Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36962
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W ciągu 20 lat 67-letni dziś Philippe Gillet z Coueron koło Nantes zgromadził imponującą kolekcję ponad 400 gadów. Aligatory Ali i Gator zostały uratowane z fermy skór, a pozostałe zwierzęta po prostu znudziły się wcześniejszym właścicielom i zostały oddane lub porzucone. Uważam, że to nie fair, że traktujemy gady po macoszemu, bo zwyczajnie ich nie rozumiemy. Nienawidzimy ich, myśląc, że są okropne. Tymczasem kiedy się je lepiej pozna, okazuje się, że aligatory można wołać po imieniu tak jak inne zwierzęta, a one chętnie przychodzą po oferowane przekąski. Gillet podkreśla, że dysponuje wszelkimi niezbędnymi zezwoleniami i może hodować i przewozić swoich podopiecznych na pokazy, które mają zwiększyć publiczną świadomość odnośnie do gadów. Miejscowi akceptują ponoć działalność sąsiada i bez oporów wpadają do niego na kawę. Lokalna straż pożarna ma jednak specjalne instrukcje, co robić, a czego nie w sytuacji kryzysowej.   « powrót do artykułu
  2. Do wenezuelskiego portu La Guaira przypłynął chiński statek szpitalny Peace Ark. Przez tydzień będzie tu można skorzystać z darmowej opieki medycznej. Załogę z Państwa Środka powitał minister obrony Vladimir Padrino López, który powiedział, że wizyta okrętu została uzgodniona w zeszłym tygodniu podczas wizyty prezydenta Nicolása Madury w Pekinie. W zamian Wenezuela zgodziła się na zwiększenie eksportu ropy do Chin, które są jednym z głównych wierzycieli kraju. Kryzys ekonomiczny w Wenezueli doprowadził do niedoboru jedzenia, leków i upadku systemu świadczeń publicznych. Opozycja twierdzi, że obecność chińskiego okrętu-szpitala unaocznia skalę kryzysu humanitarnego. Wenezuelski rząd obwinia za kryzys międzynarodowy bojkot, któremu przewodniczą USA. Wg ONZ-etu, od 2014 r. do czerwcem 2018 r. z Wenezueli wyemigrowało ok. 2,3 mln osób. « powrót do artykułu
  3. W ciągu ostatnich 9 lat nepalska populacja tygrysów bengalskich (Panthera tigris tigris) niemal się podwoiła. Podczas spisu przeprowadzonego w Nepalu w br. doliczono się 235 tygrysów. Dla porównania, w 2009 r. było ich tu tylko 121. Przeczesując 2700-km koci szlak na nizinie na południu kraju, ekolodzy i eksperci ds. dzikiej przyrody wykorzystali ponad 4 tys. kamer/aparatów i ok. 600 słoni. Wzrost liczebności populacji to rezultat wspólnych wysiłków rządu, lokalnych społeczności i innych zainteresowanych, by zabezpieczyć habitat i ochronić tygrysy przed kłusownikami - powiedział w wywiadzie udzielonym AFP Man Bahadur Khadkam, dyrektor Wydziału Parków Narodowych i Ochrony Dzikiej Przyrody. Wylesienie czy kłusownictwo wywarły katastrofalny wpływ na liczbę tygrysów azjatyckich, jednak w 2010 r. czternaście krajów, w tym Nepal, podpisało zobowiązanie do podwojenia liczby tych kotów do 2022 r. W 1900 r. na wolności żyło ok. 100 tys. tygrysów. Później w ciągu wieku utraciliśmy ok. 97% dzikich tygrysów - podkreśla Darren Grover z WWF-u. Na szczęście 2010 Tiger Conservation Plan szybko dał rezultaty i 2 lata temu WWF i Global Tiger Forum poinformowały, że populacja dzikich tygrysów powiększyła się po raz pierwszy od ponad 100 lat. Wzrosty są ponoć wynikiem poważnych zmian, wprowadzonych w Indiach, Rosji, Bhutanie i właśnie Nepalu. « powrót do artykułu
  4. Immunoterapia antynowotworowa to nowa metoda leczenia choroby, polegająca na zaprzęgnięciu układu odpornościowego pacjenta do walki z nowotworem. Niestety, u wielu pacjentów przynosi ona tylko krótkotrwałą poprawę, a następnie dochodzi do wznowienia choroby. Naukowcy z Fred Hutchinson Cancer Research Center postanowili wykorzystać najnowsze technologie, by dowiedzieć się, dlaczego tak się dzieje. Wyniki swojej pracy opisali na łamach najnowszego numeru Nature Communications. Uczeni przyjrzeli się pacjentom cierpiący na raka neuroendokrynnego skóry (rak komórek Merkla). To rzadki, wysoce złośliwy nowotwór powodowany przez wirusa. "Dwadzieścia procent chorych na raka komórek Merkla początkowo reaguje na immunoterapię, ale potem dochodzi do wznowy choroby i nie wiadomo dlaczego. Zrozumienie przyczyny nawrotu pozwoliłoby nam na takie zaprojektowanie leczenia, by zmienić nowotwór w kontrolowaną chorobę chroniczną", mówi główna autorka badań, doktor Kelly Paulson. Doktor Paulson wraz z doktor Aude Chapuis przyjrzały się komórkom nowotoworym dwóch pacjentów, którzy dobrze zareagowali na terapię inhibitorami punktu kontrolnego, dzięki której limfocyty T są w stanie odnaleźć i zabić komórki nowotworowe. Terapia polega na pobraniu limfocytów T od pacjenta, rozmnożenie ich w laboratorium i ponowne wprowadzenie do organizmu chorego. Początkowo u obu pacjentów obserwowaliśmy zmniejszanie się guzów. Prawie całkowicie one zniknęły. Przeprowadzone biopsje wykazały, że limfocyty T rzeczywiście dostały się do komórek nowotworowych i pomagały w ich zwalczaniu. Obaj pacjenci czuli się coraz lepiej, mówi Paulson. Postępy u jednego z pacjentów były tak duże, że myślano o wypisaniu go z hospicjum i jego powrocie do pracy. Jednak dwa lata po rozpoczęciu terapii na jego nodze pojawił się ślad, jak po ugryzieniu owada. Okazało się, że to przerzut raka komórek Merkla. Choroba szybko się rozprzestrzeniła i guzy pojawiły się w wielu miejscach, dodaje uczona. Także u drugiego pacjenta doszło do nawrotu choroby, jednak dała ona przerzut tylko w jednym miejscu i jest kontrolowana. Naukowcy wykorzystali technikę selekcjonowania RNA z pojedynczej komórki. Przyjrzeli się zmianom molekularnym w limfocytach T, komórkach nowotworowych oraz w innych komórkach pochodzących z otoczenia guza. Okazało się, że nowotwór nauczył się unikania limfocytów T. Dokonał tego poprzez wyłączenie jednego elementu ludzkiego antygenu leukocytarnego (HLA), dzięki którym limfocyty odnajdowały komórki nowotworowe. Wszystkie elementy HLA zwykle włączają i wyłączają się jednocześnie. Tradycyjne metody badań HLA polegają na traktowaniu ich jako jedności, zatem dotychczas nie wykrywano wyłączania się tylko jednego z genów. Dzięki selekcjonowaniu RNA z pojedynczej komórki można było stwierdzić, że wystarczyło, by nowotwór ukrył przed limfocytami T jeden z elementów HLA, dzięki czemu stał się dla limfocytów niewidzialny i choroba wróciła. Doktor Paulson postanowiła sprawdzić, czy problem da się rozwiązać. Pobrała od jednego z pacjentów komórki i w laboratorium poddała je działaniu leków używanych do leczenia innych nowotworów. Okazało się, że metoda ta doprowadziła do ponownego włączenia genu wyłączonego przez nowotwór. Odkrycie to pozwoli na opracowanie terapii kombinowanej, która uniemożliwi nowotworowi ukrycie się przed limfocytami T. Teraz wiemy, co było nie tak w terapii i mamy sposób na naprawienie tego. Jest oczywistym, że potrzebujemy różnorodnego podejścia w miejsce jednego ciosu, którego nowotwór może uniknąć, cieszy się doktor Chapuis. « powrót do artykułu
  5. Prowadzony od 2011 r. program reintrodukcji nadrzewnego gryzonia - popielicy szarej, prowadzony w Barlinecko-Gorzowskim Parku Krajobrazowym, (na pograniczu Lubuskiego i Zachodniopomorskiego) zaczyna przynosić efekty. W tym roku po raz pierwszy w jednym z gniazd były młode. Tym samym w populacji są już nie tylko osobniki wypuszczone przez człowieka, ale i ich potomstwo – poinformował PAP główny specjalista Barlinecko-Gorzowskiego Parku Krajobrazowego Paweł Cieniuch. W tym roku udało się po raz pierwszy stwierdzić rodzinę z trzema młodymi popielicami w jednym z monitorowanych gniazd. Nowe osobniki traktujemy jako przykład sukcesu reintrodukcji i sprawowanej opieki nad tym gatunkiem – powiedział PAP Cieniuch. Przez siedem lat do lasów na terenie parku zostało wpuszczonych 208 popielic, a na jego obszarze rozwieszono w tym czasie 48 budek gniazdowych dla tych gryzoni. Od maja do października są one kontrolowane co dwa tygodnie. Podawany jest tam także pokarm – ziarna słonecznika. W poprzednich latach w budkach były tylko dorosłe osobniki. W latach 2008 i 2009 w lasach Barlinecko-Gorzowskiego Parku Krajobrazowego nie stwierdzono obecności popielicy. Od 2011 r. do reintrodukcji (ponownego wprowadzenia na stare miejsca bytowania, rodzimych gatunków zwierząt i roślin) są wykorzystywane zwierzęta odłowione w południowej i wschodniej części kraju, z terenu Roztocza, gdzie ich naturalna populacja jest stabilna. Warunki środowiskowe w Barlinecko-Gorzowskim Parku Krajobrazowym są bardzo korzystne dla tego gatunku. Znajdują się tam chętnie zasiedlane przez popielice stare drzewostany bukowe, lasy mieszane z udziałem buka oraz inne drzewostany z dębem, grabem, leszczyną i modrzewiem. Aklimatyzacja popielic przebiega w lekkich, drucianych klatkach umieszczonych na drzewach. Zwierzęta są w nich zamknięte przez tydzień i dokarmiane. Następnie klatki są otwierane, ale nadal przez jakiś czas wykładany jest w nich pokarm, by popielice nie rozpierzchły się zbyt szybko po dużym obszarze. Popielica to nadrzewny gryzoń z rodziny pilchowatych, wielkości zbliżonej do małej wiewiórki. Jej cechą charakterystyczną jest puszysty ogon. Biologia gatunku silnie związana jest z lasami bukowymi. Ten nadal rzadki gatunek powoli, lecz systematycznie powraca na teren północno-zachodniej Polski. Jego wymagania siedliskowe sprawiły, że dopiero od kilku lat ponownie zamieszkuje puszczę pod Gorzowem, gdzie na obszarach Lasów Państwowych wprowadzono gospodarkę leśną uwzględniającą potrzeby siedliskowe popielic – dodał Cieniuch. Projekt reintrodukcji i monitoringu popielic w Barlinecko-Gorzowskim Parku Krajobrazowym realizuje Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra” z Poznania, przy wsparciu Nadleśnictwa Strzelce Krajeńskie. Z przyrodniczego punktu widzenia cała akcja ma na celu zwiększanie tzw. bioróżnorodności środowiska, czyli poszerzanie listy rodzimych gatunków flory i fauny, co jest również spełnieniem wymogów umowy międzynarodowej - Konwencji o bioróżnorodności biologicznej (CBD) z 1992 r. « powrót do artykułu
  6. Człowiek pojawił się na Ziemi kilkaset tysięcy lat temu. Przez miliony należała ona do innego gatunku. Co o tym wiesz? W dzieciństwie fascynowaliśmy się ich światem, ale był dla nas jak bajka. Dziś wiemy, że to najbardziej intrygujący okres w historii Ziemi. Czas poznać kompletne dzieje dinozaurów – od narodzin aż do zagłady – po raz pierwszy całkiem na serio. Ostatnie 30 lat wywróciło do góry nogami wszystko, co o nich wiedzieliśmy. Na świecie co tydzień odkrywane są kości dinozaurów, które należą do nieznanych dotąd gatunków. Wiele z nich znaleziono na terenie Gór Świętokrzyskich. Mimo że to "nasze podwórko", większość z nas nie jest tego świadoma. Steve Brusatte to prawdziwy łowca dinozaurów i jeden z tych nietuzinkowych naukowców, którzy nudne wykłady zamieniają w żywiołowe opowieści o nieznanym nam świecie. Jego fascynacja pradawną Ziemią okazuje się bardzo zaraźliwa. Powstawanie kontynentów opisuje z ekspresją godną postapokaliptycznych wizji i sprawia, że paleontologia przestaje kojarzyć się z trudną dziedziną nauki. Ta książka wciąga jak film akcji. Steve Brusatte odtwarza świat dinozaurów z mistrzowską precyzją. Zdaniem czytelników i specjalistów od tej tematyki, to najlepsza i najbardziej kompletna biografia dinozaurów, jaka kiedykolwiek powstała.
  7. Molekuły tłuszczu znalezione w skamielinie są najstarszymi znanymi nam śladami zwierzęcia. Stworzenie żyło na Ziemi przed 558 milionami lat. Odkrycia śladów dokonał międzynarodowy zespół prowadzony przez naukowców z The Australian National University (ANU). Zwierzę zwane Dickinsonia mogło mieć nawet 1,4 metra długości, a wzdłuż jego ciała przebiegało owalne żebrowania. Żyło ono na 20 milionów lat przed kambryjską eksplozją, w czasie której pojawiła sie olbrzymia różnorodność form życia. Skamieniałą Dickinsonię znalazł w pobliżu Morza Białego doktor Ilya Bobrovskiy z ANU. Okazało się, że skamielina wciąż zawiera molekuły cholesterolu, tłuszczu będącego dowodem, że mamy do czynienia ze zwierzęciem. Skamieniałe molekuły tłuszczu dowodzą, że 558 milionów lat temu zwierzęta były duże i występowały obficie. To miliony lat wcześniej, niż sądzono, mówi profesor Jochen Brocks. Naukowcy od 75 lat spierają się o to, czy była Dickinsonia i inni dziwni przedstawiciele fauny ediakarańskiej. Czy były to jednokomórkowe gigantyczne ameby, porosty, nieudane eksperymenty ewolucji czy też pierwsze zwierzęta. Znaleziona właśnie skamieniałość dowodzi, że Dickinsonia to najstarsze znane nam zwierzę. Rozwiązuje ona tajemnicę, z którą nauka zmaga się od lat, dodaje uczony. Głównym problemem było znalezienie skamieniałej Dickinsonii, w której zachowało się choć trochę materiału organicznego. Większość skamieniałości tego typu, jak na przykład te pochodzące z australijskich Ediacara Hills, było poddanych działaniu wysokich temperatur, wysokiego ciśnienia a później erozji. Nic więc dziwnego, że paleontolodzy przez całe dekady badali te skamieniałości i wciąż się sprzeczali, czym była Dickinsonia, mówi Bobrovskiy. Wynająłem śmigłowiec i poleciałem w tę odległą część świata, gdzie mieszkają tylko niedźwiedzie i komary. Tam mogłem znaleźć nietkniętą materię organiczną Dickinsonii, dodaje uczony. Skamieniałości znalazłem na środku klifu nad Morzem Białym. Klify w tamtym miejscu mają 60–100 metrów wysokości. Zwisałem na linach, wyrąbywałem bloki piaskowca, zrzucałem je w dół, myłem kamień i powtarzałem cały proces, aż znalazłem interesujące mnie skamieniałości, wspomina uczony. « powrót do artykułu
  8. Rezygnacja ze "śmieciowego jedzenia" wywołuje podobne objawy odstawienia jak narkomanów, którzy próbują zerwać z nałogiem. Studium zespołu z Uniwersytetu Michigan to pierwsza próba oceny symptomów odstawienia, jakich ludzie doświadczają, rezygnując z wysoko przetworzonego jedzenia, np. frytek czy pizzy. Wcześniejsze badania koncentrowały się na reakcji odstawienia cukru u zwierząt. Literatura dotycząca ludzi opierała się na dowodach anegdotycznych. By uzupełnić tę lukę w wiedzy, doktorantka Erica Schulte i członkinie jej zespołu stworzyły kwestionariusz samoopisu (Highly Processed Food Withdrawal Scale, ProWS) do pomiaru fizycznych i psychologicznych objawów odstawienia od śmieciowego jedzenia. Później poproszono 231 dorosłych w wieku 19–68 lat (51,9% stanowiły kobiety), by odnotowali, co się z nimi działo po zmniejszeniu ilości spożywanych produktów przetworzonych. Ochotnicy donosili, że smutek, drażliwość, zmęczenie i zachcianki były najbardziej intensywne w 2.-5. dniu od początku wyzwania. Później symptomy się zmniejszały. Psycholodzy z Uniwersytetu Michigan nie skupiali się na metodzie zmiany zachowań związanych z odżywianiem (czy ochotnicy dokonywali drastycznych, skokowych zmian, czy miały one raczej charakter stopniowy). Schulte dodaje, że przyszłe badania będą analizować zachowanie w czasie rzeczywistym, a nie, jak dotychczas, retrospektywnie. Autorki publikacji z pisma Appetite podkreślają, że objawy zespołu odstawienia mogą utrudniać zmianę diety, przyczyniając się do nawrotów złych nawyków. « powrót do artykułu
  9. Składniki diety sprawiają, że różne narządy, np. jelito czy jajniki, przechodzą strukturalne zmiany. Mają one utrzymujący się wpływ na metabolizm, a nawet na podatność na nowotwory. Autorzy publikacji z pisma Developmental Cell, którzy prowadzili badania na muszkach owocowych, wyjaśniają, że u Drosophila melanogaster (i u ssaków również) w przewodzie pokarmowym występują 3 główne typy komórek: macierzyste, produkujące hormony i zajmujące się składnikami odżywczymi. Komórki macierzyste mogą zostać zaprogramowane i stać się albo komórkami wytwarzającymi hormony, albo komórkami absorbującymi składniki odżywcze. Rebecca Obniski i jej zespół Carnegie Institution for Science odkryli, że na programowanie komórek macierzystych wpływają składniki diety, zwłaszcza cholesterol, i że szczególnie wrażliwe na to zjawisko są młode zwierzęta. Cholesterol sprzyja przekształcaniu komórek macierzystych w komórki produkujące hormony. Obniżanie ilości cholesterolu w diecie skutkuje za to większą liczbą komórek absorbujących składniki odżywcze. Naukowcom udało się zidentyfikować mechanizm molekularny, za pośrednictwem którego cholesterol oddziałuje na los komórek macierzystych. Amerykanie wyjaśniają, że wyniki sugerują, że niedobór składników odżywczych, zwłaszcza na wczesnych etapach życia, wyzwala przekształcenia w budowie jelit oraz metabolizmie, które utrzymują się przez jakiś czas nawet po zmianie diety. Zwiększa to ryzyko problemów metabolicznych na późniejszych etapach życia. Dzieci niedożywionych matek często zmagają się na późniejszych etapach życia z otyłością. Nasze wyniki mogą wyjaśnić fizjologię tego zjawiska. Akademicy dodają, że lepsze zrozumienie wpływu dostępności składników odżywczych na funkcje jelit może pomóc naukowcom w znalezieniu dietetycznych sposobów na łagodzenie skutków starzenia czy chorób u dorosłych. « powrót do artykułu
  10. Długoszpary (Cetorhinus maximus), zwane inaczej rekinami olbrzymimi, potrafią wyskakiwać z wody tak samo szybko i wysoko, jak żarłacze białe (Carcharodon carcharias). Długoszpar to 2. pod względem wielkości ryba na świecie. Dotąd rekin ten uchodził za wolne i ociężałe zwierzę, które po prostu pływa, filtrując plankton. Okazuje się jednak, że to nie do końca prawda... W ramach nowego badania, którego wyniki ukazały się właśnie w piśmie Biology Letters, naukowcy zastosowali analizę materiału wideo i oszacowali prędkość wertykalną obu gatunków w momencie wydostawania się z wody. Jednemu z długoszparów przyczepiono rejestrator, które zapisywał jego prędkość i przemieszczanie się oraz przechowywał nagrania wideo. Okazało się, że w pewnym momencie w ciągu nieco ponad 9 s i po 10 uderzeniach ogonem rekin olbrzymi przyspieszył z głębokości 28 m do powierzchni wody i przebił się przez nią pod kątem niemal 90 stopni. Doskoczył do wysokości 1,2 m. By się to udało, długoszpar aż 6-krotnie zwiększył częstotliwość uderzania ogonem i osiągnął prędkość ok. 5,1 m/s. Dla porównania warto powiedzieć, że poruszał się ponad 2-krotnie szybciej od przeciętnego zawodnika (olimpijczyka), biorącego udział w wyścigu na 50 m stylem dowolnym. Filmy nagrane z łodzi i lądu, na których widać było wyskakujące długoszpary i żarłacze, wskazały na podobne prędkości u innych osobników. Wideo długoszparów powstały w 2015 r. w pobliżu przylądka Malin Head w Irlandii, a żarłaczy w 2009 r. w 2 miejscach w RPA (w tym wypadku naukowcy posłużyli się makietami fok, które stymulowały ataki). Nasze odkrycie nie oznacza, że długoszpary są skrytymi groźnymi drapieżnikami [...]; nadal pozostają łagodnymi olbrzymami, które raczą się planktonem. Chodzi raczej o to, że te rekiny są czymś więcej niż pływającymi sitami, za jakie je uważamy. To trochę tak, jakby stwierdzić, że gdy się na nie nie patrzy, krowy są równie szybkie, co wilki - podsumowuje dr Jonathan Houghton z Queen's University Belfast. « powrót do artykułu
  11. W ciągu ostatnich lat doszło do olbrzymiej destabilizacji Czapy Lodowej Wawiłowa w rosyjskiej Arktyce. Najnowsze badania wykazały, że w roku 2015 lodowiec ten przemieszczał się w tempie nawet 25 metrów dziennie. W epoce ocieplającego się klimatu coraz częściej obserwujemy przyspieszanie ruchu lodowców. Jednak tempo utraty lodu na Wawiłowie jest bezprecedensowe i niespodziewane, mówi główny autor badań, profesor geologii Mike Willis z Colorado University, Boulder. Lodowce i czapy lodowe podobne do Wawiłowa pokrywają niemal 800 000 kilometrów kwadratowych powierzchni Ziemi. Gdyby wszystkie się roztopiły, poziom oceanów wzrósłby o pół metra. Dotychczas w żadnym przypadku nie obserwowano tak dramatycznych zmian jakie zachodzą w Czapie Lodowej Wawiłowa. To zaś każe podejrzewać, że inne, uznawane za stabilne, struktury tego typu, mogą być bardziej wrażliwe na zmiany klimatyczne, niż się przypuszcza. Czapa Wawiłowa jest obserwowana od lat za pomocą satelitów. W 2010 roku zauważono, że zaczęła powoli przyspieszać. W 2015 roku doszło do nagłego przyspieszenia. Naukowcy sądzą, że początkowe powolne przyspieszenie miało związek ze zmianą kierunku opadów, do której doszło przez około 500 laty. Do tamtej pory śnieg i deszcz padały głównie z południowego-wschodu. Pięć wieków temu doszło do zmiany i opady nadchodzą głównie z południowego zachodu, więc to zachodnia część zaczęła zmierzać w kierunku oceanu. „Zimne” czapy lodowe, jak Wawiłow, występują na polarnych pustyniach, gdzie jest niewielka liczba opadów. Zwykle są przymarznięte do podłoża, a ich ruch jest powodowany jedynie uginaniem się lodu pod wpływem grawitacji. Tam, gdzie podłoże znajduje się powyżej poziomu morza, czapy takie nie podlegają zwykle procesom, które zachodzą w lodowcach znajdujących się w cieplejszych regionach. Naukowcy podejrzewają, że Wawiłow zaczął przyspieszać, gdyż jego podstawa stała się bardziej wilgotna, a jego czoło dotarło do bardzo śliskich osadów morskich. Lód zaczął przyspieszać, a zwiększone tarcie spowodowało, że topił się od spodu, pojawiła się woda, która jeszcze bardziej go przyspieszyła. Część tej wody mogła wymieszać się z gliną znajdującą się pod lodem, wywołując jeszcze większy poślizg. Do roku 2015 wszystkie te czynniki całkowicie zdestabilizowały Wawiłowa. Pod lodem pojawiły się takie warunki, że niemal nie dochodzi tam do tarcia. Czapa jest niezwykle mobilna. Obecnie porusza się z prędkością 5–10 metrów na dobę. O tym, jak dramatyczne zmiany tam zachodzą, niech świadczy fakt, że przez 30 lat przed przyspieszeniem Czapa Lodowa Wawiłowa zmniejszyła swą grubość o kilka metrów, przesunęła się o 2 kilometry i utraciła około 1,2 km3 lodu. Natomiast w samym tylko 2015 roku przesunęła się o około 4 kilometry, jej grubość zmniejszyła się o 100 metrów i utraciła około 4,5 km3 lodu. Jest mało prawdopodobne, by w epoce globalnego ocieplenia mogła ona odzyskać swoją dawną wielkość. Dotychczas wielu naukowców sądziło, że polarne czapy lodowe, których podłoże znajduje się powyżej poziomu morza, będą bardzo wolno reagowały na zmiany klimatu. Szybkie załamanie się Wawiłowa każe zweryfikować to przypuszczenie. « powrót do artykułu
  12. Niewykluczone, że Wielki i Mały Obłok Magellana, dwie galaktyki bliskie Drodze Mlecznej, mają trzeciego towarzysza. Benjamin Armstrong, student z International Centre for Radio Astronomy Research, twierdzi, że 3–5 miliardów lat temu Wielki Obłok Magellana wchłonął inną galaktykę. Jego zdaniem, przyjęcie takiego scenariusza pozwoli wyjaśnić, dlaczego niektóre gwiazdy w Wielkim Obłoku Magellana obiegają centrum galaktyki w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, podczas gdy większość gwiazd podąża ruchem wskazówek zegara. Przez pewien czas sądzono, że dzieje się tak dlatego, iż są to gwiazdy pochodzące z Małego Obłoku Magellana. My uważamy, że mogą one pochodzić z połączenia się Wielkiego Obłoku z inna galaktyką, mówi Armstrong. Młody uczony wykorzystał symulacje komputerowe, by zbadać prawdziwość swojej hipotezy. Odkryliśmy, że przy połączeniu galaktyk pojawia się silna tendencja do ruchu gwiazd w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara, informuje uczony. Jego zdaniem, pozwala to też wyjaśnić zagadkę, z którą astronomowie nie mogą sobie poradzić od dekad: dlaczego w Wielkim Obłoku Magellana Większość gwiazd stanowią gwiazdy albo bardzo stare, albo bardzo młode. W galaktykach występują gromady gwiazd. Zawierają one bardzo dużo gwiazd w podobnym wieku. W Drodze Mlecznej mamy same gromady bardzo starych gwiazd. Jednak w Wielkim Obłoku Magellana w gromadach są gwiazdy albo bardzo stare, albo bardzo młode. Nie ma niczego pośredniego, mówi. "Jako, że widzimy, że w Wielkim Obłoku Magellana ponownie doszło do tworzenia gwiazd, może być to dowodem na połączenie galaktyk", dodaje. To wyjaśniałoby również, dlaczego Wielki Obłok Magellana ma gruby dysk. To wstępne ustalenia, ale sugerują one, że tego typu proces może być odpowiedzialny za grubszy dysk galaktyczny. « powrót do artykułu
  13. Nałożenie syntetycznego aromatu drzewa sandałowego na skórę głowy może przedłużyć wzrost włosów. Podczas najnowszych badań ekipy z Uniwersytetu w Manchesterze okazało się, że w nabłonku mieszków włosowych zachodzi ekspresja wrażliwego na syntetyczny aromat drzewa sandałowego (Sandalore'u) receptora węchowego OR2AT4. Wcześniej wykazano, że OR2AT4 pobudza namnażanie keratynocytów w skórze. Podczas ostatnich eksperymentów w warunkach ex vivo stymulacja OR2AT4 za pomocą Sandalore'u zmniejszała apoptozę i rozciągała w czasie produkcję wydłużającego anagen (fazę wzrostu) czynnika wzrostu IGF-1. Skutek? Dłużej rosnące włosy. Dla odmiany podanie antagonisty OR2AT4 (Pheniratu) oraz wyciszenie OR2AT4 hamowały wzrost włosów. Jak wyjaśniają autorzy publikacji z pisma Nature Communications, w testach wykorzystano próbki skóry pozostałe po przeprowadzeniu liftingów. Wypreparowane mieszki włosowe przez dobę inkubowano, a później przydzielono do 4 grup eksperymentalnych. Jedną potraktowano 0,1% roztworem dimetylosulfotlenku (DMSO), drugą Sandalore'em, trzecią Pheniratem, a czwartą Sandalore'em i Pheniratem. Po 6 dniach analizowano zmiany, jakie zaszły w mieszkach. Naukowcy z Uniwersytetu w Manchesterze uważają, że mieszki włosowe mogą za pośrednictwem receptorów węchowych wyczuwać związki występujące w środowisku i że do podtrzymania wzrostu włosów potrzebują one sygnalizacji pośredniczonej przez OR2AT4. Wszystko to sugeruje, że receptory węchowe mogą się stać celem terapii przeciwko łysieniu. « powrót do artykułu
  14. Wystrzelona 19 kwietnia misja TESS dostarczyła pierwszych obrazów. Jej celem jest poszukiwanie bliskich planet pozasłonecznych podobnych do Ziemi. Pierwsze obrazy przesłane przez TESS zostały wykonane 7 sierpnia w ciągu 30 minut. Wykorzystano przy tym wszystkie cztery aparaty pojazdu. Czarne linie na fotografiach to przerwy pomiędzy czujnikami aparatów. Na fotografiach widzimy południową część nieboskłonu z dziesiątkami gwiazdozbiorów oraz Wielkim i Małym Obłokiem Magellana. Mała jasna kropka nad Małym Obłokiem Magellana to gromada kulista NGC 104 (47 Tucanae), w skład której wchodzą setki tysięcy gwiazd. Dwie gwiazdy, Beta Gruis i R Doradus, są tak jasne, że wypełniły całe kolumny pikseli, przez co widoczne są jako smugi światła. Na sfotografowanym południowym nieboskłonie znamy kilkanaście gwiazd, o których wiemy, że posiadają planety, mówi George Rickers z MIT, główny naukowiec misji TESS. Misja TESS została przewidziana na dwa lata. W tym czasie urządzenie będzie monitorowało 26 sektorów nieba, poświęcając każdemu z nich 27 dni. W ten sposób sfotografuje 85% nieboskłonu. W pierwszym roku TESS zbada 13 sektorów południowych, a w drugim roku – 13 sektorów północnych. Wykonane zdjęcia będą przechowywane na pokładzie TESS, a co 13,7 doby, gdy pojazd znajdzie się najbliżej Ziemi, będą wysyłane do TESS Payload Operations Center na MIT. Tam zostanie przeprowadzona ich wstępna ocena i analiza, a pełną analizą zajmie się należące do NASA Ames Research Center w Dolinie krzemowej. Gwiazdy, wokół których TESS poszukuje planet, znajdą się w odległości od 30 do 300 lat świetlnych od Ziemi i są od 30 do 100 razy jaśniejsze niż gwiazdy badane przez Teleskop Keplera. Te drugie są bowiem położone w odległości 300–3000 lat świetlnych. Planety znalezione przez TESS będą następnie badane przez inne teleskopy, w tym przez Teleskop Kosmiczny Jamesa Webba.   « powrót do artykułu
  15. Przed zabiciem restauracja Charlotte's Legendary Lobster Pound z Maine znieczula homary za pomocą marihuany. Przedstawiciele firmy podkreślają, że to bardziej humanitarne i zmniejsza ból odczuwany przed śmiercią. By sprawdzić, jak marihuana działa na homary, skorupiaka o imieniu Roscoe umieszczono w zakrytym pudle z ok. 5 cm wody na dnie. Później do pojemnika wdmuchnięto dym. Po zakończeniu eksperymentu, który dał pozytywne rezultaty, Roscoe został w podzięce wypuszczony do oceanu. Charlotte Gill, właścicielka restauracji, podkreśla, że zjedzenie znieczulonego homara nie spowoduje, że ludzie będą na haju. Wykorzystanie marihuany poprawia jednak ponoć jakość mięsa, bo w momencie zgonu zwierzę jest spokojniejsze. Do osiągnięcia temperatury 392 stopni Fahrenheita [200 stopni Celsjusza] THC całkowicie się rozkłada, dlatego będziemy poddawać homary działaniu pary i obróbce cieplnej, przez co mięso będzie wystawione na działanie temperatury rzędu nawet 420 stopni Fahrenheita [215,5 stopni Celsjusza]. W ten sposób upewnimy się, że nie ma żadnego efektu przeniesienia [...]. Gill podkreśla, że zalecane w Szwajcarii metody, porażenie prądem lub przebicie głowy szpikulcem przed wrzuceniem do gorącej wody, są strasznymi opcjami. Jeśli zamierzamy odebrać życie, bierzemy na siebie odpowiedzialność za to, by zrobić to tak humanitarnie, jak tylko się da. Różnica w jakości mięsa, którą można przy okazji uzyskać, jest niesamowita - powiedziała Gill w wywiadzie udzielonym gazecie Mount Desert Islander. Marihuana jest legalna w Maine, a pani Gill ma licencję na jej hodowlę i dostawy w celach medycznych. Po uruchomieniu specjalnej stacji klienci mogą wybrać, czy chcą homara znieczulonego marihuaną, czy przyrządzonego w tradycyjny sposób. Gill ma nadzieję, że w przyszłym roku wszystkie skorupiaki będą znieczulane. « powrót do artykułu
  16. Analiza danych z ponad 100 lat wskazuje, że w ostatnim czasie znacząco wzrosła częstotliwość i siła powodzi na Amazonce. Naukowcy mają nadzieję, że ich praca pozwoli na lepsze przewidywanie nadchodzących powodzi. Poziom Amazonki jest od początku XX wieku rejestrowany codziennie w brazylijskim Manaus. Okazuje się, że w pierwszej połowie XX wieku poważne powodzie, kiedy to poziom wody przekraczał 29 metrów, co jest poziomem alarmowym dla Manaus, występowały średnio raz na 20 lat. W ciągu ostatnich 3 dekadach częstotliwość takich wydarzeń wzrosła aż pięciokrotnie. Obecnie poziom alarmowy jest przekraczany średnio co 4 lata. Naukowcy bardzo interesują się zwiększeniem częstotliwości intensywnych susz w Amazonii. Jednak tym, co się wyraźnie wyróżnia, jest wzrost częstotliwości i siły powodzi. W latach 2009–2015 w basenie Amazonki każdego roku, z niewielkimi wyjątkami, dochodziło do ekstremalnych powodzi, mówi główny autor badań doktor Jonathan Barichivich z Universidad Austral de Chile. Zdaniem autorów badań, zwiększona liczba powodzi to skutek wzrostu siły cyrkulacji Walkera. To zasilana przez ocean cyrkulacja powietrza spowodowana różnicami w temperaturach i ciśnieniach ponad tropikalnymi częściami oceanów. System ten wpływa na wzorce pogodowe i opady deszczu. Dramatyczny wzrost liczby powodzi jest związany ze zmianami w otaczających Amazonkę oceanach, przede wszystkim na Atlantyku i Pacyfiku oraz zmianami w interakcjach pomiędzy nimi. W związku z ogrzewaniem się Atlantyku i jednoczesnym ochładzaniem się Pacyfiku dochodzi do zmian w cyrkulacji Walkera, co wpływa na opady nad Amazonką. To efekt odwrotny do tego, co dzieje się podczas El Nino. Zamiast suszy, mamy tutaj więcej konwekcji i poważne opady w środkowych i północnych częściach basenu Amazonki, wyjaśnia współautor badań profesor Manuel Gloor ze School of Geography w Leeds. Nie jest znana dokładna rola globalnego ocieplenia w zwiększeniu siły cyrkulacji Walkera, ale specjaliści podejrzewają, że przynajmniej częściowo jest ono odpowiedzialne za obserwowane zjawiska. Wiadomo, że wskutek ocieplenia wiatry wiejące na średnich i wysokich szerokościach geograficznych na półkuli południowej zmieniły swój kierunek na bardziej południowy, robiąc miejsce dla transportu gorących wód Oceanu Indyjskiego, które z prądem Agulhas płyną wzdłuż wschodnich wybrzeży Afryki na południe, a następnie w kierunku Amazonii. Wielkie powodzie na Amazonce trwają całymi tygodniami i dewastują życie olbrzymiej liczby ludzi. Mogą zanieczyszczać źródła wody pitnej, przyczyniać się do rozpowszechniania chorób, niszczą domy i pola uprawne, znacząco ograniczając możliwość działalności rolniczej. Specjaliści spodziewają się, że w najbliższych dekadach Atlantyk będzie ocieplał się szybciej niż Pacyfik, co doprowadzi do jeszcze częstszych i poważniejszych powodzi w basenie Amazonki. « powrót do artykułu
  17. Wypalenie zawodowe lekarzy-rezydentów jest powszechnym zjawiskiem w USA, informują badacze z Mayo Clinic i Oregon Health & Science University. Wypalenie, niebezpieczna mieszanka wyczerpania i depersonalizacji, prowadzi do pojawiania się błędów lekarskich. Nie wszystkim jednak grozi w równym stopniu. Na podstawie przeprowadzonych ankiet naukowcy stwierdzili, że 45% amerykańskich rezydentów wykazuje co najmniej jeden objaw wypalenia, a największe ryzyko pojawienia się tego zjawiska zaobserwowano u lekarzy urologów, neurologów, specjalistów medycyny ratunkowej i chirurgii ogólnej. Niezależnie od specjalizacji, wysoki poziom niepokoju i niski poziom empatii podczas studiów medycznych były silnie skorelowane z późniejszym wypaleniem w czasie rezydentury. Okazało się, że rezydenci z objawami wypalenia zawodwego trzykrotnie częściej niż ich koledzy żałują decyzji o wybraniu kariery w medycynie. Na pytanie Czy, gdybyś mógł wybrać jeszcze raz, ponownie zdecydowałbyś, by zostać lekarzem? najczęściej przecząco odpowiadali patolodzy i anestezjolodzy. Wypalenie częściej też pojawiało się u kobiet niż u mężczyzn. Jednak ten problem był już wcześniej znany. Nowością jest, że częściej też dotyczy Latynosów niż Białych. Badacze przypuszczają, że bierze się to z faktu, że na członków mniejszości etnicznych wywierany jest nacisk, by brali udział w różnych instytucjonalnych inicjatywach na rzecz różnorodności, co przeciąża ich grafik. Nie można jednak powiedzieć, że badania rysują jednoznacznie czarny obraz rezydentów. Większość z nich jest zadowolona ze swojego wyboru i przebiegu kariery. Szczególnie wysoki poziom zadowolenia było widać u tych rezydentów, którzy w czasie studiów charakteryzowali się wysokim stopniem empatii. Są oni też bardziej odporni na wypalenie zawodowe. To zaś przeczy powszechnemu mniemaniu, że lekarz by przetrwać w swoim zawodzie musi mieć "grubą skórę" i odciąć się emocjonalnie od tego, co dzieje się w pracy. Wysoki poziom empatii podczas studiów był też skorelowany z chęcią ponownego wyboru tego samego zawodu. Powyższe badania to pierwsze tak szeroko zakrojone eksperymenty dotyczące wypalenia zawodowego u rezydentów. Dotychczasowe badania skupiały się bowiem na pełnoprawnych lekarzach. W badaniach tych wzięło udział 3600 osób z 50 szkół medycznych. Po raz pierwszy wypełniały one ankiety na czwartym roku studiów, a później na drugim roku rezydentury. « powrót do artykułu
  18. Składnik zielonej herbaty - flawonoid galusan epigallokatechiny (EGCG) - pomaga terapeutycznemu krótkiemu interferującemu RNA (ang. small interfering RNA, siRNA) wniknąć do komórki. Naukowcy wspominają o dużym potencjale terapeutycznym siRNA, który może wyciszać ekspresję genów związanych z chorobami. Problemem jest jednak, by siRNA dostał się do komórki i mógł zacząć wykonywać swoje zadanie. Ponieważ siRNA są stosunkowo duże i mają ujemny ładunek, niełatwo im pokonać błonę komórkową. Poza tym są one podatne na rozkład przez enzymy - rybonukleazy (RN-azy). By jakoś rozwiązać te problemy, naukowcy próbowali powlekać siRNA różnymi polimerami. Niewiele to jednak pomogło; te o niskiej masie molekularnej nie były toksyczne, ale nie potrafiły dostarczyć siRNA do cytozolu, zaś te o dużej masie dawały radę, ale były silnie cytotoksyczne. Zespół Yiyuna Chenga zaczął się więc zastanawiać nad wykorzystaniem EGCG, który silnie wiąże się z RNA. Gdyby jeszcze dodać polimer o niskiej masie molekularnej, można by uzyskać nanocząstki, które bezpiecznie dostarczą siRNA do komórek. Podczas eksperymentów EGCG i siRNA samoorganizowały się w ujemnie naładowany rdzeń, który naukowcy powlekali skorupą z polimeru o niskiej masie molekularnej. W hodowlach komórkowych nanocząstki skutecznie wyłączały ekspresję kilku wybranych genów, a to znaczy, że potrafiły pokonać barierę błony komórkowej. Później autorzy publikacji z pisma ACS Central Science testowali swoje nanocząstki na myszach, u których stan zapalny (uraz) jelita wywołano za pomocą soli sodowej siarczanu dekstranu (ang. dextran sodium sulfate, DSS). W tym przypadku miały one obrać na cel enzym prozapalny. Okazało się, że zastosowanie nanocząstek doprowadziło do zelżenia/wyeliminowania objawów, w tym utraty wagi czy skrócenia jelita grubego. Cheng i inni uważają, że zaobserwowane zjawiska to nie tylko skutek wyciszenia genów przez siRNA, ale także wynik przeciwutleniającej i przeciwzapalnej aktywności galusanu epigallokatechiny. « powrót do artykułu
  19. Zdalne monitorowanie gojenia ran pooperacyjnych i zapobieganie powikłaniom to główne zalety zaprezentowanej w poniedziałek aplikacji iWound. Twórcy systemu wskazują, że to pierwsza taka aplikacja na świecie. System iWound został opracowany na podstawie doświadczeń lekarzy i pod ich nadzorem merytorycznym. Korzystanie z niego, jak podkreślają twórcy, jest intuicyjne i proste. Od września pierwsi na świecie z aplikacji skorzystają chorzy z Kliniki Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Onkologii Gastroenterologicznej Szpitala Klinicznego im. H. Święcickiego w Poznaniu. Kierownik kliniki prof. Tomasz Banasiewicz, który objął nadzór merytoryczny nad aplikacją, wyjaśnia, że dzięki niej możliwe będzie zdalne monitorowanie gojenia ran pooperacyjnych, zapobieganie powikłaniom i stworzenie większego komfortu pacjentom, bo nie będą oni musieli jeździć do szpitala i czekać w kolejce, by skonsultować stan ran. Wystarczy, że skontaktują się z konsultantem, a po przesłaniu zdjęcia rany otrzymają zalecenia co do dalszego sposobu jej leczenia. Pomysł stworzenia aplikacji to wypadkowa wielu czynników. Z jednej strony to potrzeba ze strony pacjentów, by uzyskać wsparcie w procesie gojenia rany i nadzoru nad nim. Z drugiej strony znajdujemy się w kryzysowej sytuacji kadrowej w służbie zdrowia i musimy, niestety, nastawić się, że sytuacja może być jeszcze gorsza, więc są potrzebne narzędzia, by odciążyć wykwalifikowany personel medyczny, bo olbrzymią część pracy personelu pochłaniają procedury i biurokracja – mówił Banasiewicz. Aplikacje, gdy uda się stworzyć z nich pewien integralny system, ściśle powiązany z obecnie działającymi systemami szpitalnymi czy poradnianymi, NFZ i ZUS, pozwolą nam monitorować wyniki leczenia, koordynować je, prowadzić nie tylko lepiej i sprawniej, ale również taniej – dodał. Aby korzystać z systemu, należy pobrać aplikację na dowolne urządzenie mobilne. Wymagany jest kod dostępu, który pacjent w trakcie wypisu ze szpitala otrzyma od swego lekarza. Kolejnym krokiem jest rejestracja, czyli podanie loginu i hasła. Zanim pacjent skorzysta z pierwszej konsultacji, musi odpowiedzieć na kilka pytań o stanie zdrowia oraz konkretnej ranie, która go niepokoi. Aby uzupełnić wywiad medyczny, może dodatkowo wykonać zdjęcie rany i załączyć je, a także napisać do konsultanta wiadomość. W możliwie jak najkrótszym czasie skontaktuje się z pacjentem konsultant, który zarekomenduje stosowne działania – higienę rany, korzystanie z produktów medycznych dezynfekcyjnych lub sprzyjających gojeniu się rany, bądź udanie się do lekarza, np. gdy niezbędne będzie zastosowanie antybiotyku, jeśli postępuje zakażenie. Dodatkowym przydatnym narzędziem jest system przypomnień i alertów o konieczności zastosowania określonego leku czy zmiany opatrunku – podkreślają twórcy aplikacji. Prof. Banasiewicz zaznaczył, że wraz z pilotażowym wprowadzeniem aplikacji prowadzony jest cykl spotkań o nazwie "Akademia iWound", podczas których uczestników informuje się o nowoczesnym leczeniu ran i prezentuje nowe narzędzia pomocne w tym procesie. Myślę, że gdy uda się opracować rozwiązania systemowe, aplikacja stanie się narzędziem pracy personelu medycznego leczącego rany zarówno lekarzy, jak i pielęgniarek, a wiedza na jej temat będzie coraz powszechniejsza – dodał. Twórcy aplikacji liczą, że w niedługo uda się to rozwiązanie wprowadzić także w innych placówkach. « powrót do artykułu
  20. Mikroplastik jest zjadany przez larwy komarów oraz innych owadów latających, które składają jaja w wodzie, i koniec końców w wyniku przeobrażenia dostaje się do ciał dorosłych osobników (imago). W ten sposób mikroplastik opuszcza wodę i trafia w przestworza, by zostać zjedzonym przez kolejny element łańcucha pokarmowego - ptaki. Autorzy publikacji z pisma Biology Letters podkreślają, że to nieznany dotąd szlak skażenia środowiska mikroplastikiem. Zespół z Uniwersytetu w Reading odkrył, że spożyte przez larwy drobne fragmenty tworzyw sztucznych pozostają w organizmie podczas metamorfozy w nieżerującą larwę, a później w imago. Owady latające są zaś zjadane przez ptaki i nietoperze i tak mikroplastik dostaje się do łańcucha pokarmowego. Ostatnio dużą część uwagi naukowców pochłaniał plastik zanieczyszczający oceany. Nasze badanie pokazuje jednak, że podobne zjawisko dotyczy przestworzy. [...] Studium unaoczniło nam, że mikroplastik jest transmitowany między stadiami rozwojowymi owadów latających i może skazać różne istoty, które normalnie by się z nim nie zetknęły. To szokująca prawda, że plastik dociera do niemal wszystkich zakątków środowiska [...] - podkreśla prof. Amanda Callaghan. W ramach eksperymentu doktorantka Rana Al-Jaibachi podawała fluorescencyjne mikrodrobinki plastiku larwom komarów i monitorowała ich los na różnych stadiach rozwoju owadów. Za pomocą mikroskopu sprawdzała, czy drobinki dostały się z żerujących larw do nieżerujących poczwarek, a później do imago. « powrót do artykułu
  21. Kanadyjsko-amerykański zespół badawczy znalazł dowody wskazujące, że materiał znajdujący się pod powierzchnią gwiazd neutronowych może być najtwardszym materiałem we wszechświecie. M. E. Caplan, A. S. Schneider i C. J. Horowitz opisali na łamach Physical Review Letters swoje symulacje i uzyskane wyniki. Nie od dzisiaj wiadomo, że gwiazdy neutornowe charakteryzują się wyjątkowo duża gęstością. Wcześniejsze badania sugerowały, że w związku z tym, powierzchnia gwiazd neutronowych jest niezwykle wytrzymała. Teraz Caplan, Schneider i Horowitz twierdzą, że materiał położony bezpośrednio pod powierzchnią jest jeszcze twardszy niż ona sama. Astrofizycy teoretyzują, że w gwiazdach neutronowych gęsto upakowane neutrony tworzą pod powierzchnią najróżniejsze kształty. Wiele z nich nazwano „makaronem”. Teraz uczeni postanowili sprawdzić, czy materiał ten może być bardziej gęsty i twardy niż powierzchnia gwiazdy. Przeprowadzili liczne symulacje, które wykazały, że mamy tam do czynienia z najtwardszym materiałem we wszechświecie. Jest on 10 miliardów razy twardszy od stali. To jednak nie wszystko. Symulacje te dowodzą też, że gwiazdy neutronowe, poprzez swoje silne pole grawitacyjne, mogą zaburzać czasoprzestrzeń. A zaburzenia te są skutkiem nieregularnego charakteru „makaronu” wewnątrz gwiazd. Niewykluczone, że w przyszłości zaobserwujemy fale grawitacyjne wywoływane tymi zaburzeniami. « powrót do artykułu
  22. Na Półwyspie Długim w Antarktydzie Wschodniej w osadach znaleziono setki zmumifikowanych piskląt pingwinów białookich (Adeli). Zwłok pingwinów było dużo, a warstwa osadów, w których się zachowały, była gruba, co wskazuje, że po powierzchni w krótkim czasie spłynęła duża ilość wody. Kiedy naukowcy z Chin i Australii badali osady, w których odkryto mumie, okazało się, że większość ofiar miała związek z 2 katastrofami pogodowymi. Dotknęły one kolonie lęgowe ok. 750 i 200 lat temu (określono to za pomocą datowania radiowęglowego mumii i osadów). Przede wszystkim uderzyła nas liczebność zwłok [...]. Potem zaskoczyła nas spójność wieku mumii. Spodziewaliśmy się o wiele większego zakresu dat - opowiada Yuesong Gao z Chińskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii w Hefei. Gruba warstwa osadów wskazywała na silny spływ, a to oznacza anormalnie wilgotną pogodę w hipersuchej Antarktyce. To szczególnie niebezpieczne dla piskląt, które w odróżnieniu od rodziców, nie mają jeszcze wodoodpornych piór. Śnieżna i deszczowa aura może przemoczyć i wychłodzić młode, prowadząc do osłabienia i zgonu z powodu hipotermii. Odkryliśmy, że w przeszłości stosunkowo krótkie okresy anomalii pogodowych miały katastrofalne skutki dla populacji pingwinów. Najlepiej wymieranie kolonii wyjaśnia wzorzec, w którym duża ilość wilgoci dociera na południe z umiarkowanych szerokości geograficznych i zwiększa ilość lodu w strefie blisko brzegu (za wzorzec ten odpowiada fala długa o liczbie falowej 3; ang. zonal wave number 3, ZW3). Przez zmianę klimatu pod koniec XX w. częstość anomalii ZW3 wzrosła. Wg autorów publikacji z Journal of Geophysical Research – Biogeosciences, jeśli wymierania takie jak te sprzed 200 i 750 lat staną się powszechniejsze, los pingwinów Adeli nie maluje się w jasnych barwach. « powrót do artykułu
  23. Podczas marcowego spaceru po polach w miejscowości Kostelecké Horky w Czechach pies wykopał 20 unikatowych artefaktów z epoki brązu: 13 sierpów, 2 groty strzał, 3 obuchy toporków i 5 bransolet. Wszystkie mają ponad 3 tysiące lat. Pan Frankota, właściciel psa, opowiada, że początkowo spacer wyglądał jak zwykle, jednak w pewnym momencie Monty zaczął zaciekle kopać. Fakt, że w jednym miejscu znajdowało się tyle przedmiotów, ma niemal na pewno związek z aktem uhonorowania, najprawdopodobniej pewnego rodzaju ofiarą. Szczególnie zaskoczyło nas jednak to, że artefakty były całe, ponieważ kultura, która zamieszkiwała te rejony w tamtych czasach, zwykle zakopywała fragmenty [przedmiotów], niejednokrotnie stopione. Odkryte obiekty są, oczywiście, piękne, ale o wiele ważniejszy jest dla nas ich dobry stan - podkreśla Martina Beková, archeolog z Muzeum i Galerii Gór Orlickich w Rychnovie nad Kněžnou, która wchodziła w skład zespołu zajmującego się badaniem znaleziska. Beková i inni uważają, że artefakty reprezentują kulturę pól popielnicowych z późnej epoki brązu. Pan Frankota otrzymał od władz kraju kralovohradeckiego nagrodę (znaleźne) w wysokości 7860 koron czeskich. Rzeczniczka kraju Sylvie Velčovská podkreśla, że po marcowym znalezisku archeolodzy przeszukali okoliczne pola za pomocą wykrywaczy metali. Ponieważ na przestrzeni wieków teren podlegał znacznym przekształceniom, niewykluczone, że to głębsze warstwy skrywają jakieś sekrety. Od 13 do 21 września skarb z epoki brązu można oglądać na wystawie pt. "Podróż do początków czasu" w miejscowości Kostelec nad Orlicí. Po jej zakończeniu obiekty przejdą konserwację, a potem najprawdopodobniej staną się częścią ekspozycji stałej w tutejszym pałacu. « powrót do artykułu
  24. Pacjenci, którzy leczą się w szpitalach nastawionych na zysk, częściej trafiają ponownie do szpitali, niż ci, którzy leczą się w szpitalach nie nastawionych na zysk i szpitalach publicznych, wynika z badań przeprowadzonych przez University of Illinois, Chicago. Naukowcy z Chicago opublikowali na łamach PLOS ONE analizę dotyczącą ponownych przyjęć do szpitali. Dane pochodziły z Hospital Readmission Reduction Program (HRRP) z lat 2012–2015. Uczeni przyjrzeli się sześciu głównym powszechnie występującym przyczynom, dla których Amerykanie trafiają do szpitala. Są to: atak serca, niewydolność serca, wszczepienie by-passów, zapalenie płuc, przewlekła obturacyjna choroba płuc, wstawienie protezy biodra oraz wstawienie protezy kolana. W USA jest ponad 5500 placówek mających status szpitala. Wśród nich znajduje się ponad 2800 nierządowych (należących do firm czy osób prywatnych) placówek nie nastawionych na zysk, ponad 1000 szpitali nastawionych na zysk i ponad 950 szpitali należących do stanów i władz lokalnych. Reszta to szpitale rządowe, nierządowe psychiatryczne oraz szpitale innego typu. Analizy wykazały, że we wszystkich wymienionych kategoriach schorzeń liczba ponownych przyjęć do szpitala z powodu tego samego problemu była wyższa w szpitalach nastawionych na zysk niż w pozostałych. Wyższa była zarówno średnia jak i mediana. To bardzo jasne dane. Nie ma ani jednej kategorii, w której szpitale nastawione na zysk miałyby mniejszy odsetek ponownych przyjęć niż inne szpitale. Tego się nie spodziewaliśmy. Niezwykłe jest również to, że taki sam trend jest widoczny w całym kraju, mówi profesor Andrew Boyd z University of Illinois, Chicago. Naukowcy mówią, że o ile we wszystkich kategoriach szpitali istnieje korelacja pomiędzy rodzajem szpitala a odsetkiem ponownych przyjęć, to nie wiadomo, dlaczego szpitale nastawione na zysk wypadaą gorzej, niż szpitale non-profit i publiczne. Być może przyczyną są wyższe podatki nakładane na takie szpitale oraz ich nastawienie na maksymalizację zysku. Oba te czynniki mogą powodować, że mniej inwestują one w wyposażenie i załogę. Nasze badania ujawniają ważny ogólnokrajowy trend, który politycy, lekarze, naukowcy i pacjenci powinni wziąć pod uwagę. Konieczność ponownego pobytu w szpitalu wiąże się z dodatkowymi dniami poza pracą, rodziną, przyjaciółmi, mówi Boyd. « powrót do artykułu
  25. Przed 20 laty naukowcy przypadkowo odkryli, że bisfenol A (BPA) uwalniający się z plastikowych klatek, w których trzymano samice myszy laboratoryjnych, uszkadza DNA ich komórek jajowych. Teraz ten sam zespół informuje, że alternatywne bisfenole, którymi zastąpiono BPA w plastkowych opakowaniach, naczyniach i innych produktach, powodują podobne problemy u myszy. Dla nas to deja vu, mowi Patricia Hunt z Washington State University. Tym razem negatywne skutki nie były tak silne, zatem trudniej było je zauważyć. Jednak gdy u myszy zaobserwowano znane już problemy, naukowcy rozpoczęli serię eksperymentów z bisfenolami, które zastąpiły BPA. Naukowców interesowało przede wszystkim, czy współczesne plastiki są niebezpieczne dla zdrowia ludzi. Myszy badano więc wystawiając je na takie dawki bisfenoli, jakie odpowiadają ekspozycji ludzi używających plastików wolnych od bisfenolu A. Jeśli u ludzi występuje taka sama reakcja na bisfenole co u myszy, to na negatywne skutki narażonych jest wiele kolejnych pokoleń. Nawet gdybyśmy natychmiast przestali używać bisfenoli, to skutki będą odczuwalne przez około trzy pokolenia. Jako, że obecnie używa się wielu różnych bisfenoli, Hunt uważa, że potrzebne są kolejne badania pozwalające stwierdzić, które z tych środków są najmniej szkodliwe. Uczona podejrzewa też, że inne szeroko stosowane środki chemiczne, w tym parabeny, ftalany i opóźniacze palenia mogą równie negatywnie co bisfenole wpływać na płodność. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...