Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36957
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. AstraZeneca i University of Oxford poinformowały, że opracowywana przez nie szczepionka przeciwko koronawirusowi znacząco zmniejsza liczbę zachorowań. Na podstawie testów na ponad 22 000 ludzi w USA i Brazylii stwierdzono, że gdy poda się najpierw połowę dawki, a miesiąc później całą dawkę, efektywność szczepionki wynosi 90%. Gdy jednak poda się całą dawkę i miesiąc później znowu całą, to efektywność szczepienia spada do 62%. Naukowcy nie wiedzą, dlaczego tak się dzieje. Łączna efektywność tej szczepionki wynosi 70%. W przeciwieństwie do szczepionek Pfizera i Moderny ta opracowana przez AstraZeneca/Oxford nie bazuje na mRNA. Badacze wykorzystali w niej osłabioną wersję adenowirusa, który powoduje przeziębienia u szympansów. Ten sam adenowirus został użyty, by stworzyć szczepionkę przeciwko Eboli. Na potrzeby szczepionki przeciwko SARS-CoV-2 szympansi wirus został zmodyfikowany tak, by infekował ludzkie komórki, ale się w nich nie namnażał. Wirus, infekując komórki, dostarcza informację potrzebną do wytworzenia proteiny S, która jest używana przez koronawirusa SARS-CoV-2.. Dzięki temu układ odpornościowy uczy się rozpoznawać tę proteinę i przygotowuje obronę przeciwko niej. Testy nowej szczepionki wciąż trwają w USA, Japonii, RPA, Kenii, Rosji i Ameryce Południowej. Planowane są kolejne m.in. w Europie. Wcześniej testy te na krótko przerwano, gdy u jednego z ochotników w Wielkiej Brytanii pojawiła się choroba neurologiczna. Odpowiednie urzędy zgodziły się jednak na ich kontynuowanie. Szczepionka AstraZeneki i Oxford University – mimo że mniej efektywna – ma tę olbrzymią przewagę nad szczepionkami Pfizera i Moderny, że nie trzeba jej zamrażać. Może być transportowana w znacznie wyższych temperaturach. W jej wypadku wystarczy zwykła lodówka, nie potrzebuje specjalistycznego systemu chłodzącego. Dodatkowym jej plusem jest fakt, że zmniejsza liczbę transmisji od osób, które nie wykazują objawów choroby. Nie jest jasne, czy szczepionki Pfizera i Moderny również tak działają. AstraZeneca zapewnia, że do końca 2021 roku jest w stanie wyprodukować 3 miliardy dawek swojej szczepionki. Obecnie mamy więc trzy szczepionki, których efektywność na pewno wynosi ponad 50% zalecane przez FDA i które znajdują się na ostatnich etapach badań. Oprócz wspomnianej tutaj szczepionki AstraZeneca/Oxford są to opisywana przez nas wcześniej szczepionka Pfizera – której producent już stara się o zgodę na rozpoczęcie szczepień – oraz szczepionka Moderny. Ta ostatnia, mRNA-1273, wykazuje skuteczność rzędu 94,5%. W grupie 30 000 pacjentów, na której ją testowano, zachorowało 95 osób, z czego jedynie 5 w grupie, która otrzymywała szczepionkę. U 11 osób rozwinęła się ciężka postać COVID, jednak wszystkie te przypadki miały miejsce w grupie placebo. Moderna podpisała już z USA umowę na dostawę 100 milionów dawek szczepionki. Jeśli szczepionka zostanie dopuszczone na użycia i umowa dojdzie do skutku, rząd USA zapłaci za te dawki 1,525 miliarda USD. Umowa przewiduje opcję na dostawę kolejnych 400 milionów dawek. Podsumowując – Pfizer i Moderna wykazały, że ich szczepionki, bazujące na mRNA, mają co najmniej 90-procentową skuteczność. Do transportu i przechowywania wymagają jednak bardzo niskich temperatur, co utrudnia ich dystrybucję. Pfizer już złożył wniosek o dopuszczenie szczepionki do użycia. AstraZeneca/Oxford dowiodły 70-procentowej skuteczności swojej szczepionki bazującej na osłabionym adenowirusie. Szczepionkę można przechowywać w standardowych lodówkach, dzięki czemu będzie łatwiejsza i tańsza w rozprowadzaniu i przechowywaniu. Testy wszystkich szczepionek wciąż trwają, a specjaliści podkreślają, że należy liczyć się ze zmniejszeniem się efektywności szczepionek. Zwykle bowiem jest tak, że szczepionki gorzej sprawują się w rzeczywistości niż podczas testów klinicznych. Ponadto wciąż nie wiemy, na jak długo szczepionki zapewnią ochronę przed koronawirusem. Tego dowiemy się dopiero po zaszczepieniu dużej liczby ludzi. « powrót do artykułu
  2. Niedobór pokarmu sprawia, że gąsienice danaidów wędrownych (Danaus plexippus) zaczynają ze sobą walczyć. Celują głową w jedzącego konkurenta, licząc na przejęcie liści trojeści. Wyniki badań zespołu Alexa Keene'a opisano w iScience. Zwykle Keene bada muszki owocowe i ryby jaskiniowe, ale pod wpływem przypadkowego spostrzeżenia postanowił przystosować swoje laboratorium do badania monarchów. Moja żona wskazała na podwórku dwie walczące ze sobą gąsienica danaida. Zasiadłem do YouTube'a i znalazłem nagrania tego zachowania. Wcześniej nie było ono udokumentowane w literaturze naukowej. Próbując rozszerzyć swoje badania na danaidy, naukowcy musieli się zmierzyć z różnymi trudnościami. W 2019 r. huragan Dorian zniszczył ogródek monarchów. Znalezienie trojeści pozbawionej pestycydów także nie było łatwym zadaniem. Koniec końców udało się sfilmować gąsienice, które współzawodniczyły ze sobą, gdy naukowcy zmniejszali ilość dostępnego pokarmu. Przy spadającej dostępności pokarmu zauważyliśmy podwyższony poziom agresji - podkreśla Elizabeth Brown. Biolodzy dodają, że szczyt agresywnych zachowań obserwuje się u gąsienic IV i V stadium. Próbując zmierzyć agresję u gąsienic monarchów, Keene i jego zespół obserwowali najpierw gąsienice IV i V stadium. U jednych i u drugich obserwowaliśmy streotypową sekwencję agresywnego zachowania. Agresor ustawiał się głową do innej gąsienicy i wykonywał nią szybkie uderzenie [...]. Przeważnie skutkowało to zakończeniem żerowania i odejściem ze wspólnie zajmowanej przestrzeni przez napadniętego osobnika. Wywnioskowaliśmy, że te ruchy stanowiły agresję. By określić zależność między agresją a stadium rozwojowym, biolodzy zliczali liczbę ataków. Nie zaobserwowano ich u gąsienic III stadium. Porównanie IV i V stadium ujawniło zaś o wiele więcej agresywnych wypadów u gąsienic z drugiej grupy. Stwierdziliśmy, że relatywnie większe rozmiary starszych gąsienic mogą nasilać konkurencję o zasoby pokarmowe, sprzyjając tym samym agresji. Rywalizacja może być silna, ponieważ gąsienice danaidów mają ograniczone możliwości pokarmowe (żywią się liśćmi trojeści i w mniejszym lub większym stopniu trzymają się rośliny przyjścia na świat, bo przeprowadzka wymaga nakładów energii). W kolejnym etapie badań naukowcy chcą sprawdzić, czy bardziej agresywne gąsienice stają się bardziej agresywnymi motylami.   « powrót do artykułu
  3. Dziesiątego grudnia w Warszawie odbędzie się niezwykła licytacja. W domu aukcyjnym DESA Unicum zostaną wystawione pierwsze ilustracje, jakie powstały do „Ogniem i mieczem”. Autorem dzieł, długo uważanych za zaginione, jest sam Juliusz Kossak, dlatego szacuje się, że cena 12 ilustracji może sięgnąć nawet 1,5 miliona złotych. „Ogniem i mieczem” zostało po raz pierwszy wydane w 1884 roku i od tamtego czasu cieszy się olbrzymim powodzeniem. Ilustracje do książki tworzyło wielu znakomitych artystów, a pierwszym z nich był właśnie Kossak. Malarz miał już na swoim koncie ilustracje do „Pana Tadeusza” i „Pamiętników” Paska. Do ilustrowania dzieła Sienkiewicza zaprosił Kossaka lwowski fotograf i wydawca Edward Trzemeski. Kossak stworzył 12 prac – m.in. „Spotkanie Skrzetuskiego z Chmielnickim na Dzikich Polach”, „Napad Bohuna na Kurcewiczów w Rozłogach” czy „Przeprawa Skrzetuskiego przez staw pod Zbarażem” – które zostały zreprodukowane techniką fotogramu i wydano z nich album. Zostały też zaprezentowane w Zachęcie w 1886 roku. Kossak sprzedał swoje ilustracje hrabiemu Jerzemu Dunin-Borkowskiemu. To zresztą wywołało konflikt z wydawcą, który chciał dochodzić swoich praw w sądzie. Przez wiele kolejnych dziesięcioleci oryginały uznawane były za zaginione. Same ilustracje były jednak dobrze znane. Trafiły bowiem zarówno do książki jak i na pocztówki. Z czasem okazało się, że oryginały nie zaginęły. Po raz drugi w historii można było oglądać je na wystawie w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa w 1999 roku w setną rocznicę śmierci Kossaka. Później wystawiono je jeszcze trzykrotnie. Obecnie wiemy, że po wojnie trafiły do prywatnej kolekcji w Londynie, następnie do kolekcji w Wiedniu, a obecnie są własnością kolekcjonera z Krakowa. Za niecałe trzy tygodnie być może po raz kolejny zmienią właściciela. « powrót do artykułu
  4. Najstarsze przedstawienie hydraulicznego koła wodnego na rzymskiej mozaice ma około 1700 lat i pochodzi z Apamei (obecna Syria) – uważa prof. Marek T. Olszewski z Uniwersytetu Warszawskiego. Najstarsze znane do tej pory było późniejsze o ok. 150 lat – twierdzi badacz. Naukowiec z Wydziału Archeologii UW dokonał ustalenia w nietypowy sposób. Analizowana mozaika została skradziona przez rabusiów w 2011 r., tuż po nielegalnych wykopaliskach w syryjskiej Afamii (było to starożytne miasta Apamea). Teraz naukowcy analizują ją tylko na podstawie kilku fotografii, które wykonali i upublicznili złodzieje. Zdaniem badaczy skradziona mozaika ma ok. 19 m kw. i składa się z trzech pasów, na których widoczne są przedstawienia figuralne. Na najniższym pasie ukazane jest ogromne koło hydrauliczne, czyli noria. Źródła ikonograficzne ilustrujące użycie tego urządzenia w antyku grecko-rzymskim są nieliczne. Jest to najstarsze dotąd znane tego typu przedstawienie, bo starsze o ok. 150 lat od tego, który dotychczas było uważane za najbardziej wiekowe, i pochodzące również z Apamei. Nowo zidentyfikowane pochodzi z pierwszej połowy IV w. n.e., być może z czasów cesarza Konstantyna Wielkiego (306-337 rok n.e.) – podkreślił dr hab. Marek T. Olszewski w informacji przesłanej Nauce w Polsce. Koła wodne były napędzane siłą nurtu wody rzecznej i służyły do podnoszenia, w sposób regularny i cykliczny, dużej ilości wody czerpanej z rzeki. Następnie z czerpaków woda przelewała się do umieszczonego nawet o 16 m powyżej kanału w akwedukcie. Jak opowiada badacz, po III/II w. p.n.e., koła hydrauliczne (norie) były powszechnie stosowane, nie tylko na obszarach wschodu rzymskiego zwłaszcza wzdłuż Orontesu i Eufratu, ale również w rzymskich prowincjach w Europie. To urządzenia hydrauliczne służące do nawadniania pól, ogrodów oraz zaopatrywania miast, a szczególnie fontann, term i domostw, w bieżącą wodę. Nazwa noria jest pochodzenia semickiego (syriacki i arabski). To na Bliskim Wschodzie urządzenie to było używane przez mieszkańców najdłużej we współczesnej historii, np. w Syrii aż do XX w., do momentu wprowadzenia mechanicznych pomp hydraulicznych zasilanych pompą spalinową. Jak opowiada naukowiec, ukazana na mozaice z Apamei noria składa się z drewnianego koła zainstalowanego na bardzo solidnej, kamiennej strukturze piramidalnej. Koło hydrauliczne czerpie wodę z rzeki Orontes, i zaopatruje w nią widoczne - z zewnątrz, jak i jednocześnie, od wewnątrz, łaźnie rzymskie z basenem i ze zjeżdżalnią stanowiącą atrakcję dla chłopców pochłoniętych wspólną zabawą. Koła hydrauliczne rozprzestrzeniły się z Bliskiego Wschodu w europejskich prowincjach rzymskich, takich jak Italia, Dalmacja, Galia i Iberia. Norie w okresie rzymskim rozprzestrzeniły się po europejskich prowincjach Cesarstwa Rzymskiego. Należy pamiętać, że w antyku grecko-rzymskim istniały różnorodne typy urządzeń służących do nawadniania pól uprawnych. Najczęściej działały dzięki sile ludzi, ale często zwierząt – wołów, osłów czy dromaderów – opisuje archeolog. Olszewski prowadzi badania we współpracy z Directorate General for Antiquities and Museums (DGMA) w Damaszku. Nie są znane losy mozaiki, którą rabusie oddzielili od podłoża i sprzedali za pośrednictwem międzynarodowych handlarzy kolekcjonerom antyków. Obecnie Interpol poszukuje zabytku. « powrót do artykułu
  5. Roślina wykorzystywana w medycynie chińskiej wyewoluowała, by stać się mniej widoczna dla ludzi. Naukowcy odkryli, że szachownica Fritillaria delavayi, która występuje na skalistych zboczach Gór Sino-Tybetańskich (Hengduan Shan), lepiej wpasowuje się w otoczenie w rejonach, gdzie jest intensywnie pozyskiwana. To sugeruje, że ludzie napędzają ewolucję nowych form barwnych tego gatunku, ponieważ lepiej zakamuflowane rośliny mają większe szanse na przetrwanie. Badanie przeprowadziły Instytut Botaniki w Kunming (Chińska Akademia Nauk) oraz Uniwersytet w Exeter. Wiele roślin wydaje się wykorzystywać kamuflaż, by ukryć się przed roślinożercami, lecz tutaj widzimy kamuflaż ewoluujący w reakcji na ludzkich zbieraczy. Niewykluczone, że ludzie stanowili motor ewolucji strategii obronnych u innych roślin, jednak zagadnieniu temu poświęcono zaskakująco mało badań - podkreśla prof. Martin Stevens. W ramach najnowszego studium naukowcy sprawdzali, w jak dużym stopniu rośliny z różnych populacji wpasowywały się w swoje górskie środowisko. Pytano także mieszkających tu ludzi, jak intensywnie pozyskiwano szachownicę w danej lokalizacji. Okazało się, że poziom zakamuflowania korelował z poziomem intensywności pozyskiwania. Podczas eksperymentu komputerowego stwierdzono, że wykrycie bardziej zakamuflowanych roślin zajmowało ludziom więcej czasu. F. delavayi jest rośliną wieloletnią. Zaczyna kwitnąć po pięciu latach. Rokrocznie w czerwcu wydaje pojedynczy kwiat; nadziemne części obumierają w październiku. Kolor liści różni się między populacjami (może być szary, brązowy lub zielony). Szare i brązowe typy wydają się lepiej zakamuflowane, podczas gdy zielone są dobrze widoczne. Po zbadaniu w ciągu ostatnich 5 lat wszystkich dostępnych populacji w północno-zachodniej prowincji Junnan naukowcy natrafili na nieliczne ślady roślinożerców i nie byli w stanie zidentyfikować żadnych naturalnych wrogów F. delavayi. Nie znaleźli również badań, których autorzy wspominaliby o roślinożercach żywiących się tym gatunkiem. Należy jednak zauważyć, że cebula F. delavayi (Lu Bei) jest ważnym źródłem tradycyjnego chińskiego leku Chuan Bei Mu. Jak podkreślają autorzy raportu z pisma Current Biology, dzikie rośliny były wykorzystywane od ponad 2 tys. lat. Cena cebul F. delavayi wzrosła w ostatnich latach, sięgając 3200 CNY (ok. 480 USD) za kilogram. Średnia sucha waga cebuli wynosi ok. 0,28 g, co oznacza, że chcąc pozyskać zaledwie kilogram, trzeba zebrać ponad 3500 osobników. Presja wywierana na Fritillaria jest więc duża. Myśleliśmy, że tak jak w przypadku innych badanych przez nas kamuflujących się roślin, ewolucja kamuflażu tej szachownicy będzie napędzana przez roślinożerców, ale nie znaleźliśmy takich zwierząt. Później zdaliśmy sobie sprawę, że powodem mogą być ludzie - opowiada dr Yang Niu. Komercyjne pozyskiwanie jest o wiele silniejszą presją selekcyjną niż wiele presji naturalnych - dodaje prof. Hang Sun. Obecny status bioróżnorodności na Ziemi jest kształtowany zarówno przez naturę, jak i przez nas samych. « powrót do artykułu
  6. Profesor Andrew Przybylski z University of Oxford przeprowadził wraz ze swoim zespołem badania, z których wynika, że korzystanie z gier on-line jest pozytywnie skorelowane z dobrostanem grających. To zaskakujące odkrycie wskazuje, że interakcje społeczne do jakich dochodzi podczas gry w sieci z innymi osobami wywierają korzystny wpływ na nasze zdrowie psychiczne. A jest to szczególnie istotne podczas ograniczeń związanych z epidemią koronawirusa. Autorzy najnowszych badań nie wyciągali wniosków wyłącznie na podstawie informacji uzyskanych od graczy, a dotyczących czasu, jakie spędzili oni przy komputerze. Wykorzystali dane dostarczone im przez operatorów gier Plants vs Zombies: Battle for Neighborville oraz Animal Crossing: New Horizons. Wyniki badań sugerują, że poczucie posiadania kompetencji oraz interakcje społeczne z innymi pozytywnie wpływały na dobrostan. Ci, którzy informowali o większym zadowoleniu z gry z większym prawdopodobieństwem donosili też o bardziej pozytywnym ogólnym samopoczuciu. To zadowolenie może być znacznie ważniejszym i lepszym wskaźnikiem od czasu spędzonego na rozgrywce. Autorzy wcześniejszych badań, chcąc sprawdzić związek pomiędzy graniem a dobrostanem, korzystali z informacji na temat czasu przeznaczonego na granie uzyskiwanych od samych graczy. W ten sposób, nie mając dostępu do obiektywnych danych od operatorów gier, tworzono porady dla rodziców i polityków, które były pozbawione korzyści wynikających z badań opartych o solidne dane, mówi Przybylski. Z naszych badań wynika, że gry wideo niekoniecznie muszą przynosić niekorzystne skutki. Istnieją czynniki psychologiczne, które wywierają znaczący wpływ na dobrostan osób grających. Gra może być aktywnością, która pozytywnie wpływa na nasze zdrowie psychiczne, a ograniczanie gier wideo może pozbawiać graczy tych korzyści, dodaje. Zespół Przybylskiego współpracował z Electronic Arts oraz Nintendo. Firmy dostarczyły danych dotyczących rzeczywistego czasu, jaki badani spędzili przy grach. Dzięki temu naukowcy mogli powiązać obiektywne dane dotyczące czasu gry z subiektywnym poczuciem graczy co do ich stanu psychicznego. Badali również różne doświadczenia graczy, takie jak poczucie autonomii, kompetencji czy zadowolenia z gry oraz ich wpływ na dobrostan. W badaniach wzięło udział ponad 3270 graczy, którzy wypełniali ankiety mierzące dobrostan i motywację, zbierano od nich informacje na temat czasu, jaki spędzili przy grach, a tak uzyskane dane połączono z informacjami o rzeczywistym czasie grania. Naukowcy zauważyli, że czas spędzony przy grze jest niewielkim, ale znaczącym pozytywnym czynnikiem budowania dobrostanu graczy. Ważniejsze jednak od czasu jest subiektywne doświadczenie gracza. Ci z graczy, którzy z gry czerpali więcej zadowolenia częściej znajdowali się w lepszej kondycji psychicznej. Badania zespołu Przybylskiego mogą potwierdzać też wcześniejsze badania, z których wynika, że gracze, których potrzeby psychologiczne nie są zaspokajane w prawdziwym świecie mogą informować o negatywnych konsekwencjach grania. « powrót do artykułu
  7. Analizy badań EPIC-Oxford sugerują, że weganie, wegetarianie oraz osoby, które z mięsa jedzą wyłącznie mięso ryb, są bardziej narażeni na złamania kości niż osoby jedzące mięso. Ryzyko takie jest szczególnie widoczne w przypadku wegan, którzy narażeni są na zwiększone prawdopodobieństwo złamania wszelkich kości, w tym kości nóg czy kręgosłupa. Ponadto weganie, wegetarianie i osoby jedzące tylko mięso ryb są szczególnie narażeni na złamania biodra. We wszystkich wymienionych przypadkach ryzyko złamań było mniejsze, gdy uczestnicy badań mieli większą masę ciała i przyjmowali więcej wapnia oraz białka. To sugeruje, że zwiększone ryzyko złamań w porównaniu z osobami jedzącymi mięso jest spowodowane faktem, iż osoby nie jedzące mięsa są zwykle szczuplejsze, zatem ich kości nie są tak dobrze chronione przez mięśnie i tłuszcz, a poza tym przyjmują mniej białka i wapnia, co negatywnie wpływa na wytrzymałość kości. Nie zauważono także, by osoby nie jedzące mięsa lub jedzące tylko ryby były narażone na większe ryzyko złamań nadgarstka, kostki lub ramienia. Główna autorka badań, doktor Tammy Tong z Oxford University mówi: To pierwsze tak szeroko zakrojone badania na temat ryzyka złamań u osób stosujących różną dietę. Okryliśmy, że w przypadku wegan ryzyko złamań kości jest wyższe o niemal 20 przypadków na 1000 osób w przeciągu 10 lat w porównaniu z osobami jedzącymi mięso. Najwyższe ryzyko występuje w przypadku złamań biodra. Tutaj jest ono u wegan 2,3 raza wyższe niż u jedzących mięso, co odpowiada 15 dodatkowym przypadkom na 1000 osób na 10 lat. Badania EPIC-Oxford prowadzone były w latach 1993–2001 na niemal 55 000 brytyjskich kobiet i mężczyzn. Autorzy najnowszych badań śledzili losy tych osób roku 2016. W tym czasie doszło do niemal 4000 złamań kości. O ile zwiększenie ryzyka dla całej badanej grupy nie jest zbyt wysokie, w końcu to około 20 dodatkowych przypadków na 1000 osób w ciągu 10 lat, to szczególną uwagę należałoby zwrócić na osoby starsze. Wtedy to ryzyko złamań rośnie, a same złamania są bardziej niebezpieczne. Dlatego tego weganie i wegetarianie powinni zwracać szczególną uwagę na zdrowie kości. Jest mało prawdopodobne, by bez przyjmowania suplementów weganie mieli w diecie odpowiednią ilość wapnia, mówi doktor Tong. Uczona zwraca też uwagę, że obecnie sytuacja wegetarian może być lepsza, gdyż w latach 90. producenci mleka rzadziej wzbogacali go wapniem. Heather Russel, dietetyk z brytyjskiego Vegan Society mówi: Z pewnością możliwe jest zadbanie o kości w dobrze zaplanowanej wegańskiej diecie. Ale ludzie potrzebują informacji, by dokonywać odpowiednich wyborów. Szczegóły badań opublikowano w BMC Medicine. « powrót do artykułu
  8. W Pompejach dokonano kolejnego fascynującego odkrycia. Tym razem są nim niemal idealnie zachowane szczątki dwóch mężczyzn – najprawdopodobniej niewolnika i jego pana. Naukowcy sądzą, że obaj zginęli podczas próby ucieczki. Ich szczątki znaleziono w willi na obrzeżach Pompejów. Najprawdopodobniej mężczyźni przeżyli pierwszą erupcję Wezuwiusza, która pokryła miasto grubą warstwą popiołu. Zginęli następnego dnia, gdy miasto zniszczyła lawina piroklastyczna. Obaj leżeli blisko siebie, a ich zwłoki znaleziono w miejscu, w którym odkryto stajnię ze zwłokami generalskich koni. Zdaniem ekspertów młodszy z mężczyzn liczył sobie 18–25 lat. Niektóre kręgi miał skompresowane, co wskazuje, że wykonywał pracę fizyczną. Był robotnikiem lub niewolnikiem. Starszy mężczyzna, w wieku 30–40 lat, był silniej zbudowany. Obaj zginęli w korytarzu willi. Naukowcy mają nadzieję, że kolejne wykopaliska pokażą, gdzie mężczyźni zmierzali i jaką rolę odgrywali w eleganckiej willi. W ciągu ostatnich kilku lat w Pompejach dokonano fascynujących odkryć. Znaleziono m.in. mężczyznę, którego mózg zamienił się w szkło,  zwłoki 2 kobiet i 3 dzieci czy inskrypcję wskazującą, że Pompeje zostały zniszczone później, niż dotychczas sądzono. Ruiny Pompejów zostały odkryte w XVI wieku, a wykopaliska rozpoczęto w 1748 roku. Dotychczas znaleziono ponad 1500 ludzkich zwłok. Szacuje się, że erupcja Wezuwiusza zabiła około 2000 mieszkańców Pompejów. « powrót do artykułu
  9. Dinozaury od A do Z to obowiązkowa pozycja w biblioteczce każdego miłośnika prehistorycznych gadów. I tego 5- jak i 95-letniego. To przewodnik po niemal wszystkich znanych gatunkach dinozaurów. Zawiera podstawowe informacje o każdym z nich. Dowiemy się, kiedy gatunek żył, czym się żywił, jaki był duży i jak się ma jego rozmiar w stosunku do rozmiarów człowieka. Do każdego dinozaura dołączono też krótką notkę na temat miejsca jego znalezienia, sposobu komunikacji z innych dinozaurami czy sposobu poruszania się. Informacje te zebrał dla nas doktor Matthew G. Baron, który pracował w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie i od najlepszych specjalistów w branży zdobył informacje na temat każdego gatunku. Dowiemy się też, jak każdy z dinozaurów wyglądał, a to dzięki ilustracjom Dietera Brauna. Książkę w twardej oprawie wspaniale wydało Wydawnictwo Kropka.
  10. Badania pyłku roślin w osadach torfowiska Pawski Ług na ziemi lubuskiej pokazały, jak mocno zmieniło się tam środowisko już w XIV wieku, kiedy terenem zaczął gospodarować zakon joannitów (kawalerów maltańskich) i rozpoczęło się tam przejście od społeczności plemiennej do feudalnej. Wydawać by się mogło się, że masowa utrata lasów pierwotnych na ziemiach polskich miała związek z rewolucją przemysłową, rozwojem hut i fabryk np. 150-200 lat temu. Tymczasem zainicjowany przez człowieka proces wylesiania na niektórych terenach nastąpił znacznie, znacznie wcześniej. Z badań zespołu prof. Mariusza Lamentowicza z UAM wynikło, że w okolicach torfowiska Pawski Ług na ziemi lubuskiej, intensywne zmiany środowiska wywołane przez człowieka, zaczęły zachodzić ok. 1350 r. To już wtedy w tamtych okolicach las pierwotny, w którym istotny udział miał grab, zaczął być wypierany przez uprawy rolne. Zbiega się to w czasie z okresem, kiedy w okolicach zaczął gospodarować zakon joannitów (kawalerów maltańskich). Badania - prowadzone na styku historii, geografii, geologii, ekologii - ukazały się w Scientific Reports. Pokazują one, jak historyczne zmiany w społeczeństwie i gospodarkach mogą prowadzić do lokalnych zmian środowiska. Nas interesuje przejście od bardziej stabilnego dla przyrody okresu, jakim był w dziejach człowieka okres społeczności plemiennej, do bardziej agresywnego zarządzania przyrodą, jakie zaczęło mieć miejsce w czasach feudalnych – komentuje w rozmowie z PAP prof. Lamentowicz. Opowiada, że w ramach badań pobrano rdzeń (pionowy wycinek) z torfowiska Pawski Ług. Ten rezerwat przyrody znajduje się bardzo blisko Łagowa, gdzie w XIV wieku (tereny te należały wówczas do Brandenburgii) wzniesiono zamek joannitów. Joannici to obok templariuszy i krzyżaków jeden z największych zakonów rycerskich. Ze swoim coraz bardziej nowoczesnym podejściem do gospodarki, doprowadził też jednak do intensywnej eksploatacji przyrody na terenach, które mu podlegały. Badając historię torfowiska Pawski Ług mogliśmy mieć więc niemal stuprocentową pewność, że wychwytujemy działalność konkretnej grupy społecznej, która tam istniała. Mogliśmy zmierzyć – wykonując badania radiowęglowe – kiedy utraciliśmy pierwotność przyrody na tym terenie – zaznacza naukowiec. Analizując skład różnych warstw torfu, autorzy byli w stanie wyciągnąć wnioski dotyczące warunków, w jakich powstawała każda z nich. Na podstawie występowania pyłku grabu w starszych, głębszych warstwach torfu autorzy doszli do wniosku, że Pawski Ług przed zasiedleniem przez joannitów był bardzo wilgotnym bagnem, otoczonym pierwotnym lasem. Autorzy sugerują, że niewielkie ilości węgla drzewnego obecne w torfie wskazują, że las był regularnie palony na małą skalę przez zamieszkujące te tereny plemiona słowiańskie. Za panowania joannitów większość ziem została zaś przekazana ludności chłopskiej na cele rolnicze. W warstwach torfu z czasem zaczęło ubywać pyłku graba, za to pojawiało się tam coraz więcej pyłku zbóż. To zaś sugeruje, że wokół terenów podmokłych nastąpiło wylesianie, a w miejscu lasu pojawiły się pola uprawne, łąki i pastwiska. Autorzy wskazują, że wylesianie mogło mieć wpływ na poziom wód gruntowych w torfowisku Pawski Ług. Teraz na świecie taki moment odlesienia obserwujemy np. w Puszczy Amazońskiej. A my możemy powiedzieć, że na obszarze ziemi lubuskiej już 700 lat temu nie mieliśmy lasów pierwotnych. Były tam tylko pofragmentowane powierzchnie, z których stopniowo znikały lasy – opowiada prof. Lamentowicz. Dodaje, że proces wylesiania miał wtedy miejsce w wielu miejscach Europy, m.in. w Wielkopolsce. W innych miejscach jednak znacznie trudniej przypisać odpowiedzialność za te zmiany środowiska konkretnej grupie społecznej. A w tym przypadku dosyć jasne jest, że ubytek lasów pierwotnych to sprawka joannitów. To jedno z badań, które pomaga nam zrozumieć, kiedy i w jakim tempie na obszarach dzisiejszej Polski znikała pierwotność lasów i bagien – mówi. I dodaje, że z innych badań wynika, że im dalej na wschód Polski, tym ta pierwotność zanikała później. Badania w północno-wschodniej części Polski pokazały, że tam lasy pierwotne zaczęły zanikać ok. 400 lat temu. « powrót do artykułu
  11. Trzeciego grudnia odsłonięty zostanie kolejny pomnik na Bajkowym Szlaku Bielska-Białej. Jak poinformował Urząd Miasta, na chodniku przy ul. 11 Listopada, na wysokości placu Wojska Polskiego, staną Smok Wawelski i Bartłomiej Bartolini herbu Zielona Pietruszka. Będzie im towarzyszyć dobrze znany miłośnikom "Porwania Baltazara Gąbki" samochód-amfibia. Dzieci powinny być szczególnie zadowolone, gdyż będą mogły wsiąść do samochodu i pozować w nim do zdjęć. Wcześniej uzyskano niezbędne zgody właścicieli praw autorskich. Swoją zgodę na realizację rzeźby wyraziły spadkobierczynie Alfreda Ledwiga - twórcy wizerunku plastycznego bohaterów kreskówki i współzałożyciela bielskiego Studia Filmów Rysunkowych, oraz spadkobiercy praw autorskich do powieści Stanisława Pagaczewskiego. Nowi bohaterowie dołączą do innych postaci z Bajkowego Szlaku. Również przy ul. 11 Listopada stoi figura Reksia. Na placu przed galerią Sfera II można zobaczyć Bolka i Lolka, a na skwerku przy ulicy Bohaterów Warszawy - Pampaliniego i hipopotama. Kompozycja ze słynnym łowcą zwierząt została odsłonięta 5 grudnia 2019 r.; figury Reksia oraz Bolka i Lolka są starsze i pochodzą, odpowiednio, z 2009 i 2011 r. Przez sytuację epidemiczną program uroczystości okrojono. Odsłonięciu kompozycji będą towarzyszyć wystąpienia osób związanych z powstawaniem zarówno powieści, jak i serialu. Wszystko zostanie sfilmowane i udostępnione na kanale Bielska-Białej na YouTube'ie. W mieście pojawi się też figura Don Pedra de Pommidore, szpiega z Krainy Deszczowców. Jej realizacja znajduje się na etapie projektu. « powrót do artykułu
  12. Firma Pfizer wydała dzisiaj oświadczenie, w którym informuje, że jeszcze tego samego dnia złoży do amerykańskiej Administracji ds. Żywności i Leków wniosek o wydanie w trybie przyspieszonym zgody na rozpoczęcie dystrybucji swojej szczepionki przeciwko SARS-CoV-2. Firma poinformowała, że jest gotowa udostępnić szczepionkę BNT162b2 w ciągu kilku godzin po otrzymaniu takiej zgody. Jej przedstawiciele mają nadzieję, że szczepienia rozpoczną się w USA jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia. Jeśli FDA wyrazi zgodę, to pierwszymi, którzy zostaną zaszczepieni, będą prawdopodobnie lekarze, pielęgniarki i inne osoby pracujące przy opanowaniu epidemii. Dyrektor wykonawczy farmaceutycznego koncernu, Albert Bourla, poinformował, że prace nad szczepionką trwały „248 długich dni i nocy”, a przetestowano ją na 43 661 ochotnikach w 150 lokalizacjach w USA, Turcji i RPA. Efektywność szczepionki wynosi 95%. Oznacza to, że w danej grupie osób zaszczepionych zachoruje o 95% osób mniej, niż w grupie osób niezaszczepionych. Pfizer i jego parter, niemiecka firma BioNtech, twierdzą, że do stycznia są w stanie wyprodukować około 50 milionów dawek, a do końca roku 2021 – 1,3 miliarda dawek. Do skutecznego zaszczepienia konieczne będzie podanie 2 dawek w przeciągu kilku tygodni. Pfizer może być pierwszą firmą, która uzyska zgodę na stosowanie szczepionki w USA. Nie będzie jednak jedyną. Testy swoich szczepionek kończą właśnie Moderna Pharmaceuticals oraz AstraZeneca i współpracujący z nią Oxford University. Szczepionki przeciwko SARS-CoV-2 są też od jakiegoś czasu dopuszczone do użycia w Rosji i Chinach. Początkowo podaż szczepionek będzie ograniczona. Większość chętnych do jej przyjęcia – czy to szczepionki Pfizera czy jakiejś innej firmy – będzie musiała czekać do 2. połowy przyszłego roku. To zaś oznacza, że jeszcze przez co najmniej kilka miesięcy najskuteczniejszym sposobem na uniknięcie zakażenia będzie unikanie kontaktów z innymi ludźmi. Po złożeniu przez Pfizera wniosku piłka jest po stronie FDA. W grudniu zbierze się panel ekspertów, który oceni dostarczone przez firmę dane. Część ekspertów wciąż uważa, że proces zatwierdzania nowej szczepionki powinien być dłuższy, co, między innymi, zwiększy do niej zaufanie wśród opinii publicznej. Od marca bieżącego roku FDA kilkukrotnie wykorzystywała szybką ścieżkę, dopuszczając do stosowania cztery metody leczenia COVID-19 (hydkroksychlorochinę, plazmę ozdrowieńców, remdesivir i przeciwciała). Za każdym razem decyzję podejmowano w oparciu o ograniczoną liczbę dowodów i w każdym przypadku nie ma wśród specjalistów pełnej zgody co do tego, że metody te rzeczywiście zmniejszają liczbę zgonów z powodu COVID-19. Pfizer informuje, że szczepionkę może wytwarzać i dystrybuować z kilku różnych lokalizacji w USA i Europie. Firma będzie używała specjalnie chłodzonych kontenerów, gdyż szczepionka musi być przechowywana do 15 dni w temperaturze -70 stopni Celsjusza. BNT162b2 to szczepionka zawierająca materiał genetyczny (mRNA) białka S zamknięty w nanocząstkach lipidowych. Po podaniu szczepionki organizm osoby zaszczepionej odczytuje informację genetyczną i sam wytwarza białko S. Jest to białko, za pomocą którego koronawirus wnika do wnętrza komórek i je infekuje. Dzięki szczepionce układ odpornościowy rozpozna białko S jako obce i wytworzy przeciwciała oraz limfocyty T przeciwko temu białku. Jeśli w przyszłości taka osoba zetknie się z wirusem SARS-CoV-2 organizm szybko go rozpozna i będzie gotowy do ataku na niego. « powrót do artykułu
  13. Jeden z pracowników zajmujących się transportem i zabezpieczeniem drzewka bożonarodzeniowego dla Rockefeller Center odkrył skrzydlatego pasażera na gapę - włochatkę małą (Aegolius acadicus). Ukryta w świerku sóweczka pokonała drogę z Oneonty na północy stanu do Nowego Jorku. Parę dni temu do Ellen Kalish, dyrektorki i założycielki Ravensbeard Wildlife Center, zadzwoniła kobieta, która pytała, czy organizacja zajmuje się rehabilitacją sów. Gdy okazało się, że tak, rozmówczyni zapowiedziała, że zadzwoni jeszcze raz po powrocie męża do domu. Dodała, że mąż ma w kartonowym pudle sowę, którą przygotował do długiej podróży. Zapytałam, gdzie sowa została znaleziona. Kobieta wyjaśniła, że mąż pracuje w firmie transportującej i zabezpieczającej drzewko bożonarodzeniowe dla Rockefeller Center. Ostatecznie panie umówiły się w połowie drogi. W Ravensbeard Wildlife Center ptakowi podano płyny i nakarmiono myszami. Minęły trzy dni, odkąd cokolwiek pił i jadł. Prześwietlenie nie wykazało żadnych złamań. Stan jego mięśni także wydawał się zadowalający. Samczyk, któremu nadano imię Rockefeller, ma zostać wypuszczony w weekend w lasach wokół Saugerties. Na razie stan jego zdrowia jest monitorowany, a opiekunowie skupiają się, by odpowiednio przybrał na wadze. Wyjaśniając, jak Rockefeller stał się pasażerem na gapę, Kalish stwierdziła, że był uwięziony lub zaskoczony. Mógł [...] siedzieć w dziupli i nikt go nie zauważył, bo włochatki małe są świetnie zakamuflowane. EDIT: (25.11) Okazało się, że rzekomy samczyk to samiczka. Rocky :) « powrót do artykułu
  14. Reaktor MARIA jest jednym z głównych ośrodków napromieniania mikrosfer zawierających radioaktywny holm, które są stosowane w terapii nowotworów wątroby. Technologia opracowana w NCBJ na zlecenie firmy Quirem Medical – globalnego producenta mikrosfer teraperutycznych QuiremSpheres – służy pacjentom w kilkunastu wyspecjalizowanych klinikach w Europie. Mikrosfery o średnicy ok. 30 mikrometrów wykonane z polilaktydu holmu (polimeru kwasu mlekowego) służą do miejscowej radioterapii, głównie w przypadku nowotworów wątroby. Na etapie produkcji umieszcza się w nich stabilny izotop holm-165, który poprzez bombardowanie neutronami można przekształcić w radioaktywny izotop holm-166. Holm-166 ma bardzo przydatne właściwości. Jego czas życia jest stosunkowo krótki (ok. 27 godzin). Rozpadając się, emituje promieniowanie beta o energii ok. 2 MeV, którego zasięg w tkankach wynosi kilka milimetrów. Radioaktywny holm, uwięziony w mikrosferach, podaje się głównie pacjentom z zaawansowanymi nowotworami wątroby, wstrzykując zawiesinę z mikrogranulkami do odpowiednich naczyń krwionośnych prowadzących je do miejsca lokalizacji nowotworu. Promieniowanie beta, działając na dobrze zlokalizowanym obszarze, niszczy komórki rakowe, pozostawiając nietkniętą większość zdrowej części narządu. Procedura ta nazywana jest radioembiolizacją. Stosuje się ją w przypadku nowotworów nieoperacyjnych i niewrażliwych na chemioterapię. Holm ma dwie dodatkowe zalety: emituje także promieniowanie gamma, co pozwala precyzyjnie zlokalizować miejsca i ilości wprowadzonej do organizmu substancji radioaktywnej. Jest też paramagnetykiem, co stwarza dodatkowe możliwości m.in. śledzenia podanego specyfiku w organizmie. Jedyne stosowane obecnie w terapii mikrosfery zawierające holm są wytwarzane i dystrybuowane przez niderlandzką firmę Quirem Medical B.V. jako QuiremSpheres®. W 2017 r. zespół naukowców pracujących w reaktorze MARIA we współpracy z firmą Quirem Medical przystąpił do opracowania technologii napromienia mikrosfer holmowych. Zadanie wymagało dostosowania infrastruktury reaktora, a także wypracowania nowych rozwiązań technologicznych oraz procedur i nowej metodologii napromieniania materiałów tarczowych – opowiada dr inż. Rafał Prokopowicz, Kierownik Zakładu Badań Reaktorowych. Powodem tego jest fakt, że każda fiolka z mikrosferami zawiera naważkę przygotowaną do terapii konkretnego pacjenta i należy ją napromienić w taki sposób, aby w wyznaczonych dniu i godzinie terapii miała odpowiednią aktywność, ustaloną dla danego pacjenta” Każdy materiał podczas napromieniania podgrzewa się od promieniowania. Mikrosfery z poliaktydu są bardzo wrażliwe – ich degradacja może rozpocząć się już po osiągnięciu 60° C. Tymczasem muszą one zachować swój kształt podczas napromieniania, aby mogły swobodnie dostać się do leczonego miejsca po podaniu pacjentowi. „W celu poprawy warunków napromieniania mikrosfer, udoskonaliliśmy układ chłodzenia umieszczanych w reaktorze zasobników z mikrosferami” – wyjaśnia naukowiec. Konieczne było także umieszczenie w rdzeniu reaktora, tuż obok miejsca napromieniania, specjalnych detektorów promieniowania monitorujących cały czas warunki napromieniania. Stworzyliśmy specjalny algorytm i oparty na nim program komputerowy, który na podstawie sygnałów z detektorów ułatwia bardzo precyzyjne wyznaczanie czasu napromieniania poszczególnych zasobników z mikrosferami, tak aby uzyskały one aktywność wymaganą w czasie terapii. Jest to kluczowe narzędzie, niezbędne do prawidłowego napromieniania mikrosfer, ponieważ gęstość strumienia neutronów w reaktorze fluktuuje przez cały czas jego pracy. Naukowcy NCBJ we współpracy z Quirem opracowali także specjalne fiolki do napromieniania mikrosfer. Od nazwy reaktora zostały one nazwane fiolkami typu MARIA. Tajemnicą tych fiolek jest specjalne wyprofilowanie dna, które powoduje, że umieszczony w pojemniku materiał układa się w cienką, stosunkowo dobrze chłodzoną warstwę. Pojemniki plastikowe umieszcza się w zasobnikach metalowych, wprowadzanych później do kanałów pionowych reaktora – wyjaśnia inż. Łukasz Murawski, Kierownik Działu Technologii Napromieniań. Aby zapewnić jeszcze lepsze chłodzenie, we wnętrzu zasobnika powietrze zastępuje się helem. Tak przygotowane zasobniki wędrują pocztą hydrauliczną do miejsca napromieniania, a po odpowiednim czasie napromieniania w ten sam sposób są transportowane do komór gorących, gdzie przepakowywane są do pojemników transportowych. Dalej specjalna firma transportowa przewozi je ekspresowo do szpitala, gdzie czeka już pacjent. Najczęściej są to szpitale niemieckie i niderlandzkie. Czas gra tu wielką rolę, gdyż po upływie jednego dnia aktywność preparatu spada już o połowę. Ponieważ zapotrzebowania na realizację terapii pojawiają się z niewielkim wyprzedzeniem, zespół reaktora niemal przez całą dobę, 7 dni w tygodniu musi być gotowy do błyskawicznego przygotowania i przeprowadzenia napromieniania oraz ekspedycji mikrosfer. Wymaga to zaangażowania i ciągłej gotowości wielu specjalistów. Obecnie w reaktorze MARIA napromienia się fiolki z mikrosferami na potrzeby ponad 100 pacjentów rocznie. Są one wykorzystywane w kilkunastu klinikach rozsianych po całej Europie, m.in. w Roterdamie, Nijmegen, Utrechcie, Dreźnie, Magdeburgu, Jenie, Bazylei, Rzymie, Pizie, Barcelonie, Madrycie, Porto i innych. Od ponad trzech lat reaktor MARIA jest jednym z niewielu, a jednocześnie jednym z głównych miejsc napromieniowywania mikrosfer dla firmy Quirem. W związku z rosnącym zapotrzebowaniem na terapie radioembolizacji z zastosowaniem Ho-166, współpraca ta będzie kontynuowana i rozwijana – zapewnia dr inż. Michał Gryziński, dyrektor Departamentu Eksploatacji Obiektów Jądrowych NCBJ. Mamy nadzieję na wybudowanie przy reaktorze MARIA laboratorium, które pozwoli NCBJ stać się centrum dystrybucji mikrosfer QuiremSpheres w Europie Wschodniej oraz w Polsce, gdzie na razie ta forma terapii nie jest jeszcze dostępna. « powrót do artykułu
  15. Po przeprowadzeniu inspekcji, w wyniku której uznano, że napraw w Arecibo Observatory nie uda się wykonać bez narażania na niebezpieczeństwo robotników oraz pracowników ośrodka, Narodowa Fundacja Nauki Stanów Zjednoczonych rozpoczęła program likwidacji 305-metrowego teleskopu, który przez 57 lat służył jako jeden z głównych światowych ośrodków radioastronomii, badań systemów planetarnych, Układu Słonecznego i badań przestrzeni kosmicznej, czytamy w oświadczeniu opublikowanym przez US National Science Foundation. W sierpniu bieżącego roku informowaliśmy o zerwaniu się jednego z kabli podtrzymujących konstrukcję odbiornika teleskopu. Przed 2 tygodniami doszło do zerwania się kolejnego kabla. NSF już w sierpniu zleciła przyjrzenie się sprawie kilku niezależnym firmom inżynieryjnym. Specjaliści doszli do wniosku, że cała struktura teleskopu jest narażona na katastrofę, kable mogą jej dłużej nie utrzymać. Uznano też, że prace mające na celu naprawienie teleskopu wiązałyby się z ryzykiem utraty życia przez prowadzących je robotników. Co więcej, analizy wykazały, że nawet jeśli teleskop zostałby naprawiony, to i tak najprawdopodobniej trzeba będzie mierzyć się z długoterminowymi problemami związanymi ze stabilnością struktury. Już po sierpniowym wypadku NSF zezwoliła University of Central Florida (UCF), który zarządza Obserwatorium Arecibo, na podjęcie wszelkich niezbędnych kroków, z zastrzeżeniem, że najważniejsze jest bezpieczeństwo robotników, pracowników oraz odwiedzających. UCF szybko przystąpił do działania. Firmy inżynieryjne dokonały oceny sytuacji i rozpoczęto przygotowania do awaryjnych prac mających na celu ustabilizowanie struktury. W momencie gdy czekano na dostawę dwóch nowych kabli podtrzymujących strukturę teleskopu oraz dwóch tymczasowych kabli pomocniczych, doszło do zerwania się kolejnego kabla. Zaskoczyło to specjalistów, gdyż – bazując na obliczeniach naprężeń, jakim był kabel poddany – sytuacja taka nie powinna się wydarzyć. Inżynierowie uznali, że najwyraźniej cała konstrukcja, pozostałe kable, są słabsze niż sądzono. Prace nad rozbiórką teleskopu będą skupiały się na jego czaszy oraz na zabezpieczeniu pozostałej infrastruktury na wypadek kolejnej katastrofy budowlanej. Plan wyłączenia Arecibo zakłada pozostawienie jak największej części infrastruktury, tak by mogła ona służyć przyszłym pracom badawczym i edukacyjnym. Pierwszymi krokami tych prac będzie przeniesienie wyposażenia, które ma zostać zachowane, w bezpieczne miejsce oraz obfotografowanie struktury teleskopu w wysokiej rozdzielczości za pomocą dronów. Ma to pomóc w zaplanowaniu prac rozbiórkowych. Gdy teleskop zostanie rozebrany, ponownie prace badawcze podejmą takie jednostki jak Arecibo Observatory LIDAR czy położona poza obserwatorium jednostka Culebra, która analizuje pokrywę chmur i dane nt. opadów. Otwarte zostanie też centrum dla zwiedzających. Nadal prowadzone będą działania związane z przechowywaniem i analizą dotychczas zebranych danych. W 2019 roku UCF podpisał umowę z Microsoftem, na podstawie której zwiększono możliwości przechowywania i analizy danych. Obecnie trwają prace nad migracją danych z serwerów na terenie obserwatorium na serwery zewnętrzne. Radioteleskop w Arecibo składa się z czaszy o średnicy 305 metrów oraz z ważącej 900 ton platformy z instrumentami naukowymi, która zawieszona jest na wysokości około 140 metrów nad czaszą. Platforma wisi na kablach umocowanych do trzech betonowych wież. Gdy na początku bieżącego miesiąca zerwał się drugi z kabli, było to sporym zaskoczeniem dla specjalistów. Jego obciążenie wynosiło bowiem zaledwie 60% minimalnego obciążenia grożącego zerwaniem. Badanie głównych kabli, które pochodziły z czasów budowy teleskopu ujawniło pojawienie się w nich nowych pęknięć. Okazało się też, że dodatkowe kable, które zamontowano w latach 90. gdy zwiększano ciężar platformy zawieszonej nad teleskopem, również nie sprawują się tak, jak należy. Firma Thomton Tomasetti, wynajęta przez UCF do oceny struktury radioteleskopu, uznała, że prace na tym obiekcie są niebezpieczne. Tym bardziej, że nie można byłoby nawet przeprowadzić testów obciążeniowych pozostałych kabli bez ryzyka zawalenia się całej struktury. W związku tym firm zaleciła kontrolowane wyburzenie w celu uniknięcia niespodziewanego zawalenia się teleskopu. UCF wynajął jeszcze dwie dodatkowe firmy. Jedna z nich zaleciła natychmiastowe prace nad ustabilizowaniem struktury. Druga, po zapoznaniu się z modelem wykorzystanym przez Thomton Tomasetti uznała, że nie jest możliwe bezpieczne przeprowadzenie oceny stabilności i stwierdziła, że nikt nie powinien być dopuszczony do platform i wież teleskopu. Po otrzymaniu tych opinii UCF zleciła ich analizie kolejnej firmie inżynieryjnej oraz Korpusowi Inżynierów US Army. Firma zgodziła się ze stanowiskiem Thomton Tomasetti, a US Army Corps of Engineers zarekomendował wykonanie dodatkowej dokumentacji fotograficznej obserwatorium oraz szczegółowych badań niedawno zerwanego kabla. Biorąc pod uwagę fakt, że wszelkie prace nad ustabilizowaniem lub naprawieniem struktury wymagałyby obecności robotników na jej terenie bądź w pobliżu oraz stopień niepewności związany z wytrzymałością kabli i wielkie siły, z jakimi mamy tu do czynienia, NSF zaakceptowała propozycję rozpoczęcia przygotowań do kontrolowanej likwidacji 305-metrowego teleskopu, czytamy w oświadczeniu NSF. « powrót do artykułu
  16. Terahercowe lasery to niezwykle obiecujące urządzenia, które mogą znaleźć zastosowanie m.in. w obrazowaniu medycznym. Niestety, wymagają olbrzymich systemów chłodzenia, przez co dotychczas można je było znaleźć jedynie w laboratoriach naukowych. Teraz może się to zmienić, a wszystko dzięki pracy zespołu naukowego kierowanego przez Zbiga Wasilewskiego z kanadyjskiego University of Waterloo oraz Qing Hu z MIT. Amerykańsko-kanadyjski zespół naukowy stworzył właśnie kaskadowy laser kwantowy o dużej mocy, który działa bez wielkich systemów chłodzenia. Pracuje on już w temperaturze 250 kelwinów (-23,15 stopnia Celsjusza). Dotychczas tego typu systemy wymagały schłodzenia do co najmniej 210 kelwinów (-63,15 stopnia Celsjusza). Nowemu laserowi wystarczy więc niewielki system chłodzący. A naukowcy przekonują, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Promieniowanie terahercowe mieści się pomiędzy podczerwienią a mikrofalami. Długość jego fali wynosi od 3 mm do 30 mm. Wiele molekuł absorbuje promieniowanie w tych zakresach, co pozwala np. na identyfikowanie takich molekuł. Olbrzymią zaletą promieniowania THz jest fakt, że przenika ono przez wiele materiałów, takich jak papier, ubrania czy plastik. To oznacza, że promieniowanie takie – podobnie jak promieniowanie rentgenowskie – można wykorzystać do obrazowania wnętrz obiektów. Jednak w przeciwieństwie do promieniowania rentgenowskiego fotony w zakresie teraherców mają stosunkowo niską energię, jest to więc promieniowanie niejonizujące, zatem bezpieczne do użycia w medycynie czy naukach biologicznych. Kolejną jego zaletą jest fakt, że długość jego fali jest mniejsza niż w przypadku promieniowania mikrofalowego, co pozwala na uzyskanie obrazów o wyższej rozdzielczości. Wszystko to wygląda dobrze w teorii, jednak gorzej z praktycznym wykorzystaniem. Promieniowanie w zakresie 0,1–10 THz jest rzadko wykorzystywane ze względu na ograniczenia technologiczne. Wyzwaniem jest bowiem wygenerowanie promieniowania THz o odpowiedniej mocy. Jednym z jego źródeł mogą być kwantowe lasery kaskadowe (QCL), gdyż łatwo można je dostrajać do potrzeb. Problem jednak w tym, że lasery takie wymagają bardzo niskich temperatur do pracy. W 2019 roku naukowcy z EHT Zurich stworzyli QCL generujący światło w zakresie THz, który pracował w temperaturze 210 kelwinów. System taki wciąż wymagał dużych systemów chłodzących. Teraz zaś grupa Wasilewskiego i Hu pochwaliła się tego typu laserem pracującym przy 250 kelwinach. A taki laser można już chłodzić za pomocą niewielkiego systemu. Wrażliwość kwantowych laserów kaskadowych na temperaturę wynika z ich budowy. QCL korzystają z kwantowych studni i barier składających się z tysięcy cienkich warstw półprzewodnika. Przechodząc przez kolejne warstwy elektron emituje fotony o których częstotliwości decyduje struktura warstw. W zbyt wysokiej temperaturze elektrony mają tendencję do „wyciekania” ze studni kwantowych, co niekorzystnie odbija się na wydajności lasera. Autorzy najnowszego osiągnięcia udoskonalili laser tworząc nową strukturę półprzewodnikową. Składa się ona z niemal 15 000 interfejsów pomiędzy studniami kwantowymi a barierami, wyjaśnia Wasilewski. Połowa z tych barier ma grubość mniej niż 7 atomów. Jakość wykonania tych interfejsów jest kluczowa dla wydajności lasera. Hu informuje, że jednym z pierwszych zastosowań, w jakich zostanie przetestowany udoskonalony laser terahercowy będzie obrazowanie w czasie rzeczywistym komórek nowotworu skóry. Komórki nowotworowe są niezwykle wyraźnie widoczne w promieniowaniu terahercowym, gdyż zawierają więcej wody i krwi niż zdrowe komórki, a woda bardzo silnie absorbuje promieniowanie w zakresie THz. Technologię tę można również wykorzystać do wykrywania np. metaamfataminy, heroiny czy materiałów wybuchowych takich jak TNT, gdyż również są one dobrze widoczne w promieniowaniu THz. To jednak nie wszystko. Na łamach Nature Photonics naukowcy mówią, że powinno być możliwe stworzenie kwantowego lasera kaskadowego pracującego w zakresie THz, który w ogóle nie będzie wymagał chłodzenia. Już teraz planują dalsze prace nad zwiększaniem temperatury, w której może działać taki laser. Grupa Hu pracuje też nad czujnikami promieniowania w zakresie teraherców. Większość sygnałów w paśmie THz jest dość słabych. Niezależnie od tego, czy pochodzą ze źródeł pozaziemskich (aż 90% fotonów we wszechświecie znajduje się w paśmie THz) czy źródeł ziemskich, zwiększenie możliwości ich wykrycia znakomicie ułatwi badania i przetwarzanie takich sygnałów, dodaje Hu. « powrót do artykułu
  17. Studenci AGH zaprojektowali i zbudowali pierwszą na kampusie ławkę fotowoltaiczną. Nietypowe urządzenie wpisuje się w ideę Smart City – wykorzystując ekologiczne źródła energii, promuje nowoczesne rozwiązania w przestrzeni publicznej. Ławka o długości blisko 2 m, szerokości 67 cm i wysokości 2,5 m znalazła swoje miejsce w sąsiedztwie Centrum Energetyki AGH. Jej rama wykonana została ze stali węglowej, wnętrze konstrukcji chroni obudowa z blach stalowych, a siedzisko jest drewniane. Najważniejszymi elementami ławki są dwa panele fotowoltaiczne, każdy o mocy 150 Wp. Pierwszy zamontowano na dachu, a drugi – na ścianie bocznej ławki. Przy sprzyjających warunkach pogodowych panele wytwarzają nadwyżkę energii, która magazynowana jest za pomocą trzech akumulatorów o łącznej pojemności 165 Ah. Dzięki temu urządzenie ma zapewnioną ciągłość działania systemu, gdyż funkcjonuje niezależnie od zewnętrznych źródeł energii. Na dachu ławki zamontowano oświetlenie LED, które włącza się automatycznie w godzinach wieczornych. Dodatkowo na końcu siedziska znajduje się ładowarka indukcyjna, pozwalająca na bezkontaktowe naładowanie telefonu. Na bocznej ścianie dostępne są trzy wejścia USB, za pomocą których można zasilić własne urządzenia multimedialne. Zastosowany w konstrukcji regulator ładowania pozwala na automatyczną kontrolę i optymalizację parametrów jej pracy. Ławka fotowoltaiczna to projekt Koła Naukowego Nova Energia działającego przy Wydziale Energetyki i Paliw. Studenci samodzielnie zaprojektowali konstrukcję, przeprowadzili obliczenia wytrzymałościowe, a także modelowanie części urządzenia. Byli także odpowiedzialni za złożenie oraz dobór materiałów i komponentów. Projekt uzyskał dofinansowanie w ramach konkursu "Grant Rektora". Nova Energia zrzesza studentów zainteresowanych energetyką, ekonomią i nowymi technologiami. Poza wciąż udoskonalanym projektem ławki fotowoltaicznej, obecnie studenci badają turbinę wiatrową i budują autorski pojazd pneumatyczny. « powrót do artykułu
  18. Skanując okaz długowąsa Clarias stappersii, dr Maxwell Bernt z Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej natknął się na coś w rodzaju matrioszki. Los bowiem chciał, że długowąs zjadł żabę, która wcześniej spożyła przedstawiciela rzędu karpiokształtnych (Cypriniformes). Długowąs został złowiony w 2014 r. w dopływie rzeki Nyanga w Kongu. Zjedzona ryba jest w dużym stopniu strawiona, dlatego nie mogłem jej dokładniej zidentyfikować. Żaba jest w lepszym stanie, ale nie jestem herpetologiem [trudno mi więc wyrokować o jej przynależności gatunkowej] - powiedział nam Bernt. Bernt jest biologiem badającym długowąsowate (Clariidae). Moje badania koncentrują się na pochodzeniu i zależnościach ewolucyjnych w obrębie tej grupy. Wykorzystuję dane genetyczne. Zbieram też dane morfologiczne ze skanów z tomografii komputerowej. Przeważnie skupiam się na głowie, gdyż ryby te wykazują duże zróżnicowanie w zakresie kształtów i funkcji czaszki. Skanując ten okaz długowąsa z Konga, zauważyłem w jamie brzusznej coś dziwnego. Stopniowo docierało do mnie, co to takiego [...]. « powrót do artykułu
  19. Od wielu lat naukowcy próbują wyjaśnić, czy poziom witaminy D w organizmie może przyczyniać się do zmniejszenia ryzyka rozwoju niektórych nowotworów. Taką korelację widać w danych epidemiologicznych, które pokazują, że ludzie żyjący bliżej równika rzadziej chorują i umierają na niektóre nowotwory. Również w badaniach na hodowlach komórkowych i na myszach widać, że witamina D spowalnia rozwój nowotworów. Jednak randomizowane badania kliniczne nie wykazały jednoznacznie istnienia takiego zjawiska. W 2018 roku zakończyły się badania o nazwie Vitamin D and Ometa-3 Trial (VITAL). Po analizie wyników ich autorzy doszli do wniosku, że witamina D nie zmniejsza ryzyko zachorowania na nowotwory, ale może zmniejszać ryzyko zgonów z powodu nowotworów. Teraz naukowcy z Brigham and Women's Hospital ponownie przeanalizowali wyniki VITAL, skupiając się przy tym na związku pomiędzy suplementacją witaminą D a ryzykiem rozwoju metastatycznego lub śmiertelnego nowotworu. Autorzy nowej analizy informują na łamach JAMA Network Open, że przyjmowanie witaminy D było powiązane z 17-procentowym spadkiem ryzyka pojawienia się zaawansowanego nowotworu. Gdy zaś przyjrzeli się tylko osobom o prawidłowym BMI odkryli, że w ich przypadku ryzyko jest mniejsze aż o 38%. To zaś sugeruje, że masa ciała może wpływać na związek pomiędzy witaminą D a ryzykiem rozwoju zaawansowanego nowotworu. Nasze badania wskazują, że witamina D może zmniejszać ryzyko rozwoju zaawansowanych form nowotworów. Witamina D jest łatwo dostępnym i tanim suplementem, który jest używany i badany od dziesięcioleci. Uzyskane przez nas wyniki, szczególnie zaś duży spadek ryzyka u osób z prawidłową wagą, dostarczają nowych informacji na temat związku witaminy D ze stopniem zaawansowania nowotworu, mówi jeden z autorów analizy, Paulette Chandler z Brigham and Women's Hospital. Badania VITAL trwały przez ponad 5 lat. Brali w nich udział mężczyźni w wieku co najmniej 50 lat oraz kobiety w wieku co najmniej 55 lat, którzy w momencie rozpoczęcia badań nie chorowali na nowotwory. VITAL zaprojektowano tak, by zbadać niezależnie od siebie wpływ suplementów witaminy D oraz kwasów omega-3 oraz łączny wpływ suplementacji na nowotwory. Pacjentów podzielono na cztery grupy. Jedna przyjmowała witaminę D (2000 IU/dzień) oraz omega-3, druga witaminę D i placebo, trzecia omega-3 i placebo, a czwarta wyłącznie placebo. Punktami końcowymi badania, czyli tym, co chciano zmierzyć, były wpływ takiej suplementacji na pojawienie się poważnych incydentów ze strony układu naczyniowego oraz zachorowalność na nowotwory. Autorzy VITAL poinformowali, że pomiędzy grupami nie zauważono różnicy w częstotliwości występowania nowotworów, jednak zauważono różnice w odsetku zgonów spowodowanych nowotworami. Podczas drugiej analizy Chandler i jej zespół przyjrzeli się zaawansowanym przypadkom nowotworów u osób, które brały lub nie brały suplementów witaminy D. Sprawdzono też ewentualny wpływ BMI. Wśród ponad 25 000 uczestników VITAL w ciągu 5 lat zdiagnozowano 1617 przypadków inwazyjnego nowotworu. Wśród niemal 13 000 osób, które otrzymywały witaminę D zanotowano 226 zachorowań, a wśród tych, którzy otrzymywali placebo zachorowań było 274. Wśród 7843 osób o prawidłowym BMI, które brały witaminę D tylko u 58 doszło do rozwoju zaawansowanego nowotworu, gdy tymczasem nowotwór taki pojawił się u 96 osób wśród biorących placebo. Z wcześniejszych badań wiadomo, że otyłość może wpływać na sposób działania witaminy D. Powiązany z nią stan zapalny może zmniejszać efektywność witaminy D poprzez zmniejszenie czułości jej receptorów lub zmianę szlaku sygnałowego. Badania witaminy D na osobach z cukrzycą typu 2. wykazały, że większe korzyści z zażywania witaminy odnoszą ludzie z prawidłową masą ciała, a osoby otyłe w ogóle nie odczuwają korzyści. Wiemy też że u osób cierpiących na nowotwory niedobory witaminy D są czymś powszechnym oraz że większy odsetek tłuszczu w organizmie jest powiązany z większym ryzykiem niektórych nowotworów. Uzyskane przez nas wyniki w połączeniu z wynikami wcześniejszych badań wspierają hipotezę mówiącą, że witamina D chroni przed rozwojem zaawansowanych nowotworów, mówi Chandler. « powrót do artykułu
  20. Polska firma Contur 2000 zajęła trzecie miejsce w kategorii bionicznych protez nóg na międzynarodowych zawodach CYBATHLON. W tej organizowanej co cztery lata imprezie osoby niepełnosprawne konkurują w różnych dyscyplinach, wspierane przez rozmaite nowoczesne urządzenia. CYBATHLON to międzynarodowe zawody, które mają wyłonić najlepsze mechatroniczne urządzenia wspierające osoby z niepełnosprawnościami. Można więc na nich zobaczyć wózki inwalidzkie, egzoszkielety czy mechaniczno-elektroniczne protezy. W szranki stają zespoły z całego świata, mierząc się z różnorodnymi zadaniami, takimi jak wejście po schodach w egzoszkielecie. W tym roku zawody miały wyjątkowy format ze względu na pandemię – zespoły nie mogły przylecieć do Zurychu żeby tam rywalizować, tak jak cztery lata temu. Dlatego każdy zespół nagrał swój wyścig, a w dniu wydarzenia nagranie zostało pokazane razem z komentarzem na żywo. W zakończonej właśnie edycji polska firma Contur 2000 zajęła trzecie miejsce w kategorii protez nóg, startując z protezą podudzia HybridLeg, która pozwala na praktycznie swobodne chodzenie. Proteza pracuje przy tym w dwóch trybach - pasywnym i aktywnym. W pierwszym z nich nie wymaga dostarczania energii. Natomiast w trybie aktywnym bateria zasila elektryczny silnik wspomagający chód. Dzięki temu możliwe jest wchodzenie po schodach czy łatwiejsze poruszanie się po powierzchni nachylonej. Takie połączenie pasywnej i aktywnej protezy w jednym urządzeniu było możliwe dzięki innowacyjnemu, zgłoszonemu już do urzędu patentowego układowi przekładni i sprzęgła. Polską firmę wyprzedziły dwa zespoły ze Szwajcarii. W czasie zawodów, wyposażony w protezę zawodnik musiał na przykład podejść do stolika, zdjąć z niego dwa spodki z filiżankami, przenieść na inne miejsce, stamtąd wziąć dwa talerzyki i położyć w miejscu, gdzie wcześniej stały filiżanki. Na innym etapie miał za zadanie podnieść z podłogi talerzyki z jabłkami i przenieść je przez ułożony z desek tor przeszkód. Musiał też np. chodzić po wąskiej kładce z obciążeniem czy pokonywać schody. Udział w zawodach był dla nas wielką przygodą i jednocześnie wielkim sukcesem. Jesteśmy dumni, że mogliśmy reprezentować Polskę w międzynarodowych zawodach Cybathlon 2020 Global Edition, zajmując zaszczytne trzecie miejsce. Serdecznie dziękujemy Adrianowi za jego zaangażowanie, hart ducha i jeszcze raz gratulujemy osiągniętego wyniku – mówią twórcy HybridLeg. Adrian to śmiałek, który z bioniczną nogą brawurowo, ale pewnie pokonywał kolejne przeszkody.   « powrót do artykułu
  21. Naukowcy z Polskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków (PTOP) i Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie opisali w periodyku Science of The Total Environment nową glebę ornitogeniczną (powstającą przy przeważającym współudziale ptaków), która wytwarza się w gniazdach bociana białego (Ciconia ciconia). Dzieje się to całkowicie bez udziału skały macierzystej i kontaktu z gruntem. Zespół podkreśla, że gleba z gniazda bociana jest bardzo żyzna. Bociany wykorzystują gniazda przez wiele lat, często ponad pół wieku. Rozbudowują je rokrocznie, dlatego mogą one osiągać imponujące rozmiary i wagę (bywa, że przekracza ona 1,5 t). Głównym materiałem budulcowym są patyki, gałęzie, darń i obornik. Nierzadko zdarzają się również śmieci. Z czasem materiał ten ulega silnemu rozkładowi, tworząc coś na kształt silnie zbitego walca wewnątrz gniazda, który jak się okazało, wykazuje cechy gleby. Można w niej wyróżnić profile o odmiennych właściwościach fizycznych i chemicznych, jej odczyn jest kwaśny, jest bogata w składniki pokarmowe (wapń, magnez, sód oraz potas), ale i metale ciężkie (głównie miedź, cynk i kadm). Zapewnia to doskonałe środowisko do życia dla wielu mikroorganizmów. W czasie badań naukowcy wykryli 82 taksony grzybów i 22 taksony owadów; wiele z nich ma ścisłe powiązania ze środowiskiem glebowym. Aż połowa grzybów to gatunki nieznane wcześniej nauce. Szacujemy, że masa całego materiału gniazdowego, w tym gleby, określona dla całej światowej populacji tego gatunku wynosi około 100 000 ton. To kolejne badania ukazujące, jak ważną rolę w środowisku odgrywają bociany białe. I nie chodzi tylko o to, że stanowią one wskaźnik wysokiej bioróżnorodności terenów otaczających ich gniazda. Okazuje się, że same gniazda to prawdziwe "hot spoty" różnorodności biologicznej. Naukowcy zapowiadają, że będą nadal odkrywać tajemnice bocianich gniazd, niezwykle bogatych światów, złożonych z wielu wyjątkowych organizmów. Zachęcają też do korzystania z online'owego kalkulatora masy gniazda. « powrót do artykułu
  22. UWAGA: Poniższy artykuł od początku spotkał się z ostrą krytyką czytelników i komentujących. Miesiąc po publikacji, 21 grudnia, został on wycofany, a Nature Communications opublikowało komunikat na ten temat. Podczas gdy obecnie propagowane na uniwersytetach polityki różnorodności zachęcają, by mentorami dla kobiet były inne kobiety – co ma pomóc w zwiększeniu liczby kobiet robiących karierę naukową – to nasze badania sugerują, iż to mentor płci męskiej może w większym stopniu zachęcać młodą kobietę do robienia kariery naukowej, mówi profesor Bedoor Al Shebli z kampusu Uniwersytetu Nowojorskiego w Abu Zabi. Al Shebli, profesor KInga Makovi oraz profesor Talal Rahwan postanowili przyjrzeć się relacjom mistrz-uczeń na uczelniach wyższych. Wyniki woich badań opublikowali na łamach Nature w artykule The Association between Early Career Informal Mentorship in Academic Collaborations and Junior Author Performance. Naukowcy rozpoczęli swoją pracę od analizy autorstwa ponad 300 milionów publikacji naukowych. Na tej podstawie zidentyfikowali 3 miliony par mentor-uczeń, z czego wybrali losową próbkę i poddali ją dalszej analizie. Stwierdzili, że jakość relacji mistrz-uczeń wpływa na jakoś publikacji naukowych, które w przyszłości uczeń pisze samodzielnie, bez opieki mistrza. Co ważne, w swojej analizie uczeni brali pod uwagę nie relację ucznia z formalnie przypisanym mu opiekunem naukowym, a relację z osobą, która rzeczywiście sprawowała rolę mistrza. Ponadto nie skupiali się tylko na jednym mentorze dla danego ucznia. Brali pod uwagę wszystkie osoby z otoczenia rozpoczynającego karierę naukowca, które – niezależnie od formalnie przypisanej roli – wspomagały go w pracy naukowej i miały większe doświadczenie od niego. W przeciwieństwie do poprzednich badań nad zagadnieniem mistrz-uczeń nie skupiano się tylko na formalnym opiekunie naukowym pracy doktorskiej czy na artykułach tworzonych na potrzeby jednego pisma naukowego. Przyglądano się większemu odcinkowi czasowemu kariery młodego naukowca oraz wspomagającym go w niej osobom. Na początku kariery naukowej relacja mistrz-uczeń może zachodzić nie tylko między dwiema osobami. Dla rozpoczynającego karierę naukowca wielu starszych uczonych może być mistrzami i wielu może go w tej karierze wspomagać. Nie muszą przy tym formalnie spełniać takiej roli, wyjaśnia Ali Shebli. Uczeni z NYU Abu Zabi oceniali jakość relacji używając dwóch czynników. Z jednej strony sprawdzali jaką pozycję naukową i jakie sukcesy naukowe miał za sobą mistrz w momencie opieki nad młodym naukowcem, z drugiej zaś jak rozległą sieć powiązań z innymi naukowcami i współpracownikami miał mentor gdy rozpoczynała się jego relacja z uczniem. Po analizie wybrali losową próbkę 2000 naukowców, których zidentyfikowali jako uczniów i dla których określili otaczającą ich sieć mistrzów. Skontaktowali się z nimi i poprosili o wypełnienie ankiety dotyczącej ich stosunków z mistrzami i wpływu mistrzów na ich karierę. Na podstawie tak przeprowadzonych analiz uczeni stwierdzili, że zwiększanie na uczelniach proporcji kobiet-mentorów jest powiązane nie tylko ze zmniejszonym wpływem mistrzów na kobiety robiące karierę naukową, ale również kobiety-mentorzy odnoszą z tego mniejsze korzyści. Wyniki tych badań przeczą wynikom badań wcześniejszych. Al Shebli, Makovi i Rahwan tak wyjaśniają te rozbieżności: Wcześniej wykazywano, że w przypadku kobiet posiadanie mistrza-kobiety zwiększa prawdopodobieństwo pozostania na uczelni i powiązane jest z lepszymi wynikami naukowymi. Jednak autorzy takich badań często porównywali kobiety posiadające mistrza-kobietę z kobietami, które w ogóle nie posiadały mistrza, zamiast porównywać z kobietami posiadającymi mistrza-mężczyznę. Nasze badania wypełniają tę lukę i wskazują, że kobiety robiące karierę naukową odnoszą więcej korzyści, gdy ich mistrzem jest mężczyzna niż inna kobieta. Przyczyny, dla których tak się dzieje, leżą poza zakresem niniejszej pracy.[...] Nasze badania sugerują też, że sami mentorzy odnoszą więcej korzyści, gdy ich uczniem jest mężczyzna, niż gdy jest nim kobieta. Jest to szczególnie widoczne, gdy mentorem również jest kobieta. « powrót do artykułu
  23. W wytwarzanych laboratoryjnie unaczynionych tkankach biodrukowane 3D zielenice mogą stanowić źródło tlenu dla ludzkich komórek. Autorzy publikacji z pisma Matter osadzili biodrukowane zielenice i komórki ludzkiej wątroby w trójwymiarowej matrycy hydrożelowej. To badanie jest pierwszym prawdziwym przykładem symbiotycznej inżynierii tkankowej; komórki roślinne i ludzkie są łączone w fizjologicznie znaczący sposób za pomocą biodruku 3D. Nasze studium jest unikatowym przykładem tego, jak wykorzystać często występującą w naturze strategię symbiotyczną do poprawy naszych umiejętności w zakresie produkowania funkcjonalnych tkanek - opowiada Y. Shrike Zhang, bioinżynier w Harvard Medical School oraz Brigham and Women's Hospital. Zapotrzebowanie na sztuczne tkanki, które zastępując zniszczone tkanki naturalne, odtworzą funkcję narządów, rośnie. W ostatnim dziesięcioleciu techniki biodruku 3D wykorzystywano do uzyskiwania rusztowań tkankowych. Zwykle biotusz osadza się na powierzchni, by uzyskać struktury 3D o zadanej architekturze i kształcie. W ten sposób można odtworzyć narządy i tkanki, z unaczynieniem, które pełni bardzo ważną rolę, włącznie. Zasadniczo biotusz naśladuje macierz pozakomórkową danej tkanki i wspiera wzrost zawieszonych komórek. Mimo postępów, głównym ograniczeniem pozostaje utrzymanie wystarczającego poziomu tlenu w wyprodukowanej tkance (tak by sprzyjał on przeżyciu, wzrostowi i funkcjonowaniu komórek). Naukowcy próbowali rozwiązać ten problem, uwzględniając biomateriały uwalniające tlen, jednak te nie działają przeważnie wystarczająco długo i niekiedy są toksyczne dla komórek, bo wytwarzają np. nadtlenek wodoru oraz inne reaktywne formy tlenu. Pilnie potrzeba metody długotrwałego dostarczania tlenu z wnętrza produkowanych tkanek - podkreśla Zhang. Próbując rozwiązać problem, zespół Zhanga posłużył się zielenicami Chlamydomonas reinhardtii. Na symbiotycznej relacji korzystają także zielenice, których wzrost jest częściowo wspierany przez dwutlenek węgla uwalniany przez ludzkie komórki. Pierwszym krokiem był biodruk 3D zielenic. Naukowcy enkapsulowali je w biotuszu złożonym głównie z celulozy. Amerykanie wybrali bioprinting EBB (ang. extrusion based bioprinting), czyli wytłaczanie, gdzie wykorzystywana jest wypełniana biotuszem strzykawka z długą igłą lub mikropipetą. Następnie biodrukowane zielenice i komórki pozyskane z ludzkiej wątroby umieszczano w trójwymiarowej matrycy hydrożelowej. Biodrukowane C. reinhardtii uwalniały tlen, korzystnie wpływając na żywotność i funkcje ludzkich komórek. Te ostatnie osiągały duże zagęszczenie i wytwarzały białka typowe dla wątroby. Na koniec zastosowano celulazę, która rozłożyła celulozowy biotusz. Ponieważ powstałe w ten sposób mikrokanały pokryły się śródbłonkiem, w wątrobopodobnej tkance powstała sieć waskularna. Dotąd nikt nie wspominał o opracowaniu nietrwałego biotuszu, który umożliwia początkową oksygenację, a następnie tworzenie naczyń w [...] konstrukcie tkankowym. To krytyczny krok [...]. Nim nowa metoda znajdzie zastosowanie w medycynie regeneracyjnej czy w skryningu leków, trzeba ją najpierw ulepszyć. Dotyczy to, na przykład, podłoża hodowlanego zarówno dla zielenic, jak i dla ludzkich komórek. Poza tym, by zoptymalizować dostawy tlenu od zielenic, należałoby dostosować warunki oświetleniowe. Technologia ta nie może być od razu przeznaczona do stosowania u ludzi. Po etapie weryfikacji koncepcji konieczne są kolejne badania [...]. « powrót do artykułu
  24. Od roku 2030 Wielka Brytania zakaże sprzedaży nowych samochodów napędzanych silnikami benzynowymi i diesla. To o 10 lat wcześniej niż dotychczas planowano. To część rządowego planu, w ramach którego gabinet premiera Johnsona postanowił bardziej energicznie przeciwdziałać zmianom klimatycznym. Jednocześnie rząd przeznaczył 1,3 miliarda funtów na rozbudowę infrastruktury do ładowania samochodów elektrycznych oraz 582 miliony funtów na zachęty dla kupujących samochody elektryczne. Jednocześnie jednak wykonano ukłon w stronę producentów samochodów hybrydowych typu plug-in. Sprzedaż nowych modeli zostanie zakazana dopiero od roku 2035. Samochody hybrydowe korzystają z silników elektrycznych, ale po wyczerpaniu energii są napędzane silnikiem spalinowym. Ostatnio okazało się, że producenci tego typu pojazdów oszukują klientów, gdyż rzeczywista emisja CO2 jest w ich przypadku 2,5-krotnie wyższa niż wartości z testów laboratoryjnych. Premier Johnson poparł też energetykę jądrową, jednak nie potwierdził jednoznacznie, że rząd sfinansuje elektrownię w Sizewell. Brytyjska energetyka jądrowa przeżywa obecnie problemy. Z jednej strony elektrownie jądrowe są potrzebne, by móc rezygnować z węgla, z drugiej zaś są kosztowną ryzykowną inwestycją. Znacznie mniejszym ryzykiem jest inwestowanie w źródła odnawialne, których cena spada. Jednak produkcja energii z tych źródeł jest wciąż na tyle mała i niestabilna, że nie mogą być one jedynym sposobem wytwarzania energii. Rząd Wielkiej Brytanii mówi, że przyjęty przezeń 10-punktowy program walki ze zmianami klimatu będzie wiązał się z powstaniem 250 000 nowych miejsc pracy. W ramach ogłoszonych planów rząd chce znacząco zwiększyć produkcję wodoru, co jest postrzegane jako zdecydowany ruch w kierunku dekarbonizacji przemysłu ciężkiego i innych sektorów gospodarki. Do roku 2030 Wielka Brytania ma posiadać instalacje do produkcji wodoru o łączniej mocy 5 GW. W tym samym czasie cała UE zapowiada wybudowania takich instalacji o łącznej mocy 40 GW. W rządowych dokumentach wspomniano też, że do roku 2025 dziesiątki tysięcy gospodarstw domowych będzie ogrzewanych za pomocą energii z wodoru. Ponadto do roku 2028 co roku ma być instalowanych 600 000 pomp cieplnych w domach prywatnych i budynkach publicznych, a rząd przeznacza dodatkowe 200 milionów funtów technologie przechwytywania i składowania dwutlenku węgla. "Mój 10-punktowy plan stworzy, utrzyma i ochroni setki tysięcy zielonych miejsc pracy i poprowadzi nas do celu, jakim jest osiągnięcie neutralności węglowej do roku 2050", powiedział Johnson. Inne elementy planu to czterokrotne zwiększenie do roku 2040 produkcji energii z morskich farm wiatrowych, wsparcie dla infrastruktury ułatwiającej poruszanie się po miastach pieszo i na rowerach, wsparcie prac badawczo-rozwojowych nad ekologicznymi napędami dla samolotów i statków. « powrót do artykułu
  25. Naukowcy z USA i Singapuru wykorzystali autonomiczny odkurzacz do... podsłuchiwania dźwięku w pomieszczeniach oraz zidentyfikowania programów telewizyjnych, które były odtwarzane w pokoju, w którym znajdował się odkurzacz. Osiągnięcie jest tym bardziej imponujące, że autonomiczne odkurzacze nie są wyposażone w mikrofon. Praca ta pokazuje, że do podsłuchiwania można prawdopodobnie wykorzystać każde urządzenie używające technologii lidar. Używamy tego typu urządzeń w domach, zbytnio się nad tym nie zastanawiając. My wykazaliśmy, że – mimo iż urządzenia takie nie są wyposażone w mikrofon – możemy tak przerobić ich system nawigacji, by wykorzystać go do podsłuchiwania rozmów i ujawnienia poufnych informacji, mówi profesor Nirupam Roy z University of Maryland. System lidar używany w autonomicznych robotach bada otoczenia ze pomocą laserów. Ich światło odbija się od obiektów znajdujących się w otoczeniu odkurzacza i trafia do jego czujników, dzięki czemu tworzona jest mapa pomieszczenia. Eksperci od pewnego czasu spekulowali, że mapy tworzone przez autonomiczne odkurzacze, które często są przechowywane w chmurze, mogą być wykorzystywane w reklamie. Mapowanie pomieszczeń pozwala bowiem na określenie ich wielkości, a więc wielkości całego mieszkania czy domu, z czego można wyciągać wnioski o wielości dochodów czy stylu życia. Roy i jego zespół zaczęli zastanawiać się, czyli wyposażone w lidar urządzenia można wykorzystać do podsłuchiwania dźwięków w pomieszczeniach, w których się znajdują. Fale dźwiękowe wprawiają różne przedmioty w drgania, a drgania te prowadzą do niewielkich zmian fal światła, które od tych przedmiotów się odbijają. Lidar w odkurzaczu wykorzystuje światło, które odbija się od nierównych powierzchni mających przy tym różną gęstość. Czujniki odkurzacza odbierają jedynie część takiego odbitego rozproszonego światła. Roy i jego zespół nie byli więc pewni, czy taka częściowa informacja wystarczy do prowadzenia podsłuchu. Najpierw jednak naukowcy zdalnie włamali się do autonomicznego robota, by wykazać, że są w stanie kontrolować pozycję jego laserów i przesyłać dane do swojego komputera, nie wpływając przy tym na zdolności nawigacyjne odkurzacza. Gdy już tego dokonali przeprowadzili eksperymenty z dwoma źródłami dźwięku. Pierwszym było nagranie człowieka recytującego różne cyfry. Nagranie było odtwarzane przez głośniki komputerowe. Drugim ze źródeł dźwięku były głośniki włączonego telewizora, na którym były odtwarzane różne programy. Naukowcy zaś przechwytywali sygnał lasera wysyłany przez system nawigacyjny odkurzacza i odbijający się od różnych przedmiotów znajdujących się w pobliżu źródeł dźwięku. Obiektami tymi były m.in. kosz na śmieci, kartonowe pudełko, jednorazowe pudełko na żywność, torba z polipropylenu i przedmioty, które możemy znaleźć na podłodze. Naukowcy przepuszczali następnie zarejestrowane sygnały przez algorytmy głębokiego uczenia się, które wcześniej trenowano do rozpoznawania ludzkiego głosu i identyfikowania sekwencji muzycznych z programów telewizyjnych. Okazało się, że system – nazwany LidarPhone – zidentyfikował wypowiadane liczby z 90-procentową dokładnością, a odtwarzane programy telewizyjne rozpoznał z ponad 90-procentową dokładnością. Naukowcy podkreślają, że autonomiczne odkurzacze to tylko jeden z wielu przykładów urządzeń wykorzystujących technologie jak Lidar. Podobne ataki można potencjalnie wykorzystać np. przeciwko smartfonowym systemom podczerwieni używanym do rozpoznawania twarzy czy czujnikom podczerwieni wykorzystywanym do wykrywania ruchu. Szczegóły ataku zostały opisane w pracy Spying with Your Robot Vacuum Cleaner:Eavesdropping via Lidar Sensors « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...