Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Mariusz Błoński

Administratorzy
  • Liczba zawartości

    3754
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    137

Zawartość dodana przez Mariusz Błoński

  1. @Chemik: kopia nie jest towarem. Towarem jest tutaj zawartość. A koszt jej wytworzenia może być olbrzymi. Koszt wytworzenia albumu z udziałem gwiazdy światowego formatu będzie szedł zapewne w miliony dolarów. Jeśli jakiś szesnastolatek kopiuje sobie nielegalnie muzykę, to strata firmy jest niezauważalna. Ale podobnie będzie w przypadku, gdy jakiś szesnastolatek ukradnie z fabryki samochód. Strata również niezauważalna. Jednak miliony szesnastolatków spowodują kłopoty dla firmy. Kradzież towarów ma destrukcyjny wpływ nie ze względu na koszty produkcji, a ze względu na zakłócenia na rynku. Żeby prowadzić biznes, musisz mieć informację zwrotną z rynku. W przypadku, gdy towary Twojej firmy są kradzione, a nie kupowane, informacja jest taka: istnieje zapotrzebowanie na towar, ale ludzie nie chcą za niego płacić. Albo więc opracowujesz nowy model biznesowy, albo przestajesz produkować towar. Kradzież ma na rynek negatywny wpływ z co najmniej dwóch powodów: - jeśli mamy okazję ukraść dwa podobne towary, to wybierzemy ten lepszy, prawda? A zatem firma, która produkuje lepszy towar, będzie notowała straty, a zatem gorsza firma będzie preferowana. W normalnej sytuacji rynkowej jest tak, że ktoś kto zaproponuje towar lepiej spełniający oczekiwania klienta, ma większe szanse na rozwój. Konkurencja na rynku wymusza postęp w spełnianiu zachcianek klientów. Podam tutaj przykład: jeśli można byłoby sprzedawać przeglądarki internetowe (czyli byłby taki model, że przeglądarki nie są udostępniane bezpłatnie, a sprzedawane) i mielibyśmy na rynku IE6 oraz FF3.0 to, jak widzimy, MS mógłby stawać na głowie, a coraz mniej ludzi kupowałoby IE6, a coraz więcej FF3.0. Jeśli jednak w pewnym momencie okazałoby się, że olbrzymia część ludzi kradzie FF3.0, to czy Mozilla miałaby impuls do ulepszania swojej przeglądarki widząc, że się stara, ma coraz doskonalszy produkt, inwestuje weń kupę kasy, a zyski spadają? I czy MS miałby powód do ulepszania IE6.0, skoro sprzedając słaby, przestarzały produkt ma z niego większy zysk niż Mozilla z nowocześniejszego FF3.0? Mielibyśmy tutaj z sytuacją, w której postępowanie klientów promowałoby gorszy produkt, gdy tymczasem w normalnej grze rynkowej promowany jest lepszy (uwaga: "gorszy" i "lepszy" w znaczeniu "taki, który gorzej/lepiej spełnia oczekiwania klientów"). - drugi powód, znacznie bardziej wg mnie istotny, jest taki, że wielkie koncerny i tak sobie na rynku poradzą. Mają olbrzymie zasoby gotówki i innych aktywów oraz pasywów, że mają z czego pokrywać straty. Mają też dużą swobodę ruchów jeśli chodzi o cięcie kosztów (od zwalniania pracowników, poprzez outsourcing, po negocjacje obniżek cen za usługi/towary firm z którymi współpracują). Takiej jednak swobody nie mają małe firmy. Dla wielkiego koncernu 10% spadek przychodów będzie bolesny, ale w łatwy sposób będzie można sobie go odbić (np. zwalniając 5 z 20 sprzątaczek, zamykając studio nagraniowe, negocjując z partnerami niższe ceny itp. itd.). Pamiątajmy też, że wielkie koncerny mają większą siłę przebicia. Mogą więc uzyskać korzystne dla siebie - i tylko dla siebie - rozwiązania prawne. Przykład mieliśmy ostatnio, gdy obywatele wielu krajów zostali zmuszeni przez swoje rządy do zasponsorowania banków czy koncernów samochodowych. Tego wszystkiego nie mają małe firmy. Niewielki studio nagraniowe nie zwolni sprzątaczki, bo ma tylko jedną, nie wynegocjuje z producentem płyt większej obniżki cen, bo producent bez żalu pożegna niewielkiego klienta, nie zamknie studia nagraniowego). Dla małej firmy utrata 10% przychodów może oznaczać bankructwo. Tym bardziej, że - jak w przypadku rynku nagraniowego - nie ma w swojej "stajni" pewniaków, gwiazd wielkiego formatu na których po prostu nie da się stracić, nie stać go na organizowanie wielkich akcji promocyjnych itp. itd. Nie ma po prostu ani takiej swobody w kształtowaniu kosztów, ani takiej siły wpływania na rynek czy na polityków. Wielkie studia głośno jęczą, bo dużo tracą i mają silny głos, małe studia po prostu jakoś tam rzeźbią i są znacznie bardziej podatne na wszelkie zakłócenia. Jeśli 1000 osób skorzysta z towaru/usługi małej firmy i jej nie zapłaci, to firma może zbankrutować. Koncern nawet tego nie odczuje. I masz rację - walka z piractwem kosztuje sporo. Ale, jak zauważyłeś, jest to przede wszystkim koszt ponoszony przez społeczeństwo. Co tylko stanowi dowód na to, co mówiłem wcześniej - koncerny są na tyle potężne, że... Tutaj powstają dwa pytania: czy traktujemy piractwo jak każde inne przestępstwo i je konsekwentnie ścigamy ponosząc tego koszty (pamiętajmy, że ściganie morderców tez generuje tylko i wyłącznie koszty). Można zrobić też inaczej - uznać, że każdy ma prawo do swobodnego kopiowania cudzej własności intelektualnej. To jednak będzie oznaczało niemal całkowite zniknięcie tego rynku, poza tym, byłoby chyba sprzeczne z elementarną uczciwością, bo jeśli pozwalamy na korzystanie z pracy muzyka i niepłacenie mu za to, to dyskryminujemy go wobec np. piekarza. Mały dodatek: właśnie trafiłem na coś takiego: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,7679681,Wydawca_nie_musi_placic_artyscie__gdy_prace_sa_nieobyczajne_.html Do niezłych paranoi już dochodzi. Sąd uzurpuje sobie prawo do decydowania o tym, czy podpisana zgodnie z prawem dobrowolna umowa powinna być przestrzegana.
  2. Viacom, jeśli w pozwie przeciwko YouTube wskazał jako przykłady naruszeń pliki, które sam polecił zamieścić, powinien dostać kolosalną grzywnę, a pomysłodawcy takiej "strategii biznesowej" powinni pójść siedzieć za próbę wyłudzenia.
  3. @Jurgi: w którym miejscu, Twoim zdaniem, zmanipulowałem czyjąś wypowiedź? Nic takiego nie było moją intencją. @Groteskowy: nie ma znaczenia czy chodzi o usługę, czy o towar. Niezależnie od tego, czy zarobkowo świadczysz usługi czy produkujesz towar, to czynisz to po to, by część swojej pracy (a więc to praca jest tu wartością) wymienić na część pracy innych. Stolarz, który sprzedaje krzesła, robi to po to, by część swojej pracy wymienić na część pracy piekarza, inną część na część pracy budowlańca, a inną na część pracy operatora projektora w kinie. Dokładnie tak samo jak taksówkarz, którzy świadczy usługi, robi to po to, by wymienić część swojej pracy na część pracy piekarza, budowlańca czy operatora w kinie. I nie ma znaczenia, czy ukradnę stolarzowi krzesło czy też nie zapłacę taksówkarzowi za kurs. Nie ma znaczenia argument, że "wszystko jest ok, bo i tak bym nie kupił krzesła czy nie zapłaciłbym za kurs, a jak krzesło mi się spodoba, albo kurs będzie satysfakcjonujący, to kiedyś jakieś krzesło kupię i jakiemuś taksówkarzowi zapłacę". W obu przypadkach korzystam z czyjejś pracy, którą ktoś wykonuje po to, by wymienić ją na pracę kogoś innego. Wielu ludzi nie stać na wiele towarów i usług, co nie oznacza, że mogą je sobie zabrać nie płacąc. I nie ma tu znaczenia, czy wytworzenie danego towaru lub usługi jest droższe czy tańsze. Równie dobrze mógłbyś usprawiedliwiać kradzież dziecku lizaka - ot, lizak jest tani, rodzice kupią mu kolejny. Nie chodzi o straty (te są zawsze, w przypadku każdej kradzieży), ale o zwykłą uczciwość. Próbujesz rozdzielać włos na czworo, twierdząc, że może w przypadku umieszczenia reklam w Google'u i niepłacenia za nie jednak jest jakaś strata, bo obciąża serwery, ale w przypadku kopiowania danych nie ma. Owszem, jest, bo tak jak przygotowanie i utrzymanie mechanizmu AdWords kosztuje, tak samo wytworzenie danych kosztuje. Uważasz, że można ukraść coś, co wiąże się z małą stratą, a nie można ukraść czegoś, co wiąże się z dużą? Kompletnie nie rozumiem takiej dialektyki. Kradzież nie jest zła sama przez się, ale prze to, że okrada się bogatego czy przez to, że jednostkowe koszty ukradzionej rzeczy są minimalne? Możesz mi to wyjaśnić? @John: przeczysz sam sobie. Skoro twierdzisz, że na początku jest tylko firma, która nie zarabia, której ludzie nie potrzebują, a za zaoszczędzone pieniądze ludzie kupią sobie coś, co potrzebują, to uznajesz, że produktów tej firmy ludzie nie potrzebują. Skoro ich nie potrzebują, to po co kradną? Choroba zwana kleptomanią czy zbieractwem? Ponadto, jak zauważasz, "firma nie zarabia". No właśnie. Nie zarabia, bankrutuje. Bankrutuje - ludzie tracą pracę. I o tym właśnie była informacja, od której zaczęła się dyskusja. Jak ukradniesz batonika w sklepie, to będziesz też miał do czynienia tylko z firmą, która nie zarabia. Zwolnieni sprzedawcy pójdą do innej pracy, prawda? Sprzątaczka, której pracodawca nie zapłaci też po prostu pójdzie do innej pracy. Tylko, jaką ma gwarancję, że kolejny pracodawca jej zapłaci? Chyba tez nie rozumiesz, czym jest konkurencja. Czy złodzieje samochodów są konkurencją dla koncernów motoryzacyjnych? @Jurgi: co do uwag dotyczących raportu. Bardzo możliwe. Ale... czy to usprawiedliwia okradanie ludzi z ich pracy?
  4. @Chemik_Mlody: innymi słowy uważasz, że jeśli np. ktoś znajdzie sposób na umieszczenie reklam swojej firmy w AdWords bez płacenia za to Google'owi i zacznie z tego korzystać kilka milionów osób, to Google nie poniesie żadnych strat, tak? Jedynie będzie można mówić o nieosiągnięciu zysku?
  5. Czyli, podsumowując to, co mówicie: - kradzież towaru generuje tylko i wyłącznie wirtualne straty, - nie wpływa to na dochody okradanych firm i poziom zatrudnienia, - kradzież towarów jest stymulująca dla gospodarki. Wniosek: najlepszym sposobem na rozpędzenie gospodarki i wzbogacenie się społeczeństwa jest zaprzestanie karania za kradzieże.
  6. @czesiu: i co z tego, że każdy ma jakiś oryginał. Założę się, że żaden złodziej samochodów na codzień nie jeździ ukradzioną bryką. Czy to powód, by go rozgrzeszać? @wintermute: nie jest nadużyciem, bo czym innym jest przychód nieosiągnięty dlatego, że sprzedaż spadła bo np. konkurencja oferuje coś lepszego, firma słabo się reklamuje czy z innych powodów związanych z normalnymi procesami gospodarczymi, a czym innym jest spadek sprzedaży spowodowany tym, że towar jest masowo kradziony @Everth: w jaki sposób straty prowadzą do mniejszego zatrudnienia? Bardzo prosta sprawa... skoro firma zarabia mniej pieniędzy, może sobie pozwolić na mniejsze wydatki. Ot, chociażby wspomniana przez Ciebie reklama. Ograniczamy wydatki na reklamę, mniej zarabiają firmy reklamowe, a zatem zredukują zatrudnienie. Mniej sprzedajemy płyt, no to o ile dotychczas zamawialiśmy w tłoczni tyle płyt, że przekładało sie to na 1000 roboczogodzin pracy, to teraz zamawiamy 800 roboczogodzin. A więc 200 roboczogodzin odpadło, czyli ktoś okaże się niepotrzebny. Do rozwiezienia miliona płyt konieczne było wykonanie 10 kursów ciężarówką, teraz wystarczy ich 9Mieliśmy większe zyski, a zatem mogliśmy sobie pozwolić na utrzymywanie 10 studiów nagraniowych. Teraz mamy mniejsze, więc zlikwidujemy jedno studio. To oznacza spadek zatrudnienia i w studio i wśród firm produkujących sprzęt do takich studio. Itp. itd. Mechanizm jest ten sam, jaki obowiązuje w innych branżach - spada sprzedaż, spada zatrudnienie. W jakimś biurowcu zwolnią 100 osób, lokalny spożywczy odczuje spadek obrotów, mniej klientów, więc okaże się, że jedna z ekspedientek jest niepotrzebna. Pamiętaj, że jak ktoś inwestuje kapitał w jakieś przedsięwzięcie, to po to, by na nim zarobić. I będzie z inwestycji zadowolony tak długo, jak zapewni mu ona co najmniej zwrot z inwestycji taki, jak średnia na rynku. Gdy spadnie poniżej jego oczekiwań, zacznie ciąć koszty, by utrzymać poziom zwrotu. A najszybszym sposobem na obcięcie kosztów jest redukcja zatrudnienia. Tak naprawdę to ciągle widzę w Waszej argumentacji przewijający się motyw - "oni i tak dużo zarabiają, więc nic się nie stanie, że zarobią mniej". Taki myślenie o "rozkułaczaniu". Sprawa jest prosta - korzystasz z czyjejś pracy, płać za nią. Chyba, że ten, kto wykonał pracę zgadza się, by nie otrzymywać za nią pieniędzy. @Hyta: nie idzie o to, czy się przekładają, czy nie. A o to, że jeśli firma osiąga jakiś zysk, to właściciel będzie dążył do tego, by się on zwięĸszał, a nie zmniejszał. I zacznie ciąć koszty, zwalniając np. ludzi, rezygnując z kampanii promocyjnych, rezygnując z ryzykownego biznesu pt. promowanie debiutantów czy też chociażby urządzając mniej firmowych bibek dla pracowników. A nawet takie bibki oznaczają zarobek dla firm kateringowych. Mniej bibek = mniej pracy = zwolnienia. Mała aktualizacja: właśnie znalazłem coś takiego (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7680027,Sciagali_od_niego_filmy_w_sieci__Siedem_milionow_strat_.html). Bezrobotny 40-latek udostępnił w sieci 700 filmów i albumów. Ściągało od niego 400 000 ludzi. Zgodnie z Waszą logiką, takiego kolesia nie należy karać, bo na pewno by tych filmów i albumów nie kupił, tym bardziej, że bezrobotny.
  7. A się nie zgodzę. Bo można zrobić tego typu szacunki, porównując na przestrzeni lat jak wyglądał rozwój internetu, poziom piractwa, oraz obroty i zatrudnienei w przemyśle. Na tej podstawie można stwierdzić, jak piractwo ma się do obrotów. I jak obroty do zatrudnienia. Oczywiście, że nie jest tak, że strata jest 1:1. Ale na pewno część z nielegalnie skopiowanych utworów zostałaby kupiona, gdyby kopiowanie było niemożliwe. A zatem do firm napłynęłyby większe pieniądze i więcej ludzi miałoby pracę. Przypuszczam, że analitycy przeprowadzili swoje szacunki dla różnych zmiennych, uzyskali jakieś tam widełki ze stratami i albo je uśrednili, albo podali najwyższe wartości. Przyjmijmy, że podali najwyższe wartości. Przyjmijmy, że są one 10-krotnie wyższe, niż straty rzeczywiste. Oznacza to, że 100 000 ludzi pójdzie na bruk. Oczywiście olbrzymia część piratów będzie oburzona, jak tak można ludzi zwalniać. Podobnie, jak byliby oburzeni, gdyby im pracodawca nie zapłacił za pracę, z której korzystał.
  8. Oki, nieprecyzyjnie się wyraziłem. Chodziło o deformację. Obrazki, jak to wyglądało, są tutaj: http://deser.org/show.php?id=84339_policyjni_specjalisci_usuneli_filtr_z_obrazka_-_interpol_prosi_o_pomoc
  9. Może tak, może nie. Tak naprawdę nie wiemy, jakimi możliwościami dysponują różne służby. Pamiętacie, jak chyba z 4 lata temu złapano pedofila na podstawie zdjęcia z zamazaną twarzą? Okazało się, że policja jest w stanie odwrócić filtr, którego użyto do mazania, po wzorze widocznych na zdjęciu tapet dotarto do konkretnego hotelu, w którym było ono robione, a później to już było z górki.
  10. Nie "pomimo", a "właśnie dlatego"
  11. @mikroos: no właśnie w tym sęk - on robił to, co głosił. Obiecał wyborcom, że będzie przeciwny przyznawaniu większych praw gejom i był. @vongrzanka: uważasz, że powinien mówić, że jest homo? A co to ma wspólnego z polityką? On ma przedstawić wyborcom program i nim go przekonać. Sądzisz, że Piesiewicz powinien w czasie kampanii wyborczej mówić, że lubi ubierać się w damskie ciuszki? A co komu do tego? Jeśli, jako senator, nie proponuje ustaw, które by innym tego zakazywały, to jego upodobania nie mają nic do rzeczy.
  12. Jakim hipokrytą? Od kilkunastu lat był wybierany, bo rozumiał, że jest przedstawicielem swoich wyborców, a jego wyborcy nie chcieli, by homoseksualistom przyznawano kolejne prawa. Innymi słowym - facet działał wbrew własnym interesom dlatego, że obiecał to wyborcom. I tak powinien działać polityk, a nie tak, że jedno gada gdy się stara o wybór, a co innego robi, gdy zostanie wybrany.
  13. Akurat tutaj przykład jest nieadekwatny. Przed Ashburnem należy zdjąć czapki z głów i wysłać do niego na nauki całą naszą tzw. "klasę polityczną".
  14. Przecież tu nie idzie o budżet, rozsądek czy prawo. Tutaj chodzi o propagandową zagrywkę pt. my, PO, wcale nie bierzemy w łapę od branży hazardowej.
  15. Zablokować eBaya! Nie płacą u nas podatków, to won! Będą większe wpływy z Allegro.
  16. No to się zaczyna Pozwalamy urzędnikom decydować o tak ważnych sprawach, jak nasza emerytura i nasze zdrowie, więc oni uzurpują sobie prawo do podejmowania za nas coraz większej liczby decyzji. Sól w restauracjach, niedługo cukier i tłuszcz, a potem już będą chcieli nam dyktować co jemy, w co się ubieramy, jakk spędzamy wolny czas, co czytamy.....
  17. Mnie natomiast najbardziej zachwyciła sama mapa ścieżek i fakt, że wychodzą one daleko poza miasta, przebiegają przez parki narodowe, wzdłuż jezior, z dala od dróg... Zresztą, kiedyś natknąłem się na informacje, że system ścieżek rowerowych o długości bodajże 7000 km pozwala przejechać z jednego wybrzeża USA na drugie. To tylko dowodzi, że nawet w dziedzinie ścieżek (czyli de facto w dziedzinie układania kostki brukowej, malowania kresek na asfalcie i znaczków na powierzchniach drewnianych i metalowych wkopywanych nasŧepnie w ziemię) jesteśmy całe dziesięciolecia do tyłu za tymi "głupimi" Amerykanami.
  18. Teoretycznie masz rację, jeno w praktyce opakowanie się liczy. Przypomina mi się, jak lata temu miłośnicy Linuksa z pogardą mówili o Windzie, że jest przebajerowana, nic tylko wizualne efekciarstwo itp. itd. Teraz zaś lubią chwalić Linuksa za różne efekty wizualne Skoro nawet im się pogląd zmienił (bo i punkt siedzenia się zmienil) to co powiesz o zwykłym użytkowniku? A Binga z Google'em łatwo porównać chociażby tutaj: http://www.bing-vs-google.com/ Wrzuciłem sobie testowo hasło "pancreatic cancer". Wynik: niemal identyczne rezultaty. Akurat w tym haśle plusem Binga jest to, że pogrupował znaleziska na kategorie: pancreatic cancer, pancreatic cancer symptoms, pancreatic cancer survival, pancreatic cancer stges, pancreating cancer support. Nie robiłem żadnych szerszych testów, więc nie jestem w stanie stwierdzić, która jest lepsza. Ja tam używam Google'a.
  19. Oczywiście, że jest. Odziedziczony po Viście, dla świętego spokoju. DRM Microsoftu ani ziębi, ani grzeje. Dla nich może sobie być, a może go też nie być. A co do wymuszenia DRM i dyktowania warunków. MS z Vistą sam postawił się w takiej sytuacji, ze dyktować to sobie mógł co najwyżej list z wyjaśnieniami do Hollywood. Otóż oni robili Vistę dwa razy (ponoć ta zabawa kosztowała ich 10 miliardów), system był bardzo mocno opóźniony, MS liczył straty. I gdy zgłosili się panowie z Hollywood z propozycją dołączenia DRM to MS mógł ich tylko grzecznie posłuchać. Bo gdyby nie posłuchał, panowie z Hollywood poszliby do sądu i od ręki uzyskali zakaz sprzedaży Visty do czasu rozstrzygnięcia sporu. Więc MS, któremu zalezało na tym, by Vista w końcu trafiła na rynek, musiał się zgodzić. Prowadzenie sporu nie miałoby sensu, bo to oznaczałoby dla MS tylko i wyłącznie straty. Nawet, gdyby sąd uznał po roku, dwóch czy pięciu, że MS nie musi wrzucać DRM do Visty to i tak MS by stracił.
  20. Dokładnie. Przecież to wszystko są firmy, które albo dostarczają łącza (BT, Virgin), albo żyją z usług internetowych (Google, eBay, Facebook). @VsMax: wyznawanie zasady "klient nasz pan" nie oznacza zgody na kradzież swojego towaru. Podobnie, jak przyznawanie, że każdy zdrowy na umyśle dorosły człowiek może, po zrobieniu prawa jazdy, kierować samochodem nie oznacza zgody na bycie rozjechanym przez kierującego.
  21. Z mechanizmami antypirackimi się zgodzę.... co do DRM... niekoniecznie. MS wisi DRM bo nie są oni producentami treści multimedialnych (z wyjątkiem gier, ale te i tak starają się chronić). Pamiętaj, że DRM w Viście zostało wymuszone przez Hollywood, a nie dodane przez MS z własnej woli.
  22. Zgodziłbym się z Wami i z tą odpowiedzialnością, jest tylko jedno ale... Ale... przecież o tym piszę... ludzie chcą, by ich zwolniono z odpowiedzialności, a politycy chętnie to robią, przy okazji zwalniając przymusowo innych. Jeśli np. ludzie z mojego przykładu o Xbox Live domagają się, by urzędnicy wymusili na MS wprowadzenie usługi na rynek, na którym się ona jeszcze nie pojawiła (a więc najwyraźniej jest uznawana za nieopłacalną dla firmy na tym rynku - przynajmniej w tej chwili), to oznacza, że dają urzędnikom prawo do decydowania o sposobie prowadzenia biznesu i zmuszania firmy do podejmowania niekorzystnych decyzji. Stad krok do ręcznego sterowania całą gospodarką. A jak się to kończy, to już wiemy...
  23. @sig: nie zgodzę się z Twoją diagnozą. Jak zauważył Schneier, jest to kwestia zmieniającej się świadomości. A, niestety, społeczeństwo coraz chętniej samo się ubezwłasnowolnia i coraz chętniej oddaje resztki wolności urzędnikom i politykom licząc na to, że ci będą o nich dbali i zwolnią ich z wszelkiej odpowiedzialności. Podam Ci świeżutki przykład: - na gazeta.pl jest tekścik o "e-dyskryminacji" jaką to uprawia rzekomo MS, bo nie udostępnia w Polsce usługi Xbox Live. Tekst jest lamentacją w stylu "dyskryminują nas, urzędy powinny coś z tym zrobić". Komentarze pod tekstem są w stylu: "MS oszukuje, bo przecież klient nie musi czytać encyklopedii na temat Xboksa, nie musi wiedzieć, że Live nie ma w Polsce. Więc użytkownik kupuje konsolę i nagle dowiaduje się, że z Live nie skorzysta, a więc został oszukany. Urzędnicy powinni nakazać uruchomienie Live w Polsce". Innymi słowy komentujący chcą zostać zwolnieni nawet z odpowiedzialności za wybór, którego dokonują w sklepie. Chcą, by urzędnicy spowodowali, by oni sami nie musieli myśleć. I tak jest w coraz większej liczbie dziedzin życia. Jest też tak w dziedzinie ochrony prywatności. Ludzie w Europie są w stanie oddać wolność za to, by ktoś (czyli urzędnik) powiedział im, co jest dla nich dobre. Powoli oduczają się decydować o podstawowych sprawach. Stają się zatem robotami, reagującymi na impulsy zakładając, że te impulsy są dla nich korzystne. Mnie to przeraża.
  24. Faktem jest, że Bing znacznie słabiej wyszukuje w języku polskim. W angielskim jest jednak równie dobry (kwestia algorytmu? zawartości indeksu?). Ja na razie traktuję Binga jako uzupełnienie Google'a. Można w nim znaleźć rzeczy, na które w Google'u trafić nie sposób (pewnie dlatego, że są baaardzo daleko w wynikach wyszukiwania).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...