-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Holenderscy naukowcy opracowali podgrzewany kombinezon, który pomaga osobom cierpiącym na bezsenność i/lub zbyt wczesne wybudzanie się. Roy Raymann i jego zespół sądzą, że temperatura skóry wpływa na komórki kontrolującego sen i czuwanie podwzgórza. Wcześniejsze badania na modelach zwierzęcym i ludzkim wykazały, że ogrzewanie prowadzi do wzrostu aktywności tych neuronów (Brain). W eksperymencie wzięło udział 8 młodych i 16 starszych dorosłych. Połowa z nich uskarżała się na bezsenność. Wszyscy ochotnicy spędzili w laboratorium snu dwie noce; oddzielała je jedna noc w domu. W placówce badawczej ubierano ich w specjalny kombinezon. Wbudowano w niego wypełniane wodą mikrorurki. Temperatura skóry miała wynosić 35 (warunki chłodne) albo 35,4°C (warunki ciepłe). Zmieniano ją stopniowo między tymi dwiema wartościami co 15 do 30 min. Zabiegi nie wpływały na wewnętrzną ciepłotę ciała. Wybrano takie temperatury, bo odpowiadają panującym w łóżku i są bliskie opisywanym jako najbardziej komfortowe. Zapis fal mózgowych ochotników ujawnił, że wyższa temperatura skóry skutkowała głębszym snem (w zapisie EEG dominowały wolne fale delta). Zmniejszały się też szanse wybudzenia nad ranem. Starsze osoby były tak wrażliwe na podniesienie temperatury, że łączna długość snu z wolnymi falami uległa niemal podwojeniu, a prawdopodobieństwo zbyt wczesnej pobudki spadało z 0,58 do 0,04. Mimo że na razie przeciętny człowiek nie dysponuje opisanym kombinezonem i jeszcze dość długo nie będzie się nim mógł zapewne posłużyć, z badań Holendrów wypływają ważne wnioski. Wydaje się bowiem, że dość często, kierując się swoją wygodą i preferencjami, ludzie wybierają do spania zbyt niskie temperatury, przez co nie mogą zasnąć. Aby zwiększyć temperaturę skóry w momencie kładzenia się do łóżka, warto wziąć gorącą kąpiel. Dodatkowo można się wspomóc programowanym na wczesne godziny poranne (np. między 5 a 6) kocem elektrycznym. Zmniejszyłoby to na pewno ryzyko wybudzenia. Badacze odradzają grube kołdry i koce, ponieważ przykrywanie się nimi prowadzi do przegrzania i wzrostu temperatury wewnątrz ciała, a tego chcemy przecież uniknąć.
-
- kombinezon
- Roy Raymann
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nazwę "komórki macierzyste" kojarzymy zazwyczaj z komórkami, które są w stanie zamienić się w dowolny typ komórek spośród szerokiego wachlarza możliwości. Nie każdy jednak wie, że określenie to ma znacznie szersze znaczenie - są to bowiem wszystkie komórki, które są zdolne do podziału na dwie, z których jedna nabiera cech typowych dla określonej tkanki, druga zaś zachowuje swoją zdolność do podziałów (wyjątkiem są tzw. embrionalne komórki macierzyste, powstające na bardzo wczesnym etapie rozwoju osobnika, z których powstają dwie komórki macierzyste). Z komórkami takimi mamy więc do czynienia nie tylko w zdrowym organizmie, ale także wewnątrz nowotworu. Naukowcom udało się odkryć lokalizację komórek macierzystych nowotworu mózgu - są one zlokalizowane wyłącznie w cienkiej warstewce otaczającej bezpośrednio naczynia krwionośne. Odkrycie to może mieć wielkie znaczenie dla rozwoju terapii antynowotworowych, a także zmienić nasze pojęcie na temat powstawania guzów w tym wyjątkowo ważnym organie. Guzy mózgu od zawsze były ogromnym problemem w medycynie. Zamknięte pod twardą osłoną czaszki i bezpośrednio otoczone organem krytycznym dla przeżycia, są wyjątkowo ciężkie do wyleczenia. Rzadko poddają się skutecznie chemioterapii, radioterapia - z racji bliskości mózgu - ma bardzo ograniczone zastosowanie, a interwencja chirurgiczna rzadko przynosi rezultat lepszy niż chwilowe zmniejszenie masy nowotworu. Z tego powodu trwają intensywne prace nad zbadaniem biologii tej "zbuntowanej tkanki", tak aby wykorzystać jej nieznane jeszcze właściwości w leczeniu. Szczegółowe określenie wewnętrznej struktury guza jest jednym z takich wyzwań. Wspomnianego powyżej odkrycia dokonano w ciele siedmioletniego chłopca, Willa Pappasa. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy, przeszedł on trzy operacje, a także chemio- i radioterapię. Niestety, wciąż nie usunięto guza całkowicie. Szansa na całkowite wyleczenie dziecka jest szacowana na zaledwie 20%. A mimo to istnieje nadzieja - odkryto, że za wzrost masy nowotworu odpowiada tylko niewielka grupa komórek umiejscowionych w bezpośrednim otoczeniu naczyń krwionośnych. Odkrycie to umacnia teorię, ustaloną już w 1971 przez prof. Folkmana, że selektywne zniszczenie naczyń zasilających guz powinno wystarczyć do całkowitego pokonania choroby. Szczęśliwie dla chłopca istnieje już kilka leków, których zastosowanie może pozwolić osiągnąć zamierzony cel. Blokują one powstawanie nowych naczyń i uszkadzają te istniejące wewnątrz guza, przez co zmniejszają ilość tlenu i substancji odżywczych docierających do komórek nowotworu. W efekcie komórki nowotworu giną "z głodu". Czy podobna terapia zadziała u młodego Amerykanina, tego, niestety, jeszcze nie wiemy. Mimo to jego smutna historia ma szansę stać się krokiem milowym dla nauki - zdobyliśmy bowiem niezwykle ważną informację na temat struktury guza. Teraz, gdy wiemy, że do zabicia go wystarczy unieszkodliwienie niewielkiej grupy komórek, istnieje szansa na rozwój nowych, skuteczniejszych terapii.
- 8 odpowiedzi
-
- naczynia krwionośne
- wewnętrzna
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Żaden z ludzi nie pamięta chwil spędzonych w łonie matki. Okazuje się jednak, że ćmy są w stanie przechować przynajmniej część swoich wspomnień z okresu życia larwalnego aż do momentu, kiedy są dojrzałymi osobnikami. Dzieje się tak pomimo stosunkowo prymitywnej budowy larwy oraz ogromnej złożoności procesów, które zachodzą w czasie jej przeobrażenia w postać dorosłą owada (imago). Ćma, którą wykorzystano do badań, to zmierzchnica (łac. Manduca sexta). Jej gąsienica jest znanym pasożytem niektórych roślin, m.in. tytoniu. Po trzech tygodniach życia (i kilkukrotnym zrzucaniu powłok ciała, czyli linieniu) larwa wytwarza wokół własnego ciała osłonę, noszącą wdzięczną łacińską nazwę pupa, w której spędza kolejne 18-24 godziny życia. Przez ten czas ćma, nazywana na tym etapie życia poczwarką, pozornie nie wykazuje oznak życia, choć we wnętrzu jej osłonki zachodzą niezwykle intensywne procesy. Przeobrażeniu ulega niemal cały organizm, a większość tkanek zmienia swoją strukturę. Ostatecznie, gdy proces ten jest zakończony, z osłony wychodzi owad gotowy do dorosłego życia, czyli imago. Naukowcy postanowili zbadać, jak trwała jest pamięć owada podczas tej niezwykłej metamorfozy. Mówiąc precyzyjniej, chcieli oni sprawdzić, czy ćma jest w stanie "utrzymać" wspomnienia zachowane w mózgu, a następnie wykorzystać je jako dorosłe zwierzę. Zaobserwowali bowiem, że dorosłe osobniki M. sexta zachowują preferencje do odżywiania się pokarmem, który przyjmowały w największych ilościach jako larwy. Nie byli jednak pewni, czy "nośnikiem wspomnienia" nie były np. resztki pożywienia pozostawione pod pupa. Martha Weiss, ekolog ewolucyjny z Uniwersytetu Georgetown, postanowiła zbadać sprawę dokładniej. Umieściła 2-tygodniowe larwy ćmy w naczyniu zawierającym dwie komory. Jedna zawierała czyste powietrze, druga zaś - powietrze z domieszką octanu etylu. Jest to nieszkodliwy, choć posiadający zapach, prosty związek organiczny. W normalnych warunkach zwierzęta nie wykazywały żadnych preferencji odnośnie pobytu w którymkolwiek pomieszczeniu. Po pewnym czasie prof. Weiss atakowała owady prądem, gdy te wybierały komorę wypełnioną związkiem zapachowym. W ten sposób nauczyła je unikania komory zawierającej octan etylu. Na dalszym etapie eksperymentu zauważono, że ćmy "zapamiętywały" negatywne skojarzenia zapachu octanu etylu z cierpieniem spowodowanym przepływem prądu. Owady nawet 50 dni po osiągnięciu postaci dojrzałej unikały bowiem przebywania w naczyniu, w którym był rozpylony ten związek. Owady, które nie były wcześniej "nauczone" takiego zachowania poprzez rażenie prądem, nie wykazywały jakichkolwiek preferencji pod tym względem. Aby potwierdzić słuszność swoich domniemań, prof. Weiss przeprowadziła kolejny eksperyment. Wyglądał on niemal identycznie, lecz tym razem użyto do niego larw jednotygodniowych, posiadających znacznie bardziej prymitywną budowę mózgu. Okazało się, że tym razem ćmy nie były w stanie przechować wspomnień, więc jako dorosłe osobniki nie wykazywały strachu przed specyficznym zapachem powietrza. Kolejnym czynnikiem, który należało sprawdzić, był wpływ samego octanu etylu na zachowanie larw. W tym celu larwy hodowano bez jakiejkolwiek "tresury", za to w czasie, gdy były zamknięte w pupa, spryskano je tym związkiem bez wywoływania szoku elektrycznego. Wykonano też odwrotny eksperyment: usunięto resztki octanu etylu z otoczki w czasie, gdy ukryty w jej wnętrzu "wytresowany" owad dojrzewał. Na podstawie tych dwóch eksperymentów wykazano, że same cząsteczki octanu etylu nie mają wpływu na zachowanie owadów, gdy nie są skojarzone z bólem wywołanym przepływem prądu elektrycznego. Inni naukowcy oceniają pracę prof. Weiss bardzo pozytywnie. Neurolog Mark Stopfler mówi na przykład: Wykonała kawał świetnej roboty, wyeliminowała wszelkie alternatywne wytłumaczenia tego zjawiska. Nie jest jeszcze znana część mózgu odpowiadająca za przechowywanie wspomnień w czasie przepoczwarzania. Kolejne badania skupią się najprawdopodobniej właśnie na tym problemie. Są one potrzebne, gdyż mogą okazać się źródłem istotnych informacji na temat sposobu zapisu oraz przechowywania danych w układzie nerwowym. Mogą także dostarczyć wartościowego modelu badawczego z dziedziny neurobiologii.
- 3 odpowiedzi
-
Jack Gallant, neurolog z University of California, wraz ze swoim zespołem opracowali technikę, która pewnego dnia może posłużyć do odtwarzania snów. Za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) są oni w stanie powiedzieć, na którym z wielu obrazków spoczął wzrok badanej osoby. Większość badań nad wykorzystaniem fMRI skupia się na badaniu, które części mózgu zaangażowane są w różne zadania. Zespół Gallanta postanowił wykorzystać rezonans do analizy przetwarzania informacji przez neurony. Naukowcy badali w jaki sposób zachodzi przetwarzanie w różnych częściach mózgu i jak uzyskiwane z nich informacje są sklejany w spójny obraz całości. Już wcześniej wykazano, że takie podejście pozwala na "wyciągnięcie" z mózgu na tyle szczegółowych informacji dotyczących bodźców wizualnych, że można określić, czy badana osoba patrzy w danym momencie na twarze ludzi czy na budynek. Gallant mówi, że jeśli damy komuś do wyboru 120 fotografii, to jego technika pozwala z 90-procentową dokładnością określić, na którą z nich badany patrzy. Badania jego zespołu wykazały bowiem, że można wyłapać reakcję mózgu na pewne cechy charakterystyczne obrazów, jak np. oświetlenie sceny, kontrasty. Dzięki temu opracowano program komputerowy, który dla każdego z wykorzystanych w eksperymencie obrazków, stworzył wzorzec zachowania się mózgu. Dzięki temu komputer "nauczył się" interpretować dane z fMRI. Gdy później badanym pokazywano obrazki, które wcześnie nie były wykorzystywane, komputer potrafił wskazać obrazek, na którym skupił się wzrok badanego z dokładnością od 72 do 92 procent. Neurolog Frank Tong, z Vanderbilt University, który nie był zaangażowany w badania, mówi: To zadziwiający poziom dokładności. Ludzie będą zaskoczeni tym, jak wiele informacji na temat danych wizualnych naukowcy byli w stanie wydobyć z ich mózgów. System Gallanta posłuży przede wszystkim do badania pracy mózgu i, być może, leczenia chorób centralnego układu nerwowego. Możliwe jest też użycie go w wykrywaczu kłamstw. Wystarczy podejrzanej osobie pokazać zdjęcie z miejsca przestępstwa i jeśli będzie ona twierdziła, że nigdy tam nie była, nowa technika powinna wykazać czy kłamie. Jednak, jak mówi sam Gallant, każde urządzenie odczytujące wspomnienia z mózgu będzie ograniczone nie tylko technologią, ale również jakością przechowywanych wspomnień. Można również spekulować, że w przyszłości może zostać wykorzystany np. do odtwarzania snów. Uczeni podkreślają jednak, że nie nastąpi to zbyt szybko. Na przeszkodzie stoi np. niedoskonałość MRI. Rezonans pozwala zobaczyć struktury wielkości 1 milimetra. Na takiej powierzchni znajdują się setki neuronów. Odczytanie więc obrazu z mózgu nie jest obecnie możliwe.
- 5 odpowiedzi
-
- mózg
- Jack Gallant
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Podczas targów CeBIT 2008 pokazano prototypowe karty graficzne z procesorami GeForce 9800 X2 Nvidii. Sam układ jeszcze oficjalnie nie zadebiutował, więc nie należy się spodziewać, że lada chwila wspomniane karty znajdą się na sklepowych półkach. Specyfikacja układów GeForce 9800, które mają zastąpić serię 8800, wygląda imponująco. Kości wykonano w technologii 65 nanometrów. Są one taktowane 600-megahercowym zegarem, a zegar jednostek cieniowania pracuje z częstotliwością 1625 MHz. Współpracują z 2-gigahercowymi układami GDDR3. Na każdej z kart zainstalowano 1 gigabajt 256-bitowych układów pamięci. Oba GPU używają 256 jednostek przetwarzania (po 128 na procesor). Nowe karty korzystają z technologii PureVideo HD, PCI Express 2.0, DirectX10. Zostały też wyposażone w wyjścia HDMI oraz DVI. Oficjalny debiut GeForce 9800 GX2 ma nastąpić jeszcze w bieżącym miesiącu. Procesor będzie konkurował z układem HD 3870 HD produkcji AMD.
- 2 odpowiedzi
-
- GeForce 9800 GX2
- GPU
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Historia lubi się powtarzać... z różnym efektem?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Zgodnie z obowiązującą i zaakceptowaną powszechnie postacią teorii ewolucji, jest ona determinowana przez zmiany zachodzące w organizmach przez mutacje. Te z kolei mają charakter losowy, toteż prawdopodobieństwo powtórnego zajścia identycznej zmiany u dwóch różnych organizmów jest skrajnie niskie. Mimo to natura po raz kolejny nas zaskoczyła. Na dodatek, co dziwi jeszcze bardziej, w przypadku dwóch gatunków naczelnych niemal identyczna mutacja przyniosła zupełnie odwrotny efekt. Jeśli doda się do tego fakt, że zrozumienie tego fenomenu może wspomóc ludzkość w walce z AIDS, temat staje się naprawdę interesujący. Już w 2004 roku odkryto, że odpowiedni wariant genu zwanego TRIM5 pozwala części naczelnych powstrzymać rozwój HIV (a także innych retrowirusów) w organizmie. Gen ten jest doskonałym przykładem tzw. koewolucji: każde udoskonalenie się organizmu poprzez mutację "wymusza" na wirusie zmianę ułatwiającą infekcję. Prawdopodobnie właśnie to współzawodnictwo, wraz z eliminacją osobników nieprzystosowanych, było najważniejszym mechanizmem prowadzącym do ewolucji. Jedna ze zmian w TRIM5 mirikiny (Aotus trivirgatus) okazała się wyjątkowo skuteczną blokadą przeciwko HIV. Polegała ona na przeniesieniu fragmentu genu dla innego białka, zwanego cyklofiliną, do sekwencji genu TRIM5. W ten sposób powstawało tzw. białko fuzyjne, w którym łańcuch jednego białka stawał się fragmentem drugiego. Do tej pory wszystko wydawało się jasne. Za to całkowitym zaskoczeniem dla naukowców był fakt, że niemal identyczna zmiana u małpy zwanej lapunderem (Macaca nemestrina) wywołuje zgoła odmienny skutek - małpy te pod wpływem mutacji stają się zadziwiająco podatne na infekcję. Dwoje pracowników Centrum Badań nad AIDS im. Aarona Diamonda, Paul Bieniasz i Theodora Hatziioannou, odkryli wspomniane zjawisko przypadkowo. Podczas badań nad komórkami pobranymi od naczelnych zauważyli oni, że komórki pozyskane od różnych gatunków wykazują zaskakująco wysoką różnorodność w stopniu podatności na infekcje HIV. Skłoniło ich to do dalszych poszukiwań. W toku badań wykazano, że lapundery, choć są oporne na wiele innych wirusów, poddawały się infekcjom HIV zaskakująco łatwo w porównaniu do innych gatunków. Postanowiono więc zbadać dokładną strukturę genu TRIM5, o którym wiedziano już wtedy, że jest w stanie blokować infekcję HIV. Gen wykazywał niemal identyczną mutację jak u małp nocnych (mirikin), polegającą na wstawieniu fragmentu genu cyklofiliny do genu TRIM5. Okazało się jednak, że nawet zamiana pojedynczego aminokwasu w łańcuchu białkowym wystarczała, by zwierzę stało się bezbronne wobec HIV. Dodatkowym zaskoczeniem dla naukowców był fakt, że dwie niemal identyczne mutacje zaszły u gatunków żyjących tak daleko od siebie. Lapundery bowiem żyją w naturze w południowo-wschodniej Azji, zaś małpy nocne - w Ameryce Środkowej i Południowej. Jest bardzo mało prawdopodobne, by dwie tak bardzo zbliżone zmiany zaszły dwukrotnie w różnych częściach świata. To wyjątkowo wyraźny przykład konwergencji ewolucyjnej [procesu upodabniania się organizmów ewoluujących niezależnie od siebie - przyp. tłum.]. Pokazuje to, jak silną presję selekcyjną mogły stanowić dla małp retrowirusy - tłumaczy dr Bieniasz. Co więcej, odkrycie to może stanowić punkt wyjścia do stworzenia wiarygodnego zwierzęcego modelu infekcji HIV, którego naukowcy wciąż poszukują. Dalsze szczegóły badań można odnaleźć na stronach czasopisma Proceedings of the National Academy of Sciences.- 2 odpowiedzi
-
Naukowcy pracujący dla Amerykańskiego Instytutu Zdrowia donoszą, iż znaleźli prawdopodobną przyczynę wzrostu zachorowalności na grypę w czasie zimy. Jeśli ich odkrycie zostanie potwierdzone, może stanowić przełom w zrozumieniu tej choroby i poszukiwaniu metod walki z nią. Badacze twierdzą, że po opuszczeniu przez wirus dróg oddechowych dochodzi do zmian w jego strukturze. Osłaniająca go tłuszczowa otoczka zastyga pod wpływem spadku temperatury, tworząc strukturę o konsystencji żelu. Dzięki temu wirus staje się oporny na liczne czynniki fizyczne występujące w środowisku, a w laboratorium udowodniono nawet jego niewrażliwość na niektóre detergenty. Gdyby osłonki tej zabrakło, cząsteczki wirusa rozpadłyby się zaraz po opuszczeniu dróg oddechowych człowieka. Zdaniem badaczy, właśnie dlatego latem do infekcji wirusem grypy dochodzi znacznie rzadziej. W wyższej temperaturze, czyli np. w drogach oddechowych człowieka, lipidowa otoczka rozpuszcza się i uwolniony z niej wirus jest zdolny do infekcji. Dr Duane Alexander, szef amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia Dziecka i Rozwoju Człowieka, mówi: Badanie to otwiera nowe drogi badania sposobów na powtrzymanie zimowych epidemii grypy. Teraz, gdy wiemy, jaki czynnik ułatwia infekcję, możemy podjąć próby wpłynięcia na niego w taki sposób, by zablokować aktywność tego mechanizmu obronnego. Aby zbadać strukturę wirusa, naukowcy posłużyli się rezonansem magnetycznym. Metoda polega na tym, że atomy wchodzące w skład cząsteczki (w tym wypadku wirusa) wpadają w silne drgania pod wpływem fal radiowych. Jeśli zastosujemy fale o odpowiednio dobranej częstotliwości, możemy wprowadzić w drgania wyłącznie atomy określonego pierwiastka. Nastepnie możliwe jest, przy użyciu specjalnych detektorów, odczytanie tych drgań i ustalenie, jakie atomy wchodzą w skład wirusa, a także precyzyjne opisanie wewnętrznej struktury cząsteczki. Za pomocą badań rezonansowych ustalono, że zewnętrzną otoczkę wirusa grypy tworzą właśnie wspomniane wyżej lipidy. Ustalono, że w niskich temperaturach tworzą one stosunkowo sztywną i wytrzymała otoczkę. Z kolei już w temperaturze 16 stopni Celsjusza (60 stopni Fahrenheita) struktura ta topi się i przeobraża się w delikatną, miękką błonkę. Przypuszczalnie powoduje to wysuszenie cząsteczki wirusa, a następnie jej rozpad. Profesor John Oxford, wirusolog z Queen Mary College School of Medicine w Londynie, twierdzi, że publikacja amerykańskich naukowców jest ciekawa, lecz nie pozwala na wyciągnięcie ostatecznych wniosków. Pyta na przykład: Jeśli jest to prawdą, dlaczego w takim razie epidemie grypy zdarzają się w krajach tropikalnych, gdzie temperatura powietrza nie spada poniżej 35 stopni Celsjusza? Przewiduje się, że miejsca takie jak Wietnam czy Indonezja mogą lada moment stać się epicentrum nowej epidemii tej choroby. Dodaje: Nie sądzę, aby badania te dostarczyły jakiejkolwiek ostatecznej odpowiedzi na temat sposobu rozprzestrzeniania się tego wirusa. Z pewnością mają na to wpływ także inne czynniki. Szczegóły badań przeprowadzonych w Narodowym Instytucie Zdrowia opublikowało prestiżowe czasopismo "Nature Chemical Biology.
-
- temperatura
- zastygać
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kobiety i mężczyźni ciągle spierają się (i to nie tylko podczas jazdy) o sposób prowadzenia samochodu przez drugą z płci. Naukowcy twierdzą, że zjawisko to ma podłoże genetyczne. Kobiety denerwują się, że mężczyźni rozwijają za dużą prędkość i podjeżdżają zbyt blisko pojazdu z przodu. Panowie odpowiadają w takiej sytuacji, iż dostosowują się do przebiegu ruchu i wcale nie zamierzają zabić siebie i swoich pasażerów. Psycholodzy wyjaśniają, że mężczyźni potrafią lepiej oceniać odległości (nauczyli się tego podczas polowań w zamierzchłej przeszłości), a kobiety biorą odpowiedzialność za dzieci i innych słabszych członków społeczności, np. osoby starsze. Różnice w zdolności oceny odległości ujawniają się nie tylko podczas jazdy autem, ale także w czasie przechodzenia przez ulicę. Panie często przebiegają, chociaż pojazd jest jeszcze daleko, a idą noga za nogą w sytuacji, gdy powinny raczej przyspieszyć. Dr Bernhard Schlag, psycholog specjalizujący się w ruchu drogowym, podkreśla, że konflikt najczęściej rozpoczyna krytykowanie przez pasażera stylu jazdy kierowcy. Potem zaczyna on narastać, gdy prowadzący nie zgadza się z kierunkami proponowanymi przez pasażera. Rada? Kierowca powinien dostosować sposób prowadzenia do potrzeb pasażera i zaakceptować uzasadniony krytycyzm. Musi jednak bez ogródek zakomunikować, że nie chce, by go rozpraszano. Eksperci podkreślają, że kierowcom siedzącym dla odmiany w fotelu pasażera trudno bez zastrzeżeń "przyjąć do wiadomości" inny styl jazdy. Badania wykazały, że rodzi to uczucie odseparowania, bezsilności, a u co piątej osoby nawet prawdziwy strach. Fachowcy przyznają też, że ryzyko wypadku w sytuacji, gdy mężczyzna prowadzi, a pasażerem jest kobieta, jest 5-krotnie mniejsze, niż gdyby mężczyzna jechał sam. Zgodnie z niemieckimi statystykami, które wyglądają podobnie także w innych krajach, do trzydziestki mężczyźni jeżdżą bardziej agresywnie od kobiet, ale potem różnice zanikają. Panowie powodują więcej wypadków, ale zazwyczaj "nabijają" więcej kilometrów. Kobiety często poruszają się w okolicach domu i robią to tylko wtedy, gdy naprawdę muszą. Psycholodzy donoszą, że osoby, które w życiu osiągają sukcesy, rzadko szarżują na drodze. Częściej postępują tak ludzie, którzy chcą coś udowodnić, a na co dzień są wycofani. Dla większości panów samochód jest nadal symbolem męskości – twierdzi psycholog Konrad Sprai. To dlatego mężczyźni wybierają pojazdy z większą liczbą koni mechanicznych (porsche, mercedesy i BMW), a kobiety kierują się przeważnie względami praktycznymi i decydują np. na volkswagena Polo, fiata, Smarta czy MINI. Z danych policji z 2006 roku wynika, że kobiety kierujące pojazdami spowodowały w Polsce 16,1% wypadków, a mężczyźni 81,5. Największa liczba sprawców to osoby w wieku 25-39 lat. Jednak procentowo, w stosunku do liczebności populacji w danym wieku, najwięcej wypadków powodują osoby pomiędzy 18. a 24. rokiem życia.
-
<!-- @page { size: 21cm 29.7cm; margin: 2cm } P { margin-bottom: 0.21cm } --> Okazuje się, że zapadanie w zimowy sen jest w świecie zwierząt dość powszechnym obyczajem. Jak odkryli badacze z British Antarctic Survey, do zimowych śpiochów należą nawet ryby. Przedstawiciele gatunku Notothenia coriicepspopadają w letarg, pozwalający zaoszczędzić energię. Podobnie jakssaki, ryby te co pewien czas na krótko ożywiają się, po czymkontynuują "drzemkę". W tym stanie ich metabolizm staje się pięciokrotnie wolniejszyniż podczas normalnej aktywności. Jednocześnie grupy tych ryb zajmująznacznie mniejszy niż zwykle obszar, a przebywane przez nie dystansedobowe ulegają 20-krotnemu skróceniu.Według naukowców, przejście w stan hibernacji raczej nie jest wywoływane wahaniami temperatury wody – te w skali roku osiągają jedynie 2 stopnie Celsjusza – ale zmianami światła dziennego. Kierując się poziomem nasłonecznienia, ryby prawdopodobnie próbują wykorzystać krótkie antarktyczne lato do zgromadzenia zapasu energii, wystarczającego na przetrwanie zimy. Zachowanie to pozostaje jednak zagadką, ponieważ naturalne otoczenie N. coriiceps obfituje w pożywienie przez cały rok. Ponadto dotychczas nie obserwowano wśród ryb dużych zmian metabolizmu następujących niezależnie od temperatury otoczenia.
- 2 odpowiedzi
-
- Notothenia coriiceps
- hibernacja
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Od wielu lat naukowcy próbują udoskonalić sposoby komunikacji człowieka z komputerem. W ramach tych prac wypróbowano szereg interesujących pomysłów, jednak jedynym znaczącą innowacją ostatnich lat okazały się bezwładnościowe manipulatory do konsoli Wii. Na szczęście nowoczesne interfejsy zaczynają być stosowane także poza branżą gier komputerowych. Tureccy klimatolodzy stosują bowiem system map umożliwiających "wyczuwanie" prędkości wiatru, wilgotności czy temperatury. Urządzenie o nazwie CEVIZ (ang. Climate Exploration and Visualization) zbudowane dla Istanbul Technical University wykorzystuje specjalny dżojstik, który przekazuje na dłoń operatora siły zależne od wartości wybranych parametrów. Właściwość ta, połączona z wizualizacjami map klimatycznych, umożliwia lepsze poznanie zebranych informacji. W przypadku tradycyjnych metod obrazowania, nadmiar prezentowanych parametrów utrudniał posługiwanie się mapami. Dzięki wzbogaceniu ich o informację dotykową, naukowcy otrzymali dodatkowy "wymiar", w którym mogą w naturalny sposób pracować. Za pomocą sił można odwzorować m.in. obszary wysokiego ciśnienia, kierunki wiatru czy opadanie i wznoszenie mas powietrza. Skuteczność tego odwzorowania sprawdzono na 22 osobach, którym polecono porównanie tradycyjnych wizualizacji oraz tych prezentowanych za pomocą CEVIZ-a. Okazało się, że te ostatnie umożliwiają znacznie lepsze zrozumienie danych, co pozwoliło posługującym się nimi osobom m.in. dokładniej wytypować miejsca formowania się chmur. Szczegółowe informacje na temat opisywanego systemu zostaną zaprezentowane podczas konferencji IEEE Virtual Reality 2008.A oto krótki film prezentujący działanie systemu CEVIZ.
- 1 odpowiedź
-
- klimatologia
- CEVIZ
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z National Institute of Standards and Technology (NIST), Penn State University i University of Kentucky opracowali technologię szybkiego i prostego wykorzystania organicznego półprzewodnika do tworzenia matryc wysoko wydajnych tranzystorów. Dzięki temu odkryciu w przyszłości mogą powstać duże, elastyczne układy elektroniczne. Uczeni nakłonili molekuły organicznego półprzewodnika do ułożenia się wokół odpowiednio przygotowanych elektrod. W ten sposób samoistnie powstał tranzystor polowy. Pracownicy NIST stworzyli całą matrycę składającą się z wielu takich tranzystorów, które nie tylko charakteryzowały się dobrymi parametrami, ale były również od siebie odizolowane. David Gundlach, który kierował pracami, mówi, że co prawda matrycę wykonano na krzemowym podłożu, ale nie powinno być żadnych problemów z przeniesieniem jej na podłoża elastyczne. W swoim artykule naukowcy opisują, w jaki sposób środki chemiczne zastosowane na urządzeniach elektrycznych wpływają na samoorganizację kryształów, zwiększając z jednej strony wydajność urządzeń półprzewodnikowych, a z drugiej zapewniając elektryczną izolację pomiędzy podzespołami. Olbrzymią zaletą organicznych półprzewodników jest fakt, że można produkować z nich podzespoły elektroniczne w temperaturze pokojowej. Jako podłoże można wykorzystać zatem elastyczne polimery, a nie sztywny krzem. Dzięki nim powstaną m.in. olbrzymie zwijalne wyświetlacze czy elastyczne płachty z czujnikami służące w medycynie lub badaniach nad środowiskiem naturalnym.
-
Droższe placebo działa skuteczniej od tańszego, mimo że przecież nadal pozostaje "falsyfikatem" (Journal of the American Medical Association). Dan Ariely, ekonomista behawioralny z Duke University, współpracował z naukowcami z MIT. Osiemdziesięciu dwóm ochotnikom do nadgarstków przyczepiono elektrody i rażono prądem. Dwukrotnie, przed i po podaniu "leku", proszono ich o ocenę nasilenia bólu. Połowa wolontariuszy otrzymywała placebo za 2,5 dolara, a reszta za 10 centów. Takie informacje można było wyczytać z ulotki. W pierwszym przypadku tabletkę opisywano jako lek świeżo zaakceptowany przez urząd nadzorujący, a w drugim jako produkt przeceniony. W grupie zażywającej lek za pełną cenę aż 85% donosiło o zmniejszeniu dolegliwości bólowych, a w grupie z przeceną już tylko 61%. Ariely wskazuje, że wyniki badań jego zespołu unaoczniają, jak ludzie postrzegają jakość leku i potencjalny efekt leczniczy. Ekonomista zastanawia się też, jak przekonać pacjentów, że lek tańszy, ale z tą samą substancją czynną (tzw. generyczny), nadal działa. Ponadto uważa, że bardzo ważną częścią terapii może być w kontekście skuteczności efektu placebo stosunek lekarza do przepisywanego specyfiku.
- 4 odpowiedzi
-
Dwudziestosiedmioletnia Amanda Baggs ma autyzm. Nie mówi, ale korzysta ze wszelkich dobrodziejstw Internetu i technologii komputerowych: bloguje, gra w Second Life i koresponduje ze swoimi znajomymi z zespołem Aspergera i autyzmem. Ostatnio zamieściła na YouTube'ie 8-minutowy film, który wiele wnosi do naszego rozumienia zaburzenia, na które cierpi. Połowa nagrania przedstawia zwykłe zachowanie dziewczyny: wiele czynności powtarzających się (kiwanie w przód i w tył, rytmiczne przeciąganie palcami po klawiaturze, uderzanie wydrukiem z kasy o szybę okienną, pocieranie kartkami otwartej książki o włosy i twarz, stukanie koralikami o klamkę itp.), którym jak mantra towarzyszy śpiewne zawodzenie "eeeiii". Druga część, zatytułowana "Tłumaczenie", powstała dzięki programowi syntetyzującemu mowę. Baggs wyjaśnia w nim, co robi i dlaczego postępuje tak, a nie inaczej. Jej język ojczysty zostaje przełożony na nasz, czyli ludzi zdrowych. Eksperci nie mogli uwierzyć, że 27-latka sama nakręciła i zmontowała film, dokładając jeszcze do niego podpisy. Sądzili, iż musiał jej w tym pomóc któryś z opiekunów. W tym miejscu trzeba dodać, że wymaga ona pomocy przy wykonywaniu codziennych czynności i nie utrzymuje kontaktu wzrokowego. Powoli zmienia się podejście naukowców do autyzmu. Kiedyś uznawano go za wymagającą leczenia chorobę, co, wg niektórych, utrudniało odkrycie mechanizmu działania autystycznego mózgu. Zamiast tego lepiej byłoby uznać mózg autystyka za inny od mózgu przeciętnego człowieka. Baggs tłumaczy, że oglądając jej film, ktoś zdrowy spodziewa się, że każda jego część (każdy kadr) niesie ze sobą jakieś symboliczne znaczenie. Tymczasem jej "język" nie wykorzystuje ani słów, ani symboli wzrokowych do zinterpretowania. Polega natomiast na ciągłej konwersacji z każdym aspektem otoczenia. Na fizycznym reagowaniu na poszczególne jego składniki. Powołuje się w tym miejscu na przykład. Wkładając palce pod strumień bieżącej wody, tłumaczy, że akt ten nie oznacza czegoś szczególnego. Po prostu ona wchodzi kontakt z wodą, a woda z nią. Kobieta podkreśla, że dla niej i dla innych osób autystycznych stwierdzenie kogoś zdrowego, że ich zachowanie jest zamykaniem się we własnym wewnętrznym świecie, brzmi paradoksalnie. Przecież właśnie wtedy ciągle kontaktują się ze światem, tyle że na własny sposób, za pośrednictwem ograniczonego repertuaru odpowiedzi na pewien wycinek rzeczywistości. To wszystko jest tak różne od tego, co znamy, że wiele osób uznaje, że autystycy w ogóle nie myślą. Za przejaw inteligencji uznają tylko prowadzenie rozmowy w symbolicznym języku. A przecież wykorzystywanie wszystkich zmysłów do nawiązania kontaktu z różnymi obiektami to naprawdę wiele. Czemu niemożność nauczenia się przez autystyka naszego języka jest uznawana za deficyt, a nasza niezdolność do pojęcia i opanowania mowy kogoś takiego jak Baggs ma być czymś usprawiedliwionym? To pytanie bynajmniej nie powinno pozostać retoryczne... Chętni mogą znaleźć dokument In my language na .
- 3 odpowiedzi
-
- In my language
- nagranie
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
The Wall Street Journal donosi, że Yahoo! i Time Warner chcą wspólnie wypracować rozwiązanie alternatywne wobec microsoftowej propozycji dotyczącej przejęcia portalu. Osoby, które poinformowały gazetę o tym wydarzeniu, zaznaczyły, że przejęcie przez Microsoft jest wciąż najbardziej prawdopodobnym rozwojem sytuacji. Rozmowy prowadzą bezpośrednio szefowie obu firm, Jerry Yang z Yahoo i Jeffrey Bewkes z Time Warner. Zastanawiają się oni nad połączeniem Yahoo! i AOL, co miałoby przynieść roczne oszczędności rzędu miliarda dolarów. Toczą się też negocjacje pomiędzy Yahoo! a News Corp. Druga z firm objęłaby pakiet udziałów w pierwszej w zamian za sprzedanie Yahoo! serwisu MySpace i kilku innych witryn. Jednak i takie rozwiązanie jest uznawane za mniej prawdopodobne, niż przejęcie Yahoo! przez Microsoft. Trzeba pamiętać, że Microsoft ma czas do 14 marca na przedstawienie własnych kandydatów do zarządu Yahoo!. Wtedy dojdzie bowiem do dorocznego Walnego Zgromadzania Akcjonariuszy. Władze Yahoo! prawdopodobnie przesuną zgromadzenie na późniejszą datę, jednak znajdują się pod coraz silniejszą presją akcjonariuszy. Przeciwko zarządowi toczy się już 7 spraw sądowych o to, że pochopnie odrzucił propozycję Microsoftu, nie przedstawiając w jej miejsce żadnego korzystnego rozwiązania. Akcjonariusze przypominają, że zarząd ma obowiązek dbać o ich interesy i oczekują szybkich decyzji. Na szybkie rozwiązania oczekuje też rynek. Wall Street oczekuje, że Microsoft przejmie Yahoo!. Świadczy o tym chociażby kurs akcji Google'a, których wartość spadła o 20% od czasu, gdy Microsoft zaproponował kupno Yahoo!.
-
- News Corp.
- Yahoo
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Brytyjskie miasteczko Mildenhall nie wyróżnia się niczym szczególnym. Z wyjątkiem tego, że jego witryna internetowa została właśnie zamknięta z powodu niefrasobliwości pracowników amerykańskiego lotnictwa wojskowego. Gary Sinnott, właściciel mildenhall.com od 10 lat otrzymywał e-maile, które nie powinny do niego trafiać. Część z nich zawierała ściśle tajne informacje, takie jak np. szczegółową trasę przelotu samolotu Air Force One z prezydentem Bushem na pokładzie, w innych Sinnott mógł poczytać o planowanych operacjach wojskowych, z kolejnych mógł się dowiedzieć, jakie są hasła do systemów komputerowych lotnictwa wojskowego. Były też wśród nich listy prywatne. Sinnott dostawał każdy, w którego adresie znalazła się domena mildenhall.com. Pechowy administrator mówi, że informował pracowników lotnictwa o problemie. Początkowo nie widzieli oni nic złego w tym, że osoba postronna otrzymuje ściśle tajne informacje. Gdy Sinnott nie ustępował, poradzono mu, by zablokował na swoim serwerze pocztę pochodzącą z nieznanego źródła i ustawił automatyczne powiadamianie nadawców takich listów, że wysłali je na złe adresy. Jednak nic to nie dało. Oficjalne informacje z lotnictwa wojskowego nadal docierały do Sinnotta. Co gorsza, niektórzy nadawcy, źli, że zwrócił im uwagę, przekazali jego e-mail spamerom. W efekcie mężczyzna zaczął dostawać nawet 30 000 maili dziennie. Większość z nich to był, oczywiście, spam. Ale były też listy z informacjami, których nikt postronny nie powinien poznać. W końcu zniecierpliwiony Sinnott postanowił wyłączyć serwery i zrezygnować z prowadzenia witryny mildenhall.com. Jeśli więc chcemy poznać amerykańskie tajemnice wojskowe, zarejestrujmy domenę z nazwą mildenhall. Możliwe, że wkrótce ktoś przyśle do nas informację, kiedy i gdzie będziemy mogli zestrzelić samolot z prezydentem USA. Mildenhall.us czy mildenhall.pl są wolne.
- 1 odpowiedź
-
- Gary Sinnott
- prezydent USA
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Niektórzy ludzie wydają się zawsze zadowoleni i z natury szczęśliwsi od innych. To o nich mówi się, że nigdy nie zdejmują różowych okularów, urodzili się w czepku lub że są niepoprawnymi optymistami. Inni zawsze spodziewają się najgorszego i nie umieją się cieszyć z tego, co przynosi im los. Psycholodzy z Uniwersytetu w Edynburgu i Queensland Institute for Medical Research zbadali aż 900 par bliźniąt i zidentyfikowali geny, które odpowiadają za wystąpienie cech osobowościowych predysponujących do bycia szczęśliwym bez względu na okoliczności (Psychological Science). Okazuje się, że odziedziczenie określonego zestawu cech zapewnia rezerwę szczęścia na czarną godzinę i na czas "rekonalescencji". Można ją wykorzystać w chwili silnego stresu i tuż po. Szef zespołu naukowców podkreśla, że szczęście podlega, oczywiście, wpływom czynników zewnętrznych, lecz na pewno istnieje również dziedziczony komponent szczęśliwości, który można w całości wyjaśnić genetyczną architekturą osobowości. Przy określaniu pożądanego zestawu cech osobowościowych psycholodzy posłużyli się teorią Wielkiej Piątki. Stwierdzili, że szczęśliwsze bywają osoby z mniejszą skłonnością do zamartwiania (mniej neurotyczne), towarzyskie i sumienne. W niesprzyjających okolicznościach cechy te działają jak bufor.
- 1 odpowiedź
-
- zapas
- okoliczności
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Benny Shanon, profesor psychologii z Uniwersytetu Hebrajskiego, uważa, że biblijni Izraelici znajdowali się pod wpływem substancji psychoaktywnej, gdy Mojżesz zniósł z góry Synaj tablice z Dziesięcioma Przykazaniami (Time and Mind). Na pustyni półwyspu Synaj można napotkać dwie rośliny, w których występuje ten sam halucynogenny związek, co w pochodzącym z Amazonii wywarze z liany Banisteriopsis caapi o nazwie ayahuasca. Z tego ostatniego korzystają uzdrawiający szamani curanderos. Nazwa rośliny z Ameryki Południowej oznacza w języku keczua pnącze duchów, co, wg profesora, wiele wyjaśnia także w przypadku postaci z Biblii. Shanon przypuszcza, że grzmoty, błysk i dźwięki trąb wydobywające się z góry w Księdze Wyjścia były skutkiem zmienionego stanu świadomości. Stanom silnego oszołomienia ayahuaską towarzyszą pogłębione doznania religijne i duchowe. Przy takich okazjach pewne osoby widzą światło, a inne obcują z podstawą bytu, którą niektórzy identyfikują jako boga. Sam profesor doświadczał skutków wypicia ayahuaski ok. 160 razy, zaznajamiając się z nią w wielu lokalach i kontekstach. O jakie rośliny chodzi? M.in. o poganka rutowatego (Peganum harmala), zwanego także rutą stepową albo rutą syryjską. Jest to sukulent z rodziny parolistowatych, występujący na bardzo dużym obszarze: w Afryce Północnej, na Bliskim Wschodzie, a nawet w Europie w rejonie śródziemnomorskim (Hiszpania, Włochy i Grecja). Roślina ta była przez Żydów wykorzystywana ze względu na przypisywane jej właściwości lecznicze i magiczne. Dywagacje psychologa zostały bardzo różnie przyjęte. Ortodoksi zareagowali na te doniesienia z oburzeniem, wskazując np. na niestosowność dosłownego objaśniania wydarzeń opisanych w Biblii.
- 129 odpowiedzi
-
- ayahuasca
- Dziesięć Przykazań
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Tamoxifen, lek znany dotychczas głównie jako chemioterapeutyk w leczeniu raka piersi, może się okazać skutecznym lekarstwem przeciwko manii pojawiającej się u osób z chorobą afektywną dwubiegunową. Wyniki badań na ten temat przedstawiają naukowcy z Szkoły Medycznej Uniwersytetu Dokuz Eylül w tureckim Izmirze. Mechanizm działania tamoxifenu w raku piersi jest związany z jego zdolnością do hamowania sygnałów estrogenowych, stymulujących rozwój nowotworu. Okazuje się jednak, że istnieją także inne sposoby działania tego związku. Jeden z nich polega na blokowaniu grupy enzymów określanych zbiorczo jako kinaza białkowa C, będących ważnym elementem sygnalizacji wewnątrzkomórkowej. Choroba afektywna dwubiegunowa (ChAD), zwana także psychozą maniakalno-depresyjną, charakteryzuje się nadaktywnością tych enzymów, co prowadzi do takich objawów, jak trudności w koncentracji, upośledzenie zdolności do podejmowania decyzji oraz ogólna dezorganizacja procesów myślowych. Badania, poprzedzone testami na zwierzętach, objęły 66 osób w wieku od 18 do 60 lat. Wszystkie z nich chorowały na ChAD i wykazywały w momencie rozpoczęcia eksperymentu objawy manii. Połowa pacjentów przyjmowała tamoxifen oraz drugi lek, lorazepam, stosowany tylko doraźnie w celu usunięcia napadów manii. Jak zawsze w tego typu badaniach wyselekcjonowano grupę kontrolną, także przyjmującą doraźnie lorazepam, lecz w połączeniu z placebo zamiast tamoxifenem. Trwający 21 dni eksperyment ukończyło 50 ochotników. Wyniki pokazywały jednoznacznie, że osoby przyjmujące tabletki zawierające tamoxifen miały znacznie łagodniejsze objawy manii niż osoby z grupy kontrolnej. Dzięki zastosowaniu specjalnych testów obliczono, że aż 48% osób leczonych tamoxifenem wykazywało objawy manii słabsze o co najmniej połowę, a u kolejnych 28% objawy manii ustąpiły całkowicie. W grupie kontrolnej analogiczny odsetek wynosił, odpowiednio, zaledwie 5% i 0%. Dodatkowo obliczono, że pacjenci leczeni nowym sposobem potrzebowali znacznie niższych dawek lorazepamu niż przedstawiciele grupy kontrolnej. Nie tylko wymagali oni niższych doz na początku eksperymentu, ale też szybciej spadało u nich zapotrzebowanie na ten medykamant. Pod koniec studium różnice w zapotrzebowaniu na lorazepam były znacznie wyraźniejsze niż w pierwszych dniach testów. Autorzy publikacji na temat eksperymentu twierdzą, że ich wyniki mogą być zachętą do dokładniejszego zbadania wpływu kinazy białkowej C na rozwój ChAD. Ich zdaniem, warto także przeprowadzić eksperymenty z innymi substancjami wykazującymi działanie analogiczne do tamoxifenu. Oprócz leczenia raka piersi, inne zastosowania wspomnianego leku obejmują, m.in.: leczenie osób wykazujących występowanie cykli miesięcznych bez owulacji, usuwanie objawów tzw. ginekomastii (pojawianie się kobiecego kształtu ciała u mężczyzn). Stosowany bywa także nawet w inżynierii genetycznej, pozwalając na selektywne usuwanie określonych genów ze specjalnie przygotowanych organizmów.
- 53 odpowiedzi
-
- ChAD
- psychoza maniakalno-depresyjna
- (i 4 więcej)
-
Dlaczego płaczemy przy krojeniu cebuli? Tego tak naprawdę nie wie nikt. Wygląda jednak na to, że dzięki naukowcom ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Colorado i Uniwersytetu Maryland uczyniliśmy krok naprzód w kierunku zrozumienia tego zagadnienia. Wyniki swoich badań opublikowali w czasopiśmie Journal of Neurophysiology. Dzięki ich badaniom odkryto specjalne komórki, nazwane "pojedynczymi komórkami chemosensorycznymi". Są one ulokowane w przedsionku nosa, drogach oddechowych oraz przewodzie pokarmowym przedstawicieli wszystkich gromad kręgowców, w tym prawdopodobnie także u człowieka. Ich dokładna funkcja nie jest jeszcze dokładnie poznana, lecz najprawdopodobniej wykrywają one "zapachy zagrożenia", czyli substancje drażniące lub potencjalnie niebezpieczne, a następnie uruchamiają mechanizmy obrony przed tymi cząsteczkami. Nieco wcześniej odkryto, że impulsy nerwowe generowane przez substancje drażniące (a także przez niektóre zapachy gorzkie) stymulują bezpośrednio nerw trójdzielny. Jest to nerw odpowiedzialny m.in. za odbiór wrażeń dotykowych, temperatury i bólu w rejonie głowy. Było to nieoczekiwane odkrycie - wcześniej sądzono, że wszystkie informacje o zapachu są przewodzone przez nerw węchowy. Odkrycie to zachęciło badaczy do poszukiwania specyficznych komórek, reagujących właśnie na zapach drażniących substancji. W oparciu o serię eksperymentów naukowcy ustalili prawdopodobny mechanizm przewodzenia informacji o drażniących substancjach przez nerwy. Postulują oni, że po związaniu odpowiedniej liczby cząsteczek zapachowych z receptorami na samodzielnej komórce chemosensorycznej dochodzi w niej do zmian w stężeniu jonów wapnia. Zmiana ta prowadzi do zachwiania poziomu ładunków elektrycznych wewnątrz komórki i poza nią, co jest równoznaczne z przepływem prądu elektrycznego. Sygnał ten jest prawdopodobnie odbierany przez zakończenia włókien nerwu trójdzielnego. W odpowiedzi na bodziec związany z potencjalnym zagrożeniem organizm reaguje w dobrze znany sposób: błony śluzowe wydzielają zwiększone ilości płynu, a w niektórych przypadkach dochodzi także do kaszlu, kichania i innych reakcji obronnych. Potwierdzenie tej tezy wymaga jednak dalszych badań, gdyż nie jest znany m.in. dokładny mechanizm przekazywania informacji z komórek chemosensorycznych do neuronów. Wyniki badań amerykańskich naukowców wydają się potwierdzać koncepcję stworzoną jeszcze w XIX wieku przez Johannesa Petera Mullera. Twierdził on, że reakcja na bodziec zależy nie od natury samego bodźca, lecz głównie od sposobu przewodzenia informacji o nim wewnątrz organizmu. Odkrycie samodzielnych komórek chemosensorycznych potwierdza, że lotne substancje zapachowe mogą być wykrywane przez mózg albo jako zapach (gdy informacja dociera do mózgu przez nerw węchowy), albo jako wrażenie bólowe (w przypadku impulsów przewodzonych przez nerw trójdzielny). Badacze sugerują także, że dalsze badania mogą pomóc w zrozumieniu, dlaczego niektóre osoby reagują szczególnie intensywnie na drażniące zapachy. Do tego czasu jednak musimy zadowolić się prostym zatkaniem nosa...
- 10 odpowiedzi
-
- pojedyncze komórki sensoryczne
- nerw trójdzielny
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Badania anatomii węży doprowadziły biologów do wniosku, że gady te są głuche. Świadczyły o tym zarówno brak jakiejkolwiek formy zewnętrznych uszu, jak i nieobecność bębenków usznych. Jednak eksperymenty przeprowadzone w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku dowiodły, że węże jednak słyszą. Dzięki połączonym siłom niemieckich i amerykańskich naukowców wreszcie dowiedzieliśmy się, jak to możliwe. Okazuje się, że organem słuchowym beznogich gadów jest ich szczęka. Za jej pomocą wąż odbiera drgania z otaczającego środowiska. Fala akustyczna wędruje następnie do ślimaka ucha wewnętrznego, gdzie znajdują się komórki nerwowe, przekazujące odpowiednie sygnały do mózgu. Biolodzy opisali pracę szczęki za pomocą tych samych równań matematycznych, które są stosowane podczas modelowania ruchu kadłuba okrętowego. Przy okazji zaproponowano wyjaśnienie wężowego obyczaju zakopywania się w piasku: głębiej zanurzony statek jest bardziej stabilny, co w wypadku organu słuchu prawdopodobnie odpowiada jego dokładniejszej pracy. Warto przy tym pamiętać że dolna szczęka składa się z kilku oddzielnych części. Konstrukcja taka pozwala połykać zdobycz większą od średnicy samego zwierzęcia, a dodatkowo może również umożliwiać słyszenie stereofoniczne. I na koniec ciekawostka: my również możemy sprawdzić, jak w przybliżeniu działa słuch węża. Wystarczy przyłożyć drgający kamerton do kości znajdującej się za uchem. W ten właśnie sposób mogły słyszeć wszystkie kręgowce, zanim nastąpiło ich zróżnicowanie ewolucyjne.
-
Każdy mieszkaniec większego miasta wie, ile czasu można stracić w ulicznych korkach. Co gorsza, niewielu właścicieli samochodów decyduje się na jazdę tramwajem czy metrem – zwyciężają przywiązanie do wygody i brak ograniczeń narzucanych przez transport miejski. Być może zwolennicy własnych czterech kółek zmienią zdanie, gdy ruszą linie magnetycznej kolejki SkyTran. System transportu opracowany przez firmę UniModal Transport Solutions próbuje połączyć najlepsze cechy kolejki miejskiej i samochodu. Od tej pierwszej otrzymał niemal całkowite odseparowanie od zwykłych ulic, w dodatku bez zabierania miejsca tradycyjnym ciągom komunikacyjnym. Z kolei właścicielom samochodów spodoba się pomysł szybkiego podróżowania bez przesiadek, przystanków czy tłoku. SkyTran jest bowiem automatycznym systemem bazującym na dwuosobowych pojazdach typu maglev (wykorzystujących zjawisko lewitacji magnetycznej), poruszających się po indywidualnie wybranych trasach. Składa się on z torów szybkiego ruchu oraz znajdujących się pod nimi stacji, rozmieszczonych co czterysta metrów. Stacje te nie są "obowiązkowe": wagonik ląduje na danym przystanku jedynie wtedy, gdy stanowi on cel podróży. "Samochodziarzy" mogą też skusić parametry obiecywane przez twórców systemu. Wagoniki mają poruszać się z prędkością 160 km/h w granicach miasta i 240 km/h poza nimi. Bardzo skuteczny system hamulcowy pozwala uzyskać spore zagęszczenie ruchu – mimo znacznych prędkości, kolejne pojazdy mogą podróżować w odległości zaledwie 25 metrów. Twórcy SkyTrana obiecują, że koszty jego budowy będą 19-krotnie niższe niż w wypadku zwykłych kolei szynowych, budowanych nad ulicami. Konstruktorzy zapewniają też, że nie muszą wynajdywać niczego nowego, ponieważ wszystkie potrzebne technologie są już powszechnie dostępne. Niestety, wciąż brakuje prototypowej linii, która dowiodłaby skuteczności opisywanego systemu.
-
IBM we współpracy z austriacką firmą VDEL oraz z LX Polska zaoferuje na terenie Rosji peceta "wolnego od Microsoftu". Maszyna będzie sprzedawana z preinstalowanym systemem firmy Red Hat i IBM-owskim pakietem biurowym Lotus Symphony. Sprzęt będzie produkowany i dostarczany przez partnerów VDEL i LX Polska.Błękitny Gigant zapewnia, że komputery z rodziny Open Referent będą o połowę tańsze, niż tradycyjne maszyny.Wbrew pozorom nie chodzi tutaj, a przynajmniej nie bezpośrednio, o rozpropagowanie opensource'owego systemu na rynku konsumenckim. Gra toczy się o wyższą stawkę.W Rosji wiele firm i instytucji państwowych po raz pierwszy buduje swoje wielkie sieci. Rynek Federacji jest więc bardzo atrakcyjny dla producentów oprogramowania. Microsoft już zaangażował się w Rosji w kampanie edukacyjne, a w ubiegłym miesiącu podpisał umowę z największym rosyjskim operatorem komórkowym. Dzięki niej małe firmy będą mogły korzystać z tańszych laptopów z preinstalowanym systemem Vista.Opensource'owi rywale giganta z Redmond też nie zasypiają gruszek w popiele i próbują przedstawić Rosjanom swoje produkty. Robią to na tyle skutecznie, że opensource'owe pecety zamówiło już Ministerstwo Obrony, Aerofłot i Alfa Bank.Trzeba przy tym pamiętać, że zatrudnieni w firmach i instytucjach, którzy zetkną się w pracy z danym rozwiązaniem, chętniej skorzystają z niego w domu. Wynik walki o rynek przedsiębiorstw przełoży się w przyszłości na rynek użytkownika indywidualnego.
-
O węglowych nanorurkach mówi się bardzo dużo, jednak dotąd ich zastosowanie na skalę przemysłową było niemożliwe. Nikt nie potrafił tanio i szybko wytworzyć odpowiedniej ich ilości, a główną przeszkodą było wyhodowanie nanorurek odpowiedniej długości. Nowo powstała firma Nanocomp Technologies mówi, że te czasy odeszły w przeszłość. Przedsiębiorstwo już w tej chwili potrafi produkować z nanorurek płachty materiału o wymiarach 3x6 stóp (91,5x183 cm). Do końca września mają powstać płachty o powierzchni 100 stóp kwadratowych (9,3 m2). Kluczem do sukcesu było wyhodowanie długich, 1-milimetrowych, nanorurek. Nanocomp Technologies nie zdradza, w jaki sposób udało jej się to osiągnąć. Specjaliści przypuszczają, że firma używa jakiegoś źródła węgla (może to być np. metanol lub etanol) i przepuszcza je przez katalizator nanocząsteczek (być może tlenek niklu, kobaltu lub żelaza). Molekuły węgla reagują z katalizatorem i tworzą nanorurki, a ich rozmiar jest regulowany wielkością katalizatora. Olbrzymią trudność sprawia kontrolowanie i utrzymanie w stanie stabilnym katalizatora. Przedstawiciele Nanocomp zdradzają, że zajmuje się tym specjalny system komputerowy, który ma wpływ na 30 różnych parametrów procesu produkcyjnego. Dba on nie tylko o temperaturę i jej zmiany, ale również przepływy gazu czy skład chemiczny całości. Wytrzymałość na rozciąganie nowego materiału wynosi od 200 do 500 megapaskali. Dla porównania, wytrzymałość aluminium to około 500 megapaskali. Trzeba przy tym pamiętać, że w obecnie produkowanych płachtach nanorurki są ułożone przypadkowo. Jeśli uda się kontrolować sposób ułożenia nanorurek, to wytrzymałość płachty na rozciąganie wzrośnie do 1200 megapaskali. Peter Antoinette mówi, że nowy materiał został zaprezentowany wielu producentom elektroniki i część z nich jest już w tej chwili nim zainteresowana. Może on posłużyć do ochrony telefonów komórkowych przed interferencjami sygnału, dzięki czemu będziemy lepiej słyszeli swoich rozmówców. Płachty z nanorurek można wbudować w PDA czy notebooki, gdzie posłużą do odprowadzania ciepła z układów scalonych. Nanorurki mogą być również silnymi antenami, przydatnymi do budowy sieci bezprzewodowych. Nanorurki przyczynią się też do powstania bezpieczniejszych samolotów. Przewodzą one bowiem prąd, więc kompozyty z nanorurek uchronią elektronikę samolotu przed uderzeniem pioruna. Obecnie jeśli piorun uderzy w kompozytowy kadłub, może uszkodzić komputerowe systemy maszyny. Materiał firmy Nanocomp to olbrzymia szansa dla przemysłu lotniczego także i z innego powodu. Obecnie na pokładzie Boeinga 747 znajdują się dwie tony miedzianych kabli. Zastępując je nanorurkami można zmniejszyć ciężar okablowania o połowę. A to przekłada się na oszczędności paliwa liczone w milionach dolarów podczas całej służby pojedynczej maszyny. Z tego też powodu Boeing, Lockheed Martin i Northrop Grunman już wpisały Nanocomp na listę swoich dostawców i prowadzą testy dostarczonych im próbek materiału.
-
Dokumenty ujawnione przez The National Archives (TNA) pokazały, że brytyjski wywiad próbował odgadnąć plany Hitlera, studiując jego... horoskop. Węgier Ludwig von Wohl (niekiedy przedstawiający się jako de Wohl) przekonał szefostwo, że potrafi odtworzyć przepowiednie Karla Ernsta Kraffta, prywatnego astrologa fuhrera. Ponieważ niemiecki przywódca przywiązywał do nich dużą wagę, w ten sposób można było ponoć przewidzieć jego posunięcia. Nie wszystkim podobała się podobna taktyka prowadzenia działań wojennych. Niektórzy przedstawiciele MI5 podkreślali, że von Wohl to zwykły szarlatan, w dodatku skrajnie zarozumiały. Inni uważali, że jest bardzo sprytny i potrafi świetnie odtworzyć mentalność oraz tok rozumowania Hitlera. Mimo że mało kto wierzył w błękitną krew płynącą w żyłach Węgra, został on zwerbowany przez sekcję propagandową Kierownictwa Operacji Specjalnych SO2. Mianowano go kapitanem. W 1940 von Wohl został wysłany z cyklem wykładów do USA. Jego zadanie polegało na przekonaniu słuchaczy, że Hitlera można pokonać. Gdyby mu się to udało, oznaczałoby to przystąpienie Stanów do wojny. Wystąpienia i wywiady prasowe Węgra zostały naprawdę dobrze przyjęte. Po powrocie na Wyspy de Wohl zadeklarował, że rozszyfruje przepowiednie Karla Ernsta Kraffta przygotowane dla Hitlera. Szwajcar ukończył studia matematyczne. Miał smykałkę do statystyki, ale szczególnie interesowały go astrologia i planety. Przez dziesięć lat po opuszczeniu murów uniwersytetu pracował nad dziełem "Cechy astrobiologii". Stworzył też własną teorię: typokosmię (przepowiadanie przyszłości na podstawie badania osobowości). Z jego usług, poza Hitlerem, korzystali też inni naziści: Rudolf Hess i Heinrich Himmler. Krafft cieszył się estymą wśród niemieckich okultystów i profetów. Jego werdykty opierały się w dużej mierze na wyliczeniach związanych z datą urodzin. Plan von Wohla przypadł do gustu paru ważnym osobom, m.in. admirałowi Johnowi Godfreyowi, dyrektorowi Wywiadu Marynarki Wojennej. Węgier zdołał też przekonać do siebie (i swoich rozwiązań) przedstawicieli Kierownictwa Wojny Politycznej i Operacji Specjalnych. Sceptyczni pozostali członkowie MI5 i MI6. Teraz można już z całą pewnością stwierdzić, że rację mieli ci ostatni. Historycy podkreślają, że podczas działań wojennych Hitler nie kierował się przepowiedniami astrologicznymi...
-
Badania wykazały, że ludzie rozmawiający wieczorem lub w nocy przez telefon komórkowy udają się w miejsca, gdzie w normalnych okolicznościach nigdy by nie skierowali swoich kroków. Szczególnymi ryzykantkami są w tym względzie kobiety. Wygląda to tak, jakby telefon zwiększał ich poczucie bezpieczeństwa i nietykalności, choć realnie nie ma po temu powodów. Sondaż przeprowadzono wśród studentów Uniwersytetu Stanowego Ohio. Jack Nasar, profesor planowania przestrzennego, uważa, że obserwowane zjawisko to w dużej mierze skutek niezwracania należytej uwagi na otoczenie. Nasar współpracował z dwoma innymi naukowcami: Peterem Hechtem z Temple University w Filadelfii oraz Richardem Wenerem z Brooklyn Polytechnic University w Nowym Jorku. Badania przeprowadzono dwukrotnie. Losowo wybrani studenci wzięli udział w wywiadach internetowych lub telefonicznych. W 2001 roku zbadano 317 osób, a rok później 305. Kobiety wspominały o większym wzroście poczucia bezpieczeństwa podczas rozmowy przez komórkę niż mężczyźni. Aż 42% pań poszłoby po zmroku gdzieś, gdzie normalnie by się nie udało. Podobnie postąpiłoby tylko 28% panów. Nasar sądzi, że paradoksalnie w grę może wchodzić silniejsze pierwotne poczucie zagrożenia u przedstawicielek płci pięknej. Drugim istotnym zjawiskiem jest rozproszenie uwagi podczas prowadzenia rozmowy. I nie chodzi tu wyłącznie o zagrożenie napadem. W odrębnym badaniu zespół Nasara zaobserwował, że aż 48% ludzi plotkujących przez telefon przechodziło przez zatłoczoną ulicę tuż przed maskami nadjeżdżających samochodów. Identycznie zachowało się tylko 25% ludzi bez komórki. Oznacza to, że rozmowa przez telefon stwarza niebezpieczeństwo na drodze nie tylko w przypadku kierowców, ale także pieszych. Nasar podkreśla, że choć wyniki uzyskano 6-7 lat temu, teraz stały się one jeszcze bardziej aktualne. Powód? Zwiększyła się liczba posiadaczy telefonów komórkowych. Podobne rezultaty dawały badania prowadzone na innych uczelniach. Po rozejrzeniu na ulicy widać, że w identyczny sposób zachowują się też inni ludzie, i to bez względu na wiek...
- 2 odpowiedzi