-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Niezwykła galaktyka z dwiema czarnymi dziurami
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
W centrum galaktyki spiralnej NGC 3393 znaleziono dwie supermasywne czarne dziury. Jako, że wspomniana galaktyka znajduje się w odległości 160 milionów lat świetlnych, jest to najbliższe nam znalezisko tego typu. Czarne dziury dzieli od siebie odległość zaledwie 490 lat świetlnych. Uczeni uważają, że są one pozostałością po dwóch galaktykach o różnej masie, które połączyły się co najmniej miliard lat temu. Gdyby ta galaktyka nie była tak blisko, nie moglibyśmy odróżnić od siebie obu czarnych dziur. Ona jest tuż przed naszym nosem, co każe nam się zastanowić, ile podobnych zjawisk przegapiliśmy - mówi Pepi Fabbiano z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics (CfA). Dotychczasowe badania pokazywały, że NGC 3393 posiada jedną czarną dziurę. Dopiero długotrwałe obserwacje za pomocą Chandra X-ray Observatory ujawniły, że dziury są dwie. NGC 3393 pokazuje, że nasze przypuszczenia dotyczące podobnych galaktyk są częściowo błędne. Uczeni spodziewali się, że gdy łączą się dwie galaktyki spiralne o podobnej wielkości, powstaje para czarnych dziur oraz galaktyka, w której dochodzi do bardzo intensywnych narodzin nowych gwiazd. Przykładem takiej galaktyki jest NGC 6240 położona w odległości 330 milionów lat świetlnych. Tymczasem NGC 3393 to spokojna galaktyka, z centrum zdominowanym przez stare gwiazdy. Może być ona pierwszym znanym przykładem połączenia większej i mniejszej galaktyki, w której zachowały się dwie supermasywne czarne dziury. Istnieją teorie mówiące, że takie zjawisko powinno zachodzić dość często, jednak trudno znaleźć tego typu galaktyki, gdyż wyglądem nie różnią się od typowych galaktyk spiralnych z pojedynczą czarną dziurą. Obie galaktyki połączyły się i nie ma śladów kolizji, z wyjątkiem istnienia dwóch czarnych dziur. To rzeczywiście mogłoby tak wyglądać, jeśli doszło do połączenia dużej i małej galaktyki. Wówczas duża powinna przetrwać w nienaruszonym stanie - mówi Junfeng Wang z CfA. Jeśli jednak doszło do połączenia galaktyk o różnej wielkości, to jedna z czarnych dziur - ta należąca w przeszłości do mniejszej galaktyki - powinna być mniejsza. Obecnie nie wykonano jeszcze dokładnych pomiarów obu dziur. Wiadomo, że obie mają masę około miliona Słońc. Jeśli rzeczywiście ich istnienie to wynik połączenia galaktyki mniejszej z większą, to za około miliard lat może dojść do połączenia czarnych dziur. Kolizje i połączenia to jedne z najważniejszych metod wzrostu galaktyk i czarnych dziur. Odnalezienie pary czarnych dziur w galaktyce spiralnej to ważna lekcja na drodze do poznania tego procesu - mówi Guido Risaliti z CfA i Narodowego Instytutu Astrofizyki we Florencji.- 2 odpowiedzi
-
- NGC 3393
- czarna dziura
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pilotażowe badanie optometrystów z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley wykazało, że gry wideo mogą poprawić ostrość widzenia i postrzeganie głębi u dorosłych z amblyopią, czyli tzw. leniwym okiem. Jest to osłabienie zdolności widzenia w jednym oku. Amerykanie zademonstrowali, że wystarczy zaledwie 40 godzin treningu, by w dużym stopniu poradzić sobie z niewyraźnym widzeniem. Byłem bardzo zaskoczony tym odkryciem; nie spodziewałem się zobaczyć poprawy tego rodzaju – ujawnia dr Roger Li. Podczas gdy u dzieci amblyopię można leczyć, zaklejając zdrowe oko i zmuszając mózg do wykorzystywania obrazu z oka leniwego, w przypadku dorosłych już tak nie jest. Nowe odkrycia są bardzo zachęcające, ponieważ obecnie nie ma akceptowanych metod terapii dla dorosłych z amblyopią. Wielu okulistów nie dopuszcza do siebie myśli o pomyślnym końcu leczenia po 8. roku życia. Dzieje się tak ze względu na rozpowszechniony pogląd, że amblyopię można odwrócić tylko w wąskim okienku czasowym rozwoju kory wzrokowej. Jeśli zaburzenie nie jest korygowane w dzieciństwie, uszkodzenie jest uznawane za nieodwracalne – wyjaśnia główny autor badania dr Dennis Levi. Ostatnie badania nad uczeniem wzrokowym, w tym te prowadzone przez Li i Leviego, obaliły jednak twierdzenia, że u dorosłych z amblyopią jakakolwiek poprawa widzenia nie jest możliwa. Panowie stwierdzili, że intensywny trening, np. zadanie polegające na równoległym ustawieniu dwóch poziomych linii, może zwiększyć ostrość widzenia aż o 30-40%. Naświetlając minusy procedury, Levi opowiada, że wymagało to ślęczenia niekiedy przez 50 godzin nad niewiarygodnie nudną rzeczą. Poza tym okazało się, że poprawa była często zadaniospecyficzna, dlatego ludzie, którzy nauczyli się ustawiać poziome odcinki, nie umieli sobie poradzić z analogicznym zadaniem na odcinkach ustawionych w pionie. Stąd pomysł, by sprawdzić skuteczność gier wideo, o wiele bogatszych w zakresie różnorodności bodźców. Amerykanie przetestowali dwa rodzaje gier: 1) gry akcji, gdzie należało strzelać do celu i 2) gry ekonomiczne, polegające na budowanie czegoś. W studium wzięło udział 20 chorych z amblyopią w wieku od 15 do 61 lat. W pierwszym eksperymencie 10 osób przez 40 godzin grało w strzelanki. W drugim eksperymencie trzech innych badanych poświęciło tyle samo czasu na grę innego rodzaju. Na czas sesji wszystkim zasłaniano zdrowe oko. W obu eksperymentach odnotowano 30-procentową poprawę ostrości widzenia, co można porównać do przesunięcia o 1,5 rzędu na tablicy Snellena. Amerykanie podkreślają, że by u dziecka uzyskać poprawę ostrości widzenia o jeden rząd, trzeba by 120 godzin zaklejania zdrowego oka. Wzrok badano po każdych 10 godzinach gry. Niektóre osoby zaczęły widzieć lepiej wcześniej niż po upływie 40 godzin. Aby wykluczyć, że zaobserwowana poprawa była wynikiem zasłaniania oka, a nie grania w gry wideo, w trzecim eksperymencie 7 ochotników przez 20 godzin zaklejało sobie oko, wykonując codzienne czynności: oglądając telewizję, czytając czy surfując po Internecie. Po zakończeniu eksperymentu nie stwierdzono żadnej poprawy. Tych samych ludzi poproszono później o zaklejanie oka podczas gier wideo. Gdy po 40 godzinach zbadano ich ostrość widzenia, stwierdzono taką samą poprawę jak u innych badanych. W badanej grupie 10 osób miało niedowidzenie w zezie, sześć różnowidzenie, trzy jedno i drugie, a jedna amblyopię wywołaną zaćmą. Akademicy z Berkeley nie zauważyli istotnych statystycznie różnic w poprawie ostrości wzroku przy różnych typach niedowidzenia, ale u pacjentów z różnowidzeniem po 40 godz. gry odnotowano dodatkowo 50-proc. polepszenie widzenia głębi. U osób, które zaczynały od gry niebędącej strzelanką, po kolejnych 40 godzinach zabawy w gry akcji następowała dalsza poprawa. Nie wiadomo jeszcze, kiedy poprawa widzenia osiągnie fazę plateau. Prawdopodobne jednak, że osoby z silniejszą amblyopią potrzebują więcej czasu na poprawę, ale z drugiej strony mają najwięcej miejsca na poprawę – podsumowuje Li.
-
- dr Dennis Levi
- dorośli
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy korzystający z europejskiego Very Large Telescope odkryli niezwykłą gwiazdę, której istnienie może wymusić zmianę obecnie obowiązujących teorii nt. powstawania gwiazd. SDS J102915+172927 nie powinna istnieć, gdyż nie posiada cięższych pierwiastków, które według współczesnych teorii są konieczne do uformowania gwiazd o niskiej masie. Skład chemiczny SDS J102915+172927 wskazuje, że liczy sobie ona około 13 miliardów lat i uformowała się krótko po eksplozji gwiazdy pierwszej generacji. Jest zatem jedną z najstarszych znanych nam gwiazd. Po Wielkim Wybuchu we wszechświecie znajdowały się wodór, hel oraz śladowe ilości litu. Inne pierwiastki powstały we wnętrzach gwiazd. Gwiazdy formują się, gdy dochodzi do schłodzenia gazu. W pierwszej generacji gwiazd chłodziwem był wodór, który jednak pozwala na spadek temperatury tylko do pewnego stopnia. To umożliwia formowanie olbrzymich gwiazd pierwotnych. W ich wnętrzach tworzyły się inne pierwiastki i gdy gwiazda wybuchała, wzbogacała ona przestrzeń kosmiczną o kolejne elementy. Współczesne teorie mówią, że gwiazda o małej masie, taka jak SDS J102915+172927, która jest nieco lżejsza od Słońca, nie może się uformować bez obecności określonej ilości innych pierwiastków, przede wszystkim tlenu i węgla, które schłodzą gaz. Problem jednak w tym, że nowo odkryta gwiazda zawiera bardzo mało pierwiastków cięższych od helu i wodoru czyli, jak nazywają te pierwiastki astronomowie, metali. Gwiazda o niskiej masie tak uboga w metale jak SDS J102915+172927, bez obecności węgla i tlenu, nie powinna istnieć - mówi Elisabetta Caffau, z Zentrum fur Astronomie. Śladowe ilości metali sugerują, że jest to bardzo stara gwiazda, jednak wielką niewiadomą jest niska zawartość litu. W prymitywnych gwiazdach jest go około pięćdziesięciokrotnie więcej. Naukowcy zastanawiają się, w jaki sposób lit w gwieździe został zniszczony. Caffau mówi, że jej zespół zidentyfikował kilka innych gwiazd, które mogą być równie ubogie lub nawet uboższe w metale.
- 5 odpowiedzi
-
- lit. węgiel
- hel
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Płeć wprowadza jeden z podstawowych podziałów w naszym codziennym życiu. Okazuje się, że funkcjonuje on nie tylko na poziomie biologiczno-społecznym, ale również matematycznym. Dla większości ludzi liczby nieparzyste są bowiem męskie, a parzyste żeńskie. Być może dlatego cyfra wykorzystywana w PESEL-u do oznaczania płci (przedostatnia) jest parzysta w przypadku kobiet, a nieparzysta w przypadku mężczyzn. James Wilkie i Galen Bodenhausen z Northwestern University poprosili badanych Amerykanów, by ocenili obcojęzyczne imiona, np. Aleksiejew, jako męskie lub kobiece. Okazało się, że gdy imię połączono z cyfrą 1, częściej było ono uznawane za męskie. Gdy to samo imię sparowano z cyfrą 2, wzrastało prawdopodobieństwo uznania je za kobiece. Kiedy psycholodzy prosili o ujawnienie powodów takiego skategoryzowania, nikt nie powołał się, oczywiście, na wpływ cyfr. W drugim eksperymencie panowie pokazywali ochotnikom zdjęcia twarzy dzieci i prosili o ocenę prawdopodobieństwa, że jest to chłopiec. Znów zauważyli, że zdjęcia oznaczone cyfrą 1 były częściej uznawane za zdjęcia chłopców. Ponownie też nikt nie zdawał sobie sprawy z motywacji swojej decyzji. Gdy w ramach zupełnie innego studium Amerykanie polecili ludziom, by określili płeć cyfr i liczb, nieparzyste zostały uznane za męskie, a parzyste za kobiece. Takie same wyniki uzyskano w Indiach. Oznacza to, że mamy do czynienia ze zjawiskiem międzykulturowym. W przyszłości Wilkie i Bodenhausen zamierzają przetestować hipotezę, że kategoryzowanie cyfr/liczb ma związek ze stereotypami płci i że te nieparzyste są kojarzone z męskimi cechami, np. dominacją i niezależnością. Ciekawe jest to, że cyfrom przypisuje się płeć już od bardzo dawna i to zarówno w kulturze Wschodu (filozofia yin i yang), jak i Zachodu (filozofia pitagorejska).
- 23 odpowiedzi
-
- Galen Bodenhausen
- James Wilkie
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przedstawiciele Kernel.org poinformowali, że w sierpniu cyberprzestępcy uzyskali dostęp na prawach administratora do maszyny Hera, a następnie włamali się do wielu innych serwerów kernel.org,. Uzyskali tym samy dostęp do plików jądra Linuksa. Administratorzy zauważyli, że przestępcy zmienili zawartość niektórych plików i dodali złośliwe oprogramowanie do skryptów startowych serwera. O włamaniu poinformowano organy ścigania w USA i Europie. Trwają prace nad likwidacją skutków włamania i próby zbadania, jak do niego doszło. Prawdopodobnie przestępcy zdobyli hasło jednego z 448 użytkowników kernel.org. Sytuacja jest niepokojąca, gdyż kernel.org jest miejscem, gdzie powstaje jądro opensource'owych systemów operacyjnych. Przedstawiciele projektu uspokajają jednak, że nawet uzyskanie uprawnień administratora nie gwarantuje, iż przestępcy odniosą sukces. Każda zmiana w kodzie pliku niesie ze sobą zmianę funkcji skrótu. Niemożliwe jest zatem dokonanie zmiany w pliku bez jednoczesnego „wysłania informacji" o tym, że zaszła zmiana. Ostatnimi czasy coraz częściej dochodzi do ataków na serwery produkcyjne środowiska OpenSource. W bieżącym roku przestępcy włamali się do Fedora Project oraz SourceForge.
- 12 odpowiedzi
-
- hacker
- kernel.org
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z kanadyjskiego McMaster University wykazali, że lekooporność jest naturalnym zjawiskiem, które o wiele, wiele lat poprzedza zastosowanie antybiotyków w praktyce klinicznej. W artykule opublikowanym w Nature powołują się na przykład antybiotykooporności sprzed co najmniej 30 tys. lat. Antybiotykooporność jest postrzegana jako współczesnym problem. Nie da się co prawda zaprzeczyć, że antybiotyki stają się obecnie mniej skuteczne w wyniku szerzącej się w szpitalach oporności, lecz nadal podstawowym pytaniem pozostaje: skąd zjawisko się wzięło? – przekonują Gerry Wright i Hendrik Poinar. Po latach badania bakteryjnego DNA z gleby pochodzącej ze zmarzliny Jukonu sprzed 30 tys. lat akademikom udało się opracować skuteczną metodę ekstrahowania niewielkich fragmentów prehistorycznego kwasu nukleinowego. Poza DNA mamutów, koni, bizonów i różnych roślin, które występowały tylko tutaj w czasie ostatniego interglacjału w plejstocenie, zidentyfikowano geny antybiotykooporności. Kanadyjczycy skupili się na rejonie związanym z opornością na wankomycynę. Problem ten pojawił się w latach 80. ubiegłego wieku i nadal nie został rozwiązany. Brian Golding z Wydziału Biologii tłumaczy, że nie mamy do czynienia ze współczesnymi zanieczyszczeniami. Gdy odtworzyliśmy produkt genu w laboratorium, a następnie oczyściliśmy białko, wykazaliśmy, że przed tysiącami lat działało ono tak samo i miało taką samą budowę jak teraz. Naukowcy z McMaster University z dumą podkreślają, że to drugi przypadek, kiedy w laboratorium udało się ożywić prehistoryczne białko. Antybiotyki stanowią część naturalnej ekologii planety, dlatego kiedy sądzimy, że wynaleźliśmy lek, który nie będzie wywoływał oporności […], sami siebie oszukujemy. […] Mikroorganizmy opracowały sposób radzenia sobie z nimi, nim w ogóle wymyśliliśmy, jak je stosować. W dalszej kolejności akademicy chcą badać jeszcze starszą zmarzlinę (sprzed milionów lat), by dotrzeć do jak najwcześniejszych przykładów antybiotykooporności.
-
- Gerry Wright
- plejstocen
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
US Air Force uruchomi w 2017 roku system radarowy o nazwie Space Fence, który pozwoli na obserwację znacznie większej niż dotychczas liczby odpadków, krążących na orbicie okołoziemskiej. Obecnie amerykańskie siły zbrojne skatalogowało ponad 16 000 odpadków wielkości co najmniej 10 centymetrów każdy. Space Fence będzie znacznie bardziej czuły niż obecne metody obserwacyjne. Sądzimy, że w ciągu kilku miesięcy od uruchomienia Space Fence liczba skatalogowanych odpadków zwiększy się dziesięciokrotnie - mówi John Morse odpowiedzialny w projekcie Space Fence za nadzór nad pracami firm Lockheed Martin i Raytheon, z których każda otrzymała po 107 milionów dolarów na przygotowanie wstępnego projektu systemu radarowego. Po ocenie projektów US Air Force wybiorą do realizacji jeden z nich. Na rozwój systemu przeznaczono 6,1 miliarda dolarów. Space Fence ma składać się z dwóch stacji radarowych ulokowanych na półkuli południowej. Zastąpią one 9 obecnie wykorzystywanych stacji, pochodzących jeszcze z lat 60. i rozmieszczonych na terenie USA. Dzisiejsze stacje wykorzystują pasmo VHF (30-300 MHz), Space Force będzie używał pasma S o częstotliwościach od 2 do 4 GHz. Im wyższe częstotliwości, tym większa rozdzielczość i możliwość obserwowania mniejszych odpadków. Zanieczyszczenie orbity okołoziemskiej to coraz bardziej poważny problem. Wokół naszej planety krążą miliony odpadków, które stanowią zagrożenie dla satelitów, Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz załogowych i bezzałogowych misji. W czerwcu załoga ISS dostała polecenie ewakuacji do kapsuł ratunkowych, gdy odkryto, że jeden z odpadków znalazł się w odległości kilkuset metrów. Wiadomo, że w ciągu ostatnich kilku lat co najmniej pięciokrotnie Stacja musiała wykonywać manewry ratunkowe, by uniknąć zderzenia ze śmieciami. Zagrożone są też loty załogowe. Ocenia się, że podczas lotu ryzyko katastrofalnego zderzenia z mikrometeorytami lub, co bardziej prawdopodobne, odpadkami, wynosi 1:250. Przy 100 misjach łączne ryzyko wynosi już 1:3. Lepsze śledzenie odpadków pozwoli uniknąć wielu niebezpieczeństw, ale nie rozwiąże problemu. Zagrożeni są też mieszkańcy planety. W marcu w Kolorado znaleziono 75-centymetrową metalową sferę pochodzącą prawdopodobnie z rosyjskiego satelity wystrzelonego dwa miesiące wcześniej. W tym samym miesiącu w Urugwaju spadł fragment silnika rakiety Delta 2, która przed ośmioma laty wyniosła na orbitę satelitę GPS. Od roku 2001 zanotowano trzy upadki (w Arabii Saudyjskiej, Argentynie i Tajlandii) kilkudziesięciokilogramowych fragmentów rakiet wynoszących satelity GPS. Z kolei w 2009 roku nieczynny rosyjski satelita Cosmos uderzył w działającego satelitę sieci telefonii satelitarnej Iridium. Wskutek zderzenia powstały tysiące odłamków, z czego niemal 2000 wielkości co najmniej 10 centymetrów. Jeden z nich zagroził ISS w kwietniu bieżącego roku. Na orbicie okołoziemskiej panuje już taki bałagan, że do zderzeń dochodzi co 4-5 lat. Nawet jeśli ludzie zaprzestaliby wysyłania w kosmos kolejnych obiektów, to liczba odpadów i tak będzie rosła wskutek zderzeń już istniejących śmieci i obiektów. Utworzenie Space Fence to jedynie próba uniknięcia wypadków, a nie rozwiązanie problemu. Coraz częściej mówi się o konieczności posprzątania tego, co pozostawiliśmy na orbicie. Eksperci z NASA zauważają, że nigdy wcześniej Agencji nie przedstawiano tak wielu pomysłów na systemy aktywnego usuwania odpadów (ADR). Spektrum propozycji jest niezwykle szerokie: od laserów spalających odpady, po pojazdy je zbierające. Jednak obecnie wszystkie one przypominają idee rodem z filmów science-fiction. Nie opracowano dotychczas ekonomicznie i technologicznie realnego sposobu na posprzątanie orbity. Zadanie to będzie najprawdopodobniej wymagało współpracy międzynarodowej o skali porównywalnej do budowy ISS. Na szczęście kosmiczne odpadki nie spowodowały jeszcze niczyjej śmierci. Jednak, prawdopodobnie, takie wydarzenie jest tylko kwestią czasu.
- 8 odpowiedzi
-
- Międzynarodowa Stacja Kosmiczna
- zagrożenie
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na najwyższym szczycie Kilimandżaro Uhuru (5895 m n.p.m.) turysta z Francji zobaczył leżącego psa. Biolodzy i weterynarze dziwią się, co skłoniło go do wspinania się na taką wysokość i jak zdołał przeżyć na kamienistej pustyni, będącej pozostałością po wulkanie. Wyzwaniem jest tu nie tylko brak pożywienia, ale i temperatura, wynosząca od minus czterech do minus piętnastu stopni Celsjusza. Jeden ze specjalistów stwierdził, że pies może być chory na wściekliznę. Nie wyjaśnił, niestety, w jaki sposób tłumaczyłoby to wspinaczkę wysokogórską. Antoine le Galloudec zrobił psu zdjęcie telefonem komórkowym. Wysłał je e-mailem do redakcji tanzańskiej gazety The Citizen. Przedstawiciel organizatora wyprawy, firmy Ahsante Tour, powiedział dziennikarzom, że przed 10 laty psa widziano w obozie Baranco (na wysokości 3960 m n.p.m.). Jeśli Francuz sfotografował to samo zwierzę, wścieklizna nie może stanowić wytłumaczenia dla nietypowego zachowania. Do życia w ekstremalnych warunkach musiało skłonić go coś innego, bo Rabies virus (RABV) zabiłby go już dawno temu.
-
- Antoine le Galloudec
- turyści
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Grafenowe urządzenia wykorzystane w roli fotodetektorów mogą nawet stukrotnie przyspieszyć łącza internetowe. Do takich wniosków doszedł zespół naukowców z University of Manchester i University of Cambridge, wśród których byli odkrywcy grafenu, Andre Geim i Kostya Novoselov. Uczeni wykazali, że połączenie grafenu z metalicznymi nanostrukturami powoduje, że grafen dwudziestokrotnie lepiej wykrywa światło. Już wcześniej odkryto, że gdy do kawałka grafenu zostaną przymocowane, w niewielkiej odległości od siebie, dwa metalowe przewody, to po oświetleniu całość generuje prąd elektryczny. Co jednak ważniejsze, takie urządzenie pracuje niezwykle szybko, być może nawet 100 razy szybciej niż obecnie wykorzystywane fotodetektory. Dzieje się tak dzięki olbrzymiej mobilności i szybkości elektronów w grafenie. Dotychczas jednak poważną przeszkodą był fakt, że grafen absorbował jedynie 3% światła. Reszta impulsu przechodziła przez materiał nie wywołując żadnej reakcji elektronów. Naukowcy rozwiązali ten problem łącząc grafen z metalicznymi nanostrukturami. Te tzw. plazmoniczne nanostruktury dwudziestokrotnie zwiększyły absorpcję światła przez grafen nie wpływając jednocześnie negatywnie na inne jego właściwości. Naukowcy nie wykluczają, że uda się jeszcze bardziej poprawić właściwości grafenu. Grafen wydaje się naturalnym towarzyszem dla plazmoniki. Spodziewaliśmy się, że plazmoniczne nanostruktury mogą poprawić właściwości grafenu, ale miłym zaskoczeniem był fakt, że poprawa jest tak olbrzymia - mówi doktor Alexander Grigorenko, ekspert ds. plazmoniki. Grafen odkrył zatem przed nami swoje kolejne niezwykłe właściwości. Jak zauważył profesor Andrea Ferrari z Cambridge Engineering Department dotychczas skupiano się na właściwościach grafenu przydatnych w fizyce i elektronice. Teraz widzimy, że jego potencjał można wykorzystać też na polu fotoniki i optoelektroniki, gdzie połączenie unikatowych optycznych i elektronicznych właściwości grafenu z nanostrukturami plazmonicznymi pozwoli na wykorzystanie tego materiału nawet w przypadku braku pasma wzbronionego, w takich zastosowaniach jak fotodetektory czy ogniwa słoneczne.
-
- łącze internetowe
- internet
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Czytnik Kindle zyskał nową oryginalną funkcję. Teraz jego użytkownicy mogą zadawać pytania autorom książek, które czytają. Jeśli chcemy dowiedzieć się, dlaczego jakaś kwestia została rozwiązana w ten, a nie inny sposób, wystarczy podświetlić odpowiedni akapit, napisać @author, a następnie zadać pytanie i wysłać je za pomocą funkcji Share. Amazon zajmie się dostarczeniem i opublikowaniem pytania na stronie konkretnego autora, a my automatycznie otrzymamy maila, gdy autor odpowie na nasze pytanie. Możliwe jest również zadawanie pytań z poziomu witryn poszczególnych autorów. W tym celu należy kliknąć odnośnik „Ask a question" pod biografią lub przy konkretnej książce. Amazon zastrzega, że autorzy nie będą w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania, jednak na amazonowych stronach poszczególnych autorów na pytania mogą odpowiadać też czytelnicy. Jeśli z kolei autor odpowie na pytanie zadane za pomocą Kindle'a, a użytkownik zdecyduje się śledzić poczynania autora na witrynie kindle.amazon.com, to zarówno pytanie jak i odpowiedź autora znajdą się w Public Notes w książce pytającego.
-
Tak jak wiele kobiet, samice sikory bogatki lubią u płci przeciwnej niskie głosy. Ptaki, które żyją w mieście, muszą jednak wybierać większe częstotliwości (wyższe dźwięki), bo inaczej nie przebiją się przez wszędobylski hałas. Ma to swoją cenę: trele są co prawda słyszalne, lecz samice niechętnie wybierają takie samce. Wouter Halfwerk z Uniwersytetu w Lejdzie badał rolę tonacji w komunikacji ptaków. Jego praca na ten temat ukazała się właśnie w piśmie PNAS. Odkrył ze swoimi współpracownikami, że samce bogatki śpiewają o wiele niższym głosem, gdy samice są najbardziej płodne, czyli tuż przed złożeniem jaj. Samce, którym udaje się z siebie wydobyć najniższe dźwięki, cieszą się największym powodzeniem wśród płci przeciwnej. Dowiedziono też, że choć sikory łączą się w marcu w monogamiczne pary, samice zdradzają partnera, jeśli nie udaje mu się śpiewać wystarczająco nisko. Holendrzy nagrali komunikaty 30 wylosowanych samców sikor bogatek z dwóch okresów lęgowych: między kwietniem i majem 2009 oraz 2010 roku. Testy na ojcostwo miały pokazać, kto ostatecznie zapłodnił samice i czy jest to ten sam samiec, który po wylęgu pomaga partnerce (jako domniemany ojciec) w karmieniu młodych. Wyższe śpiewy najwyraźniej nie odpowiadały do końca samicom, bo dość często w ostatniej chwili zjawiał się ten trzeci i to on tak naprawdę wygrywał wyścig o jej względy. Na końcu Holendrzy odtwarzali wysokie i niskie piosenki samicom siedzącym w budkach lęgowych. Sprawdzali w ten sposób, czy samica wyściubi z niej dziób. Niskie dźwięki okazały się najbardziej skuteczne. Gdy naukowcy dołączali do niskich treli szum tła, głos samca stawał się jednak niesłyszalny. Tylko wtedy samice reagowały na wyższe zawołania.
-
- sikora bogatka
- bogatka
-
(i 9 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Sony zapowiedziało sprzedaż urządzenia będącego rodzajem kina domowego zakładanego... na głowę. HMZ-T1 zostało wyposażone w dwa panele OLED o przekątnej 0,7 cala i rozdzielczości 1280x720 pikseli oraz w wysokiej jakości słuchawki stereo. Użytkownik, po założeniu urządzenia, będzie mógł oglądać firmy HD zarówno kręcone techniką 2D jak i 3D. Sony twierdzi, że urządzenie wiernie oddaje kolory, charakteryzuje się wysokim kontrastem oraz czasem odpowiedzi krótczym niż 0,01 ms. Ma to pozwolić na wyświetlanie ostrego, płynnego obrazu o wysokiej jakości. Szeroki kąt widzenia (około 200 stopni) oraz taka budowa urządzenia, by do użytkownika nie dochodziły bodźce zewnętrzne ma wywoływać efekt „zanurzenia" w obrazie. Pomoże w tym możliwość wybrania 4 trybów emitowania dźwięku przez słuchawki. W trybie „Standard" ma on przypominać dźwięk stereo jaki zwykle słyszymy w słuchawkach. Tryb „Cinema" przypomina kino, pozostałe tryby to „Game" i „Music". MHZ-T1 zadebiutuje 11 listopada w Japonii, gdzie będzie sprzedawane w cenie 60 000 jenów (800 USD). Niedługo potem, być może w okresie świątecznym, trafi do sklepów w USA i Europie.
- 1 odpowiedź
-
- wyświetlacz
- kino domowe
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z University of Kentucky i University of Louisville wyliczyli, że niedrogi stop może posłużyć do pozyskiwania wodoru z wody za pomocą światła słonecznego. Dzięki najnowszym symulacjom komputerowym naukowcy dowodzą, że dodanie do azotku galu 2% antymonu spowoduje, iż po zanurzeniu stopu w wodzie i wystawieniu go na promienie słoneczne dojdzie do rozerwania wiązań pomiędzy tlenem a wodorem. Technika taka zwana jest fotoelektrochemiczną (PEC) elektrolizą wody. Wcześniejsze badania nad PEC skupiały się na złożonych materiałach. My postanowiliśmy zrobić coś przeciwnego i skupiliśmy się na prostych materiałach, nawet jeśli miałyby one nie posiadać odpowiedniego ułożenia elektronów, wymaganych do spełnienia kryteriów PEC. Chcieliśmy sprawdzić, czy niewielkie dostosowanie ułożenia ich elektronów da pożądane wyniki - mówi profesor Madhu Menon. Stop GaN-Sb to pierwszy prosty materiał, który może spełniać kryteria stawiane przed materiałami wykorzystywanymi w PEC. Podczas rozbijania wody stop nie ulega żadnemu zużyciu, może więc być wykorzystywany bardzo długo. Obecnie uczeni z UK i UofL pracują nad wykonaniem stopu i przetestowaniu jego właściwości. Wodór może być paliwem przyszłości. Jednak jego produkcja wiąże się z dużymi kosztami oraz wielkim zużyciem dwutlenku węgla. Jeśli uda się go pozyskiwać za pomocą prostego i taniego stopu, w procesie, który nie będzie wymagał dostarczania sztucznie produkowanej energii, pokonana zostanie jedna z głównych przeszkód stojąca na drodze do rozpowszechnienia się wodoru jako paliwa.
- 25 odpowiedzi
-
- fotoelektrochemiczna elektroliza wody
- elektroliza
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Śmiech prowadzi do rozszerzenia naczyń i spadku ciśnienia tętniczego. Naukowcy polecają więc, by od czasu do czasu obejrzeć jakąś komedię lub spróbować dostrzec coś zabawnego w codziennych wydarzeniach. Pomysł, by zająć się pozytywnymi emocjami, np. śmiechem, przyszedł nam do głowy po badaniach, które wykazały, że stres powoduje skurcz naczyń krwionośnych – wyjaśnia dr Michael Miller ze Szkoły Medycznej University of Maryland. W pierwszych badaniach sprzed ponad dekady 300 kobiet i mężczyzn wypełniało kwestionariusz dotyczący humoru sytuacyjnego. Na skali od 1 (zupełnie nieśmieszne) do 5 (bardzo śmieszne) należało się ustosunkować do szeregu stwierdzeń, np. Jak zareagujesz, spotykając na przyjęciu kogoś ubranego jak ty? Amerykanie stwierdzili, że osoby z chorobą serca o 40% rzadziej uznawały przedstawione sytuacje za śmieszne. Wtedy studium nie pozwoliło na ustalenie związku przyczynowo-skutkowego i stwierdzenie, że podejście do życia z humorem zabezpiecza przed chorobami serca (albo jak wspominają naukowcy, że zawał serca zmniejsza prawdopodobieństwo reagowania rozbawieniem), dlatego później rozpoczęły się eksperymenty, które miały pokazać, jak śmiech wpływa na funkcje naczyń. W ramach najnowszych badań Millera jednego dnia ochotnicy oglądali fragmenty śmiesznych filmów, np. ze "Sposobu na blondynkę", a drugiego stresującą scenę otwierającą "Szeregowca Ryana". Podczas oglądania "Szeregowca Ryana" dochodziło do wazokonstrykcji, czyli skurczu mięśni gładkich w ścianie naczyń krwionośnych, i wzrostu ciśnienia. Oglądanie śmiesznych scen działało dokładnie na odwrót: mięśnie ściany naczynia się rozkurczały. Naukowcy dokonali ponad 300 pomiarów na tętnicy ramiennej. Porównując reakcje każdej z osób na fragmenty śmieszne i stresujące, stwierdzono 30-50-proc. różnice w średnicy światła naczyń. Zaobserwowany zakres zmian w śródbłonku był […] podobny do korzyści osiąganych dzięki ćwiczeniom aerobowym i statynom”. Śródbłonek to pierwsze miejsce rozwoju miażdżycy [na początkowym etapie komórki śródbłonka gromadzą nadmierne ilości cholesterolu i innych lipidów], dlatego niewykluczone, że regularny śmiech mógłby być istotną częścią zdrowego stylu życia i zapobiegania chorobom serca.
-
- rozkurcz
- wazokonstrykcja
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Uczeni z Oregon State University zauważyli, że rosnąca na zachodzie USA populacja wilków odgrywa ważną rolę w odradzaniu się zagrożonej populacji rysiów. Wnioski ze swoich badań naukowcy opublikowali w Wildlife Society Bulletin. Na terenie USA ryś kanadyjski jest gatunkiem zagrożonym, a główną przyczyną zmniejszania się jego populacji jest gwałtowny spadek liczebności zajęcy amerykańskich, stanowiących główne źródło pożywienia rysia. Zajęcy jest z kolei mniej, gdyż nadmiernie rozrosła się populacja polujących na nie kojotów. Sukces kojotów był natomiast możliwy dzięki temu, iż ludzie przyczynili się do gwałtownego spadku liczebności wilków. Naukowcy uważają, że gdy na jakimś terenie znacznie zmniejsza się liczebność dotychczasowego głównego drapieżnika, rozrasta się populacja mniejszych drapieżników, co ma katastrofalne skutki dla całego ekosystemu. Wzrost liczebności takich drapieżników jak kojoty ma poważne konsekwencje. Na większości obszaru USA ich populacja jest obecnie znacznie większa, niż była w czasach, gdy żyły tam też wilki. Zanim wilki zostały w większości wytępione, zabijały one kojoty oraz wpływały na ich zachowanie poprzez coś, co nazywamy ‚ekologią strachu'. Kojoty mają bardzo zróżnicowaną, elastyczną dietę, ale najbardziej lubią zające i króliki. A to zabija rysia - mówi profesor William Ripple z OSU. W ciągu ostatnich lat naukowcy przeprowadzili wiele badań, z których dowiedzieliśmy się, jak olbrzymie znaczenie ma obecność wilków. Drapieżniki te kontrolują bowiem populację łosi i jeleni oraz - poprzez ‚ekologię strachu' - wpływają na ich zachowanie. Tam, gdzie zwiększyła się populacja wilków zauważono odradzanie się ekosystemów leśnich oraz wodnych, co z kolei pozytywnie wpływało na wiele gatunków roślin i zwierząt. Brak głównego drapieżnika, zarówno w środowisku wodnym jak i lądowym, oznacza olbrzymie kłopoty. Mniejsze drapieżniki nadmiernie się rozrastają i dewastują ekosystem. Ich ofiarami padają jaszczurki, gryzonie, torbacze, zające, mięczaki czy owady. W USA kojoty coraz częściej atakują zwierzęta hodowlane, a próby kontrolowania ich populacji pochłaniają setki milionów dolarów. Problem mniejszych drapieżników stał się już problemem ogólnoświatowym. Ludzie w znacznym stopniu wytępili duże drapieżniki i obecnie w oceanach, rzekach, lasach i sawannach na całym świecie obserwowana jest eksplozja populacji mniejszych drapieżników niszczących ekosystemy. Tymczasem, jak wynika z badań uczonych z OSU, rozwiązaniem problemu byłaby ochrona dużych drapieżników. Tam, gdzie przeprowadzono reintrodukcję wilka, jak np. w Yellowstone National Park, zauważono błyskawiczną redukcję populacji kojotów o 50%. Wstępne badania sugerują, że zaczęła odradzać się populacja zajęcy.
-
Patriarchat obniża zdolności przestrzenne kobiet?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
W społeczeństwach patriarchalnych kobiety wypadają gorzej od mężczyzn w zadaniach wymagających obracania obiektów w myślach. W społecznościach matriarchalnych różnice w osiąganych wynikach zanikają. Różnice w zdolnościach przestrzennych ujawniają się w rozmaitych kulturach, dotąd jednak niewiele uwagi poświęcano zagadnieniu, do jakiego stopnia zjawisko to jest uwarunkowane biologicznie, a do jakiego kulturowo. Gdyby się okazało, że kultura odpowiada za gorsze wyniki pań w zadaniach wymagających wyobraźni przestrzennej, uprawdopodobniłyby się twierdzenia wszystkich osób, które twierdzą, że niedobór kobiet o znaczących osiągnięciach w sektorze SET (od ang. science, engineering, technology) to wynik stereotypów i dyskryminacji. By się przekonać, jak jest naprawdę, dr Moshe Hoffman z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego pojechał do północnych Indii i odwiedził dwa plemiona: patriarchalnych Karbi, gdzie większość dóbr należy do mężczyzn i dziedziczy najstarszy syn oraz Khasi, gdzie w odróżnieniu od większości wspólnot indyjskich zachowało się dziedziczenie matrylinearne, a status kobiet jest wysoki (po ślubie to mąż przenosi się do żony, domem rządzi babcia, czyli teściowa, a mężczyznom nie wolno mieć ziemi). Hoffman tłumaczy, że wybrał właśnie te społeczności, ponieważ biologicznie i geograficznie są do siebie bardzo podobne, różnice występujące w zdolnościach należałoby zatem przypisać odmiennemu porządkowi społecznemu. Wioski tych grup etnicznych się ze sobą mieszają, w dodatku genetycznie oddzieliły się one od siebie zaledwie kilkaset lat temu. Amerykanin odwiedził 8 wiosek. Zebrał grupę 1279 osób, które miały na czas ułożyć 4-elementową układankę przedstawiającą konia. Wszystkim ochotnikom zapłacono dniówkę za samo zjawienie się na badaniu. Za ukończenie zadania w czasie poniżej 30 s można było dostać dodatkowe wynagrodzenie. Hoffman opowiada, że czasem zgłaszały się całe wioski. Normalnie ludzie ci pracują w pocie czoła w polu, więc perspektywa zarobienia tej samej kwoty w dużo lżejszy sposób była dla nich wyjątkowo pociągająca. Gdy wyliczono średni czas, biorąc pod uwagę wszystkich badanych (1279), wyniósł on 40 sekund. Okazało się jednak, że wśród Karbi mężczyźni kończyli układanie o 36% wcześniej niż kobiety, a wśród Khasi obie płcie wypadały bardzo podobnie. Eksperymenty nie ujawniły, jak kultura wpływa na zdolności przestrzenne, ale najprawdopodobniej za pośrednictwem struktury rodzinnej i wykształcenia. W grupie z dziedziczeniem patrylinearnym mężczyźni uczą się o ok. 3,5 roku dłużej od kobiet, a w społeczeństwie matriarchalnym obie płcie kształcą się tyle samo czasu. Gdy naukowcy kontrolowali liczbę lat uczęszczania do szkoły, różnica między płciami zmniejszyła się o 1/3. Wg Hoffmana, oznacza to, że nauka może zwiększać zdolności przestrzenne. W ludzie Karbi niektóre kobiety mają ziemię i pieniądze, ponieważ w ich rodzinach nie było synów. Amerykanin porównał je z rodzinami, w których dominowali mężczyźni. Znowu okazało się, że przy wzroście stanu posiadania kobiety różnica w zdolnościach przestrzennych zmniejsza się o 1/3. Nie da się wykluczyć, że kobiety bardziej uzdolnione przestrzennie więcej osiągają, ale może być też tak, że domy z mniejszymi różnicami w uprawnieniach płci wzmacniają u kobiet zdolności przestrzenne. Warto przypomnieć, że gdy przed 2 laty Janet Hyde i Janet Mertz University of Wisconsin-Madison przeanalizowały szereg badań, wykazały, że w społeczeństwach z silniej zaznaczoną nierównością płci dziewczynki osiągają gorsze wyniki w matematyce.- 5 odpowiedzi
-
- Karbi
- dr Moshe Hoffman
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Gdy przed trzema laty rozbito szajkę złodziei zabytków, znaleziono przy nich ossuarium z inskrypcją, która natychmiast wzbudziła zainteresowanie badaczy. Aramejski napis głosił bowiem Miriam, córka Jeszui, syna Kajfasza, kapłana z Maaziah z Beth Imri i wskazywał, że w tej kamiennej skrzynce, których żydzi używali do powtórnego pochówku samych kości, złożono szczątki wnuczki Kajfasza. Stare ossuaria zwykle nie były podpisywane. W tym przypadku niezwykły jest nie tylko fakt podpisania, ale wymienienie genealogii rodzinnej do trzech pokoleń wstecz oraz prawdopodobne wskazanie miejsce pochodzenia rodu. Naukowcy podeszli do znaleziska wstrzemięźliwie. Niejednokrotnie bowiem zdarzało się, że złodzieje, by podnieść wartość zabytków, fałszowali je dodając zdobienia czy napisy. Tak było niedawno z rzekomym ossuarium Jakuba, syna Józefa, który był bratem Jezusa. O sprawdzenie autentyczności zabytku poproszono doktora Boaz Zissu z Uniwersytetu Bar Ilan oraz profesora Yuvala Gorena z Uniwersytetu w Tel Awiwie. Obaj uczeni opublikowali właśnie wyniki swoich badań. Wynika z nich jednoznacznie, że ossuarium jest autentyczne. Naukowcy podkreślają, że napis wskazuje bardzo dokładnie o kogo i z jakiego rodu chodzi. W ossuarium złożono kości potomkini słynnego rodu kapłańskiego, który bardzo aktywnie działał w I wieku ne. Jeden z członków tego rodu, arcykapłan Józef Bar Kajfasz, jest szczególnie znany ze względu na swoją rolę w procesie i ukrzyżowaniu Jezusa - napisali uczeni w swoim artykule. Tutaj rodzi się pytanie, czy Miriam była wnuczką arcykapłana Kajafsza, który sądził Jezusa. Józef Bar Kajfasz oznacza bowiem Józef syn Kajfasza. Arcykapłan, przewodniczący Sanhedrynu, miał zatem na imię Józef, a z czasem stał się znany jako Kajfasz, również dla odróżnienia go od męża Marii, Józefa. Miriam prawdopodobnie nie była zatem wnuczką słynnego arcykapłana, łączył ich inny stopień pokrewieństwa. Maaziah to nazwa ostatniej z 24 zmian kapłanów, którzy służyli w Świątyni w Jerozolimie. Z ossuarium po raz pierwszy dowiadujemy się, że rodzina Kajfasza została przypisana do zmiany Maaziah. Z kolei „z Beth Imri" może być interpretowane na dwa sposoby. Albo jest to nazwisko rodu kapłańskiego, synów wymienionego w Biblii Immera, albo też - co bardziej prawdopodobne - to miejsce pochodzenia zmarłej lub jej rodziny. Badacze identyfikują je w okolicach istniejącego obecnie miasta Beit Ummar na północ od góry Hebron. Wiadomo, że w czasach Drugiej Świątyni istniało tam osadnictwo. Niestety, złodzieje okradając grób z ossuarium uniemożliwili zbadanie zabytku w kontekście, w jakim występował. Nie poznamy zatem całej jego historii.
-
Te, co skaczą i pływają, na swój pokaz zapraszają
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Alticus arnoldorum to morska ryba z raf koralowych Oceanu Spokojnego, która spędza dużo czasu w strefie międzypływowej. Naukowcy sądzą, że rzuca to nieco światła na początki kolonizacji lądu przez zwierzęta. Przy okazji stwierdzono, że skacząca ryba prowadzi rozbudowane i ciekawe życie społeczne. Dr Terry Ord z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii opowiada, że w dorosłości A. arnoldorum staje się zwierzęciem lądowym, zasiedlając skaliste pasmo pływów strefy przybrzeżnej. […] Nadal jednak potrzebuje wilgoci, by oddychać za pomocą skrzeli i skóry. Nasze studium pokazało, że życie na lądzie w wykonaniu ryby morskiej jest silnie zależne od pływów i fluktuacji temperatury. Jest uzależnione do tego stopnia, że większość aktywności ogranicza się do krótkiego okresu częściowego zalania, którego moment występowania zmienia się z dnia na dzień. Podczas naszych badań na Guam nigdy nie widzieliśmy dobrowolnego powrotu do wody. W rzeczywistości ryby spędzały dużo czasu na aktywnym unikaniu zanurzenia przez nadchodzące fale, nawet wtedy gdy próbowaliśmy je schwytać do badań. Australijczyk podkreśla, że ryby te są bardzo zwinne na lądzie i naprawdę trudno je złapać. A. arnoldorum pokonują skalisty teren, wyginając ogon i posługując się wydłużonymi płetwami piersiowymi i ogonowymi. Dzięki tym ostatnim są w stanie uczepić się niemal każdej powierzchni. "Gimnastyka" ogona pozwala im zaś na wskakiwanie na położone wyżej tereny. Skoki mają niekiedy rekordową długość, wielokrotnie przewyższającą długość ich ciała. Podczas wysokiego i niskiego stanu wód A. arnoldorum przebywają w szczelinach skalnych. Pomiędzy nimi wychodzą na żer, gody i by prowadzić życie społeczne. Ord i S. Tonia Hsieh z Temple University uważają, że jest ono niezwykle złożone, biorąc pod uwagę wąskie okienko czasowe, jakim dysponują ryby. Samce są terytorialne i urządzają pokazy mające odstraszyć wrogów i zwabić samice (demonstrują czerwone płetwy i energicznie potrząsają głowami). Biolodzy zauważyli samice agresywnie broniące żerowisk na początku sezonu rozrodczego. Samice oglądają nory samców, zanim wybiorą partnera. Potem składają ikrę i znikają, zostawiając opiekę nad jajami ojcu.-
- strefa międzypływowa
- zwierzę lądowe
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Microsoft poinformował, że Windows 8 zostanie wyposażony w obsługę formatów ISO i VHD. W praktyce będzie to oznaczało, że użytkownik nowego systemu operacyjnego, chcąc uzyskać dostęp do danych przechowywanych w pliku ISO nie będzie musiał wypalać go na płycie czy korzystać z zewnętrznego programu do podmontowywania pliku jako wirtualnego napędu. Podobnie będzie w przypadku formatu Virtual Hard Disk. Z pliku wirtualnego dysku będzie można korzystać bezpośrednio z poziomu Exploratora, bez pośrednictwa innych programów. Zasadniczą różnicą w porównaniu z ISO będzie fakt, iż plik VHD będzie widoczny jako nowy dysk twardy, a nie jako usuwalny nośnik danych.
-
Globalfoundries wyprodukowała pierwszy testowy plaster krzemowy z podzespołami wykonanymi w technologii 20 nanometrów. Firma ogłosiła, że jej partnerzy mogą teraz sprawdzić jakość wykonania. Nie wiadomo, kiedy na rynek trafią pierwsze 20-nanometrowe układy. Wdrożenie nowego etapu produkcyjnego wymaga bowiem poważnych inwestycji w nowe urządzenia i przebudowania linii produkcyjnych. Globalfoundries przed kilkoma miesiącami rozpoczęła dostawy 32-nanometrowych układów, a w przyszłym kwartale na rynek trafią pierwsze kości tej firmy wykonane w technologii 28 nanometrów.
-
- układ scalony
- linia produkcyjna
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Samce pluskwy domowej zabezpieczają swoje plemniki przed zakażeniami drogą płciową, wytwarzając bakteriobójczy płyn nasienny. Bakterie pokrywające ciało owadów są przekazywane samicy razem ze spermą podczas spółkowania. Biolodzy z University of Sheffield wykazali, że bez czynnika antybakteryjnego – lizozymu - ginie aż 40% plemników. Samce pluskiew nakłuwają samicę od spodu penisem i zostawiają pakiety z plemnikami wewnątrz jej ciała. Dostają się one do jajników za pośrednictwem układu krwionośnego i tam dochodzi do zapłodnienia jaj. Samice zabezpieczają się przed chorobami przenoszonymi drogą płciową, kierując penisem samca za pośrednictwem zlokalizowanej na brzuchu struktury. Dzięki temu trafia on w wyspecjalizowany zbitek komórek zwalczających bakterie. Jak tłumaczy dr Oliver Otti, samce wyposażają ejakulat w białka chroniące plemniki. Podczas eksperymentów Brytyjczycy wyekstrahowali plemniki od kilku samców pluskwy domowej, uważając przy tym, by nie wmieszać do próbek płynu nasiennego. Następnie zmieszali plemniki z bakteriami bytującymi na oskórku. Do połowy próbek dodano lizozym i okazało się, że w obecności enzymu przeżyło o 40% więcej plemników. Otti tłumaczy, że samice nie odnoszą żadnych korzyści z obecności lizozymu, co oznacza, że jego występowanie w spermie służy wyłącznie ochronie plemników, jednak jego kolega z uczelni dr Michael Siva-Jothy stwierdził, że to tylko część prawdy, gdyż samice dysponują swoimi własnymi lizozymami. Ich stężenie wzrasta tuż przed żerowaniem, a to dlatego, że często jedzenie i spółkowanie następują krótko po sobie. Zranienia są bardzo częste podczas i po kopulacji, a genitalia nie są generalnie czyste, stąd też zabezpieczanie się przed przenoszonymi w czasie aktu płciowego bakteriami, np. tymi z oskórka, jest naprawdę istotne.
- 3 odpowiedzi
-
- dr Oliver Otti
- bakteriobójczy
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Podczas dyskusji na temat różnych metod produkcji energii najczęściej bierze się pod uwagę koszty finansowe oraz środowiskowe. Tymczasem naukowcy ze szwajcarskiego Instytutu Paula Scherrera postanowili zbadać, która z metod produkcji energii pociąga za sobą najwięcej ofiar w ludziach wskutek poważnych wypadków. Pod uwagę wzięli 1800 wypadków, które wydarzyły się w ciągu ostatnich 30 lat w krajach OECD. Brano pod uwagę tylko takie wydarzenia, w których straciło życie co najmniej 5 osób. Nie policzono awarii elektrowni atomowej w Czernobylu ani ostatniej w Fukushimie. Warto przy okazji zauważyć, że dla różnych form produkcji energii różnie rozkłada się ryzyko. W przypadku spalania węgla najbardziej ryzykowane jest jego wydobycie, w przypadku elektrowni atomowych do wypadków dochodzi przede wszystkim w samych elektrowniach. Z kolei w przemyśle naftowym i gazowym najwięcej ofiar śmiertelnych pociąga dystrybucja. Niewątpliwie najbardziej bezpieczną metodą pozyskiwania energii jest energetyka słoneczna (0,02 przypadków śmierci na 100 gigawatów energii/rok), następnie energetyka geotermalna (0,17 śmierci na 100 gigawatów) i energetyka wiatrowa (0,19 śmierci). Te sposoby produkcji energii są jednak na tyle mało rozpowszechnione, że trudno było zebrać dane opisujące, w którym miejscu łańcucha produkcji i dystrybucji dochodzi do wypadków. Najmniej „śmiercionośnym" spośród rozpowszechnionych rodzajów produkcji energii jest energetyka wodna. Na sto gigawatów energii wygenerowanej w roku dochodzi tam do 0,27 wypadku śmiertelnego. Wszystkie lub prawie wszystkie (od 61 do 100 procent przypadków) mają miejsce w momencie generowania energii. Niemal trzykrotnie bardziej ryzykowna (0,73 wypadku śmiertelnego na 100 gigawatów/rok) jest energetyka jądrowa. Także i tutaj od 61 do 100 procent wypadków śmiertelnych zdarza się podczas produkcji energii. Korzystanie z naturalnego gazu to już utrata 7,19 żyć ludzkich na 100 gigawatów/rok energii. Od 6 do 15 procent wypadków śmiertelnych ma miejsce podczas wydobycia, kolejne 6-15% to wypadki, do których dochodzi w czasie długodystansowego transportu. Największe śmiertelne żniwo (31-60%) zbiera dystrybucja gazu na szczeblu lokalnym. Ryzykowane jest też (16-30%) generowanie energii z gazu. Kolejna na niechlubnej liście jest ropa naftowa. W przemyśle tym na każde 100 gigawatów energii życie traci 9,37 osób. Największym ryzykiem obarczone są (po 16-30%) transport na dalekie odległości oraz dystrybucja na szczeblu lokalnym. Mniej ryzykowne (6-15%) jest wydobycie. Za najwięcej ofiar śmiertelnych odpowiedzialne jest spalanie węgla, gdzie na każde 100 gigawatów energii życie traci 12 osób. Jak łatwo się domyślić giną one przede wszystkim (61-100%) w kopalniach. Najmniej ryzykowne, we wszystkich rodzajach produkcji energii - chociaż nie we wszystkich po równo - są przetwarzanie i składowanie paliwa oraz przechowywanie odpadów. Te elementy procesu produkcji przyczyniają się od 0 do 5% przypadków śmiertelnych. Musimy przy tym pamiętać, że powyższe dane pochodzą z krajów rozwiniętych. W krajach rozwijających się liczba wypadków jest znacznie wyższa. Więcej prac jest tam bowiem wykonywanych ręcznie, istniejące maszyny są w gorszym stanie, a obowiązujące przepisy i metody pracy niosą ze sobą większe ryzyko. Trudno jednak podać dane z takich krajów, gdyż tamtejsze statystyki są często niepełne lub celowo fałszowane. Należy jednak zwrócić uwagę, że największe koszty i ofiary generuje nie sam proces produkcji energii, ale zanieczyszczenia wywoływane spalaniem paliw kopalnych. Z badań przeprowadzonych przez Pascale Scapecchiego na zlecenie OECD wynika, że z powodu zanieczyszczenia pyłem corocznie w Polsce umiera co roku 32 850 osób powyżej 30. roku życia oraz 94 niemowlęta. U 14 680 osób powyżej 27. roku życia rozwija się chroniczne zapalenie oskrzeli, 6110 osób zgłasza się od szpitali z powodu problemów z układem oddechowym, a 3770 jest przyjmowanych z powodu problemów z układem krążenia. Oszacowano też, że wiąże się to w sumie z niemal 35 milionami dni o obniżonej aktywności. Bardziej szczegółowe dane, pochodzące z USA, pokazują, że w 2000 roku wskutek emisji przez elektrownie pyłów utracono ponad 5 milionów dni roboczych, a obniżenie aktywności dotyczyło ponad 26 milionów dni. Z kolei dwóch hiszpańskich naukowców, Monzon i Guerrero, oszacowali społeczne i zdrowotne koszty jakie poniesiono w samym tylko Madrycie w 1996 roku w związku z zanieczyszczeniami powietrza emitowanymi przez transport. Biorąc pod uwagę koszty związane z przypadkami śmierci, przyjęciami do szpitali, utratą produktywności oraz cierpieniem całość strat oszacowano na ponad 682,5 miliona dolarów. O tym, że nie są to przesadzone kwoty mogą świadczyć wyliczenia dokonane przez Ontario Medical Association. Kanadyjczycy, chcąc obliczyć straty związane z zanieczyszczeniem powietrza stwierdzili, że stracony czas, koszty opieki zdrowotnej, przedwczesnych zgonów oraz cierpienia wyniosły w 2005 roku w Kanadzie 6 miliardów 430 milionów USD. Jak zatem widzimy, największe straty przynoszą długofalowe skutki wykorzystywania technologii zanieczyszczających środowisko naturalne.
- 21 odpowiedzi
-
- energetyka atomowa
- węgiel
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W nowym barze tolerancja na alkohol może być niższa. Psycholodzy odkryli, że picie alkoholu w nieznanym miejscu powoduje, że tracimy zahamowania w większym stopniu niż pijąc cały czas w znanym otoczeniu, czyli np. ulubionym pubie czy klubie (Alcohol and Alcoholism). Akademicy z Uniwersytetu w Birmingham zaobserwowali, że podczas wykonywania zadania na komputerze ludzie spożywający alkohol w nowym otoczeniu o 50% rzadziej powstrzymują się od niewłaściwej reakcji. Od lat 50. dywagowano, że tolerancja na alkohol rozwija się w znanych środowiskach, ale dotąd udawało się to wykazać jedynie w badaniach na zwierzętach. Demonstrując, że stopień rozhamowania zmienia się w różnych środowiskach, Brytyjczycy udowodnili, że ludzka tolerancja na alkohol również jest większa w znajomym otoczeniu. Podczas eksperymentu naukowcy częstowali 24 studentów drinkami. Odbyły się trzy sesje, by mogli się przyzwyczaić do danych warunków. W drugiej z zaaranżowanych scenerii także podawano napoje. Było to jednak placebo, ponieważ smakowały one tak samo jak alkohol, ale go nie zawierały. By przetestować zdolność powstrzymywania się, psycholodzy częstowali badanych drinkami w jednej z dwóch scenerii: tam, gdzie pili uprzednio alkohol lub tam, gdzie wcześniej raczyli się napojami bezalkoholowymi. Podczas picia studenci wykonywali na komputerze zadanie. Poinstruowano ich, że gdy na ekranie wyświetli się "szczęśliwe słowo", mają naciskać klawisz. Gdy jednak zobaczą "wyraz smutny", powinni się powstrzymać od naciskania. Niezdolność powstrzymania się wskazywała na rozhamowanie. Specjaliści z Birmingham stwierdzili, że gdy ochotnicy pili alkohol w warunkach, w których wcześniej pili napój placebo, niepoprawnie naciskali guzik ok. 12 razy na sesję. Gdy jednak spożywali drinki w warunkach, w których pili go już wcześniej, liczba popełnianych błędów spadała o połowę (do 6). Działania przy komputerze to jedno, ktoś mógłby jednak zapytać, jak się to ma do realnego życia. Wbrew pozorom wiąże się z nim na wiele sposobów. W końcu to utrata samokontroli powoduje, że wiele osób wdaje się w bójki lub prowadzi samochód w stanie nietrzeźwym. Okazuje się też, że ilość alkoholu w ośrodkowym układzie nerwowym nie jest jedynym czynnikiem wpływającym na rozhamowanie. Wystarczy zmiana otoczenia, by działanie człowieka diametralnie się zmieniło. W znanym środowisku mózg przewiduje, że będzie pity alkohol i nastąpi hiperpobudzenie, dlatego próbuje temu przeciwdziałać. W nowym pubie nie może się tego spodziewać i reaguje inaczej, co wskazuje, że tolerancja stanowi wypadkową człowieka i jego właściwości biologicznych oraz wpływu zmiennych środowiskowych. Niestety, w drugim objętym studium eksperymencie zastosowano inne zadanie komputerowe, które wiązało się z uzyskaniem przez badanych takich samych wyników w otoczeniach znanym i nieznanym. Komentatorzy sugerują, że mogło ono być za mało czułe i warto powtórzyć badanie, by rozstrzygnąć wątpliwości.
-
- powstrzymywanie się
- drink
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W USA opisano pierwszy nowy gatunek ptaka od 37 lat
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Po raz pierwszy od 37 lat w Stanach Zjednoczonych zidentyfikowano nowy gatunek ptaka. Ornitolodzy oparli się na egzemplarzu znalezionym w 1963 r. na Midway. Nowemu, bardzo rzadkiemu, gatunkowi ptaka morskiego (burzyka) nadano łacińską nazwę Puffinus bryani. Człon bryani w nazwie wybrano, aby upamiętnić Edwina Horace'a Bryana Juniora, kuratora kolekcji B.P. Bishop Museum w Honolulu w latach 1919-1968. Początkowo specjaliści zwrócili uwagę na różnice w wymiarach i wyglądzie, potem genetycy ze Smithsonian Conservation Biology Institute przeprowadzili analizę DNA i potwierdzili, że mamy do czynienia z całkowicie nowym gatunkiem. Większość z ok. 10 tys. gatunków ptaków opisano przed rokiem 1900. Potem zdarzało się to dużo rzadziej. Gros nowych gatunków ptaków skatalogowanych od połowy XX w. znaleziono w odległych lasach deszczowych i mgielnych, głównie Ameryki Południowej i południowego wschodu Azji. P. bryani to pierwszy nowy gatunek na terenie USA i Hawajów, opisany od czasów hawajki czarnolicej (Melamprosops phaeosoma) w 1974 roku. P. bryani jest najmniejszym znanym burzykiem. Ma niebieskie nogi, niebiesko-szary lub czarny dziób i czarno-białe pióra. Egzemplarz, o którym wspominano na początku, znaleziono w norze na terenie kolonii petreli podczas Pacific Ocean Biological Survey Program w 1963 r. Ostatnio Peter Pyle z Instytutu Ptasich Populacji (Institute for Bird Populations) zajął się badaniem tego okazu i stwierdził, że jest zbyt drobny, by mógł to być burzyk mały (Puffinus assimilis). Zafrapował go także nietypowy wygląd ptaka. Rob Fleischer i Andreanna Welch ze Smithsonian podkreślają, że P. bryani jest bardzo różny genetycznie od innych przedstawicieli rodzaju Puffinus. Jego dalekim krewnym jest burzyk brązoworzytny (Puffinus boydi). W oparciu o dane genetyczne naukowcy stwierdzili, że P. bryani musiał się oddzielić w toku ewolucji od innych burzyków ponad 2 mln lat temu. Na razie nie wiadomo, gdzie znajdują się lęgowiska nowo opisanego gatunku (i czy w ogóle się gdzieś znajdują, bo gatunek rozpoznano tak późno, że w międzyczasie mógł nawet wyginąć). Biorąc pod uwagę intensywne badania tych obszarów w ramach Pacific Seabird Project, nie sądzimy, by [malutkie burzyki] rozmnażały się regularnie na Midway lub innych Północno-Zachodnich Wyspach Hawajskich – opowiada Pyle. Mimo że Projekt Pacyficznych Ptaków Morskich (Pacific Seabird Project) realizowano na atolach i wyspach północnego Oceanu Spokojnego od 1963 do 1968 r., ornitolodzy napotkali tylko jeden egzemplarz P. bryani.-
- Puffinus bryani
- USA
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Analitycy prognozują, że wkrótce będziemy świadkami olbrzymiego spadku cen układów pamięci DRAM. W drugim kwartale 2-gigabitowa kość DDR3 kosztowała u producenta 2,10 USD. Jeszcze w trzecim kwartale średnia cena tego typu układów może spaść do 1,60 USD, w czwartym kwartale spadek może sięgnąć kolejnych 22%, a cena kości osiągnie poziom 1,25 USD. Spadające ceny to efekt rosnącej produkcji przy jednoczesnym zmniejszającym się popycie na pecety. Ceny układów pamięci powinny zacząć rosnąć w trzecim i czwartym kwartale. Tym razem jednak się tak nie stanie. Analitycy mówią, że w bieżącym kwartale na rynek trafi o 15,9% układów więcej niż w drugim kwartale 2011, dlatego też ceny będą spadały. Obniżenie się ceny z 2,10 do 1,25 dolarów to zła wiadomość dla producentów, gdyż czeka ich olbrzymia redukcja zysków.