Jump to content
Forum Kopalni Wiedzy

Search the Community

Showing results for tags 'epoka lodowcowa'.



More search options

  • Search By Tags

    Type tags separated by commas.
  • Search By Author

Content Type


Forums

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Find results in...

Find results that contain...


Date Created

  • Start

    End


Last Updated

  • Start

    End


Filter by number of...

Joined

  • Start

    End


Group


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Found 11 results

  1. Teren obecnej Polski nie opustoszał pod koniec ostatniej epoki lodowcowej ok. 9500 lat p.n.e. Był dalej zamieszkiwany przez łowców reniferów, którzy stopniowo przystosowali się do życia w coraz cieplejszym klimacie – wynika z analiz polskich naukowców opublikowanych w Journal of World Prehistory. W ciągu ostatniego miliona lat lodowiec kilkukrotnie zajmował dużą część obszaru Polski. Ostatni zniknął zupełnie z naszych obszarów ok. 13 tys. lat p.n.e. Z reguły swoim zasięgiem obejmował północną część kraju. Jego bliskość powodowała, że ludzie mogli przez większość pradziejów zamieszkiwać głównie południową część dzisiejszej Polski. Wraz z cofnięciem się lodowca na północ, na teren Skandynawii, obszary obecnej Polski stały się możliwe do zamieszkania dla większej liczby ludzi. Wcześniej zapuszczali się tam jedynie sezonowo łowcy reniferów – wędrowali za zwierzętami, które stanowiły podstawę ich egzystencji. Jednak wraz z wytopieniem się lodowca klimat zmienił się – temperatura znacznie wzrosła, a po kilku tysiącach lat od jego zniknięcia teren obecnej Polski porósł gęstymi lasami. Pojawiły się też liczne polodowcowe jeziora. Do tej pory naukowcy uważali, że zmiana ta spowodowała emigrację paleolitycznych łowców na północny–wschód – poza obszary Polski. Przez 150–300 lat od ok. 9500 lat p.n.e. nasze tereny miały być opuszczone przez ludzi. Dopiero potem na te obszary miała nadejść ludność z południa lub południowego zachodu Europy – opowiada PAP dr hab. Tomasz Płonka z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Z jego analiz, przeprowadzonych wspólnie z Michałem Szutą z tej samej uczelni i Dariuszem Bobakiem z Fundacji Rzeszowskiego Ośrodka Archeologicznego opublikowanych w prestiżowym periodyku Journal of World Prehistory, wynika jednak coś zupełnie innego. Okazuje się, że obszar dzisiejszej Polski nie został opuszczony – z naszych badań wynika, że był ciągle zasiedlony – podkreśla dr hab. Płonka. Taki wniosek udało się wyciągnąć na podstawie modelowania wykonanego w oparciu o statystykę bayesowską (nazwa pochodzi od XVIII–wiecznego matematyka Thomasa Bayesa). Metoda ta jest używana w zachodniej Europie, jednak polscy badacze przeszłości nadal rzadko po nią sięgają. Do tego modelu zespół dr. hab. Płonki wprowadził daty pozyskane w czasie analiz radioaktywnego izotopu węgla (C14) z kilkudziesięciu stanowisk archeologicznych z przełomu schyłkowego paleolitu i mezolitu. Samo wykonanie datowania metodą C14 nie jest jednak wystarczające – ma nadal sporo mankamentów i nie jest w pełni doskonałe. Naukowcy wskazują, że statystyka bayesowska umożliwia sprecyzowanie poprzednio ustalonej chronologii i urealniają wcześniej uzyskane dane. Można też badać zjawiska w skali mikro nawet sprzed wielu tysięcy lat, bo modelowanie to jest bardziej dokładne. Podobne modelowanie ten sam zespół archeologów wykonał dla Niziny Północnoniemieckiej w tym samym okresie. Uzyskał bardzo podobny obraz. Nie ma mowy o opuszczeniu tego terenu. W przeciwieństwie do obszaru Polski, gdzie stanowiska z okresu schyłkowego paleolitu i mezolitu następowały po sobie, na terenie Niemiec występowały one w tym samym okresie – opowiada naukowiec. Oznacza to jednak to samo, co dla terenu Polski: poszczególne grupy ludzi stopniowo przystosowały się do zmian środowiska naturalnego. Nic nie wskazuje na migracje – uważają autorzy artykułu. Archeolodzy znajdują ślady po życiu i działalności łowców schyłkowego paleolitu głównie w postaci krzemiennych narzędzi, które stosowali m.in. do polowania czy oprawiania zwierzyny. Część z nich odróżniała się zdecydowanie od tych, z których korzystali ludzie w okresie mezolitu. Widzimy jednak pewnie nawiązania i ciągłość w tradycji takich wyrobów, jak na przykład tzw. zbrojników, czyli niewielkich elementów krzemiennych, które montowano na strzałach – podkreśla dr hab. Płonka. To – w jego ocenie – uprawomocnia wnioski grupy badaczy płynące z analiz statystycznych: Łowcy nie opuścili naszych terenów, tylko po prostu przystosowali się do zmieniających się warunków klimatycznych. Potrzebowali odpowiednich narzędzi do polowania; teraz polowali nie na renifery tylko głównie na zwierzęta mieszkające w lasach – wskazuje. Dodaje, że ciągłość widać również w elementach sztuki – zdobieniach części odkrywanych przedmiotów, zwłaszcza na przełomie tych dwóch okresów. « powrót do artykułu
  2. Ujawniono, że skamieniałości z 2 jaskiń na południowym zachodzie Chin reprezentują nieznanych dotąd ludzi z epoki kamienia. Stanowili oni niezwykłe połączenie archaicznych i współczesnych cech anatomicznych. Ponieważ zgodnie z wynikami datowania wiek szczątków wynosi 11,5-14,5 tys. lat (w okresie tym powstawały najwcześniejsze kultury rolnicze Państwa Środka), oznacza to, że ludzie z Jaskini Jeleni mogli dzielić habitat ze współcześnie wyglądającymi ludźmi. Pracami australijsko-chińskiego zespołu naukowców kierowali prof. Darren Curnoe z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii i Ji Xueping z Junnańskiego Instytutu Zabytków Kultury i Archeologii. Ze względu na niezwykłą mozaikę cech przy klasyfikowaniu skamieniałości zachowano szczególną ostrożność. Mogą one należeć do nieznanego wcześniej gatunku, który przetrwał do samego końca epoki lodowcowej 11 tys. lat temu. Alternatywnie [ludzie z Jaskini Jeleni] mogą reprezentować bardzo wczesną i nieznaną falę migracji z Afryki, populację, która nie miała swojego wkładu genetycznego do tego, jacy ludzie są obecnie. W 1989 r. w Jaskini Jeleni (Maludong) w pobliżu Mengzi chińscy archeolodzy znaleźli pozostałości co najmniej 3 osób. Nie badano ich aż do 2008 r. W 1979 r. w innej jaskini koło Longlin chiński geolog odkrył 4. częściowo zachowany szkielet. Do 2009 r., gdy międzynarodowy zespół usunął i zrekonstruował skamieniałość, tkwił on w bloku skalnym. Czaszki i zęby z Maludong i Longlin są do siebie bardzo podobne. I tu, i tu rzuca się w oczy niezwykła "mieszanka" archaicznych i współczesnych cech anatomicznych. Pojawiają się też cechy stanowiące dla specjalistów całkowite novum. Badanie ewolucji człowieka w Azji utrudnia brak skamieniałości i problemy z określeniem wieku tych, na które natrafiono. Dotąd w lądowej Azji Wschodniej nie znaleziono żadnych skamieniałości młodszych niż 100 tys. lat, które przypominałyby gatunek inny niż nasz (Homo sapiens). Sugerowało to, że gdy pojawił się tu człowiek współczesny, w rejonie nie było żadnych "ewolucyjnych kuzynów". W świetle ostatnich odkryć wydaje się jednak, że to nieprawda.
  3. Dotychczas sądzono, że podczas ostatniego zlodowacenia wyginęły wszystkie skandynawskie lasy, a obecna roślinność to potomkowie drzew, które po ustąpieniu lodu stopniowo migrowały z południa. Grupa naukowców z Danii Szwecji dowiodła, że część lasów przetrwała przez tysiące lat zlodowacenia, a po jego ustąpieniu zwiększyły swój zasięg. Uczeni z Uniwersytetów w Kopenhadze, Uppsali i Tromso University Museum twierdzą, że różne gatunki, przede wszystkim świerki i sosny, zachowały się w wolnych od lodu enklawach i rosły tam przez tysiąclecia. Nasze badania wykazały, że nie wszystkie skandynawskie iglaste mają tych samych, pochodzących z nieodległych czasów, przodków. Znaleźliśmy świerki i sosny, których przodkowie przetrwali zlodowacenie w niewielkich wolnych od lodu enklawach. Drzewa rosły w nich przez tysiące lat, a po ustąpieniu zlodowacenia rozprzestrzeniły się. Z kolei inne świerki i sosny pochodzą z wolnych od zlodowacenia obszarów południowej i wschodniej Europy. Możemy zatem mówić o ‚oryginalnych’ oraz o ‚wprowadzonych’ w sposób naturalny gatunkach drzew iglastych rosnących na terenie Skandynawii - mówi profesor Eske Willerslev. Odkrycia udało się dokonać dzięki analizie DNA współcześnie rosnących drzew oraz resztek roślinności z osadów. Jednym z takich wolnych od lodu azyli okazała się wyspa Andoya w południowo-wschodniej Norwegii. Innym jest Trøndelag w centralnej Norwegii. Naukowcy spekulują, że drzewa mogły przetrwać na nunatakach, czyli szczytach wzgórz wznoszących się ponad powierzchnią lądolodu.
  4. Ostatnie zlodowacenie zakończyło się na Ziemi około 11 000 lat temu i, zgodnie z obowiązującymi modelami astronomicznymi, za około 1500 lat powinien rozpocząć się następny okres lodowacenia. Jednak, jak pokazują badania, poziom dwutlenku węgla w atmosferze jest tak duży, że kolejne zlodowacenie może zostać przesunięte w czasie o dziesiątki tysięcy lat. Z artykułu opublikowanego w Nature Geoscience dowiadujemy się, że gdyby poziom CO2 był niższy niż obecnie, w przyszłym tysiącleciu mogłoby nastąpić zlodowacenie. Naukowcy z University College London, University of Cambridge i University of Florida twierdzą, że badając zmiany stosunku temperatur pomiędzy Grenlandią a Antarktydą odkryli ślady, które mogą wskazywać, kiedy nastąpi kolejna epoka lodowcowa. Aby potwierdzić swoje przypuszczenia porównali znalezione przez siebie czynniki z interglacjałem podobnym do naszego. Przed 780 000 lat okres pomiędzy zlodowaceniami charakteryzował się podobnym poziomem radiacji słonecznej. Porównanie wykazało, że uczeni mają rację i w normalnych warunkach w przyszłym tysiącleciu mogłoby zacząć się zlodowacenie. Zlodowacenia i interglacjały związane są ze zmianami orbity Ziemi, co wpływa na nasłonecznienie naszej planety na różnych szerokościach geograficznych. Rozrastające się czapy lodowe na biegunach powodują zmiany cyrkulacji wód i dochodzi do zlodowacenia. Tajemnica epok lodowcowych, które są dominującymi zmianami klimatycznymi na przestrzeni ostatnich kilku milionów lat polega na tym, że o ile potrafimy zidentyfikować poszczególne składniki tych zmian, to nie rozumiemy, jak wpływają one na siebie nawzajem i jaki wpływ mają drobne zmiany w poszczególnych składnikach - mówi doktor Luke Skinner. Stopień nasłonecznienia odgrywa olbrzymią rolę, jednak, jak wykazały obecne badania, jego wpływ jest determinowany przez inne czynniki. Naukowcy z Wielkiej Brytanii i USA zdobyli dowody wskazujące, że koncentracja dwutlenku węgla wpływa na to, w jakim stopniu nasłonecznienie planety będzie przyczyniało się do wystąpienia zlodowacenia. Przez ostatnie 8000 lat, gdy zaczęły rozkwitać ludzkie cywilizacje, poziom CO2 w atmosferze przestał się zmniejszać i powoli zaczęło go przybywać, a wraz z rewolucją przemysłową jego poziom w atmosferze zaczął gwałtownie rosnąć. Chociaż wpływ człowieka na poziom CO2 w czasach preindustrialnych jest wciąż tematem dyskusji, to nasze prace pokazują, że zmiany w nasłonecznieniu nie zniwelują efektu cieplarnianego spowodowanego przez człowieka - dodaje Skinner. Profesor geologii Jim Channel z University of Florida zwraca uwagę, że pokrywa lodowa w zachodniej Antarktyce już została zdestabilizowana przez ocieplenie i jeśli się stopi, wpłynie znacząco na poziom oceanów. Jego zdaniem stopieniu mogłoby zapobiec tylko globalne ochłodzenie. Jednak problem w tym, że poprzez spalanie paliw kopalnych dodaliśmy sporo dwutlenku węgla do atmosfery. Efekt chłodzący zostanie przezeń zniwelowany, stwierdził uczony. Przypomina przy tym, że z rdzeni lodowych wiemy, że przez ostatni milion lat koncentracja dwutlenku węgla w atmosferze nigdy nie przekroczyła 280 części na milion. Obecnie jest go 390 ppm - mówi Channell. Gwałtowny wzrost jest notowany od 150 lat. Przesunięcie w czasie nadejścia epoki lodowcowej wydaje się zjawiskiem korzystnym, jednak naukowcy nie chcą się wypowiadać na ten temat. Channell zauważa, że od milionów lat nie było tak dużej koncentracji węgla w atmosferze, w związku z tym nie sposób przewidzieć, jaki będzie to miało wpływ na klimat na Ziemi.
  5. Pierwsze znane ślady pobytu neandertalczyków w Brytanii datowane są na czas przed ostatnią epoką lodowcową. Później jednak, 200 tysięcy lat wstecz, musieli się stamtąd wycofać, przegonieni przez zmianę klimatu. Po ociepleniu, które miało miejsce 130-110 tysięcy lat temu nie mogli tam wrócić, ponieważ podniósł się poziom mórz i - podobnie jak obecnie - kanał La Manche był nie do przebycia. Jak uważano, neandertalczycy ponownie pojawili się w Brytanii dopiero około 60 tysięcy lat temu. Niedawne odkrycie dowodzi, że wrócili tam znacznie wcześniej. Podczas standardowych badań archeologicznych w miejscu planowanego skrzyżowania w Dartford, w hrabstwie Kent, znaleziono krzemienne narzędzia ręczne. Badania finansowane przez Agencję Autostrad, wykonane przez dra Francisa Wenban-Smitha z Uniwersytetu w Oxfordzie przyniosły niespodziewane wyniki. Na początku znaleziono znaczne ilości artefaktów z epoki brązu i z czasów rzymskich, ale głębiej położone warstwy zawierały znacznie starsze znaleziska. Datowanie na podstawie osadów dało wynik 100 tysięcy lat. Do tej pory uważano, że w tym okresie Brytania była niezamieszkała. Nie wierzyłem własnym oczom po ujrzeniu wyników datowania. Wiedzieliśmy, że neandertalczycy w tym czasie zamieszkiwali północną Francję - mówi dr Francis. - Nowe znaleziska dowodzą jednak, że musieli oni przekroczyć kanał La Manche jak tylko obniżył się poziom mórz i dotrzeć pieszo aż do Kentu. Ostatnie zlodowacenie miało miejsce pomiędzy 110 tysięcy, a 10 tysięcy lat temu. Jakim więc sposobem w tym czasie znaleźli się tam ludzie? Epoka lodowcowa nie była jednostajna, przerywały ją okresy cieplejszego klimatu. Właśnie w takich okresach neandertalczycy mogli docierać do Brytanii, ale czy właśnie tak było - nie wiadomo. Być może na ten teren wabiły ich widoczne z terenu obecnej Francji urwiska bogate w krzemień, albo bogate źródło pożywienia: stada mamutów, nosorożców, koni i jeleni. Musieli mieć jednak niełatwo: nie posiadali schronień: domów ani nawet jaskiń; musieli zatem posiadać inne strategie pozwalające im na przetrwanie w nieprzyjaznym klimacie: gromadzenie zapasów na zimę, intensywne wykorzystywanie ognia. Trwają badania mające na celu znalezienie większej ilości śladów po kolonizacji z tego okresu. Archeolodzy z zespołu dra Wenban-Smitha chcą potwierdzić datowanie, określić liczebność neandertalskich osadników i czas, jaki zamieszkiwali ziemie Kentu.
  6. Naukowcy znaleźli możliwe źródło dwutlenku węgla, którego pojawienie się w atmosferze miało zakończyć ostatnią epokę lodowcową. To jednocześnie pierwszy twardy dowód, że olbrzymie ilości CO2 były zamknięte pod powierzchnią oceanów. Zespół doktora Luke'a Skinnera z University of Cambridge badał osady z dna oceanu pomiędzy Antarktydą a południem Afryki. Sprawdzano poziom węgla C14 w pancerzykach skamieniłych otwornic i porównywano go ze zmianami CO2 w atmosferze oraz z temperaturą na Ziemi. Pozwoliło to stwierdzić, jak długo CO2 był zatrzymany w oceanie. Nasze badania pokazują, że podczas ostatniej epoki lodowcowej, około 20 000 lat temu, dwutlenek węgla krążący głęboko w okolicach Antarktydy, był uwięziony znacznie dłużej, niż ma to miejsce dzisiaj. Jeśli podobne zjawisko zachodziło w innych częściach oceanu, może ono wyjaśnić, w jaki sposób cyrkulacja wody przyczyniła się do uwięzienia w oceanie dużych ilości węgla podczas epoki lodowcowej - mówi doktor Skinner. Zgodnie z nieuznawaną oficjalnie teorią Milankovicia, kolejne epoki lodowcowe powodowane były zmianami orbity ziemskiej w stosunku do Słońca. Pewne dane wskazują, że Milanković miał częściowo rację. Brytyjscy naukowcy uważają, że zmiany orbity mogły zadziałać jak rodzaj rozrusznika, którego efekt został wielokrotnie wzmocniony przez uwięzienie węgla w oceanach. Cyrkulacja pomiędzy Antarktydą a południem Afryki może prowadzić do wypychania wód z głębin ku powierzchni. Wraz z nimi do atmosfery wydostawały się olbrzymie ilości CO2, co w efekcie zakończyło ostatnią epokę lodowcową. Uczeni oceniają, że wielkość "wycieku" dwutlenku węgla z oceanu mogła być podobna do całkowitej emisji tego gazu od początku rewolucji przemysłowej. Jeśli teoria Skinnera i jego zespołu jest prawdziwa, to powinniśmy znaleźć dowody na olbrzymie transfery dwutlenku węgla z oceanów do atmosfery przy końcu każdej epoki lodowcowej. Jak zauważył naukowiec, odkrycie to stawia także pod znakiem zapytania sens sekwestracji dwutlenku węgla pod dnem oceanów. Ma to być metoda na zmniejszenie jego ilości w atmosferze. Jednak wszystko wskazuje na to, że CO2 i tak po jakimś czasie do atmosfery powróci.
  7. Jak twierdzi zespół Williama Pattersona z University of Saskatchewan, scenariusz filmu "Pojutrze", w którym w ciągu kilku tygodni rozpoczęła się epoka lodowcowa, wcale nie jest nieprawdopodobny. Dotychczas sądzono, że takie procesy zachodzą dziesiątki lat. Przed 12 800 laty na półkuli północnej rozpoczęła się mini-epoka lodowcowa, która trwała około 1300 lat i znana jest pod nazwą młodszy dryas. Zapoczątkował ją gwałtowny wypływ wody z polodowcowego jeziora Agassiz w Ameryce Północnej. Olbrzymie masy zimnej wody wlały się do Północnego Atlantyku. Doszło do ochłodzenia części oceanu i zatrzymania cyrkulacji wody, która niesiona z południa ogrzewa północną półkulę. Do niedawna uważano, że cały proces, który zapoczątkował młodszy dryas trwał co najmniej dziesięć lat. Tymczasem Patterson i jego zespół twierdzą, że wystarczyło kilka miesięcy, a na pewno nie więcej niż rok, by nadeszła mini-epoka lodowcowa. Kanadyjczycy stworzyli najbardziej szczegółową bazę danych dotyczącą tamtych wydarzeń. Dokonali tego dzięki pobraniu rdzenia z dna irlandzkiego jeziora Lough Monreach. Rdzeń został następnie pocięty na plasterki o grubości 0,5 milimetrów, z których każdy reprezentował 1-3 miesięcy. Izotopy węgla wskazują, jak bujne było życie w jeziorze, a izotopy tlenu przekazują informacje o temperaturze i opadach. Badania pokazały, że na początku młodszego dryas w ciągu kilku lat temperatura wody znacznie spadła, a życie w jeziorze zamarło. Oznacza to, że w bardzo krótkim czasie zmieniły się warunki klimatyczne wokół jeziora. Z kolei próbki z końca młodszego dryas wskazują, że powrót jeziora do poprzednich warunków trwał przez około 200 lat. Patterson mówi, że gwałtowne nadejście kolejnej epoki lodowcowej nie jest wykluczone. Jeśli dojdzie do gwałtownego stopienia się Grenlandii, będzie to miało katastrofalne skutki - stwierdza uczony.
  8. Czy to możliwe, że wielkie mamuty żyjące niegdyś na terenie dzisiejszej Alaski wyginęły zaledwie 7500 lat temu? Zdaniem prof. Eske Willersleva z Uniwersytetu w Kopenhadze, jest to co najmniej prawdopodobne. W przedstawionej przez niego hipotezie najciekawsze jest jednak to, że do jej wysnucia... nie wykorzystano ani jednej skamieliny tych ogromnych ssaków. Jak to możliwe, że tak odważną hipotezę postawiono bez badań nad "klasycznymi" szczątkami, takimi jak kości czy skóra? Było to możliwe dzięki zastosowaniu zupełnie nowej metody testów. Zamiast oceniać wiek odnalezionych tkanek, prof. Willerslev pobierał z ziemi próbki gleby i ustalał ich wiek, a następnie poszukiwał w nich cząsteczek DNA pochodzącego od mamutów. Podczas gdy pojedyncze zwierzę zostawia po sobie tylko pojedyncze zwłoki, dopóki jest żywe pozostawia ono znaczne ilości DNA w moczu i odchodach. Właśnie ślady tego DNA odkryliśmy w glebie, tłumaczy badacz. Nowa metoda poszukiwań uwolniła więc naukowca od poszukiwania dostrzegalnych gołym okiem fragmentów ciał mamutów. Aby zwiększyć prawdopodobieństwo odkrycia dobrze zachowanego DNA, zespół prof. Willersleva przeprowadził swoje badania na terenie alaskańskiej wiecznej zmarzliny. Na podstawie zebranych informacji można śmiało stwierdzić, że było to słuszne posunięcie, gdyż udało się dzięki niemu odkryć fragmenty mamuciego DNA w warstwie ziemi datowanej na okres pomiędzy 10500 i 7500 lat temu. Jeśli wierzyć danym uzyskanym przez badacza z Kopenhagi, oznaczają one, że mamuty mogły przetrwać na terenie dzisiejszych Stanów Zjednoczonych nawet o 2600, a być może nawet o 5600 lat dłużej, niż dotychczas sądzono. Nie wiadomo jedynie, jak wielu badaczy przekona się do nowej metody - niewykluczone, że wielu z nich nie uwierzy w jej wyniki, dopóki nie zostaną odkryte pierwsze dobrze zachowane szczątki zwierząt.
  9. Na terenie południowego Omanu (na Półwyspie Arabskim) odnaleziono najstarsze znane pozostałości zwierząt na Ziemi. Odkryte szczątki mają aż 635 milionów lat. Znalezisko jest owocem pracy międzynarodowego zespołu prowadzonego przez badaczy z Uniwersytetu Kalifornijskiego oraz MIT. Odnaleziono je w skałach osadowych datowanych na koniec pierwszej udokumentowanej epoki lodowcowej, datowanej na 850-630 mln lat temu. Do odkrycia doszło dzięki wykryciu niespodziewanie wysokiego stężenia sterydów. Związki tego typu są wytwarzane wyłącznie przez organizmy żywe, co wyraźnie sugeruje, że zostały one wytworzone przez prymitywne zwierzęta należące do gąbek - najprostszych wielokomórkowych form życia na Ziemi. Zdaniem badaczy odnalezione szczątki są dowodem na to, że pierwsze organizmy wielokomórkowe pojawiły się na Błękitnej Planecie aż 100 milionów lat przed tzw. eksplozją kambryjską, uznawaną za przełomowy moment w przebiegu ewolucji. To właśnie wtedy (tak przynajmniej uważano dotychczas) doszło do gwałtownego wzrostu tempa powstawania gatunków, szczególnie tych wielokomórkowych. Zebrane informacje są niezwykle istotne dla badań nad rekonstrukcją pradawnych ziemskich ekosystemów. Po raz pierwszy uzyskano także jednoznaczny dowód na występowanie znacznych ilości tlenu rozpuszczonego w wodzie w tak odległej epoce. Dostępność życiodajnego gazu, wraz z powolnym ustępowaniem epoki lodowcowej, gwałtowne przyśpieszenie ewolucji i zwiększenie liczebności gatunków zamieszkujących Ziemię. Kolejne badania międzynarodowego zespołu mają ustalić, jakie warunki środowiskowe towarzyszyły rozwojowi najprymitywniejszych wielokomórkowych form życia. Pomoże to w ustaleniu przebiegu ewolucji prostych organizmów, a także zwiększy zakres naszej wiedzy w dziedzinie ochrony wrażliwych ekosystemów morskich.
  10. Ian Gilligan z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego podważył tradycyjne teorie na temat początków rolnictwa (Bulletin of the Indo-Pacific Prehistory Association). Twierdzi, że ludzie zaczęli uprawiać rośliny nie dla jedzenia, ale żeby uzyskać włókna do produkcji ubrań. W ten sposób wyjaśnia, dlaczego rdzenni mieszkańcy Australii aborygeni nigdy nie siali ani nie zbierali plonów. Nie potrzebowali ubrań, więc nie hodowali np. lnu czy bawełny... Antropolog uważa, że przypisywanie zwrotu ludzkości w kierunku rolnictwa poszukiwaniu nowych źródeł pożywienia nie ma sensu z kilku powodów. Nie tłumaczy np., dlaczego niektóre ludy zaczęły uprawiać rolę i hodować zwierzęta dopiero 10 tys. lat temu. Wg Australijczyka, lepszym wyjaśnieniem niż zapełnianie pustego żołądka jest klimat (i jego zmiany). W czasie ostatniego zlodowacenie na półkuli północnej było o 12-15ºC chłodniej niż obecnie. Dlatego zarówno zbieracze, jak i myśliwi musieli zadbać o odpowiednią wielowarstwową garderobę. Najlepsze do tego celu okazały się zwierzęce skóry i futra. Kiedy jednak mróz zelżał, ludzie poszukiwali cieńszej i bardziej przewiewnej odzieży. Nastała więc era włókien roślinnych (lnu, bawełny i konopi) oraz wełny z owiec i kóz. Jednocześnie ubiór zmienił swoje funkcje. Przestał zapewniać li tylko ochronę przed chłodem, a stał się raczej formą ozdoby i manifestowania tożsamości. Gilligan podkreśla, że w Australii, a nawet na Tasmanii, nigdy nie było na tyle zimno, by aborygeni musieli nosić kilka warstw ubrań. W najsurowszym klimacie było tylko o 6-8ºC chłodniej niż we współczesnych czasach. Dlatego ludzie chodzili nago, a jeśli już coś na siebie wkładali, było to coś cienkiego, jak np. wykorzystywana podczas ostatniej epoki lodowcowej narzutka na ramiona z futra walabii. Poza tym dekoracje malowano bezpośrednio na skórze. Australijczyk sądzi, że polowanie i zbieractwo były o wiele skuteczniejszymi, pewniejszymi i elastycznymi formami zdobywania pożywienia niż uprawa roli. Aborygeni nie musieli się nigdy martwić, skąd wezmą następny posiłek i mieli o wiele więcej wolnego czasu od pierwszych rolników.
  11. Dwóch włoskich i jeden polski naukowiec zrewolucjonizowało poglądy na ostatnią epokę lodowcową. A wszystko przez małego błękitnego motyla Parnassius mnemosyne... Valerio Sbordoni i Paolo Gratton z Rome Tor Vergata University oraz Maciej Konopiński z Polskiej Akademii Nauk odkryli ślady jego mitochondrialnego DNA na obszarze od Europy Zachodniej po Daleki Wschód, co oznacza, że wśród śniegów plejstocenu zachowały się całkiem spore wyspy roślinności. Pozostałości po owadach znajdowały się poza sprecyzowanym wcześniej przez naukowców zasięgiem ich występowania. Trzech biologów sporządziło nową mapę obszarów zielonych ostatniego zlodowacenia (zakończyło się ono 10 tys. lat temu, a rozpoczęło 200 tys. lat p.n.e.). Motyl miewa się dobrze tylko w wilgotnych habitatach leśnych – powiedział Sbordoni na międzynarodowej konferencji biologii motyli. Łaty leśne przeżyły uderzenie zimna i występowały jeszcze ok. 150 tys. lat temu. Istniały oazy, w których niepylak mnemozyna (Parnassius mnemosyne) rozkwitał, zwłaszcza w Karpatach i w rejonie starożytnej Pannonii. To jeden z rzadkich przypadków tak szerokiego zakresu występowania gatunku motyla. Pannonia (Panonia) była w starożytności prowincją rzymską. Jej granice wytyczały widły Dunaju i Sawy. Obecnie są to rejony zachodnich Węgier, wschodniej Austrii, Słowenii, Chorwacji, a także Czarnogóry i Serbii. Analizując mitochondrialne DNA, które dziedziczy się tylko po matce, można cofać się w czasie aż do momentu natrafienia na wspólnego przodka badanej rodziny motyli.
×
×
  • Create New...