Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

peceed

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1861
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    65

Zawartość dodana przez peceed

  1. To nawet było moim osobistym celem - w skrócie wyp******** lekarzy z medycyny (jak widać sprawa mocno osobista) oferując kompletne komercyjne rozwiązanie w ciągu 15 lat (technologie już są, wystarczy je poskładać i dopracować). Niestety lekarze odpowiedzieli kontratakiem uprzedzającym. Każde stwierdzenie jest subiektywne. Warto o tym pamiętać. Co do ogólności to jest to nieuniknione gdyż moje wypowiedzi są syntezą ogromnej ilości nieznanych koledze faktów. Tak należy je traktować. Jeśli zada sobie kolega trud podjęcia samodzielnych studiów nad tematem (a to nie proste czytanie podręczników medycyny tylko setek prac naukowych, przy podejściu w którym one same są też obiektem studiów a nie tylko ich dziedzina ) to może traktować moje wypowiedzi jako rodzaj klucza do interpretacji. Na te tematy miała powstać książka która rozrosła się do planów na trzy ze względu na ilość materiału, w sumie rozbieżną tematykę i lepszy efekt z rynkowego punktu widzenia. Już nie powstaną. 1) Wyczerpująca analiza implikacji wprowadzenia leków niszczących DNA do medycyny (ze szczególnym uwzględnieniem chinolonów i pochodnych) - największy błąd medycyny XX wieku (i to mnie wykończyło). Spojler: to one są odpowiedzialne za wysyp "chorób cywilizacyjnych" 2) Bardzo dokładna krytyczna analiza stanu współczesnej, medycyny, opisująca błędy i patologie jakich dopuściła się w XX wieku, oraz opisująca dokładne intelektualne ograniczenia lekarzy jako dominujący czynnik. Spojler: kabelki i klepki których brakuje lekarzom to te niezbędne do uprawiania fizyki na najwyższym poziomie. Medycyna jest znacznie bardziej religią niż nauką. Ludzie o uzdolnieniach niezbędnych do tworzenia wiedzy medycznej dobrej jakości skrajnie rzadko wybierają medycynę jako kierunek studiów, a jeśli tam trafią to są niszczeni przez nieadekwatny system nauczania. Lekarze to analogi mechaników, nie inżynierów. Potem ci mechanicy są powoływani do zajęć dla inżynierów. 3) Teoria powstawania zaburzeń psychicznych/neurologicznych oparta na neurokognitywistyce. Do tego raczej niezbędna jest biegła znajomość informatyki w zakresie NN, chociaż chodzi bardziej o paradygmaty i sposób myślenia a nie detale.
  2. Trzeba czytać z zrozumieniem. Sztuczność związku polega na tym, że typowe paradygmaty medycyny nie działają, nie na tym że nie da się wyjaśnić dlaczego mamy taką rzeczywistość w zakresie organizacji służby zdrowia jaką mamy. Problemy ludzi są prawdziwe, ale klasyfikacja psychiatryczna nie ma żadnych podstaw etiologicznych. Tworząc przestrzeń problemów które dotykają pacjentów klasyfikacja zaburzeń nawet nie tworzy rozłącznych klastrów, jest rozdmuchana, niestabilna czasowo itd. Tworzona na podstawie "widocznych" objawów ginie w szumie semantycznym. Bo zazwyczaj każdy objaw może mieć kilka podstawowych przyczyn. To jest jasne dla osób które mają informatyczne wykształcenie z data miningu, AI, problemów klasyfikacji itd. Przestrzeń chorób chorób psychicznych jest znacznie gorszym (bo całkowicie wtórnym i sztucznym) opisem w porównaniu do zbiorów objawów, pod względem wszystkich rozsądnych metryk. Jest to wynik kalkowania algorytmu który działa w pozostałych gałęziach medycyny: jeśli mamy zbiór objawów który się statystycznie powtarza to tworzymy jednostkę chorobową. Działa to w przypadku oczywistych "dyskretnych" powodów zaburzeń (rodzaj bakterii/wirusa, konkretny defekt metaboliczny). Nie działa to w przypadku zaburzeń , które dają całkowicie różne obrazy z powodu w gruncie rzeczy przypadkowych powodów. Wytłumaczę to na przykładzie analogii rzucania ze schodów. Pacjenci są dosyć podobni, ale charakteryzuje się ich obecnie przez dokładną specyfikację uszkodzeń. Teraz wyobraźmy sobie, że nie ma rtg, a medycyna jest na etapie, w którym nie do końca jest rozumiane że istnieją kości. Wszystkie informacje byłyby uzyskiwane od pacjentów na podstawie "powiedz mi jak się czujesz". Oczywiście odkryto by, że brak ruchu zdecydowanie pomaga, podobnie jak środki przeciwbólowe i przeciwzapalne. Tylko że źle zrośniętych pacjentów leczono by nimi przez kilkanaście lat. To właśnie jest psychiatria, która posługuje się całkowicie wirtualnymi pojęciami (aż chce się powiedzieć "urojonymi"). Jeśli jeszcze dodamy fakt, że lekarze wykorzystują modele lingwistyczne wnioskowania (istotne jest jak coś się nazywa, jeśli pojawia się abstrakcja to ma ona zawsze postać statycznej klasyfikacji drzewiastej, zazwyczaj pojedynczej, a nie jest tworzona dynamicznie), to widać że tam nic nie może działać. (Taka "depresja" to jest kilka całkowicie różnych zaburzeń, często współwystępujących. Dodawanie sufiksów i prefiksów nie zmienia niczego w zrozumieniu istoty problemu, które jest okołozerowe). Jedyne co działa to "system" jak to określa wielu pacjentów. Psychiatrzy i koncerny farmaceutyczne mają się dobrze. Najważniejszą rzeczą która powinna się rzucić każdej myślącej osobie jest fakt, że osoby chore psychicznie pomimo różnych rozpoznań są bardzo podobni do siebie a spektrum zaburzeń jest ciągłe. Drugim istotnym faktem jest praktyka wykorzystania wszystkich leków do "leczenia" praktycznie każdego zaburzenia, teraz najmodniejszym panaceum są neuroleptyki. Trzecią ważną cechą jest współdzielenie przez zaburzenia psychiczne czynników ryzyka, zwłaszcza (w sensie doniosłości implikacji faktu) dziedzicznych. Ciekawe ilu psychiatrów zauważyło, że dzieci autystyczne mają zasadniczo identyczne problemy jak schizofrenicy, włącznie z identyczną statystyką zaburzeń współwystępujących. Wystarczy jeszcze uwzględnić "zadziwiający" fakt, że u osób dorosłych nie stwierdza się zachorowań na autyzm a u dzieci zasadniczo nie stwierdza się schizofrenii. Magia? Nie, to wynik dokładnie identycznych procesów chorobowych które całkowicie inaczej wyglądają w starym nauczonym mózgu a zupełnie inaczej w młodym, nienauczonym i elastycznym. Do tego dochodzą diametralnie większe możliwości wyrażania problemów u osób dorosłych, które jeszcze dodatkowo mają punkt odniesienia sprzed choroby. Jako spojler przed książką której już nie napiszę wspomnę, że schizofrenia (ale nie typu II) wymaga popsucia jeszcze jednego mechanizmu w mózgu, ale może to nastąpić (to czy musi to kwestia otwarta, mogą istnieć inne niezależne mechanizmy) z powodu tych samych procesów które odpowiadają za "wcześniejsze" objawy. Na deser przykład procesów myślowych lekarzy z autopsji, sprowadzone do tego samego schematu: L (abstrakcyjna kategoria leków) jest używana do leczenia C (abstrakcyjna kategoria chorób). Ale dokładniejsza analiza mechanizmów działania pokazuje, że L1 nie jest w stanie zadziałać w konkretnym przypadku C1 (bo kategorie mają rozległy i sztuczny, taksonomiczny charakter). Lekarz stwierdził że co prawda tak rzeczywiście jest, ale nie jest to problem. Bo chorobę wciąż można nazwać C, a wtedy "wciąż można mieć nadzieję" że L1 jako "lek na C" pomoże i można to przepisać. To już nawet nie jest naiwna metoda wnioskowania, to usankcjonowana metoda oszukiwania. Przytoczę wypowiedź Feynmanna o uczciwości w nauce i o tym jak wiele wysiłku trzeba włożyć w to, aby się nie oszukać samemu. Medycyna to dziedzina, w której za oszukiwanie się dostaje się gigantyczną premię w postaci możliwości skutecznego oszukiwania innych. Warto jeszcze pochylić się nad rozszerzonym efektem placebo, który pozwala wrzucić do kosza praktycznie wszystkie psychiatryczne badania kliniczne (a wraz z nimi większość leków). Jeszcze zanim poznałem ten mechanizm zastanawiała mnie praktycznie identyczna skuteczność całkowicie różnych leków o innych mechanizmach działania i stosunkowo mała przewaga nad placebo (typowe wartości które przykuły moją uwagę to max 60% vs. min 40%). Można było małpować postępowanie fizyków i bawić się w statystyczną analizę błędów przypadkowych, wyglądało to mądrze. Tylko nikt nie bawił już w analizę możliwych błędów systematycznych, które są znacznie ważniejsze z naukowego punktu widzenia, i to przez kilkadziesiąt lat. Łatwo to wyjaśnić faktem, że nikomu nie zależało na "złapaniu króliczka". Dla koncernów znacznie łatwiejsze jest promowanie leków o podobnych mechanizmach działania do już istniejących nawet jeśli mechanizmy działania są spekulatywne i niepewne, bo podstawowym zadaniem jest przekonać lekarzy aby przepisywali ten lek. Wystarczy dodać hasło "nowa generacja", "nowocześniejszy" itd. Lek o całkowicie nowych mechanizmach działania musiałby być znacząco bardziej skuteczny a takie cuda zdarzają się rzadko.
  3. Te baterie o 10x większej gęstości to miały być "baterie kwantowe". Czyli w skrócie bardzo zaawansowane superkondensatory o nanoskalowej strukturze. Kiedyś rozważałem jaka jest granica dla akumulatorów energii. Najlepszym sposobem było koło zamachowe z nanorurek. Dla przykładu takie o masie 5 ton wirującej masy było w stanie zmagazynować ponad 15kT energii, co pozwalało go porównać do pierwszej bomby atomowej (równowartość rozpadu 1kg uranu), i rozpędzało się chyba do 90km/s prędkości granicznej na brzegu (dane z pamięci). Najmniejszy pyłek dokonałby lawinowej destrukcji a rozciąganie byłoby źródłem znacznych problemów. Innym pomysłem była nanorurkowa sprężyna. Tutaj wychodziły wartości pozwalające na napędzanie takim czymś samochodów. Do tego idea że samochody przyszłości będą nakręcane jak zabawki była przekomiczna. Początkowo rozważałem układ jak w kasecie vhs, niestety siły ściskające się kumulują i układ się rozwala Podparcie/obudowa to krytyczny problem każdego takiego rozwiązania sprężynowego zmniejszający gęstość dostępnej energii. Przypuszczam że każdy układ który zbliża się lub przekracza gęstość energii chemicznej musi być mocno niestabilny i niepraktyczny, ale są znaczne rezerwy w tym co może dać nam materia w stosunku do obecnych.
  4. Fizyk ma tę przewagę nad większością "naukowców odległych sobie dziedzin", że był selekcjonowany, trenowany i weryfikowany pod kątem umiejętności myślenia. Niewygodna dla wielu prawda jest taka, że tzw. uzdolnienia matematyczne wcale nie są matematyczne, tylko akurat nauki ścisłe potrafią obiektywnie zweryfikować deficyty poznawcze mniej krytyczne dla operowania w innych dziedzinach. Sama fizyka jest z kolei ucieleśnieniem nauki w najczystszej możliwej postaci, to wyznacznik funkcjonowania metody naukowej. Każde poprawnie zadane pytanie dotyczące świata jest w domenie fizyki. Nie rozumiem co ma oznaczać zarzut braku kierunkowego przygotowania akademickiego. Przecież jest dokładnie odwrotnie - to studentom medycyny brakuje przygotowania do rozwiązywania jakichkolwiek skomplikowanych problemów. Wiedza medyczna jest jest po prostu zakuwana, bezrefleksyjnie i bez wyjaśnień. Nie ma w niej żadnych koncepcyjnych twistów i rozbudowanych abstrakcji. Jedyną prawdziwą podstawą i tak jest znajomość biologii i chemii, a te miałem jakby to powiedzieć - topowe. W liceum byłem przekonany że w przyszłości będę się zajmował tworzeniem lekarstw i chciałem iść na biotechnologię. Doskonale zdawałem sobie, że lekarze są to tak naprawdę cienkie bolki, będące odpowiednikiem mięsa armatniego (dopiero życie mnie nauczyło że ta rola bezwarunkowo przypisana jest pacjentom ) na froncie walki ludzkości z chorobami.| "Przygotowanie akademickie" w zakresie medycyny może oznaczać jedynie opanowanie terminologii. A to jest bardzo prosta sprawa - jeśli coś czytam to to rozumiem - nieznane terminy sprawdzam na bieżąco. Chętnie się dowiem, czego miałoby mi brakować po przeczytaniu dokładnie takiego samego materiału w stosunku do studenta medycyny. Bo w swoim życiu obserwowałem dokładnie odwrotne zjawisko. Widziałem lekarzy, którzy popełniali oczywiste błędy i wykazywali się brakiem zrozumienia podstaw (na przykład lekarz z 25 letnim doświadczeniem akademickim który nie rozumie co oznacza okres półtrwania w przypadku leków). Raz udało mi się zidentyfikować chorobę u kolegi z pracy co nie udało się stadu specjalistów ze szpitala uniwersyteckiego w Krakowie po pół roku intensywnych starań ("nadzwyczajny przypadek"). Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że ani choroba nie była specjalnie nieznana, ani przebieg nietypowy. W przypadku psychiatrii związek z resztą medycyny jest całkowicie sztuczny i szkodliwy, bo kalka metod stosowanych w medycynie daje błędne rezultaty. Mózg to biologiczny komputer i jako taki nie zostanie zrozumiany przez ludzi którzy nie rozumieją jak działają sieci neuronowe (nie są w stanie nawet policzyć wahadła). BTW. Kto powiedział że jestem fizykiem? Uważam się za informatyka, ta dyscyplina dała mi znacznie lepsze "podstawy akademickie" do analizowania medycyny. Jasne. Zastanawiam się jak nieupośledzony człowiek w XXI może w ogóle rozważać, że homofobia jest uwarunkowana zaburzeniami psychicznymi. To by oznaczało, że są populacje w których 98% ludzi ma te zaburzenia psychiczne, do tego są one w stanie przenosić się przez "święte księgi".
  5. Tytułem wyjaśnienia - tak, psychiatria jak najbardziej nie ma problemu z wytworzeniem totalnie niesprecyzowanej jednostki chorobowej (wszystkie są takie) pod którą można podpiąć zachowanie które jest akurat nie po myśli wpływowym ludziom. Schizofrenia bezobjawowa nic koledze nie mówi? Nie ma bardziej skurwionej gałęzi medycyny od psychiatrii, ale wahałbym się nazwać ją nauką. Do niedawna pracowałem nad stworzeniem książki o patologiach w medycynie, ich źródłach itd. Psychiatria to perfekcyjne wcielenie "cult cargo science", nic tam nie działa , ale znakomicie udaje że jest inaczej. Oczywiście że nie. Dlatego wypowiadam się tylko w tematach o których mam pojęcie.
  6. Albo czytał kolega psychiatryczne prace naukowe (do tego naprawdę nie trzeba specjalnego "sakramentu namaszczenia") a ja nie zrozumiałem głębokiej ironii, albo jest kolega, bez obrazy, bardzo naiwny.
  7. Ja staram się zrozumieć zjawiska, znaczenie definicji jak najbardziej "rozumiem" tylko o ile są jednoznaczne. "Homofobia" taka nie jest, to praktycznie epitet, o realnym znaczeniu (operacyjnym) decydują ludzie używający go w określonych kontekstach i celach. Ciekawe ilu ludzi protestujących przeciw homofobii zastanawia się, przed czym tak naprawdę protestuje. To jest ciekawe, zwiastuje wielki powrót psychiatrii represyjnej (ona nigdy tak naprawdę się nie skończyła): Nie wydaje mi się, by przeciętna osoba jednym tchem wymieniająca "rasizm, homofobia i nacjonalizm (vel turbopatrotyzm)" zastanawiała się nad niuansami.
  8. To naiwna implikacja. w RPA jakoś nie było komór gazowych, a rasizm mieli jakby to powiedzieli fachowcy Weltklasse. Cała tożsamość narodowa w USA jest zbudowana na "turbopatriotyźmie" ładowanym dzieciom już od przedszkola. Homofobia to taki dziwny konstrukt, nie jest fobią w znaczeniu medycznym, nie jest lękiem. Lepszym określeniem byłaby Mizaderfia. Tylko jak określić podejście, w którym nic nie mając do homoseksualistów nie jestem zwolennikiem rozszerzenia koncepcji małżeństwa na osoby tej samej płci, jednocześnie dopuszczając wprowadzenie konstrukcji prawnych ułatwiających im wspólne życie? Czy homofobia zaczyna się dopiero przy sprzeciwie wobec adopcji dzieci przez pary gejowskie? (Bo prawo zasadniczo ma w sami wiecie gdzie prawdziwą orientację seksualną małżonków).
  9. Naiwność. To obywatele unii są rozgrywani przez różnego rodzaju siły dążące do transformacji unii w homogeniczne (nomen omen) i wielorasowe (tylko jakoś nikt nie chce sprowadzać Azjatów) państwo. Unia ma być tylko wstępem. Pewne organizacje wcale się z tym nie kryją i robią sobie "konferencje" dla dziesiątek "działaczy" w 4 gwiazdkowych hotelach ( kluczowe hasło z power pointa: "rząd światowy w ciągu 50 lat", kontakt z czymś takim naprawdę otwiera oczy szczególnie jak się uwzględni rozmach finansowy ). Kryzys z "uchodźcami" był doskonale zorganizowany, teraz wreszcie można skutecznie straszyć ludzi falą "uchodźców klimatycznych". Najlepszym rozgrywającym w tej kategorii "Państwa" była Grecja która traktowała wpuszczenie "swoich" uchodźców jako argument negocjacyjny przy restrukturyzacji zadłużenia, i swoje groźby spełniła. Za to w pełni popieram bankructwo Grecji przy następnej okazji. To bardzo freudowskie skojarzenie. Że po faszystowsku - taki był klimat w tamtej epoce. Zresztą ruchy faszystowskie nie robiły niczego czego Europa nie robiła by nieEuropejczykom, świętuje się holocaust a ignoruje takie Kongo Belgijskie kultywując całkowicie wypaczoną perspektywę. Zastanawiająco, że współczesny ekologizm ma bardzo wiele podobieństw do prądów ideologicznych z których wyrosły totalitaryzmy XX wieku.
  10. Więc z faktu, że kraj G7 daje "kręcić lody" kilku cwaniaczkom wynika, że cały świat ma przestać palić węglem a zacząć suszonym gównem? (Też jestem zdania że Włochy potrzebują nowego Duce, ten pan naprawdę nie miał problemów z mafią )
  11. Nie bawię się w tworzenie definicji nauki, tylko podaję najbardziej istotną charakterystykę nauki w aspekcie który akurat mnie interesuje. Prawdopodobieństwo zawsze jest szacunkiem. Nauka nigdy nie twierdzi że coś kategorycznie jest, to co najwyżej w wersjach dla dzieci i podręczników. I to wcale nie oznacza, że prawdopodobieństwo musi być takie same dla wszystkich naukowców.
  12. Znajomemu spadł zegar ze ściany przy "pierwszym razie", od tamtej pory nie był nigdy nakręcony na pamiątkę. To też telekineza czy też "fizyka zjawiska" jest dosyć jasna dla każdej ogarniętej osoby? Denata o określonej godzinie mamy na wejściu do rozumowania warunkowego, on nie zmienia statystyki. 1/12 na godzinę, minuty mogą to niewiele poprawić. Zatrzymanie sugeruje usterkę mechaniczną która przy rozładowanej baterii blokuje zegar w tej pozycji. Shit happens. Wymieniona bateria nawet nie musiała być nowa, bardzo często machinalnie bierze się starą, a te jak wiadomo po chwili odpoczynku mogą na moment "zaskoczyć", czyli zegar byłby w stanie przeskoczyć "opór". Szansa że bateria rozładuje się "właśnie dzisiaj" (bo o godzinę dba usterka) to powiedzmy 1:1000-1500. Czyli 1:12k. 1:30k * szansa na wystąpienie takiej usterki. Całkiem możliwe. I to tylko jeden możliwy scenariusz, takich jest więcej i każdy z nich zmniejsza nieprawdopodobieństwo takiego zdarzenia! Skrajnie nieprawdopodobne zdarzenia się zdarzają, bo tym właśnie różnią się od niemożliwych. Skrajnie nieprawdopodobnych wydarzeń nie musi być wcale mało, ich jest mało w stosunku do "potencjalności". A dowiadujemy się o nich nieproporcjonalnie częściej, ze względu na ich rzadkość - taki paradoks, i stąd "epidemia na cuda". Dokładna analiza zmienia takie oszacowania. Na przykład, jakie są szanse, że ktoś wygra 3 razy w Totolotka? Naiwnie patrząc 1:195547109921856. Jest to zmniejszane przez ilość losowań. Ale niestety dla paranormalności trzeba rozważyć scenariusz, w którym nieogarnięty nałogowiec wygrywa w Lotto, i znaczną część wygranej wydaje na kolejne losy. Lotto ma E(x) na poziomie 50%, teraz może mniej, ale to wciąż pozwala zamienić pytanie wejściowe na takie: jakie są szanse, że wygra nieogarnięty nałogowiec. Taki nieogarnięty nałogowiec nie musi być pojedynczy, on może być "rozproszony" . Raz coś takiego się zdarzyło i nie ma w tym nic dziwnego. Ale można też szukać zjawisk paranormalnych, na czym de facto żerują wszyscy twórcy tzw. systemów. Racjonalista ma całkowicie inaczej. Przytoczę swoją historię. Kiedyś z bratem w wieku 12 lat widziałem tzw. UFO, po polsku NOL. Wygląd: 3 pulsujące purpurowo/różowawo kule wielkości kątowej mniej więcej księżyca, tworzące trójkąt /\, krawędziami odległe o 2-3 księżyce. Nisko nad horyzontem, 5 sekund obserwacji (brat widział dłużej w poprzedniej luce nad horyzontem). Chcieliśmy wybiec, ale "drzwi były zamknięte pomimo że nikt z nas nie pamiętał, że je zamykał na klucz" - mamy już aurę niesamowitości do kwadratu. Nic wiecej nie zobaczyliśmy, nikt inny nic więcej nie widział. Pierwsza decyzja - kazałem bratu osobno spisać obserwacje ze wszystkimi szczegółami, bez żadnej rozmowy i uzgadniania informacji. Dopiero po tym porównałem opis i był całkowicie zgodny. Nigdy więcej nie widziałem czegoś takiego ponownie. Kilka miesięcy potem przeczytałem w prasie, że we Wrocławiu widziały takie same kule (opisywane jako mające setki metrów średnicy i poruszające się z ogromną prędkością) tysiące osób. Jaki z tego wyciągnąłem morał? Że w fizyce pozostała masa fascynujących rzeczy do odkrycia wbrew temu co uważałem wcześniej, i zadecydowało to to trochę o kierunku moich studiów. Każda opcja (kosmici, podróżnicy w czasie, dziwne zjawisko optyczne, nowa fizyka) prowadziły do tego samego wniosku. Co to było? Dalej nie wiem. I nie jestem z tego powodu nieszczęśliwy. W ogóle nie pomyślałem ani o aniołach, ani o diabłach. "Oko boga" była hipotezą że to pojęcie mogło powstać na skutek analogicznej obserwacji. Tak jest w każdym wątku praktycznie na każdej stronie... Niesamowity poziom agresji i arogancji nie popartej intelektem. Parafrazując ekonomistów - jedyna wartość dodana jaką dostarcza kolega to "płynność". Aby ustalić o co chodzi z "gonieniem ogona". Po linii najmniejszego oporu. Nauka niczego nie zamyka. Nauka określa prawdopodobieństwa dla prawdziwości hipotez w najlepszy możliwy systematyczny sposób. Nikt nie wymyślił lepszego systemu. Religie dostarczają prawd objawionych, czyli hipotezy z przyjętym prawdopodobieństwem 1. Użyteczną życiową zasadą jest przyjęcie do wiadomości, że rozwiązania niekonwencjonalne są niekonwencjonalne, bo ostro zasysają. Jak coś działa to szybko staje się "konwencjonalne". Od układów samolotów do medycyny.
  13. "Przypadki losowe" to pochodna naszej niewiedzy, mechanizmy są. Od fagów w Gangesie po infekcje wirusowe atakujące guzy nowotworowe. Nie wspominając o tym, że układ odpornościowy generuje przeciwciała losowo i w końcu może zaskoczyć. Jak komuś nagle wyprostuje się krzywo zrośnięta noga, to możemy zacząć rozmawiać o cudach, przy najmniej zanim pojawi się nanotechnologia i ( będziemy mogli zignorować możliwość istnienia kosmitów realizujących programy rozrywkowe). Proszę odnieść się do tez. Nie odnosiłem się do tego co siedzi im w głowach, tylko do tego co czynią. Co do głowy mogę się domyślać w nie większym stopniu niż w przypadku każdego innego człowieka, mając jednak sporą próbkę do bezpośrednich obserwacji (jestem "czarną owcą" w de facto fundamentalistycznej rodzinie) i dostęp do gigantycznej ilości pism religijnych/teologicznych. W takim razie co robią traktaty teologiczne? "Trzeba mieć otwarty umysł, ale nie aż tak że mózg wypada". Elektroniczny? Bo w mechanicznym jak się sprężynka rozładowuje, to może stanąć w przypadkowym momencie. Wystarczy szybkie podniesienie zegarka (sprawdzamy o której ktoś umarł) i mamy to samo. Czyli całkiem typowy scenariusz. I co ważne - zegar zawsze stanie w dokładnie w momencie, kiedy gwałtownie sprawdzamy godzinę. Wynika to z konstrukcji balansu torsyjnego. Czyli ktoś zobaczy jeszcze tik, i zegar stanie dokładnie w momencie kiedy spojrzy. Ale to wolny kraj, i można wierzyć w psychokinezę. Nauka nie ignorowała "paranormalnych" tematów, po prostu wszystkie zostały sfalsyfikowane i od ponad 100 lat nikt poważny już się tym nie zajmuje. Ano nie. Pomiędzy Feynmanem a nauczycielem fizyki jest mniej więcej taka różnica, jak pomiędzy papieżem a katechetą.
  14. W 1966 była znacznie większa powódź. Tak więc mamy znakomity przykład tego, jak wszystkie katastrofy naturalne są obecnie przypisywane naturalnemu ociepleniu. Historycznie nie było wcale różowo: https://en.wikipedia.org/wiki/Acqua_alta A to jest adaptacja: https://en.wikipedia.org/wiki/MOSE_Project
  15. Problem z "Bogami" polega na tym, że są absolutnie skorelowani z religiami. A te są jak najbardziej poznawalne i materialne. Nie muszę się przejmować jakimkolwiek bogiem, po prostu oceniam "komunikaty o bogach". Te mają zerową wiarygodność. Bogowie "spontaniczni" nie istnieją (nie byliby znani pod tym pojęciem). Religianci mają tendencję do mentalnego tworzenia i imputowania ludzkich sfer aktywności i zainteresowań jako "bożków", czyli dla kogoś "bożkiem są pieniądze", "bożkiem jest nauka", itd. czyli nie są w stanie uciec od religijnej percepcji świata, to ona zaczyna nad nimi dominować. Ja po prostu jestem wolny od tego pojęcia, nie ma niczego co musiałbym tak nazwać za wyjątkiem składników wierzeń.
  16. https://www.quora.com/Does-Bohmian-mechanics-make-the-same-predictions-as-quantum-mechanics Argument (6) z niskim ciepłem właściwym substancji to absolutny killer wszystkich teorii dBB. Oczywiście cała reszta punktów jest jak najbardziej ok, ale (6) to zaprzeczenie eksperymentalne. "Problem" z MK polega na tym, że ona pięknie działa we wszystkich działach fizyki, w tym termodynamice, do której proponenci dBB nie dochodzą. A co mam psuć zabawę - samodzielnego zrozumienia problemu i szukania rozwiązania. Ale jako podpowiedź dodam, że był na ten temat news na kopalni wiedzy i to właściwie stąd się dowiedziałem że "to już". Nie wątpię. To taka przemiła sytuacja z "ukrytym łamaniem symetrii" WIN-WIN. I tym się różnimy. Ja nigdy nie dokonywałem "spontanicznej redukcji stanu", czyli bez obserwacji (informacji) które mogły coś rozstrzygnąć. A i wtedy mam zawsze na uwadze niepewność nowej wiedzy przez co tak naprawdę mam nowy szerszy stan warunkowy (to się nazywa unitarny mózg ).
  17. Oczywiście, jedno i drugie mogło dać Nobla. Wystarczyło dokładnie czytać posty Przy czym moja teoria została potwierdzona. Wydaje mi się że już sam kontekst narzucał stabilność logiczną, a nie fizyczną cząsteczek. Chodzi praktyczny gromadzenia mutacji. Stabilność "z pokolenia na pokolenie" nie może być raczej inaczej zinterpretowana. Cały czas bawię się konwencją, tym pyszniej że to o czym napisałem to zasadniczo prawda. Nie wiem czym jest dziedzictwo Batmana. I odpowiadam: że jeśli to coś czego nie można dzierżyć nieświadomie, to nie. Przy okazji - musi kolega kwantowomechaniczno rozważać superpozycję odnośnie stanu mojego ego: tak to prawda co mówię (mamy jedną warunkową ocenę ego) LUB raczej palma mi odbija (mamy drugą ocenę ego) LUB trolluję (to tak dla pełnej listy opcji, daje jeszcze inny obraz ego).
  18. 1) Po pierwsze zauważyłem problem stabilności DNA mitochondrialnego. Jakim cudem nie ulega degradacji z pokolenia na pokolenie w zarodkowej linii komórek? Nikt wcześniej nie zadał sobie tego pytania/nie zauważył problemu. 2) Znalazłem jedyny teoretycznie możliwy mechanizm który to może realizować. 3) Ten mechanizm został okryty mniej więcej w 2012-2014r (nie pamiętam dokładnie), oczywiście bez najmniejszego pojęcia po co on robi to co robi (ach biolodzy). To znaczy pomimo perfekcyjnego opisu "technicznego", czyli tego czego mi zabrakło dalej nie byli w stanie dojść ani do 1) ani do 2), co doskonale potwierdziło moją ocenę że żaden biolog tego nie wymyśli (bo dojście do tego zajęło mi dwa dni myślenia praktycznie non-stop, a miałem całe niezbędne przygotowanie teoretyczne i praktyczne ) To bardzo ważne odkrycie, bo wyjaśnia dlaczego organizmy się starzeją. Ironią losu jest to że zostałem skasowany przez uszkodzenia mitochondriów do których doprowadziła Cyprofloksacyna i być może inne FQ (bo nie sprawdziłem jakie dokładnie dostałem w szpitalu).
  19. Bo funkcja falowa jest uogólnieniem rozkładu prawdopodobieństwa, dokładne w taki sam sposób jak usunięcie pewnika Euklidesa daje nam ogólniejsze geometrie od płaskich. Oczywiście "rozumienie" tego jest ułatwione o tyle, że taką geometrię da się reprezentować jako zakrzywioną powierzchnię w wyżej wymiarowej geometrii euklidesowej, co umożliwia nam bezpośrednio "zobaczyć" zjawisko dla geometrii 2 wymiarowych i wyrobić sobie intuicję. Taka intuicja wysiada w momencie, kiedy trzeba sobie uświadomić że zakrzywiona geometria może istnieć bez tej zewnętrznej przestrzeni, nagle staje się to obciążeniem. Tak samo różne sytuacje kiedy powierzchnie się "przecinają" i mózg na siłę doszukuje się manifestacji tego zjawiska w przestrzeni zakrzywionej, a tam się nic nie dzieje z tego powodu. W mechanice kwantowej pomiary ogólnie nie komutują i z tego faktu można wyprowadzić konieczność używania zespolonej funkcji falowej zamiast amplitudy prawdopodobieństwa. Można zrobić rozumowanie w drugą stronę. Nie ma tu nic do rozumienia ponad to, że świat do opisu potrzebuje czasami bardziej zaawansowanych struktur matematycznych niż te najbardziej elementarne. Tylko czy to jest problem?| Studiując fizykę doszedłem do etapu, w którym klasyczny model przestał mi wystarczać, bo co to znaczy że punktu się przemieszcza? Co "wie" punktowa cząsteczka? Skąd "ona wie" że ma się odbić od lustra? Co tak naprawdę się dzieje w odbijających się sztywnych bryłach? Co to znaczy że "coś naprawdę fizycznie jest"? Itd.Ogólnie klasyczny model potrafi być tak samo niesatysfakcjonujący jak kwantowy, tylko przyzwyczailiśmy się do niezadawania "niewygodnych pytań". W każdej ścisłej teorii w końcu dochodzimy do "aksjomatów", i trzeba umieć się pogodzić że pewne pytania mogą nie mieć sensu. Tutaj jest dobry komentarz do tej pracy osób które poświęciły dużo wysiłku w jej "poznanie". Polecam :Comment on "Observing the Average Trajectories of Single Photons in a Two-Slit Interferometer". Pojedynczy istotny fragment: Nie pozwalaja na wiele złudzeń co do warsztatowej jakości "eksperymentatorów" i "potwierdzenia". Mój komentarz jest taki, że jeśli nie istnieje coś takiego jak trajektoria fotonu wewnątrz funkcji fotonu, to pojęcie "średnia trajektoria" nie ma najmniejszego sensu, bo nie za bardzo mamy co uśredniać. Jest wręcz śmieszniej: to właśnie funkcja falowa jest odpowiednio rozumianą średnią po wszystkich trajektoriach. Sama idea pomiarów słabych bez oddziaływania jest... słaba. Odnośnie dBB to Bohm wcale nie traktował swojej mechaniki jako poprawnego opisu dla mechaniki kwantowej, to była próba stworzenia toy-modelu który próbowałby złamać twierdzenie von Neumanna odnośnie braku realizmu mechaniki kwantowej, w najbardziej trywialny sposób: zmiennymi ukrytymi było bezpośrednio położenia cząsteczek. Potem Bell stwierdził dokładnie gdzie leży luka w dowodzie za pomocą swojej nierówności i było nią założenie lokalności. dBB ma bardzo duże problemy koncepcyjne z pomiarami innymi niż położenie cząsteczki. Ogólnie można ją traktować jako transformację wejściowego generatora liczb losowych i nic więcej. Wciąż musimy pamiętać że prawdziwy skok następuje w wiedzy czegoś co jest obserwatorem, funkcja falowa elektronu która skacze w typowym przypadku jest tylko fragmentem jego wiedzy o świecie i częścią większej funkcji. (Oczywiście może być obserwator który wie tylko o 1 atomie i nic więcej, ale to rzadki przypadek). To że takie różne perspektywy da się zszyć bez żadnych paradoksów jest zadziwiającym faktem. Mamy ciekawy problem odnośnie funkcji falowej wszechświata. Można założyć że stan początkowy wszechświata jest ekstremalnie prosty i ma entropię bliską lub równą 0. W związku z tym funkcja falowa całego wszechświata sama w sobie nie ma żadnej informacji (wszechświat jest darmowym obiadem : ) ). Dopiero wewnętrzna perspektywa jest skomplikowana. Aby się dowiedzieć czegoś o konkretnym wszechświecie, trzeba by dokonać pomiaru, "z zewnątrz" jest to niemożliwe, ale hipotetycznie musielibyśmy wykonać pomiar aby sprawdzić jaki wszechświat jest naprawdę, i dopiero wtedy nabylibyśmy informację. Jeśli nikt nie ogląda wszechświata, jego powstanie nie zmienia informacji. Dlatego wszechświat może istnieć, bo niczego to tak naprawdę nie zmienia w stosunku do jego nieistnienia Funkcja falowa zawsze reprezentuje wiedzę pewnego obserwatora, funkcja falowa całego wszechświata nie ma formalnego sensu bo tego obserwatora nie ma. Dlatego fakt, że posiada ona tak naprawdę zerową zawartość informacyjną jest niezwykle doniosły dla spójności formalizmu: istnienie wszechświata nie wymaga obserwatora, czyli czegoś co miałoby jakąkolwiek wiedzę Entropia zero pozwala tak naprawdę na tylko jeden możliwy stan początkowy, to taka bardzo mocna przesłanka na to, że początek wszechświata jest absolutnie unikalny z fizycznego punktu widzenia i jest czymś w rodzaju Planckowego Blobika. Przypomina to prosty program komputerowy, który wypisuje kolejno wszystkie możliwe ciągi. Czyli jest w stanie napisać wszystkie dzieła ludzkości, prawda? Dopiero "pomiar" tworzy nam asymetrię i losuje pewien określony program (bo jakikolwiek wybór ze względu na symetrię jest równoważny z losowaniem). Za pomocą "operatora" można wybrać jakiego tekstu się spodziewamy, czyli jaką mam mieć długość, w bardziej ogólnym przypadku jaki pattern ma spełniać. Mamy pełną równoważność (ktory tekst/jaki tekst) i dopiero "losowość" dostarcza nam informacji. Sam taki program jest bezwartościowy. Dowolny zbiór jego produkcji (przypadkowy/pełny) także... Dlatego ogólnie mam dużą sympatię do hipotezy względnych stanów, MWI. Mi te "ekstra wszechświaty" są potrzebne do zachowania symetrii warunkującej zerową entropię całego wszechświata. Ale ja nie traktuję MWI jako naiwnej formy do wyjaśnienia czegokolwiek na podstawie bardziej klasycznej mechaniki, dla mnie to dodatkowy postulat i wolę określenie względne stany. W dalszym ciągu rozumiem tylko jego górną część. Oczywiście wynika to z faktu że działanie komputerów kwantowych i Shora zrozumiałem gdy miałem w pełni sprawny mózg i z pewnością nie byłbym w stanie go zrozumieć dzisiaj, to taka jazda na gapę z użyciem pamięci zamiast wnioskowania. Teraz został "szef" któremu brakuje ludzi od konkretnej roboty i zna się tylko na "dyrektorowaniu" Moja hipoteza jest mniej więcej taka: Mamy macierz spinów. Problem kodujemy za pomocą ustalenia siły lokalnych interakcji między spinami w sposób ciągły (bo to mają kodować rzeczywiste prawdopodobieństwa <0,1>). Co już oznacza, że mamy komputer programowany analogowo w przypadku ogólnym, i kodowanie fizyczne takich sprzężeń jest na pewno bardzo skomplikowane i nietrywialne. Nawet jeśli przyjmiemy, że dla każdego problemu będziemy tworzyć od nowa "układ scalony". Tutaj koncentrują się wszystkie moje uwagi odnośnie stabilności numerycznej, kodowanie sprzężeń analogowych w stopniu umożliwiającym "cyfrową" precyzję jest niewykonalne w praktyce. Ale przyjmijmy że jakoś się udało (w końcu mechanika klasyczna nie zna takich problemów, a to tylko detal techniczny). Te macierze interakcji zostały ustalone w taki sposób, że jeśli układ osiągnie kwantowe warunki pracy i stanie się komputerem kwantowym, to przeprowadzi obliczenia kwantowe. Ale gdzie jest wejście a gdzie wyjście? Jeśli problem jest kodowany strukturze, to wejściem jest jest tak naprawdę dowolny stan, a obliczeniami wymuszanie przyjęcia odpowiednich stanów qbitów. Nazywanych jako wejście. Czyli liczymy że układ osiągnie stan "równowagi termodynamicznej" który możemy uznać za wyjście i pod odczytamy jakieś bity ze skrajnych spinów? Zamiast robienia coraz to nowych slajdów proszę o syntetyczny koncepcyjny opis słowny jak miałby działać ten komputer w języku normalnej fizyki, bo te MERWY i Wicki to tylko kodowanie problemu, o ile ten model obliczeniowy w ogóle jest oparty na fizyce... Przy okazji - może warto przyjżeć się czemuś takiemu: https://www.sciencedaily.com/releases/2019/09/190918131437.htm Zdecydowanie jest to "rzeczywisty" model, a szybkie oscylacje można uzyskać za pomocą szybkozmiennego zewnętrznego pola magnetycznego, dodatkowo nie widzę zgrzytu między pbitami i termalizacją, jeśli coś ma ona osiągnąć rozkład Boltzmannowski to z pewnością osiągnie w takiej maszynie. To byłby dziwny komputer analogowy aproksymujący komputer kwantowy! 15 lat temu zabrakło mi kilku milionów dolarów na badania i straciłem swojego Miałem pewność że nikt nie wpadnie na mechanizm przez co najmniej 10 lat (bo ludzie którzy są do tego zdolni nie zajmują się biologią, no offence), ale nie przewidziałem że zjawisko zostanie odkryte (bez najmniejszego zrozumienia "o co w nim chodzi") na skutek regularnego laboratoryjnego rycia. Trzeba było publikować... 1/3 Nobla to wciąż cały Nobel ale za bardzo bałem się podobnej sytuacji do tej z odkryciem tła mikrofalowego a komplet teoria+odkrycie to był w sumie pewniak w sensie że całkowicie zasługuje ale nie wszyscy dostają...
  20. Boltzman wymaga termalizacji a ta pewnych oddziaływań/operacji i czasu, które można traktować jako formę obliczeń. Dosyć kiepsko to brzmi w otoczeniu spinów. To taka heurystyka, ale nie mam żadnego dostępu do pamięci wzrokowej i operacji na wzorach, więc muszę ograniczać się do czysto słowno-abstrakcyjnego rozumienia. Trochę ciężko wymusić stan spinów z prawej strony i liczyć że nie wpłyną na stan spinów po lewej stronie. Po wprowadzeniu wymuszenia powstanie impuls który będzie się propagował w lewo. Jak rozumiem idea jest taka, aby obliczenia szły w "dół warstwami", licząc że pierwsza warstwa uzyska "magiczny stan"? Wynik jest ścisły, to po prostu równoważność różnych formuł matematycznych i nic więcej. Nawet posiadając opisy równoważne nie są one tak samo wygodne dla różnych sytuacji fizycznych, czasami jeden opis jest prostszy a czasami inny. Nie warto sobie wyobrażać obliczeń kwantowych jako efektu działania trybików, to że Shor będzie działał wynika czysto z formalizmu MK a ten po prostu działa. Niedziałanie komputerów kwantowych podważyłoby MK, a tego nikt nie oczekuje. Aby bawić się mechaniką kwantową, potrzebna jest zmiana podejścia filozoficznego-gruczołowego że tak się wyrażę. Cały czas żyjemy z euklidesowym modelem rzeczywistości w głowie który mówi że pewne rzeczy są i wszystko co da się zobaczyć jest etykietką którą da się przylepić do obiektów i kolejne obserwacje anie nie zmieniają wartości tych etykietek anie nie usuwają. To takie gromadzenie klasycznej wiedzy bez niepewności i prawdopodobieńst. To jest nasz konkret który działał w mechanice klasycznej. W mechanice kwantowej jawnie w formaliźmie odeszliśmy od tego modelu. Przede wszystkim wektory stanu i funkcje falowe reprezentują naszą wiedzę o świecie. W mechanice klasycznej było tak samo, ale zakładaliśmy izomorfizm model klasyczny (budowany na podstawie zdarzeń)=rzeczywistość. Model klasyczny daje w granicy pełną informację o zdarzeniach. Wiedza od początku może mieć charakter probabilistyczny. Można zrobić mechanikę falową mechaniki klasycznej z uwzględnieniem niepewności i to bardzo przypomina mechanikę kwantową, z operatorami włącznie. Mechanika kwantowa wprowadza do takiego opisu tylko jedną zmianę - że operatory nie muszą komutować. Ta jedna zmiana prowadzi do tego, że nie jesteśmy w stanie zbudować modelu który byłby zbieżny w takim sensie że przewiduje wszystkie zdarzenia coraz lepiej aż w końcu osiąga się pewność. Taki maksymalny możliwy model kognistyczny możliwy do zbudowania daje nam w końcu MK. Więc pierwszy poziom zrozumienia MK to wprowadzenia tego poziomu meta - model "rzeczywistości" maksymalną wiedzą o możliwych zdarzeniach. I reprezentacja tych zdarzeń w modelu. Sposobem nabycia porcji wiedzy do uaktualnienia modelu jest pomiar. Drugi poziom to zrozumienie, że model mechaniki kwantowej jest maksymalną informacją o zdarzeniach a nie o modelu klasycznym! (Tak jak model klasyczny był maksymalną efektywną informacją o zdarzeniach/obserwacjach). I teraz można wykonać kolejny krok taki jak w mechanice klasycznej - zaczęliśmy tam utożsamiać model klasyczny (graniczny) z rzeczywistością. Musimy zacząć utożsamiać model graniczny MK z rzeczywistością. I zrozumieć że MK nie opisuje nawet wiedzy o rzeczywistości klasycznej schowanej pod spodem, aczkolwiek takie rozumienie jest pewnym krokiem w mentalnym przejściu. Oczywiście opisuje. Proszę przeczytać moje posty ze zrozumieniem. Deekscytacja atomu to nie jest przeskok funkcji falowej! Funkcja falowa opisująca atom emitujący foton opisuje prawdopodobieństwa wszystkich przejść we wszystkich momentach (stąd wzięła się koncepcja wielu światów). Po dokonaniu obserwacji układu albo stwierdzamy że ekscytacja nastąpiła albo że nie nastąpiła, ewolucja jest UNITARNA. Jeśli nastąpiła to nasza funkcja wiedzy o układzie zmienia się w taki sposób że , znając dokładny moment emisji, najlepszą informacją staje się funkcja opisująca inny stan energetyczny elektronu... Zgodnie z MK świat jest na tyle miły, że zachowuje się zgodnie z prawami MK. Takie pojedyncze równania Shrodingera są jedynie prostymi rzutami głownej funkcji falowej w przestrzeni hilberta, klockami które składają się na funkcję falową rzeczywistości. Tutaj kłania się to, że nasze rozumienie rzeczywistości jest wciąż półklasyczne, więc tworzymy sobie atom w dokładnej pozycji. Jest to niefizyczna sytuacja, jądro i potencjał już na wejściu muszą być dane w postaci pełnej funkcji opisującej niepewność położenia. W laserze mamy setki atomów opisywanych pojedynczą funkcją falową. Ale taki model Shrodingera atomu jest dobrym kątem pod którym można spojrzeć na ten laser. Dlatego MK to mechanika, bo pozwala na efektywne stosowanie przybliżeń, podmodeli, i wszystkie też są kwantowe! To co wiemy o rzeczywistości to to, że daje się opisywać w tak niezwykły sposób. Kiedy w naszej funkcji falowej wyodrębniamy inne latające funkcje, to dlatego że opisują obiekty niezależne albo nie dbamy o korelacje bo uwzględniamy aspekt który je olewa (czyli jaki kolor światła wyleci z lasera, a nie mamy żadnej wiedzy o tym gdzie był atom który wyemitował określony foton, taka wiedza po prostu nie istnieje w modelu kwantowym czyli rzeczywistości!) Lokalne perspektywy są kwantowe, bez wyjątku. Nas ratuje dekoherencja i niska entropia na początku wszechświata. Na resztę odpiszę w tygodniu, ale proszę odpowiedzieć na pytanie: To sformułowanie jest zastanawiające. Czy założenie odnosi się do praktycznej możliwości możliwego do zrealizowania układu fizycznego, czy też w jakiś sposób zależy od hipotetycznej interpretacji mechaniki kwantowej?
  21. Czyli człowiek siwieje w ciągu jednej nocy, bo wyczerpała się populacja komórek tworzących melanocyty tworzące barwnik? Chyba jednak potrzeba więcej mechanizmów aby już wyrosły włos nagle stracił barwę. Nie słyszałem aby ciała po śmierci siwiały...
  22. To że ktoś pomija takie "ozdobniki" nie znaczy, że ich tam nie powinno być. To że znalazło się w gronie osób myślących dokładnie tak samo niczego nie zmienia w tej materii.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...