Jump to content
Forum Kopalni Wiedzy

Search the Community

Showing results for tags ' rakieta'.



More search options

  • Search By Tags

    Type tags separated by commas.
  • Search By Author

Content Type


Forums

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Find results in...

Find results that contain...


Date Created

  • Start

    End


Last Updated

  • Start

    End


Filter by number of...

Joined

  • Start

    End


Group


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Found 10 results

  1. NASA i DARPA ujawniły szczegóły dotyczące budowy silnika rakietowego o napędzie atomowym. Jądrowy silnik termiczny (NTP) DRACO (Demonstration Rocket for Agile Cislunar Operations) powstaje we współpracy z Lockheed Martinem i BWX Technologies. Najpierw zostanie zbudowany prototyp, następnie silnik do pojazdów zdolnych dolecieć do Księżyca, w końcu zaś silnik dla misji międzyplanetarnych. Jeszcze przed kilkoma miesiącami informowaliśmy, że DRACO może powstać w 2027 roku. Teraz dowiadujemy się, że test prototypu w przestrzeni kosmicznej zaplanowano na koniec 2026 roku. To niezwykłe przyspieszenie prac – trzeba pamiętać, że zwykle projekty związane z przestrzenią kosmiczną i nowymi technologiami mają spore opóźnienie – było możliwe dzięki częściowemu połączeniu prac, które zwykle odbywają się osobno, w drugiej i trzeciej fazie rozwoju projektu. To zaś jest możliwe dzięki wykorzystaniu sprzętu i doświadczeń z dotychczasowych misji w głębszych partiach kosmosu. Budujemy stabilną i bezawaryjną platformę, w której wszystko, co nie jest silnikiem, to technologie o niskim ryzyku, mówi Tabitha Dodson, odpowiedzialna z ramienia DARPA za projekt DRACO. Wiemy, że niedawno zakończyła się pierwsza faza projektu, w ramach którego powstał projekt nowego reaktora. Nie ujawniono, ile faza ta kosztowała. Kolejne dwie fazy mają budżet 499 milionów USD. Jeśli prototyp zda egzamin, powstanie silnik dla misji na Księżyc. Przyniesie on spore korzyści. Napędzane nim rakiety będą przemieszczały się szybciej, zatem szybciej dostarczą ludzi, sprzęt i materiały na potrzeby budowy bazy na Księżycu. Jednak największe korzyści z nowego silnika ujawnią się podczas misji na Marsa. Okno startowe misji na Czerwoną Planetę otwiera się co 26 miesięcy i jest dość wąskie. Dzięki lepszym silnikom i szybszym rakietom okno to można poszerzyć, co ułatwi planowanie i przeprowadzanie marsjańskich misji. Nie mówiąc już o tym, że skrócenie samej podróży będzie korzystne dla zdrowia astronautów poddanych promieniowaniu kosmicznemu. Prędkość obecnie stosowanych silników jest ograniczona przez dostępność paliwa i utleniacza. Silnik z reaktorem atomowym działałby dzięki ogrzewaniu ciekłego wodoru z temperatury -253 stopni Celsjusza do ponad 2400 stopni Celsjusza i wyrzucaniu przez dysze szybko przemieszczającego się rozgrzanego gazu. To on nadawałby ciąg rakiecie. Pomysłodawcą stworzenia napędu atomowego jest polski fizyk Stanisław Ulam, który przedstawił go w 1946 roku. Dziesięć lat później rozpoczęto Project Orion. Efektem prac było powstanie prototypowego silnika, który został przetestowany na ziemi. Obecnie takie testy nie wchodzą w grę. Zgodnie z dzisiejszymi przepisami naukowcy musieliby przechwycić gazy wylotowe, usunąć z nich materiał radioaktywny i bezpiecznie go składować. Dlatego też prototyp zostanie przetestowany na orbicie 700 kilometrów nad Ziemią. Ponadto w latach 50. wykorzystano wzbogacony uran-235, taki jak w broni atomowej. Obecnie użyty zostanie znacznie mniej uran-235. Można z nim bezpieczne pracować i przebywać w jego pobliżu, mówi Anthony Calomino z NASA. Drugi z podobnych projektów, NERVA (Nuclear Engine for Rocket Vehicle Application), doprowadził do stworzenia dobrze działającego silnika. Ze względu na duże koszty projekt zarzucono. Reaktor będzie posiadał liczne zabezpieczenia, które nie dopuszczą do jego pełnego działania podczas pobytu na ziemi. Dopiero po opuszczeniu naszej planety będzie on w stanie w pełni działać. W czasie testów zostaną sprawdzone liczne parametry silnika, w tym jego ciąg oraz impuls właściwy. Impuls właściwy obecnie stosowanych silników chemicznych wynosi około 400 sekund. W przypadku silnika atomowego będzie to pomiędzy 700 a 900 sekund. NASA chce też sprawdzić, na jak długo wystarczy 2000 kilogramów ciekłego wodoru. Inżynierowie mają nadzieję, że taka ilość paliwa wystarczy na napędzanie rakiety przez wiele miesięcy. Obecnie górny człon rakiety nośnej ma paliwa na około 12 godzin. Silniki NTP powinny być od 2 do 5 razy bardziej efektywne, niż obecne silniki chemiczne. A to oznacza, że napędzane nimi rakiety mogą lecieć szybciej, dalej i zaoszczędzić paliwo. « powrót do artykułu
  2. W najbliższy piątek, 4 marca, fragment rakiety nośnej spadnie po niewidocznej z Ziemi stronie Księżyca. Naukowcy postanowili skorzystać z okazji i przeprowadzić dodatkowe badania Srebrnego Globu. Satelita Lunar Reconnaissance Orbiter (LRO) zbada po uderzeniu zmiany w atmosferze Księżyca oraz powstały krater. Ocenia się, że fragment rakiety uderzy w krater Hertzsprung w piątek o godzinie 13:25 czasu polskiego. To, o ile wiadomo, pierwszy raz, gdy dojdzie do takiego wydarzenia. Dotychczas ludzie rozbijali pojazdy o powierzchnię Srebrnego Globu albo przypadkiem, podczas nieudanych prób lądowania, albo też celowo. Początkowo sądzono, że obserwowany fragment zdążający w stronę Księżyca, to pozostałości rakiety Falcon 9 firmy SpaceX. Jednak po szczegółowej analizie spektrum światła odbijanego przez obiekt, eksperci doszli do wniosku, że lepiej pasuje ono do rodzaju farby używanej przez Chińczyków. Uznano, że to kawałek chińskiej rakiety Długi Marsz 3C, która została wystrzelona w 2014 roku w ramach misji Chang'e 5-T1. W ramach tej misji pojazd Chang'e 5-T1 przeleciał za Księżycem i powrócił na Ziemię. Celem zaś było przetestowanie możliwości wejścia w atmosferę na potrzeby bezzałogowej misji Chang'e 5, która w 2020 roku przywiozła próbki księżycowego gruntu. Uderzenie, które nastąpi 4 marca, będzie podobne do upadku trzeciego stopnia rakiety Saturn V, który w ramach programu Apollo został celowo rozbity o powierzchnię Księżyca. Jak wyjaśniają eksperci, pozostałości rakiety Długi Marsz nie utworzą zbyt głębokiego krateru na powierzchni. Podobnie zresztą było w przypadku Saturn V. Oba fragmenty można bowiem porównać do puszek do piwa i podczas zderzenia znaczna część energii zostanie zużyta na zgniecenie rakiet, a nie na wyżłobienie krateru. Uderzenie fragmentu chińskiej rakiety to bardzo dobra okazja do badań i lepszego zrozumienia procesu powstawania kraterów uderzeniowych na Księżycu. Lekcja tym cenniejsza, że LRO wykonał już bardzo szczegółowe zdjęcia miejsca spodziewanego uderzenia, więc uczeni będą dysponowali materiałem porównawczym. Jedynym nieznanym parametrem jest obecnie orientacja fragmentu w stosunku do jego trajektorii. Wiadomo, że się on obraca, nie wiadomo jednak dokładnie, w jaki sposób. Specjaliści mają nadzieję, że Chińczycy to wiedzą i podzielą się swoimi danymi. « powrót do artykułu
  3. Fragment rakiety SpaceX uderzy w marcu w Księżyc, przewidują eksperci. Rakieta została wystrzelona w 2015 roku i wyniosła na orbitę satelitę NASA Deep Space Climate Observatory (DSCOVR). Po wypełnieniu misji jej drugi stopień znajdował się na chaotycznej orbicie. Astronom Bill Gray obliczył, że obecnie znajduje się on na kursie kolizyjnym ze Srebrnym Globem. Już w styczniu ten kosmiczny śmieć przeleciał blisko Księżyca, co zmieniło jego orbitę, mówi Gray. Uczony pracuje nad Project Pluto, oprogramowaniem, które pozwala na obliczanie trajektorii asteroidów i innych obiektów. Program ten jest używany w wielu finansowanych przez NASA projektach. Niedługo po tym, gdy okazało się, że fragment rakiety przeleciał w pobliżu Księżyca, Gray obliczył, że 4 marca rozbije się on po jego niewidocznej stronie, pędząc z prędkością 9000 km/h. Obliczenia Graya zostały potwierdzone obserwacjami astronomów-amatorów. Śledzę kosmiczne odpadki od około 15 lat. Tutaj będziemy mieli do czynienia z pierwszym przypadkiem, w którym stworzony przez człowieka obiekt uderzy w Księżyc w sposób niezaplanowany, mówi Gray. Astronom Jonathan McDowell nie wyklucza jednak, że do takich zdarzeń już dochodziło. W latach 60., 70. i 80. ludzkość pozostawiła na odległych orbitach okołoziemskich co najmniej 50 obiektów, których nie śledziliśmy. Teraz obserwujemy niektóre z nich. Ale wielu nie możemy znaleźć, nie ma ich tam, gdzie je zostawiliśmy, dodaje. Nie będziemy mogli obserwować w czasie rzeczywistym upadku fragmentu rakiety SpaceX na Księżyc. Jednak ważący cztery tony odpadek wybije w powierzchni Srebrnego Globu krater, który będzie można zauważyć za pomocą należącego do NASA Lunar Reconnaissance Orbitera lub indyjskeigo Chandrayaana-2. Jego zbadanie powie nam więcej o geologii Księżyca. Dotychczas ludzie celowo rozbijali obiekty na Srebrnym Globie. Robiono tak w ramach misji Apollo, by testować sejsmometry. W 2009 roku NASA celowo skierowała jeden ze stopni rakiety nośnej na biegun południowy Księżyca, szukając tam wody. Zdecydowana większość rakiet nie dociera jednak tak daleko. SpaceX odzyskuje pierwszy stopień rakiety nośnej, a drugi kieruje w stronę Ziemi, by rozpadł się i spłonął w atmosferze. Jednak specjaliści spodziewają się, że w przyszłości coraz więcej śmieci będzie opadało na powierzchnię Księżyca. USA i Chiny przygotowują się bowiem do coraz bardziej intensywnych prac na orbicie Srebrnego Globu i na jego powierzchni. Stany Zjednoczone już teraz planują budowę stacji na orbicie Księżyca. Specjaliści coraz częściej apelują o sprzątanie kosmicznych śmieci. Zwracają też uwagę, że odpadów pozostawionych na dalszych orbitach nikt nawet nie śledzi. W tej chwili nikt się tym nie zajmuje. Myślę, że najwyższy czas, by uregulować tę kwestię, mówi McDowell. Kosmiczne śmieci już stanowią poważny problem na niskich orbitach. Tylko należący do amerykańskiego Departamentu Obrony Space Surveillance Network śledzi obecnie ponad 27 000 odpadków krążących ponad naszymi głowami. A to tylko duże odpadki. Szacuje się, że na w pobliżu Ziemi krąży też około 500 tysięcy odpadków wielkości około centymetra oraz 100 milionów fragmentów wielkości pomiędzy milimetrem a centymetrem. Większość z tych pozostałości jest zbyt małych, by je śledzić. Są jednak na tyle duże i poruszają się z tak olbrzymią prędkością – na niskiej orbicie okołoziemskiej wynosi ona ponad 25 000 km/h – że stanowią coraz poważniejsze zagrożenie dla misji kosmicznych. We wrześniu 2020 roku na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej ogłoszono alarm i została ona przesunięta, by uniknąć zderzenia z takim odpadkiem. To nie był zresztą pierwszy raz, gdy na ISS przeprowadzano taką operację. « powrót do artykułu
  4. NASA oświadczyła, że pierwszy stopień SLS (Space Launch System) – którego gorący test sprzed czterech dni zakończył się znacznie przed czasem – jest w doskonałej kondycji. Po wstępnej analizie danych stwierdzono, że za przerwanie testu po 67,2 sekundy odpowiedzialne było przekroczenie bardzo restrykcyjnych parametrów testu. Zostały one ustawione bardzo rygorystycznie, gdyż NASA zamierza użyć tego samego stopnia w planowanym na bieżący rok bezzałogowym locie testowym SLS i kapsuły Orion. Przypomnijmy, że w ramach gorącego testu uruchomiono wszystkie 4 silniki SLS i miały one działać przez 8 minut. Tymczasem po nieco 60 sekundach systemy bezpieczeństwa wyłączyły silniki. Teraz przedstawiciele NASA poinformowali, że do przekroczenia założonych parametrów, co skutkowało zakończeniem testu, doszło w systemie hydraulicznym poruszającym silnikiem nr 2 tak, by symulować ruchy silnika podczas sterowania rakietą w czasie wznoszenia się. Układ bezpieczeństwa, który zakończył test, jest częścią naziemnego systemu testowego. Gdyby do podobnego wydarzenia doszło podczas lotu, SLS kontynuowałaby podróż bez przeszkód. Podczas testu, mimo iż trwał on znacznie krócej niż zakładano, udało się sprawdzić wszystkie główne systemy i działały one bez zarzutu, a silniki osiągnęły 109% mocy. Jednak nie wszystko poszło jak z płatka. Około 1,5 sekundy po uruchomieniu silników czujniki zanotowały wydarzenie typu main component failure (MCF). Okazało się, że silnik 4 stracił jeden z dodatkowych systemów zabezpieczeń, a jego rozruch rozpoczął się o 6 sekund zbyt wcześnie. Warunki testu nie powodowały przerwania próby w razie wystąpienia tego typu awarii, gdyż systemy kontroli silnika mają wystarczająco dużo powtórzonych systemów bezpieczeństwa, by bezpiecznie można było prowadzić test. Inżynierowie wciąż szukają też źródła „błysku”, o którym poinformowano zaraz po zakończeniu testu. Na osłonie termicznej jednego z silników są widoczne ślady oddziaływania zewnętrznego źródła ciepła. Dane z czujników pokazują jednak, że temperatury w sekcji silników nie odbiegały od normy, a osłony termiczne spełniły swoje zadanie. Na razie nie wiadomo, ani czy gorący test zostanie powtórzony, ani czy wynik pierwszego testu wpłynie na termin bezzałogowego lotu próbnego. « powrót do artykułu
  5. NASA uruchomiła najpotężniejszą rakietę, jaka kiedykolwiek działała na Ziemi. Wczoraj o godzinie 21:30 czasu polskiego w Stennis Space Center uruchomiono wszystkie 4 silniki RS-25 głównego stopnia Space Launch System, który ma zawieźć ludzi na Marsa. Silniki miały działać przez 8 minut, jednak po minucie zamilkły. Obecnie specjaliści z NASA analizują dane i szukają przyczyny wcześniejszego wyłączenia się silników. Ten tzw. gorący test miał być ostatnią z serii prób Green Run. Na potrzeby testu główny stopień rakiety wygenerował 1,6 miliona funtów ciągu. Zbiorniki rakiety napełniono 33 tonami ciekłego tlenu i ciekłego wodoru. Chociaż silniki nie pracowały tak długo, jak zakładano, przeprowadzono udane odliczanie, udane uruchomienie silników i zebrano ważne dane, stwierdził szef NASA Jim Bridenstine, który przyglądał się testowi. NASA zapewnia, że przyczyną wcześniejszego zakończenia testu nie była awaria samych silników. W czasie testu zmieniano siłę ciągu i przygotowywano się do przeprowadzenia manewru umożliwiającego sterowanie rakietą w czasie lodu. Widzieliśmy niewielki błysk, który pojawił się między osłonami silników gdy rozpoczęliśmy manewr, powiedział menedżer projektu SLS John Honeycutt. W takiej sytuacji kontroler silników wysyła do kontrolera stopnia informację o pojawieniu się nieprawidłowości. Ten zaś podjął decyzję o wyłączeniu. W silnikach każdy parametr, który wykracza poza wyznaczone granice powoduje, że do kontrolera stopnia trafia sygnał o nieprawidłowości, mówi Honeycutt. Szef NASA odmówił nazwania tego, co się stało, awarią. Właśnie dlatego prowadzimy testy. Zanim wsadzimy amerykańskich astronautów do amerykańskiej rakiety wszystko musi dziać perfekcyjnie, stwierdził. W tej chwili nie wiadomo, czy gorący test zostanie powtórzony, czy też – jak planowano wcześniej – główny stopień rakiety trafi do Centrum Lotów Kosmicznych im. Kennedy'ego, gdzie zostanie przygotowane do pierwszego lotu próbnego. Misja Artemis-1 jest planowana na listopad bieżącego roku. Dziennikarze zapytali Bridenstine'a czy w związku z wynikiem testu termin ten wciąż jest aktualny. Myślę, że jest zbyt wcześnie, by odpowiedzieć na to pytanie. Gdy dowiemy się, co poszło nie tak, będziemy wiedzieli, co przyniesie przyszłość, odpowiedział urzędnik. Misja Artemis-1 ma być lotem bezzałogowym, w ramach którego zostanie przetestowany SLS i kapsuła Orion. W 2023 roku ma się odbyć test załogowy, w ramach którego astronauci polecą poza orbitę Księżyca. « powrót do artykułu
  6. Chiny prawdopodobnie przeprowadziły w tajemnicy testy pojazdu kosmicznego wielokrotnego użytku. Eksperci interesujący się chińskim programem kosmicznym zauważyli, że rankiem 4 września w okolicach kosmodromu Jiuquan na Pustyni Gobi obowiązywały ograniczenia w ruchu powietrznym. Uznali, że mimo braku wcześniejszych zapowiedzi, chiny wystrzeliły rakietę Długi Marsz 2F. Po jakimś czasie agencja Xinhua potwierdziła, że start miał miejsce, a na pokładzie rakiety znajdował się eksperymentalny pojazd wielokrotnego użytku, który miał przetestować w czasie lotu technologie wielokrotnego użytku przydatne podczas pokojowego wykorzystania przestrzeni kosmicznej. Dwa dni później, 6 września, agencja poinformowała, że pojazd bezpiecznie wylądował. Udostępnione dotychczas dane wskazują, że pojazd wprowadzono na orbitę na wysokości 550 kilometrów. To podobna wysokość, na jakiej odbywały się dotychczasowe chińskie lody załogowe. Chiny trzymają jednak większość informacji w tajemnicy. Nie wiemy, jak duży był pojazd, co robił na orbicie ani jak długo jest w stanie na niej przebywać. Wiadomo, że Chiny od co najmniej dekady pracują nad technologią jakiegoś rodzaju samolotu kosmicznego. W 2017 zapowiedziano, że testowy lot takiego pojazdu może odbyć się w roku 2020. Dotrzymanie terminów zaskoczyło ekspertów. Chińczycy mogli rzeczywiście zrealizować swoje plany gdyż, jak mówi Andrew Jones, dziennikarz interesujący się chińskim programem kosmicznym, ostatnio zmodyfikowano stanowisko startowe i pojawiły się plakietki misji z potencjalnym wizerunkiem nowego pojazdu. Jean Deville, analityk zajmujący się chińskim programem kosmicznym, mówi, że samolot kosmiczny mógłby w znacznym stopniu wspomóc chiński program i plany budowy stacji kosmicznej. Pojazd wielokrotnego użytku byłby bardzo przydatny, tym bardziej, gdyby był to właśnie samolot, gdzie przyspieszenia mogłyby być znacznie mniejsze niż w np. w promach kosmicznych, zatem łatwiejsze do zniesienia dla astronautów. Inna możliwość jest taka, że chiński pojazd bardziej przypomina tajny amerykański X-37B, niewielki bezzałogowy prom kosmiczny, który odbył dotychczas kilka tajnych misji, pozostając na orbicie przez wiele miesięcy. Niezależnie jednak od tego, co naprawdę Chińczycy wystrzelili, wskazuje to na zwiększające się możliwości Państwa Środka. « powrót do artykułu
  7. Pierwszy start chińskiej rakiety nowej generacji, Długi Marsz 7A (Long March 7A), nie przebiegł po myśli jego organizatorów. Wynoszony przez nią tajny satelita nie trafił – jak planowano – na orbitę geostacjonarną. Wiadomo, że start się odbył, co potwierdzają zdjęcia i materiały wideo udostępnione przez osoby, które z daleka obserwowały wydarzenie. Rakieta wzniosła się w powietrze wczoraj o godzinie 14:34 czasu polskiego z Centrum Wenchang. Zwykle Chińska Korporacja Nauki i Technologii Kosmicznej ogłasza sukces w czasie krótszym niż godzina po starcie. Tym razem jednak zaległa cisza. Dopiero po dwóch godzinach państwowe media podały, że misja się nie udała. Rakieta miała wynieść satelitę nowej generacji nr 6. Również i tutaj nic więcej nie wiemy. Wiadomo natomiast, że w Centrum Lotów Kosmicznych w Wenchang trwają działania związane z epidemią koronawirusa oraz, że przygotowania do startu rakiety nie były trzymane w tajemnicy. Wcześniej nie informowano o starcie, nie poinformowano też o zamknięciu przestrzeni powietrznej nad centrum. To odstępstwo od dotychczasowej praktyki. Poprzednie starty były bowiem transmitowane na żywo. Wiadomo też, że w Wenchang przygotowywany jest start rakiety Długi Marsz 5B. Nie wiadomo, czy obecna porażka będzie miała wpływ na zaplanowane na połowę kwietnia przedsięwzięcie. Rakieta Długi Marsz 7A to udoskonalony wariant pojazdu Długi Marsz 7. Ma ona na swoim koncie dwa starty. Ostatni z nich odbył się w 2017 roku. Jako, że nie znamy przyczyny niepowodzenia misji Długiego Marszu 7A, nie możemy jednoznacznie stwierdzić, czy i jaki wpływ będzie miała ona na chiński program kosmiczny. To rakieta modułowa i dzieli ona wiele elementów z innymi chińskimi rakietami. Najgorszym chyba scenariuszem dla Państwa Środka byłyby problemy z silnikami YF-100. Mogą one bowiem wpłynąć na misje z użyciem rakiet Długi Marsz 5, w tym na planowaną na lipiec pierwszą chińską misję planetarną – wyprawę do Marsa. Może mieć to też negatywny wpływ na plany budowy własnej stacji kosmicznej. Jeśli problem dotyczy silników YF-115 wykorzystywanych w drugim stopniu rakiety, to będzie miało to wpływ na serie Długi Marsz 6 i 7. Wkrótce ma zostać zaprezentowana nowa wersja Długiego Marszu 6. Z kolei problemy z górnym stopniem rakiety miałyby negatywny wpływ na starszą serię Długi Marsz 3. Rakiety te są wykorzystywane do wynoszenia satelitów na orbitę geostacjonarną. « powrót do artykułu
  8. W Australii Południowej powstaje największe na świecie prywatne centrum testowe rakiet kosmicznych. Tworzy je firma Southern Launch, która jest już właścicielem podobnego miejsca – Orbital Launch Complex. Oba miejsca mają zachęcić firmy prywatne oraz uczelnie do testowania swoich technologii rakietowych właśnie w Australii. W Orbital Launch Complex rakiety wystrzeliwane są w stronę oceanu. Nowy centrum będzie zupełnie inne. Koonibba Test Range będzie miało powierzchnię 145 km2 i znajdzie się o 600 kilometrów na północny-zachód od Adelajdy, w pobliżu miasteczka Ceduna. Wystrzeliwane tam rakiety będą opadały na ląd, zatem ich właściciele będą mogli je zebrać i zbadać. Współpracujemy z różnymi firmami, uniwersytetami, organizacjami i agencjami kosmicznymi za całego świata. Mogą one przywieźć swoje rakiety tutaj, my pomożemy im w uzyskaniu pozwolenia na start, a oni mogą przeprowadzić stąd bezpieczne starty i podejmować to, co wylądowało, mówi dyrektor wykonawczy firmy Southern Lauch, Lloyd Damp. Rząd Australii utworzył w 2018 roku Australijską Agencję Kosmiczną z siedzibą w Adelajdzie. Postawiono przed nią zadanie, by do roku 2030 trzykrotnie zwiększyła wartość australijskiego przemysłu kosmicznego. Ma ona sięgnąć 12 miliardów dolarów australijskich (8 miliardów USD). Southern Launch zaoferuje kompleksowe usługi. Na Koonibba Test Range Site można będzie testować i rozwijać technologie rakietowe, a z Orbital Launch Complex gotowe już rakiety będą mogły polecieć w przestrzeń kosmiczną. Koonibba Test Range Site powstaje na ziemi należącej do liczącego 200 członków ludu Koonibba. Stojąca na jego czele Kevina Ware powiedziała: będziemy pierwszym rdzennym ludem Australii, na którego terenie znajduje się komercyjny kosmodrom. To historyczne osiągnięcie. « powrót do artykułu
  9. NASA od lat rozwija kapsułę załogową Orion w tandemie ze Space Launch System, który, gdy powstanie, będzie najpotężniejszym systemem rakietowym w historii. Najbliższy duży test Oriona, EM-1, bezzałogowy lot, w ramach którego kapsuła ma polecieć poza orbitę Księżyca, a więc na odległość, na jaką od kilkudziesięciu lat nie latały pojazdy załogowe, został zaplanowany na czerwiec 2020 roku. Tymczasem szef NASA, Jim Bridenstine, przyznał przed dwoma dniami podczas wystąpienia przed senacką komisją, że NASA może mieć problem z dotrzymanie zaplanowanego terminu i jeśli Orion miałby rzeczywiście polecieć w czerwcu przyszłego roku, to trzeba pomyśleć o wyniesieniu go za pomocą komercyjnej rakiety. Bridenstine nie wspomniał, o jaką firmę może chodzić, ale w grę wchodzą jedynie dwa przedsiębiorstwa: United Launch Alliance oraz SpaceX. Nawet jednak te firmy nie byłyby w stanie w zaplanowanym terminie wystrzelić Oriona na orbitę Księżyca. Zamiast tego jednak rakieta wyniosłaby Oriona na orbitę Ziemi, a druga dostarczyłaby tam górny stopień kolejnej rakiety. Na orbicie do Oriona zostałby dołączony wspomniany górny stopień, za pomocą którego wysłano by kapsułę w zaplanowaną misję. Już sam ten plan brzmi interesująco, a robi się jeszcze bardziej ciekawie, gdy uświadomimy sobie, że w chwili obecnej Orion nie jest dostosowany do tego, by na orbicie dołączać doń dodatkowe stopnie rakiety. Bridenstine powiedział, że w ciągu najbliższych tygodni NASA przeanalizuje taki scenariusz, by sprawdzić, czy jest on wykonalny. Zastrzegł, że jeśli tak, to być może agencja będzie musiała zwrócić się do Kongresu o dodatkowe środki finansowe. Bridenstine podkreślał, że SLS jest istotnym elementem planów NASA, jednak na początku tego tygodnia Agencja opublikowała dane budżetowe, w których wspomniano o możliwości wykorzystania komercyjnych rakiet do wystrzelenia Oriona. Jednak mimo tego, że NASA zapewnia o przydatności SLS, trzeba przyznać, iż opóźnienia w przygotowaniu systemu  mogą ściągnąć na NASA kłopoty. W 2020 roku miał być gotowy SLS Block 1 zdolny do wyniesienia na niską orbitę okołoziemską ładunku o masie 95 ton. To znacznie więcej niż najpotężniejszy obecnie Falcon Heavy firmy SpaceX, który może wynieść prawie 64 tony. Jednak w roku 2022 ma być gotowy system Starship and Super Heavy (d. BFR) firmy SpaceX, który ma wynosić ładunki o masie ponad 100 ton. Rok 2024 to planowane zwiększenie możliwość SLS do 105 ton, a w roku 2029 system ten ma wynosić 130-tonowe ładunki. W USA nic potężniejszego nie jest zapowiadane, jednak Rosjanie i Chińczycy nie zasypiają gruszek w popiele. Ci pierwsi pracują nad systemem Jenisej, który w roku 2028 ma wynosić 115 ton, a chiński Długi Marsz 9 ma do roku 2030 zyskać możliwość wynoszenia 140-tonowych ładunków. Co prawda zdrowy rozsądek podpowiada, że nikt nie zrezygnuje z tak zaawansowanego programu jak SLS na który przeznaczono kolosalne pieniądze, jednak z pewnością kolejne opóźnienia ściągną na NASA potężną krytykę ze strony amerykańskich polityków. « powrót do artykułu
  10. Na mniej niż minutę przed startem z Przylądka Canaveral przerwano start rakiety Falcon 9 Block 5 firmy space X. To nowa wersja Falcona 9, która ma być bardziej potężna i łatwiejsza w użyciu niż wersje wcześniejsze. Kolejna okazja do wystrzelenia rakiety pojawi się dzisiaj o godzinie 22:14 czasu polskiego, a okienko startowe zamknie się w sobotę o godzinie 0:21. Rakieta i ładunek są w dobrym stanie, oświadczył rzecznik prasowy firmy. Później na Twitterze SpaceX poinformowało, że doszło do standardowego automatycznego przerwania procedury startowej. Nie podano jednak przyczyny przerwania startu. Głównym celem misji Falcona jest wyniesienie na orbitę satelity Bangabandhu Satellite-1. To pierwszy satelita komunikacyjny Bangladeszu, który ma trafić na wysoką orbitę okołoziemską. Rakiety Falcon 9 Block 5 to rakiety wielokrotnego użytku. Mają być one wykorzystywane nawet 10-krotnie. Niewykluczone, że to te rakiety zawiozą astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Pierwsza misja załogowa Falcon 9 Block 5 z kapsułą Dragon i astronautami na pokładzie mogłaby odbyć się już w grudniu bieżącego roku. Jeśli dojdzie ona do skutku będzie to pierwszy od 2011 roku start załogowego pojazdu kosmicznego z terenu USA. Model Block 5 to ostatni etap rozwoju rakiet Falcon 9. SpaceX skupi się teraz na rozwoju rakiet BFR. Rakiety te mają zadebiutować w 2022 roku i mają być zdolne do wyniesienia na niską orbitę okołoziemską ładunku o masie 150 ton. Jeśli SpaceX zrealizuje i te zapowiedzi, to na godnego konkurenta firma będzie musiała poczekać wiele lat. Równie potężne systemy są planowane bowiem dopiero na lata 2028-2029. Zapowiadają je Chiny (Long March 9, 140 ton na LEO), Rosja (Energia-5V, do 150 ton na LEO) oraz USA (SLS Block 2, 130 ton na LEO). « powrót do artykułu
×
×
  • Create New...