-
Liczba zawartości
37638 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Codzienna dawka multiwitaminy może chronić osoby starsze przed pogorszeniem zdolności poznawczych, donoszą naukowcy z Wake Forest University School of Medicine i Brigham and Women’s Hospital. Zastrzegają jednak, że przed wydaniem jakichkolwiek oficjalnych rekomendacji konieczne są dalsze badania. W krajach wysoko uprzemysłowionych wiele starszych osób cierp i chorobę Alzheimera. W Polsce jest ich ponad 350 000. Istnieje pilna potrzeba opracowania bezpiecznej i taniej metody ochrony przed spadkiem zdolności poznawczych, mówi profesor gerontologii i medycyny geriatrycznej Laura D. Baker, która wraz z profesorem Markiem Espelandem stała na czele zespołu badawczego. Ich praca została opisana na łamach Alzheimer’s & Dementia: The Journal of the Alzheimer’s Association. Uczeni przeprowadzili badania o nazwie COcoa Supplement and Multivitamin Outcomes Study for the Mind (COSMOS-Mind) sfinansowane przez National Institute of Aging. Były to badania pomocnicze do badań COSMOS, w których na próbce 21 442 osób badano, czy codzienne przyjmowanie wyciągu z kakao lub suplementu multiwitaminowego zmniejsza ryzyko chorób serca, udarów, nowotworów i innych schorzeń. Kakao jest bogate we flawonole, a wcześniejsze badania sugerowały, że mogą one pozytywnie wpływać na funkcje poznawcze. Wiemy też, że na zdrowie wpływa wiele innych składników odżywczych i minerałów, a ich niedobory mogą zwiększać ryzyko spadku zdolności poznawczych i demencji. Dlatego też Baker i Espeland rozpoczęli badania COSMOS-Mind, w których wzięły udział 4 grupy badanych. Porównywano skutki zażywania ekstraktu z kakao z placebo oraz preparatu multiwitaminowego zawierającego minerały z placebo. W badaniach wzięło udział 2200 ochotników w wieku co najmniej 65 lat. Ich losy śledzono przez 3 lata. Nasze badania wykazały, że o ile zażywanie ekstraktu z kakao nie miało wpływu na zdolności poznawcze, to suplement multiwitaminowy z minerałami prowadził do statystycznie istotnej poprawy funkcjonowania poznawczego, mówi Baker. Uczeni oceniają, że prowadzona przez trzy lata suplementacja multiwitaminami przełożyła się na spowolnienie spadku zdolności poznawczych o 60%. Zatem osoby przyjmujące multiwitaminy funkcjonowały tak, jakby były o 1,8 roku młodsze. Pozytywny skutek suplementacji był najlepiej widoczny u osób z chorobami układu krążenia. Są one bardziej narażone na pogorszenie funkcjonowania poznawczego. Jest jeszcze zbyt wcześnie, by zalecać suplementację multiwitaminami jako środek poprawiający funkcjonowanie. To co prawda bardzo obiecujące spostrzeżenia, ale trzeba przeprowadzić badania na większej i bardziej zróżnicowanej grupie ludzi. Wciąż też próbujemy zrozumieć, dlaczego multiwitaminy miałyby mieć ten korzystny wpływ, dodaje Baker. « powrót do artykułu
- 5 odpowiedzi
-
- zdolności poznawcze
- suplement
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dwie mumie ze śladami morderstw sprzed tysiąca lat
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Jednym z aspektów badań nad dawnymi społecznościami jest określenie, jak często ich członkowie stykali się z przemocą. Kwestię tę można śledzić szukając śladów urazów na zachowanych szczątkach ludzkich. W 2021 r. ukazały się szerzej zakrojone badania dotyczące mieszkańców Pustyni Atacama żyjących w latach 600 p.n.e. – 600 n.e., w ramach których okazało się, że 21% procent szkieletów – głównie męskich – nosiło ślady urazów, z czego połowa była śmiertelna. Potencjalnie lepszym źródłem tego typu informacji mogą być jednak mumie z zachowanymi tkankami miękkimi. Międzynarodowy zespół naukowy przeprowadził właśnie badania trzech naturalnie zmumifikowanych ciał. Eksperci z Hiszpanii, Niemiec, Włoch, USA i Wielkiej Brytanii przyjrzeli się szczątkom mieszkańców Ameryki Południowej. Mumia z Uniwersytetu w Marburgu należy do mężczyzny, który zmarł pomiędzy 996 a 1147 roku. Analiza wyposażenia grobowego i ceramiki sugeruje, że najprawdopodobniej pochodził z regionu Arica na północy Chile ze społeczności rybackiej. Dwie mumie z Delémont Museum w Szwajcarii to mumia mężczyzny (902–944) i kobiety (1224–1282). Oboje lub jedno z nich mogło pochodzi z regionu Arequipa w Peru. Naukowcy przeprowadzili badania tomografem komputerowym. Zauważyli, że mumia z Marburga należała do mężczyzny w wieku 20–25 lat, który miał około 172 cm wzrostu. Jego płuca nosiły ślady blizn po ciężkiej gruźlicy. Z kolei badanie mumii z Delémont wykazało, że mężczyzna cierpiał na miażdżycę. Przede wszystkim zaś okazało się, że obaj mężczyźni zginęli w wyniku celowych aktów przemocy. Przyczyną śmierci mężczyzny z Marburga było pchnięcie w prawą dolną część pleców, które doprowadził do przerwania aorty na odcinku piersiowym z natychmiastową odmą opłucnową i wypełnienia klatki piersiowej krwią. Prawdopodobnie stare blizny po gruźlicy przyspieszyły wypływ krwi. Mężczyzna niemal natychmiast stracił przytomność. Ponadto na jego czaszce widać ślady nieśmiertelnych, ale powtarzanych uderzeń. Widać złamanie prawego łuku jarzmowego i przemieszczenie lewego stawu skroniowo jarzmowego. Ofiara mogła zostać zaatakowana przez dwóch napastników, jednego z tyłu i drugiego z przodu lub boku. Ewentualnie mógł być jeden napastnik, który najpierw zaatakował głowę, a następnie wykonał śmiertelne pchnięcie z tyłu. Mężczyzna z Délemont nosi ślady urazów czaszki, widoczne na lewym łuku jarzmowym i lewej kości skroniowej. Jednak zginął w wyniku urazu kręgosłupa szyjnego. Widoczne jest znaczne przemieszczenie dwóch kręgów, które wystarczyło, by go zabić. Tylko dzięki temu, że zachowały się tkanki miękkie wiemy, że przemieszczenie kręgów nie mogło być wynikiem nieostrożnego obchodzenia się z ciałem po śmierci. Autorzy badań uważają, że mężczyzna został ogłuszony uderzeniem w głowę i zabity uderzeniem w kark. Jedynie kobieta zmarła z przyczyn naturalnych. Naukowcy podkreślają, że gdyby nie zachowane tkanki miękkie, nie udałoby się określić przyczyn śmierci mężczyzn, co dowodzi wartości badań nad zmumifikowanymi ciałami, a nie tylko szkieletami. « powrót do artykułu-
- przemoc
- społeczeństwo
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zespół dr. Krzysztofa Deoniziaka z Uniwersytetu w Białymstoku (UwB) przeprowadził pierwsze w Polsce badania dot. spożycia mikroplastiku przez ptaki. Naukowcy zbadali dwa gatunki: kosa i śpiewaka. Okazało się, że mikroplastik znajdował się w przewodzie pokarmowym wszystkich zbadanych zwierząt. Niestety, obecnie produkowane tworzywa sztuczne nie ulegają biodegradacji w rozsądnym czasie w warunkach naturalnych. Ulegają za to rozpadowi i degradacji do mikroskopijnych cząstek określanych jako mikroplastiki (mniejsze niż 5 mm w jednym wymiarze) i dalej do nanoplastików (mniejsze niż 0,1 μm) - tłumaczy dr Deoniziak. Cząstki te stopniowo akumulują się w środowisku i stanowią problem dla żyjących w nim organizmów, poczynając od roślin i małych bezkręgowców, a kończąc na nas samych, ludziach. Ostatnie badania wykazały, że mogą utrudniać i uniemożliwiać poruszanie się, a po połknięciu mogą powodować uszkodzenia i niedrożność przewodów pokarmowych, co może prowadzić do zaburzeń łaknienia czy śmierci – dodaje. Większość badań dotyczących mikroplastiku prowadzona jest w środowiskach wodnych. Problem zanieczyszczenia lądów nie jest tak dobrze zbadany, mimo że istnieją dane sugerujące, iż jest on bardzo poważny. Mikroplastik znaleziono na Antarktydzie czy w Himalajach. Poznanie skali zanieczyszczenia lądów mikroplastikiem wymaga stworzenia wielkoobszarowych programów monitoringu różnych ekosystemów. Mogą w tym pomóc ptaki. Zwierzęta te są wykorzystywane jako wskaźniki bioróżnorodności, zanieczyszczeń i zmian środowiskowych. Najlepsze w tym celu byłyby gatunki występujące na obszarach całych kontynentów i w różnych środowiskach, od centrów miast po obszary naturalne. Dlatego też zespół doktor Deoniziaka wybrał przedstawicieli drozdowatych – kosa i śpiewaka. Drozdy wydają się być potencjalną grupą ptaków, która może być wykorzystana jako wskaźnik zanieczyszczenia mikroplastikiem w ekosystemach lądowych. To dlatego, że mają wyjątkowo lądowy tryb życia, szeroki zasięg występowania wielu gatunków, a także ze względu na rolę, którą pełnią w środowisku. Do badań wykorzystaliśmy ptaki, które zginęły w wyniku kolizji z infrastrukturą antropogeniczną, taką jak budynki, ekrany akustyczne, linie wysokiego napięcia. Ptaki były zbierane przez członków zespołu oraz wolontariuszy, w ramach projektów monitoringu przyrodniczego oraz nauki obywatelskiej (tzw. citizen science) w różnych miejscach województwa podlaskiego, wyjaśnia naukowiec. Uczeni przeanalizowali układ pokarmowy 16 kosów i 18 śpiewaków. U wszystkich zwierząt znaleziono mikroplastik. W sumie połknęły one 1073 kawałków. Były to głównie włókna o wielkości mniejszej niż 1 mm. Większość była przezroczysta, co sugeruje, że pochodził on z folii do pakowania lub plastiku jednorazowego użytku. U każdego śpiewaka znaleziono średnio 40 kawałków mikroplastiku, a u kosa – 21. Średnia liczba mikroplastiku stwierdzona w przewodach pokarmowych naszych drozdów była zatem wyższa niż wykazana dla któregokolwiek z wcześniej badanych gatunków ptaków lądowych, a także wyższa niż podawana dla ptaków morskich, komentuje dr Deoniziak. « powrót do artykułu
-
- ptaki
- mikroplastik
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kierowcy w podeszłym wieku częściej niż ich młodsi koledzy mylą pedał gazu z pedałem hamulca. Dlatego też w Japonii, kraju z największym na świecie odsetkiem seniorów w populacji, nakazano kierowcom powyżej 75. roku życia przeprowadzanie okresowych testów poznawczych. Jednak dotychczas brakowało badań opisujących procesy zachodzące w mózgu podczas naciskania pedałów gazu i hamulca. Zbadania tego problemu podjęli się Nobuyuki Kawai i Ryuzabura Nakata z Uniwersytetu w Nagoi. Naukowcy przeprowadzili eksperymenty z udziałem osób starszych, których mediana wieku wynosiła 68,7 lat oraz studentów, wśród których mediana wieku to 20,8 lat. Zadaniem badanych było naciskanie lewego bądź prawego przycisku lewą lub prawą stopą lub ręką w reakcji na odpowiedni sygnał. Wskazywał on, czy należy nacisnąć prawy czy lewy przycisk i czy należy do tego użyć prawej czy lewej ręki lub nogi. Czasami uczestnicy mieli więc naciskać przycisk ruchem na wprost (tak jak naciskamy pedał gazu, który znajduje się pod naszą prawą nogą), a czasem na skos (w ten sposób naciskamy pedał hamulca). Uczeni skupili się na badaniu reakcji w lewej części grzbietowo-bocznej kory przedczołowej. U wszystkich uczestników badań naciskanie przycisku nogą wiązało się w większą liczbą popełnianych błędów, dłuższym czasem reakcji i większą aktywacją mózgu niż w naciskanie przycisku ręką. Co interesujące, naciskanie przycisku nogą na skos powodowało większą aktywację mózgu niż naciskanie go na wprost. Różnicy takiej nie zauważono w przypadku rąk, co sugeruje, że uczestnicy badań mieli większe kłopoty podczas używania nogi do przyciskania na skos. Czas reakcji osób starszych był dłuższy niż osób młodszych. U seniorów dochodziło do większej aktywacji mózgu, co jest zgodne z tym, co wiemy o starzeniu się i o sposobach, w jaki mózg kompensuje spadek zdolności poznawczych. Jednak dzięki temu mechanizmowi kompensacji osoby starsze nie popełniały więcej błędów niż osoby młodsze. Badania wskazują zatem, że wciskanie pedałów nogami, szczególnie po skosie, jest wymagającym zadaniem. Osoby starsze i tak muszą zaangażować większą część mózgu niż osoby młodsze i potrzebują więcej czasu na reakcję. Dopiero wówczas nie popełniają więcej błędów młodzi. W sytuacjach stresowych lub gdy mózg zajęty jest dodatkowymi czynnościami, jak np. obserwacja drogi, rozmowa z inną osobą, mogą pojawiać się błędy i stąd może brać się większa w tej grupie liczba wypadków w wyniku pomylenia pedału gazu z hamulcem. « powrót do artykułu
-
Przemysł naftowy jak przemysł tytoniowy w latach 50. XX wieku?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Na przełomie XX i XXI wieku na prestiżowych amerykańskich uniwersytetach zaczęły pojawiać się centra badawcze specjalizujące się w kwestiach ocieplenia klimatu. Powstały one m.in. na Princeton, Stanford, MIT czy na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Pieniądze na powstanie tych centrów badawczych dały... firmy wydobywające ropę naftową i gaz ziemny. To, jak zauważa dziennikarz śledczy Paul Thacker, wyraźny konflikt interesów. Przedsiębiorstwa żyjące z wydobycia paliw kopalnych finansują badania, których celem jest odejście od paliw kopalnych. Thacker, na łamach British Medical Journal stwierdza, że koncerny naftowe zastosowały tę samą taktykę, jaką w połowie XX wieku stosowały koncerny tytoniowe. Gdy w latach 50. ubiegłego wieku coraz więcej osób zaczęło domagać się odszkodowań za problemy związane z paleniem papierosów – powodzi argumentowali m.in., że firmy wprowadzały na rynek szkodliwy produkt, nie ostrzegały przed niebezpieczeństwem dla zdrowia i ryzykiem uzależnienia – koncerny tytoniowe zaczęły domagać się większej liczby badań, a nie mniejszej. Strategia ta miała na celu wprowadzenie niepewności co do wyników badań. Podobną strategię przyjęły koncerny naftowe. Gdy na początku lat 90. naukowcy z firmy Exxon przekazali, że rządy mają zamiar wprowadzić regulacje w celu powstrzymania globalnego ocieplenia, francuski przemysł naftowy zaczął finansować badania nad przechwytywaniem atmosferycznego węgla przez oceany. W ten sposób chciano wywołać w opinii publicznej wrażenie, że sytuacja jest lepsza, niż w rzeczywistości. W roku 1998 American Petroleum Institute opracował wieloletni plan podważania rządowych działań na rzecz klimatu. Jednym z elementów planu było powołanie komitetu naukowego, którego celem było wprowadzenie niepewności co do wyników badań. Finansowanie badań naukowych ma też za zadanie przekonanie polityków, by nie wprowadzali ograniczeń dla przemysłu. Lobbyści koncernów naftowych zachęcają polityków do odrzucania różnych przepisów ograniczających przemysł mówiąc, że są one niepotrzebne, gdyż przemysł finansuje badania na prestiżowych uczelniach, a badania te wkrótce przyniosą rozwiązanie problemów. Działania takie przyniosły znaczące wyniki co najmniej w jednym przypadku. W 2011 roku finansowany przez przemysł wydobywczy program Energy Initiative na MIT opublikował raport, w którym stwierdzono, że gaz łupkowy może zastąpić węgiel, gdyż wiąże się z mniejszą emisją węgla do atmosfery. Celem raportu było osłabienie wyników badań przeprowadzonych na Cornell University, z których wynikało, że gaz łupkowy z powodu wycieków metanu jest bardziej szkodliwy niż węgiel. Obecnie wiemy, że raport Energy Initiative zawierał wiele błędów. Jednak spełnił swoje zadanie. Posługując się nim przemysł wydobywczy stworzył obraz „zielonego gazu łupkowego”, rok później raport był cytowany przez prezydenta Obamę podczas State of the Union, jego główny twórca Ernest Moniz został sekretarzem ds. energii i w USA rozpoczął się boom na gaz łupkowy. Wielu przeciwników finansowania badań nad zmianami klimatu przez koncerny naftowe podaje przykład badań nad przechwytywaniem dwutlenku węgla. Opracowywanie takich technologii ma przekonać opinię publiczną, że możemy bezkarnie spalać paliwa kopalne, bo CO2 można przechwytywać w miejscu wytworzenia. Technologia taka co prawda istnieje, ale jej stosowanie nie ma sensu ani ekonomicznego, ani ekologicznego. Rząd USA dofinansował badania nad takimi rozwiązaniami kwotą 7 miliardów dolarów i udzielił ulg podatkowych na kwotę miliarda dolarów, a mimo to praktycznie nie jest ona stosowana. Z badań opublikowanych w ubiegłym roku wynika, że usunięcie 1 gigatony CO2 rocznie – a to zaledwie około 2,5% całkowitej emisji – wymaga użycia tyle energii, ile całe USA zużyły w 2020 roku. Profesor Mark Jacobson z Universytetu Stanforda, który analizował jedyną amerykańską elektrownię węglową wykorzystującą technologię przechwytywania CO2 mówi, że urządzenia kosztowały miliard USD i są zasilane gazem ziemnym. Uczony zauważa, że przemysł naftowy sponsoruje olbrzymimi kwotami badania nad technologią, która się po prostu nie sprawdza. Co więcej, okazuje się, że już w 1981 roku naukowcy Exxona wiedzieli, że o ile technologia przechwytywania CO2 jest możliwa do zrealizowania z naukowego punktu widzenia, to jej stosowanie nie ma żadnego ekonomicznego uzasadnienia, gdyż wymaga użycia zbyt wielkich ilości energii. A w 1989 roku menedżerowie Exxona w wewnętrznych dokumentach zastanawiali się, jak przeciwdziałać rządowym próbom wprowadzania regulacji dotyczących emisji gazów cieplarnianych. Doszli wówczas do wniosku, że należy prowadzić działania mające na celu wprowadzanie wątpliwości co do niekorzystnych badań naukowych, podkreślanie kosztów takich rozwiązań oraz ciągle prowadzenie badań nad innymi rozwiązaniami. « powrót do artykułu-
- ocieplenie klimatu
- ropa naftowa
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Witamina K – jaką odgrywa rolę w organizmie człowieka?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Artykuły
Witaminy są niezbędne do zapewnienia prawidłowego funkcjonowania organizmu ludzkiego. Termin „witamina K” nie dotyczy tylko jednego związku organicznego rozpuszczalnego w tłuszczach, ale przynajmniej trzech głównych. Wyróżniamy witaminy K1, K2 oraz K3, pochodne 2-metylo-1,4-naftochinonu, które w pozycji C3 mają przyłączone reszty izoprenoidowe. Filochinon (Fitomenadion) Witamina K1 W pozycji C3 ma przyłączone cztery reszty izoprenoidowe Występuje wyłącznie w świecie roślinnym Menachinon, Witamina K2 Grupa związków określana skrótem MK-n (n- liczba reszt izoprenoidowych) Syntetyzowana przez bakterie saprofityczne układu pokarmowego (MK-4) Występuje w produktach pochodzenia zwierzęcego i produktach fermentacji soi (MK-7) Menadion, Witamina K3 Syntetyczna pochodna pozbawiona łańcucha bocznego przy węglu C3 W postaci wodorosiarczanu sodowego rozpuszcza się w wodzie, co warunkuje jego wysoką aktywność biologiczną Witamina K bierze udział w wielu procesach fizjologicznych. Do jej funkcji zalicza się: Wpływ na krzepnięcie krwi – utrzymanie prawidłowego stężenia: czynników krzepnięcia krwi zależnych od wit. K czynników hamujących krzepnięcie krwi Metabolizm kości Zahamowanie proliferacji kom. nowotworowych Utrzymywanie prawidłowej gospodarki wapniowej (determinuje odkładanie wapnia poza naczyniami krwionośnymi) – hamowanie powstawania płytki miażdżycowej Wpływ na ośrodkowy układ nerwowy (OUN) – bierze udział w syntezie sfingolipidów i ułatwia przekaźnictwo sygnałów Metabolizm witaminy K Reakcje zachodzą w siateczce endoplazmatycznej hepatocytów wątroby. Gamma-karboksylaza zależna od witaminy K zużywa formę hydrochinonową (zredukowaną) witaminy K przekształcając ją do postaci 2,3-epoksydu. Ten ulega przekształceniu do postaci chinonowej witaminy K w reakcji katalizowanej przez reduktazę 2,3-epoksydową oraz kofaktor ditiolowy. Kolejna redukcja do hydrochinonu przez NADPH i reduktazę witaminy K zamyka cykl regeneracji aktywnej postaci witaminy K, która może uczestniczyć w kolejnym cyklu (ulega regeneracji). Witamina K2 jest produkowana endogennie przez bakterie saprofityczne układu pokarmowego, tworzące florę jelitową. Zapotrzebowanie na witaminę K Dla całkowitej karboksylacji protein związanych z mineralizacją kości wymagany jest wyższy poziom witaminy K niż dla zapewnienia poprawności procesów koagulacji. Przyjmuje się że dla zapewnienia poprawnego procesu koagulacji wystarczy 1 μg witaminy K na każdy kilogram masy ciała, czyli przeciętnie 50-80 μg dziennie dla osobnika dorosłego. Zapotrzebowanie zależy od wieku, płci, aktywności fizycznej, przyzwyczajeń żywieniowych i ogólnego stanu organizmu. Grupą szczególnie narażoną na hipowitaminozę są chorzy z mukowiscydozą oraz noworodki, które nie mają jeszcze rozwiniętej flory jelitowej, a mleko matki jest ubogim źródłem tej witaminy. W celu zapobiegania chorobie krwotocznej noworodków, bezpośrednio po urodzeniu podaje się jednorazowy zastrzyk domięśniowy z witaminą K. Około 80% Wit. K jest przyjmowane z dietą, która stanowi główne źródło izoformy K1. Witamina K występuje przede wszystkim w roślinach zielonych liściastych: jarmuż, szpinak, brukselka, sałata, mąka sojowa, oliwa z oliwek, szparagi, suszone pomidory czy awokado. Czynniki powodujące niedobór witaminy K: nieodpowiednia dieta antybiotykoterapia stosowanie leków p/zakrzepowych, przeciwdrgawkowych choroby, którym towarzyszy utrudnione wchłaniane tłuszczów: niewydolność wątroby, w zespole złego wchłaniania, przewlekłe zapalenie trzustki choroby nerek (w związku z metabolizmem wit. D) w przypadku wysokich dawek wit. E (ok. 1000 j.m.) Witamina K a choroby cywilizacyjne Witamina K jest kofaktorem γ-karboksylazy – bierze udział w potranslacyjnej gammakarboksylacji reszt glutaminowych białek, takich jak: osteokalcyna macierz białka Gla białko S i C. Nieukarboksylowane białka są biologicznie nieczynne. Substancje te określane są jako białka indukowane niedoborem witaminy K (PIVKA, ang. proteins induced by vitamin K absence). Wysoki poziom białek PIVKA zwiększa ryzyko rozwoju wielu chorób cywilizacyjnych, między innymi: osteoporozy miażdżycy nowotworów schorzeń neurodegeneracyjnych cukrzycy. Osteoporoza jest to najczęściej występująca choroba metaboliczna kości. Objawy pojawiają się wtedy, gdy ubytek tkanki kostnej jest tak duży, że nie może ona spełniać dalej funkcji podporowo-mechanicznej i kości łatwo ulegają złamaniu. Białkami biorącymi udział w procesie kościotworzenia są: osteokalcyna, MGP (Matrix Gla Protein), periostyna. Osteokalcyna jest białkiem niekolagenowym, a jego synteza zachodzi w osteoblastach, odontoblastach i hipertroficznych chondrocytach. Odpowiada za wiązanie jonów wapnia hydroksyapatytu kośćca, świadczy o aktywności osteoklastów oraz zmniejszeniu osteoklastogenezy. Niecałkowita γ-karboksylacja osteoklastyny może być przyczyną zmniejszonej gęstości kości. Poziom osteokalcyny jest dobrym markerem świadczącym o aktywności osteoblastów. Osteoblasty są to komórki kościotwórcze, wytwarzają one osteoid (część organiczną macierzy kostnej), tam odkładają się kryształy fosforanów wapnia. Całość otoczona jest hydroksyapatytem czyli substancją międzykomórkową. Osteoklasty to natomiast komórki kościogubne, odpowiedzialne przede wszystkim za resorpcję kości. Bardzo ważne jest zachowanie homeostazy osteoblast/osteoklast. Ilość przyjmowanej witaminy K niezbędnej do całkowitej γ-karboksylacji osteokalcyny jest zdecydowanie wyższa niż od ilości witaminy K potrzebnej do procesów krzepnięcia. Zalecane dzienne spożycie witaminy K przy osteoporozie wynosi: 120 µg/d dla mężczyzn i 90 µg/d dla kobiet. Ostatnie dane mówią, by zwiększyć poziom MK-4 do 1,5 mg/d w celu zwiększenia γ-karboksylacji i utrzymaniu kośćca we właściwej kondycji. Profilaktykę osteoporozy rozpoczyna się już w dzieciństwie – należy stosować dietę bogatą w białko, wapń i witaminy. Obecnie uznaje się równorzędną rolę witaminy K z rolą wit. D w procesie prawidłowego kościotworzenia. Profilaktyka chorób układu krążenia Pierwszą dobrze poznaną rolą witaminy K był wpływ na układ krzepnięcia krwi. Witamina K jest utrzymania prawidłowego stężenia trombiny, czynników krzepnięcia : II, VII, IX, X oraz białek hamujących proces tworzenia skrzepu - S i C. Synteza tych czynników zachodzi w wątrobie. Nieaktywne formy do przemiany w aktywne biologicznie białka potrzebują γ-karboksylazy zależnej od wit. K. Nieprawidłowość tego procesu prowadzi do ułatwionego powstawania krwotoków wewnętrznych i zewnętrznych oraz problemów z gojeniem się ran. Odkładanie się w ścianach naczyń krwionośnych nieukarboksylowanych białek, takich jak: osteokalcyna, MGP, osteonektyna czy osteopontyna powoduje utratę elastyczności naczyń, co dalej prowadzi do rozwoju nadciśnienia, zawału serca lub powstania zatoru. Główną rolę odgrywają komórki mięśni gładkich naczyń, które produkują MGP. Ograniczenie ekspresji tych białek przyspiesza proces zwapnienia w ścianach naczyń. W podobny sposób działają leki p/zakrzepowe, takie jak warfaryna i acenokumarol. Hamują one odtwarzanie aktywnej formy wit. K, co uniemożliwia karboksylację i uaktywnienie białek MGP. Ze względu na niekorzystne interakcje witaminy K z lekami przeciwzakrzepowymi suplementacja witaminą K powinna zostać omówiona z lekarzem. Witamina K zapobiega również odkładaniu wapnia w naczyniach krwionośnych, przez co hamuje powstawanie płytki miażdżycowej. Witamina K a choroby OUN Witamina K odgrywa ważną rolę w patogenezie choroby Alzheimera. Jej wczesnym wskaźnikiem jest poziom apoliproteiny E, występującej w chylomikronach, które mają zdolność wiązania wit. K w surowicy. Wiązanie wit. K prowadzi do: przyspieszenia klirensu wit. K w wątrobie i obniżenia jej poziomu w osoczu podwyższenia poziomu nieaktywnych białek, zależnych od wit. K. Wit. K odgrywa również pewną rolę w procesie przekazywania sygnałów i metabolizmie lipidów mózgowych. Związane jest to z wysokim stężeniem tej witaminy w mózgu. Bierze ona udział w syntezie sfingolipidów oraz składników zewnętrznej warstwy błon komórek nerwowych. Witamina K jako czynnik przeciwnowotworowy Gamma-karboksylacja osteokalcyny, zależnej od witaminy K prowadzi do nasilenia osteoblastogenezy, co ma również znaczenie w chorobach nowotworowych. M.in. w szpiczaku mnogim dochodzi do zaburzenia w homeostazie osteoblast/osteoklast. Wykazano działanie przeciwnowotworowe wit. K in vitro: polega na zahamowaniu proliferacji komórek, związane z zahamowaniem cyklu komórkowego i stymulacją apoptozy badania wykonywano na kom. nowotworowych sutka, wątroby, jelita grubego, żołądka, płuc stopień zahamowania proliferacji zależy od zastosowanej formy witaminy i rodzaju linii komórkowych w badaniach klinicznych stosuje się wit. K2 - w przypadku nowotworu wątroby zwiększa przeżywalność chorych (przy wysokich dawkach podawanych doustnie). Witamina K a cukrzyca Wspomniana już wcześniej osteokalcyna ̶ białko zależne od witaminy K ̶ jest również substancją oddziaływującą na komórki β trzustki oraz tkankę tłuszczową. Prowadzi to do zwiększenia sekrecji insuliny oraz zmniejszenia insulinooporności tkanek. Zaleca się suplementację witaminy K w profilaktyce cukrzycy oraz w zapobieganiu późniejszych następstw choroby. Bibliografia: 1. Rola witaminy K2 w metabolizmie kości i innych procesach patofizjologicznych — znaczenie profilaktyczne i terapeutyczne, Kucharz E. J. i wsp., Forum Reum, 2018; 4, 2: 71–86 2. Rola witaminy K w zapobieganiu osteoporozie, Anuszewska E, Gazeta Farmaceutyczna, czerwiec 2011: 40-42 3. Witamina K, a choroby cywilizacyjne, Anuszewska E, Gazeta Farmaceutyczna, lipiec 2011: 24-26 « powrót do artykułu-
- witamina K
- organizm
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
O tym, że w wakacje a także poza nimi często brakuje krwi w szpitalach chyba każdy z nas słyszał. Gdzie szpitale zaopatrują się w krew? Czy tak jak w przypadku leków jest jakaś hurtownia, która sprzedaje krew? Bardzo często zastanawiamy się nad tym, dopiero kiedy problem dotknie nas samych lub kogoś z naszej rodziny, bo szpital nagle odwołał zabieg z powodu braku krwi. Krew jest jednym z najstarszych leków, którego do tej pory, pomimo postępu naukowo-technologicznego i wielu prób nie udało się wytworzyć syntetycznie. Zapotrzebowanie na krew corocznie wzrasta o około 10%. A zatem jak to jest zorganizowane? Polska służba krwi jest scentralizowana. Pozyskiwanie krwi odbywa się honorowo w systemie krwiodawstwa, który można podzielić na cywilny i służb mundurowych. Na taki kształt systemu gospodarowania krwią w Polsce miała wpływ Ustawa o Publicznej Służbie Krwi z dnia 22 sierpnia 1997 roku z jej dalszymi nowelizacjami. Ten akt prawny określa zasady pobierania, przechowywania i przetwarzania ludzkiej krwi, obrotu krwią i jej składnikami, a także określa warunki zapewniające ich dostępność oraz zasady, zadania realizowane przez jednostki organizacyjne publicznej służby krwi (JOPSK). Jednostkami tymi są Instytut Hematologii i Transfuzjologii (instytut badawczy), 21 Regionalnych Centrów Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa (RCKiK), Wojskowe Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa (WCKiK), Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa MSWiA. Kto się czym zajmuje? Głównymi zadaniami Instytutu Hematologii i Transfuzjologii jako jednostki badawczo-naukowej jest prowadzenie badań naukowych i prac rozwojowych dla postępu nauki w zakresie hematologii, transfuzjologii i dyscyplin pokrewnych, udzielanie konsultacji dotyczących leczenia krwią i jej składnikami oraz produktami krwiopochodnymi, nadzorowanie pracy w Centrach Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa, prowadzenie Krajowego Rejestru Dawców Krwi oraz współuczestniczenie w analizowaniu i wyjaśnianiu zdarzeń i reakcji niepożądanych mogących mieć miejsce podczas procesu leczenia krwią i jej składnikami. Centra Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa ze swoimi oddziałami terenowymi zarówno cywilne jak i mundurowe zajmują się pobieraniem krwi oraz zabiegami z tym związanymi, badaniem, preparatyką i przechowywaniem krwi i jej składników, wydawaniem krwi i jej składników do placówek leczniczych, zaopatrują wytwórnie farmaceutyczne w osocze będące materiałem do otrzymywania leków osoczopochodnych. Dodatkowo powołane Narodowe Centrum Krwi realizuje zadania związane z nadzorem nad organizacją pobierania krwi i oddzielania jej składników, realizuje zadania zawiązane z nadzorem nad funkcjonowaniem JOPSK, opiniuje plany działania w zakresie krwiodawstwa i krwiolecznictwa przygotowane przez IHiT, monitoruje potrzeby w zakresie zaopatrzenia w krew, jej składniki i produkty krwiopochodne. Organem doradczym i opiniotwórczym Ministra Zdrowia zajmującym się opiniowaniem projektów aktów prawnych w zakresie krwiodawstwa i krwiolecznictwa, opiniowaniem zamierzeń i programów rozwoju w zakresie publicznej służby krwi oraz oceną jej działalności jest Krajowa Rada do Spraw Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa. A zatem kto dostarcza krew do szpitali? To zadanie należy do Centrów Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa. Centra Krwiodawstwa cywilne i resortowe działają na tych samych zasadach, w myśl Ustawy o Publicznej Służbie Krwi, dawcy oddający krew w tych Centrach posiadają takie same prawa, obowiązki i przywileje. Wszystkie Centra posiadają akredytację Ministerstwa Zdrowia. Gdzie można oddać krew? W każdym mieście wojewódzkim w Polsce znajdują się siedziby Regionalnych Centrów Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa a na terenie województwa ich Oddziały Terenowe, w niektórych województwach powołane zostały dodatkowe Centra. takie jak Słupsku, Kaliszu, Wałbrzychu, Raciborzu, Radomiu. Regionalne Centra Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa posiadają na terenie Polski 130 Oddziałów Terenowych. Minister Obrony Narodowej powołał Wojskowe Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa z siedzibą w Warszawie obejmujące teren całej Polski ze 7 Stacjami Terenowymi. Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa powołane przez Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji ma siedzibę w Warszawie. Wszystkie Centra Krwiodawstwa współdziałają ze sobą i wspólnie uczestniczą w programie zabezpieczenia samowystarczalności Polski w zaopatrzenie w krew i jej składniki. Krwiodawstwo w Polsce jest oparte na zasadzie dobrowolnego i bezpłatnego oddawania krwi. Publiczna służba krwi zapewnia anonimowość dawcy, oznakowanie opakowań krwi nie może zawierać danych umożliwiających identyfikację dawcy krwi przez biorcę lub inną osobę bądź jednostkę organizacyjną inną niż JOPSK. Zarówno w siedzibach głównych jak i w oddziałach terenowych CKiK można honorowo oddać krew. CKiK we współpracy z różnymi instytucjami i organizacjami stwarza możliwość oddawania krwi na wyjazdowych ekipach pobierania, dzięki czemu dociera do większej ilości potencjalnych dawców honorowych. Jak oddać krew? Dawcą może być każda zdrowa osoba w wieku od 18-tu do 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn o wadze powyżej 50 kg, która czuje się zdolna do oddania krwi. Kandydat na dawcę powinien znać język polski w stopniu umożliwiającym samodzielne wypełnienie Kwestionariusza Dawcy. Wiek i waga są podstawowymi kryteriami, które muszą być bezwzględnie spełnione, ale jest oczywiście jeszcze wiele innych kryteriów, jakie trzeba spełnić, aby oddać krew. Mężczyźni mogą oddawać krew pełna nie częściej niż 6 razy w roku, a kobiety nie częściej niż 4 razy. Przerwa między kolejnymi oddaniami nie może być krótsza niż 8 pełnych tygodni (56 dni). Do oddania krwi należy stawić się wypoczętym, po lekkim niskotłuszczowym posiłku (np. pieczywo, wędlina, ser żółty, warzywa, owoce) i najlepiej do południa. Należy posiadać przy sobie dokument potwierdzający tożsamość wraz z numerem PESEL. Przed oddaniem i po oddaniu krwi należy pić dużo wody lub soków owocowych. Kandydat na dawcę nie może do 24 godzin przed zamierzonym oddawaniem krwi spożywać alkoholu. Należy pamiętać, że po oddaniu krwi z powodu osłabienia organizmu nie należy prowadzić pojazdów mechanicznych i wykonywać prac fizycznych. Przychodząc do Stacji Krwiodawstwa należy także pamiętać o zachowaniu zasad podstawowej higieny osobistej. Kwestionariusz to obowiązkowy dokument, który należy bezwzględnie wypełnić przed każdym oddaniem krwi lub pobraniem składników krwi. Pytania w ankiecie są bardzo szczegółowe i wkraczają w najbardziej intymne sfery życia, ale jest to jedyny sposób, aby jeszcze bardziej ograniczyć ryzyko związane z pobraniem krwi i podaniem jej potencjalnemu biorcy. Należy być świadomym, że istnieje pewien czas tzw. „okienko serologiczne”, od momentu zakażenia do czasu kiedy zakażenie to będzie mogło zostać wykryte przez testy. Ryzyko związane z tym faktem, może zostać wyeliminowane tylko przez dokładne i zgodne z prawda wypełnienie ankiety. Wszystkie udzielone informacje podlegają ochronie danych osobowych i stanowią tajemnicę lekarska. Dane te bez zgody nie mogą być i nie będą nikomu przekazywane, ani wykorzystane. Bardzo ważne jest zawiadomienie o ewentualnej zmianie adresu zamieszkania, jeśli nastąpiła taka w ciągu 3 miesięcy od daty oddania krwi. Adres to główny kontakt, jaki posiada stacja krwiodawstwa na wypadek otrzymania dodatnich lub wątpliwych wyników wykonanych badań. Kwestionariusz zawiera także zgodę każdego dawcy na pobranie krwi, która musi zostać potwierdzona świadomie własnoręcznym podpisem. Podpis dawcy stwierdza, że: zapoznał się z dostępnymi materiałami i informacjami oraz, że zrozumiał ich znaczenie, miał możliwość wyjaśnienia wątpliwości, otrzymał satysfakcjonujące odpowiedzi na wszystkie zadane pytania, świadomie wyraża zgodę na przeprowadzenie pobrania. Oddanie krwi to trzy etapy, które musi przejść każdy Dawca. Zajmują one razem maksymalnie do 60 minut. Pierwszy etap to rejestracja i wypełnienie Kwestionariusza. Drugi etap to badania laboratoryjne i lekarskie, które kończą się kwalifikacja do oddania lub dyskwalifikacja, która uniemożliwia oddawanie krwi czasowo lub na stałe. Przed wizyta w gabinecie lekarskim pobierana jest próbka krwi w celu sprawdzenia poziomu hemoglobiny. Trzeci etap to oddanie krwi, po uprzednim umyciu i zdezynfekowaniu przedramienia, założeniu fartucha ochronnego i ochraniaczy na buty. Po oddaniu krwi należy odpocząć pod opieką pielęgniarki. Co Krwiodawca dostaje za oddanie krwi? Każdy, kto odda krew otrzymuje porcję żywnościową będąca ekwiwalentem energetycznym, równoważnym oddanej krwi. Ekwiwalent ma za zadanie wzmocnić dawcę i uzupełnić straty energetyczne spowodowane oddaniem krwi. Stanowi on równoważność 4500 kilokalorii. W dniu oddania krwi, dawcy przysługuje dzień wolny od nauki lub pracy z zachowaniem prawa do wynagrodzenia. W trakcie pandemii lub zagrożenia pandemią po oddaniu krwi przysługują 2 takie dni. Należy pamiętać aby po oddaniu krwi zabrać zaświadczenie, które upoważnia do takiego zwolnienia. Dodatkowo przysługuje ulga podatkowa, zwrot kosztów podróży do miejsca oddawania krwi, bezpłatne wyniki wykonanych badań diagnostycznych. Krwiodawca dostaje coś jeszcze! Ogromną satysfakcję z tego, że ratuje zdrowie i życie innych ludzi. A zdrowie i życie ludzkie jest wartością najwyższą. Bibliografia: 1. Dziennik Ustaw 1997 nr 106 poz. 681, Ustawa z dnia 22 sierpnia 1997 o publicznej służbie krwi 2. Krwiodawstwo. Zbiór przepisów dla placówek służby krwi, pod red. J. Sabińskiego i M. Łętowskiej, Wydanie II, Warszawa 2000 3. Transfuzjologia kliniczna. Korsak J., Łętowska M., alfa-medica press 2009 4. Poradnik dawcy - witryna WCKiK « powrót do artykułu
-
Poziom narcyzmu prezydenta USA powiązany z długością wojen
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Badania przeprowadzone na Ohio State University sugerują, że narcyzm prezydenta USA wpływa na czas trwania wojen za jego kadencji. Doktorant John P. Harden wziął pod uwagę 19 prezydentów, którzy rządzili w USA w latach 1897–2009. Jego analiza objęła zatem wszystkich mieszkańców Białego Domu od Williama McKinleya po George'a W. Busha. Prezydenci o wyższym poziomie narcyzmu mają tendencję do wycofywania się z wojny tylko wówczas, gdy mogą powiedzieć, że wygrali i mają tendencję do przedłużania wojny, by móc zadeklarować zwycięstwo, mówi Harden. Jego zdaniem rządzący z wyższym poziomem narcyzmu nie potrafią poświęcić własnego wizerunku dla dobra kraju i chcą wyglądać na heroicznych i kompetentnych, nawet jeśli ma to oznaczać przedłużanie wojny poza jej rozsądne ramy. Harden oparł się na swoich wcześniejszych badaniach, w ramach których zauważył, że bardziej narcystyczni prezydenci z większym prawdopodobieństwem zaangażują się w wojnę z silnym krajem bez szukania poparcia u sojuszników niż ci mniej narcystyczni. Do pomiaru skali narcyzmu prezydentów Harden wykorzystał istniejącą bazę danych prezydenckich osobowości. Baza taka powstała w 2000 roku. Jej twórcy poprosili o pomoc 115 ekspertów, z których każdy napisał co najmniej 1 prezydencką biografię, o wypełnienie kwestionariusza składającego się z 200 pytań dotyczących osobowości danego prezydenta. W ten sposób uzyskano 172 kwestionariusze (niektórzy z ekspertów napisali biografię więcej niż jednego prezydenta). Harden przeanalizował tę bazę pod kątem występowania u prezydentów cech osobowości narcystycznej. Ponadto na potrzeby badań wykorzystał definicję wojny mówiącą, że jest to walka pomiędzy dwoma krajami, podczas której w okresie 1 roku w wyniku walk ginie co najmniej 1000 osób. Zgodnie z tą definicją w latach 1897–2009 USA brały udział w 11 wojnach. Naukowiec stwierdził, że w przypadku rządów 8 prezydentów, u których poziom narcyzmu był wyższy od średniej, średnia liczba dni, w czasie których USA prowadziły wojnę wynosiła 613, natomiast w przypadku 11 prezydentów z poziomem narcyzmu niższym od średniej kraj był w stanie wojny przez 136 dni. Największym narcyzem wśród badanych prezydentów okazał się Lyndon Johnson (1963–1969, demokrata), a na kolejnych miejscach uplasowali się Theodore Roosevelt (1901–1909, republikanin) i Richard Nixon (1969–1974, republikanin). Najmniej narcystyczny był zaś William McKinley (1897–1901, republikanin), następnie William Howard Taft (1909–1913, republikanin) i Calvin Coolidge (1923–1929, republikanin). Autor badań stwierdza, że prezydenci o niskim poziomie narcyzmu, jak McKinley czy Eisenhower oddzielali interes osobisty od interesu państwa, postrzegali wojnę jako rozwiązanie ostateczne i starali się jak najszybciej ją zakończyć. Tymczasem ci, którzy byli narcyzami, jak FDR czy Nixon mieli problemy z oddzieleniem własnych pragnień od interesów państwa i przedłużali wojny. Naukowiec przypomina, że o przystąpieniu do wojny i jej trwaniu decyduje wiele różnych czynników, ale jego zdaniem narcyzm prezydenta jest jednym z nich i był pomijany we wcześniejszych badaniach. Z badań takich wiemy np. że na czas trwania wojny wpływa teren, na jakim jest prowadzona, stosunek sił pomiędzy krajami oraz fakt czy prezydent rozpoczął wojnę czy ją odziedziczył po poprzedniku. Harden wykazał, że nawet po uwzględnieniu tych czynników narcyzm prezydenta nadal wpływa na czas trwania wojny. Wpływ ten utrzymuje się także jeśli uwzględni się czynniki osobiste i wewnętrzne, jak doświadczenie wojskowe prezydenta, czas trwania jego rządów, czy partia prezydenta kontroluje Kongres oraz czy konflikt miał miejsce w czasie zimnej wojny. Uczony odpowiada też na pytanie, dlaczego narcyzm prezydenta miałby wpływać na wojnę. Jeden z powodów jest taki, że narcyz bardziej wierzy w swoje możliwości i jest bardziej agresywny, chce zatem dzięki wojnie osiągnąć bardziej ambitne cele. Narcyz przyjmuje też nieefektywne strategie, gdyż charakteryzuje się nadmierną pewnością siebie, a chęć utrzymania wizerunku może prowadzić do konfliktów, mówi uczony. Ponadto narcyz, chcąc chronić swój wizerunek, pod wpływem stresu podejmuje błędne decyzje i nie chce się z nich wycofać. Narcystyczni prezydenci więcej czasu poświęcają ochronie własnego wizerunku. To zaś powoduje, że przeciągają wojny dłużej, niż to konieczne, dodaje Harden. « powrót do artykułu -
Sensacyjne znalezisko na dnie Zalewu Szczecińskiego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
W sierpniu br. w ramach projektu „Wraki Zalewu Szczecińskiego 2022” zlokalizowano wrak samolotu. Po przeanalizowaniu dostępnych dokumentów, a także informacji dot. katastrofy samolotu B-17G o numerze płatowca 44-8046 miejsce prac wytypowali pracownicy Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu. Projekt „Wraki Zalewu Szczecińskiego 2022” jest realizowany przez Muzeum Oręża Polskiego, Starostwo Powiatowe w Kołobrzegu, Zachodniopomorskie Stowarzyszenie Dziedzictwo Morza, firmę Escort Technology i Zakład Robót Hydrotechnicznych i Podwodnych UW Service, we współpracy z Katedrą Medycyny Sądowej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego i Muzeum Obozów Jenieckich. Statek pomiarowy ECHO 2 firmy Escort odkrył wrak samolotu nieopodal miejsca, gdzie Urząd Morski w Szczecinie wydobył podczas inwestycji „Modernizacja toru wodnego Świnoujście – Szczecin do głębokości 12,5 m” elementy amerykańskiego bombowca B-17. Wiele wskazuje więc na to, że właśnie znaleziono jego kolejne pozostałości. Pracami badawczymi kierował Aleksander Ostasz, dyrektor Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu, rzeczoznawca ministra kultury, dziedzictwa narodowego i sportu. W skład zespołu wchodzili pracownicy firmy Escort Technology (Adam Kudynowski, Kamil Cybulski, Marcin Matysiak, Paulina Sopek, Paweł Mikołajewski i Tomasz Jankowski), a także dr hab. n. med. Andrzej Ossowski z Katedry Medycyny Sądowej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie i fotograf Maciej Papke. Statek pomiarowy ECHO 2 Zaawansowana jednostka badawczo-szkoleniowa ECHO 2 ma 13 m długości, 4,1 m szerokości i 1,2 m zanurzenia. Na pokładzie pomieści do 12 osób. Jak wyliczono na witrynie firmy Escort Technology, służy ona do prowadzenia pomiarów hydrograficznych na wodach morskich i śródlądowych, poszukiwań wraków na morzu, monitoringu strefy przybrzeżnej Bałtyku, inspekcji konstrukcji hydrotechnicznych oraz kadłubów statków za pomocą środków telewizji podwodnej, badań okresowych przy przeglądach hydrotechnicznych budowli, nabrzeży, rurociągów, w tym sprawdzenia czystości dna oraz szkoleń specjalistycznych z zakresu wykorzystania systemów hydroakustycznych i hydrograficznych. Statek posiada w pełni zintegrowany system hydrograficzny, w którego skład wchodzi echosonda jedno- i wielowiązkowa, sonar holowany, sonar skanujący, system pozycyjny GPS RTK, pojazd podwodny ROV Falcon, system pozycjonowania podwodnego, kamera akustyczna ARIS, czujnik ruchu i wiele innych w zależności od zapotrzebowania. Losy misji Siódmego października 1944 r. bombowiec B-17G nr 44-8046 został zestrzelony nad Zalewem Szczecińskim. Boeing prowadził formację 149 bombowców B-17. Brały one udział w nalocie na fabrykę benzyny syntetycznej w Policach. Na pokładzie B-17G znajdowało się 11 osób; James R. Luper (dowódca), Norman A. Kriehn, William J. Morrow, Frederick N. Asbell i John H. Derling przeżyli katastrofę i zostali wzięci do niewoli. Zidentyfikowano i pochowano Henry'ego P. Loadesa, Edwarda A. Jr. McNeala i Johna W. Koehlera. Alfred W. Fischer, Gordon H. Haggard i Ancil U. Shepherd są nadal uznawani za zaginionych. Możliwe, że ich szczątki znajdują się we wraku. Zachowała się relacja płk. Lupera. Wynika z niej, że bombowiec B-17G o numerze płatowca 44-8046 prowadził formację. Miał też nawigować z trudnych warunkach atmosferycznych. O tym, że jednostka wykonywała bardzo ważne zadanie, świadczyć może choćby skład załogi; znalazło się w niej 8 oficerów i 3 podoficerów wyższego stopnia. Z relacji sierż. Alberta G. Williamsa z innego bombowca, który brał udział w Misji 133, dowiadujemy się, że płk. James R. Luper kierował samolotem P.F.F. (Pathfinder Force), czyli jednostką wyposażoną w specjalistyczny radar H2X, zwany kolokwialnie Mickey - napisano w komunikacie Muzeum Oręża Polskiego. Apel o pomoc/wiadomości Muzeum Oręża Polskiego szuka kontaktu do krewnych załogi Boeinga B-17G nr 44-8046 z 457. Grupy Bombowej Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych (750. Dywizjon Bombowy), ewentualnie do weteranów 8. Armii Lotniczej (czy ich krewnych), biorących 7 października 1944 r. udział w nalocie na fabrykę benzyny syntetycznej w Policach. Można pisać na adresy dyrektor@muzeum.kolobrzeg.pl lub alekost@wp.pl oraz dzwonić pod numer 601 402 400. « powrót do artykułu-
- bombowiec B-17G nr 44-8046
- Zalew Szczeciński
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Najbardziej pożądana metoda produkcji wodoru – uzyskiwanie go z wody metodą elektrolizy – pochłania dużo energii. Optymalnym rozwiązaniem byłoby używanie energii ze źródeł odnawialnych. Profesor Gang Kevin Li z University of Melbourne zaprezentował metodę produkcji wodoru z powietrza o wilgotności zaledwie 4%. To otwiera drogę do produkcji wodoru w okolicach półsuchych, gdzie istnieje największy potencjał wykorzystania energii odnawialnej, a w których nie ma dostępu do odpowiedniej ilości wody. Obecnie większość produkowanego wodoru uzyskuje się gazu ziemnego lub węgla. Na całym świecie trwają prace nad bardziej ekologicznymi metodami jego produkcji. Li i jego zespół postanowili pozyskiwać wodór z powietrza. W każdej chwili w atmosferze znajduje się około 13 bilionów ton wody. Jest ona nawet obecna w środowiskach półsuchych. Naukowcy z Australii uzyskali z powietrza wodór o wysokiej, 99-procentowej, czystości. Ich prototypowa instalacja działała przez 12 dni. W tym czasie udało się średnio pozyskać niemal 750 litrów wodoru dziennie na każdy metr kwadratowy elektrolizera. Naukowcy najpierw nasączali gąbkę lub piankę elektrolitem absorbującym wodę, a następnie umieszczali ją pomiędzy elektrodami. Woda pozyskana przez elektrolit jest spontanicznie transportowana do elektrod przez siły kapilarne. Na katodzie powstaje wodór, na anodzie tlen. To proces całkowicie pasywny. Nie są potrzebne żadne ruchome części, mówi Li. Urządzenie testowano zarówno zasilając je samymi panelami słonecznymi, jak i samą niewielką turbiną wiatrową. Działało i w pomieszczeniu i na zewnątrz, a wydajność konwersji energii słonecznej na wodór wynosi 15%. Jeśli uda się pozyskać fundusze, w przyszłym roku powstanie prototyp o powierzchni elektrod sięgającej 10 m2. Jego twórcy chcą też opracować tańszy i bardziej wydajny elektrolizer. « powrót do artykułu
-
We wtorek (13 września) rozpoczęły się pierwsze w historii badania archeologiczne na dziedzińcu paradnym Pałacu Branickich w Białymstoku, który jest nazywany Wersalem Podlasia czy Polskim Wersalem. Mają one charakter sondażowy, zgodnie z planem potrwają 2 tygodnie i będą kosztować ok. 20 tys. zł. Przypomnijmy, że w pałacu mieści się Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Na powierzchni 5x5 m (fragmencie parkingu) zdejmowana jest warstwa kostki brukowej. Następnie naukowcy z Politechniki Białostockiej (PB) wykonają specjalistyczne odwierty, a specjaliści z Uniwersytetu w Białymstoku (UwB) zajmą się m.in. analizą roślinności historycznej. Prace archeologiczne prowadzi zespół dr. hab. Macieja Karczewskiego z UwB, który podkreślił w wypowiedzi dla PAP-u, że prace to efekt porozumienia trzech uczelni [Uniwersytetu Medycznego, UwB i PB] na rzecz badań nad najstarszą historią w obrębie rezydencji Branickich. Jak tłumaczy naukowiec, w wyniku rozbudowy, szczególnie po wojnie, Białystok tak naprawdę stracił ogromną szansę na poznanie tej najstarszej przeszłości miasta. Otoczenie Pałacu Branickich - dziedziniec wstępny, paradny i ogrody - należy do najmniej przekształconych części Białegostoku, dlatego wg Karczewskiego, mogą się tu kryć najbardziej obiecujące relikty archeologiczne. Warto przypomnieć, że dzięki pracom prowadzonym wcześniej na dziedzińcu wstępnym i w ogrodach zdobyto dowody na obecność w tym miejscu człowieka od młodszej epoki kamienia. Dr hab. Maciej Karczewski, prof. UwB, zaznacza, że dotychczas nikt nie otworzył wykopu archeologicznego na dziedzińcu paradnym, a więc w bezpośrednim sąsiedztwie zabytkowej rezydencji. Jak wspomnieliśmy na początku, prace rozpoczęły się wczoraj. Wcześniejsze badania georadarem pozwoliły na wykazanie różnic gęstości gruntu. Mogą one wskazywać na skutki działalności ludzkiej. Po zdjęciu warstwy usypanej podczas układania nawierzchni specjaliści dotrą do warstwy z okresu tuż po II wojnie światowej (powstała ona wskutek odbudowy pałacu w latach 1946-60). Tam możemy natrafić chociażby na jakieś elementy architektoniczne lub inne związane z tym zniszczonym pałacem - opisuje Karczewski. Niżej będą pozostałości z okresu Branickich, pod tym - z czasów Wiesiołowskich, Raczkiewiczów, następnie - wczesne średniowiecze. Powinna być osada z wczesnej epoki żelaza, a być może również znaleziska z epoki kamienia - podsumowuje. Pałac Branickich w Białymstoku jest jedną z najlepiej zachowanych rezydencji magnackich epoki saskiej na ziemiach dawnej Rzeczpospolitej. Początki pałacu sięgają XVI wieku, kiedy to powstał tutaj zamek obronny rodziny Wiesiołowskich, do której należał Białystok. W 1637 roku bezpotomnie zmarł marszałek wielki litewski Krzysztof Wiesiołowski. Zgodnie z jego życzeniem, Białystok przeszedł na własność państwa. Niedługo później miasto wraz z okolicznymi ziemiami za zasługi wojenne otrzymał hetman Stefan Czarniecki. Ten zaś przekazał je swojej córce Katarzynie, żonie Jana Klemensa Branickiego. Wtedy też rozpoczął się najświetniejszy okres rezydencji. Syn Katarzyny i Jana, Stefan Mikołaj Branicki, już w latach 90. XVII wieku rozpoczął przebudowę zamku na barokowy pałac, a jego syn, Jan Klemens, rozbudowywał rezydencję przez kolejne 50 lat. Pałac został zniszczony w 1944 r., odbudowano go w latach 1946–60. Stworzony przez Branickich pałac i ogrody zostały okrzyknięte Wersalem Polskim. « powrót do artykułu
-
- Pałac Branickich w Białymstoku
- prace archeologiczne
- (i 2 więcej)
-
Fizycy potrzebują coraz potężniejszych narzędzi, by prowadzić swoje badania. Dlatego przed 2 laty Rada CERN przyjęła plan dotyczący strategii rozwoju badań nad fizyką cząstek w Europie. Zakłada on m.in. wybudowanie 100 kilometrowego akceleratora Future Circular Collider (FCC). Fizycy z CERN – Patrick Janot i Alain Blondel – argumentują, że w związku z olbrzymim zapotrzebowaniem akceleratorów na prąd, pod uwagę należy brać również ślad węglowy tych urządzeń. Na świecie rozważanych jest kilka projektów budowy potężnych akceleratorów, jednak prawdopodobnie żaden kraj nie porwie się samodzielnie na realizację takiego przedsięwzięcia. Potrzebna jest współpraca międzynarodowa i przekonanie partnerów, że to właśnie ten a nie inny projekt wart jest realizacji. Międzynarodowa społeczność fizyków zastanawia się obecnie nad budową trzech akceleratorów liniowych – International Linear Collider (ILC) w Japonii, Cool Copper Collider (C3) w USA oraz Compact Linear Collider w CERN – i dwóch kołowych – FCC i China Electron Positron Collider (CEPC) w Chinach. Naukowcy podają argumenty za konkretnymi rozwiązaniami, a Janot i Blondel postulują, by "w przyszłych projektach z dziedziny fizyki wysokich energii uwzględniać nie tylko koszt i wydajność akceleratora, ale również jego ślad węglowy na każdy uzyskany wynik naukowy", stwierdzają naukowcy. Uczeni przeprowadzili analizę postulowanych akceleratorów i stwierdzili, że najbardziej „zielonym” z nich byłby FCC. Uzyskanie w nim jednego bozonu Higgsa wymagałoby zużycia 3 MWh. Drugim najlepszym byłby CEPC z wynikiem 4,1 MWh/bozon, natomiast najgorzej wypadł C3, który do wytworzenia jednego bozonu Higgsa zużyłby aż 18 MWh. Na tym jednak analiza się nie skończyła. Naukowcy przyjrzeli się też, jak dany kraj, w którym miałby znaleźć się akcelerator, uzyskuje energię. W tej konkurencji również wygrał FCC, w którym uzyskanie pojedynczego bozonu Higgsa wiązałoby się z wyemitowaniem 0,17 tony CO2. Z kolei ILC wyemituje 9,4 tony CO2 na każdy bozon. Niska emisja z FCC wiąże się z faktem, że we Francji niemal 80% energii elektrycznej pozyskiwane jest z elektrowni atomowych. « powrót do artykułu
-
- akcelerator
- CERT
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pisz po nowohucku. Kraków udostępnia bezpłatny font Huta
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Miłośnicy Nowej Huty mogą już pobrać nowohucki wzór liternictwa. Zarząd Zieleni Miejskiej w Krakowie udostępnił fonty na dysku Google'a. Fonty udostępniono na licencji OFL. Huta to krój pisma, którego forma bazuje na literach dawnych tablic ulicowych krakowskiej Nowej Huty. Mowa o wąskich, charakterystycznych tylko dla tego miejsca literach. Taki krój pisma nie pojawił się w żadnym innym miejscu. Powstał on w oparciu o ręczne liternictwo specjalnie dla Huty po 1959 roku, kiedy to nadano osiedlom nowe, funkcjonujące do czasów obecnych, nazwy - pokreślono w komunikacie ZZM w Krakowie. Pod opieką artystyczną Anny Zabdyrskiej współczesny font zaprojektowała w 2021 r. Dominika Langosz (miało to związek z wymianą tablic osiedlowych). Jest to tak zwany tytułowy krój pisma, a nie tekstowy. Nie możemy nim złożyć książki, ale możemy złożyć nim jej tytuł. Czcionka nada się do wszelkiego rodzaju tytułów, nagłówków, plakatów, szyldów - tłumaczyła Esce Anna Zabdyrska. « powrót do artykułu -
Od kilku dekad naukowcy obserwują, że coraz więcej osób dorosłych przed 50. rokiem życia zapada na nowotwory. Naukowców z Brigham and Women's Hospital zauważyli, że liczba przypadków wczesnych nowotworów – w tym nowotworów piersi, okrężnicy, nerek, wątroby, przełyku i trzustki – gwałtownie rośnie na całym świecie, a wzrost ten nagle przyspieszył około 1990 roku. Podjęli się więc bardziej szczegółowej analizy, której wyniki opublikowali na łamach Nature Reviews Clinical Oncology. Profesor Shuji Ogino mówi o zidentyfikowaniu zjawiska, które badacze nazwali „efektem kohorty urodzenia”. Okazuje się, że osoby urodzone później są narażone na większe ryzyko rozwoju nowotworu niż osoby urodzone wcześniej. Ludzie urodzeni w roku 1960 są bardziej narażeni na rozwój nowotworu przed 50. rokiem życia niż ludzie urodzeni w roku 1950, wyjaśnia Ogino. Ma to prawdopodobnie związek z czynnikami, na których działanie byli wystawieni w młodym wieku. Zauważyliśmy, że ryzyko takie rośnie w kolejnych pokoleniach, dodaje uczony. Ogino, doktor Tomotaka Ugai i ich zespół przeprowadzili globalną analizę 14 różnych typów nowotworów w latach 2000–2012 oraz przeanalizowali dostępną literaturę naukową opisującą podobne analizy dla wcześniejszych okresów. Analizie poddali też artykuły dotyczące możliwych czynników ryzyka oraz opisującą kliniczne i biologiczne charakterystyki nowotworów rozwijających się przed 50. rokiem życia i tych, które wystąpiły po 50. roku życia. Naukowcy zauważyli, że w ciągu ostatnich dekad doszło do znaczącej zmiany ekspozycji na czynniki ryzyka – takie jak dieta, styl życia, masa ciała, skład mikrobiomu oraz czynniki środowiskowe – w młodym wieku. Na tej podstawie wysunęli hipotezę, że za obserwowany wzrost liczby przypadków wczesnych nowotworów odpowiadają takie zmiany, jak coraz bardziej zachodnia dieta i styl życia. Możliwymi czynnikami ryzyka, związanymi z taką dietą i stylem życia są spożycie alkoholu, zbyt mała ilość snu, palenie papierosów, otyłość i spożywanie wysoko przetworzonej żywności. Ku swojemu zdumieniu uczeni zauważyli, że o ile średnia długość snu u dorosłych nie uległa dużej zmianie w ostatnich dekadach, to dzieci śpią obecnie znacznie krócej niż kilkadziesiąt lat temu. Ponadto od lat 50. obserwuje się rozpowszechnienie siedzącego trybu życia, znaczące wzrosty liczby przypadków cukrzycy, otyłości, spożycia alkoholu, wysoko przetworzonej żywności i napojów gazowanych. To, jak przypuszczają naukowcy, mogło doprowadzić do zmian w składzie mikrobiomu. Wśród 14 badanych przez nas rodzajów nowotworów 8 było powiązanych z układem trawienia. Pokarm, który spożywamy, odżywia mikroorganizmy w naszych jelitach. Dieta bezpośrednio wpływa na skład mikrobiomu, a jego zmiany mogą wpływać na ryzyka związane z zachorowaniami, mówi Ugai. Najważniejszymi czynnikami ryzyka z wyraźnym trendem wzrostowym w ostatnich dekadach w niemal wszystkich badanych rodzajach raka były otyłość i konsumpcja alkoholu. Uczeni zauważyli na przykład, że o ile liczba przypadków późnego (po 50. roku życia) nowotworu okrężnicy zaczęła rosnąć w latach 50., to od roku 1990 widoczny jest dramatyczny wzrost przypadków tego nowotworu u osób przed 50. rokiem życia. Naukowcy mówią, że część obserwowanych wzrostów mogła być spowodowana polepszeniem diagnostyki. Nie byli w stanie ocenić, jaka to część, ale są pewni, że udoskonalenie metod i narzędzi diagnostycznych nie wyjaśnia wzrostów we wszystkich 14 rodzajach nowotworów. Jednym z ograniczeń badań była niedostateczna ilość danych z krajów o niskich i średnich dochodach, co nie pozwoliło na śledzenie liczby przypadków nowotworów na przestrzeni dekad. Naukowcy chcą kontynuować swoje badania zapraszając do współpracy większa liczbę instytucji, co pozwoli lepiej monitorować globalne trendy. Chcą też rozpocząć więcej długotrwałych studiów, w ramach których różne zespoły naukowe będą śledziły losy ludzi od dzieciństwa po wiek senioralnych. « powrót do artykułu
-
- nowotwór
- czynnik ryzyka
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Muzeum Porcelany w Wałbrzychu kupiło unikatową lampę „Muzykująca dama” projektu Stanisława Emila Czapka (projekt 1912-14). Powstała w Fabryce Fajansu w Pacykowie. Pochodzi z lat 20. XX wieku. Kosztowała 49 tys. złotych. Zakup został dofinansowany ze środków ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Jak podkreśla dyrektor Muzeum Porcelany Jacek Drejer, lampa robi wrażenie. Ma 90 cm wysokości, miodowozłoty materiałowy abażur i jest lampą gabinetową. Zachowała się w dobrym stanie. Podstawa lampy jest wykonana z ceramiki. Ukazuje ona kobietę grającą na instrumencie [lutni], która ma dosyć bogaty strój z epoki - opowiada cytowany przez RMF24 Drejer. Co też ciekawe, jest to lampa elektryczna. Jak na tamte czasy niewiele było takich lamp. Fabryka w Pacykowie produkowała bibeloty; przed II wojną światową była jedną z większych fabryk fajansu w Polsce. Tomasz Nochowicz z Działu Ceramiki Muzeum Porcelany tłumaczył Dziennikowi Wałbrzych, że specjalizowała się w figurkach. Dyrektor wałbrzyskiego Muzeum podkreślił, że porcelana z wytwórni w Pacykowie jest bardzo rzadko spotykana na rynku kolekcjonerskim, dlatego są to unikatowe, a przez to drogie obiekty. Ci z Państwa, którzy choć odrobinę interesują się światem ceramiki, wiedzą, że przedmioty właśnie z tej wytwórni to dzisiaj białe kruki na światowych rynkach kolekcjonerskich - napisano na profilu Muzeum na FB. Przepiękną lampę można już oglądać na stałej ekspozycji. « powrót do artykułu
-
Wcześniaki i dzieci o niskiej wadze urodzeniowej standardowo otrzymują antybiotyki. Mają one zapobiegać infekcjom, na które takie dzieci są bardzo narażone. Jednak, jak donoszą uczeni z University of Melbourne, podawanie antybiotyków na wczesnym etapie życia może negatywnie odbijać się na życiu dorosłym. Uczeni zauważyli, że u nowo narodzonych myszy, ma to długotrwałe skutki dla mikrobiomu, jelitowego układu nerwowego i funkcjonowania jelit. Zwierzęta, którym podawano antybiotyki już od pierwszych godzin życia miały później zaburzone funkcje układu pokarmowego, w tym ruchomość jelit, a w życiu dorosłym cierpiały na objawy przypominające biegunki. W artykule Neonatal antibiotics have long term sex-dependent effects on the enteric nervous system opublikowanym na łamach The Journal of Physiology czytamy: Na całym świecie niemowlęta i małe dzieci są wystawiona na działanie największych dawek antybiotyków. Mamy coraz więcej dowodów na to, że wczesne wystawienie na te leki prowadzi do późniejszej podatności na wiele chorób, w tym na zaburzenia pracy jelit, jednak dotychczas nie był jasny wpływ antybiotyków na fizjologię jelit i jelitowy układ nerwowy. Dlatego też naukowcy przez 10 dni po urodzeniu podawali myszom wankomycynę, a po 6 tygodniach, gdy myszy były w wieku młodych dorosłych, sprawdzali, jaki miało to wpływ na ich okrężnicę. Odkryliśmy, że wankomycyna w różny sposób zaburzyła funkcjonowanie jelit u samic i samców. W przypadku samic doszło do znaczne wydłużenia czasu przechodzenia pokarmu przez jelita w porównaniu z grupą kontrolną, a u samców znacząco zmniejszyła się ilość wydalanych odchodów. U obu płci odchody miały też wyższy odsetek wody, co jest objawem podobnym do biegunki. Uczeni zauważyli też, zależne od płci, różnice w składzie chemicznym i aktywności Ca2+ w neuronach splotu błony mięśniowej (splocie Auerbacha), które biorą udział w kontroli motoryki jelit oraz w neuronach błony podśluzowej, umożliwiającej przesuwalność błony śluzowej układu pokarmowego względem podłoża. U samców neurony splotu błony mięśniowej zostały bardziej uszkodzone przez antybiotyk niż u samic. U obu płci zauważono przeciwstawne sobie zmiany w neuronach błony podśluzowej. Wankomycyna doprowadziła też do znacznych zmian w mikrobiomie okrężnicy i pozbawiła ją części receptorów serotoninowych, odgrywających ważną rolę w ruchach perystaltycznych. To pierwsze badania, podczas których wykazano długotrwałe skutki podawania noworodkom antybiotyków na jelitowy układ nerwowy, mikrobiom i receptory serotoninowe. Uczeni już planują dalsze badania, podczas których chcą dokładnie poznać mechanizm działania antybiotyków na układ pokarmowy u obu płci. Chcą się tez dowiedzieć, czy wczesne podawanie antybiotyków ma wpływ na metabolizm i funkcjonowanie mózgu w późniejszym życiu. « powrót do artykułu
- 5 odpowiedzi
-
- antybiotyk
- wcześniak
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Od lat jesteśmy świadkami zmian na światowej scenie politycznej i gospodarczej. W ostatnim czasie, szczególnie po napaści Rosji na Ukrainę, proces ten gwałtownie przyspieszył. Naukowcy i analitycy zastanawiają się, jak będzie wyglądał świat w kolejnych dekadach. „Polska – Azja. Wojna i pandemia, zmierzch dawnej globalizacji i początek nowej” to drugie spotkanie świata nauki, biznesu, administracji państwowej i samorządowej organizowane przez Centrum Studiów Azjatyckich działające w ramach Izby Gospodarczej Europy Środkowej. Współorganizatorami konferencji są Uniwersytet Wrocławski, Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu, Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu oraz Politechnika Opolska. Konferencja rozpocznie się 26 września. Jej tematem jest omówienie wpływu pandemii Covid 19 i wojny pomiędzy Rosją a Ukrainą na ekonomiczne, polityczne, społeczne i kulturowe przemiany w skali globalnej i lokalnej w krajach azjatyckich oraz ich znaczenie dla charakteru, natężenia i kierunku procesów globalizacyjnych, w szczególności tych, które dotykają Polski, Europy Środkowej i krajów azjatyckich, czytamy w zaproszeniu na konferencję. Cztery z pięciu dni konferencji zostaną poświęcone poszczególnym krajom i regionom Azji: w pierwszym dniu (26 września) eksperci zajmą się Chinami, dzień drugi (27.09) poświęcony będzie Korei, trzeci dzień zdominuje tematyka Japonii, dzień czwarty (29.09) to dzień Turcji, Azerbejdżanu, Kazachstanu, Kirgistanu, Turkmenistanu i Uzbekistanu. Natomiast dzień ostatni konferencji będzie poświęcony Azji jako całości, z uwzględnieniem jej poszczególnych regionów, szczególnie tych, których nie omówiono wcześniej. Organizatorzy konferencji, prof. Gościwit Malinowski z UW, dr hab. prof. UE Grzegorz Krzos z UE, dr hab. Maria Bernat z PO, dr hab. Andrzej Bujak z WSB oraz Łukasz Osiński, prezes Izby Gospodarczej Europy Środkowej, chcą zaprezentować potencjał naukowcy polskich studiów azjatyckich, wymienić doświadczenia oraz przedyskutować plany i możliwości badań nad krajami azjatyckimi z przedsiębiorcami i przedstawicielami administracji. Dlatego też organizatorzy zapraszają osoby zainteresowane tematyką konferencji do zaprezentowania wyników swoich badań naukowych. Osoby zainteresowane podzieleniem się wynikami swoich badań powinny wysłać na adres gosciwit.malinowski@uwr.edu.pl zgłoszenia zawierające imię, nazwisko, afiliację autora, tytuł prezentacji i jej preferowaną formę oraz krótkie streszczenie. « powrót do artykułu
-
- globalizacja
- Polska
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dziesiątego września do obiegu wprowadzono znaczek „200 lat latarni morskiej Rozewie”. Znaczek ma formę bloku. Tło dla latarni stanowią fragmenty morskiej mapy nawigacyjnej nr 151 Biura Hydrograficznego Marynarki Wojennej i widok na okolice Rozewia. Na kopercie pierwszego dnia obiegu (ang. FDC, od first day cover) widnieje latarnia z aparatem Fresnela I klasy i wiązka światła w urządzeniu optycznym, które wykorzystywano w latach 1866-1910. Autorem znaczka jest Andrzej Gosik. Wydano go na papierze z widocznym pod lupą mikrodrukiem. Jak podkreślono w komunikacie Poczty Polskiej, "projekty emisji filatelistycznej powstały w ścisłej współpracy z Apoloniuszem Łysejko – Wiceprezesem Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Narodowego Muzeum Morskiego oraz z Biurem Hydrograficznym Marynarki Wojennej". Znaczek zaprezentowano podczas obchodów 200-lecia latarni morskiej w Rozewiu, które zorganizowało Towarzystwo Przyjaciół Narodowego Muzeum Morskiego. Przylądek Rozewie po raz pierwszy wymieniany jest w dokumentach z 1359 roku. Ze szwedzkiej mapy z roku 1696 dowiadujemy się, że już wówczas na przylądku palono ognie. A w 1821 roku wzniesiono stałą latarnię o wysokości 21,3 metra. Zaczęła ona pracę 15 listopada 1822 roku. W latach 1910 i 1978 przeszła ona gruntowne prace modernizacyjne. Działa do dzisiaj i zwana jest starą latarnią. Niedaleko niej wybudowano bowiem nową latarnię, która pracowała w latach 1875–1910. Uroczystość wprowadzenia do obiegu znaczka została m.in. uświetniona symbolicznym „wodowaniem” książki o pierwszym polskim latarniku z Rozewia, Leonie Wzorku. Służbę na latarni rozpoczął on w 1920 roku. We wrześniu 1939 roku zosta aresztowany. Zginął prawdopodobnie 31 grudnia, rozstrzelany w Piaśnicy. « powrót do artykułu
-
- latarnia morska
- Rozewie
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W centralnym Belize znaleziono osadę Majów sprzed 1500 lat. Odkrycia dokonali archeolodzy z Instytutu Archeologii Belize oraz studenci z University of Illinois Urbana-Champaign. Pracami kierowała profesor antropologii Lisa C. Lucero z University of Illinois Urbana-Champaign. Stanowisko archeologiczne zostało zidentyfikowane na polach komunalnych należących do mennonitów. Pozostałości osadnictwa Majów wyglądają jak białe kopce rozrzucone wśród krajobrazu. Dzięki badaniom znalezionej ceramiki – jej stylowi i dekoracjom – archeolodzy stwierdzili, że osadnictwo w tym miejscu istniało we wczesnym okresie klasycznym pomiędzy latami 250 a 600 naszej ery. To właśnie wówczas Majowie wznosili monumentalne budowle, powstawały wielkie centra miejskie, a w całym świecie Majów trwał wielki rozwój intelektualny i artystyczny. Naukowcy trafili na ściany budynków, gipsowe podłogi, pozostałości po naczyniach do gotowania i spożywania potrwa. Znaleźli też wykonane z czertu narzędzia rolnicze oraz mniejsze (manos) i większe (metates) rozcieracze żaren, w których wytwarzano mąkę z kukurydzy. Wiemy też, że mieszkańcy osady nie wycięli okolicznych lasów. Znaleziono bowiem kości zwierząt, które mogły rozmnażać się tylko w lesie. Szczególną zagadkę stanowił jeden z budynków. Został wykonany z jednakowych kamieni i białego gipsu. Wyraźnie odróżniał się od innych budowli. Wewnątrz znaleziono niewiele przedmiotów, a w jego fundamentach nie było – tak typowych dla innych budowli – pozostałości artefaktów z gospodarstw domowych. Archeolodzy przypuszczają, że był to jakiś rodzaj wspólnego budynku, w którym organizowano ceremonie i wydarzenia z życia społeczności. Coś w rodzaju współczesnego kościoła, świetlicy czy centrum sportu. Naukowcy znaleźli też sporą platformę na szczycie wzgórza, na której znajdowały się cztery struktury, a pomiędzy nimi był plac. Tam najwyraźniej mieszkały miejscowe elity. Jednak elity te najwyraźniej nie separowały się od innych członków społeczności. Przedmioty znalezione w budynku komunalnym były bowiem wyraźnie lepszej jakości niż te znajdowane w zwykłych domach. Prawdopodobnie budynek komunalny został wybudowany wspólnym wysiłkiem ludności i elit. W jednej ze struktur zamieszkanych przez elity znaleziono zbiór 15 grotów z czertu. Ich wykonanie wymagało wielkiej zręczności, a użyty kamień był najwyższej jakości i nie pochodził z okolicy. Groty zostały wykonane wyłącznie po to, by złożyć je jako wota podczas budowy. Niestety z osady niewiele pozostało. Jej resztki uległy zniszczeniu przez lata uprawy ziemi w tym miejscu. « powrót do artykułu
-
Jeden z mitów dietetycznych głosi, że osoby, które więcej jedzą wieczorami, są bardziej podatne na przybranie na wadze i mają mniejszą szansę na jej zrzucenie. Badania przeprowadzone przez profesorów Alexandrę Johnstone z University of Aberdeen i Jonathana Johnstona z University of Surrey dowodzą, że energia z pożywienia jest podobnie użytkowana, niezależnie od tego, jak w ciągu dnia rozłożymy sobie liczbę spożywanych kalorii. Innymi słowy, bez samego ograniczenia liczby spożywanych kalorii nie powinniśmy liczyć na schudnięcie. Analizy zwyczajów dotyczących odżywiania się wskazują, że wiele osób większość kalorii spożywanych w ciągu dnia przyjmuje wieczorem. Johnstone i Johnston opublikowali właśnie na łamach Cell Metabolism pierwsze brytyjskie badania, w ramach których porównano wpływ spożywania większości dziennej dawki kalorii w ramach śniadań z ich spożywaniem w ramach kolacji. W badaniach wzięło udział 30 ochotników. Wszyscy oni mieli nadwagę lub byli otyli, jednak poza tym byli zdrowi. Badani przez 10 tygodni żywili się wyłącznie tym, co dostarczali im naukowcy. Przez pierwszy tydzień ochotnicy spożywali dietę potrzebną do utrzymania wagi. Otrzymywali 1,5 raza więcej kalorii niż wynosiło ich zapotrzebowanie energetyczne w czasie odpoczynku. Liczbę tę ustalono indywidualnie dla każdego z badanych. To standardowa liczba kalorii potrzebna do podtrzymania codziennych czynności życiowych. Kalorie były równomiernie rozłożone pomiędzy trzema posiłkami dziennie. Przez kolejne 4 tygodnie uczestnicy badań byli podzieleni na 2 grupy. W jednej z nich znalazło się 14 osób, które 45% dziennej dawki kalorii zjadały na śniadanie, 35% na obiad i 20% na kolację. w grupie drugiej było 16 osób, które na śniadanie zjadały 20% dawki kalorii, na obiad otrzymywały 35%, a na kolację zjadały 45% kalorii. Tutaj każdy z badanych otrzymał tyle kalorii, ile potrzebował jego organizm w czasie odpoczynku. Z tłuszczu pochodziło 35% kalorii, 30% dostarczano z białek, a 35% z węglowodanów. Po czterech tygodniach obie grupy jadły tak, jak w pierwszym tygodniu, a następnie – na ostatnie 4 tygodnie – zamieniono im dietę, czyli osoby, które wcześniej były w grupie jedzącej duże śniadania, trafiły do grupy jedzącej duże kolacje. Po każdym z czterotygodniowych etapów – przypomnijmy, że w ich trakcie badani otrzymywali tylko tyle kalorii, ile wynosiło ich zapotrzebowanie w czasie spoczynku – uczestników badania ważono. Okazało się, że osoby, które jadły większe śniadania niż kolacje straciły średnio 3,33 kg, a osoby jedzące większe kolacje niż śniadania straciły średnio 3,38 kg. Mimo, że różny rozkład kalorii w ciągu dnia nie wpływał na utratę wagi, to naukowcy zauważyli inną istotną rzecz. Osoby, które jadły większe śniadania czuły się bardziej najedzone przez resztę dnia. Przez ostatnie trzy dni każdej z diet badanym kilkukrotnie w ciągu dnia dawano do wypełnienia ankietę, w której swój poziom głodu oceniali na skali od O do 100, gdzie 0 oznaczało w pełni najedzony. Badani, gdy jedli duże śniadanie oceniali średnio swój poziom głodu na 30, a podczas jedzenia dużych kolacji – na 33. Jedzenie dużych śniadań wiązało się też z mniejszą chęcią na sięgnięcie po coś do zjedzenia, niższym poziomem stymulującego apetyt hormonu greliny i wyższymi poziomami hormonów odpowiedzialnych za uczucie najedzenia. To ważne badania, gdyż obala przekonanie, że różny rozkład liczby kalorii w ciągu dnia prowadzi do różnic w wydatkowaniu energii. Zasadniczym elementem odchudzania się, jest kontrola apetytu. Nasze badania sugerują, że osoby jedzące więcej kalorii na śniadanie, czują się bardziej najedzone, niż gdy jedzą więcej kalorii na kolację – stwierdzają autorzy badań. Spożywanie większej liczby kalorii na śniadanie a nie na kolację, może być dobrą strategią jeśli chcemy stracić na wadze, ale nie dlatego, że organizm w inny sposób korzysta z energii, ale dlatego, że czujemy się mniej głodni, więc możemy rzadziej podjadać. « powrót do artykułu
-
Brakuje mu prestiżu konia, nie jest naszym najlepszym przyjacielem jak pies i nie stanowi podstawy pożywienia jak świnia czy krowa. Ale to on – osioł – pomagał ludziom zbudować najpotężniejsze imperia starożytności. Proces udomowienia tego niezwykłego zwierzęcia stanowił dotychczas dla nas zagadkę. Została ona właśnie rozwiązana przez międzynarodowy zespół naukowy, na którego czele stał Ludovic Orlando z Université Paul Sabatier w Tuluzie. Najstarsze znane nam ślady osła pochodzą sprzed około 7000 lat. Z czasu, gdy Sahara zmieniła się w znaną nam obecnie pustynię. Wiemy też, że około 4500 lat temu osły pojawiły się w Azji i Europie. Jednak nie była to podróż w jedną stronę. Później zwierzęta te były przywożone do Afryki, szczególnie do Afryki Zachodniej, w ramach handlu prowadzonego przez Rzymian w basenie Morza Śródziemnego. Orlando, który przez lata zajmował się badaniem procesu udomowienia konia, postanowił lepiej poznać historię osła. Wraz z naukowcami z niemal 40 laboratoriów zbadał genom 207 współcześnie żyjących osłów z całego świata oraz DNA pozyskane ze szkieletów 31 osłów żyjących w starożytności. Niektóre z tych zwierząt zmarły 4000 lat temu. Naukowcy przekonali się, że genom współcześnie żyjących osłów jest bardzo zróżnicowany, a do jego wzbogacenia przyczyniły się dzikie osły żyjące w różnych częściach świata. To z pewnością wpływ hodowania udomowionych osłów na wolności w niektórych częściach Afryki i Półwyspu Arabskiego, mówi Evelyn Todd, współpracownica Orlando. Badacze zauważyli też, że istniały znaczne różnice pomiędzy metodami udomowienia osła i konia. W przypadku osła chów wsobny nie odegrał, i nadal nie odgrywa, tak dużej roli jak w przypadku konia. To sugeruje, że w starożytności ludzie stosowali podobne strategie rozmnażania osłów, co obecnie. Aż 9 ze starożytnych oślich genomów pochodziło ze stanowiska archeologicznego na terenie Francji, gdzie znaleziono pozostałości po rzymskiej willi. Analiza genetyczna ujawniła, że pomiędzy III a V wiekiem naszej ery w dzisiejszej francuskiej miejscowości Boinville-en-Woëvre istniało centrum hodowli mułów. Wyhodowano tam wyjątkowo duże osły, o wysokości 155 cm, o 25 cm wyższe niż typowy osioł. Olbrzymy te krzyżowano z klaczami, uzyskując muły. Tamtejsze muły były cenione ze względu na swoją siłę oraz wytrzymałość i były chętnie używane przez armię oraz kupców. Wracając jednak do kwestii samego udomowienia osła, trzeba przypomnieć, że autorzy wcześniejszych badań – którzy przeanalizowali mniejszą próbkę DNA osłów – doszli do wniosku, że zwierzęta te udomowiono dwukrotnie, w Azji i Afryce. Teraz dołączyli do grupy Orlando i Todd, by ponownie przeanalizować swoje dane na znacznie większej próbce osłów. Naukowcy wykorzystali modele komputerowe, które badały zróżnicowanie genetyczne i geograficzne osłów, by odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób zwierzęta są ze sobą spokrewnione. Po przeprowadzenia analizy naukowcy doszli do wniosku, że osły zostały udomowione tylko raz. Doszło do tego przed 7000 laty, gdy mieszkańcy Kenii i Rogu Afryki zaczęli hodować dzikie osły. Przed 5000 laty proces udomowienia był już w pełni zaawansowany, a pierwsze osły sprzedawano na północ i zachód – do Egiptu i Sudanu. W ciągu 2500 od rozpoczęcia udomowienia osły rozprzestrzeniły się po Europie i Azji, gdzie powstały osobne populacje. « powrót do artykułu
-
- osioł
- udomowienie
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Służba Geologiczna Stanów Zjednoczonych poinformowała, że Wielkie Jezioro Słone osiągnęło w lipcu najmniejszą powierzchnię w udokumentowanej historii tego akwenu. A w ubiegłym tygodniu w południowej części jeziora poziom zasolenia sięgnął 18%. Taka sytuacja zagraża milionom ptaków wędrownych, gdyż południowa część jeziora ich kluczowym habitatem. Naukowcy ostrzegają, że bardzo ważnemu regionowi, w którym żerują ptaki, grozi całkowite załamanie. To zupełnie nieznana nam rzeczywistość. W ciągu tygodnia ptaki zniknęły z miejsc, gdzie zwykle były. Tydzień później wzdłuż brzegów leżały martwe muchówki. Z każdym tygodniem musieliśmy iść dalej, by dotrzeć do wody, mówi biochemik Bonnie Baxter z Westminster College, która dokumentuje zmiany w jeziorze. Wielkie Jezioro Słone zostało w 1959 roku przecięte na pół przez linię kolejową. Znacznie ograniczyła ona mieszanie się wody w jeziorze, przez co jego północna część, do której dopływa mniej źródeł słodkiej wody, stała się znacznie bardziej słona. Jej zasolenie sięga nawet 32%, mogą tam żyć tylko mikroorganizmy. Różnicę w zasoleniu widać nawet na zdjęciach satelitarnych. Obie części wyraźnie różnią się kolorem. W części południowej, zasilanej przez trzy rzeki, zasolenie wynosiło około 14%. Wynosiło, gdyż obecnie – w wyniku suszy – podniosło się do 18%. W części południowej żyją artemie (skorupiaki) oraz pewien rodzaj muchówek. Zwierzęta te żywią się cyjanobakteriami i innymi mikroorganizmami. Do tej części jeziora masowo przybywają ptaki, by zakładać gniazda i odpoczywać w czasie migracji. Naukowcy obawiają się teraz o los tych ptaków. Już w lipcu wycofujące się wody jeziora odsłoniły wiele mikrobialitów. To struktury tworzone przez społeczności mikroorganizmów chwytających i wiążących osady. Muchówki składają jaja na powierzchni wody, a larwy płyną do mikrobialitów i tam się przekształcają. Utrata mikrobialitów zagraża populacji muchówek, którymi żywią się ptaki. Teraz dodatkowym problemem jest wysokie zasolenie wód. Badania laboratoryjne wykazały, że gdy stężenie soli przekroczy 17% cyjanobakterie zaczynają wymierać. To zaś zagraża tym cyjanobakteriom, które wciąż są zanurzone. Zagłada grozi zatem podstawom łańcucha pokarmowego. Naukowcy obawiają się, że zaczną masowo ginąć artemie. Wysychające jezioro stanowi też zagrożenie dla ludzi. Część jego osadów zawiera dość duże stężenie metali ciężkich. Wiatr może roznosić te zanieczyszczenia po okolicy, w której żyje około miliona osób. W latach 80. Wielkie Jezioro Słone osiągnęło rekordową powierzchnię 8500 km2. W lipcu bieżącego roku była ona rekordowo mała – 2460 km2. « powrót do artykułu
-
- Wielkie Jezioro Słone
- susza
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pojedyncza zmiana w jednym z aminokwasów w proteinie TKTL1 spowodowała, że w płatach czołowych Homo sapiens produkcja neuronów była większa niż u neandertalczyków. Odkrycie dokonane przez naukowców z Instytutu Molekularnej Biologii Komórkowej i Genetyki im. Maxa Plancka w Dreźnie może wyjaśniać, dlaczego to my jesteśmy jedynym gatunkiem człowieka, jaki obecnie chodzi po Ziemi. Naukowcy od dziesięcioleci próbują odpowiedzieć na pytanie, co dało nam przewagę nad naszymi krewniakami. Wiemy, że nasze mózgi mają podobną wielkość do mózgów neandertalczyków, jednak niewiele wiemy o ich rozwoju i produkcji neuronów. Niedawno dowiedzieliśmy się, że mózg neandertalczyka popełniał podczas rozwoju więcej błędów, niż mózg człowieka współczesnego. Uczeni z Drezna wykazali właśnie, że obecny u H. sapiens wariant proteiny TKTL1 – który od TKTL1 neandertalczyka różni się tylko jednym aminokwasem – zwiększa produkcję produkcję komórek progenitorowych w korze nowej, odpowiedzialnej za wiele procesów poznawczych. Jako, że TKTL1 jest szczególnie aktywna w płatach czołowych podczas rozwoju płodowego, naukowcy doszli do wniosku, że ta zmiana w pojedynczym aminokwasie spowodowała, że w płacie czołowym tworzącego się mózgu H. sapiens powstawało więcej neuronów niż w mózgach H. neanderthalensis. Jeśli porównamy białka H. sapiens i naszych najbliższych krewnych – neandertalczyków i denisowian – zauważymy, że zmiany w sekwencji aminokwasów występują w bardzo niewielkiej liczbie protein. W większości przypadków nie wiemy, jakie jest znaczenie tych zmian. Naukowcy z Drezna skupili się podczas swoich badań na TKTL1. Zauważyli, że we współczesnym wariancie tej proteiny w jednej z sekwencji występuje arginina, podczas gdy u neandertalczyków w tym miejscu jest lizyna. Postanowili więc zbadać, jakie znaczenie ma ta zmiana. Podczas badań wykorzystali mysie embriony. Do ich kory nowej wprowadzali albo TKTL1 właściwe dla H. sapiens albo neandertalczyków. Zauważyli, że u embrionów, którym wstrzyknięto proteinę od H. sapiens zwiększyła się liczba komórek gleju radialnego i ostatecznie mózgi tych embrionów miały więcej neuronów. Zjawiska takiego nie stwierdzono u embrionów z wstrzykniętym TKTL1 neandertalczyków. Po tym odkryciu uczeni postanowili sprawdzić, jakie ma to znaczenie dla ludzkiego mózgu. Tutaj do badań użyli organoidów ludzkiego mózgu. Organoidy to komórki hodowane tak, by tworzyły miniaturowe uproszczone wersje narządów, które chcemy badać. W organoidach ludzkiego mózgu argininę w odpowiedniej sekwencji TKTL1 zastąpili lizyną, jak i neandertalczyków. Stwierdziliśmy, że w organoidach mózgu z neandertalską wersją TKTL1 pojawiło się mniej komórek gleju radialnego i, w konsekwencji, mniej neuronów, mówi Anneline Pinson. To nam pokazuje, że chociaż nie wiemy, ile neuronów miał mózg neandertalczyka, możemy przyjąć, że człowiek współczesny ma więcej neuronów w płacie czołowym – gdzie TKTL1 jest najbardziej aktywny – niż neandertalczyk, dodaje. Badacze zauważyli również, że TKTL1 u człowieka współczesnego prowadzi do zmiany metabolizmu, w szczególności do stymulacji szlaku pentozofosforanowego co skutkuje zwiększoną syntezą kwasów tłuszczowych. W ten sposób, jak przypuszczają, TKTL1 zwiększa syntezę pewnych lipidów błony komórkowej, stymulujących proliferację komórek gleju gwiaździstego, a to w konsekwencji skutkuje większą liczbą neuronów. Prawdopodobne staje się więc przypuszczenie, że dzięki pojedynczej zmianie aminokwasu H. sapiens zyskał większe zdolności poznawcze, dzięki czemu wygrał rywalizację z innymi gatunkami człowieka. « powrót do artykułu
-
- Homo sapiens
- człowiek współczesny
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Chiny mają ambitne plany dotyczące Księżyca
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Inżynierowie NASA rozpoczęli naprawę miejsca wycieku wodoru i mają nadzieję, że misja Artemis I będzie mogła wystartować już 23 września. Podczas gdy Amerykanie, nie bez przeszkód, dokonują kolejnych kroków w dziedzinie podboju kosmosu, dystans do nich starają się nadrobić Chińczycy. Ich ambity program związany z Księżycem szybko posuwa się naprzód. Na rok 2024 zaplanowali misję Chang'e-6 i chcą, jako pierwsi w historii, przywieźć próbki z niewidocznej z Ziemi strony Srebrnego Globu. Państwo Środka ma podstawy do optymizmu. W 2019 roku w ramach misji Chang'e-4 przeprowadzili pierwsze w historii lądowanie na niewidocznej stronie Księżyca. Było to możliwe dzięki wcześniejszemu umieszczeniu satelity komunikacyjnego w punkcie L2 (punkcie Lagrange'a) systemu Ziemie-Księżyc. Satelita tan przekazywał sygnały między Chang'e-4 a Ziemią. Rok później z powodzeniem przeprowadzili misję Chang'e-5 w ramach której na Ziemię zostały przywiezione pierwsze od ponad 40 lat próbki materiału z Księżyca. Misja była bardzo skomplikowana. Wykorzystano podczas niej orbiter, lądownik, pojazd startujący z powierzchni Srebrnego Globu oraz kapsułę powracającą z próbkami na Ziemię. Pekin przeprowadził automatyczne dokowanie na orbicie Księżyca, dzięki czemu można było przetestować technologie potrzebne podczas planowanej przed końcem dekady misji załogowej na Srebrny Glob. Misja Chang'e-6 ma wyląować w Basenie Biegun Południowy - Aitken. To największy krater uderzeniowy. Jest tak wielki, że mogą znajdować się tam skały pochodzące z głębokości dziesiątków kilometrów. Ponadto przed trzema laty naukowcy z Baylor University zidentyfikowali pod kraterem tajemniczą masę. Może to być pozostałość po asteroidzie, której uderzenie utworzyło krater. Przywiezione stamtąd próbki mogłyby dać odpowiedzi na wiele pytań dotyczących ewolucji Srebrnego Globu. Również na rok 2024 zaplanowana jest misja Chang'e-7. Ma ona lądować w okolicy, w której może też w przyszłości lądować załogowa misja Artemis 3. Celem tej misji będzie badanie zacienionych kraterów, w którym może znajdować się zamarznięta woda. Trzy lata później na Księżycu ma lądować Chang'e-8. Będzie ona prowadziła eksperymenty związane z wykorzystaniem miejscowych zasobów przez przyszłe misje załogowe. Żeby spełnić te ambitne zamierzenia Chiny potrzebują potężniejszych rakiet. W planach jest przygotowanie statku kosmicnego złożonego z trzech stopni głównych rakiety Long March 5 i poprawienie wydajności silników. Ma powstać rakieta zdolna do zabrania w okolice Księżyca ładunku o masie 27 ton. To mniej więcej tyle, co obecne możliwości SLS wykorzystywanej w programie Artemis. Przed rokiem 2030 mają się odbyć dwa loty takiej rakiety. Jeśli jednak Chiny myślą o budowie infrastruktury na Księżycu, Państwo Środka będzie potrzebowało potrzebowało znacznie potężniejszego pojazdu kosmicznego. Long March 9 ma być w stanie zabrać w podróż do Księżyca 50 ton ładunku. Jej zbudowanie będzie wymagało od chińskich inżynierów dokonania olbrzymich postępów technologicznych oraz wzniesienia nowego kompleksu startowego. Amerykanie zapowiadają, że rakietę zdolną do wyniesienia na Księżyc ponad 46 ton ładunku będą mieli w roku 2026. Chińczycy na Długi Marsz 9 będą musieli poczekać jeszcze wiele lat, ale Państwo Środka szybko nadrabia zaległości. « powrót do artykułu -
Rijksmuseum przygotowuje największą w historii wystawę dzieł Vermeera. Artysta ten pozostawił po sobie około 35 obrazów, a na wystawie znajdzie się co najmniej 27 z nich. Będzie wśród nich jeden z najbardziej znanych obrazów na świecie, Mleczarka. W ramach przygotowań do wystawy przeprowadzono szczegółowe badania wszystkich znajdujących się w Holandii obrazów Veermera oraz niektórych dzieł przechowywanych za granicą. Badania Mleczarki przyniosły interesujące wyniki. Zaawansowane techniki badawcze ujawniły obiekty, których nie widać na obrazie. Okazuje się, że Vermeer zmienił kompozycję dzieła. Tam, gdzie teraz widzimy gołą ścianę, znajdowała się półka z haczykami do wieszania dzbanków. W którymś momencie artysta zdecydował się ją zamalować. Uwidoczniony podczas badań dzbanek na półce tylko pozornie jest niebieski. Szczegółowe badania pokazały, że był to niedokończony szkic wykonany czarnym kolorem. Zarys zamalowanego dzbanka widać zresztą to dzisiaj. Wystarczy dobrze przyjrzeć się ścianie na lewo – z perspektywy widza – od głowy mleczarki. Vermeer często zmieniał kompozycję swoich dzieł podczas procesu twórczego. Dzięki nowoczesnym technikom możemy prześledzić te zmiany. Za mleczarką, w prawym dolnym rogu obrazu artysta naszkicował kosz paleniskowy. Był to duży wiklinowy kosz, do którego wkładano naczynie z żarzącymi się węglami. Kosz służył do ogrzewania niemowląt, a na pałąku można było suszyć pieluchy. Podobnie jak w przypadku półki, obiekt ten został zamalowany. Znajdował się on tam, gdzie obecnie widzimy niewielki piecyk, kafelki i podłogę. Prawdopodobnie artysta zrezygnował z dodatkowych przedmiotów, by skupić uwagę widza na mleczarce i osiągnąć efekt spokojniejszej kompozycji. Ze spisu przedmiotów sporządzonego po śmierci Veermera wiemy, że w domu artysty znajdowała się zarówno półka z haczykami na dzbanki, jak i kosz paleniskowy. Był on bowiem typowym wyposażeniem domów rodzin posiadających małe dzieci. Johannes Vermeer zmarł w 1675 roku w wieku 43 lat. Miał 15 dzieci, z których 4 zmarło zanim zostało ochrzczonych. Z testamentu Vermeera znamy imiona pozostałych 10 dzieci. Wystawa w Rijksmuseum zostanie otwarta w lutym przyszłego roku. Wtedy też poznamy kolejne tajemnice, które odkryto podczas badań jego obrazów. « powrót do artykułu
-
- Johannes Vermeer
- Mleczarka
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami: