Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36796
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    211

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W wieku 96 lat zmarł John Archibald Wheeler, amerykański fizyk, który stworzył termin "czarna dziura". Jak poinformowała jego córka, zmarł 13 kwietnia w swoim domu w New Jersey. Przyczyną zgonu było zapalenie płuc. W ramach projektu Manhattan Wheeler pracował nad pierwszą bombą atomową. Był jednym z ostatnich współpracowników Alberta Einsteina. Ponieważ przez wiele lat pracował jako profesor na Princeton University (1947-1976), los zetknął go z innym laureatem Nagrody Nobla - Nielsem Bohrem. Gdyby nie Wheeler, nigdy nie spotkalibyśmy się z pojęciem czarnej dziury. Naukowiec jako pierwszy posłużył się nim, by opisać ten ciekawy fenomen. Za dokonania w dziedzinie fizyki w 1997 roku przyznano mu Nagrodę Wolfa. Wheeler zajmował się nie tylko czarnymi dziurami, ale także kolapsami grawitacyjnymi, czyli grawitacyjnym zapadaniem, teorią równowagi gwiazd bardzo gęstych czy oddziaływaniami elektromagnetycznymi cząstek elementarnych.
  2. Badania nad fizjologią naczyń krwionośnych mają wiele istotnych zastosowań. Pozwalają lepiej zrozumieć ludzki organizm, poprawić skuteczność wspierających ich terapii, mają też nieocenioną wartość poznawczą. Ich przeprowadzenie bywa jednak problematyczne, gdyż ze względu na swoją bolesność lub stopień ryzyka mogą być trudne do zaakceptowania z punktu widzenia etyki. Z tego powodu poszukuje się modeli badawczych, umożliwiających poszerzanie wiedzy bez ingerencji w ciało człowieka. Jeden z nich, zapowiadający się bardzo obiecująco dla badaczy, opracowali naukowcy z Helmholtz Association of German Research Centres, niemieckiego zrzeszenia ośrodków badawczych. Opracowana przez Niemców metoda pozwala na stworzenie w organizmie myszy fragmentu układu krwionośnego, który rozwija się z ludzkich komórek i jest dokładnym odzwierciedleniem unaczynienia ludzkich narządów. Pozwala to rozwiązać odwieczny dylemat badaczy: czy lepiej jest narażać w wyniku badań ludzi, czy też ryzykować zafałszowaniem danych z powodu różnic w fizjologii człowieka i myszy. Technika opiera się na zaobserwowanym wcześniej zjawisku samorzutnego skupiania się komórek nabłonka naczyń krwionośnych (endotelium) w grudki zwane sferoidami. Helmut Augustin, jeden z twórców modelu, tłumaczy: Rozproszone komórki endotelium są skazane na śmierć. Ich skupianie się w sferoidy stabilizuje je. Utworzone sferoidy zanurza się w syntetycznej sieci kolagenowej, a następnie podaje do ciała gryzonia. Tak stworzony fragment układu krwionośnego może przetrwać nawet kilka miesięcy. W tym czasie wchodzi w interakcje z mysimi komórkami i włącza się do systemu krwionośnymi biorcy tego nietypowego przeszczepu. Myszy, na których przeprowadza się ten eksperyment, nie mogą być dobrane przypadkowo. Zwierzęta używane do takich badań rodzą się z upośledzeniem odporności, dzięki czemu ich organizmy nie odrzucają obcej tkanki tak, jak miałoby to miejsce przy przeszczepie do ciała zdrowego gryzonia. Transplantacja ludzkich naczyń krwionośnych do organizmu innego gatunku daje badaczom wspaniałe możliwości. Dzięki stworzonej przez Niemców metodzie możliwe stanie się prowadzenie analiz, które nie byłyby dostępne z zastosowaniem alternatywnych modeli. Pozwoli to nie tylko na poszerzenie wiedzy o fizjologii człowieka, lecz także ułatwi wykonywanie wielu obserwacji związanych np. z testowaniem nowych leków.
  3. Amerykańska firma NovoCure zaprezentowała wyniki badań klinicznych nad produkowanym przez siebie urządzeniem, nazwanym Novo-TTF. Jest to maszyna, której zadaniem jest zmniejszenie masy guza nowotworowego przed podjęciem próby jego usunięcia metodą chirurgiczną. Działanie Novo-TTF opiera się na wytwarzaniu wewnątrz tkanki nowotworowej pola elektrycznego o ściśle określonych parametrach. Dzięki precyzyjnej regulacji urządzenia możliwe jest wytworzenie w guzie warunków, które prowadzą do zniszczenia dzielących się komórek nowotworowych i jednoczesnego zachowania zdrowej części piersi. W połączeniu z odpowiednio dobraną chemioterapią możliwe jest uzyskanie w ten sposób tzw. efektu addytywnego (działanie leku i wytworzonego pola sumuje się) lub synergistycznego (efekt współdziałania obu środków jest wyższy niż suma ich skuteczności przy stosowaniu osobno), zależnie od rodzaju podawanego preparatu. Badania na ludziach wykazały wysoką skuteczność nowej techniki. Testy objęły pięć pacjentek z rakiem piersi, u których planowana była operacja usunięcia guza. Dzięki zastosowaniu przed zabiegiem chirurgicznym łączonego leczenia chemioterapeutykiem oraz polem elektrycznym uzyskano u badanych pań efekt pomniejszenia guza o co najmniej 86%. U jednej z pacjentek udało się nawet usunąć guz całkowicie jeszcze przed interwencją chirurga. Nie stwierdzono także poważnych efektów ubocznych stosowania testowanej terapii - najsilniejszym z niepożądanych objawów było łagodne podrażnienie skóry w miejscu przyłożenia elektrod. Na szczęście zmiana ta jest łatwa do wyleczenia przy użyciu prostych kremów. W związku z zachęcającymi wynikami planowane są dalsze badania na większej grupie chorych. NovoCure pracuje równocześnie nad zastosowaniem swojego produktu w leczeniu glejaka wielopostaciowego, wyjątkowo groźnego nowotworu mózgu. Do badania zakwalifikowano pacjentów, u których guz odnowił się pomimo wcześniejszego zastosowania technik chirurgicznych oraz radioterapii. W porównaniu do chorych leczonych standardowo, dodanie użycia Novo-TTF do schematu leczenia pozwoliło na podwojenie mediany przeżycia (czasu, którego dożywa połowa leczonych pacjentów). Obecnie maszyna przechodzi trzecią fazę badań klinicznych, co oznacza szansę na wprowadzenie do rutynowego leczenia już za kilka lat.
  4. Naukowcy z wrocławskiej Akademii Medycznej (AM) chcą zabezpieczyć serce Fryderyka Chopina przed zniszczeniem oraz przeprowadzić analizę kodu DNA polskiego pianisty. Serce kompozytora spoczywa w warszawskim kościele Świętego Krzyża. Jak powiedział prof. Tadeusz Dobosz z Zakładu Medycyny Sądowej AM, analiza DNA ma odpowiedzieć m.in. na pytanie, jaka choroba była przyczyną śmierci wielkiego kompozytora. Uważam, że jesteśmy mu to winni. Informacje o jego śmierci na gruźlicę mają charakter legendy i nigdy nie zostały potwierdzone naukowo - podkreślił Dobosz. Według naukowca, rację mogą mieć ci, którzy uważają, że Chopin chorował nie na gruźlicę, lecz na mukowiscydozę. Jego starsza siostra zmarła na skutek problemów płucnych, być może była to właśnie mukowiscydoza. Jest to choroba genetyczna, więc i Chopin mógł na nią chorować - mówił Dobosz. Zespół prof. Dobosza chce zbadać serce, ponieważ cmentarz Pere Lachaise w Paryżu, gdzie pochowany jest Chopin, leży na glebie o kwaśnym odczynie i po odkopaniu zwłok mogłoby się okazać, że nie ma już czego badać. Ponadto konserwacja serca Chopina jest, w opinii profesora, konieczna, gdyż może się ono rozpaść lub wyschnąć. Chcemy, by zostało ono zachowane dla następnych pokoleń - podkreślił Dobosz. Naukowcy chcą również przeprowadzić tomografię komputerową serca artysty. Być może dzięki niej dowiemy się o Chopinie czegoś nowego - powiedział naukowiec. Koszt przeprowadzenia badań może wynieść od 15 do 50 tys. złotych. Wniosek w sprawie badań wraz z prośbą o ich dofinansowanie ma trafić do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego jeszcze w kwietniu. Jeśli zostanie on rozpatrzony pozytywnie, naukowcy rozpoczną badania najprawdopodobniej na przełomie 2008 i 2009 r.
  5. Google nawiązał współpracę z jednym z amazońskich plemion, by zapobiec nielegalnemu wycinaniu drzew, które od dawna jest tu prawdziwą plagą. Lasy deszczowe kształtują nie tylko lokalny mikroklimat, mają też wpływ na zjawiska pogodowe w innych częściach Ziemi. Dzieje się tak, ponieważ przeprowadzając fotosyntezę, absorbują duże ilości dwutlenku węgla. Google Earth Outreach dostarcza członkom plemienia Suruí (Aikewara) aktualne zdjęcia satelitarne wykonane w wysokiej rozdzielczości, by ci mogli kontrolować działania kłusowników. Lud ten zamieszkuje stan Pará w Brazylii. Almir Narayamoga, 34-letni wódz plemienia, pierwszy raz odwiedził siedzibę Google'a ponad rok temu. Poprosił o wsparcie przy zwalczaniu nielegalnej wycinki drzew. Od tej pory gigant służył różnego rodzaju pomocą, m.in. w postaci zdjęć. Zazwyczaj Indianie amazońscy unikają kontaktów z gringos, czyli białymi przybyszami, ale w tym przypadku powaga sytuacji zmusiła ich do poszukiwania pomocy. W przyszłości Suruí chcą używać laptopów zasilanych bateriami słonecznymi. Ułatwi im to komunikowanie ze światem zewnętrznym i realizację założonych celów. Po raz pierwszy plemię nawiązało kontakt z cywilizacją zachodnią w drugiej połowie XX wieku.
  6. W przyszłym roku klienci Forda będą mogli zażyczyć sobie opcjonalnego zamontowania w samochodzie radaru pilnującego tzw. martwego punktu. Przypomnijmy, że jest to punkt w którym widoczny w lusterku bocznym wyprzedzający nas samochód nagle znika z pola widzenia.Problem martwego punktu jest też rozwiązywany za pomocą specjalnych lusterek. Te staną się standardowym wyposażeniem modeli Lincoln i Mercury.Ford zaproponuje ponadto radar korzystający z pasma 24 GHz. W USA jest ono przeznaczone dla radarów o krótkim zasięgu, więc firma nie będzie miała problemów z uzyskaniem odpowiedniej zgody na jego wykorzystanie. Radar Forda będzie badał obszar, który nie jest widoczny w lusterku. Gdy wykryje tam samochód, w lusterku z odpowiedniej strony zacznie migać kontrolka, informując kierowcę o znajdującym się tam samochodzie. Niewykluczone, że system zostanie wyposażony też w alarm dźwiękowy.Spora część kierowców z zadowoleniem wita zmiany poprawiające bezpieczeństwo. Gdy testowano nowe lusterka, w których nie istnieje martwy punkt, aż 76% osób było z nich zadowolonych i stwierdziło, że zwiększyły one bezpieczeństwo.Nowy radar znajdzie się w ofercie Forda na początku przyszłego roku.
  7. Amerykańskie prawo patentowe od lat budzi kontrowersje i od dawna pojawiają się głosy o konieczności jego zmiany. Koalicja gigantów IT, w skład której wchodzą m.in. Microsoft, Google, Dell, Intel, Amazon czy HP i eBay, proponuje reformę tego prawa.Koncerny argumentują, że w obecne formie pozwala ono na rejestrowanie wątpliwych wynalazków i powoduje, że dochodzi do dyskusyjnych sądowych ugód.Zmianom proponowanym przez gigantów IT przeciwstawiają się jednak niemal wszystkie inne firmy i gałęzie przemysłu. Są wśród nich nie tylko firmy, które działają na innych rynkach, ale także małe przedsiębiorstwa z branży IT. Prawnicy reprezentujący przemysł biotechnologiczny, uczelnie wyższe, małych wynalazców czy firmy specjalizujące się w licencjonowaniu patentów mówią, że propozycje Microsoftu i Google'a faworyzują gigantów IT i działają na szkodę mniejszych firm oraz innych branż.Przeciwnicy proponowanych zmian przyznają, że są one konieczne, ale nie powinny być tak daleko idące, gdyż działają tylko na korzyść wielkich koncernów.W USA istnieje sporo małych firm, które są posiadaczami wielu patentów, ale zdecydowały się nie wypuszczać na rynek żadnego produktu, ale udzielają licencji wielkim firmom. Koncerny nazywają ich "trollami patentowymi" i próbują z nimi walczyć. Tymczasem przedstawiciele tych firm mówią, że nie ma żadnego dowodu na to, by Biuro Patentowe zbyt lekkomyślnie rozdawało patenty. Nie można też, ich zdaniem, twierdzić, że obecny system jest szkodliwy. A takie zarzuty pojawiają się w argumentacji gigantów. Jednocześnie przyznają, że trzeba uprościć procedury sądowe.Wielkie koncerny odniosły sukces we wrześniu, kiedy to Izba Reprezentantów przyjęła proponowane przez nie zmiany. Teraz ustawę rozpatruje Senat, który ma podjąć decyzję jeszcze w bieżącym miesiącu.Spór toczy się, oczywiście, o pieniądze.Wielkie koncerny IT chcą, by sądy, wyliczając odszkodowanie dla właściciela patentu, który został naruszony, brały pod uwagę stosunek wartości tego patentu w całym produkcie. Produkty koncernów IT zwykle korzystają z technologii, które w sumie chronione są setkami czy tysiącami patentów. Nowe rozwiązanie oznacza więc, że właściciel patentu, którego prawa zostały naruszone przez koncern IT, otrzyma odszkodowanie, którego wartość będzie setki lub tysiące razy mniejsza od wartości produktu naruszającego patent.To nie podoba się małym firmom, które uważają, że w ten sposób ich dochody znacząco spadną, same firmy stracą na wartości i zostaną pozbawione zysków, które są im należne.Małe firmy argumentują, że należy do nich 60% wszystkich przyznanych patentów, ale aż 99% zysków z patentów wędruje do kieszeni wielkich koncernów. Nowe przepisy tylko zmienią sytuację na ich niekorzyść.Moses Mares, prawnik kontrowersyjnej firmy Acacia Technologies, mówi, że propozycje gigantów IT dążą do tego, by objęli oni 100% wpływów z patentów. Możemy skończyć tak, jak Chiny, gdzie istnieje olbrzymia liczba firm produkcyjnych, ale nie są one innowacyjne, bo innowacyjność się tam nie opłaca - stwierdził Mares. Fundusze inwestycyjne nie dadzą pieniędzy przedsiębiorstwom, które nie będą mogły patentować własnych pomysłów.
  8. Gdy przed kilkoma tygodniami doszło w krótkich odstępach czasu do kilku awarii podmorskich kabli i spora część internautów w Azji została pozbawiona dostępu do Sieci, natychmiast pojawiły się teorie spiskowe i niektóre serwisy rozpisywały się o sabotażu, którego miały się dopuścić Stany Zjednoczone.Tymczasem firma Reliance Globalcom, która jest właścicielem uszkodzonych kabli, rozwiązała zagadkę bez uciekania się do teorii spiskowych. Po analizie zdjęć satelitarnych zidentyfikowano sprawców. W Dubaju zostały zaaresztowane statki MV Hounslow i MV Ann, które uszkodziły kable.Jeden z nich został już zwolniony, po tym, jak jego koreański właściciel zapłacił odszkodowanie. Z kolei dwóch marynarzy drugiego, który należy do irackiego armatora, może stanąć przed sądem.Ze zdjęć satelitarnych wynika, że oba statki nielegalnie przepływały przez obszar zamknięty dla żeglugi i w czasie sztormu rzuciły kotwice, a te przerwały kable.
  9. W górach zachodniej Szwecji naukowcy znaleźli kępę świerków pospolitych (Picea abies), które mają ok. 8 tysięcy lat. Dodajmy, że iglaki nadal rosną, co oznacza, że są najstarszymi żywymi drzewami na świecie. Ponieważ drzewa wykiełkowały naprawdę wysoko, nie podzieliły smutnego losu innych roślin. Nie udało się ich wyciąć, przez wiele lat musiały się za to zmagać z trudnymi warunkami klimatycznymi łańcucha górskiego oddzielającego Szwecję od Norwegii. Laboratorium z Miami posłużyło się metodą datowania węglowego. Dzięki temu stwierdzono, że najstarsze drzewo zapuściło tu korzenie mniej więcej 8 tys. lat temu – donosi profesor Leif Kullman z Umea University. Za matuzalema wśród roślin uznaje się często sosnę długowieczną (Pinus longaeva). Szacuje się, że pewien okaz z Kalifornii ma 4500-5000 lat. Podczas badań nad zmianami klimatycznymi w szwedzkim hrabstwie Dalarna natrafiono na dwa egzemplarze świerka w wieku 4800-5500 lat. To pierwsze lasy, które urosły po epoce lodowcowej – podkreśla Lars Hedlund, przedstawiciel hrabstwa, który współpracował z naukowcami, a na co dzień zajmuje się studiowaniem lokalnego środowiska. W tak starym drzewie można zaobserwować każdą zmianę klimatu, jaka zaszła podczas jego życia. Najstarszy pień ma maksymalnie ok. 600 lat, ale kiedy obumierał jeden z nich, roślina wypuszczała kolejny – tłumaczy Kullman. Staruszek świerk stał się ostatnio bardziej widoczny, ponieważ niedawny wzrost temperatur na tym obszarze przyspieszył jego wzrost. Gdy warunki są mniej sprzyjające, śierki mogą przetrwać jako niewielkie (0,5-metrowe) krzaki.
  10. Doczekaliśmy się kolejnej odsłony wojny pomiędzy Unią Europejską a Microsoftem. Przez ostatnich kilka miesięcy nie działo się nic szczególnego, jednak, jak się okazuje, była to tylko cisza przed burzą. Posłanka do Parlamentu Europejskiego z ramienia niemieckiej Partii Zielonych, Haide Rühle, wystosowała oficjalne zapytanie, którego rozstrzygnięcie może stanowić poważny cios dla koncernu z Redmond. Pani Rühle pyta, czy to, jak Microsoft zachowywał się w przeszłości nie powinno skutkować zakazem uczestnictwa koncernu w przetargach publicznych. Rühle odnosi się tym samym do nowych zasad organizowania przetargów w UE oraz do sprawy z 2004 roku, kiedy to Microsoft został oskarżony o nadużywanie swojej dominującej pozycji. Przypomnijmy, że wówczas koncern Gatesa odwołał się od decyzji UE, jednak przegrał sprawę w Sądzie Pierwszej Instancji. Wówczas firma zdecydowała, że nie będzie składała apelacji i podda się wyrokowi. Zdaniem Rühle taka decyzja Microsoft oznacza, że sprawa została osądzona, a zarzuty przeciwko firmie - udowodnione (jest to tzw. zasada res judicata). Jeśli Parlament Europejski uznałby, że sprawę rzeczywiście należy tak interpretować, to amerykański koncern może mieć poważne kłopoty. Zasady przystępowania do przetargów w UE mówią bowiem o tym, że z przetargu jest wykluczony ten, kto został uznany winnym wykroczenia dotyczącego jego profesjonalnego zachowania i osąd ma status res judicata. Pani Rühle pyta więc, czy Microsoft ma wobec tego prawo do uczestniczenia w kolejnych przetargach organizowanych przez UE. Koncernowi Gatesa prawdopodobnie nie grozi wykluczenie, chociażby dlatego, że jest to niemal niewykonalne z powodów praktycznych. Jednak podniesiona przez Ruhle wątpliwość to wybieg taktyczny, który ma przypomnieć Microsoftowi, że wciąż znajduje się pod czujną obserwacją Unii.
  11. Po odkryciu berlińskich naukowców na nowo rozgorzała dyskusja na temat wolnej woli i czytania z myśli. W czasie, gdy ochotnicy naciskali jeden z dwóch guzików, wykonywano badanie obrazowe ich mózgu. Okazało się, że na ok. siedem sekund przed podjęciem świadomej decyzji przez mózg przebiegał już sygnał nakazujący wykonanie odpowiedniego ruchu (Nature Neuroscience). Nasze decyzje są ustalane na poziomie nieświadomości na długo przed "zaskoczeniem" świadomości – twierdzi John-Dylan Haynes z Bernstein Center for Computational Neuroscience. To nie pierwszy przypadek, kiedy zaczęto krytykować koncepcję świadomej wolnej woli. Na początku lat 80. XX wieku Benjamin Libet wykazał, że aktywność mózgu wyprzedzała o trzy dziesiąte sekundy decyzję o podniesieniu palca. Rozświetlający się region odpowiadał za planowanie ruchów ciała. Haynes przekonuje, że mógł on nie tyle decydować o podniesieniu palca, co przeprowadzać ostateczne wyliczenia dotyczące przebiegu ruchu. Współcześnie niemiecki zespół zbadał, co się dzieje w mózgu podczas wykonywania zadania, a nie dywagował o tym po czasie. Leżąc w skanerze do funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI), wolontariusze mogli, gdy tylko poczuli taką potrzebę, naciskać palcem prawej lub lewej ręki znajdujące się w ich zasięgu guziki. W eksperymencie wzięło udział 14 osób. Zanim ochotnicy podjęli jakąś decyzję, co pół sekundy na ekranie wyświetlano im losowo wybraną literę. Kiedy badany naciskał w końcu guzik, pytano go o to, jaką literę widział w momencie podjęcia decyzji. Haynes podkreśla, że decyzję i działanie dzieli zazwyczaj pół sekundy. Gdy potem analizowano aktywność zarejestrowaną przez skaner, okazało się, że kora przedczołowa rozświetlała się na siedem sekund przed naciśnięciem guzika przez badanego. Polegając na sygnałach przebiegających przez mózg ochotników, naukowcy mogli przewidzieć z 60% trafnością, który z guzików zostanie naciśnięty. Jak łatwo zauważyć, to tylko nieco lepiej niż w przypadku ślepego typowania, daleko nam więc do umiejętności odczytywania czyichś myśli lub wyprzedzania świadomych decyzji. Wydaje się, że mózg podejmuje decyzję, zanim zrobi to sama osoba, ale wg Haynesa, nadal decyzja jest kwestią wyboru. Po prostu świadoma wola jest zgodna z wolą nieświadomą. To ten sam proces. Inni eksperci również wyrażają powątpiewanie, czy eksperyment rzeczywiście podważył koncepcję wolnej woli. Chris Frith z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego podkreśla, że leżenie przez badanych w skanerze i oczekiwanie na naciśnięcie guzika w niczym nie przypomina normalnej sytuacji podejmowania decyzji. Haynes wyjaśnia, że obecnie naukowcy próbują stwierdzić, czy nieświadoma decyzja mózgu może potem zostać zmieniona. Przecież świadomości nie zawsze musi się podobać wybór nieświadomości...
  12. Szczepionka terapeutyczna przeciwko rakowi piersi, która przechodzi obecnie testy kliniczne, osiąga bardzo pozytywne wyniki. Choć jest jeszcze zbyt wcześnie na wydawanie ostatecznych opinii, już teraz nadzieje pokładane w tym leku są ogromne. Badany środek należy do tzw. szczepionek terapeutycznych. W przeciwieństwie do znanych powszechnie szczepionek profilaktycznych (należą do nich m.in. te zapobiegające chorobom zakaźnym), ten typ preparatu podawany jest pacjentowi dopiero w momencie wykrycia choroby. Celem takiej terapii jest, podobnie jak w przypadku tradycyjnej szczepionki, wywołanie u chorego reakcji odpornościowej przeciwko pojawiającym się w organizmie "niechcianym" cząsteczkom (w tym wypadku są to białka charakterystyczne dla nowotworu, które "wyznaczają" komórki przeznaczone do eliminacji). Dzięki temu możliwe jest wywołanie odpowiedzi immunologicznej przeciwko molekułom, które wcześniej nie zostały "dostrzeżone" przez organizm jako obiekt do zniszczenia. W przypadku testowanej szczepionki, która otrzymała nazwę NeuVax, celem reakcji organizmu jest białko HER2/neu (zwane też ErbB). Jest ono naturalnym i potrzebnym składnikiem błony komórek nabłonka gruczołowego, lecz w około 30% przypadków raka piersi pojawia się na komórkach w zbyt dużej ilości (sytuację taką nazywamy nadekspresją). HER2 służy jako receptor dla białkowego czynnika wzrostu tkanki nabłonkowej, występującej m.in. w piersiach. Gdy receptora jest na pojedynczej komórce zbyt wiele, odbiera ona zbyt silnie sygnał stymulujący ją do podziału. Jeżeli dołączą do tego inne niekorzystne czynniki, pojawia się ryzyko rozwoju nowotworu. Niestety, chore z nadekspresją ErbB mają przeważnie niższą szansę przeżycia od pozostałych pań cierpiących z powodu raka piersi. Przeprowadzone badanie objęło 163 kobiety cierpiące na raka piersi. Co ciekawe, nie stwierdzono prostej zależności pomiędzy liczbą cząsteczek receptora na komórkach nowotworowych a skutecznością szczepionki. Zauważono nawet odwrotną korelację: na terapię najlepiej reagują te pacjentki, u których poziom receptora jest średni lub niski. Na razie nie jest znana dokładna przyczyna tego zjawiska. Wyniki badań są spektakularne. Spośród wszystkich badanych pań, u których poziom ekspresji HER2/neu był niski lub średni, nie stwierdzono ani jednego (!) przypadku śmierci w ciągu 30 miesięcy od rozpoczęcia testów. Wśród kobiet ze stwierdzonym wysokim poziomem tego białka liczba przypadków śmiertelnych spadła o 50% w stosunku do grupy kontrolnej, tzn. osób przyjmujących placebo. Spadła także o niemal połowę liczba nawrotów choroby nowotworowej. Ważne jest także bezpieczeństwo nowatorskiej terapii - lekarze nadzorujący testy podkreślają, że tolerancja dla leku jest równie dobra, jak dla dowolnej innej szczepionki. Nie stwierdzono także odpowiedzi immunologicznej przeciwko zdrowym tkankom. Jeżeli powyższe wyniki zostaną potwierdzone w dalszych badaniach, będzie to oznaczało poważny postęp w porównaniu do dotychczas stosowanych terapii. Właścicielem licencji na NeuVax jest amerykańska firma biotechnologiczna Apthera. Obecnie podejmowane są starania w celu rozpoczęcia tzw. III fazy badań klinicznych. Ma ona objąć siedemset kobiet leczonych w kilku szpitalach. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, istnieje szansa na pomyślną rejestrację produktu i wprowadzenie go na rynek już za kilka lat.
  13. Czy kość ze szkła miałaby rację bytu? Biorąc pod uwagę jego kruchość, zapewne nie. Ale wykorzystanie szkła jako rusztowania i budowanie na nim naturalnej tkanki, nawet jeśli brzmi mało prawdopodobnie, staje się powoli faktem. Właśnie takie zadanie postawił sobie dr Delbert Day, naukowiec z Uniwersytetu Naukowo-Technologicznego Missouri. Natura nie znosi pustki - tłumaczy badacz. Z kolei ciało lubi niektóre rodzaje szkła. Dr Day przedstawił już kilka nowatorskich zastosowań szkła, np. terapię raka wątroby radioaktywnymi kulkami wykonanymi z tego materiału. Tym razem jego wysiłki skupiły się na próbie wytworzenia z niego trójwymiarowego rusztowania dla wzrastającej tkanki kostnej. Komórki wnikają do wnętrza tej sztucznej matrycy, a potem rosną i rozwijają się, stając się ostatecznie fragmentem kości. Zastosowanie kruchego materiału w terapii oznaczałoby co prawda potrzebę unieruchomienia na pewien czas uszkodzonej kończyny, lecz w zamian chory mógłby otrzymać kość niemal identyczną z naturalną. Obecnie podstawową metodą leczenia skomplikowanych złamań jest zespalanie kości z użyciem tytanowych płytek, śrub i drutów. Elementy te mają świetne właściwości mechaniczne i są stosunkowo obojętne dla organizmu, lecz mają też swoje wady. Są cięższe, a do tego kość zespolona w ten sposób może nigdy nie odzyskać optymalnej naturalnej struktury. Z tego powodu wykonane z włókien szklanych porowate rusztowania mogą stać się ważnym materiałem dla chirurgii ortopedycznej przyszłości. By zrealizować projekt, podpisano porozumienie, na podstawie którego powstało "Konsorcjum Naprawy i Regeneracji Tkanek" (ang. Consortium for Bone and Tissue Repair and Regeneration). Na czele organizacji stanęli naukowcy z Uniwersytetu Missouri. Podzieleni są na dwie grupy: jedna z nich zajmuje się przygotowaniem materiałów, druga zaś zasiedlaniem ich przez komórki kościotwórcze. Wstępnie wybrano cztery najbardziej obiecujące rodzaje włókien, które obecnie testowane są w laboratorium pod kątem przydatności dla projektu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, już niedługo powinna ruszyć seria testów na zwierzętach, a docelowo wynalazek ten ma oczywiście znaleźć zastosowanie w leczeniu ludzi. Miejmy nadzieję, że stanie się skuteczną formą leczenia dla osób, u których zrastanie się kości jest utrudnione z powodu skomplikowanych złamań.
  14. Czy pasożyty mogą stać się naszymi sprzymierzeńcami? Na pewno nie wtedy, gdy będą zamieszkiwały nasze organizmy. Ale jeśli okaże się, że ich zdolność do ukrywania się przed układem odpornościowym może przynieść postęp w transplantologii, mamy szansę odnieść dzięki nim wiele korzyści. Dr Shane Grey, naukowiec z autralijskiego Instytutu Badań Medycznych Garvana, oraz prof. John Dalton z Instytutu Biotechnologii Chorób Zakaźnych Uniwersytetu Technologicznego w Sydney, szukają sposobów, aby wprowadzić wspomnianą ideę w życie. Australian Islet Transplantation Program (Australijski Program Przeszczepu Wysp), australijska fundacja związana z badaniami nad cukrzycą, przyznała badaczom grant badawczy w wysokości 400 000 dolarów amerykańskich na przeprowadzenie badań nad możliwością wykorzystania wiedzy o pasożytach w celu poprawy skuteczności przeszczepów organów. Sekretem "niewidoczności" pasożytów dla systemu odpornościowego jest cała paleta związków wydzielanych przez nie w momencie infekcji. Ich głównym zadaniem jest z jednej strony zamaskowanie obecności nieproszonego gościa w ciele żywiciela, z drugiej zaś - sparaliżowanie mechanizmów służących jego usunięciu. Pozwala to na przewlekłą, wieloletnią obecność intruza, a także na wytworzenie form pozwalających na przeniesienie pasożyta do kolejnego żywiciela. Głównym celem grantu, wypłaconego przez fundację , jest opracowanie technologii pozwalającej na przeprowadzanie transplantacji tzw. wysp beta trzustki. Są to zgrupowania komórek wyspecjalizowanych w wytwarzaniu insuliny - głównego hormonu obniżającego poziom glukozy we krwi. Ich uszkodzenie jest główną przyczyną cukrzycy typu I, zwanej młodzieńczą. Obecnie przeszczepy tego typu komórek wymagają wieloletniego podawania agresywnej terapii immunosupresyjnej, tzn. leków zapobiegających odrzucaniu obcej tkanki. Tego typu preparaty powodują wiele efektów ubocznych, jak np. ogólny spadek odporności oraz wzrost częstotliwości nowotworów u przyjmujących je pacjentów. Nic dziwnego, że poszukiwane są alternatywne rozwiązania tego problemu. Pierwsze eksperymenty przyniosły bardzo obiecujące wyniki. Wykonano je na myszach, którym po transplantacji wysp beta podawano wyizolowane z pasożytów związki. Po serii prób okazało się, że zaledwie trzy tygodnie terapii wystarczały, by organizm biorcy "przyzwyczaił się" do obecności obcych komórek i potraktował je jak własne. To ogromny postęp w stosunku do stosowanych dziś rutynowo metod, choć kilka innych, porównywalnie skutecznych metod jest obecnie w fazie testów. Naszym pierwszym krokiem będzie powtórzenie tego eksperymentu na większej grupie zwierząt. Celem badań będzie przede wszystkim dokładne ustalenie, w jaki sposób te związki wpływają na układ odpornościowy biorcy. Oczywiście chcielibyśmy wybrać z wydzielin pasożytów wyłącznie substancje bioaktywne o korzystnym działaniu i jednocześnie wyeliminować wszystkie te, które mogłyby okazać się szkodliwe - tłumaczy dr Grey. Podsumowując wizję idealnej terapii, naukowiec dodaje: Idealnie byłoby wywołać taką zmianę w układzie odpornościowym, która pozwoli na utrzymanie przeszczepu, ale zapewni zachowanie pełnej zdolności organizmu do obrony. Gdybyśmy to osiągneli, bylibyśmy bardzo szczęśliwi.
  15. Pierwsze zwierzę w historii Ziemi było najprawdpodobniej organizmem znacznie bardziej złożonym, niż do tej pory uważano. Takie wnioski można wyciągnąć z pracy, która opublikowana została w najnowszym numerze prestiżowego czasopisma Nature. Badania, sfinansowane przez Amerykańską Fundację Nauki, rzucają nowe światło na dotychczasową wiedzę z zakresu paleobiologii. Oprócz stosowanych dotychczas analiz materiału kopalnego oraz żyjących dziś zwierząt zastosowano w nich superwydajne metody komputerowej analizy genetycznej (dziedzinę nauki zajmującą się tego typu badaniami nazywamy bioinformatyką). Udało się dzięki nim zdefiniować pierwsze rozgałęzienia drzewa ewolucyjnego w historii rozwoju życia na Błękitnej Planecie. Wiele spośród wyników było sporym zaskoczeniem dla samych badaczy. Jednym z największym było odkrycie, że jamochłony wytworzyły niezależną linię rozwojową przed gąbkami, a nie po nich, jak dotychczas sądzono. Jest to dość zaskakujące, gdyż te ostatnie wydają się być znacznie bardziej prymitywne i mniej aktywne. Casey Dunn, główny autor badań, przyznaje: To był kompletny szok. Zaskoczyło to nas tak bardzo, że początkowo pomyśleliśmy, że popełnilismy błąd. Okazało się jednak, że zarówno powtórzenie badań, jak i ponowne ich przeprowadzenie z uwzględnienieniem dodatkowych danych dawały ten sam wynik. Dlaczego w takim razie gąbki są znacznie prostsze w budowie? Naukowiec widzi dwa możliwe rozwiązania: 1) Po oddzieleniu się pierwotnej linii rozwojowej jamochłonów, zawierającej początkowo bardzo prymitywne organizmy, doszło w jej obrębie to bardzo intensywnej ewolucji - w efekcie są one dziś znacznie bardziej złożone; 2) Gąbki powstały nie bezpośrednio jako osobna gałąź drzewa ewolucji, lecz drogą stopniowego upraszczania budowy organizmów innej, nieznanej grupy. Jak zaznacza sam Casey Dunn: Ewolucja nikoniecznie jest prostym marszem w kierunku skomplikowanej budowy. Nasze badania mają szansę stać się bardzo wyraźnym dowodem na potwierdzenie tej tezy. Nie jest dokładnie znany czas powstania pierwszych jamochłonów, gdyż brakuje materiału kopalnego, który pozwoliłby to stwierdzić. Wiadomo jednak niemal na pewno, że stosunkowo szybko doszło do podzielenia tej grupy na dwie linie: meduzy o charakterystycznym dzwonowatym kształcie ciała oraz inne, u których zasadnicza część ciała jest mniejsza, za to wyposażone są w silniejsze macki. Pomimo istotnej roli badań Amerykanów, opisywanie dróg ewolucji wciąż jest w powijakach. Szacuje się, że Ziemię żamieszkują organizmy w zawrotnej liczbie dziesięciu milionów gatunków, spośród których opisano "zaledwie" niecałe dwa miliony. Co więcej, ogromna część z nich wciąż jest "zawieszona w próżni", gdyż nie wiadomo dokładnie, w jaki sposób wyewoluowały. Na szczęście badania komputerowe podobne do tych przeprowadzonych na zlecenie Amerykańskiej Fundacji Nauki mają ogromną szansę poprawić obecny stan wiedzy. Nie jest to jednak proste zadanie. Co prawda analizy komputerowe stają się coraz bardziej powszechne i tańsze, lecz poszukiwanie nowych gatunków oraz pozyskiwanie nowego materiału do badań stają się coraz droższe i bardziej uciążliwe. Jak podsumowauje sam Casey Dunn, ogromny postęp technologii mimo wszystko sprowadza nas do tego samego problemu, któremu musieli stawic czoła przyrodnicy 200 lat temu: musimy zbadać, kto dokładnie zamieszkuje naszą planetę, gdzie szukać nowych gatunków oraz jak pozyskiwać materiał w celu przeprowadzenia na nim badań. Z pewnością zapowiada to jeszcze wiele pasjonujących odkryć.
  16. Kevin Fahey, odpowiedzialny w Armii USA za naziemne systemy bojowe ujawnił, że w Iraku doszło do niepokojące incydentu z udziałem robotów bojowych. Maszyny SWORDS (Special Weapons Observation Reconneissance Direct-action System) nagle zaczęły się obracać, a lufy lekkich karabinów maszynowych, w które są wyposażone, poruszyły się w kierunku amerykańskich żołnierzy. Broń zaczęła się poruszać wtedy, gdy nie powinna - powiedział Fahey. Sytuację udało się opanować, ale wygląda na to, że bardzo przestraszyła ona Amerykanów. Fahey stwierdził: gdy zdarzy się coś naprawdę nieprzyjemnego, musi minąć 10-20 lat, zanim się ponownie tego spróbuje. Być może SWORDS zostaną wycofane ze służby i zastąpione przez swoją ulepszoną wersję o nazwie MAARS (Modular Advanced Armed Robotic System).
  17. Badacze z IBM-owskiego Almaden Research Centre poinformowali o opracowaniu nowego rodzaju pamięci, dzięki któremu w ciągu dekady mogą powstać np. odtwarzacze MP3 zdolne do przechowywania setek tysięcy plików. Racetrack memory (RM) wykorzystuje spintronikę, a nazwę zawdzięcza swojej budowie. Składa się z miliardów nanokabli w kształcie litery U, które są przytwierdzone do krzemowego podłoża. Każdy z kabli przechowuje setki bitów danych. Są one przechowane w formie całej serii pól magnetycznych rozmieszczonych wzdłuż nanokabla. W przeciwieństwie do pamięci flash, która z czasem traci zdolności do przechowywania danych, RM w ogóle się nie zużywa. W miejscu, w którym kabel jest przytwierdzony do krzemu znajduje się niewielkie, nieruchome urządzenie odczytujące. Przyłożenie napięcia elektrycznego do nanokabli powoduje przesuwanie się magnetycznych domen. Głowica odczytująca mierzy magnetooporność każdej z domen, odczytując w ten sposób zapisane informacje. Podobne, umieszczone obok urządzenie, może zapisywać dane odpowiednio manipulując napięciem elektrycznym. Możliwe jest umieszczanie nanokabli zarówno w pionie jak i w poziomie. Racetrack nie ma ruchomych części, więc się nie zużywa. Może przechowywać dane przez całe dziesięciolecia. Do pracy wymaga bardzo mało energii elektrycznej i niemal nie wydziela ciepła, a zapis i odczyt przebiegają bardzo szybko. Ponadto pozwala przechować olbrzymią ilość danych na niewielkiej przestrzeni. Ma więc wszystkie zalety pamięci RAM, flash i dysków twardych, a jednocześnie pozbawiony jest ich wad. Stuart Parkin, szef zespołu, który opracował RM, mówi, że nowe pamięci powinny trafić na rynek w ciągu najbliższych 5-10 lat. Inżynierowie pokonali już główne przeszkody i myślą o zastosowaniu w przyszłości trójwymiarowych struktur do budowy układów RM. Parkin stwierdził: perspektywy, które otwiera przed nami pamięć racetrack - na przykład możliwość przenoszenia w kieszeni olbrzymich ilości danych - są tak olbrzymie, że powstaną urządzenia i aplikacje, jakich obecnie nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.
  18. Chociaż ludzie wpisują w wyszukiwarkach miliony różnych zapytań, naukowcy twierdzą, że za pomocą prostej metody można je przypisać do jednej z zaledwie trzech kategorii (Information Processing & Management). Jim Jansen, profesor z Penn State College of Information Sciences and Technology, współpracował z Danielle Booth, studentką z tej samej uczelni, oraz Amandą Spink z Politechniki w Queensland. Zespół stwierdził, że wszystkie zapytania można podzielić na: 1) informacyjne – dotyczące konkretnego faktu bądź zagadnienia, 2) nawigacyjne – próby odnalezienia strony WWW oraz 3) transakcyjne – związane z zakupem określonego towaru lub usługi. To pierwsze studium, w ramach którego analizowano prawdziwe dane. Naukowcom zależało na klasyfikowaniu w czasie rzeczywistym i udało im się to osiągnąć. Uwzględniono ponad 1,5 mln zapytań od setek tysięcy użytkowników Internetu. Dzięki temu ujawniono, że 80% zapytań ma charakter informacyjny, a po 10% przypada na zapytania nawigacyjne i transakcyjne. Zespół analizował losowo wybrane próbki zapytań. Brano pod uwagę długość zapytania, jego kolejność w sesji oraz wyniki wyszukiwania. Na tej podstawie Amerykanie opracowali algorytm, który automatycznie klasyfikuje efekty działań internautów. Jak podkreśla Jansen, w ramach wcześniejszych badań klasyfikowano, w dodatku ręcznie, dużo mniejszą liczbę zapytań. Szybki, działający "na bieżąco" i stosunkowo nieomylny program znajdzie na pewno zastosowanie w wielu różnych dziedzinach, np. w e-commerce.
  19. Już 9 tygodni ćwiczenia jogi przynosi starszym kobietom wymierne korzyści. Nie tylko zaczynają szybciej chodzić, ale poprawia się także działanie ich zmysłu równowagi. Na tym jednak nie koniec. Średnio przybywa im centymetr wzrostu. Szef zespołu naukowców, dr Jinsup Song z Temple University w Filadelfii, sądzi, że joga wymusza na paniach utrzymywanie bardziej wyprostowanej postawy ciała. By prawidłowo wykonywać ćwiczenia, zwyczajnie nie wolno się garbić. Na potrzeby eksperymentu przygotowano specjalny program ćwiczeń: niezbyt trudny, uwzględniono w nim jedynie podstawowe asany. Przy jego tworzeniu Song współpracował z instruktorką jogi Marian Garfinkel oraz B.K.S. Iyengarem, twórcą tzw. jogi iyengarowskiej. Zebrano 24 ochotniczki w wieku 65 lat i starsze. Dwa razy w tygodniu uczęszczały one na 1,5-godzinne sesje jogi. Z czasem zwiększała się intensywność ćwiczeń. Po zakończeniu programu okazało się, że kobiety żwawiej chodzą, ich krok się wydłużył, potrafią też dłużej ustać na jednej nodze. Ponadto łatwiej im zachować równowagę podczas chodzenia i stania. Będący podiatrą (specjalistą ds. chorób stóp) Song podkreśla, że za pośrednictwem ćwiczeń panie nauczyły się inaczej kontrolować swoją równowagę. Przed rozpoczęciem programu wykorzystywały do tego głównie część podeszwy pod główkami kości śródstopia, potem ciężar ciała rozkładał się bardziej równomiernie na powierzchni całej stopy. W przyszłości amerykański zespół chce sprawdzić, czy program Iyengara jest skuteczną metodą zapobiegania upadkom u starszych osób.
  20. Naukowcy z Uniwersytetu Stanforda opracowali nową metodę hodowli komórek, która ma szansę stać się krokiem milowym w dziedzinie biologii molekularnej. Udało im się pobrać komórki skóry, a następnie wytworzyć z nich nowe, niemal identyczne z komórkami macierzystymi (SC, od ang. Stem Cells - "komórki pnia"). W zależności od woli badaczy możliwe jest także stymulowanie ich do transformacji nowotworowej, w wyniku której powstają tzw. nowotworowe komórki macierzyste. Odkrycie Amerykanów pozwoli na "modelowanie" nowotworu w zależności od potrzeb związanych z określonym eksperymentem. Do tej pory naukowcy korzystali z tzw. linii komórkowych, które wyprowadzano z guzów od określonych pacjentów, a następnie utrzymywano w hodowli. Tak uzyskany materiał poddawano ewentualnej modyfikacji genetycznej, by dopasować go do potrzeb eksperymentu. System ten miał oczywiście wiele zalet, lecz zmuszał badaczy do korzystania z gotowych modeli, które nie zawsze odpowiadały oczekiwaniom eksperymentatorów. Fabrice Roegiers, eksperymentująca z komórkami macierzystymi w centrum badań nad rakiem Fox Chase Cancer Center w Filadelfii, dostrzega również możliwość zastosowania odkrycia swoich kolegów w medycynie: Dzięki temu odkryciu będziemy w stanie nauczyć się identyfikować już na wczesnym etapie rozwoju te nowotwory, które w przyszłości będą bardziej agresywne. Pozwoli to na lepsze dopasowanie terapii. Wyniki badań opublikowano w najnowszym numerze czasopisma Cell - Stem Cell. Wynika z nich, że komórki macierzyste nowotworu przypominają pod wieloma względami te pobrane od embrionów. Oznacza to, że są bardziej "elastyczne" pod względem możliwości rozwoju od SC rozsianych w tkankach. Te ostatnie mają jedynie zdolność przemiany (różnicowania) w komórki określonego typu, tzn. budujące tkankę, w której się znajdują. Do tej pory hipoteza o istnieniu nowotworowych komórek macierzystych była często podważana z powodu niewielkiej wiedzy na ich temat. Były ciężkie w hodowli w laboratorium, przez co trudno było je scharakteryzować i prowadzić na nich badania. Wielu naukowcow wierzyło także, że nie istnieją wewnątrz guza wyspecjalizowane SC, lecz za jego rozwój odpowiadają te tworzące główną masę nowotworu. Udany eksperyment zespołu z Uniwersytetu Stanforda może skłonić część środowiska akademickiego do zmiany poglądów. Przed przystąpieniem do badań Amerykanie przeanalizowali dogłębnie dotychczasową wiedzę na temat komórek macierzystych. Zauważyli, że istnieją wśród nich dwie grupy: jedna skupiała komórki zbliżone do tych występujących u płodu, zaś druga miała wiele cech wspólnych z komórkami macierzystymi rozsianymi w tkankach dorosłych ludzi. Kolejnym etapem eksperymentu było zidentyfikowanie cech, które charakteryzują nowotwór oraz odnalezienie genów, których ekspresja wpływa na stopień jego złośliwości. W wyniku eksperymentu ustalono, że do kierowania procesem przemiany komórek nabłonkowych skóry w macierzyste wystarcza manipulacja aktywnością zaledwie jednego genu, zwanego Myc (jego nazwa pochodzi od mielocytomatozy, rodzaju nowotworu pochodzącego ze szpiku kostnego). Aktywacja tego genu w komórkach skóry powoduje ich stopniową przemianę w kierunku komórek macierzystych, lecz jego nadmierne pobudzenie może powodować powstanie guza nowotworowego. Umiejętność ścisłej kontroli różnicowania (a także procesu odwrotnego, tzn. wytwarzania SC z kom. dojrzałych) pozwoliłaby z jednej strony na produkcję precyzyjnie "zaprojektowanych" linii nowotworowych, z drugiej zaś stanowiłaby ważny krok naprzód w rozwoju terapii z udziałem komórek macierzystych. Odkrycie Amerykanów może też mieć znaczenie poznawcze - umiejętność kontroli procesów biologicznych zachodzących wewnątrz tkanek pozwoli na sprawne manipulowanie ich właściwościami. Może to znacznie ułatwić przeprowadzenie wielu eksperymentów.
  21. Już niewielka dawka kofeiny przyjmowana każdego dnia może utrudnić rozwój choroby Alzheimera u osób z podwyższonym poziomem cholesterolu we krwi. Dowiedli tego naukowcy z North Dakota School of Medicine and Health Sciences, odpowiednika naszej akademii medycznej. W ramach eksperymentu króliki karmiono pokarmami bogatymi w cholesterol i jednocześnie ordynowano im kofeinę w dawce odpowiadającej filiżance kawy. Po dwunastu tygodniach porównano stan ich zdrowia z grupą kontrolną, w której zwierzęta odżywiały się identycznie, ale nie przyjmowały codziennej dawki używki. Najważniejszą z zaobserwowanych różnic była znacznie lepsza kondycja tzw. bariery krew-mózg w organizmach zwierząt, u których symulowano przyjmowanie czarnego trunku. Bariera krew-mózg jest naturalną bardzo szczelną błoną, oddzielającą przepływającą krew od elementów centralnego układu nerwowego. Pozwala ona na selektywne przenoszenie substancji odżywczych i jednoczesne blokowanie przenikania do mózgu większości toksyn. Niestety, system ten często zawodzi, szczególnie przy diecie obfitującej w cholesterol. Naruszenie tej naturalnej bariery naraża mózg na uszkodzenia, które mogą ostatecznie doprowadzić do rozwoju alzheimeryzmu. Działanie kofeiny polega najprawdopodobniej na zwiększaniu zdolności komórek wchodzących w skład bariery do utrzymywania się w ciasnej sieci. Pozwala to na poprawę szczelności naturalnej blokady i osłonięcie centralnego organu układu nerwowego przed szkodliwymi związkami. Odkrycie to wyjaśnia także przyczynę wcześniejszych doniesień, zgodnie z którymi zawarty w kawie alkaloid spowalnia stopniową utratę pamięci charakterystyczną dla choroby Alzheimera. Dr Jonathan Geiger, główny autor odkrycia, podkreśla praktyczne wnioski płynące z przeprowadzonych badań: Kofeina to bezpieczny i łatwo osiągalny lek. Jego zdolność do stabilizacji bariery krew-mózg oznacza, że może się ona stać ważnym elementem terapii przeciwdziałających rozwojowi chorób neurologicznych. Szczegóły odkrycia opisano w najnowszym numerze czasopisma Journal of Neuroinflammation.
  22. University of Washington udostępnił system monitorujący internetowe 'czarne dziury'. Tym terminem określono miejsca, w których z nieznanych przyczyn sygnał zanika. Wielu internautom zdarzyło się klikać na link lub wpisywać w przeglądarce adres i bezskutecznie czekać na połączenie z jakąś witryną. Tymczasem połączenie nie następuje, pomimo że nie powinno być żadnych problemów. Serwery pracują prawidłowo, łącza nie są zapchane, a mimo to sygnał gdzieś ginie. Hubble to system, który od 17 września 2007 roku monitoruje Internet. W tym czasie zidentyfikował 885 059 "czarnych dziur". Oczywiście sytuacja w Sieci ciągle się zmienia. Witryny przed chwilą z tajemniczych powodów niedostępne, nagle stają się bez problemu osiągalne, a problemy zaczynają trapić strony, które jeszcze przed godziną działały bez zarzutów. Hubble pokazuje bieżącą sytuację w Sieci. Monitoruje on bez przerwy 78 772 prefiksy CIDR. W ciągu ostatnich 24 godzin zanotował problemy na 108 159 trasach dostępu do 4252 prefiksów. Oznacza to, że do tych właśnie prefiksów możemy się nie dostać. Hubble pokazuje też mapę, na której pokazuje, jak długo "żyła" każda z "czarnych dziur". Dane aktualizowane są co 15 minut. Co ciekawe, na stronie Hubble'a każdy może sprawdzić, czy lokalizacja, z której właśnie się łączy, jest dostępna z zewnątrz.
  23. Liuba, mały mamut odnaleziony w doskonałym stanie na terenie rosyjskiej Arktyki (w Jamalsko-Nienieckim Okręgu Autonomicznym), pozwolił uczonym zza naszej wschodniej granicy sporządzić najdokładniejszy w historii opis wnętrzności tych prehistorycznych zwierząt. Maluchowi nadano imię żony myśliwego, który natrafił na niego w zeszłym roku. W lutym ciało przodka słonia powróciło do Rosji z Japonii, gdzie badano je za pomocą tomografu komputerowego. Po raz pierwszy mogliśmy zobaczyć, jak narządy wewnętrzne były zlokalizowane w jamie ciała mamuta. To bardzo istotne z naukowego punktu widzenia – podkreśla Aleksiej Tichonow, szef projektu, a zarazem zastępca dyrektora Instytutu Zoologii Rosyjskiej Akademii Nauk. Organy młodej samicy były do tego stopnia dobrze zachowane, że w sercu wyraźnie było widać wszystkie przedsionki i komory, a w wątrobie żyły. To najlepiej zachowany okaz nie tylko mamuta, ale także zwierzęcia prehistorycznego. Badania Liuby wykazały, że była jeszcze oseskiem, a gdy zmarła 37 tysięcy lat temu, miała zaledwie 3-4 miesiące. Nie zachowała się co prawda jej okrywa włosowa, ale już skóra była zupełnie nietknięta zębem czasu, przez co nie doszło do skażenia narządów wewnętrznych współczesnymi drobnoustrojami. Podczas tomografii nie znaleziono żadnych urazów ani złamań. Drogi oddechowe i pokarmowe mamuta były za to wypełnione szlamem, co doprowadziło biologów do uzasadnionego wniosku, że musiał utonąć. Jeśli zrobimy biopsję tkanek Liuby bez odmrażania jej, istnieje duża szansa, że uzyskamy obiecujące rezultaty w zakresie genetyki i mikrobiologii. Wierzę, że mapa genetyczna mamuta zostanie ukończona w ciągu roku lub dwóch. Na potrzeby Liuby opracowaliśmy metodę dekodowania genomu właściwie każdego prehistorycznego zwierzęcia. Tichonow spekuluje, że o ile nikt nie będzie raczej chciał ożywiać mamutów, o tyle zostaną zapewne podjęte próby reintrodukcji gatunków, które wyginęły stosunkowo niedawno, np. ptaka dodo. Ciało Liuby jest przechowywane w skonstruowanym specjalnie do tego celu pojemniku. Utrzymywane są tam ujemne temperatury, by nie dopuścić do rozłożenia się tkanek ssaka. Wkrótce Liuba poleci do stolicy okręgu Salechardu. Latem będzie ją tam można podziwiać na wystawie. Już przygotowano dla niej szklaną gablotę, która zapewni odpowiednie warunki eksponowania.
  24. Microsoft ma dzisiaj udostępnić narzędzie, które pomoże kierowcom unikać korków. Nad sieciową usługą Clearflow przez pięć lat pracowali specjaliści zajmujący się sztuczną inteligencją. Ich celem było zaimplementowanie technik pozwalających maszynom na uczenie się i zaprzęgnięcie ich do rozwiązywania problemu z zatykającymi się drogami. System na bieżąco analizuje sytuację na drogach i doradza kierowcy, którędy powinien jechać. Podobna usługa została udostępniona przez Microosft już jesienią, jednak nie zawierała ona modułu sztucznej inteligencji. Opierała się więc jedynie na danych o sytuacji na drogach, a że ta błyskawicznie się zmienia, to kierowcy niejednokrotnie stali w korkach. Clearflow potrafi nie tylko zebrać i przeanalizować informacje, ale również wyciągnąć na ich podstawie wnioski. Jego porady mogą często różnić się od intuicji kierowcy. System może zalecić pozostanie na zatłoczonej autostradzie, gdy uzna, że w przylegającym do niej mieście może lada chwila utworzyć się korek. Może też uznać np., że korek na autostradzie rozładuje się szybciej, niż w mieście, lepiej więc na niej pozostać. Greg Sterling, analityk z firmy Sterling Market Intelligence, mówi, że klienci od dawna oczekują na podobne systemy. Problem w tym, że niezwykle trudno jest je stworzyć, a firmy, które się tym zajmują, muszą bez przerwy udowadniać, że czynią postępy i kolejne wersje ich oprogramowania są doskonalsze od wcześniejszych. Microsoft zainteresował się stworzeniem takiego systemu w 2003 roku. Wówczas to pracujący w tej firmie specjalista ds. sztucznej inteligencji Eric Horovitz utknął w korku na autostradzie. Chcąc go ominąć poinstruował swój system nawigacji, by przeprowadził go przez pobliskie miasto. To był horror - wspomina Horovitz, obecny prezes Stowarzyszenia na Rzecz Postępu w Sztucznej Inteligencji. Na początku projektu włączono do niego wszystkich chętnych pracowników Microsoftu. Ich samochody wyposażono w systemy GPS, które zbierały informacje o trasach przejazdu i sytuacji na drogach. Przez cztery lata zebrano dane o 16 500 podróży. Na ich podstawie stworzono szczegółowe dane dotyczące 819 000 fragmentów dróg w Seattle i okolicach. Dzięki nim powstał oryginalny algorytm, który został zastosowany do kolejnych 70 miast w USA. Przy obliczaniu natężenia ruchu i przewidywaniu możliwego rozwoju sytuacji korzysta on z sieci czujników umieszczonych przy autostradach. Z nich do systemu na bieżąco napływają dane o 60 milionach odcinków dróg. Clearflow korzysta też z informacji pogodowych, bierze pod uwagę dzień tygodnia, godzinę oraz takie dane jak np. odbywające się imprezy masowe, i na ich podstawie próbuje przewidzieć, jak rozwinie się sytuacja na drogach. Horovitz mówi, że jeśli system się sprawdzi, będzie to olbrzymi krok dla maszyn uczących się.
  25. Co prawda burza w szklance wody ma w przysłowiu zupełnie inne znaczenie, lecz po długim okresie prób fizykom z Uniwersytetu w Bordeaux naprawdę udało się wreszcie odtworzyć huragan w naczyniu wielkości filiżanki. Przykrywa je mydlana bańka, a wewnątrz szaleje cyklon o średnicy zaledwie kilku centymetrów. Jak w guliwerowskiej krainie liliputów... Choć dużo mniejszy, huragan utworzony przez człowieka ma dokładnie te same właściwości, co naturalne wiatry. Hamid Kellay, szef zespołu, twierdzi, że eksperyment jest naprawdę prosty. Najpierw zlewkę należy wypełnić roztworem mydła. Potem trzeba wziąć słomkę i wydmuchać bańkę. Półkulista bańka przykrywa z wierzchu naczynie, a roztwór jest podgrzewany do temperatury 45°C. W miarę wzrostu temperatury zaczyna zachodzić proces unoszenia się w górę strumieni ciepłego powietrza (konwekcja naturalna). Czasem na samym szczycie formują się pojedyncze duże wiry, których średnica dochodzi do kilku centymetrów. Pomyśleliśmy, że wyglądają one jak cyklony. Aby sprawdzić, czy miniwiry zachowują się jak prawdziwe huragany, naukowcy sfilmowali ich ruch. Nagranie porównali z danymi uzyskanymi podczas sezonu huraganowego 2003-2004. Zaobserwowano podobny ruch termiczny, choć same trasy "małych i dużych" już się od siebie różniły (Physical Review Letters). Kellay twierdzi, że prawdziwe huragany są efektem innych zjawisk atmosferycznych, a na ich przemieszczanie się silnie wpływa ruch wirowy Ziemi. Tego wszystkiego brakuje, oczywiście, w przypadku mydlanej bańki. Mimo wszystko może ona posłużyć jako rodzaj laboratorium, gdzie sprawdza się, jak wygląda interakcja huraganów z otaczającym powietrzem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...