Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Mariusz Błoński

Administratorzy
  • Liczba zawartości

    3640
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    124

Zawartość dodana przez Mariusz Błoński

  1. Jeśli technologia wypali, to początkowo zapewne będzie stosowana do ochrony takich obiektów jak elektrownie atomowe, zakłady przemysłowe, a Japończycy pozakładają to sobie wokół miast. Jeśli kogoś będzie na to stać, to sobie swoją willę czymś takim otoczy i fala go ominie. Co nie znaczy, że narazi innych, bo przecież fala do tych innych tak czy inaczej by dotarła. Nie mam nic przeciwko temu, by osoba, która ma pieniądze, budowała porządniejszy dom.
  2. No właśnie o to się też sprzeczają. Czy błąd jest w kompilatorze czy w jądrze. Pytanie jest też, co z nim zrobić, bo z jednej strony jest poważny, z drugiej - trzeba się sporo nagimnastykować, żeby go wykorzystać. No i pojawiły się też zarzuty, że o błędzie wiadomo od baardzo dawna, ale dotychczas nic z nim nie zrobiono. Tak czy inaczej - ciekawy problem.
  3. Tylko, że słowa Piotrka są tutaj bardzo dobrą reprezentacją ogółu. Zobacz komentarze w innych serwisach. Od "a to skur....", po "na szczęście są inne torrenty". Owszem, sporo ludzi pisze: "Jeśli cena będzie rozsądna to będę korzystał". Tylko założę się, że w przypadku większości z tych ludzi cena 10 USD/miesiąc będzie "nierozsądna", bo będą woleli te kilkadziesiąt złotych miesięcznie wydać na piwo czy papierosy, nadal będą korzystali z cudzej pracy nie płacąc twórcom i nadal będzą opowiadali, jakie to koncerny są "złe" i "okradają" artystów Piotrek wyraził się nieprecyzyjnie, co przyznał. Ale błędnie założył, że niemożliwe jest by były tam tylko treści legalne. Skoro jednak koleś już rozmawia z koncernami, to oznacza, że będzie dążył do tego stanu rzeczy. Właściciele praw autorskich nie podpiszą z nim umów, jeśli on nie dopilnuje, by na TBP były legalne treści. Myślę, że może mu się to udać. Model biznesowy się zmienia, koncerny też zmieniają swoje podejście.
  4. Wymienione kraje to oficjalni wrogowie USA i transfery technologii są tam zabronione. Być może także jakakolwiek forma współracy w dziedzinach nowoczesnej technologii. Natomiast Quebec to wielka tajemnica Może MS ma na tyle dobre kontakty w Waszyngtonie, że wie, iż USA wypowiedzą niedługo Quebecowi wojnę? PS. Chyba wiem Znalazłem wskazówkę w zasadach innego konkursu, dotyczącego programowania pod chmurą Azure. Tam jest mowa o tych samych krajach i Quebecu "oraz innych krajach/prowicjach gdzie tego typu promocje są ograniczone/zabronione przez prawo". Wychodzi na to, że po prostu lokalne prawo Quebecu zabrania organizowania takich konkursów
  5. Czyż trzeba mocniejszego dowodu, że, wbrew stwierdzeniom zwolenników tzw. piractwa, cena nie ma nic do rzeczy? Nawet jeśli na TPB będzie można za kilkanaście dolarów miesięcznie pobierać dowolną liczbę plików, a co za tym idzie, cena pojedynczego pliku spadnie do kilku/kilkunastu centów, to i tak piractwo będzie kwitlo. Bo idzie o łatwość kradzieży i niewielkie ryzyko, a nie o cenę.
  6. Pytanie jest następujące: czy przeciętny niewidomy będzie stwarzał na drodze większe zagrożenie niż dwudziestokilkuletni miszczowie kierownicy w beemkach, Zientarscy czy Jędrzejczaki.... Jeśli nie, to nie ma najmniejszych powodów, by nie mogli dostać prawa jazdy.
  7. No przeca Stiv jest specem od marketingu i, o ile dobrze pamiętam, to właśnie dlatego został zatrudniony w MS. Więc wie, co mówi
  8. Ja raczej odczytuję to inaczej. Ballmer nabija się z Google'a, bo ten zapowiada kolejny system operacyjny swojej produkcji i twierdzi, że będzie różny od poprzedniego. A, w podtekście, Ballmer mówi, że Google chce sprzedać to samo pod inną nazwą. Co, patrząc na dzisiejszą wiadomość o Androidzie dla pecetów, może wskazywać, że B. ma rację.
  9. No właśnie. Teraz zobacz jaki odsetek użytkowników Windy posiada legalnego MS Office'a? Ten odsetek pomniejsz jeszcze o taką część użytkowników Linuksa, którzy, nawet gdyby mieli pieniądze, chęci i potrzebę, to z powodów ideologicznych nie kupią oprogramowania MS. Zostaje zapewne kilka milionów potencjalnych klientów. Czyli kilkaset milionów dolarów do ściągnięcia z rynku. Jednak odlicz od tego koszty wytworzenia oprogramowania dla Linuksa (i przystosowanie go do kilku najpopularniejszych dystrybucji z uwzględnieniem faktu, że lista najpopularniejszych co kilka lat się zmienia), koszty utworzenia wielu nowych stanowisk pracy dla linuksowych programistów, którzy właściwie nie przydaliby się do niczego innego, jak tylko do robienia co 2-3 lata nowej wersji pakietu, koszty sprzedaży, dystrybucji, marketingu, supportu, wersji językowych itp. itd. Policz też do tego możliwą stratę klientów na kilkaset tysięcy czy kilka milionów kopii Windows (bo niewykluczone, że istnieją przedsiębiorstwa, które generalnie używają systemów innych niż Windows, ale kupują kilka kopii Windy, bo nie ma dla innych systemów tak dobrego pakietu biurowego). Dalej... dolicz do tego koszty użerania się z urzędnikami antymonopolowymi (pamiętaj, że obecnie przyszłość OO jest dość niepewna)... przypuszczam, że MS wchodząc w tej chwili na rynek linuksowy z pakietem biurowym tylko by stracił. A nawet jeśli mógłby na czysto zarobić kilkanaście milionów dolarów rocznie, to dla tak wielkiego koncernu jest to suma niezauważalna.
  10. Bez szans. Nie będą dokonywali inwestycji w coś, co na pewno nie wypali. Taka wersja byłaby przecież skierowana tylko dla użytkowników domowych. Firmy, które chcą używać MS Office, już teraz go używają. A ilu jest domowych użytkowników Linuksa i ilu z nich byłoby skłonnych kupić Office'a?
  11. Na początku, pamiętaj. Gdyby ogłosili, że robią system od razu dla desktopów, to nie znaleźliby żadnych partnerów - zbyt trudny rynek i zbyt mocny MS. Dlatego spróbują najpierw na netbookach (chociaż też będzie ciężko - dotychczas Linux też się na nich nie przebił), a jak odnisą sukces, to partnerzy OEM mogą zaryzykować i spróbować wprowadzić też Chrome OS na desktopy.
  12. Bardzo dziwne. Tym bardziej, że w przypadku luk tej klasy i do wtorku nie trzeba czekać. Mniej poważne dziury łatali poza Patch Tuesday.
  13. No, działa na zasadzie matrycy w aparatach fotograficznych. Uszkodzenia części włókien (pikseli) dalej zapewnia obraz.
  14. Wpisz sobie w wyszukiwarkę w Kopalni Wiedzy termin: metamateriał.
  15. Wiesz, tak z głupia frant postanowiłem sprawdzić. I wyszło, że chyba nie ja powinienem czytać. Czytaj zatem: "Do obrotu dopuszczone są bez konieczności uzyskania pozwolenia produkty lecznicze, sprowadzane z zagranicy, jeżeli: a) ich zastosowanie jest niezbędne dla ratowania życia lub zdrowia pacjenta, dany produkt leczniczy jest dopuszczony do obrotu w kraju, z którego jest sprowadzany, c) posiada aktualne pozwolenie dopuszczenia do obrotu w kraju, z którego jest sprowadzany, d) nie może być zarejestrowany w Polsce odpowiednik z tą samą substancją czynną. Podstawą sprowadzenia produktu leczniczego jest: ⇒ zapotrzebowanie szpitala, albo ⇒ zapotrzebowanie lekarza prowadzącego leczenie poza szpitalem, potwierdzone przez konsultanta z danej dziedziny medycyny. Nie dopuszcza się do obrotu bez konieczności uzyskania pozwolenia produktów leczniczych sprowadzanych z zagranicy, w odniesieniu do których: a) Minister Zdrowia wydał decyzję o odmowie wydania pozwolenia, odmowie przedłużenia okresu ważności pozwolenia; Zawierających tę samą lub te same substancje czynne, tę samą dawkę i postać, co produkty lecznicze, które otrzymały pozwolenie." Ponadto: "Sprowadzeniem leku zajmuje się apteka i to ona określa czas oczekiwania. Minister Zdrowia wydaje jedynie zezwolenie na sprowadzenie danego leku z zagranicy w ramach importu docelowego i nie ma wpływu na szybkość jego sprowadzenia. " Czyli, jak jasno widzisz, nie możesz sobie swobodnie sprowadzić leków z zagranicy. Potrzebujesz zezwoleń, pozwoleń, papierków, konsultacji, dobrej woli itp. itd.
  16. Podobnie jak w Europie. Dlaczego więc generyki trafiają do Europy, a do USA nie? Jedyne wyjaśnienie: rząd blokuje. Jeśli masz na myśli "zrzucanie się" w formie finansowania badań przez państwo, to i tak są w lepszej sytuacji niż Europejczycy, którzy płacą na badania, na leki i na dopłaty do leków. Rządowe regulacje w przypadku generyków na które patenty wygasły to blokady celne i prawne - nie patenty. Jeśli przyczyną różnicy pomiędzy USA i Europą byłoby działanie rynku, to różnica ta błyskawicznie by zanikła. Po prostu w USA masowo pojawiłyby się firmy, które zarabiałyby na ściąganiu leków z Europy i sprzedaży ich na tamtejszym rynku. Skoro się nie pojawiają, to mamy do czynienia z jedną z następujących sytuacji: 1. leków nie można transportować lub też tracą one podczas transportu znacznie na wartości, 2. koszy transportu są tak wysokie, że całość jest nieopłacalna, 3. przeszkadzają czynniki pozarynkowe, czyli rząd. Punkty 1 i 2 są nieprawdziwe. Wnioski wyciągniesz sam. Skąd ta pewność? W artykule nie masz żadnych wskazówek. Równie dobrze ja mógłbym stwierdzić, że z pewnością liczono tylko to, co klient płaci bezpośrednio, a więc w rzeczywistości leki są droższe. No to teraz policzmy, ile te leki mogą kosztować w USA i w Europie (może zrozumiesz, o co chodzi z tym państwowym przymusem. Wyobraźmy sobie, że opakowanie każdego z tych leków kosztuje 1000 USD. Amerykanin idąc do apteki płaci za to opakowanie 1000 USD. A ile płaci Europejczyk? Ano w aptece zapłaci np. 200 USD. Problem jednak w tym, że aby on mógł zapłacić 200 USD to inni Europejczycy musieli dodać do tego jeszcze 1000 USD. Bo firma farmaceutyczna wycenia ten lek na 1000 USD i tyle za niego otrzymuje. Jednak Europejczycy nie dają tej kasy bezpośrednio firmie, a urzędnikom, których usługi też kosztują (wynagrodzenia, tworzenie miejsc pracy, tworzenie odpowiednich przepisów, koszty obsługi samego przekazywania pieniędzy, koszty afer korupcyjnych, pomyłek księgowych itp. itd.). Przecież dobrze sobie zdajesz sprawę z tego, że cała obsługa związana z czymkolwiek (a więc też i z rynkiem leków) kosztuje. Pieniądze te muszą zostać wydane. Zanim więc lek trafi do pacjenta należy wydać sporo pieniędzy na to "trafianie". W sumie więc Europejczycy płacą 1000 USD za lek + 200 USD za obsługę związaną z tym, by lek był "tani". Więc ten "tani" lek kosztuje 1200 USD. A to więcej niż 1000 USD, prawda? I rządy nie stosują żadnych innych ograniczeń tak? Żadnych ceł, zezwoleń, licencji, nic? Wystarczy, że firma A udowodni np. na Islandii, że lek działa i jest bezpieczny, a wówczas będzie mogła go bez najmniejszych problemów sprzedawać w Polsce? Serio? Mogę sobie sprowadzić dowolny lek zarejestrowany w dowolnym kraju na świecie? Jak dobrze być Polakiem. Nie wszystkim Europejczykom jest jednak tak dobrze: "Colette Mills has been condemned to death by the NHS. We should pay attention to her story now, because one day it could very well be our own. Mrs Mills, a former nurse who has breast cancer, was told back in September that her local hospital trust would not pay for Avastin, a drug which would double the time her disease was kept under control. Colette, 58, and her husband Eric, said they would buy the Avastin out of their savings. Imagine their shock when they learned that, if they purchased the drug, the mother-of-two would have to pay for all her future NHS care - to the tune of £15,000 a month. Health Secretary Alan Johnson has ruled that patients can no longer combine private and NHS care as this creates a "two-tier" system." Widzisz, do czego prowadzi przymusowa służba zdrowia? Do sytuacji, ze mimo płaconych składek nie pozwolą Ci kupić leku, a jednocześnie uniemożliwią jego kupno na własną rękę. W prasie znajdziesz wiele podobnych historii, gdy przymusowy klient przymusowej służby zdrowia nie mógł kupić lepszych leków, bądź musiał o to prawo walczyć sądownie. Tak sobie sprawdziłem Avastin o którym wspomniałeś. Pewnie źle szukałem, ale gdy wpisałem "buy Avastin" od razu znalazłem witryny z USA i Kanady, gdzie mogę go kupić. Natomiast jakoś nie znalazłem witryny w Wielkiej Brytanii. Gomułka raczej wspierał proponowany przez Ciebie model służby zdrowia. no, ale mogę się mylić
  17. Przeczytaj uważnie to, co jest napisane w linku, który podałeś. Bo są tam dwie ważne informacje: 1. różnica dotyczy starszych leków, a więc jeśli chodzi o najnowsze metody leczenia, to jej nie ma; 2. różnica spowodowana jest obecnością generyków na europejskich rynkach, co oznacza, że tych generyków nie ma w USA. Pytanie brzmi: producenci generyków sami rezygnują z najbogatszego rynku na świecie, czy też RZĄDOWE REGULACJE powodują, że generyków nie ma w USA? 3. nie jest też jasne, co wzięto pod uwagę licząc cenę. Czy tylko to, co bezpośrednio musi zapłacić klient? Bo jeśli tak, to szacunki można sobie rozbić.... Przecież za leki refundowane też płaci pacjent, ale płaci nie bezpośrednio, a więc cały system jest droższy, bo trzeba opłacić urzędników zajmujących się przekazywaniem pieniędzy. Reasumując: podany przykład to głos za wolnym rynkiem leków. Jedno z drugim jest nierozerwalnie związane. Państwo zabierając podatki "na opiekę zdrowotną" zabiera w nich również na leki. Policz, ile przeciętny Polak wydaje na lekarzy, a ile naprawdę korzysta. Wtedy uzyskasz cenę opieki lekarskiej w PL. Patenty funkcjonują we wszysktich dziedzinach gospodarki i wszystkie one podlegają prawom rynku. Patrz pkt. 1 Tak sądzisz? Uważasz, że więcej osób w Polsce kupiło komputer niż kupiło leki? To się gruuubo mylisz. I nie mówię o wprowadzaniu leków bez badań. Wyżej masz informację o tym, że w PL nie są dostępne leki najnowszej generacji na SM. Co oznacza, że nasz kraj świadomie skazuje obywateli na kalectwo. Jeśli nie są one dostępne dlatego, że nie zostały zarejestrowane, to dlaczego nie mam prawa na własne ryzyko sprowadzić sobie takiego leku z kraju, w którym jest on zarejestrowany? Tylko dlatego mam ryzykować zdrowie i życie, bo jakiś urzędas powoli papierki przekłada? To jest normalne? Czyżby to była pochodna tego, że ich po prostu stać na takie wydatki? A czyż ich bogactwo nie wynika z tego, że ich rządy tradycyjnie mniej wtrącają się w rynek? A zatem.... mniejsze wtrącanie się rządu w rynek skutkuje większym bogactwem społeczeństwa, co skutkuje lepszą opieką zdrowotną. I kółko się zamyka liberalizm=bogactwo=zdrowie Każdy towar na wolnym rynku jest tańszy. Leki też.
  18. Oczywiście, że się sprawdzają. W przypadku KAŻDEGO towaru, który jest regulowany przez państwo jego cena rośnie, a zatem dostępność się zmniejsza. Dlaczego więc z lekami miałoby być inaczej? Podajesz przykład USA... masz jakieś dane na ten temat? Konkretne liczby? Bo jestem przekonany, że w USA więcej ludzi stać na najnowsze leki, niż w Polsce. Policz zresztą, ile w Polsce kosztuje Cię leczenie. Weź przykład swoich rodziców - kilkadziesiąt lat pracy, pomnóż to przez comiesięczne składki, dodaj do tego średnie zyski jakie można osiągnąć inwestując te pieniądze na giełdzie. A teraz policz, ile z tego wykorzystali, a więc po jakiej cenie tak naprawdę kupowali te leki/usługi. Jak myślisz, co by się stało z ceną chleba, gdyby rząd wyznaczył w każdym mieście kilka piekarń, które będą otrzymywały budżetowe dopłaty i tylko one miałyby prawo dostarczać chleb na rynek? Lekarstwa podlegają takim samym prawom rynku. Ten, kto ma pieniądze, jest w stanie kupić droższy towar/lekarstwo. I tak jest pomimo wszelkich dopłat i wtrącania się państwa w rynek. Osoba z pieniędzmi będzie miała lepszą opiekę, niż osoba bez pieniędzy. Problem jednak w tym, że państwo wtrącając się w rynek powoduje, że ceny rosną dla wszystkich. A więc cierpią na tym osoby z mniejszą liczbą pieniędzy. Wiem, że R&D w medycynie są drogie. Ale drogie są też R&D w IT, a mimo to cena produktu końcowego jest niższa. Problem w tym, że ochrona zapeniana przez państwo pewnym działom gospodarki powoduje, iż są one nieefektywne. Bez tej ochrony (koncesje, pozwolenia, zezwolenia, rejestracje itp. itd. - czyli to wszystko, co utrudnia wejście na rynek starupom) działające na rynku firmy musiałyby obniżyć koszty, zaczęłyby konkurować ceną. Obecnie konkurują dojściami do kieszeni urzędników i polityków. Skoro twierdzisz, że w USA sytuacja jest gorsza, bo tam ponoć nie ma dopłat, to wyjaśnij mi, jak to się dzieje, że sytuacja gorsza, ale poziom opieki medycznej wyższy? Ja rozumiem, że jesteś zwolennikiem dopłat i państwowych regulacji. Ale to wynika zapewne z faktu, że jest to jakby "twój" rynek. Na podobnej zasadzie szewcy, piekarze, górnicy czy murarze uważają, że ich zawód jest wyjątkowy, nie podlega prawom rynku i bardzo chętnie widzieliby dofinansowywanie. Tylko co z tymi, którzy muszą za to płacić?
  19. Jak to nie? Odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta: zlikwidować wszelkie dopłaty, ulgi i takie tam. Producent leku ustali jego cenę na takim poziomie, by sprzedać go jak najwięcej za jak najwyższą cenę. Jak każdy inny towar. "Jak najwięcej" i "jak najdrożej" nawzajem się wykluczają, przez co "kontrolują". Konsumenci szukają "jak najtaniej" i cena samodzielnie ukształtuje się na akceptowalnym poziomie. Na pewno będzie to poziom niższy niż w przypadku leków dotowanych przez państwo. Bo w momencie, gdy wpisujemy lek na listę refundowanych to mamy niejako "przymus" jego kupowania z podatków. A coś, co musisz kupić nigdy nie jest tanie. I nie przekona mnie argument, że ludzie muszą kupować leki, bo chodzi o zdrowie. Dla każdego lekuk znajdziesz jego zamiennik. Oczywiście, może być mniej skuteczny. Ale producent będzie miał wówczas wybór: albo ustali cenę bardziej skutecznego leku na wysokim poziomie i musi się liczyć z tym, że sprzeda go mniej i zarob mniej, albo obniży cenę i sprzeda go więcej, ale może zarobić więcej. Leki podlegają takim samym prawom rynku jak każdy inny towar. Skoro żywność, która jest daleko bardziej niezbędny towarem niż leki, może podlegać prawom wolnego rynku (no, prawie wolnego. W UE nie mamy wolnego rynku żywności i jest ona zdecydowanie droższa niż w USA, gdzie wpływ państwa na rynek żywności jest znacznie mniejszy), to mogą mu podlegać też leki.
  20. Fakt, ale nie sądzę, by kombinowali tak, że teraz udostępnią, a później zabronią. Udostępniają Mono nie dlatego, że są kochani, ale dlatego, że jest jakaś luka w rynku i mają nadzieję, że tak czy inaczej zarobią. Pewne procesy są potężniejsze niż najpotężniejsza korporacja. Rynek wymusił rozdawanie przeglądarek za darmo, więc nikt nie zarobi na sprzedaży przeglądarek, choćby nie wiem jak się starał. Może kiedyś rynek wymusi np. rozdawanie OS-u czy pakietu biurowego za darmo. Skoro MS wykonał taki ruch z Mono to po prostu oszacowali, że on im się opłaca. Zadaniem firmy jest zarabiać, a nie być dobrym wujkiem.
  21. Też uważam, że byłoby się o co czepiać, gdyby MS blokował możliwość instalowania konkurencyjnych programów. Co do DRM w Viście... no.. tutaj MS padł ofiarą małego szantażu. Zresztą, z własnej winy. Pisali Viste dwa razy, podobno wpakowali w nią 10 miliardów, więc na żadne kolejne opóźnienia nie mogli sobie pozwolić. Im na DRM nie zależy, bo nie produkują treści chronionych DRM. Ale jak studia filmowe zażądały implementacji DRM w Viście to MS nie miał wyjścia. Gdyby się nie zgodzili, to Hollywood poszłoby do sądu, a sąd od ręki wydałby zakaz rozpowszechniania Visty do czasu rozstrzygnięcia sporu. A ze H. ma duużo pieniędzy na prawników, to spór mógłby trwać do dzisiaj. Więc na własne życzenie MS się wkopał i musiał przyjąc propozycję nie do odrzucenia
  22. Pewnie zależy od dystrybucji. U mnie FF 3.0.x na Ubunu 64 to porażka. Znacząco odstaje od FF na Win XP.
  23. Nie jest tak. Dużo zależy od tego, czy to Amazon jest sprzedawcą, czy sprzedaje ktoś inny. W praktyce książki i płyty z muzyką oraz (przynajmniej niektóre) gry można spokojnie kupić z Polski. Jeśli czegoś nie wysyłają poza USA można spróbować na Amazon.co.uk czy Amazon.de. Jeśli nie z Amazona, to z wielu innych źródeł. Ponadto niemożność kupienia jakiegoś towaru nie usprawiedliwia jego kradzieży. Widzisz, tutaj dochodzimy do pewnej podstawowej dla wolnego rynku kwestii. Kupno czegokolwiek to transakcja. A transakcja nie dojdzie do skutku, jeśli obie strony nie uznają, że jest dla nich korzystna. Powszechne stwierdzenie "mam prawo kupić (np. konkretną piosenkę, a nie cały album)" jest prawdą. Tylko, że to "prawo" nie jest prawem bezwzględnym. Jest prawem obwarowanym pewnymi uwarunkowaniami, dlatego nazwijmy je "przywilejem" - zaraz wyjaśnię dlaczego. Zgodzisz się chyba ze mną, że ważniejsze od prawa do kupienia jest prawo do własności. Innymi słowy - masz prawo kupić, ale właściciel nie ma obowiązku Ci sprzedać. Masz prawo kupić każdy towar wystawiony do sprzedaży, ale prawo to możesz zrealizować wówczas, gdy dogadacie się co do warunków sprzedaży z właścicielem. Wasze prawa nie są równe. Ważniejsze jest prawo właściciela do jego własności. Gdyby bowiem Wasze prawa były równe lub Twoje, jako kupującego, większe (a tak, de facto, uważają osoby nielegalnie ściągające pliki), to takie podejście doprowadziłoby w ogóle do zahamowania obrotu czymkowiek. Prowadziłoby bowiem do sytuacji, gdy osoba chcąca sprzedać mieszkanie za np. 500 000 złotych musiała je sprzedać za 10 000, bo przyszedłby ktoś, kto by stwierdził, że on ma prawo kupić i daje 10 000. Tak nie jest. Nie możesz kupić czegoś bez zgody właściciela. W konsekwencji oznacza to, że możesz kupić tylko to i na takich warunkach, na jakich zgodzil się właściciel. A zatem... Masz prawo kupić jeden wybrany utwór z danego albumu, pod warunkiem wszakże, że właściciel zgodzi się na taką formę sprzedaży. Brak jego zgody oznacza, że transakcja nie zostanie zawarta i NIE UPOWAŻNIA Cię to do kradzieży. Podobnie jak niedogadanie się z właścicielem każdego innego towaru nie upoważnia Cię do jego kradzieży. Co do linka... Przymusowy podatek na tzw. emerytury to idiotyzm. Jednak ten, kto go płaci wcześniej czy póżniej mimo wszystko z niego skorzysta. Ty zaś popierasz wprowadzenie podatku i zmuszanie wszystkich do płacenia za coś, z czego nie będą korzystali. To równie dobrze możnaby wprowadzić podatek, który wszyscy będą płacili, a w zamian za to będą sobie mogli wziąć ze sklepu brązowe męskie buty w rozmiarze 49. Dlaczego nie, prawda? I jak popieranie opodatkowania ma się do stwierdzeń, że ludzie ściągają pliki, bo ich nie stać? Uważasz, że jak będą mieli mniej pieniędzy, to będzie ich stać na więcej towarów? A co z tymi, którzy zarabiają bardzo mało, ledwo starcza im na żywność, ale z jakichś powodów chcą mieć sieć? Pozbawisz ich 1-2 obiadów w miesiącu dlatego, żeby ktoś inny mógł sobie posłuchać piosenek?
  24. Jak to nie? Próbowałeś kiedyś nią płacić w Sieci? Ja mam konto w mBanku i ze względów bezpieczeństwa poprosiłem o wydanie specjalnej karty tylko do płatności w Sieci. Numer polega na tym, że do konta jest utworzony rodzaj subkonta, który zasilasz w dowolnym momencie dowolną kwotą. Gdy płacisz tą kartą, to ryzykujesz jedynie kwotą, jaką jest zasilone subkonto. Dużo banków i instytucji finansowych oferuje takie karty. Jak mówię - wystarczy chcieć.
  25. Ja też nie mam. Do kupowania na Amazonie nie jest potrzebna karta kredytowa. I nie ściągasz tego, co kupiłeś. Ściągasz kolejną kopię, która różni się od tego, co kupiłeś. Sądzisz, że jeśli raz pójdziesz na jakiś film do kina, do po raz drugi masz prawo pójść nie płacąc?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...