-
Liczba zawartości
37636 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
W ostatnim sezonie wykopalisk w Filippi w Grecji (Macedonia Wschodnia) odkryto dużą figurę Herkulesa. Prawdopodobnie zdobiła ona fontannę. W tym roku wykopaliskami kierowała prof. Natalia Poulou z Uniwersytetu Arystotelesa w Salonikach. Prace koncentrowały się na wschodniej stronie jednej z głównych ulic w miejscu, gdzie łączy się ona z inną arterią biegnącą dalej na północ. W okolicy ich zbiegu znajdował się plac, nad którym górował bogato zdobiony obiekt, najprawdopodobniej fontanna. Zwieńczeniem struktury była ponadnaturalnych rozmiarów rzeźba z okresu rzymskiego (z II w. n.e.). Przedstawia ona Herkulesa trzymającego maczugę (jej fragmenty odnaleziono w czasie wykopalisk). Z lewego ramienia postaci zwisa lwia skóra. Głowę herosa zdobi wieniec z liści winorośli. Z tyłu jest on związany wstęgą, której końce opadają na barki. Naukowcy podkreślają, że na podstawie wyników wykopalisk można powiedzieć, że statua zdobiła obiekt/budynek z VIII-IX w. Ze źródeł pisanych i danych archeologicznych wiadomo, że w Konstantynopolu aż do okresu późnobizantyńskiego rzeźby z okresu klasycznego i rzymskiego wykorzystywano do ozdabiania budynków i przestrzeni publicznych. Opisywane właśnie odkrycie pokazuje, w jaki sposób ozdabiano przestrzeń publiczną w ważnych miastach Cesarstwa Bizantyńskiego, w tym w Filippi. « powrót do artykułu
-
We wczesnym średniowieczu doszło do wielkiej migracji na teren wschodniej Anglii. Były nią objęte duże połacie Europy. Do takich wniosków doszli naukowcy, którzy przeprowadzili największe jak dotąd badania wczesnośredniowiecznej populacji. Przeanalizowania szczątków ponad 400 osób z Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemiec, Danii i Holandii podjął się zespół archeologów i genetyków z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka oraz University of Central Lancashire. W V wieku Rzymianie porzucili Wyspy Brytyjskie. Zapoczątkowało to głębokie zmiany w kulturze materialnej, architekturze, wytwórczości i rolnictwie, którym towarzyszyły zmiany w języku. Badania archeologiczne i lingwistyczne pokazują, że w regionie Morza Północnego, szczególnie na wschodnich i południowo-wschodnich wybrzeżach Anglii, w Dolnej Saksonii i Szlezwiku-Holsztynie, Fryzji oraz na Jutlandii pojawiły się wspólne elementy kulturowe. Były to podobne nazwy, półziemianki, wielkie cmentarze z kremacjami, ozdoby na urnach itp. W VI i VII wieku na Wyspach rozpowszechniły się brosze i bransolety pochodzące z południowych regionów Skandynawii. Obok tego istnieje materiał kulturowy, który nie ma odpowiednika poza Wyspami, a niektóre miejsca, jak np. rzeki, zachowały nazwy o pochodzeniu celtyckim i łacińskim Beda Czcigodny (ur. 672/673 – zm. 735), jeden z największych umysłów swoich czasów, był jednym z tych uczonych, w którego dziełach możemy przeczytać o migracji Jutów na Wyspy Brytyjskie. Tutaj jednak pojawia się problem braku materiału archeologicznego. Na terenie Kentu znajdowane są przedmioty pochodzące w Francji Merowingów oraz Niemiec, a nie z reszty Anglii czy Danii. Specjaliści od dawna zastanawiali się, co to oznaczało, jak duża była to migracja, jaka była jej natura i wpływ na miejscową populację. Skłaniano się raczej ku hipotezie niewielkich grup zbrojnych najeżdżających Wyspy, które tworzyły lokalne elity wpływające na kulturę miejscowej ludności. Kwestia anglosaskiego osadnictwa to jeden z nierozstrzygniętych tematów historycznych. Zwykle dyskusja na ten temat skupia się wokół dwóch najważniejszych źródeł pisanych. Historia ecclesiastica gentis Anglorum (Historia kościelna ludu angielskiego) autorstwa Bedy Czcigodnego to kronika opisująca historię Brytanii od czasów inwazji wojsk Julisza Cezara z 55 roku p.n.e. po rok 731. Drugim z dzieł jest Kronika anglosaska, skompilowany w IX wieku zbiór roczników dotyczących dziejów anglosaskiej Brytanii. Przeprowadzone właśnie badania genetyczne pokazały, że około 75% mieszkańców wschodnich i południowych części Anglii stanowili potomkowie ludzi, którzy pochodzili z regionów graniczących z Morzem Północnym, z terenów współczesnych Niemiec, Holandii i Danii. Ludzie ci krzyżowali się z miejscową populacją, ale – co ważne – stopień integracji był różny w różnych regionach. Dzięki zbadaniu 278 genomów z Anglii i kolejnych setek z Europy zyskaliśmy fascynujące wgląd zarówno w historię populacji jak i poszczególnych osób żyjących w czasach po opuszczeniu Wysp przez Rzymian. Teraz nie tylko wiemy, jak duża była to migracja, ale również, jaki wpływ miała ona na społeczności i poszczególne rodziny, mówi główny autor badań Joscha Gretzinger z Instytutu Maxa Plancka. Naukowcy nie tylko przeanalizowali ponad 400 genomów, ale również skorzystali z dostępnych danych genetycznych dotyczących ponad 4000 genomów ludzi żyjących w przeszłości i 10 000 genomów współczesnych Europejczyków. Migranci po przybyciu na Wyspy, łączyli się z miejscowa ludnością. W jednym z przypadków, odnoszących się do anglosaskiego cmentarza w Buckland w pobliżu Dover, naukowcom udało się zrekonstruować drzewo genealogiczne co najmniej 4 pokoleń jednej rodziny i wyłowić momenty, w których dochodziło do małżeństw pomiędzy miejscowymi a migrantami. Interdyscyplinarny zespół, badając cmentarze, stwierdził, że kobiety o pochodzeniu imigranckim częściej były chowane w towarzystwie różnych artefaktów, niż kobiety miejscowe. Szczególnie dotyczy to chowania wraz z nimi brosz i koralików. Różnic takich nie widać wśród mężczyzn o pochodzeniu migranckim i miejscowym. Równie często byli oni chowani z bronią. Jednak widoczne są różnice regionalne. W Cambridgeshire w towarzystwie pochowanej kobiety złożono całą krowę. Kobieta miała mieszane pochodzenie, z przewagą miejscowych genów. Widzimy znaczne różnice w poziomie wpływu migracji na różne obszary. W niektórych miejscach widoczne są wyraźne sygnały integracji, jak w Buckland w pobliżu Dover czy Oakington w Cambridgeshire. W innych miejscach, jak Apple Down w West Sussex, migranci i miejscowi byli grzebani osobno. Być może wskazuje to, że na tym obszarze miał miejsce jakiś rodzaj separacji społecznej, mówi Duncan Sayer, archeolog z University of Central Lancashire. Udało się też ocenić wpływ opisywanej migracji na współczesnych mieszkańców Anglii. Okazuje się, że 40% ich genomu pochodzi od migrantów o których pisał Beda Czcigodny. Kolejnych 20–40 procent pochodzi z Francji lub Belgii. Ten komponent genetyczny jest widoczny też w materiale archeologicznym i we wczesnośredniowiecznych grobach osób pochowanych z frankijskimi przedmiotami, szczególnie w Kent. Nie wiadomo, czy ten komponent, powiązany z Francją epoki żelaza, pochodzi od kilku większych epizodów migracji, jak np. normański podbój, czy też to wynik trwającej przez wieki migracji przez Kanał La Manche, stwierdza Stephan Schiffels. Kwestię tę mogą rozstrzygnąć przyszłe badania. « powrót do artykułu
-
- Wyspy Brytyjskie
- migracja
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Podczas prac polowych, w ramach których badano użycie kamiennych narzędzi przez grupę szympansów w Taï Forest na Wybrzeżu Kości Słoniowej, naukowcy z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka w Lipsku i Université Félix Houphouët-Boigny w Abidżanie zauważyli, że szympansy do rozbijania różnych orzechów wykorzystują różne narzędzia. Badania zostały opisane na lamach Royal Society Open Science. Bliższe analizy, wykonane na stworzonych modelach 3D wykazały, że narzędzia wykorzystywane przez szympansy z Taï Forest różnią się od narzędzi innej grupy z Gwinei. Wiele grup szympansów używa kamieni do rozbijania orzechów. Jednak narzędzia te mogą się znacznie od siebie różnić, prowadząc potencjalnie do wykształcenia się różnych, specyficznych dla grupy, kultur materialnych. Różnice wynikają zarówno z wyboru dokonywanego przez zwierzęta, jak i z dostępności kamieni oraz rodzajów spożywanych orzechów. Już wcześniejsze badania wykazały, że historię niektórych grup szympansów możemy śledzić za pomocą pozostawianych przez nie śladów archeologicznych rozciągających się na co najmniej 4300 lat. Możliwość rejestrowania regionalnych różnic kulturowych dotyczących kamiennych narzędzi otwiera nowe perspektywy przed przyszłymi badaniami prymatologicznymi, mówi główny autor badań, Tomos Proffitt. Badania nad kamieniami wykorzystywanymi przez szympansy pomoże nam zrozumieć naszą własną ewolucję. Istnieje bowiem hipoteza, że najprostsze narzędzia, używane m.in. do rozbijania orzechów, były prekursorem bardziej złożonych technologii kamiennych we wczesnej ewolucji człowieka. Zrozumienie tego, jak wyglądają te najwcześniejsze narzędzia i jak różnią się one pomiędzy poszczególnymi grupami, pomoże nam zidentyfikować i lepiej zrozumieć najwcześniejsze przejawy kultury materialnej człowieka, dodaje Proffitt. Nasi najwcześniejsi przodkowie używali różnych narzędzi, dzięki którym wchodzili w interakcje i modyfikowali świat wokół siebie. Narzędzia wykorzystywane do cięcia czy rozbijania dały im przewagę w dostępie do różnych źródeł żywności, wpływając w ten sposób na kulturową i biologiczną ewolucję naszego gatunku. Jednak służące do uderzania narzędzia z plio-plejstocenu są znacznie słabiej rozpoznane przez naukę niż odłupki, zauważają autorzy badań. Technologia uderzania, zarówno powiązana z odłupkami jak i bez nich, odgrywała fundamentalną rolę w ewolucji kulturowej i biologicznej homininów. Głównym celem badań archeologii naczelnych jest stworzenie modeli referencyjnych, pozwalających na identyfikowanie i interpretowanie narzędzi z plio-plejstocenu, dodają. « powrót do artykułu
-
Na budynku Szkoły Podstawowej nr 50 na poznańskim Starym Żegrzu powstał antysmogowy „Mural dla jerzyków”. Ma on zwiększyć wiedzę mieszkańców nt. tych pożytecznych ptaków, które wskutek termomodernizacji budynków tracą podstawowe siedliska. Projektantem muralu jest dr hab. Radosław Barek z Wydziału Architektury Politechniki Poznańskiej. Mural ma ok. 120 m2 powierzchni. Wykonano go za pomocą farby antysmogowej. Dzieło nie tylko zwraca uwagę na jerzyki, ale i upamiętnia Jakuba Kotnarowskiego, aktywistę społecznego, który działał na rzecz poznańskich ptaków, a zwłaszcza jerzyków. Kotnarowski był pomysłodawcą programów „Ptaki w mieście” czy „Zostań miejskim przyrodnikiem”. To z jego inicjatywy zabezpieczono wiaty przystankowe przed kolizjami z ptakami. Oficjalne odsłonięcie muralu zaplanowano na 1 października. Jak podkreślono na stronie Poznan.pl, pomysł na projekt powstał w ramach Poznańskiego Budżetu Obywatelskiego. Jerzyk jest mistrzem aerodynamiki i większość życia spędza w locie (ląduje przede wszystkim w okresie lęgowym). Szybując z wiatrem na dużych wysokościach, pije krople deszczu, zbiera pokarm czy materiał na gniazdo. Żywi się drobnymi owadami. Często jest mylony z jaskółką. Niestety, pospolity do niedawna gatunek ginie w szybkim tempie. Przyczyniają się do tego prace budowlane, głównie wspomniane na początku ocieplanie budynków, podczas którego zasklepia się otwory w stropodachach. Należy przy tym pamiętać, że jak wyjaśniono na stronie Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, obecnie niemal wszystkie jerzyki gniazdują w miastach, a tylko nieliczne zasiedlają dziuple bardzo starych drzew i szczeliny w skałach. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- Mural dla jerzyków
- farba antysmogowa
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Gdy giną płazy, ludzie częściej chorują na malarię
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Stabilne ekosystemy niosą ze sobą wiele korzyści koniecznych do ludzkiego dobrostanu, w tym zachowania zdrowia. Jeśli pozwolimy na masowe zniszczenia w ekosystemach, odbije się to na zdrowiu ludzkiej populacji w sposób, który trudno przewidzieć i kontrolować, mówi profesor Michael Springborn z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis. Uczony stał na czele grupy badawczej, która wykazała, że wymieranie płazów w Panamie i Kostaryce doprowadziło do wzrostu liczby przypadków malarii wśród ludzi. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat z wielu miejsc Ameryki Południowej – i nie tylko, bo problem dotyczy całej Ziemi – zaczęły znikać żaby, salamandry i inne płazy. Poza ekologami mało kto zwrócił na to uwagę. Jednak spadki te miały bezpośredni wpływ na ludzkie zdrowie. Naukowcy poinformowali na łamach Environmental Research Letters, że w szczytowych okresach spadku liczby płazów w Panamie i Kostaryce doszło w tych krajach do wzrostu przypadków malarii o 1 osobę rocznie na 1000. Oba kraje liczą ponad 9 milionów obywateli, a to oznacza, że roczna liczba przypadków malarii zwiększyła się tam o ponad 9000. Od początku lat 80. do połowy lat 90. w Kostaryce rozprzestrzeniał się śmiertelny dla płazów patogen grzybiczny Batrachochytrium dendrobatidis. W Panamie dziesiątkował zwierzęta jeszcze dłużej. W sumie na całym świecie B. dendrobatidis zabił co najmniej 90 gatunków płazów i przyczynił się do spadków wśród kolejnych 500 gatunków. Wkrótce po szczytach jego rozpowszechnienia Kostaryka i Panama doświadczyły wzrostu liczby przypadków malarii. Wiadomo, że żaby czy jaszczurki zjadają każdego dnia setki komarzych jajek. Malaria zaś jest przenoszona przez komary. Dlatego też naukowcy postanowili sprawdzić, czy istnieje związek pomiędzy spadkiem liczby płazów, a wzrostem zapadalności na malarię. Od pewnego czasu wiemy, że istnieją złożone związki pomiędzy zdrowiem ekosystemów a zdrowiem ludzi, jednak badanie tych związków jest niezwykle trudne, mówi doktor Joakim Weill z UC Davis. Uczeni przeanalizowali informacje dotyczące ekologii płazów, dane z opieki zdrowotnej oraz wykorzystali modele ekonomiczne do zbadania wzajemnych wpływów obu zjawisk. Analiza wykazała bezsprzeczny związek pomiędzy czasem i miejscem rozprzestrzeniania się B. dendrobatidis, a czasem i miejscem zwiększenie przypadków malarii. Nie znaleziono przy tym żadnego innego czynnika, który tłumaczył by obserwowane wzrosty liczby zachorowań. « powrót do artykułu -
W Parku Narodowym Gór Stołowych (PNGS) rozpoczął się zbiór szyszek jodły (Abies alba). Plan jest taki, by metodami bezkolcowymi, nie uszkadzając drzew, pozyskać ćwierć tony szyszek. Zbiór szyszek nie jest łatwym zadaniem, bo dojrzałe jodły są wysokimi drzewami. By mieć dostęp do takiego drzewa, wymagane są techniki linowe. Jest też możliwość użycia drabiny w pierwszych odcinkach. Doświadczeni szyszkarze, jeżeli jodły rosną w większych grupach, potrafią przeskakiwać z czubka na czubek - tłumaczył RMF24.pl dyrektor Parku Narodowego Gór Stołowych Bartłomiej Jakubowski. Podczas zbiorów szyszkarze korzystają ze szwedzkich drabin segmentowych i proc wystrzeliwujących linę w koronę drzew. Posługują się również pętlami z ławeczkami. Szyszki będą czyszczone i suszone w suszarni PNGS. Po wyłuskaniu część nasion trafi do banku genów, a część zostanie wkrótce wysiana w szkółkach leśnych. Należy podkreślić, że uzyskane sadzonki odegrają ważną rolę w programie „Restytucja jodły w Górach Stołowych”. Park Narodowy Gór Stołowych został utworzony 16 września 1993 r. Znajduje się na terenie Sudetów Środkowych. Park Narodowy Gór Stołowych o powierzchni 6340 ha obejmuje wierzchowinowe i centralne partie Gór Stołowych oraz północno-zachodnią część Wzgórz Lewińskich. Na północnym zachodzie Park sąsiaduje z czeskim parkiem krajobrazowym CHKO Broumovsko - napisano na stronie PNGS. « powrót do artykułu
-
- Park Narodowy Gór Stołowych
- szyszki
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W Europejskim Dniu bez Samochodu (22 września) na Politechnice Krakowskiej (PK) będzie można spróbować swoich sił w prowadzeniu symulatora tramwaju NGT6. Od godz. 13 do 17 każdy będzie mógł przyjść na Wydział Mechaniczny przy al. Jana Pawła II 37 i poczuć się jak motorniczy. Rejestracja nie jest wymagana. Oprócz tego będzie można porozmawiać z wykwalifikowanymi instruktorami i poznać aktualne przepisy ruchu drogowego dot. tramwajów. Symulator tramwaju NGT6 to projekt badawczo-rozwojowy, realizowany w Katedrze Pojazdów Szynowych i Transportu PK przy współpracy z grupą „Polskie Symulatory”. Jak napisano na stronie PK, składa się [on] z wiernie odzwierciedlonej kabiny tramwaju, układu projekcji scenerii jazdy, stanowiska instruktażowego oraz specjalnego programu symulacji jazdy. Podczas wirtualnej przejażdżki można zasymulować wszelkie możliwe niespodzianki zdarzające się prowadzącym pojazd, jak śliskie tory, wtargnięcie pieszego lub samochodu na drogę, awaria tramwaju. Można też zmieniać warunki atmosferyczne, pory roku czy inicjować usterki infrastruktury. Na co dzień z symulatora korzystają zarówno studenci, jak i kandydaci na motorniczych. W kabinie zainstalowany jest układ monitoringu; dzięki temu można skorzystać z bieżącego podglądu jazdy oraz rejestrować jazdę i jej parametry. Warto dodać, że projekcja scenerii jest realizowana przez 3 projektory w technologii Full HD. Konstruktorzy zadbali także o wierne odzwierciedlenie zewnętrznej strony kabiny; zobaczymy tu np. zabudowane oświetlenie czy wyświetlacz trasowy. Ze szczegółami projektu można się zapoznać na tej stronie. Zainteresowanych zapraszamy na profil pierwszego polskiego symulatora tramwaju na Facebooku. Europejski Dzień bez Samochodu wieńczy obchodzony od 16 września Europejski Tydzień Mobilności. « powrót do artykułu
-
- symulator tramwaju NGT6
- Politechnika Krakowska
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Izraelska Służba Starożytności, Uniwersytet w Tel Awiwie oraz Instytut Nauki im. Weizmanna znalazły najstarsze ślady używania opium przez ludzi. Ślady alkaloidów opioidowych oraz produktów ich rozkładu zidentyfikowano w naczyniach znalezionych w pochówkach na stanowisku Tel Yehud. Odkrycie na nowo ożywi trwającą od dziesięcioleci dyskusję na temat funkcji i handlu opium na starożytnym Bliskim Wschodzie. Historia używania środków psychotropowych na Bliskim Wschodzie od dawna jest przedmiotem badań. Jednym z przykładów takich środków było opium. Niektórzy specjaliści, opierając się na historycznych tekstach twierdzili, że ludzie zaczęli pozyskiwać opium około 3000 roku p.n.e. Inni, z powodu braku dowodów archeologicznych, sceptycznie podchodzili do tej hipotezy. Część naukowców proponowała, że wytwarzane na Cyprze w późnej epoce brązu ceramiczne dzbanki i dzbanuszki znane jako „Base-Ring Ware”, które trafiały na lewantyńskie wybrzeże, powstawały właśnie z myślą o przechowywaniu opium. Inni twierdzili, że naczynia te były napełniane aromatycznymi olejami. Mak lekarski (Papaver somniferum L.) to jedna z najstarszych roślin leczniczych w pisanej historii ludzkości. Prawdopodobnie narodził się on w basenie Morza Śródziemnego. Z każdej części rośliny po nacięciu wypływa białe mleczko. Obecnie wiemy, że roślina ta zawiera ponad 40 alkaloidów, a najbardziej aktywnym i powszechnym z nich jest morfina. Uśmierza ona ból, pomaga w zaśnięciu, prowadzi do łagodnej euforii i przyjemnych halucynacji. Najstarsze wzmianki o maku opiumowym znajdują się na sumeryjskich tabliczkach z pismem klinowym z około 3000 roku p.n.e. Sumerowie nazywali opium „gil”, szczęście, co jest nazwą wciąż używaną w niektórych kulturach. Z zapisków wynika, że i Sumerowie, i Asyryjczycy zbierali makowy sok rankiem, nacinając makówkę. Sok przechowywano w glinianych naczyniach. Starożytni Egipcjanie uprawiali mak w Tebach. Pozyskiwany z niego sok był zarezerwowany dla kapłanów, magów i wojowników. Zgodnie z przekazami pisemnymi, mak byl uprawiany w Nowym Państwie i Lewancie późnej epoki brązu. Niewykluczone, że niektóre znalezione w grobach kolczyki czy pierścienie symbolizują makówkę. Z kolei na Krecie znaleziono ceramiczną figurkę bogini z uniesionymi rękoma, której korona zawiera elementy przypominające kształtem mak. Twarz bogini wskazuje na stan po zażyciu środka halucynogennego. Natomiast w Mykenach znaleziono złoty pierścień służący jako pieczęć, na którym widać boginię trzymającą trzy makówki. Uprawa maku trafiła do Persji wraz z podbojem przez Persów Asyrii i Babilonii. Opium dotarło też do Grecji i Rzymu. Jest ono często wspominane w greckiej mitologii, w Iliadzie oraz Odysei. Rzymianie używali opium zarówno jako leku, jak i trucizny przez 1000 lat (510 p.n.e. – 476 n.e.). Teraz izraelscy naukowcy przedstawili na łamach pisma Archeometry wyniki badań nad pozostałościami organicznymi w 22 naczyniach znalezionych na stanowisku Tel Yehud. Tamtejsze pochówki datowane są na lata 1550–1300 p.n.e. Znaleziono w nich m.in. naczynia wykonane techniką Base-Ring. Naczynia takie miały unikatowy kształt. Ich główna część była zaokrąglona, posiadały długą szyjkę skierowaną w stronę rączki, krawędź podobną do pierścienia, rączkę w kształcie paska oraz wysoką podstawę w kształcie pierścienia. Te wysokiej jakości naczynia były powszechnie importowane na wybrzeża Lewantu. Ich rozpowszechnienie oraz kształt, który odpowiada kształtowi odwróconej łodygi z makówką, skłoniły specjalistów do wysunięcia hipotezy, iż były one wykorzystywane do przechowywania opium. Prowadzono więc badania pozostałości organicznych w takich naczyniach. Były one jednak najczęściej niewłaściwie przeprowadzone i nie wykazywały obecności śladów powiązanych z opium. Z kolei badanie, które w jednym z naczyń wykazały obecność pięciu alkaloidów opiumowych były przeprowadzone na zabytku, który od lat stał w muzeum i znajdował się poza kontekstem archeologicznym, co spowodowało krytykę części specjalistów. Uczeni z Izraela przebadali 22 ceramiczne naczynia różnego typu, w tym cypryjskie dzbanki, dzbanuszki oraz kubek typu Base-Ring. W 8 naczyniach nie znaleziono wystarczającej ilości lipidów, by przeprowadzić analizę. W kolejnych sześciu odkryto ślady wskazujące na przechowywanie tam olejów pochodzenia roślinnego. W ośmiu pozostałych znaleziono zaś wyraźne ślady alkaloidów pochodzących z opium. Naczynia, w których znaleziono ślady opium pochodziły z 4 różnych pochówków. Jest zatem nieprawdopodobne, by doszło do zanieczyszczenia. Autorzy badań uznali, że w naczyniach w starożytności przechowywano w nich mleko makowe. Naczynia te to dwa dzbanki i dwa dzbanuszki typu Base-Ring, dwa lokalnie wytworzone dzbanuszki i dwa lokalne dzbany. W naczyniach pochodzących z Cypru sygnał świadczący o przechowywaniu opium był wyraźnie silniejszy niż w pozostałych. Dlatego też uczeni sądzą, że lokalnie wytworzone naczynia mogły służyć do rozcieńczania mleka makowego olejem roślinnym. Mogły być to też naczynia używane w ceremoniach, w których wykorzystywano opium, zatem mleko makowe było tam przygotowane do bezpośredniego użycia. Uzyskane przez nas wyniki są zgodne z wcześniejszymi hipotezami mówiącymi, że dzbanki i dzbanuszki typu Base-Ring były używane do przechowywania i transportowania opium z Cypru do Lewantu, a ich kształt wskazywał na zawartość.[...] Zgodnie ze źródłami pisanymi i przeprowadzoną przez nas analizą chemiczną, możemy stwierdzić, że mak lekarski był po raz pierwszy uprawiany w Azji Mniejszej ok. 3000 roku p.n.e. Już w XVI wieku p.n.e. trafił do Grecji i na Cypr i stał się ważnym towarem eksportowym z Cypru na Bliski Wschód. Opium było pozyskiwane i przechowywane w naczyniach bypu Base-Ring na potrzeby handlu w Lewancie – podsumowują autorzy badań. « powrót do artykułu
-
Ile jest mrówek na Ziemi? Właśnie poznaliśmy odpowiedź
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Na łamach PNAS (Proceedings of the National Academies of Sciences) opublikowano właśnie artykuł The abundance, biomass, and distribution of ants on Earth, w którym naukowcy z Niemiec, Australii, Chin i Francji odpowiadają na pytanie o liczbę mrówek żyjących na Ziemi. Pytanie wydaje się mało poważne, jak na tak poważne wydawnictwo, jednak – jak podkreślają autorzy badań – znajomość rozkładu i liczebności organizmów jest podstawą do zrozumienia ich roli w ekosystemie. Mrówki żyją niemal na całej Ziemi, ich rolę trudno przecenić, a mimo to dotychczas nie znaliśmy ich liczebności. Na szczęście właśnie ją poznaliśmy. Autorzy artykułu przeanalizowali dane z 489 badań nad mrówkami. Obejmowały one wszystkie kontynenty, główne biomy i habitaty. Na tej podstawie uczeni oszacowali, że liczba mrówek wynosi 20 x 1015 czyli 20 000 000 000 000 000, to 20 biliardów osobników. I są to ostrożne szacunki. Taka liczba mrówek odpowiada biomasie około 12 milionów ton suchego węgla. To więcej niż biomasa wszystkich dzikich ptaków i ssaków oraz około 20% biomasy wszystkich ludzi. Naukowcy określili też dystrybucję różnych mrówek w różnych ekosystemach. To niezwykle ważna wiedza. Każdego roku mrówki przemieszczają do 13 ton ziemi na każdy hektar. Mają więc olbrzymi wpływ na obieg składników odżywczych i odgrywają decydującą rolę w dystrybucji nasion, mówi Patrick Schultheiss. « powrót do artykułu -
Teleskop Webba dostarczył pierwsze zdjęcia Marsa. Naukowcy zyskali dodatkowe dane, które uzupełniają to, co wiedzieliśmy o Czerwonej Planecie dzięki badaniom prowadzonym dotychczas za pomocą innych teleskopów, łazików i orbiterów. Ze swojego stanowiska obserwacyjnego, punktu libracyjnego L2, Webb może obserwować i szczegółowo rejestrować spektrum światła takich zjawisk jak burze pyłowe, zmiany pogody czy pór roku. Mars, ze względu na swoją niewielką odległość, jest jednym z najjaśniejszych obiektów na niebie, zarówno w zakresie światła widzialnego, jak i podczerwieni. To dla Webba poważny problem. Teleskop został zbudowany z myślą o obserwowaniu najdalszych, niezwykle słabo świecących obiektów. Blask Marsa może oślepiać Webba, prowadząc do nasycenia detektorów podczerwieni. Dlatego też na potrzeby obserwacji Czerwonej Planety opracowano technikę, w ramach której używa się bardzo krótkich czasów ekspozycji i dokonuje pomiarów tylko części światła docierającego do czujników Webba. To wszystko wspomagany jest specjalnymi metodami analizy danych. Pierwsze zdjęcia Marsa przysłane przez Webba pokazują fragment wschodniej półkuli planety. Sfotografowany on został przez instrument NIRcam w dwóch zakresach długości fali 2,1 µm i 4,3 µm. Na fotografii 2,1 µm dominuje odbite światło słoneczne, dlatego jest ono podobne do fotografii wykonanych w zakresie widzialnym przez Mars Orbitera. Z kolei fotografia w zakresie 4,3 µm powstała dzięki ciepłu emitowanemu przez planetę. Odpowiada ono temperaturze powierzchni i atmosfery. Najjaśniejsze miejsca to te, na które promienie słoneczne padają pod największym kątem. Jasność spada w kierunku biegunów, widać też, że półkula północna, na której panuje właśnie zima, jest chłodniejsza. Na zdjęcie 4,3 µm wpływa też pochłaniający ten zakres fal dwutlenek węgla w atmosferze. Widać to np. w Basenie Hellas, najlepiej zachowanej strukturze uderzeniowej na Marsie. Jest on ciemniejszy właśnie ze względu na CO2. Basen położony jest niżej, panuje w nim wyższe ciśnienie, które prowadzi do pojawienia się zjawiska pochłaniania promieniowania w zakresie 4,1–4,4 µm. Analiza światła rejestrowanego przez Webba pozwala więc astronomom na zdobycie dodatkowych informacji o powierzchni i atmosferze planety. « powrót do artykułu
-
- Mars
- Teleskop Webba
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Około 150 kilometrów na wschód od Ankary znajdują się ruiny stolicy imperium Hetytów, Hattusy. Miasto powstało przed 2000 rokiem p.n.e. i z czasem stało się stolicą imperium, które władało znaczną częścią Azji Mniejszej rywalizując z Egiptem, Babilonią czy Asyrią. Prace wykopaliskowe w Hattusie trwają od 1906 roku. Stolica Hetytów zawsze sprawiała niespodzianki. Sprawiła ją i teraz. Pod znanym od zawsze zabytkiem Hattusy, w tunelu, którym przechodziły setki archeologów i tysiące turystów, znaleziono nieznane dotychczas hieroglify. Od 2006 roku badania w Hattusie prowadzone są przez międzynarodowy zespół ekspertów, na którego czele stoi profesor Andreas Schachner z Niemieckiego Instytutu Archeologicznego w Stambule. Najbardziej znanym i charakterystycznym zabytkiem Hattusy jest Yerkapi (pol. Brama w ziemi). To wzniesiony na wysokość 40 metrów podobny do piramidy kompleks o długości 250 metrów. Jest on ukoronowaniem miasta, stoi w jego najwyższym punkcie. Nie jest budowlą obronną, a jego przeznaczenie budzi spory wśród specjalistów. Przez Yerkapi przebiegały miejskie mury z bramą, której strzegły 4 sfinksy. A pod bramą biegnie 70-metrowy tunel. To jeden z kilku tuneli odkrytych pod miejskimi murami. Jest on najbardziej znany i najłatwiej dostępny. W pewien sierpniowy dzień doktor Bülent Genç z Artuklu University w Mardinie pokazywał Yerkapi studentom, gdy nagle zauważył w tunelu hieroglify. Od tamtej pory zidentyfikowano co najmniej 249 anatolijskich hieroglifów. W tunelu panuje stała temperatura i jest tam ciemno, dlatego znaczna ich część zachowała się w nienaruszonym stanie. Napisy wykonano najprawdopodobniej barwnikiem z marzanny barwierskiej. Dotychczas jedynymi znanymi nam malowanymi inskrypcjami hetyckimi były te z Kayalıpınar oraz Suratkaya. Tam znaleziono jednak pojedyncze znaki. Odkrycie z Yerkapi dowodzi, że w Anatolii pismo hieroglificzne było używane w II tysiącleciu przed Chrystusem i było szerzej rozpowszechnione niż sądziliśmy. Wstępne oceny filologów wskazują, że w tunelu znajduje się co najmniej 8 różnych grup znaków. Jedna z nich powtarza się 38 razy. To wskazuje, że nie mamy do czynienia z jedną dużą inskrypcją, ale krótkimi notatkami. Być może – ale archeolodzy zastrzegają, że to bardzo wstępna interpretacja – są to imiona ludzi lub bogów albo też napisy wskazujące na przeznaczenie tunelu. Jedna z hipotez dotyczących roli Yerkapi mówi bowiem, że było to miejsce odbywania ceremonii religijnych. W badaniach pomagają naukowcy z Uniwersytetu w Neapolu, którzy wykonują trójwymiarowe modelowanie hieroglifów i całej struktury tunelu. « powrót do artykułu
-
Podczas prac na dziedzińcu paradnym Pałacu Branickich w Białymstoku odkryto fragment podłogi dużego obiektu z XV-XVI w. Prawdopodobnie pochodzi z czasów pierwszych właścicieli dóbr białostockich. Nie odsłonięto całej podłogi, ale badania sondażowe tego nie zakładają. Na profilu Muzeum Historii Medycyny i Farmacji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku napisano, że podłoga ma konstrukcję kamienno-glinianą (na glinie i kamieniach polnych oparto zapewne konstrukcję drewnianych ścian; te się jednak nie zachowały). Obiekt wstępnie rozpoznano podczas badań georadarowych. Warstwy przylegające do odkrytej konstrukcji zawierają w sobie fragmenty naczyń, kafli [garnkowych do budowy pieca] datowanych na XV-XVI wiek. Ta relacja stratygraficzna pozwala z kolei datować konstrukcję na ten sam okres. To pozostałości dużego budynku z założenia dworu Raczkowiczów - opowiada dr hab. Maciej Karczewski z Uniwersytetu w Białymstoku. Dr hab. Karczewski dodał, że do tej pory rozplanowanie założenia dworskiego było nieznane. Wielkość [badanej] anomalii wskazuje, że musiał to być duży budynek, a znalezione w tym miejscu kafle mogą wskazywać, że mógł to być budynek bliżej dworu - dodał naukowiec w wypowiedzi dla PAP-u. Co ciekawe, pod warstwą z początku XX/końca XIX w. natrafiono od razu na warstwę XV-XVI-wieczną. Archeolog uważa, że to skutek uporządkowania terenu za czasów zaboru rosyjskiego albo w okresie międzywojennym. Choć warstwy z 300 lat - XVII, XVIII i XIX w. - się nie zachowały, odkryto pojedyncze fragmenty reliktów z tych czasów. Na profilu Muzeum Historii Medycyny i Farmacji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku wspomniano m.in. o fragmencie kafla (wstępnie datuje się go na czasy Wiesołowskich) czy miedzianym szelągu Jana Kazimierza. Jak podał PAP, w części wykopu, gdzie nie znajduje się podłoga, odkryto ślady osadnictwa pradziejowego. Najstarszym reliktem jest mezolityczny rylec. Oprócz tego zespół dr. hab. Karczewskiego, prof. Uniwersytetu w Białymstoku, natrafił na ślady kultury ceramiki kreskowanej (z wczesnej epoki żelaza). W miejscu, gdzie znajduje się dziedziniec, ludzie ci mieli osadę/obozowisko. « powrót do artykułu
-
- Pałac Branickich
- badania archeologiczne
- (i 4 więcej)
-
Najstarszy hipopotam nilowy w Polsce - Pelagia z Miejskiego Ogrodu Zoologicznego w Warszawie - skończył właśnie 37 lat. Z tej okazji zorganizowano specjalne wydarzenie. Nie zabrakło roślinnego tortu, ciekawostek o hipopotamach, a także konkursów z nagrodami. Święto było podwójne, gdyż 19 września wypadał także Dzień Dzikiej Fauny, Flory i Naturalnych Siedlisk. Na początku Pelagia była Isaurą. Urodziła się w 1985 r. we Wrocławiu, a wówczas polscy telewidzowie szaleli za brazylijską telenowelą „Niewolnica Isaura” (Escrava Isaura). W 1986 r. hipopotamica trafiła do zoo w Paryżu. Francuzi nie byli zafascynowani telenowelą i nadali zwierzęciu imię Pelagie. Po wieloletnim pobycie w stolicy Francji, w 2010 r. Pelagie trafiła do Hanoweru. Od 2011 r. mieszka w Warszawskim ZOO i tu stała się po prostu Pelagią. W stołecznym ogrodzie czekał już na nią prawie 3 razy młodszy kawaler. Niestety, mimo kilku prób konsumpcji związku, potomstwa póki co nie widać, ale trzymamy jeszcze kciuki za naszą parę - ujawniono w komunikacie ogrodu. « powrót do artykułu
-
- Pelagia
- Warszawskie ZOO
- (i 4 więcej)
-
Nasz cykl dobowy wpływa na metabolizm i zmienia sposób korzystania przez organizm ze źródeł energii, czytamy na łamach Experimental Physiology. Autorzy opisywanych badań odkryli, że osoby, które późno chodzą spać, mają zmniejszoną zdolność do wykorzystania tłuszczu jako źródła energii, a to oznacza, że tłuszcz może odkładać się w ich organizmach i zwiększać ryzyko chorób serca oraz cukrzycy typu 2. Uczeni zauważyli, że pomiędzy rannymi ptaszkami a nocnymi markami istnieją różnice w metabolizmie insuliny. Organizmy rannych ptaszków w większym stopniu polegają na tłuszczu jako źródle energii, organizmy nocnych marków zużywają zaś mniej tłuszczu. Naukowcy z Rutgers University i University of Wirginia podzielili badanych w zależności od ich chronotypu na grupę rannych ptaszków i nocnych marków. Wykorzystali badania obrazowe do określenia masy i składu ciała, a insulinowrażliwość oraz próbki wydychanego powietrza służyły do pomiaru metabolizmu tłuszczów i węglowodanów. Badani byli szczegółowo monitorowani przez tydzień. Dzięki temu naukowcy mogli określić ich wzorzec aktywności. Pozostawali na kontrolowanej diecie i nie mogli jeść w nocy, by zminimalizować wpływ diety na wyniki badań. Ich metabolizm był badany najpierw w czasie odpoczynku, po którym następowały dwie 15-minutowe sesje na mechanicznej bieżni. Jedna sesja miała umiarkowaną, druga zaś bardzo wysoką intensywność. Badano też wydolność aerobową uczestników. W tym celu kąt nachylenia bieżni był co 2 minuty zwiększany o 2,5% do czasu, aż uczestnik był całkowicie wyczerpany. Badania wykazały, że ranne ptaszki zarówno w czasie odpoczynku jak i ćwiczeń, zużywają więcej tłuszczu niż nocne marki. Miłośnicy wczesnego wstawania byli też bardziej wrażliwi na insulinę. Natomiast osoby, które kładą się spać późno w nocy charakteryzowała mniejsza wrażliwość na insulinę, co oznacza, że ich organizmy potrzebowały więcej insuliny do obniżenia poziomu glukozy we krwi, a ich organizmy preferowały węglowodany jako źródło energii. Ograniczona wrażliwość na insulinę wiąże się zaś ze zwiększonym ryzykiem rozwoju cukrzycy typu 2. oraz chorób serca. Naukowcy nie wiedzą, skąd się bierze tego typu różnica w metabolizmie obu badanych grup. Różnica w metabolizmie pokazuje, że rytm dobowy może wpływać na to, jak organizm korzysta z insuliny. Większa lub mniejsza wrażliwość na insulinę ma duże znaczenie dla naszego zdrowia. Wydaje się, że chronotyp wpływa na nasz metabolizm i działanie hormonów, dlatego uważamy, że powinien być przez lekarzy brany pod uwagę podczas oceny ryzyk zdrowotnych każdego pacjenta, mówi profesor Steven Malin z Rutgers University. Zauważyliśmy tez, że ranne ptaszki są bardziej aktywne i charakteryzują się lepszą kondycją fizyczną niż nocne marki, którzy prowadzą bardziej siedzący tryb życia, dodaje uczony. « powrót do artykułu
-
Sensacja w Izraelu. „Takie odkrycie zdarza się raz w życiu”
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Podczas prac budowlanych prowadzonych w Palmachim Beach National Park w pobliżu Tel Awiwu koparka nagle przebiła się przez skałę, a robotnicy ujrzeli dziurę w ziemi. Okazało się, że na dole znajduje się jaskinia. Pierwszym, który do niej zszedł, był Dror Sitron, inspektor Izraelskiej Służby Starożytności (IAA). Jego oczom ukazał się niezwykły widok. Sitron stał w wyciosanym w skale kwadratowym pomieszczeniu, którego dach był wsparty na centralnym filarze. To właśnie przez ten dach przebiła się koparka. Pomieszczenie było wypełnione dziesiątkami nietkniętych przedmiotów z brązu i ceramiki. Inspektor zastał je w takim stanie, w jakim zostały złożone podczas ceremonii pogrzebowej, by służyć zmarłemu. Na miejsce przyjechali badacze i rozpoczęto prace archeologiczne. Szybko okazało się, że pochówek pochodzi sprzed 3300 lat, z czasów Ramzesa II Wielkiego. To jeden z największych, o ile nie największy, władca Egiptu. Specjaliści uznają też, że – o ile na samo wyjście Izraelczyków z Egiptu brak jakichkolwiek dowodów poza opisem biblijnym – to faraonem, wiązanym w Biblii z tymi wydarzeniami mógł być właśnie Ramzes II. Doktor Eli Yannai, ekspert IAA od epoki brązu, mówi, że to odkrycie, jakie zdarza się raz w życiu! Na podłodze są naczynia, które leżały nietknięte przez 3300 lat, od późnej epoki brązu. To czasy potężnego Ramzesa II. Fakt, że jaskinia była dobrze zabezpieczona i nie została splądrowana pozwoli nam wykorzystać nowoczesne metody badawcze do zdobycia olbrzymiej ilości informacji. Będziemy mogli na przykład zbadać zawartość naczyń, materię organiczną, której nie widać gołym okiem. Być może dzięki temu stworzymy kompletny obraz zwyczajów grzebalnych późnej epoki brązu. W jaskini znaleziono przede wszystkim ceramikę. Różnego rodzaju misy, niektóre malowane na czerwono, kielichy. Niektóre z nich były importowane z różnych miejsc w Libanie oraz z Cypru. Informacja o sensacyjnym odkryciu błyskawicznie rozniosła się po świecie akademickim. Do IAA zaczęli zgłaszać się naukowcy, którzy chcieliby wziąć udział w badaniach. Niestety, pomimo ustawienia straży, zanim ponownie zapieczętowaliśmy jaskinię, kilka przedmiotów zostało ukradzionych. Prowadzone jest śledztwo, oświadczyli przedstawiciele Izraelskiej Służby Starożytności. Obecnie jaskinia jest zapieczętowana i pilnowania, a specjaliści opracowują plan badań i ochrony unikatowego miejsca. « powrót do artykułu -
Super-ziemia TOI-1452 b może być w całości pokryta oceanem, uważa międzynarodowy zespół astronomów. Na łamach The Astronomical Journal uczeni poinformowali o odkryciu planety krążącej wokół czerwonego karła TOI-1452 znajdującego się w układzie podwójnym w Gwiazdozbiorze Smoka. Układ ten jest odległy od Ziemi o 99,5 lat świetlnych. TOI-1452 b jest nieco większa i bardziej masywna od naszej planety. Obiega swoją gwiazdę w ciągu 11 dni. Mimo że jej gwiazda jest mniejsza i chłodniejsza od Słońca, to planeta otrzymuje mniej więcej dwukrotnie więcej promieniowania niż Ziemia. Jest go tyle, że odpowiada ono temperaturze 52,85 stopni Celsjusza na powierzchni planety. Woda stanowi mniej niż 1% masy Ziemi. Gęstość niektórych egzoplanet wskazuje, że w większym stopniu zbudowane są z lżejszych materiałów niż nasza planeta. Najprawdopodobniej znaczy to, że zawierają więcej wody. TOI-1452 to jedna z najlepszych znanych nam kandydatek na wodny świat. Jej średnica i masa wskazują, że ma ona znacznie mniejszą gęstość niż planeta zbudowana ze skał i metali, jak Ziemia, stwierdził główny autor badań, Charles Cadieux. Analizy wykazały, że planeta może aż w 30% składać się z wody. TOI-1452 b z pewnością będzie badana za pomocą Teleskopu Webba. Znajduje się bowiem stosunkowo blisko Ziemi, co ułatwia badanie jej atmosfery, ponadto jest w takim miejscu nieboskłonu, który jest widoczny dla Webba przez większą część roku. Jak tylko zarezerwujemy sobie czas obserwacyjny na JWST rozpoczniemy pracę nad lepszym zrozumieniem tej planety, dodaje profesor René Doyon z Uniwersytetu w Montrealu. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- egzoplaneta
- ocean
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Już za tydzień, 26 września, przez całą noc będziemy mogli cieszyć się wyjątkowym widokiem Jowisza. Planeta znajdzie się w wielkiej opozycji, a to oznacza, że będzie doskonale widoczna. Wystarczy dobra lornetka by zaobserwować charakterystyczne barwne pasy planety i trzy z czterech księżyców galileuszowych. To największe księżyce Jowisza, które Galileusz odkrył w 1610 roku. Opozycja ma miejsce, gdy dwa ciała oglądane z Ziemi znajdują się naprzeciwko siebie. Najczęściej mówimy tutaj o opozycji obserwowanego ciała do Słońca. Opozycja Jowisza, a zatem sytuacja gdy Słońce i Jowisz znajdują się po przeciwnych sobie stronach Ziemi, zachodzi co 13 miesięcy. Jowisz wydaje się wówczas jaśniejszy i większy. Tym razem jednak opozycja będzie wyjątkowa, gdyż jednocześnie Jowisz będzie w peryhelium, czyli najbliższym Słońcu punkcie swojej orbity. Będziemy więc mieli do czynienia z wielką opozycją, zwaną też wielkim zbliżeniem, które ma miejsce co kilkanaście lat. Tym razem jednak Jowisz podczas opozycji znajdzie się najbliżej Ziemi od 70 lat. Opozycja Jowisza rzadko zbiega się z jego peryhelium. Dlatego warto poświęcić część nocy na obserwacje. Jowisz będzie jednym z najjaśniejszych – a może nawet najjaśniejszym – obiektem na nocnym niebie. Zaraz po Księżycu, rzecz jasna. Na kolejne wielkie zbliżenie Jowisza trzeba będzie poczekać do 2 października 2034 roku. Jednak wówczas planeta będzie o 700 000 kilometrów dalej od Ziemi niż przy obecnym wielkim zbliżeniu. Jowisz bardzo interesuje naukowców. Obecnie planeta jest badana przez misję Juno. Została ona wystrzelona w 2011 roku i dotarła do planety w roku 2016. Początkowo planowano, że cała misja potrwa 7 lat. Juno pracuje już 11 lat a niedawno NASA przedłużyła jej misję do roku 2025. Na rok 2024 zaplanowano wystrzelenie misji Europa, która ma badać jeden z księżyców galileuszowych – Europę. « powrót do artykułu
-
- Jowisz
- wielkie zbliżenie
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Prezydent Biden zatwierdził przeznaczenie 900 milionów dolarów na budowę stacji ładowania samochodów elektrycznych. Podczas North American International Auto Show w Detroit prezydent stwierdził, że niezależnie od tego czy będziecie jechali wybrzeżem autostradą I-10 [prowadzi z Kalifornii na Florydę - red.] czy I-75 [wiedzie z Michigan na Florydę] stacje do ładowania będą wszędzie i można je będzie znaleźć równie łatwo jak stacje benzynowe. Wspomniane 900 milionów USD będą pochodziły z zatwierdzonego w ubiegłym roku planu infrastrukturalnego na który przewidziano bilion dolarów, z czego 550 miliardów na transport czy internet szerokopasmowy i infrastrukturę taką jak np. sieci wodociągowe. W 2020 roku amerykański transport odpowiadał za 27% amerykańskiej emisji gazów cieplarnianych. To najwięcej ze wszystkich działów gospodarki. Władze Stanów Zjednoczonych chcą, by do roku 2030 samochody elektryczne stanowiły połowę całej sprzedaży pojazdów w USA. Poszczególne stany podejmują własne, bardziej ambitne inicjatywy. Na przykład Kalifornia przyjęła przepisy zgodnie z którymi od 2035 roku zakaże sprzedaży samochodów z silnikami benzynowymi. Obecnie pojazdy elektryczne stanowią jedynie 6% sprzedaży samochodów w USA. Jedną z najważniejszych przyczyn, dla których Amerykanie nie chcą kupować pojazdów z silnikiem elektrycznym jest obawa o łatwy dostęp do punktów ładowania. Obecnie w całym kraju takich punktów jest poniżej 47 000. Biden chce, by do roku 2030 ich liczba wzrosła do 500 000. W dokumencie zatwierdzającym wspomniane 900 milionów USD znalazła się też propozycja, by narzucić stanom obowiązek zakładania stacji ładowania pojazdów elektrycznych do 50 mil na głównych drogach stanowych i autostradach. Stany o dużym odsetku społeczności wiejskich już wyraziły obawę, że z takim obowiązkiem sobie nie poradzą. Dlatego też dla takich stanów oraz na potrzeby centrów miejskich i ubogich społeczności przygotowano program grantowy o łącznej wartości 2,5 miliarda USD. « powrót do artykułu
- 2 odpowiedzi
-
- samochód elektryczny
- ładowanie
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Podczas Londyńskich Targów Książki Rzadkiej (Firsts: London's Rare Book Fair), który odbywa się między 15 a 18 września w Saatchi Gallery, Peter Harrington Books wystawia na sprzedaż wyjątkowy egzemplarz „Buszującego w zbożu” J.D. Salingera. To jedyna książka, w której pojawia się dedykacja z przydomkiem pisarza z dzieciństwa (Sonny, czyli Synek). Biały kruk ma kosztować aż 225 tys. funtów (ok. 1,22 mln zł). W dedykacji dla przyjaciół rodziny napisano: Dla Charlesa Kirtza z życzeniami wszystkiego dobrego od J.D. Salingera (dodatkowe pozdrowienia dla Ady i Victora od Sonny'ego Salingera). Nowy Jork, 18.10.56. Salinger nie chciał, by ktoś zarabiał na sukcesie jego powieści z 1951 r. i rzadko podpisywał książki. Przyjaciele i członkowie rodziny, którzy otrzymali sygnowany egzemplarz, wiedzieli, że autor nie życzy sobie, by go sprzedawali. Salinger zmarł w styczniu 2010 roku, a w drugiej połowie roku na aukcję trafiło podpisane pierwsze wydanie „Buszującego w zbożu”. Zostało sprzedane za pośrednictwem strony CharityBuzz. Udało się uzyskać 65 tys. dol. (56 tys. GBP). Organizacja Cure for Cancers – która wystawiła książkę – podała wtedy, że otrzymała ją od kolekcjonera pamiątek, który dostał podpisany egzemplarz „Buszującego w zbożu” od przyjaciela. Ten z kolei nabył go na początku lat 60. bezpośrednio od jednego z wydawców Salingera. Kwotę 65 tys. dolarów uznawano za niską. Była ona wynikiem nie najlepszego stanu książki i oczekiwań, że po śmierci Salingera rynek zaleją egzemplarze z autografami (tak się jednak nie stało). Pom Harrington, właściciel Peter Harrington Books, podkreśla, że książki z autografami Salingera są tak rzadkie, bo pisarz strzegł swojej prywatności i unikał jakiejkolwiek formy reklamy, zwłaszcza wykorzystania do promocji jego pracy materiałów biograficznych. Kopia, którą można zobaczyć na Firsts: London's Rare Book Fair, to jeden z dwóch egzemplarzy przekazanych Ann Agoos (widać nawet jej ekslibris). Znajduje się w nim dedykacja dla jej wnuka, Charlesa. Drugi przeznaczony był dla drugiego wnuka – Williama. Ann i jej mąż Sam mieszkali w tym samym domu przy Park Avenue w Nowym Jorku, co Sol i Marie, rodzice pisarza. W dzieciństwie Salinger przyjaźnił się z ich córką (Adą) i synem (Victorem); to właśnie oni są wspominani w drugiej części dedykacji. Jak napisano na witrynie Firsts London, są to jedne z najpopularniejszych i najbardziej prestiżowych targów książek rzadkich na świecie. Wystawia się tu ponad 100 wiodących brytyjskich i międzynarodowych dilerów. « powrót do artykułu
-
- Buszujący w zbożu
- J.D. Salinger
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Czym są fundusze ETF i dlaczego warto w nie inwestować?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Artykuły
Na przestrzeni ostatnich kilku lat, bardzo popularnymi instrumentami stały się fundusze ETF. Chętnie inwestują w nie zarówno inwestorzy indywidualni, jak i inwestorzy instytucjonalni. Czym różnią się one od zwykłych funduszy? Czy warto inwestować w ETF, a jeżeli tak to dlaczego? Podpowiadamy. Czym są fundusze ETF? Zanim przejdziemy do tego czy warto inwestować w ETF, warto bliżej się im przyjrzeć. Chociaż są to popularne instrumenty finansowe, nie każdy wie jak działają, a tym bardziej jakie dają możliwości i czym różnią się od tradycyjnych funduszy inwestycyjnych. W Polsce pojawiły się one bowiem stosunkowo niedawno. Pierwsze notowanie na GPW odbyło się dopiero w 2010 roku. Tym co wyróżnia fundusze ETF spośród innych rodzajów funduszy jest właśnie to, że są one instrumentami giełdowymi. Wskazuje zresztą na to sam skrót ETF, którego rozwinięcie to Exchange Traded Fund (tłum. fundusz giełdowy). Instrumenty te są notowane na giełdzie na takich samych zasadach jak, będące papierami wartościowymi, akcje. Można kupić je w trakcie trwania każdej sesji giełdowej. Aby to zrobić trzeba posiadać jednak rachunek maklerski. Można otworzyć go m.in. w XTB, TMS, Degiro czy Exante. Więcej informacji oraz analizy ofert wspomnianych brokerów znajdziesz tutaj. Każdy z brokerów posiada w swojej ofercie szeroką gamę instrumentów. Zlecenia kupna albo sprzedaży można składać przez całą sesję na dowolną liczbę ETF. Fundusze ETF odzwierciedlają zachowania wybranych rynków. Najczęściej są oparte na indeksach giełdowych, co sprawia, że same w sobie są dość zróżnicowane. Mogą odwzorowywać zachowanie m.in. indeksów akcji i obligacji. W przeciwieństwie do zwykłych funduszy inwestycyjnych wyróżniają się zarządzaniem pasywnym, co oznacza, że ich zadaniem jest odzwierciedlenie indeksu 1:1. Inwestowanie w fundusze ETF wiąże się z koniecznością ponoszenia pewnych kosztów. Mowa o prowizji maklerskiej, opłatach administracyjnych czy opłatach licencyjnych. Ostatecznie koszty inwestycji są z reguły dużo niższe aniżeli w przypadku zwykłych funduszy inwestycyjnych. Ma to związek z różną strategią inwestycyjną i sposobem zarządzania. Często zwracają na to uwagę osoby, które tłumaczą inwestorom dlaczego warto inwestować w ETF i próbują ich do tego przekonać. Czy warto inwestować w ETF? Czy warto inwestować w ETF, a jeżeli tak to dlaczego? Trzeba przyznać, że są to instrumenty, które mają wiele zalet. Ze względu na to, że naśladują indeksy giełdowe, dają szansę na łatwe zróżnicowanie portfela. To z kolei przekłada się przynajmniej na częściowe ograniczenie ryzyka inwestycyjnego. W kontekście tego dlaczego warto inwestować w ETF koniecznie trzeba wspomnieć o ich przejrzystej strategii. Decydując się na zakup danego funduszu inwestor od razu wie w co ten inwestuje, a także jaki jest jego cel. Odwzorowują one zachowania indeksów, co oznacza, że nie osiągają od nich wyższych stóp zwrotu, ale też nie mogą osiągać niższych. Do tego dlaczego warto inwestować w ETF przekonuje też ich wysoka płynność czy łatwy dostęp. To nie oznacza jednak, że nie mają one żadnych wad. Jak każda inna inwestycja wiążą się one z ryzykiem. Przy instrumentach notowanych na giełdach zagranicznych dochodzi nam dodatkowo ryzyko walutowe. O tym czy warto inwestować w ETF każdy inwestor musi zdecydować sam, uwzględniając ich wszystkie zalety i wady. Zalety: Instrumenty te wyróżnia zarządzanie pasywne. Dokładnie odzwierciedlają one zachowanie indeksów giełdowych, co nie dość, że ogranicza ryzyko inwestycyjne, to jeszcze obniża koszty całej inwestycji. Mają one ściśle określoną strategię inwestycyjną. Polega ona na jak najwierniejszym odzwierciedleniu zachowania wybranego indeksu. Ze względu na to, że naśladują indeksy, są sposobem na posiadanie zróżnicowanego portfela inwestycyjnego. Inwestując w ETF można liczyć na dużo niższe opłaty za zarządzanie niż w przypadku zwykłych funduszy inwestycyjnych. Koszty zarządzania tego typu funduszami mogą być nawet kilkukrotnie niższe. Nie są przy nich pobierane opłaty manipulacyjne. Instrumenty te podlegają bieżącej wycenie. Są wyceniane przez rynek w trakcie trwania sesji giełdowej. Żeby zacząć w nie inwestować wystarczy posiadać rachunek maklerski. Za jego pośrednictwem na każdej sesji giełdowej można kupić albo sprzedać dowolną liczbę ETF. Zapewnia to zarówno łatwe wejście, jak i wyjście z inwestycji. Płynność funduszy ETF jest wspierana przed animatorów. To pozwala na natychmiastowe otwieranie i zamykanie pozycji. Mając w swoim portfelu ETF można liczyć na korzyści płynące z wypłacanych dywidend. Zależy to jednak od tego, czy wypłacają je spółki należące do odwzorowywanego indeksu. Na całym świecie wybór ETF jest ogromny. Mogą opierać się one o indeksy bazowe z największych światowych giełd. Wady: Inwestując w fundusze ETF inwestor bierze na siebie stosunkowo wysokie ryzyko rynkowe. Wynika ono ze znacznych wahań cen indeksów bazowych. Jednocześnie jest ono niższe niż w przy zakupie akcji pojedynczych spółek. Inwestowanie w zagraniczne fundusze ETF wiąże się z ryzykiem walutowym. W takim przypadku na stopę zwrotu z inwestycji ma wpływ nie tylko zachowanie indeksu, ale również wahania kursowe. Inwestycje te są obciążone również ryzykiem emitenta. Tytuły uczestnictwa funduszu mogą zostać usunięte z giełdy. Na wypadek delistingu emitenci z reguły odkupują je jednak od inwestorów i wypłacają należny kapitał. Rynek funduszy ETF w Polsce nie jest jeszcze tak rozwinięty jak w USA czy innych krajach europejskich. Na GPW jest obecnie notowanych jedynie 11 funduszy. Istnieją fundusze ETF, w przypadku których inwestor przy zakupie musi liczyć się z dość wysoką prowizją i wyższymi kosztami za zarządzanie. Zawsze przed dokonaniem transakcji należy upewnić się ile one wynoszą. Ponieważ są one zarządzane pasywnie, w przeciwieństwie do zwykłych funduszy inwestycyjnych nie mogą osiągnąć lepszego wyniku niż benchmark. « powrót do artykułu -
Teleskop Webba (JWST) od kilku tygodni przysyła wspaniałe zdjęcia przestrzeni kosmicznej. JWST może pracować nawet przez 20 lat i w tym czasie będzie badał też egzoplanety. Dzięki olbrzymiej czułości, dostarczy niedostępnych dotychczas informacji o świetle docierającym z ich atmosfer, co pozwoli określenie ich składu, historii i poszukiwanie śladów życia. Jednak, jak się okazuje, teleskop jest tak doskonały, że obecnie stosowane narzędzia mogą niewłaściwe interpretować przesyłane dane. Grupa naukowców z MIT opublikowała na łamach Nature Astronomy artykuł, w którym informuje, że obecnie używane przez astronomów narzędzia do interpretacji danych ze światła mogą dawać niewłaściwe wyniki w przypadku JWST. Chodzi konkretnie o modele nieprzezroczystości, narzędzia opisujące, jak światło wchodzi w interakcje z materią w zależności od jej właściwości. Mogą one wymagać znacznych zmian, by dorównać precyzji danym z JWST. Jeśli nie zostaną odpowiednio dostosowane to – jak ostrzegają autorzy badań – informacje dotyczące takich właściwości atmosfer egzoplanet jak temperatura, ciśnienie i skład mogą różnić się od rzeczywistych o cały rząd wielkości. Z punktu widzenia nauki istnieje olbrzymia różnica, czy np. woda stanowi 5% czy 25% składu. Obecne modele nie są w stanie tego odróżnić, stwierdza profesor Julien de Wit. Obecnie używany przez nas model interpretujące dane ze spektrum światła nie przystaje precyzją i jakością do danych, jakie napływają z Teleskopu Webba. Musimy rozwiązać ten problem, wtóruje mu student Prajwal Niraula. Nieprzezroczystość określa, na ile łatwo foton przechodzi przez badany ośrodek, jak jest absorbowany czy odbijany. Interakcje te zależą też od temperatury i ciśnienia ośrodka. De Wit mówi, że obecnie używany najdoskonalszy model badania nieprzezroczystości bardzo dobrze się sprawdził w przypadku takich instrumentów jak Teleskop Hubble'a. Teraz jednak weszliśmy na kolejny poziom precyzji danych. Wykorzystywany przez nas sposób ich interpretacji nie pozwoli nam wyłapać drobnych subtelności, które mogą decydować np. o tym, czy planeta nadaje się dla życia czy nie. Uczeni z MIT po analizie najpowszechniej używanego obecnie modelu nieprzezroczystości stwierdzili, że jego wykorzystanie do danych z Webba spowoduje, iż trafimy na „barierę precyzji”. Model ten nie będzie na tyle dokładny, by stwierdzić, czy temperatura na planecie wynosi 27 czy 327 stopni Celsjusza, a stężenie jakiegoś gazu w atmosferze to 5 czy 25 procent. Wit i jego zespół uważają, że aby poprawić obecnie używane modele konieczne będzie przeprowadzenie więcej badań laboratoryjnych, obliczeń teoretycznych oraz poszerzenie współpracy pomiędzy specjalistami z różnych dziedzin, szczególnie astronomami i ekspertami od spektroskopii. Możemy wiele zrobić, jeśli będziemy dobrze rozumieli, jak światło wchodzi w interakcje z materią. Dobrze rozumiemy warunki panujące wokół Ziemi. Jednak tam, gdzie mamy do czynienia z innymi typami atmosfery, wszystko się zmienia. A teraz dysponujemy olbrzymią ilością danych o coraz lepszej jakości, więc istnieje ryzyko błędnej interpretacji, wyjaśnia Niraula. « powrót do artykułu
-
- Teleskop Kosmiczny Jamesa Webba
- dane
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Via Mari 10 jest uznawana za najmniejszą winnicę na świecie. Ma zaledwie 18,5 m2 powierzchni i znajduje się na dachu XVI-w. budynku w Reggio Emilia w północnych Włoszech. Rocznie produkuje się tu tylko 29 butelek czerwonego wina. Co ciekawe, właściciel traktuje je jak dzieła sztuki, które powinny być kolekcjonowane i wolałby, żeby przygoda z nimi ograniczała się do podziwiania. Nazwa winnicy Tullia Masoniego pochodzi od adresu budynku, na szczycie którego się znajduje. To miejsce z historią, ponieważ w 1859 r. odwiedził je Giuseppe Garibaldi, działacz i bojownik o zjednoczenie Włoch. Od winnicy pełnowymiarowej do kieszonkowej W wywiadzie udzielonym CNN-owi, właściciel Via Mari 10 powiedział, że jego ojciec zajmował się winiarstwem. Odziedziczyłem „prawdziwą” winnicę w pobliżu Reggio Emilia, ale po przeanalizowaniu finansów okazało się, że to nieopłacalne przedsięwzięcie. Ostatecznie zdecydowałem się na sprzedaż. Po dwóch dekadach Masoni zaczął tego żałować, dlatego stworzył kieszonkową wersję winnicy. Butelka czerwonego wina kolekcjonera dzieł sztuki i byłego bankiera inwestycyjnego kosztuje, bagatela, 5 tys. euro. Alkohol nie jest sprzedawany w sklepie winiarskim, ale w galerii sztuki Bonioni Arte, która znajduje się nieopodal. Odnosząc się do niebotycznej ceny, Masoni ujawnia, że większość butelek jest rozdawana, ewentualnie galeria Bonioni daje je jako bonus klientom kupującym droższe dzieła. Moje wino jest formą ekspresji artystycznej, filozoficzną prowokacją, czymś, co można trzymać w salonie, by mieć o czym porozmawiać z przyjaciółmi, plotkując o szaleńcu, który umieścił winnicę na dachu - powiedział CNN-owi Masoni. Sztuka od początku do końca Rusztowanie podpierające winorośli odmiany Sangiovese wykonał lokalny rzeźbiarz Oscar Accorsi. Wino dojrzewa w dębowych beczkach autorstwa innego miejscowego artysty Lorenza Menozziego (mają one reprezentować kobietę i mężczyznę). Masoniemu udało się też namówić pochodzącego z Reggio Emilia rysownika komiksów Marvela - Giuseppe Camuncoliego - do stworzenia specjalnej edycji etykiety. Nic więc dziwnego, że takie wino można traktować jak dzieło sztuki... Jak napisano na witrynie winnicy, winorośl jest zasilana jajami, bananami, wodorostami i odchodami słowików. Głosy przedstawicieli różnych narodowości z sąsiednich mieszkań, sprzeczki i przekleństwa w rozmaitych językach [...] wzbogacają i zanieczyszczają winogrona. To ma im dawać przewagę nad owocami z okolic wiejskich, które dojrzewają w ciszy. Nawet opis trunku brzmi bardziej jak manifest artystyczny niż charakterystyka produktu. Via Mari 10 [...] jest psychowinem, masażystą dla twojego mózgu, twojej substancji szarej, zanikłej pod wpływem konwenansów i jednotorowych wzorców myślenia. [...] Psychowino ma przeanalizować człowieka, by go zmienić. « powrót do artykułu
- 5 odpowiedzi
-
- Tullio Masoni
- Reggio Emilia
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Grzyb zmienia kształt i rozmiary, by zainfekować mózg
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Grzyb, który powoduje grzybiczne zapalenie opon mózgowych przechodzi znaczne przeobrażenia w organizmie po to, by móc się przedostać do mózgu, donoszą naukowcy z University of Utah. Zauważyli oni, że Cryptococcus neoformans, po przedostaniu się do organizmu myszy, zmniejsza swoje rozmiary i przechodzi inne zmiany, dzięki którym może zainfekować centralny układ nerwowy. C. neoformans jest przyczyną rzadkich, ale śmiertelnie niebezpiecznych zapaleń opon mózgowych, na które narażone są przede wszystkim osoby o obniżonej odporności. Komórki Cryptococcus w płucach mają bardzo różne kształty i rozmiary. Dlatego byłam niezwykle zaskoczona, gdy jeden z moich studentów pokazał mi zdjęcia, na których komórki tego grzyba w mózgu wyglądały tak samo, przyznaje profesor patologii Jessica Brown, jedna z autorek badań. Musiał istnieć jakiś istotny powód, dla którego tak się stało. Uczona od dłuższego czasu jest zafascynowana zdolnością C. neoformans do dostosowywania się do różnych środowisk. Grzyb ten znajduje się w rozkładającym się drewnie i ptasich odchodach. Jeśli zaś zostanie przypadkiem wraz z powietrzem wchłonięty do organizmu, potrafi przetrwać w płucach, krwioobiegu i różnych organach, z których każdy ma własne wymagające mikrośrodowisko. Naukowcy już wcześniej zauważyli, że po przedostaniu się do płuc grzyb 10-krotnie zwiększa swoje rozmiary, prawdopodobnie po to, by stać się zbyt dużym, by układ odpornościowy mógł go zniszczyć. Jednak w innych organach grzyb jest znacznie mniejszy. Brown zaczęła się więc zastanawiać, czy to zmniejszenie rozmiarów nie ułatwia infekcji. Naukowcy zainfekowali więc myszy C. neoformans o różnych rozmiarach. Okazało się, że najmniejsze komórki infekowały mózg zwierzęcia. Były one nie tylko małe, ale aktywowały inny zestaw genów, dzięki czemu na ich powierzchni pojawiły się elementy potrzebne do zainfekowania mózgu. Komórki grzyba zdolne do infekcji centralnego układu nerwowego nie były zatem tylko mniejszymi wersjami zwykłych komórek, ale przeszły całościowe zmiany. Brown zaczęła więc szukać elementu, który rozpoczyna te zmiany i doszła do wniosku, że są nim fosforany. Są one wydzielane, gdy tkanka zostaje uszkodzona podczas infekcji. Brown spekuluje więc, że w płucach – gdzie grzyb trafia w pierwszej kolejności – dochodzi do ich akumulacji, przez co uruchomione zostają zmiany pozwalające na infekowanie innych narządów. Nie można wykluczyć, że to dzięki ptasim odchodom grzyb może infekować mózg. C. neoformans rozwija się bowiem w odchodach, a w nich występuje wysokie stężenie fosfatów. Być może to presja środowiskowa związana z obecnością fosfatów w odchodach spowodowała pojawienie się u C. neoformans zdolności do zmian skutkujących możliwością infekcji centralnego układu nerwowego. Uzbrojony w tę wiedzę zespół Brown szuka teraz wśród już zaakceptowanych leków środków, które blokowałyby lub leczyły zapalenie opon mózgowych wywoływane przez C. neoformans. « powrót do artykułu -
Codzienna dawka multiwitaminy może chronić osoby starsze przed pogorszeniem zdolności poznawczych, donoszą naukowcy z Wake Forest University School of Medicine i Brigham and Women’s Hospital. Zastrzegają jednak, że przed wydaniem jakichkolwiek oficjalnych rekomendacji konieczne są dalsze badania. W krajach wysoko uprzemysłowionych wiele starszych osób cierp i chorobę Alzheimera. W Polsce jest ich ponad 350 000. Istnieje pilna potrzeba opracowania bezpiecznej i taniej metody ochrony przed spadkiem zdolności poznawczych, mówi profesor gerontologii i medycyny geriatrycznej Laura D. Baker, która wraz z profesorem Markiem Espelandem stała na czele zespołu badawczego. Ich praca została opisana na łamach Alzheimer’s & Dementia: The Journal of the Alzheimer’s Association. Uczeni przeprowadzili badania o nazwie COcoa Supplement and Multivitamin Outcomes Study for the Mind (COSMOS-Mind) sfinansowane przez National Institute of Aging. Były to badania pomocnicze do badań COSMOS, w których na próbce 21 442 osób badano, czy codzienne przyjmowanie wyciągu z kakao lub suplementu multiwitaminowego zmniejsza ryzyko chorób serca, udarów, nowotworów i innych schorzeń. Kakao jest bogate we flawonole, a wcześniejsze badania sugerowały, że mogą one pozytywnie wpływać na funkcje poznawcze. Wiemy też, że na zdrowie wpływa wiele innych składników odżywczych i minerałów, a ich niedobory mogą zwiększać ryzyko spadku zdolności poznawczych i demencji. Dlatego też Baker i Espeland rozpoczęli badania COSMOS-Mind, w których wzięły udział 4 grupy badanych. Porównywano skutki zażywania ekstraktu z kakao z placebo oraz preparatu multiwitaminowego zawierającego minerały z placebo. W badaniach wzięło udział 2200 ochotników w wieku co najmniej 65 lat. Ich losy śledzono przez 3 lata. Nasze badania wykazały, że o ile zażywanie ekstraktu z kakao nie miało wpływu na zdolności poznawcze, to suplement multiwitaminowy z minerałami prowadził do statystycznie istotnej poprawy funkcjonowania poznawczego, mówi Baker. Uczeni oceniają, że prowadzona przez trzy lata suplementacja multiwitaminami przełożyła się na spowolnienie spadku zdolności poznawczych o 60%. Zatem osoby przyjmujące multiwitaminy funkcjonowały tak, jakby były o 1,8 roku młodsze. Pozytywny skutek suplementacji był najlepiej widoczny u osób z chorobami układu krążenia. Są one bardziej narażone na pogorszenie funkcjonowania poznawczego. Jest jeszcze zbyt wcześnie, by zalecać suplementację multiwitaminami jako środek poprawiający funkcjonowanie. To co prawda bardzo obiecujące spostrzeżenia, ale trzeba przeprowadzić badania na większej i bardziej zróżnicowanej grupie ludzi. Wciąż też próbujemy zrozumieć, dlaczego multiwitaminy miałyby mieć ten korzystny wpływ, dodaje Baker. « powrót do artykułu
- 5 odpowiedzi
-
- zdolności poznawcze
- suplement
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dwie mumie ze śladami morderstw sprzed tysiąca lat
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Jednym z aspektów badań nad dawnymi społecznościami jest określenie, jak często ich członkowie stykali się z przemocą. Kwestię tę można śledzić szukając śladów urazów na zachowanych szczątkach ludzkich. W 2021 r. ukazały się szerzej zakrojone badania dotyczące mieszkańców Pustyni Atacama żyjących w latach 600 p.n.e. – 600 n.e., w ramach których okazało się, że 21% procent szkieletów – głównie męskich – nosiło ślady urazów, z czego połowa była śmiertelna. Potencjalnie lepszym źródłem tego typu informacji mogą być jednak mumie z zachowanymi tkankami miękkimi. Międzynarodowy zespół naukowy przeprowadził właśnie badania trzech naturalnie zmumifikowanych ciał. Eksperci z Hiszpanii, Niemiec, Włoch, USA i Wielkiej Brytanii przyjrzeli się szczątkom mieszkańców Ameryki Południowej. Mumia z Uniwersytetu w Marburgu należy do mężczyzny, który zmarł pomiędzy 996 a 1147 roku. Analiza wyposażenia grobowego i ceramiki sugeruje, że najprawdopodobniej pochodził z regionu Arica na północy Chile ze społeczności rybackiej. Dwie mumie z Delémont Museum w Szwajcarii to mumia mężczyzny (902–944) i kobiety (1224–1282). Oboje lub jedno z nich mogło pochodzi z regionu Arequipa w Peru. Naukowcy przeprowadzili badania tomografem komputerowym. Zauważyli, że mumia z Marburga należała do mężczyzny w wieku 20–25 lat, który miał około 172 cm wzrostu. Jego płuca nosiły ślady blizn po ciężkiej gruźlicy. Z kolei badanie mumii z Delémont wykazało, że mężczyzna cierpiał na miażdżycę. Przede wszystkim zaś okazało się, że obaj mężczyźni zginęli w wyniku celowych aktów przemocy. Przyczyną śmierci mężczyzny z Marburga było pchnięcie w prawą dolną część pleców, które doprowadził do przerwania aorty na odcinku piersiowym z natychmiastową odmą opłucnową i wypełnienia klatki piersiowej krwią. Prawdopodobnie stare blizny po gruźlicy przyspieszyły wypływ krwi. Mężczyzna niemal natychmiast stracił przytomność. Ponadto na jego czaszce widać ślady nieśmiertelnych, ale powtarzanych uderzeń. Widać złamanie prawego łuku jarzmowego i przemieszczenie lewego stawu skroniowo jarzmowego. Ofiara mogła zostać zaatakowana przez dwóch napastników, jednego z tyłu i drugiego z przodu lub boku. Ewentualnie mógł być jeden napastnik, który najpierw zaatakował głowę, a następnie wykonał śmiertelne pchnięcie z tyłu. Mężczyzna z Délemont nosi ślady urazów czaszki, widoczne na lewym łuku jarzmowym i lewej kości skroniowej. Jednak zginął w wyniku urazu kręgosłupa szyjnego. Widoczne jest znaczne przemieszczenie dwóch kręgów, które wystarczyło, by go zabić. Tylko dzięki temu, że zachowały się tkanki miękkie wiemy, że przemieszczenie kręgów nie mogło być wynikiem nieostrożnego obchodzenia się z ciałem po śmierci. Autorzy badań uważają, że mężczyzna został ogłuszony uderzeniem w głowę i zabity uderzeniem w kark. Jedynie kobieta zmarła z przyczyn naturalnych. Naukowcy podkreślają, że gdyby nie zachowane tkanki miękkie, nie udałoby się określić przyczyn śmierci mężczyzn, co dowodzi wartości badań nad zmumifikowanymi ciałami, a nie tylko szkieletami. « powrót do artykułu-
- przemoc
- społeczeństwo
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami: