Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36957
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Każdego roku zawał zabija niemal 10 mln, a udar ponad 6 mln ludzi na całym świecie. Wiadomo, że niedokrwienie wywołuje martwicę. Dopiero teraz okazało się jednak, czemu do tej martwicy dochodzi. Przyczyną jest nagromadzenie pewnego lipidu, który blokuje funkcje komórkowe. Szwajcarsko-francuski zespół naukowców stwierdził, że pod nieobecność tlenu dochodzi do akumulacji sfingolipidu: 1-deoksydihydroceramidu. Blokując jego syntezę u myszy z zawałem, naukowcy byli w stanie zmniejszyć uszkodzenia tkanki aż o 30%. Wyniki, które opisano na łamach Nature Metabolism, sugerują nowy model leczenia pacjentów z zawałem bądź udarem. Prof. Howard Riezman podkreśla, że nie wszystkie zwierzęta są tak wrażliwe na brak tlenu. Żółwie słodkowodne, a szczególnie żółw malowany (Chrysemys picta), są najlepiej tolerującymi anoksję, czyli warunki beztlenowe, kręgowcami oddychającymi powietrzem. Te zwierzęta mogą przeżyć eksperymentalne beztlenowe zanurzenia w temperaturze 3 stopni Celsjusza, które trwają nawet do 5 miesięcy. To dlatego szukaliśmy związku między brakiem tlenu i martwicą tkanek u ssaków. U nicieni Caenorhabditis elegans stwierdzono, że w warunkach beztlenowych gromadził się pewien lipid - wspomniany wcześniej 1-deoksydihydroksyceramid. Co istotne, przy zawale synteza deoksydihydroceramidu także wzrasta. [...] Zaobserwowaliśmy, że ten ceramid blokuje pewne kompleksy białkowe, a także wywołuje defekty cytoszkieletu i zaburza funkcję mitochondriów, powodując martwicę - dodaje Reizman. By potwierdzić, że to rzeczywiście deoksydihydroceramid odpowiada za martwicę, naukowcy z Genewy badali C. elegans z mutacją wywołującą rzadką chorobę - HSAN typu I. W ten sposób zwiększono poziom sfingolipidu. Skutkiem tego zabiegu była nadwrażliwość na brak tlenu. Zespół Michela Ovize'a z Uniwersytetu w Lyonie tuż przed zawałem wstrzykiwał myszom inhibitor syntezy ceramidów. Okazało się, że u gryzoni, którym podano zastrzyk z inhibitorem, martwica tkanki była o 30% mniejsza niż u zwierząt z grupy kontrolnej (po iniekcji bez inhibitora). Ten spadek jest imponujący - cieszy się Riezman. Wg akademików, szczególnie zachęcające są wyniki uzyskane podczas eksperymentów na myszach. Inhibitor syntezy ceramidów to dobrze znana substancja, którą testowano na modelach zwierzęcych. Niestety, hamuje syntezę wszystkich ceramidów - wyjaśnia Thomas Hannich. Z tego powodu naukowcy pracują teraz nad inhibitorem, który obiera na cel specyficznie deoksydihydroceramid. Powinien on mieć mniej skutków ubocznych i zachowywać normalne funkcje ceramidów w organizmie. To ogromnie ważne, gdyż jak wyjaśnia Hannich, ceramidy są absolutnie koniecznymi dla organizmu lipidami. Bez nich nie dałoby się realizować paru ważnych funkcji, np. nasza skóra mogłaby całkowicie wyschnąć. « powrót do artykułu
  2. Przed tygodniem TSMC ogłosiło, że wykorzystywana przezeń technologia 7nm plus (N7+) jest pierwszym komercyjnie dostępnym wdrożeniem technologii EUV (litografii w ekstremalnie dalekim ultrafiolecie). Tym samym tajwański gigant ustawił się w roli światowego lidera EUV. I wielu analityków to potwierdza. TSMC jest ewidentnym liderem na rynku EUV, zarówno jeśli chodzi o zamówione i już wykorzystywane narzędzia, liczbę plastrów wytwarzanych w technologii EVU jak i zintegrowania EUV w swoich planach produkcyjnych, mówi Jim Fontanelli, analityk w firmie Arete Ressearc. Obecnie najnowocześniejszą z wykorzystywanych technologii jest 7+ z trójwarstwową maską EUV. W drugiej połowie połowie przyszłego roku TSMC ma zamiar wdrożyć 5 nm z maską 15-warstwową, a pod koniec 2020 roku zadebiutuje technologia 6 nm, w której wykorzystana zostanie 4-warstwowa maska EUV, twierdzi Fontanelli. Zdaniem analityka, obecnie największym odbiorcą plastrów 7+ produkowanych przez TSMC jest AMD i ma to związek z ograniczoną dostępnością produktu. Jednak przy przejściu na węzeł 5nm pozycję kluczowego klienta w tej technologii powinno zyskać Huawei, a na drugim miejscu znajdzie się Apple. Obie firmy chcą bowiem wykorzystać możliwości związane z miniaturyzacją, mniejszym poborem mocy oraz poprawieniem wydajności. Największym odbiorcą plastrów 6nm ma zostać, również w zwiazku z ograniczoną podażą 7nm, MediaTek. Wdrożenie EUV jest bardzo trudne. Dość wspomnieć, że technologia ta wymaga źródła światła o mocy 250W. Tymczasem w powszechnie obecnie wykorzystywanej litografii zanurzeniowej wykorzystuje się moc 90W. A kolejna generacja EUV, high-NA EUV będzie wymagała 500-watowego źródła. EUV oferuje jednak tak wiele zalet, że warto przebrnąć trudy jej wdrożenia. Przede wszystkim pozwala zaś skrócić czas produkcji i uniknąć wielokrotnego naświetlania plastra. Technologia ta jest jednak na tyle nowa, kosztowna i sprawia tak dużo problemów, że obecnie jedynie trzech światowych producentów – TSMC, Samsung i Intel – ma w planach jej wdrożenie do produkcji. Intel jest w tych pracach najmniej zaawansowany. Intel wydaje się całkowicie zaangażowany w EUV 7nm, którą wdroży w 2021 roku. Liczba warstw w masce będzie tam mniejsza niż liczba warstw w węźle 5nm TSMC. Ma to związek w różnicach wymagań technologicznych. Prawdopodobnie warstw tych będzie mniej niż 10, mówi Fontanelli. Fakt, dla którego Fontanelli w dużej mierze opiera się na domysłach, dobrze wyjaśniają słowa innego analityka, Dana Hutchesona z VLSI Reseearch. Intel to największa zagadka spośród tych trzech producentów, gdyż nie tworzy podzespołów na zamówienie, zatem nie ma powodu, dla którego miałby zdradzać, co robi. Ponadto warto pamiętać, że Intel zawsze wdrażał narzędzia litograficzne dla kolejnych węzłów wcześniej, niż ktokolwiek inny. Ponadto od lat najbardziej angażuje się w badania nad EUF. Nie ma też marketingowego powodu, by na bieżąco informować o postępach w EUF, dlatego też sądzę, że nic nie powiedzą, zanim nie będą pewni, że są gotowi do rozpoczęcia produkcji. Początkowo Intel miał zamiar rozpocząć produkcję 7-nanometrowych układów w 2017 roku, jednak w związku z opóźnieniami przy węzłach 14- i 10-nanometrowym plany te przesunięto o cztery lata. W bieżącym roku menedżerowie Intela zapowiedzieli, że procesy produkcyjne 7-nanometrowych układów tej firmy będą równie lub bardziej wydajne niż procesy produkcyjne 5-nanometrowych kości TSMC. « powrót do artykułu
  3. Kiedy Netflix zaprezentował doskonały serial Black Mirror, wszyscy oniemieli. Fascynacja widzów mieszała się z prawdziwym strachem. W książce omówiono wszystkie odcinki i sezony serialu, kompleksowo i wyczerpująco przedstawiając powiązania między wątkami filmowymi a światem, w którym żyjemy lub żyć będziemy. Okazuje się, że nowe technologie i ich powszechność nie tylko zwiększają komfort i poprawiają jakość naszego życia, ale też zmieniają społeczeństwo, i to w wielu wymiarach: psychologicznym, politycznym, a także moralnym. Black Mirror przestaje być jedynie fikcją – w coraz większym stopniu okazuje się rzeczywistością. Pierwsze dwa sezony Black Mirror uważam za najlepszą rzecz, jaką pokazała telewizja w drugiej dekadzie XXI wieku […]. Grasz, oglądasz, klikasz? Masz komórkę w kieszeni? Tablet przy sobie? Obchodzi Cię anonimowość w sieci? To jest serial o człowieku w zetknięciu z technologią, a więc zdecydowanie o Tobie, czytelniku tych słów. Rafał Oświeciński, recenzent, publicysta związany z film.org.pl Fabio Chiusi – dziennikarz, badacz kultury i polityki ery cyfrowej, ekonomista i filozof nauki. Publikował na łamach L’Espresso, La Repubblica, La lettura oraz Wired. Koordynował program PuntoZero, analizujący wpływ innowacji na proces tworzenia polityki. Członek Centro Nexa – akademickiego stowarzyszenia przy Politechnice Turyńskiej badającego społeczeństwo informacyjne.
  4. W miniony poniedziałek w Campusie Google, jury II edycji SingularityU Poland GLOBAL IMPACT CHALLENGE – spośród finałowej 10-tki startupów, wyłoniło zwycięzcę – projekt eDrop Jakuba Świerka – inteligentny gadżet-urządzenie, które pomaga użytkownikom na co dzień korzystać z wody w sposób bardziej świadomy i racjonalny. eDrop rywalizował nie tylko z projektami Polaków. W tym roku do konkursu stanęli przedstawiciele także innych krajów Europy Środowo-Wschodniej. Formułę konkursu stworzył jeden z najważniejszych amerykańskich think tanków edukacyjnych z obszaru nowych technologii, Singularity University (SU) z San Francisco – inkubator biznesowy, przygotowujący najzdolniejszych światowych liderów do sprostania globalnym wyzwaniom dzisiejszego świata. Do finału wyłoniliśmy 10 startupów o ogromnym potencjale, które zgodnie z filozofią Singularity University – Make the World a Better Place –  w ciągu 10 lat mogą zmienić życie miliarda ludzi. To potężne wyzwanie, ale takie startupy udało nam się znaleźć – mówi Jowita Michalska, CEO Fundacji Digital University, organizatora konkursu, wyłącznego przedstawiciela Singularity University w Polsce. Razem z Sebastianem Kulczykiem z InCredibles nagrodziliśmy projekt eDrop, ponieważ odpowiada na rozwiązanie problemu, jakim jest nadmierne zużycie wody. Nie tylko w Polsce zaczyna być to gigantycznym problemem, w wielu krajach świata również. Niewiele się mówi o tym, że w Polsce poziom wód gruntowych jest na poziomie wód gruntowych Egiptu. Jowita Michalska podkreśla estetykę urządzenia i prostotę użytkowania, a także dodatkową funkcję – jako formę grywalizacji i dzielenia się z ludźmi informacjami o ilości zużywanej wody. Ale przede wszystkim uświadamia jak potężne zasoby wody marnujemy. Dodaje: Wybraliśmy naprawdę fantastycznego człowieka do rozwoju. DOBRE IDEE RODZĄ SIĘ POD PRYSZNICEM Jak większość przełomowych idei pomysł na eDrop zrodził się pod prysznicem, kiedy jego autor uświadomił sobie brak narzędzia, które w prosty sposób zwizualizowałoby, ile wody zużywamy podczas swoich codziennych aktywności w łazience lub kuchni. eDrop swoim nowoczesnym designem i inteligentną interakcją zrywa z dotychczasowym postrzeganiem oszczędzania wody jako przykrego obowiązku. Urządzenie nie tylko redukuje zużycie wody o połowę, ale również analizuje „wodne” zachowania użytkownika i podpowiada gdzie i jak można zaoszczędzić. Jakub Świerk podkreśla, że dodatkową motywacją do bardziej racjonalnego używania wody jest stworzenie  społeczności zrzeszającej wszystkich użytkowników eDrop'a na całym świecie. Dzięki temu każdy użytkownik redukujący zużycie wody poprzez eDrop'a może być częścią wielkiej akcji globalnego oszczędzania wody co pozytywnie odbija się zarówno na środowisku jak i na domowym budżecie. Obecnie projekt jest w fazie przygotowywania do masowej produkcji. Świerk ze zwycięstwem w GIC wiąże spore oczekiwania: Uczestnictwo w konkursie GIC pozwoli mieć nadzieję na pozyskanie finansowania na dalszy rozwój, zweryfikowanie modelu biznesowego z partnerami na rynkach globalnych. Ale przede wszystkim dostęp do międzynarodowej sieci kontaktów, które pozwolą nabrać szerokich perspektyw na rozwój. GLOBAL IMPACT Prezentacje finałowej 10 oceniało jury: Sebastian Kulczyk – twórca Incredibles, CEO Kulczyk Investments, Sarah McCullough, Program Director, Global Startup Program at SU Ventures, Jowita Michalska, CEO Digital University, Maciej Noga – HRTech Investor, Co-Founder of Grupa Pracuj, SHRM Member,  Supreet Singh Manchanda – Managing Director of Raiven Capital Wybór tegorocznego zwycięzcy był nie lada wyzwaniem ze względu na bardzo wysoki poziom prezentowanych pomysłów. Postawiliśmy na prosty, przyjazny, pożyteczny projekt o globalnym potencjale realizacji. Edrop może być jednym z narzędzi które sprawi, że oszczędzanie najcenniejszego zasobu ludzkości, czyli wody, stanie się wymierne – Sebastian Kulczyk, partner i sponsor główny konkursu, absolwent Singularity University, twórca programu akceleracyjno-mentoringowego InCredibles. Supreet Singh Manchanda podkreśla potencjał globalny zwycięskiego projektu i jego prostotę: Zwykle spotyka się, że projekty są bardzo złożone i to skomplikowanie często powoduje masę dodatkowych pytań. Tutaj tych pytań nie było, także dlatego, że Jakub zrobił świetną robotę odpowiadając swoją prezentacją na wszystkie możliwe pytania.  To projekt, który każdy może wdrożyć, nie wymaga jakichś zmian behawioralnych ani szczególnego wysiłku – co zawsze jest jakimś problemem. Ten projekt zmusza do myślenia o problemie konsumpcji wody na szeroką skalę – każdy z nas może nad tym panować we własnym zakresie, a tym samym autentycznie wywierać wpływ w skali globalnej – mówiła Sarah McCullough. Laureat otrzymał nagrody, jak podkreśla Jowita Michalska – typu „smart”– nie zastrzyk gotówki, ale zastrzyk wiedzy, wsparcie mentorów z całego świata i możliwość rozwinięcia biznesu na skalę globalną. Jakub Świerk weźmie udział w Global Startup Program, kilkutygodniowym programie inkubacyjnym w Dolinie Krzemowej oraz w trzeciej edycji InCredibles Sebastiana Kulczyka, w ramach której wyjedzie do Google for Startups w Londynie na 2 dniową sesję z mentorami i inwestorami, a także weźmie udział w największej europejskiej konferencji dla startupów Slush w Helsinkach. « powrót do artykułu
  5. Po raz pierwszy wykazano, że zanieczyszczenia powietrza wiążą się z wypadaniem włosów u ludzi. Opisano też, jaki mechanizm odpowiada za to zjawisko. Naukowcy wystawiali ludzkie komórki brodawki włosa (ang. human follicle dermal papilla cells, HFDPCs) na różne stężenia pyłów zawieszonych PM10 - kurzu i cząstek stałych ze spalania oleju napędowego. Okazało się, że obecność PM10/cząstek stałych obniżała poziom β-kateniny, białka odpowiedzialnego za wzrost włosa i morfogenezę. Badanie, którego wyniki zaprezentowano ostatnio na 28. kongresie Europejskiej Akademii Dermatologii i Wenerologii w Madrycie, pokazało, że pyły zawieszone obniżały również stężenia 3 innych białek, związanych ze wzrostem i zachowaniem włosów: cykliny D1, cykliny E oraz kinazy zależnej od cyklin 2 (ang. cyclin-dependent kinase 2, CDK2). Nasilenie zjawiska zależało od dawki kurzu i cząstek stałych ze spalania w silnikach Diesla, a to oznacza, że im większe stężenie zanieczyszczenia, tym większe spadki ilości białek. O ile dobrze wiadomo, że istnieją związki między zanieczyszczeniem powietrza a poważnymi chorobami, takimi jak nowotwory, przewlekła obturacyjna choroba płuc czy choroby sercowo-krążeniowe, o tyle wpływ wystawiania ludzkiej skóry, a szczególnie włosów, na oddziaływanie cząstek stałych badano już w niewielkim zakresie. Nasze badanie wyjaśnia mechanizm oddziaływania zanieczyszczeń powietrza na HFDPCs [...] - podsumowuje Hyuk Chul Kwon z Future Science Research Centre. « powrót do artykułu
  6. NASA zaprezentowała skafandry kosmiczne dla astronautów, którzy będą brali udział w programie Artemis. To kolejny, po tak znaczących programach jak Mercury, Gemini, Apollo czy Space Shuttle, projekt załogowych lotów w przestrzeń kosmiczną. Publiczności pokazano dwa typy skafandrów. Exploration Extravehicular Mobility Unit (xEMU) to kolejny udoskonalony następna skafandrów, jakie nosili spacerujący po Księżycu astronauci z misji Apollo i jaki noszą astronauci wychodzący na zewnątrz Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. xEMU założą m.in. osoby, które w ramach programu Artemis wylądują na Księżycu. Drugi ze skafandrów to Orion Crew Survival System. Wbudowano weń systemy bezpieczeństwa, a skafander zaprojektowano tak, by umożliwiał maksymalną mobilność. Będzie on wykorzystywany podczas startu z Ziemi, w sytuacjach awaryjnych, misjach o wysokim stopniu ryzyka odbywających się w pobliżu Księżyca oraz podczas powrotu na Ziemię. Program Artemis jest prowadzony przez NASA, prywatne amerykańskie firmy oraz międzynarodowych partnerów, takich jak ESA. Jego celem jest ponowne lądowanie na Księżycu, do czego ma dojść do końca roku 2024. Jest on etapem na drodze do ustanowienia stałej obecności na Księżycu i wysłaniu ludzi na Marsa. W ramach Artemis będą wykorzystywane systemy SLS, Lunar Gateway oraz Orion. Czerpie on z innych programów NASA, takich jak Constellation i Asteroid Redirect Mission. Pierwszy załogowy lot w ramach programu Artemis ma odbyć się w 2022 roku. Do czasu ustanowienia programu Artemis i zmiany nomenklatury lot ten był zwany EM-2 (Exploration Mission-2). Początkowo miał być to lot do przechwyconej asteroidy, którą miano sprowadzić na orbitę Księżyca. Teraz ma być to lot testowy kapsuły Orion. W jego ramach 4 astronautów poleci poza Księżyc i wrócą na Ziemię. « powrót do artykułu
  7. W położonej na zachodnim brzegu Nilu w Tebach nekropolii Asasif znaleziono co najmniej 20 starożytnych drewnianych trumien. Ich barwne zdobienia oraz inskrypcje są nadal świetnie widoczne. Ministerstwo Starożytności już teraz twierdzi, że to jedno z największych i najważniejszych odkryć ostatnich lat, ale zapowiada, że szczegóły zostaną ujawnione na konferencji prasowej w sobotę. Trumny ustawiono na sobie: te z górnej warstwy leżały w poprzek trumien z dolnej warstwy. Na jednym z opublikowanych przez Ministerstwo zdjęć widać Khaleda el-Anany'ego, który zagląda w prześwit między trumnami z dolnej warstwy. « powrót do artykułu
  8. Gigant handlu detalicznego, Walmart, wszedł na niewielki ale rosnący rynek dostaw produktów spożywczych wprost do mieszkań i domów klientów. W ramach programu pilotażowego WalmartInHome mieszkańcy Kansas City, Pittsburgha i Vero Beach mogą zamawiać zakupy przez internet, a dostawca wniesie je do domu lub garażu i włoży do znajdującej się tam lodówki. Taki sposób dostaw ma wiele zalet. Przede wszystkim zakupy nie są zostawiane przed drzwiami, dzięki czemu można uniknąć ich kradzieży czy zmoknięcia w deszczu. Ponadto, jako że trafiają one do lodówki, Walmart ma nadzieję, że zwiększy to gamę produktów zamawianych przez klientów. Obecnie kliencie niechętnie zamawiają nietrwałe produkty, jak nabiał czy mięso, które później przez wiele godzin leżą na progu, zanim zamawiający wróci z pracy. Teraz klienci Walmarta, wnosząc miesięczną opłatę w wysokości 20 USD, będą mogli zamawiać produkty z dostawą do lodówki. Wartość pojedynczego zamówienia nie może być mniejsza niż 30 dolarów. Klient będzie też musiał zainstalować sobie specjalny zamek elektroniczny, dzięki któremu dostawca wejdzie do środka. Koszt zamka to 50 dolarów, a instalacją zajmie się Walmart. Każdy z dostawców zostanie wyposażony w kamerę, dzięki której klient będzie mógł zdalnie prześledzić przebieg dostawy. « powrót do artykułu
  9. Niedługo po ataku na saudyjskie instalacje naftowe, który miał miejsce 14 września, Stany Zjednoczone przeprowadziły cyberatak na Iran, poinformowały dziennikarzy dwa anonimowe źródła w USA. Jeden z informatorów stwierdził, że atak miał na celu ograniczenie możliwości Teheranu w zakresie propagandowym. Miało też dojść do fizycznych uszkodzeń sprzętu, jednak brak tutaj szczegółowych danych. Wydaje się, że atak ten był bardziej ograniczony niż inne tego typu operacje przeciwko Iranowi, do których doszło od czerwca, kiedy to Iran zestrzelił amerykańskiego drona. Pentagon odmówił komentarzy. Ze względu na naszą politykę oraz z powodów bezpieczeństwa nie omawiamy operacji w cyberprzestrzeni, operacji wywiadowczych czy planistycznych, powiedziała rzecznik prasowa Pentagonu, Elissa Smith. Nie wiadomo, jaki skutek odniósł ten atak. Jednak działania w cyberprzestrzeni są postrzegane jako mniej prowokujące i łagodniejsze niż działania zbrojne. Można niszczyć przeciwnika bez zabijania ludzi czy wysadzania infrastruktury w powietrze. To zapewnia dodatkowe opcje, których wcześniej nie mieliśmy i mamy zamiar ich używać, mówi James Lewis, ekspert ds. cyberprzestrzeni w waszyngtońskim Center for Strategic and International Studies. Ekspert dodaje, że całkowite odstraszenie Iranu mogłoby być niemożliwe nawet za pomocą konwencjonalnych uderzeń zbrojnych. Wiadomo też, że Iran również aktywnie działa w cyberprzestrzeni. Hakerzy powiązani z rządem w Teheranie próbowali niedawno włamać się na konta pocztowe osób przygotowujących najbliższą kampanię prezydencką Donalda Trumpa. Iran jest też ważnym graczem na polu rozprzestrzeniania fałszych informacji na arenie międzynarodowej. Napięcie w tamtym regionie świata rośnie od maja ubiegłego roku, kiedy to USA wycofały się z porozumienia zawartego w 2015 roku. W jego ramach Teheran miał ograniczyć swój program nuklearny w zamian za złagodzenie sankcji gospodarczych. Podczas niedawnej konferencji prasowej prezydent Hassan Rouhani wykluczył możliwość dwustronnego porozumienia z Waszyngtonem do czasu, aż USA nie powrócą do porozumienia i nie złagodzą sankcji. « powrót do artykułu
  10. W III kwartale bieżącego roku 40% energii elektrycznej wykorzystanej w Wielkiej Brytanii pochodziło ze źródeł odnawialnych, a udział paliw kopalnych – tutaj niemal wyłącznie gazu – wyniósł 39%. Pozostałe 21% zapewniły głównie elektrownie atomowe. Zatem po raz pierwszy od czasu uruchomienia pierwszej brytyjskiej elektrowni, co miało miejsce w 1882 roku, paliwa kopalne nie były głównym źródłem energii elektrycznej. Sprawdziły się więc prognozy krajowego operatora sieci przesyłowej, National Grid, że w bieżącym roku źródła odnawialne dostarczą więcej energii niż paliwa kopalne. Wspomniane osiągnięcie było możliwe dzięki uruchomieniu pomiędzy lipcem a wrześniem nowych farm wiatrowych. Dzięki większym, bardziej efektywnym turbinom farmy wiatrowe stają się coraz bardziej opłacalnym przedsięwzięciem, dzięki czemu przemysł ten intensywnie się rozwija. Jednak w tej beczce miodu znajdziemy łyżkę dziegciu. Otóż 12% energii elektrycznej wyprodukowanej na Wyspach pochodziło z biomasy. Jest to co prawda paliwo odnawialne, ale emituje węgiel do atmosfery. Co więcej, w niektórych okolicznościach emisja z biomasy może być większa niż z paliw kopalnych. Dlatego też eksperci zalecają brytyjskiemu rządowi rezygnację z elektrowni na biomasę. Widać zatem, że Wielka Brytania czyni wielkie postępy w odchodzeniu od paliw kopalnych. Jeszcze 10 lat temu z paliw takich pozyskiwała 80% energii. Dla światowej emisji węgla do atmosfery najważniejsze jest jednak to, co dzieje się w Chinach i USA. Państwo Środka ze źródeł odnawialnych pozyskuje niemal 27% swojej energii elektrycznej, a w USA odsetek ten wynosi 18%. « powrót do artykułu
  11. Inżynierowie z amerykańsko-chińskiego zespołu zbudowali miękkiego robota z funkcjami neurobiomimetycznymi. Naukowcy twierdzą, że to pierwszy krok w kierunku bardziej złożonego sztucznego układu nerwowego. Prof. Cunjiang Yu z Uniwersytetu w Houston podkreśla, że dzięki temu w przyszłości powstaną protezy, które będą się bezpośrednio łączyć z nerwami obwodowymi w tkankach biologicznych, zapewniając sztucznym kończynom funkcje neurologiczne. Osiągnięcie autorów publikacji z pisma Science Advances przybliża też perspektywę miękkich robotów, które będą potrafiły myśleć i podejmować decyzje. Akademicy z ekipy Yu dodają, że ich odkrycia przydadzą się zarówno specjalistom z dziedziny neuroprotetyki, jak i obliczeń neuromorficznych (chodzi o przetwarzanie dużych ilości danych przy niewielkim zużyciu energii; a wszystko to za pomocą urządzeń naśladujących elektryczne działanie sieci nerwowych). Czerpiąc inspiracje z natury, naukowcy zaprojektowali tranzystory synaptyczne, czyli tranzystory działające podobnie do neuronów, które spełniają swoje funkcje nawet po rozciągnięciu o 50%. Podczas testów tranzystor umożliwiał np. powstanie potencjału postsynaptycznego pobudzającego czy zjawiska facylitacji (ang. paired-pulse facilitation, PPF), a także realizował funkcje pamięciowe. Koniec końców miękki robot został wyposażony w odkształcalną sztuczną skórę z gumy wrażliwej na nacisk i tranzystorów synaptycznych. Dzięki temu był w stanie "wyczuwać" interakcje ze środowiskiem zewnętrznym i odpowiednio na nie reagować. « powrót do artykułu
  12. Egipscy archeolodzy odkryli „dzielnicę przemysłową”, w której produkowano ozdoby, ceramikę i meble do królewskich grobowców. Znajduje się ona w Dolinie Małp (Zachodnia Dolina) Luksoru. Na terenie „dzielnicy” znajdowało się 30 warsztatów. Każdy z warsztatów miał inne zadanie. Jedne produkowały ceramikę, inne złote ozdoby, jeszcze inne zajmowały się wytwarzaniem mebli, mówi kierujący wykopaliskami Zahi Hawass. W miejscu wykopalisk, które rozciąga się na przestrzeni 75 metrów, archeolodzy znaleźli inkrustowane koraliki, srebrne pierścienie czy złotą folię. To przedmioty, którymi dekorowano drewniane trumny członków rodziny królewskiej. Na niektórych z artefaktów widzimy skrzydła Horusa. To bezprecedensowe odkrycie. Dotychczas wszystko, co wiedzieliśmy o Luksorze pochodziło z samych grobowców. Teraz możemy przyjrzeć się narzędziom i technikom wykorzystywanym do produkcji trumien i mebli umieszczanych w grobowcach, cieszy się Hawass. Uczony dodaje, że mamy tutaj do czynienia z pierwszym w Egipcie odkryciem warsztatów wytwarzających ozdoby funeralne na masową skalę. Dzięki nim dowiemy się więcej także o życiu samych robotników. Znaleźliśmy magazyny na wodę i pożywienie oraz zbiornik wody, z którego robotnicy mogli pić, dodaje. Wszystkie znalezione artefakty są datowane na XVIII Dynastię (1539–1292 przed Chrystusem). Zespół Hawassa od 2 lat bada okolice Luksoru. Prace prowadzone są nie tylko w Dolinie Małp. Naukowcy pracują też w Dolinie Królów, gdzie mają obecnie miejsce najszerzej zakrojone badania od lat 20. ubiegłego wieku. Dotychczas odkryto tam jeden nowy grobowiec, KV 65, gdzie znaleziono narzędzia wykorzystywane podczas jego budowy. Archeolodzy mają nadzieję, że znajdą też nowy groby królewskie, w szczególności groby żon i dzieci władców, które były tam chowane, zanim za czasów XIX dynastii rozpoczęto pochówki w Dolinie Królowych. Sądzę, że wkrótce znajdziemy nietknięty grób królewski, mówi Hawass. Specjaliści szczególnie ucieszyliby się z odnalezienia miejsc pochówków Nefretete, jej córki Anchesenamon, która była żoną Tutanchamona. Wiele osób sądziło, że 62 grobowce odkryte przed rokiem 1922 to wszystko, co można znaleźć w Dolinie Królów. Wtedy Howard Carter odkrył grób Tutanchamona. W 2005 roku odkryto KV 63, pierwszy nieznany wcześniej grobowiec od czasów Cartera. Znajdował się on zaledwie 15 metrów od grobu Tutanchamona. W KV 63 nie było jednak mumii, a jedynie komora służąca do balsamowania. Zdaniem niektórych, to zapowiedź istnienia nieodkrytego jeszcze grobu. Zespół Hawassa poszukuje m.in. grobu Ramzesa VIII, który nie został do dzisiaj odnaleziony, oraz oryginalnych grobowców Amenhotepa I i Totmesa II. Ciała tych dwóch ostatnich faraonów znaleziono bowiem w specjalnych skrytkach, do których zostały przeniesione, by uchronić je przed złodziejami. Dotychczas nie zidentyfikowano jednoznacznie ich oryginalnych miejsc pochówku. « powrót do artykułu
  13. Na stanowisku Shimizukaze z japońskiej prefektury Nara odkryto fragment glinianego naczynia ze środkowego okresu Yayoi, na którym przedstawiono najprawdopodobniej wizerunek szamanki. Postać jest ubrana w strój ptaka. O odkryciu poinformowano 9 października. Archeolodzy podkreślają, że na terenie Kraju Kwitnącej Wiśni odkryto 19 innych glinianych naczyń z inskrypcjami ludzi z wyciągniętymi rękami, ale postać z Shimizukaze jako pierwsza wydaje się mieć piersi. Przedstawiono je jako kręgi na klatce piersiowej. Na fragmencie, który mierzy 12 na 16,3 cm, widać także dwoje oczu, nos, usta oraz dłoń z pięcioma palcami. Kazuhiro Tatsumi, były profesor Doshisha University, sugeruje, że szaman w stroju ptaka mógł się modlić o udane zbiory zbóż (wierzono, że odpowiadające za to bóstwa były przenoszone przez ptaki). Shimizukaze jest zlokalizowane ok. 600 m na północ od stanowiska Karako Kagi, na którym znajduje się otoczona fosą osada z okresu Yayoi. W sumie na obu stanowiskach znaleziono ponad 450 glinianych naczyń. Do 1 grudnia fragment naczynia z szamanką można podziwiać w Muzeum Archeologicznym Karako Kagi. « powrót do artykułu
  14. Ciężki bezdech senny jest czynnikiem ryzyka rozwoju cukrzycowego obrzęku plamki żółtej (ang. Diabetic Macular Edema, DME). DME to choroba związana z retinopatią cukrzycową. Może powodować trwałą utratę wzroku. W 2015 r. szacowano, że w Polsce problem DME dotyczy ok. 50 tys. osób. W przebiegu DME dochodzi do zamykania światła drobnych naczyń z siatkówki. Charakterystyczne są również nieszczelność naczyń oraz tworzenie się śródsiatkówkowych płynowych przestrzeni torbielowatych. Co istotne, DME może się rozwinąć we wszystkich postaciach retinopatii. Naukowcy uważają, że bezdech senny może się przyczyniać do rozwoju i pogłębienia retinopatii cukrzycowej, nasilając insulinooporność i stan zapalny oraz podnosząc ciśnienie; każda z tych przypadłości może zaś uszkodzić naczynia siatkówki. By dowiedzieć się więcej na ten temat, zespół dr. Juifana Chianga analizował dane wszystkich pacjentów z Chang Gung Memorial Hospital na Tajwanie, u których w ciągu 8 lat zdiagnozowano retinopatię cukrzycową. Okazało się, że u osób z DME częstość występowania ciężkiego bezdechu była o wiele większa niż w grupie niecierpiących na DME (80,6% vs. 45,5%). Ustalono też, że im cięższy bezdech, tym cięższe DME. Ciężki bezdech był też częstszy u pacjentów, którzy by kontrolować DME, potrzebowali więcej zabiegów (laseroterapii czy iniekcji). Bazując na uzyskanych wynikach, mamy nadzieję, że większa rzesza lekarzy potraktuje bezdech senny jako czynnik ryzyka cukrzycowego obrzęku plamki żółtej. Pozwoli to na wcześniejsze interwencje, co powinno wywrzeć pozytywny wpływ zarówno na wzrok pacjentów, jak i na ich zdrowie ogólne - podsumowuje Chiang. « powrót do artykułu
  15. Japonia przygotowuje się do przyszłorocznych Igrzysk Olimpijskich, a przygotowania te obejmują też zagadnienia związane z bezpieczeństwem medycznym. W ubiegłym miesiącu do Japonii przywieziono próbki jednych z najbardziej niebezpiecznych wirusów: Ebola, Marburg, Lassa, Arenawirusy powodujące południowoamerykańskie gorączki krwotoczne oraz wirusa CCHF powodującego krymsko-kongijską gorączkę krwotoczną. Po raz pierwszy w historii wirusy klasyfikowane jako BSL-4 (biosafety level 4) trafiły do laboratorium Japońskiego Nardoowego Instytutu Chorób Zakaźnych (NIID), jedynego miejsca w Kraju Kwitnącej Wiśni, w której takie wirusy można przechowywać. Laboratorium, które znajduje się w mieście Musashimurayama w aglomeracji Tokio, już w 1981 roku było gotowe, by pracować z najbardziej niebezpiecznymi mikroorganizmami. Jednak działało na poziomie BSL-3, gdyż okoliczni mieszkańcy nie chcieli, by znajdowały się tam środki, będące śmiertelnym zagrożeniem. Dopiero w roku 2015, w wyniku umowy pomiędzy Ministerstwem Zdrowia z władzami miasta, poziom laboratorium zwiększono do BSL-4. Teraz trafiły tam superniebezpieczne wirusy. Decyzja taka została z zadowoleniem przywitana przez japońskich naukowców, którzy mówią, że dostęp do żywych wirusów zwiększy możliwości kraju w radzeniu sobie z epidemiami oraz poprawi stopień przygotowania na ewentualny atak bioterorystyczny. Japonia odstaje od wielu innych rozwiniętych krajów pod względem możliwości badania najbardziej niebezpiecznych patogenów. W USA i UE znajduje się kilkanaście laboratoriów BSL-4, Chiny budują sieć co najmniej 5 takich laboratiów z czego jedno już działa. Jednak część mieszkańców Musashimurayamy uważa, że rząd wykorzystał Igrzyska Olimpijskie jako pretekst, by sprowadzić do kraju najbardziej niebezpieczne wirusy. Richard Ebright, biolog i specjalista ds. bezpieczeństwa biologicznego z Rutgers University mówi, że laboratorium BSL-4 może przygotować się do wybuchu epidemii bez konieczności sprowadzania przed czasem niebezpiecznych wirusów. Uczony zauważa, że przechowywanie takich mikroorganizmów zawsze wiąże się z ryzykiem przypadkowego lub celowego ich uwolnienia. Jak mówi Masayuki Sajio, dyrektor departamentu NIID odpowiedzialnego za gorączki krwotoczne, posiadanie żywych wirusów pozwoli na zweryfikowania działania posiadanych już testów diagnostycznych. Specjaliści z jednej strony zgadzają się, że wirusy takie mogą być użyteczne podczas różnego rodzaju badań i przygotowywania się do ewentualnych epidemii. Tym bardziej, że w ostatnim czasie okazało się, że wirusy podobne do Eboli są znacznie bardziej rozpowszechnione, niż sądzono. Na przykład w ubiegłym roku u nietoperzy z Chin znaleziono wirus Mengla, a u dwóch gatunków ryb z Morza Południowochińskiego zidentyfikowano wirusy podobne do Eboli. Nie wiadomo, czy wirusy takie mogą zarażać ludzi. Naukowcy zauważają jednocześnie, że na całym świecie rośnie liczba laboratoriów BSL-4, a to zwiększa ryzyko wydostania się na zewnątrz najbardziej niebezpiecznych wirusów. Elke Mühlberger, mikrobiolog z Boston University uważa, że niektóre rządy, w tym japoński, używają laboratoriów BSL-4 do składowania niebezpiecznych wirusów w celu odstraszania przed atakiem biologicznym innych państw, które również takie laboratoria posiadają. « powrót do artykułu
  16. David Burns z ASA Marshall Space Flight Center opublikował dokument opisujący koncepcję nowatorskiego silnika rakietowego działającego bez paliwa czyli bez wyrzucanej w jednym kierunku masy, która nadaje silnikowi ruch w kierunku przeciwnym. Urządzenie, nazwane przez niego 'silnikiem spiralnym' wykorzystuje zjawisko zmiany masy, do którego dochodzi przy prędkościach bliskich prędkości światła. Część specjalistów, którzy zapoznali się z koncepcją Burnsa, wyraża wątpliwość, czy zaprezentowany przez niego silnik w ogóle może działać, jednak inżynier nie przejmuje się tym zbytnio. Nie mam oporów przed opublikowaniem swojej koncepcji. Jeśli ktoś twierdzi, że to nie może działać, powiem, że mimo to warto się temu przyjrzeć. Żeby zrozumieć, jak ma działać silnik, możemy wyobrazić sobie pudełko, wewnątrz którego znajduje się umieszczony poziomo pręt, a na nim jest pierścień. Jeśli teraz sprężyna popchnie pierścień w jednym kierunku będzie się on ślizgał po pręcie, dotrze do ściany pudełka i się od niej odbije. Pudełko zostanie więc popchnięte i przesunie się nieco. Jednak pierścień podąża teraz w przeciwnym kierunku, dociera do przeciwnej ściany pudełka, od której znowu się odbija. Pudełko przesuwa się, wracając na poprzednią pozycję. W ten sposób pudełko, czyli nasz silnik, będzie bez końca przesuwało się raz w jedną, raz w przeciwną stronę. Jeśli jednak, jak zauważył Burns, pierścień będzie zmieniał masę i będzie ona znacznie większa gdy przesuwa się w jednym kierunku, niż gdy przesuwa się w drugim, wówczas pudełko będzie poruszało się w tym kierunku, w którym masa poruszającego się pierścienia jest większa. Prawa fizyki nie zabraniają zmiany masy. Z prac Einsteina wiemy, że im prędkość poruszającego się obiektu jest bliższa prędkości światła, tym większą ma on masę. Możemy więc zastosować w 'silniku spiralnym' akcelerator cząstek, w którym jony są w jednym kierunku przyspieszane, a w drugim spowalniane. Taki akcelerator miałby kształt helisy. Taki akcelerator musiałby mieć długość około 200 metrów i 12 metrów średnicy. Potrzebowałby też 165 megawatów do wygenerowania siły ciągu rzędu zaledwie 1 niutona. Biorąc to pod uwagę, silni mógłby osiągnąć znaczącą prędkość jedynie w środowisku, w którym nie występują opory. Jeśli będzie miał wystarczającą ilość czasu i mocy to może rozpędzić się do 99% prędkości światła, stwierdził Burns. Silniki bez paliwa nie są nowym pomysłem. Już pod koniec lat 70. amerykański wynalazca Robert Cook opatentował silnik, który miał zamieniać siłę odśrodkową w ruch liniowy. Z kolei na początku bieżącego wieku Brytyjczyk Roger Shawyer wysunął głośną koncepcję „niemożliwego” relatywistycznego silnika elektromagnetycznego EM Drive. Żadna koncepcji silnika bez paliwa dotychczas się nie sprawdziła. Fizycy zwracają uwagę, ze takie silniki łamią zasadę zachowania pędu. Martin Tajmar z Drezdeńskiego Uniwersytetu Technologicznego, który prowadził testy EM Drive uważa, że 'silnik spiralny' nie zadziała. Żaden z inercyjnych systemów napędowych, o ile mi wiadomo, nie działał w środowisku wolnym od oporów", mówi. Co prawda propozycja Burnsa wykorzystuje teorię względności, co nieco komplikuje analizę, jednak, jak stwierdza Tajmar "zawsze jest akcja i reakcja. Burns, który pracował na swoją koncepcją prywatnie, niezależnie od pracy w NASA, zauważa, że taki silnik byłby całkowicie nieefektywny. Jednak widzi możliwości pozyskania dodatkowej energii z promieniowania cieplnego i synchrotronowego emitowanego przez akcelerator. Ponadto uważa, że udałoby się zachować pęd w spinie przyspieszanych jonów. Wiem, że istnieje ryzyko, iż mój pomysł zostanie odesłany tam, gdzie jest EM Drive i zimna fuzja. Jednak trzeba być gotowym na to, że ktoś nas zawstydzi. Bardzo trudno jest wynaleźć coś całkowicie nowego, co będzie działało, dodaje. « powrót do artykułu
  17. Duża ilość tłuszczu z mieszanego fastfoodowego posiłku ma negatywny wpływ na poziom testosteronu w surowicy mężczyzn z nadwagą bądź otyłością. Naukowcy z Flinders University i Uniwersytetu Australii Południowej odkryli, że w ciągu godziny od spożycia wysokotłuszczowy fast food powoduje 25% spadek poziomu testosteronu w surowicy. Stężenia poniżej wartości wyjściowej hormonu na czczo utrzymują się nawet przez 4 godziny. Spadkom dotyczącym testosteronu nie towarzyszyły znaczące zmiany w zakresie poziomu gonadotropin w surowicy. Najniższy poziom testosteronu poprzedzał o kilka godzin poposiłkowy wzrost stężenia interleukin IL-6/IL-17 w surowicy, co oznacza, że przyczyną opisywanego zjawiska nie jest stan zapalny. Australijczycy stwierdzili także, że dożylne podanie tłuszczu nie miało wpływu na stężenie testosteronu, zaś identyczna dawka doustna powodowała supresję testosteronu. Wyniki, które opisano na łamach periodyku Andrologia, sugerują, że tłuszcz nie upośledza bezpośrednio komórek śródmiąższowych Leydiga. Wydaje się raczej, że przejście tłuszczu przez przewód pokarmowy indukuje odpowiedź, która nie wprost wywołuje poposiłkowy spadek testosteronu. Taki spadek może mieć kliniczne znaczenie dla otyłych lub starszych mężczyzn z niskim wyjściowym poziomem androgenu. Jeśli tacy ludzie często spożywają posiłki i przekąski bogate w tłuszcz, mogą się wprowadzać w stan permanentnego hipogonadyzmu. Będzie to mieć oczywisty negatywny wpływ na dobrostan fizyczny i psychiczny, a niewykluczone, że i na potencjał rozrodczy - opowiada prof. Kelton Tremellen. Nasze wyniki sugerują, że by zoptymalizować funkcję jąder, mężczyźni z tej grupy powinni zminimalizować swoje spożycie tłuszczu i unikać podjadania między posiłkami. « powrót do artykułu
  18. Podczas obróbki kawy odrzuca się z niej skórkę i miąższ, które stają się odpadem. Jednak naukowcy z University Illinois zainteresowali się tymi pozostałościami kawy i sprawdzili ich potencjalne właściwości przeciwzapalne. Na łamach Food and Chemical Toxicology (Phenolic compounds from coffee by-products modulate adipogenesis-related inflammation, mitochondrial dysfunction, and insulin resistance in adipocytes, via insulin/PI3K/AKT signaling pathways) poinformowali właśnie, że gdy komórki tłuszczowe myszy są poddane działaniu wodnego ekstraktu skórki i miąższu kawy, dochodzi do zmniejszenia stanu zapalnego w komórkach, poprawienia absorpcji glukozy i zwiększenia podatności na działanie insuliny. Za te dobroczynne efekty odpowiadają przede wszystkim dwa kwasy fenolowe, protokatechowy oraz galusowy. Badaliśmy bioaktywne składniki różnych rodzajów pożywienia i wykazaliśmy, że mogą one pomagać w zwalczaniu chronicznych chorób. Materiał zawarty w ziarnach kawy jest interesujący głównie ze względu na swój skład. Wiadomo, że nie jest on toksyczny. A te kwasy fenolowe mają bardzo silne działanie przeciwutleniające, mówi profesor Elvira Gonzalez de Mejia. Naukowcy przyjrzeli się dwóm rodzajom komórek: makrofagom, czyli komórkom odpowiedzi immunologicznej, oraz adipocytom, czyli komórkom tłuszczowym. Sprawdzili, jak na adipogenezę – produkcję i metabolizm komórek tłuszczowych – i powiązane z nią hormony działają zarówno ekstrakty zawierające połączenie obu wspomnianych kwasów fenolowych, jak i działanie każdego z tych kwasów z osobna. Przyglądano się również, jaki wpływ mają one na szlaki zapalne. Na potrzeby badań w laboratorium hodowano razem komórki tłuszczowe i immunologiczne, by doszło między nimi do takiej współpracy, z jaką mamy do czynienia w rzeczywistej sytuacji. Sprawdziliśmy dwa ekstrakty i pięć czystych związków fenolowych. Stwierdziliśmy, że związki te – głównie kwas protokatechowy oraz galusowy, były w stanie zablokować akumulację tłuszczu w adipocytach, głównie dzięki stymulowaniu rozpadu tłuszczów oraz dzięki wspomaganiu tworzenia beżowych adipocytów. Ten rodzaj komórek efektywnie spala tłuszcz i zawiera więcej mitochondriów, dzięki czemu efektywniej przetwarza składniki odżywcze w energię. Makrofagi są obecne w tkance tłuszczowej i gdy nadmiernie się ona rozrasta dochodzi do interakcji, która wywołuje stan zapalny i stres oksydacyjny. Zauważyliśmy, że te związki fenolowe zmniejszają wydzielanie czynników prozapalnych oraz redukują stres oksydacyjny, stwierdził główny autor badań, Miguel Rebollo-Hernanz. Gdy makrofagi wchodzą w interakcje z komórkami tłuszczowymi, komórki mają mniej mitochondriów, co zmniejsza ich zdolność do spalania tłuszczów. Jednak związki fenolowe blokowały niekorzystny wpływ makrofagów na komórki tłuszczowe, które dzięki temu zachowywały swoje funkcje. Dochodziło również do poprawy absorpcji glukozy w adipocytach. Teraz wiemy, że w obecności tych związków możemy zmniejszyć stan zapalny, zmniejszyć adipogenezę oraz osłabić sprzężenie zwrotne pomiędzy makrofagami a adipocytami, które powoduje, że dochodzi do pojawienia się czynników negatywnie wpływających na cały system, wyjaśnia de Mejia. « powrót do artykułu
  19. W bursztynie z Dominikany zachowały się skamieniałości mikrobezkręgowców ze środkowego trzeciorzędu (sprzed 30 mln lat). Jak wyjaśnia George Poinar Junior z Uniwersytetu Stanowego Oregonu, trzeba było dla nich utworzyć nie tylko nowy gatunek, ale i nową rodzinę oraz rodzaj. Odwołując się do analogii dotyczących postury i diety, Amerykanin nazywa bezkręgowce "pleśniowymi świniami". Ich łacińska nazwa to Sialomorpha dominicana. Co chwila znajdujemy drobne, delikatne, nieznane wcześniej kopalne bezkręgowce [...]. Od czasu do czasu, tak jak w opisywanym przypadku, zachowuje się także fragment oryginalnego habitatu. Pleśniowych świń nie da się umieścić w żadnej istniejącej grupie bezkręgowców - mają pewne cechy wspólne z niesporczakami [...] i roztoczami, ale do końca nie pasują do żadnego taksonu. S. dominicana dzieliły gorące, wilgotne środowisko z zaleszczotkami, nicieniami, grzybami i pierwotniakami. Duża liczba skamieniałości zapewniła dodatkowe dowody odnośnie do biologii, w tym zachowań reprodukcyjnych, stadiów rozwojowych i odżywiania. Pleśniowe świnie mierzyły ok. 100 mikrometrów. Miały giętkie głowy i cztery pary odnóży. Rosnąc, liniały. Odżywiały się głównie grzybami. Uzupełnienie ich diety stanowiły drobne bezkręgowce. Artykuł Poinara i Diane R. Nelson na temat odkrycia ukazał się w piśmie Invertebrate Biology. « powrót do artykułu
  20. Parkując samochód na zewnątrz, zwłaszcza w okolicy, gdzie występują wiewiórki, warto od czasu do czasu zapobiegawczo zajrzeć pod maskę. Przekonała się o tym Holly Persic z Pensylwanii, która wybrawszy się autem do biblioteki, poczuła swąd spalenizny i miała wrażenie, że SUV wydaje dziwne dźwięki. Kobieta zadzwoniła do męża, który poradził jej, by zajrzała pod maskę. Okazało się, że w środku znajduje się cała masa orzechów czarnych i trawy - jednym słowem, wiewiórcze zapasy na zimę. Wyjęcie ponad 200 orzechów zajęło prawie godzinę. Później małżonkowie pojechali do warsztatu. Tam po rozmontowaniu podwozia udało się wyjąć resztę orzechów (dobre pół wiaderka). Te, które leżały na bloku cylindrów, były czarne i miały charakterystyczną woń spalenizny - opowiada Chris Persic. Na szczęście nie doszło do jakichś poważniejszych uszkodzeń. Skarb spod maski wyjaśnił, co się stało z orzechami, które spadły z dużego drzewa. Na ziemi nie pozostało ich za dużo, a Chris zachodził ostatnio w głowę, gdzie się podziały... « powrót do artykułu
  21. W gwiazdozbiorze Pegaza znajduje się układ planetarny BD+14 4559. Został on odkryty przez polskich astronomów pracujących pod kierunkiem prof. Andrzeja Niedzielskiego z Centrum Astronomii UMK. Z okazji 100. rocznicy istnienia Międzynarodowej Unii Astronomicznej został zorganizowany konkurs IAU100 NameExoWorlds. W jego ramach każdy kraj na świecie otrzymał do nazwania układ składający się z jednej gwiazdy i jednej planety. Układ, który możemy nazwać znajduje się w odległości 161 lat świetlnych od Ziemi. Wokół mniejszej, mniej masywnej i chłodniejszej od Słońca gwiazdy krąży tam planeta o masie o 4% większej od masy Jowisza i promieniu o 23% większym niż promień Jowisza. Obiega ona gwiazdę w odległości 0,78 j.a. w ciągu 269 ziemskich dni. Gwiazdę BD+14 4559 można obserwować z Ziemi nawet przez lornetkę. Znajduje się ona w gwiazdozbiorze Pegaza przy granicy z konstelacją Delfina. Teraz każdy z nas może wziąć udział w głosowaniu nad nazwą dla gwiazdy i planety. Propozycje, które przeszły do drugiego etapu konkursu to: Geralt i Ciri, Jantar i Wolin, Piast i Lech, Polon i Rad, Solaris i Pirx, Swarog i Weles oraz Twardowski i Boruta. Głosowanie trwa do końca października. « powrót do artykułu
  22. W ruinach Pompejów odkryto świetnie zachowany fresk przestawiający walkę gladiatorów. Zabytek o wymiarach ok. 1x1,4 metra znaleziono w północnej części miasta w miejscu niedostępnym dla turystów. Znajdował on się głęboko klatką schodową budynku, który był w przeszłości tawerną lub sklepem winiarskim. Zdaniem Massimo Osanny, dyrektora generalnego parku archeologicznego, fresk mógł zdobić miejsce używane przez gladiatorów, skąd czerpali oni wodę, a które było też odwiedzane przez prostytutki. Szczególnie interesującym elementem tego fresku jest niezwykle realistyczne przedstawienie ran, mówi Osanna. Nie znamy wyniku pojedynku, ale widzimy jednego z gladiatorów z uniesioną tarczą, w pozie zwycięscy, i drugiego, który kciukiem uniesionym w górę prosi o litość. W ciągu ostatnich dwóch lat w Pompejach dokonano wielu interesujących odkryć. Znaleziono tam skarb wróżki, odkryto fresk przedstawiający Narcyza, spetryfikowane szczątki konia należącego być może do generała czy też erotyczny fresk. Archeolodzy odkryli doskonale zachowaną kapliczkę, Aleję Balkonów i hasła z kampanii wyborczej. Dowiedzieliśmy się też, że wybuch Wezuwiusza zniszczył miasto później, niż dotychczas sądzono. Wszystko to poprawia wizerunek miasta i osób nim zarządzającym, który został mocno nadszarpnięty przez strajki pracowników, kolejki turystów czy serię zawaleń. Obecnie w Pompejach trwają najbardziej intensywne od lat 50. prace archeologiczne. Są one finansowane przez Unię Europejską. « powrót do artykułu
  23. Pierwszy w Polsce jednoczesny przeszczep wątroby i obu płuc przeprowadzili z sukcesem w Zabrzu lekarze z dwóch ośrodków – tamtejszego Śląskiego Centrum Chorób Serca i Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego im. A. Mielęckiego w Katowicach. Do tej pory na całym świecie wykonano jedynie ok. 80 takich zabiegów – podało w piątek ŚCCS. Skomplikowaną, 14-godzinną operację przeprowadzono 11 września u 21-letniego pacjenta, mieszkańca woj. śląskiego, chorującego na mukowiscydozę. Choroba doprowadziła u niego do nieodwracalnego uszkodzenia płuc oraz ciężkich zaburzeń metabolicznych. Wielonarządowy przeszczep był dla niego jedyną szansą na przeżycie. Pacjent jest obecnie w doskonałej formie, mimo że przeszedł tak rozległą operację. Je, chodzi, dobrze się wentyluje, wątroba pracuje idealnie – powiedział w piątek PAP dr hab. Robert Król ze szpitala im. Mielęckiego, który kierował zespołem przeszczepiającym wątrobę. Mukowiscydoza, inaczej zwłóknienie torbielowate (ang. cystic fibrosis, CF) to najczęściej występująca choroba genetyczna. Zaliczana jest jednak do chorób rzadkich. Najbardziej typowe jej objawy to bardzo słony pot, niedobór wagi, częste, trudne do leczenia zapalenia płuc. Uszkodzony gen wywołuje nadmierną produkcję i zagęszczenie śluzu w organizmie, co zaburza pracę wszystkich narządów mających gruczoły śluzowe; objawy obejmują najczęściej układ oddechowy i pokarmowy. Gęsty i lepki śluz zalega w oskrzelach i oskrzelikach oraz blokuje przewody trzustkowe. W przypadku układu oddechowego utrudnia oddychanie, prowadzi do nawracających zakażeń oskrzeli i przewlekłego stanu zapalnego, wywołanego rozwojem bakterii, a w konsekwencji do trwałego uszkodzenia tkanki płucnej. W układzie pokarmowym gęsty śluz zaburza proces wydzielania przez trzustkę enzymów, odpowiedzialnych za rozkładanie i wchłanianie tłuszczów, węglowodanów i białek. Jak wyjaśnił Robert Król, u 5 do 7 proc. pacjentów z mukowiscydozą oprócz niewydolności płuc dochodzi też do niewydolności wątroby. Szczegóły tej operacji lekarze z obu ośrodków przedstawią podczas briefingu prasowego, który odbędzie się we wtorek w ŚCCS w Zabrzu. « powrót do artykułu
  24. Znakomici malarze, graficy, projektanci, którzy poświęcili życie książkom dla najmłodszych. Ilustrowali wspaniałe bajki, baśnie, opowiadania, krzyżówki, rebusy, historyjki i okładki pism. Nie szli na kompromis, nie brnęli w infantylizm, a dziecko traktowali poważnie i nie narzucali swojej wizji. Wielu z nas najpierw kojarzy ilustrację Szancera, a potem baśń o Królowej Śniegu. Ferdynand Wspaniały już zawsze będzie wyglądał jak z ilustracji Kazimierza Mikulskiego, a jeże u Wandy Chotomskiej jak jeże Mieczysława Pokory. Koty Marii Konwickiej każdy chciałby mieć w domu, tak jak Świerszczyki i Misie pełne rysunków Bożeny Truchanowskiej czy Hanny Krajnik. O swoich fascynacjach opowiadają m.in. Elżbieta Gaudasińska, Zdzisław Witwicki, Bożena Truchanowska, Teresa Wilbik, Józef Wilkoń. Tych, których już nie ma – Olgę Siemaszko, Janinę Krzemińską, Zbigniewa Rychlickiego Janusza Stannego czy Adama Kiliana – wspominają najbliżsi. Co znaczyły sukcesy dla ich artystycznych wyborów? Co działo się z nimi, kiedy polską literaturę dla dzieci dotknął kryzys? Jak poradzili sobie z kolorową szmirą lat 80. i 90.? Gdzie są oryginały ich prac? W Ilustratorkach, ilustratorach – oprócz rozmów Barbary Gawryluk – znalazły się okładki oraz obrazki z ukochanych książek z dzieciństwa i ilustracje nigdy wcześniej niepublikowane. Autorka pisze we wstępie: O pamięć chodzi w tej książce przede wszystkim. Chciałabym, żeby moja opowieść, czasem dziurawa, często niekompletna, bywa, że amatorska, miejscami bardzo osobista, wywołała u czytelników dobre powroty do dzieciństwa spędzanego z książką. O autorce: Barbara Gawryluk – dziennikarka, tłumaczka, autorka książek dla dzieci. Od 1991 roku związana z Radiem Kraków, w którym w ostatnich latach prowadzi audycje literackie. Jest autorką ponad dwudziestu książek dla dzieci, kilkudziesięciu przekładów szwedzkiej literatury dziecięcej i młodzieżowej oraz biografii Wanda Chotomska. Nie mam nic do ukrycia (Marginesy, 2016). Laureatka nagrody IBBY za upowszechnianie czytelnictwa. Premiera książki będzie miała miejsce 16 października.
  25. W 1919 r. szwajcarski pionier lotnictwa i fotograf Walter Mittelholzer przeleciał dwupłatowcem nad Masywem Mont Blanc, uwieczniając tamtejszy krajobraz. Dokładnie 100 lat później naukowcy z Uniwersytetu w Dundee wykonali zdjęcia tych samych 3 lodowców, które ukazały wpływ zmiany klimatu na ich wygląd. W sierpniu br. doktorzy Kieran Baxter i Alice Watterson z 3DVisLab przelecieli nad Masywem, by powtórzyć zdjęcia Mer de Glace, Glacier d’Argentière oraz Mont Blanc Bossons. By określić geolokalizację historycznych ujęć, Szkoci posłużyli się monoplottingiem. Dr Baxter wykonał zdjęcia z helikoptera unoszącego się na wysokości ok. 4700 m. Skala utraty lody była oczywista od razu po osiągnięciu pułapu - opowiada dr Baxter. Porównanie zdjęć wykonanych w odstępie równo wieku było zarazem zapierającym dech w piersi i łamiącym serce doświadczeniem, zwłaszcza przy świadomości, że topnienie znacząco przyspieszyło w ostatnich kilku dekadach. Mittelholzer odegrał kluczową rolę w popularyzowaniu w Szwajcarii komercyjnych podróży lotniczych, a więc gałęzi przemysłu, która, jak na ironię, przyczyniła się do ocieplenia klimatu i niszczenia jego ukochanych alpejskich krajobrazów. Poczynaniom Szkotów sprzyjała ładna pogoda. Naukowcy dodają, że jeśli nie zmniejszymy radykalnie naszej zależności od paliw kopalnych, za następne 100 lat pozostanie niewiele lodu do fotografowania. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...