-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Wiosną i latem, podczas koszenia łąk, możemy obserwować bociany wedrujące wśród pracujących maszyn w poszukiwaniu ślimaków czy żab. Naukowcy z Instytutu Zachowań Zwierząt im. Maxa Plancka w Radolfzell oraz Instytutu Chemii im Maxa Plancka w Moguncji, przyjrzeli się zachowaniu ptaków i stwierdzili, że na pola przyciąga je... zapach świeżo skoszonej trawy. Okazało się bowiem, że na koszone łąki przylatują jedynie te bociany, które znajdują się w dole strumienia wiejącego wiatru. Naukowcy, by potwierdzić, że chodzi o zapach, a nie o widok pracujących maszyn, spryskali łąkę substancjami zapachowymi pozyskanymi w czasie koszenia. Bociany również się zjawiły. Badania te pokazują, że bociany wykorzystują zapach podczas zdobywania pożywienia i sugerują, że węch może odgrywać u ptaków ważniejszą rolę, niż dotychczas sądzono. Badania prowadzono w okolicach Jeziora Bodeńskiego. Na tamtejsze podmokłe tereny przybywa wiele bocianów. Gdy łąki są koszone, żaby, ślimaki i gryzonie są łatwiejszą zdobyczą. Jednak, jak można z łatwością zauważyć, bociany nie zawsze przylatują, gdy łąki są koszone. Nie było wiadomo, dlaczego tak się dzieje i w jaki sposób ptaki wybierają miejsce żerowania. Dotychczas sądzono, że polegają one głównie na wzroku i słuchu. Po prostu założono, że ptaki nie czują zapachów, gdyż nie mają prawdziwych nosów. Ale przecież mają w mózgach bardzo duże opuszki węchowe, mówi Martin Wikelski, dyrektor w Instytucie Zachowań Zwierząt im. Maxa Plancka. Wikelski przez wiele lat badał bociany i ich migracje. Pewnego dnia podzielił się spostrzeżeniami dotyczącymi koszenia łąk i bocianów ze swoim kolegą Jonathanem Williamsem z Instytutu Chemii im. Maxa Plancka. Williams, który zajmuje się badaniem lotnych związków organicznych i ich wpływem na ludzi oraz środowisko, stwierdził, że być może bociany reagują na zapach świeżo skoszonej trawy. Aromat taki składa się zaledwie z trzech molekuł, które wykorzystuje się m.in. w przemyśle perfumeryjnym. Naukowcy zaczęli więc śledzić bociany. Najpierw musieliśmy wykluczyć możliwość, że bociany mogą usłyszeć lub zobaczyć proces koszenia łąki, mówi Wikelski. Dlatego też w swoich danych uwzględnili tylko ptaki, które znajdowały się w odległości co najmniej 600 metrów od koszonej łąki i nie miały jej w zasięgu wzroku. Upewnili się też, że bocianów o koszeniu łąki nie informują bociany znajdujące się bliżej lub inne gatunki ptaków. Obserwacje wykazały, że gdy łąka jest koszona, przylatują tylko bociany znajdujące się z wiatrem względem łąki. Te, które były pod wiatr w stosunku do łąki, nie reagowały na koszenie. Naukowcy przyjrzeli się też łące, która była koszona dwa tygodnie wcześniej. Trawa wciąż była tam krótka, jednak bociany się nią nie interesowały. Gdy jednak uczeni rozsypali na niej świeżo skoszoną trawę z innej, oddalonej łąki, ptaki się zjawiły. W końcu, by przeprowadzić ostateczny dowód, łąkę spryskano zapachem świeżo skoszonej trawy. Również i to przyciągnęło bociany. Eksperyment obalił więc dotychczasowe założenie, że poszukujące pożywienia bociany polegają na wzroku. Do koszonych łąk przylatywały bociany z drugiego brzegu jeziora, oddalonego o 25 kilometrów, mówi Wikelski. Prawdopodobnie nie tylko bociany wykorzystują węch. Obserwowano bowiem wiele ptaków drapieżnych, jak myszołowy i kanie rude, latających nad świeżo skoszonymi łąkami. « powrót do artykułu
-
W rzymskiej nekropolii w Los Villaricos znaleziono piękny duży sarkofag z epoki Wizygotów. Niespodziewanego odkrycia dokonali naukowcy z Universidad de Murcia, pracujący pod kierunkiem profesora Rafaela Gonzáleza Fernándeza. Odkrycia dokonano w ruinach rzymskiej willi. W czasach rzymskich Los Villaricos było dużą posiadłością ziemską, specjalizującą się w produkcji i przechowywaniu oliwy z oliwek. Na przełomie V i VI wieku willa utraciła swoje dotychczasowe znaczenie. Jej sala biesiadna, triclinium, została przekształcona w chrześcijańskie miejsce kultu, a przy budynku powstała nekropolia zwana „necropolis ad sanctos”. Podczas ostatnich prac archeolodzy odkryli coś, co początkowo uznali za kolumnę. Gdy jednak zabytek zaczęto oczyszczać, ukazały się bogate zdobienia i stało się jasne, że to sarkofag. Zabytek ma 2 metry długości, jest zdobiony rzeźbionymi liśćmi bluszczu i elementami geometrycznymi. Widnieje też na nim chrystogram Chi Rho (☧). Składa się on z dwóch pierwszych liter greckiej wersji imienia Chrystusa – ΧΡΙΣΤΟΣ. W chrystogramie tym litera rho przecina literę chi. Naukowcy sądzą, że sarkofag pochodzi z VI wieku, z okresu, kiedy kolejne fale ludności germańskiej – wśród nich Wizygoci – przybywały na byłe tereny rzymskie. W czasach Wizygotów wiele rzymskich budynków zostało opuszczonych lub zmieniono ich przeznaczenie. W Los Villaricos pomiędzy V a VII wiekiem nad częścią willi powstał niewielki kościół. Profesor Fernández, komentując odkrycie, stwierdził, że jest ono spektakularne oraz niespodziewane i potwierdza dotychczasowe datowanie tego miejsca. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- Los Villaricos
- willa
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Geografia determinuje przeżycie dzieci z wadami wrodzonymi
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Przeżycie noworodka z wadą wrodzoną zależy od tego, gdzie się urodził. Dowiedli tego naukowcy z 74 krajów, badając blisko 4 tys.dzieci z wrodzonymi wadami. W międzynarodowym badaniu udział wzięli także naukowcy z UMW. W międzynarodowym badaniu Global PaedSurg Collaborative Study opublikowanym w The Lancet, w którym wzięli udział także badacze z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, zbadano ryzyko śmierci prawie 4 tys. dzieci z wadami wrodzonymi urodzonych w 264 szpitalach na całym świecie. Dzięki kooperacji naukowców z całego świata udało nam się wykazać, że dzieci z wadami wrodzonymi przewodu pokarmowego mają ok. 40 proc. ryzyko zgonu w krajach o niskim dochodzie – wyjaśnia prof. dr hab. Dariusz Patkowski, z Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Jeśli jednak porównamy te wyniki do krajów zamożniejszych, to okazuje się że to ryzyko spada do 20 proc. w krajach średniozamożnych i do zaledwie 5 proc. w krajach o najwyższych dochodach. Naukowcy porównali m.in. noworodki z wytrzewieniem wrodzonym, wadą, przy której zauważa się największą różnicę w śmiertelności. Nawet 90 proc. dzieci z tym schorzeniem umiera w krajach o niskim dochodzie, w porównaniu z jedynie 1 proc. zgonów w krajach o wysokim dochodzie. W tych ostatnich, większość dzieci z wytrzewieniem wrodzonym będzie mogła wieść normalne życie. Geografia nie powinna determinować wyników leczenia dzieci z wadami, które podlegają leczeniu chirurgicznemu – mówi dr Naomi Wright, która poświęciła ostatnie cztery lata na badanie rozbieżności w wynikach leczenia na świecie. Celem Zrównoważonego Rozwoju jest wyeliminowanie możliwych do uniknięcia zgonów noworodków i dzieci poniżej 5 roku życia do roku 2030. Nie da się tego osiągnąć bez pilnych działań na rzecz poprawy opieki chirurgicznej nad dziećmi w krajach o niskim i średnim dochodzie. Międzynarodowy zespół naukowców podkreśla potrzebę skupienia się na poprawie opieki chirurgicznej nad noworodkami w krajach o niskim i średnim dochodzie na całym świecie. W ciągu ostatnich 25 lat udało się znacząco zmniejszyć śmiertelność dzieci poniżej 5. roku życia poprzez zapobieganie i leczenie chorób zakaźnych – podkreśla prof. Dariusz Patkowski. Zbyt mało natomiast medycyna w globalnym ujęciu skupiała się na poprawie opieki chirurgicznej nad dziećmi. Dlatego rośnie odsetek zgonów w przypadku chorób wymagających interwencji chirurgicznej. A należy podkreślić, że wady wrodzone są obecnie piątą najczęstszą przyczyną zgonów dzieci poniżej 5. roku życia na świecie, przy czym większość zgonów ma miejsce w okresie noworodkowym. Co ważne, w krajach wysokorozwiniętych większość kobiet w trakcie ciąży jest pod stałą kontrolą lekarza i jest poddawanych badaniom USG w celu szybkiego wykrycia ewentualnych wad wrodzonych. Podejrzenie ich wystąpienia umożliwia kobiecie poród w szpitalu z dostępną opieką chirurgiczną, aby dziecko mogło otrzymać pomoc zaraz po urodzeniu. W krajach mniej zamożnych natomiast dzieci z takimi samymi schorzeniami często docierają do chirurga z opóźnieniem i już w złym stanie klinicznym, co znacząco zwiększa ryzyko zgonu. Badanie podkreśla również znaczenie opieki okołooperacyjnej w ośrodku chirurgicznym. Dostępu do respiratorów i żywienia pozajelitowego znacząco zwiększa szansę na przeżycie noworodków z poważnymi schorzeniami. Z większym ryzykiem zgonu naukowcy wiążą także brak wykwalifikowanego personelu anestezjologicznego i niestosowanie kontrolnych list bezpieczeństwa w czasie operacji. Jak wykazali naukowcy poprawa przeżywalności noworodków w krajach o niskim i średnim dochodzie musi objąć trzy kluczowe elementy: – doskonalenie diagnostyki przedporodowej i poród w szpitalu z zapleczem dziecięco-chirurgicznym, – poprawę opieki chirurgicznej nad dziećmi urodzonymi w szpitalach powiatowych i zapewnienie bezpiecznego i szybkiego transportu do dziecięcego centrum chirurgicznego, – poprawę opieki okołooperacyjnej w dziecięcym centrum chirurgicznym. Badacze przyznają, że wymaga to sprawnej współpracy i planowania pomiędzy zespołami położniczymi, neonatologicznymi i chirurgicznymi w centrach chirurgicznych dla dzieci, jak również edukacji i nawiązywania kontaktów ze szpitalami referencyjnymi. Przekonują tym samym, że obok lokalnych inicjatyw, opieka chirurgiczna nad noworodkami i dziećmi musi być włączona do krajowej i międzynarodowej polityki w zakresie ochrony zdrowia dzieci i nie powinna być dłużej zaniedbywana w kontekście globalnego zdrowia. « powrót do artykułu- 5 odpowiedzi
-
- dzieci
- wady wrodzone
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Akwarystyka morska. Co różni akwarium morskie od słodkowodnego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Artykuły
Akwarystyka słodkowodna i morska różnią się dość znacznie, choć pod niektórymi względami są do siebie podobne. Obie wymagają od nas stałego pogłębiania wiedzy. Obie uczą cierpliwości i systematyczności. A przede wszystkim obie sprawiają, że inaczej patrzymy na otaczającą nas przyrodę i zaczynamy bardziej o nią dbać. Akwarium morskie gołym okiem Patrząc na akwarium morskie od razu wiemy, że coś jest z nim nie tak. Nie do tego jesteśmy przyzwyczajeni. Dziesięciolecia obcowania z akwarystyką słodkowodną sprawiły, że jesteśmy zaprogramowani do patrzenia na coś zupełnie innego. Zieleń roślin i duża ilość ryb wydają się normalne. Fluorescencja koralowców, tylko kilka ryb w dużym akwarium i dziwne falowanie sprawiają, że akwarium morskie wygląda inaczej. A to, co inne przyciąga większą uwagę. Kolory w akwarium morskim Pierwszym, co widzimy są kolory. Jaskrawe i pastelowe, fluorescencyjne i intensywne, jakieś takie inne. A wszystko jakby bardziej niebieskie, zimne. Trudne do opisania komuś, kto nigdy tego nie widział. Akwarium morskie wygląda jakby było z innego świata, z innej planety. Zwierzęta morskie dostosowały się do życia w innym środowisku. Choć tak naprawdę z ewolucyjnego punktu widzenia było odwrotnie: to słodkowodne organizmy musiały się dostosować do płytkich wód o minimalnym zasoleniu. A podczas tego dostosowania zmieniły kolory na te, które nam wydają się bardziej naturalne, ponieważ żyjemy w podobnym świecie, blisko gruntu, oświetleni białym światłem słonecznym. Światło w akwarystyce morskiej Akwarium morskie odzwierciedla zupełnie inne środowisko niż słodkowodne. Zwierzęta, które trzymamy w akwarium słodkowodnym żyją na małych głębokościach do jednego metra, może kilku, rzadko więcej. Rafy koralowe sięgają nawet kilkadziesiąt metrów pod powierzchnię wody. Im głębiej, tym bardziej widać różnicę w oświetleniu. Światło słoneczne nie jest jednorodne, choć na ogół tego nie widzimy. Składa się z fal o różnej długości, co widać dopiero gdy na niebie pojawia się tęcza, albo kiedy rozszczepimy wiązkę światła za pomocą pryzmatu. Ale bez tego, wszystko wokół nas jest oświetlone mniej więcej tak samo - na biało. Za to pod wodą dzieją się cuda. Światło jest zatrzymywane w różnym stopniu. Najpierw “znikają” fale najdłuższe, niosące najmniej energii, czyli czerwone. Później pomarańczowe, żółte itd. Gdybyśmy złapali tęczę i próbowali ją zanurzyć coraz głębiej w wodzie, zniknęłaby od góry, aż został zostałby nam tylko jej niebieski pasek, a z czasem i on by zniknął. Aby odtworzyć to dziwne zjawisko, musimy oświetlać akwarium morskie lampami generującymi niebieskie światło, takie które zwierzęta budujące rafowe wykorzystują do fotosyntezy. To nie błąd, koralowce są zwierzętami, które przeprowadzają fotosyntezę. Wykorzystują do tego symbiotyczne glony Zooksantelle, które wymagają światła o odpowiedniej barwie, a więc także energii. Lampy do akwariów morskich spełniając to zapotrzebowanie generują dużo silnego światła niebieskiego, kosztem zmniejszonego udziału widma czerwonego. Dla nas to mało naturalne, ale dla zwierząt morskich jak najbardziej zwyczajne. Wyposażenie akwarium morskiego Widząc akwarium morskie dostrzegamy, że wykorzystane w nim urządzenia techniczne są zupełnie inne. Tradycyjne filtry i napowietrzacze nie mają tu zastosowania. Filtracja biologiczna przeprowadzana jest w żywej skale. To trochę tak, jakby złoża do filtracji biologicznej zamiast do filtra wysypać do akwarium jako element aranżacji. Ważnym uzupełnieniem filtracji jest odpieniacz białek, który w wodzie słodkiej nie może działać ze względu na jej inne właściwości fizyczne. Jednym słowem woda słodka nie chce się pienić. Woda w akwarium morskim jest cały czas w ruchu, bardzo silnym w porównaniu z akwarium słodkowodnym. Wszystko w niej się porusza, polipy koralowców uginają się i falują niczym drzewa w czasie wichury. Tylko ta wichura w akwarium morskim nigdy nie przechodzi. Nie może, ponieważ jest zwierzętom potrzebna do prawidłowego funkcjonowania, do wyłapywania pokarmu, do usuwania produkowanych przez nie toksyn itd. Dodatkowe filtry przepływowe, oraz inne akcesoria stanowiące wyposażenie akwarium morskiego schowane są w sumpie, czyli akwarium, które znajduje się najczęściej pod głównym zbiornikiem i pełni rolę ogromnego systemu filtracyjnego. Cena akwarium morskiego Tym, czego nie widzimy na pierwszy rzut oka, choć możemy się domyślać, jest to, że cena akwarium morskiego jest wyższa niż akwarium słodkowodnego. Niestety nie wynika to jedynie z polityki cenowej sklepów z akwarystyką morska. Urządzenia, które wykorzystujemy są znacznie bardziej precyzyjne, energooszczędne, odporne na działanie słonej wody, a przede wszystkim produkowane w mniejszej ilości. Ten ostatni czynnik sprawia, że my, klienci i pasjonaci musimy zwrócić producentom koszty wdrażania nowych technologii, płacąc więcej. Niestety, dopóki akwarystów morskich jest znacząco mniej, ceny nie będą drastycznie spadać. A przez to nie przybywa nas tak szybko, bo nie każdy może sobie pozwolić na wydanie więcej. Choć i tu z roku na rok widać pewną delikatną poprawę. Tym, co znacząco wpływa na cenę akwarium morskiego jest też ilość urządzeń, jaką wykorzystujemy w jego obsłudze. To co w akwarium słodkowodnym jest gadżetem ułatwiającym pielęgnację, w akwarium morskim może się okazać niezbędne. Pewnych zakupów nie możemy odłożyć na później. Jednym z najlepszych miejsce w sieci do znalezienia wszystkiego, co niezbędne do akwarium morskiego, jest sklep akwarystyki morskiej https://trzmiel.com.pl/akwarystyka-morska Pielęgnacja akwarium morskiego Pielęgnacja akwarium morskiego również nieco się różni. Choć tu akurat uważam, że w wielu przypadkach jest po prostu łatwiejsza, niż w przypadku akwarium słodkowodnego, a zwłaszcza roślinnego. Jednym z ważniejszych urządzeń ułatwiających życie akwarysty morskiego jest tzw. dolewka, czyli urządzenie, automatycznie uzupełniające wodę w akwarium, która odparowała. Dolewa ono do akwarium wodę słodką, ponieważ sól nie odparowuje, zostaje w akwarium, a zatem sprawia, że wraz z ubytkiem wody zwiększa się zasolenie. W akwarium słodkowodnym kiedy odparuje duża ilość wody jedynym problemem będzie osadzający się na szybie kamień. W akwarium morskim parowanie zmienia jeden z podstawowych parametrów wody, na którego wahania zwierzęta morskie nie są przygotowane. Aby uzyskać idealnie czystą wodę do dolewek, która nie wpłynie w żaden negatywny sposób na parametry wody, musimy do jej “produkcji” wykorzystać filtr odwróconej osmozy. To akurat urządzenie, które przy części akwariów słodkowodnych również jest wykorzystywane, ale wciąż nie jest niezbędne. Natomiast w akwarium morskim woda po filtracji przez system odwróconej osmozy służy także do przygotowania wody słonej. Wodę słoną do akwarium morskiego otrzymujemy poprzez wymieszanie odpowiednio dużej ilości syntetycznej soli morskiej w idealnie czystej wodzie, czyli przefiltrowanej przez filtr RO (odwróconej osmozy). Podmiany wody w akwarium morskim wykonujemy tak samo często, ale w mniejszej ilości niż w akwarium słodkowodnym. Chodzi o to, żeby podmiana nie wpłynęła zbytnio na zmianę parametrów wody. Najważniejszą różnicą jest jednak to, że w przeciwieństwie do uzupełniania wody odparowanej, w czasie podmiany musimy używać wody zasolonej, ponieważ wylewamy z akwarium również wodę słoną. Pielęgnacja akwarium morskiego, a w szczególności akwarium rafowego opiera się na zachowaniu jak najbardziej stałych parametrów wody. Wszelkie zmiany są niepożądane. Dlatego jednym z najlepszych przyjaciół akwarysty morskiego jest jego pompa perystaltyczna dozująca do akwarium suplementy. Przede wszystkim chodzi o wapń, magnez i jon wodorowęglanowy odpowiedzialny za twardość węglanową (KH), które w postaci roztworów podajemy do akwarium niczym nawozy w zbiorniku z roślinami. Preparaty te dostarczają koralowcom minerałów potrzebnych do budowy szkieletów wapiennych. Dodatkowo mikroelementy, takie jak jod i stront wpływają pozytywnie na kolorystykę i wzrost akwariowej rafy koralowej. Pompy perystaltyczne mogą podawać płynne preparaty do akwarium nawet co godzinę, przez całą dobę, więc podają relatywnie mało płynu, nie wpływając na zmianę parametrów wody. Nigdy nie zapominają i nie mylą się. Akwarysta musi tylko raz na jakiś czas zrobić testy wody, aby sprawdzić, czy nie należy skorygować podawanej dawki i czy zapas suplementu, który pompa podaje do akwarium jest wystarczający. Temperatura w akwarium Temperatura w akwarium morskim nie jest parametrem, który specjalnie różni się od tego w akwarium słodkowodnym. Zakres temperatur pomiędzy 24 a 26 stopni uchodzi za najlepszy w obu typach akwarystyki. Gdzie jest różnica? We wrażliwości zwierząt żyjących w akwarium. Mieszkańcy akwarium morskiego nie lubią zbyt ciepłej wody. Szybko odbija się to na ich kondycji, a nawet może prowadzić do śmierci. Dlatego tak ważne jest stosowanie sprzętów o wysokiej sprawności, które podczas pracy generują minimum ciepła podgrzewającego wodę. Wspominałem o tym wcześniej usprawiedliwiając wyższe ceny urządzeń. W akwarium morskim ilość pomp i cyrkulatorów jest wielokrotnie większa niż w akwarium słodkowodnym. Lampy są zazwyczaj dużo mocniejsze. Wszystkie te urządzenia produkują ciepło. Ciepło, które dla rafy może być zabójcze. Tak więc podstawowa różnica pomiędzy akwarium słodkim i morskim polega na tym, że słodkowodne przez większość roku dogrzewamy, a morskie cały rok chłodzimy. Dobrze zaprojektowane akwarium to takie, z którego nadmiar ciepła jest szybko odprowadzany, czy to za pomocą wentylatorów, czy specjalnej chłodziarki. Sprzedawcy w sklepie z akwarystyką morską potrafią dobrać odpowiednie urządzenia do akwarium i polecić nie tylko najwydajniejsze, ale też najbardziej ekonomiczne rozwiązanie. Na szczęście rozwój technologii w kierunku oszczędzania energii jest powszechny i nie dotyczy tylko akwarystyki morskiej, a niemal każdego aspektu naszego życia. Dlatego coraz łatwiej utrzymać nam temperaturę w akwarium na odpowiednim poziomie. Niestety nie oznacza to, że możemy sobie pozwolić na zapomnienie o tym problemie. Jeszcze nie, choć liczę, że nadejdą czasy gdy będzie to możliwe. Już dziś w nowoczesnych akwariach wszystkie pompy pobierają tyle prądu, ile kilkanaście lat temu pobierała tylko jedna czy dwie. To spora oszczędność i ułatwienie zarazem. « powrót do artykułu -
Polsko-brytyjsko-bułgarski zespół naukowców zaprezentował nową klasę aktywnych mikropływaków. By uzyskać pływaki, wystarczy schłodzić 3-składnikową mieszaninę, złożoną z kropli oleju, wody i środka powierzchniowo czynnego (surfaktanta). Powolne chłodzenie takiej zawiesiny prowadzi do powstania niesferycznych kropli. Później wytwarzają one nitkowate struktury przypominające bakteryjne wici, które indukują ruch. Opisane zmiany są w pełni odwracalne (uczeni podkreślają, że kluczem do tego są cykliczne zmiany temperatury otoczenia). Autorami artykułu z pisma Nature Physics są specjaliści z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, Uniwersytetu w Cambridge, Queen Mary University of London oraz Uniwersytetu Sofijskiego im. św. Klemensa z Ochrydy. Mikrokropelki w emulsji pływają, wytwarzając wici Obserwacje można było prowadzić pod mikroskopem, ponieważ kropelki mają średnicę ok. 20 mikrometrów. Okazało się, że podczas chłodzenia krople oleju w wodnym roztworze środka powierzchniowo czynnego mogą tworzyć włókna (jak już wspominaliśmy, przypominają one wici bakterii). Są one wytwarzane dzięki wytłaczaniu materiału z wnętrza kropli. Należy dodać, że początkowo włókno jest proste, lecz rosnąc, ulega niestabilności wyboczeniowej. Ostateczny kształt jest wynikiem współzawodnictwa jego elastyczności oraz hydrodynamicznego oporu płynu. Podczas powolnego chłodzenia w temperaturach ok. 2-8°C cząsteczki surfaktanta w środku kropli zaczynają tworzyć fazę plastyczną i odkształcają mikrokrople w taki sposób, że w jednym lub paru miejscach na powierzchni zaczynają one wytwarzać wydłużone struktury. Tworzenie się włókien wywołuje ruch kropli. Proces jest całkowicie odwracalny - wystarczą cykliczne zmiany temperatury otoczenia. Przed wytworzeniem wici krople przybierają wielokątne kształty. Dzieje się tak, gdyż surfaktant zamarza przy ich powierzchni. Prezentujemy nową klasę aktywnych, elastycznych mikropływaków, wytwarzanych przez proste schłodzenie 3-składnikowej mieszaniny. Są one łatwe do kontrolowania, a ich wytworzenie jest tanie. Dzięki temu mamy proste narzędzie do badania dynamiki znacznie bardziej skomplikowanych układów biologicznych – wyjaśnia dr Maciej Lisicki z Wydziału Fizyki UW. Zmieniając temperaturę zewnętrzną i kontrolując szybkość chłodzenia, jesteśmy w stanie zaobserwować powstawanie misternych struktur geometrycznych przypominających wici pływających mikroorganizmów. Surfaktanty użyte w tym badaniu są biokompatybilne, a zatem układ tego typu może być przydatny w dalszych badaniach dynamiki materii aktywnej, zwłaszcza w mieszaninach sztucznych i biologicznych mikropływaków, w celu badania ich kolektywnej dynamiki i oddziaływań pomiędzy pływakami - dodaje. Naukowcy analizują deformacje włókien i wiążą je z ruchem kropelek. Korzystając z narzędzi teoretycznych do opisu dynamiki płynów w mikroskali, jesteśmy w stanie zrozumieć, dlaczego te włókna się tworzą, wyjaśniamy ich kształty i określamy ilościowo obserwowany ruch kropel - tłumaczy dr Lisicki. Wieloletnia współpraca Zespół prof. Nikolaia Denkova z Uniwersytetu Sofijskiego zsyntetyzował krople i przeprowadził eksperymenty (naukowców z Bułgarii wspierali na tym etapie uczeni z grupy dr. Stoyana Smoukova z Queen Mary University of London). Model teoretyczny opisujący dynamikę nowych cząstek aktywnych sporządzili dr Lisicki, a także dr Gabriele De Canio i prof. Eric Lauga z Uniwersytetu w Cambridge. « powrót do artykułu
-
- mikropływak
- kropla oleju
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Lekarze od dziesięcioleci ostrzegali osoby z zaburzeniami rytmu serca, by unikały kawy. Ostrzeżenie brało się z obawy, że kofeina może dodatkowo zaburzać pracę serca. Badania przeprowadzone właśnie na dużej grupie osób wskazują, że kofeina nie zwiększa ryzyka arytmii. Nie widzimy żadnych dowodów na wsparcie zalecenia dotyczącego unikania kawy. Oczywiście mogą istnieć osoby, u których kawa wywoła arytmię, ale coraz więcej dowodów wskazuje, że takie przypadki są rzadkie, mówi doktor Gregory Marcus, wicedyrektor ds. badań kardiologicznych na University of California, San Francisco. Co więcej, badania sugerują, że codzienna filiżanka kawy może... zmniejszać ryzyko arytmii. Marcus i jego zespół przyjrzeli się danym dotyczącym 386 258 osób z UK Biobank. Informacje obejmowały lata 2006–2018. Średnia wieku badanych wynosiła 56 lat, a mediana czasu, przez który śledzono ich losy to 4,5 roku. W badanym okresie incydentalne przypadki arytmii pojawiły się u 16 979 osób. Po skorygowaniu danych o informacje demograficzne, historię medyczną i tryb życia, okazało się, że każda dodatkowa filiżanka kawy dziennie zmniejsza ryzyko arytmii o 3%. Nawet, gdy naukowcy wzięli pod uwagę czynniki genetyczne, mogące wpływać na metabolizowanie kofeiny, nie zauważyli, by picie kawy zwiększało ryzyko arytmii. W podsumowaniu badań naukowcy stwierdzili, że na poziomie populacji nie znaleźli żadnych dowodów, by kawa zwiększała ryzyko arytmii. Profesor Zachary Goldberger z University of Wisconsin-Madison skomentował, że badania te pokazały, iż istnieje całkowicie nieuzasadnione przekonanie, że kawa powoduje arytmię. Uczony przestrzega jednak przed wyciąganiem zbyt pochopnych wniosków, dotyczących potencjalnych dobroczynnych skutków picia kawy. Najważniejsze jest tutaj spostrzeżenie, że kawa nie powoduje arytmii, ale niekoniecznie przed nią chroni, stwierdza Goldberger dodając, że zaobserwowany efekt ochronny był zbyt słaby. Naukowcy zgadzają się, że potrzebne są bardziej szczegółowe badania nad wpływem kofeiny na pracę serca oraz nad jej ewentualnym mechanizmem chroniącym przed arytmią. Marcus i Goldberger zauważają też, że prawdopodobnie istnieją osoby, które nie reagują dobrze na kawę. Jeśli przyjdzie do lekarza pacjent z zaburzeniami rytmu serca, który kojarzy je ze spożyciem kawy, to należy się temu przyjrzeć. Powyższe badania nie są podstawą, by powiedzieć takiemu pacjentowi, że nadal może pić kawę. Myślę jednak, że możemy mu powiedzieć, iż kawa nie zwiększa ryzyka zaburzeń, stwierdza Goldberger. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z australijskiego Murdoch University donoszą, że duże gatunki rekinów, polujące na tym samym terenie, wypływają na łowy o różnych porach dnia, by lepiej dzielić się zasobami i uniknąć konfliktów. Kierujący badaniami doktorzy Karissa Lear i Adrian Gleiss mówią,że to pierwszy zaobserwowany przypadek morskich drapieżników dzielących się zasobami poprzez polowania o różnych porach dnia. To rzadki sposób podziału zasobów w naturze, ale niewykluczone, że w środowisku morskim zdarza się to częściej niż sądzimy. Zaobserwowaliśmy, że sześć dużych gatunków rekinów, żyjących u wybrzeży Florydy, dzieli się zasobami, polując o różnych porach dnia, mówi doktor Lear. Badania wskazują, że rekiny trzymają się ustalonego harmonogramu, co pozwala im harmonijnie koegzystować. To pozwala zarówno zmniejszyć konkurencję, jak i – w przypadku niektórych gatunków – chroni przed padnięciem ofiarą większego gatunku, mówi doktor Gleiss. Dużo wskazuje też na to, że czas, w którym poszczególne gatunku polują, jest dyktowany hierarchią. Mniej dominujące drapieżniki muszą zadowolić się mniej optymalnym okresem polowań. Podczas badań naukowcy wykorzystali czujniki przyspieszenia, które przyczepili m.in. rekinom tygrysim czy przedstawicielom młotowatych. Dzielenie się zasobami może przybierać różne formy, od podziału pokarmu, gdzie poszczególne gatunki żerują na różnych gatunkach roślin i zwierząt poprzez podział przestrzenny, gdzie żerowanie odbywa się na różnym terenie, po podział czasowy, gdy różne gatunki żerują o różnych porach. Odkryliśmy, że żarłacze tępogłowe są najbardziej aktywne o świcie, rekiny tygrysie w środku dnia, żarłacz brunatny żeruje po południu, żarłacz czarnopłetwy wybiera się na łowy wieczorem, a głowomłot tropikalny i największy z głowomłotów, Sphyrma mokarran, polują w nocy i są jedynym gatunkami, u których zaobserwowano zbieganie się szczytu aktywności. « powrót do artykułu
-
Po raz pierwszy w Polsce pacjentowi z opornym i nawrotowym szpiczakiem plazmocytowym podano innowacyjną terapię CAR-T. Procedura nadzorowana była przez prof. Lidię Gil i prof. Dominika Dytfelda z Kliniki Hematologii i Chorób Rozrostowych Układu Krwiotwórczego w Poznaniu. Podanie odbyło się w ramach badania klinicznego III fazy nad skutecznością terapii CAR-T u chorych na szpiczaka. Badanie o akronimie CARTITUDE-4 ma porównać standardowy trójlekowy schemat leczenia chorych na szpiczaka z terapią CAR-T skierowaną przeciwko antygenowi BCMA. Ta terapia wykazuje wysoką skuteczność i trwałe odpowiedzi u wcześniej intensywnie leczonych pacjentów z nawrotowym i opornym szpiczakiem plazmocytowym. Chory, u którego po raz pierwszy podaliśmy lek w naszym ośrodku, miał agresywną postać szpiczaka plazmocytowego. To również młody pacjent, co nie jest częste w przypadku szpiczaka – ma 40 lat, a wszystkie dotychczasowe terapie nie przyniosły zmiany. Chory dobrze zniósł podanie leku i już dziś widzimy, że jego stan się poprawił. Dla takich pacjentówterapia CAR-T stanowi ogromną szansę na zmianę rokowania i wyleczenie – skomentował cytowany w informacji prasowej przesłanej PAP prof. Dominik Dytfeld z Kliniki Hematologii i Chorób Rozrostowych Układu Krwiotwórczego w Poznaniu. Jak zaznaczył, terapia CAR-T, która została podana, jest w bardzo zaawansowanych badaniach klinicznych i może być podawana w akredytowanych ośrodkach hematoonkologicznych. Już dziś zdajemy sobie sprawę, że zastosowanie terapii CAR-T zmieni oblicze opornego na leczenie szpiczaka plazmocytowego, jak również strategie leczenia tego nowotworu na całym świecie – podkreślił specjalista. Terapia CAR-T stanowi jeden z najbardziej zaawansowanych przełomów technologicznych w leczeniu nowotworów hematologicznych. Jest to spersonalizowana forma immunoterapii, polegająca na genetycznym przeprogramowaniu limfocytów T pacjenta tak, by stały się zdolne do rozpoznawania i eliminacji komórek nowotworowych. Zostają one wyposażone w chimeryczne receptory antygenowe (ang. chimeric antygen receptor; CAR). Dzięki temu komórki CAR-T rozpoznają i niszczą komórki nowotworu. W przypadku terapii szpiczaka plazmocytowego komórki CAR-T skierowane są przeciwko antygenowi dojrzewania komórek B (BCMA). Antygen ten licznie występuje na komórkach szpiczaka. Badanie kliniczne jest prowadzone na świecie, w tym w Polsce, przez firmę Janssen. « powrót do artykułu
-
Hubble wrócił do pracy po trwającej miesiąc awarii
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Teleskop Hubble'a znowu działa. Po ponad miesięcznej awarii wszystkie instrumenty naukowe pracują. A najlepszym na to dowodem są fotografie niezwykłych (wyjaśnienie w opisie zdjęcia) galaktyk ARP-MADORE2115-273 i ARP-MADORE0002-503, które zostały przysłane przez urządzenie. Jestem zachwycony, że Hubble znowu obserwuje wszechświat, rejestrując i przysyłając obrazy, które inspirują nas od dekad, stwierdził dyrektor NASA Bill Nelson. Pochwalił zespół, który pracuje przy Teleskopie i podkreślił, że dzięki jego wysiłkom urządzenie może kontynuować 32. rok swojej pracy w przestrzeni kosmicznej. Hubble przestał pracować 13 czerwca, gdy niespodziewanie pracę przerwał jego payload computer, odpowiedzialny za kontrolę instrumentów naukowych. Zgodnie z procedurami, instrumenty naukowe zostały automatycznie wprowadzone w tryb bezpieczny, a specjaliści przystąpili do badań teleskopu, by poznać przyczynę awarii. Do pomocy wezwano osoby, które pracowały przy budowie Hubble'a i analizowano jego dokumentację sprzed 40 lat. Jedną z zalet projektu, który trwa tak długo, jest zebrana olbrzymia ilość doświadczeń i wiedzy eksperckiej, stwierdziła Nzinga Tull, odpowiedzialna w Goddard Space Center za reagowanie w sytuacjach awaryjnych Hubble'a. Początkowo sądzono, że degradacji uległy moduły pamięci, jednak przełączenie na moduły zapasowe nie rozwiązało problemu. Opracowano więc serię testów, których celem było stwierdzenie, czy za kłopoty odpowiada Central Processing Module czy też układ komunikacyjny łączący ten moduł z innymi podzespołami. Gdy i tutaj nie znaleziono odpowiedzi,specjaliści zaczęli przyglądać się innym elementom, w tym Command Unit/Science Data Formatter oraz Power Control Unit. Problem jednak w tym, że testy tych podzespołów są skomplikowane i ryzykowne. Ich przełączanie wymaga podobnych operacji na innych podzespołach. Przełączanie wymagało 15 godzin wysyłania komend do teleskopu. Musieliśmy wyłączyć główny komputer, wówczas tymczasową kontrolę przejął zapasowy komputer trybu bezpiecznego. Musieliśmy też włączyć wiele innych podzespołów, które nigdy w przestrzeni kosmicznej nie były włączane i przełączyć interfejsy jeszcze innych podzespołów. Oczywiście nie było powodu, by uważać, że coś nie zadziała, ale cały zespół był podenerwowany i myślał o wszystkim, co mogło się nie udać i co można będzie z tym zrobić, wyjaśnia Jim Jeletic, jeden z menedżerów Hubble'a. W końcu się udało i z Hubble'a nadeszły informacje, że całe przełączanie się udało. Hubble nie po raz pierwszy pracuje na systemach zapasowych. W 2008 roku dokonano podobnego przełączenia, gdy doszło do awarii jednego z modułów Science Instrument and Command & Data Handling (SI C&DH). Poddczas ostatniej misji serwisowej do Hubble'a, w 2009 roku, wymieniono cały SI C&DH, znakomicie wydłużając czas pracy teleskopu. Tym razem przyczyną awarii był Power Control Unit odpowiedzialny za zapewnienie stałego napięcia. « powrót do artykułu -
Detektorystka Kath Giles odkryła na Wyspie Man skarb wikingów, na który składa się 87 monet, 13 fragmentów srebrnych bransolet nakładanych na ramię i inne obiekty. To już trzeci duży skarb znaleziony na tej wyspie w ciągu mniej niż 6 miesięcy. Doktor Kristin Bornholdt-Collins, która badała skarb, informuje, że znalezione monety zostały wybitne w Irlandii, Anglii i Niemczech. Dobrze pokazują one, jakie pieniądze były na wyspie w obiegu w później epoce wikingów latach 1020–1030. Skarb, gromadzony przez kilka lat przez osobę, która go ukryła, zawiera wiele monet z wizerunkami ówczesnych władców. Widzimy na nich króla Dublina (989–1036) Sigtrygga II Olafssona zwanego Jedwabnobrodym, króla Danii (1018–1035) Knuta Wielkiego, Ethelreda II Bezradnego, króla Anglików w latach 978–1016 oraz świętego cesarza rzymskiego (973–983) Ottona II. To wspaniałe znalezisko powiększa naszą wiedzę na temat zadziwiająco złożonej gospodarki epoki wikingów na Isle of Man i w regionie Morza Irlandzkiego, mówi Allison Fox z Manx National Heritage. Nie wiemy, czy właściciel skarbu był mieszkańcem Isle of Man czy też kupcem prowadzącym swoją działalność w okolicach Morza Irlandzkiego. Doktor Bornoldt Collins zauważa, że obecne znalezisko mona będzie porównać z podobnie datowanym, ale znacznie większym, skarbem z Glenfaba z 2003 roku. Można będzie m.in. sprawdzić, czy poszczególne monety wyszły spod tego samego stempla. « powrót do artykułu
-
- skarb wikingów
- Isle of Man
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W szwajcarskich Alpach szybko powstają nowe jeziora
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Opublikowany właśnie spis szwajcarskich jezior ujawnił, że od czasu zakończenia w 1850 roku małej epoki lodowej w szwajcarskich Alpach pojawiło się niemal 1200 nowych jezior, z których około 1000 istnieje do dzisiaj. To znacznie więcej, niż spodziewali się przeprowadzający spis specjaliści ze Szwajcarskiego Federalnego Instytutu Hydrologii i Technologii. Byliśmy zaskoczeni tak dużą liczbą nowych jezior, mówi Daniel Odermatt, który stał na czele zespołu dokonującego spisu. Uczony dodaje, że widoczny jest znaczne przyspieszenie tempa ich tworzenia się. Tylko w ciągu ostatniej dekady w szwajcarskich Alpach pojawiło się 180 nowych jezior. Szwajcarska Akademia Nauk informuje, że alpejskie lodowce w Szwajcarii ciągle się kurczą. Tylko w ubiegłym roku straciły aż 2% objętości. Nawet gdyby udało się wypełnić zobowiązania Porozumienia Paryskiego i zatrzymać globalne ocieplenie zanim osiągnie ono poziom 2 stopni Celsjusza sprzed epoki przemysłowej, to i tak prawdopodobnie zniknie 2/3 alpejskich lodowców, wynika z badań przeprowadzonych w 2019 roku przez ETH Zurich. Z przeprowadzonego spisu dowiadujemy się, że w latach 1946–1973 każdego roku średnio pojawiało się rocznie 8 nowych jezior. Następnie tempo ich tworzenia nieco spadło, by znowu zacząć rosnąć. W latach 2006–2016 tworzyło się już średnio 18 nowych jezior w ciągu roku. To wyraźny dowód na zmiany klimatu zachodzące w Alpach, stwierdzają autorzy raportu. Przeprowadzenie najnowszych badań było możliwe dzięki olbrzymiej ilości danych na temat szwajcarskich lodowców, które były zbierane od połowy XIX wieku. Dzięki nim naukowcy byli w stanie szczegółowo opisać siedem okresów pomiędzy rokiem 1850–2016. Dla każdego z 1200 jezior, jakie w tym czasie powstały, określono lokalizację, wysokość nad poziomem morza, kształt, wielkość jeziora w różnych okresach oraz rodzaj materiału, który zatrzymuje wodę czy sposób, a jaki jezioro się opróżnia. Dzięki tym danym specjaliści mogą szacować ryzyka związane z istnieniem tych jezior, takie jak np. nagłe pęknięcie brzegów i spłynięcie wody. Badacze ostrzegają, że rosnąca liczba jezior oznacza coraz większe ryzyko dla położonych poniżej miejscowości. « powrót do artykułu-
- Szwajcaria
- Alpy
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Po zdigitalizowaniu zbiorów z Teece Museum w nowozelandzkim mieście Christchurch okazało się, że przechowywany tam fragment lnu, którym była owinięta egipska mumia sprzed 2300 lat pasuje do fragmentu przechowywanego w Getty Institute w USA. Profesor Alison Griffith z University of Canterbury mówi, że na obu fragmentach całunu znajdują się fragmenty egipskiej Księgi Umarłych zapisane w piśmie hieratycznym. "Pomiędzy oboma fragmentami mamy małą przerwę, jednak całość się ze sobą zgadza", stwierdza Griffith. "Egipcjanie wierzyli, że zmarłym w podróży do zaświatów i po zaświatach, muszą towarzyszyć odpowiednie słowa. Stąd zdobienia grobowców i piramid to abstrakcyjne przedstawienia, ale sceny dotyczące ofiarowania, dóbr, służących, tego wszystkiego, czego potrzeba po drugiej stronie", dodaje uczona. Najpierw tego typu przedstawieniami ozdabiano ściany grobowców. W wiekach późniejszych zaczęto ozdabiać tak papirus i len, którym owinięte było ciało. Profesor Griffith zwraca uwagę, że na wysoką jakość pisma na skojarzonych ze sobą fragmentach. Widzimy tam np. przedstawienie rzeźnika dzielącego mięso wołu, człowieka niosącego meble, łódź pogrzebową i inne. Bardzo podobna scena została uwieczniona na początku Księgi Zmarłych w papirusie turyńskim. Doktor Foy Scalf, dyrektor archiwum w Instytucie Orientalistyki Chicago University, potwierdza, że oba fragmenty do siebie pasują i wyjaśnia, że oba pochodzą z mumii niejakiego Petosirisa, którego matka miała na imię Tetosiris. Fragmenty tkaniny, którą niegdyś owinięto jego mumię, zostały w przeszłości poodzierane i obecnie znajdują się w kolekcjach na całym świecie. « powrót do artykułu
-
- mumia
- Egipt. bandaż
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Izraelska firma NSO Group, która produkuje sprzedawany rządom słynny program szpiegowski Pegasus, została powiązana z wyciekiem ponad 50 000 numerów telefonów. Śledztwo przeprowadzone przez The Washington Post, The Guardian, Le Monde i dziennikarzy z innych mediów wykazało, że właściciele tych telefonów byli szpiegowani za pomocą Pegasusa. Numery telefonów, które wyciekły, należą m.in. do aktywistów politycznych, dziennikarzy, polityków czy biznesmenów z całego świata. Na liście znajduje się 15 000 numerów z Meksyku, wśród nich numery osób prawdopodobnie powiązanych z pewnym zamordowanym reporterem oraz 300 numerów z Indii, wśród nich numery polityków i znanych dziennikarzy. Rząd Indii, który od lat zaprzecza, by używał Pegasusa, mówi, że doniesienia odnośnie szpiegowania przez rząd konkretnych osób nie mają żadnych podstaw. Analizy danych dotyczących 37 numerów smartfonów, wskazują, że doszło do udanych włamań. Dwa z tych urządzeń należą do kobiet powiązanych z Dżamalem Chaszukdzim, zamordowanym przed trzema laty w konsulacie Arabii Saudyjskiej w Stambule. Wiadomo też, że wśród numerów, które wyciekły, są takie należące do dziennikarzy AFP, CNN, Wall Street Journal, New York Timesa, El Pais i innych znanych mediów. Wszyscy oni byli szpiegowani za pomocą izraelskiego oprogramowania. Mediom udało się zidentyfikować ponad 1000 właścicieli szpiegowanych telefonów. Są wśród nich członkowie saudyjskiej rodziny królewskiej, dziennikarze, politycy, biznesmeni, działacze na rzecz praw człowieka. Bardzo wiele numerów pochodzi z Azerbejdżanu, Bahrajnu, Węgier, Indii, Kazachstanu, Meksyku, Maroko, Rwandy, Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Pegasus potrafi nagrywać obraz z kamery smartfona oraz dźwięk z jego mikrofonu, zatem może być użyty jako narzędzie szpiegujące to, co dzieje się wokół właściciela telefonu. Jest też w stanie dostać się do danych przechowywanych w telefonie. NSO Group zaprzecza powyższym doniesieniom i grozi ich autorom procesem. Już w grudniu ubiegłego roku firma Citizen Lab donosiła, że ktoś za pomocą Pegasusa szpieguje dziennikarzy Al-Jazeery, a niedawno Amnesty International poinformowała, że władze Maroka wykorzystały to oprogramowanie do szpiegowania Omara Radiego, dziennikarza skazanego na 6 lat więzienia za rzekomy gwałt. « powrót do artykułu
- 2 odpowiedzi
-
Na obrzeżach Drogi Mlecznej znajduje się stara gwiazda, która prawdopodobnie zawiera pozostałości po kolosalnej eksplozji hipernowej, do której doszło w okresie, gdy nasza galaktyka tworzyła swoje gwiazdy. Do takich wniosków doszli astronomowie z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego. Ich zdaniem wysoka zawartość ciężkich pierwiastków we wspomnianej gwieździe może być wyłącznie wynikiem syntezy na drodze wysokoenergetycznego procesu r. Zdaniem specjalistów, około połowy wszystkich jąder ciężkich pierwiastków we wszechświecie musiało powstać w wyniku wychwytu szybkich neutronów przez nuklidy, czyli w procesie r. Nie do końca wiadomo, gdzie proces r się odbywał, jednak jedna z hipotez mówi o połączeniach gwiazd neutronowych. Tymczasem zgodnie z nowymi modelami chemicznej ewolucji galaktykach, w ten sposób nie mogło powstać aż tak dużo ciężkich pierwiastków, jak jest ich obecnie. Dlatego też David Yong i jego koledzy przyjrzeli się halo Drogi Mlecznej, które zawiera wiele starych gwiazd. W jednej z nich, SMSS J200322.54−114203.3, zauważono olbrzymią liczbę pierwiastków, które mogły powstać w drodze procesu r: cynk, uran, europ, a nawet złoto. Stwierdzili jednocześnie, że poza tym gwiazda jest niezwykle uboga w metale w porównaniu z gwiazdami w podobnym wieku. Po przeanalizowaniu różnych scenariuszy naukowcy doszli do wniosku, że taki skład SMSS J200322.54−114203.3 mógł pojawić się wyłącznie w wyniku magnetorotacyjnej hipernowej. Zgodnie z modelami – bo zjawiska takiego nigdy nie zaobserwowano – magnetorotacyjna hipernowa pojawia się, gdy jądro szybko obracającej się wysoce namagnetyzowanej gwiazdy o masie 25-krotnie większej niż masa Słońca, zapada się w czarną dziurę, uwalniając 10-krotnie więcej energii niż supernowa. Wyliczyliśmy, że 13 miliardów lat temu SMSS J200322.54−114203.3 utworzyła chemiczną zupę, która zawierała resztki takiej hipernowej. Dotychczas nikt nie znalazł śladów tego zjawiska, mówi Yong. Australijczycy uważają, że początek SMSS J200322.54−114203.3 dała krótko żyjąca gwiazda, która zaledwie 1 miliard po powstaniu wszechświata zamieniła się w magnetorotacyjną hipernową. « powrót do artykułu
-
- gwiazda
- magnetorotacyjna hipernowa
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Szybkie tempo życia zmusza do szukania ciekawych rozwiązań technologicznych. Jednym z nich są smartwatch’e Huawei. Ta chińska marka stawia na rozwój w dziedzinie wyrobów elektroniki użytkowej. Stworzone przez nią urządzenia pozwalają na łatwą komunikację z innymi, monitorowanie parametrów życiowych oraz odpowiednie uprawianie aktywności fizycznej. Wszystko, czego potrzeba na co dzień, można mieć na nadgarstku dzięki Huawei Watch 3 lub Huawei Watch 3 Pro. Poniżej omówienie najważniejszych danych technicznych tych dwóch smartwatch’ów. Huawei Watch 3 – wiele funkcji w jednym urządzeniu W tym modelu po raz pierwszy zastosowano HarmonyOS. Pod tą nazwą kryje się niezwykle inteligentny system operacyjny wymyślony przez Huawei do urządzeń bezprzewodowych. Decydując się na Huawei Watch 3 zyskujemy smartwatch z 1,43-calowym ekranem AMOLED. Zegarek dzięki optymalnej wielkości pozwala na swobodne korzystanie z wyświetlacza. Ponadto dobrze prezentuje się na nadgarstku. Wielkość koperty to 46,2 mm. Natomiast grubość obudowy wynosi 12,15 mm. Smartwatch może towarzyszyć swojemu właścicielowi nie tylko podczas wykonywania codziennych zajęć. Idealnie sprawdzi się także podczas różnego rodzaju aktywności. To wszystko dzięki odporności na wodę. Zegarek wytrzyma zanurzenie na głębokości do 50 metrów. Urządzenie pomieści też wiele danych. Ma 2 GB pamięci operacyjnej RAM oraz aż 16 GB miejsca na dane. Został wyposażony w GPS, dlatego dzięki niemu zawsze dotrzesz na miejsce. Huawei Watch 3 posiada też liczne funkcje do monitorowania stanu zdrowia. Podczas wyboru smartwatcha warto zwrócić uwagę na czas pracy baterii. W tym przypadku producent zapewnia, że bez konieczności ładowania z urządzenia można korzystać do 14 dni. Nie można również pominąć aspektu estetycznego. Produkt występuje w wielu wersjach – zarówno na pasku, jak i na bransolecie. Wymiana paska jest niezwykle łatwa, dlatego każdy może zrobić to samodzielnie w domu. Sama tarcza zegarka jest bardzo minimalistyczna, dzięki czemu będzie pasowała do każdej stylizacji. Huawei Watch 3 Pro – nowa, ulepszona wersja Ten ultra nowoczesny gadżet zawsze przykuwa uwagę innych. Dzieje się tak za sprawą obrotowego pierścienia 3D, ułatwiającego korzystanie z rozbudowanego menu. Cienki, szklany ekran daje wiele możliwości, takich jak chociażby powiększanie obrazu. Nie trzeba się przy tym martwić o nieestetyczne odciski palców lub zarysowania. Chroni przed tym specjalna nanopowłoka pokrywająca wyświetlacz. Zegarek ten podobnie jak jego poprzednik monitoruje czynności życiowe. Posiada termometr, pulsometr oraz ciśnieniomierz. Oprócz tego można na nim sprawdzić jakość snu i poziom stresu. Z takim urządzeniem żadna podróż nie będzie stanowiła problemu. Wbudowana funkcja akcelerometru, kompasu oraz żyroskopu ułatwi znalezienie właściwej drogi. Smartwatch Huawei Watch 3 Pro pomieści wiele danych. Pamięć wbudowana wynosi 16 GB. Dzięki temu nowoczesnemu gadżetowi odbieranie i odrzucanie połączeń będzie jeszcze łatwiejsze. Istnieje możliwość ustawienia powiadomień o połączeniach i wiadomościach. Huawei Watch 3 Pro to też liczne funkcje informacyjne, takie jak alarm wibracyjny, budzik, prognoza pogody czy stoper. Oba smartwatche dostępne online na Ceneo.pl Smartwatch Huawei Watch 3 i Huawei Watch 3 Pro można kupić online bez konieczności wychodzenia z domu. Warto w tym celu odwiedzić stronę Ceneo.pl. Znajduje się tam opcja porównywania cen tego samego produktu w różnych sklepach. Dzięki temu można mieć pewność, że wybierze się najbardziej korzystną ofertę. Na Ceneo.pl z łatwością można również przeczytać zaufane opinie klientów, którzy zdecydowali się na zakup smartwatch’y marki Huawei. Cena Huawei Watch 3 to około 1700 zł. Natomiast nowszy model Pro można kupić już za niecałe 2000 zł. « powrót do artykułu
-
Znaleziono zachowany odcisk palca Michała Anioła?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Pracownicy Victoria and Albert Museum poinformowali o znalezieniu prawdopodobnego odcisku palca Michała Anioła. Odcisk zauważono na woskowym modelu, którego autorstwo przypisywane jest wielkiemu artyście. Konserwatorzy mówią, że stał się on widoczny dzięki zmianom temperatury i wilgotności w miejscu przechowywania dzieła. O odkryciu po raz pierwszy poinformowano publicznie w serialu dokumentalnym BBC Two „Secrets of the Museum”. Odcisk palca dostrzeżono niedawno, gdy w zamkniętym z powodu pandemii muzeum postanowiono przenieść model Młodego niewolnika z cieplejszego wyższego piętra, do chłodniejszego podziemnego magazynu. Konserwatorzy zaczęli się bowiem obawiać o stan rzeźby, stojącej na co dzień w galerii od strony południowej. Gdy po pięciu miesiącach w magazynie rzeźba wróciła do galerii, na jej pośladku zauważono odcisk palca. Wspomniana woskowa figura to niewielki model nigdy niedokończonej marmurowej rzeźby, która miała zdobić grobowiec Juliusza II, jednego z najpotężniejszych papieży w dziejach, który pozostawił po sobie wspaniałe dziedzictwo kulturowe i polityczne. To on założył Muzea Watykańskie, zlecił wykonanie fresków zdobiących Kaplicę Sykstyńską, był mecenasem Michała Anioła czy Rafaela Santiego. Woskowa figura znajdująca się w Victoria and Albert Museum to trzeci z sześciu modeli. Projekt grobowca został zamówiony w 1505 roku. Rzeźba miała stanowić wolno stojący element większej struktury składającej się z ponad 40 rzeźb naturalnej wielkości, które miały stanąć w Bazylice św. Piotra w Rzymie. Juliusz II zmarł w 1513 roku, a w 1516 roku ostatecznie zaprojektowano jego grobowiec i zaplanowano umieszczenie na nim Młodego niewolnika. Michał Anioł, tworząc swoje dzieła, wykonywał olbrzymią liczbę rysunków i modeli z wosku, gliny i terakoty. Wiele z nich niszczył, jednak z czasem rosło zainteresowanie jego procesem twórczym, a sam artysta zyskał rozgłos, co skłoniło mu współczesnych do kolekcjonowania rysunków i modeli mistrza. Jednym z takich kolekcjonerów był przyjaciel, malarz i biograf Michała Anioła, Giorgio Vasari. Wspomniany model Młodego niewolnika powstał pomiędzy rokiem 1516 a 1519. Ma 17,6 centymetra wysokości. Różni się on od znanej nam niedokończonej rzeźby, co pokazuje, że Michał Anioł z czasem zmienił jej koncepcję. Niezwykle ambitny projekt grobowca Juliusza II nigdy nie został zrealizowany. W obecnej, znacznie skromniejszej formie, został wzniesiony w 1545 roku. « powrót do artykułu-
- Michał Anioł
- Młody niewolnik
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Konopie siewne (Cannabis sativa) przez wieki stanowiły ważne źródło włókien do produkcji tekstyliów, wykorzystywano je do produkcji oleju czy w medycynie. Jednak w XX wieku wykorzystanie tej rośliny znacząco się zmniejszyło. W miarę, jak pozyskiwana z niej marihuana była coraz szerzej wykorzystywana w celach rekreacyjnych, kolejne rządy nakładały ograniczenia prawne na konopie. To zaś spowodowało, że ich historia genetyczna pozostawała niezbadana. Luca Fumagalli z Uniwersytetu w Lozannie stanął na czele międzynarodowego zespołu naukowego z Chin, Wielkiej Brytanii, Indii, Pakistanu i Kataru, którego członkowie przeanalizowali genom 110 roślin reprezentujących pełne spektrum odmian Cannabis. Na tej podstawie zidentyfikowali czas o źródło udomowienia, wzorce różnicowania się po udomowieniu oraz współczesne zróżnicowanie genetyczne konopi. Wykazaliśmy, że gatunek C. sativa został po raz pierwszy udomowiony we wczesnym neolicie w Azji Wschodniej i że wszystkie obecnie występujące odmiany pochodzą od dzikich i uprawnych odmian z terenu współczesnych Chin, czytamy w artykule w Science Advances. Z danych genetycznych wynika, że do udomowienia doszło około 12 000 lat temu i zbiega się ono w czasie z pojawieniem się na terenie południowych Chin i Tajwanu ceramiki sznurowej. W materiale archeologicznym z kolejnych tysiącleci pojawia się coraz więcej śladów konopi. Znamy np. japońską ceramikę sprzed 10 000 lat skojarzoną z nasionami, a 7500 lat temu w Chinach i Japonii stale pojawiają się artefakty powiązane z Cannabis. Z artykułu dowiadujemy się też, że przed 4000 lat zróżnicowanie genetyczne Cannabis zaczęło się zwiększać, co z czasem doprowadziło do powstania współczesnych wyspecjalizowanych odmian. Uprawy tej rośliny zaczęły rozprzestrzeniać się w kierunku Europy i Bliskiego Wschodu. Już co najmniej 2500 lat temu na terenie zachodnich Chin konopie były używane w celach rytualnych, produkowano z nich m.in. napoje alkoholowe. Pierwsze archeobotaniczne dane świadczące o obecności Cannabis na subkontynencie indyjskim pochodzą sprzed 3000 lat. Co interesujące, w przeciwieństwie do tego co wiemy z Chin, indyjskie teksty sprzed 2000 lat mówią o tym, że konopie były wykorzystywane tutaj wyłącznie w celu odurzania się. Narkotyki wytwarzane w konopi pojawiły się w Afryce w XIII wieku, do Ameryki Łacińskiej dotarły w wieku XVI, a do Ameryki Północnej w XX wieku, gdzie trafiły z Indii. Kultywary konopi do Nowego Świata przywieźli Europejczycy w XVII wieku, zaś w połowie XIX wieku w Ameryce Północnej europejskie kultywary zostały wyparte przez odmiany chińskie. « powrót do artykułu
-
- konopie
- Cannabis sativa
- (i 4 więcej)
-
W Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej w Kamieniu Pomorskim powstała interaktywna wystawa stała, poświęcona zapomnianemu wynalazcy - twórcy pierwszego kondensatora elektrycznego Ewaldowi Georgowi von Kleistowi. Wyremontowano również dworek, w którym mieszkał uczony. To właśnie tutaj, w Kamieniu Pomorskim, dziekan kapituły katedralnej Ewald Georg von Kleist 11 października 1745 roku jako pierwszy na świecie dokonał udanej próby z prototypem kondensatora elektrycznego, tzw. flaszą Kleista – podkreślił w wypowiedzi dla PAP-u dyrektor Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej, Grzegorz Kurka. Epokowe odkrycie zmieniło sposób patrzenia na elektryczność i przyspieszyło kolejne badania nad elektrostatyką. Kleist vs. Musschenbroek Należy zaznaczyć, że von Kleist odkrył zjawisko magazynowania energii elektrycznej w szklanym naczyniu z wodą jesienią 1745 r., zaś podobne doświadczenia przeprowadzono na początku 1746 r. w Lejdzie w pracowni prof. Pietera Musschenbroeka. Jak czytamy w artykule Jerzego Sawickiego pt. "Kleist vs. Musschenbroek – trudna droga do prawdy" (Studia Historiae Scientiarum, PDF), informacja o doświadczeniu lejdejskim szybko dotarła do Paryża, ówczesnego centrum europejskiej nauki i obwołana została nowym, bardzo ważnym odkryciem fizycznym. Eksperyment zdobył szeroki rozgłos w Europie, dzięki bardzo licznym publicznym powtórzeniom, które cieszyły się wielkim zainteresowaniem. Francuskim promotorem doświadczenia lejdejskiego był fizyk Jean-Antoine Nollet. Sława odkrywcy przypadła niezasłużenie Musschenbroekowi oraz Lejdzie, chociaż Daniel Gralath [z działającego w Gdańsku Societas Physicae Experimentalis] informował listownie Nolleta o pierwszeństwie Kleista. Od chwili odkrycia, aż po współczesne nam czasy, publikacje naukowe z zakresu fizyki oraz historii nauki często w błędny sposób przedstawiają osobę odkrywcy, miejsce odkrycia i jego nazwę. Multimedialna wystawa Wystawa "Kamieński kondensator - dziedzictwo światowego odkrycia Ewalda Georga von Kleista" w Muzeum Historii Ziemi Kamieńskiej jest podzielona na dwie części. W siedzibie muzeum znajduje się ekspozycja doświadczalna. Zwiedzający mogą się zapoznać z życiorysem wynalazcy zarówno w postaci tradycyjnego opisu, jak i komiksu. Zobaczą tu również interaktywne eksponaty związane z badaniami nad fizyką i elektrostatyką, w tym przekrój poprzeczny szklanego kondensatora o wymiarach 3x2 m, generator van der Graaffa czy transformator powietrzny. W zlokalizowanym obok Muzeum odrestaurowanym dworku von Kleista umieszczono laboratorium ze zrekonstruowanymi przyrządami, którymi mógł się posługiwać uczony. To tu znajduje się flasza Kleista. « powrót do artykułu
-
- Ewald Georg von Kleist
- kondensator elektryczny
- (i 3 więcej)
-
Uczeni z Yale University opisali, w jaki sposób białko APOL3 czyści organizm z bakterii. Podczas badań z wykorzystaniem m.in. salmonelli, wykazali, że białko rozpuszcza błonę komórkową bakterii. Już wcześniej było wiadomo, że komórki bronią się przed bakteriami atakując ich błony, jednak tutaj mamy do czynienia z pierwszym opisem antybakteryjnego działania podobnego do działania detergentu. To przykład, jak ludzki organizm produkuje własne antybiotyki w formie białka działającego jak detergent. Możemy się od niego uczyć, mówi główny autor badań, immunolog doktor John MacMicking. Jedną z linii obrony naszego organizmu są wyspecjalizowane komórki układu odpornościowego. Jednak w ciągłym wyścigu pomiędzy nimi, a patogenami, niejednokrotnie dochodzi do sytuacji, w której patogen przedrze się przez pozakomórkowe linie obrony i wniknie do komórki, gdzie może się namnażać. Dlatego też w drodze ewolucji pojawiły się wewnątrzkomórkowe mechanizmy obronne. U kręgowców mechanizmy te są uruchamiane przez interferon gamma (IFN-γ), który reguluje transkrypcję setek genów pomagających w walce z bakteriami, wirusami czy grzybami w wielu typach komórek. Wciąż jednak niewiele wiemy o białkach, których działanie jest zapoczątkowywane przez IFN-γ. Na potrzeby badań naukowcy zainfekowali ludzie komórki salmonellą. Poszukiwaliśmy nowych genów stymulowanych interferonem, wykorzystując przy tym bakterię salmonelli jako modelu infekcji, wyjaśniają badacze. Salmonella, podobnie jak inne bakterie gram-ujemne, posiada dwie błony komórkowe, co czyni ją szczególnie trudną do zabicia. Szczegółowo analizując reakcję komórki na obecność bakterii, uczeni wykorzystali technologię CRISPR-Cas9 do przeanalizowania ponad 19 000 genów i odkryli, że to białko APOL3 (apolipoprotein L3), kodowane przez gen APOL3, niszczy wewnętrzną błonę komórkową salmonelli. Ma przy tym pomocnika w postaci molekuły GBP1 i, prawdopodobnie, innych molekuł. Dzięki mikroskopii o wysokiej rozdzielczości naukowcy zauważyli, że GBP1 niszczy zewnętrzną błonę komórkową, dzięki czemu APOL3 może dostać się do wnętrza bakterii i zniszczyć błonę wewnętrzną, co zabija salmonellę. Okazało się przy tym, że APOL3 działa podobnie jak detergent. Ma bowiem elementy, które przyczepiają się do molekuł wody oraz inne, które łączą się z molekułami tłuszczów. Dzięki temu fragment po fragmencie usuwa lipidową błonę otaczającą bakterię. Widzimy tutaj efekt synergii pomiędzy APOL3 a innymi genami, które łączą siły i wspólnie przeprowadzają atak na podwójne błony komórkowe bakterii gram ujemnych. Błony te stanowią barierę, z którą nie radzi sobie wiele antybiotyków. Nasze badania pokazują, że w ludzkim organizmie istnieją mechanizmy, które są w stanie zniszczyć tę barierę. A są one uruchamiane przez IFN-γ, co tylko potwierdza, jak ważny jest ten mechanizm obronny, stwierdzają autorzy badań. MacMicking zwraca jednocześnie uwagę, że cały mechanizm jest wysoce selektywny, gdyż APOL3 nie atakuje przy tym błony komórkowej swojej komórki macierzystej. Uczeni zauważyli, że APOL3 unika cholesterolu, który jest jednym z głównych składników komórek naszego organizmu i skupia się na lipidach charakterystycznych dla błon komórkowych bakterii. « powrót do artykułu
-
- salmonella
- APOL3
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W Narodowym Instytucie Kardiologii zoperowano 42-letnią pacjentkę z mięśniakowatością układu żylnego i prawego serca. Jak podkreślono na stronie placówki, u chorej zdiagnozowano ciężką, nawracającą i rozległą postać mięśniaków macicy i układu naczyniowego. [...] Tak ciężka, zaawansowana i nawracająca forma mięśniakowatości układu naczyniowego jest bardzo rzadką chorobą i stanowi zagrożenie dla życia. Dotychczas opisano zaledwie kilka takich przypadków na świecie. Mięśniaki macicy to niezłośliwe nowotwory macicy, występujące przede wszystkim u kobiet w wieku rozrodczym (najczęściej występują w wieku 35-45 lat). Pacjentka, o której mowa, cierpiała na bardzo rzadką postać mieśniaków, występującą nie tylko w macicy, ale również w układzie żylnym miednicy mniejszej, w żyle głównej dolnej, prawym przedsionku, prawej komorze serca i pniu płucnym. Mimo 2 wcześniejszych operacji (podczas pierwszej usunięto macicę z częścią przydatków, podczas drugiej, kardiochirurgicznej, masy nowotworowe z prawego serca i żyły głównej dolnej) stwierdzono nawrót. Operacja w NIKard została przeprowadzona przez specjalistów z zakresu kardiochirurgii, chirurgii naczyniowej i ginekologii. Zabieg wykonano z zastosowaniem krążenia pozaustrojowego w hipotermii z całkowitym zatrzymaniem krążenia (na 15 min), co pozwoliło na bezpieczne otwarcie żyły głównej dolnej i układu żył miednicy mniejszej. Dzięki temu usunięto w całości materiał nowotworowy [...] z serca i żyły głównej dolnej oraz wyeliminowano miejsce wejścia nowotworu do żyły biodrowej wewnętrznej, co z kolei zminimalizowało ryzyko nawrotu choroby – poinformował główny operator, dr n. med. Krzysztof Kuśmierski, p.o. kierownika Kliniki Kardiochirurgii i Transplantologii NIKard. Po operacji pacjentka czuła się dobrze. « powrót do artykułu
-
Wszystkie nowotwory należą do jednej z dwóch kategorii, informują badacze z Sinai Health. Odkrycie to może pozwolić na opracowanie nowych strategii walki z najbardziej agresywnymi i niepoddającymi się leczeniu chorobami nowotworowymi. Olbrzymie zróżnicowanie nowotworów powoduje, że bardzo trudno znaleźć jest skuteczne formy leczenia tych chorób. Naukowcy z Lunenfeld-Tanenbaum Research Institute (LTRI), będącego częścią Sinai Health, donoszą na łamach Cancer Cell, że nowotwory można podzielić na zaledwie dwie kategorie, w zależności od ekspresji bądź braku ekspresji białka YAP (Yes-associated protein). Przeprowadzone przez nich badania wykazały bowiem, że we wszystkich nowotworach mamy do czynienia albo z ekspresją, albo wyciszeniem białka YAP. W zależności, do której z tych grup należy dany nowotwór, różnie reaguje on na leczenie. Białka YAP są niezwykle ważnym elementem szlaku sygnałowego Hippo. Szlak ten odgrywa istotną rolę w kontroli wzrostu narządów u zwierząt, regulując procesy proliferacji i apoptozy komórek. YAP nie tylko jest włączone bądź wyłączone, ale ma też przeciwne pro- lub antynowotworowe działanie, zależnie od kontekstu. Nowotwory z YAPon potrzebują YAP by się rozwijać i przetrwać, z kolei nowotwory YAPoff przestają się rozwijać po aktywacji YAP, mówi Rod Bremner. Naukowcy przypominają, że wiele nowotworów YAPoff to choroby wysoce śmiertelne. Naukowcy wykazali też, że niektóre nowotwory, jak nowotwór prostaty czy płuc, potrafią przełączyć się pomiędzy stanem YAPon a YAPoff by zyskać oporność na leczenie. Komórki nowotworowe, hodowane w szalkach laboratoryjnych, albo unoszą się w płynie, albo przyczepiają się do szalki. Uczeni z Sinai Health odkryli, że to YAP decyduje o pływalności komórek. Wszystkie komórki nowotworowe YAPoff unoszą się, a wszystkie YAPon przyczepiają się. Nie od dzisiaj zaś wiemy, że zdolność komórek do adhezji decyduje o ich oporności na leczenie. Odkryta przez nas prosta dwuwartościowa klasyfikacja nowotworów może pomóc w opracowaniu terapii, które są skuteczne dla wszystkich chorób należących do klas YAPoff i YAPon, stwierdził współautor badań Joel Pearson Uczony zauważył też, że skoro nowotwory mogą przełączać się pomiędzy tymi stanami, by uniknąć leczenia, opracowanie metod kontrolowania stanu YAPoff i YAPon spowoduje, że będziemy mogli powstrzymać nowotwór przed przełączeniem się w stan, w którym może zyskać oporność na leczenia. « powrót do artykułu
-
W hiszpańskiej gminie Castellote w Teruel (Aragonia) odkryto niezwykły rysunek naskalny sprzed około 7500 lat. Przedstawia on osobę wspinającą się po drabinie, by podebrać miód pszczołom. To najdokładniejszy i najlepiej zachowany na hiszpańskim wybrzeżu Morza Śródziemnego rysunek przedstawiający tego typu aktywność. Odkrycia dokonano w jaskini Barranco Gomez, gdzie rysunki znajdują się w trzech sekcjach na przestrzeni 12,5 metra. W pierwszej z nich widać figurę osoby z wyraźnie zaznaczoną twarzą, która wspina się po drabinie do gniazda. Widzimy, że scena powstałą w czasach, gdy istniały już bardziej zaawansowane techniki wspinania. Widzimy, że drabina została zaczepiona w pobliżu gniazda oraz umocowana do skały za pomocą pala w połowie wysokości, by zapewnić jej większą stabilność. Jaskinia Barranco Gomez znajduje się na brzegach Gwadelupy. Wraz z setkami innych miejsc w Hiszpanii tworzy wyjątkowy zespół lewantyńskiej sztuki naskalnej, wpisanej na listę światowego dziedzictwa ludzkości. « powrót do artykułu
-
- rysunek naskalny
- sztuka lewantyńska
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zespół z Międzynarodowego Instytutu Biologii Molekularnej i Komórkowej (MIBMiK) w Warszawie, Szpitala Uniwersyteckiego w Oslo oraz Instytutu Biologii Doświadczalnej im. Nenckiego PAN odkrył procesy regulowane przez receptor AXL. W artykule, który ukazał się na łamach PNAS, opisano pierwszy interaktom (zestaw białek oddziałujących) i procesy komórkowe regulowane przez AXL, które wyjaśniają udział tego receptora w progresji nowotworowej i przerzutowaniu. Nasze badania niosą wiele istotnych implikacji. Po pierwsze, nowo zidentyfikowane białka oddziałujące z AXL stanowią cenną podstawę do dalszych badań podstawowych i translacyjnych w kierunku opracowania skutecznych terapii dla pacjentów z zaawansowaną chorobą nowotworową, w której występuje nadmierna aktywacja AXL - podkreśla inicjatorka projektu i pierwsza autorka arytkułu dr Daria Zdżalik-Bielecka. Przyczyny niepowodzeń terapii onkologicznych Przerzutowanie to zdolność komórek nowotworowych do opuszczania guza pierwotnego i rozprzestrzeniania się na inne organy (wyróżnia się fazę disseminacji, czyli rozsiewania oraz fazę kolonizacji, a więc adaptacji komórek nowotworowych do nowego środowiska). Choć w ostatnich dekadach w onkologii poczyniono znaczne postępy, w komunikacie MIBMiK podkreślono, że przerzutowanie jest nadal przyczyną około 90% zgonów pacjentów z chorobami nowotworowymi. Istotne jest również nabycie lekooporności przez komórki nowotworowe. Gdy terapia przeciwnowotworowa przestaje działać, dochodzi do wznowy i progresji choroby. Mechanizmy działania receptora AXL AXL to receptorowa kinaza tyrozynowa, której aktywacja jest związana zarówno z przerzutowaniem, jak i lekoopornością. Jednak mimo intensywnego rozwoju inhibitorów aktywności kinazowej AXL jako leków onkologicznych, zaskakująco niewiele wiadomo na temat wewnątrzkomórkowych mechanizmów działania tego receptora - napisano w informacji prasowej Instytutu. AXL, która należy do podrodziny receptorów TAM (TYRO3, AXL, MER), jest aktywowana po związaniu liganda GAS6. Wiadomo, że nadmierna aktywacja AXL koreluje z 1) inwazyjnym fenotypem komórek nowotworowych, 2) przerzutowaniem, 3) lekoopornością i 4) złymi rokowaniami. Oprócz tego sporo badań sugeruje, że AXL bierze udział we wnikaniu wirusów, takich jak Zika (ZIKV) czy SARS-CoV-2, do komórki. Naukowcy z Laboratorium Biologii Komórki MIBMiK od długiego czasu zajmują się mechanizmami łączącymi endocytozę i przekazywanie sygnałów przez receptorowe kinazy tyrozynowe w warunkach fizjologicznych i patologicznych, w tym w kontekście chorób nowotworowych. Rearanżacja cytoszkieletu aktynowego Dzięki wykorzystaniu biotynylacji zbliżeniowej BioID (ang. proximity-dependent biotin identification) ostatnio udało się po raz pierwszy opisać interaktom AXL. Stwierdzono, że AXL oddziałuje z wieloma białkami zaangażowanymi w regulację dynamiki cytoszkieletu aktynowego. Opisanie interaktomu receptora AXL pozwoliło odkryć, że ścieżka sygnalizacyjna GAS6-AXL aktywuje w komórce liczne procesy zależne od aktyny, takie jak fałdowanie błony komórkowej, przebudowę miejsc adhezji i makropinocytozę. Łącznie procesy te wspomagają inwazję komórek nowotworowych hodowanych w postaci trójwymiarowych sferoid. Zmiana dynamiki błon Skutkiem aktywacji AXL było wywołanie 2 typów pofałdowania błoń: 1) pofałdowań obwodowych (ang. peripheral membrane ruffles, PRs) i 2) kolistych pofałdowań grzbietowych (ang. circular dorsal ruffles, CDRs). CDRs brały udział w przebudowie miejsc adhezji (przywierania) komórek do podłoża. Zarówno PRs, jak i CDRs promowały makropinocytozę, czyli zależną od aktyny formę endocytozy, która nie tylko pośredniczyła w internalizacji kompleksów GAS6-AXL, ale także umożliwiała wzrost komórek nowotworowych w warunkach ubogich w składniki odżywcze poprzez wzmożone pobieranie albuminy jako składnika pokarmowego. Ważne wnioski Podsumowując odkrycia polsko-norweskiego zespołu, dr Zdżalik-Bielecka podkreśliła, że badania wykazały, że GAS6 jest specyficznym ligandem dla AXL, a nie dla receptora TYRO3, co wyjaśniło długoletnie rozbieżności w literaturze naukowej dotyczącej biologii receptorów TAM. [Poza tym] odkryliśmy, że najważniejszym efektem aktywacji ścieżki sygnalizacyjnej GAS6-AXL w komórce jest rearanżacja cytoszkieletu aktynowego, co w efekcie zmienia dynamikę błon, przyleganie do podłoża, ruchliwość i metabolizm komórek. Badania zostały sfinansowane przez Narodowe Centrum Nauki. « powrót do artykułu
-
W środę (14 lipca) ortopedzi ze Szpitala Miejskiego nr 4 w Gliwicach usunęli pacjentce 3-kg nowotwór pierwotny kości miednicy. Następnie chorej wszczepiono specjalnie zaprojektowany implant; wykonano go w technologii druku 3D. Zespół z Gliwic wspierał dr hab. n. med. Daniel Kotrych z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego (PUM). Rehabilitacja będzie długa, ale pani Sylwia ma szansę na powrót do pełnej sprawności. Marzę, żeby jeszcze zatańczyć z mężem walca. To nasz ulubiony taniec. Przez całe życie byłam aktywna, jeździłam na rowerze, spacerowałam. Choroba to przerwała, ale teraz mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej – powiedziała pani Sylwia. Ogromny zabieg z odcięciem połowy miednicy i kości krzyżowej Jak zaznaczył dr hab. Kotrych, guz był zlokalizowany nie tylko w miednicy. Obejmował również staw krzyżowo-biodrowy oraz kość krzyżową. Ortopeda dodał, że lekarze mieli do czynienia z olbrzymim nowotworem. Wymagało to rozległej 5-godzinnej operacji, wiążącej się z dużym ryzykiem krwawienia okołoperacyjnego. Sama rozległość rany i wycięcie takich monstrualnych rozmiarów guza wiąże się z ryzykiem wstrząsu okołooperacyjnego i nie wszystko można wtedy przewidzieć. Należy wykonać ogromny, ciężki kostny zabieg z odcięciem połowy miednicy i kości krzyżowej, a jednocześnie trzeba to zrobić bardzo delikatnie, żeby nie uszkodzić naczyń krwionośnych, nie uszkodzić struktur naczyniowo-nerwowych i wykonać tę procedurę bezpiecznie dla pacjentki. To się udało, również dzięki temu, że mogliśmy w błyskawiczny sposób po usunięciu nowotworu zespolić miednicę, spiąć ją implantem wykonanym w technologii 3D i stabilnie go osadzić, co również działa przeciwwstrząsowo - podkreślił cytowany przez PAP specjalista. Implant 3D Drukowany w 3D implant to efekt współpracy inżynierów i radiologów. Po wykonaniu tomografii komputerowej stworzono trójwymiarowy model miednicy. Określono też marginesy resekcji. W dalszej kolejności zaprojektowano i wykonano implant. Ordynator Oddziału Ortopedii Szpitala Miejskiego nr 4 w Gliwicach dr Andrzej Baryluk zaznacza, że udało się ustabilizować miednicę. Początek pionizowania zaplanowano w krótkiej perspektywie czasowej. W relacji prasowej szpitala napisano, że to już kolejna bardzo skomplikowana operacja z zakresu endoprotezoplastyki onkologicznej w gliwickiej lecznicy. Dokonania dr. Kotrycha W Almanachu ortopedów polskich Polskiego Towarzystwa Ortopedycznego i Traumatologicznego napisano, że dr hab. Daniel Kotrych przeprowadził z prof. Andrzejem Gustą oraz dr. Bartoszem Krukiem pierwszą w Polsce operację przeszczepienia kości miednicy (23-letni pacjent cierpiał na nowotwór i miał na miednicy guza wielkości główki noworodka; lekarze dążyli do tego, by uzyskać od dawcy fragment kości pasującej kształtem i rozmiarem do miednicy biorcy; udało się go pobrać od zmarłego w tym samym wieku). Kotrych uczestniczył także w operacji z użyciem pierwszej subtotalnej endoprotezy kości promieniowej, przeprowadzonej na początku 2014 r. u pacjenta z rozległym nowotworem pierwotnym przedramienia. Zastosowany implant wykonany został na indywidualne zamówienie i był pierwszym tego typu na świecie. « powrót do artykułu
- 2 odpowiedzi
-
- nowotwór pierwotny kości
- operacja
- (i 4 więcej)
-
Na Uniwersytecie Kalifornijskim w Davies trwają prace nad nowym typem środka przeciwbólowego. Jego źródłem ma być jad ptasznika. Badania prowadzone są przez grupę pod kierunkiem profesorów Vladimira Yarova-Yarovoya i Heike Wulff to część projektu, w ramach którego Amerykanie chcą zmniejszyć uzależnienie od opioidów i stworzyć nieopioidowe środki przeciwbólowe. Uczeni próbują tak zmienić toksyczne peptydy, by działały one przeciwbólowo. Pająki i skorpiony przez miliony lat ewolucji udoskonalały peptydy, białka i inne trucizny oparte na małych molekułach. My próbujemy z tego korzystać. Ten sam jad, który może powodować ból i dysfunkcje neurologiczne, może również pomóc w lepszym funkcjonowaniu nerwów i zredukować uczucie bólu, mówi profesor Bruce Hammock. Szacuje się, że chroniczny ból dotyka około 20% dorosłych Amerykanów, a 11 milionów mieszkańców USA doświadcza chronicznego bólu o dużym wpływie na życie. Definiowany tak jest ból, który twa co najmniej 3 miesiące i znacząco ogranicza czynności życiowe, uniemożliwiając np. pracę poza domem, chodzenie do szkoły czy wykonywanie czynności domowych. Osoby cierpiące na takie rodzaj bólu mają do wyboru bardzo mało nieopioidowych środków przeciwbólowych. W przypadku silnego bólu środki takie jak ibuprofen czy aspiryna nie działają. Opioidy są wystarczająco silne, jednak tutaj mamy problem ze wzrastającą tolerancją organizmu na ich działanie i z uzależnieniem, mówi Wulff. Nadmiernie użycie opioidów to w ostatnich latach coraz poważniejszy problem z USA. W 2019 roku niemal 50 000 amerykanów zmarło z powodu przedawkowania tych środków. Naukowcy, próbując znaleźć silne nieuzależniające środki przeciwbólowe przyglądają się kanałom sodowym, które odgrywają kluczową rolę w przesyłaniu sygnałów do nerwów i mięśni. U ludzi zidentyfikowano 9 różnych typów takich kanałów i oznaczono je numerami od Nav1.1 do Nav1.9. Najbardziej interesuje ich Nav1.7, gdyż to on jest kluczowym źródłem sygnałów bólowych. Okazuje się, że jad chilijskiego ptasznika z gatunku Thrixopelma pruriens blokuje transmisję w kanale Nav1.7. Istnienie tego inhibitora Nav1.7 daje nadzieję, na opracowanie środka, który będzie równie skuteczny jak opioidy, ale nie będzie uzależniał, mówi Wulff. Problem w tym, że proteina, która w swojej naturalnej formie blokuje Nav1.7 nie czyni tego wyłącznie w nerwach czuciowych. Blokuje go wszędzie, również w mięśniach i mózgu, co może mieć tragiczne skutki. Dlatego też naukowcy próbują tak zmodyfikować toksynę pająka, by blokowała ona ból, ale nie niosła skutków ubocznych. W tym celu wykorzystują program komputerowy Rosetta, opracowany na University of Washington. To złożone oprogramowanie do modelowania cząstek. Za pomocą Rosetty możemy an ekranie komputera modyfikować naturalny peptyd, starając się nadać mu właściwości terapeutyczne. Już uzyskaliśmy peptydy, które dorównują morfinie, ale nie mają skutków ubocznych opioidów, cieszy się Yarov-Yarovoy. Dotychczasowe prace dają niezwykle obiecujące efekty, jednak wyłącznie na poziomie obliczeniowym. Nowe peptydy należy jeszcze zsyntetyzować, przetestować na zwierzętach i jeśli wyniki tych testów wypadną pozytywnie, można będzie rozpocząć testy na ludziach. Naukowcy oceniają, że minie co najmniej 5 lat zanim potencjalny nowy lek trafi na rynek. « powrót do artykułu
-
- opioid
- środek przeciwbólowy
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami: