Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36957
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Wesołych Świąt Bożego Narodzenia - dużo szczęścia, zdrowia, odpoczynku i radości - życzą przodkowi: Ania, Jacek i Mariusz :) « powrót do artykułu
  2. Dieta bogata w produkty roślinne może pomagać w ochronie przed enterokrwotocznymi szczepami pałeczek okrężnicy (ang. enterohemorrhagic E. coli, EHEC). U ludzi EHEC wywołują potencjalnie śmiertelne krwotoczne zapalenie okrężnicy. Jego objawami są krwista biegunka i wymioty. Dieta bogata w produkty roślinne zawiera sporo pektyny [...]. Jest ona przekształcana przez bakterie mikrobiomu w kwas galakturonowy, który jak wykazaliśmy, może hamować zjadliwość EHEC - wyjaśnia prof. Vanessa Sperandio z UT Southwestern. Ma to duże znaczenie z perspektywy zdrowia publicznego, gdyż wybuchy epidemii EHEC prowadzą do krwotocznego zapalenia okrężnicy, a to poważna choroba, która bywa śmiertelna, zwłaszcza u osób bardzo młodych i starszych. Jak podkreśla Sperandio, wpływając na układ immunologiczny oraz metabolizm makroorganizmu, komensale "tworzą" barierę ochronną przed patogenami. EHEC i inne bakterie Gram-ujemne radzą sobie jednak z tą sytuacją za pomocą systemu sekrecji typu III (ang. type III secretion system, T3SS). Jego część przypomina żądło czy molekularną strzykawkę, za pomocą której patogeny wprowadzają do komórek gospodarza białka efektorowe, np. toksyny. Ponieważ EHEC nie wpływa na myszy, podczas eksperymentów na gryzoniach Amerykanie wykorzystali podobny patogen - Citrobacter rodentium. Przede wszystkim nasze badanie wykazało, że dobre E. coli i patogenne, takie jak EHEC, wykorzystują jako składniki odżywcze inne cukry. Głównym źródłem kwasu galakturonowego są pektyny z warzyw i owoców. Wytwarzaniem kwasu zajmuje się zaś ważna bakteria mikrobiomu - Bacteroides thetaiotamicron. Co istotne, ten kwas cukrowy jest wykorzystywany przez EHEC i C. rodentium na dwa sposoby. Początkowo patogen używa go jako źródła energii. Gdy jednak ilość kwasu galakturonowego maleje, pełni on funkcję sygnału związanego z modulacją ekspresji genów kodujących T3SS. Kiedy zasoby kwasu cukrowego się wyczerpują, patogen zmienia strategię przeżycia [...]. W ramach studium karmę 6 myszy uzupełniano dodatkowymi 5% pektyn ze skórek cytrusów. Myszom z grupy kontrolnej (4) podawano standardową paszę. Okazało się, że w grupie pektynowej współczynnik infekcji był niższy. Stwierdzono też, że gryzonie z grupy pektynowej miały mniej objawów. Wygląda więc na to, że taka zawartość pektyn w diecie powstrzymuje patogeny przed aktywacją repertuaru toksyn i innych czynników wirulencji. « powrót do artykułu
  3. Mimo kampanii na rzecz ochrony narażonych na wyginięcie manatów karaibskich w 2019 r. florydzcy wodniacy zabili w wypadkach rekordową ich liczbę. Wg wstępnego raportu Florida Fish and Wildlife Conservation Commission, wskutek potrącenia przez jednostki pływające w br. zginęło aż 129 manatów (stan na 13 grudnia). Poprzedni rekord padł w 2018 r.; różne zestawienia mówią, że w zeszłym roku zginęły w ten sposób albo 124, albo 122 osobniki. W bieżącym roku najwięcej, bo 25, wypadków manatów z jednostkami pływającymi odnotowano w hrabstwie Lee. Z 15 osobnikami na drugim miejscu uplasowało się hrabstwo Brevard. Siedemnaście Trichechus manatus straciło zaś życie w hrabstwach Florydy Południowej: po 4 w Monroe, Broward i Miami-Dade oraz 5 w Palm Beach. Niechlubny rekordowy trend był już widoczny przed końcem czerwca. Gdy analizuje się statystyki z prawie całego roku bieżącego, widać, że w porównaniu do 2018 r., odsetek manatów, które poniosły śmierć w wyniku wypadków z udziałem jednostek pływających, jest większy o dobrych kilka procent. Jak co roku, twórcy raportu wzięli też pod uwagę zgony z przyczyn naturalnych oraz inne przypadki, w tym uwięźniecie w śluzach powodziowych, stres związany z niską temperaturą czy powikłania okołoporodowe. W okresie od 1 stycznia do 13 grudnia przyczyny naturalne odpowiadały za 74 zgony. Ponieważ rok się jeszcze nie zakończył, a podliczanie danych trwa, wszystkie statystyki na pewno wzrosną. Jak donosi WFLA News Channel 8, protestujący przeciwko strefom wolniejszego ruchu, które mają służyć ochronie pływających powoli ssaków, twierdzą, że przyczyną, dla której ginie tyle manatów, jest brak wystarczającej ilości trawy morskiej do ich wykarmienia. Od 1981 r. ochroną manatów zajmuje się założona przez piosenkarza Jimmy'ego Buffetta i gubernatora Florydy Boba Grahama organizacja non-profit Save the Manatte (SMC). « powrót do artykułu
  4. Niezwykle ostry wzrok i olbrzymia prędkość przetwarzania informacji wizualnych – to klucze do sukcesu sokoła wędrownego. Ten najszybszy z ptaków opada na ofiarę z prędkością przekraczającą 350 km/h. By ją złapać potrzebuje wyjątkowego zmysłu wzroku, który nie zawiedzie go przy tak olbrzymiej prędkości. Z wielu badań wiemy, że wzrok niektórych dużych ptaków drapieżnych jest dwukrotnie bardziej ostry niż wzrok człowieka. Jednak dotychczas nigdy nie badano, jak szybko działają oczy tych ptaków. Progową częstotliwość postrzegania migotania postanowili zbadać naukowcy z Lund. To pierwsze tego typu badania. Mój kolega Simon Potier i ja zbadaliśmy sokoła wędrownego, raroga zwyczajnego i myszołowca towarzyskiego. Mierzyliśmy, jak szybkie błyski światła są przez nie wciąż rejestrowane jako osobne błyśnięcia, mówi profesor Almut Kelber z Lund University. Okazało się, że najszybciej, bo z prędkością 129 Hz, działają oczy sokoła wędrownego. Oznacza to, że sokół jest w stanie odróżnić od siebie nawet 129 intensywnych błyśnięć światła w ciągu sekundy. W przypadku raroga zwyczajnego wartość ta wynosiła 102 Hz, a dla myszołowca było to 77 Hz. Dla porównania maksimum w przypadku człowieka wynosi 50–60 Hz, jednak już przy prędkości 25 klatek na sekundę (Hz) postrzegamy pojedyncze zdjęcia jako film, a nie serię nieruchomych obrazów. Progowa częstotliwość postrzegania migotania oddaje sposób, w jaki polują wymienione gatunki. Sokół wędrowny łowi szybko latające ptaki, a łupem myszłowca towarzystkiego padają znacznie wolniejsze ssaki na ziemi. Uczeni sądzą, że ptaki drapieżne polujące na inne ptaki muszą mieć najszybciej działający zmysł wzroku. Ich ofiary polują bowiem często na owady, więc same muszą mieć szybko działający wzrok, by móc szybko reagować na to, co dzieje się w powietrzu. Drapieżnik, by złapać takiego ptaka, musi zatem być jeszcze szybszy, a jego wzrok musi działać tak szybko, by miał czas na reakcję. Uczeni mają też nadzieję, że ich badania poprawią warunki życia ptaków hodowlanych. Osoby, które trzymają ptaki w klatkach, muszą zadbać o odpowiednie oświetlenie. Takie, które nie mruga, nie zmienia intensywności, inaczej ptaki nie będą czuły się dobrze, dodaje profesor Kelber. « powrót do artykułu
  5. Psy spontanicznie przetwarzają liczby w wydzielonym obszarze mózgu, który blisko odpowiada obszarowi mózgu odpowiedzialnemu za przetwarzanie liczb u ludzi, wykazali naukowcy z Emory University. Nasze badania nie tylko wykazały, że do przetwarzania liczb psy wykorzystują te same obszary mózgu co ludzie, ale pokazały również, że nie muszą być w tym celu szkolone, mówi profesor Gregory Berns. Zrozumienie tego mechanizmu, zarówno u ludzi jak i u zwierząt, daje nam wgląd w ewolucje mózgu i jego obecne funkcjonowanie, dodaje współautorka badań, profesor Stella Lourenco. Jak zauważa uczona, dzięki takim badaniom możemy w przyszłości leczyć różne choroby nózgu czy udoskonalać systemy sztucznej inteligencji. Eksperyment polegał na obrazowaniu mózgu psów za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) podczas gdy zwierzętom wyświetlano na ekranie rożną liczbę kropek. Badania wykazały istnienie reakcji w korze ciemieniowo-skroniowej w odpowiedzi na zmieniającą się liczbę kropek. Kropki, niezależnie od ich liczby, miały zawsze taką samą powierzchnię, dzięki czemu wiadomo było, że mózg reaguje na zmiany liczby, a nie powierzchni. Mózg potrafi zgrubnie oszacować liczbę przedmiotów, dzięki czemu można np. ocenić liczbę zbliżających się drapieżników czy ilość jedzenia. Mamy dowody, że tego typu reakcja zachodzi już u ludzkich niemowląt. Teraz widzimy, że wykazują ją też psy i to w podobnym obszarze mózgu. Podstawowa umiejętność oceny liczby przedmiotów nie opiera się na myśleniu symbolicznym ani treningu i wydaje się powszechnie występować u zwierząt. Jednak dotychczas większość badań prowadzono na zwierzętach, które przed eksperymentami były intensywnie trenowane. Wiele takich badań prowadzono np. na małpach, ale nie było wiadomo, czy podobne zdolności wykazują inne zwierzęta poza naczelnymi nieczłowiekowatymi, gdyż małpy były wcześniej trenowane i nagradzane za wybranie obrazka z większą liczbą kropek. Podobne badania na psach wykazały, że i one potrafią odróżniać liczbę przedmiotów. Jednak również w tym wypadku psy były wcześniej trenowane. Berns to pomysłodawca Dog Project, w ramach którego badane są różne mechanizmy ewolucyjne u psów. To właśnie w ramach tego projektu przeprowadzono obecne badania. Pierwsze, podczas których kwestię odróżniania liczby przez psy postanowiono sprawdzić za pomocą rezonansu magnetycznego u zwierząt, których wcześniej nie uczono. W eksperymencie wzięło udział 11 psów różnych ras. Nauczono je jedynie wchodzenia do maszyny i pozostawania w niej bez ruchu. Następnie zwierzętom wyświetlano różną liczbę kropek. U 8 z 11 psów zauważono większą aktywność kory ciemieniowo-skroniowej w reakcji na zmieniającą się liczbę kropek. Odwołaliśmy się do źródła, obserwując bezpośrednio mózgi psów i sprawdzaliśmy, jak reagują neurony na zmiany liczby kropek. Pozwoliło nam to na wyeliminowanie słabości poprzednich badań behawioralnych nad psami i innymi zwierzętami, mówi główna autorka badań, Lauren Aulet. Psy i ludzi dzieli 80 milionów lat ewolucji. Badania te dowodzą, że zdolność do postrzegania liczb jest co najmniej tak stara, dodaje Berns. Jesteśmy zdolni do przeprowadzania skomplikowanych obliczeń właśnie dlatego, że posiadamy podstawową zdolność do postrzegania liczby. Zdolność, którą dzielimy z innymi zwierzętami. Chciałabym się dowiedzieć, jak wyewoluowaliśmy umiejętność przeprowadzania złożonych obliczeń i jak zdolność ta rozwija się u każdego z osobna, dodaje Aulet.   « powrót do artykułu
  6. W Muzeum Izraela w Jerozolimie otwarto wystawę pt. "Emoglify". Ma ona pomóc w porównaniu starożytnych i współczesnych piktogramów. Zazwyczaj mam duży kłopot z wyjaśnieniem, w jaki sposób hieroglify były wykorzystywane jako pismo. W pewnym momencie dotarło do mnie jednak, że teraz to może być o wiele prostsze, bo [znów] powszechnie posługujemy się obrazkami - podkreśla kuratorka dr Shirly Ben-Dor Evian. Co więcej, niektóre emoji mają swoje odpowiedniki w hieroglifach - dodaje. Istnieją podobieństwa w wyglądzie [dawnych i dzisiejszych piktogramów], co jest bardzo ciekawe, ponieważ oba systemy dzielą tysiące lat i ogromne różnice kulturowe. Ben-Dor Evian wyjaśnia, że w piśmie hieroglificznym występują 3 rodzaje znaków: fonetyczne, ideograficzne i determinatywne. Dodaje też, że emoji są dla odmiany samowystarczalne w oznaczaniu idei, uczuć czy obiektu i nie zostały pomyślane w taki sposób, by zestawiać je w zdania. Zastosowania hieroglifów i emoji są generalnie dość podobne, tyle tylko, że dziś to użytkownik decyduje o wykorzystaniu ikonek, a starożytnych Egipcjan obowiązywały ścisłe reguły; Egipcjanie nazywali swój system zapisu medu neczer, czyli słowa (lub mowa) boga. Wystawę Emoglyphs: Picture-Writing from Hieroglyphs to the Emoji zorganizowano w małej galerii w obrębie muzeum. Można ją podziwiać niemal do końca przyszłego roku. Znajdują się na niej niewystawiane wcześniej obiekty z kolekcji własnej oraz wypożyczone z zagranicy. Moim celem jako egiptologa jest pokazanie ludziom, że coś tak starożytnego ma nadal odniesienie do tego, jak żyjemy dzisiaj.   « powrót do artykułu
  7. Znajdująca się na Jeziorze Górnym wyspa Isle Royale to czwarta największa na świecie wyspa na jeziorze. Żyje tam, o czym kilkukrotnie informowaliśmy, niezwykła populacja wilków, zasilana od czasu do czasu świeżą krwią zwierząt przechodzących po lodzie na wyspę. Naukowcy od kilkudziesięciu lat prowadzą tam wyjątkowe badania dotyczące interakcji pomiędzy łosiami a wilkam czy wpływu populacji drapieżników na populację roślinożerców oraz szatę roślinną. Niedawno populacji wilków na Isle Royale groziła zagłada, a jedną z przyczyn jest fakt, że w związku z globalnym ociepleniem na jeziorze coraz rzadziej pojawia się lód i coraz rzadziej na wyspę mogą trafić nowe wilki. Przed trzema laty US National Park Service ogłosiło zaskakującą decyzję – stwierdzono, że na wyspę zostaną przeniesione nowe wilki, które mają zasilić wymierającą populację i umożliwić kontrolowanie łosi. Teraz poznaliśmy skutki tych przenosin i są one zaskakujące. Stado ośmiu wilków, które przed rokiem przeniesiono na Isle Royale, radzi sobie świetnie. Nie żyją natomiast cztery z 11 osobników przeniesionych indywidualnie, a jeden z takich wilków opuścił wyspę po lodzie. Z najnowszego raportu US National Park Service dowiadujemy się, że stado ośmiu zwierząt, które przeniesiono z kanadyjskiej Michipicoten Island świetnie się zaadaptowało na Isle Royale. Gorzej radzą sobie zwierzęta indywidualnie przeniesione z lądu. Biolodzy przypuszczają, że kluczem do sukcesu wilków z Michipicoten są więzi pomiędzy zwierzętami. To jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi mi do głowy, mówi ekolog Rolf Peterson z Michigan Technological University, który od 1971 roku bada wilki z Isle Royale. Ekolog Brent Patterson z kanadyjskiego Trent University, który od 2014 roku bada wilki z Michipicoten mówi, że innym czynnikiem może być ich rozmiar. Każde ze zwierząt waży około 50 kilogramów, a stado umie polować na łosie.  Gdy stado to przenoszono z Michipicoten wilki głodowały, gdyż drastycznie zmniejszyły tam populację karibu. Po przeniesieniu na Isle Royale mają pod dostatkiem łosi, na które potrafią polować w wysokim śniegu. Z kolei wilki, które indywidualnie przenoszono z lądu stałego nie polowały wcześniej na łosie i są mniejsze. Wszystkie jednak były zdrowe w momencie ich przenoszenia. Przyczyny zgonów 4 wilków były różne. Jeden samiec padł na zapalenie płuc wkrótce po przeniesieniu. Zwłoki innego znaleziono w bagnie, ale były zbyt rozłożone, by ustalić przyczynę śmierci. We wrześniu jedna z samic padła wskutek infekcji łapy wywołanej zranieniem przez sidła, w które ją złapano, a druga zginęła w wyniku stresu po ataku innych wilków. Ponadto jeszcze przed przeniesieniem z lądu jeden z wilków padł wskutek stresu. Biolog Dough Smith z National Park Service mówi, że wszystkie te przypadki zgonów są niespodziewane. Kierował on w przeszłości przenosinami wilków na teren Yellowstone National Park i wszystkie z 41 zwierząt przeżyły przenosiny. Zarówno te, należące do stad, jak i osobniki przenoszone indywidualnie. Smith mówi jednak, że przenosiny dzikich wilków to bardziej sztuka, a nie nauka. To wciąż stosunkowo młoda dziedzina wiedzy. Ostatni samiec z oryginalnej intensywnie badanej populacji Isle Royale padł w październiku. Jego zwłoki znaleziono na szlaku turystycznym. Miał 11 lat i przeżył większość dzikich wilków. Prawdopodobnie pozostała jeszcze 9-letnia samica, która jest jego córką i przyrodnią siostrą. Już teraz wiadomo, że samiec miał połamane żebra i był pogryziony. Pogryzienia mogą pochodzić od innego wilka, ale połamane żebra to zagadka. Być może te obrażenia zadał wilkowi łoś. Szczegółowa sekcja zwłok samca dopiero się odbędzie. Naukowcy chcą też zsekwencjonować jego genom. « powrót do artykułu
  8. Satelita Solar Dynamics Observatory (SDO) zaobserwował na Słońcu nowy rodzaj erupcji magnetycznej. Najpierw doszło do wyrzucenia z powierzchni Słońca plazmy, która po zatoczeniu łuku zaczęła opadać na powierzchnię naszej gwiazdy. Zanim jednak tam dotarła, wpadła w plątaninę linii pola magnetycznego i wywołała kolejną eksplozję. Naukowcy mówią o wymuszonej rekoneksji magnetycznej. Na Słońcu już wcześniej obserwowano spontaniczne rekoneksje magnetyczne i wywołane nimi wyrzuty plazmy. Nigdy wcześniej nie obserwowano jednak, by jedna eksplozja była wywołana drugą. To pierwsza obserwacja zewnętrznej rekoneksji magnetycznej zachodzącej pod wpływem czynnika zewnętrznego. Może być to bardzo użyteczne dla zrozumienia innych systemów, takich jak magnetosfera Ziemi i innych planet, innych namagnetyzowanych źródeł plazmy, w tym eksperymentów w laboratorium, gdzie plazmę trudno jest kontrolować, mówi Abhishek Srivastava z Indyjskiego Instytutu Technologicznego w Indiach. Spontaniczną rekoneksję magnetyczną obserwowano już zarówno na Słońcu jak i wokół Ziemi. Przed 15 laty pojawiła się teoria mówiąca, że może zachodzić też zjawisko wymuszonej rekoneksji magnetycznej. Nowy rodzaj eksplozji był ukryty w danych sprzed lat. Analiza danych zebranych przez SDO wykazała, że do wymuszonej rekoneksji magnetycznej doszło 3 maja 2012 roku.   « powrót do artykułu
  9. Kapsuła załogowa CST-100 Starliner Boeinga jako pierwszy tego typu pojazd w historii USA dokonała udanego lądowania na lądzie. Lądowanie odbyło się w ramach pierwszego testu kapsuły w przestrzeni kosmicznej. Nie wszystkie cele misji udało się zrealizować. Zgodnie z planem Starliner miał zadokować do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Niestety, wkrótce po starcie wszedł na niewłaściwą orbitę, w związku z czym zrezygnowano z testu dokowania. Wszystkie inne elementy testu przebiegły zgodnie z planem. Pojazd bez problemów oddzielił się od pierwszego i drugiego stopnia rakiety nośnej. Jego własne systemy napędowe działały prawidłowo. Z powodzeniem przetestowano system komunikacji oraz nawigacji. Na sucho przeprowadzono testy systemu dokowania, potwierdzono też działanie wszystkich systemów kontroli i podtrzymywania życia. Bez problemu przebiegała też komunikacja pomiędzy Starlinerem a Międzynarodową Stacją Kosmiczną. Również lądowanie, podczas którego sprawdzono system spadochronów i poduszek powietrznych, przebiegło zgodnie z planem. Kapsuła zostanie teraz przygotowana do pierwszej pełnej misji załogowej. Zanim jednak do niej dojdzie odbędzie się pierwszy załogowy lot testowy. Astronautka Sunita Williams, która weźmie udział w misji testowej, ochrzciła pojazd „Calypso” od nazwy statku Jacquesa Cousteau. Przyczyną niezrealizowania planu wejścia na odpowiednią orbitę i zadokowania Starlinera do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej był błąd w synchronizacji zegara pokładowego. W związku z tym komputer Starlinera uznał, że pojazd znajduje się w innej fazie lotu niż w rzeczywistości i spalił zbyt dużo paliwa. Dlatego też NASA i Boeing uznały, że należy zrezygnować z planu dokowania do Stacji. Kontroli lotu nie udało się ręcznie skorygować błędu na czas, gdyż chwilowo utracono łączność satelitarną z kapsułą. Obecnie ani NASA, ani Boeing nie sygnalizują, by niezrealizowanie jednego z celów obecnego testu mogło wpłynąć na jakiekolwiek przesunięcia w dalszych planach pracy nad Starlinererm. Administrator NASA zapewnił dziennikarzy, że gdyby na pokładzie Starlinera znajdowali się astronauci, którzy ręcznie by nim sterowali, w żadnym momencie testu nie byliby narażeni na niebezpieczeństwo. Zapewnił przy tym, że zarówno dotychczasowe testy kapsuły Boeinga jak i kapsuły SpaceX przebiegają na tyle pomyślnie, że obecnie NASA nie przewiduje żadnych opóźnień. « powrót do artykułu
  10. W opuszczonym kamieniołomie w pobliżu miejscowości Cairo w stanie Nowy Jork odkryto pozostałości najstarszego znanego nam lasu. W skałach liczących sobie 385 milionów lat znaleziono skamieniały system korzeniowy dziesiątków drzew. Pojawienie się lasów to punkt zwrotny w historii naszej planety. Gdy pojawiły się drzewa z ich rozległym systemem korzeniowym, zaczęły one pobierać z atmosfery dwutlenek węgla i zamknęły go w glebie, radykalnie zmieniając klimat. Christopher Berry z Cardiff University, jeden z odkrywców skamieniałości, mówi, że to wyjątkowe miejsce. On i jego koledzy zwrócili na nie uwagę w 2009 roku i od tamtej pory analizują znalezione tam skamieniałości. Niektóre z korzeni mają 15 centymetrów średnicy i rozciągają się na 11 metrów od miejsca, w którym niegdyś stały drzewa. Wszystko wskazuje na to, że korzenie należą do drzew z rodzaju Archeopteris. Ich liście i korzenie były w nieco podobne do korzeni i liści współczesnych drzew. Nie wiadomo, kiedy drzewa ewoluowały do formy dzisiejszej. Wiadomo natomiast, że dotychczas najstarsi znani przedstawiciele tego rodzaju pochodzili sprzed nie więcej niż 365 milionów lat. Patricia Gensel, paleobotanik z University of North Carolina zauważa, że jeszcze do niedawna nie sądzono, by drzewa o tak rozległych i złożonych systemach korzeniowych pojawiły się tak wcześnie. Naukowcy zwracają uwagę, jak wielką rolę odegrały drzewa w historii planety. Ich korzenie sięgały głęboko w glebę, kruszyły skały, co rozpoczynało dodatkowy proces wycofywania węgla z atmosfery i zamieniania go w jony węglanowe w wodzie gruntowej. Dzięki nim powstały wapienie. Drzewa wycofały też z atmosfery dwutlenek węgla i umożliwiły powstanie takie atmosfery, jaką znamy obecnie. Poziom CO2 w atmosferze znacznie spadł po pojawieniu się lasów. Jeszcze kilkadziesiąt milionów lat wcześniej był on 10–15 razy wyższy niż obecnie. Niektórzy badacze uważają, że to właśnie dzięki zmniejszeniu ilości dwutlenku węgla w atmosferze mogło pojawić się tam więcej tlenu. Mniej więcej 300 milionów lat temu w atmosferze było około 35% tlenu. To zaś doprowadziło do pojawienia się gigantyczny owadów, a rozpiętość skrzydeł niektórych z nich sięgała 70 centymetrów. Lasy, które pojawiły się w ciągu kolejnych kilkudziesięciu milionów lat utworzyły pokłady węgla, który umożliwił człowiekowi rozpoczęcie epoki przemysłowej. Las w Cairo jest też wyjątkowy pod innym względem. Od 2010 roku Berry i jego koledzy prowadzą badania nad odkrytymi w XIX wieku skamieniałościami lasu z miejscowości Gilboa w stanie Nowy Jork. Znajdują się one około 40 kilometrów od Cairo. Las ten, którego najstarsze drzewa pochodzą sprzed 282 milionów lat, ma jednak bardziej prymitywny system korzeniowy, który nie sięgał tak głęboko i nie kruszył skał. Nie miał bowiem zdrewniałych korzeni. To zaś oznacza, że las w Cairo odegrał ważną rolę w historii planety. Tego typu drzewa z liśćmi dającymi cień i rozległym systemem korzeniowym to coś nowoczesnego, coś, czego wcześniej nie było, mówi Berry. « powrót do artykułu
  11. Czy sportowcy po wysiłku będą „przekąszać” baton z mięsa karpia, które jest dobrym źródłem kwasów omega-3, wapnia i innych związków prozdrowotnych? Technolodzy żywności z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie przygotowali go z myślą o osobach szczególnie narażonych na stres oksydacyjny. W skład przekąski wchodzą również daktyle, orzechy, nasiona oraz hydrolizat białkowy, również pochodzący z karpia. Baton ma wysoką wartość odżywczą i długi termin przydatności spożycia. Badania zrealizowano w ramach projektu Lider NCBR, prowadzonego przez dr inż. Joannę Tkaczewską z Katedry Przetwórstwa Produktów Zwierzęcych na Wydziale Technologii Żywności. Zaletą projektu "Snack Food" jest nowatorski pomysł na dystrybucję karpia. Dr inż. Tkaczewska podkreśla, że karpiarstwo w Polsce słabo się rozwija, a rynek karpi kurczy się, mimo kilkusetletniej tradycji produkcji stawowej i konsumpcji tej ryby. Podstawowej przyczyny obniżenia wielkości produkcji karpia należy upatrywać, w nieodpowiedniej formie dystrybucji tej ryby. W Polsce ogromna część gospodarstw stawowych aż 80 – 90 proc. łącznej sumy wyprodukowanych karpi sprzedaje w grudniu, w czasie poprzedzającym święta Bożego Narodzenia. Jedynie pozostałe 10-20 proc. znajduje swych odbiorców od stycznia do listopada – wylicza badaczka. Zaznacza, że mięso karpia jest doskonałym źródłem kwasów omega-3, wapnia, aminokwasów rozgałęzionych oraz antyoksydacyjnych bioaktywnych peptydów. Przekąskę przygotowano z myślą o osobach szczególnie narażonych na stres oksydacyjny. Jak tłumaczy kierująca projektem badaczka, stres oksydacyjny powstaje na skutek zaburzeń równowagi między produkcją wolnych rodników tlenowych, a zdolnością komórki do ich eliminacji. Codziennie w wyniku procesów przemiany materii, wysiłku fizycznego, a także wskutek oddziaływania szkodliwych czynników zewnętrznych w organizmie powstają rakotwórcze reaktywne cząsteczki zwane wolnymi rodnikami. Dieta wyczynowych sportowców musi zapewniać im odpowiednie nawodnienie i odżywienie przed podejmowanym wysiłkiem, uzupełnienie płynów i energii w jego trakcie oraz przyspieszenie regeneracji powysiłkowej. Zawodnicy sportów wyczynowych i osoby regularnie podejmujące aktywność fizyczną stosują różne metody i środki, aby szybciej zregenerować organizm po wysiłku. Dbają też o ochronę stawów, uzupełnianie energii, mikro- i makroelementów oraz utrzymanie optymalnej struktury ciała. Niewłaściwie przyjmowane suplementy, zwłaszcza te otrzymywane syntetycznie mogą zagrozić zdrowiu lub życiu. Uzasadnionym było więc stworzenie nowego produktu spożywczego o właściwościach prozdrowotnych, który ze względu na zawartość składników aktywnych i wysoką wartość odżywczą z powodzeniem może zastąpić szereg różnych suplementów diety stosowanych przez sportowców wyczynowych i uprawiających sport rekreacyjnie (m.in. BCAA, witaminy antyoksydacyjne, kwasy omega 3), a dodatkowo może zostać użyty jako naturalna, smaczna i bezpieczna przekąska okołowysiłkowa – mówi dr inż. Tkaczewska. Jej zdaniem, taka przekąska może być szczególnie atrakcyjna dla młodych osób, które przywiązują dużą wagę do zdrowego trybu życia. Ze skór karpia pozostałych po filetowaniu naukowcy odzyskali kolagen, a następnie uzyskaną żelatynę poddali procesowi hydrolizy. Warunki hydrolizy zostały tak dobrane, aby uzyskać produkt o jak najwyższych właściwościach przeciwutleniających. Uzyskany preparat może być stosowany nie tylko do zaprojektowanej przekąski z karpia, ale także jako dodatek do żywności funkcjonalnej, w celu otrzymania produktów o potencjale obniżającym stres oksydacyjny w organizmie człowieka. Przekąska z karpia zawiera węglowodany będące podstawowym źródłem energii dla pracujących mięśni. Pozwalają one utrzymać stały poziom glukozy we krwi przed rozpoczęciem aktywności fizycznej, a także oszczędzić rezerwy glikogenu zmagazynowanego w wątrobie i mięśniach. Proteiny z mięsa karpia przyspieszają syntezę nowych białek w szczególności w przypadku treningów trwających do 45 minut. Inne składniki korzystnie wpływają na układ kostny i stawy. W ramach realizacji projektu Lider badacze opracowali dokumentację „know-how”, która będzie podstawą do komercjalizacji wyników – ochrony patentowej, a następnie licencjonowania. Na Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie prowadzone są badania kliniczne z udziałem sportowców wyczynowych. Koordynatorem tej części projektu jest dr Małgorzata Morawska. « powrót do artykułu
  12. Włoskim naukowcom udało się ustalić nazwisko architekta, który zaprojektował i odpowiadał za budowę Krzywej Wieży w Pizie. Inskrypcja odczytana z kamienia znalezionego przed niemal 200 laty potwierdziła, że słynna budowla jest dziełem Bonanno Pisano. Od dawna sądzono, że mógł być on autorem budowli, jednak brak było ostatecznych dowodów, dlatego też pojawiały się głosy przypisujące autorstwo innym osobom. Wspomniany kamień odnaleziono zakopany u podnóża wieży w 1838 roku. Teraz udało się odczytać inskrypcję, z której dowiadujemy się, że Pisano był niezwykle dumny ze swojego dzieła. Jednak gdy wieża zaczęła się przekrzywiać, uznał budowlę za swoją porażkę i ze wstydu zakopał kamień z inskrypcją pod ziemią. Autorstwo wieży przypisywano początkowo Giorgio Vasariemu, jednak jako że niewiele wiemy o jego życiu pojawiły się inne nazwiska, jak Gherardo di Gherardo czy Giovani di Simone. Przed 200 laty u podnóża wieży odkryto kamień z inskrypcją, jednak wówczas uznano, że pochodził on z nagrobka Pisano. Teraz Giulia Ammannati ze Scuola Normale Superiore w Pizie przeanalizowała inskrypcję i uznała, że nie jest to napis nagrobny. Mimo, że napis przez 800 lat uległ zatarciu, litery zachowały się na tyle dobrze, że udało się je odczytać. Ja, którym bez wątpienia wzniósł to cudowne dzieło, które jest nad wszystkie inne, jestem obywatelem Pizy, a imię moje Bonanno (Mìrificùm qui cèrtus opùs condéns statui ùnum, Pìsanùs civìs Bonànnus nòmine dìcor). Pani Ammannati, która specjalizuje się w paleografii, mówi, że wyraz „certus” świadczy o tym, jak bardzo dumny ze swego dzieła był autor. To pokazuje na wielką dumę z bycia architektem. Bonanno wzniósł wieżę i był pewien jej piękna oraz tego, że jest ona wspaniałym pomnikiem, stwierdza uczona. Jednak duma szybko zamieniła się w rozpacz, gdy zaledwie pięć lat po rozpoczęciu budowy wieża widocznie się przechyliła. Budowę porzucono i przez 100 lat wieża była niedokończona, a jej autor postanowił pogrzebać świadectwo swojej porażki pod ziemią. Budowę wieży rozpoczęto w 1173 roku, Pisano zmarł w roku 1200, a wieżę dokończono dopiero w XIV wieku. Wiemy, że za przechylanie się wieży odpowiada zbyt miękki grunt po jednej stronie. Od kilkudziesięciu lat trwają starania o uratowanie budowli. W 1990 roku rozpoczął się żmudny proces prostowania wieży i od tamtej pory udało się ją naprostować o 0,5 stopnia, czyli o 45 centymetrów. Obecnie wieża jest przechylona więc o 5 stopni. Najbardziej znanym dziełem Bonanno sprzed wybudowania wieży są rzeźbione w brązie drzwi katedry w Pizie. « powrót do artykułu
  13. Podczas wykopalisk w ruinach hipostylu kaplicy Amenhotepa III (Kom el-Hettân) w Tebach odkryto większą część statuy stojącego Horusa. Dr Horig Sourouzian, kierownik egipsko-niemieckiej misji archeologicznej, podkreśla, że choć figurze z granodiorytu brakuje nóg i ramion, głowa i tułów zachowały się świetnie. Na wsporniku z tyłu posągu (ang. back pillar) nie ma żadnej inskrypcji. Znaleziony fragment figury mierzy 185 cm. Obecnie przechodzi konserwację. Archeolodzy kontynuują poszukiwania nóg. Naukowcy podkreślają wagę znaleziska. Wg nich, figura pomaga odtworzyć całościowy obraz kaplicy. « powrót do artykułu
  14. Mówiąc wprost, to prezent dla Unii Europejskiej. Dobiega końca prezydencja Finlandii w UE i nasz kraj zdecydował się przetłumaczyć ten kurs na oficjalny język każdego państwa Unii Europejskiej i udostępnić go obywatelom w prezencie. Nie będzie żadnych ograniczeń geograficznych, a zatem tak naprawdę to prezent dla całego świata, stwierdzili przedstawiciele Finlandii. Mowa tutaj o kursie o podstawach sztucznej inteligencji. Niewielki nordycki kraj, który nie może konkurować w rozwoju sztucznej inteligencji z takimi potęgami jak USA czy Chiny, zdecydował, że nauczy podstaw tej technologii jak największą liczbę swoich obywateli. W styczniu bieżącego roku udostępniono więc online'owy kurs, w którym znalazły zagadnienia od kwestii filozoficznych i etycznych przez sieci neuronowe i uczenie maszynowe po prawdopodobieństwo subiektywne. Kurs składa się z kilku sekcji, nauka w każdej z nich trwa 5–10 godzin, a całość kursu jest rozpisana na sześć tygodni. Podstawy SI odniosły w Finlandii spory sukces. W kursie wzięło udział ponad 1% populacji kraju. Teraz Finowie chcą, by i inni z niego skorzystali. W tej chwili kurs jest dostępny w językach angielskim, niemieckim, szwedzkim, fińskim i estońskim. Zgodnie z zapowiedzią za jakiś czas powinniśmy doczekać się też wersji polskiej. Twórcy kursu, Uniwersytet w Helsinkach i firma Reaktor, stwierdzili, że SI to zbyt poważna kwestia, by pozostawiać ją w ręku wąskiej grupy programistów. Stąd też pomysł na świąteczny prezent dla obywateli Unii Europejskiej. Z kursu można skorzystać na stronie elementstofai.com. « powrót do artykułu
  15. Pierwszy praktyczny test kapsuły załogowej CST-100 Starliner nie przebiega zgodnie z planem. Pojazd Boeinga, który już wkrótce ma wozić astronautów, znalazł się na innej orbicie niż planowana. Kapsuła wystartowała z Przylądka Canaveral o godzinie 12:36 czasu polskiego. Sam start rakiety Atlas V przegiegł bez zakłóceń. Prawidłowo przebiegło też oddzieleni Starlinera i Centaura – drugiego stopnia rakiety nośnej – od pierwszego stopnia. Później Starliner oddzielił się od Centaura i leciał za pomocą własnych silników. Wtedy to zboczył z kursu i wszedł na inną orbitę niż planowano. Zespół naziemny ma nad nim kontrolę, a z pojazdem jest wszystko w porządku. Obecnie kontrolerzy pracują nad rozwiązaniem problemu. Zgodnie z planem lotu Starliner powinien jutro, 21 grudnia, o godzinie 11 czasu polskiego zadokować do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Obecnie nie wiadomo, czy to się uda. Od powodzenia lotu testowego zależy, jak będzie wyglądała realizacja planu lotów załogowych za pomocą Starlinera. Pierwszy lot załogowy ma się odbyć około połowy przyszłego roku.   « powrót do artykułu
  16. Aminokwas glutamina może pomóc otyłym ludziom w zmniejszeniu stanu zapalnego tkanki tłuszczowej i ograniczeniu masy tłuszczowej - ustalili naukowcy z Karolinska Institutet i Uniwersytetu w Oksfordzie. Autorzy artykułu z pisma Cell Metabolism zademonstrowali także, jak poziom glutaminy może zmienić ekspresję genów w różnych typach komórek. Szwedzko-brytyjski zespół zastrzega jednak, że dopiero dalsze badania pokażą, czy będzie można zalecać suplementację glutaminową jako terapię otyłości. W ramach najnowszego studium ekipa porównywała procesy metaboliczne w tkance tłuszczowej pobranej z brzucha 52 otyłych i 29 nieotyłych kobiet. Okazało się, że glutamina była aminokwasem, w przypadku którego stwierdzono największe różnice międzygrupowe. Osoby otyłe miały średnio niższy poziom glutaminy w tkance tłuszczowej niż osoby o prawidłowej wadze. Niższe poziomy glutaminy wiązały się zaś z większymi rozmiarami adipocytów, czyli komórek tłuszczowych, i większym procentowym udziałem tkanki tłuszczowej w całej masie ciała (niezależnie od wskaźnika masy ciała, BMI). Nasze wyniki sugerują, że leczenie glutaminą może się przydać w walce z otyłością oraz insulinoopornością. Wiemy też jednak, że glutamina jest ważna dla podziałów komórkowych i metabolizmu komórek nowotworowych, dlatego nim będzie polecana jako suplement diety do terapii otyłości i jej powikłań, konieczne są dalsze badania nad potencjalnymi długofalowymi skutkami ubocznymi - podkreśla prof. Mikael Ryden. Podczas badań zwierzęco-komórkowych naukowcy zademonstrowali, że poziom glutaminy wpływa na ekspresję różnych genów. Niski poziom aminokwasu zwiększa np. ekspresję genów prozapalnych w tkance tłuszczowej. Eksperymenty pokazały, że u otyłych myszy, którym przez 2 tygodnie podawano zastrzyki z glutaminy, stan zapalny tkanki tłuszczowej był mniejszy niż u gryzoni z grupy kontrolnej (tutaj iniekcje wykonywano z soli fizjologicznej). Masa tłuszczowa, objętość adipocytów i poziom cukru we krwi również były obniżone. Gdy badano hodowle ludzkich komórek tłuszczowych, inkubacja z coraz większymi ilościami glutaminy powodowała spadki ekspresji genów prozapalnych i zawartości lipidów. Na dalszym etapie badań akademicy sprawdzali, co się dzieje w komórkach tłuszczowych, gdy zmienia się poziom glutaminy. Okazało się, że aminokwas oddziałuje na proces zwany O-GlcNAcylacją (O-GlcNAcylacja kontroluje zaś zmiany epigenetyczne). Co istotne, stwierdzono, że u osób otyłych w tkance tłuszczowej poziom O-GlcNAcylacji jest większy. Mysie i ludzkie komórki "przeleczone" glutaminą miały natomiast niższy poziom O-GlcNAcylacji w jądrze komórkowym. Nasze badanie pokazuje, że glutamina wywiera przeciwzapalny wpływ na tkankę tłuszczową, zmieniając ekspresję genową w kilku typach komórek. To oznacza, że niedobór glutaminy, który może się rozwinąć w przebiegu otyłości, może prowadzić do zmian epigenetycznych napędzających stan zapalny w organizmie - podsumowuje Ryden. « powrót do artykułu
  17. Francuski urząd ds. konkurencji nałożył na Google'a grzywnę w wysokości 150 milionów euro. Koncern został ukarany za zachowania antykonkurencyjne oraz niejasne zasady Google Ads. Google naruszył swoją dominującą pozycję na rynku reklamy w wyszukiwarkach poprzez niejasne i trudne do zrozumienia zasady korzystania z platformy Google Ads oraz zastosowanie ich w sposób nieuczciwy i przypadkowy, stwierdzili urzędnicy. Na amerykańską firmę nałożono obowiązek wyjaśnienia zasad działania Google Ads i właściwego uzyskania zgody użytkowników na prezentowanie im spersonalizowanych reklam. Firma ma również przedstawić jasne procedury zawieszania kont oraz opracować procedury informowania, zapobiegania, wykrywania i postępowania w razie wykrycia naruszenia regulaminu Google Ads. Przedstawiciele koncernu zapowiedzieli, że odwołają się od decyzji. Wiele europejskich krajów bacznie przygląda się działalności amerykańskich gigantów IT. Firmy takie jak Google, Facebook, Apple czy Amazon są wielokrotnie krytykowane za płacenie zbyt niskich podatków. Nie dalej jak we wrześniu bieżącego roku Google porozumiał się z władzami Francji i zgodził się zapłacić niemal miliard euro grzywny w ramach ugody w sprawie do oszustwa podatkowe. Z kolei w styczniu bieżącego roku francuski urząd odpowiedzialny za ochronę danych ukarał koncern grzywną w wysokości 50 milionów euro za naruszenie europejskich przepisów dotyczących prywatności. « powrót do artykułu
  18. W greckim Pylos archeolodzy odkryli dwa wypełnione cennymi przedmiotami groby w kształcie uli – Tholos VI i Tholos VII. Jack Davis i Sharon Stocker dokonali odkrycia badając okolice, w których przed kilku laty znaleźli inny niezwykły grób – miejsce spoczynku „Wojownika Gryfa”. Przez ostatnich 18 miesięcy naukowcy byli zajęci odkopywaniem i dokumentowaniem najnowszego znaleziska. Podobnie jak w przypadku „Wojownika Gryfa” tak i tutaj już po kilku dniach wiedzieliśmy, że to naprawdę ważne odkrycie, mówią uczeni. Teraz również szybko okazało się, że groby są bardzo bogato wyposażone. Na ich podłogach zalegały płatki złota, którymi niegdyś pokryte były ściany. Na złotym pierścieniu widzimy dwa byki w otoczeniu snopków jęczmienia. To interesująca scena – bydło otoczone zbożem. To podstawy rolnictwa. O ile nam wiadomo, to jedyne przedstawienie zboża w sztuce minojskiej, stwierdza Davis. Na znalezionych dziełach sztuki widzimy wiele mitologicznych motywów. Na pieczęci z agatu widzimy dwie figury podobne do lwów. To duchy opiekuńcze. Stoją wyprostowane na tylnych łapach zaopatrzonych w pazury. Jeden z nich trzyma dzban, drugi kadzidło. To ofiary na znajdujący się między nimi ołtarz. Nad postaciami świeci 16-ramienna gwiazda. Taką sama występuje na brązowych i złotych artefaktach znalezionych w grobach. To rzadkie znalezisko. W mykeńskiej ikonografii rzadko występuje 16-ramienna gwiazda. Fakt, że znaleźliśmy ten motyw na dwóch różnych materiałach (agacie i złocie) jest wart odnotowania, dodaje Stocker. Z kolei motyw duchów opiekuńczych jest bardzo rozpowszechniony na zabytkach z tego okresu. Problem w tym, że nie mamy żadnych minojskich ani mykeńskich zabytków pisanych, w których zanotowano by informacje na temat religii czy wyjaśniano symbolikę, mówi Stocker. Archeolodzy trafili też na złoty wisiorek przedstawiający egipską boginię Hathor. To szczególnie interesujące w świetle roli, jaką odgrywała w Egipcie – była opiekunką zmarłych. Wyposażenie grobów wskazuje, że – podobnie jak w przypadku „Wojownika Gryfa” – były one przeznaczone dla kogoś znacznego. Znaleziono tam bursztyn znad Bałtyku, egipski ametyst, importowany karneol i dużo złota. Jak zauważają archeolodzy, groby pochodzą z okresu, w którym dobra luksusowe i importowane były wielką rzadkością. I nagle odkrywamy bogato wyposażone groby. Widzimy eksplozję bogactwa. To lata, które dały początek greckiemu okresowi klasycznemu, stwierdza Stocker. Odkryte groby znajdują się w pobliżu Pałacu Nestora, o którym wspomina Homer w Iliadzie oraz Odysei. Jeśli spojrzymy na mapę, zobaczymy, że Pylos leży na uboczu. Trzeba przebyć góry, by się tutaj dostać. Do niedawna nie wspominały o nim nawet przewodniki turystyczne. Jeśli jednak przybywa się tutaj od strony morza, to takie położenie ma więcej sensu. Znajdujemy się na drodze prowadzącej do Italii. Okazuje się, że jesteśmy w ważnym miejscu szklaków handlowych epoki brązu. Wykopalisk w tym miejscu chciał dokonać już już Carl Blegen, który w 1939 roku odkrył Pałac Nestora i grób Tholos IV. Wrócił w latach 50. ubiegłego wieku, by dokończyć prace, ale nie właściciel ziemi nie zgodził się na rozszerzenie obszaru badań. Dlatego też Tholos VI i Tholos VII musiały czekać kolejnych 50 lat lat na swoich odkrywców. « powrót do artykułu
  19. Europejska Organizacja Badań Jądrowych CERN pod Genewą zatwierdziła kilka dni temu nowy eksperyment, który będzie badał własności najlżejszych cząstek materii, tzw. neutrin. Jest to pierwszy tego typu eksperyment przy Wielkim Zderzaczu Hadronów (LHC), który rozpocznie nową erę badań nad neutrinami. W pracach nad projektem istotną rolę odegrał dr Sebastian Trojanowski z Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ). Planowany eksperyment FASERν (na końcu nazwy grecka mała litera „ni”) ma być nie tylko pierwszym takim detektorem w samym LHC, ale też w całej historii podobnych doświadczeń, w których dwa strumienie cząstek lecących w przeciwległych kierunkach zderzają się ze sobą. Otwiera to nową, fascynującą erę badań nad neutrinami, które są najbardziej nieuchwytnymi spośród znanych nam obecnie cząstek elementarnych. Neutrina produkowane w LHC to najbardziej energetyczne neutrina wytworzone kiedykolwiek przez człowieka. Można je jedynie porównać do neutrin powstałych w ekstremalnych zjawiskach takich jak zderzenia wysoko energetycznych promieni kosmicznych z atmosferą ziemską. Eksperyment FASERν przy LHC umożliwi laboratoryjne badanie tych cząstek przy energiach, dla których jak dotąd nie było to możliwe. Detektor FASERν będzie częścią większego, niedawno zatwierdzonego eksperymentu FASER, którego jednym z czterech pomysłodawców jest dr Sebastian Trojanowski związany z NCBJ oraz Uniwersytetem w Sheffield w Wielkiej Brytanii. FASERν to wyjątkowo mały detektor w porównaniu z typowymi eksperymentami neutrinowymi – mówi dr Trojanowski, który był bezpośrednio zaangażowany w prace przygotowawcze prowadzące do zatwierdzenia nowego detektora. Będzie to prostopadłościan o długości nieco ponad metra i szerokości jedynie 25cm. Tak niewielki rozmiar można było uzyskać dzięki precyzyjnemu dobraniu lokalizacji detektora, w miejscu gdzie trafia przeważająca część bardzo silnej wiązki neutrin produkowanych w LHC w punkcie kolizji protonów w detektorze ATLAS. Instalację nowego detektora będzie można przeprowadzić bardzo szybko, a zbieranie pierwszych danych rozpocznie się wraz z ponownym uruchomieniem LHC już w 2021 roku. FASERν może również utorować drogę do innych eksperymentów neutrinowych w przyszłych zderzaczach cząstek, zaś rezultaty tych eksperymentów będą mogły zostać użyte podczas planowania przyszłych, znacznie większych detektorów neutrin – mówi dr Jamie Boyd, jeden z liderów projektu FASER, na co dzień pracujący w ośrodku CERN pod Genewą. Choć nowy detektor FASERν jest osobnym instrumentem badawczym w stosunku do głównego detektora FASER zatwierdzonego wcześniej w tym roku, współgranie obydwu części eksperymentu może odegrać kluczową rolę w prowadzonych badaniach nad fizyką neutrin. Dodatkowo, w gronie kilku fizyków teoretyków z NCBJ oraz laboratorium SLAC w Stanach Zjednoczonych przeprowadziliśmy już pierwsze analizy ekscytujących perspektyw na odkrycie całkiem nowych cząstek elementarnych przy współudziale obu części eksperymentu FASER. Planujemy dalsze takie badania w przyszłości – wyjaśnia dr Trojanowski. Badania wysoko energetycznych neutrin nie tylko pomogą nam lepiej zrozumieć przebieg burzliwych zdarzeń nieustannie zachodzących na styku atmosfery ziemskiej z przestrzenią kosmiczną, lecz również rzucą więcej światła na naturę oddziaływań tych trudnych do detekcji cząstek. Teoretyczne spekulacje dotyczące istnienia neutrin sięgają lat 30. XX wieku, ale pierwsza ich eksperymentalna obserwacja nastąpiła dopiero niemal ćwierk wieku później. W późniejszym okresie opracowano teoretycznie dość szczegółowy opis oddziaływań neutrin z innymi cząstkami materii, który nadal jednak nie został dogłębnie przetestowany eksperymentalnie, szczególnie w obszarze wysokich energii charakterystycznych dla detektora FASERν. Jednym z głównych celów eksperymentu będzie sprawdzenie, czy dokładne pomiary własności neutrin w tym zakresie energii są zgodne z przewidywaniami teoretycznymi i naszym obecnym stanem wiedzy, czy też nadszedł czas na weryfikację tych poglądów. Badanie neutrin jest jedną ze specjalności polskich fizyków i współpracujących kilku polskich ośrodków. Między innymi Warszawska Grupa Neutrinowa, której istotną część stanowią naukowcy z NCBJ, bierze udział w wielkim eksperymencie neutrinowym T2K w Japonii i przygotowuje kolejny eksperyment z planowanym jeszcze potężniejszym detektorem HyperKamiokande. W porównaniu z wielkimi eksperymentami neutrinowymi ulokowanymi w kopalniach jak T2K czy oceanach lub lodach Antarktydy, FASERν jest nową jakością i powinien dać naukowcom cenne oraz stosunkowo tanie narzędzie badania otaczającego nas świata. « powrót do artykułu
  20. Naukowcy z Politechniki Federalnej w Zurychu stworzyli czekoladki, które mienią się kolorami tęczy. Nie ma w nich jednak ani grama barwnika. To efekt odpowiedniego ukształtowania powierzchni. W ten sposób uzyskano barwę strukturalną, którą dobrze znamy ze świata zwierząt - np. piór ptaków czy skrzydeł motyli. Barwy strukturalne są wywołane ugięciem, interferencją lub rozproszeniem światła na strukturach znajdujących się na danej powierzchni, stąd ich nazwa. Zespół z Politechniki Federalnej w Zurychu i Fachhochschule Nordwestschweiz złożył już wniosek patentowy. Wszystko zaczęło się na uczelnianym korytarzu. Podczas przerwy na kawę specjalista od żywności Patrick Rühs, materiałoznawczyni Etienne Jeoffroy i fizyk Henning Galinski, których biura znajdują się obok siebie, rozmawiali o czekoladzie i w pewnym momencie poruszyli temat kolorowej czekolady. Pierwsze eksperymenty prowadzili w kuchni i pieczołowicie dokumentowali właściwości czekolady. Najpierw wpadli na pomysł jadalnych powłok ze złota i tlenku tytanu. W zależności od grubości tytanowej warstwy, na gorzkiej czekoladzie widać było złociste albo ciemnoniebieskie barwy. Ostatecznie trio odrzuciło jednak to rozwiązanie, bo proces produkcyjny był zbyt skomplikowany, a powlekanie czekolady, w przypadku której temperatura topnienia wynosi ok. 31°C, okazało się trudne i czasochłonne. Szwajcarzy postanowili więc postawić na rozwiązanie bez żadnych dodatków. Powłokę zamierzali zastąpić wzorem na powierzchni. Do przełomu doszło dzięki studentce Anicie Zingg, która w ramach swojej pracy dyplomowej testuje nową technikę. Po kilku próbach udało się uzyskać mieniącą się czekoladę. Dalsze prace sprawiły, że efekt był lepiej widoczny. W ulepszeniu metody pomogli dwaj naukowcy z Fachhochschule Nordwestschweiz - Per Magnus Kristiansen i Jerome Werder. Panowie stworzyli formę, w której można uzyskać wzór na więcej niż jednej czekoladce naraz. Naukowcy rozpoczęli już rozmowy z producentami czekolady. Myślą o założeniu firmy.   « powrót do artykułu
  21. Seth Stephens-Davidowitz, filozof i doktor ekonomii, były pracownik Google'a, przeanalizował dane z wyszukiwań internetowych dotyczących między innymi rasizmu, depresji, wykorzystywania nieletnich, poczucia humoru czy preferencji seksualnych. Owocem tych badań jest książka Wszyscy kłamią – bestseller New York Timesa i Wall Street Journal, Książka Roku według The Economist i Business Insider. Jak często ludzie NAPRAWDĘ uprawiają seks? Co należy mówić na pierwszej randce, żeby nie stracić szans na drugą? Ilu naprawdę jest rasistów w Ameryce? Czy Freud ściemniał? Czy rodzice inaczej traktują synów, a inaczej córki? Jaki procent mężczyzn to geje? Znaczna część z tego, co dotychczas myśleliśmy o ludziach, to fałsz, twierdzi Stephens-Davidowitz. Powód? Ludzie kłamią – w kwestionariuszach i rozmowach. Okłamują przyjaciół, kochanków, lekarzy i samych siebie. Dziś nie musimy już jednak opierać się wyłącznie na deklaracjach ankietowanych. Dane z Internetu – ślady informacji, które miliardy ludzi zostawiają w Google, mediach społecznościowych, serwisach randkowych, a nawet na stronach pornograficznych – wreszcie pokazują nagą prawdę. Możemy teraz dowiedzieć się, co ludzie naprawdę myślą i czego pragną. Serum prawdy – niepotrzebne, konfesjonały – do lamusa, wykrywacze kłamstw – na śmietnik historii! Jest jedno miejsce, gdzie ludzie są – przynajmniej na ogół – absolutnie szczerzy: okno wyszukiwarki. Wnioski? Mogą rozśmieszyć, zszokować albo głęboko zaniepokoić. Z całą pewnością jednak skłonią do refleksji nad tym, kim jest człowiek początku XXI wieku. Seth Stephens-Davidowitz (ur. 15 września 1982 r.) jest amerykańskim analitykiem danych, ekonomistą i pisarzem. Pracował w Google'u. Był też wizytującym naukowcem w Wharton School, szkole biznesu będącej wydziałem Uniwersytetu Pensylwanii. Ukończył filozofię na Uniwersytecie Stanforda. W 2013 r. obronił na Uniwersytecie Harvarda pracę doktorską z ekonomii pod tytułem Essays Using Google Data. Od 2012 r. pisuje dla New York Timesa. Interesuje go, jak analiza big data pozwala odkrywać ukryte motywacje oraz uprzedzenia i działania.
  22. Gdy w lutym 2018 roku doszło do eksplozji i wycieku gazu w jednym z odwiertów w stanie Ohio, media zbytnio się tym nie interesowały. Opracowane właśnie dane pokazują, że wyciek był znacznie poważniejszy niż się wydawało, a przypadek ten każe przemyśleć poglądy dotyczące wpływu naturalnego gazu na emisję CO2 do atmosfery. W ostatnim czasie emisja z węgla spada, a z gazu naturalnego rośnie. Gaz może stać się paliwem przejściowym pomiędzy epoką węgla a technologiami odnawialnymi. By jednak dobrze ocenić wpływ tego typu zmiany na ziemski klimat potrzebujemy dokładnych danych dotyczących emisji. A te, jak się okazuje, mogą być zaniżone. Sudhanshu Pandej z Holenderskiego Instytutu Badań Kosmicznych uzyskał i opracował dane z satelity Sentinel-5P. Niestety, mimo że wyciek w Ohio trwał przez 20 dni to dobrej jakości dane mamy tylko z 2 dni. Przez większość czasu nad badanym obszarem zaległy bowiem chmury. Holenderscy naukowcy ocenili, że z uszkodzonej instalacji wydobywało się 120 ton metanu na godzinę. To więcej niż w normalnych warunkach wydobywa się z całych wielkich pól wydobywczych. Naukowcy uśrednili swoje dane i na ich podstawie wyliczyli emisję dla całego 20-dniowego okresu. Zastrzegają przy tym, że obliczenia są najprawdopodobniej zaniżone, gdyż te dni, dla których udało się dokonać pomiarów, wystąpiły po 2 tygodniach od awarii. W tym czasie ciśnienie w złożu zdążyło się obniżyć, więc emisja była już niższa niż na początku. Tak czy inaczej podczas awarii do atmosfery przedostało się 60 000 (± 15 000) ton gazu. To więcej niż wynosi roczna emisja z przetwórstwa ropy i gazu w większości krajów europejskich, z wyjątkiem Niemiec, Włoch i Wielkiej Brytanii. Warto tutaj przypomnieć, że w 2015 roku w Kalifornii doszło do trwającego 3,5-miesiąca wycieku gazu z podziemnego magazynu. Wówczas wyciekło 97 000 ton i był to drugi największy tego typu wypadek w USA. To pokazuje, że wycieki metanu związane z wydobyciem i przetwórstwem ropy naftowej oraz gazu są zdominowane przez niewielką liczbę dużych awarii. To utrudnia zarówno ocenę rzeczywistego wpływu przemysłu gazowego na atmosferę, jak i porównanie tego wpływu z przemysłem węglowym. Być może uda się ten problem rozwiązać za pomocą satelitów. Te bowiem mogą bez przerwy obserwować wielkie obszary globu i w sposób ciągły monitorować emisję metanu. « powrót do artykułu
  23. Firma LifeLabs, największy kanadyjski dostawca usług laboratoryjnych, przyznała, że zapłaciła hakerom za zwrot danych 15 milionów klientów. Dnia 1 października firma poinformowała władze o cyberataku na bazę danych. Znajdowały się w niej nazwiska, adresy, adresy e-mail, loginy, hasła, numery w systemie opieki zdrowotnej oraz wyniki testów laboratoryjnych. Dyrektor wykonawczy firmy, Charles Brown, przyznał, że firma odzyskała dane dokonując płatności. Zrobiliśmy to we współpracy z ekspertami oraz po negocjacjach z cyberprzestępcami. Nie ujawniono, ile zapłacono złodziejom. Dotychczasowe śledztwo wykazało, że przestępcy uzyskali dostęp do testów wykonanych w roku 2016 i wcześniej przez około 85 000 osób. Dane dotyczące numerów w systemie opieki zdrowotnej również pochodziły z roku 2016 i lat wcześniejszych. Obecnie nie ma podstaw, by przypuszczać, że przestępcy przekazali te informacje komuś innemu. Teraz przedsiębiorstwo zaoferowało swoim klientom 12-miesięczny bezpłatny monitoring kradzieży danych osobowych oraz ubezpieczenie przed takim wydarzeniem. « powrót do artykułu
  24. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu lekarze przeprowadzili zabieg wszczepienia 9-letniemu pacjentowi kardiowertera-defibrylatora - aparatu, który wykrywa zagrażające życiu zaburzenia rytmu serca i może wznowić pracę zatrzymanego serca. To prawdopodobnie najmłodsze dziecko na świecie z takim urządzeniem. Trwającą blisko 2 godziny operację przeprowadził zespół krakowskich lekarzy - prof. Marek Jastrzębski, prof. Joachim Winter, dr Maciej Pitak, dr Tomasz Langie i tech. Beata Bombała. Z uwagi na to, że tego typu aparaty wszczepia się głównie osobom dorosłym, zabieg wykonano zmodyfikowaną techniką, opracowaną oryginalnie przez prof. Wintera, dzięki której był on możliwy u kilkuletniego dziecka. 9-letni Michał jest genetycznie obciążony kardiomiopatią przerostową. Od początku zdiagnozowania choroby przebywał pod opieką kardiologów szpitala w Prokocimiu, w którym przeszedł wiele badań. Gdy ich wyniki zaczęły wskazywać, że ryzyko zgonu jest bardzo wysokie, zakwalifikowano chłopca do zabiegu wszczepienia kardiowertera-defibrylatora. Koszt operacji - ok. 90 tys. zł - pokrył Narodowy Fundusz Zdrowia. Kardiowerter-defibrylator jest zasilany baterią. Aparat wszczepia się podskórnie bez naruszenia naczyń i mięśnia sercowego. Dzięki temu późniejsza wymiana baterii, po 6-8 latach od przeprowadzenia zabiegu, jest mało inwazyjna, a aparat jest praktycznie niewidoczny, co pozwala na niemal normalne funkcjonowanie człowieka. Warto podkreślić, że w 2018 roku w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym wykonano 2 takie zabiegi - w styczniu u 13-latki, a w grudniu u 17-latki. « powrót do artykułu
  25. Neolityczni mieszkańcy wybrzeża Karmel w Izraelu wybudowali 7 tys. lat temu falochron. To najstarsza znana struktura zabezpieczająca przed wzrostem poziomu morza. Odkrycia w Tel Hreiz dokonała międzynarodowa ekipa. Wał nadmorski ma ponad 100 m długości. Zbudowano go z głazów. Najbliższymi źródłami wygładzonych głazów tej wielkości są koryta oraz ujścia 2 rzek: Oren i Galim (odpowiednio, 3,8 km na południe i 1,6 km na północ). Naukowcy wykluczyli możliwość, że głazy dostały się w okolice neolitycznej wioski wskutek procesów fluwialnych. Jak podkreślają autorzy artykułu z pisma PLoS ONE, wał nadmorski zapewnił jedynie czasową ochronę. Później wioska została porzucona i zalana. W czasie neolitu populacje śródziemnomorskie mogły doświadczyć wzrostu poziomu morza o ok. 4-7 mm rocznie lub [inaczej mówiąc] o 12-21 cm w ciągu życia (do 70 cm w ciągu 100 lat). To tempo wzrostu poziomu morza oznacza, że częstość sztormów niszczących osadę mogła znacząco wzrosnąć - tłumaczy dr Ehud Galili z Uniwersytetu w Hajfie. Systematyczny wzrost poziomu morza wymusił na ludziach budowę wału nadmorskiego, który przypomina współczesne falochrony z całego świata. Prehistoryczne Tel Hreiz wybudowano na bezpiecznej wysokości ~3 m n.p.m., ale wraz z roztapianiem się resztek lodowca poziom wody Morza Śródziemnego podnosił się nawet o 7 mm rocznie, stwarzając zagrożenie dla ludzi i ich siedzib. Podobnych struktur nie ma w innych zatopionych wioskach z regionu, co sprawia, że Tel Hreiz stanowi unikatowy przykład ludzkiej reakcji na wzrost poziomu mórz w neolicie - podsumowuje dr Jonathan Benjamin z Flinders University.   « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...