Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37670
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    250

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. By móc normalnie działać, komórka musi podtrzymywać odpowiednie pH. Dotąd naukowcy nie wiedzieli, za pomocą jakich mechanizmów odbywa się monitorowanie kwasowości/zasadowości, teraz okazuje się, że odpowiada za to wbudowany w błonę komórkową kwas tłuszczowy – kwas fosfatydowy. Naukowcy wiedzieli, że w pewnych okolicznościach określone białka są w stanie wykrywać zmiany pH. Odkryliśmy jednak, że w rzeczywistości to jeden z fosfolipidów, występujący we wszystkich komórkach kwas fosfatydowy, odpowiada za detekcję pH. Posługując się modelem drożdży piwnych, stwierdziliśmy, że w sytuacji pozbawienia składników odżywczych doszło do spadku komórkowego pH, a w konsekwencji do zmiany stanu chemicznego kwasu fosfatydowego. To z kolei zmieniło ekspresję genów oraz metabolizm komórki – wyjaśnia dr Chris Loewen z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej. Opisywane odkrycia mają duże znaczenie dla zrozumienia ludzkiego metabolizmu i patogenezy różnych chorób, ponieważ budowa i działanie lipidów są bardzo podobne u wszystkich organizmów. W przyszłości trzeba będzie stwierdzić, jak ma się ono do dwóch dziedzin: 1) rozrastania guza (w procesie tym ważną rolę odgrywają bowiem zarówno kwas fosfatydowy, jak i pH) oraz 2) pracy mózgu (ponieważ neurony dynamicznie zmieniają komórkowy odczyn, co wskazuje, że również dysponują czujnikiem pH). Ze szczegółowymi wynikami badań można się zapoznać na łamach pisma Science.
  2. Ludzie z insulinoopornością i cukrzycą typu 2. są bardziej narażeni na tworzenie się w mózgu złogów z beta-amyloidu. To one wywołują uszkodzenia tkanki mózgu charakterystyczne dla choroby Alzheimera (występują pozakomórkowo w neuropilu i w ścianach naczyń). Cukrzyca typu 2. i choroba Alzheimera są dwiema narastającymi alarmująco epidemiami ogólnoświatowymi. Biorąc pod uwagę rosnący wskaźnik otyłości oraz fakt, że otyłość ma związek z nasileniem częstości występowania cukrzycy typu 2., wyniki są bardzo interesujące – przekonuje dr Kensuke Sasaki z Kyushu University w Fukuoce. W studium wzięło udział 135 osób z Hisayamy. Średnia wieku wynosiła 67 lat. Ochotników poddano kilku badaniom poziomu cukru we krwi. Przez kolejne 10-15 lat monitorowano ich też pod kątem ewentualnych symptomów alzheimeryzmu. W tym czasie zdiagnozowano go u ok. 16% seniorów. Po śmierci badanych podczas autopsji w mózgu poszukiwano blaszek starczych, zwanych inaczej płytkami, oraz kłębków neurofibrylarnych. Te ostatnie występują głównie wewnątrzkomórkowo i przybierają postać parzystych, spiralnie skręconych włókienek. Są one zbudowane przede wszystkim z białka tau. Choć za życia objawy alzheimera stwierdzono tylko u 16% wolontariuszy, blaszki występowały u 65%. Japońscy akademicy ustalili, że ludzie, u których 3 testy na stężenie glukozy wypadły nieprawidłowo, znajdowali się w grupie podwyższonego ryzyka wystąpienia blaszek. Płytki wykryto u 72% pacjentów z insulinoopornością i 62% osób bez tego typu symptomów. Potrzeba dalszych badań, by określić, czy insulinooporność jest przyczyną powstawania złogów. Niewykluczone, że kontrolowanie lub zapobieganie cukrzycy pozwoliłoby również zapobiec chorobie Alzheimera. Warto przypomnieć, że już w 2007 r. neurolog Bill Klein z Northwestern University postulował, iż alzheimeryzm jest cukrzycą typu 3. Wg niego, podczas gdy pacjenci z cukrzycą typu 2. zmagają się z insulinoopornością ciała, chorzy na Alzheimera cierpią na insulinooporność mózgu.
  3. Uczniowie i studenci na całym świecie uczą się, że rozpad promieniotwórczy odbywa się ze stałą prędkością, dzięki czemu można wykorzystać węgiel C-14 do precyzyjnego datowania. Jednak naukowcy z dwóch renomowanych uczelni Stanford University i Purdue University sądzą, że rozpad nie jest równomierny, a wpływ na jego prędkość ma... Słońce. Profesor fizyki Ephraim Fischenbach z Purdue potrzebował długiej listy przypadkowo generowanych liczb. Uczeni używają ich do najróżniejszych obliczeń, jednak uzyskanie list jest bardzo trudne. Powinny to być bowiem liczby losowe, a więc na ich wybór nie powinno nic wpływać. Fischenbach postanowił zatem wykorzystać radioaktywne izotopy jako źródło liczb. Co prawda np. kawałek cezu-137 rozpada się - jak dotąd sądzono - ze stałą prędkością, jednak wiadomo, że do rozpadu poszczególnych atomów dochodzi w całkowicie nieprzewidywalny, przypadkowy sposób. Naukowiec chciał zatem wykorzystać materiał radioaktywny i licznik Geigera i notując czas upływający pomiędzy momentami rozpadu poszczególnych atomów uzyskać szereg przypadkowych liczb. Fischenbach chciał najpierw wybrać najlepszy materiał radioaktywny, więc wraz ze swoimi kolegami zaczął przeglądać publikacje na temat ich rozpadu. I odkryli znajdujące się w nich różnice w pomiarach. Naukowcy, zdumieni tym faktem, porównali dane zebrane przez amerykańskie Brookhaven National Laboratory oraz niemiecki Federalny Instytut Fizyki i Techniki. Tutaj czekała ich jeszcze większa niespodzianka. Okazało się bowiem, że tempo rozpadu zarówno krzemu-32 jak i radu-226 wykazywało sezonowe odchylenia. Latem rozpad pierwiastków był nieco szybszy niż zimą. Wszyscy myśleliśmy, że mamy tu do czynienia z błędami pomiarowymi [różne pory roku charakteryzują się przecież różną temperaturą czy wilgotnością, co może wpływać na instrumenty pomiarowe - red.], ponieważ byliśmy przekonani, że tempo rozpadu jest stałe - mówi emerytowany profesor fizyki, ekspert fizyki słońca Peter Sturrock ze Stanford University. Rozwiązanie zagadki nadeszło, przynajmniej częściowo, 13 grudnia 2006 roku, gdy w nocy w laboratorium Purdue University inżynier Jere Jenkins zanotowanł niewielkie spowolnienie tempa rozpadu manganu-54. Nastąpiło ono na 1,5 doby przed pojawieniem się flary słonecznej. Uczeni opisali swoje spostrzeżenia i w kolejnych artykułach stwierdzili, że zmiany w tempie rozpadu izotopów związane są z ruchem obrotowym Słońca, a najbardziej prawdopodobną ich przyczyną jest wpływ neturin na izotopy. Zresztą sam Sturrock poradził kolegom z Purdue, by przyjrzeli się rozpadowi, a z pewnością stwierdzą, że zmiany następują co 28 dni. Tymczasem okazało się, że zmiany zachodzą co... 33 dni. To, jak uważa Sturrock wskazuje, wbrew intuicji, że wnętrze naszej gwiazdy - w którym zachodzą reakcje - wiruje wolniej niż jej obszar zewnętrzny. Jednak te spostrzeżenia nie wyjaśniają kolejnej, wielkiej tajemnicy. W jaki sposób neutrino miałyby wpływać na materiał radioaktywny na tyle, by zmienić tempo jego rozpadu. Z punktu widzenia standardowych teorii to nie ma sensu - mówi Fischbach. A Jenkins dodaje: Sugerujemy, że coś, co nie wchodzi w interakcje z niczym zmienia coś, co nie może być zmienione. Uczonym pozostaje więc do rozwiązania poważna zagadka. Albo nasza wiedza o neutrino wymaga weryfikacji, albo też na rozpad ma wpływ nieznana jeszcze cząstka.
  4. El Niño (po hiszpańsku „dzieciątko") to okresowy fenomen pogodowy, nazwany tak na cześć narodzin małego Jezusa. Pojawia się on co trzy do pięciu lat i stanowi ważny czynnik ziemskiego klimatu. Utworzenie się nowego El Niño to rewolta w systemie klimatycznym Ziemi. Pojawienie się nowego, drugiego El Niño, które od lat 90. ubiegłego wieku rośnie w siłę i pojawia się coraz częściej, może być bardzo niebezpieczne dla globalnej pogody i klimatu. Odchyły od normalnej temperatury i wysokości wód Pacyfiku, mierzone przez satelity NOAA, jednoznacznie wskazują na istnienie tego zjawiska. Największe jego natężenie zaobserwowano w ostatnich dwóch latach. Konieczne są dalsze badania nad przyczynami zjawiska oraz jego możliwymi skutkami. Ponieważ jednak cyrkulacja wiatrów i prądów morskich na Ziemi stanowi jeden mechanizm, zakłócenie jego funkcjonowania będzie mieć bardzo poważne skutki dla klimatu całej Ziemi. Naukowcy obawiają się, że drugie El Niño stanowi zarówno skutek ocieplania się klimatu, jak i spowoduje przyspieszenie nadchodzących zmian.
  5. W roku 2002 Paul Koehler wraz z kolegami z Oak Ridge Electron Linear Accelerator (ORELA) mierzyli rezonans neutronów w czterech różnych izotopach platyny. Uzyskane wyniki były inne od oczekiwanych. Dodatkowe, niedawno przeprowadzone badania sugerują, że obowiązujące obecnie teorie dotyczące struktury jądra atomowego mogą być błędne. Teorie te mówią bowiem, że nukleony powinny poruszać się chaotycznie. Tymczasem badacze z Oak Ridge National Laboratory odkryli, że ich ruch jest regularny. Nowe badania sugerują, że 200 nukleonów w jądrze platyny działa zgodnie a nie chaotycznie. Biorąc pod uwagę dość duże energie i wielką liczbę nukleonów, takie kolektywne działanie jest niespodziewane i nie potrafimy go wyjaśnić - napisali badacze. Ich zdaniem, eksperymenty pozwalają stwierdzić z 99,997% prawdopodobieństwem, że współczesna teoria o macierzach przypadkowych jest nieprawdziwa w odniesieniu do badanych jąder. Jednak by potwierdzić te odkrycia należy przeprowadzić eksperymenty na innych jądrach niż jądra platyny. Może bowiem okazać się, że tylko platyna wykazuje niespotykane właściwości niepasujące do teorii. Problem jednak w tym, że ze względu na oszczędności budżetowe ORELA został zamknięty i nie wiadomo, czy projekt kiedykolwiek ponownie ruszy. Jak informuje Koehler, obecnie jedynym miejscem na świecie, gdzie można przeprowadzić takie eksperymenty, jakie prowadził jego zespół, jest belgijski Geel Electron Linear Accelerator (GELINA). Badania Koehlera mogą mieć praktyczne zastosowanie w energetyce jądrowej. Zajmujący się nią specjaliści polegają bowiem na teorii o macierzach przypadkowych do oceny prawdopodobieństwa ucieczki neutronów, a zatem do wyliczenia właściwości osłon dla reaktorów i składowisk paliwa.
  6. W tkankach pacjentów z chorobą Leśniowskiego-Crohna - nieswoistym stanem zapalnym ściany przewodu pokarmowego, któremu towarzyszą przewlekłe biegunki, bóle brzucha i krwawienia - występuje więcej bakterii E. coli. Cechuje ich również obniżona zdolność zwalczania bakterii jelitowych. Specjalnie z myślą o nich naukowcy testują obecnie preparaty na bazie rozpuszczalnych włókien z banana jadalnego. Tak zwane lepkie szczepy E. coli potrafią penetrować ściany jelita przez komórki M. Występują one w kępkach Peyera, które stanowią związaną z błoną śluzową przewodu pokarmowego część układu odpornościowego (ang. gut-associated lymphoid tissue, GALT). Komórki M nie mają mikrorzęsek, lecz mikrofałdy (litera M pochodzi od ang. słowa microfolds) i pobierają ze światła jelita różne antygeny. W pęcherzykach utworzonych z ze wspomnianych wyżej minifałdek przekazują je do położonych niżej makrofagów i komórek dendrytycznych, a te prezentują antygeny limfocytom T. Naukowcy z Uniwersytetu w Liverpoolu i firmy biotechnologicznej Provexis wykazali, że rozpuszczalne włókna z banana blokowały wychwyt i transport bakterii za pośrednictwem komórek M. Wyniki porównano z rezultatami uzyskiwanymi za pomocą monooleinianu polioksyetylenosorbitolu (Polysorbate 80): niejonowego detergentu, emulgatora używanego w dodatkach do żywności. W produktach przetworzonych wiąże on wszystkie składniki; oznacza się go symbolem E433. Testy zademonstrowały, że działa odwrotnie do włókien banana - sprzyja wnikaniu bakterii do komórek M. Zespół sprawdza teraz, czy medyczny pokarm z włóknami banana prowadzi do remisji choroby Leśniowskiego-Crohna. Choroba występuje u ludzi na całym świecie, jednak o wiele częściej w krajach rozwiniętych, gdzie dominuje żywość przetworzona, a dieta jest uboga w błonnik. Odnotowano szybki wzrost częstości zachorowań w Japonii, gdzie upowszechniło się menu typu zachodniego. Czynniki dietetyczne oraz zwiększona liczba E. coli w jelicie pacjentów sugerują, że może istnieć związek między pokarmami, które spożywamy, a transportem bakterii w organizmie – tłumaczy prof. Jon Rhodes.
  7. Serwis Wikileaks oburzył belgijską opinię publiczną, publikując 1235 stron dokumentów ze śledztwa prowadzonego w sprawie pedofila-mordercy Marca Dutroux. Materiał skompilowany przez prokuratorów umieszczono w sieci przed ponad rokiem, jednak dopiero teraz zwrócono nań uwagę. Tym, co oburzyło ludzi jest fakt, że Wikileaks opublikowało nazwiska, adresy, numery telefonów i szczegóły dotyczące kont bankowych osób, które przewinęły się w śledztwie. Większość tych osób nie ma nic wspólnego ze Dutroux, ale, jako że policja badała wszelkie doniesienia, informacje o nich znalazły się w materiałach śledztwa. Ponadto opublikowano też zeznania Dutroux, w których opisuje on szczegółowo gwałty i morderstwa, co wzburzyło rodziny ofiar. Wśród osób, wymienionych w śledztwie, znalazł się przywódca Partii Socjalistycznej Elio Di Rupo. Obecnie prowadzi on rozmowy na temat utworzenia nowego rządu. Tymczasem przed laty był podejrzewany o udział w międzynarodowym gangu pedofilów, z którym powiązany był Dutroux. W czasie śledztwa został oczyszczony z wszelkich podejrzeń.
  8. Serwis Teachbook.com, który ma dwóch pracowników i kilkunastu zarejestrowanych użytkowników, został pozwany przez internetowego giganta, witrynę Facebook. Firmie Zuckerberga nie spodobało się użycie słowa "book" w nazwie niewielkiej witryny. Teachbook chce być profesjonalnym serwisem społecznościowym dla nauczycieli. Od kilku dni zastanawiamy się, jak Facebook, warta miliardy firma, może czuć się zagrożona przez mały biznes z Chicago - mówi Greg Shrader z Teachbooka. Przedstawiciele Facebooka twierdzą jednak, że to właśnie słowo "book" jest tym, co wyróżnia ich na tle innych sieciowych społeczności. W pozwie czytamy: jeśli inni będą mogli używać połączenia nazwy zwyczajowej ze słowem 'book' na oznaczenie usług sieciowych skierowanych do konkretnej kategorii osób, to sufiks 'book' stanie się nazwą zwyczajową na określenie serwisów społecznościowych. To zagraża znakowi firmowemu Facebook. Shrader argumentuje, że użycie w nazwie słowa "book" czyli "książka", jest czymś naturalnym w odniesieniu do witryny skierowanej do nauczycieli. Jednak Facebook twierdzi, że nie o samą "książkę" tu chodzi. Nie mamy pretensji do Kelly Blue Book i innych. Ale istnieje już dobrze znana sieć społecznościowa z 'book' w nazwie - mówią przedstawiciele koncernu. Ich zdaniem Teachbook.com próbuje wybić się na popularności Facebooka.
  9. W dzbanecznikach Borneo znaleziono najmniejszą żabę Starego Świata (Azji, Afryki i Europy), a zarazem jedną z najmniejszych żab na całym globie. Płaz ma wielkość groszku. Nowy gatunek należy do żab wąskopyskich (Microhylidae). Odkrycia dokonali doktorzy Indraneil Das z Instytutu Bioróżnorodności i Ochrony Środowiska na Universiti Malaysia Sarawak oraz Alexander Haas z Biozentrum Grindel und Zoologisches Museum w Hamburgu. Swoje spostrzeżenia zawarli w artykule opublikowanym na łamach pisma Zootaxa. W kolekcjach muzealnych widziałem pewne okazy, które miały ponad 100 lat. Naukowcy zapewne myśleli, że to młode innych gatunków, ale okazało się, że to dorosłe osobniki nowo odkrytego mikrogatunku – opowiada dr Das. Na miniaturowe żabki Microhyla nepenthicola natrafiono na obrzeżach drogi prowadzącej na szczyt Gunung Serapi, zlokalizowany na terenie Parku Narodowego Kubah. Gatunek nazwano po roślinie, na której żyje. Chodzi o dzbanecznik beczułkowaty (Nepenthes ampullaria), występujący w wilgotnych cienistych lasach w towarzystwie mchów oraz paproci. M. nepenthicola składa skrzek na ściankach dzbanka, a kijanki rosną w cieczy wypełniającej liście pułapkowe. Dorosłe samce tego gatunku mierzą między 10,6 a 12,8 mm. Ponieważ są tak drobne, trudno je było w ogóle dostrzec. Biolodzy monitorowali ich nawoływania i następnie skłaniali do wskoczenia na kawałek białej tkaniny, gdzie można było dokonać szczegółowych oględzin. Koncerty rozpoczynają się o zmierzchu. Samce gromadzą się wtedy wokół i wewnątrz dzbaneczników. Przez kilka minut generują serie zgrzytliwych dźwięków, oddzielanych chwilami ciszy.
  10. Proces powstawania ziemskiej skorupy i kontynentów jest ciągle nieznany. Istnieją opisujące go teorie, ale najnowsze odkrycia obalają stare modele, zmuszając naukowców do rezygnacji z przekonania, że formowanie kontynentów zakończyło się dwa miliardy lat temu i że stanowią one jednolite płyty skalne. Pierwotne ziemskie kontynenty zaczęły się tworzyć trzy miliardy lat temu, kiedy nasza planeta była bardziej gorąca a ruch roztopionej skały w jej płaszczu bardziej intensywny. Materia skalna unosiła się ku górze, podobnie jak szumowiny w gotującej się zupie, formując ostatecznie litosferę, czyli zewnętrzną, twardą powłokę. Jedna z głównych teorii zakłada, że kontynenty uformowały się z punktowego wypływu materii, rozchodzącej się na wszystkie strony. Kiedy miliard lat później Ziemia ostygła, formowanie kontynentów zakończyło się, a drobniejsze procesy geologiczne dobudowywały jedynie ich obrzeża. Od tego czasu płyty kontynentów kilkakrotnie rozdzielały się, obracały, łączyły i zmieniały położenie, ale pozostawały litymi masami skalnymi - kratonami - o grubości szacowanej na 250 kilometrów - takie wyobrażenie panowało do teraz, ostatnie badania jednak przeczą tym założeniom. Badanie prehistorii Ziemi jest trudne a jej przeszłość niejasna - to z powodu niemożności zbadania jej głębszych warstw. Wierzchnie 40 kilometrów litosfery to skorupa, znacząco odmienna chemicznie od głębiej położonego płaszcza. Jedyne źródło informacji o głębszych skałach to ksenolity i ksenokrysty - skalne inkluzje, wynoszone podczas aktywności wulkanicznej. Główną metodą badawczą jest rejestrowanie rozchodzenia się fal sejsmicznych, powstających na przykład podczas trzęsień ziemi. W ten właśnie sposób oceniono grubość kratonu tworzącego główną część kontynentu północnoamerykańskiego na 250 kilometrów pośrodku, nieco mniej na obrzeżach. Pod tą twardą litosferą znajduje się mniej zwarta astenosfera, po której „ślizgają" się płyty kontynentów. Rewolucję w postrzeganiu historii i struktury litosfery zawdzięczamy dwójce naukowców. Barbara Romanowicz, kierownik Berkeley Seismological Laboratory oraz Huaiyu Yuan opracowali nowy sposób badania struktury ziemi, nazwany anizotropią azymutalną. Wykorzystuje on fakt, że fale sejsmiczne rozchodzą się z różną prędkością, w zależności od kierunku, w którym skały były rozciągane podczas procesów geologicznych: wędrówki i obracania się kontynentów. Kiedy bowiem litosfera porusza się względem astenosfery, skały są rozciągane w kierunku ruchu, nabierając określonej tekstury. Ku swojemu zaskoczeniu, odkryli oni wyraźną granicę w strukturze skał na głębokości 150 kilometrów. Nie może być to granica pomiędzy litosferą a astenosferą, ponieważ jest zbyt ostra. Musi to więc być granica między dwiema warstwami skał w kratonie dotychczas uważanym za jednolity. Podobną granicę, na głębokości 120 kilometrów, odkryto kilka lat temu wykorzystując fakt zmiany fali sejsmicznej z poprzecznej na podłużną i na odwrót, podczas przechodzenia przez ostre granice. Według tych badań, górna warstwa amerykańskiego kratonu wykazuje oznaki rozciągania w kierunku północnowschodnim - południowozachodnim, zaś głębsza w kierunku północno - południowym. Oznacza to, że kraton nie mógł uformować się z jednego, centralnego źródła materii skalnej, gdyż wówczas kierunki rozciągania rozkładałyby się niczym szprychy w kole rowerowym. Oznacza to też, że jego poszczególne warstwy - niczym warstwy tortu - powstały w innych warunkach i innym czasie. Odkrycie dowodzi też, że procesy geologiczne formujące kontynenty były jeszcze aktywne mniej niż miliard lat temu. To stwarza konieczność przemyślenia genezy kontynentów na nowo.
  11. Pentagon przyznał, że w 2008 roku doszło do najpoważniejszego ataku na amerykańskie sieci wojskowe. Zostały one zainfekowane przez szkodliwy kod przeniesiony na klipsie USB. Urządzenie podłączono do notebooka, co zapoczątkowało infekcję, która objęła w końcu zarówno tajne jak i jawne sieci. Jak poinformował William Lynn, zastępca sekretarza obrony, szkodliwy kod został umieszczony na klipsie przez obcą agencję wywiadowczą. To właśnie ten atak stał się przyczynkiem do poważnych zmian w podejściu Pentagonu do spraw bezpieczeństwa sieci oraz do powołania dowództwa wojny cyfrowej. Od tamtej pory opracowano techniki "aktywnej obrony", które umożliwiają szybkie wykrycie intruzów w sieci. Lynn przyznał, że Pentagon miał poważne problemy z opracowaniem zasad wojny cyfrowej, gdyż obecnie obowiązujące prawa dotyczące prowadzenia wojny były pisane przed rozpowszechnieniem się sieci komputerowych.
  12. Wbrew obiegowej opinii, małżonkowie nie upodobniają się do siebie w miarę upływu czasu. Zamiast tego ludzie starają się wybierać partnera na podstawie wspólnych cech osobowościowych (Personality and Individual Differences). Badania pokazują, że małżonkowie są do siebie bardziej podobni niż losowo wybrane osoby. Może to odzwierciedlać zjawisko upodobniania lub wzajemnego przyciągania [podobieństw]. Naszym celem było przeprowadzenie studium, które rozstrzygnęłoby ten dylemat – opowiada Mikhila Humbad z Uniwersytetu Stanowego Michigan. Współpracowali z nią naukowcy z macierzystej uczelni oraz University of Minnesota. Psycholodzy analizowali dane 1296 małżeństw. Pochodziły one z Minnesockiego Centrum Badania Bliźniąt i Rodzin. Akademicy wzięli pod uwagę wiele cech osobowościowych i stwierdzili, że w większości przypadków mężowie i żony nie stawali się do siebie bardziej podobni w miarę przybywania wspólnie przeżytych lat. Oznacza to, że efekt podobieństwa lepiej wyjaśnić doborem niż stopniową konwergencją (od łac. convergere, zbierać się, upodabniać się). Jedynym wyjątkiem od reguły były wzorce związane z agresją. To ma sens, gdy o tym pomyślimy. Jeśli jedna z osób ma skłonność do przemocy, druga może reagować w podobny sposób i stawać się z biegiem czasu bardziej agresywna. Poślubienie kogoś podobnego do siebie zwiększa prawdopodobieństwo przekazania pewnych cech potomstwu – podsumowuje Humbad.
  13. Odkopany po 400 latach od stworzenia dokument pozwala stwierdzić, jakim systemem liczbowym posługiwali się rdzenni Peruwiańczycy. Co więcej, dzięki niemu archeolodzy odtworzyli coś więcej niż nazwę języków, którymi mówili mieszkańcy tego rejonu świata. Cała historia zaczęła się, gdy na początku XVII wieku pewien ciekawski i skrupulatny Hiszpan sporządził notatki na odwrocie listu. Znaleziono je przed dwoma laty w Magdalena de Cao w dolinie Chicama, potem przyszedł czas na analizę. Jeffrey Quilter, dyrektor projektu Magdalena de Cao Viejo w Kompleksie Archeologicznym El Brujo, pracuje na terenie Peru już od ponad 30 lat. Na sfotografowanym przez niego dokumencie widnieją tłumaczenia na nieznany język hiszpańskich słów oznaczających cyfry jeden, dwa, trzy (uno, dos, tres) oraz sparowane w podobny sposób cyfry arabskie: 4-10, 21, 30, 100 i 200. Naukowcy z harvardzkiego Peabody Museum of Archaeology and Ethnology, Wydziału Historii University of Connecticut, Fundación Wiese oraz Universidad Nacional de Trujillo uważają, że udało im się dotrzeć do informacji dotyczących północnoperuwiańskiego języka, systemu liczbowego, związków kulturowych i grup etnolingiwstycznych z okresu sprzed i tuż po konkwiście. W wyniku akademickiego dochodzenia ustalono, że niektóre nazwy cyfr/liczb z Magdalena de Cao zapożyczono z języka keczua bądź innych pokrewnych języków lokalnych. Pozostałe pochodzą z nieznanego narzecza. Regionalne źródła historyczne wspominają o co najmniej dwóch potencjalnych kandydatach: językach pescadora i quingnam. Ponieważ nie zachowało się nic poza ich nazwami, na ostateczne wnioski trzeba będzie jeszcze poczekać. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdyż istnieją uzasadnione podejrzenia, że quingnam i pescadora to jeden i ten sam język, uznany za dwa narzecza we wczesnych pismach hiszpańskich. Amerykańsko-peruwiańska ekipa wykluczyła, jakoby w grę wchodził język mochica, używany na północnym wybrzeżu jeszcze w okresie kolonialnym, obecnie wymarły.
  14. Spożycie kalorycznych napojów inaczej wpływa na krótkoterminowy pobór energii, czyli kaloryczność posiłków, u kobiet i mężczyzn. Viren Ranawana i profesor Jeya Henry z Centrum Pokarmów Funkcjonalnych Oxford Brookes University zgromadzili grupę kobiet i mężczyzn, którzy na godzinę przed lunchem pili sok pomarańczowy z koncentratu, półtłuste mleko, słodzony napój owocowy lub napój owocowy w wersji light (bez kalorii). W porze posiłku wszyscy mogli skorzystać ze szwedzkiego stołu i zjeść dowolną ilość serwowanych potraw. Naukowcy monitorowali, ile kalorii spożyli ochotnicy. Okazało się, że organizm wykrył płynne kalorie i uwzględnił to podczas lunchu. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety, którzy pili kaloryczne napoje, dostarczali potem organizmowi mniejszą dawkę energii (w porównaniu do sytuacji, kiedy wychylali rano bezcukrowy koktajl). O ile jednak u panów średni ogólny pobór energii był po wszystkich 4 rodzajach napojów podobny, o tyle u pań po trzech napitkach zawierających kalorie średnia wzrastała. Oznacza to, że kobiety ograniczają się po słodkim piciu, ale nie na tyle, by spożycie kalorii było takie samo, jak gdyby w ogóle po nie nie sięgały. Brytyjczycy sądzą, że udało im się w ten sposób zdobyć dowód na potwierdzenie tezy o rozregulowaniu mechanizmu kompensacji energii u kobiet, lecz nie u mężczyzn. "Ważne, żeby zrozumieć, czy wzrost konsumpcji kalorycznych napojów przyczynia się do wzrostu częstości występowania otyłości i cukrzycy – podkreśla Henry. Skoro wiadomo, że po spożyciu płynnych kalorii organizm równoważy w krótszej perspektywie energetyczność posiłków, w przyszłości należy sprawdzić, czy analogiczne zjawisko zachodzi na dłuższą metę.
  15. Naukowcy opracowali sojowy filtr ochronny dla zarodników grzybów owadobójczych z gatunku Beauveria bassiana. Wstępne testy zakończyły się sukcesem, co oznacza, że ten sposób tępienia szkodników zbiorów może się w przyszłości rozpowszechnić. Nasze odkrycia są szczególnie ważne dla środowiska, ponieważ wzrost skuteczności biologicznych metod ochronnych [...] pomoże ograniczyć uzależnienie od chemicznych pestycydów – opowiada dr Robert W. Behle z Agricultural Research Service amerykańskiego Departamentu Rolnictwa. B. bassiana jest pasożytem i niszczy, m.in.: przędziorki, chrząszcze (np. stonkę ziemniaczaną), mrówki ogniste, mączliki, skoczki, termity, wciornastki, motyle (różne stadia rozwojowe jedwabnika morwowego Bombyx mori czy gąsienice owocówki jabłkóweczki Cydia pomonella) oraz miniarki. W Polsce atakuje ok. 80 gatunków owadów. Jest jednym z najczęściej występujących grzybów owadobójczych. Tworzy na ciele zaatakowanych owadów nalot zwany muskardyną (są to białe zarodniki). Behle zaznacza, że występujący w glebie grzyb z klasy strzępczaków stwarza niewielkie zagrożenie dla ludzi, zwierząt, pożytecznych owadów i wreszcie środowiska. Problem polega na tym, że, niestety, zarodniki B. bassiana są wrażliwe na oddziaływanie promieniowania słonecznego. Insektycydy na bazie grzyba rozpyla się na polach. Konidia (czyli stanowiące organ rozmnażania bezpłciowego zarodniki powstałe po podziale mitotycznym) kiełkują na kutykuli, wnikają do organizmu, a ich toksyny doprowadzają do śmierci ofiary. Aby zabezpieczyć grzyby, zastosowaliśmy biofiltr – absorbujące promienie UV molekuły, powstałe w wyniku połączenia cząsteczek oleju sojowego i kwasu ferulowego. Zarodniki zachowują się całkiem dobrze w oleistych preparatach. Odkryliśmy, że filtr sojowy nie wyrządzał szkód konidiom przechowywanym w oleju przez 28 tygodni. Co najważniejsze, chronił je przed rozkładem pod wpływem promieniowania słonecznego.
  16. Niektórzy mieli możność obserwować, inni tylko czytać o zachowaniu myszy złapanych przez kota. Gryzonie w takiej sytuacji zamierają. Strach: udawać nieżywego, uciekać, czy atakować? Tak można w skrócie podsumować możliwe strategie w przypadku zagrożenia. Jak się okazuje, za wybór postępowania wobec strachu odpowiadają określone części mózgu i wydzielone grupy neuronów, którymi można sterować farmakologicznie. Zaawansowane badania przeprowadziła wspólna ekipa włoskich naukowców z European Molecular Biology Laboratory (Europejskie Laboratorium Biologii Molekularnej, EMBL) w Monterotondo oraz laboratorium firmy farmaceutycznej GlaxoSmithKline w Weronie. Nowoczesne podejście polegało na połączeniu technik modyfikacji genetycznej, farmakologii oraz obrazowanie pracy mózgu myszy przy pomocy funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI). Głównym ośrodkiem mózgu reagującym na strach i uczucie zagrożenia jest ciało migdałowate. Działa ono niezależnie od innych struktur mózgu, pozwalając na błyskawiczną reakcję, zanim sytuacja zostanie przetworzona przez korę nową, czyli poddana świadomej analizie. Naukowcy zmodyfikowali genetycznie myszy tak, żeby komórki tzw. typu I w ciele migdałowatym jako reagowały na substancję chemiczną, blokującą ich działanie, w ten sposób można było farmakologicznie „wyłączać" przetwarzanie strachu przez badane gryzonie. Myszy uwarunkowano tak, aby odczuwały strach na określony sygnał dźwiękowy. Funkcjonowanie mózgu straszonych myszy badano przy pomocy fMRI. Doświadczenie przyniosło zaskakujące rezultaty, jak mówi Cornelius Gross, prowadzący projekt ze strony EMBL. Kiedy zahamowano działanie neuronów odpowiadających na strach, myszy przestały zastygać ze strachu - tego się spodziewano. Nie spodziewano się natomiast tego, że zamiast zastygać - zaczną reagować na bodziec dźwiękowy w odmienny sposób, np. agresją. Doświadczenie pokazało, jak podsumowuje dr Gross, że zablokowanie funkcji ciała migdałowatego wcale nie likwiduje uczucia strachu - to podważa powszechny pogląd na funkcję tego obszaru mózgu. Zamiast tego, zmienia się odruchowa strategia w obliczu zagrożenia - z biernej na czynną, aktywną. Funkcjonalny rezonans magnetyczny, w wersji dostosowanej do laboratoryjnych myszy przez Angelo Bifone'a z laboratorium GlaxoSmithKline, wykazał że zmianie strategii obronnej towarzyszy wzmożona aktywność kory mózgowej. Farmakologiczne zablokowanie aktywności kory przy pomocy atropiny z kolei przywróciło pierwotną reakcję na strach - zamieranie w bezruchu. Doświadczenie dowodzi, że ciało migdałowate steruje reakcją na strach nie poprzez pień mózgu, jak dotychczas sądzono, ale poprzez korę mózgową. Daje to uczonym zajmującym się funkcjonowaniem mózgu nowe zagadki i tematy do badań. Również ludzie reagują na strach według tych schematów: bierności lub agresji. Zrozumienie sposobu, w jaki wybierana jest strategia może mieć istotne znaczenie dla leczenia niektórych chorób, czy w adaptacji do sytuacji stresowych.
  17. Podczas konferencji Hot Chips przedstawiciele IBM-a poinformowali, że ich firma, za pieniądze rządowe, buduje superkomputer, który ma zapoczątkować nową generację tego typu maszyn. Przyszłe superkomputery mają być tańsze, zużywać mniej energii i być łatwiejsze w programowaniu niż obecnie wykorzystywane maszyny. Projekt budowy nowego superkomputera nazwano PERCS (Productive, Easy-to-use, Reliable Computing System). Ma on osiągać wydajność przekraczającą petaflops, a szczegóły na temat jego mocy i ceny IBM ma zdradzić podczas konferencji Supercomputing 2010, która odbędzie się w listopadzie. Projekt ten to niezwykły postęp w użyciu optyki w systemach komputerowych oraz zdecydowane przejście z wykorzystania łączy optycznych wyłącznie do przesyłania danych w kierunku użycia ich w obliczeniach - stwierdził Baba Arimilli, główny inżynier odpowiedzialny za projekty układów dla PERCS. Podczas Hot Chips opisano interesujący moduł, zawierający układ scalony działający jako hub wraz z optycznymi łączami. Hub został wykonany w technologii 45 nanometrów, ma 582 milimetry kwadratowe powierzchni i składa się nań 3-gigahercowy przełącznik ze zintegrowanym modułem routingu. Kość zawiera też 48 łączy optycznych o przepustowości 10 Gb/s każde. Moduł taki jest częścią większej płyty, na którą składają się cztery procesory Power7. Cały superkomputer będzie korzystał z 67 000 układów Power7.
  18. Canon poinformował o opracowaniu 120-megapikselowego czujnika APS-H. Nowe urządzenie pozwala na wykonywanie zdjęć o wymiarach 13280 x 9184 pikseli. Osiągi czujnika są imponujące. Zwykle tak gęste upakowanie elementów światłoczułych i przesyłanie tak olbrzymich informacji wiąże się z niemożnością szybkiego wykonywania zdjęć. Jednak Canon zapewnia, że czujnik umożliwia wykonanie 9,5 ujęcia na sekundę. Sto dwadzieścia megapikseli to ponadsiedmiokrotnie więcej niż mamy do dyspozycji w profesjonalnym aparacie EOS-1D. Opracowanie czujnika nie oznacza jednak, że szybko trafi on na rynek. Warto tutaj przypomnieć, że już w 2007 roku Canon zaprezentował 50-megapikselowy CMOS. Wciąż jednak nie pojawiły się aparaty, które by go wykorzystywały. Niewykluczone, że czujniki o tak wielkiej rozdzielczości nigdy nie pojawią się w ofercie dla klientów indywidualnych.
  19. Wyszukiwarka Yahoo! w USA i Kanadzie zaczęła korzystać z technologii microsoftowego Binga. Wpłynie to znacząco na zwiększenie udziałów koncernu z Redmond na rynku wyszukiwarek i reklamy internetowej. Takie działanie to efekt zawartej przed kilkunastoma miesiącami umowy pomiędzy Microsoftem a Yahoo!. Z czasem z silnika Binga będą korzystały niemal wszystkie wyszukiwarki Yahoo! na całym świecie. Jednak proces ten nie zakończy się przed rokiem 2012. Pomimo używania technologii Microsoftu, wyniki wyszukiwania na Yahoo! mogą różnić się od wyników z Binga. Inżynierowie portalu mają bowiem prawo do wprowadzania własnych usprawnień w silniku. Zgodnie z podpisaną 10-letnią umową, przez pierwsze 5 lat Yahoo! będzie otrzymywało 88% wpływów za reklamy wyświetlane na własnych witrynach dzięki wyszukiwarce. Później odsetek ten ulegnie zmianie na 83 lub 93 procent, w zależności od tego, który z partnerów będzie podpisywał umowy z najważniejszymi reklamodawcami. Pomimo połączenia sił, Microsoft i Yahoo! znacząco ustępują Google'owi. Obecnie obie firmy dostarczają w USA 28% wyników wyszukiwania. Do Google'a należy 66% rynku.
  20. Francuscy inżynierowie wiercą dren o średnicy 22 cm, za pomocą którego zostanie odpompowana woda spod lodowca Tete-Rousse na górze Mont Blanc. Szacuje się, że w ukrytym jeziorze znajduje się ok. 65 tys. metrów sześciennych wody. Trzeba ją odprowadzić, by zapobiec powodzi w pobliskiej dolinie Saint-Gervais. Na zbiornik natrafiono podczas przeprowadzanej w zeszłym miesiącu rutynowej kontroli. Do powodzi w dolinie Saint-Gervais w Wysokiej Sabaudii, którą uważa się za raj dla miłośników pięknych krajobrazów i narciarzy, doszło już w 1892 roku. Zginęło wtedy 175 osób. Ponieważ obecnie malownicze okolice są chętnie odwiedzane przez turystów, a w dodatku mieszka tu ok. 3000 osób, zagrożenie należy traktować poważnie. W niedostępnym dla oczu jeziorze jest tyle wody, że dolina zginęłaby w odmętach w ciągu zaledwie 15 minut. Ucierpiałoby na tym 900 rodzin. Nic więc dziwnego, że już w lipcu na miejscu zainstalowano system alarmowy. Nicolas Karr z Biura Lasów Państwowych wyjaśnia, że operacja jest trudna, a zarazem delikatna. By dotrzeć do zbiornika, eksperci muszą się najpierw przedostać przez lód o grubości 40-50 m. Wszystko odbywa się na wysokości 3200 m n.p.m. Nie ma dróg, a do rejonu robót można dotrzeć wyłącznie helikopterem. Co więcej, często schodzą tu lawiny. Inżynierowie powinni skończyć przed połową października, ponieważ nie ma pewności, czy później pogoda dopisze. Nie wiadomo, czemu doszło do utworzenia ukrytego zbiornika. Być może wszystkiemu winne są podwyższone temperatury, niewykluczone jednak, że stało się dokładnie na odwrót i wyjątkowo chłodny okres wiosną czy wczesnym latem doprowadził do zablokowania naturalnych dróg odpływu. Ekipa zamierza usunąć z kieszeni 1/3 wody. Nikt nie wie, co się wtedy stanie, dlatego miejscowych wtajemniczono ostatnio w plany ewakuacyjne.
  21. Zatoka Meksykańska, której przyszłość po wycieku ropy była bardzo niepewna, zyskała niespodziewanego sojusznika w walce z zagrożeniem. Jeszcze niedawno naukowcy obawiali się, że pozostająca na dużych głębokościach ropa będzie przez lata zabijała wiele gatunków. Tymczasem najnowsze badania sugerują, że być może sama natura poradzi sobie ze skutkami ludzkiej głupoty. Naukowcy z Lawrence Berkeley National Laboratory odkryli, że ropa jest pożerana przez nieznane dotychczas gatunki mikroorganizmów i proces ten zachodzi szybciej, niż się spodziewano. Oraz - co niezmiernie ważne - organizmy te nie zużywają zbyt dużych ilości tlenu. Nasze badania pokazują, że wyciek oleju znacząco zmienił skład mikroorganizmów, poprzez stymulowanie rozwoju zimnolubnych gamma-proteobakterii,które są blisko spokrewnione z organizmami, o których wiadomo, że żywią się ropą - mówi Terry Hazen, główny autor badań. Życiu w Zatoce zagraża nie tylko ropa, ale również COREXIT 9500, środek chemiczny używany do rozpuszczania plam ropy w czasie wycieków. Co prawda jego wpływ na wody powierzchniowe był dokładnie badany, nigdy jednak nie sprawdzano, w jaki sposób zachowuje się on na dużych głębokościach i jak wpływa na żyjące tam gatunki. Uczeni z LBNL rozpoczęli swoje badania już pod koniec maja. Wysłaliśmy w tamte rejony dwa statki, których zadaniem było zbadania fizycznych, chemicznych i mikrobiologicznych właściwości wycieku. Wydostająca się ropa stała się źródłem olbrzymiej ilości węgla w tamtejszym ekosystemie. Podejrzewaliśmy, że węglowodory mogą potencjalnie przyczynić się do rozwoju życia mikrobiologicznego, ale dotychczas nie mieliśmy na to dowodów - mówi Hazen. Uczony, który badał w swojej karierze skutki wielu wycieków ropy, jest szefem Wydziału Ekologii i Centrum Biotechnologii Środowiskowej w LBNL. Wraz ze swoim zespołem pobrał pomiędzy 25 maja a 2 czerwca ponad 200 próbek z 17 miejsc. Analizowano je następnie za pomocą wyjątkowo wydajnego narzędzia, Berkeley Lab PhyloChip. Ma ono wielkość karty kredytowej i jest w stanie dokładnie wykryć obecność do 50 000 gatunków bakterii i archeonów w jednej próbce, bez konieczności ich hodowania. Badania wykazały, że w pobranych próbkach dominującym mikroorganizmem jest przedstawiciel rodziny Oceanospirillales, najbliżej spokrewniony z Oleispirea antarctica i Oceaniserpentilla haliotis. Badania pokazały, że saturacja tlenem wód oddalonych od wycieku wynosi 67%, a wód z wycieku - 59%. To dowodzi, że mikroorganizmy nie zużywają zbyt wiele tlenu. Gdyby tak się stało, Zatoce groziłoby powstanie martwych stref pozbawionych tlenu.
  22. Miesięczne objadanie się, któremu towarzyszy brak ruchu, wpływa na organizm bardziej długofalowo, niż mogłoby się wydawać. Nie wystarczy pozbyć się stanowiących widoczny dowód "występku" dodatkowych kilogramów. Podczas, wydawałoby się, krótkiego epizodu opychania dochodzi bowiem do zmiany masy tłuszczowej ciała, przez co problemy z utrzymaniem prawidłowej wagi ciągną się nawet ponad 2 lata (Nutrition and Metabolism). Naukowcy z Linköping University zebrali grupę 18 ochotników. Poproszono ich o zarzucenie ćwiczeń i nadmierne jedzenie przez 4 tygodnie (mieli zwiększyć pobór energii średnio aż o 70%). W eksperymencie uwzględniono też grupę kontrolną, która nadal jadła i gimnastykowała się tak jak wcześniej. Objadający się przytyli średnio 6,3 kg, a po upływie pół roku udało im się pozbyć większości tego dodatkowego obciążenia. Okazało się jednak, że w porównaniu do grupy zachowującej dotychczasowy tryb życia, po roku stwierdzono u nich zwiększoną masę tłuszczową, a różnice stały się jeszcze silniej zaznaczone po 2,5 roku. Autorzy studium podkreślają, że uzyskane wyniki nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości: nawet krótki okres obżarstwa i bezruchu może dość trwale zmienić metabolizm jednostki.
  23. Jedzenie borówek amerykańskich, truskawek i owoców euterpy warzywnej (Euterpe oleracea) pomaga starzejącemu się mózgowi zachować sprawność, aktywując mechanizmy usuwania toksycznych białek. Dr Shibu Poulose z Human Nutrition Research Center on Aging w Bostonie, który prowadził swoje badania ze zmarłym niedawno Jamesem Josephem, podkreśla, że podobne działanie wykazują nie tylko jagody, ale i najprawdopodobniej orzechy włoskie. Nieodłączną częścią starzenia się organizmu jest spadek zdolności do bronienia się przed stanem zapalnym i uszkodzeniami wywoływanymi przez wolne rodniki. Prowadzi to do chorób związanych z wiekiem, np. neurodegeneracyjnych, serca czy nowotworów. Dobra wiadomość jest taka, że naturalne związki zwane polifenolami, które występują w owocach, warzywach i orzechach, zapewniają efekt antyutleniający i przeciwzapalny [...]. Podczas wcześniejszych badań Poulose i Joseph wykazali, że u starych szczurów laboratoryjnych, karmionych przez dwa miesiące paszą wzbogaconą 2-proc. obfitującym w przeciwutleniacze wyciągiem z truskawek, borówek amerykańskich lub jeżyn, dochodziło do usunięcia związanych z wiekiem deficytów w działaniu układu nerwowego, a także poprawy pamięci oraz uczenia. W ramach najnowszego studium panowie skoncentrowali się na mikrogleju i jego funkcjach sprzątających. W zwykłych okolicznościach te nieneuronalne komórki centralnego układu nerwowego usuwają w procesie zwanym fagocytozą różne biochemiczne odpady. Prowadzą też swego rodzaju recykling. Spełniają bardzo ważną rolę, ponieważ eliminują to, co w innych okolicznościach niekorzystnie oddziaływałoby na pracę mózgu. Starzenie powoduje jednak, że mikroglej nie wypełnia swoich obowiązków i tworzą się złogi. Dodatkowo mikroglej ulega nadmiernemu pobudzeniu i zaczyna niszczyć zdrowe neurony, a także barierę krew-mózg. Nasze badania sugerują, że polifenole jagód mogą tu przyjść z pomocą. Odnawiają bowiem prawidłową "funkcję sprzątającą". Posługując się hodowlami komórkowymi, Amerykanie wykazali, że ekstrakty z jagód hamowały działanie białka wyłączającego proces fagocytozy. Poulose podkreśla, że szczególnie dużo polifenoli występuje w jagodach i orzechach, warto jednak zwrócić uwagę na warzywa i owoce o głębokim niebieskim, czerwonym lub pomarańczowym kolorze. Zawdzięczają go antocyjanom, czyli barwnikom roślinnym należącym do grupy flawonoidów, będących także związkami polifenolowymi.
  24. Elektroniczne nosy zatrudniono do wykrywania zepsutych materiałów na liniach produkcyjnych. Nie są one jednak zbyt dokładne. W założeniu kwarcowe pręciki mają drgać z inną częstotliwością, gdy zwiążą się z substancją docelową. Okazuje się jednak, że e-nos łatwo zmylić, gdyż nieco inne związki z cząsteczkami o podobnej wadze dają bowiem fałszywie pozytywne wyniki. Jak temu zaradzić? Skorzystać z wynalazków natury, w tym przypadku ze skrzeku żaby szponiastej (Xenopus laevis). Zespół bioinżyniera Shoji Takeuchiego z Uniwersytetu Tokijskiego zmodyfikował niedojrzałe żabie jaja, wprowadzając do nich fragmenty DNA jedwabnika morwowego, tantnisia krzyżowiaczka i muszki owocowej. Chodziło o to, by dochodziło w nich do ekspresji białek będących receptorami węchu. Japończycy wybrali afrykańskiego płaza, ponieważ jest on dokładnie przebadany i wiadomo, jak zachodzi ekspresja protein. Następnie komórki umieszczono między elektrodami w specjalnie zaprojektowanym, wypełnionym cieczą kartridżu i mierzono przepływ sygnałów elektrycznych w odpowiedzi na wiążące się z receptorami rozmaite cząsteczki zapachowe. Okazało się, że taki nos jest w stanie odróżnić bardzo podobne molekuły. Wstrzyknęliśmy DNA do oocytów i w ten sposób uzyskaliśmy bardzo użyteczny i tani czujnik. Zastosowaliśmy 3 rodzaje feromonów i jeden środek zapachowy (odorant), wszystkie bardzo podobne chemicznie, a one [jaja] potrafiły bez problemu odseparować i wykryć różne typy zapachów oraz związków. Wrażliwość żabiego czujnika wynosi kilka części wagowych substancji w miliardzie (109) części wagowych roztworu. Aparat umie naraz rozpoznać kilka związków, które różnią się, dajmy na to, tylko izomerią wiązania podwójnego bądź grupą funkcyjną, np. ─OH, ─CHO czy ─C(═O)─. Takeuchi stworzył nawet robota, który kręci głową, gdy jego nos z prawdziwego zdarzenia wyczuje feromony ćmy. Naukowcy z Kraju Kwitnącej Wiśni zamierzają rozbudować opisaną technologię. Już teraz cieszą się, że wspólny zmysł węchu może rozciągnąć nową nić porozumienia między człowiekiem a maszyną. Ekipa z Tokio ma nadzieję, że dzięki jej wynalazkowi uda się zaprojektować lepsze urządzenia do wykrywania gazowych zanieczyszczeń powietrza, np. dwutlenku węgla. Komar znajduje ludzi właśnie dzięki CO2, co oznacza, że dysponuje receptorami do jego detekcji. Gdyby więc wyekstrahować materiał genetyczny owada i wprowadzić go do skrzeku, stworzenie odpowiedniego sensora powinno się powieść.
  25. Poszukiwanie nowych technologii wytwarzania akumulatorów to obecnie jeden z najbardziej aktywnych obszarów badań i inżynierii. Oczekiwanie na lepsze baterie ze strony użytkowników elektroniki, w tym także wojska, czyni z niego wyjątkowo intratny biznes - w przypadku sukcesu. Na horyzoncie rysuje się przełom zarówno jeśli chodzi o pojemność i sprawność baterii, ekologiczny sposób wytwarzania, jak i poręczność. Najnowsze osiągnięcia w tej dziedzinie zaprezentowano na 240., corocznym spotkaniu American Chemical Society (Amerykańskiego Towarzystwa Chemicznego, ACS). Możliwe, że już niedługo doskonałe baterie, wszywane w odzież, stworzą nam nieszkodliwe dla nas wirusy. Doktor Mark Allen, naukowiec Massachusetts Institute of Technology (MIT) zaprezentował nowy sposób wytwarzanie elektrod dla baterii litowo-jonowych, jakie najczęściej spotykamy w telefonach komórkowych, laptopach i generalnie urządzeniach przenośnych. Nowy rodzaj elektrod z fluorku żelaza będzie wytwarzany z pomocą wirusa, bakteriofaga M13. Wirus posłuży jako bioszablon, pozwalając na wytwarzanie elektrod w sposób ekologiczny, tani i bezpieczny - nowa metoda zredukuje niebezpieczeństwo związane z łatwopalnością baterii litowo-jonowych, która sprawiała już producentom wiele kłopotów. Wirus jest nieszkodliwy dla ludzi - jako bakteriofag żywi się bakteriami. To jest, zdaniem twórców, wielki krok w dziedzinie biochemii. Inną rewelacją związaną z nowym typem baterii jest to, że będą mogły być tkane - wszywane w ubrania. O takim rozwiązaniu mówi się od dawna, szczególnie chętnie na nową technologię patrzy wojsko. Współczesny żołnierz objuczony jest elektroniką: łączność radiowa, GPS, elektroniczne celowniki, noktowizory, komputery taktyczne. To wszystko wymaga zasilania i noszenia ciężkich akumulatorów. Bateria wszyta w tkaninę munduru, czy materiał kamizelki kuloodpornej ujmie przynajmniej część ciężaru i zwiększy mobilność oddziałów piechoty. „Ubieralne" baterie na pewno chętnie przywitają również osoby cywilne, zwłaszcza często podróżujące z dużą ilością sprzętu elektronicznego: biznesmeni, dziennikarze, czy wreszcie turyści. Nowe baterie mają być ponadto bardziej pojemne i sprawne.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...