Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

venator

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    537
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    35

Zawartość dodana przez venator

  1. Prawda? Jest to wszystko zastanawiające. Może to również oznaczać, że już niedługo oczyszczaniem „polskiego” dna morskiego zajmą się specjalistyczne, zagraniczne firmy i to nie za unijne, a za polskie pieniądze. Źródłoj.w. Bardziej jednak niż złą wolę podejrzewałbym wysoką lub skrajną niekompetncje osób, które tym formalnie się powinny zajmować. Ewentualnie niewydolność urzędniczą, czyli d*pa z każdej strony.
  2. Widzisz, f-sze i żołnierze o nieco drażliwych tematach walą przez whatsApp albo Signal bo wiedzą, że nasze pewne służby pewnych rzeczy nie uzyskają w tych komunikatorach. Chyba, jeszcze. Ale minister wali w mejlach, prywatną pocztą. Bardzo szkoda, bo to sensowny człowiek w tym całym cyrku. ps. ja oczywiście wiem o wschodnim kierunku. A jest też nasz wewnętrzny szlak...ale to nie miejsce..
  3. Jest to najprawdopodobniej wyraz "zaufania" do jednego z ministrów obecnego rządu. *nie dotyczy to tylko wojskowych.
  4. Wiem, że to tematyka poboczna do tematu, ale w ostatnim etapie II w.ś. III Rzesza była bardzo mocno nastawiona na produkcje broni chemicznej. Broń tę utylizowano po wojnie przede wszystkim w Bałtyku. I jest to na tę chwile bardzo poważny problem, śmierdzące jajo z kótrym żaden rząd nie chcę się na poważnie zmierzyć. Tutaj info: https://www.defence24.pl/polska-bez-planu-ratowania-baltyku-komentarz https://www.defence24.pl/nik-potwierdza-zarzuty-defence24pl-baltyk-to-bomba-zegarowa-co-dalej-opinia Wg. ostrożnych szacunków pod koniec wojny nawet 1/3 nieużytej amunicji bojowej III Rzeszy to była broń chemiczna. "Utylizowano" ją po wojnie wrzucając w bałtyckie głębie. problem pozostał j.w.
  5. Podstawy do takiego myślenia są jak najbardziej logiczne. Pierwsze regulacje życia gospodarczego, wprowadzenie glinianych tokenów, nastąpiło w ośrodkach świątynnych już 8 tyś l.p.n.e. W rozwiniętej gospodarce sumeryjskiej, miasta-państwa były formalnie własnością bóstw opiekuńczych, w imieniu których, władze jako suweren sprawował "namiestnik boga", który tylko czasem odwoływał w swych decyzjach się do rady starszych. To były scentalizowane, teokratyczne rządy, gdzie miasto-państwo było własnością boga, a do jego zarządzania powołowywano świątynie i jej kapłanów. Stąd łatwo o wnioski, że wszelkie kwestie gospodarcze były centalnie regulowane. Nie wiem natomiast skąd przeświadczenie, że najwyższy kapłan, król czy też faraon siedział i wymyślał system miar i wag czy też rachunkowość. Rachunkowość powstała jako pismo niekompletne, służące do okiełznania coraz większego i bardziej skomplikowanego obrotu gospodarczego. Byl to proces samoistny, trwający tysiące lat, aczkolwiek ogniskujący się wokół najważniejszego ośrodka w życiu tamtych ludzi - świątyni. Z czasem proces gospodarczy stał się na tyle skoplikowany, że wymusiło to kolejne zmiany - np. pod koniec III tyś p.n.e. w mieście Ur istniało potężne przedsiebiorstwo przędzalniczo-tkackie, zatrudniające 6 tyś ludzi. Prowadziło skomplikowaną rachunkowość. Potrafiono sporządzać bilans handlowy, a saldo przenosić na natępny miesiąc ewidencyjny. Ewidencja była w jedostkach naturalnych, ale z czasem zaczęto odważać odpowiednią ilość metali szlachetnych, jako wspólnego miernika wartości. Formalnego właścieiela owej szwalni, boga An, nic to nie obchodziło Bardziej już praktycznego władcę, czyli ogólnie rzecz biorąc - namiestnika boga. Jednym z głównych zadań króla-kapłana (terminologia jest skomplikowana i zmieniała się w czasie) w Sumerze był zarząd administracyjny miastem-państwem. Trudno uwierzyć aby wprowadzenie stadardu miar i wag odbyło się bez wiedzy i zgody władcy, przynajmniej w Mezopotamii. sumeryjscy kupcy byli de facto urzędnikami państwowymi (świątynnymi), to ze świątyni brali towary w obrót handlowy. Sumerowie bylyi ludźmi oosbiście wolnymi ale żyli w skolektywizowanym społeczeństwie, ścisle zależnym od świątyni - model rolnictwa opartego na irygacji wymuszał takie działanie. Dlaczego? A co jeśli dominujacymi lub wręcz jedynymi artefaktami jest właśnie ceramika? Szczególnie odczuwalne jest to w archeologii wczesnośredniowiecznej Europy Środkowo-wschodniej w tym i pradziejów naszych ziem. Ceramika, ceramika, ceramika...zwykle prymitywna. Sami archolodzy, którzy się tym zajmują przyznają, że jest to nudne do urzygu...
  6. Uważasz, że ci Aborygeni nie mają atletycznych sylwetek?: https://www.researchgate.net/figure/Djaewa-and-Wulili-from-Goulburn-Island-c-1926-39-Source-Rev-TT-Webb-Courtesy_fig1_318593012 Bynajmniej nie chodzili na siłownie. A i zarys "kaloryfera"można by dojrzeć, choć ja o nim nic nie napisałem, a o rozwiniętej muskulaturze. Jesteśmy tak stworzeni aby gromadzić tkankę tłuszczową. W przyrodzie premiowane są osoby o oszczędnym szlaku metabolicznym, czyli te o których obecnie mówi się, że mają tendencje to tycia. Więc gromadzenie tkanki tłuszczowej jest naturalnym procesem umożliwiającym przetrwanie, a dla takiego łowcy reniferów tłuszczyk na brzuchu był zapewne powodem zadowolenia . Choć występował niezmiernie rzadko. Porównanie do goryli czy niedżwiedzi nie ma zupełnie sensu, bo to zupełnie inne gatunki. Zresztą poziom tkanki tłuszczowej u niedżwiedzia zależny jest od pory roku. . Nasz najbliższy zwierzęcy krewniak, szympans, też jest muskularny ale ma z kolei duży brzuch. Ponad 90% pokarmu, spożywanego przez szympanse, jest pochodzenia roślinnego, więc ten przewód pokarmowy musi być odpowiednio długi. U ludzi, naszych przodków, nastąpiła zaś znacząca redukcja brzucha, jako efekt przystosowania ewolucyjnego do spożywania pokarmów o wysokiej zawartości białka zwierzęcego. Jeśli chodzi o ową nieszczesną, dyskutowaną grafikę, to zastanawiam się po co w ogóle opublikowaną tę artystyczną wizję Homo longi? - chyba tylko dla klikbajtów. W pracy naukowej nie ma nic na temat budowy owego hominida, poza czaszką oczywiście. Można jedynie spekulować co do budowy ciała. Autorzy odkrycia sugerują podobieństwo do ludzi denisowskich, którzy z kolei mieli sporo wspólnego z neandertalczykami. Masywna budowa czaszki Homo longi, z kolei pozwala z pewnym prawdopodbieństwem sądzić, że i jego ciało było odpowiednio masywne. Tutaj: https://www.livescience.com/6894-scientists-build-frankenstein-neanderthal-skeleton.html możemy poczytać o rekonstrukcji budwoy neandertalczyka, na podstawie szkieletu z Kebara 2. Ukazuje nam się bardzo muskularna, zwarta postać, z szeroką klatką piersiową ale i szeroką miednicą. Ci goście nie mieli w ogóle tali. Bardziej przypominali zapaśników niż kulturystów. Nie ma czegoś takiego jak prawdziwa dieta paleo. Przeczytaj mój post i zerknij do zalinkowanej pracy. Inaczej wyglądała dieta łowców z deszczowych lasów tropikalnych, a inaczej łowców mamutów zamieszkujących stepotundrę. Udowodniono, że udział białka zwierzęcego był mniej więcej stały. Jakie robale, zwłaszcza w okresie długiej zimy, mieli jeść łowcy mamutów czy reniferów?
  7. Ciekawe jest to, że w pracy naukowców opublikowanej w "The Cell" takiej rekonstrukcji nie ma: https://www.cell.com/the-innovation/fulltext/S2666-6758(21)00055-2# Wykaz rysunków: https://www.cell.com/the-innovation/fulltext/S2666-6758(21)00055-2#figures Jest rekonstrukcja głowy, w treści można znaleźć uzasadnienie dlaczego zdecydowano się na ciemną karnacje, ciemne oczy i włosy. Z polowania. Okresy głodu nie były obce paleolitycznym łowcom, ale bardzo rzadko był to głód zagrażający egzystencji - w przeciwieństwie do zbiorowisk społeczeństw żyjących z rolnictwa. Badania naukowców, S. Eatona, J. Miller i in, opublikowanych w "The American Journal of Clinical Nutrition", wskazują, że wiekszość łowców-zbieraczy pozyskuje (pozyskiwała) energię w wys. >50%z białek zwierzęcych, a zaledwie 13,5% pozyskuje (pozyskiwała) więcej niż 50% z roślin. Za to aż 20% populacji było/jest silnie uzależnionych od połowów/polowań. Wykazano,że udział mięsa z upolowanych zwierząt jest/był względnie stały i wynosi 26-35%. Jeżeli spożycie białka wynosiło ponad 35% przyjęto, że dietę uzupełniano o ryby słodko- i i słonomorskie. Oczywiście im wyższa szerokośc geograficzna, tym mniejsza zależność od roślin. Tu tabela: https://academic.oup.com/view-large/111372121 Jednak udział białka pochodzenia zwierzęcego (z chudego mięsa) w wysokości >45% ma swoje reperkusje zdrowotne. Wcześni amerykańscy kolonizatorzy nazywali to "głodem królika". Oparcie swojej diety na chudej dziczyznie prowadziło do nudności, biegunki, a następnie do śmierci. Związane jest to najprawdopodobniej z ograniczonymi zdolnościami wątroby do syntezy mocznika, którego duża ilośc pojawia się w wysokobiałkowej diecie. W/w autorzy uważają, że łowca-zbieracz tak musiał umiejetnie bilansować swoją dietę aby uniknąć "głodu królika" - także to nie niedobór białek zwierzęcych stanowił problem, a jego nadmiar. Prawpodobnie aby uniknąć tego zjawiska łowcy stosowali dietę slektywną, w razie potrzeby zwiększjąc udział tłustych części ciała, dięte uzupełniali rybami lub\i polowali na największe zwierzęta oraz oczywiście, jedli rośliny. I to właśnie bilans diety był, jak się wydaje, dużym wyzwaniem. Więcej tutaj: https://academic.oup.com/ajcn/article/71/3/682/4729121 Stare powodzenie kulturystów głosi: "Brzuch buduje się w kuchni" Wśród łowców-zbieraczy zjawisko nadwagi czy otyłości jest prawie nieznane, stąd łatwo było i jest im uzyskać niski poziom tkanki tłuszczowej. A muskulatura? Lekka i szczupła budowa h.s. to efekt dopiero ostatnich 100-50 tyś lat ewolucji, ze wskazaniem na tę drugą liczbę. Wszscy nasi przodkowie i kuzyni (włącznie z archaicznym h.s.f.) mieli mocniejszą budowę od nas, o masywniejszym kościu i muskulaturze. Nawet h. erectus, wizualizowany często jako smukły biegacz, okazał się być jednak atletą. Dokładna rekonstrukcja Turkana Boy, h.e. sprzed 1,5 mln b.p. wykazała, że od natury dostał masywną, szeroką klatkę peirsiową, którą my musimy wyrobić na drążku lub/i podczas wiosłowania sztangą.
  8. Ciekawe wnioski. Ledwie 1 procent. Zwłaszcza, że temat pochówków (anty)wampirycznych jest stosunkowo słabo przebadany, i dotyczy to każdej epoki historycznej.. A już w Karpatach... [...] W świetle zanotowanych pod Sanokiem i w Beskidzie Niskim wierzeń chodzącym po śmierci upiorem mógł stać się człowiek, u którego nie wystąpiło pośmiertne skostnienie. Mogło się tak zdarzyć, jeżeli pod ławą, na której leżał nieboszczyk, przeszedł pies lub kot. Można było go też poznać po tym, że oprócz tężca pośmiertnego był czerwony na twarzy, stąd też powiedzenie "czerwony jak upiór". Po odkopaniu, podejrzanego o "chodzenie" sprawdzano, czy ma pod pachą "pierze". Jego obecność zdecydowanie potwierdzała domniemania mieszkańców danej wioski. Uważano także, iż upiorem staje się dziecko poczęte podczas stosunku odbytego podczas menstruacji. Istniały też wewnętrzne "objawy" wampiryzmu. Wedle wierzeń zanotowanych w dorzeczu Osławy i pod Sanokiem, upiór za życia miał dwa serca lub dwie dusze (jedno sprawiedliwe - człowiecze, a drugie niesprawiedliwe - diabelskie), z których po śmierci jedno ginie, a drugie żyje i jest przyczyną jego pośmiertnej działalności. Szczególnie predysponowane do roli upiorów były osoby mające cechy zbliżone do czarownic, znające właściwości ziół, umiejący czarować, a także ci, którzy uczestniczyli w sabatach na Łysej Górze. Zdarzało się, że upiorem zostawał człowiek spokojny i życzliwy dla innych, który jednak pozostawił po sobie na ziemi jakieś niezałatwione sprawy, niewynagrodzone krzywdy czy wreszcie nie mógł rozstać się z rodziną i gospodarstwem. Upiory takie jak wierzono Seredniem koło Lutowisk i w Solinie, pomagały w gospodarstwie, żęły zboże, kosiły trawę, poiły bydło, a zimą młóciły.[...]" Drastycznym, ale bardzo rozpowszechnionym sposobem chroniącym przed chodzeniem było obcinanie zwłokom głowy i wkładanie jej między nogi, wbijanie gwoździ i innych rzeczy (igła ''grajcówka", bronnk z brony żelaznej lub drewnianej, ćwieki żelazne, drewniane kołki) w głowę lub serce, wybijanie zębów... . Obcinanie głowy było tak powszechne, że w Jaworniku nie było na cmentarzu nieboszczyka, który nie miał wbitego w głowę ćwieka, lub uciętej i położonej do nóg głowy". http://www.grupabieszczady.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=42&Itemid=47 Autorka owego artykułu, profesjonalna i oddana profesji przewodniczkna bieszczadzka broni jednak bieszczadzkie upiory: Nasze wampiry nie przypominały tych z horrorów, nie żywiły się krwi, szkodziły w sposób mniej wyrafinowany. Przeważnie straszyły, podduszały śpiących, obcowały płciowo ze swoimi współmałżonkami, z takiego związku urodziło się nawet dziecko w Bóbrce koło Krosna. Bardzo często sprowadzały chorobę lub obłęd. Zamiast śladów po dwóch kłach, wiecznego życia, pięknych kobiet i wina, choroba psychiczna. To ja już wolę Drakule. Ps. ostatni pochówek wampiryczny w Polsce, miał rzekomo mieć miejsce w Jaworniku w Bieszczadach, już po 2 woj św., w trakcie akcji Wisła.
  9. W miodach i my byliśmy mocni, zwłaszccza Litwini (Rusini). Ciekawy metariał: Ale, wbrew twierdzeniom autora powyższego materiału, mocną pozycję miała wódka i to juz od początku jej pojawienia się na naszych ziemiach, a także była polskim hitem eksportowym. Nr jeden to była w XVI-XVII w. tzw. złota wódka gdańska, którą serwowano nawet na cesarskim stole w Madrycie. Powstawała w Gdańsku wg. tajnej, skomplikowanej receptury. Do mocnej anyżówki lub koniaku dodawano korzenie, zioła, drzewo sandałowe, różane, cukier i ...płatki złota. Była często podrabiana. Podrabiano także inne wódki kolorowe w tym i inną gdańską specjalność - wódkę korzenną tzw. podwójną żołądkowa. Do podróbek używano wódki prostej, tzw. ordynaryjnej (szynkowej) powstałej z rozcieńczonej okowity. Do fałszowania używano pieprz, cytwar, tatarskie ziele, bluszcz. Najgorzej, że dochodziło czasem do kryminalnych praktyk w postaci "wzmacniana" wódki kwasem saletrowym. Stąd przysłowie "Wódka farbowana, panna malowana to diabła warte"
  10. Litościwi Panowie. I to w państwie, w którym rocznie strzela się 20 mln bażantów, a myślistwo to sprawny biznes rozrywkowy. 700 tyś myśliwych, blisko 6 razy więcej niż u nas i to w kraju z silnie przekształconą przyrodą i świętym prawem własności poszatkowanej na działki ziemi. Tam za 20-25 tyś funtów, myśliwy ma zagwarantowane polowanie z topową obsługą i gwarancją ustrzelenia 100 pardw, które podobnie jak bażanty i chińskie jelenie, hodowane są na skale w sumie przemysłową...niezła hipokryzja.
  11. Problem jest taki, że w źródłowej notce prasowej BBC nie ma nic na ten temat. Wygląda na to, że jest to opinia autora z KW. Oczywiście sentymentalny powód zachowania monety jest także możliwy, choć dosyć mało prawdopodobny. Najczęstszym powodem zachowywania monet kruszcowyh była jednak tezauryzacja. O tym, jak powszechne było to zjawisko, świadczy historia gospodarcza II RP. W latach 30-tych rząd zdawał sobie sprawę, że po domach ludzie ukrywali złote monety carskie, tzw."świnki". Skala tezauryzacji świnek była trudna do oszacowania, ale na pewno było ich dużo, na tyle, że w Amsterdamie bito podróbki. Rząd chciał te świnki wyciągnąć na powierzchnie, bo chonicznie brakowało kapitału. Dlatego nim. też podjęto brzemienną w skutkach decyzje o nie przystąpieniu do dewaluacji złotego,w 1936 r. Państwo w oczach obywateli miało być stabilne niczym skała. Miało to pewne negatywne skutki makroekonomiczne.
  12. Jak historycznie to historycznie!: "Między pomienione pieczyste z mięsa stawiano także torty i ciasta francuskie, które jeszcze dotąd widujemy, ale te ciasta owych czasów dla nie wydoskonalonej sztuki kucharstwa były bardzo ciężkie i grube względem teraźniejszej delikatności onych. Nie dobierano do nich masła młodego, ale owszem starego, czasem aż zielonego, albowiem takie było sporsze, dając więcej czucia swego, choć w mniejszej kwocie użyte niż młode;" Dla wyrazistości smaku- zjełczałe masło, dobrze aby zielone było... A tak przygotowywano jedno z głównych dań polskiego baroku: gęś czarna, którą u pomniejszych panów zaprawiano tak:[...] kucharz upalił wiecheć domy na węgiel, w niedostatku czystej z bota czasem naprędce wyjęty [...] Nicht mi nie zada, iż taką przyprawę słomianą zmyśliłem na wyszydzenie staroświecczyzny, kiedy sobie wspomni na tarnosolis, płatki, których po dziś dzień kucharze do farbowania galaret i cukiernicy do farbowania cukrów używają; wszak te płatki są to zdziery starych koszul i pluder, które gaciami zowią, płóciennych; jeżeli mi nie wierzy, niech sobie ich każe dać funt w korzennym sklepie, znajdzie między tymi płatkami kołnierze od koszul i paski od gaci. Jeżeli powie, że te płatki, nim poszły do farby, wprzód musiały być czysto wyprane, to też uważyć powinien, że ogień, którym stoma do gęsi była palona, bardziej wyczyszczał wszelkie brudy niż woda płatki. Galarety, ciasta i torty farbowane ścinkami używanych koszul i gaci...samo zdrowie... Cytaty z: https://literat.ug.edu.pl/kitowic/020.htm
  13. Przed pojawieniem się salwarsanu (pierwsze testy w 1909 r.) nie było żadnej skutecznej metody leczenia kiły, a trudno nazywać epizodyczne i intuicyjne podawanie rtęci leczeniem. Raczej mnie nie zrozumiałeś. Fakt, że Sobieski chorował na kiłę, ukrywali badacze życiorysu króla, z których część posiadała dyplom lekarski: Mimo że temat zdrowia Sobieskiego interesował XIX-wiecznych i XX-wiecznych badaczy, rzuca się w oczy, że żaden z nich nie identyfikuje tych dość klarownych objawów z kiłą. Prześledzenie ich opracowań daje bardzo ciekawe pojęcie o zjawisku autocenzury badaczy, którzy rzutując na postać historyczną współczesne sobie kategorie, nie pisali o pewnych rzeczach, które uznawali za intymne, wstydliwe lub szkodzące wizerunkowi bohaterskiego króla. Historiografia Sobieskiego zna wiele takich przypadków.[...] Na przykład Antoni Zygmunt Helcel, który był jednym z edytorów i wydawców listów Sobieskiego do żony, systematycznie pomijał zdania lub całe fragmenty listów dotyczące spraw prywatnych pary, uzasadniając, że ich „przyzwoitość żadną miarą ogłaszać nie pozwalała.” [...] Podobnie było z problemami zdrowotnymi. Najstarszy spośród badaczy, którzy naukowo zajmowali się pytaniem o przyczyny śmierci króla, patolog Witold Nowicki w 1908 r. opublikował pracę napisaną na podstawie sekcji zwłok Jana III. Nie wspomniał w niej jednak, że zebrane wówczas dane patologiczne umożliwiały zdiagnozowanie kiły. Podobnie lekarz i historyk Witold Ziembicki, którego praca wydana na początku lat 30. jest niezwykle szczegółowym studium medycznym. Kilkakrotnie pisze on o leczeniu króla związkami rtęci, a nawet potwierdza, że jedną z przyczyn jego śmierci mogło być zatrucie tym pierwiastkiem, jednak w całej książce brakuje fundamentalnego pytania o to, dlaczego król był poddawany terapii rtęciowej. [...] Również piszący już po wojnie Stanisław Szpilczyński wspomina o terapii rtęciowej króla, nie pytając o jej możliwe powody.[...]Jego przypuszczenia są spójne i logiczne, jednak zdumiewające jest, że Szpilczyński nie zdecydował się połączyć wszystkich objawów, na które cierpiał król w ostatnich latach życia, w jedną patofizjologiczną diagnozę: że doszło do uszkodzenia układu sercowo-naczyniowego w wyniku trzeciego stadium kiły. Cytaty z : https://www.wilanow-palac.pl/medyczna_historia_jana_iii_i_przemilczane_fakty.html Artykuł ze strony muzeum jest streszczeniem pracy Isaka Ghata "Deformowanie prawdy medyczno-historycznej o chorobie i śmierci króla Polski Jana III Sobieskiego („Archiwum Historii i Filozofii Medycyny”, 80 (2017)) Właśnie - dlaczego? Ciekaw jestem Twojego zdania w tym temacie. Przedstawiłem to jako namacalny dowód, że starość nie jest do dzisiaj klasyfikowana przez medycynę jako choroba, czy też zespół chorób, o wspólnym podłożu.
  14. To już przeszłość. Teraz są w Rosji takie o to kwiatki: Malowidło z cerkwi pw. św. Andrzeja Apostoła z m. Nowosiołowo w ob. Wlodzimierskim, w miejscu katastrofy Gagarina. Po prawej, w jasnym mundurze klęczy J. Gagarin, zanim płk pilot-instruktor Władimir Sierogin, bohater Związku Radzieckiego, członek WKP(b), zginął razem z Gagarinem. Po środku święty, po lewej mecenas cerkwii gen.major kosmonauta Aleksiej Leonow, również dwukrotny bohater ZSRR. Gagarin był ateistą. Zadeklarowanym. A teraz został męczennikiem: Mural, a w zasadzie grafiti "Gagarin. Ukrzyżowanie", z 2014 r. z Permu, artysty streetart Aleksieja Żuniewa. Artysta skazany został za to na karę grzywny w wysokości 1 tyś rubli, a dzieło usunięto. Więcej zdjęć tutaj: https://weirdrussia.com/2015/04/12/crucified-gagarin-graffiti-marks-orthodox-easter-and-anniversary-of-first-man-in-space/ Jednak dzieło zaczęło żyć własnym życiem. Wkrótce jeden z biznsemenów zamówił takie samo u Żuniewa na płótnie. https://www.newsko.ru/news/nk-2575585.html W 2015 r. Żuniew za ten obraz nazwany teraz "Wielki kosmonauta" dostał nawet 2 miejsce w ogólnokrajowym konkursie sztuki alternatywnej i jest wystawiany w galeriach. Także ten ateizm to taki powierzchowny jak u nas katolicyzm...
  15. Nie, nie jest, przynajmniej do niedawna nie była klasyfikowana przez WHO jako jednostka chorobowa. Coraz więcej badaczy chce jednak, aby starość była zaklasyfikowana jako jednostka chorobowa, co umożliwiłoby potencjalnie szersze tj. holistyczne podejście do tematu. Na niekonsekwencje w podejściu do tego procesu zwraca uwagę Stuart Calimport z Liverpol Univeristy - kiedy w starzejącym organizmie pojawiają się zmarszczki skóry, to jest to uważane za naturalny proces, ale to samo zjawisko (nie wchodząc w szczegóły) dotyczące uszkodzeń serca i naczyń krwionośnych jest już klasyfikowane jako jednostka chorobowa, z kategorii chorób naczyniowo-sercowych. https://www.academia.edu/39913200/Ageing_classified_as_a_cause_of_disease_in_ICD_11 https://liverpool.academia.edu/StuartCalimport Oczywiście co do reszty wypowiedzi to pełna zgoda. Jeśli chcemy długowieczności to jednak trzeba będzie wyjść poza myślenie o starości jako "nadzwyczajnie korzystnym zbiegu okoliczności."
  16. Od razu o tym pomyślałem. Już widze minę uczniów, którzy zamiast algebry mają logikę matematyczną, a zamiast geometrii rachunek kwantyfikatorów...
  17. Oczywiście. Do XIX w. zaledwie 30% dzieci dożywało wieku rozrodczego. Rodzice zasadniczo mniej przejmowali się śmiercią malych dzieci, bo było to zjawisko powszechne. Nie znaczy to, że nie było czułości czy żalu - np. śmierć dwuletniej córki była dla Kochanowskiego bardzo silnym impulsem do stworzenia "Trenów". Trochę inaczej rzecz się miała z przedwczesną śmiercią starszych dzieci, zwłaszcza dorosłych. Literatura pamiętnikarska wskazuje, że na ogół było to dosyć wstrząsające przeżycie dla rodziców. W miarę stabilna, co nie znaczy, że pewnych jej cech nie można świadomie kształtować. Osobowośc zmienia się , a raczej kształtuje się wraz z wiekiem. Wg. niektórych ostatecznie ten proces kończy się u człowieka dopiero ok. 50 r.ż. Osbowość może również zmienić się wskutek zmian patologicznych, chorób o podłożu psychicznym, czy długotrwałym działaniu silnego stresora, np. w zespole PTSD. Jednym z ciekawszych przypadków w kwestii dosyć głębokich zmian osobowości, jest kiła (syfilis) układu nerwowego (oun), a konkretnie kiła mózgowa (miąższowa). W nieleczonej kile oun, u pacjentów niepoddanych antybiotykoterapii, w ok. 4-7% przypadków rozwija się porażenie postępujące. Jego cechą charakterystyczną są patologiczne zmiany osobowości, intelektu, pamięci krótkotrwałej i występowanie omamów. Badania obrazowe MRI wskazują na ubykti korowo-podkorowe, w istocie białej mózgu oraz występujące udary. Tragicznym przypadkiem nieleczonej kiły, prawdopodobnie układu nerwowego, był nasz król, Jan III Sobieski. Problem jest taki, że historycy przez blisko 200 lat skrzętnie pomijali ten fakt, bo jakże to - obrońca chrześcijaństwa i taka wstydliwa choroba? Tymczasem analiza zachowanych źródeł wskazuje na typowe objawy postepującej kiły, popularnej choroby ówczesnych elit, zwanej wówczas dworską. U Sobieskiego pod koniec życia otoczenie z przykrością zaczęło zauważać znaczące zmiany osobowości króla - stawał się trudny w odbiorze. Nikt nie zdawał sobie oczywiście sprawy z dewastującego wpływu niewielkich drobnoustrojów. https://www.focus.pl/artykul/jak-zatrzymac-biologiczny-czas-wystarczy-uzyc-ciezkiej-wody Niestety, w dużych ilościach ciężka woda jest toksyczna. "Przybywa nam lat do życia, ale nie przybywa nam życia wraz z latami" Dla mnie to clou programu. Najważniejszą rzeczą dla nauki i medycyny nie powinno być wydłużanie życia, a uczynienie starości znośnej. 100 lat w zdrowiu jest cenniejsze niż 120 z których ostatnie 50 przypadało na okres chorób czy kalectwa. Wysiłek powinien iść w poprawę jakości życia seniorów. Krok, jak się wydaje w dobrym kierunku, został uczyniony - coraz częściej przebija się myślenie, że starosć to nie proces naturalny (jako zużycie organizmu) a poprostu choroba. A choroby się leczy.
  18. Z zalinkowanego artykułu wynika, że autorzy jako najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie zagadki wskazują wierzenia charakterystyczne dla kręgu kultur Uralu i powiązanych z nimi kultur ugrofińskich, zwaszcza z rejonu Karelii. Chodzi tu o wierzenia w ptaka-duszę. W Karelli wierzono, że dusza wędruje w zaświaty pieszo, ale zamieniając się w ptaka może odwiedzać żywych. Choć te pogańskie przesądy były z terenu Finlandii rugowane, zwłaszcza w okresie reformacji, to w prawosławnej i odludnej Karelii były obecne jeszcze w XX w. Należy przy tym pamietać, że jeszcze w XVII chrystianizacja, zwłaszcza Europy Wschodniej, a zwłaszcza jej obszarów odludnych, była bardzo powierzchowna, choćby z racji bardzo słabo rozwiniętej sieci parafii. Kiedy w XV w. przeciętna parafia w Europie Zach. miała poww. 25 km2 to w Polsce bywały takie o powierzchni 140 km2. Niektóre parafie były nieobsadzone, bo było mało chętnych na proboszczostwo w biednej wiejskiej parafii. W trakcie reformacji bywało tak, że mszę w obrządku katolickim sprawował pastor i na odwrót - w zależności kto przywędrował akurat na parafie. Inną kwestią był bardzo niski poziom intelektualny i słabe wyksztalcenie wiekszości wiejskich księży. Badanie Cezarego Kuklo na temat ksiąg metrykalnych dla parafii Trzciniec na Podlasiu, wskazywały, że w I poł XVII, jedynie 14 z 32 wsi parafii były pod realnym wpływem Kościoła. Nic więc dziwnego, że pogańskie zwyczaje utrzymywały się długo. Na synodzie w 1726 r. biskup łucki groził „kto w polu lub w gajach pochowa zmarłego, będzie wyklęty„. W 1744 synod wileński głosił: „za pochowanie ciała w polu lub lesie wzbrania winnemu wstępu do kościoła przez 3 miesiące Cyt z : http://mediewalia.pl/publicystyka/kiedy-zakonczyla-sie-chrystianizacja-polski/ Nie inaczej było w Finlandii, więc nie powininien dziwić pogański obyczaj pochówku.
  19. Ps. Żółw Timothy ( w rzeczywistości żółwica), padła w 2004 r w wieku 160 lat. Była ostatnim, niemym świadkiem wojny krymskiej (1853-56), jako maskotka marynarzy okrętu wojennego HMS Queen obserwowała min. oblężenie Sewastopola.... Czy kiedykolwiek człowiek dożyje takiego wieku?
  20. Być może nawet nie 120 a 115 jest trudne do przekroczenia. Nikolay Zak popełnił pracę w której dowodzi, że z tą Calment to było oszustwo: https://twojahistoria.pl/2019/01/03/czy-rekordzistka-ktora-zmarla-w-wieku-122-lat-byla-zwyczajna-oszustka-badacze-rzucili-nowe-swiatlo-na-jej-historie/ Kiedyś matuzalemem miał być Michał Szurmiński, podobno ostatni powstaniec listopadowy, który miał umrzeć w 1927 r, w wieku 120 - 123 lat (!) - zależnie od przyjętej daty urodzin. Był rzekomym adiutantem gen. Sowińskiego i widział jego śmierć w okopach Woli w wojnie polsko-rosyjskiej 1831 r. W 2016 r opublikowano artykuł, w którym dowodzono, że i to było falszerstwem i Szurmiński dożył sędziwego wieku 96 lat, ale w żadnym wypadku nie mógł być świadkiem powstania listopadowego. http://www.moremaiorum.pl/michal-szurminski-falszywy-powstaniec-listopadowy-pelna-dokumentacja/ Tutaj w ramach ciekawostki lista najdłużej żyjących weteranów niektórych wojen: http://www.tupalski.eu/od-napoleona-do-pilsudskiego-ostatni-weterani-wojenni Wyróżnił się kpt. Józef Kowalski, najdłużej żyjący weteran wojny polsko-bolszewickiej. 113 lat. Ale bariery 115 lat nie przekroczył. Tylko trochę krócej żył ostatni weteran wojen napoleońskich, Geert Adriaans Boomgaard, który w 1899 r. zmarł w wieku ponad 110 lat. Boomgaard był pierwszym superstulatkiem, tj. przekroczył 110 lat i jego wiek nie budził wątpliwości. Boomgaard był weteranem Wielkiej Armii , był doboszem 33 Pułku Lekkiej Piechoty ale z powodu choroby nie brał udzialu w wyprawie Napoleona na Moskwe, której prawdopodobnie pewnie by nie przeżył - uwzględniajac ogromne straty Wielkiej Armii. Wyróżniony został medalem św. Heleny. Jego ojciec był kapitanem statku. Geert również poszedł w ślady ojca. Dosyć niesamowitę jest to, że przyjmując marynarską rachubę , to gdy Boomgaard przychodził na świat, rejs przez Atlantyk z Europy do Ameryki, odbywany drewnianym żaglowcem, bardzo zresztą niebezpieczny rejs, trwał minimum 40-45 dni. A gdy umierał to stalowy, napedzany dwoma parowymi silnikami o mocy 33 tyś KM transatlantyk SS Kaiser Wilhelm der Grosse, zdobywca Błekitnej Wstęgi Atlantyku, pokonywał ocean w 5 dni...a podróż była dosyć rutynowa i bezpieczna. Pierwszy wiek tak szybkiego postepu i to za życia jednego człowieka. Nie wiem czy tylko był człowiekiem szczęśliwym - przeżył każde ze swych dwanaściorga dzieci, najstarsze zmarło w wieku ledwo 57 lat. Cena długowieczności...
  21. Dokładnie tak właśnie jest. Tutaj fajnie i skrótowo opisana historia ruchu antyszczepionkowego: https://www.totylkoteoria.pl/2019/04/historia-antyszczepionkowcy.html Jakość agumentacji antyszczepionkowców bywała różna : Wyjątkowo ortodoksyjny antyszczepionkowiec ksiądz Wincenty Pix popełnił dzieło pt. " O krzyczącej niedorzeczności i strasznej szkodliwości szczepienia ospy" : https://polona.pl/item/o-krzyczacej-niedorzecznosci-i-strasznej-szkodliwosci-szczepienia-ospy,MTg2MTkwNDg/6/#info:metadata U Pixa czytamy, że "u młodzieży szkolnej zepsucie moralne (onanizm) wedle opinii lekarzy (Burnette, Wolf i t. d.) ma swoją przyczynę często w szczepieniu ospy, bo jadowita materia podrażnia narządy płciowe i przyśpiesza płciową dojrzałość. " U Pixa ponadto możemy wyczytać jak bardzo wyboistą drogę musiał pokonywać postęp w medycynie: "W roku 1885 urządzono w mieście Leicester wielką demonstrację przeciwko szczepieniu; pochód 50 tysięczny mieszczan i delegatów z bliższej i dalszej okolicy z burmistrzem na czele, z magistratem i miejscową policją szedł procesjonalnie przez znaczniejsze ulice z chorągwiami i sztandarami, niesiono na długim drążku zawieszoną i od wiatru poruszającą się figurę (dużą lalkę) z napisem: Jennerowi mordercy dziatek wieczna hańba! i przyszedłszy na rynek zapalono stos drzewa; ludzie wyczekują, co dalej będzie; w tem burmistrz lalkę a dyrektor policji jakiś papier a była to pisana ustawa szczepnicza, biorą do rąk, podnoszą w górę i zamaszycie z oburzeniem, wrzucają do ognia na spalenie wśród przekleństwa i złorzenia na sprawców ludzkiego nieszczęścia, i szyderczych śmiechów na niedorzeczność operacji szczepniczej a nierozum jej zwolenników. Ten śmiały patryotyczny postępek dodał otuchy przeciwnikom szczepienia do oporu i zwalczania operacji kuglarskiej;" Cyt z : https://pubmedinfo.org/2017/02/22/historia-szczepien-przeciwko-ospie/
  22. Czasy się zmieniły i dziś nie zwraca się już takiej uwagi na ilość błędów. Ale gdy ja chodziłem do szkoły, to robiąc cztery błędy ortograficzne tzw. rażące (np. "ktury") na jedną stronę, nie zdałbyś matury pisemnej z języka polskiego lub historii. Ja jako zdiagnozowany dysgrafik/dyslektyk/dysortografik miałem prawo do używania słownika języka polskiego w czasie egzaminu maturalnego. Sam dla siebie nie korzystałem raczej, ale za to pomagałem innym. O ile mnie pamięć nie myli, za pięć rażących błedów ortograficznych była ocena niedostateczna. Także zagrożenie było. Na szczęście wytyczne Rady Języka Polskiego się zmieniły i dziś nie zaleca się nauczycielom zliczania błędów, aczkolwiek liczne błędy rażące wpływają na obniżenie oceny.
  23. Skąd wiesz? Byłeś diagnozowany? Jednym z klasycznych objawów dysortografii (dysleksja to problemy w czytaniu, oczywiście jedno z drugim jest bardzo często połączone) jest powielanie błędów ortograficznych, pomimo teoretycznej znajomości ortografii. Dla dorosłego, ukształtowanego człowieka najlepszym ćwiczeniem jest czytanie, dużo czytania. Najlepiej dobrych autorów, stosujących prawidłową składnie zdania i reprezentujących bogactwo językowe. Książki najlepiej z dobrych wydawnictw, gdzie dba się o prawidłową korektę. Mnie to kosztowało dużo wysiłku, bo w czasach mojej szkoły dysleksja i tym podobne, to była w Polsce zupełna nowość, a bardziej konserwatywni nauczyciele uważali za fanaberie i lenistwo. I przepisywałem tzw. setki, czyli po sto takich samych zdań zawierających felerny wyraz. I dużo lektur. Takie to były metody. Natomiast do tej pory pisze jak kura pazurem, także komputery to pewnego rodzaju wybawienie. Oczywiście bardziej dla czytelnika Tyle, że błędy ortograficzne to nie wszystko. Tego typu defekty mózgu często wkraczają w te obszary życia, których nie da się skorygować za pomocą programu komputerowego. To często większe trudności z nauką języków obcych, słabsze zdolności manualne (nie tylko plastyczne ale i mechaniczne), nawet większe trudności w nauce np. śpiewania.
  24. Coś w tym jest. O pochodzeniu słowa k**wa: https://trudnyjezykpolski.pl/kilka-slow-o-k**wie/ A jeśli chodzi o używanie wulgaryzmów to przypomina się mi taki stary dowcip: Na szczyt wchodzi Anglik, Niemiec, Rusek i Polak. Ze szczytu rozciąga się wspaniała panorama. Zachwycony Anglik woła: - Oh my God, beatiful! Niemiec: - Oh, meine Gott, wunderbar! Rusek: - krasivaya! Polak: - o k**wa, ja pier**le! -
  25. I jaki z tego postawisz zarzut? Czego oczekujesz? Że najpotężniejsze państwo świata zwróci się o takie informacje do onetu?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...