Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36960
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Odkryty w kamieniołomie w pobliżu Saltrio Saltriovenator zanellai jest najstarszym znanym ceratozaurem i zarazem największym drapieżnym dinozaurem z wczesnej jury (datowanie wskazuje, że żył ok. 198 mln lat temu w synemurze). Unikatowy egzemplarz, będący równocześnie pierwszym jurajskim dinozaurem z Włoch, został przypadkowo odkryty w 1996 r. przez amatora. Na kościach widać ślady żerowania przez morskie bezkręgowce, co także stanowi novum. Wszystko wskazuje więc na to, że zwłoki zwierzęcia unosiły się na powierzchni basenu morskiego, a potem zatonęły. Nim zostały przykryte, najprawdopodobniej leżały na dnie przez dość długi czas. Saltriovenator stanowi mozaikę starych i postępowych cech anatomicznych, występujących, odpowiednio, u 4-palczastych dilofozaurów i ceratorazurów oraz 3-palczastych tetanurów, takich jak allozaur - opowiada Cristiano Dal Sasso z Muzeum Historii Naturalnej w Mediolanie, który przez kilka lat składał i badał fosylia. Analizy paleontologiczne wskazują, że [1-tonowy] Saltriovenator był nadal rosnącym prawie dorosłym osobnikiem, dlatego w kontekście wczesnej jury jego szacowane rozmiary tym bardziej są godne podziwu - dodaje współautor artykułu z pisma PeerJ Simone Maganuco. Andrea Cau podkreśla, że chwytna dłoń Saltriovenatora zapełnia lukę w drzewie ewolucyjnym teropodów: drapieżne dinozaury stopniowo traciły [bowiem] palce mały i serdeczny i nabywały dłoń trójpalczastą, która stanowiła strukturę prekursorową dla ptasich skrzydeł. « powrót do artykułu
  2. Czeska narodowa agencja ds. cyberbezpieczeństwa ostrzega przed produktami firm Huawei i ZTE.  To już kolejna organizacja, która wszczyna alarm, twierdząc, że technologie obu firm mogą być wykorzystane przez Pekin w celach szpiegowskich. Wszystko zaczęło się od Stanów Zjednoczonych, gdzie wydano zakaz zakupu sprzętu Huawei przez agendy rządowe. Niedawno podobny zakaz, dotyczący Huawei i ZTE, wydano w Japonii. Natomiast Australia i Nowa Zelandia, powołując się na kwestie bezpieczeństwa narodowego, zakazały stosowania sprzętu obu firm w sieciach 5G. W Czechach oficjalnego zakazu nie wydano, jednak Narodowa Agencja Cyberbezpieczeństwa i Bezpieczeństwa Informacji (NUKIB) opublikowała oficjalne ostrzeżenie, co będzie miało wpływ na niektóre kontrakty. Dyrektor NUKIB, Dusan Navratil, powiedział, że głównym problemem jest chińskie prawo, które wymaga, by prywatne firmy działające na terenie Chin współpracowały z miejscowymi agencjami wywiadowczymi. Dlatego też wykorzystywanie sprzętu tych firm w kluczowych systemach może wiązać się z ryzykiem. Dodał, że Chiny aktywnie prowadzą swoje interesy na terenie Republiki Czeskiej, włączając w to wykorzystywanie swoich stref wpływów i działalność szpiegowską. Zgodnie z czeskim prawem po wydaniu przez NUKIB oficjalnego ostrzeżenia, administratorzy odpowiedzialni za kluczową infrastrukturę muszą rozpoznać zagrożenia i wprowadzić odpowiednie zabezpieczenia. Muszę więc od teraz przy wyborze sprzętu, brać pod uwagę wydane ostrzeżenie. Rzecznik prasowy Huawei stanowczo zaprzeczył, by jego firma stanowiła jakiekolwiek zagrożenie. Wzywamy NUKIB do przedstawienia dowodów, w miejsce bezpodstawnego naruszania reputacji Huawei. Zaprzeczył też, by chińskie prawo nakładało na firmy obowiązek współpracy z wywiadem. Nie ma w Chinach przepisów, które zobowiązywałoby Huawei lub inną firmę do instalowania tylnych drzwi. Nigdy w żadnym kraju nie spotkaliśmy się z takim żądaniem, a gdybyśmy się spotkali, to nigdy byśmy go nie spełnili, dodał rzecznik. « powrót do artykułu
  3. Studentka Akademii Górniczo-Hutniczej zbudowała innowacyjną wersję urządzenia do sterowania panelami słonecznymi. Konstrukcja naśladuje ruchy roślin, podążając za najkorzystniejszym nasłonecznieniem. Projekt studentki AGH Karoliny Gocyk zakłada umieszczenie panelu solarnego na szkielecie o kształcie łodygi, który ma na sobie mniejsze ogniwa słoneczne i podłączone do nich mechanizmy sterujące konstrukcją. Szkielet jest elastyczny i może dowolnie poruszać się za zmieniającym położenie słońcem. Dzięki temu ten tzw. "tracker" pozwala panelom zmienić ich kąt nachylenia w zależności od padania światła, aby jak najefektywniej wykorzystać energię słoneczną. Łodyga może być budowana na wiele sposobów i dzięki temu dostosowywać się do różnego środowiska. To z kolei pozwala na ulokowanie ogniw w dowolnym miejscu np. na dachu, czy innej pochyłej powierzchni. Modułowa konstrukcja sprawia, że mechanizm jest bardziej odporny na wiatr czy mróz. Dzięki elastyczności urządzenia, panele można umieścić także na dużej przestrzeni, w której mogą one dobrze współpracować, nawet w ścisku. Znacznie zwiększa to wydajność dotychczasowych farm fotowoltaicznych, na których panele musiały być instalowane w określonej odległości. Rozwiązanie pozwala także tworzyć małe farmy słoneczne na użytek gospodarstwa domowego, a także mini elektrownie, które można umieścić na biurku czy parapecie. Te ostatnie mogą naładować np. telefon, powerbank czy inną elektronikę o małym poborze mocy. Karolina Gocyk za swój projekt zdobyła nagrodę podczas festiwalu naukowego Gdynia E(x)plory Week 2018. Obecnie jej pomysł jest na etapie prototypu, jednak niewykluczone, że mógłby znaleźć firmę zainteresowaną produkcją takich urządzeń na szerszą skalę. Byłaby to szansa na zwiększenie popularności paneli słonecznych wśród osób prywatnych czy przedsiębiorców. Projekt Karoliny Gocyk to jeden z wielu wynalazków studenckich na naszej uczelni wykorzystujących słońce jako źródło energii. W AGH powstała już łódź solarna, a w planach jest ukończenie bezzałogowego samolotu o napędzie słonecznym. Studenci AGH uczyli także fotowoltaiki w Tadżykistanie. « powrót do artykułu
  4. Naukowcy z dwóch japońskich instytucji – RIKEN i JAXA – jako pierwsi zmierzyli natężenie pól magnetycznych w pobliżu dwóch supermasywnych czarnych dziur. Ku swojemu zdziwieniu stwierdzili, że siła pól magnetycznych jest niewystarczająca, by zasilać koronę czarnych dziur, czyli otaczające je chmury niezwykle gorącej plazmy. Od dawna wiadomo, że supermasywne czarne dziury są otoczone chmurami plazmy, której temperatura może sięgać miliarda stopni Celsjusza. Specjaliści od dawna też podejrzewają, że plazma ta jest podgrzewana przez pole magnetyczne wokół czanej dziury. Jednak dotychczas nigdy tych pól nie zmierzono, więc pozostawała niepewność. Japońscy uczeni przyjrzeli się dwóm aktywnym czarnym dziurom. IC 4329A, która znajduje się w odległości 200 milionów lat świetlnych oraz NGC 958 oddalonej od nas o 580 milionów lat świetlnych. Pomiary wykonali za pomocą teleskopu ALMA, a następnie  potwierdzili je za pomocą VLA z USA i ATCA z Australii. Z pomiarów wynika, że korony obu czarnych dziur mają średnice 40 promieni Schwarzschilda. W przypadku czarnych dziur jest to powierzchnia ograniczona horyzontem zdarzeń. Natężenie pola magnetycznego wyliczono na 10 gausów. Mimo, że potwierdziliśmy istnienie promieniowania synchrotronowego z obu obiektów, okazuje się jednak, że zmierzone pole magnetyczne jest zbyt słabe, by podgrzać korony wokół czarnych dziur, mówi główny autor badań Yoshiyuki Inoue. Jako, że te same wnioski wyciągnięto z badania obu czarnych dziur, można przypuszczać, iż jest to zjawisko uniwersalne. « powrót do artykułu
  5. Delfiny lubią oglądać telewizję. Samce butlonosów spędzają przed ekranem więcej czasu niż samice. Naukowcy z Dolphins Plus Marine Mammal Responder w Key Largo na Florydzie odtwarzali delfinom fragmenty "Planety Ziemi" Davida Attenborough, na których widać było walenie, inne filmy przyrodnicze, a także "SpongeBoba Kanciastoportego". Zachowanie delfinów monitorowano. Biolodzy skupiali się na oznakach zainteresowania, czyli np. na przyciskaniu głowy do ściany zbiornika czy kiwaniu głową, a także agresji (zaciskaniu szczęk czy pływaniu z nagłym zwrotami). Okazało się, że generalnie delfinom było wszystko jedno, co działo się na ekranie, ale niektóre osobniki były bardziej zainteresowane pokazami od reszty. W porównaniu do delfinów butlonosych, steno długonose przejawiały znacząco więcej zachowań; chodzi zwłaszcza o zainteresowanie i puszczanie bąbelków. Nie odnotowano jednak międzygatunkowych różnic w tym, jaki procent czasu przypadał na oglądanie - napisali naukowcy w artykule zamieszczonym w periodyku Zoo Biology. Wśród butlonosów samce oglądały telewizję dłużej i silniej reagowały behawioralnie (przejawiały więcej zachowań agresywnych i bąbelkowania niż samice). U delfinów długonosych samce przejawiały znacząco więcej zachowań agresywnych. Poza tym nie stwierdzono różnic międzypłciowych. Amerykanie przypuszczają, że zachowania agresywne wynikały z tego, że delfiny nie mogły wchodzić w fizyczne interakcje z ekranem. Naukowcy przekonują, że skoro delfiny lubią telewizję, telewizory można by wykorzystać jako narzędzie do urozmaicania otoczenia. Trzeba by przy tym, oczywiście, uwzględniać preferencje mieszkańca akwarium, czyli brać poprawkę np. na jego płeć i reprezentowany gatunek. Wg ekipy z Dolphins Plus Marine Mammal Responder, przyglądając się reakcjom na różne materiały wideo, można też badać sposoby myślenia delfinów. « powrót do artykułu
  6. Pojawiły się informacje, jakoby Microsoft przygotowywał dwie nowe konsole z rodziny Xbox. Urządzenia o nazwach kodowych „Anaconda” i „Lockhart” miałyby zadebiutować w 2020 roku. „Anaconda” ma być modelem flagowym, następcą Xboksa One X. Podobno zostanie wyposażony w ulepszony sprzęt autorstwa AMD. Niewykluczone, że wewnątrz znajdzie się też SSD. Z kolei „Lockhart” ma być unowocześnioną wersją tańszego Xbox One S. Niewykluczone, że wydajnością będzie dorównywała obecnemu Xboksowi One X. Obie konsole mają być wstępnie kompatybilne ze wszystkimi dotychczas opublikowanymi grami na Xboksa. Nie można też wykluczyć, że w mocy pozostają wcześniej ujawnione pogłoski, jakoby w roku 2019 miał zadebiutować Xbox One S bez pamięci masowej. Urządzenie o nazwie kodowej „Xbox Scarlet Cloud” miałoby być tańszą wersją One S oraz zwiększyć zainteresowanie Project Xcloud, czyli microsoftową usługą streamingu gier. Podobno Microsoft ma też zaoferować swoim użytkownikom usługę „disc-to-digital”. Dzięki niej posiadacz Xboksa będzie mógł wymienić płyty z grami na ich cyfrową wersję i korzystać z gier w modelu game-as-a-service. « powrót do artykułu
  7. Przeprowadzone przez NASA badania potwierdziły, że Saturn niszczy swoje pierścienie w maksymalnym tempie oszacowanym przez misje Voyager 1 i 2. Pierścienie są ściągane na powierzchnię planety, na którą spada tworzący je lód i pył. Szacujemy, że z pierścieni opada na Saturna tyle wody, że w ciągu pół godziny wypełniłaby ona basen olimpijski. W tym tempie pierścienie Satruna znikną w ciągu 300 milionów lat, jeśli jednak weźmiamy pod uwagę nie tylko dane z Voyagerów, ale też to, co przekazała sonda Cassini na temat materiału opadającego na równik Saturna, to możemy stwierdzić, że pierścienie znikną w czasie krótszym niż 100 milionów lat. To bardzo szybko, biorąc pod uwagę fakt, że Saturn liczy sobie ponad 4 miliardy lat, mówi James O'Donoghue z Goddard Space Flight Center, główny autor badań dotyczących pierścieni Saturna. Naukowcy od dawna zastanawiali się, że Saturn narodził się z pierścieniami, czy też nabył je później. Najnowsze badania sugerują, że prawdziwy jest drugi z tych scenariuszy. Uczeni sądzą, że pierścienie liczą sobie nie więcej niż 100 milionów lat. Tyle bowiem czasu musiało zająć pierścieniowi C dojście do obecnego stanu, zakładając, że pierwotnie był on równie gęsty co pierścień B. Zdaniem O'Donoghue pierścienie Saturna znajdują się obecnie w połowie swojego życia. Niewykluczone też, że w przeszłości równie gęste pierścienie miały Jowisz, Uran i Neptun. Obecnie pozostały im jednie ich resztki. Nie wiadomo, skąd się wzięły pierścienie wokół planety. Jedna z teorii mówi, że mogą być one pozostałościami po księżycach, które zaczęły się zderzać, gdy ich orbity zakłóciła przelatująca obok kometa lub asteroida. Pierwsze sygnały o zanikających pierścieniach Saturna przesłały nam Voyagery. Na zgromadzonych przez nie danych widoczne były zarówno dziwne zmiany w naładowaniu jonosfery Saturna, różnice w gęstości pierścieni jak i wąskie ciemne pasy wokół planety. Kilka lat później Jack Connerney z NASA opublikował pracę, w której wysunął teorię, że wszystkie te zjawiska są połączone i mają związek z opadaniem materiału z pierścieni na planetę. « powrót do artykułu
  8. Odkrycie niemal kompletnego szkieletu lwa workowatego (Thylacoleo carnifex) pozwoliło po raz pierwszy zrekonstruować cały kościec tego zwierzęcia. Dzięki temu wiadomo więcej o jego trybie życia. Okazuje się, że plejstoceński torbacz był sprawnym myśliwym i miał silny ogon. T. carnifex ważył ponad 100 kg. Przez niekompletne skamieniałości trudno było odtworzyć jego tryb życia. Nowe fosylia, odkryte w jaskiniach Komatsu w Naracoorte w Australii Południowej i Flight Star na terenie Nullarbor Plain, to m.in. pierwsze znane pozostałości ogona i obojczyka. Autorzy artykułu z pisma PLoS ONE wykorzystali nowe dane do ponownej oceny biomechaniki lwa workowatego. Porównując jego anatomię do współczesnych torbaczy, zespół Rodericka T. Wellsa z Flinders University i Aarona B. Camensa z Muzeum Australii Południowej lepiej poznał biologię i zachowanie T. carnifex. Wydaje się, że ogon lwa workowatego był sztywny i dobrze umięśniony. Naukowcy dywagują, że razem z tylnymi kończynami tworzył on trójnóg, który pozwalał uwolnić kończyny przednie (mogły one być wykorzystywane do przytrzymywania pokarmu czy wspinania). Usztywniony kręgosłup lędźwiowy i obręcz barkowa wzmocniona wytrzymałymi obojczykami sugerują, że lew workowaty nie puszczał się raczej w pogoń za ofiarą, ale polował z zasadzki i/lub był padlinożercą. Wydaje się też, że dobrze radził sobie ze wspinaniem, np. po drzewach czy po jaskiniach. Wśród współczesnych torbaczy budowę lwów workowatych w największym stopniu przypomina anatomia diabła tasmańskiego. Wymarły lew workowaty fascynował naukowców od momentu, gdy w 1859 r. opisano go po raz pierwszy na podstawie fragmentów kości żuchwy znalezionych w pobliżu jeziora Colongulac w stanie Wiktoria i przesłanych do sir Richarda Owena z Muzeum Brytyjskiego. Po 1,5 wieku wreszcie wiadomo, jaki tryb życia najprawdopodobniej prowadził... « powrót do artykułu
  9. Komórki guza odbijają terytorium sąsiadom za pomocą nowo odkrytego mechanizmu. W pewnym sensie przypomina on zapasy. Mimo wielu lat badań naukowcy nadal nie umieją powiedzieć, co się dokładnie dzieje od momentu pojawienia grupy nieprawidłowych komórek do powstania klinicznie wykrywalnej masy guza. Sugerowano, że pewne mutacje dają zmienionym komórkom konkurencyjną przewagę, pozwalając im zabić i zastąpić sąsiadów. To właśnie ten proces miałby zapoczątkowywać powstanie guza. Nikt jednak nie wiedział, jakie mechanizmy leżą u podłoża tej rywalizacji. Naukowcy z Instytutu Pasteura i Champalimaud Centre for the Unknown odkryli właśnie mechanizm, który może wyjaśnić, w jaki sposób komórki nowotworowe eliminują zdrowych sąsiadów i rozprzestrzeniają się po organizmie. Dwa lata temu Eduardo Moreno z Champalimaud Centre for the Unknown i Romain Levayer z Instytutu Pasteura zidentyfikowali nową formę rywalizacji między komórkami. Nazwali ją współzawodnictwem mechanicznym. M.in. podczas normalnego rozwoju istnieją fazy, kiedy tkanki stają się nadmiernie zatłoczone. Dlatego pewne komórki są eliminowane. Sądzono, że są one wypychane na drodze wytłaczania (ekstruzji) żywych komórek. Okazało się jednak, że to nieprawda i komórki wcale nie są wypychane żywe, ale aktywnie zabijane na drodze nieznanej wcześniej postaci rywalizacji. Gdy zablokowaliśmy szlak programowanej śmierci komórkowej, komórki mogły być ściskane i rozprężane, ale nie były wypychane ani nie umierały. Wtedy właśnie zdaliśmy sobie sprawę, że musi istnieć inny, mechaniczny, typ konkurencji, w ramach której komórki w jakiś sposób wyczuwają rosnące ciśnienie i wykorzystują je do eliminowania sąsiadów - wyjaśniają Moreno i Levayer. Mechanizm molekularny, który prowadzi do eliminowania skompresowanych komórek, został opisany na łamach Current Biology. Naukowcy skupili się na tkance nabłonkowej. Nabłonek to najbardziej rozpowszechniona tkanka w naszym ciele. Składa się z warstw komórek, które tworzą barierę odgradzającą zewnętrze od wnętrza. Większość ludzkich guzów (ok. 90%) powstaje właśnie z nabłonka - podkreśla Levayer. Pracując na nabłonku muszek owocowych (Drosophila melanogaster), akademicy wykazali, że mechaniczny stres oddziałuje na szlak EGFR/ERK, który reguluje przeżycie komórek. Portugalczycy i Francuzi zauważyli, że gdy zdrowe komórki były ściskane przez komórki nowotworowe, sprzyjający przeżyciu sygnał EGFR/ERK słabł. Gdy szlak był w ściskanych zdrowych komórkach sztucznie aktywowany, nie dochodziło do ich eliminacji, a ekspansja komórek guza ulegała spowolnieniu. Czemu zmienione chorobowo komórki wygrywają rywalizację z komórkami zdrowymi, mimo że obie grupy są poddawane działaniu tych samych sił? Naukowcy wyjaśniają, że te pierwsze mają zablokowane szlaki samoeliminacji (szlaki apoptyczne są zmutowane). Dodatkowo często bardziej się namnażają. Zidentyfikowanie szlaku, który odpowiada za wyczuwanie deformacji i uruchamia eliminację komórek, to ważny krok naprzód. Wydaje się, że można by zapobiegać eliminacji zdrowych komórek otoczonych przez guz, nie dopuszczając do zmniejszenia aktywacji szlaku [EGFR/ERK]. W przyszłości naukowcy chcą sprawdzić, jak bardzo rozpowszechniony jest to mechanizm i na ile został on utrwalony u ssaków. « powrót do artykułu
  10. Jednym ze schorzeń, w których najczęściej przepisuje się medyczną marihuanę, jest jaskra. Tymczasem naukowcy z Indiana University odkryli, że ważny składnik marihuany zwiększa ciśnienie w gałce ocznej, a to właśnie wzrost ciśnienia jest przyczyną rozwoju jaskry. Związkiem chemicznym, który zwiększa ciśnienie w gałce ocznej jest kannabidiol (CBD). W wielu stanach USA zatwierdzono go np. do leczenia epilepsji u dzieci, jest coraz powszechniej dodawany do gum do życia, kremów czy zdrowej żywności. Tymczasem naukowcy z Indiany ostrzegają, że CBD może mieć zgubny wpływ na oczy. Wyniki ich badań opublikowano właśnie w piśmie Investigative Ophthalmology & Visual Science. Nasze badania każą zadać poważne pytania o związek pomiędzy głównym składnikiem konopi a zdrowiem. Wskazują też, że powinniśmy dowiedzieć się więcej o potencjalnych skutkach ubocznych CBD, szczególnie u dzieci, mówi główny autor badań Alex Straiker. Prowadzone na myszach badania wykazały, że CBD zwiększa ciśnienie w gałce ocznej o 18% i efekt ten utrzymuje się przez co najmniej 4 godziny od podania. Z kolei THC, główny składnik psychoaktywny marihuany, zmniejsza ciśnienie w gałce ocznej. Jednak w połączeniu z CBD efekt ten jest blokowany. Badacze z Indiany zauważyli też, że po podaniu myszom THC doszło do zmniejszenia ciśnienia w gałce ocznej, a efekt ten był większy u samców niż u samic. To wskazuje, że THC słabiej działa na samice, nie wiadomo jednak, czy dotyczy to też psychoaktywnego działania tego związku. Różnice pomiędzy samcami a samicami oraz fakt, że CBD zwiększa ciśnienie w gałce ocznej, co jest najważniejszym czynnikiem ryzyka w jaskrze, to ważne spostrzeżenia tych badań. Istotnym jest też stwierdzenie, że CBD znosi dobroczynne efekty THC, mówi Straiker. Najnowsze badania są też pierwszymi, podczas których zidentyfikowano dwa konkretne neuroreceptory – CB1 i GPR18 – za pośrednictwem których THC zmniejsza ciśnienie w gałce ocznej. « powrót do artykułu
  11. David Berry Junior, kłusownik z Missouri, który nielegalnie zabił setki jeleni, przez rok będzie musiał raz po raz oglądać superprodukcję Disneya pt. "Bambi". Sąd nakazał, by w ciągu rocznej kary myśliwy oglądał opowieść o jelonku co najmniej raz w miesiącu. Po długim, obejmującym kilka stanów śledztwie Berry i dwaj inni członkowie jego rodziny - ojciec David Berry Senior i brat Kyle Berry - zostali w sierpniu aresztowani. Wg prokuratury, oskarżeni zabijali jelenie i odcinali im głowy. Potem zabrali trofea do domu, nie interesując się resztą ciała zwierząt. Choć dokładna liczba zabitych zwierząt pozostaje nieznana, wg Andy'ego Barnesa, agenta ds. ochrony przyrody z hrabstwa Lawrence, było ich kilkaset. W wyroku sędzia Robert George zarządził, by w trakcie rocznej odsiadki w więzieniu hrabstwa Lawrence Berry Junior wielokrotnie obejrzał film Disneya "Bambi". Pierwszy seans powinien się odbyć 23 grudnia 2018 r. lub wcześniej, a późniejsze pokazy mają być organizowane przynajmniej raz w miesiącu. Drugi (120-dniowy) wyrok za pogwałcenie prawa dot. korzystania z broni Berry odsiedzi w więzieniu hrabstwa Barton. Jemu i ojcu dożywotnio odebrano też prawa łowieckie. « powrót do artykułu
  12. Astronomowie poinformowali o zaobserwowaniu najbardziej odległego od Słońca obiektu w Układzie Słonecznym. 2018 VG18 Farout został zauważony w odległości około 120 jednostek astronomicznych. To pierwszy obiekt, o którym bez wątpienia możemy powiedzieć, że jest od Słońca ponad 100-krotnie bardziej odległy niż Ziemia. Odkrycia dokonali Scott Sheppard z Carnegie Science, David Tholen z University of Hawaii oraz Chad Trujillo z Northern Arizona University. Pierwsze zdjęcia obiektu wykonano w listopadzie. Teraz Centrum Mniejszych Planet Międzynarodowej Unii Astronomicznej oficjalnie poinformowało o odkryciu. Obecnie wiadomo, że planeta karłowata ma różowawy kolor, pokryta jest lodem i ma około 500 kilometrów średnicy. 2018 VG18 jest w znacznie większej odległości i porusza się wolniej niż jakikolwiek obiekt zaobserwowany w Układzie Słonecznym. Minie kilka lat zanim wyznaczymy jego orbitę. Jednak znajduje się on w podobnym obszarze nieba, gdzie inne ekstremalnie odległe obiekty Układu Słonecznego, co sugeruje, że może mieć on taki sam typ orbity. Podobieństwa orbit, widoczne w przypadku wielu niewielkich odległych obiektów Układów Słonecznego może sugerować, że w odległości kilkuset jednostek astronomicznych od Słońca znajduje się masywna planeta, mówi Sheppard. W październiku ta sama grupa naukowców poinformowała o odkryciu innego ekstremalnie odległego obiektu 2015 TG387 Goblin. Zauważono go w odległości 80 jednostek astronomicznych, a z przeprowadzonych obliczeń wynika, że aphelium jego orbity znajduje się w odległości 2300 j.a., a peryhelium to nie mniej niż 65 j.a. Bardziej odległe peryhelium mają tylko 2012 VP113 (80 j.a.) oraz Sedna (76 j.a.). Za kilka lat powinniśmy się dowiedzieć, czy aphelium 2018 VG18 Farout znajduje się dalej niż aphelium Goblina oraz gdzie znajduje się jego peryhelium. « powrót do artykułu
  13. Ryby rafowe z krańców łańcucha pokarmowego - a więc gatunki żywiące się wyłącznie roślinami bądź będące wyłącznie drapieżnikami - ewoluują szybciej niż gatunki zajmujące pozycje pośrednie, w przypadku których dieta jest bardziej zróżnicowana. Dotąd naukowcy uważali, że gatunki żywiące się bardziej różnorodnym pokarmem mogą ewoluować prędzej i wykazują większe zróżnicowanie morfologiczne. Samuel Borstein, doktorant z Uniwersytetu Tennessee w Knoxville, wykazał jednak, że jest dokładnie na odwrót: to gatunki z najbardziej ograniczoną dietą ewoluują szybciej. Na potrzeby badania biolodzy stworzyli drzewo filogenetyczne dot. relacji ponad 1500 gatunków rafowych (ich miejsca w łańcuchu pokarmowym, a także różnorodności diety). By zdobyć informacje nt. cech fizycznych istotnych dla żerowania, autorzy publikacji z pisma Nature Ecology & Evolution zdigitalizowali też setki zdjęć ryb. Dzięki tym wszystkim danym mogli ustalić, jak szybko dany gatunek ewoluuje w stosunku do pozycji zajmowanej w łańcuchu troficznym. Łącząc informacje dotyczące wielu grup ryb, mogliśmy dostrzec, że badanie grup pojedynczo, tak jak to biolodzy robili w przeszłości, nie wystarczy, by zrozumieć szersze wzorce. Wiele z masowo odławianych ryb znajduje się na krańcach łańcucha pokarmowego [...]. Nadmierne odławianie tych wysoce zróżnicowanych gatunków może radykalnie zmniejszyć funkcjonalną różnorodność raf koralowych. To coś, czym zdecydowanie należy się przejmować. « powrót do artykułu
  14. Rozwój spintroniki zależy od materiałów gwarantujących kontrolę nad przepływem prądów spolaryzowanych magnetycznie. Trudno jednak mówić o kontroli, gdy nieznane są szczegóły transportu ciepła przez złącza między materiałami. Cieplna luka w naszej wiedzy została właśnie wypełniona dzięki polsko-niemieckiemu zespołowi fizyków, który po raz pierwszy dokładnie opisał zjawiska dynamiczne zachodzące na złączu między ferromagnetykiem a półprzewodnikiem. Spintronika to następczyni wszechobecnej elektroniki. W urządzeniach spintronicznych prądy elektryczne próbuje się zastępować prądami spinowymi. Obiecującym materiałem dla tego typu zastosowań wydaje się być złącze arsenku galu z krzemianem żelaza: na każde cztery elektrony przepływające przez złącze aż trzy niosą tu informację o kierunku momentu magnetycznego. Do tej pory niewiele było jednak wiadomo, jak zmieniają się właściwości dynamiczne złącza, decydujące o przepływie ciepła. Połączenie sił Instytutu Fizyki Jądrowej Polskiej Akademii Nauk (IFJ PAN) w Krakowie, Instytutu Technologicznego w Karlsruhe (KIT), Instytutu Paula Drudego w Berlinie i ośrodka badawczego DESY w Hamburgu pozwoliło tę zagadkę wreszcie rozwiązać. Układy z krzemianu żelaza Fe3Si i arsenku galu GaAs są szczególne. Oba materiały znacznie różnią się właściwościami: pierwszy jest bardzo dobrym ferromagnetykiem, drugi to półprzewodnik. Natomiast stałe sieci, czyli charakterystyczne odległości między atomami, w obu materiałach różnią się zaledwie o 0,2%, są więc niemal identyczne. W rezultacie materiały te świetnie się łączą, a na złączach nie ma defektów ani znaczących naprężeń - mówi dr hab. Przemysław Piekarz (IFJ PAN). Grupa skoncentrowała się na przygotowaniu teoretycznego modelu drgań sieci krystalicznych w badanym złączu. Istotną rolę odegrało tu oprogramowanie PHONON, stworzone i od ponad 20 lat rozwijane przez prof. dr hab. Krzysztofa Parlińskiego (IFJ PAN). W oparciu o podstawowe prawa mechaniki kwantowej wyliczane są tu siły oddziaływań między atomami, co pozwala rozwiązywać równania opisujące ruch atomów w sieciach krystalicznych. Dr hab. Małgorzata Sternik (IFJ PAN), która wykonała większość obliczeń, wyjaśnia: W naszym modelu podłożem jest arsenek galu, którego najbardziej zewnętrzna warstwa składa się z atomów arsenu. Nad nią znajdują się naprzemiennie ułożone warstwy z atomami żelaza i krzemu oraz samego żelaza. Drgania atomowe wyglądają inaczej dla litego kryształu, a inaczej w pobliżu interfejsu. Dlatego badaliśmy, jak zmienia się widmo drgań w zależności od odległości od interfejsu. Dynamika atomów w kryształach nie jest przypadkowa. Materiały te charakteryzują się dużym uporządkowaniem. W efekcie ruch atomów nie jest tu chaotyczny, lecz podlega pewnym, niekiedy bardzo złożonym wzorcom. Za transport ciepła odpowiadają głównie fale akustyczne poprzeczne. Oznacza to, że przy analizie dynamiki sieci badacze musieli ze szczególną uwagą przyglądać się drganiom atomowym zachodzącym w płaszczyźnie równoległej do złącza. Gdyby fale drgań atomów w obu materiałach były do siebie dopasowane, ciepło efektywnie przepływałoby przez złącze. Próbki materiałów Ge/Fe3Si/GaAs, zawierające różną liczbę monowarstw krzemianu żelaza (3, 6, 8 oraz 36), zostały przygotowane w Instytucie Paula Drudego przez Jochena Kalta, doktoranta w Instytucie Technologicznym w Karlsruhe. Same doświadczenia zrealizowano w synchrotronie Petra III, na linii pomiarowej Dynamics Beamline P01 w ośrodku DESY. Pomiar widma drgań atomowych w ultracienkich warstwach jest wielkim wyzwaniem dla fizyków ciała stałego - mówi kierujący eksperymentem dr Svetoslav Stankov (KIT) i dodaje: Dzięki wyjątkowym własnościom promieniowania synchrotronowego, potrafimy obecnie za pomocą nieelastycznego rozpraszania jądrowego wyznaczać z dużą rozdzielczością widmo drgań atomowych w nanostrukturach. W naszych pomiarach wiązka promieniowania synchrotronowego padała na złącze w kierunku praktycznie równoległym do jego powierzchni. Takie ustawienie gwarantowało możliwość obserwacji drgań atomowych zachodzących równolegle do złącza. Co więcej, jest to pomiar selektywny dla atomów żelaza, bez zaburzenia pochodzącego od tła. Okazało się, że mimo podobieństw struktury krystalicznej obu materiałów, drgania atomów w pobliżu interfejsu znacznie różnią się od tych w litym materiale. Obliczenia z pierwszych zasad doskonale pokryły się z wynikami eksperymentalnymi, odtwarzając nowe cechy w widmach drgań atomów. Niemal doskonała zgodność teorii z eksperymentem otwiera drogę do nanoinżynierii fononowej, która może doprowadzić do powstania bardziej wydajnych urządzeń termoelektrycznych i efektywnego zarządzania przepływem ciepła - podsumowuje dr Stankov. Złącze Fe3Si/GaAs okazało się doskonałym układem do badania własności dynamicznych i spintronicznych. W przyszłości zespół naukowców, finansowany przez Narodowe Centrum Nauki (2017/25/B/ST3/02586), Helmholtz Association (HGF, VH-NG-625) i German Ministry for Research and Education (BMBF, 05K16VK4), zamierza rozszerzyć zakres badań interfejsu w celu dokładnego poznania jego własności elektronowych i magnetycznych. « powrót do artykułu
  15. W Porcie Lotniczym Johna F. Kennedy'ego w Nowym Jorku skonfiskowano niedawno ok. 70 ryżołusków grubodziobych (Oryzoborus crassirostris). Obywatel Gujany próbował je wwieźć do USA w wałkach do włosów zabezpieczonych z obu stron siatką. Część ptaków nie przeżyła podróży. Prawdopodobnie O. crassirostris miały zostać sprzedane imigrantom z Gujany; Gujańczycy lubią grę, podczas której obstawia się, ile razy w ciągu minuty ryżołusk zaćwierka. Jak powiedział rzecznik służb celnych Anthony Bucci, pasażera deportowano, a ptakami zajęli się weterynarze z Animal and Plant Health Inspection Service (APHIS). Przez wzgląd na ptasią grypę zostały ponoć poddane kwarantannie i uśpione.   « powrót do artykułu
  16. Zbliża się okres świąteczny, czas w którym Polacy chętnie przygotowują dania z ryb - zarówno te tradycyjne jak i bardziej nowoczesne. Panuje przekonanie, że o dostępność ryb nie musimy się dzisiaj martwić. Tymczasem brak naszych odpowiedzialnych wyborów przy zakupie gatunków ryb morskich może doprowadzić do tego, że zabraknie ich dla przyszłych pokoleń. Już dzisiaj w wyniku m.in. niezrównoważonego rybołówstwa gatunki takie jak tuńczyk błękitnopłetwy czy węgorz europejski są zagrożone wyginięciem. Nasze morza i oceany są przełowione, co wpływa na ograniczanie dostępności ryb, ale również może pozbawić środków do życia aż 800 milionów ludzi zależnych od rybołówstwa. WWF, w ramach projektu Fish Forward rozpoczął właśnie nową ogólnoeuropejską kampanię komunikacyjną „Niedługo znikną. I nie chodzi tylko o ryby”, mającą na celu podnieść świadomość społecznych i ekologicznych konsekwencji konsumpcji ryb.   Jaka ryba na Święta? Wybierajmy odpowiedzialnie – z troską zarówno o ekosystemy mórz i oceanów, jak i o ludzi których byt zależy od rybołówstwa. WWF poprzez praktyczny poradnik konsumenta: „Jaka ryba na obiad?” odpowiada jakie ryby i owoce morza wybrać, a których unikać by był to wybór przyjazny środowisku morskiemu. Stada ryb i innych organizmów morskich wymienione w poradniku otrzymały jedno z trzech świateł: zielone, żółte lub czerwone, w zależności od przynależności do gatunku, obszaru połowowego oraz zastosowanych narzędzi połowowych. Czerwone światło to zdecydowane NIE KUPUJ! i dotyczy gatunków zagrożonych wyginięciem (np. węgorza), ryb pochodzących z przełowionych stad lub pozyskanych metodami połowowymi destrukcyjnymi dla ekosystemu morskiego. Z kolei ryby i owoce morza, które mają w poradniku zielone światło pochodzą ze zrównoważonych połowów, niezagrażających przetrwaniu populacji oraz z połowów o niskim szkodliwym wpływie na środowisko morskie. Po ryby opatrzone żółtym światłem – UNIKAJ! - najlepiej sięgać tylko wtedy gdy produkty z zielonej listy nie są dostępne. Kupując ryby pamiętajmy, że stado tego samego gatunku może znajdować się w różnej kondycji w zależności od obszaru występowania. Ponadto zastosowane w połowach narzędzia mogą być bardziej lub mniej szkodliwe dla ekosystemów morskich. To dlatego tak ważne jest byśmy zdobyli trzy podstawowe informacje o kupowanej rybie: gatunek, obszar połowowy oraz zastosowane narzędzia połowowe. Dopiero mając komplet tych informacji możemy za pomocą poradnika WWF „Jaka ryba na obiad?” podjąć odpowiedzialną decyzję – tłumaczy Justyna Zajchowska, specjalistka ds. ochrony ekosystemów morskich w WWF Polska. Jest jednak jeden gatunek, który otrzymał od WWF czerwone światło bez względu na to gdzie i jakimi metodami jest poławiany. Jest to węgorz europejski – gatunek krytycznie zagrożony wyginięciem. WWF nie tylko apeluje do konsumentów by nie kupować węgorza, ale również zabiega o skuteczną ochronę tego gatunku w tym m.in. poprzez wspólne rekomendacje organizacji pozarządowych do ministrów państw członkowskich UE, domagając się dopisania węgorza do listy gatunków objętych zakazem połowów. Dla dobra ludzi Nasze morza są przełowione. A jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że ryby są istotnym źródłem żywności oraz dochodów dla ponad 800 milionów ludzi, głównie w rozwijających się krajach. Bez ryb nie będą więc mieli zagwarantowanej przyszłości i podstawowej diety. Przejście na zrównoważone połowy zapewni nie tylko poprawę kondycji stad ryb i ekosystemów morskich, ale też godne warunki życia i uczciwe warunki pracy dla kobiet i mężczyzn, którzy cały czas jeszcze borykają się z nieakceptowalnymi warunkami pracy i brakiem równouprawnienia. Konsekwencje przełowienia, nielegalnych połowów i zmiany klimatu dotykają głównie kraje globalnego południa – to z nich bowiem pochodzi połowa ryb, które importują Europejczycy. Spoczywa więc na nas ogromna odpowiedzialność. Europejscy konsumenci, producenci i politycy mogą dokonać globalnej zmiany w stronę odpowiedzialnej konsumpcji ryb i owoców morza poprzez wspieranie zrównoważonych połowów. Dla dobra środowiska Niezrównoważone rybołówstwo zagraża morskim gatunkom i ich siedliskom. Około 30% światowych zasobów ryb jest przełowionych, a aż 60% poławianych na najwyższym możliwym poziomie. Nadmierne połowy są tym bardziej alarmujące w czasach postępującej zmiany klimatu. Przewiduje się, że zmiana klimatu przyczyni się do zmiany produktywności oceanów i doprowadzi do zmniejszenia liczebności stad w obszarach globalnego południa. 25% wszystkich gatunków morskich może istnieć jedynie w rafach koralowych. Wskutek zmiany klimatu rafy koralowe i ich mieszkańcy mogą całkowicie wyginąć jeszcze w tym stuleciu. Wyeliminowanie nadmiernych połowów poprawi zdolność populacji ryb do radzenia sobie z negatywnymi skutkami zmiany klimatu. Ponadto inne gatunki morskie, w tym ryby nie poławiane komercyjnie, ptaki, gady (np. żółwie morskie) ssaki (np. delfiny, foki i morświny), ponoszą śmierć w wyniku przyłowu (przypadkowego połowu) – niezamierzonej konsekwencji rybołówstwa. Co roku, wskutek przyłowu, ginie 300 000 waleni. Nielegalne połowy, które są na szóstym miejscu najczęstszych przestępstw na świecie jeszcze bardziej pogłębiają problem przełowienia – ich roczna wartość szacowana jest na kwotę ponad 35 mld USD. Aby zachować zasoby mórz i oceanów, niezbędne jest przejście na zrównoważone rybołówstwo. Europa jest największym importerem morskiej żywności na świecie, dlatego my – jej mieszkańcy, jesteśmy siłą napędową przyszłych zmian. Dokonując zakupu decydujemy o przyszłości ludzi, oceanów i otaczającego nas świata – mówi Anna Sosnowska – specjalistka ds. ochrony ekosystemów morskich WWF Polska, koordynatorka projektu Fish Forward w Polsce. Zrównoważone połowy można określić jako połowy odpowiednich gatunków ryb i innych organizmów morskich na dopuszczalnym poziomie, przy respektowaniu oficjalnego doradztwa naukowego. Istotne jest również stosowanie zrównoważonych technik połowowych, które mają na celu ograniczenie negatywnego skutku prowadzonej działalności połowowej na środowisko morskie, w tym ograniczenie przyłowu. « powrót do artykułu
  17. Na stanowisku Kamiana Mohyła 1, w okolicach wioski Terpynia w obwodzie zaporoskim na Ukrainie, odkryto wyrzeźbione z kamieni mezolityczne wężowe głowy. Nadia Kotowa z Instytutu Archeologii Narodowej Akademii Nauk uważa, że służyły one do celów rytualnych. Obie głowy znaleziono nieopodal kości i krzemieni z mezolitu. W okolicy było sporo piaskowców, ale te dwa miały dziwny kształt, dlatego postanowiliśmy się im bliżej przyjrzeć. Starszą z głów odkryto w pobliżu paleniska, przy pryzmach muszli i krzemiennych narzędzi. Poddając datowaniu radiowęglowemu resztki z paleniska, naukowcy stwierdzili, że rzeźba pochodzi z 8300-7500 r. p.n.e. Główka mierzy 13 na 6,8 cm i waży 1215 g. Ma trójkątny kształt i płaską podstawę. Przy wypukłościach na górnej powierzchni wyrzeźbiono dwoje romboidalnych oczu. Szeroka długa kreska symbolizuje wargi. Niestety, w czasie wykopalisk uszkodzono nos. Drugą, mierzącą 8,5 na 5,8 cm i ważącą 428 g, głowę również znaleziono przy palenisku. Wg autorów artykułu z pisma Antiquity, pochodzi ona z circa 7400 r. p.n.e. Kotowa wyjaśnia, że kamień dobrze pasował do dłoni. Widać na nim 2 głębokie bruzdy, prawdopodobnie oczy, i coś w rodzaju nosa. Naukowcy nie potrafią powiedzieć zbyt wiele o ludziach, którzy pozostawili po sobie te rzeźby. Mieszkańcy stepów północno-zachodniego regionu Morza Azowskiego wykonywali kamienne i kościane narzędzia. Polowali z łukami [...]. Byli społeczeństwem łowiecko-zbierackim. Niestety, na razie nie wiemy zbyt wiele o ich kulturze. « powrót do artykułu
  18. Ujawniony właśnie kwietniowy raport Inspektora Generalnego Departamentu Obrony wykazał, że amerykański System Ochrony Rakietami Balistycznymi (BMDS) jest pełen dziur. Okazało się, że dane przekazywane przez system nie są szyfrowane, nie zainstalowano żadnego oprogramowania antywirusowego, brak jest wielostopniowych systemów uwierzytelniających, znaleziono za to dziury liczące sobie... 28 lat. Raport powstał na podstawie audytu w pięciu przypadkowo wybranych miejscach, w których Missile Defense Agency (MDA) umieściła części wspomnianego systemu. BMDS ma za zadanie bronić terytorium USA przed atakiem atomowym. Z opublikowanego właśnie raportu dowiadujemy się, że Armia, Marynarka Wojenna i MDA nie chronią sieci i systemów, które przetwarzają, przechowują i przesyłają informacje techniczne BMDS. Osoby prowadzące audyt znalazły kilka problemów, a największy z nich był związany z uwierzytelnianiem się. Przepisy mówią, że każdy nowo zatrudniony pracownik MDA otrzymuje nazwę użytkownik i hasło dające mu dostęp do sieci BMDS. Dodatkowo dostaje też kartę dostępu, którą powinien aktywować i używać równolegle z nazwą użytkownika i hasłem jako drugi stopień uwierzytelniania. Procedury mówią, że wszyscy nowi pracownicy MDA muszą korzystać z wielostopniowego uwierzytelniania najpóźniej w ciągu dwóch tygodni od podjęcia pracy. Inspektorzy odkryli jednak, że w 3 na 5 badanych instalacji pracownicy nie używali dwustopniowego uwierzytelniania. Posługiwali się wyłącznie hasłami. Jeden z pracowników robił tak od... 7 lat, a w jednej z instalacji sieć nigdy nie została skonfigurowana pod kątem dwustopniowego uwierzytelniania. Okazało się również, że w 3 zbadanych instalacjach administratorzy systemu nie aktualizowali oprogramowania. Znaleziono w nim dziury, dla których łaty istnieją od 2013 roku, a nawet dziury z roku 1990. Innym problemem był brak fizycznych zabezpieczeń. W dwóch instalacjach szafy z serwerami nie były zamknięte i łatwo było uzyskać do nich dostęp. Zatem gość, osoba odwiedzająca czy w końcu szpieg umieszczony przez wrogi kraj, mógł z łatwością podpiąć do serwera urządzenie ze złośliwym oprogramowanie. Gdy jednej z osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo zwrócono uwagę na otwarte szafy serwerów, ta odpowiedziała, że nie wiedziała, iż należy je zamykać, a poza tym do serwerowni i tak jest ograniczony dostęp. W innej bazie szafa nie była zamykana, pomimo tego, iż miała zainstalowany mechanizm ciągle informujący, że należy ją zamknąć. Kolejnym problemem był brak szyfrowania danych na urządzeniach przenośnych. Pomiędzy bezpiecznymi sieciami, które nie są ze sobą w żaden sposób połączone, dane są przenoszone ręcznie na fizycznych nośnikach. Okazało się, że w trzech lokalizacjach nie były one szyfrowane. Odpowiedzialni za bezpieczeństwo stwierdzili, że to wina systemu, który nie ma ani możliwości ani odpowiednich zasobów, by szyfrować dane, oni nie dostali pieniędzy na systemy szyfrowania danych i używają oprogramowania, które nie zawsze spełnia wymagania Pentagonu. W jednej z baz osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo przyznały, że nie wiedziały, iż takie dane należy szyfrować, w innej stwierdziły, że nie mają nawet oprogramowania, które informowałoby o tym, że pracownik kopiuje jakieś dane, nie mówiąc o tym, że wymagałoby ono szyfrowania. W jednej z baz nie było ponadto oprogramowania monitorującego sieć pod kątem ewentualnych ataków z zewnątrz. Menedżerowie odpowiedzialni za bezpieczeństwo tłumaczyli, że winni niedociągnięć są ich przełożeni, którzy – mimo złożonych wniosków – nie przyznali pieniędzy na odpowiedni sprzęt i oprogramowanie. « powrót do artykułu
  19. Nadmierna reakcja układu odpornościowego może uruchamiać utrzymujące się przez długi czas zmęczenie. To rzuca nieco światła na mechanizm rozwoju zespołu przewlekłego zmęczenia (ang. chronic fatigue syndrome, CFS). Biologiczne podłoże CFS pozostaje nieznane, co utrudnia próby leczenia tego schorzenia. Istnieją dowody, że układ odpornościowy odgrywa pewną rolę w wyzwoleniu zespołu chronicznego zmęczenia i wielu pacjentów wspomina, że ich choroba rozpoczęła się po wyzwaniu immunologicznym, np. po infekcji. W momencie postawienia diagnozy jest zbyt późno, by uchwycić CFS na wczesnym etapie, przez co nie da się odtworzyć podstaw biologicznych choroby. By obejść ten problem, naukowcy z King's College London zbadali 55 pacjentów z chronicznym wirusowym zapaleniem wątroby typu C. Wszystkim zaordynowano terapię interferonem alfa, a skądinąd wiadomo, że aktywuje on układ odpornościowy podobnie jak silna infekcja. U wielu chorych podczas terapii interferonowej rozwija się ostre zmęczenie, a tylko u części pojawia się stan przypominający CFS, gdzie zmęczenie utrzymuje się ponad pół roku po zakończeniu leczenia. Brytyjczycy badali zmęczenie i markery układu odpornościowego przed, w trakcie i po terapii interferonem alfa. Sprawdzali, u których pacjentów rozwinie się uporczywa choroba przypominająca CFS. Chroniczne zmęczenie pojawiło się u 18 osób. Autorzy publikacji z pisma Psychoneuroendocrinology zauważyli, że podczas terapii interferonem alfa występowała u nich o wiele silniejsza odpowiedź immunologiczna; poziomy interleukin 10 i 6 były 2-krotnie wyższe. Co ważne, poziom interleukiny 10 był wyższy już przed terapią. To sugeruje, że układ odpornościowy był "nastawiony" na nadmierną reakcję. Po raz pierwszy wykazaliśmy, że osoby, które są podatne na stan przypominający CFS, mają nadreaktywny układ odpornościowy zarówno przed, jak i w czasie wyzwania immunologicznego. Nasze wyniki sugerują, że ludzie z nadmierną odpowiedzią immunologiczną na bodziec mogą być bardziej zagrożeni zespołem chronicznego zmęczenia - opowiada dr Alice Russell. Do czasu, gdy rozwinął się stan przypominający CFS, nie było już jednak wykrywalnej różnicy immunologicznej między chorymi i tymi, którzy po terapii czuli się normalnie. Gdy badania rozszerzono na ludzi nieleczonych interferonem alfa, również okazało się, że nie ma różnicy w zakresie aktywacji immunologicznej między 54 pacjentami ze zdiagnozowanym zespołem chronicznego zmęczenia i 57 przedstawicielami zdrowej grupy kontrolnej. Brytyjczycy zaobserwowali, że ludzie, u których rozwinął się stan á la CFS, przechodzili w czasie terapii interferonem alfa silniejsze ostre zmęczenie niż osoby, które wróciły potem do normy. Przed leczeniem nie odnotowano różnic w poziomie zmęczenia czy w zakresie objawów psychiatrycznych (chodziło m.in. o depresję czy niedawne zdarzenia stresogenne). Choć od testów przesiewowych dzieli nas jeszcze długa droga, nasze wyniki są pierwszym krokiem na drodze do identyfikowania osób z grupy ryzyka czy wychwytywania choroby na wczesnych stadiach - podkreśla prof. Carmine Pariante. Potrzeba kolejnych badań, by potwierdzić, że wyniki ze studium na ludziach leczonych interferonem alfa odnoszą się do pacjentów z CFS. Przyszłe prace będą też poświęcone czynnikom odpowiedzialnym za nadmierną odpowiedź immunologiczną. « powrót do artykułu
  20. Badacze z firmy ESET ostrzegają przed aplikacją na Androida, która kradnie pieniądze użytkownikom PayPala. Ofiarami padają osoby, które pobrały pewną aplikację, która ma rzekomo optymalizować pracę baterii. Aplikacja jest dostępna wyłącznie na stronach trzecich, nie ma jej w Google Play. Po zainstalowaniu aplikacja prosi użytkownika o zgodę na gromadzenie danych statystycznych. Użytkownik, zgadzając się, w rzeczywistości uruchamia opcję ułatwień dla inwalidów. Po uruchomieniu tej opcji złośliwa aplikacja sprawdza, czy na telefonie jest zainstalowana oficjalna aplikacja PayPala. Jeśli tak, pokazuje się prośba o jej uruchomienie. Jeśli użytkownik to zrobi, złośliwy kod, korzystając z opcji ułatwień dla inwalidów, symuluje kliknięcia i próbuje wysłać pieniądze na konto cyberprzestępców. Gdy badacze z ESET analizowali złośliwe oprogramowanie okazało się, że za każdym razem, gdy była uruchomiona aplikacja PayPal, usiłowało ono ukraść 1000 euro. Cały proces trwa około 5 sekund, a użytkownik nie ma żadnej możliwości, by go przerwać. Okradzeni mogą mieć problem z odzyskaniem pieniędzy, gdyż złośliwy kod nie kradnie żadnych danych. To sam użytkownik musi uruchomić aplikację PayPal i się do niej zalogować. Tylko wówczas złośliwy kod dokonuje transferu. Atak się nie uda, gdy na koncie użytkownika jest zbyt mała kwota lub gdy jego karta nie jest połączona z kontem PayPal. Wówczas złośliwy kod próbuje ukraść dane dotyczące usług płatniczych w Google Play, WhatsApp, Skype oraz Viber. Próbuje tez ukraść dane logowania do Gmaila. Badacze z ESET sądzą, że przestępcy wykorzystują te dane, by zalogować się na pocztę ofiary i usunąć przysyłane przez PayPala informacje o przeprowadzonych transakcjach. W ten sposób ofiara przez dłuższy czas może się nie zorientować, że jest okradana. ESET poinformował już PayPala o problemi i dostarczył mu informacje o koncie, na które trafiają ukradzione pieniądze. « powrót do artykułu
  21. Osoby, które w dzieciństwie zostały wyleczone z chłoniaka Hodgkina są narażone na zwiększone ryzyko pojawienia się kolejnych nowotworów. Międzynarodowy zespół naukowców ze Szwecji, USA, Wielkiej Brytanii, Holandii, Kanady, Włoch i Francji prześledził losy 1136 osób, u których przed osiągnięciem 17 roku życia zdiagnozowano chłoniaka Hodgkina. Pacjentom przyglądano się średnio przez 26,6 roku. We wspomnianym czasie u 162 badanych pojawiło się 196 nowotworów. Okazuje się zatem, że  ryzyko pojawienia się nowotworu u takich osób jest 14-krotnie większe niż w całej populacji. Skumulowana zapadalność na nowotwory w ciągu 40 lat po zdiagnozowaniu chłoniaka Hodgkina wynosiła  26,4%. Rak piersi stwarzał największe ryzyko dla kobiet (skumulowana zapadalność 45,3%), u których chłoniaka Hodgkina zdiagnozowano pomiędzy 10. a 16. rokiem życia i które były leczone radioterapią w obrębie klatki  piersiowej. U mężczyzn zaś największe ryzyko (skumulowana zapadalność 4,2%) stanowił nowotwór płuc i dotyczył on tych panów, u których chłoniaka zdiagnozowano przed 10. rokiem życia i leczono radioterapią w obrębie klatki piersiowej. Z kolei osoby, które były leczone radioterapią w obrębie jamy brzusznej lub miednicy i otrzymywały duże dawki leków alkilujących, były narażone (skumulowana zapadalność 9,5%) na największe ryzyko rozwoju raka jelita grubego. Kobietom, u których przed 10. rokiem życia prowadzono radioterapię w obrębie szyi, zagrażał zaś nowotwór tarczycy (skumulowana zapadalność 17,3%). Wyniki badań opublikowano w piśmie Cancer wydawanym przez American Cancer Society. « powrót do artykułu
  22. Wisdom, 68-letnia samica albatrosa ciemnolicego (Phoebastria immutabilis), złożyła niedawno jajo. Jest najstarszym wolno żyjącym zaobrączkowanym ptakiem świata. Jej partner Akeakamai będzie się z nią wymieniać podczas wysiadywania. Pojawiła się na swoim tradycyjnym miejscu lęgowym 29 listopada, a teraz biolodzy z Midway potwierdzili, że złożyła jajo - napisano w komunikacie Midway Atoll National Wildlife Refuge. Powrót do miejsca, w którym samica wyprowadziła tyle lęgów, oznacza wielopokoleniowe spotkanie rodzinne - opowiada Kelly Goodale ze Służby Połowu i Dzikiej Przyrody Stanów Zjednoczonych. Inkubacja jaja i wychowanie z pisklęcia podlota zajmują niemal 7 miesięcy, więc w tym czasie Wisdom i Akeakamai będą mieli co robić. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, będzie to nawet 37. potomek Wisdom. Uważa się, że Wisdom urodziła się ok. 1951 r. w rezerwacie. W 1956 r., jako dorosły osobnik, została zaobrączkowana do celów naukowych przez ornitologa Chandlera Robbinsa. Na jakiś czas samica wolała jednak dzikie życie. Robbins, który zmarł w zeszłym roku, odkrył Wisdom ponownie 46 lat później podczas badań prowadzonych w pobliżu tego samego miejsca lęgowego. Wisdom i Akeakamai spotkali się na Midway. Od 2006 r. rokrocznie wysiadują jaja. Nie wiadomo, ile dokładnie lęgów wyprowadziła dotąd samica, a wg ornitologów, było ich od 30 do 36. « powrót do artykułu
  23. Australijscy naukowcy z Murdoch Children's Research Institute dokonali odkrycia odnośnie tego, w jaki sposób ustala się płeć dziecka. Okazuje się, że swoją rolę odgrywają nie tylko chromosomy X i Y, ale również regulatory, które zwiększają lub zmniejszają aktywność genów wpływających na płeć. Płeć dziecka określana jest w czasie poczęcia przez układ chromosomów. Embrion z dwoma chromosomami X będzie dziewczynką, a embrion z chromosomami X i Y – chłopcem, stwierdza doktorantka Brittany Croft. Chromosom Y zawiera niezwykle ważny gen, SRY, który wpływa na działanie genu SOX9 i w ten sposób w embrionie rozpoczyna się rozwój jąder. Do ich prawidłowego rozwoju konieczny jest wysoki poziom SOX9. Jeśli jednak dojdzie do zaburzeń aktywności SOX9, jądra się nie rozwiną i urodzi się dziecko z zaburzonym rozwojem płciowym. Główny autor badań, profesor Andrew Sinclair przypomina, że 90% ludzkiego DNA nie zawiera genów, ale jest źródłem ważnych regulatorów, które wpływają na aktywność genów. To tzw. wzmacniacze transkrypcji. Jeśli wzmacniacze kontrolujące geny odpowiedzialne za rozwój jąder źle działają, to może urodzić się dziecko z zaburzonym rozwojem płciowym. Uczony, który pracuje też na Wydziale Pediatrii, rozpoczął więc badania, których celem było stwierdzenie, w jaki sposób gen SOX9 jest regulowany przez wzmacniacze transkrypcji i czy nieprawidłowe działanie wzmacniaczy może doprowadzić do zaburzeń rozwoju płciowego. Odkryliśmy trzy wzmacniacze, które wspólnie wpływają na SOX9 i powodują, że w embrionie XY gen ten jest na tyle aktywny, by prawidłowo rozwinęły się jądra, mówi uczony. W czasie badań grupa Sinclaira dokonała istotnego odkrycia. Zidentyfikowaliśmy osoby z chromosomami XX, które normalnie powinny rozwinąć jajniki i być kobietami, ale miały one dodatkowe kopie wzmacniaczy transkrypcji SOX9, przez co rozwinęły się u nich jądra. Natrafiliśmy też na pacjentów XY, u których brak było tych wzmacniaczy, co skutkowało niską aktywnością SOX9 i rozwojem jajników zamiast jąder. Australijczycy dokonali więc istotnego odkrycia, gdyż dotychczas specjaliści badający zaburzenia rozwoju płciowego przyglądali się wyłącznie genom. Teraz okazuje się, że podczas diagnozowania zaburzeń warto też zwrócić uwagę na wzmacniacze transkrypcji. Te wzmacniacze znajdują się w DNA, ale poza genami. W regionach, które dotychczas nazywano śmieciowym DNA lub ciemną materią. Może się jednak okazać, że kluczem do zrozumienia wielu chorób są właśnie wzmacniacze transkrypcji ukryte w słabo rozumianych regionach DNA, mówi Sinclair. Uczony dodaje, że mamy w swoim genomie około miliona wzmacniaczy transkrypcji kontrolujących pracę około 22 000 genów. « powrót do artykułu
  24. Wieczorna aktywność fizyczna nie powoduje problemów ze snem - donoszą naukowcy z Politechniki Federalnej w Zurychu. Szwajcarzy przejrzeli literaturę przedmiotu i przeanalizowali 23 badania, które spełniały ich standardy jakości. Ustalili, że ćwiczenie w ciągu 4 godzin poprzedzających udanie się na spoczynek nie ma negatywnego wpływu na sen. Jeśli uprawianie sportu w godzinach wieczornych ma w ogóle jakiś wpływ na jakość snu, to raczej pozytywny (ale niewielki) - podkreśla Christina Spengler. Analiza wykazała, że po wieczornym uprawianiu sportu sen głęboki stanowił 21,2% ogólnego czasu uśpienia. Po wieczorze bez ćwiczeń średnia wynosiła zaś 19,9%. Mimo że różnica jest niewielka, jest istotna statystycznie. Wyjątkiem od reguły wydaje się intensywny wysiłek w godzinie poprzedzającej pójście do łóżka. Wg Szwajcarów, to jedyna sytuacja, gdy wieczorne ćwiczenia mogą negatywnie wpłynąć na jakość snu. To jednak wstępna obserwacja, bazująca na zaledwie jednym badaniu - dodaje Spengler. Generalnie intensywny trening jest definiowany jako trening, podczas którego ćwiczący nie może mówić [dobrym przykładem jest trening przedziałowy o wysokiej intensywności, ang. high intensity interval training, HIIT]. Trening umiarkowany jest na tyle wymagający, że dana osoba nie może już śpiewać, ale nadal jest w stanie mówić [chodzi np. o dłuższy bieg wytrzymałościowy czy jazdę na rowerze szosowym] - tłumaczy specjalistka. Autorzy publikacji z pisma Sports Medicine ustalili, że ludzie, którzy krótko przed snem intensywnie ćwiczyli, dłużej zasypiali. Wg zespołu z ETZ Zürich, w ciągu godziny przed snem nie mogli się wystarczająco zregenerować; ich serca nadal wykonywały o ponad 20 uderzeń na minutę więcej niż w stanie spoczynku. Ludzie powinni bez oporów ćwiczyć wieczorami. Dane pokazują, że umiarkowane ćwiczenia nie stanowią żadnego problemu - zaznacza Jan Stutz, doktorant z zespołu Spengler. W żadnym z analizowanych badań umiarkowane ćwiczenia nie powodowały kłopotów ze snem, nie przeszkadzały w niczym nawet wtedy, gdy sesja treningowa kończyła się na 30 min przed pójściem spać. Intensywny trening czy zawody powinny jednak być planowane na wcześniejszą porę. Stutz i Spengler dodają, że podczas analiz brali pod uwagę średnie wartości, a ponieważ nie każdy reaguje tak samo, powinniśmy się bacznie przyglądać własnemu organizmowi. « powrót do artykułu
  25. Pewna malezyjska firma twierdzi, że oferowana przez nią naklejka zapobiega psuciu owoców nawet przez 2 tygodnie. StixFresh zawiera substancje opóźniające dojrzewanie, dzięki czemu owoce dłużej pozostają świeże. Naklejki są w 100% organiczne. Zawierają zjonizowany chlorek sodu i wosk pszczeli, które obniżają aktywność bakterii w owocach. Wg Malezyjczyków, naklejki można bezpiecznie zjeść. Założyciel StixFresha Zhafri Zainudin opowiada, że wpadł na pomysł naklejek 4 lata temu, po odwiedzinach u przyjaciela prowadzącego stragan z owocami. Narzekał on, że przez psucie towaru traci dużo pieniędzy. To mi dało do myślenia. Z naturą [co prawda] nie wygram, ale może uda mi się jakoś spowolnić nieuchronny proces? Najpierw Zainudin nawiązał współpracę z naukowcami z University Putra Malaysia (UPM), a także z agend badawczych SIRIM Berhad oraz Malaysian Agricultural Research Development Institute. W dalszym etapie do tego grona dołączyli specjaliści z Uniwersytetu Australii Południowej i Uniwersytetu Rolniczego w Bogor. Doskonalenie procesu produkcyjnego i skuteczności naklejek zajęło aż 3 lata. Początkowo naklejki były wykorzystywane do przedłużenia czasu do spożycia mango, ale potem okazało się, że StixFresh sprawdzają się też na owocach o podobnej teksturze i wielkości, a więc np. na awokado, gruszkach, jabłkach, papajach, pitajach czy karamboli. Za pomocą naklejek można nie tylko opóźniać dojrzewanie, ale i zapobiegać rozwojowi pleśni. Dotąd na produkcję urządzeń, badania, opatentowanie, promocję i rozwój produktu firma StixFresh wydała 1,8 mln ringgitów (ok. 430 tys. dolarów).   « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...