-
Liczba zawartości
37676 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
250
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Marsjański łazik Spirit, badając w 2006 roku otwarty teren nazwany Comanche, odkrył tam duże złoża węglanów. To oznacza wodę, a więc możliwość powstania życia. Wcześniejsze dane sugerowały jednak wysoką kwasowość tego terenu, a więc warunki niesprzyjające powstaniu życia. Dokładna analiza danych trwała aż do teraz. Istnienie węglanów żelaza na równinie Comanche podejrzewano już wiele lat temu dzięki Moessbauerpectrometrowi łazika Spirit - aparatowi wykrywającemu minerały zawierające żelazo. Potwierdzenie tych informacji było długotrwałe i mozolne z powodu uszkodzenia instrumentu wykrywającego węglany: Spektrometrowi Miniaturowej Emisji Cieplnej. Jego lustro uległo zabrudzeniu pyłem w 2005 roku. To było jak patrzenie przez brudną szybę - mówią uczestnicy projektu. - Mogliśmy wywnioskować, że ten teren różni się od innych, ale nie bardzo mogliśmy określić czym, zanim nie znaleźliśmy metod korygowania zniekształconych danych. Udało się, ponieważ Rentgenowski Spektrometr Cząstek Alfa na pokładzie łazika wykrył wysokie stężenie pierwiastków z lekkiej grupy, zawierającej między innymi tlen i węgiel. To pozwoliło ocenić ilość węglanów. To była iście detektywistyczna praca, musieliśmy połączyć dane z trzech spektrometrów, żeby je namierzyć - mówi Dick Morris z Kosmicznego Centrum Johnsona NASA w Houston. - urządzenia dały nam wzajemnie potwierdzony pogląd na ilość znalezionego węglany magnezu żelaza. Jakie jest znaczenie tego odkrycia? Dowodzi ono, że wodne środowisko dawnego Marsa nie było kwaśne, lecz bliskie neutralnemu, co mogło sprzyjać powstaniu życia. To wg naukowców NASA jedno z najważniejszych odkryć marsjańskich łazików, na tyle ważne, że artykuł na ten temat ukazał się 3 czerwca w magazynie Science. Dużych złóż węglanów poszukiwano z utęsknieniem od dawna. Struktury na powierzchni Marsa sugerują, że dawniej było tam znacznie cieplej, co wraz z odpowiednim środowiskiem stwarzałoby warunki dla powstania życia. Najpopularniejsza teoria głosi, że wyższą temperaturę Mars zawdzięczał grubszej i gęstszej atmosferze (przypomnijmy, że naukowcy nie są w tym temacie zgodni), złożonej głównie z dwutlenku węgla, który jest głównym składnikiem rzadkiej marsjańskiej atmosfery do dziś. Dlatego ważnym celem jest wywnioskowanie, gdzie podział się ten cały domniemany dwutlenek węgla. Część badaczy sądzi, że po prostu uciekł w kosmos. Inna hipoteza mówi, że atmosferyczny dwutlenek węgla, reagując z wodą w pewnych warunkach odłożył się w postaci złóż mineralnych - węglanów. Ponieważ ślady węglanów odkrywano w meteorytach pochodzenia marsjańskiego, już w latach dziewięćdziesiątych sądzono, że mogą one być powszechne na Marsie. Do tej pory jednak mapy złóż mineralnych sporządzane przez satelity zlokalizowały masywne złoża węglanów tylko w jednym miejscu oraz niewielkie ilości rozproszone równomiernie w marsjańskiej glebie. Marsjańskie łaziki wylądowały na Czerwonej Planecie w 2004 z misją badawczą zaplanowaną na trzy miesiące. Opportunity wciąż pracuje, podążając do krateru Endeavour, ma do przebycia jeszcze około dziesięciu kilometrów. Ze Spiritem nie ma łączności od marca z powodu marsjańskiej zimy.
-
- JPL
- dwutlenek węgla
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pięciu dużych producentów układów scalonych - IBM, ARM, Freescale, Samsung, ST-Ericsson i Texas Instuments - założyło organizację Linaro, której zadaniem jest inwestowanie w Linuksa i zwiększenie obecności tego systemu w urządzeniach konsumenckich. Szybki rozwój oprogramowania open source możemy obserwować urządzeniach konsumenckich, które są bez przerwy połączone z internetem - mówi dyrektor Linaro Tom Lantzsch. Linaro pomoże przyspieszyć ten rozwój, zwiększając inwestycje w kluczowe projekty opensource'owe oraz polepszając współpracę pomiędzy przemysłem a społecznościami - dodał. Co ciekawe, Linaro, mimo iż ma skupiać się przede wszystkim na architekturze ARM, nie wyklucza współpracy z Intelem. Wręcz przeciwnie, jest zainteresowane również promocją MeeGo. Założyciele Linaro zapewniają, że firma co pół roku będzie oferowała nowe wersje narzędzi, jądra i oprogramowania dla układów typu SoC (System-on-Chip).
- 9 odpowiedzi
-
- Linux
- ST-Ericsson
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy opracowali pierwszy prototypowy test papierkowy do oznaczania grupy krwi, który działa na podobnej zasadzie jak dobrze wszystkim znany papierek lakmusowy. Jest bardzo tani: twórcy wspominają o kilku pensach, co przekładałoby się na kilka groszy. Wynik poznaje się po paru chwilach. Wystarczy umieścić na pasku kroplę krwi. Członkowie zespołu Gila Garniera podkreślają, że metoda sprawdzi się w krajach Trzeciego Świata, a także w medycynie weterynaryjnej, kiedy w warunkach polowych trzeba określić grupę krwi zwierzęcia. Obecne metody określania grupy krwi wymagają zastosowania złożonej aparatury, niedostępnej w wielu biedniejszych rejonach świata. Prosty przenośny test rozwiązałby wszelkie związane z tym problemy. Prototypowe paski są zaimpregnowane przeciwciałami przeciwko antygenom czerwonych krwinek. W warunkach in vitro reakcja antygenu z przeciwciałem prowadzi do aglutynacji, czyli zlepiania się krwinek. Podczas testów na ochotnikach ekipa wykazała, że po umieszczeniu na bibułce kropli krwi, zmieniał się kolor paska, co wskazywało na konkretną grupę krwi. Udowodniono, że wyniki były tak samo miarodajne jak te uzyskiwane tradycyjnymi metodami. Zaglutynowana krew przemieszcza się przez warstwy papieru inaczej niż krew stabilna z prawidłowo rozproszonymi erytrocytami. To na tym zjawisku skupili się Australijczycy (Mohidus Samad Khan, George Thouas, Wei Shen, Gordon Whyte i Gil Garnier). Na początku panowie przeprowadzili dwie serie eksperymentów. W ramach pierwszej odnoszono poziom aglutynacji do właściwości cieczy (krwi) transportowanej przez papier. Próbki krwi mieszano w różnych proporcjach ze specyficznymi i niespecyficznymi przeciwciałami. Następnie kroplę każdej mieszaniny nakładano na pasek bibuły. Badano kinetykę rozchodzenia się cieczy i oddzielanie czerwonych krwinek. W krwi zaglutynowanej dochodziło do rozwarstwienia. W kontakcie z bibułą erytrocyty tworzyły charakterystyczną plamę, podczas gdy osocze wsiąkało. Krew stabilna rozchodziła się równomiernie. W drugiej serii eksperymentów analizowano rozchodzenie i rozdzielanie chromatograficzne kropli krwi umieszczonych na paskach nasączonych specyficznymi i niespecyficznymi przeciwciałami. Odnotowano uderzające różnice. Krew zaglutynowana przez kontakt ze specyficznymi przeciwciałami rozwarstwiała się. Erytrocyty rozpraszały się w bardzo niewielkim stopniu, podczas gdy osocze robiło to szybciej niż oryginalna próbka krwi. Naukowcy fotografowali prototypowe paski za pomocą aparatu cyfrowego, następnie fotografie były analizowane przez komputer. Dzięki istnieniu wspomnianych już wyraźnych różnic w rozchodzeniu się krwi, w przyszłości możliwe będzie stworzenie ogólnie dostępnego testu paskowego z odpowiednimi oznaczeniami, które szybko dadzą odpowiedź na pytanie o grupę krwi.
-
- Gil Garnier
- grupa krwi
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nicholas Percoco i Christian Papathanasiou zapowiadają prezentację rootkita na telefon z systemem Android. Będzie ona miała miejsce podczas lipcowej konferencji Defcon. Eksperci pokażą rootkita zdolnego do kradzieży treści SMS-ów, wykonywania połączeń oraz informowaniu o położeniu urządzenia. W tej chwili nie wiadomo, w jaki sposób udało się obejść zabezpieczenia Androida. Autorzy rootkita zapewniają jednak, że jest to możliwe za pomocą podsuniętego właścicielowi telefonu odnośnika lub wraz z instalowaną przez niego aplikacją. Obaj specjaliści mówią, że wykorzystali Androida, gdyż korzysta on z jądra Linuksa. Android jest idealną platformą do dalszych badań ze względu na używanie jądra Linuksa oraz na to, że zgromadzono sporą wiedzę na temat linuksowych rootkitów jądra - stwierdzili. Ich rootkit działa jako moduł jądra, dając atakującemu pełny dostęp do urządzenia. To nie pierwszy tego typu szkodliwy kod. W lutym badacze z Rutgers University pokazali roorkita dla linuksowego smartfonu Neo Freerunner. Zauważyli przy tym, że wykrywanie tego typu szkodliwego kodu będzie dla smartfonów poważnym wyzwaniem ze względu na ograniczoną moc obliczeniową takich urządzeń. Istniejące mechanizmy wykrywania rootkitów opracowane zostały na potrzeby desktopów. Wykorzystują one, wymagające dużych mocy obliczeniowych, periodyczne skanowanie migawek jądra. Takie techniki zużyłyby znaczne ilości energii, gdyby zostały zastosowane w smartfonach - napisali naukowcy z Rutgers.
-
- Christian Papathanasiou
- Nicholas Percoco
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pierwsze znane ślady pobytu neandertalczyków w Brytanii datowane są na czas przed ostatnią epoką lodowcową. Później jednak, 200 tysięcy lat wstecz, musieli się stamtąd wycofać, przegonieni przez zmianę klimatu. Po ociepleniu, które miało miejsce 130-110 tysięcy lat temu nie mogli tam wrócić, ponieważ podniósł się poziom mórz i - podobnie jak obecnie - kanał La Manche był nie do przebycia. Jak uważano, neandertalczycy ponownie pojawili się w Brytanii dopiero około 60 tysięcy lat temu. Niedawne odkrycie dowodzi, że wrócili tam znacznie wcześniej. Podczas standardowych badań archeologicznych w miejscu planowanego skrzyżowania w Dartford, w hrabstwie Kent, znaleziono krzemienne narzędzia ręczne. Badania finansowane przez Agencję Autostrad, wykonane przez dra Francisa Wenban-Smitha z Uniwersytetu w Oxfordzie przyniosły niespodziewane wyniki. Na początku znaleziono znaczne ilości artefaktów z epoki brązu i z czasów rzymskich, ale głębiej położone warstwy zawierały znacznie starsze znaleziska. Datowanie na podstawie osadów dało wynik 100 tysięcy lat. Do tej pory uważano, że w tym okresie Brytania była niezamieszkała. Nie wierzyłem własnym oczom po ujrzeniu wyników datowania. Wiedzieliśmy, że neandertalczycy w tym czasie zamieszkiwali północną Francję - mówi dr Francis. - Nowe znaleziska dowodzą jednak, że musieli oni przekroczyć kanał La Manche jak tylko obniżył się poziom mórz i dotrzeć pieszo aż do Kentu. Ostatnie zlodowacenie miało miejsce pomiędzy 110 tysięcy, a 10 tysięcy lat temu. Jakim więc sposobem w tym czasie znaleźli się tam ludzie? Epoka lodowcowa nie była jednostajna, przerywały ją okresy cieplejszego klimatu. Właśnie w takich okresach neandertalczycy mogli docierać do Brytanii, ale czy właśnie tak było - nie wiadomo. Być może na ten teren wabiły ich widoczne z terenu obecnej Francji urwiska bogate w krzemień, albo bogate źródło pożywienia: stada mamutów, nosorożców, koni i jeleni. Musieli mieć jednak niełatwo: nie posiadali schronień: domów ani nawet jaskiń; musieli zatem posiadać inne strategie pozwalające im na przetrwanie w nieprzyjaznym klimacie: gromadzenie zapasów na zimę, intensywne wykorzystywanie ognia. Trwają badania mające na celu znalezienie większej ilości śladów po kolonizacji z tego okresu. Archeolodzy z zespołu dra Wenban-Smitha chcą potwierdzić datowanie, określić liczebność neandertalskich osadników i czas, jaki zamieszkiwali ziemie Kentu.
-
- University of Southampton
- La Manche
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pewnej kukaburze (Dacelo novaeguineae) z Sydney przydzielono w Taronga Zoo osobistego trenera. Sięgając 55 dag, masa ciała przedstawiciela rodziny zimorodków niemal o 40% przekroczyła prawidłową wagę dla dorosłego osobnika, co skutecznie uniemożliwiło mu latanie. Ptak utył tak bardzo na grillowanym mięsie, którym częstowali go spacerujący po parku ludzie. Któregoś dnia został przyniesiony do ogrodu przez osobę, która podniosła go z ziemi, ratując przed atakami psów. Na wolności kukabura jadłaby niewielkie zwierzęta, takie jak myszy czy scynki, ale kiełbaski od rzeźnika to dla niej zdecydowanie za dużo – tłumaczy Gemma Watkinson, pielęgniarka ze szpitala w Taronga Zoo. Ptak przebywał przez kilka tygodni na rehabilitacji w ptaszarni, gdzie przepisano mu lekkostrawną dietę, zaprojektowaną przez jednego z naszych opiekunów. Trzy razy dziennie kukabura gimnastykowała się też z osobistym trenerem. W ten sposób zrzuciła większość zbędnych kilogramów, musi jednak jeszcze trochę schudnąć, zanim zostanie wypuszczona na wolność. Swoją drogą ciekawe, jak wygląda program ćwiczeń dla ptaka...
- 2 odpowiedzi
-
- osobisty trener
- Taronga Zoo
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Grafen, który ma w przyszłości zmienić oblicze elektroniki, jest bardzo trudny w produkcji. Wkrótce może się to zmienić, dzięki najnowszym osiągnięciom zespołu z Rice University i Izraelskiego Instytutu Technologii Technion. Profesor Matteo Pasquali z Rice, który przewodził grupie badaczy, mówi: Istnieją wydajne metody produkcji tlenku grafenu, który nie jest tak dobrym przewodnikiem jak grafen, oraz mało wydajne metody produkcji czystego grafenu. Nasza metoda pozwalana wytworzenie bardzo czystego materiału i korzysta z wydajnego procesu produkcyjnego, od dawna używanego w przemyśle chemicznym. Naukowcy stwierdzili, że grafit można rozpuszczać w kwasie chlorosiarkowym i szukali nowych metod pomiaru właściwości takiego roztworu. W trakcie prac okazało się, że kwas spowodował, iż z grafitu spontanicznie oddzieliły się warstwy tworzącego go grafenu. Dalsze prace pozwoliły na rozpuszczenie aż dwóch gramów grafenu w litrze kwasu, co oznacza co najmniej 10-krotnie większą wydajność pozyskiwania grafenu, niż w dotychczas stosowanych metodach. Następnie, by zbadać jakość grafenu, uczeni wynaleźli nowatorką technikę kriogeniczną, potrzebną do obrazowania warstw grafenu w kwasie za pomocą mikroskopu elektronowego. Badania wykazały wysoką czystość uzyskanego materiału. Następnie udało się uzyskać z niego przezroczyste warstwy, które przewodziły prąd. Te mogą posłużyć do produkcji wyświetlaczy dotykowych, tańszych niż obecnie używane urządzenia. Jakby tego było mało, naukowcom udało się również wyprodukować ciekłe kryształy. Jeśli potrafisz zrobić ciekłe kryształy, możesz wyciągnąć włókna. W ciekłych kryształach poszczególne warstwy układają się w domeny, a mając informacje na temat ich ułożenia możesz wykorzystać krawędzie materiału do tworzenia włókien - mówi James Tour, jeden z autorów badań. Teraz pozostaje mieć nadzieję, że nowo opracowana metoda pozwoli produkować grafenowe włókna na skalę przemysłową.
-
Jedzenie w nocy może poważnie uszkadzać zęby. Analiza dokumentacji medycznej 2.217 Duńczyków ujawniła, że zwiększa ono ryzyko utraty zębów i to bez względu na rodzaj przekąski. Badacze z Uniwersytetu w Kopenhadze uważają, że opisywane zjawisko jest skutkiem zmian w ilości śliny. Nocą jej wydzielanie bardzo spada, a więc resztki pokarmu przyklejają się do zębów i pozostają tam na dłużej. Razem z amerykańskimi naukowcami akademicy ze stolicy Danii przeanalizowali przypadki 2.217 krajanów, którzy wzięli wcześniej udział w innym medycznym studium. Okazało się, że 173 osoby (8%) można było uznać za nocnych podjadaczy. Oznacza to, że aż ¼ dostarczanych swojemu organizmowi kalorii spożywały one po kolacji lub co najmniej 2 razy w tygodniu budziły się w nocy na małe co nieco. Kiedy zespół przez 6 lat śledził losy badanych, ustalono, że podjadcze stracili więcej zębów. Wynik pozostawał taki sam po uwzględnieniu innych potencjalnie istotnych czynników, takich jak wiek, palenie i spożycie cukrów. Dr Jennifer Lundgren podkreśla, że stomatolodzy powinni lepiej edukować pacjentów regularnie odwiedzających nocą lodówkę i zwiększyć intensywność badań przesiewowych. Specjaliści odradzają nocne spożywanie słodkich bądź kwasowych pokarmów i napojów, zalecają też, by na godzinę przed ostatnim myciem zębów pić tylko wodę.
- 5 odpowiedzi
-
- dr Jennifer Lundgren
- wydzielanie
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Analitycy nie wierzą, by przyczyną, dla której Google ma jakoby rezygnować z systemu Windows, są względy bezpieczeństwa. Wczoraj ukazały się nieoficjalne informacje o tym, że nowo przyjęci pracownicy Google'a będą mogli pracować tylko na maszynach z systemami Linux lub Mac OS X. The Financial Times, powołując się na anonimowych pracowników Google'a twierdzi, że decyzję podjęto w obawie o bezpieczeństwo firmy. Liczni analitycy zwracają jednak uwagę, że nie może być to prawdziwy motyw. Model 'security-by-obscurity' działa tylko w świecie badań akademickich - mówi John Pescatore z Gartnera. Chodzi tutaj o zapewnienie bezpieczeństwa poprzez korzystanie z mało popularnych rozwiązań. Przestępcy atakują przede wszystkim platformę Windows i piszą dla niej szkodliwy kod, gdyż jest ona najbardziej rozpowszechniona. Ale w przypadku Google'a, czy takich firm jak Oracle lub Cisco, model ten się nie sprawdzi, bo cyberprzestępcy atakują celowo te konkretne firmy - dodaje Pescatore. Jeśli przestępcy będą wiedzieli, że Google używa Maków, to zaatakują firmę za pomocą szkodliwego oprogramowania dla Maków - stwierdza. Analityk przyznaje, że w liczbach bezwzględnych na Windows pojawia się więcej luk zero-day, czyli takich, które są atakowane przed pojawieniem się łaty. Jednak jeśli popatrzymy na całkowity koszt użytkowania systemów, to na bezpieczeństwo platformy Mac OS X koncern nie wyda mniej niż na bezpieczeństwo Windows - mówi. Podobnego zdania jest Michael Gartenberg, analityk Altimeter Group. Mówienie o względach bezpieczeństwa to bzdura. Windows to dobre rozwiązanie dla firm z listy Fortune 500 - stwierdza. Dodaje przy tym: to ciekawa wymówka, ale moim zdaniem przyczyną jest rosnące napięcie pomiędzy Google'em a Microsoftem. Specjaliści zauważają, że Google posiada własną przeglądarkę, oprogramowanie biurowe i system operacyjny, więc należało się spodziewać tego, że w końcu porzuci konurencyjne oprogramowanie. Jednak Gartenberg zauważa tu dodatkowy element: Chrome OS jest na wczesnym etapie rozwoju i nie nadaje się do zastosowań produkcyjnych. Pozostają więc Linux i Mac. Ale, biorąc pod uwagę rosnące napięcie pomiędzy Google'em a Apple'em powstaje pytanie, jak długo Mac utrzyma się w Google'u. Założę się, że to nie system Apple'a pozostanie na desktopach Google'a - wtóruje mu Ezra Gottheil, specjalizujący się w analizie obu firm dla Technology Business Research. Jego zdaniem, nie chodzi tutaj tyle o system operacyjny, a o pakiet MS Office i google'owskie Docs. Ważną rzeczą jaką tracisz, gdy rezygnujesz z Windows, jest Excel - mówi Gottheil. Uważa on zatem, że porzucając Windows Google chce pokazać, że online'owe Docs, oferujące arkusze kalkulacyjne, są dobrą alterantywą dla pakietu biurowego Microsoftu. Podobnie było, gdy Scott McNeally objął władze w Sunie. Oświadczył, że ze względów bezpieczeństwa nikomu z pracowników nie pozwoli używać MS Office. W rzeczywistości jednak chodziło o wypromowanie OpenOffice - mówi Pescatore. Ani Google, ani Microsoft nie odniosły się do pogłosek o porzuceniu Windows przez wyszukiwarkowego giganta.
-
Zoolodzy od dawna dywagują, czy żyrafa umie pływać. Z jednej strony duże zwierzęta zazwyczaj bardzo dobrze sobie radzą w wodzie, z drugiej nikt nigdy nie widział pływającej żyrafy. Stąd pomysł, by sprawdzić, jak się sprawy mają, na modelu wirtualnej długoszyjej. Doktor Donald Henderson z Royal Tyrrell Museum of Palaeontology nawiązał współpracę z Darrenem Naishem z Uniwersytetu w Portsmouth, który zaangażował się wcześniej w dyskusję na ten temat w Internecie. Co ważne, Henderson miał już pewne doświadczenie, gdyż w ramach poprzednich eksperymentów stworzył cyfrowy model żyrafy i testował pływalność różnych komputerowo generowanych zwierząt. Wyniki najnowszego studium opublikowano w piśmie Journal of Theoretical Biology. Autorzy wielu poprzednich badań utrzymywali, że żyrafy nie umieją pływać i unikają wody jak ognia, nawet w sytuacji zagrożenia. My postanowiliśmy jednak rozprawić się z tą teorią we właściwie kontrolowanych eksperymentach – opowiada Naish. Wbrew pozorom opracowanie cyfrowej żyrafy wcale nie było takie proste. Nie chodziło bowiem o proste odtworzenie wyglądu. Należało wziąć pod uwagę masę ciała, rozmiary, kształty, pojemność płuc oraz położenie środka ciężkości. Wszystkie te dane wykorzystano następnie do wyliczenia dynamiki rotacji, pływalności oraz powierzchni ciała żyrafy i zwierzęcia kontrolnego – konia. Koniec końców okazało się, że dorosła żyrafa zyskuje pływalność przy głębokości wody wynoszącej 2,8 m. W płytszych zbiornikach Giraffa camelopardalis może po prostu brodzić. Twierdzenie, że żyrafy są kiepskimi brodzącymi lub że nie przekraczają rzek, jest nieprawdziwe i nie ma oczywistych przyczyn, dla których mogłyby one być bardziej podatne na utonięcie od innych zwierząt – podkreśla Henderson, który jednocześnie dodaje, że po osiągnięciu pływalności żyrafy mogą być niestabilne przez swą imponującą szyję, długie i ciężkie nogi oraz stosunkowo krótkie ciało. Wszystko wskazuje na to, że G. camelopardalis pływają bardzo charakterystycznie. Skoro długie przednie nogi ściągają je w dół, szyja musi być ułożona poziomo, w dodatku większa jej część znajduje się pod wodą. Wskutek tego zwierzę trzyma głowę nad powierzchnią pod wyjątkowo niewygodnym kątem. Pływając, konie poruszają się bardzo podobnie jak na lądzie i przypomina to kłusowanie. Chodząc, żyrafy poruszają szyją w górę i w dół w tym samym rytmie, co kończynami. W wodzie nie da się tego zrobić, co sugeruje, że choć w ich przypadku pływanie jest możliwe, to na pewno mistrzowsko to nie wygląda. Brytyjsko-kanadyjski zespół wyliczył też, że powierzchnia ciała żyrafy jest, głównie przez długie nogi, o 13% większa niż u konia, co wiąże się z wyższym oporem. Dodatkowym utrudnieniem jest również fakt, że u dużych zwierząt skurcze mięśni są wolniejsze, dlatego żyrafie trudniej machać nogami w takim tempie, by przesunąć się do przodu.
- 10 odpowiedzi
-
- Donald Henderson
- kształty
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Podczas kiedy technologia i inżynieria schodzą do coraz mniejszej skali, potrzebne są im coraz to nowe narzędzia i instrumenty, których działanie jest dla przeciętnego człowieka trudne nawet do wyobrażenia. A przecież wciąż na tym polu jesteśmy początkujący i nieporadni, niczym dziecko przesuwające po jednym klocku patykiem. Nowe instrumenty być może zmienią ten stan. Najnowsze technologie pozwalające na manipulację cząsteczkami to na przykład szczypce magnetyczne, szczypce optyczne (te pozwoliły niedawno na eksperyment, w którego wykonalność nie wierzył sam Albert Einstein), czy mikroskop sił atomowych. Pozwalają one na bardzie zaawansowane prace i badania, ale mają jeden minus - to wciąż jest ręczna i mozolna dłubanina po jednej cząsteczce. Bardzo spowalnia to prace, wydłuża oczekiwanie, zniechęca do bardziej zaawansowanych doświadczeń. Wesley Wong i Ken Halvorsen z Instytuti Rowlanda na Uniwersytecie Harvarda wynaleźli znacznie lepszy instrument. Nowy wynalazek wykorzystuje opracowaną przez nich technikę „wirowania pojedynczej cząsteczki" i oferuje drastyczną redukcję kosztów - w porównaniu do stosowanych dotychczas technik - i znacznie większą przepustowość. Pozwala na manipulację cząsteczkami DNA i białek na skalę masową. Wynalazek ten, nazwany Mikroskopem Siły Odśrodkowej (Centrifuge Force Microscope, CFM) wykorzystuje do manipulacji molekułami działanie siły odśrodkowej. Dzięki połączeniu mikroskopu i wirówki, można oddziaływać jednocześnie na wiele cząsteczek - objaśnia dr Wong - a zarazem w tym samym czasie obserwować ich ruch w nano- i mikroskali. Zminiaturyzowany mikroskop optyczny może bezpieczne wirować z wielką prędkością, z zachowaniem pełnej kontroli i wysokiej precyzji. Eksperymenty z jego udziałem pozwalają na jednoczesne spętanie nawet tysięcy cząstek i obserwowanie ich zachowania podczas generującego siłę odśrodkową wirowego ruchu próbki. Po latach nużącego badania każdej cząsteczko osobno mamy wreszcie lepszą metodę - ekscytuje się dr Halvorsen. - Zamiast powtarzać ten sam eksperyment tysiąc razy, możemy wykonać tysiąc eksperymentów za jednym zamachem. Relatywnie niski koszt, prostota nowej metody - powinny zdaniem autorów pomysłu przyciągnąć wielu badaczy, dla których barierą były finanse, czy konieczność posiadania wysokich kwalifikacji technicznych przy dotychczasowych metodach. Możliwość wykonywania badań na skalę masową to ich zdaniem rychły przełom w takich dziedzinach, jak badania podstawowe, czy nowoczesna medycyna.
-
- Ken Halvorsen
- Wesley Wong
- (i 4 więcej)
-
Dysleksja jest kojarzona z problemami dotyczącymi czytania, pisania oraz mowy. Kiedyś zasugerowano, że zaburzenie wiąże się z głębszym deficytem przetwarzania słuchowego, który nie ogranicza się wyłącznie do języka. Nie było na to wystarczających dowodów, teraz jednak zespół naukowców z Belgii, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii wykazał, że dorośli z dysleksją mają również problem z przetwarzaniem dźwięków niejęzykowych (Proceedings of the National Academy of Sciences). W dysleksji wzrokowo-przestrzennej ujawnia się tendencja do odwracania liter bądź cyfr oraz problemy z zapisywaniem symboli we właściwym porządku (złożeniem ich w spójną i sensowną całość). W dysleksji słuchowo-językowej zaburzeniu ulega odbiór, pamięć, systematyzowanie albo wyróżnianie bodźców słuchowych. Poza tym wyróżnia się dysleksję integracyjną, gdzie zaburzona jest koordynacja poszczególnych funkcji (wzrokowej, kinestetycznej, słuchowej, motorycznej i dotykowej) oraz typ mieszany. Dyskusja na temat przyczyn tego zaburzenia rozwojowego nie doprowadziła do ostatecznych rozstrzygnięć, a jednym z najważniejszych zagadnień etiologicznych pozostawało pytanie o możliwość istnienia ogólniejszych deficytów analizy słuchowej. By jakoś rozwiązać tę zagadkę, międzynarodowy zespół przeprowadził eksperyment, w którym wzięli udział dorośli z dysleksją słuchową. Zaprezentowano im precyzyjnie kontrolowane bodźce słuchowe. Badanym odtworzono nagrania spółgłosek i samogłosek w wersji językowej i w kontekście niezwiązanym z mową. W nagraniu dla spółgłosek w wersji językowej pojawiały się szybkie przejścia między sylabami "ba" i "da". W wersji niejęzykowej zmieniano wysokość poszczególnych głosek sylaby, np. zaczynano od wysokiego "b", a kończono niskim "a" lub na odwrót. Eksperyment powtórzono ze związanymi i niezwiązanymi z mową wersjami samogłosek "u" i "y". Okazało się, że osoby z dysleksją miały problemy z odróżnieniem od siebie spółgłosek, natomiast radziły sobie równie dobrze jak niedyslektycy z samogłoskami. Ludzie, u których nie zdiagnozowano dysleksji, mieli niewielki kłopot z rozróżnieniem niejęzykowych wersji spółgłosek, lecz dyslektycy wydawali się zapędzeni w kozi róg nawet przy niejęzykowych dźwiękach, które brzmiały jedynie lekko nienaturalnie. Wskazuje to na zaburzenie przetwarzania zmian w intonacji dźwięku, bez względu na jego źródło i znaczenie. Specjaliści uważają, że dyslektykom pomógłby trening spółgłoskowy skoncentrowany na przekształceniach wysokości dźwięku.
-
Zdaniem analityków, microsoftowa wyszukiwarka Bing radziła sobie dobrze w pierwszym roku swojego istnienia, a największą jej zaletą jest... wymuszenie innowacyjności na Google'u. Bing wystartował 28 maja 2009 roku i zastąpił mało popularne Microsoft Live Search. Dość szybko pozwolił Microsoftowi ustabilizować swoją pozycję na rynku wyszukiwarek i okazał się najpoważniejszym przeciwnikiem Google'a od lat. Oczywiście do pozycji Google'a mu jeszcze daleko, ale użytkownicy już odczuli pozytywne efekty jego pojawienia się. Bing miał dobry pierwszy rok. Nie mówię tutaj o świetnych wynikach, ale pozwolił Microsoftowi na odzyskanie wiarygodności na rynku wyszukiwarek. To duży krok naprzód - mówi Hadley Reynolds, analityk IDC. Konkurencja ze strony Binga bez wątpienia wpłynęła na tempo innowacji w Google'u. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy Google dokonał więcej widocznych zmian, niż w ciągu poprzednich kilku lat - dodał. Zdaniem specjalistów, zaostrzająca się konkurencja na rynku wyszukiwarek może bardzo szybko doprowadzić do całkowitej zmiany sposobów wyszukiwania. Jedną w ważniejszych innowacji jest wyszukiwanie w czasie rzeczywistym - w Google'u można znaleźć np. wpisy, które na Twitterze pojawiły się kilka sekund wcześniej. Wśród innowacji wprowadzonych przez firmę Page'a i Brina warto zauważyć Google Googles, wyszukiwarkę opartą na fotografiach czy lewy pasek ułatwiający doprecyzowanie zapytania. Z kolei Bing może pochwalić się usługą Bing Maps, która, zdaniem wielu specjalistów, jest lepsza od Google Maps. Rob Enderle z Enderle Group jest zdania, że Google uznaje Binga za poważnego przeciwnika, mimo, że ten ma niewielkie udziały w rynku. Co więcej, z najnowszych danych wynika, że w USA do Google'a kierowanych było w maju aż 71% wszystkich zapytań. To o 2 punkty procentowe więcej, niż w marcu. W tym samym czasie do Binga należało 9,43% rynku USA, czyli o 2 pp mniej niż w marcu. Menedżerowie Google'a traktują Binga poważnie chociaż, jak twierdzi Enderle, wyszukiwarce Microsoftu bardzo trudno będzie zdobywać kolejne segmenty rynku. Analityk mówi, że ludzie po prostu są przyzwyczajeni do Google'a i muszą mieć naprawdę dobry powód, by go porzucić. Dotychczas Bing nie dał im takiego powodu. Podobnego zdania jest Dan Olds z firmy Gabriel Consulting Broup, który zauważa, że najważniejszym problemem, z jakim musi się zmierzyć Microsoft jest fakt, iż Google stał się częścią internetowej kultury. Bing miał dobre wejście, co zwiększyło nadzieję na odebranie Google'owi większego fragmentu rynku. Jednak po początkowym entuzjazmie walka zamieniła się w wojnę pozycyjną z małymi stratami i zyskami po obu stronach. Wyniki Binga są niezłe, biorąc pod uwagę, że istnieje dopiero rok i takich można było się spodziewać w walce z tak dominującym i mądrym przeciwnikiem, jakim jest Google - mówi Olds. Analityk spodziewa się jednak, że wojna pozycyjna nie potrwa długo. Współpraca Yahoo! z Microsoftem stanowi bowiem dla Google'a zagrożenie, gdyż ma do czynienia z przeciwnikami o ugruntowanej pozycji rynkowej, którzy dysponują dużymi możliwościami inwestycyjnymi.
- 3 odpowiedzi
-
- Yahoo!
- wyszukiwarka
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Neutrina fascynują fizyków od czasu, kiedy były jeszcze teoretycznym pomysłem Wolfganga Pauliego, który zapostulował ich istnienie w 1930 roku. Praktyczne potwierdzenie ich istnienia w latach sześćdziesiątych nie zakończyło fascynacji - wciąż pozostawały mało uchwytne i tajemnicze. Zagadka, z jaką nauka mierzyła się w ostatnich latach, to tzw. oscylacja neutrin, czyli zamiana neutrina mionowego w neutrino taonowe. Zagadkę rozwiązała OPERA. Znikanie jednego rodzaju neutrin obserwowano już wielokrotnie, ale próby zarejestrowania oczekiwanego pojawienia się, jakie podejmowano przez ostatnie kilkanaście lat, spełzały na niczym. Fiaskiem zakończyły się między innymi eksperymenty CHORUS i NOMAD, przeprowadzanie w europejskim CERN. Dopiero później nowe teoretyczne badania dowiodły, że aparatura rejestrująca powinna znajdować w znacznie większej odległości od źródła. Stąd pomysł eksperymentu OPERA (Oscillation Project with Emulsion-tRacking Apparatus). Aparaturę reejstrującą umieszczono aż 730 kilometrów od synchrotronu CERN w Genewie, we włoskim Narodowym Laboratorium Gran Sasso (Laboratori Nazionali del Gran Sasso). W ciągu trzech milisekund wiązka neutrin przebywała tę odległość, biegnąc pod malowniczymi krajobrazami połowy Europy. Tak działo się od 2006 roku, kiedy zainaugurowano projekt. 31 maja tego roku odnotowano pierwszy sukces: zamianę neutrina mionowego w neutrino tau. Potwierdzenie słuszności koncepcji oscylacji neutrinowej uzupełnia obraz Modelu Standardowego, otwierając drzwi do nowych koncepcji w fizyce cząstek, kosmologii i astrofizyce. Eksperyment OPERA jest efektem współpracy zespołów naukowych z wielu krajów: Belgii, Chorwacji, Francji, Niemiec, Izraela, Włoch, Japonii, Korei, Rosji, Szwajcarii, Tunezji i Turcji.
-
Leczenie nowotworów to proces bardzo męczący dla pacjenta i bardzo wyniszczający organizm. Wśród typowych lekarskich zaleceń dla pacjentów z nowotworami jest zatem unikanie ćwiczeń i większej aktywności fizycznej. Kathryn Schmitz, członkini Abramson Cancer Center i wykładowca Epidemiologii i biostatystyki w Szkole Medycznej Uniwersytetu Pensylwanii, uważa to za poważny błąd i nakłania do zmiany tego podejścia. Przeprowadzone przez zespół dr Schmitz analizy dostępnych studiów wpływu aktywności fizycznej na chorych leczonych m. in. chemioterapią objęły pięć typów nowotworów: piersi, prostaty, jelit, hematologicznych i ginekologicznych, brano pod uwagę zarówno sam okres leczenia, jak i rekonwalescencji. W dwóch badanych obszarach: nowotworów jelit i ginekologicznych, wyniki były zbyt skąpe, żeby dać jednoznaczne sugestie, badania będą kontynuowane. Tym niemniej w trzech pozostałych obszarach wyniki dały jednoznaczną odpowiedź: regularne ćwiczenia fizyczne korzystnie wpływają na pacjenta zarówno podczas samego leczenia, jak i później, w procesie rekonwalescencji. Pora uświadomić lekarzom, że ćwiczenia nie są szkodliwe dla pacjentów z rakiem. Panuje wciąż przekonanie, że pacjenci powinni się oszczędzać podczas leczenia, ale przesłanie z naszych badań jest jednoznaczne: unikać bezczynności - mówi Schmitz. - Mamy wystarczającą ilość dowodów, że uprawianie ćwiczeń zarówno podczas, jak i po leczeniu chemioterapią jest bezpieczne i korzystne dla pacjentów, nawet dla tych po bardziej skomplikowanych procedurach, jak przeszczep szpiku kostnego. Jeśli chcemy dobra pacjenta, musimy systematycznie wdrożyć nowe wytyczne do codziennej praktyki. Ile można i należy ćwiczyć? Jak się okazuje, sugerowana ilość aktywności fizycznej dla chorych pozostaje taka sama, jak dla zdrowych: około 150 minut tygodniowo. Oczywiście należy uwzględnić konkretną chorobę podczas wyboru rodzaju i sposobu ćwiczeń, przykładowo osoby z pogorszoną odpornością raczej nie powinny ćwiczyć razem z innymi osobami. Poza tym nie ma żadnych ograniczeń: korzystne są zarówno - przykładowo - pływanie i joga, jak i trening na siłowni. Regularna aktywność fizyczna pomaga między innymi zachować prawidłową wagę ciała. Leczenie nowotworów często powoduje zaburzenia wagi. W zależności od typu choroby i jej leczenia pacjenci mogą przybierać na wadze - w przypadku nowotworów powiązanych z hormonami - albo tracić - zwykle w przypadku nowotworów przewodu pokarmowego. Ćwiczenie pomaga w obu tych przypadkach. Ćwiczenia fizyczne jednak nie tylko pomagają w zachowaniu wagi i sił, ale redukują wyraźnie redukują śmiertelność wśród wszystkich grup pacjentów, jak i zmniejszają ryzyko nawrotu raka piersi. Pod wpływem badań eksperci American College of Sports Medicine ustalili nowe narodowe wytyczne odnoście aktywności fizycznej podczas i po leczeniu chemioterapią.
-
- University of Pennsylvania
- Kathryn Schmitz
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Że na Marsie można znaleźć wodę, nawet w sporych ilościach, wiadomo już na pewno. Jednak przy średnich temperaturach od minus 55 stopni Celsjusza do maksymalnych plus dwudziestu i niskim ciśnieniu jest ona albo zamarznięta, albo od razu paruje. W takim razie czy kiedykolwiek była tam woda w stanie ciekłym? Naukowcy nie są zgodni co do tego, prezentując różne koncepcje, których z braku danych na razie nie można zweryfikować. Obrazy powierzchni Marsa pokazują krajobrazy, które można zaklasyfikować jako wyschnięte łożyska rzek, brzegi mórz i wydrążone przez wodę kaniony. Również skład chemiczny marsjańskiego gruntu wskazuje, że ciekła woda niegdyś była tam obecna. Ciekła woda - to być może życie, bo o to nam chodzi. Pytanie jednak, kiedy panowały odpowiednie warunki dla zachowania mórz i rzek i jakie one były, bo wielu naukowców uważa, że Mars był zawsze zimy, a woda tylko w postaci lodu. Spierali się o to między innymi Jim Kasting z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii i Brian Toon z Uniwersytetu Colorado. Być może Mars miał grubszą atmosferę 3,5 do 4 miliardów lat temu, jak szacują niektórzy. Być może marsjańska woda była słona - słona woda zamarza w niższej temperaturze niż słodka. Musiałaby być ona jednak dużo, dużo bardziej słona niż oceaniczna woda na Ziemi, znacznie bardziej, niż jest to prawdopodobne. Być może Mars był dawniej cieplejszy. Dla wielu nie jest to prawdopodobne, ponieważ Słońce było kiedyś mniej gorące, co prędzej sugeruje niższe temperatury w przeszłości. Źródłem ciepła mogła być atmosfera bogata w gazy cieplarniane, które utrzymywałyby ciepło, podobnie jak to jest na Wenus, na której średnia temperatura powierzchni to niemal pięćset stopni Celsjusza. Niestety, hipoteza ta ma jeden słaby punkt - gazy cieplarniane nie tylko zatrzymują ciepło w atmosferze, ale i nie pozwalają energii słonecznej do tej atmosfery dotrzeć. Te dwa zjawiska konkurują ze sobą, tworzą limit możliwości „cieplarnianej" atmosfery. Dlatego Jim Kasting i Brian Toon wątpią w taki scenariusz. Symulowano właściwości różnych cieplarnianych gazów - metanu, dwutlenku węgla, dwutlenku siarki, pary wodnej - ale żaden z nich nie byłby w stanie utrzymać wystarczająco wysokiej temperatury na powierzchni planety. Trzydziestoletnie badania nie przyniosły rozwiązania na tym polu. Ale czemu tu działa, a tam nie? Na Wenus czy nawet Ziemi gazy cieplarniane spełniają swoją rolę, ponieważ te planety otrzymują od Słońca znacznie więcej energii. Na niekorzyść Marsa działa również jego mniejsza masa: mniejsza grawitacja to wolniejszy spadek temperatury wraz z wysokością, na Ziemi wynosi on około dziesięciu kelwinów na kilometr, na Marsie dwa razy mniej. Brian Toon sugeruje raczej, że rzeźba powierzchni to nie skutek działania wody w ciepłej i wilgotnej atmosferze, lecz wynik regularnych uderzeń komet i asteroid. Bombardowanie takie mogłoby wypełnić atmosferę odparowaną skałą i lodem, które opadając w postaci długoletnich deszczy, uformowałyby kaniony i koryta rzek. Jim Kasting nie zgadza się z takim scenariuszem, wskazując przez porównanie kanionów marsjańskich i ziemskich, że do uformowania takich struktur potrzeba kilkunastu milionów lat i takich ilości wody, jakich nie da się uzyskać z bombardowania kometami. Niektóre z marsjańskich struktur ponadto zdecydowanie wskazują na powolne oddziaływanie meandrujących rzek, a nie nagłych i gwałtownych pływów. O rozstrzygnięcie tego sporu trudno między innymi z powodu braku danych na temat absolutnego wieku marsjańskich skał i struktur, a także braku danych o spoistości marsjańskiej gleby. Uzyskanie takich informacji możliwe byłoby dopiero po dokładnych badaniach laboratoryjnych, które nieprędko będą możliwe. Wiek marsjańskich struktur szacowany jest na podstawie liczenia widocznych kraterów meteorytowych i oceny częstotliwości ich upadków. Jedna strona zauważa, że powierzchnia Marsa to głównie twardy bazalt, trudny do „rzeźbienia", druga, że regularne uderzenia mogły go wystarczająco skruszyć. Również dotychczasowe dane na temat chemicznego składu marsjańskiej gleby nie korespondują z posiadanymi przez nas modelami oddziaływań między glebą, wodą a atmosferą. W jednym naukowcy są zgodni: przeszłość Marsa jest wciąż kompletną tajemnicą. Tym bardziej marzą o jej odkryciu, które zapewne wzbogaciłoby naszą wiedzę na temat procesów zachodzących na obcych planetach.
- 2 odpowiedzi
-
- Jim Kasting
- uderzenia komet
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W 1736 roku Karol Maria de La Condamine zaprezentował próbki gumy Francuskiej Akademii Nauk. W 1751 przedstawił publikację François Fresneau, w której ten opisywał właściwości nowego dla naszej cywilizacji materiału. Okazuje się jednak, że przedstawiciele kultury mezoamerykańskiej grali gumowymi piłkami już od 1600 r. p.n.e. Profesor Dorothy Hosler i Michael Tarkanian z Massachusetts Institute of Technology (MIT) przez ponad 10 lat studiowali mezoamerykańską gumę. Ustalili, że mieszkańcy tamtych rejonów świata byli nie tylko pionierami w dziedzinie polimerów, ale i łączyli różne składniki gumy pod kątem określonych zastosowań. Przed 3 mileniami z okładem z gumy produkowano wiele różnych obiektów, m.in. ozdoby, piłki oraz sandały. Słynne piłki miały średnicę od kilku do 30 centymetrów i ważyły tyle, co arbuz. Były naprawdę spektakularne, naprawdę duże – opowiada Hosler. Przed 11 laty Hosler, Tarkanian i ich była współpracownica Sandra Burkett ustalili, w jaki sposób starożytne cywilizacje, np. Majowie i Olmekowie, uzyskiwały gumę, mieszając sok mleczny z kastylki sprężystej (Castilla elastica) z sokiem wilca z gatunku Ipomoea alba. Akademicy z MIT-u zebrali w Meksyku próbki wydzielin, a następnie mieszali je w rozmaitych proporcjach w laboratorium i badali ich właściwości. Zachowane obiekty są w zbyt dużym stopniu nadgryzione zębem czasu, żeby dało się je testować. Okazało się, że proporcja 3:1 (trzy części soku kastylki na jedną wilca) zapewnia najtrwalszą gumę, która doskonale nadaje się na sandały. Co prawda żadne oryginalne się nie zachowały, ale wspominali o nich konkwistadorzy po inwazji z 1521 r. Pozostał też dowód językowy. Aztekowie posługiwali się bowiem wyrazem, który został utworzony z połączenia słów oznaczających gumę i sandały. Receptura pół na pół pozwalała uzyskać sprężystą gumę. To z niej wytwarzano piłki, które trafiały potem na widywane w całym regionie boiska w kształcie litery "I". Na różnych obszarach obowiązywały odmienne reguły. W jedynych wersjach zdobywano bramki, w innych posługiwano się rakietami. W najbardziej rozpowszechnionej dwa zespoły starały się utrzymać piłkę na boisku, co przypominało współczesną siatkówkę, tyle że bez siatki... Naukowcy uważają, że mecze miały charakter ceremonialny i kończyły się składaniem ofiar z ludzi. Czasami w ten sposób rozwiązywano spory graniczne. Piłki wytwarzano masowo, Hosler i Tarkanian szacują bowiem, że w zlokalizowanych poza miastami zakładach powstawało ich do 16 tys. rocznie. Potem dostarczano je do dużych aglomeracji, np. Chichén Itzá, uznając to za formę uiszczenia podatku.
-
- Mezoameryka
- piłka
- (i 9 więcej)
-
Partnerzy nieświadomie wyczuwają, i to dosłownie, bo posługując się nosem, szczęście, strach i pobudzenie seksualne swojej drugiej połówki. Dobra znajomość drugiego człowieka wzmaga wykrywanie emocjonalnych wskazówek ukrytych w zapachu – utrzymuje Denise Chen, psycholog z Rice University. Jej zespół badał 20 heteroseksualnych par, które mieszały ze sobą, będąc małżeństwem bądź nie, od roku do 7 lat. Amerykanie zbierali wkładki wchłaniające pot spod pachy ochotników, którzy oglądali nagrania wywołujące u nich szczęście, strach, podniecenie seksualne lub filmy o neutralnym wydźwięku. Następnie badani wąchali zawartość słoików z potem partnera lub obcej osoby płci przeciwnej. Próbowali wskazać pojemnik z wonią określonej emocji, np. zadowolenia. W jednym słoiku znajdował się pot zebrany podczas oglądania emocjonalnego wideo, a w drugim z sesji obojętnej. Okazało się, że ochotnicy wyczuwali woń specyficznej emocji w pocie partnera w 2/3 przypadków. Pary, które mieszkały ze sobą najdłużej, osiągały najlepsze wyniki. W przypadku obcych trafność wskazań spadała do ok. 50%. Nie zanotowano istotnych statystycznie różnic w zdolności do detekcji szczęścia, strachu lub pobudzenia seksualnego. Co ciekawe, choć ludzie umieli wychwycić zapach konkretnego uczucia, nie byli w stanie stwierdzić, czy próbka pochodziła od ich partnera czy partnerki.
-
Studio filmowe Warner Brothers zostało oskarżone o... kradzież technologii antypirackich. Szwajcarska firma Medient Patent Verwaltung zapowiedziała złożenie sądowego pozwu. Warner Bros otrzymało od Niemców próbną wersję oprogramowania w 2003 roku. Rok później zaczęła używać go na terenie Europy. Jak mówią przedstawiciele Medient, koncern nie miał do tego prawa. Miał tylko przyjrzeć się technologii i podjąć decyzję, co do jego zakupu. Tymczasem, bez informowania właściciela oprogramowania, zaczęto go używać. Na razie jednak pozwu nie złożono, a w wydanym oświadczeniu Medient powołuje się na niewłaściwy patent. Firma wspomina bowiem o patencie numer 7,187,633, który należy do Warner Bros. Niewątpliwie jednak w pozwie numer zostanie skorygowany i będzie odnosił się do właściwego patentu. Obecnie nie wiadomo, jakich kwot zażąda szwajcarska firma. Wiadomo, że będzie domagała się, by Warner Bros. zaprzestał wykorzystywania nienależącego doń patentu, do czasu wniesienia stosownym opłat. To nie pierwszy przypadek, gdy firmy zwalczające piratów same są podejrzane o używanie pirackiego oprogramowania.
- 4 odpowiedzi
-
- Medient Patent Verwaltung
- oprogramowanie
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kiedy stajemy się rozgniewani, wzrastają tętno, produkcja testosteronu oraz ciśnienie krwi, a spada stężenie hormonu stresu kortyzolu. Badacze z Uniwersytetu w Walencji wspominają też o tym, że lewa półkula mózgu staje się bardziej pobudzona (Hormones and Behavior). Wywołanie emocji prowadzi do głębokich zmian w autonomicznym układzie nerwowym, który kontroluje reakcję sercowo-naczyniową, a także układ endokrynny. Dodatkowo pojawiają się zmiany w aktywności mózgowej, zwłaszcza w płatach czołowym i skroniowym – opowiada Neus Herrero, główny autor studium. Naukowcy badali mózgowe zjawiska związane z gniewem na grupie 30 mężczyzn. Podczas eksperymentu posłużyli się zaadaptowaną do warunków hiszpańskich procedurą indukcji gniewu AI (od ang. Anger Induction). Składa się ona z 50 stwierdzeń sformułowanych w pierwszej osobie liczby pojedynczej, które dotyczą codziennych sytuacji prowokujących gniew. Przed i po próbie wywołania złości badanym mierzono puls i ciśnienie, stężenia testosteronu i kortyzolu, asymetryczną aktywację mózgu (wykorzystano tu technikę nazywaną słuchaniem dychotycznym, w ramach której do obojga uszu podaje się jednocześnie różne bodźce dźwiękowe), ogólny stan umysłu oraz subiektywne doświadczanie gniewu. Okazało się, że po zakończeniu procedury mężczyźni czuli się rozzłoszczeni, a swoje nastawienie opisywali jako bardziej negatywne. Zmianie ulegały też parametry psychobiologiczne: wzrastało tętno, ciśnienie krwi oraz poziom testosteronu, opadało jednak stężenie kortyzolu. Jeśli weźmiemy pod uwagę asymetryczną aktywność płatów czołowych podczas doświadczania różnych emocji, okaże się, że chcąc dopasować gniew do któregoś z dwóch obowiązujących modeli, trzeba się dobrze zastanowić. Pierwszy model emocjonalnej walencji (znaku emocji) sugeruje, że lewy płat czołowy jest związany z doświadczaniem pozytywnych emocji, a prawy ma więcej wspólnego z emocjami negatywnymi. Drugi model kierunku motywacji utrzymuje, że lewy płat czołowy bierze udział w doświadczaniu uczuć związanych z bliskością (czyli pozytywnych, np. szczęścia), a prawy odpowiada za emocje wywołujące wycofanie (negatywne, np. strach). Przypadek złości jest jedyny w swoim rodzaju, ponieważ doświadczamy jej jako czegoś negatywnego, ale często wywołuje ona motywację do zbliżania się. Podczas wywoływania złości obserwowaliśmy w ramach naszego studium wzrost przewagi prawego ucha, co wskazuje na silniejszą aktywację lewej półkuli i stanowi dowód popierający model kierunku motywacji – tłumaczy Herrero. Kiedy stajemy się zagniewani, asymetryczna reakcja mózgu jest mierzona motywacją do przybliżania się do bodźca, który wywołuje gniew, by go wyeliminować, a nie tym, że uznajemy ten bodziec za negatywny.
- 3 odpowiedzi
-
- testosteron
- kortyzol
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Globalfoundries zamierza w ciągu najbliższych kilku lat wydać 3 miliardy dolarów na zwiększenie swoich możliwości produkcyjnych. Doinwestowana zostanie Fab 1 w Dreźnie, Fab 8 w Nowym Jorku, a w Abu Zabi powstanie "zaawansowany klaster technologiczny". Globalfoundries chce, by w Dreźnie stanęły linie produkcyjne zdolne do tworzenia układów scalonych w technologiach 45, 40 i 28 nanometrów o wydajności 80 000 plastrów na miesiąc. W zakładzie tym ma powstać olbrzymi clean room o powierzchni ponad 10 000 metrów kwadratowych. Z kolei w Fab 8 ma pracować w technologiach 28, 22 i 20 nanometrów o wydajności 60 000 plastrów miesięcznie.
-
Od pewnego czasu głośno jest o samobójstwach wśród pracowników fabryki w Shenzen, należącej do firmy Hon Hai Precision Industry (Foxconn). Firma ta pracuje na zlecenie wielu przedsiębiorstw takich jak Microsoft, HP, Dell czy Sony, jednak do samobójstw dochodzi tylko i wyłącznie w fabryce produkującej urządzenia dla Apple'a. Jedna z teorii mówi, że seria samobójstw związana jest z faktem, iż pracownicy są ubezpieczeni, a w przypadku śmierci rodziny otrzymują odszkodowanie liczone w dziesiątkach tysięcy dolarów. Na taką kwotę zatrudnieni musieliby pracować przez wiele lat. Pojawiają się jednak informacje, że akurat w tej fabryce robotnicy są wyjątkowo źle traktowani, zatrudnia się tam nieletnich i nie płaci za nadgodziny. Apple postanowiło zaradzić tej sytuacji i... sfinansować 20-procentową podwyżkę płac w fabryce. Dla koncernu Jobsa oznacza to tylko nieznaczne zmniejszenie marginesu zysku. Na przykład koszt pracy przy produkcji iPada to obecnie jedynie 2,3% ceny urządzenia. Po podwyżce wzrośnie on do 3 procent. Być może inni klienci Foxconna, mimo, że w pracujących dla nich zakładach nie dochodzi do samobójstw, podążą w ślady Apple'a.
- 1 odpowiedź
-
- Hon Hai Precision
- samobójstwo
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Qualcomm rozpoczął dostawy pierwszej dwurdzeniowej platformy Snapdragon. MSM8260 i MSM8660 korzystają z dwóch 1,20-gigahercowych rdzeni i są przeznaczone dla wysokowydajnych smartfonów. Pierwsza z nich obsługuje standard HSPA+, a druga HSPA+ oraz CDMA2000. Układy korzystają też z silników przyspieszających obsługę grafiki 2D i 3D, dekodują wideo Full HD, mają zintegrowany modu GPS, wspierają 24-bitowe wyświetlacze o rozdzielczości 1280x800.
-
- Qualcomm
- Snapdragon
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ptaki żerujące w okolicach wybrzeża oceanu przenoszą metale ciężkie, np. rtęć i ołów, do ekosystemów arktycznych. Ptaki żywiące się różnymi pokarmami będą przekaźnikami odmiennych koktajli zanieczyszczeń metalicznych, które zostaną zawleczone z oceanu z powrotem do ekosystemów lądowych. Nie da się ukryć, że może to wpłynąć na pozostałe bytujące tu organizmy – opowiada Neal Michelutti z Queen's University. Biolodzy zbierali próbki osadów z dwóch sadzawek zlokalizowanych na małej wyspie w arktycznej części Kanady. Gniazdują tu dwa gatunki ptaków morskich: żywiące się głównie rybami rybitwy popielate (Sterna paradisaea) i gustujące przede wszystkim w mięczakach kaczki edredonowe (Somateria mollissima). Naukowcy badali osady pod kątem obecności metali i innych wskaźników aktywności ptaków. Odkryli znaczne różnice między próbkami, które można było przypisać diecie zwierząt. Tam, gdzie mieszkały rybitwy, występowały większe stężenia rtęci i kadmu, podczas gdy w okolicach zajętych przez edredony dominowały takie pierwiastki, jak ołów, mangan i glin. Wzorce zawartości metali w osadach odpowiadały profilom ustalonym w badaniu ptasich tkanek. Prof. John Smol uważa, że odkrycia te da się odnieść do innych lokalizacji. Wysoka Arktyka jest jednak doskonałym naturalnym laboratorium do prowadzenia takich badań, ponieważ brak tu miejscowego przemysłu. Obecność ptaków morskich na każdym kontynencie sugeruje, że podobne procesy działają wzdłuż linii brzegowych na całym świecie. [...] Obszary zwiększonego poziomu metali i innych zanieczyszczeń pojawiają się tam, gdzie aktywność biologiczna jest największa. Jules Blais z Uniwersytetu w Ottawie zaznacza, że nie wolno obwiniać ptaków o zanieczyszczenie sadzawek. One po prostu podtrzymują swoje naturalne zachowania i cykle życiowe i nieświadomie stają się nośnikiem zanieczyszczeń w coraz bardziej zindustrializowanym świecie.
- 3 odpowiedzi
-
Badacze z Uniwersytetu w Leeds, Durham University oraz GlaxoSmithKline (GSK) pracują nad ulepszeniem technologii drukowania tabletek na zamówienie. Wg nich, to sposób na bezpieczniejsze i szybciej działające leki. GSK opracowało metodę drukowania substancji czynnych leku na tabletkach. Obecnie proces można by jednak zastosować jedynie do 0,5% wszystkich medykamentów podawanych w formie pigułek. Naukowcy mają nadzieję, że dzięki najnowszemu projektowi odsetek ten wzrośnie do 40%. Niektóre substancje czynne można rozpuścić w cieczy, która się będzie potem zachowywać jak zwykły tusz [...]. Jeśli jednak pracujesz ze związkami nierozpuszczalnymi, cząsteczki leku pozostają zawieszone w cieczy, co nadaje preparatowi zupełnie inny charakter i stwarza problemy przy próbach wykorzystania podczas drukowania – wyjaśnia dr Nik Kapur z Leeds. Poza tym, dodaje akademik, w przypadku części tabletek, by uzyskać właściwą dawkę, potrzebne będą wyższe stężenia aktywnych czynników, co wpłynie na zachowanie cieczy. W dodatku kropla leku jest 20-krotnie większa od kropli tuszu w standardowym systemie drukarki atramentowej. Eksperci zespołu będą zatem musieli rozwiązać problem, ile kropelek powinno trafić na tabletkę i jak zwiększyć zawartość substancji czynnych w kropli. Nie obejdzie się też bez określenia właściwości i zachowania zawiesiny, kształtu i rozmiarów dyszy drukarki oraz sposobów pompowania zawiesiny przez urządzenie. Brytyjczycy sądzą, że drukowany lek powinien działać szybciej, ponieważ substancja czynna znajduje się na powierzchni i nie musi minąć pewien czas, potrzebny na rozłożenie osłonki w układzie pokarmowym i wchłonięcie do krwiobiegu. Co więcej, w przyszłości możliwe stanie się drukowanie wielu leków na jednej pigułce. Dla pacjentów z wieloma dolegliwościami lub leczonych kilkoma preparatami naraz oznacza to wymierne odciążenie żołądka i pamięci. Przy takim scenariuszu farmaceutycznym poprawi się także kontrola jakości. Skoro każda preformowana tabletka zawiera tyle samo substancji czynnej, można pominąć niektóre procedury kontrolne i medykament szybciej trafi do odbiorców. Pierwsze tabletki zaczęto przygotowywać w starożytnym Egipcie. Obecnie, mimo postępu technologicznego, zasadniczo niewiele się w tym procesie zmieniło: śladowe ilości substancji czynnych miesza się z wypełniaczami, które pozwalają nadać pigułce poręczny do połknięcia rozmiar (inaczej byłyby zbyt małe do zaaplikowania). Problem polega jednak na tym, by w każdej tabletce znalazła się odpowiednia dawka związku czynnego. W tym celu losowo sprawdza się jakąś część partii schodzącej z linii produkcyjnej.
- 5 odpowiedzi
-
- tabletki
- drukowanie
-
(i 9 więcej)
Oznaczone tagami: