-
Liczba zawartości
37687 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
250
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Nieczęsto zdarza się konieczność weryfikacji podstawowych praw fizyki. Większość podstawowych zasad działania układów elektrycznych ma już około dwustu lat i wydają się niewzruszone. A jednak: naukowcy z Uniwersytetu w Illinois wprawdzie nie obalili żadnego z nich, ale jedno musieli napisać na nowo: prawo Kirchhoffa. Prawo Kirchhoffa, sformułowane w 1845 roku, opisuje przepływ prądu w rozgałęzieniach obwodu elektrycznego. Mówi ono, że ładunek na wejściach (suma natężeń prądów) musi być równy ładunkowi na wyjściach układu. Inaczej mówiąc, cała energia dostarczona przez prąd elektryczny musi opuścić układ. Prawo to stosowało się na przykład do tranzystorów, czy układów scalonych. Aż do tej pory zawsze wszystko się zgadzało. Do czasu, kiedy inżynierowie Uniwersytetu w Illinois rozpoczęli badania z wykorzystaniem lasera tranzystorowego, stanowiący główny jego element tranzystor trójportowy oprócz wyjścia elektrycznego posiada jeszcze jedno: emitujące fotony. Dzięki temu urządzeniu możliwe jest dokładne badanie zachowania fotonów, elektronów, półprzewodników. Zdobyta wiedza pozwoli na projektowanie lepszych, szybszych układów elektronicznych, szybszego przetwarzania sygnałów cyfrowych, komunikacji optycznej, komputerów i innych. Wyniki eksperymentów z trójportowym tranzystorem nie zgadzały się z teoretycznymi wyliczeniami wynikającym z prawa Kirchhoffa. Wywołało to zrozumiale zmieszanie naukowców. Czy opracowany układ łamie uznane prawo fizyki? W jaki sposób prawo decyduje o parametrach wyjściowego sygnału? Dla dotychczasowych tranzystorów wszystko grało, dlaczego prawo zachowania ładunku i zachowania energii nie chce się stosować, kiedy wyjściowa energia jest emitowana w dwóch różnych postaciach? Sygnał optyczny jest ściśle związany z sygnałem elektrycznym, ale nie stosowano dotychczas niczego takiego w tranzystorze - mówią autorzy odkrycia. - Prawo Kirchhoffa obejmuje zachowanie ładunku elektrycznego, ale nie obejmuje równowagi między różnymi postaciami energii. Pytanie: jak to połączyć w całość i jak przełożyć na język układów optyczno-elektrycznych? Dotychczasowe prawo tyczyło się cząstek: elektronów, które wchodzą i wychodzą z układu - kontynuują. - Ale nie dotyczy zachowania energii tak, jak do tej pory to rozumieliśmy i jak to stosowaliśmy. Po raz pierwszy możemy obserwować, jak energia zachowuje się w procesie jej zachowania. Unikatowe właściwości lasera tranzystorowego pozwoliły - i zmusiły naukowców do przeformułowania dotychczasowego prawa w taki sposób, aby brało pod uwagę zarówno zachowanie elektronów, jak i fotonów. Dotychczasowe prawo napięcia zostało zastąpione prawem napięcia i energii. Na podstawie przeformułowanego prawa stworzono matematyczny model działania mikrofalowego lasera tranzystorowego, który w dotychczasowych symulacjach wykazał swoją poprawność. Pozwoli to na bardzo dokładne przewidywanie właściwości elektrycznych i optycznych układów, zależnych od częstotliwości. Odkrycia dokonali Milton Feng i Nick Holonyak Jr., pracownicy Wydziału Inżynierii i Fizyki Elektrycznej i Komputerowej (Electrical and Computer Engineering and Physics) na Uniwersytecie Illinois.
- 29 odpowiedzi
-
- Nick Holonyak Jr.
- Milton Feng
- (i 5 więcej)
-
Komputery powstały po to, by dać odpowiedzi na trudne logiczne pytania. I przez dziesięciolecia służyły właśnie temu celowi - precyzyjnemu rozwiązywaniu zadań. W ostatnim czasie sytuacja się jednak zmienia i coraz częściej jesteśmy skłonni poświęcić precyzję na rzecz prędkości. Przykładem niech będzie sposób działania wyszukiwarek. Rezultaty uzyskane z Google'a czy Yahoo! nie są najbardziej precyzyjne z możliwych, jednak internauci wolą szybko uzyskać nieco mniej dokładną odpowiedź, niż dłużej czekać na najlepszą z możliwych. Stąd też np. dokładna kolejność pierwszych kilku czy kilkunastu wyników wyszukiwania nie jest ważna. Grupa badaczy z MIT-u pracująca pod kierunkiem profesora Martina Rinarda postanowiła wykorzystać takie podejście i stworzyła system automatycznie wyszukujący w kodzie komputerowym miejsc, w których nieco dokładności może zostać poświęconej na rzecz znacznego przyspieszenia pracy programu. Udało im się osiągnąć zadziwiające rezultaty. Podczas testów skrócili o połowę czas potrzebny do zakodowania transmisji wideo w celu przesłania jej przez sieć. Jakość obrazu pozostała przy tym niezmieniona. Takie samo podejście może zostać wykorzystane wszędzie tam, gdzie konieczne jest przetwarzanie danych w czasie rzeczywistym, a więc np. w oprogramowaniu do analiz giełdowych czy systemach śledzenia i monitorowania wykorzystujących sieci czujników. Opracowany przez zespół Rinarda system może działać dwojako. Potrafi wskazać programiście te miejsca kodu, w których możliwe jest poświęcenie precyzji na rzecz prędkości. Jest też w stanie samodzielnie dokonać odpowiednich zmian. Przykładem takiego zastosowania niech będzie wideokonferencja przeprowadzana z użyciem laptopa. Gdy program do konferencji jest jedynym uruchomionym na maszynie, kodowanie sygnału wideo może odbywać się tradycyjnymi metodami. Jeśli jednak komputer wykonuje jednocześnie inne zadania, mógłby automatycznie przełączać kodowanie w tryb wymagający zużycia mniej mocy procesora. Uczeni z MIT-u wykorzystali bardzo prosty trick. Rozbudowane programy komputerowe wykorzystują liczne pętle, czyli wielokrotnie powtarzane procesy. Rinard oraz współpracujący z nim naukowcy Stelios Sidiroglou-Douskos, Hank Hoffman i Sasa Misailovic nazwali swoją technikę "perforacją pętli". Polega ona na "wybijaniu dziur" w pętlach, co po prostu polega na pomijaniu pewnych kroków w pętli. System automatycznie ocenia, ile takich kroków można pominąć by znacząco przyspieszyć pracę programu, a jednocześnie nie poświęcić zbyt wiele z precyzji jego działania. Sam system opracowany przez grupę Rinarda jest pętlą - przeszukuje on program, "wybija" w nim dziury, a następnie uruchamia program i wylicza, jak jego działanie wpłynęło na wydajność programu. Następnie oceniane jet, która z "perforacji" najlepiej wpływa na zwiększenie wydajności, a jednocześnie oznacza najmniejsze straty w precyzji. Pomysł uczonych z MIT-u jest niezwykle prosty, a jednocześnie zapewnia olbrzymi wzrost wydajności. Jednocześnie jest sprzeczny z intuicją programistów, którzy starają się udoskonalać swój kod, a teraz słyszą, że mogą część swojej pracy wyrzucić do kosza, a jednocześnie nie poświęcą zbyt dużo z precyzji działania programu.
- 14 odpowiedzi
-
- Sasa Misailovic
- Hank Hoffman
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wino przechowywane w plastikowej butelce i opakowaniach typu Bag-in-Box – tzw. workach w pudełku - traci świeżość już po pół roku. Po zakończeniu trwającego rok studium badacze z Instytutu Wina i Nauk o Winie (ISVV) w Bordeaux ustalili, że w ciągu 6 miesięcy ulega zmianie zarówno smak, jak i skład chemiczny białej wersji tego trunku. Francuzi ustalili, że jeśli alkohol był rozlany do jedno- i wielowarstwowych butelek PET oraz opakowań Bag-in-Box, zaczynał się w tym czasie utleniać. I białe, i czerwone wino pozostawało bardziej stabilne w butelkach szklanych. Specjaliści z ISVV testowali białe i czerwone wina Bordeaux, które przechowywano w warunkach laboratoryjnych w różnych rodzajach szkła, jedno- i wielowarstwowych opakowaniach PET oraz kartonach (Bag-in-Box, BIB). W regularnych odstępach czasu mierzono zawartość tlenu, dwutlenku węgla i dwutlenku siarki, a także oceniano smak oraz intensywność barwy. Choć w ciągu roku w plastikowych butelkach i opakowaniach BIB stężenia gazów oraz smak białego wina ulegały zmianie, w przypadku czerwonego trunku zaobserwowano jedynie niewielkie pogorszenie parametrów. ISVV zamierza kontynuować testy przez kolejny rok. Rimy Ghidossi, rzecznik Instytutu działającego w ramach Université Victor Segalen Bordeaux 2, podkreśla, że ostatnio pojawiało się wiele sprzecznych informacji nt. opakowań nadających się do przechowywania wina. Stąd pomysł, by w naukowy sposób ustalić, jaka jest prawda. Wyniki studium opublikowano w branżowym piśmie Packaging News.
- 9 odpowiedzi
-
Anegdota o Archimedesie, który sformułował swoje prawo podczas kąpieli, czy ta o Newtonie, który odkrył prawo grawitacji stuknięty jabłkiem w głowę - to żelazny kanon historii o naukowcach. I żelazny kanon naszej kultury, dość wspomnieć sympatycznego Pomysłowego Dobromira z polskiej kreskówki, do którego projekty przychodziły zawsze w chwili olśnienia. Niemal każdy mógłby przytoczyć podobną historię ze swojego życia, ale fenomen „olśnienia" nie był dotąd przebadany naukowo. W jaki sposób nasz umysł wpada w jednej chwili na genialne pomysły? Jak nasz mózg wypracowuje rozwiązania, czy powstanie idei to skutek nagłej zmiany w sposobie funkcjonowania sieci naszych neuronów, czy raczej powolna ewolucja? Za trudne zadanie rozstrzygnięcia tych wątpliwości zabrali się dr Jeremy K. Seamans i dr Daniel Durstewitz. Kanadyjsko-niemiecka współpraca i doświadczenia przeprowadzone na szczurach przyniosły konkluzję, że olśnienie jest naturalnym sposobem pracy naszego mózgu. Zarówno ludzie, jak i zwierzęta posiadają umiejętność porzucania starych zachowań (strategii, poglądów, idei) i przyjmowania, lub kreowania nowych, lepszych, bardziej skutecznych. To jednoznaczne z inteligencją i umiejętnością nauki. Jednak jak się to odbywa? Wiadomo, że większość wiedzy życiowej nabywana jest metodą prób i błędów. W ten sposób nasz umysł dedukuje reguły, które potem są stosowane - świadomie, lub nie. Inaczej mówiąc: gromadzimy doświadczenie (ludzie mogą również je zdobywać niebezpośrednio - korzystając z wiedzy innych ludzi) i wprowadzamy w życie wnioski. Za pomocą zaawansowanych i skomplikowanych testów, badań i opracowań statystycznych dwóch badaczy chciało sprawdzić, czy zmiany w strukturze sieci neuronalnych zachodzą stopniowo, czy też pojawiają się nagle, w momencie sformułowania nowej zasady, idei. Umiejętność modyfikacji nabytej wiedzy i kreowania nowej spoczywa w czołowych płatach mózgu. Podczas badań na szczurach sprawdzano, w jaki sposób w jaki sposób grupy neuronów czołowej kory mózgowej przestawiają się ze starych ścieżek rozumowania na nowe, sformułowane w wyniku kumulacji doświadczenia, nabywanego metodą prób i błędów. Badano, czy aktywność sieci neuronalnych zmienia się stopniowo podczas rezygnacji ze starych nawyków na rzecz nowych, czy zmiana aktywności na nową dokonuje się bardziej gwałtownie. Laboratoryjne szczury poddawano testom, podczas których miały metodą prób i błędów nauczyć się nowego postępowania, porzucając stare zwyczaje. Okazało się, że zarówno za starą, jak i nową metodę postępowania odpowiadają te same sieci neuronów. Co więcej, mimo że przyswojenie nowej wiedzy wymagało dużej ilości prób, nowy wzór aktywności nie pojawiał się stopniowo, lecz w sposób nagły, zaś zmianie aktywności towarzyszyła zmiana w zachowaniu, czyli: zastosowanie zdobytej wiedzy. Nagła zmiana wzoru aktywności neuronów została uznana właśnie za ów moment „oświecenia". Dr Jeremy K. Seamans pracuje w Centrum Badań nad Mózgiem (Brain Research Centre) Uniwersytety Kolumbii Brytyjskiej (University of British Columbia, UBC) oraz w Brzegowym Instytucie Badań nad Zdrowiem w Vancouver (Vancouver Coastal Health Research Institute); dr Daniel Durstewitz pracuje w Centralnym Instytucie Zdrowia Psychicznego (Central Institute of Mental Health) w Niemczech.
- 3 odpowiedzi
-
- Jeremy K. Seamans
- płaty czołowe mózgu
- (i 6 więcej)
-
W przyszłym tygodniu podczas konferencji nt. bezpieczeństwa, która odbędzie się w Oakland, naukowcy z University of Washington i University of California, San Diego, omówią szczegółowo odkryty przez siebie sposób zaatakowania nowoczesnego samochodu i zablokowania jego hamulców, zmianę odczytów prędkościomierza czy zamknięcia pasażerów wewnątrz pojazdu. Testy, podczas których naukowcy przejmowali kontrolę nad samochodem, odbyły się pod koniec ubiegłego roku na jednym z nieczynnych lotnisk. Naukowcy podłączyli laptop do komputera samochodu i za pomocą łączy bezprzewodowych, z jadącego obok pojazdu, byli w stanie uniemożliwić hamowanie, wyłączyć silnik czy doprowadzić do nierównomiernej pracy hamulców, co przy dużych prędkościach z łatwością może zakończyć się wypadkiem. Stefan Savage i Tadayoshi Kohno informują jednocześnie, że obecnie przeprowadzenie podobnego ataku jest mało prawdopodobne. Napastnik musi nie tylko uzyskać dostęp do samochodu, by zamontować w nim komputer, ale powinien być również świetnym programistą. Obaj naukowcy mówią jednak, że przemysł samochodowy powinien brać pod uwagę względy bezpieczeństwa także jeśli chodzi o możliwość włamania do systemów elektronicznych. Ponadto, jak zauważają, projektanci samochodów chcą je wyposażyć w coraz bardziej zaawansowaną elektronikę i łączność bezprzewodową, co w przyszłości może zwiększyć prawdopodobieństwo ataków. Savage i Kohno, rozpoczynając swoje testy, spodziewali się, że będą musieli bardzo mocno zaangażować się w odwrotną inżynierię i poszukiwanie błędów w oprogramowaniu samochodowych komputerów. Tymczasem przejęcie kontroli nad najważniejszymi funkcjami pojazdu okazało się niezwykle łatwe. Wystarczyło dobrze zapoznać się z systemem Controller Area Network (CAN), który jest obowiązkowym narzędziem diagnostycznym dla wszystkich samochodów w USA wyprodukowanych po roku 2007. Następnie napisali program CarShar, który nasłuchuje komunikacji z CAN i wysyła swoje własne pakiety. W ten sposób dowiedzieli się, jak można przejąć kontrolę nad pojazdem - od silnika i hamulców, poprzez klimatyzację i zamek centralny, po system nagłaśniających. Co więcej naukowcom udało się podmienić firmware samochodowego komputera bez konieczności przechodzenia procesu autoryzacji. Przemysł samochodowy zapewniał dotychczas, że jest to niemożliwe.
- 13 odpowiedzi
-
- Stefan Savage
- atak
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Tybetańczycy mogą żyć i pracować w Himalajach, nie cierpiąc przy tym na chorobę wysokościową, ponieważ faworyzowane przez dobór naturalny dwa warianty genów pozwalają im efektywniej wykorzystywać tlen niż ludziom zamieszkującym niziny. Dotąd naukowcy nie mieli pojęcia, jakim sposobem Tybetańczycy czują się tak dobrze na wysokości ponad 4400 m n.p.m. U ludzi zamieszkujących Andy wykryto zwiększoną zawartość hemoglobiny we krwi, ale tutaj u wielu "górali" odnotowywano mniejszą jej ilość. Oznacza to, że ludzie z fenotypem obniżonej zawartości hemoglobiny muszą po prostu skuteczniej wykorzystywać mniejsze ilości tlenu, by dostarczać go do kończyn. Chińscy i amerykańscy badacze zidentyfikowali warianty dwóch genów, które u większości Tybetańczyków biorą udział w regulacji zawartości tlenu we krwi. Na początku zespół przekopywał rejestry DNA w poszukiwaniu odpowiednich kandydatów. Wskazano na 247 genów, w przypadku których zaobserwowano różnice międzypopulacyjne. Następnie akademicy analizowali wytypowane segmenty u 31 niespokrewnionych Tybetańczyków (wszyscy mieszkali na wysokości 4,5 tys. m n.p.m.) oraz 45 Chińczyków i 45 Japończyków z nizin, których genom mapowano w ramach projektu HapMap. Naukowcy z USA i Qinghai University znaleźli regiony silnie zmienione przez dobór naturalny. W ten sposób mogli ustalić, które warianty genów są stosunkowo nowe i występują u Tybetańczyków, ale nie u Chińczyków czy Japończyków. Ostatecznie zbiór rozważanych genów zawężono do 10, w tym do znajdowanych najczęściej u Tybetańczyków z najniższą zawartością tlenu we krwi EGLN1 i PPARA. Badacze stwierdzili, że u ludzi, którzy mieli więcej korzystnych kopii (odziedziczyli je po obojgu rodzicach), zawartość tlenu była najniższa. Co więcej, wykorzystywali go efektywniej od osób z jedną kopią wariantu lub w ogóle go pozbawionych – podsumowuje Lynn Jorde ze Szkoły Medycznej University of Utah. W przyszłości naukowcy zamierzają ustalić, w jaki sposób warianty genów regulują poziom tlenu i jego wykorzystanie. Profesor Jorde podkreśla, że na razie jej zespół rozwiązał jedynie część zagadki. Samo obniżenie zawartości hemoglobiny byłoby bowiem antyprzystosowaniem do życia na wysokościach. W kolejnych etapach eksperymentu trzeba będzie znaleźć geny współpracujące z EGLN1 i PPARA, które odpowiadają za wydajny transport niewielkich ilości O2 do tkanek.
- 7 odpowiedzi
-
- Lynn Jorde
- PPARA
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Analitycy IDC uważają, że w przyszłym roku odsetek pirackich programów już się nie zwiększy. Firma wykonała analizy na zlecenie organizacji antypirackiej Business Software Alliance (BSA). Z uzyskanych danych wynika, że w bieżącym roku odsetek nielegalnie używanego oprogramowania wynosi 43%. W ubiegłym roku było to 41%. IDC stwierdza, że jeśli tendencja ta się utrzyma, to w najbliższym czasie odsetek pirackich programów przestanie rosnąć, a za 12 miesięcy możemy nawet zaobserwować jego spadek. Największy odsetek nielegalnie używanego oprogramowania występuje w krajach rozwijających się. Na przykład w Gruzji aż 95% programów wykorzystywanych jest nielegalnie. Najmniej przypadków piractwa (20%) zaobserwowano w USA. Jednak to właśnie w krajach najbogatszych piractwo przynosi producentom największe straty. IDC ma jednak dla nich dobrą wiadomość. Dotychczas piractwo rosło, gdyż w krajach Trzeciego Świata gwałtownie rosła sprzedaż komputerów i instalowano na nich nielegalne oprogramowanie. Ostatnio jednak można zauważyć spadek odsetka pirackich programów w krajach rozwijających się, a to już wkrótce może przełożyć się na spadek średniej światowej. W raporcie IDC czytamy: "Jeśli piractwo pozostanie na tym samym poziomie we wszystkich krajach, to w roku 2010 globalny odsetek piractwa wzrośnie o 1 punkt procentowy. Jeśli jednak w samych tylko krajach rozwijających się odsetek piractwa spadnie o 1 pp, to średnia światowa utrzyma się na tym samym poziomie, na jakim była w roku 2009". IDC informuje również, że w roku 2009 odsetek pirackich programów spadł w porównaniu z rokiem poprzednim w 54 krajach, a zwiększył się w 19. Spada piractwo w regionie Azji i Pacyfiku (z 61 do 59%), Europie Centralnej i Wschodniej (z 68 do 64%) oraz w Ameryce Łacińskiej (z 65 to 63%). Wzrosło za to, z 33 do 34 procent, w Europie Zachodniej. Najwięcej pirackich programów używanych jest w Gruzji (95%), Zimbabwe (92%), Bangladeszu (91%), Mołdowie (91%) czy Armenii i Jemenie (po 90%). Najmniej zaś w USA (20%), Japonii i Luksemburgu (po 21%), Nowej Zelandii (22%). Analitycy ocenili też wartość nielegalnie używanego oprogramowania i okazało się, że największe straty przemysł ponosi w USA, gdzie nielegalnie skopiowano programy o wartości niemal 8,4 miliarda dolarów. Na drugim miejscu uplasowały się Chiny (7,6 miliarda), za nimi Rosja (2,6 mld), Francja (2,5 mld) i Brazylia (2,3 mld). Polska uplasowała się na 21. miejscu tej listy, a wartość nielegalnie skopiowanego oprogramowania oszacowano na 506 milionów dolarów. IDC zauważa jednocześnie, że nawet całkowite wyeliminowanie piractwa nie spowodowałoby, że do producentów oprogramowania napłynie 51,4 miliarda USD więcej (na taką kwotę wyliczono światową wartość nielegalnie skopiowanych programów). Nie wszystkie programy zostałyby bowiem zastąpione ich płatnymi wersjami. Analitycy zwracają też uwagę na fakt, że bardzo często spotykana jest sytuacja, w której odsetek piractwa w danym kraju spada, jednak rośnie wartość pirackiego rynku. Jest to związane z ogólną rozległością rynku komputerów. Z sytuacją taką mamy do czynienia praktycznie w każdym kraju. Z danych IDC wynika, że w latach 2005-2009 odsetek pirackich programów w Polsce zmniejszył się z 58 do 54 procent, a jednocześnie wartość pirackiego oprogramowania wzrosła z 388 do 506 milionów dolarów. W Stanach Zjednoczonych w tym samym okresie piractwo spadło z 21 do 20%, a wartość nielegalnego oprogramowania zwiększyła się z niemal 7 miliardów do niemal 8,4 miliarda USD. Szczegółowy raport IDC znajdziemy na witrynie BSA [PDF].
-
Pszczoły kojarzą nam się z ulami bądź zwisającymi z gałęzi rojami, tymczasem naukowcy opisali ostatnio gatunek pszczoły, który buduje gniazda ze sklejonych ze sobą płatków kwiatów. Całość przypomina kokon i jest naprawdę kolorowa. Wewnątrz znajduje się pojedyncze jajo, osłaniane najprawdopodobniej w ten sposób do momentu wyklucia postaci dorosłej – imago. Wykorzystywanie fragmentów roślin do budowy gniazda nie jest powszechne wśród pszczół – opowiada dr Jerome Rozen z Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej. Jego część międzynarodowego zespołu badała ciekawie wyglądające gniazda Osmia (Ozbekosima) avoseta w Turcji. Inna 3-osobowa podgrupa naukowców analizowała kwiatowe wytwory tego samego gatunku w Iranie. Ich wspólny artykuł ukazał się w piśmie American Museum Novitates. Sam gatunek pszczoły został odkryty pod koniec lat osiemdziesiątych w dwóch wybranych do najnowszego studium lokalizacjach, ale dopiero teraz udało się zebrać fakty istotne dla jego biologii. Gatunek reprezentuje ok. 20 tys. osobników. Naukowcom bardzo zależało na poznaniu ich zwyczajów, w końcu pszczoły są głównymi zapylaczami i zapewniają przetrwanie wielu ekosystemów. Obserwacje wykazały, że samica buduje jedno gniazdo przez dzień lub dwa. W sumie powstaje ich ok. 10, często są zlokalizowane obok siebie. Na początku owad odgryza płatki od kwiatu, a potem transportuje je do wygrzebanej w ziemi jamki, która ma wielkość orzecha ziemnego. Potem przychodzi czas na mocowanie konstrukcji. Samica formuje kokon, umieszczając na sobie kolejne płatki. Od czasu do czasu upewnia się, że wszystko będzie się trzymać razem, stosując klej z nektaru. Po wybudowaniu kolorowej tuby wzmacnia ją od wewnątrz gliną, na którą nakłada jeszcze jedną warstwę płatków. W ten sposób powstaje coś w rodzaju kanapki: pomiędzy dwiema warstwami materiału roślinnego znajduje się spoidło z błota. Choć na zdjęciach wydają się duże, kwiatowe osłonki mierzą zaledwie 1,3 cm. Nic więc dziwnego, że w środku mieści się tylko jedno jajeczko. Matka zapewnia rozwijającemu się potomstwu pokarm. Na dnie kokonu umieszcza zapas nektaru i pyłku. Jajo składa na samej górze. Analiza pozostałości pyłku z odnóży wykazała, że owady z Turcji odwiedzały wyłącznie kwiaty sparcety siewnej (Onobrychis viciifolia), a irańskie spokrewnionego z nią Hedysarum elymaiticum. Oznacza to, że gatunek wąsko się wyspecjalizował i związał swoje losy z plemieniem Hedysareae z rodziny bobowatych. Samica zapieczętowuje tubę. Najpierw zagina wewnętrzne płatki, potem dodaje gliny, a na odchodnym zapieczętowuje zewnętrzne płatki. Choć trudno w to uwierzyć, tak przygotowana kapsuła jest niemal hermetyczna, co stanowi doskonałe zabezpieczenie przed wszystkim, co można sobie wyobrazić. Po zaledwie 3-4 dniach z jaja wylęga się larwa. Gdy zje nektar, obraca stwardniałą osłonę. Dr Rozen nie wie, czy zwierzę spędza zimę jako larwa, czy już jako dorosły osobnik.
-
- kwiat
- dr Jerome Rozen
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Historie o piorunach kulistych - przedziwnych tworach energetycznych, które potrafią przenikać przez okna i mury, czasem eksplodują - są rzadkie, ale na tyle liczne, że raczej nie kwestionowano ich istnienia. Gorzej z wyjaśnieniem tego fenomenu, który wygenerował tyle dziwnych teorii, w znacznej części będących najwyżej na pograniczu nauki. Poważne teorie mówiły o bańkach plazmy, czy zjonizowanego gazu, niepoważne o energetycznych żywych istotach. Alexander Kendl i Joseph Peer z Uniwersytetu w Innsbrucku poważnie sądzą, że pioruny kuliste... nie istnieją. Odnotowane zaś zjawiska to jedynie halucynacje. Pierwsze doniesienia o piorunach kulistych pojawiły się w 1754 roku, kiedy to w rosyjskim Sankt Petersburgu dr Richmann zginął od uderzenia pioruna, usiłując powtórzyć eksperyment Beniamina Franklina z latawcem. Przez dwa i pół stulecia nie odkryto literalnie nic na ich temat, nie istnieją chyba żadne wiarygodne zdjęcia tego fenomenu, żadna powstała teoria nie tłumaczyła dobrze ich obserwowanych właściwości. Zaskakująca, ale poparta dowodami konkluzja austriackich uczonych przecina te spekulacje jak węzeł gordyjski. Punktem odniesienia była przezczaszkowa stymulacja magnetyczna (transcranial magnetic stimulation - TMS), narzędzie pozwalające pobudzać wybrane obszary mózgu za pomocą silnego pola magnetycznego. TMS stosowano w terapii niektórych schorzeń, a także podczas badań mózgu. Podczas pobudzania mózgu polem elektromagnetycznym odnotowuje się częste i powtarzalne halucynacje w postaci kul światła. Zmieniając parametry pola można u poddawanych zabiegowi osób wywołać również wrażenie poruszania się świetlnych kul. Pioruny kuliste, wg naukowców z Insbrucku, to ten sam fenomen. Ale co go powoduje? Odpowiedź jest prosta: uderzenie pioruna. Wyładowanie elektryczne o tej mocy generuje bardzo silne pole magnetyczne. Ale to nie wystarczy, inaczej pioruny kuliste byłyby masowo obserwowane. Piorun musi nie tylko uderzyć wystarczająco blisko, żeby spowodować fenomen, nie może jednocześnie uderzyć zbyt blisko, inaczej spowoduje śmierć lub porażenie potencjalnych obserwatorów. Przede wszystkim pole magnetyczne musi trwać przez dłuższy czas oraz posiadać odpowiednią częstotliwość i wysokość fali. Takie warunki mogą powstać dzięki powtarzającym się wyładowaniom. Takie długie, pulsujące wyładowania, trwające do około dwóch sekund, są naturalnym, choć rzadkim zjawiskiem. Impulsy o częstotliwości od jednego do pięćdziesięciu herców - analogiczne do tych wytwarzanych podczas zabiegów TMS - mogą indukować zmienne napięcia w mózgu. Wyliczenia wskazują, że fenomen może występować w ściśle określonych warunkach: pulsujące, ciągłe wyładowanie pioruna powyżej sekundy, w odległości od 20 do 100 metrów - tylko wtedy parametry pola elektromagnetycznego są zbliżone do sztucznej stymulacji magnetycznej. Szacuje się, że taki typ wyładowań stanowi 1-5% uderzeń piorunów. Obecność ludzi w odpowiedniej odległości trudno oszacować, ale na pewno nie zdarza się to często, ponadto halucynacja pojawia się maksymalnie u około jednego procenta spośród nich - tych, którym tak bliskie wyładowanie nie zaszkodzi. Przebywanie wewnątrz budynków lub pojazdów nie przeszkadza występowaniu zjawiska. Popularność zaś doniesień o tajemniczych piorunach kulistych zdecydowanie sprzyja takiej właśnie interpretacji postrzeganych, nietypowych zjawisk. Wyliczenia i argumentacja naukowa zapewne nie przekonają wszystkich miłośników cudacznych teorii. Cóż, ludzie nie lubią jak im nauka odbiera legendy.
- 16 odpowiedzi
-
- Joseph Peer
- Alexander Kendl
- (i 5 więcej)
-
W mauzoleum Pierwszego Cesarza Qin, który był pierwszym władcą Cesarstwa Chińskiego i rządził nim w III wieku p.n.e., odkryto 114 terakotowych żołnierzy i szereg artefaktów. Na armię natrafiono w największej z jam grobowych (nr 1). Na niektórych postaciach zachowała się nawet farba. Zdjęć żołnierzy, z których większość to piechota, jeszcze nie upubliczniono, ale badacze donoszą, że figury mają między 1,8 a 2 m, a do ich pokolorowania użyto jaskrawych barw. Oczy i włosy mają naturalny kolor: włosy są czarne, a oczy czarne bądź brązowe. Twarze pomalowano na biało, różowo i zielono, przy czym ich barwę dostosowywano do rodzaju kostiumu. Co prawda zachowała się farba, lecz, niestety, większość rzeźb jest porozbijana. Liu Zhanchang, dyrektor Wydziału Archeologii Muzeum Terakotowej Armii Pierwszego Cesarza Qin, dodaje też, że na nich i na ścianach widnieją ślady ognia. Naukowcy dywagują, że figury mogły zostać porozbijane przez rozwścieczony plądrujący tłum. Biorą też pod uwagę możliwość, że zniszczeń dokonał generał Xiang Yu, który wg podań, najechał na grobowiec po upływie mniej niż 5 lat od śmierci pierwszego władcy. Co ważne, wojowników da się uratować. Poza nimi archeolodzy znaleźli wiele różnych przedmiotów, w tym broń, rydwany, bębny, a także skrzynię o nieznanym przeznaczeniu. Mauzoleum odkryto w latach 70. ubiegłego wieku, ale ponieważ istnieją uzasadnione podejrzenia, że w grobowcu występują toksyczne stężenia rtęci, która miała zapewnić cesarzowi nieśmiertelność, nie ma planów dotarcia do samej komory grobowej. Trzecia tura wykopalisk rozpoczęła się w czerwcu ubiegłego roku. Dzięki niej znaleziono wiele cennych obiektów, m.in. nastoletnich żołnierzy z terakoty.
-
Fińscy naukowcy stwierdzili, że będący nośnikiem bakterii probiotycznych ser może zwiększyć sprawność układu odpornościowego starszych ludzi. Akademicy z Uniwersytetu w Turku zaobserwowali, że uwzględnianie w codziennym menu probiotycznego sera pozwala zwalczyć związane z wiekiem zmiany dotyczące układu odpornościowego (zbiorczo określa się je mianem immunosenescencji). Szef projektu dr Fandi Ibrahim podkreśla, że społeczeństwa na całym świecie się starzeją, dlatego tak ważne stało się eliminowanie czy opóźnianie degeneracji układu immunologicznego. Wcześniej donoszono, iż spożycie bakterii probiotycznych w postaci innych produktów wzmacniało odpowiedź układu odpornościowego, teraz odkryliśmy, że ser również może skutecznie pełnić rolę ich nośnika. Deterioracja układu immunologicznego oznacza, że organizm nie jest w stanie zwalczyć komórek nowotworowych i słabiej reaguje zarówno na szczepienia, jak i infekcje. Finowie tłumaczą, że flagowymi przejawami immunosenescencji m.in. chroniczne stany zapalne czy choroby zakaźne. Badacze obrali na cel przewód pokarmowy, ponieważ to w dużej mierze tędy do organizmu dostają się bakterie i to tutaj powstaje 70% przeciwciał. Zespoł Ibrahima poprosił zdrowych ludzi w wieku 72-103 lat, którzy mieszkali w tym samym domu opieki, o jedzenie przez miesiąc na śniadanie jednego plasterka sera. Części ochotników podawano probiotyczną goudę, a części placebo. Po zakończeniu eksperymentu przeprowadzono badania krwi. Okazało się, że w grupie probiotycznej nastąpiła znaczna poprawa wrodzonej i nabytej odporności: zwiększyła się aktywność komórek NK (od ang. Natural Killers) i fagocytów, czyli komórek żernych.
-
- immunosenescencja
- bakterie probiotyczne
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Sąd Okręgowy dla Wschodniego Dystryktu Nowego Jorku wydał wyrok, który może znacząco wpłynąć na sposoby walki z piractwem w USA. Sędzia Kimba Wood uznała, że firma, która oferuje serwis wymiany plików LimeWire jest winna naruszenia praw autorskich. Pozew przeciwko Lime Group, firmie-matce przedsiębiorstwa LimeWire, i jej założycielowi Markowi Gortonowi wniósł przemysł muzyczny. Oskarżenie twierdziło, że LimeWire jest winne naruszenia praw autorskich, nieuczciwej konkurencji oraz przyczynia się do naruszania praw autorskich. Dowody pokazały, że firma zoptymalizowała oprogramowanie LimeWire tak, by użytkownicy mogli pobierać cyfrową muzykę, z której większość jest chroniona prawem autorskim. W ten sposób LimeWire asystowało przy naruszeniu prawa - czytamy w 59-stronicowym uzasadnieniu wyroku. Decyzja sądu może stanowić poważny cios dla amerykańskich serwisów P2P, których użytkownicy nielegalnie wymieniają się chronionymi plikami. Z danych NPD Group wynika, że z LimeWire korzysta aż 58% badanych, którzy przyznali, iż w ubiegłym roku pobierali pliki muzyczne z P2P. Oprogramowanie LimeWire zostało ściągnięte setki milionów razy. Wyrok prawdopodobnie doprowadzi przynajmniej do zamknięcia LimeWire, gdyż kolejnym logicznym posunięciem przemysłu muzycznego powinno być wystąpienie do sądu z wnioskiem o wydanie nakazu zamknięcia LimeWire. Warto też zauważyć, że sąd uznał osobistą winę Marka Gortona, co może zniechęcić innych potencjalnych operatorów P2P. Taki a nie inny wyrok sądu oznacza też, że RIAA może domagać się najwyższej przewidzianej prawem grzywny. Wynosi ona 150 000 dolarów od każdego nielegalnie pobranego pliku, a ich liczbę można szacować w milionach.
-
Jednym z zastosowań laserów jest pomiar czasu: kiedy istnieje potrzeba pomiaru czasu trwania bardzo szybkich zjawisk, najlepszą metodą są krótkie impulsy laserowe. Współczesne lasery pozwalają generować impulsy o długości 100 attosekund. Attosekunda to jedna trylionowa sekundy i trudno nawet sobie wyobrazić tak mały odcinek czasu. Niemieccy inżynierowie z Instytutu Maxa Borna pobili ten rekord, osiągając wynik 12 attosekund. Generowanie tak krótkich impulsów nie jest łatwe. Pojedyncza oscylacja fali świetlnej w zakresie widzialnym to około 1200-2500 attosekund, ultrakrótkie impulsy laserowe są więc złożeniem kilku oscylacji. Problemem w tak małej skali są zakłócenia: konwencjonalne źródła impulsów laserowych podlegają silnym fluktuacjom i maksimum pola elektrycznego nie zawsze pokrywa się ze środkiem impulsu. Konieczne jest stosowanie metod stabilizacji pola, na przykład poprzez kontrolę fazy impulsu. Opracowanie generatora tak krótkich impulsów wymagało zastosowania lepszych metod stabilizacji. Inżynierowie Instytutu Maxa Borna Optyki Nieliniowej i Spektroskopii Krótkoprzebiegowej pod kierunkiem Güntera Steinmeyera, we współpracy z wytwórcą laserów, firmą Femtolasers zastosowali nowatorskie podejście do zagadnienia. W przeciwieństwie do tradycyjnych metod zbędna jest manipulacja wewnątrz samego lasera, co całkowicie wyklucza fluktuacje mocy lasera i czasu impulsu, zapewniając wyjątkową stabilność. Korekcja fazy impulsu laserowego uzyskiwana jest przy pomocy tak zwanego akustyczno-optycznego zmieniacza częstotliwości. Bezpośrednia kontrola nad fazą impulsu drastyczne upraszcza wiele eksperymentów fizyki attosekundowej i pomiaru częstotliwości - mówi dr Steinmeyer. To właśnie nowa metoda stabilizacji maksimum pola pozwoliła na zwiększenie precyzji ze 100 attosekund (około jednej dwudziestej długości fali światła) do wspomnianych 12 attosekund (około jednej dwusetnej długości fali). To dwukrotnie mniejszy okres czasu, niż skala atomowa (24 attosekundy), czyli w rezultacie dwukrotnie bardziej precyzyjny pomiar. To duże osiągnięcie w możliwościach badań nad szybko biegnącymi procesami.
- 4 odpowiedzi
-
- Günter Steinmeyer
- Max Born Institute
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Mężczyźni, którzy przez parę minut spoglądają na wirtualny świat oczami kobiety, kiedy widzą ją z perspektywy trzeciej osoby, np. z lotu ptaka, mają w pewnych okolicznościach wrażenie, że przebywają w jej ciele (PLoS ONE). Mel Slater i jego współpracownicy z Uniwersytetu Barcelońskiego uważają, że źródłem złudzenia jest przekonanie rodem z realnego świata, że patrząc w dół, widzimy swoje własne ciało. W hiszpańskim eksperymencie mężczyźni wkładali wirtualne okulary i słuchawki. Zerkali w dół: raz z poziomu ziemi, a raz z lotu ptaka. Gdy badani patrzyli w kierunku podłogi, widzieli inne ciało. Dla mózgu było to silną wskazówką, by wygenerować złudzenie, że wirtualne ciało jest ich własnym. Psycholog zamierza w przyszłości wykorzystać ten fenomen do badania samoświadomości, w tym samoświadomości ciała. Niewykluczone też, że już niedługo powstaną gry komputerowe, których uczestnicy będą mieli wrażenie, że zamieniają się miejscami z bohaterami. W opisywanym studium 24 mężczyzn przez 2 min poruszało się po wirtualnym pokoju. Znajdowały się w nim siedząca dziewczyna i głaszcząca ją po ramieniu stojąca kobieta. Po krótkim rekonesansie panowie ustawiali się obok nich. Połowa ochotników nadal przez ok. 7 min oglądała sytuację własnymi oczami, reszta przyjęła perspektywę dziewczyny (spoglądając w dół, mężczyźni widzieli więc żeńskie ciało). Cyfrowa dziewczyna poruszała głową w tym samym bądź różnym czasie, co badani. Przedstawiciele obu grup czuli też dotknięcia w ramię, których czasowanie odpowiadało lub nie głaskaniu ramienia dziewczyny przez kobietę. Następnie wolontariusze zaczynali oglądać pomieszczenie z poziomu sufitu. Widzieli więc dziewczynę z perspektywy innej osoby, a nie właściciela ciała. Kobieta nadal ją głaskała, lecz panowie tego nie czuli. Nagle kobieta 3-krotnie uderzała dziewczynę w twarz. Ochotnicy, którzy wcześniej spoglądali na świat z perspektywy dziewczyny i czuli głaskanie w tym samym momencie, co ona, mieli nieodparte wrażenie, że podczas bicia znajdowali się wewnątrz niej. Dodatkowo doświadczali oni ostrzejszego spadku tętna niż panowie, którzy nie oglądali pomieszczenia oczami dziewczyny. Co ważne, badani, u których wystąpiła najsilniejsza reakcja fizjologiczna, mieli szczególnie silne wrażenie przebywania w kobiecym ciele. Czuli się osobiście zaatakowani przez kobietę i myśleli i potencjalnych obrażeniach ciała.
- 7 odpowiedzi
-
Valve Corporation udostępniła dzisiaj Steam dla systemu Mac OSX i potwierdziła krążące od dwóch lat pogłoski o trwających pracach nad Steam dla Linuksa. To jedna z najważniejszych wiadomości dla fanów opensource'owego systemu, którzy chcieliby wykorzystać go również do celów rozrywkowych. Valve udostępni nie tylko system Steam ale również płatne gry działające na Linuksie. Redaktorzy serwisu Phoronix twierdzą, że Steam dla Linuksa już wspiera Unreal Tournament 2004, World of Goo, Enemy Territory: Quake Wars oraz Doom 3. Valve przygotowuje ponoć linuksowe wersje Half-Life 2, Counter Strike: Source oraz Team Fortress 2 Niewykluczone, że użytkownicy systemu spod znaku pingwina doczekają się np. Unreal Tournament 3. Premiera linuksowego Steam'a jest spodziewana pod koniec lata. Może on spowodować prawdziwą rewolucję na rynku, gdyż dotychczas producenci gier traktowali Linuksa po macoszemu. Ostatnią grą wielkiego producenta udostępnioną dla systemu Linux było Enemy Territory: Quake Wars z 2007 roku. Decyzja Valve to duża szansa dla producentów linuksowych systemów. Testy przeprowadzone przez Phoronix wykazały, że Ubuntu 10.04 jest równie wydajny co Windows 7 pod względem obsługi kart ATI i Nvidii oraz, że w obsłudze gier sprawuje się lepiej od Mac OS X.
-
Podawanie szczepionek, czy co gorsza zastrzyków, małym dzieciom to jedna z bardziej przykrych czynności. Okazuje się jednak, że można znacząco ograniczyć ból niemowlęcia, a co za tym idzie jego płacz, w bardzo prosty sposób. Wystarczy przed iniekcją podać mu niewielką ilość roztworu cukru: sacharozy lub glukozy. Umiarkowanie przeciwbólowy efekt podania roztworu cukru był znany od dawna i potwierdzały go dotychczasowe badania, ale nie było dotąd materiałów określających rzeczywistą jego skuteczność. Systematyczne badania przeprowadzono zatem jednocześnie w kanadyjskim Toronto, australijskim Melbourne i brazylijskim São Paulo. Badanie obejmowało doustne podawanie niewielkiej ilości roztworu glukozy lub sacharozy (kilka kropel do około połowy łyżeczki) dzieciom w wieku od jednego miesiąca do roku, przed zabiegiem szczepienia. Skuteczność - częstość i długość płaczu - porównywano z dziećmi, którym podawano czystą wodę, lub nie podawano nic. W czternastu seriach prób wykonano łącznie ponad 1600 iniekcji. Trzynaście z czternastu serii badań potwierdziło jednoznacznie umiarkowane działanie przeciwbólowe podawanego roztworu cukru. W różnych próbach zmieniano ilość i stężenie roztworu, najlepsze efekty osiągnięto przy wykorzystaniu roztworu trzydziestoprocentowego, który pozwalał zmniejszyć płacz dziecka - zatem w domyśle odczuwalny ból - o połowę. Dokładne ustalenie najlepszej dawki nie było możliwe ze względu na dużą jej zmienność w różnych próbach. Istotnym ustaleniem badania jest spostrzeżenie, że przeciwbólowy efekt jest tym słabszy, im dziecko starsze. Osiągnięte wyniki pozwalają jednak już potwierdzić skuteczność metody. Autorzy studium jednoznacznie zalecają jej stosowanie u małych dzieci, ze względu na skuteczność, bezpieczeństwo, a zarazem prostotę i niskie koszty. Badania przeprowadzono dzięki grantowi Synteza Nauki, przyznanemu przez Kanadyjski Instytut Badań nad Zdrowiem (Canadian Institutes of Health Research).
-
- Canadian Institutes of Health Research
- szczepienia
- (i 4 więcej)
-
Z badań firmy Trajectory Partnership przeprowadzonych na zlecenie BCS wynika, że istnieje pozytywny związek pomiędzy dostępem do nowoczesnych technologii a poczuciem szczęścia. Badania przeprowadzono na podstawie ankiet wypełnionych przez 35 000 osób z całego świata. Najbardziej ceniony jest dostęp do urządzeń komunikacyjnych, a największe wpływ emocjonalny mają one na kobiety z krajów rozwijających się oraz osoby o niskich dochodach i słabym wykształceniu. Paul Flatters z Trajectory Partnership stawia tezę, że dzieje się tak, gdyż kobiety zwykle odgrywają w rodzinie rolę centralną, jednoczącą. Także one podtrzymują więzi społeczne. Urządzenia służące do komunikacji są w tym bardzo pomocne. Flatters zapowiada, że jego firma przeprowadzi badania mające zweryfikować tę teorię. Z uzyskanych dotychczas danych wynika również, że wraz z wiekiem osób badanych wpływ dostępu do technologii na szczęście nie staje się coraz silniejszy. Tymczasem od wielu lat różne kraje zachęcają seniorów do korzystania z telefonów komórkowych czy internetu w przeświadczeniu, że poprawi to jakość ich życia. Wnioski z badań nie zgadzają się z poglądami wielu psychologów. W ubiegłym roku Yair Amichai-Hamburger, dyrektor izraelskiego Centrum Badawczego Psychologii Internetowej wyraził opinię, że dostęp do technologii ma negatywny wpływ na dobrostan ludzi, gdyż odbiera im czas przeznaczony na pracę czy życie prywatne. Musimy znaleźć sposób na odzyskanie tej coraz większej części naszego życia, którą oddaliśmy technologii, odzyskać kontrolę nad technologią i nauczyć się korzystać z niej w pozytywny i zdrowy sposób - pisał Amichai-Hamburger. Inni zauważają jednak, że dostęp do technologii jest często wyznacznikiem statusu społecznego. Na całym świecie posiadanie komputera stało się synonimem dobrego wykształcenia, a np. w Indiach użytkownicy takich urządzeń są też uznawani za zamożnych. Niezależnie od tego, jak jest w rzeczywistości, percepcja społeczna danej osoby ma kolosalny wpływ na jej status.
-
W Tubanie z Jawy Wschodniej z oczyszczonej ze żwiru ziemi z pobliskich pól ryżowych wytwarza się przekąskę o nazwie "ampo". Co prawda nie udało się dowieść, że ma ona jakiekolwiek właściwości lecznicze, lecz miejscowi wierzą, że uśmierza ból, a zażywana przez ciężarne, oczyszcza skórę nienarodzonego dziecka. O żadnym przepisie właściwie nie może być mowy. Wywodzące się z kolejnych pokoleń jednej rodziny "kucharki" ubijają po prostu ziemię za pomocą drewnianych pałek. Jak z ciasta formują z niej wałeczki, a następnie tną wszystko bambusowym nożem na poręczne kawałeczki. Potem przychodzi kolej na półgodzinne wypalanie i wędzenie w dużym glinianym naczyniu. Mistrzyni przyrządzania ampo, 53-letnia Rasima, podkreśla, że lepsza jakość ziemi pozwala uzyskać smaczniejsze (?) przekąski. Podobnie jak przodkowie, przygotowuje ampo codziennie rano i sprzedaje je na targu. Ponieważ jest jedyną producentką specyfiku w wiosce, jest w stanie dorobić na tym zajęciu do 2 dolarów dziennie. Rasima nie wie, kto w jej rodzinie zapoczątkował tradycję. Pamięta tylko, że ampo przygotowywała już jej praprababka. Indonezyjka potrafi wyszukiwać najlepszą ziemię, gdyż zawsze pracowała w rolnictwie, m.in. właśnie na polach ryżowych, i miała kontakt z naturą. Nic dziwnego, że poznała jej tajemnice... Miłośnicy ampo opowiadają o przekąsce jak o najlepszych słodyczach. Wysławiają np. kremową konsystencję oraz kojące wrażenie chłodu w żołądku.
- 2 odpowiedzi
-
- ciężarne
- lek przeciwbólowy
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Niemiecki federalny sąd kryminalny orzekł, że użytkownicy sieci bezprzewodowych powinni zabezpieczać je hasłem tak, by nie mogły z nich korzystać osoby postronne. Właściciel takiej sieci może zapłacić do 100 euro grzywny, jeśli ktoś nieuprawniony nielegalnie pobierze za jej pomocą film czy muzykę. Użytkownicy prywatni mają obowiązek upewnienia się, że ich łącze bezprzewodowe jest odpowiednio zabezpieczone przed intruzami, którzy mogą je wykorzystać do naruszenia praw autorskich - czytamy w orzeczeniu. Jednocześnie sąd nie stwierdził, że użytkownicy mogą być w takim przypadku pociągani do odpowiedzialności za łamanie prawa. Ponadto orzeczono, że nie należy wymagać od użytkownika by na bieżąco zwiększał zabezpieczenia swojej sieci. Jego obowiązkiem jest tylko założenie dobrego hasła podczas konfiguracji. Niemiecka narodowa agenda ochrony praw konsumentów stwierdziła, że stanowisko sądu jest wyważone. Werdykt wydano po tym, jak jeden z muzyków - nazwiska nie ujawniono - pozwał do sądu użytkownika, do którego sieci bezprzewodowej dostali się przestępcy, pobrali z niej plik muzyczny i rozpowszechnili go w internecie. Pozwany wykazał jednak, że w tym czasie był na wakacjach, a zatem to nie on rozpowszechnił plik. Sąd stwierdził jednak, że był on winny niezabezpieczenia łącza, co pozwoliło przestępcom działać.
- 7 odpowiedzi
-
- prawa autorskie
- zabezpieczenie
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kobiecy dotyk sprawia, że ludzie podejmują większe ryzyko finansowe. Psycholodzy tłumaczą, że w grę wchodzi skojarzenie z dotykiem matki, który w dzieciństwie zapewniał poczucie bezpieczeństwa i zachęcał do odważniejszego poznawania świata. Jonathan Levav z Columbia University i Jennifer J. Argo z Uniwersytetu Alberty postanowili sprawdzić, czy fizyczny kontakt wpływa także jakoś na podejmowanie ryzyka przez dorosłych. Eksperyment obejmował inwestowanie pieniędzy i gry hazardowe. Na początku badani byli witani na różne sposoby: przez kobietę lub przez mężczyznę, poprzez lekkie, uspokajające dotknięcie w ramię, uścisk dłoni lub słownie, bez żadnego kontaktu fizycznego. Na końcu wolontariusze wypełniali kwestionariusz, który miał pomóc w ustaleniu, jak bezpieczni się czuli. Psycholodzy odkryli, że dotykani ludzie czuli się bezpieczniejsi i podejmowali większe ryzyko od pozostałych. Działo się tak jednak tylko i wyłącznie wtedy, gdy dotykała ich kobieta. Efekt był silniejszy, gdy zastosowano poklepywanie w ramię niż podczas uściśnięcia dłoni. Podsumowując, amerykańsko-kandyjski zespół stwierdził, że kobiecy dotyk działa na dorosłych tak samo jak na niemowlęta i małe dzieci.
- 4 odpowiedzi
-
- Jonathan Levav
- inwestowanie
- (i 8 więcej)
-
Dorośli z anemią sierpowatą wypadają gorzej od innych w testach pamięciowych. Oznacza to, że nieprawidłowości związane z krwią wpływają też na działanie mózgu (Journal of the American Medical Association). Dr Elliott Vichinsky i zespół ze Szpitala Dziecięcego i Centrum Badawczego w Oakland stwierdzili, że w niektórych przypadkach różnice w inteligencji były, w porównaniu do zdrowych osób, tak duże, że naukowcy wyrazili obawę o zdolność chorych do utrzymania pracy, zarządzania pieniędzmi czy pamiętania o zażywaniu leków. Oznacza to, że nawet niedokrwistość sierpowata o łagodnym przebiegu oddziałuje na funkcjonowanie neuropoznawcze. Na anemię sierpowatą, wrodzoną niedokrwistość spowodowaną nieprawidłową budową hemoglobiny, cierpi ok. 3-5 mln osób na świecie. Vichinsky i inni badali 149 dorosłych z anemią sierpowatą i 47 zdrowych ludzi w podobnym wieku, z takim samym wykształceniem i pochodzeniem społecznym. Pacjenci należeli do grupy niskiego ryzyka powikłań, ponieważ w przeszłości nie cierpieli na częste bóle ani nie byli regularnie przyjmowani do szpitala, nie przeszli udaru, nie mieli wysokiego ciśnienia ani innych problemów zdrowotnych, które mogłyby wpłynąć na działanie mózgu. Amerykanie ustalili, że chorzy wypadali gorzej od zdrowych pod względem pamięci operacyjnej, tempa przetwarzania informacji oraz zakresu uwagi. Najgorsze wyniki osiągali najstarsi i najbardziej chorzy ochotnicy, co sugeruje, że im dłużej ktoś żył z anemią lub im cięższy miała ona przebieg, tym silniejszy wpływ na mózg obserwowano. Odkrycia zespołu z Oakland uświadamiają, że trzeba będzie opracować leki chroniące mózg osób z niedokrwistością sierpowatą. Niewykluczone też, że leczenie na wczesnych etapach życia powinno być bardziej agresywne. Warto rozważyć, czy nie podawać szybciej hydroksykarbamidu, leku stosowanego w terapii nowotworów szyi, głowy i jajnika, który przy anemii sierpowatej zwalcza silny ból i odracza perspektywę przetaczania krwi.
- 1 odpowiedź
-
- tempo
- przetwarzanie informacji
- (i 8 więcej)
-
Teleskop Herschela zajrzy przez dziurę w kosmosie
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Znaczna część naszej wiedzy o kosmosie, formowaniu się galaktyk i gwiazd pochodzi głównie z domysłów, teorii i modeli matematycznych. Przyczyna jest prosta: zjawiska te dzieją się w takiej skali, że nie możemy obserwować zmian, a jedynie stan, który przy naszej skali życia wydaje się utrwalony. Po drugie, obszary najciekawszych zjawisk są zwykle zasłonięte chmurami pyłu, przez które zajrzeć bardzo trudno. Tym większa gratka, kiedy coś się „odsłoni". Takie zdumiewające odkrycie jest dziełem orbitalnego teleskopu Herschel Space Observatory. Został on zaprojektowany specjalnie do obserwowania procesu powstawania obiektów kosmicznych galaktyk, gwiazd, formowania się planet. Dlatego, aby móc zajrzeć przez gęste mgławice - z których właśnie układy gwiezdne się wykształcają - pracuje zakresie dalekiej podczerwieni i fal submilimetrowych. To pozwala mu obserwować interesujące kosmologów procesy. Jego oko skierowano niedawno na ciemną plamę na niebie, znajdującą się obok jaskrawej chmury gazu znanej jako NGC 1999. Takich ciemnych obszarów znamy wiele, są to bardzo gęste, nieprzepuszczające światła chmury gazu i pyłu. Zamiast wnętrza chmury, jak się spodziewali, astronomowie nadal widzieli tylko czerń. To ich zaskoczyło: albo chmura jest wyjątkowo gęsta, albo coś jest nie tak, jak powinno! Podejrzany kawałek nieba sprawdzono przy pomocy naziemnych teleskopów: nadal widziano jedynie ciemny obszar. Okazało się, że to nie żaden fenomen, a po prostu... pustka. Coś wywiało materię pyłowej chmury, tworząc w niej rozwartą szczelinę. Co najważniejsze: w tej zaskakującej dziurze odkryto zespół młodych gwiazd. Dzięki „dziurze w niebie" po raz pierwszy astronomowie mogą bezpośrednio oglądać coś, co zwykle ukryte jest za pyłem: samą końcówkę procesu gwiazdotwórczego. Luka w gwiazdotwórczej chmurze pyłu powstała prawdopodobnie wskutek działania wąskich strumieni gazu, wyrzucanych przez młode gwiazdy, które zdmuchnęły warstwę kosmicznej materii tworzącej NGC 1999 oraz odpychającego działania silnego promieniowania pobliskiej tworzącej się gwiazdy. Wprawdzie obserwowano już wcześniej „wiatry" od młodych gwiazd, ale sposób, w jaki tworząca się gwiazda zdmuchuje swoją macierzystą chmurę był do tej pory tajemnicą. W nieoczekiwany sposób orbitalny teleskop Herschela pozwoli na obserwację tego zjawiska. „Prezentem" zajął się zespół Europejskiej Agencji Kosmicznej ESA - właściciela teleskopu, przy wsparciu amerykańskiej NASA, która jest współudziałowcem misji.-
- ESA
- powstawanie gwiazd
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Po szczegółowym badaniu sposobu oddychania naukowcy zidentyfikowali przyczynę, dla której wzdychamy. Wg nich, dokonuje się wtedy "reset" układu oddechowego. Dzięki temu nieprzydatny, a nawet szkodliwy w danym momencie wzorzec zostaje zastąpiony innym. Akademicy z Uniwersytetu Katolickiego w Leuven zebrali grupę 34 kobiet i mężczyzn. Ochotników ubrano w koszulki wyposażone w czujniki, mierzące podczas 20 minut spokojnego siedzenia tętno, oddech oraz stężenie dwutlenku węgla we krwi. Belgowie przyglądali się specyficznym zmianom zachodzącym w jednominutowych interwałach, w tym właśnie westchnięciom. Nasze wyniki pokazują, że dynamika oddechowa jest inna przed i po westchnięciu. Zakładamy, że wzdychanie działa jak ogólny restarter układu oddechowego – wyjaśnia Elke Vlemincx. Hipoteza resetowania odwołuje się do tego, że oddychanie jest dynamicznym i dość chaotycznym procesem, w którym na zapotrzebowanie tlenowe oddziałują wszelkie rodzaje czynników wewnętrznych i zewnętrznych. Belgijski zespół tłumaczy, że aby poprawnie działać, tego rodzaju system wymaga równowagi między znaczącymi sygnałami a losowym szumem. Vlemincx dodaje, że pojawiający się od czasu do czasu szum jest niezbędny dla różnych układów fizjologicznych, w tym dla układu oddechowego, ponieważ w ten sposób organizm uczy się, jak elastycznie reagować na zaskakujące zdarzenia. Westchnięcie można uznawać za szum, gdyż jego pojemność oddechowa wykracza poza [zwyczajny] zakres. W eksperymencie przeprowadzonym w Leuven westchnięcie definiowano jako co najmniej 2-krotnie bardziej pojemne od przeciętnego oddechu. Oddech jest definiowany przez specyficzną głębokość, czyli ilość powietrza, jaką wdychamy i wydychamy, oraz czasowanie, a więc czas potrzebny do zaczerpnięcia powietrza i wypuszczenia go. Obie te charakterystyki się zmieniają. Vlemincx podkreśla, że gdy oddychanie zbyt długo przebiega według tego samego wzorca, dochodzi do deterioracji płuc. Stają się one sztywne, a wymiana gazowa zachodzi mniej skutecznie. Naukowcy tłumaczą, że w stresowych momentach, kiedy z oczywistych względów dochodzi do rzadszych zmian sposobu oddychania, westchnięcie może zresetować system. Dodatkowo opróżnieniu i rozluźnieniu pęcherzyków płucnych niejednokrotnie towarzyszy uczucie ulgi. Specjaliści uważają, że mając tego typu odkrycia na uwadze, warto dodać w respiratorach opcję wzdychania. Nie wolno jednak wzdychać za dużo, ponieważ w systemie pojawia się wtedy za dużo zakłóceń i szumu. Osoby doświadczające napadów paniki wzdychają np. bardzo dużo, ale przez to doświadczają wszelkich objawów hiperwentylacji, m.in. drętwienia kończyn czy zawrotów głowy. Nad wzdychaniem należy więc po prostu panować.
- 2 odpowiedzi
-
- Elke Vlemincx
- układ oddechowy
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Chris Dwyer, profesor z Duke University uważa, że w przyszłości magistrant w uniwersyteckim laboratorium będzie w stanie w ciągu jednego dnia wyprodukować więcej układów scalonych niż obecnie wynosi światowa miesięczne produkcja krzemowych chipów. Ma to być możliwe dzięki zastosowaniu DNA do wytwarzania układów. Podczas swoich najnowszych eksperymentów Dwyer wykazał, że mieszając odpowiednio przygotowane fragmenty DNA z innymi molekułami można stworzyć miliardy niewielkich, identycznych struktur przypominających wyglądem gofry. Ze struktur tych można następnie budować urządzenia. Gdy potraktujemy chromofory światłem, zaabsorbują je wzbudzając elektrony. Uwolniona energia przechodzi do innego typu chromoforu położonego obok, który ją absorbuje i emituje światło o innej długości fali. Światło wejściowe różni się zatem od światła wyjściowego, a różnica ta może być z łatwością wykryta - mówi uczony. W ten sposób możemy uzyskać odpowiednik elektronicznych zer i jedynek. W DNA zamiast ładunku elektrycznego można użyć światła, by otrzymać taki sam efekt, a całość działa znacznie szybciej. Zdaniem profesora Dwyera możliwość szybkiego i taniego produkowania olbrzymiej liczby obwodów jest logicznym krokiem w dalszym rozwoju technologii. Fragmenty DNA można w łatwy i tani sposób przystosowywać do własnych celów, a uczony wykorzystał naturalną tendencję kwasu dezoksyrybonukleinowego do przyczepiania się w odpowiednie miejsca innych fragmentów. To jak wrzucenie puzzli do pudełka i wstrząsanie nim, co pozwala puzzlom samodzielnie odnaleźć właściwe sobie miejsce. My wzięliśmy miliardy puzzli, umieściliśmy je w jednym miejscu i uzyskaliśmy miliardy kopii jednego puzzla - powiedział uczony. Podczas eksperymentów stworzono "puzzla" z 16 części z chromoforami ulokowanymi na krawędziach "puzzla". Możliwe jest oczywiście tworzenie fragmentów z większej liczby części. Dwyer zauważa, że DNA można będzie używać nie tylko do tworzenia układów obliczeniowych. Jego technika sprawdzi się też np. w biomedycynie, gdyż nanostruktury są czujnikami, a zatem możliwe jest tworzenie z nich np. bloków odpowiedzialnych za wykrywanie konkretnych białek, towarzyszących konkretnym chorobom.
-
- układ scalony
- DNA
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Lowell McAdam, menedżer Verizon Wireless zdradził dziennikarzom The Wall Street Journal, że jego firma pracuje z Google'em nad stworzeniem tabletu. Na rynek trafi zatem kolejne, po iPadzie i Hurricane, urządzenie tego typu. To również kolejny przykład na zacieśniającą się współpracę pomiędzy wyszukiwarkowym gigantem, a największą w USA firmą oferującą łączność bezprzewodową. Dotychczas współpraca z Verizonem pomogła Google'owi wypromować system Android. McAdam nie chciał zdradzić ceny i przewidywanej daty premiery tabletu. Verizon chce dzięki niemu konkurować z AT&T, gdyż to w sieci tego giganta pracują Kindle oraz iPad. Menedżer przyznał, że konkurencja zdobyła przewagę, gdyż jego firma korzysta z mniej popularnej technologii CDMA, podczas gdy AT&T używa GSM. Jednak Verizon sporo inwestuje w udoskonalenie infrastruktury i jeszcze przed końcem bieżącego roku zaoferuje znacznie ulepszone łącza w 25-30 miastach. Jednocześnie McAdam stwierdził, że stary model płatności, w którym abonament zapewniał nieograniczony dostęp do sieci odchodzi do lamusa. Zarówno jego firma jak i przedsiębiorstwa konkurencyjne będą coraz częściej pobierały opłaty w zależności od ilości przekazywanych danych.
-
- Verizon Wireless
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: