Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36957
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Komórki nowotworowe mają olbrzymią zdolność do zyskiwania odporności na chemioterapię. Na przykład wrażliwe na terapie blokujące hormony komórki raka prostaty mogą zmienić się w takie, które do wzrostu nie potrzebują hormonu. To jeden z powodów, dla których tak trudno jest leczyć nowotwory. Naukowcom udało się właśnie dotrzeć do źródła tej wysokiej plastyczności komórek nowotworowych. Taki wysoko plastyczny stan komórek to źródło heterogeniczności guzów, mówi główny autor badań Tuomas Tammela ze Sloan Kettering Institute (SKI). To rodzaj zatłoczonego skrzyżowania z wieloma drogami. Gdy komórka chce zmienić swoją identyfikację, przechodzi w ten właśnie stan. Jak czytamy w pracy Emergence of a High-Plasticity Cell State during Lung Cancer Evolution, ewolucja guza z pojedynczej komórki do złośliwej heterogenicznej tkanki wciąż jest słabo rozumiana. W niniejszej pracy opisujemy transkryptomy pojedynczych komórek nowotworu płuc genetycznie zmodyfikowanej myszy w siedmiu stadiach rozwoju choroby, od przednowotworowej hiperplazji po gruczolakoraka. Te wysoce plastyczny stan komórki to coś zupełnie nowego. Gdy go odkryliśmy, nie wiedzieliśmy, z czym mamy do czynienia. Tak bardzo różnił się on od wszystkiego, co widzieliśmy. Ani nie wygląda to jak normalne komórki płuc, z których powstaje nowotwór, ani nie wygląda to jak komórki nowotworowe. Ten obserwowany przez nas stan ma zmieszane cechy komórek macierzystych listków zarodkowych, komórek macierzystych tkanki chrzęstnej, a nawet komórek nerek, wyjaśnia doktor Jason Chan. Bliższe badania wykazały, że stan wysokiej plastyczności pojawia się przez cały czas ewolucji i wzrostu guza. Komórki macierzyste są niezwykle ważne podczas rozwoju zarodkowego i dla naprawy tkanek. Wielu specjalistów uważa, że nowotwory biorą się ze szczególnego rodzaju nowotworowych komórek macierzystych. Jednak Tammela i jego zespół nie sądzą, by wspomniane wysoko plastyczne komórki były komórkami macierzystymi. Nie są one bowiem obecne na samym początku wzrostu guza. Pojawiają się później. Gdy porównaliśmy wzorce ekspresji genów tych wysoce plastycznych komórek z normalnymi komórkami macierzystymi oraz znanymi nowotworowymi komórkami macierzystymi, to nic sie nie zgadzało. Wszystko wyglądało całkowicie inaczej, stwierdza Tammela. Zespół Tammeli, w skład którego wchodzili też naukowcy z Koch Institute for Integrative Cancer Research na MIT oraz Klarman Cell Observatory z Broad Institute, uważa, że to ten wysoce plastyczny stan komórkowy (HPCS) jest powiązany z niską przeżywalnością nowotworów u ludzi i wykazuje odporność na chemioterapię u myszy. Nasz model może wyjaśnić, dlaczego niektóre komórki nowotworowe są odporne na chemioterapię i nie posiadają możliwej do zidentyfikowania bazy genetycznej odpowiedzialnej za tę odporność, mówi Chan. Naukowcy nie wykluczają, że możliwe będzie zwalczanie nowotworów łącząc obecne leki do chemioterapii ze środkami biorącymi na cel wysoce plastyczne komórki. « powrót do artykułu
  2. Koszulki polo męskie to proste, ale ponadczasowe części garderoby. Są klasyczną alternatywą dla tradycyjnego t-shirta, można je łatwo dopasować do szerokiej gamy stylizacji. Dzięki charakterystycznemu kołnierzykowi, guzikom oraz przewiewnemu materiałowi jest to ubranie, które doskonale sprawdzi się zarówno w pracy, jak i podczas spotkania ze znajomymi. Podpowiadamy, w jaki sposób nosić koszulkę polo, by zawsze świetnie się w niej prezentować. Męskie koszulki polo – na co zwrócić uwagę? Najważniejszą rzeczą jest dopasowanie. Ubranie musi podkreślać wszystkie walory sylwetki i maskować niedoskonałości. Istnieje kilka praktycznych wskazówek, które pomagają dobrze dopasować dany model polo do naszego ciała. Warto zacząć od rękawów – powinny one kończyć się na wysokości połowy bicepsa. Trzeba zwrócić uwagę, czy nie są zbyt szerokie. Dobrze, jeśli podkreślają umięśnione ramiona. Kolejny elementem jest szyja. Nie powinna wyglądać na zbyt chudą, a rozcięcie w koszulce polo nie może być ani za szerokie, ani zbyt ciasne. Kołnierzyk ładnie podkreślający szyję to idealny wybór. Długość męskiej koszulki polo powinna sięgać maksymalnie do połowy rozporka spodni. Dla osób, które mają wyraźny, zaokrąglony brzuch, lepszym wyborem będzie luźna koszulka polo – warto w takim przypadku unikać modeli o dopasowanym kroju. Dzianina i materiał, z którego wykonane są koszulki polo męskie Główne efekty, jakie chcemy osiągnąć nosząc koszulkę polo, to estetyka i wygoda. Tak więc materiał, z którego wykonano ten element garderoby, jest równie ważny jak dopasowanie. Warto stawiać na tkaniny wytrzymałe, miłe w dotyku i dobrze oddychające. Najpopularniejsze materiały, z których wykonuje się polówki to: bawełna, len, bawełna z dodatkami, poliester i jedwab. Latem najlepszym wyborem będzie czysta bawełna lub len. Tkaniny te wyróżniają się doskonałą przewiewnością. Za wszelką cenę należy natomiast unikać koszulek wykonanych z takich materiałów jak poliester, który wygląda bardzo tanio oraz jedwab, ponieważ szybko płowieje. Najpopularniejsze dzianiny, wykorzystywane w produkcji męskich polo to dzianina pique i jersey. Ten pierwszy typ jest wyjątkowo elastyczny i bardzo przewiewny. Jersey natomiast ma gładką powierzchnię i wyróżnia się bardzo przyjemną w dotyku strukturą. Najczęściej również jest odrobinę tańszy niż dzianina typu pique. Najważniejsze jednak w wyborze odpowiedniej męskiej koszulki polo jest to, czy dobrze się w niej czujemy. Jeśli indywidualny komfort będzie na najwyższym poziomie, wtedy polo w każdej stylizacji zrobi znakomite wrażenie. http://ombre.pl/pol_m_Dla-niego_Koszulki_Polo-169.html « powrót do artykułu
  3. Po 700 000 lat kawałek Marsa powróci na rodzimą planetę. Gdy w najbliższy czwartek (30 lipca) z przylądka Canaveral wystartuje misja Mars 2020, na jej pokładzie w podróż ruszy kawałek meteorytu, który przez ostatnie lata był przechowywany w londyńskim Muzeum Historii Naturalnej (NHM). Skała ta uformowała się około 450 milionów lat temu. Przed 600–700 tysiącami lat uderzenie asteroidy lub komety wyrzuciło ją z Marsa. W końcu, prawdopodobnie około 1000 lat temu, skała wylądowała na Ziemi. A teraz wraca na Marsa, mówi profesor Caroline Smith, kurator zbiorów nauk o Ziemi w NHM i członek zespołu naukowego łazika Perseverance, który w ramach Mars 2020 będzie prowadził badania na powierzchni Czerwonej Planety. Meteoryt Sayh al Uhaymir 008 (SaU 008) został znaleziony w w Omanie w 1999 roku. To klasyczny bazalt, zawierający dużo oliwinu, piroksenów i skalenia. To właśnie dzięki temu, że jest bardzo dobrze przebadany i dokładnie znamy jego skład, SaU 008 zostanie wysłany na Marsa. Posłuży on bowiem do kalibracji instrumentu Sherloc. Meteoryt, wraz z kilkoma innymi materiałami, został umieszczony z przodu marsjańskiego łazika. Od czasu do czasu będzie on skanowany przez Sherloca. Urządzenie składa się z dwóch modułów do obrazowania i dwóch laserowych spektroskopów, których głównym zadaniem będą badania krateru Jezero. Zdjęcia satelitarne wskazują, ze kiedyś istniało tam jezioro. Dlatego też twórcy misji Mars 2020 zdecydowali, że to właśnie tam wyląduje łazik i tam będzie szukał dowodów na obecność mikroorganizmów. Sherloc ma do wykonania bardzo ważne zadanie. Dlatego też naukowcy chcą uniknąć sytuacji, w której poinformowaliby świat o znalezieniu dowodów na obecność na Marsie mikroorganizmów, gdy w rzeczywistości rzekome odkrycie byłoby tylko skutkiem nawarstwiających się błędów Sherloca. stąd pomysł na czasową kalibrację instrumentu i wykorzystanie w tym celu saU 008. Jeśli zaczniemy rejestrować na powierzchni marsa interesujące rzeczy i nie będziemy w stanie wyjaśnić uzyskanego spektrum, wtedy Sherloc skalibruje się, byśmy mieli pewność, że nie przekazuje nam fałszywych danych. Myślę, że to najlepszy sposób na zidentyfikowanie czegoś, co nazywamy 'potencjalną biosygnaturą', mówi doktor Luther Beegle, główny naukowiec Sherloca. Najbardziej interesujące próbki skał i gruntu wskazane przez Sherloca będą pakowane w małe pojemniki, które pozostaną na Marsie w oczekiwaniu na misję, która je stamtąd zabierze. Profesor Smith ma nadzieję, że misja taka odbędzie się w ciągu najbliższych 10-15 lat, dzięki czemu zdąży zbadać próbki przed zakończeniem kariery naukowej. SaU 008 nie jest jedynym kawałkiem Marsa znajdującym się na Perseverance. Również instrument SuperCam ma własny kawałek skały służący do kalibracji. « powrót do artykułu
  4. Na świecie żyje 3500 gatunków komarów. Większość z nich żywi się na wielu różnych gatunkach zwierząt. Jednak niewielka część komarów wyewoluowała tak, by ich ulubioną ofiarą był człowiek. Grupa naukowców z Princeton University postanowiła zbadać, jak to się stało, że niektóre gatunki komarów szczególnie upodobały sobie ludzi. Badania wykazały, że dwa główne czynniki spowodowały, iż komary żerują na ludziach: suchy klimat oraz rozwój miast. Możemy się zatem spodziewać, że w przyszłości, wraz z rosnącą urbanizacją, będziemy mieli do czynienia z coraz większą liczbą komarów, których ulubionymi ofiarami będą ludzie. Dobrym przykładem komara żerującego na ludziach, a przy tym komara niezwykle niebezpiecznego jest Aedes aegypti. To ten gatunek roznosi dengę, Zikę, żółtą gorączkę i chikungunyę w wielu regionach świata. A. aegypti to gatunek inwazyjny, który pojawił się w wielu obszarach tropikalnych na całym świecie i wykazuje silną preferencję w stosunku do ludzi. Przez to jest ważnym wektorem wielu chorób, mówi Lindy McBride, profesor ekologii i biologii ewolucyjnej na Princeton. Naukowcy postanowili się więc przyjrzeć temu gatunkowi. Pochodzi on z Afryki, a wiele jego afrykańskich populacji nie żeruje na ludziach. Powstaje więc pytanie, w jakich warunkach Aedes aegypti obiera człowieka za ulubioną ofiarę? A w jakich warunkach woli inne zwierzęta. Naukowcy ustawili pułapki, dzięki którym zebrali jaja A. aegypti w 27 różnych lokalizacjach w Afryce Subsaharyjskiej. Z zebranych próbek wyhodowali 50 populacji komarów. Następnie sprawdzali reakcję każdej z tych populacji na zapach człowieka i porównywali je z reakcjami na zapach innych zwierząt, w tym na świnki morskie i przepiórki. Większość komarów preferowała zwierzęta, ale była niewielka grupa, dla których główną atrakcją był człowiek. To komary z gęsto zaludnionych miast. One częściej wybierały ludzi, niż komary żyjące na obszarach wiejskich bądź niezamieszkanych przez człowieka. Komary żyjące w pobliżu takich miast jak Kumasi w Ghanie czy Wagadugu w Burkina Faso wykazywały większą skłonność ku ludziom. Jednak silna preferencja do ludzi wyewoluowała u nich tam, gdzie występuje intensywna pora sucha. Szczególnie w Sahelu, gdzie pada jedynie przez kilka miesięcy w roku. Sądzimy, że dzieje się tak, gdyż w tych okolicach byt komarów jest szczególnie silnie powiązany z obecnością ludzi, a ich cykl życiowy zależy od zbiorników wody stworzonych przez ludzi, mówi doktor Noah Rose. Naukowcy zauważyli, że spostrzeżenie to odnosi się szczególnie do współczesnych gęsto zaludnionych miast. Zatem jest mało prawdopodobne, by była to pierwotna przyczyna, dla której niektóre populacje A. aegypti wyspecjalizowały się w żerowaniu na ludziach. Okazało się też, że znaczenie ma klimat, a jego wpływ jest większy, niż wpływ urbanizacji. Komary żyjące tam, gdzie jest bardziej gorąco i sucho wykazują większy apetyt na ludzi niż na zwierzęta. Zaskoczyło nas, że klimat w większym stopniu wyjaśnia współczesne zachowanie komarów niż urbanizacja. Wiele komarów żyjących w gęsto zaludnionych miastach nie wykazuje szczególnej preferencji w stosunku do ludzi. Myślę, że to niespodzianka dla wielu ludzi w Afryce, ale A. aegypti wręcz dyskryminuje ludzi. Jedynie tam, gdzie zagęszczenie ludności jest niezwykle duże lub tam, gdzie mamy do czynienia ze szczególnie intensywną porą suchą, komary stają się zainteresowane żerowaniem na ludziach, dodaje McBride. Uczeni postanowili przyjrzeć się genom różnych populacji A. aegypti. Okazało się, że gatunek ten można podzielić na trzy klastry genetyczne: wschodnioafrykański, zachodnioafrykański oraz globalny inwazyjny, który wyspecjalizował się w atakowaniu ludzi. Specjalistom udało się zidentyfikować geny odpowiedzialne za preferencje co do wyboru żywiciela. Na tej podstawie uznali, że to urbanizacja będzie motorem napędowym ewolucji A. aegypti w przyszłości. Jako, że z powodu zmian klimatycznych w ciągu najbliższych dekad nie dojdzie do większych zmian w dynamice pory suchej, ważniejszy od klimatu stanie się rozwój miast. Eksperci spodziewają się bowiem, że w ciągu najbliższych 30 lat w Afryce subsaharyjskiej będziemy mieli do czynienia z bardzo szybką urbanizacją. Stąd możemy spodziewać się, że pojawi się tam jeszcze więcej komarów, których ulubionym żywicielem będzie człowiek. « powrót do artykułu
  5. Dwudziestego drugiego lipca zostały ogłoszone wyniki międzynarodowego konkursu piw rzemieślniczych Meininger's International Craft Beer Award 2020. Pils z Browaru Górniczo-Hutniczego został nagrodzony prestiżową platynową nagrodą. Meininger's International Craft Beer Award 2020 to 7. edycja konkursu organizowanego przez uznany dom wydawniczy Meiniger, specjalizujący się od pokoleń w tematyce wina, piwa i innych napojów. Zespół ekspertów zbiera się w niemieckim Neustadt, aby dokonać degustacji i oceny ponad 1200 przesyłanych rokrocznie piw konkursowych z całego świata. Piwa nie są zestawiane ze sobą, lecz są oceniane odrębnie na podstawie 21-parametrowego schematu ewaluacyjnego o 100-punktowej skali, przygotowywanego dla każdego ze stylów piwnych. Jurorzy nie znają producentów ani kraju pochodzenia próbki. W edycji 2020 przyznano łącznie 222 srebrne, złote i platynowe nagrody w 20 kategoriach stylów piwnych. Platynowe odznaczenia uzyskało w sumie 35 piw, w tym 2 z Polski. Przed zespołem piwowarów, prowadzonym przez Piotra Drochlińskiego, w skład którego wchodzą piwowar główny Jonas Trummer oraz piwowarzy Kamil Domański oraz Jakub Ciaćma, stało trudne zadanie. Pils to bardzo popularny, klasyczny styl piwny, więc konkurencja była ogromna. Ciekawostką jest, że jurorzy festiwalu nie przyznali platynowej nagrody w tej kategorii od lat. Niedługo po otwarciu ze względu na pandemię Browar musiał przeorganizować produkcję z przeznaczonej na wyszynk w lokalu na masową butelkową. Pomimo przeszkód Browar nie tylko osiągnął planowany przed pandemią minimalny plan produkcyjny, ale i utrzymał najwyższą jakość produktu, potwierdzoną nagrodą. Polskie odmiany chmielu - Magnum, Magnat, Marynka oraz Lubelski - do nagrodzonego Pilsa BGH są dostarczane przez polskiego producenta - Polish Hops. Napój zapewnia zbalansowaną goryczkę oraz kwiatowo-ziołowy akcent, dopełniony delikatnym, słodowym posmakiem. Piwo odfermentowane do 11,8° Blg. Zawartość alkoholu wynosi 4,9% objętości. Browar Górniczo-Hutniczy jest spółką akcyjną, w której udziały nabywali studenci, absolwenci, pracownicy i sympatycy AGH, ale też osoby zainteresowane tą nietypową inicjatywą. Zlokalizowany jest w Akademickim Centrum Kultury Klub STUDIO w Miasteczku Studenckim AGH. Pils oraz inne piwa BGH są dostępne na miejscu w otwartym od poniedziałku do soboty Klubie STUDIO oraz w wybranych sklepach dyskontowych i specjalistycznych. « powrót do artykułu
  6. Ospa prawdziwa, jedna z najbardziej śmiercionośnych chorób, jakie trapiły ludzkość, mogła rozprzestrzenić się po świecie przez wikingów. W zębach wikińskich szkieletów naukowcy zidentyfikowali wymarłe szczepy wirusa ospy. To jednocześnie pierwszy bezpośredni dowód, że choroba ta nęka ludzi od co najmniej 1400 lat. W samym tylko XX wieku ospa zabiła około 300 milionów ludzi. Ci którzy przeżyli często zostawali inwalidami. Tracili wzrok, ciało pokrywały blizny. W 1980 roku ospa prawdziwa stała się pierwszą, i dotychczas jedyną, całkowicie eradykowaną chorobą atakującą człowieka. Teraz międzynarodowy zespół naukowy, na którego czele stał profesor Eske Willerslev z University of Cambridge, zsekwencjonował nowo odkryty szczep wirusa, który został pozyskany ze szkieletów wikingów znalezionych w różnych miejscach północnej Europy. W zębach wikingów znaleźliśmy nowe szczepy wirusa ospy i okazało się, że ich struktura genetyczna jest inna od wirusa eradykowanego w XX wieku. Wiemy, że Wikingowie przemieszczali się po całej Europie i poza nią, wiemy że chorowali na ospę. Obecnie widzimy, że podróżujący po świecie ludzie szybko rozprzestrzeniają COVID-19, więc jest też prawdopodobne, że wikingowie rozprzestrzeniali ospę. Pozyskana z tych szkieletów informacja sprzed 1400 lat jest bardzo ważna, gdyż zdradza nam wiele danych na temat historii ewolucyjnej wirusa ospy, mówi Willerslev. Historycy sadzą, że wirus ospy pojawił się około 10 000 lat przed Chrystusem. Dotychczas jednak brakowało fizycznych dowodów pochodzących sprzed XVII wieku. Teraz wiemy, że wirus ten na pewno istniał 1400 lat temu. Nie wiadomo, jak zaczął on zarażać ludzi, jednak prawdopodobnie jest to wirus pochodzący od zwierząt. Historia ospy zawsze była niejasna. Teraz udowodniliśmy, że wirus zaraża ludzi już w epoce wikingów, mówi profesor Martin Sikora z Uniwersytetu w Kopenhadze. Nie wiemy, czy ten szczep ospy był śmiertelny i czy to on spowodował zgony ludzi, których badaliśmy. Jednak fakt, że okryliśmy go 1400 lat później dowodzi, że w chwili śmierci wirus krążył w ich krwioobiegu. Jest też wysoce prawdopodobne, że już wcześniej wybuchały epidemie ospy, tylko dotychczas nie znaleźliśmy żadnych dowodów DNA, dodaje uczony. Pozostałości wirusa ospy znaleziono w 11 miejscach pochówków wikignów w Danii, Norwegii, Rosji i Wielkiej Brytanii. Znaleziono go też w licznych pochówkach na wyspie Oland u wybrzeży Szwecji, którą łączyły z kontynentem szerokie i długotrwałe stosunki handlowe. W czterech z zebranych próbek odkryto niemal kompletny genom wirusa. Naukowcy zauważają, że wczesne próbki wirusa bardziej przypominają atakujące zwierzęta pokswirusy, niż szczep, który powszechnie zabijał ludzi w XX wieku. To zaś wskazuje na zachodzące mutacje. Nie wiemy, jak choroba objawiała się w epoce wikingów. Mogła ona przebiegać zupełnie inaczej niż w przypadku zarażenia współczesnym szczepem, który zabił i okaleczył miliony ludzi, mówi doktor Lasse Vinner, wirolog z Lundbeck Foundation GeoGenetics Centre. Z kolei doktor Terry Jones z Uniwersytetu w Cambridge zauważa, że od dawna sądzono, iż ospa była regularnie obecna w Europie zachodniej i południowej około 600 roku, czyli w czasach, z których pochodzą badane przez nas próbki. Teraz dowiedliśmy, że była też rozpowszechniona w na północy Europy. Sądzono, że do Europy przynieśli ją krzyżowcy lub że pojawiła się ona w związku z innymi wydarzeniami. Ale te hipotezy nie mogą być prawdziwe. Dzięki naszemu odkryciu możemy przesunąć istnienie ospy o tysiąc lat. Profesor Willerslev dodaje: ospa prawdziwa została eradykowana. Jednak jutro może pojawić się nowa choroba odzwierzęca. Wirusy i inne patogeny, które obecnie szkodzą ludziom to jedynie mały wycinek tego, z czym mieliśmy do czynienia w przeszłości. « powrót do artykułu
  7. Na brzeg jeziora Pieczenielawa-To w Jamalsko-Nienieckim Okręgu Autonomicznym wymyte zostały kości mamuta włochatego. Na miejsce udała się ekspedycja jamalskich naukowców. Na nagranym materiale filmowym widać, jak opłukują oni fragment z zachowanymi tkankami miękkimi. Fragmenty szkieletu zostały znalezione przez pasterzy reniferów z pobliskiej wioski Siejaha. Rosyjskie stacje telewizyjne pokazały w piątek, jak naukowcy przekopują płycizny jeziora w poszukiwaniu fragmentów szkieletu. Zgodnie z pierwszymi informacjami, jakie mamy, znajduje się tu cały szkielet. Na podstawie zdjęć można stwierdzić, że to młody osobnik, ale by określić dokładny wiek, trzeba poczekać na wyniki testów - powiedział przed paroma dniami cytowany przez Siberian Times Dmitrij Frolow, dyrektor Centrum Badań Arktycznych. Kości mają zostać przesłane na badania do Salechardu. Zespół sporządza mapę lokalizacji innych szczątków. Później zostanie zorganizowana druga ekspedycja, podczas której będą one wydobywane. Przywódca lokalnej społeczności, Stanisław Wanuito, podkreśla, że pasterze reniferów często widują kości mamutów w pobliżu wioski. Naukowcy przypominają o najlepiej zachowanym mamucie włochatym świata. Samiczkę nazwaną Liuba znaleziono w maju 2007 r., także w Jamalsko-Nienieckim Okręgu Autonomicznym. Brakowało jej tylko paznokci i większości włosów, była też częściowo odwodniona. Badanie przeprowadzone tomografem komputerowym potwierdziło, że udusiła się błotem.   « powrót do artykułu
  8. Eksperci wykazali, że sztuczna inteligencja jest w stanie odróżniać od siebie indywidualne ptaki tego samego gatunku. To zadanie, z którym ludzie sobie nie radzą. Wyniki badań zostały opublikowane w piśmie Methods in Ecology and Evolution wydawanym przez British Ecological Society. Wykazaliśmy, że komputer jest w stanie trafnie rozpoznawać dziesiątki pojedynczych ptaków, nawet gdy my nie potrafimy odróżnić ich od siebie. Nasze badania pokazują, że możliwe jest pokonanie jednego z największych ograniczeń stojących przed specjalistami badającymi dzikie ptaki – niemożności odróżniania osobników od siebie, mówi główny autor badań Andre Ferreira z francuskiego Centrum Ekologii Funkcjonalnej i Ewolucyjnej. Naukowcy z Francji, Niemiec, RPA i Portugalii opisali proces rozpoznawania poszczególnych ptaków przez sztuczną inteligencję. System był najpierw trenowany na tysiącach odpowiednio opisanych zdjęciach ptaków. Później, jako pierwszy system w historii, był w stanie samodzielnie odróżniać od siebie poszczególne zwierzęta. Podczas treningu naukowcy wykorzystali zdjęcia dzikich bogatek zwyczajnych i tkaczy oraz żyjących w niewoli zeberek zwyczajnych. Po treningu SI miała za zadanie odróżnić od siebie indywidualne ptaki na zdjęciach, których z którymi wcześniej nie miała do czynienia. Okazało się, że w przypadku dzikich populacji trafność odróżniania wynosiła ponad 90%, a w przypadku zeberek było to 87%. Jednym z najtrudniejszych i najbardziej czasochłonnych zadań w badaniu dzikich zwierząt jest próba odróżnienia indywidualnych osobników. Trudności w tym zakresie powodują, że badania nad zachowaniami zwierząt są bardzo ograniczone. Szczególnie mocno jest to widoczne na polu ornitologii. Obecnie stosowane metody, jak np. przyczepianie ptakom do nóg kolorowych opasek są dla zwierząt stresujące, zatem wpływają na ich zachowanie. Problemy te może rozwiązać sztuczna inteligencja. Opracowanie metod nieinwazyjnego, automatycznego identyfikowania zwierząt bez potrzeby ich znakowania czy stosowania innych metod manipulacji to olbrzymi postęp na tym polu badawczym. Nasz system może znaleźć zastosowanie w wielu dziedzinach i pozwoli na uzyskanie odpowiedzi, których zdobycie nie było dotychczas możliwe, mówi Ferreira. Dotychczas naukowcy musieli znakować ptaki, np. pasywnymi transponderami oraz wyposażać karmniki w kamery oraz odbiorniki sygnału z transponderów. To pozwalało na śledzenie indywidualnych ptaków. Jednak technika taka ma ogromne ograniczenia, powstaje też pytanie o wpływ znakowania na zachowanie zwierząt. Badania nad zachowaniem zwierząt wymagają zaś możliwości odróżniania poszczególnych osobników. O ile w przypadku takich zwierząt jak lamparty ludzie sobie radzą z odróżnianiem, gdyż każdy z nich ma indywidualny rozkład cętek, to w przypadku ptaków zadanie takie jest praktycznie niemożliwe do wykonania. Model ma jednak pewne ograniczenie. Odróżnia zwierzęta, z którymi już wcześniej miał do czynienia. Jeśli więc do badanej populacji dołączą nowe ptaki, system nie będzie w stanie ich odróżnić, zastrzegają autorzy. Nie wiadomo też, czy poradzi sobie ze zmianami wyglądu zwierząt w czasie. Tego aspektu jeszcze nie testowano, więc nie można wykluczyć, że ten sam ptak, sfotografowany w odstępie wielu miesięcy, może zostać uznany za inne zwierzę. Twórcy systemu są jednak dobrej myśli i uważają, że uda się go udoskonalić trenując na większych bazach obrazów. « powrót do artykułu
  9. Amerykański Departament Energii opublikował plan budowy kwantowego internetu. Kwantowy internet będzie opracowywany przez DoE we współpracy z laboratoriami narodowymi, wśród których pierwsze skrzypce będą grały Argonne National Laboratory i Fermi National Accelerator Laboratory. W planie zawarto cztery priorytety badawcze. Są nimi opracowanie podstawowych elementów dla kwantowego internetu, integracja urządzeń, stworzenie kwantowych wzmacniaczy sygnału, przełączników i routerów oraz stworzenie technologii korekcji błędów. Prace nad projektem trwają nie od dzisiaj. W lutym bieżącego roku powołany przez University of Chicago, Argonne i Fermilab hub badawczo-rozwojowy Chicago Quantum Exchange (CQE) uruchomił 83-kilometrową „kwantową pętlę” na przedmieściach Chicago. To jeden z najdłuższych w USA odcinków kwantowego internetu. Będzie on służył testowaniu nowych rozwiązań, opracowanych technik i urządzeń. Naukowcy pracują nad stworzeniem całkowicie bezpiecznego internetu, oświadczyli przedstawiciele DoE. Departament sądzi, że pierwszymi użytkownikami nowych superbezpiecznych technologii będą m.in. sektor bankowy oraz medyczny. Oczywiście z kwantowego internetu szybko też skorzysta wojsko czy przemysł lotniczy. Z czasem kwantowy internet trafi do smartfonu przeciętnego użytkownika, co może mieć olbrzymi wpływ na życie wszystkich ludzi na świecie, mówią urzędnicy. Możliwość stworzenia kwantowych sieci komputerowych jest zależna od naszej umiejętności precyzyjnego syntetyzowania i manipulowania materią w skali atomowej, w tym od umiejętności kontroli pojedynczego fotonu, mówi David Awschalom, profesor z University of Chicago i naukowiec z Argonne National Laboratory. « powrót do artykułu
  10. Nature wycofało opublikowany w marcu artykuł o znalezieniu czaszki najmniejszego dinozaura. O niezwykłym odkryciu informowaliśmy w notce Zatopiona w bursztynie czaszka najmniejszego dinozaura zaskoczyła specjalistów. Badania na temat liczącego sobie 99 milionów lat znaleziska stały się sensacją. Szybko jednak znaleźli się tacy, którzy zaczęli kwestionować klasyfikację czaszki. Wielu specjalistów zaczęło kwestionować wyniki chińsko-australijskiego zespołu twierdząc, że mamy do czynienia z czaszką jaszczurki, a nie dinozaura. Grupa specjalistów opublikowała na serwerze bioRxiv własny artykuł, w którym podważała wyniki badań opisanych w I. Wówczas autorzy odkrycia opublikowali swój artykuł, odrzucając zastrzeżenia krytyków. Później jednak jeszcze jedna grupa naukowa włączyła się do dyskusji. Eksperci poinformowali, że już wcześniej odkryli podobną czaszkę i po jej zbadaniu stwierdzili, że należała do jaszczurki. W tej sytuacji recenzenci Nature jeszcze raz przyjrzeli się wszystkim artykułom, przeanalizowali dostępne dowody i zdecydowali o wycofaniu sensacyjnego artykułu. Część autorów wycofanego artykułu stwierdziła, że nie ma powodu, by go wycofywać, inni zaś uznali, że z powodu pomyłki należało go wycofać. Wszyscy autorzy zgodnie jednak podkreślają, że przeprowadzili badania zgodnie ze wszystkimi zasadami sztuki, więc ich artykuł może być używany przez specjalistów. Jedyny błąd, jaki popełnili, to nieodpowiednia klasyfikacja skamieniałości. « powrót do artykułu
  11. Naukowcy z Wydziału Elektroniki Politechniki Wrocławskiej stworzyli ultrakompaktowy laser, który pomoże dokładnie zobrazować siatkówkę i wcześniej wykrywać choroby oczu. Wyniki ich badań ukazały się właśnie w renomowanym czasopiśmie naukowym Biomedical Optics Express. Dr hab. Grzegorz Soboń, prof. uczelni, wraz ze swoim zespołem od 2018 roku pracuje nad nowego typu laserami, będącymi tzw. optycznymi grzebieniami częstotliwości. W ramach projektu "Fiber-based mid-infrared frequency combs for laser spectroscopy and environmental monitoring", finansowanego przez Fundację na rzecz Nauki Polskiej, stworzyli właśnie prototyp ultrakompaktowego lasera. Jest to tzw. laser femtosekundowy, który można stosować w obrazowaniu tkanek biologicznych – wyjaśnia dr hab. Grzegorz Soboń, lider projektu. Znajdzie on zastosowanie m.in. w obrazowaniu in vivo siatkówki oka, umożliwiając tym samym stworzenie narzędzi do zaawansowanej i wczesnej diagnostyki chorób oczu. Prosty, tańszy i skuteczny Prototyp, który powstał na Wydziale Elektroniki PWr, ma unikatowe parametry, nieosiągalne przez inne systemy dostępne obecnie na rynku. Laser generuje ultrakrótkie impulsy o czasie trwania 60 fs (60×10-15 sekundy) i długości fali 780 nm (tj. z pogranicza pasma widzialnego i podczerwieni) oraz umożliwia przestrajanie częstotliwości powtarzania impulsów (tzn. regulowanie odstępu czasowego pomiędzy kolejnymi impulsami). Szczególnie ta ostatnia cecha jest niezmiernie istotna i kluczowa do zastosowań w mikroskopii wielofotonowej, gdyż pozwala dostosować częstotliwość impulsów do konkretnych fluoroforów. Pokazaliśmy, że zwiększenie odstępu między impulsami, przy zachowaniu ich czasu trwania, pozwala zwiększyć intensywność sygnału fluorescencyjnego mierzonej próbki – opowiada dr hab. Grzegorz Soboń. Jest to istotne w przypadku badań tkanek wrażliwych na uszkodzenie, takich jak ludzkie oko, dla których nie można zastosować dużej mocy optycznej. Naukowcom zależało też na maksymalnym uproszczeniu konstrukcji lasera. I to się im udało. Prototyp nie wymaga żadnego justowania ani kalibracji, może być obsługiwany przez personel medyczny, lekarzy, biologów. Jest to laser światłowodowy, tzn. światło jest "uwięzione" we włóknach optycznych i opuszcza je dopiero na samym końcu układu, przed mikroskopem dwufotonowym – wyjaśnia naukowiec z PWr. Dzięki prostej konstrukcji, wykorzystującej nasze "know-how" w zakresie wzmacniania ultrakrótkich impulsów laserowych oraz zjawisk nieliniowych zachodzących w światłowodach, urządzenie to jest także dużo tańsze w produkcji niż konkurencyjny laser tytanowo-szafirowy – dodaje. Dzięki współpracy z grupą prof. Macieja Wojtkowskiego (laureat Nagrody FNP, tzw. "Polskiego Nobla", pionier w dziedzinie optycznej tomografii koherencyjnej oka) z Instytutu Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk wrocławski laser został zintegrowany z dwufotonowym mikroskopem fluorescencyjnym zbudowanym w IChF. Zastosowaliśmy laser do obrazowania wybranych tkanek biologicznych ex vivo, takich jak wątroba żaby, skóra szczura czy wybranych roślin – opowiada dr hab. Grzegorz Soboń. Pokazaliśmy, że przy zmniejszonej częstotliwości powtarzania impulsów możliwe jest uzyskanie proporcjonalnie większej odpowiedzi fluorescencyjnej, co umożliwia uzyskiwanie znakomitej jakości obrazów tkanek, bez ryzyka ich uszkodzenia. Warto podkreślić, iż parametry promieniowania generowanego przez laser również spełniają wymagania bezpieczeństwa pod kątem zastosowania u ludzi – mówi naukowiec. Główną konstruktorką lasera jest dr inż. Dorota Stachowiak z Katedry Teorii Pola, Układów Elektronicznych i Optoelektroniki, natomiast badania nad mikroskopią fluorescencyjną zostały przeprowadzone przez dr. inż. Jakuba Bogusławskiego, który doktorat uzyskał na PWr, a obecnie pracuje w Instytucie Chemii Fizycznej PAN. W zespole pracują też Aleksander Głuszek i Zbigniew Łaszczych. « powrót do artykułu
  12. Na brazylijskim Uniwersytecie w Campinas (UNICAMP) powstał światłowód wykonany wyłącznie z agaru. Urządzenie jest nieszkodliwe dla człowieka (jadalne), biokompatybilne i całkowicie biodegradowalne. Nowy światłowód może być wykorzystany przede wszystkim w obrazowaniu medycznym, fototerapii, optogenetyce oraz do precyzyjnego dostarczania leków. Można go też zastosować do wykrywania mikroorganizmów w konkretnych organach, gdzie ulegnie całkowitemu wchłonięciu po spełnieniu zadania. Agar to naturalna żelatyna występująca w glonach morskich. Składa się z dwóch polisacharydów: agarozy i agaropektyny. Światłowód jest dziełem grupy badawczej, na czele której stali profesorowie Eric Fujiwara i Cristiano Cordeiro. Nasz światłowód to cylinder agarowy o średnicy 2,5 milimetra. Jest zbudowany z sześciu otworów o średnicy 0,5 mm każdy, rozmieszczonych regularnie wzdłuż rdzenia. Światło jest uwięzione dzięki różnicy współczynnika refrakcji pomiędzy otworami a rdzeniem, mówi profesor Fujiwara. Uczony wyjaśnia, że światłowód wyprodukowano wlewając agar do formy. Po zastygnięciu był gotowy. Uczony zapewnia, że możliwe jest indywidualne dobieranie współczynnika refrakcji oraz kształtu światłowodu. Wystarczy zmienić skład roztworu agaru oraz kształt formy. Dodatkową zaletą agarowego światłowodu jest fakt, że on sam może zostać wykorzystany zarówno jako podłoże do hodowli mikroorganizmów, jak i urządzenie do ich próbkowania. W otworach, którymi wędruje światło, można umieścić pożywkę i hodować tam bakterie. A po badaniach całości można łatwo i tanio się pozbyć, nie szkodząc przy tym środowisku naturalnemu. Nowatorski światłowód opisano na łamach Nature w artykule pt. Agarose-based structured optical fibre. « powrót do artykułu
  13. Ósmego lipca 2020 r. w Katedrze i Klinice Chirurgii Ogólnej, Transplantacyjnej i Wątroby CSK UCK WUM, kierowanej przez prof. Krzysztofa Zieniewicza, wykonano transplantację wątroby z wykorzystaniem nowatorskiej metody - mechanicznej pozaustrojowej perfuzji i oksygenacji wątroby w hipotermii, tzw. D-HOPE. Wątroba pobrana od zmarłego dawcy narządów w jednym ze szpitali w Polsce, po przetransportowaniu do Kliniki została poddana 2.5 godzinnej mechanicznej perfuzji z zastosowaniem specjalistycznej technologii tzw. Liver Assist. Narząd do przeszczepienia przygotował 3-osobowy zespół chirurgów: prof. Waldemar Patkowski, dr Wacław Hołówko i dr Marcin Morawski. Bezpośrednio po zakończeniu perfuzji, wątrobę z powodzeniem przeszczepiono 59-letniemu biorcy z zaawansowaną niewydolnością narządu w przebiegu marskości. Transplantację wykonali dr med. Ireneusz Grzelak oraz dr med. Mariusz Grodzicki z zespołem. Przebieg pooperacyjny był niepowikłany, wątroba bezpośrednio po przeszczepieniu podjęła swoją czynność a parametry hemodynamiczne i biochemiczne wydolności graftu były znakomite. Pacjent w bardzo dobrym stanie ogólnym został wypisany do domu i pozostaje pod opieką Poradni Transplantacyjnej Kliniki Hepatologii. Chory poddany transplantacji wątroby z zastosowaniem mechanicznej perfuzji w hipotermii, tj. D-HOPE, jest pierwszym w Polsce pacjentem, któremu przeszczepiono wątrobę z zastosowaniem technologii Liver Assist. Tym samym zespół kliniki, jako pierwszy w kraju, dołączył do grona światowych ośrodków transplantacyjnych, które mają możliwość stosowania tego typu rozwiązań. Dzięki wprowadzeniu tej metody do praktyki klinicznej, możliwe będzie zwiększenie liczby transplantacji wątroby poprzez wykorzystanie narządów, które do tej pory nie były akceptowane ze względu na ich jakość (np. zaawansowane stłuszczenie, długi czas niedokrwienia). Będzie to kolejny krok, by zwiększyć efektywność leczenia chorych na schyłkową niewydolność wątroby. Zespół Kliniki ma wielką nadzieję na kontynuację i wsparcie ze strony władz Uczelni oraz dyrekcji UCK WUM w realizacji tego nowatorskiego projektu. « powrót do artykułu
  14. Do pewnej kliniki zgłosiła się 24-letnia kobieta, która od 2 dni czuła palenie w obu nogach. Sięgało ono od palców do połowy ud. Stopy były przebarwione, a pacjentka miała problemy z poruszaniem. Lekarze z Rządowego College'u Medycznego w Thiruvananthapuramie zdiagnozowali u niej ergotyzm, zwany w średniowieczu ogniem św. Antoniego. To efekt zatrucia alkaloidami sporyszu. Okazało się, że przyczyną były interakcje lekowe. Podczas badań specjaliści odkryli, że kończyny kobiety są chłodne. Nie mogli też wyczuć tętna ani w tętnicy grzbietowej stopy, ani w tętnicy podkolanowej. Angiografia TK wykazała rozsiane, symetryczne zwężenie światła naczyń poniżej tętnicy biodrowej zewnętrznej obu kończyn. Widząc to, lekarze zaczęli podejrzewać ergotyzm, który jest diagnozowany głównie na podstawie martwicy tkanek wywołanej niedokrwieniem. Pacjentce zaczęto podawać heparynę. Ból zelżał, a gdy krążenie się poprawiło, nogi stały się cieplejsze. Niestety, przez gangrenę trzeba było amputować jeden z palców. Przyczyną ergotyzmu jest grzyb buławinka czerwona (Claviceps purpurea). Atakuje on ryż i inne zboża oraz trawy. Ergotyzm występuje u ludzi i zwierząt spożywających zainfekowane zboże. Rozwojowi sporyszu sprzyjają zimne zimy oraz mokre, pochmurne wiosny, które powodują wzrost wilgotności. W średniowieczu powodzie były częste, a spadek zamożności społeczeństwa wymusił zmiany w diecie. Zwiększyło się ryzyko spożycia ziarna zanieczyszczonego sporyszem - stąd pojawiające się masowo halucynacje czy jak postulują niektórzy, epidemie manii tanecznych (sporysz zawiera silnie trujący i wywołujący omamy alkaloid). Dziś ergotyzm jest rzadki. Okazało się, że przed opisywanym incydentem cierpiąca na migrenę 24-latka zażywała ergotaminę - alkaloid sporyszu. Z powodu wrodzonego zakażenia HIV opisywana na łamach The New England Journal of Medicine pacjentka przyjmowała też szereg leków przeciwretrowirusowych, w tym rytonawir. Ten ostatni hamował enzym CYP3A4, przez co poziom ergotaminy w surowicy był podwyższony, mimo że kobieta nie przekraczała zalecanej dawki leku. Łącznie doprowadziło to do wazospastycznego niedokrwienia kończyn. Po 2 tygodniach terapii heparyną niefrakcjonowaną i prostaglandyną i zaprzestaniu zażywania ergotaminy krążenie w nogach się unormowało. « powrót do artykułu
  15. Facebook postanowił rzucić wyzwanie takim serwisom jak Zoom, których popularność gwałtownie rośnie w związku z epidemią koronawirusa i rozpowszechnieniem się zdalnej pracy oraz nauki. Koncern Zuckerberga ogłosił, że jego Messenger Rooms i Facebook Live pozwolą na organizowanie konferencji wideo na 50 osób. Na Facebooku i Messengerze pojawiła się funkcja „joinable group video calls”, która pozwoli zaprosić do wspólnej wideokonferencji do 50 osób, nawet jeśli nie mają one konta na Facebooku. Twórca pokoju wideokonferencyjnego będzie mógł zaprosić dowolną osobę oraz zablokować pokój tak, by do konferencji nie dołączały osoby postronne. Będzie istniała też możliwość podglądu z zewnątrz tego, co dzieje się w pokoju konferencyjnym. Jednak to twórca pokoju będzie miał kontrolę nad tym, gdzie konferencja jest pokazywana, kto bierze w niej udział i kto może ją obserwować. Po tym, jak Facebook poinformował o pilotażowym uruchomieniu nowej funkcji, akcje aplikacji Zoom spadły o 5%. Oprogramowanie do wideokonferencji przeżywa w ostatnich miesiącach olbrzymi rozkwit. Najpopularniejszym serwisem jest obecnie Zoom. W kwietniu średnia dzienna liczba osób korzystających z niego wynosiła aż 300 milionów. Pół roku wcześniej było to zaledwie 10 milionów. Wielkim wzrostem popularności może pochwalić się tez Microsoft Teams, który w kwietniu zanotował 75-procentowy wzrost liczby użytkowników. Obecnie każdego dnia korzystać zeń średnio 75 milionów osób. To zresztą ściągnęło na Microsoft kłopoty, gdyż twórcy Slacka poskarżyli się nań do Komisji Europejskiej. Można się spodziewać, że popularność oprogramowania wideokonferencyjnego będzie rosła. Niezależnie od tego, czy wraz z przyjaciółmi należycie do klubu miłośników książki, czy organizowany jest panel ekspertów, kurs fitnessu czy spotkanie towarzyskie, wideokonferencje pozwalają na interakcje z dużą liczbą osób, czytamy w komunikacie prasowym Facebooka. Jako, że pandemia koronawirusa wciąż trwa, a niektórzy eksperci ostrzegają przed jesienną falą zachorowań, kolejne firmy starają się wykorzystać sytuację i zdobyć nowych użytkowników swoich narzędzi. « powrót do artykułu
  16. Świat szybko uwalnia się od zależności od Chin w produkcji metali ziem rzadkich (REE). Metale te – jak skand, lantan, europ czy prazeodym – są niezbędne w nowoczesnej gospodarce. Używa się ich w przemyśle lotniczym, kosmicznym, produkuje lasery, magnesy, akumulatory czy wyświetlacze ciekłokrystaliczne. Ironią losu jest fakt, że metale te, wbrew swojej nazwie, wcale nie są rzadkie. Rzadko jednak występują w na tyle dużych koncentracjach, by opłacało się je eksploatować. Istnieje 17 metali ziem rzadkich, a jeszcze 10 lat temu monopol na ich produkcję miały Chiny, które wykorzystywały ten fakt strasząc ograniczeniami i ograniczając eksport metali w celu uzyskania korzyści politycznych. Państwo Środka złamało na przykład zasady Światowej Organizacji Handlu i zablokowało eksport metali do Japonii w związku ze sporem o Wyspy Senkaku. Jednak nie zawsze tak było. Od lat 50. do 90. największym źródłem REE była kopalnia Mountain Pass w Kalifornii. Dostarczała ona surowców zarówno na rynek cywilny, na potrzeby np. producentów kolorowych telewizorów, jak i na rynek elektroniki wojskowej. Wraz z zakończeniem Zimnej Wojny i coraz bardziej surowymi przepisami dotyczącymi ochrony środowiska kopalnia wypadła z rynku. W 1998 roku doszło tam kilkukrotnie do wycieku wody skażonej odczynnikami chemicznymi. Kopalnię zamknięto najpierw czasowo, a w końcu – gdy na rynku pojawili się Chińczycy oferujące tanie metale – całkowicie zaprzestano produkcji. Skutek tych działań był taki, że w 2010 roku Chiny dostarczały na rynek aż 97% metali ziem rzadkich. Chiny już w połowie lat 70. zaczęły rozwijać technologię wydobywania i produkcji metali ziem rzadkich. W latach 80. dzięki wsparciu ze strony rządu oraz brakowi przepisów chroniących środowisko, stały się ważnym eksporterem metali ziem rzadkich, aż do uzyskania praktycznego monopolu i zdobycia 97% rynku w roku 2010. W międzyczasie rząd w Pekinie, chcąc lepiej zarządzać zasobami, zmniejszyć zanieczyszczenie środowiska i pobudzić rozwój krajowego przemysłu, w latach 90. całkowicie przejął kontrolę nad tą gałęzią przemysłu. Gdy przed dekadą różne agendy amerykańskiego rządu zaczęły zwracać uwagę na niebezpieczne uzależnienie od Chin i wykorzystywanie przez nie monopolu do osiągnięcia celów politycznych, kolejne państwa zaczęły rozglądać się za możliwością samodzielnej produkcji REE. Wówczas Pekin zmienił strategię i obniżył ceny metali, utrudniając konkurencji życie. Obecnie udziały Chin w rynku metali ziem rzadkich spadły do 70–80 procent, ale to i tak na tyle dużo, że w ubiegłym roku Chińczycy grozili USA wykorzystaniem swojej pozycji na tym rynku podczas sporu o taryfy celne pomiędzy tymi państwami. Japończycy, których dotknęła chińska blokada z 2010 roku, przystąpili szybko do działania. Wspólne wysiłki rządu i przemysłu doprowadziły do tego, że już w roku 2017 Japonia kupowała 30% metali z innych krajów niż Chiny. Co więcej, w roku 2013 w japońskiej strefie ekonomicznej na dnie Pacyfiku znaleziono bogate złoża REE. Znajdują się one na głębokości 6500 metrów, a japońscy specjaliści szacują, że jest ich tam około miliona ton. Już teraz wiadomo, że zasoby są na tyle duże, że co roku można by tam wydobywać od 3 do 10 razy więcej itru i europu, niż potrzebuje japoński przemysł. Obecnie trwają prace nad technologiami potrzebnymi do pozyskania tych zasobów. Nie próżnują też Amerykanie. W 2016 roku Departament Handlu w swoim raporcie zauważył, że USA, które w przeszłości były samowystarczalne pod względem produkcji REE, obecnie są niemal całkowicie zależne od importu, głównie z Chin. Stany Zjednoczone podpisały już umowy z Australią i Kanadą w celu zabezpieczenia zasobów metali ziem rzadkich oraz wspierania przemysłu w ich wydobyciu. W 2017 roku fundusze inwestycyjne w Chicago i Nowego Jorku utworzyły firmę MP Materials, kupiły kopalnię Mountain Pass i rozpoczęły tam wydobycie za pomocą nowych technologii. Już teraz, po zaledwie 3 latach działalności, kopalnia ta zaspokaja 15% światowego zapotrzebowania na REE. Na razie materiał z kopalni jest wysyłany do Chin w celu przetworzenia, jednak w 2022 roku mają powstać miejscowe zakłady wytwórcze. Ponadto Departament Energii finansuje badania, w ramach których Lawrence Livermore National Laboratory (LLNL), Pennsylvania University i Idaho National Laboratory pracują nad technologią wykorzystywania protein do ekstrakcji REE z ubogich źródeł. Przyjazna środowisku technologia ma zastąpić toksyczne środki chemiczne, które są używane obecnie. Dotychczas nowy związek zwany Lanmooduliną (LanM) został przetestowany na odpadach elektronicznych zawierających różnego rodzaju zanieczyszczenia i okazało się, że skutecznie działa w przypadku wszystkich 17 metali ziem rzadkich. Wiele alternatywnych wtórych źródeł REE jest niewykorzystywanych, gdyż nie istnieje obecnie efektywna metoda pozyskania z nich metali ziem rzadkich. Nasza technologia bazująca na LanM otwiera nowe możliwości produkcji i recyklingu REE, mówi Gauthier Deblonde, naukowiec z LLNL. « powrót do artykułu
  17. Odpady pozostałe po przetwarzaniu borówek czy persymony (kaki) można wykorzystać do produkcji proszków bogatych w przeciwutleniacze, które będą korzystnie oddziaływać na mikroflorę jelit. Wyniki badań hiszpańskiego zespołu ukazały się w Journal of Agricultural and Food Chemistry. W ostatnich latach proszki z owoców i warzyw stały się popularne jako metoda wzbogacania diety o korzystne związki, takie jak polifenole czy karotenoidy. Można nimi uzupełniać codzienne posiłki albo kupować produkty, w skład których wchodzą. Hiszpanie zauważyli, że w wielu przypadkach zdrowe związki występują w podobnych, a nawet większych ilościach w odpadach owocowo-warzywnych. Noelia Betoret, María José Gosalbes i inni postanowili więc uzyskać proszki z odpadów borówek i kaki, a następnie sprawdzić, jak trawienie wpłynie na uwalnianie przeciwutleniaczy i innych bioaktywnych substancji. Akademicy oceniali też wpływ trawionych proszków na wzrost mikroflory jelit. Naukowcy uzyskali proszki ze skórki i części kwiatu persymony oraz wytłoczyn pozostałych po produkcji soku z borówek. Podczas testów zauważyli, że na uwalnianie przeciwutleniaczy podczas symulowanego trawienia wpływały różne czynniki: rodzaj proszku, metoda suszenia czy zawartość i typ błonnika. Liofilizacja pozwalała, na przykład, zachować więcej antocyjanów, ale te z kolei były łatwiej rozkładane podczas trawienia niż związki z próbek suszonych powietrzem. Następnie ekipa dodawała proszki do zawiesiny kałowej i prowadziła symulowaną fermentację w jelicie grubym. Dzięki sekwencjonowaniu ustalano, jakie bakterie występowały przed i po fermentacji. Inkubacja z proszkami owocowymi skutkowała wzrostem liczebności kilku rodzajów korzystnych bakterii (w przypadku niektórych bakterii obserwowano różny wpływ poszczególnych proszków na wzrost; jeden był lepszy od drugiego). Uzyskane wyniki pokazują, że proszki uzyskane z odpadów borówek i kaki można wykorzystać w produktach spożywczych do zwiększenia zawartości karotenoidów i antocyjanów. « powrót do artykułu
  18. Zamieszkujące południe Afryki ludy Khoisan są pod względem genetycznym najbardziej zróżnicowanymi społecznościami na Ziemi, informują naukowcy ze Szwecji, Francji i RPA. Khoisan to wyodrębniona na podstawie kryterium lingwistycznego grupa ludów zamieszkujących tereny od Angoli i środkowej Tanzanii po RPA. Międzynarodowy zespół naukowy w pełni zsekwencjonował 25 genomów z pięciu populacji Khoisan i stwierdzi, że występuje tam największe zróżnicowanie genetyczne na świecie. Okazało się również, że w genomie tych ludów – w skład których wchodzą m.in. Buszmeni, Hotentoci czy Damara – występuje kilka szczególnie ważnych dla ludzkości fragmentów genomu, które odegrały znaczącą rolę podczas ewolucji Homo sapiens. Fragmenty te decydują, między innymi, o naszej odporności, spermie, diecie, mózgu i mięśniach. W genomie Khoisan widoczny jest też spadek efektywnej wielkości populacji, który rozpoczął się przed około 100 000 lat temu. Wszystkie społeczności doświadczyły takiego spadku mniej więcej w czasie wyjścia człowieka z Afryki, które to wydarzenie zbiegło się w czasie ze zmianą klimatu. Wydarzenia te wpłynęły prawdopodobnie na genom wszystkich ludzi na Ziemi. U współczesnych Khoisan widoczne jest jedne z najwcześniejszych zróżnicowań genetycznych u Homo sapiens Naukowcy, którzy zsekwencjonowali geny przedstawicieli Khoisan, porównali je z genomami innych ludzi. Określili zróżnicowanie genetyczne ludów i stwierdzili, że Khoisan charakteryzuje większe zróżnicowanie, niż jakiekolwiek inne ludy. Okazało się również, że około 1500 lat temu ludy Khoisan otrzymały świeżą znaczą domieszkę genetyczną ze wschodniej Afryki i Eurazji. Jeśli wyeliminujemy tę domieszkę, to zróżnicowanie genetyczne Khoisan zbliża się do zróżnicowania innych ludów, ale i tak pozostaje największe wśród ludzi. Bardzo ważnym odkryciem jest spostrzeżenie, że doszło do wspomnianego już spadku efektywnej wielkości populacji Khoisan. Jako, że ludy te pozostały w Afryce, czynnikiem decydującym nie mogło być tu opuszczenie Czarnego Lądu. Autorzy badań sądzą, że powodem były znaczne zmiany klimatyczne. Przypominają, że osady z Jeziora Malawi wskazuję, że pomiędzy 109 a 92 tysiące lat temu doszło do potężnej suszy i zmiany szaty roślinnej. Wiemy też że w tym samym mniej więcej czasie temperatury w Afryce obniżyły się. Zmiany takie mogły przyczynić się do spadku liczebności człowieka i mogły wymusić migrację. Badania nad Khoisan opublikowano w piśmie Molecular Biology and Evolution. « powrót do artykułu
  19. Fizycy z University of Alberta opracowali technologię, która pozwala na przekazanie danych pomiędzy mikrofalami a światłem. Może ona znaleźć zastosowanie w komputerach kwantowych i bezpiecznych systemach komunikacyjnych. Wiele komputerów kwantowych korzysta z mikrofal, a wiele systemów komunikacji kwantowej, zarówno światłowodowej jak i satelitarnej, wykorzystuje światło, mówi Lindsay LeBlanc. Mamy nadzieję, że nasza platforma pozwoli w przyszłości na przekładanie sygnałów pomiędzy tymi systemami. Nowa technologia działa dzięki silnej interakcji pomiędzy mikrofalami a gazem atomowym. Mikrofale są modulowanie za pomocą sygnału akustycznego, który koduje w nich informacje. Modulacja przechodzi przez gaz, który jest próbkowany za pomocą światła i w ten sposób informacje z mikrofali, za pośrednictwem gazu, przechodzą do światła. Różnica długości fali pomiędzy mikrofalami a światłem wynosi aż 50 000. Przesłanie sygnału pomiędzy nimi nie jest łatwe, ale udowodniliśmy, że to możliwe, dodaje LeBlanc. Ze szczegółami badań można zapoznać się w artykule Atomic microwave-to-optical signal transduction via magnetic-field coupling in a resonant microwave cavity opublikowanym na łamach Applied Physics Letters. « powrót do artykułu
  20. Naukowcy z Korea Advanced Institute of Science and Technology (KAIST) postanowili sprawdzić, w jaki sposób kwaśne i słodkie napoje wpływają na szkliwo zębów w skali nano. By ocenić zmiany mechaniczne i morfologiczne zachodzące w czasie indukowanej napojami erozji szkliwa, zespół posłużył się mikroskopem sił atomowych (AFM). Nieleczona, utrata szkliwa może prowadzić do różnych problemów, w tym przebarwień, pęknięć czy nadwrażliwości. Raz uszkodzone szkliwo nigdy się już nie odbuduje, dlatego badania wyjaśniające, jak erozja szkliwa się rozpoczyna i rozwija, zwłaszcza w najwcześniejszych etapach, mają spore znaczenie dla utrzymania zdrowia zębów. Doktorzy Panpan Li i Chungik Oh wybrali do badań 3 popularne napoje: Coca-colę, Sprite'a i sok pomarańczowy. Za pomocą AFM badano topografię powierzchni i sporządzano mapę modułu sprężystości. Od ochotników w wieku 20-35 lat, którzy odwiedzili KAIST Clinic, pozyskano 5 zdrowych zębów trzonowych. Po wyrwaniu trzymano je w wodzie destylowanej. Napoje kupiono i otwarto tuż przed eksperymentem z zanurzaniem. Naukowcy zaobserwowali, że wraz z czasem zaburzenia chropowatość powierzchni szkliwa znacząco rosła, a moduł sprężystości drastycznie spadał. Zademonstrowano, na przykład, że po 5 min przebywania w cieczy moduł sprężystości był 5-krotnie niższy. Dodatkowo Koreańczycy zaobserwowali preferencyjne wytrawianie uszkodzonego szkliwa. Zbyt mocne szczotkowanie zębów i pasty z cząsteczkami polerującymi, które są reklamowane jako sposób na usunięcie biofilmu, mogą zaś powodować zadrapania szkliwa. « powrót do artykułu
  21. Very Large Telescope sfotografował pierwszy znany nam pozasłoneczny układ planetarny, w którym wokół młodszej wersji Słońca krążą dwa gazowe olbrzymy. Układ TYC 8998-760-1 znajduje się w odległości 300 lat świetlnych od Ziemi w Gwiazdozbiorze Muchy. Układ jest rzeczywiście niezwykły. Jego centrum stanowi gwiazda o masie Słońca, która liczy sobie zaledwie 17 milionów lat. Bliższa ze sfotografowanych planet znajduje się w odległości 160 jednostek astronomicznych od gwiazdy i ma masę 14-krotnie większą od masy Jowisza. Gazowy olbrzym jest więc na granicy masy pomiędzy planetą a brązowym karłem. Drugą zaś z planet dzieli od gwiazdy macierzystej aż 320 jednostek astronomicznych. Masa tej planety jest 6-krotnie większa od masy Jowisza. Odległości dzielące obie planety od gwiazdy są zatem olbrzymie w porównaniu z Układem Słonecznym. Neptun, planeta najbardziej odległa od Słońca, znajduje się w odległości 30 j.a. Z kolei średnia odległość Plutona to 39 j.a. Odkrycie to daje nam pogląd na środowisko bardzo podobne do Układu Słonecznego, ale na znacznie wcześniejszym etapie rozwoju, mówi główny autor badań, doktorant Alexander Bohn z holenderskiego Uniwersytetu w Leiden. « powrót do artykułu
  22. Spożywanie czekolady co najmniej raz w tygodniu wiąże się z obniżonym ryzykiem choroby niedokrwiennej serca. Nasze badanie [metaanaliza] sugeruje, że czekolada pomaga utrzymać naczynia serca w dobrym zdrowiu - podkreśla dr Chayakrit Krittanawong z Baylor College of Medicine w Houston. W przeszłości badania kliniczne wykazały, że czekolada wywiera korzystny wpływ na ciśnienie krwi i funkcje śródbłonka. Chciałem sprawdzić, czy wpływa na naczynia serca (tętnice wieńcowe), a jeśli tak, to w jaki sposób: dobrze czy źle. Naukowcy przeprowadzili analizę łączoną badań z ostatnich 50 lat, w których oceniano związek między spożyciem czekolady a chorobą niedokrwienną serca (ChNS). Analiza objęła 6 studiów. Mediana czasu obserwacji 336.289 ochotników wynosiła 8,78 r. ChNS wystąpiła u 14.043 osób, a zawał u 4667. Okazało się, że w porównaniu do jedzenia czekolady rzadziej niż raz w tygodniu, spożywanie jej częściej niż raz w tygodniu wiązało się z 8% spadkiem ryzyka choroby niedokrwiennej serca. Czekolada zawiera zdrowe dla serca związki, takie jak flawonoidy, metyloksantyny, polifenole i kwas stearynowy, które mogą zmniejszać stan zapalny i podwyższać poziom dobrego cholesterolu HDL. Naukowiec dodaje, że nie sprawdzano, czy jakiś rodzaj czekolady jest bardziej korzystny i czy istnieje idealna wielkość porcji. Czekolada wydaje się obiecująca w zakresie zapobiegania ChNS, ale potrzeba dalszych badań, które wskażą, jaką ilość jakiego rodzaju czekolady można by zalecać. Dr Krittanawong przestrzega przed nadmiernym spożyciem. Umiarkowane ilości czekolady wydają się chronić naczynia wieńcowe, ale duże jej ilości zapewne tak nie działają. Zwłaszcza u diabetyków i osób otyłych należy brać pod uwagę kaloryczność, a także zawartość cukru, tłuszczu i mleka w produktach dostępnych w handlu. W artykule, który ukazał się w piśmie European Journal of Preventive Cardiology, naukowcy stwierdzili, że spożycie gorzkiej czekolady co najmniej raz w tygodniu (np. zamiast słodkiego cukierka), przy monitorowaniu ogólnej wartości energetycznej pokarmów, powinno być bezpieczne. « powrót do artykułu
  23. Podczas rutynowej kontroli w sklepie z mrożonymi owocami morza w Alicante agenci Guardia Civil znaleźli szereg artefaktów, które zdobiły lokal. Jak podano w komunikacie prasowym, służby natrafiły na 13 amfor z I w. n.e., kotwicę z XVIII w., a także wapienną plakietkę z inskrypcją "ESTE" (po hiszpańsku wschód). Wg lokalnych mediów, obiekty te znalazł podczas wędkowania syn właściciela. Amfory [w różnym stanie] mogą pochodzić z grabieży wraków, które powinny być chronione. Agenci z jednostki SEPRONA (Servicio de Protección de la Naturaleza) Guardia Civil powiadomili o znalezisku Wydział Edukacji, Kultury i Sportu w Walencji. Wstępna ocena na podstawie zdjęć wykazała, że mogą to być rzymskie amfory z I w. o dużym znaczeniu kulturowym. Po pierwszej ocenie obiekty przetransportowano do Museo del Mar de Santa Pola. Zajęli się nimi eksperci z różnych dziedzin. Na podstawie wyglądu stwierdzono, że w amforach prawdopodobnie transportowano oliwę z prowincji na Półwyspie Iberyjskim (Hispania Baetica) do Portus Ilicitanus. Inne mogły służyć do transportu wina czy sosu rybnego. Jedna z nich jest uznawana za szczególnie cenną. Ojcu i synowi mogą zostać postawione zarzuty dot. przestępstw przeciwko dziedzictwu narodowemu oraz nabywania/posiadania obiektów o wątpliwym bądź nielegalnym pochodzeniu. « powrót do artykułu
  24. Twórcy Slacka, usługi internetowej zawierającej zestaw narzędzi do pracy grupowej, złożyli w Komisji Europejskiej skargę na postępowanie Microsoftu. Twierdzą, że koncern, dołączając narzędzia do pracy grupowej Teams do swojego pakietu Office 365, nadużywa swojej pozycji rynkowej i zagraża konkurencyjności. Microsoft nielegalnie dołączył Teams do dominującego na rynku pakietu Office, zmuszając miliony użytkowników do zainstalowania Teams, blokując możliwość jego odinstalowania i ukrywając przed użytkownikami korporacyjnymi jego prawdziwe koszty, stwierdzili przedstawiciele Slacka. Oprogramowanie Teams zadebiutowało przed trzema laty. Jest dostępne w ramach subskrypcji Office 365. Obecnie Teams ma 75 milionów aktywnych użytkowników dziennie. W ciągu miesiąca liczba jego użytkowników zwiększyła się o 31 milionów osób. Slack pojawił się w 2015 roku i ma około 12 milionów użytkowników. Microsoft już wcześniej miał kłopoty z powodu włączania swoich programów w inne oprogramowanie. Przed laty głośna była sprawa dołączenia przeglądarki Internet Explorer do systemu Windows. W 2009 roku Komisja Europejska i Microsoft zawarły ugodę, w ramach której koncern miał ułatwiać i propagować dostęp do przeglądarek konkurencji. Jednak w 2013 roku KE uznała, że firma nie spełniła warunków ugody i ukarała ją grzywną w wysokości ponad 500 milionów euro. Microsoft wraca do swojego dawnego zachowania. Stworzyli słaby produkt, który naśladuje nasze rozwiązania, dołączyli go do dominującego na rynku Office'a, wymusili jego instalowanie i zablokowali możliwość jego odinstalowania. To kopia ich nielegalnego postępowania z czasów sporu o przeglądarki, mówi David Schellhase, główny prawnik Slacka. Komisja Europejska zbada złożoną skargę i podejmie decyzję, czy wszcząć oficjalne śledztwo w tej sprawie. Microsoft zauważa, że Teams zyskał wielką popularność w czasie pandemii, gdyż ma opcję organizowania wideokonferencji, której Slack nie posiada. Stworzyliśmy Teams by połączyć możliwość pracy grupowej z wideokonferencjami, gdyż tego chcieli klienci. W czasie pandemii rynek bardzo szybko zaakceptował Teams, a Slack ucierpiał, gdyż nie posiada modułu telekonferencji, oświadczyli przedstawiciele Microsoftu. Nie dziwię się, że Slack złożył skargę, gdyż uważa, że ma szansę na jej pozytywne rozpatrzenie. Szef Slacka, Stuart Butterfield, mówił w przeszłości, co prawda nie postrzegają Microsoftu jako swojej bezpośredniej konkurencji, jednak czują, że Microsoft chce ich zniszczyć, mówi Irwin Lazar, dyrektor firmy analitycznej Nemertes Research. « powrót do artykułu
  25. Chiny rozpoczęły pierwszą samodzielnie zorganizowaną misję marsjańską. Tianwen-1 wystartowała na pokładzie rakiety Długi Marsz 5 Y-4 z Centrum Kosmicznego Wenchang na wyspie Hainan. W lutym przyszłego roku ma ona dotrzeć do Marsa i umieścić tam łazik, który będzie pracował przez 90 dni. Chiny są więc drugim krajem, po Zjednoczonych Emiratach Arabskich, który w bieżącym miesiącu wysłał misję na Marsa. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Chiny będą pierwszym państwem, które podczas pierwszej misji na Marsa umieściło tam orbiter i lądownik. Rzecznik misji, Liu Tongjie, mówi, że poważne wyzwania dopiero przed Tianwen-1. Gdy przybędziemy w pobliże Marsa, krytycznym momentem będzie wyhamowanie. Jeśli proces ten nie zostanie przeprowadzony prawidłowo, albo nie będzie wystarczająco precyzyjny, grawitacja Marsa nie przechwyci pojazdu, stwierdza. Pojazd z łazikiem na pokładzie ma wejść na orbitę Marsa i pozostać na niej przez 2,5 miesiąca, a następnie podejmie próbę lądowania. Chiny już w 2011 roku próbowały wysłać swój pojazd na Marsa. Państwo Środka wzięło wówczas udział w rosyjskiej misji Fobos-Grunt. Rosyjska rakieta nie weszła jednak na orbitę i rozpadła się nad Pacyfikiem. Przed kilkoma dniami swój pojazd w kierunku Marsa wysłały też Zjednoczone Emiraty Arabskie. W bieżącym roku odbędzie się też amerykańska misja Mars 2020, w ramach której USA chcą posadowić na Marsie łazik Perseverance, najcięższy obiekt, jak człowiek wysłał na Czerwoną Planetę. Czwarta z tegorocznych zapowiadanych misji, europejsko-rosyjska ExoMars została odłożona o dwa lata z powodu koronawirusa i problemów technicznych. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...