie odzyskamy tej kwoty. Stewart i Cushing mówią, że praca, którą wykonali, to interesujący problem obliczeniowy. Wykorzystali przy tym liczący sobie ponad 50 lat język programowania Prolog, jeden z najpopularniejszych języków programowania logicznego. « powrót do artykułu
  18. Starzenie się społeczeństwa – ewidentnie widoczny trend – sprawia, że coraz częściej pada pytanie o to, jak powinna wyglądać właściwa i w pełni profesjonalna opieka medyczna nad seniorami. Kluczową kwestią wydaje się tu być indywidualizacja – osoba starsza powinna być leczona ściśle pod kątem bardzo precyzyjnie wykonanej diagnostyki. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, w Polsce żyje ponad 2,5 miliona osób powyżej 65 roku życia. Oczywiście wiek ten nie jest równoznaczny ze starością – w przeciwieństwie do ubiegłych dekad, to raczej czas często niemałej aktywności. Niemniej jednak na starzenie społeczeństwa można spojrzeć inaczej – kwestii zapewnienia opieki przez młodsze pokolenia. To tym bardziej ważne, że prognozy demograficzne wskazują na ciągły wzrost tego wskaźnika, co wiąże się z przedłużającą się średnią długością życia i starzeniem się społeczeństwa. Sprawia to, że zagadnienie opieki nad seniorami staje się coraz bardziej kluczowe. Najczęstsze problemy zdrowotne seniorów Monitoring zdrowia osób starszych musi obejmować maksymalnie szerokie zestawienie badań. Diagnostyka odgrywa tu szczególnie ważną rolę – świetnie sprawdzają się pod tym kątem prywatne pakiety medyczne dla seniorów. Analizując np. platformę www.mediccentre.pl zauważyć można, jak – w zależności od budżetu – można dostosować poziom tego typu świadczeń do osoby chorej, ale też tej, dla której ważne są regularnie wykonywane badania. To tym bardziej ważne, że pakiety medyczne można w miarę możliwości dostosować do bieżących problemów zdrowotnych. Do najczęściej spotykanych schorzeń osób starszych należą obecnie: Choroby układu krążenia – sugerowany lekarz: kardiolog Osteoporoza - reumatolog, ortopeda Choroba Alzheimera - neurolog, geriatra Nowotwory - onkolog Choroba Parkinsona - neurolog Cukrzyca typu 2 - diabetolog Choroby układu oddechowego - pulmonolog Zaburzenia wzroku - okulista Choroby układu pokarmowego - gastroenterolog Depresja i inne zaburzenia psychiczne - psychiatra, psycholog Jak wygląda to w praktyce? Szacuje się, że obecnie ok. 60% zgonów wśród osób starszych jest spowodowanych chorobami serca i układu krążenia. Z kolei drugą najczęstszą przyczynę zgonów wśród seniorów – to 25% wszystkich przypadków – stanowią nowotwory. Dużym problemem są też choroby układu oddechowego – np. na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc cierpi ok 10% w wieku 70 lat. Od lat problemem i wyzwaniem jest cukrzyca typu 2. Szacuje się, że w Polsce około 15% osób powyżej 65 roku życia cierpi na nią lub schorzenia powiązane. Z kolei wyraźne różnice widać w kontekście osteoporozy. Tu odczuwalna jest zależność od płci. Ta choroba dotyka około 30% kobiet i 12% mężczyzn w wieku powyżej 65 lat. Diagnotyka a opieka medyczna nad seniorami Jakie badania diagnostyczne powinna mieć regularnie realizowane osoba starsza w rodzinie? Kluczowe są tu nie tylko szerokość takich analiz, ale też cykliczność – dla regularnego porównywania danych i wyciągania wniosków dotyczących potencjalnych zmian w organizmie. Można w tym kontekście założyć, że diagnostyka zdrowotna seniora powinna obejmować profilaktykę oraz regularne badania takie jak: lipidogram poziom glukozy pomiar ciśnienia krwi densytometria okulistyka Interpretując wyniki, ważne jest uwzględnienie indywidualnego stanu zdrowia, stylu życia i historii chorób pacjenta. Wiek odgrywa duże znaczenie Należy w tym kontekście pamiętać, że każde wyniki badań dla osób starszych interpretować trzeba w pełni indywidualnie. Przykładem mogą być wskaźniki morfologii dla osoby w wieku 60 i 80 lat: W takim przypadku hemoglobina osoby w wieku 60 lat powinna wynosić ok. 13,8-17,2 g/dl (mężczyźni), 12,1-15,1 g/dl (kobiety). Z kolei w wieku 80 lat wartości te mogą być lekko obniżone. Wszystkie te statystyki mogą się różnić w zależności od regionu i innych czynników, takich jak styl życia, dieta i dostęp do opieki zdrowotnej. Również warto pamiętać, że te liczby mogą się zmieniać w czasie, więc zawsze najlepiej jest korzystać z najnowszych danych dostarczonych przez wiarygodne źródła, takie jak ministerstwa zdrowia czy organizacje badawcze. Reasumując: opieka nad zdrowiem seniora wymaga świadomego podejścia i regularnej kontroli. Niezbędne są zarówno odpowiednie badania diagnostyczne, jak i specjalistyczna opieka medyczna. Właściwa profilaktyka i wczesne wykrywanie problemów zdrowotnych mogą znacząco wpłynąć na jakość życia w starszym wieku. « powrót do artykułu
  19. Musisz kupić nowa drukarkę? Koniecznie zapoznaj się z naszymi radami, aby wybrać najlepiej i uniknąć niepotrzebnych błędów. Wybierając nowy sprzęt drukujący musisz zwrócić uwagę na kilka kluczowych elementów, które pomogą wybrać właściwie. Na rynku dostępne są różne typy sprzętów, mamy proste modele drukarek atramentowych czy laserowych oraz bardziej zaawansowane urządzenia wielofunkcyjne. Planując zakup warto wybrać drukarkę, która zapewni dokładnie funkcje, na których nam szczególnie zależy w odpowiedniej relacji do ceny. Na etapie wyboru istotne jest też określenie, czy sprzęt ma wykorzystywać tusz do drukarki czy jednak toner. Od wykorzystywanych materiałów eksploatacyjnych zależą m.in koszty eksploatacji lecz nie tylko. Przeczytaj artykuł i dowiedz się, co jest najważniejsze na etapie wyboru. Jak wybrać drukarkę do domu? W pierwszym kroku dobrze byłoby ustalić, co będzie najczęściej drukowane, czy i jakie funkcje dodatkowe są niezbędne. Kto będzie drukować. Czy będziesz wykorzystywać drukarkę w domowym biurze, czy korzystać będzie cała rodzina, w tym dzieci w wieku szkolnym. W tym miejscu przestrzegamy przed "super" ofertami tanich drukarek w marketach z okazji "back to school". Mówiąc wprost to pułapka, w którą wpada wielu rodziców, kupując drukarkę do szkoły. Drukarka jest tania owszem, ale koszty drukowania już niestety do tanich nie należą. I niestety zaskoczenie pojawia się w momencie, gdy przychodzi pora na wymianę tuszu. Tak tuszu, ponieważ te z pozoru "super oferty" dotyczą drukarek atramentowych. Kolejne pytanie dotyczy częstotliwości drukowania oraz budżetu jaki chcesz przeznaczyć na ten cel. Warto wiedzieć, że drukarki atramentowe są odpowiednim wyborem do drukowania zdjęć. Jeśli nie drukujesz zdjęć, grafik i nie zależy Ci na druku w kolorze, to w tym miejscu sprawę może rozwiązać tania drukarka monochromatyczna. Drukarki laserowe są bardziej wydajne i ekonomiczne przy drukowaniu dużych ilości dokumentów, pomimo że sama drukarka jest nieco droższa niż atramentowa. Drukarka laserowa kolorowa to znacznie wyższy koszt niż drukarka atramentowa o podobnych funkcjach. Na cenę sprzętu mają także wpływ opcje dodatkowe, takie jak skaner, duplex, opcja kserowania. Wi-fi jest już raczej standardem i nie ma większego wpływu na cenę. Jakie są najważniejsze parametry przy wyborze drukarki? Koszty eksploatacyjne - wiadomo, bardzo ważna kwestia. Zwróć uwagę na koszt wkładów oraz części zamiennych. Niektóre drukarki mogą mieć niższy koszt na stronę, co jest korzystne w dłuższej perspektywie. Dodatkowo wersje XL wkładów pozwalają wydrukować znacznie większą liczbę stron. Są one kompatybilne analogicznie jak produkt o standardowej pojemności, pojemniki są takie same, różnica jest tylko w pojemności tuszu. Jakość druku - sprawdź, jaką jakość druku oferuje drukarka. Dla większości użytkowników domowych rozdzielczość druku w okolicach 600 dpi lub wyższa będzie odpowiednia do codziennego użytku. Szybkość drukowania - jeśli zależy ci na szybkim wydruku, zwróć uwagę na prędkość drukowania urządzenia, podaną w ilości stron na minutę (str/min). Łączność - upewnij się, że drukarka posiada odpowiednie opcje łączności. Najczęściej spotykane to USB, Wi-Fi i Bluetooth. Możliwość drukowania z urządzeń mobilnych (smartfon, tablet) może być przydatna. Możliwości wielofunkcyjne - warto rozważyć zakup drukarki wielofunkcyjnej, która oprócz drukowania oferuje także skanowanie i kopiowanie. To oszczędza miejsce i koszty zakupu oddzielnych urządzeń. Obsługiwane formaty papieru - sprawdź, jakie formaty papieru obsługuje drukarka. Z pewnością obsługuje standardowe formaty A4, A5 itp., a może będziesz potrzebować możliwości drukowania na innych, nietypowych formatach np. A3. Recenzje i opinie użytkowników - przed zakupem warto zapoznać się z recenzjami i opiniami użytkowników na temat konkretnego modelu drukarki. To może pomóc w zrozumieniu, jakie są jej zalety i wady w codziennym użytkowaniu. Przechodząc przez każdy punkt powyższej checklisty znalezienie odpowiedniego modelu powinno stać się znacznie prostsze. Wybór pada często na najbardziej popularnych producentów, takich jak: Brother, Canon, Epson czy HP. Skupienie się na powyższych elementach pozwoli  z pewnością dokonać bardziej świadomego wyboru i znaleźć drukarkę, która najlepiej spełni Twoje potrzeby w domowym użytkowaniu. Jest to wybór na kilka najbliższych lat, warto więc wziąć pod uwagę nie tylko obecne potrzeby, ale i te potencjalne. Być może planujesz założenie firmy a może masz dzieci, które w niedługim czasie pójdą do szkoły, wówczas można wziąć pod uwagę sprzęt o szerszych możliwościach niż tych, które mamy dziś. « powrót do artykułu
  20. Ostatnio często słyszymy o pożarach samochodów elektrycznych. Powstaje wrażenie, jakoby miały one miejsce bardzo często. Czy jednak rzeczywiście pojazdy elektryczne płoną częściej niż samochody spalinowe? Analiza danych z USA przeprowadzona przez porównywarkę ubezpieczeń AutoinsuranceEZ oraz dane Szwedzkiej Agencji Bezpieczeństwa Publicznego pokazują, że samochody elektryczne są bezpieczniejsze pod względem zagrożenia pożarowego od samochodów spalinowych. Największe zaś ryzyko stwarzają hybrydy. W ubiegłym roku analitycy z AutoinsuranceEZ przyjrzeli się danym zgromadzonym przez amerykańskie Narodową Radę Bezpieczeństwa Transportu (NTHB), Biuro Statystyk Transportu (BTS) oraz rządowym informacjom nt. samochodów, które sami producenci ściągnęli z rynku z powodu zagrożenia pożarowego. Z analizy wynika, że najbardziej ryzykownym typem pojazdu są hybrydy. Na każdych 100 000 sprzedanych hybryd zanotowano 3474,5 pożarów. Na drugim miejscu uplasowały się samochody spalinowe, z których płonie 1529,9 na 100 tysięcy sprzedanych. Jeśli zaś chodzi o pojazdy elektryczne, to zanotowano 25,1 pożarów na 100 000 sprzedanych. Eksperci sprawdzili też, ile pojazdów zostało ściągniętych z rynku z powodu ryzyka pożaru. I tak na przykład w roku 2020 Hyundai poinformował, że 430 000 sztuk spalinowego modelu Elantra jest zagrożonych pożarem. Ryzyko stwarzała instalacja elektryczna. W tym samym roku konieczna była naprawa usterki w 308 000 spalinowych modeli Kia Cadenza i Kia Sportage. Również tutaj problemem była instalacja elektryczna. Z kolei w 95 000 spalinowych Huyndai Genesis zagrożenie pożarowe stwarzał ABS, a producent McLarena Senny i McLarena 720S poinformował o wyciekach paliwa z 2800 samochodów. Narażone były też, oczywiście, samochody elektryczne. Pojawiła się konieczność naprawy usterek w 82 000 sztuk Huyndaia Kona i 70 000 Chryslera Pacifica. Tutaj problemem był akumulator. On też stwarza problemy w pojazdach hybrydowych. Jak więc wynika z dostępnych danych, w przypadku samochodów elektrycznych i hybrydowych pożary są powodowane przez usterki w akumulatorach, podczas gdy w pojazdach spalinowych przyczyn jest więcej i zagrożenie stanowiły układ elektryczny, wycieki paliwa oraz usterki w ABS. Dane z USA znajdują potwierdzenie w informacjach ze Szwecji. Na koniec 2022 roku u naszych północnych sąsiadów po drogach jeździło 610 716 samochodów elektrycznych i hybrydowych oraz 4 396 827 samochodów spalinowych. W tym czasie doszło do 106 pożarów elektrycznych środków transportu. Najczęściej, bo 38 razy, płonęły skutery, zanotowano 23 pożary samochodów osobowych i 20 pożarów rowerów. Szwedzi informują, że w ciągu ostatnich trzech lat liczba pożarów samochodów elektrycznych utrzymuje się na stałym poziomie około 20 rocznie, mimo że w tym czasie liczba samochodów tego typu zwiększyła się niemal dwukrotnie. To oznacza, że statystyczne ryzyko pożaru spada. W latach 2018–2020 w Szwecji zanotowano 81 pożarów samochodów elektrycznych. Do 17 doszło w czasie jazdy (zaliczono tutaj pożary w wyniku wypadków drogowych), 18 miało miejsce w trakcie ładowania, a w przypadku 46 nie ustalono w jakich warunkach pożar miał miejsce. Jak już wspomnieliśmy, w 2022 roku spłonęły w Szwecji 23 elektryczne i hybrydowe samochody pasażerskie. W tym samym roku całkowita liczba pożarów samochodów pasażerskich w Szwecji to około 3400 rocznie. Biorąc pod uwagę liczbę samochodów różnych typów trzeba stwierdzić, że zapaliło się 0,004% samochodów elektrycznych i hybrydowych oraz 0,09% samochodów spalinowych. Wśród pożarów pojazdów spalinowych układ elektryczny bądź akumulatory były przyczyną 656 pożarów. Z dostępnych polskich danych wynika, że w ubiegłym roku doszło w naszym kraju do 10 pożarów samochodów elektrycznych (na 29 780 zarejestrowanych) i 8333 pożarów samochodów spalinowych (na ok. 20 milionów zarejestrowanych). Zatem współczynnik pojazdów, które uległy pożarowi wynosi, odpowiednio, 0,03 i 0,04 procent. Głównym problemem związanym z pożarami samochodów elektrycznych, nie jest więc częstotliwość ich występowania, a trudności z ugaszeniem. « powrót do artykułu
  21. Wykonane przez Telekop Webba (JWST) zdjęcia znanej gromady galaktyk El Gordo (Grubas) ujawniły niezwykły obiekt, którego nigdy wcześniej nie widziano. Na wykonanych w podczerwieni fotografiach widać odległe zniekształcone galaktyki znajdujące się w tle. Teleskop Hubble'a, który niejednokrotnie fotografował El Gordo, nie wdział tych galaktyk. Grubas to gromada setek galaktyk, która powstała 6,2 miliarda lat temu. W swoim czasie była to najbardziej masywna struktura tego typu we wszechświecie. Pracujący z JWST naukowcy skupili się na El Gordo, wykorzystując gromadę w roli soczewki. Zjawisko soczewkowania grawitacyjnego jest często używane przez astronomów do obserwacji odległych obiektów. Wykorzystuje ono fakt, że światło przebiegające w pobliżu dużej masy – tutaj jest to gromada galaktyk – ulega zakrzywieniu. Masa taka działa jak soczewka, pokazując i powiększając to, co jest za nią. Na najnowszych obrazach El Gordo widać jasny łuk nazwany El Anzuelo (Haczyk na ryby). Tworzy go światło z galaktyki odległej od nas o 10,6 miliarda lat. Czerwony kolor El Anzuelo to skutek zarówno przechodzenia światła przez pył, jak i przesunięcia ku czerwieni, wynikającego z olbrzymiej odległości, jaką musiało ono pokonać, by do nas dotrzeć. Astronomowie wykonali korektę zniekształceń powodowanych przez El Gordo i stwierdzili, że wspomniana galaktyka ma kształ dysku, a jej średnica wynosi 26 000 lat świetlnych, zatem 4-krotnie mniej od średnicy Drogi Mlecznej. Byli też w stanie określić historię tworzenia się galaktyki. Okazało się, że w centrum galaktyki bardzo szybko skończył się gaz potrzebny do tworzenia się gwiazd. To zaś może wskazywać na istnienie tam supermasywnej czarnej dziury. Innym ważnym elementem fotografii jest cienka linia biegnąca na lewo od centrum. Nazwana La Flaca (Chudzina) przedstawia poddaną soczewkowaniu grawitacyjnemu galaktykę znajdującą się w odległości 11 miliardów lat świetlnych. W pobliżu widać kolejną galaktykę, w której naukowcy zauważyli czerwonego olbrzyma i nazwali go Quyllur, co w języku keczua oznacza gwiazdę. Dzięki soczewkowaniu grawitacyjnemu przez El Gordo Hubble już wcześniej odkrył inne gwiazdy, np. Earendel, jednak wszystkie były błękitnymi nadolbrzymami. Quyllur to pierwszy czerwony olbrzym zaobserwowany w odległości większej niż miliard lat świetlnych od Ziemi. Takie gwiazdy, przez ich duże przesunięcie ku czerwieni, może odkryć tylko Webb. Zdjęcia ujawniły też inne interesujące obiekty, jak np. młodą gromadę galaktyk, która zaczęła tworzyć się 12,1 miliarda lat temu. Prawdopodobnie składa się ona z 17 galaktyk. « powrót do artykułu
  22. Choroby układu oddechowego są drugą – po wadach serca – najczęstszą przyczyną zgonów dzieci z zespołem Downa, a problemy z dolnymi drogami oddechowymi to najczęstsza przyczyna, dla której osoby z trisomią 21. chromosomu trafiają do szpitala. Ponadto dorośli z zespołem Downa są znacznie bardziej narażeni na ryzyko hospitalizacji i zgonu z powodu COVID-19. Przez długi czas naukowcy nie znali przyczyny, dla której trisomia 21. chromosomu powoduje takie problemy z układem oddechowym. Naukowcy z USA opisali właśnie dwa główne mechanizmy leżące u podstaw tego zjawiska. W artykule Down syndrome is associated with altered frequency and functioning of tracheal multiciliated cells, and response to influenza virus infection, czytamy, że eksperymenty na hodowlach komórkowych oraz modelu mysim wykazały, że trisomia negatywnie wpływa na liczbę i funkcjonowanie rzęsek w drogach oddechowych. Na powierzchni komórek migawkowych znajduje się do 300 rzęsek. Poruszają się one z częstotliwością do 20 razy na sekundę, przesuwając śluz i usuwając zanieczyszczenia. Okazało się, że przy trisomi rzęsek jest mniej i poruszają się z mniejszą częstotliwością. Defekt ten może zmniejszać zdolność układu oddechowego do oczyszczania się ze śluzu i drobnoustrojów, negatywnie wpływając na biodynamikę górnych dróg oddechowych w czasie infekcji wirusowej i prowadząc do niebezpiecznej akumulacji płynu w płucach, wyjaśnia główny autor badań, doktor Kambez H. Benam. Drugim istotnym elementem jest fakt, że po wystawieniu na działanie wirusa grypy komórki z dodatkowym chromosomem wytwarzają zbyt dużo molekuł prozapalnych, co prowadzi do nadmiernej  reakcji układu odpornościowego. Reakcja taka może być bardzo niebezpieczna podczas infekcji wirusowej. Autorzy badań zauważają, że ich odkrycie do kolejny z dowodów na nadreaktywność układu odpornościowego u osób z zespołem Downa. Zbyt pobudzony układ odpornościowy może wywoływać wiele problemów zdrowotnych. Współautor odkrycia, doktor Joaquin Espinosa, dyrektor Linda Crnic Institute for Down Syndrome mówi, że jego zespół prowadzi właśnie badania kliniczne nad wykorzystaniem inhibitorów kinaz janusowych (JAK) u chorych z zespołem Downa. JAK modulują odpowiedź układu immunologicznego. Wstępne testy już pokazały, że leki te mogą poprawiać stan zdrowia płuc. « powrót do artykułu
  23. Podczas prac archeologicznych w katedrze św. Piotra w Exeter w obrębie prezbiterium odkryto fundamenty oryginalnego ołtarza głównego z początku XII w., pozostałości krypty oraz dwa puste groby biskupów. Odkrycie krypty pod budynkiem było sporym zaskoczeniem, gdyż dotychczas sądzono, że oryginalny normański kościół jej nie posiadał. Ostatnie prace przyniosły  najciekawsze odkrycia w historii katedry w Exeter. Wcześniej znaleziono tam liczne struktury z epoki rzymskiej, w tym pozostałości fortu z I wieku oraz kamiennego budynku z III/IV wieku. Naukowcy uważają, że w pustych obecnie grobach pochowani byli Robert Warelwast, zmarły w 1155 roku biskup Exter, który na tym stanowisku zastąpił swojego wuja, niezwykle zasłużonego urzędnika królewskiego i dyplomatę biskupa Williama Warelwasta, oraz biskup William Brewer, zmarły w 1244 roku. Ich ciała w 1320 roku przeniesiono z oryginalnego miejsca pochówku do pustych obecnie grobowców, a później zostały ponownie przeniesione. Nie wiemy jednak, gdzie spoczywają. Historia katedry w Exeter sięga połowy XI wieku i związana jest z Leofricem. Urodzony w 1016 roku Celt kształcił się na duchownego w Lotaryngii. W 1039 roku spotkał przyszłego króla Edwarda Wyznawcę, który ponad 20 lat wcześniej – jako dziecko – uciekł z ojcem i młodszym bratem przed wojskami króla Danii Swena Widłobrodego do Normandii. W 1041 roku Leofric towarzyszył Edwardowi w drodze powrotnej do Anglii. Rok później Edward został koronowany, a w 1047 roku Leofric został biskupem Devonu i Kornwalii. Siedzibą biskupstwa zostało Crediton. W tym czasie okolice Crediton były słabo chronione i podatne na ataki wikingów. Dlatego Leofric poprosił o przeniesienie siedziby biskupstwa do Exeter, którego mury zapewniały lepszą ochronę. Edward przychylił się do tej prośby i w 1050 roku ufundował w Exeter katedrę. Siedzibą Leofrica został kościół przy klasztorze założonym w 928 roku. Msze często odbywały się jednak poza kościołem, w miejscu, w którym stoi obecna katedra. Jej budowę rozpoczął w 1114 roku wspomniany już William Warelwast, a oficjalnie konsekrowano ją w 1133 roku. Budowa była kontynuowana jeszcze przez około 100 lat. W drugiej połowie XIII wieku budynek uznano za przestarzały i przystąpiono do przebudowy w stylu gotyckim. Pozostawiono jednak znaczną część normańskiej katedry. Zasadniczą część przebudowy zakończono około 1340 roku. Obecne prace archeologiczne prowadzone są w ramach konserwacji budynku oraz instalacji nowego bardziej ekologicznego ogrzewania podłogowego. « powrót do artykułu
  24. Zakłady bukmacherskie to popularna forma rozrywki, która przyciąga zarówno pasjonatów sportu, jak i osoby poszukujące emocji i adrenaliny. Dla początkujących obstawiających może to jednak być skomplikowane i pełne niepewności. Dlatego przygotowaliśmy dla Ciebie 10 porad, które pomogą Ci rozpocząć swoją przygodę z zakładami bukmacherskimi i zwiększyć swoje szanse na sukces. Przewodnik do wygranej w zakładach bukmacherskich Zdobądź wiedzę na temat dyscyplin sportowych Zanim zaczniesz obstawiać, warto zgłębić wiedzę na temat dyscyplin sportowych, które Cię interesują. Śledź wyniki, analizuj statystyki i naucz się interpretować formę drużyn oraz zawodników. Im większą wiedzę posiadasz, tym lepiej będziesz w stanie podejmować przemyślane decyzje zakładowe. Wybierz renomowanego bukmachera Wybór odpowiedniego bukmachera ma kluczowe znaczenie. Postaw na sprawdzonych operatorów, takich jak https://lvbet.pl/pl/, którzy oferują szeroki zakres zakładów i gwarantują uczciwość oraz bezpieczeństwo transakcji. Zarządzaj swoim bankrollem Jednym z najważniejszych elementów jest odpowiednie zarządzanie swoim bankrollem. Ustal sobie limit funduszy, które jesteś gotów zainwestować w zakłady bukmacherskie i trzymaj się go. Unikaj impulsywnych decyzji, które mogą prowadzić do nadmiernych strat. Skoncentruj się na wartości kursów Kursy bukmacherskie mają istotne znaczenie. Szukaj wartościowych zakładów, które oferują lepsze kursy niż sugeruje prawdopodobieństwo zdarzenia. Przeanalizuj dane, porównaj kursy różnych bukmacherów i podejmuj decyzje oparte na obiektywnej analizie. Wykorzystaj analizę statystyczną Analiza statystyczna może być pomocna przy typowaniu zakładów. Przeanalizuj dane historyczne, statystyki indywidualne zawodników czy drużyn oraz wyniki poprzednich spotkań. Wykorzystaj te informacje do podejmowania przemyślanych decyzji. Znajdź wartość w zakładach na żywo Zakłady na żywo to ciekawa opcja, która pozwala obstawiać podczas trwania wydarzenia sportowego. Możesz obserwować przebieg meczu i reagować na zmieniającą się sytuację. Pamiętaj jednak, aby zachować ostrożność i unikać emocjonalnych decyzji. Nie polegaj wyłącznie na szczęściu Zakłady bukmacherskie nie są jedynie grą losową. Staraj się podejmować decyzje na podstawie analizy i racjonalnych przesłanek, a nie wyłącznie polegać na szczęściu. Ucz się na swoich błędach i rozwijaj swoje umiejętności obstawiania. Unikaj emocjonalnych decyzji Emocje mogą wpływać na podejmowanie decyzji zakładowych. Unikaj obstawiania pod wpływem emocji, takich jak frustracja czy euforia. Zachowaj zimną głowę i podejmuj decyzje oparte na obiektywnej analizie. Korzystaj z promocji i bonusów Warto skorzystać z promocji i bonusów oferowanych przez bukmacherów. Przeszukaj ich ofertę i wykorzystaj bonusy powitalne, które mogą zwiększyć Twoje fundusze do obstawiania. Bądź cierpliwy i ucz się na błędach Sukces w zakładach bukmacherskich wymaga czasu, cierpliwości i nieustannego doskonalenia. Ucz się na swoich błędach, analizuj swoje decyzje zakładowe i wprowadzaj odpowiednie korekty. Rozpoczęcie przygody z zakładami bukmacherskimi może być fascynujące i ekscytujące. Pamiętaj jednak, że wymaga to pewnej dozy wiedzy, umiejętności i kontroli. Postępuj zgodnie z powyższymi poradami, wykorzystaj swoją wiedzę i analizę, a Twoje szanse na odniesienie sukcesu wzrosną. Powodzenia! « powrót do artykułu
  25. Odpad z przemysłu spożywczego, łuska gryczana, służyła niegdyś do wypychania poduszek i materacy. Jednak znacznie lepiej zastosować ją w produkcji żywności, gdyż jest wartościowym źródłem błonnika i przeciwutleniaczy, przekonuje doktor habilitowana Małgorzata Wronkowska z Instytutu Rozrodu Zwierząt i Badań Żywności PAN w Olsztynie. Zdaniem uczonej, zmieloną łuskę gryki warto dodawać chociażby do pieczywa. Z gryki otrzymujemy głównie kaszę gryczaną i mąkę gryczaną. Obie są bogate w błonnik, białka, witaminy, składniki mineralne i przeciwutleniacze. W procesie ich produkcji od ziarna oddzielana jest łuska, którą od dziesięcioleci uważa się za odpad. Jest to jednak odpad niezwykle wartościowy. Uczeni postanowili sprawdzić, czy i jak można wykorzystać łuskę gryki w przemyśle spożywczym, szczególnie w pieczywie. Opracowali więc recepturę chleba baltonowskiego oraz bułek grahamek z dodatkiem zmielonej łuski gryki. Przeprowadzone następnie badania in vitro wykazały, że 3-procentowy udział łuski gryki w pieczywie może mieć pozytywny wpływ na nasz organizm. W zaproponowanym modelu trawienia wykazaliśmy, że składniki, które są uwalniane ze stałej matrycy pokarmowej, jakim w tym przypadku był popularny i ogólnie dostępny wyrób piekarniczy, są związkami wykazującymi działanie przeciwutleniające. A tym samym mogą być one, po trawieniu, lepiej wchłaniane przez organizm, wyjaśnia doktor Wronkowska. Nowością w naszych badaniach jest wykorzystanie zmielonych łusek z gryki w produkcie piekarniczym, który jest dostępny w sprzedaży detalicznej. Zaproponowany przez nas chleb z udziałem łusek gryki jest bogatszy od tego tradycyjnego o zwiększony udział błonnika pokarmowego oraz związków o udowodnionych właściwościach przeciwutleniających, mówi dodaje uczona. W przyszłości naukowcy chcą sprawdzić, czy łuskę z gryki można będzie dodawać również do ciastek czy wytrawnych przekąsek. Szkoda byłoby bowiem, by tak wartościowy odpad się marnował. Receptura chleba wzbogaconego o mieloną łuskę z gryki już trafiła do piekarń współpracujących z Instytutem. Mieszkańcy Warmii i Mazur będą więc mogli kupić chleb i bułki bogatsze w składniki odżywcze. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...