Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

peceed

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1797
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    64

Zawartość dodana przez peceed

  1. Znajomemu spadł zegar ze ściany przy "pierwszym razie", od tamtej pory nie był nigdy nakręcony na pamiątkę. To też telekineza czy też "fizyka zjawiska" jest dosyć jasna dla każdej ogarniętej osoby? Denata o określonej godzinie mamy na wejściu do rozumowania warunkowego, on nie zmienia statystyki. 1/12 na godzinę, minuty mogą to niewiele poprawić. Zatrzymanie sugeruje usterkę mechaniczną która przy rozładowanej baterii blokuje zegar w tej pozycji. Shit happens. Wymieniona bateria nawet nie musiała być nowa, bardzo często machinalnie bierze się starą, a te jak wiadomo po chwili odpoczynku mogą na moment "zaskoczyć", czyli zegar byłby w stanie przeskoczyć "opór". Szansa że bateria rozładuje się "właśnie dzisiaj" (bo o godzinę dba usterka) to powiedzmy 1:1000-1500. Czyli 1:12k. 1:30k * szansa na wystąpienie takiej usterki. Całkiem możliwe. I to tylko jeden możliwy scenariusz, takich jest więcej i każdy z nich zmniejsza nieprawdopodobieństwo takiego zdarzenia! Skrajnie nieprawdopodobne zdarzenia się zdarzają, bo tym właśnie różnią się od niemożliwych. Skrajnie nieprawdopodobnych wydarzeń nie musi być wcale mało, ich jest mało w stosunku do "potencjalności". A dowiadujemy się o nich nieproporcjonalnie częściej, ze względu na ich rzadkość - taki paradoks, i stąd "epidemia na cuda". Dokładna analiza zmienia takie oszacowania. Na przykład, jakie są szanse, że ktoś wygra 3 razy w Totolotka? Naiwnie patrząc 1:195547109921856. Jest to zmniejszane przez ilość losowań. Ale niestety dla paranormalności trzeba rozważyć scenariusz, w którym nieogarnięty nałogowiec wygrywa w Lotto, i znaczną część wygranej wydaje na kolejne losy. Lotto ma E(x) na poziomie 50%, teraz może mniej, ale to wciąż pozwala zamienić pytanie wejściowe na takie: jakie są szanse, że wygra nieogarnięty nałogowiec. Taki nieogarnięty nałogowiec nie musi być pojedynczy, on może być "rozproszony" . Raz coś takiego się zdarzyło i nie ma w tym nic dziwnego. Ale można też szukać zjawisk paranormalnych, na czym de facto żerują wszyscy twórcy tzw. systemów. Racjonalista ma całkowicie inaczej. Przytoczę swoją historię. Kiedyś z bratem w wieku 12 lat widziałem tzw. UFO, po polsku NOL. Wygląd: 3 pulsujące purpurowo/różowawo kule wielkości kątowej mniej więcej księżyca, tworzące trójkąt /\, krawędziami odległe o 2-3 księżyce. Nisko nad horyzontem, 5 sekund obserwacji (brat widział dłużej w poprzedniej luce nad horyzontem). Chcieliśmy wybiec, ale "drzwi były zamknięte pomimo że nikt z nas nie pamiętał, że je zamykał na klucz" - mamy już aurę niesamowitości do kwadratu. Nic wiecej nie zobaczyliśmy, nikt inny nic więcej nie widział. Pierwsza decyzja - kazałem bratu osobno spisać obserwacje ze wszystkimi szczegółami, bez żadnej rozmowy i uzgadniania informacji. Dopiero po tym porównałem opis i był całkowicie zgodny. Nigdy więcej nie widziałem czegoś takiego ponownie. Kilka miesięcy potem przeczytałem w prasie, że we Wrocławiu widziały takie same kule (opisywane jako mające setki metrów średnicy i poruszające się z ogromną prędkością) tysiące osób. Jaki z tego wyciągnąłem morał? Że w fizyce pozostała masa fascynujących rzeczy do odkrycia wbrew temu co uważałem wcześniej, i zadecydowało to to trochę o kierunku moich studiów. Każda opcja (kosmici, podróżnicy w czasie, dziwne zjawisko optyczne, nowa fizyka) prowadziły do tego samego wniosku. Co to było? Dalej nie wiem. I nie jestem z tego powodu nieszczęśliwy. W ogóle nie pomyślałem ani o aniołach, ani o diabłach. "Oko boga" była hipotezą że to pojęcie mogło powstać na skutek analogicznej obserwacji. Tak jest w każdym wątku praktycznie na każdej stronie... Niesamowity poziom agresji i arogancji nie popartej intelektem. Parafrazując ekonomistów - jedyna wartość dodana jaką dostarcza kolega to "płynność". Aby ustalić o co chodzi z "gonieniem ogona". Po linii najmniejszego oporu. Nauka niczego nie zamyka. Nauka określa prawdopodobieństwa dla prawdziwości hipotez w najlepszy możliwy systematyczny sposób. Nikt nie wymyślił lepszego systemu. Religie dostarczają prawd objawionych, czyli hipotezy z przyjętym prawdopodobieństwem 1. Użyteczną życiową zasadą jest przyjęcie do wiadomości, że rozwiązania niekonwencjonalne są niekonwencjonalne, bo ostro zasysają. Jak coś działa to szybko staje się "konwencjonalne". Od układów samolotów do medycyny.
  2. "Przypadki losowe" to pochodna naszej niewiedzy, mechanizmy są. Od fagów w Gangesie po infekcje wirusowe atakujące guzy nowotworowe. Nie wspominając o tym, że układ odpornościowy generuje przeciwciała losowo i w końcu może zaskoczyć. Jak komuś nagle wyprostuje się krzywo zrośnięta noga, to możemy zacząć rozmawiać o cudach, przy najmniej zanim pojawi się nanotechnologia i ( będziemy mogli zignorować możliwość istnienia kosmitów realizujących programy rozrywkowe). Proszę odnieść się do tez. Nie odnosiłem się do tego co siedzi im w głowach, tylko do tego co czynią. Co do głowy mogę się domyślać w nie większym stopniu niż w przypadku każdego innego człowieka, mając jednak sporą próbkę do bezpośrednich obserwacji (jestem "czarną owcą" w de facto fundamentalistycznej rodzinie) i dostęp do gigantycznej ilości pism religijnych/teologicznych. W takim razie co robią traktaty teologiczne? "Trzeba mieć otwarty umysł, ale nie aż tak że mózg wypada". Elektroniczny? Bo w mechanicznym jak się sprężynka rozładowuje, to może stanąć w przypadkowym momencie. Wystarczy szybkie podniesienie zegarka (sprawdzamy o której ktoś umarł) i mamy to samo. Czyli całkiem typowy scenariusz. I co ważne - zegar zawsze stanie w dokładnie w momencie, kiedy gwałtownie sprawdzamy godzinę. Wynika to z konstrukcji balansu torsyjnego. Czyli ktoś zobaczy jeszcze tik, i zegar stanie dokładnie w momencie kiedy spojrzy. Ale to wolny kraj, i można wierzyć w psychokinezę. Nauka nie ignorowała "paranormalnych" tematów, po prostu wszystkie zostały sfalsyfikowane i od ponad 100 lat nikt poważny już się tym nie zajmuje. Ano nie. Pomiędzy Feynmanem a nauczycielem fizyki jest mniej więcej taka różnica, jak pomiędzy papieżem a katechetą.
  3. W 1966 była znacznie większa powódź. Tak więc mamy znakomity przykład tego, jak wszystkie katastrofy naturalne są obecnie przypisywane naturalnemu ociepleniu. Historycznie nie było wcale różowo: https://en.wikipedia.org/wiki/Acqua_alta A to jest adaptacja: https://en.wikipedia.org/wiki/MOSE_Project
  4. Problem z "Bogami" polega na tym, że są absolutnie skorelowani z religiami. A te są jak najbardziej poznawalne i materialne. Nie muszę się przejmować jakimkolwiek bogiem, po prostu oceniam "komunikaty o bogach". Te mają zerową wiarygodność. Bogowie "spontaniczni" nie istnieją (nie byliby znani pod tym pojęciem). Religianci mają tendencję do mentalnego tworzenia i imputowania ludzkich sfer aktywności i zainteresowań jako "bożków", czyli dla kogoś "bożkiem są pieniądze", "bożkiem jest nauka", itd. czyli nie są w stanie uciec od religijnej percepcji świata, to ona zaczyna nad nimi dominować. Ja po prostu jestem wolny od tego pojęcia, nie ma niczego co musiałbym tak nazwać za wyjątkiem składników wierzeń.
  5. https://www.quora.com/Does-Bohmian-mechanics-make-the-same-predictions-as-quantum-mechanics Argument (6) z niskim ciepłem właściwym substancji to absolutny killer wszystkich teorii dBB. Oczywiście cała reszta punktów jest jak najbardziej ok, ale (6) to zaprzeczenie eksperymentalne. "Problem" z MK polega na tym, że ona pięknie działa we wszystkich działach fizyki, w tym termodynamice, do której proponenci dBB nie dochodzą. A co mam psuć zabawę - samodzielnego zrozumienia problemu i szukania rozwiązania. Ale jako podpowiedź dodam, że był na ten temat news na kopalni wiedzy i to właściwie stąd się dowiedziałem że "to już". Nie wątpię. To taka przemiła sytuacja z "ukrytym łamaniem symetrii" WIN-WIN. I tym się różnimy. Ja nigdy nie dokonywałem "spontanicznej redukcji stanu", czyli bez obserwacji (informacji) które mogły coś rozstrzygnąć. A i wtedy mam zawsze na uwadze niepewność nowej wiedzy przez co tak naprawdę mam nowy szerszy stan warunkowy (to się nazywa unitarny mózg ).
  6. Oczywiście, jedno i drugie mogło dać Nobla. Wystarczyło dokładnie czytać posty Przy czym moja teoria została potwierdzona. Wydaje mi się że już sam kontekst narzucał stabilność logiczną, a nie fizyczną cząsteczek. Chodzi praktyczny gromadzenia mutacji. Stabilność "z pokolenia na pokolenie" nie może być raczej inaczej zinterpretowana. Cały czas bawię się konwencją, tym pyszniej że to o czym napisałem to zasadniczo prawda. Nie wiem czym jest dziedzictwo Batmana. I odpowiadam: że jeśli to coś czego nie można dzierżyć nieświadomie, to nie. Przy okazji - musi kolega kwantowomechaniczno rozważać superpozycję odnośnie stanu mojego ego: tak to prawda co mówię (mamy jedną warunkową ocenę ego) LUB raczej palma mi odbija (mamy drugą ocenę ego) LUB trolluję (to tak dla pełnej listy opcji, daje jeszcze inny obraz ego).
  7. 1) Po pierwsze zauważyłem problem stabilności DNA mitochondrialnego. Jakim cudem nie ulega degradacji z pokolenia na pokolenie w zarodkowej linii komórek? Nikt wcześniej nie zadał sobie tego pytania/nie zauważył problemu. 2) Znalazłem jedyny teoretycznie możliwy mechanizm który to może realizować. 3) Ten mechanizm został okryty mniej więcej w 2012-2014r (nie pamiętam dokładnie), oczywiście bez najmniejszego pojęcia po co on robi to co robi (ach biolodzy). To znaczy pomimo perfekcyjnego opisu "technicznego", czyli tego czego mi zabrakło dalej nie byli w stanie dojść ani do 1) ani do 2), co doskonale potwierdziło moją ocenę że żaden biolog tego nie wymyśli (bo dojście do tego zajęło mi dwa dni myślenia praktycznie non-stop, a miałem całe niezbędne przygotowanie teoretyczne i praktyczne ) To bardzo ważne odkrycie, bo wyjaśnia dlaczego organizmy się starzeją. Ironią losu jest to że zostałem skasowany przez uszkodzenia mitochondriów do których doprowadziła Cyprofloksacyna i być może inne FQ (bo nie sprawdziłem jakie dokładnie dostałem w szpitalu).
  8. Bo funkcja falowa jest uogólnieniem rozkładu prawdopodobieństwa, dokładne w taki sam sposób jak usunięcie pewnika Euklidesa daje nam ogólniejsze geometrie od płaskich. Oczywiście "rozumienie" tego jest ułatwione o tyle, że taką geometrię da się reprezentować jako zakrzywioną powierzchnię w wyżej wymiarowej geometrii euklidesowej, co umożliwia nam bezpośrednio "zobaczyć" zjawisko dla geometrii 2 wymiarowych i wyrobić sobie intuicję. Taka intuicja wysiada w momencie, kiedy trzeba sobie uświadomić że zakrzywiona geometria może istnieć bez tej zewnętrznej przestrzeni, nagle staje się to obciążeniem. Tak samo różne sytuacje kiedy powierzchnie się "przecinają" i mózg na siłę doszukuje się manifestacji tego zjawiska w przestrzeni zakrzywionej, a tam się nic nie dzieje z tego powodu. W mechanice kwantowej pomiary ogólnie nie komutują i z tego faktu można wyprowadzić konieczność używania zespolonej funkcji falowej zamiast amplitudy prawdopodobieństwa. Można zrobić rozumowanie w drugą stronę. Nie ma tu nic do rozumienia ponad to, że świat do opisu potrzebuje czasami bardziej zaawansowanych struktur matematycznych niż te najbardziej elementarne. Tylko czy to jest problem?| Studiując fizykę doszedłem do etapu, w którym klasyczny model przestał mi wystarczać, bo co to znaczy że punktu się przemieszcza? Co "wie" punktowa cząsteczka? Skąd "ona wie" że ma się odbić od lustra? Co tak naprawdę się dzieje w odbijających się sztywnych bryłach? Co to znaczy że "coś naprawdę fizycznie jest"? Itd.Ogólnie klasyczny model potrafi być tak samo niesatysfakcjonujący jak kwantowy, tylko przyzwyczailiśmy się do niezadawania "niewygodnych pytań". W każdej ścisłej teorii w końcu dochodzimy do "aksjomatów", i trzeba umieć się pogodzić że pewne pytania mogą nie mieć sensu. Tutaj jest dobry komentarz do tej pracy osób które poświęciły dużo wysiłku w jej "poznanie". Polecam :Comment on "Observing the Average Trajectories of Single Photons in a Two-Slit Interferometer". Pojedynczy istotny fragment: Nie pozwalaja na wiele złudzeń co do warsztatowej jakości "eksperymentatorów" i "potwierdzenia". Mój komentarz jest taki, że jeśli nie istnieje coś takiego jak trajektoria fotonu wewnątrz funkcji fotonu, to pojęcie "średnia trajektoria" nie ma najmniejszego sensu, bo nie za bardzo mamy co uśredniać. Jest wręcz śmieszniej: to właśnie funkcja falowa jest odpowiednio rozumianą średnią po wszystkich trajektoriach. Sama idea pomiarów słabych bez oddziaływania jest... słaba. Odnośnie dBB to Bohm wcale nie traktował swojej mechaniki jako poprawnego opisu dla mechaniki kwantowej, to była próba stworzenia toy-modelu który próbowałby złamać twierdzenie von Neumanna odnośnie braku realizmu mechaniki kwantowej, w najbardziej trywialny sposób: zmiennymi ukrytymi było bezpośrednio położenia cząsteczek. Potem Bell stwierdził dokładnie gdzie leży luka w dowodzie za pomocą swojej nierówności i było nią założenie lokalności. dBB ma bardzo duże problemy koncepcyjne z pomiarami innymi niż położenie cząsteczki. Ogólnie można ją traktować jako transformację wejściowego generatora liczb losowych i nic więcej. Wciąż musimy pamiętać że prawdziwy skok następuje w wiedzy czegoś co jest obserwatorem, funkcja falowa elektronu która skacze w typowym przypadku jest tylko fragmentem jego wiedzy o świecie i częścią większej funkcji. (Oczywiście może być obserwator który wie tylko o 1 atomie i nic więcej, ale to rzadki przypadek). To że takie różne perspektywy da się zszyć bez żadnych paradoksów jest zadziwiającym faktem. Mamy ciekawy problem odnośnie funkcji falowej wszechświata. Można założyć że stan początkowy wszechświata jest ekstremalnie prosty i ma entropię bliską lub równą 0. W związku z tym funkcja falowa całego wszechświata sama w sobie nie ma żadnej informacji (wszechświat jest darmowym obiadem : ) ). Dopiero wewnętrzna perspektywa jest skomplikowana. Aby się dowiedzieć czegoś o konkretnym wszechświecie, trzeba by dokonać pomiaru, "z zewnątrz" jest to niemożliwe, ale hipotetycznie musielibyśmy wykonać pomiar aby sprawdzić jaki wszechświat jest naprawdę, i dopiero wtedy nabylibyśmy informację. Jeśli nikt nie ogląda wszechświata, jego powstanie nie zmienia informacji. Dlatego wszechświat może istnieć, bo niczego to tak naprawdę nie zmienia w stosunku do jego nieistnienia Funkcja falowa zawsze reprezentuje wiedzę pewnego obserwatora, funkcja falowa całego wszechświata nie ma formalnego sensu bo tego obserwatora nie ma. Dlatego fakt, że posiada ona tak naprawdę zerową zawartość informacyjną jest niezwykle doniosły dla spójności formalizmu: istnienie wszechświata nie wymaga obserwatora, czyli czegoś co miałoby jakąkolwiek wiedzę Entropia zero pozwala tak naprawdę na tylko jeden możliwy stan początkowy, to taka bardzo mocna przesłanka na to, że początek wszechświata jest absolutnie unikalny z fizycznego punktu widzenia i jest czymś w rodzaju Planckowego Blobika. Przypomina to prosty program komputerowy, który wypisuje kolejno wszystkie możliwe ciągi. Czyli jest w stanie napisać wszystkie dzieła ludzkości, prawda? Dopiero "pomiar" tworzy nam asymetrię i losuje pewien określony program (bo jakikolwiek wybór ze względu na symetrię jest równoważny z losowaniem). Za pomocą "operatora" można wybrać jakiego tekstu się spodziewamy, czyli jaką mam mieć długość, w bardziej ogólnym przypadku jaki pattern ma spełniać. Mamy pełną równoważność (ktory tekst/jaki tekst) i dopiero "losowość" dostarcza nam informacji. Sam taki program jest bezwartościowy. Dowolny zbiór jego produkcji (przypadkowy/pełny) także... Dlatego ogólnie mam dużą sympatię do hipotezy względnych stanów, MWI. Mi te "ekstra wszechświaty" są potrzebne do zachowania symetrii warunkującej zerową entropię całego wszechświata. Ale ja nie traktuję MWI jako naiwnej formy do wyjaśnienia czegokolwiek na podstawie bardziej klasycznej mechaniki, dla mnie to dodatkowy postulat i wolę określenie względne stany. W dalszym ciągu rozumiem tylko jego górną część. Oczywiście wynika to z faktu że działanie komputerów kwantowych i Shora zrozumiałem gdy miałem w pełni sprawny mózg i z pewnością nie byłbym w stanie go zrozumieć dzisiaj, to taka jazda na gapę z użyciem pamięci zamiast wnioskowania. Teraz został "szef" któremu brakuje ludzi od konkretnej roboty i zna się tylko na "dyrektorowaniu" Moja hipoteza jest mniej więcej taka: Mamy macierz spinów. Problem kodujemy za pomocą ustalenia siły lokalnych interakcji między spinami w sposób ciągły (bo to mają kodować rzeczywiste prawdopodobieństwa <0,1>). Co już oznacza, że mamy komputer programowany analogowo w przypadku ogólnym, i kodowanie fizyczne takich sprzężeń jest na pewno bardzo skomplikowane i nietrywialne. Nawet jeśli przyjmiemy, że dla każdego problemu będziemy tworzyć od nowa "układ scalony". Tutaj koncentrują się wszystkie moje uwagi odnośnie stabilności numerycznej, kodowanie sprzężeń analogowych w stopniu umożliwiającym "cyfrową" precyzję jest niewykonalne w praktyce. Ale przyjmijmy że jakoś się udało (w końcu mechanika klasyczna nie zna takich problemów, a to tylko detal techniczny). Te macierze interakcji zostały ustalone w taki sposób, że jeśli układ osiągnie kwantowe warunki pracy i stanie się komputerem kwantowym, to przeprowadzi obliczenia kwantowe. Ale gdzie jest wejście a gdzie wyjście? Jeśli problem jest kodowany strukturze, to wejściem jest jest tak naprawdę dowolny stan, a obliczeniami wymuszanie przyjęcia odpowiednich stanów qbitów. Nazywanych jako wejście. Czyli liczymy że układ osiągnie stan "równowagi termodynamicznej" który możemy uznać za wyjście i pod odczytamy jakieś bity ze skrajnych spinów? Zamiast robienia coraz to nowych slajdów proszę o syntetyczny koncepcyjny opis słowny jak miałby działać ten komputer w języku normalnej fizyki, bo te MERWY i Wicki to tylko kodowanie problemu, o ile ten model obliczeniowy w ogóle jest oparty na fizyce... Przy okazji - może warto przyjżeć się czemuś takiemu: https://www.sciencedaily.com/releases/2019/09/190918131437.htm Zdecydowanie jest to "rzeczywisty" model, a szybkie oscylacje można uzyskać za pomocą szybkozmiennego zewnętrznego pola magnetycznego, dodatkowo nie widzę zgrzytu między pbitami i termalizacją, jeśli coś ma ona osiągnąć rozkład Boltzmannowski to z pewnością osiągnie w takiej maszynie. To byłby dziwny komputer analogowy aproksymujący komputer kwantowy! 15 lat temu zabrakło mi kilku milionów dolarów na badania i straciłem swojego Miałem pewność że nikt nie wpadnie na mechanizm przez co najmniej 10 lat (bo ludzie którzy są do tego zdolni nie zajmują się biologią, no offence), ale nie przewidziałem że zjawisko zostanie odkryte (bez najmniejszego zrozumienia "o co w nim chodzi") na skutek regularnego laboratoryjnego rycia. Trzeba było publikować... 1/3 Nobla to wciąż cały Nobel ale za bardzo bałem się podobnej sytuacji do tej z odkryciem tła mikrofalowego a komplet teoria+odkrycie to był w sumie pewniak w sensie że całkowicie zasługuje ale nie wszyscy dostają...
  9. Boltzman wymaga termalizacji a ta pewnych oddziaływań/operacji i czasu, które można traktować jako formę obliczeń. Dosyć kiepsko to brzmi w otoczeniu spinów. To taka heurystyka, ale nie mam żadnego dostępu do pamięci wzrokowej i operacji na wzorach, więc muszę ograniczać się do czysto słowno-abstrakcyjnego rozumienia. Trochę ciężko wymusić stan spinów z prawej strony i liczyć że nie wpłyną na stan spinów po lewej stronie. Po wprowadzeniu wymuszenia powstanie impuls który będzie się propagował w lewo. Jak rozumiem idea jest taka, aby obliczenia szły w "dół warstwami", licząc że pierwsza warstwa uzyska "magiczny stan"? Wynik jest ścisły, to po prostu równoważność różnych formuł matematycznych i nic więcej. Nawet posiadając opisy równoważne nie są one tak samo wygodne dla różnych sytuacji fizycznych, czasami jeden opis jest prostszy a czasami inny. Nie warto sobie wyobrażać obliczeń kwantowych jako efektu działania trybików, to że Shor będzie działał wynika czysto z formalizmu MK a ten po prostu działa. Niedziałanie komputerów kwantowych podważyłoby MK, a tego nikt nie oczekuje. Aby bawić się mechaniką kwantową, potrzebna jest zmiana podejścia filozoficznego-gruczołowego że tak się wyrażę. Cały czas żyjemy z euklidesowym modelem rzeczywistości w głowie który mówi że pewne rzeczy są i wszystko co da się zobaczyć jest etykietką którą da się przylepić do obiektów i kolejne obserwacje anie nie zmieniają wartości tych etykietek anie nie usuwają. To takie gromadzenie klasycznej wiedzy bez niepewności i prawdopodobieńst. To jest nasz konkret który działał w mechanice klasycznej. W mechanice kwantowej jawnie w formaliźmie odeszliśmy od tego modelu. Przede wszystkim wektory stanu i funkcje falowe reprezentują naszą wiedzę o świecie. W mechanice klasycznej było tak samo, ale zakładaliśmy izomorfizm model klasyczny (budowany na podstawie zdarzeń)=rzeczywistość. Model klasyczny daje w granicy pełną informację o zdarzeniach. Wiedza od początku może mieć charakter probabilistyczny. Można zrobić mechanikę falową mechaniki klasycznej z uwzględnieniem niepewności i to bardzo przypomina mechanikę kwantową, z operatorami włącznie. Mechanika kwantowa wprowadza do takiego opisu tylko jedną zmianę - że operatory nie muszą komutować. Ta jedna zmiana prowadzi do tego, że nie jesteśmy w stanie zbudować modelu który byłby zbieżny w takim sensie że przewiduje wszystkie zdarzenia coraz lepiej aż w końcu osiąga się pewność. Taki maksymalny możliwy model kognistyczny możliwy do zbudowania daje nam w końcu MK. Więc pierwszy poziom zrozumienia MK to wprowadzenia tego poziomu meta - model "rzeczywistości" maksymalną wiedzą o możliwych zdarzeniach. I reprezentacja tych zdarzeń w modelu. Sposobem nabycia porcji wiedzy do uaktualnienia modelu jest pomiar. Drugi poziom to zrozumienie, że model mechaniki kwantowej jest maksymalną informacją o zdarzeniach a nie o modelu klasycznym! (Tak jak model klasyczny był maksymalną efektywną informacją o zdarzeniach/obserwacjach). I teraz można wykonać kolejny krok taki jak w mechanice klasycznej - zaczęliśmy tam utożsamiać model klasyczny (graniczny) z rzeczywistością. Musimy zacząć utożsamiać model graniczny MK z rzeczywistością. I zrozumieć że MK nie opisuje nawet wiedzy o rzeczywistości klasycznej schowanej pod spodem, aczkolwiek takie rozumienie jest pewnym krokiem w mentalnym przejściu. Oczywiście opisuje. Proszę przeczytać moje posty ze zrozumieniem. Deekscytacja atomu to nie jest przeskok funkcji falowej! Funkcja falowa opisująca atom emitujący foton opisuje prawdopodobieństwa wszystkich przejść we wszystkich momentach (stąd wzięła się koncepcja wielu światów). Po dokonaniu obserwacji układu albo stwierdzamy że ekscytacja nastąpiła albo że nie nastąpiła, ewolucja jest UNITARNA. Jeśli nastąpiła to nasza funkcja wiedzy o układzie zmienia się w taki sposób że , znając dokładny moment emisji, najlepszą informacją staje się funkcja opisująca inny stan energetyczny elektronu... Zgodnie z MK świat jest na tyle miły, że zachowuje się zgodnie z prawami MK. Takie pojedyncze równania Shrodingera są jedynie prostymi rzutami głownej funkcji falowej w przestrzeni hilberta, klockami które składają się na funkcję falową rzeczywistości. Tutaj kłania się to, że nasze rozumienie rzeczywistości jest wciąż półklasyczne, więc tworzymy sobie atom w dokładnej pozycji. Jest to niefizyczna sytuacja, jądro i potencjał już na wejściu muszą być dane w postaci pełnej funkcji opisującej niepewność położenia. W laserze mamy setki atomów opisywanych pojedynczą funkcją falową. Ale taki model Shrodingera atomu jest dobrym kątem pod którym można spojrzeć na ten laser. Dlatego MK to mechanika, bo pozwala na efektywne stosowanie przybliżeń, podmodeli, i wszystkie też są kwantowe! To co wiemy o rzeczywistości to to, że daje się opisywać w tak niezwykły sposób. Kiedy w naszej funkcji falowej wyodrębniamy inne latające funkcje, to dlatego że opisują obiekty niezależne albo nie dbamy o korelacje bo uwzględniamy aspekt który je olewa (czyli jaki kolor światła wyleci z lasera, a nie mamy żadnej wiedzy o tym gdzie był atom który wyemitował określony foton, taka wiedza po prostu nie istnieje w modelu kwantowym czyli rzeczywistości!) Lokalne perspektywy są kwantowe, bez wyjątku. Nas ratuje dekoherencja i niska entropia na początku wszechświata. Na resztę odpiszę w tygodniu, ale proszę odpowiedzieć na pytanie: To sformułowanie jest zastanawiające. Czy założenie odnosi się do praktycznej możliwości możliwego do zrealizowania układu fizycznego, czy też w jakiś sposób zależy od hipotetycznej interpretacji mechaniki kwantowej?
  10. Czyli człowiek siwieje w ciągu jednej nocy, bo wyczerpała się populacja komórek tworzących melanocyty tworzące barwnik? Chyba jednak potrzeba więcej mechanizmów aby już wyrosły włos nagle stracił barwę. Nie słyszałem aby ciała po śmierci siwiały...
  11. To że ktoś pomija takie "ozdobniki" nie znaczy, że ich tam nie powinno być. To że znalazło się w gronie osób myślących dokładnie tak samo niczego nie zmienia w tej materii.
  12. Przede wszystkim uwaga natury ogólnej do wszystkich prac kolegi - one cierpią na zbytnią slajdowość, tzn. wyglądają bardziej na ilustrację wykładu a nie są dokładnym wykładem samym w sobie. Dobra praca powinna pozwalać na szybkie czytanie bez domyślania się co autor miał na myśli (podobny efekt występuje w wielu opracowaniach matematycznych, gdzie co prawda autorzy osiągają maksymalną zwięzłość wypowiedzi i nawet jednoznaczność, ale rozumienie jest wolne czego można byłoby uniknąć dodając maksymalnie trochę tekstu). Zdałem sobie sprawę że jednak nie zrozumiałem pewnych rzeczy dokładnie, co pewnie było widoczne w mojej poprzedniej wypowiedzi. Po dokładniejszym przeczytaniu do niezrozumienia doszło zdziwienie. Nie mam pojęcia w jaki sposób można wymuszać rzeczywistość amplitud w układach fizycznych. Jedyne co możemy zrobić na wejściu to albo ustalić potencjał albo pole. Prawdopodobnie występuje tutaj jakieś poplątanie pojęć wynikające z mieszania pojęć MERW , mechaniki kwantowej i Isinga. Jest to o tyle niefortunne, że dokładne opisanie procedury obliczeniowej mogłoby wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Czy te spiny są q-bitami? Z jednej strony mamy informację że kodują 2^w stanów, z drugiej jest mowa o braku interferencji, co wyklucza kwantomechaniczność obliczeń i mogłyby zostać z powodzeniem zastąpione bitami. To sformułowanie jest zastanawiające. Czy założenie odnosi się do praktycznej możliwości możliwego do zrealizowania układu fizycznego, czy też w jakiś sposób zależy od hipotetycznej interpretacji mechaniki kwantowej? Pewnie to jasne kiedy już się zrozumie. Największy koncepcyjny problem dBB to pytanie: co się dzieje jak cząstka ulega stworzeniu/absorbcji. Przyjmuje się że na wejściu do funkcji pilotującej cząstka musi podlegać rozkładowi . Co oznacza, że w praktyce reguła Borna została zastąpiona analogiczną magiczną regułą. Nic się nie zmienia. I to ilustracja zasady o której wspomniałem wcześniej, że losowość można tylko przenieść w warunki brzegowe/początkowe. Co się dzieje z falami pilotującymi, one istnieją zawsze jako puste duchy i tylko czekają aby jakaś cząsteczka w nie wskoczyła po kreacji? To by znaczyło że świat jest wypełniony "morzem Diraca fali pilotujących". Musi ich być mocno nieskończenie wiele. W jaki sposób taka fala wie, że już coś w nią wskoczyło? Chyba że każda cząstka ma swoją czekającą na nią falę. To pokazuje, że chcąc wprowadzić klasyczną cząsteczkę do MK powołano do życia potworka w postaci klasycznej fali o zadziwiających właściwościach. W praktyce zawsze będzie musiało to wyglądać w ten sposób - powołanie struktury całkowicie zwierającej MK (bo ja wierzę że MK jest właściwym opisem świata) i dodającej masę nieobserwowanych, nieweryfikowalnych śmieci.
  13. Pasywnik, denialista, jak rozumiem to tylko wstęp do klasyfikacji opozycji. To jest totalna bzdura. Wszyscy ludzie realizują swoje cele według swoich subiektywnych kryteriów (macierzy wypłat) i jest to dla nich COŚ. Gdyby poiltyki ekoklimatycznych fanatyków były finansowane z ich kieszeni to w sumie miałbym to głęboko gdzieś. Problemem jest to, że ci ludzie oczekują poniesienia ogromnych kosztów przez resztę ludzi szeroko posługując się dezinformacją, manipulacją i propagandą, marnując ogromne środki które można spożytkować znacznie lepiej nawet z korzyścią dla ochrony przyrody. Pozwolę sobie zacytować: To już jest ciężka działalność kryminalna, bo to czytają dzieci (wyborcy i politycy). Każdy człowiek wykorzystuje szansę, że jego działania mogą odnieść skutek, to nawet tautologia. Przed każdą akcją trzeba analizować zyski i straty, czyt. upewnić się czy coś naprawdę wymaga naprawy. Tutaj tylko straty ekonomiczne są pewne a zyski są spekulatywne bo opierają się na masie naiwnych założeń odnośnie postępu technicznego, skrajnie nieprawdopodobnych scenariuszach ekstremalnych i ignorowaniu jakichkolwiek korzyści z zachodzących zmian. Nawet w czasach kiedy byłem wielkim zwolennikiem ochrony przyrody za wszelką cenę doskonale zdawałem sobie sprawę, że najważniejszą kwestią jest zrobienie maksymalnie kompletnego banku genetycznego ginących i "wyginiętych" (bardzo dużo dna zostało w trofeach, śmieciach i lodzie) gatunków, mając świadomość że ludzie za kilkaset lat będą mogli sobie wszystko naprawić - jeśli będą chcieli. Ale aby mieli taką możliwość potrzebna jest informacja i technologia.
  14. Znakomicie, więc zamiast wyeksportować Europę do Afryki zaimportujemy Afrykę do Europy. Przyjmijmy te na początek 500 milionów ludzi, Afryka odrobi tę stratę w ciągu 25 lat. I co dalej? Kolejne 500 milionów? Za sto lat sami Afroeuropejczycy zbudują sobie zasieki i pola minowe, bo mają więcej prostego zdrowego rozsądku. Osią wypowiedzi kolegi jest poczucie winy wobec stanu świata, w dzisiejszych czasach podsycane przez różnego rodzaju propagandę i bezwarunkowo oczekiwane u wszystkich (innych) ludzi. Możemy zaobserwować próby wykorzystania tego mechanizmu do tworzenia (rozdmuchiwania marginalnych) związków przyczynowo skutkowych, jak pierdzenie wielbłądów z masową migracją do Europy. W rzeczywistości przyczyną numer 1 jest przerost naturalny. Jeśli ludzie na jakimś terenie postanawiają podwajać swoją populację co 30 lat, to jest jasne że inne czynniki nie mają żadnego istotnego znaczenia, bo problem w żaden sposób nie zniknie, co najwyżej ulegnie przyspieszeniu o kilka lat. (Jest tutaj analogia niezrozumienia znaczenia pomiędzy wykładniczością przyrostu naturalnego i logarytmicznością przyrostu temperatury od ilości gazów cieplarnianych). Nie mówi się o czekającej nas masowej fali migracji ludzi z Afryki do Rosji, Chin, czy na bliski wschód. Powód jest prosty - narody tam mieszkające jeszcze nie uległy globalnemu ocipieniu. Przynajmniej nie bawię się w szufladkowanie ludzi przez internet. A bawienie się w ustalanie typów osobowości przy utracie 90% funkcji poznawczych to jest już tylko i wyłącznie fusologia, nie mówiąc o tym że cała teoria która bawi się tworzenie określonych typów osobowości jest używając łagodnego określenia - słaba. Moje obecne zachowanie jest konsekwencją faktu, że straciłem zdrowie przez wysoko funkcjonujących debili, i przeżyłem dosyć ostre zderzenie z rzeczywistością które pozwoliło mi skorygować swoje wyobrażenie o kompetencjach intelektualnych ludzkości mocno na minus.
  15. Cała zabawa idzie o to aby do tego nie doszło. Bo o odstrzał to sami sobie zadbają, tylko że ani nie musi być planowany anie nie musi być odstrzałem. Pomoc żywnościowa jest jakimś środkiem nacisku.
  16. Zły wniosek, nie wszyscy muszą myśleć jajami. To się nazywa bayesowska zintegrowana wizja świata. Potencjalnie może się diametralnie zmienić, na przykład obudzę się w Matrixowej tubie i wszystko zmieni znaczenie. Ale są też wydarzenia mniejszego kalibru. Tylko że proces jest zbieżny i taka pozorna elastyczność daje bardzo stabilny obraz. Zatem moje poglądy są bardzo stabilne w czasie.
  17. To wynika z faktu że myśląc w miarę możliwości samemu nie mam poglądów które przynależałyby do typowych klastrów. Więc dla prawicowców jestem lewakiem, dla lewaków faszystą, dla faszystów zdrajcą narodu, dla ekologów denialistą itd. Nie widzę potrzeby synchronizacji z żadną grupą. A poglądy mam dynamiczne, one są wyjątkowo stałe tylko w sensie braku przesłanek do ich zmiany. A co mam sądzić o czymś czego nie znam? Natomiast widzę możliwe scenariusze i największym zagrożeniem dla cywilizacji wciąż jest wojna jądrowa, o czym wszyscy gładko zapomnieli. W wieku 12 lat zdałem sobie z tego sprawę i dosyć mocno to przeżyłem. Do tej pory budziłem się żyłem bez strachu że w każdej chwili "niebo może zwalić się na głowę" - to moje oryginalne podsumowanie z tego okresu. A tutaj w każdym momencie mogłem być martwy od pół godziny, tylko że jeszcze o tym nie wiedziałem. Kolejnym zagrożeniem jest bioterroryzm - możliwości biotechnologii pozwolą pozbyć się ludzkości w 2 tygodnie, stosunkowo małym kosztem i z użyciem niewielkiego laboratorium. Próg wejścia będzie znacznie mniejszy a zagrożenie większe w stosunku do obecnych ambicji jądrowych u różnych dyktatorów. Niczego nie musimy teraz robić. Pola minowe rozkłada się w kilka miesięcy Ale z dobroci serca możemy wypracować i wdrożyć strategię kontroli urodzeń w krajach które nie potrafią zrobić tego same. Nie nazwałbym ich naiwnymi, zwracali uwagę na realne problemy za pomocą takiego środka wyrazu jakim dysponowali. To że nie przewidzieli kierunku rozwoju naukowo technicznego to nie ich wina, nikt nie przewidział dokładnie. BTW. ja klasyczną SF traktuję jako źródło nie o przyszłości, a co najwyżej o przeszłości. Tutaj są dwie kwestie. Zawsze będą pojawiać się najgorętsze i najsuchsze lata w historii pomiarów nawet w przypadku braku trendów, takie prawa statystyki. Większym problemem jest to, że nie musi być to prawda, bo wbrew wytycznym nie przekalibrowano pomiarów przy zmianie termometrów rtęciowych na elektroniczne. Dlatego realna historia pomiarów jest dosyć krótka, a ta do której się odnoszą - nieporównywalna. Co oczywiście nie musi oznaczać fałszywości tego zdania, ale nie jest ono tak pewne jak może się to wydawać, i są opinie że rekord temperatury jednak nie został pobity. Na histogramie może to wyglądać bardziej jednoznacznie. Ludzie mają różne potrzeby. Czyli Aborygeni chcący odzyskać wodę są gorsi niż ludzie pałaszujący kebaby? Może złem jest "niezjedzenie" tych wielbłądów a pozostawienie ich padlinożercom? Generalnie ja Afrykanom gorąco kibicuję, tylko akurat nie w konkurencji "przeprowadzka do Europy". Rozdawanie własnego kraju to najmniej efektywna forma pomocy.
  18. Odnośnie dBB to po przemyśleniu sprawy opóźniony wybór nie wyklucza takich teorii, bo zasadniczo umożliwiają one nieograniczenie szybkie ruchy cząsteczek. Jeśli chodzi o bawienie się w realistyczne teorie naśladujące MK to największe moje zastrzeżenie jest takie, że to po prostu jest niepotrzebne. Preferencje do takiego opisu przyrody mają przyczyny czysto biologiczne. Najlepsze co może zrobić "realistyczna" teoria to całkowicie odtworzyć przewidywania zwykłej MK. Największym problemem jest to, że gdy znajdziemy taką teorię T0, to nie ma żadnego problemu z konstrukcją całkowicie równoważnej fizycznie innej realistycznej, głębszej teorii T1. Ta zabawa może trwać w nieskończoność. Realizm ma tylko tę zaletę, że łatwo możemy sobie wyobrażać w mózgu "obiektywnie istniejące" elementy, bez zastanawiania się co to tak naprawdę oznacza. W rzeczywistości to wciąż jest model. Kiedyś hipotetyzowałem sobie że być może dla każdej lokalnej nierealistycznej teorii istnieje równoważny nielokalny "opis realistyczny". Natychmiastową implikacją było pytanie "i co z tego wynika w praktyce?". Te "realistyczne" byty są fundamentalnie niepoznawalne. Program nigdy nie jest w stanie się dowiedzieć, czy działa na maszynie czy na jej perfekcyjnym symulatorze. Pełne refleksyjne poznanie nie jest możliwe. Możemy przyjąć że wszechświat jest fundamentalnie niepoznawalny, a fizyka opisuje granice "refleksyjności", czyli co wszechświat może wiedzieć sam o sobie (najprawdopodobniej kawałkami). MK ma doskonałe właściwości dla takiego ujęcia, z filozoficznego punktu widzenia. Nie skupia się na obserwatorze - obserwator w ogólnym przypadku nie jest w stanie sam siebie poznać co jest bardzo logiczne. Może się zareprezentować w postaci wiedzy o układach, które mają wiedzę o nim. I to jest bardzo szczególna sytuacja. Niestety nie. Mogę się tylko domyślać co ma oznaczać słowo konkretne ale nie ma tam realizmu. Model standardowy jest tworzony w oparciu o KTP, co oznacza że wszystkie pola są w nim z definicji kwantowe. Co implikuje że reprezentuje ono wiedzę o tym układzie z punktu widzenia pewnego hipotetycznego obserwatora. Związek z "rzeczywistością" zachodzi tylko poprzez pomiary. A jak brzmi twierdzenie Bella? Czy chodzi o to że MK jest albo nielokalna albo nierealistyczna? W takim razie oczywiście nie.
  19. O ile nie jestem w stanie prześledzić poprawności technicznej, to implikacje są takie, że "udowodnił" kolega jedną z alternatyw: 1) komputer kwantowy jest w stanie rozwiązać problem NP-com w czasie wielomianowym (bo komputer kwantowy jest w stanie wielomianowo symulować każdy inny obliczeniowy układ fizyczny, w praktyce może być to utopią ale nie zmienia wniosku formalnego). Bardzo ładny rezultat. 2) komputer klasyczny jest w stanie rozwiązać problem NP-com w czasie wielomianowym. To oczywiście żart;) 3) układ fizycznie jest nierealizowalny Silnie optuję w kierunku odpowiedzi numer 3. Uzyskanie perfekcyjnego rozkładu Boltzmannowskiego po trajektoriach może wymagać formalnie nieskończonego czasu (przynajmniej tak mi się wydaje). Nie widzę rachunku błędów, ale intuicja wyrobiona na podstawie stabilności numerycznej przy obliczeniach macierzowych mówi mi, że w ogólnym przypadku może to być śmiertelny problem. Potrzebna jest analiza zbieżności rozkładu po trajektoriach do Boltzmannowskiego i wpływu odstępstw od tego rozkładu na wynik obliczeń - to podstawa.
  20. Ano mają więcej rozumu i zdrowego rozsądku. Doskonale wiedzą że wielbłądy im przeszkadzają i dlaczego. Ktoś kto ma w domu krany, sracz ze spłuczką i prześcieradło w wielbłądy może mieć emocjonalne trudności ze zrozumieniem ich sytuacji. I do tego potrafią "iść z prądem" Na koniec przypomnę że Aborygeni byli oficjalnie zaliczani do fauny Australii jeszcze w latach 50, więc może dajmy im przynajmniej tyle praw odnośnie zabijania ile mają inne zwierzęta?
  21. Dlatego nasza marynarka wprowadziła do służby ORP Ślązak który nadaje się tylko do zwalczania pontonów. Wymiana żarcie za ograniczenie rozrodczości jest etyczna. W obliczu takiej perspektywy nie ma chyba problemu z zaminowaniem granic (tak, w ogóle nie trzeba strzelać, miny są znacznie skuteczniejsze w odstraszaniu). Nie ma opcji aby ludzie zgodzili się na coś takiego, więc niezależnie od neomarksistowskiej propagandy granice zostaną w końcu zamknięte. Ludzie mają prawo do obrony swoich interesów. A w ogóle jak mogłyby wyglądać wojny o wodę, ustawka w garażu parlamentu europejskiego? Ile jest rzek które przepływają pomiędzy państwami? Tak naprawdę są to hasła idiotów, niech się przypatrzą jakie zasoby wodne ma Izrael a jak sobie radzi stosunkowo niewielkimi kosztami. Woda w miastach może się kręcić w obiegu zamkniętym. Jeśli chodzi o nawadnianie to mamy ogromne rezerwy w sposobie nawadniania, więc nie ma problemu, nawet jakby Europa miała zacząć produkować 2x więcej kalorii. Tak naprawdę mamy ogromne rezerwy w możliwościach produkcji żywności. Problemem jest brak klientów (czyli ludzi którzy są skłonni za nią zapłacić). Chiny potrafiły przyjąć politykę jednego dziecka, teraz możemy oglądać gdzie są. Afryka musi zrobić to samo i tematy zastępcze w postaci pierdzących krów tego nie zmienią. Trzeba ich tylko jasno uświadomić, że do Europy nie wjadą. Jedyny problem jest taki, że wprowadzenie jakiejkolwiek polityki dłużej niż rok do przodu to możliwe było w Afryce w erze kolonialnej. Tamtej mentalności ludzkiej nie da się przeskoczyć. Bo temperatura globalna wzrośnie o 1°C? To trochę za mało. No chyba że się wierzy w 4.5° IPCC. Ja nie dożyję starości. To jakaś nowo odkryta Druga Ziemia? Bo u nas 50 stopni to są rekordy z Doliny Śmierci. Chwilowe.
  22. Przy założeniu że dbam o jakiekolwiek prywatne założenia a priori. Ostatnio to ja musiałem się uczyć na nowo czytać ze zrozumieniem, rozbudowanymi gramatycznie wypowiedziami nie posługuję się wcale. Miarą jakości stało się tempo w jakim zaadaptowałem się do uszkodzeń. Figury stylistyczne dosyć uczciwie odżegnujące się od "absolutyzmu" widocznego w wypowiedziach wielu alarmistów. Taką mam naturę. Wiem jak wyglądało życie ludzi jeszcze przed II wojną światową. Połowa dzieci mojej prababci po prostu umarła. Zmiany klimatyczne to bardzo mały problem zarówno dla poziomu życia człowieka jak i dla biosfery która bardzo szybko się adaptuje. Alarmizm klimatyczny przykrył przez kradzież uwagi, środków finansowych i wsparcia politycznego masę znacznie poważniejszych i pilniejszych problemów ekologicznych, takich jak zaśmiecanie oceanów i nieodwracalne ginięcie alleli w populacjach (ostatnia kopulująca parka w zoo to żadne ratowanie gatunku). Jakiekolwiek możliwe zmiany klimatu to ułamek tego co cyklicznie przechodził świat w Plejstocenie. A problemy krajów "3 świata" wynikają z zupełnie innych powodów, głównym jest niekontrolowany przyrost naturalny. Ja nie jestem odporny na fakty, ale na nachalną propagandę generującą rozmaite komunikaty - jak najbardziej. Niestety sceptycyzm wobec "nauki" przyszedł w moim życiu za późno. Do całkiem niedawna wydawało mi się że jest znacznie niższe, i uważałem że moją przewagę intelektualną tłumaczyła po prostu znacznie większa wiedza i zadziwiająco sprawna pamięć nigdy nie gubiąca zależności pomiędzy faktami (dopiero niedawno poznałem nazwę tego aspektu - horyzont asocyjacyjny). Nie doszukiwałem się przewagi w sprawności myślenia, bo nie musiałem "myśleć", po prostu wszystko wydawało mi się "oczywiste" w konsekwencji znanych faktów. W pewnym sensie byłem upośledzony, bo nie musiałem opracować i wytrenować strategii systematycznego rozwiązywania bardziej skomplikowanych problemów. Efekt był taki, że na przykład w liceum byłem w stanie znaleźć rozwiązanie około 15-20% zadań z olimpiad matematycznych do 10-15 minut, ale potem następował zastój co zaowocowało brakiem udziału. Kilkanaście lat później przeczytałem u młodszego brata bardzo cienką książeczkę o strategiach rozwiązywania problemów matematycznych, i po godzinie "trawienia" współczynnik podniósł się do 100% (próba ograniczona do jednego roku ) w perspektywie do 2 godzin na jedno i kilku godzin na wszystkie. Uważam że wyniki IQ są mało miarodajne jako miara zdolności intelektualnych, bo preferują "hipotetyzowanie" na bazie bardzo małej ilości znanych faktów w pamięci operacyjnej a nie mierzą sprawności syntetyzowania wiedzy w pamięci długotrwałej. Są też za mało ścisłe. Dla przykładu moja odpowiedź sprzed wielu lat na "ułóż obrazki kolejności tworzącą sensowną historyjkę": "zadanie nie ma sensu. jestem w stanie ułożyć sensowną historyjkę dla każdej permutacji obrazków w czasie około 2 min". Zabawna jest ewolucja moich poglądów w pytaniu "Dlaczego demokracja jest najlepszym ustrojem". "Bo ma najniższe koszty wymiany władzy" zamienił się po 10 latach na "Nie uważam aby demokracja była najlepszym ustrojem". Przypuszczalnie nie były to punktowane odpowiedzi. W znajdowaniu następnych liczb w ciągu nie pomaga znajomości kilkudziesięciu metod ekstrapolacji, zamieniającym zadanie w "co autor miał na myśli, co wiedział a czego nie". Przypuszczalnie największe szanse daje interpretacja "jaka kolejna liczba daje ciąg o najniższej entropii w sensie Kołomogorowa". Zna kolega pojęcia "granicy państwowej", "vizy"? Nadmierna imigracja to nigdy nie był problem dla jakiejkolwiek ogarniętej cywilizacji. Jeśli Europejczycy będą chcieli przyjąć 1.2 miliarda ludzi, to chyba nie będzie problemem tylko realizacją "woli ludu"? Druga kwestia to łączenie eksplozji demograficznej ze zmianami klimatu i próby uprawiania propagandy mającej wywołać wyrzuty sumienia u Europejczyków. Afrykanie pchają się do Europy bo mają tam perspektywę lepszego życia, w Afryce nie może być lepiej jeśli największą ambicją każdej kobiety jest urodzenie 6 dzieci. GMO jest już opanowana. Problemem jest nagonka anty GMO wśród ludzi. Opowiadania Ballarda dają odpowiednią perspektywę. Da się. Tylko czemu mamy mając ujemny przyrost naturalny przejmować się przeludnieniem? To nie jest nasz i nie powinien być nasz problem. Jeśli Afryka nie rozwiąże problemu politycznie (z wyprzedzeniem) to on się rozwiąże biologicznie (przyrost naturalny zostanie zrównoważony śmiertelnością). To jest prawdziwa alternatywa i pole wyjścia do tworzenia polityk, że być może jakaś kontrola urodzeń w krajach 3 świata jest potrzebna. Fuzja działa wewnątrz słońca, tania fotowoltaika rozwiąże wszystkie problemy energetyczne znacznie szybciej i taniej. Ale z czysto naukowego punktu widzenia jest ciekawa. No to jakieś urozmaicenie, bo wojny o ropę demokrację robią się nudne. A na serio to konflikty to wodę toczą się od tysięcy lat i to żadna nowość. Zresztą globalne ocieplenie nie zmniejszy sumy globalnych opadów, ono je co najwyżej zwiększy (ale w ostatnich dwustu latach mamy tylko wahania na poziomie 1-2%). To że pewne rejony robią się suche a inne mokre to zjawisko obserwowane przez ostatnie kilka tysięcy lat. W Afryce raczej długość życia ludzi się obniży bo ciężko schodzić z jakością. Ale kluczem jest przeludnienie i niska jakość kadr, że tak się wyrażę. Jeśli chodzi o przeludnienie, to oczywiście że tak. Jeśli chodzi o "ocieplenie" to nie, bo to wyleczy się samo a sama choroba nie jest tak poważna jak się to wmawia ludziom. Jak pisałem wcześniej, ładowanie pieniędzy w prymitywne źródła odnawialne (warunkowane przez ogólny poziom rozwoju naukowego) ma sens podobny do masowego (ponad rzeczywiste potrzeby rynkowe) kupowania komputerów w latach 70. To nie przyspieszy nadejścia transformacji energetycznej, tylko opóźni. Ciekawe gdzie bylibyśmy za 10 lat gdyby wszystkie nowatorskie koncepcje fuzyjne dostały 10% finansowania które poszło na deficytową energetykę odnawialną.
  23. A ja zapytam - po co? Bo termometr będzie pokazywał stopień więcej czy dlatego, że poziom oceanów będzie metr większy? Problemem "trzeciego świata" jest nie zmiana klimatu a przerost naturalny. Bogate kraje nie mają żadnego problemu z adaptacją. Co jest fantazją? Że przez następne 100 lat możemy się spodziewać postępu technicznego podobnego do tego w ciągu ostatnich 100 lat? Osobiście uważam że jeszcze przyspieszymy kiedy już przestaniemy być zależni w uprawianiu nauki od ludzkich mózgów, co nastąpi w ciągu 20 lat. W ciągu 30 lat zaczniemy budować pływające po oceanach baterie fotowoltaiczne. Tam jest masa miejsca i to o nie będą się toczyć wojny przyszłości. Mniej więcej 10-krotnie większy potencjał energetyczny niż obecnie będzie wymagał raptem 4 mln km^2 baterii. Dzięki biologii syntetycznej koszt produkcji i utrzymania takich systemów będzie znikomy w porównaniu do obecnych źródeł energii, śmiało można powiedzieć że bliski zeru, praktycznie jedynym ogranicznikiem jest ilość miejsca jakie chcemy poświęcić na produkcję energii. Do 100 lat będziemy kontrolować pogodę. Produkcja paliwa? - zrzucamy "nasiona" będące też rezerwuarem deficytowych mikroelementów, w ciągu kilku dni mamy potężny pływający liść który rozpoczyna wytwarzanie praktycznie gotowego do użycia oleju magazynowanego wewnątrz gąbczastego organu. Po kilku miesiącach następuje zbiór pływającym kombajnem. Jedyny powód dla którego takie rośliny nie istnieją jest oczywista możliwość ewolucji drapieżników które się nią posilają. Całkiem dobrze - zanim mój mózg uległ uszkodzeniu w Polsce mogło być do od 250 do 2000 inteligentniejszych osób ode mnie. Pytanie ile z nich przeczytało ponad milion stron tekstu...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...