Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

venator

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    614
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    41

Zawartość dodana przez venator

  1. Czyżby? A Konkretnie na czym ta dewastacja polega? Za młodu też usuwałem takie warstwy gleby - niczym buldożer, tyle że szpadlem i łopatą, bo w próchniczej warstwie gleby (tzw. humusie), niczego bynajmniej nie dałoby się znaleźć. O wiele efektywniej można byłoby to zrobić buldożerem, ale niestety w epoce skokowego przechodzenia w kapitalizm nie było na takie rzeczy pieniędzy. Toteż ryliśmy humus, a że "na kaca najlepsza ciężka praca" nie było źle, spychaliśmy te warstwy jak wówczas popularne w Polsce koparko-spycharki MTZ Belarus. A pod wieczór było tankowanie pod korek i niekończońce się dysputy o historii i życiu. Bardzo to miło wspominam.
  2. Taa. Ostatnio tak eksperymentowano u nas na odwrót, w kwestii covid, gdzie wdrażano przepisy wykonawcze bez delegacji ustawowej. A Ty proponujesz odwrotność, gdzie bez uszczegółowienia przepisów nie da się funkcjonować. Jest to kwestia postępującego skomplikowania życia społeczno-gospoadarczego całej ludzkości. A co to jest uczciwość? Sprawiedliwośc a uczciwość. Tak do poczytania: https://www.rpo.gov.pl/pliki/1197303151.pdf W kwestii formalnej - okręt należy do marynarki wojennej.
  3. Z konia to spadł Kazimierz Wielki. A co do tych rad homeopatycznych powinno być tak jak piszesz ale o tym poniżej.... Batory miał tendencje do tycia, to sie zgadza ale i do szybkiego chudnięcia, co mogło wskazywać na skłonności w typie endomorficznym. Wskazuje na to dodatkowo dosyć duża siła fizyczna i dzielność wymagana dla ówczesnych osób pochodzenia rycerskiego. Ja będę jednak bronił Oczki. Batory nie miał jednego lekarza. Przecież to był władca potężnego wówczas europejskiego państwa! Najgłówniejszym był Włoch, lekarz Mikołaj Bucelli. Czym sobie tak zasłużył? Batory miał wstydliwą przypadłość. Ropną, przewlekłą (wieloletnią) ranę na udzie, trochę poniżej pachwiny. Wywoływało to ból fizyczny i ogromną drażliwość króla. To mogło tłumaczyć dużą wstrzemięźliwość władcy co do seksu, nie tylko z powodu wieku i wyglądu jego małżonki, Anny Jagiellonki W końcu każdy król na pstryknięcie palcami miał tyle kochanek (lub kochanków) ile chciał. A tu nic! Mówiono, że to z powodu pokąsania przez psa. Dziś wiemy, że była to najprawdopodobniej gruźlica skóry z powikłaniami, którą leczy się antybiotykami...ale to wówczas Bucelli opracował środek zaradczy, który służył Batoremu. Tzw. "jątrznik", kółko z kolcami, które podrażniało ranę. Wypływała z niej ropa i paradoksalnie to właśnie to powodowało ulgę, czasową rzecz jasna...no bo bez antybiotyków...Oczko opuścił Batorego bo spiskował przeciw niemu Bucelli, który uważał, że medycyna jest tylko dla Włochów. Wcześniej Oczko rozpoczął badania nad wodami zdrowotnymi - uważał, podobnie jak Batory, że należy powrócić do tego stosowanego w starożytności sposobu leczenia. Dzić Oczko jest uważany za ojca balneologii. Na co Batory zmarł? Najpełniejszą odpowiedź (już w XX w. ) dało konsylium lekarskie pod kierownictwem prof. Franciszka Waltera, wenerologa. Przestudiowano piśmiennictwo lekarskie na temat zdrowia tego wybijającego się władcy, ale przede wszystkim dysponowano odpisem z sekcji zwłok Batorego. Tak właśnie. Mimo, że otoczenie wiedziało o ciężkiej chorobie króla, śmierć tego władcy-wojownika była dla ogółu szokiem. I dlatego Batory był pierwszym polskim królem, którego pokrojono. Nawet dla lekarzy z końca XVI w. (opis Jakuba Gosławskiego) w oczy rzuciła się patolgiczna budowa nerek. To + opisy lekarzy + wizerunki władcy ( pewna opuchlizna oczu tj. powiek) skłoniły lekarzy do orzeczenia o tym, że z powodu wadliwej pracy nerek, Batory cierpiał na uremię, co doprowadziło go ostatecznie do śmierci. Ta ogromna drażliwość władcy, to też mógłby być objaw uremii. Leczenie uremii polega min. na dializach, ostateczności na przeszczepie nerki. Zaleca się ograniczanie wysiłku do granic tolerancji organizmu. A Batory był mężczyzną bardzo aktywnym fizycznie. Wielokrotnie udawał się samotnie na kilkunastogodzinne polowania, również zimą, kosztujące wiele wysiłku fizycznego. Czy Oczko go do tego namawiał? Nie sądze, Batory był temperamentny. Ot, energiczny mężczyzna, lubiący zapolować na niedźwiedzia, a szanujący się wówczas rycerz nie korzystał przeciw królowi puszczy z broni palnej, a z włóczni.... Batoremu nikt nie mógł niestety wówczas pomóc. Nie wiem czy Oczko na podstawie tego królewskiego przypadku, wyciągnął wnioski o dobroczynnym znaczeniu ruchu. Na pewno nic nie mógł wiedziec o wadzie nerek (bo niby skąd) i postępującej uremiii. Stan króla pod koniec życia był poważny, Bucelli wiedząc, że nic nie zdziała chciał go opuścić, mimo to król co chwile dawał powody prawdziwej tężyzny fizycznej i chartu ducha. Choć paradoksalnie być może przybliżał tym swoją śmierć, to dla otoczenia mógł być przykładem sił witalnych, jak to tam zwał zresztą.. Ps. W kalejdoskopie lekarzy Batorego znajdujemy także Włocha Szymona Simoniusa, lekarza, filozofa i alchemika na dworze cesarza-maga Rudolfa II oraz John'a Dee. John Dee, okultysta, kabalista przebywał w towarzystwie Edwarda Kelleya vel Talbota, rzekomego twórcy kamienia filzoficznego. Batory był uczestnikiem sensu spirytystycznego odbytego pod Krakowem w Niepołomnicach, w którym Kelly rzekomo wywołał ducha twierdzącego, że ów "paskudny trąd" to kara za brak uległośći Batorego ....dziś przypuszcza się, że John Dee i Edward Kelly byli agentami królowej Elżbiety I majacymi starać się powstrzyamć lub ograniczyć zapędy katolickiego władcy...władcy, który szedł jak burza na wschodzie Europy.
  4. Oj tam, nie zawsze. Na wykopaliskach, nad niezidentyfikowanym pochówkiem stoi dwóch pracowników naukowych Instytutu Archeologii UW, archeolog dr hab. Wojciech N i historyk prof. Jerzy K. - to jest, panie profesorze, grób męski, stwierdza dr Wojciech N. - a na jakiej podstawie pan doktor to wnioskuje? - pyta się profesor - bo ch** w nim jest, rzecze doktor. To jest autentyczna anegdota.
  5. "Ruch zastąpi prawie każdy lek, podczas gdy żaden lek nie zastąpi ruchu" Autorem tych słów jest Wojciech Oczko, lekarz nadworny króla Stefana Batorego, którego już cytowałem dzisiaj w innym poście. Oczko propagował jazde konną, zapasy, szermierkę, piłkę i tańce. Także Jajcenty, do dzieła. Tak, na marginesie. Kilkanaście lat temu byłem w biurze Google, we Wrocławiu. Moją uwagę zwrócił swoistgo rodzaju "plac zabaw" dla dorosłych (tylko bez skojarzeń ). Już wtedy w tej firmie chyba rozumiano, że przykucie do biurka pracownika jest nie tylko niezdrowe, ale również wpływa na spadek efektywności pracownika.
  6. Dyskusja rozwinęła sie wokół kwestii zanieczyszczenia środowiska, które już w neolicie, lokalnie prowadziło do klęsk ekologicznych. Ale na rozwój nowotworów wpływa wiele innych czynników. Choćby przewlekły, chroniczny stres. A to było zestresowane społeczeństwo, zwłaszcza w póżnym średniowieczu, w okresie "czarnej śmierci". Ogromny wzrost popularności praktyk dewocyjnych, umartwiających były najlepszym tego przykładem. Drugi taki okres to czasy baroku, w którym jak w żadnym innym okresie doszło do niezwykłej, emocjonalnej huśtawki całych społeczeństw. Tę kwestię dosyć drobiazgowo omawiał w książce "Człowiek polskiego baroku" prof. Zbigniew Kuchowicz, twórca polskiej szkoły historycznej "o biologiczny wymiar historiii". Kuchowicz podkreśla, że podczas przeglądu ówczesnej, również renesansowej literatury medycznej, ich autorzy, jak choćby ojciec polskiej medycyny, Wojciech Oczko, zwracali dużą uwagę na takie choroby jak: manie, "melancholie", halucynacje, histeriie. Oczko zwracałał uwagę na "porywania, sny złe, widzenia straszne i potem choroby melancholiczne a latawcem nazwane". Znaczna część ówczesnego społeczeństwa żyła w sporym napięciu psychicznym, spowodowanym nie tylko trudami codziennej egzystencji ale też strachem przed wiecznym potępieniem. Częste był próby samobójcze. Wtedy przypisywano go "kołtunowi" ale dziś wiadomo, że był to na ogół efekt nie leczonej depresji i popularnej wówczas choroby dwubiegunowej-afektywnej (na tę ostatnio cierpiał król Jan Kazimierz). I w baroku cierpiano również na nowotwory. Jakub K. Haur w poradniku z 1693 r. pisał: "choroba strasznie przykra i dokuczająca, do uleczenia trudna, przychodzi pospolicie białogłowom". W XVI w. założono w Warszawie szpital dla "gnojników" czyli chorych na choroby weneryczne. Kuchowicz przypuszcza, że częśc pacjentów to byli rakowi pacjenci, zwłaszcza kobiety. Słynna i piękna Barbara Radziwiłówna, zmarła prawdopodbnie na raka narządów rodnych, które gniły jej za życia. Smród był ponoć nie do zniesienia. Następna kwestia to genetyczne podłoża nowotowrów takie jak choćby uszkodzenia w obrębie genu TP53 ("strażnika genomu") czyli zespołu Li-Fraumeni. No i jeszcze kwestia długości życia. Do końca XIX w. mało kto przeżywał więcej niż 60-65 l., szczęściem było doczekać się wnucząt. To też miało znaczenie, gdyż nowotwory dotykają najczęściej jednak starszych ludzi, to troche cena za długowieczność. Pomiomo, że nowotwory był częstsze niż się wydawało, co wynika również z omawianej pracy, to jednak Kuchowicz pisał: "[Rak] Jest rzeczą pewną, że często nie zostawał po prostu wykryty, niemniej jego nieporównywalnie niższe występowanie jest bezsporne. Wiązało się to oczywiście z bardziej naturalnym trybem życia ówczesnej społeczności, brakiem chemizacji środowiska i innymi tego typu czynnikami". (cyt z "Człowiek polskiego baroku")
  7. Ci naukowcy odczytali hieroglify z kartonażu i wyszło z tego, że należał on do kapłana Hor-Dżehutiego. Odczytali je w okresie międzywojennym gdy nie było jeszcze tomografów. Bardzo często "oryginalne" mumie były wyjmowane z kartonaży (trumień), które, zwłaszcza jak ta wzmiankowana, były niezwykle drogie, po to aby umieścić w nich swoją mumię. Do częstego przekładania mumii dochodziło także w XIX wieku gdy działały liczne grupy złodziei grobów. Najprawdopodbniej to wtedy do kartonażu kapłana żyjącego w okresie rzymskim włożono znacznie starszą mumię kobiety w ciąży. Tak na marginesie - będąc precyzyjnym, w katalogu muzealnym była mowa o kartonażu(nie mumi) Hor-Dżahutiego. Co ciekawe na samym początku uważano, że w kartonażu jest prawdopodobnie mumia kobiety. Dopiero po odczytaniu hieroglifów powszechnie utarło się, że to kapłan. Za ofiarodawce (nawet na stronie MN) uważany jest Jan Wężyk-Rudnicki ale z tego artykułu wynika, że mógł być tylko wykonawcą woli prawdziwego darczyńcy: https://bazhum.muzhp.pl/media/files/Swiatowit_rocznik_poswiecony_archeologii_przeddziejowej_i_badaniom_pierwotnej_kultury_polskiej_i_slowianskiej/Swiatowit_rocznik_poswiecony_archeologii_przeddziejowej_i_badaniom_pierwotnej_kultury_polskiej_i_slowianskiej-r2001-t3_(44)-nA/Swiatowit_rocznik_poswiecony_archeologii_przeddziejowej_i_badaniom_pierwotnej_kultury_polskiej_i_slowianskiej-r2001-t3_(44)-nA-s47-52/Swiatowit_rocznik_poswiecony_archeologii_przeddziejowej_i_badaniom_pierwotnej_kultury_polskiej_i_slowianskiej-r2001-t3_(44)-nA-s47-52.pdf W „Kurierze Litewskim" z 15 grudnia 1826 r.,37 wśród doniesień z Królestwa Polskiego, zwraca uwagę korespondencja następującej treści: Pan Józef [oczywista pomyłka — P.J.] Rudzki, były Adiunkt w Kommisyi Rządowey Oświecenia, powrócił do Europy z podróży swojey przedsiębraney do Egiptu. List jego ostatni jest bardzo świeżey daty (z dnia 9 listopada) i pisany jeszcze na morzu, blisko wyspy Elby, na pokładzie szwedzkiego okrętu Anna. Między wielu osobliwościami, wiezie z sobą mumią, wydobytą w Tebach z grobów Królewskich i tak dobrze zachowaną, iź, jak oświadcza, w muzeum wiedeńskiem, toskańskiem, rzymskiem i neapolitańskiem nie ma żadney, która by się z nią, co do piękności, równać mogła. Jeszcze jey nie otwierano, tylko trzy skrzynie, w których złożona; jedna z tych skrzyń jest sykomorowa. Pan Rudzki nie donosi, czyli mumia ta ma papyrus, jaki zwykle pod pachę lub w rękę zmarłey osoby z jey biografią kładziono. Mumia ta jest przeznaczona do gabinetu Królewskiego Warszawskiego Uniwersytetu" I tak na czele zabytków egipskich widnieje mumia kobiety, będąca darem ministra Stanisława Kostki Potockiego, przetransportowana za sumę 174 rubli przez Jana Wężyka-Rudzkiego. W protokole Przedmiotów, które przeszły do Muzeum Sztuk Pięknych z zoologicznego i d[awnego] gipsów Gabinetu,26 opatrzonym datą 26 czerwca 1869 r., mumia ta figuruje pod numerem inwentarzowym 767 jako bezpośrednio sprowadzona z Egiptu z oryginalną trumną drewnianą i pokrowcem w trumnie lepionym z płótna hieroglifami i złoceniami zdobiona.27
  8. venator

    Koronawirus jako wybawienie

    Oo to też fakt. Takiej degrengolady to już dawno nie było. Ale można też powiedzieć, jakie społeczeństwo taki rząd. Przypominam, że poparcie dla wiadomej partii cały czas nie spada poniżej 30%... Najwyraźniej sporej części to wszystko się podoba.
  9. venator

    Koronawirus jako wybawienie

    W świetle tego eksperymentu: https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2021-04-27/probny-koncert-w-barcelonie-imprezy-bezpieczne-dla-zdrowia/ przy niezachowanym dystansie daje i to jak widać sporo. Utrzymywanie obowiązku noszenia maseczek w Polsce na zewnątrz (nawet w środku nocy na pustym placu) wynika raczej z braku zaufania rządu do społeczeństwa, które niejednokrotnie udowadniało, że przepisy prawa, a nawet zdrowy rozsądek ma gdzieś: Jeśli jesteśmy w trakcie wzbierającej, ale i dopiero opadającej fali, nie wyobrażam sobie, byśmy wszyscy zdjęli maseczki. Ich zdjęcie na powietrzu oznacza, że część ludzi przestanie je nosić także wewnątrz pomieszczeń - mówił.[minister zdrowia] https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/koronawirus-obostrzenia-w-polsce-co-z-nakazem-noszenia-maseczek/n60ftr1,79cfc278
  10. Artykuł podsumowujący obecny etap funckjonowania AI vel modeli uczenia maszynowego: https://mlodytechnik.pl/technika/30612-czego-ai-nie-moze-i-co-ja-blokuje Jednak naukowcy Google’a wsadzili kij w mrowisko, udowadniając, że nawet najlepsze w swojej klasie metodologie testowania nie dają pewności co do wymaganej wydajności w świecie rzeczywistym. Po testach niektóre modele będą znakomite w świecie rzeczywistym, ale niektóre rozczarują, i nie można tego przewidzieć z wyprzedzeniem.[...] Społeczność badaczy uczenia maszynowego głęboko poruszył opublikowany w listopadzie 2020 r. artykuł zespołu AI Google pt. "Underspecification Presents Challenges for Credibility in Modern Machine Learning". Dokument zwraca uwagę na szczególnie drażliwy problem polegający na tym, że nawet jeśli modele uczenia maszynowego przechodzą testy dobrze, nie radzą sobie równie dobrze w świecie rzeczywistym. Błędy modeli, które nie osiągają wydajności w testach w świecie rzeczywistym, są znane od dawna, ale ta praca jest pierwszą, która publicznie udowadnia i wymienia ową "underspecification" (co można tłumaczyć jako "niedookreślenie") w roli głównej przyczyny problemów. Parę lat temu wydawało się, że rewolucja jest tuż za rogiem, co byłoby dla naszego kraju, trapionego głęboką niewydolnością systemu zdrowia, iskierką nadziei. Jednak: Najbardziej chyba bolesną porażką AI, której nie omawia się i nie opisuje tak szeroko w mediach, jak jeszcze kilka lat temu szumnych zapowiedzi, jest to, co stało się ze sławnym Watsonem firmy IBM, który miał wspierać m.in. diagnostykę raka. Okazało się, że co innego wygrać z ludźmi teleturniej, a co innego dać sobie radę w roli lekarza. Jak pamiętamy, a pisał o tym także przed laty MT, system ten miał nawet "pozbawić lekarzy pracy". Więcej: https://mlodytechnik.pl/technika/30614-watson-nie-wygryzl-lekarza-i-bardzo-dobrze Okazało się jednak, że Watson nie potrafi samodzielnie uzyskać wglądu do literatury medycznej ani też nie może wydobywać informacji z elektronicznej dokumentacji zdrowotnej pacjentów. Jednak najcięższy zarzut wobec niego opierał się na konstatacji, że nie umie sprawnie porównać nowego pacjenta z innymi starszymi przypadkami chorych na raka i odkryć symptomów, które są na pierwszy rzut oka niewidoczne. Jednak nie wszystko stracone ponieważ: są dziedziny, w których okazał się niezwykle przydatny. Produkt Watson for Genomics, który został opracowany we współpracy z Uniwersytetem Karoliny Północnej, Uniwersytetem Yale i innymi instytucjami, jest wykorzystywany przez laboratoria genetyczne do generowania raportów dla onkologów. Watson pobiera plik z listą mutacji genetycznych u pacjenta i w ciągu kilku minut potrafi wygenerować raport, który zawiera sugestie dotyczące wszystkich ważnych leków i badań klinicznych. Watson stosunkowo łatwo radzi sobie z informacjami genetycznymi, ponieważ są prezentowane w ustrukturyzowanych plikach i nie zawierają dwuznaczności - albo mutacja jest, albo jej nie ma. Ale największa rewolucja to chyba modelowanie białek. Tu jest pole do popisu co zresztą ma swój praktyczny wymiar w walce z sars-cov-2. Z obu artykułów wynika, że "sztuczna inteligencja" najbardziej obecnie sprawdza się wycinkowo, co bardziej pasuje do definicji algorytmu. Aczkolwiek taki GPT-3 firmy OpenAi wygląda obiecująco: Tu warto wtrącić, iż akurat GPT-3 może być wyjątkiem, czyli pierwszym przykładem sztucznej inteligencji, która, choć nie jest "ogólna", przekroczyła definicję "wąskiej". Algorytm, choć był szkolony do pisania tekstów, ostatecznie potrafi także tłumaczyć między językami, pisać kod, autouzupełniać obrazy, wykonywać zadania matematyczne i inne zadania związane z językiem Z artykułu wynika, że GPT-3 jest "mniejszy" tysiąc razy niż ludzki mózg, to jest kwestią czasu gdy te parametry się zrównają.
  11. Zastanawiające. Problem w tym, że Goci zasadniczo nie wkładali uzbrojenia do grobów. Robili to natomiast przedstawiciele kultury przeworskiej, która w dominującym obecnie poglądzie jest utożsamiana z Wandalami. Oni też w trakcie pochówku intencjonalnie gieli miecze. Wygięte miecze (nieraz o 180 st.) są bardzo charakterystyczną cechą grobów wojowników kultury przeworskiej, reprezentowanej najprawdopodobniej przez plemiona Silingów, Hastingów, Hariów, Wiktolafów, Lakringów., którzy tworzyli trzon Związku Lugijskiego. W archeologii są dwie hipotezy dotyczące kwesti różnic w pochówkach wandalskich i gockich (tzn kultur przeworskiej i wielbarskiej). Pierwsza zakłada, że wandalski wojownik odradzając się w zaświatach jako wojownik musiał mieć przy sobie fizycznie broń ze świata poprzedniego. Natomiast u przedstawicieli kultury wielbarskiej, kojarzonej z Gotami, być może myślenie poszło do przodu, i odradzający się wojownik już tę broń posiadał w zaświatach "od nowa". Wydaje się, że trafniejsza się jest jednak hipoteza dotycząca metalurgii. Na terenach Wandalów znajdował sie największy w Europie Środkowej ośrodek produkcji żelaza, ponadto było to społeczeństwo silnie zlatenizowane, poddane wpływom Celtów, którzy rzemiosło tak garncarskie jaki metalurgiczne mieli na wysokim poziomie. No i bliżej im było do Rzymu. Stąd dostatek żelaza, którego nie potrzeba było bardzo osczędzać. W przeciwieństwie do Gotów...stąd różnice w pochówkach. Istnieje jeszcze interpretacja T. Makiewicza, wg. której intencjonalne gięcie mieczy było wyrazem czystej pragmatyki. Ciało wandalskiego wojownika przez długi czas wystawione było na powietrzu. Zgięcie miecza, a więc uczynienie z tej broni bezużytecznego kawałka metalu, miało być po prostu ochroną przed kradzieżą broni... Tak czy inaczej w świetle wiedzy archeologicznej przypisywanie tego pochówku jako gockiego jest dosyć ryzykowne.
  12. Oczywiście, że tak. Tylko nie w tym rzecz. Być może umknęły Ci takie o to czarnkowe szczegóły: https://oko.press/fanatyk-z-kregu-ordo-iuris-pelnomocnikiem-czarnka-ds-podrecznikow-ekspert-niebezpieczne/ W tym kontekście to co zalinkowałem powinno dawać do myślenia. Bo może to będzie nasza biblia i nasza , najnasza prawda. Ps. Mój kumpel, przyciśnięty egzystencją pracownik naukowy PAN, postanowił dorobić jako nauczyciel historii w szkole. Niektórzy nazwaliby to zboczeniem zawodowym, ale można to nazwać rzetelnością. Szybko dostrzegł, że np. na mapach w znowelizowanych podręcznikach ot tak ostatnio zniknęła np. dzielnica żydowska w Zamościu w XVI w. Pierdoła nie? Takich kruczków jest jednak więcej.
  13. A właściwie to o co kruszyć kopie? Lista aktywnych astronautów przypisanych do programu Artemis, a mających inne niż biale (kaukaskie) pochodzenie etniczne jest taka: https://pl.wikipedia.org/wiki/Stephanie_Wilson - 3 loty wahadłowcami, ponad 42 dni w kosmosie https://en.wikipedia.org/wiki/Jessica_Watkins - nowicjuszka, w 2020 r ukończyła podstawowy (3 letni!) trening astronautyczny https://pl.wikipedia.org/wiki/Kjell_Lindgren - ISS, 141 dni w kosmosie, dwa spacery EVA https://www.nasa.gov/astronauts/biographies/jonny-kim -nowicjusz, po treningu podstawowym https://pl.wikipedia.org/wiki/Victor_Glover -pierwszy murzyn afroamerykanin na ISS, na obecną chwilę 157 dni w kosmosie, ciągle lata nad nami Jest jeszcze Raja Chari, nie wiem jakiego pochodzenia, nowicjusz po treningu podstawowym i pilot testowy, absolwent MIT. No i jest jeszcze pani Jasmin Moghbeli, urodzona w Niemczech, irańskiego pochodzenia. Pilot USMC na śmiglakach, AH 1 -Super Cobra, 150 misji bojowych, oczywiście po MIT. Kandydatka do lotu na Marsa.: https://en.wikipedia.org/wiki/Jasmin_Moghbeli NASA nie odwala fuszery, wszyscy ci kandydaci o nieco innym odcieniu skóry, mają bardzo wysokie kwalifikacje. Bez dwóch zdań. Wszyscy poza pania Moghbeli i Lindgrenem, urodzili się na terytorium USA. A ta polityczna decyzja o pierwszym nie-białym astronaucie na Księżycu to próba, być może rozpaczliwa, powtórzenia sukcesu programu Apollo, który ponoć zassał wśród młodych 200 tyś nowych inżynierów. Oni teraz mają problem. W rodzinie mam młodego człowieka, który wyjechał na wakacje, do pracy, do południowej Kalifornii. Nie mógł tam znaleźć roboty bo nie znał hiszpańskiego. ...Sygnał administracji Bidena jest więc czytelny - uczcie się a i kosmos stanie dla was otworem nawet jak macie taką barwę skóry jak nocne niebo nad nami... A Kanadyjczycy, mający parytet mężczyzna- kobieta 50/50 wysyłają kandydatkę do programu Artemis w atrakcyjnej postaci dr Jennifer Anne MacKinnon "Jenni" Sidey-Gibbons: https://en.wikipedia.org/wiki/Jenni_Sidey-Gibbons
  14. Tak, istnieje/istniało dużo gatunków dwunożnych, ale tylko hominidy były/są dwunożne i żyworodne. A to już spore zawężenie listy gatunków. Celowo pomijam tutaj kangurowate, bo daleko im do funkcjonowania w pozycji wyprostowanej, a przebieg ciąży i porodu jest daleko odmienny od innnych gatunków dwunożnych. Wyprostowana, dwunożna postawa powodowała zmiany w budowie miednicy i wąski kształt kanału rodnego, co w połączeniu z dużym rozmiarem mózgu u noworodka, miało swoje konsekwencje. Pierwszym były i są bolesne, bardzo ryzykowne porody. Drugi to ogromna plastyczność ludzkiego mózgu, wynikająca właśnie z przystosowania do tego traumatycznego przeżycia, jakim jest poród u człowieka. Mózg szympansi "zastyga" około 2 r.ż., ludzki, kształtuje się przynajmniej do 25 r.ż. , choć niektórzy twierdzą, że całe życie. Najprawdopodobniej ma to ogromne konsekwencje w postaci chłonności ludzkiego mózgu i zdolności do przyswajania wiedzy i umiejętności przez całe życie. Dwunożność, zmiany preadaptacyjne w postaci przystosowania do długotrwałego biegu, rozwój mózgu skutkujący zdolnością do tworzenia kultur technicznych, a przede wszystkim społecznych, wytworzenie zdolności mowy, a w końcu mowy fikcjotwórczej - ta ostatnia umożliwiła stworzenie bytów abstrakcyjnych, będących fundamentem niezbędnym dla istnienia dużych zbiorowisk ludzi. Dużo prawdopodobnie w tym wszystkim przypadku. Jeśli przyjmiemy oczywiście hipotezę Fiałkowskiego i Bieleckiego. Sama preadaptacja do myślenia abstrakcyjnego jako przypadkowy wynik adaptacji do biegania i taktyki polowania czyli człowiek zaczął myśleć bo zaczął biegać - już widzę te miny kreacjonistów
  15. Tak, jeśli przyjmiemy teorię, że naszym ostatnim wspólnym przodkiem, na co wiele wskazuje, był h. heidlebergensis. Ten z kolei wyewouluował z h. erectusa, a właśnie to u tych gatunków doszło do znaczącego powiększenia mózgu. Także duże, dosyć podobne mózgi (aczkolwiek diabeł tkwi w szczegółach, o czym niejednokrotnie była dyskusja), mogliśmy otrzymać my i nasi neandertalscy kuzyni niejako w pakiecie. Sam rozwój mózgów obu gatunków tj. h.s. i h.s.n. odbiegał już nieco inaczej, ale największy wpłw miały tu już najprawdopodobniej zjawiska kogniwistyczne. Niejednokrotnie pisałem, że najbardziejw kwestii ewolucji mózgu, podoba mi się polska teoria Fiałkowskiego i Bielickiego, "homo przypadkiem sapiens". Czyli ewolucji ludzkiego mózgu jako "niezawodnościowego systemu składajęcego się z zawodnych elementów". Hipoteza Fiałkowskiego zakładała wystąpienie zjawiska redundacji neuronów w mózgu, między innymi rozwijała koncepcje von Neumanna, potrójnej redundancji modularnej. Wszystko to miało być dosyć przypadkowym wynikiem adaptacji wytrzymałościowej - w wyniku dwunożności, u naszych przodków wyewoluowały cechy umożliwiające długotrwały bieg nawet w ciężkich warunkach sawanny. Liczne mikrouszkodzenia mózgu, występujące w wyniku niewielkich, ale częstych udarów cieplnych, powodowały tworzenie się neuronów "na zapas". I mielismy się stać w wyniku tego inteligentni. Jeśli przyjąć taką teorię, to widać jak bardzo mało prawdopodobnym jest zaistnienie inteligentnego, przynajmniej w sposób podobny do człowieka, życia na innych planetach. Aczkolwiek uwzględniając ogrom wszechświata...
  16. NASA, 19.04.21 r: lot pierwszego aparatu w atmosferze innej planety niż Ziemia Polska, 18.04.21 r.: minister edukacji i nauki powołuje nową dyscyplinę naukową: bilbilstykę - Mamy w naszym kraju wielu wspaniałych biblistów, a Polska staje się obecnie jednym z trzech najważniejszych ośrodków tej nauki. Stworzenie nowej dyscypliny - biblistyki - z pewnością pomoże w jej rozwoju - podkreślił minister. https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2021-04-19/czarnek-powoluje-nowa-dyscypline-naukowa-przelomowe-wydarzenie-dla-polskiej-biblistyki/ Brawo my.
  17. Nie, o konstrukcje samolotu. Górna wieżyczka w B-17 nie może strzelać poniżej 10 st. a dolna przednia powyżej 15 st. To jest martwa strefa. Niemcy atakowali więc od czoła z lotu nurkowego o kącie 10 st i walili w kabine pilota. Najlepiej z jak najmniejszej odległości - 100, 150 metrów, to było optimum. Wyjście poza tę strefe, w tak bliskim kontakcie, było dla pilota myśliwca bardzo ryzykowne. Strzelanie z bliskiej odległości było skuteczne, ale też ryzykowne. Nie raz, w przypadku eksplozji bombowca, myśliwiec pakował się w szczątki samolotu.
  18. Akurat tutaj peceed ma sporo racji. Taktykę ataku frontalnego wprowadzono w Luftwaffe na przełomie 1942/43 r. zastępując wcześniej stosowaną, klasyczną, ataku od ogona. Związane było to z coraz większym zaangażowaniem Amerykanów i udziałem ciężkich, trudnych do zniszczenia bombowców, takich jak B-24 ale przede wszystkim B-17 "Latająca forteca". Niemieccy lotnicy wkrótce opracowali optymalny kąt natarcia i taktykę wyławiania pojedynczych maszyn i dobijania, zupełnie jak drapieżne zwierzęta. Odpowiedzią aliantów były próby zwiększenia zasięgu myśliwców eskorty. Ponadto Amerykanie już w 1942 r. wynaleźli bardzo skuteczną formacje obronną jaką było "combat box". Bombowce poruszały się w trójkach, które układały się w poszczególne warstwy, tworząc rodzaj "prostopałościanu". Ustawienie samolotów było takie aby zapewnić sobie wzajemną ochronę przy zastosowaniu ognia krzyżowego. Formacje te były trudnym orzechem do zgryzienia, wielu mało doświadczonych, niemieckich lotników nie potrafiło utrzymać nerwów na wodzy i otwierało ogien ze zbyt daleka, nie robiąc bombowcom szkody. Niemcy wprowadzili w końcu formacje Sturmstaffel, złożone z dodatkowo opancerzonych i wyposażonych w działka 30 mm oraz rakiety 210 mm, Focke-Wulf Fw-190. Samoloty te z dużą prędkościa, pod odpowiednim kątem nacierały na bombowce, strzelały, a dzięki potężnemu uzbrojeniu potrafiły zadać sporę straty. Następnie odskakiwały, unikając pojedynków z myśliwcami eskorty. Ten pomysł miał jednak dużą wadę - tak przygotowane foki były tak ociężałe, że same wymagały eskorty myśliwców. Trzeba pamętać, że nie tylko myśliwce stnowiły zagrożenia, ale przede wszystkim potężna obrona przeciwlotnicza. W 1943 r. w opl III Rzeszy zaangażowanych było aż 1 mln żołnierzy. W 1944 r. samych, znakomitych 88-tek, Niemcy posiadały aż 10 tyś. Straty w alianckim lotnictwie bombowym były wyskoie, a czarę gorycz przelał nocny nalot na Norymberge 26/27 lutego 1944 r., gdy bombowce zostały rozbitę przez niemieckie, nocne myśliwce. Utracono wówczas bezpowrotnie aż 95 maszyn. Zrezynowano wówczas z taktyki nalotów dywanowych, powórcono dopiero w w 1945 r., gdy dobijano bestie. W ogólnym rozrachunku jednak te naloty się opłacały - III Rzesza musiała angażowac ogrmone środki w opl i usuwanie szkód. Natomiast staty przemysłowe były mniejsze niz zakładali alianci.
  19. Oszacowanie rzeczywistej śmiertelności w czasie II woj. światowej jest niezwykle trudne i raczej się nigdy nie uda, choć od zakończeniu tego wielkiego konfliktu minęło już grubo ponad 70 lat. Różna była metodologia, np. kwestia strat wśród marynarzy marynarek handlowych zaangażowanych przez marynarki wojenne etc. Różne rodzaje klasyfikacji strat bojowych, całkowitych i niecałkowitych, strat w walce i strefie walki, strat niebojowych - tych w wyniku wypadków jak i w wyniku oddziaływania stresu na psychikę itd. Nawet w obrębie jednej formacji, czy ba, jednej jednostki, były i są stanowiska mniej lub bardziej narażone...Ale były formacje które cieszyły się szczególnie złą sławą. W III Rzeszy były to np. jednostki spadochronowe...być może dlatego w formacji ochotniczej (przynamniej do 1944 r.) jakim było Waffen SS, nie tworzono właściwie jednostek spadochronowych (poza nielicznymi przykładami). Wracając do kwestii narkotyków w armii: Tajemniczy co? W rzeczystości to ponury żart w stosunku do dramatycznego incydentu z 2002 r. z Afganistanu, podczas którego pilot mjr. Harry "Psycho" Schmidt, lotnik Air National Guard, zrzucił 230 kg. bombe na trenujący oddział lekkiej, kanadyjskiej piechoty, zabijając 4 żołnierzy. Pilot na godzinę przed incydentem łyknął 10 mg Dexedriny, opartego na dekstroamfetaminie. To była też jedna z jego lini obrony, bo to był legalny w wojsku środek farmaceutyczny. https://en.wikipedia.org/wiki/Tarnak_Farm_incident https://www.wussu.com/humour/bombed.htm
  20. Tak, o Stiglera chodzi. Tutaj opis po polsku: https://dlapilota.pl/wiadomosci/swiat/historia-niemiecki-mysliwiec-oslania-amerykanski-bombowiec Największą śmiertelność cechowała się zaś służba na niemieckich okrętach podwodnych. Trzeba wspomnieć o tym, że bombowce nie były bezbronne i ze wspomnień niemieckich pilotów myśliwskich wynika, że atak na ugrupowanie obronne fortec wywoływało dużo wiekszy stres, niż walka z alianckimi myśliwcami. Podczas ataku, zgodnie z taktyką, niemiecka maszyna musiala zbliżyć się na odległość ledwie 200 metrów, mając przciwko sobie od 36 do 72 pokładowych ciężkich karabinów maszynowych. Stres był przeogromny.
  21. Nie, to była zupelnie inna sytuacja. Bf 109 eskortował cieżko uzkodzony bombowiec lecąc aż nad Morze Północne, tak blisko alianckiej maszyny, że niemiecka opl nie mogła otworzyć ognia. Ale to raczej skrajny przypadek rycerskości... ??? Tzn? Szeregowi zwoływali wiec i demokratycznie głosowali? Tego nie wiemy. Przeogrmony sukces Rommla, był kwestią nieprzewidywalności jego zachowania jako dowódcy szczebla taktycznego, które było odwrotnością do bólu przewidywalnych posunięć francuskich i brytyjskich dowódców. Zwłaszcza w szaleńczej końcówce kampanii, w dniach 10-19 czerwca. Jedna dywizja wzięła do niewoli ok. 100 tyś żołnierzy i zdobyła 450 czołgów. Przebieg kampanii, niezwykle wyczerpującej pod względem fizycznym i psychicznym oraz styl dowodzenia Rommla (cały czas na I linii, co np. w Afryce, gdy dowodził znacznie większymi zgrupowaniami, mogło mieć już katastrofalne skutki), wskazywało iż jego fizyczna obecność na froncie była niezbędna do odniesienia sukcesu. Taki miał styl, który akurat wtedy, we Francji, zapewnił mu nieśmiertelność. Bo przecież Rommel to w znaczne mierze mit... Postaram się znaleźć źródło tej informacji. Przebieg kampanii dywizji duchów, sugeruje jednak, że czasu na pełnowartościowy sen w ogóle nie było. Norman Ohler, który badał kwestie użycia pervitinu w III Rzeszy, nigdy nie znalazł bezpośrednich dowodów na to, że Rommel zażywał mete. Ale jest wiele dowodów pośrednich. Był to środek powszechnie stosowany w jego pododziałach, rekomendowany i zachwalany przez głównego lekarza dywizji (zachowała się korespondencja). No i samo zachowanie Rommla. Ogromne pokłady energii, a zachowanie czasem aroganckie wobec śmierci i irracjonalne. 20 maja podczas forsowania kanału pod La Bassee Rommel stoi wyprostowany, jakby "nie widzi" upadających obok pocisków, energicznie dowodzi. Pod Arras bzpośrednio kieruje ostrzałem armamt, słynnych 88-tek, stojąc znów bez osłony. Nawet nie zauważa jak ginie stojący obok niego adiutant. Wszystko to są mocne dowody na to, iż uważany prze niektórych za geniusza Rommel, był podczas swych kampanii pod silnym wpływem substancji psychoaktywnych.
  22. Po owocach ich poznacie. To kampania francuska była trampoliną do popularności przyszłego "Lisa pustyni". W końcu dowodzona prze niego dywizja nawet wśród sojuszników zyskała miano la Division Fantome. Szybkośc manerwru to było sedno blitzkriegu (a w zasadzie jedno z kluczowych składowych) i tutaj taki chemiczny wspomagacz był jak znalazł. Na tym etapie od Rommla nie wymagało się strategicznego myślenia, gdzie chłodny, wypoczęty umysł to podstawa. Ogólnie w kampani francuskiej armii niemieckiej zużyto 35 mln jednostek pervitinu. Oczywiście, że zażywano go i w Polsce - był powszechnie stosowany w społeczeństwie III Rzeszy. Dopiero od 1940-41 zaczęto zdawać sobie sprawę z ceny jaka było uzależnienie, co spowodowało formalne jego wycofanie (chociaż i tak był powszechnie dostępny). Zbrodnia wojenna była wpisana w ideoligię III Rzeszy. Jedną z takich zbrodniczych zagrywek był tzw. naloty terrorystyczne, wypracowane podczas działnia Legionu Condor, podczas wojny domowej w Hiszpanii. Autorem tej zbrodniczej taktyki był Wolfram von Richthofen, kuzyn słynnego asa myśliwskiego I w.ś. "Czerwonego barona". Polegało to na niszczeniu cywilnych, niebronionych celów, zadanie jak największych strat wśród dzieci, kobiet etc w celu załamania morale atakowanej strony. W Hiszpani niszczono w ten sposób wioski. O godz. 4:40 01.09.1939 r. niemieckie bombowce Ju-87 rozpczęły bombardowanie Wielunia: https://pl.wikipedia.org/wiki/Bombardowanie_Wielunia To był pierwszy tego typu nalot w czasie 2 dws. Luftwaffe masowo konsumowała pervitin. Z całą pewnością miało to jakieś znaczenie dla bezwględności niemieckich pilotów. Ale czy kluczowe? Znamienne jest to, że w III Rzeszy do lotnictwa bombowego dobierano pilotów przekonanych o słuszności ideoligii nazistowskiej, przesiąknietych propagandą. W lotnictwie myśliwskim dużo więcej było lotników o mniej zideologizowanym podejściu, często uważających się za współczesnych rycerzy. Odnotowano przypadek gdy po ciężkiej walce amerykańskiego bombowca B-17 z wieloma myśliwcami Luftwaffe, ciężko uszkodzony aliancki bombowiec został odeskortowany w poobliże brytyjskiej strefy, prze niemieckiego Bf-109, w "podzięce" za a honorowy pojedynek. Skrajne to odmienne od bombardowania szpitala... ps. oczywiście od 1942 rok masowo substancje psychoaktywne wprowadza także alianckie lotnictwo, pod postacią benzedryny (tzw. benków). Amfe zażywali też Japończycy.
  23. Początki ruskich elit były normańskie, w świetle źródeł pisanych i archeologicznych nie budzi raczej to wątpliwości. Dwa bardzo istotne traktaty z Konstantynopolem z 911 i 945 r. były zawierane w obecności przedstawicieli ruskich elit, z których praktycznie każdy nosił skandynawskie imię. Slawinizacja elit zaczęła następować od czasów Światosława, jego wypraw naddunajskich i na Kaganat Chazarski.
  24. Panzerschokolade miało swój praktyczny wymiar. W czasie kampanii we Francji w 1940 r. było jedną z podstaw blitzkriegu. Taki Erwin Rommel nie spał siedem dni z rzędu...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...