-
Liczba zawartości
37655 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
249
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Estradiol, hormon znany przede wszystkim ze swojej roli w modelowaniu fizjologii i zachowań samic, bierze także istotny udział w procesie percepcji wrażeń słuchowych - udowadniają naukowcy z Uniwesytetu Rochester. O ich odkryciu informuje czasopismo The Journal of Neuroscience. Już jakiś czas temu zauważono, że obniżony poziom estrogenów (najważniejszym z nich jest właśnie estradiol) jest powiązany z pogorszeniem słyszenia. Większość badaczy spodziewała się jednak, że rolą hormonów z tej grupy jest raczej stymulowanie pracy narządu słuchu - nikt nie spodziewał się, że mogą one odgywać rolę nośników informacji o drganiach powietrza identyfikowanych przez mózg jako dźwięki. Do swoich badań naukowcy z Uniwersytetu Rochester wykorzystali prążkowie ogonowe pośrednie (ang. caudomedial nidopallium - CNM) - fragment mózgu ptaków odpowiadający korze słuchowej u ludzi. Zwierzęta zostały podłączone do aparatury analizującej aktywność elektryczną mózgowia, po czym rozpoczęto analizę czułości ich słuchu przy różnym stężeniu estradiolu w obrębie badanego obszaru układu nerwowego. Przeprowadzony eksperyment wykazał, że podwyższenie poziomu estadiolu w NCM prowadzi do wyraźnego zwiększenia czułości słuchu. Objawiało się to zarówno poprzez obniżenie progu wykrywalności bodźców dźwiękowych, jak i na drodze poprawienia zdolności do wykrywania subtelnych różnic pomiędzy dźwiękami docierającymi do narządu słuchu. Dokładnie odwrotne zjawisko zaobserwowano, gdy blokowano aktywność estradiolu lub uniemożliwiano neuronom jego produkcję. Zaobserwowano wówczas całkowite "wyłączenie" NCM oraz dezaktywację genów odpowiedzialnych za zapisywanie wspomnień o bodźcach dwiękowych. Odkryliśmy, że estrogen robi coś zupełnie niespodziewanego, cieszy się dr Raphael Pinaud, główny autor studium. Wykazaliśmy, że estrogen odgrywa centralną rolę w procesie pozyskiwania i interpretacji informacji dźwiękowych. Dokonuje tego w neuronach w skali milisekund, w przeciwieństwie do dni, miesięcy lub nawet lat, których estrogen potrzebuje by wywołać powszechnie znane efekty. Dotychczas nie przeprowadzono badań nad rolą estrogenu w procesie słyszenia u ludzi, lecz, jak ocenia dr Pinaud, jest wysoce prawdopodobne, że jest ona taka sama. Mogłoby to oznaczać, że wykorzystanie estrogenów lub leków naśladujących ich aktywność mogłoby pomóc niektórym pacjentom cierpiącym na różnego rodzaju choroby objawiające się pogorszeniem słyszenia.
-
Kobiety uskarżające się podczas menopauzy na tzw. objawy wazomotoryczne, takie jak uderzenia gorąca czy zaburzenia snu, są znacznie bardziej narażone na osteoporozę - dowodzą naukowcy z organizacji Women's Health Across the Nation. Do badania wykorzystano dane na temat 5600 pań w wieku od 46 do 57 lat wolnych od chorób kości. Każda z pacjentek otrzymała do wypełnienia formularz zawierający pytania dotyczące m.in. występowania objawów wazomotorycznych. Z zebranych informacji wynika, że napady pocenia oraz uderzenia gorąca dotykają niemal 40% uczestniczek studium. Po zebraniu ankiet u pań wykonano pomiar gęstości kręgów lędźwiowych kręgosłupa za pomocą densytometrii rentgenowskiej. Metoda ta, polegająca na ustaleniu gęstości tkanki kostnej na podstawie jej zdolności do pochłaniania promieni X, jest standardową techniką pomiaru tego parametru. Analiza danych z obu badań wykazała, iż intensywność napadów pocenia wykazuje wyraźną korelację ze średnią gęstością lędźwiowego odcinka kręgosłupa - u pacjentek narzekających na wysoką intensywność nocnego pocenia była ona aż o jedną piątą niższa, niż u pań, które w ogóle go u siebie nie stwierdziły. Niepokojącym symptomem powinny być także uderzenia gorąca - u pań uskarżających się na wysoką uciążliwość i częstotliwość tego objawu tkanka kostna była o 10% mniej zagęszczona, niż u kobiet wolnych od tego problemu. Dokonane odkrycie jest istotne z punktu widzenia profilaktyki złamań i innych uszkodzeń kości. Wiele wskazuje na to, że u pań z grupy ryzyka warto rozważyć wdrożenie hormonalnej terapii zastępczej, która mogłaby wspomóc poprawę malejącej systematycznie gęstości tkanki kostnej.
-
- osteoporoza
- kości
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Specjaliści z Microsoft Research we współpracy z naukowcami z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego opracowali prototypowe urządzenie, które umożliwia komputerowi komunikację w stanie uśpienia. Standardowy pecet czy laptop może albo być aktywny, wówczas jest w pełni gotowy do pracy i pobiera sporo energii nawet gdy nic na nim nie robimy, albo uśpiony, a wówczas komputer nie wykonuje żadnych zadań. Urządzenie o nazwie Somniloquy umożliwia wprowadzenie komputera w stan pośredni. Dzięki niemu maszyna jest uśpiona, system operacyjny nieaktywny, oszczędzamy sporo energii, jednak w tym samym czasie komputer może pobierać dane z sieci P2P czy poprawki ze strony producenta oprogramowania. Może też oczekiwać na zdarzenia wymagające zaangażowania samego OS-u czy użytkownika - takie jak przychodzące rozmowy VoIP lub próba zdalnego dostępu do komputera. Wówczas system operacyjny zostanie w pełni wybudzony. Głównym celem Somniloquy ma być zachęcenie użytkownika, by częściej korzystał z trybu uśpienia. Gdy będziemy chcieli skorzystać z sieci P2P czy pobrać dużą porcję poprawek, możemy zrobić to w nocy, a nasz komputer nie będzie musiał, jak to się dzieje obecnie, być w pełni aktywny. Somniloquy składa się z energooszczędnego procesora, niewielkiej pamięci operacyjnej, systemu operacyjnego oraz niedużej ilości pamięci flash. Nie ma jednak niebezpieczeństwa, że pobierane dane się nie zmieszczą. Gdy pamięć flash się zapełni, urządzenie wybudzi komputer, wgra dane na twardy dysk i nadal będzie mogło pobierać informacje. Testy wykazały, że w zależności od zastosowań urządzenie wymaga od 11 do 24 razy mniej mocy niż komputer, co przekłada się na oszczędności rzędu 60-80 procent. Prototyp Somniloquy jest podłączany do komputera za pomocą portu USB. W przyszłości urządzenie mogłoby po prostu stanowić część karty sieciowej.
- 2 odpowiedzi
-
- oszczędność energii
- pobieranie
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Konsumenci trafniej typują zdrowe produkty, jeśli przy ich oznaczaniu zastosowano system przypominający sygnalizację świetlną. Radzą sobie z tym lepiej niż z procentami, które odzwierciedlają, jaka część dziennej normy białek, tłuszczów itp. znalazła się w jednej porcji ciastek lub napoju. Na razie informacja o składzie i właściwościach odżywczych jest prezentowana chaotycznie. Nie ma standardowego podejścia, a różne kraje próbują sobie z tym radzić na własną rękę. Na niektórych towarach tabelkę umieszcza się z przodu opakowania, by była lepiej widoczna, lecz na części opakowań nie ma jej w ogóle. Dodatkowo sprawę komplikuje wielość systemów prezentowania danych na temat produktu. Kwestię tę, na szczęście wraz z rozwiązaniami, poruszono na Europejskim Kongresie Otyłości. Bridget Kelly, dietetyczka z Cancer Council w Nowej Południowej Walii, i jej zespół postanowili sprawdzić, jaki system oznaczania produktów jest najskuteczniejszy i najchętniej akceptowany przez konsumentów. Cztery warianty – dwa ze światłami i dwa z procentami - przetestowano na 790 Australijczykach. Chodziło o określenie ich preferencji i tego, do jakiego stopnia są w stanie porównać właściwości prozdrowotne fikcyjnych towarów żywnościowych. Pojedyncza osoba stykała się z jednym tylko typem etykietowania. Dzięki temu można było ocenić plusy i minusy każdego z nich, bez nakładania się oddziaływań pozostałych systemów oznaczania. W oznaczaniu na wzór sygnalizacji świetlnej zawartość soli, cukru, tłuszczów nasyconych i tłuszczów ogółem określano kolorami. Opierając się na ilości składnika i jego wpływie na zdrowie, każdej kategorii przypisywano zieloną, żółtą lub czerwoną kropkę. W drugim z wariantów pojawiała się dodatkowa kropka, będąca uśrednioną oceną produktu. W wariantach procentowych uczestnicy eksperymentu mogli sprawdzić, jaką część dziennego zapotrzebowania na kluczowe składniki odżywcze stanowi pojedyncza porcja produktu. Okazało się, że konsumenci woleli, by wszystkie towary były oznaczane jednakowo. Osoby, które zetknęły się z systemem kolorowych kropek, identyfikowały zdrowe produkty 5-krotnie częściej od ludzi oglądających jednokolorowe dane procentowe i 3-krotnie częściej od badanych testujących dane procentowe w kolorach. System kolorowych kropek warto zatem wprowadzić nie tylko w sklepach, ale także w restauracjach. W przyszłości zespół Kelly przekona się, czy opisana metoda etykietowania sprawdzi się w innych krajach, ale najprawdopodobniej tak.
- 2 odpowiedzi
-
- system
- etykietowanie
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles stworzyli najmniejszą żarówkę na świecie. Jej drucik żarowy stanowi pojedyncza nanorurka o długości 100 atomów. Gołym okiem nie można go zobaczyć. Dopiero po zapaleniu żarówki zauważymy miniaturowe źródło światła. Miniaturowe urządzenie nie powstało jednak dla zabawy. Profesor Chris Regan i jego zespół stworzyli je, by zbadać zjawiska zachodzące na pograniczu termodynamiki i mechaniki kwantowej. Żarówka ma umożliwić przestudiowanie prawa Plancka, które opisuje emisję światła przez ciało doskonale czarne. Odnosi się ono do emisji z wielu obiektów, a naukowców szczególnie interesuje mikrofalowe promieniowanie tła, czyli pozostałość po Wielkim Wybuchu, również opisywane przez prawo Plancka. Żarnik miniaturowej żarówki składa się z mniej niż 20 milionów atomów. To wystarczająco dużo, by wyciągnąć istotne statystycznie wnioski na temat zachodzących zjawisk, a jednocześnie na tyle mało, że żarnik można uznać za urządzenie molekularne, a więc podlegające prawom mechaniki kwantowej. Naszym celem jest zbadanie, jak prawo Plancka ma się do miniaturowych obiektów. Te dwa tematy - emisja z ciała doskonale czarnego oraz skala nano - mieszczą się na pograniczu termodynamiki i mechaniki kwantowej, uważamy więc, że nasze urządzenie jest bardzo interesującym systemem do badania - stwierdził profesor Regan. Jako ciekawostkę można dodać, że żarnik miniaturowej żarówki jest bardzo podobny do tego, który znajdował się w żarówce Edisona. I tam żarnik składał się z węgla. Współczesny żarnik ma jednak objętość bilion razy mniejszą niż żarnik Edisona.
- 3 odpowiedzi
-
- Wielki Wybuch
- nanorurki
- (i 5 więcej)
-
Grupa o nazwie WiGig Alliance skupia takich gigantów jak Intel, Microsoft, Nokia czy Panasonic. Chce ona do końca bieżącego roku opracować specyfikację dla technologii krótkodystansowej bezprzewodowej łączności, w której prędkość transferu danych będzie liczona w gigabitach na sekundę. W ciągu dwóch lat na rynek mogą trafić urządzenia, która pozwolą na bardzo szybkie przesyłanie danych w promieniu kilku metrów. Warto przypomnieć, że w ostatnich latach pojawiło się kilka technologii, które miały umożliwić bezprzewodowe przesyłanie danych np. pomiędzy odtwarzaczem DVD a telewizorem. Jednak żadna z nich nie zdobyła sobie popularności. Jednak tym razem może się udać. Z jednej bowiem strony coraz popularniejszy staje się standard HDTV, a z drugiej w skład WiGig Alliance wchodzi wiele potęg. Obok już wymienionych członkami organizacji są Atheros, Marvell, Broadcom, LG, Dell, NEC, Samsung, NXP czy Realtek. Nowa specyfikacja może stanowić część tzw. "tri-band Wi-Fi", które korzysta z pasm 2,4GHz, 5GHz i nieużywanego obecnie 60GHz. Teoretycznie prędkość przesyłu danych może przekraczać 6 Gb/s, jednak w rzeczywistości będzie niższa. Konkurencyjne, już istniejące technologie, takie jak WirelessHD czy WHDI zapewniają znacznie słabsze transfery. Ponadto WiGig ma tę olbrzymią zaletę, że, podobnie jak Wi-Fi, może być wykorzystywane do tworzenia sieci opierających się na adresach IP. Możliwe więc będzie wysyłanie danych do najróżniejszych urządzeń: monitorów, głośników czy twardych dysków. Należy przy tym pamiętać, że w przeciwieństwie do Wi-Fi technologia WiGig nie pozwoli na łatwe przesyłanie sygnału np. w całym domu. Potrzebne będą dodatkowe urządzenia, które zwiększą zasięg WiGig.
- 1 odpowiedź
-
- sieć bezprzewodowa
- Wi-Fi
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wydobywana w Pakistanie różowa sól himalajska była dotąd stosowana jako przyprawa, ozdoba bądź talerzotaca do serwowania potraw. Teraz pojawiły się blaty, które można umieszczać bezpośrednio nad palnikiem. Nie ulegają roztopieniu, a po posmarowaniu tłuszczem z powodzeniem zastępują patelnię. Usmażone w ten sposób jajka, cienko pokrojone mięso czy warzywa są od razu posolone. Masywne blaty sprzedaje amerykańska firma Surlatable.com. Kosztują ok. 40 dol. Nadają się nie tylko do użytku domowego, sprawdzą się także pod chmurką, np. na grillu. Po schłodzeniu, a nawet zmrożeniu można podawać na nich carpaccio czy sushi. Po wszystkim "deskę" trzeba oczyścić sztywną szczotką lub plastikową szpatułką, a następnie spłukać. Zanim zostanie znowu podgrzana, musi obeschnąć przez noc.
- 2 odpowiedzi
-
Duke Nukem Forever to chyba najdłużej zapowiadana gra w historii. Pierwsze informacje o rewolucyjnej FPS, która miała być następcą legendarnych Duke Nukem i Duke Nukem 3D pojawiły się w 1997 roku. Przez lata wydawano kolejne oświadczenia, prezentowano zrzuty ekranowe i opowiadano o samej grze. Coraz częściej zamiast zainteresowania wywoływało to ironiczne uśmiechy. Duke Nukem Forever zdobyło wiele nagród w kategorii "Vaporware", czyli produktu, który nie został ukończony pomimo znacznego przekroczenia terminów jego premiery. Teraz wiemy, że Duke Nukem Forever nigdy nie powstanie. Producent gry, 3D Realms, właśnie zbankrutował.
- 10 odpowiedzi
-
Jedno z najstarszych źródeł pirackich plików, Mininova.org, zaczyna filtrować zawartość. Przedstawiciele serwisu poinformowali o rozpoczęciu testów systemu "rozpoznawania treści". Oznacza to, że pliki, które prawdopodobnie naruszają prawa autorskie będą sprawdzane przez system rozpoznawania treści. Jeśli uzna on, że pliki zawierają nieautoryzowaną zawartość, prowadzące do nich torrenty zostaną usunięte i zablokowane. Mamy nadzieję, że dzięki temu systemowi właściciele praw autorskich będą mogli łatwo usuwać treści naruszające ich prawa, a my będziemy mogli oferować usługi naszym klientom - czytamy na stronach Mininovej. Wczoraj na Mininova.org panował zwykły ruch. Pojawiło się ponad 3500 nowych torrentów i zanotowano ponad 10 milionów pobrań plików. Wkrótce w Holandii rozpocznie się proces o naruszanie przez Mininovę praw autorskich.
-
Freeman Dyson, fizyk teoretyk i futurolog, uważa, że powinniśmy szukać życia pozaziemskiego tam, gdzie najłatwiej je wykryć, a nie tam, gdzie jest, wg nas, prawdopodobne. Specjalne wskazanie dla sond to skute lodem księżyce i komety, gdzie warto skupić się na tropieniu kwiatów podobnych do tych spotykanych w Arktyce. Na konferencji Przyszłość rodzaju ludzkiego w kosmosie przekonywał, że naukowcy zbyt często koncentrują się na prawdopodobieństwie, a że nie mamy aż tak bujnej wyobraźni jak natura, możemy się mylić. Wspominał o Europie, czwartym co do wielkości księżycu Jowisza. Jego zewnętrzne warstwy są zbudowane z wody: na wierzchu znajduje się lodowa skorupa, a pod nią ocean. Astrobiolodzy nie wykluczają więc, że można tam znaleźć organizmy żywe. Dokładna grubość skorupy lodowej nie jest znana, a oszacowania bardzo się od siebie różnią. Jedni wspominają o jednym kilometrze, a inni o ponad stu. Dyson jest przekonany, że życie dałoby się dostrzec z pokładu promów kosmicznych, gdyby zasiedliło ono pęknięcia w lodzie pokrywającym ocean. Dywaguje on, że jeśli kwiaty miałyby kształt paraboli, byłyby w stanie skupić w swoim wnętrzu przyćmione promieniowanie słoneczne. Tak właśnie postępują ziemskie kwiaty arktyczne. Fizyk brytyjskiego pochodzenia utrzymuje, że rośliny można by wykryć dzięki pewnemu zjawisku – retrorefleksji. Jest to zmiana kierunku padania promieni na odwrotny od dotychczasowego, czyli w kierunku źródła światła. Tak działają np. materiały odblaskowe. Jeśli roślinom udałoby się przemieścić do stosunkowo niedużych obiektów w dwóch rezerwuarach komet – Pasie Kuipera i Obłoku Oorta – zmniejszyłaby się oddziałująca na nie grawitacja, a one same mogłyby urosnąć, by zmaksymalizować zdolność skupiania promieni słonecznych.
-
Nawet nieznacznie przedwczesny poród wiąże się z podwyższeniem ryzyka zakażenia wirusem RSV, odpowiedzialnym za liczne przypadki zapalenia płuc u noworodków - odkryli badacze z firmy Kaiser Permanente, dostawcy usług medycznych. Zagrożenie jest szczególnie wysokie u małych pacjentów wymagających wspomaganej wentylacji lub podawania tlenu. Wirus RSV (ang. respiratory syncytial virus - syncytialny wirus oddechowy) jest niemal zupełnie niegroźny dla ludzi dorosłych, przez co osoby zakażone często nieświadomie przekazują infekcję swoim pociechom. Niestety, najmłodsi znoszą kontakt z patogenem znacznie gorzej. Efektem ekspozycji jest często groźne zapalenie płuc. Od pewnego czasu wiadomo było, że wcześniaki, czyli dzieci narodzone przed 37. tygodniem ciąży, są narażone na zakażenie RSV znacznie bardziej od maluchów narodzonych w momencie uznawanym za idealny, czyli pomiędzy 38. a 40. tygodniem. Badania przeprowadzone przez pracowników Kaiser Permanente wskazują jednak, że zagrożenie infekcją dotyczy także noworodków niezaliczanych do grupy wcześniaków. Autorzy studium przeanalizowali niemal 110 tysięcy przypadków dzieci narodzonych po 33. tygodniu ciąży. Testy statystyczne wykazały, że ryzyko zakażenia RSV dla małych pacjentów urodzonych w 37. tygodniu ciąży było aż o 37% wyższe, niż dla tych, którzy przyszli na świat pomiędzy 38. a 40. tygodniem. Sytuacja wyglądała jeszcze gorzej w przypadku dzieci narodzonych przed końcem 36. i po rozpoczęciu 34. tygodnia - w ich przypadku zagrożenie wynosiło aż 170% w porównaniu do grupy odniesienia. Z drugiej strony zauważono, iż dzieci urodzone w 41. tygodniu cierpiały na zakażenie o 14% rzadziej. Jako istotny czynnik ryzyka badacze wskazali podawanie tlenu w okresie noworodkowym. Dzieci, u których oddychanie wspomagano suplementacją tym gazem, zapadały na infekcje RSV od 50 aż do 120 procent częściej od maluchów, u których nie stosowano tej formy terapii. Przeprowadzone badania mają istotne znaczenie dla osób zajmujących się opieką nad noworodkami, bowiem ich wyniki pomogą personelowi medycznemu we wskazaniu dzieci wymagających szczególnej opieki z zakresu prewencji zakażeń. Nie należy jednak zapominać o rodzicach, którzy niezwykle często zapominają nawet o tak podstawowych środkach ostrożności, jak mycie rąk ciepłą wodą z mydłem przed zbliżeniem się do noworodka. Warto o tym pamiętać, gdyż grupa dzieci bezpośrednio zagrożonych niebezpieczną infekcją jest większa, niż sądzono.
-
Przypominających kształtem literę "s" koników morskich nie da się pomylić z niczym innym. Są bardzo charakterystyczne, a swoją wyprostowaną postawę zawdzięczają zamieszkiwanemu środowisku – pionowym trawom morskim (Biology Letters). Australijczycy Luciano Beheregaray i Peter Teske uważają, że pławikoniki zaczęły tak wyglądać ok. 25 mln lat temu, kiedy zmieniły się warunki panujące w wodach pomiędzy antypodami a Indonezją. Wyznaczenie ram czasowych ewolucji tych ryb nie było łatwe, ponieważ zachowały się tylko 2 znane skamieliny. Najstarsza ma 13 mln lat, w dodatku nie znaleziono ogniwa, które łączyłoby skamieniałości z rybami pływającymi w poziomie. By sobie z tym jakoś poradzić, profesor Beheregaray i dr Teske porównali DNA pławikoników i spokrewnionych gatunków. Chodziło o wskazanie najbliższego żyjącego krewnego. Gdy już się to udało, naukowcy zastosowali datowanie molekularne, które pozwala oszacować akumulację różnic w DNA, a więc stwierdzić, kiedy doszło do rozdzielenia dwóch taksonów. Australijczycy odkryli, że ostatni wspólny przodek koników morskich i ryb pływających horyzontalnie (ang. pygmy pipehorse; nazwa polska na razie nie istnieje, lecz chodzi o miniaturowe ryby igliczniowate) żył 25-28 mln lat temu. Na podstawie zgromadzonych danych ichtiolodzy stworzyli drzewo filogenetyczne rodzajów Hippocampus (tu należą pławikoniki) i Idiotropiscis. Okazało się, że rozdzieliły się one w późnym oligocenie, kiedy aktywność tektoniczna w rejonie zachodnioindyjskim Pacyfiku stworzyła płycizny z trawą morską i nieco odizolowała ryby, które w spokoju przekształciły się w pławikoniki. Wyprostowana postawa jest czymś bardzo rzadkim w królestwie zwierząt, ale to właśnie to osiągnięcie ewolucyjne pozwoliło konikom morskim zamieszkiwać kępy rozrośniętych traw morskich. Wśród ździebeł można się było schować, a przy pionowej orientacji ciała kamuflowanie stawało się łatwiejsze. Co więcej, w takim środowisku spionizowane pławikoniki manewrowały sprawniej od ryb pływających horyzontalnie. Teske dodaje, że koniki słabo pływają, muszą się więc dobrze maskować, by coś upolować i nie paść łupem drapieżników.
- 1 odpowiedź
-
- Peter Teske
- Luciano Beheregaray
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wystarczy zaledwie 20 lat życia, by w naczyniach krwionośnych niemal każdego mieszkańca krajów uprzemysłowionych pojawiły się blaszki miażdżycowe. Dlaczego więc do zawału serca i innych narządów dochodzi tylko u niektórych? Naukowcy z Columbia University twierdzą, iż znaleźli odpowiedź na to pytanie. Blaszka miażdżycowa to patologiczna struktura powstająca w wyniku odkładania się różnych składników krwi, na czele z lipoproteinami (kompleksami białkowo-tłuszczowymi odpowiedzialnymi za transport lipidów). Z czasem organizm zaczyna reagować na jej obecność poprzez wywołanie stanu zapalnego, co objawia się m.in. napływem komórek odpornościowych zwanych makrofagami. Jak się okazuje, ich aktywność jest czynnikiem decydującym o tym, czy blaszka pozostanie na swoim miejscu, czy oderwie się i wywoła zawał. Zespół dr. Iry Tabasa z Columbia University wykazał, ze procesem odpowiedzialnym za rozpad blaszki miażdżycowej jest tzw. stres retikulum endoplazmatycznego. Polega on na samobójczej śmierci (apoptozie) komórek poddanych nadmiernej ekspozycji na szkodliwe warunki panujące w ich otoczeniu. O ile w normalnej sytuacji jest on zjawiskiem pożądanym i pozwala na eliminację wadliwie działających komórek, o tyle w przypadku blaszki miażdżycowej jego efekty mogą być katastrofalne. Nieustający stan zapalny zmusza makrofagi do podwyższonej aktywności, przez co są one narażone na nieustanny stres. Zwiększa to prawdopodobieństwo ich masowego umierania, przez co we wnętrzu blaszki może powstać tzw. rdzeń martwiczy. Jego obecność zaburza spójność struktury złogu, przez co może dojść do jego rozpadu. Jak wykazały wcześniejsze badania, apoptoza komórek poddanych stresowi retikulum endoplazmatycznego jest zależna od białka zwanego CHOP. Powstało w ten sposób przypuszczenie, iż zablokowanie genu kodującego tę proteinę może doprowadzić do ustabilizowania blaszki miażdżycowej i zapobiec jej rozpadowi. Zaproponowaną hipotezę przeprowadzono na dwóch szczepach myszy podatnych na rozwój miażdżycy. Wyhodowano także zwierzęta należące do tych samych szczepów, lecz pozbawione genu kodującego CHOP. Badane zwierzęta karmiono przez 10 tygodni pokarmami o wysokiej zawartości tłuszczów. Wykonana po tym czasie sekcja zwłok wykazała, że myszy pozbawione sekwencji DNA odpowiedzialnej za syntezę CHOP znacznie lepiej znosiły niezdrową dietę. Patologiczne zmiany w budowie ich naczyń krwionośnych były średnio aż o 50% mniejsze, niż u zwierząt niemodyfikowanych genetycznie. Jednoznacznie wskazuje to na istotną rolę badanej proteiny w rozwoju miażdżycy oraz zawału. Fakt, iż jesteśmy w stanie wyizolować pojedynczy gen, kodujący pojedyncze białko o tak potężnym wpływie na martwicę blaszki, był sporym zaskoczeniem, przyznaje dr Tabas. Badacz podkreśla jednocześnie, iż może to oznaczać przełom w podejściu do prewencji zaburzeń sercowo-naczyniowych. Zanim jednak będzie to możliwe, minie co najmniej kilka lat. Do tego czasu zalecamy znacznie prostsze metody, takie jak zwiększenie aktywności fizycznej czy zmianę diety.
- 1 odpowiedź
-
- martwica
- retikulum endoplazmatyczne
- (i 6 więcej)
-
Amazon pokazał nowe wcielenie popularnego czytnika e-booków - Kindle DX. Najważniejszą zmianą, w porównaniu z poprzednią wersją Kindle'a jest zastosowanie większego wyświetlacza. Użytkownik urządzenia DX będzie mógł skorzystać z wyświetlacza o przekątnej 9,7 cala, który pokaże 16 odcieni szarości. W pamięci Kindle'a zmieści się do 3500 książek, dokumentów i gazet. Czytnik książek elektronicznych radzi sobie z również z formatem .pdf i automatycznie dostosowuje orientację tekstu do tego, czy trzymamy go poziomo, czy pionowo. Wyposażono go również w łączność bezprzewodową 3G, baterię umożliwiającą korzystanie z urządzenia przez wiele dni bez konieczności ładowania oraz w mechanizm zamiany tekstu pisanego na mowę. W porównaniu z Kindle 2 urządzenie Kindle DX może więc przechowywać więcej treści, odczytuje pliki .pdf i, co najważniejsze, ma sporo większy wyświetlacz. Jest też droższe. Można je już zamawiać w Amazonie w cenie 489 dolarów. To o 130 USD więcej, niż Kindle 2. Już teraz w sklepie Amazon znajduje się 275 000 tytułów książek dla Kindle'a. Do klientów czytnik trafi latem.
-
- książka elektroniczna
- e-książka
- (i 4 więcej)
-
Co zabiło Napoleona? Czy była to choroba, czy czyjeś podstępne knowania? Wspominano już o otruciu przez Brytyjczyków na Wyspie Św. Heleny i nowotworze żołądka, teraz wypłynęła teoria wskazująca na wieloletnie problemy z nerkami, które ostatecznie doprowadziły do zgonu. Jej autorem jest emerytowany duński lekarz Arne Soerensen. W swojej książce pt. Nerki Napoleona medyk przeanalizował całe życie i problemy zdrowotne Napoleona I. Od młodego wieku cierpiał z powodu przewężenia moczowodu, chronicznych infekcji i słabowitego pęcherza, chorób nerek i nefropatii zaporowej, która ostatecznie doprowadziła do śmiertelnych powikłań. Nefropatia zaporowa to stan będący wynikiem częściowej lub całkowitej jedno- bądź obustronnej niedrożności moczowodów. Lekarz udowadnia, że oddawanie moczu bardzo cesarza bolało. Pewnego dnia miał nawet powiedzieć: To mnie kiedyś zabije. Opisane objawy pojawiły się w latach 90. XVIII wieku i nie ustąpiły aż do śmierci. Napoleon zmagał się z chorym układem moczowym podczas kampanii wojennych we Włoszech i Rosji, a także podczas bitwy pod Waterloo. Wielu ekspertów i historyków pisało o Napoleonie i przyczynie jego zgonu. Podnosili także kwestię problemów urologicznych, ale uznawali ją za nieistotną. W rzeczywistości jest ona kluczowa dla zrozumienia ewolucji choroby imperatora [...].
-
Niewykluczone, że iPhone doczekał się godnego konkurenta. Kwartalna sprzedaż smartphone'a BlackBerry Curve była większa od sprzedaży telefonu Apple'a. Kanadyjska firma Research In Motion (RIM) przez długi czas była liderem na rynku smartphone'ów. Dopiero pojawienie się iPhone'a odebrało jej ten tytuł. Przez wiele miesięcy telefon firmy Jobsa królował w rankingach. Z najnowszych danych NPD Group wynika, że pomiędzy styczniem a marcem 2009 najpopularniejszym smartphone'em był Curve, który zadebiutował w 2007 roku. iPhone znalazł się na drugim miejscu, a na trzecim uplasował się BlackBerry Storm. Do sukcesu Curve'a przyczynił się z jednej strony fakt, iż urządzenie rozprowadzane jest przez wszystkich czterech największych amerykańskich operatorów sieci komórkowych, podczas gdy na iPhone'a wyłączność ma AT&T. Ponadto Verizon Wireless agresywnie promował Curve'a dodając do każdego zakupionego telefonu identyczne urządzenie. Obecnie do RIM należy niemal 50% amerykańskiego rynku smartphone'ów, czyli o 15% więcej niż w ostatnim kwartale roku 2008. Główni konkurenci RIM - Apple i Palm - stracili około 10% udziałów.
-
Naukowcy z Uniwersytetu w Kopenhadze wybrali się niedawno do Nigerii po składniki na specjalną herbatę, która ma stanowić nowe lekarstwo na cukrzycę typu 2. Zebrali 50 kg liści drzewa Rauvolfia Vomitoria i 300 kg gorzkich pomarańczy. Zgodnie z zaleceniami miejscowych uzdrawiaczy, wszystko razem zagotowali, przecedzili i dali do picia pacjentom. Rezultaty były naprawdę obiecujące. Zanim rozpoczęły się testy na ludziach, na pierwszy ogień poszły zmodyfikowane genetycznie myszy. Jak wspominają prof. Per Mølgaard i dr Joan Campbell-Tofte, po 6 tyg. kuracji afrykańską herbatą i przestrzegania niskotłuszczowej diety u gryzoni odnotowano korzystne zmiany. Czteromiesięczne badania kliniczne objęły 23 chorych z cukrzycą typu 2. Pacjenci pili codziennie 750 ml herbaty. W odróżnieniu od innych leków przeciwcukrzycowych, początkowo nie wpływała ona na poziom cukru we krwi. Po 4 miesiącach można było jednak zaobserwować znaczący wzrost tolerancji glukozy – opowiada Campbell-Tofte. Co ważne, Duńczycy opisali inny mechanizm oddziaływania naparu – zmieniał on skład kwasów tłuszczowych w strategicznych z punktu widzenia cukrzycy miejscach. W grupie pijącej herbatę zwiększyło się stężenie wielonienasyconych kwasów tłuszczowych. To dobre dla błon komórkowych, bo stają się wtedy bardziej przepuszczalne, co pozwala skuteczniej absorbować glukozę z krwi.
-
- Per Mølgaard
- cukrzyca typu 2.
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Firma Parallels postanowiła zaatakować Microsoft na jego własnym terytorium i przygotowuje alternatywne rozwiązanie dla XP Mode z Windows 7. Przedsiębiorstwo przygotowało wersję beta oprogramowania, które umożliwia przeniesienie całego środowiska Windows XP, wraz z aplikacjami i danymi, na wirtualną maszynę w Windows 7. Użytkownicy oprogramowania będą mieli dostęp do wszystkich plików i folderów tak, jakby nadal pracowali na Windows XP. Możliwe będzie również zainstalowanie nowych programów i ich użytkowanie, a więc to, co oferuje XP Mode. Chętni do wypróbowania programu Parallels mogą zapisywać się do testów wersji beta.
- 4 odpowiedzi
-
- wirtualizacja
- Windows 7
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Microsoft rozpoczął drugi etap zapowiedzianych wcześniej zwolnień grupowych. Steve Ballmer wysłał wczoraj do pracowników koncernu list z informacją na ten temat. Jak wcześniej informowaliśmy, koncern planuje zwolnić do połowy 2010 roku nie więcej niż 5000 osób. Jednocześnie w tym samym czasie chce przyjąć od 2 do 3 tysięcy nowych pracowników. Na razie nic nie ma żadnych informacji by te, ogłoszone w styczniu, plany miały ulec zmianie. Do pierwszych zwolnień doszło już w dniu ogłoszenia planów redukcji personelu. Wówczas pracę straciło 1400 osób. Obecnie koncern nie poinformował z iloma osobami ma zamiar pożegnać się tym razem. Wiadomo jedynie, że połowa zwolnionych to zatrudnieni w USA, a połowa - poza granicami Stanów. Firma potwierdziła też, że o 1200 osób zmniejszy się zatrudnienie w samym Redmond i okolicach. Zwolnienie pierwszych 1400 osób w styczniu kosztowało Microsoft 290 milionów dolarów. Z raportu złożonego przed Komisją Papierów Wartościowych wynika, że na zwolnienie pozostałych 3600 osób koncern zarezerwował sobie 237 milionów dolarów. To pierwsze masowe zwolnienia w historii Microsoftu. Doszło do nich w wyniku pierwszego w historii spadku spadku przychodów firmy.
-
Depresja zaburza funkcjonowanie poznawcze jednostki. Wpływa negatywnie na pamięć, uwagę, a jak się ostatnio okazało – również na przetwarzanie danych wzrokowych. Gdy osobom z głęboką depresją pokazywano obrazy z brakującymi bądź zamazanymi elementami, nie umiały sobie z tym poradzić, w dodatku aktywność ich mózgu była inna od zapisu EEG członków grupy kontrolnej. Dr Uri Polat z Uniwersytetu w Tel Awiwie uważa, że odkrycie jego zespołu pozwoli psychiatrom trafniej diagnozować depresję oraz monitorować przebieg jej leczenia. W eksperymencie wzięło udział 27 zdrowych osób oraz 32 hospitalizowane z powodu depresji. Wszyscy patrzyli na identyczne obrazy. Obecnie Izraelczycy pracują nad obiektywnym narzędziem diagnostycznym, które można by wykorzystywać w praktyce klinicznej. Umożliwi ono szybszą ocenę skuteczności leków i zastosowanych dawek. Obecnie na rezultaty trzeba czekać do 6 tygodni, a z testem percepcji wzrokowej w formie EEG udawałoby się to już po kilku dniach od rozpoczęcia farmakoterapii. Polat jest przekonany, że konstruowany przez ekipę z Tel Awiwu test oznacza dla systemów opieki zdrowotnej wielomilionowe, jeśli nie miliardowe oszczędności. Wiedząc, jak bardzo ktoś jest chory, łatwiej zdecydować, kiedy rozpocząć leczenie i czy lek działa. Psychiatrzy lepiej radziliby sobie ze zrozumieniem depresji w przypadku dzieci i osób z wieloma dysfunkcjami, które uniemożliwiają komunikowanie uczuć lekarzowi.
- 2 odpowiedzi
-
- dane wzrokowe
- przetwarzanie
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Samoopalacze dość często niezbyt ładnie pachną. Naukowcy mają już na to sposób, a ulepszone kosmetyki trafiły, choć jeszcze nie w Polsce, na sklepowe półki. Tim Whiteley z CPL Aromas w Bishop's Stortford i zespół zastosowali technikę analizy fazy nadpowierzchniowej i desorpcji termicznej. Dzięki temu udało im się wychwycić od 250 do 300 różnych cząsteczek zapachowych, które unosiły się w powietrzu po naniesieniu samoopalacza na rozmaite typy skóry. W wyniku przereagowania kolagenu z dihydroksyacetonem, czyli aktywnym składnikiem balsamu, powstawał m.in. dwutlenek siarki – gaz o gryzącym zapachu. W przypadku mężczyzn woń była silniejsza. Chemicy spekulują, że powodem jest grubsza skóra, w której występuje więcej włókien kolagenu. Brytyjczycy przetestowali związki chemiczne mające zredukować nieprzyjemny zapach. W założeniu podczas reakcji powinny powstać większe cząsteczki lub molekuły o innym kształcie, co dla nosa oznacza zdecydowaną zmianę zapachu. Dzięki temu 12-krotnie zmniejszono ilość SO2. Dobre rezultaty osiągnięto także w odniesieniu do paru innych substancji. Zawodowi kiperzy zapachu stwierdzili, że natężenie niemiłej woni zmniejszyło się aż o 70%. Wygląda więc na to, że wreszcie nie trzeba będzie wybierać między pozasezonową opalenizną a unikaniem "zapaszku".
- 1 odpowiedź
-
- dihydroksyaceton
- dwutlenek siarki
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Coraz częściej narkolepsja bywa uznawana za chorobę autoimmunologiczną. Teoria ta staje się prawdopodobna, zwłaszcza że Emmanuel Mignot z Uniwersytetu Stanforda powiązał ostatnio tę przypadłość z genami wpływającymi na działanie układu odpornościowego. Narkolepsja polega na zapadaniu w krótki sen, bez względu na sytuację, w której ktoś się w danym momencie znajduje. W ciągu dnia chorzy odczuwają nadmierną senność, poza tym uskarżają się na katapleksję, czyli nagłą utratę napięcia mięśniowego, np. pod wpływem silnych emocji. Choć opisywane zaburzenie snu występuje u 1:2000 osób, na razie nie ma na nie lekarstwa. Mignot bada to szczególne zjawisko od ponad 2 dekad. Pod koniec lat 90. jego zespół odkrył, że u osób z narkolepsją w podwzgórzu nie występuje hipokretyna – peptyd odpowiadający za utrzymanie stanu czuwania. Ponieważ sam mechanizm wytwarzania hormonu nadal istnieje, musi brakować produkujących go neuronów. Z tego względu naukowcy zaczęli przypuszczać, że z jakiegoś powodu dochodzi do ich zniszczenia. Pacjenci z narkolepsją mają specyficzny rodzaj HLA. HLA (ludzkie antygeny leukocytarne) to białka, których zadaniem jest prezentacja fragmentów białek znajdujących się wewnątrz komórki. Na podstawie tej prezentacji komórki odpornościowe mogą oceniać, co dzieje się w środku komórki i w razie konieczności ją zniszczyć. Jako że specyficzne HLA występuje w chorobach autoimmunologicznych, np. cukrzycy typu 1., ekipa Mignota wysnuła hipotezę, że być może limfocyty T niszczą neurony wytwarzające hipokretynę, tak jak uszkadzają komórki beta trzustki. Aby to sprawdzić, Mignot nawiązał współpracę z rozbudowaną grupą ekspertów. Przeanalizowano DNA ok. 4 tys. osób. U wszystkich występowało HLA charakterystyczne dla narkolepsji, ale chorobę stwierdzono jedynie u połowy. Okazało się, że chorzy mieli jeszcze dodatkowo charakterystyczną wersję genu, który instruuje limfocyty T, jak reagować na prezentowane przez HLA fragmenty białek. W ten sposób ludzkie antygeny leukocytarne i limfocyty T łącznie przyczyniają się do zniszczenia komórek wytwarzających hipokretynę. Czemu limfocyty niszczą właśnie te neurony i co uruchamia atak – na razie nie wiadomo.
-
- limfocyty T
- podwzgórze
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Apple ma zapasy gotówki warte 29 miliardów dolarów. Koncern tradycyjnie już nie wypłaca dywidendy, nie wykupuje swoich akcji ani nie kupuje innych firm. Jednak, jak donosi prasa, rośnie presja, by zyskownie ulokował tak olbrzymią sumę. Inwestorzy chcą, by przedsiębiorstwo zarabiało dla nich pieniądze. Na razie nie mogą się skarżyć. Od 2005 roku cena akcji Apple'a wzrosła czterokrotnie, podczas gdy, według indeksu Morgan Stanley High-Technology, inne wielkie firmy straciły w tym czasie średnio ponad 15%. Od początku bieżącego roku cena akcji Apple'a zwiększyła się o 45%, dwa razy więcej niż innych przedsiębiorstw. Gotówka Apple'a stała się przedmiotem licznych spekulacji. Ostatnio pojawiły się pogłoski, jakoby firma Jobsa miała zamiar wydać 700 milionów dolarów na zakup serwisu Twitter. Chce też ponoć wypuścić na rynek urządzenie konkurencyjne dla niezwykle popularnego czytnika e-booków Kindle produkcji Amazona. Jakby jeszcze tego było mało wczoraj (4 maja) pracę w Apple'u rozpoczął Richard Teversham, były wysoki rangą menedżer ds. strategii w microsoftowym wydziale rozrywki interaktywnej. Teversham przez cztery lata pracował nad konsolami Xbox. Oficjalnie w Apple'u ma się zajmować edukacją, jednak jego zatrudnienie każe przypuszczać, że koncern Jobsa ma zamiar zaistnieć na rynku elektronicznej rozrywki. Tym bardziej, że niedawno w Apple'u rozpoczęli pracę Rober Derbin, twórca procesora Flipper dla Nintendo GameCube oraz Raja Kodouri, specjalista ds. GPGPU (General Purpose computation on Graphic Processing Unit - ogóle procesy obliczeniowe na procesorze graficznym) z AMD. Pojawiły się też pogłoski, jakoby Apple zastanawiało się nad kupnem firmy Electronic Arts - największego na świecie producenta gier komputerowych.
-
Dzięki najnowszym zdobyczom techniki właściciele pól uprawnych nie będą musieli zgadywać, kiedy należy uruchomić systemy nawadniające. Firma AgriHouse opracowała system za pomocą którego to same rośliny poinformują przez telefon komórkowy o swoim zapotrzebowaniu na wodę. Przedsiębiorstwo wykorzystuje technologię opracowaną przez University of Colorado na potrzeby misji kosmicznych. Pomysł polega na przyczepianiu do liści klipsów, które badają wilgotność wnętrza rośliny i za pomocą odpowiednich algorytmów przekładają te informacje na dane elektroniczne. Klipsy są połączone kablem ze znajdującym się obok urządzeniem zbierającym co kilka minut dane z kilku okolicznych roślin. Urządzenie przechowuje informacje i raz na parę godzin wysyła je bezprzewodowo do serwera. Urządzenia można zaprogramować tak, by automatycznie uruchamiały system irygacyjny lub też by wysyłały do właściciela pola SMS-a z odpowiednimi informacjami. Zdaniem AgriHouse nowy system pozwoli zaoszczędzić farmerom sporo pieniędzy. Zwykle wolą oni dostarczyć roślinom zbyt dużo wody, niż za mało. To niepotrzebny wydatek. Ocenia się, że w USA aż 60% słodkiej wody jest zużywane przez rolnictwo. Codziennie na pola trafia 129 miliardów litrów tego życiodajnego płynu. Przedstawiciele AgriHouse twierdzą, że ich system pozwoli zaoszczędzić, w zależności od upraw, od 5 do 10 centymetrów wody rocznie na hektar. Oznacza to kolosalne oszczędności. Każde pole o powierzchni 53 hektarów, które jest nawadniane przez centralny obrotowy system irygacyjny może zaoszczędzić w ten sposób taką ilość wody, jaką w ciągu roku używa 50 gospodarstw domowych. W USA jest 200 000 tego typu systemów nawadniających. By zaoszczędzić wspomnianą ilość wody wystarczy, by na polu znalazły się trzy urządzenia z czujnikami. Dzięki nim farmer zapłaci też nawet 4000 dolarów mniej za energię elektryczną konieczną do pompowania wody.
- 4 odpowiedzi
-
- AgriHouse
- nawadnianie
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Co to jest: waży około 500 kg, porusza się z prędkością do 50 km/h i dźwiga swoją masę wyłącznie na palcach? To koń, i to nie byle jaki, bo wyścigowy. Czy ryzykuje swoim zdrowiem? Z pewnością. Czy jest szybki? Tak, ale jak pokazują najnowsze badania, wcale nie szybszy, niż kilkadziesiąt lat temu. Z pewnością jest za to bardziej wrażliwy na kontuzje. Sposób na wyhodowanie najszybszego konia jest niezwykle prosty - polega on na skrzyżowaniu najszybszego wyścigowego ogiera i specjalnie wyselekcjonowanej klaczy. Problem w tym, że wysiłki hodowców nie przynoszą realnego wzrostu szybkości zwierząt, za to ich ciała zaczynają przybierać coraz bardziej "radykalną" i przez to niebezpieczną budowę. Mówiąc językiem anatomii, biegają wyłącznie na palcach (...) czyni je to bardzo wrażliwymi, podsumowuje prof. Lawrence R. Soma, pracownik University of Pennsylvania. Jak podkreślają specjaliści, nacisk na końską stopę jest tak wielki, że człowiek do jego wygenerowania musiałby bez przerwy chodzić na środkowych palcach dłoni. A co z szybkością? Okazuje się, że... nic wielkiego. Analiza wyników najszybszych koni świata sugeruje, że nie uległy one poprawie od co najmniej 35 lat. Dzięki wysiłkom hodowców konie stają się co prawda coraz lepiej zbudowane, lecz ich wrażliwe stopy uniemożliwiają uzyskiwanie większych szybkości. Aby zbadać swoje przypuszczenia, prof. Soma przygotował model matematyczny, którego zadaniem było ustalenie maksymalnej szybkości osiągalnej dla "superkonia". Okazuje się, że byłby on w stanie biec o... 0,5-1% szybciej, niż najszybsze startujące dziś ogiery. Trudno nie zauważyć, że tak minimalne różnice stają się zupełnie nieistotne, jeżeli uwzględni się czynniki losowe, takie jak reakcja w bloku startowym, a nawet drobne niedoskonałości toru. Jedna z najistotniejszych przyczyn zaobserwowanego zjawiska leży w genach. Okazuje się bowiem, że niemal wszystkie konie wyścigowe świata są potomstwem grupy od 12 do 29 koni, z których wszystkie pochodzą od pojedynczego rumaka o imieniu The Darley Arabian. Przy tak ubogiej puli genowej nie można więc oczekiwać cudów...