Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37642
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W krajach rozwijających się spożycie mięsa stale rośnie. Eksperci z Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) szacują, że do roku 2050 globalna produkcja mięsa jeszcze się podwoi. Naukowcy uważają jednak, że ze względów ekonomicznych i zdrowotnych składniki roślinne powinny zastąpić surowe materiały zwierzęce. I tak np. nasiona łubinu można by wykorzystać do uzyskania niskotłuszczowych kiełbasek. Wyprodukowanie kilograma mięsa oznacza zużycie 7-16 kg zbóż lub soi do wykarmienia zwierząt. Wskutek tego w USA ok. 80% zbóż stanowi paszę dla bydła i trzody chlewnej - wylicza dr inż. Peter Eisner z Instytutu Fraunhofera ds. Inżynierii Procesowej i Opakowań. Do wyprodukowania kilograma mięsa potrzeba powierzchni 40 metrów kwadratowych. Okazuje się zaś, że z tego samego areału można zebrać 120 kg marchwi lub 80 kg jabłek. Rośliny są doskonałej jakości pokarmem, ale mogą również dostarczyć surowca do zastosowań technologicznych i stanowią źródło energii. Jak tłumaczy Niemiec, dotąd pestki słonecznika służyły głównie do produkcji oleju, a pozostałościami karmiono zwierzęta. W rezultacie na działce o powierzchni 2,5 akra udawało się zarobić ok. 950 euro. Gdyby natomiast wszystkie składniki przetworzyć na wysokiej jakości surowce spożywcze, kosmetyczne i energetyczne, ta sama działka zapewniłaby właścicielowi przychód w wysokości 1770 euro. Eisner zaprezentował substytut mleka z białek łubinu, który sprawdza się jako baza do produkcji lodów czy sera. Nie zawiera laktozy ani cholesterolu, ma neutralny smak i obfituje w wielonienasycone kwasy tłuszczowe. Daniela Sussmann , koleżanka Eisnera z Instytutu, stworzyła roślinny izolat białkowy o właściwościach przypominających tłuszcz. Dzięki specjalnej technice z nasion łubinu uzyskuje się wysoce lepki osad białkowy o wyjątkowo kremowej konsystencji. Mikroskopowa struktura tego produktu przypomina rozmieszczenie cząsteczek tłuszczu w mięsie kiełbasek. Można go więc wykorzystać do przygotowania niskotłuszczowych kiełbas, które będą smakować jak oryginał – przekonują badacze. Podczas testów smakowych akademicy sprawdzali, czy dodanie białek łubinu wpłynie na odczucia związane z soczystością i kremową konsystencją niskotłuszczowych kiełbasek. Okazało się, że 10-proc. dodatek białkowego izolatu zwiększał wyczuwalność "tłuszczu" w niskotłuszczowej wątrobiance. Wbrew pozorom to ważny krok naprzód, ponieważ kiełbasy są bardzo tłustym produktem, a wyprodukowanie zdrowszej i równie smacznej ich wersji zmniejszy ryzyko otyłości, chorób sercowo-naczyniowych czy cukrzycy...
  2. Pracujący dla Google'a Michał Zalewski poinformował, że chińscy hakerzy najprawdopodobniej wpadli na trop krytycznego niezałatanego błędu w Internet Explorerze. Błąd ten to jedna z około 100 dziur, które Zalewski znalazł w IE, Firefoksie, Chrome, Safari i Operze. Zalewski odkrył je za pomocą własnego narzędzia cross_fuzz. Później, jak mówi, przypadkowo ujawnił lokalizację tego narzędzia, więc mógł je pobrać każdy chętny. W związku z tym postanowił je udostępnić. "Trzydziestego grudnia odebrałem zapytania z adresu IP zarejestrowanego w Chinach, które odpowiadały słowom kluczowym wymienionym w jednym z plików cross_fuzz" - informuje Zalewski. Zapytanie dotyczyło pewnych funkcji w pliku mshtml.dll. W tym czasie nie było w sieci żadnych innych zapytań tego typu. "To bardzo silne wskazanie, że doszło do niezależnego odkrycia tego samego błędu w IE; inne wyjaśnienia następujących po sobie takich zapytań są bardzo mało prawdopodobne" - mówi badacz. Wbrew prośbom Microsoftu, który nie poprawił jeszcze wspomnianego błędu, Zalewski udostępnił cross_fuzz w niedzielę. Z jednej strony stało się tak dlatego, bo Chińczycy i tak wiedzą już o dziurze, a z drugiej - ponieważ specjaliści z Microsoftu nie ustosunkowali się do informacji, które im przekazał. Pierwsze informacje o błędzie wraz z wcześniejszą wersją cross_fuzz Microsoft otrzymał już w lipcu. Z kolei 20 grudnia Zalewski poinformował firmę z Redmond, że zamierza udostępnić cross_fuzz. Dzień później skontaktowali się z nim przedstawiciele Microsoftu i poinformowali go, że brak odpowiedzi z ich strony wynikał z faktu, iż nie udało im się odtworzyć błędu, o którym informował ich pracownik Google'a. Kilka dni później Zalewski otrzymał następującą wiadomość: "Zespół zajmujący się IE przeprowadził szeroko zakrojone testy, ale nie byliśmy w stanie doprowadzić do tych samych błędów, które Ty i Dave (z Microsoftu) jesteście w stanie odnaleźć. Nie wiem, dlaczego teraz udało się nam na nie trafić, ale zapewniamy, że nie było to celowe działanie". Jerry Bryant, rzecznik prasowy Microsoft Security Response Center, oświadczył, że w lipcu ani eksperci Microsoftu, ani Google'a nie byli w stanie odtworzyć warunków, w jakich dochodziło do błędu. "Dopiero 21 grudnia nowa wersja narzędzia cross_fuzz dostarczyła nam informacji na temat błędu". To nie pierwsze starcie, pomiędzy badaczami Google'a a Microsoftem. W połowie ubiegłego roku doszło do utarczki pomiędzy Tavisem Ormandy'm a koncernem z Redmond.
  3. Rekonstruując mózgi wymarłych ptaków, ornitolodzy mają nadzieję rzucić nieco światła na początki zdolności latania. Wszystko wskazuje na to, że ptaki wyewoluowały z dinozaurów ok. 150 mln lat temu, ale nadal nie wiadomo, w którym momencie zdobyły przestworza. Naukowcy ze Szkockiego Muzeum Narodowego koncentrują się na kłaczku móżdżku, integrującym podczas lotu sygnały wzrokowe i pochodzące ze zmysłu równowagi. Dzięki tej strukturze ptak potrafi ocenić pozycję innych obiektów (latających i nielatających). Mamy nadzieję, że uda nam się ustalić, jak wyewoluował kłaczek, który pozwala sobie poradzić z rozmaitymi wymogami lotu. To zapewni nam informacje, kiedy ptaki mogły nabyć zdolność latania [i pozwoli odróżnić ptakopodobne dinozaury od ptaków, które zatraciły zdolność lotu] – tłumaczy Stig Walsh. We współpracy z kolegami z University of Abertay Dundee muzealnicy skanują skamieniałości kilku wymarłych gatunków, a także ok. 100 współczesnych ptaków. W odróżnieniu od skanerów medycznych, które wykonują serię zdjęć przekrojowych obiektu z pojedynczą warstwą o grubości 1,5 mm, skaner 3D z Abertay University ma dokładność do 6 mikronów – podkreśla Walsh. W przypadku współczesnych ptaków biolodzy są zainteresowani blisko spokrewnionymi gatunkami, wśród których są zarówno ptaki latające, jak i nieloty. W ten sposób powinno się udać ustalić, czy wraz z utratą zdolności lotu kłaczek staje się mniejszy. Poza tym naukowcy skupiają się na niezwykle szybkich lotnikach sokołach wędrownych, obdarzonych zdolnościami akrobatycznymi jerzykowatych i jaskółkach oknówkach czy latających do tyłu kolibrach. Szkocki zespół analizuje różne gatunki wymarłych ptaków. Niektóre z nich, np. dodo, występowały jeszcze całkiem niedawno, inne żyły wiele milionów lat temu: 3 gatunki pochodzą z iprezu (czyli sprzed ok. 55 mln lat), jeden nielot morski zasiedlał Ziemię w kredzie mniej więcej 100 mln lat temu, a archeopteryks ok. 145-150 mln lat temu. Warto podkreślić, że trudno o niezdeformowane skamieniałości ptaków, ponieważ większość została spłaszczona przez zalegające na nich osady. Projekt poszukiwania związków między wielkością kłaczka a zaawansowaniem zdolności koordynowania w czasie lotu bodźców wzrokowo-równoważnych ma się zakończyć na początku 2012 roku.
  4. Jak donosi New York Times, Facebook zebrał 450 milionów dolarów z banku Goldman Sachs oraz 50 milionów od rosyjskiej firmy Digital Sky Technologies. Wielkość inwestycji oznacza, że portal Zuckerberga został wyceniony na około 50 miliardów dolarów. Dla porównania, rynkowa wycena Google'a wynosi obecnie 190 miliiardów, Microsoftu 239 miliardów, a Apple'a - 296 miliardów. O dokładnej wycenie trudno mówić, gdyż Facebook nie jest notowany na giełdzie, nie wiadomo też, jakie są jego wyniki finansowe. Analitycy uważają jednak, że jest on dochodowy i może przynosić rocznie nawet 2 miliardy dolarów. Dla Digital Sky Technologies to już druga inwestycja w Facebooka. Poprzednio firma przeznaczyła na rozwój tego serwisu 500 milionów USD. Anonimowe osoby, które poinformowały prasę o inwestycji mówią, że Goldman chce umożliwić swoim klientom inwestowanie w Facebooka i dzięki wycenieniu portalu na 50 miliardów USD zebrać od swoich klientów 1,5 miliarda na inwestycje w firmę Zuckerberga. Goldman Sachs chce być dla nich pośrednikiem w inwestycjach. To spowoduje, że formalnie inwestorem będzie sam bank, co pozwoli ominąć przepisy Komisji Giełd (SEC), które przewidują, iż firma posiadająca ponad 499 inwestorów musi ujawniać swoje finanse. Od dłuższego już czasu działa rodzaj prywatnej giełdy, zwanej SecondMarket, na której sprzedawane są akcje firm internetowych. Z nieoficjalnych informacji dobiegających z tej giełdy wynika, że w ciągu roku wartość Facebooka wzrosła tam trzykrotnie, do 42,4 miliarda USD, a niektórzy inwestorzy kupili akcje w cenie, która wskazywałaby, iż Facebook wart jest 56 miliardów dolarów. Pojawienie się w gronie inwestorów Goldman Sachsa uwiarygadnia taką wycenę. Na wysokie notowania portalu ma również wpływ fakt, że w roku 2010 stał się on najchętniej odwiedzaną witryną w USA. Przegonił pod tym względem Google'a.
  5. W grudniu Windows 7 przekroczył granicę 20% udziałów w światowym rynku systemów operacyjnych. Najnowszego systemu Microsoftu używało pod koniec ubiegłego roku 20,87% internautów. Drugą pozycję wciąż zajmuje Windows XP, którego udziały spadły z 57,88% w listopadzie do 56,72% w grudniu. Traci również Vista, która w listopadzie miała 12,62% użytkowników, a w grudniu 12,11%. Ogólne udziały systemu Windows zmniejszyły się pomiędzy listopadem a grudniem z 90,81 do 90,29 procenta. Udziały Mac utrzymują się praktycznie na tym samym poziomie (spadek z 5,03 do 5,02), podobnie jak udziały Linuksa (wzrost z 0,93 do 0,96 procenta). Wzrost odnotował iOS, który zwiększył swoje posiadanie z 1,36 do 1,69%. Na rynku przeglądarek również nie zanotowano większych niespodzianek. Udziały IE ciągle spadają, a Firefox utrzymuje swój stan posiadania w okolicy 23%. Rośnie Chrome, który w listopadzie miał 9,26% użytkowników, a grudzień zamknął wynikiem 9,98%. Warto zauważyć też zwiększającą się popularność Safari. Do przeglądarki Apple'a należy już 5,89% rynku. Udziały Opery od kilku miesięcy utrzymują się w przedziale 2,20-2,30 procenta.
  6. Dwaj naukowcy z Albert Einstein College of Medicine na Yeshiva University odkryli, czemu nasze ciało ma temperaturę 36,6°C. Okazuje się, że zapewnia ona idealną równowagę: pomaga zapobiegać infekcjom grzybiczym, a jednocześnie nie jest na tyle wysoka, by koniecznością stało się ciągłe jedzenie na potrzeby szybkiego metabolizmu (mBio). Jedną z tajemnic dotyczących ludzi i innych wyższych ssaków było, czemu są tak gorące w porównaniu do innych zwierząt. Nasze studium pomogło wyjaśnić, dlaczego ssacza ciepłota ciała oscyluje wokół 37°C – cieszy się prof. Arturo Casadevall. Nowe odkrycia były możliwe dzięki wcześniejszym pracom Casadevalla. Wynikało z nich, że liczba gatunków grzybów, które mogą się rozwijać, a zatem zarażać zwierzę, spada o 6% przy każdym wzroście temperatury o 1 stopień Celsjusza. Oznacza to, że gadom, płazom i innym zimnokrwistym (zmiennocieplnym) gatunkom zagrażają dziesiątki tysięcy gatunków grzybów, podczas gdy stałocieplnym ssakom już tylko kilkaset. Casadevall dywaguje, że ochrona przed grzybami mogła być decydująca dla ewolucyjnego zwycięstwa ssaków nad dinozaurami. W ramach najnowszego studium Casadevall opracował z prof. Avivem Bergmanem matematyczny model, pozwalający zestawić plusy (zabezpieczenie przed grzybami) i minusy związane z podtrzymywaniem temperatury ciała w granicach między 30 a 40°C (kosztem był wzrost ilości spożywanego jedzenia). Okazało się, że optymalną temperaturą dla zmaksymalizowania przeciwgrzybicznego zysku i zminimalizowania żywieniowych strat było dobrze nam znane 36,7°C.
  7. Intel oficjalnie ogłosił premierę drugiej generacji procesorów Core o nazwie kodowej Sandy Bridge. Najważniejszą zmianą, na którą zwraca uwagę Intel, jest dwukrotne zwiększenie, w porównaniu z GMA 4500, wydajności rdzenia graficznego. Poprawiono też pracę technologii Turbo Boost oraz Hyper-threading, dzięki czemu uzyskano zwiększenie wydajności mobilnego 4-rdzeniowego procesora aż o 60%. Niektórzy producenci notebooków już dostarczają komputery z czterordzeniowym procesorem i7. Modele dwurdzeniowe powinny pojawić się w lutym, a komputery wyposażone w układy ULV (ultra-low voltage) - w drugiej połowie bieżącego roku. W ramach rodziny Sandy Bridge Intel już zapowiedział jeden procesor Core i7 Extreme Edition, dwanaście Core i7, dwanaście Core i5, cztery Core i3 oraz cztery chipsety.
  8. Wzrastające zapotrzebowanie na energię oraz presja na ekologię sprawiły, że energetyka jądrowa, po gorszym dla siebie okresie powraca do łask. Największym na świecie inwestorem w nowe elektrownie atomowe są Chiny: obecnie wydobywają rocznie 750 ton uranu, ale spodziewane zapotrzebowanie zwiększy aż aż do 20 tysięcy ton w roku 2020, kiedy to - według chińskiej strategii energetycznej - 15 procent elektryczności ma być wytwarzane w odnawialnych źródeł, a sama energetyka jądrowa ma mieć moc 40 gigawatów. Problemem są ograniczone złoża rudy uranowej, która w obecnej technologii, według oszacowań chińskich ekspertów, wystarczy jedynie na 50 lat. Chińscy uczeni z China National Nuclear Corp opracowali jednak technologię, która według ich zapewnień pozwala na takie przetwarzanie zużytego uranu, które pozwoli na ponowne wykorzystanie go w roli paliwa. Nie są znane szczegóły procesu, ale jego zastosowanie ma zwiększyć kilkudziesięciokrotnie wydajność dostępnego uranu, według nowych oszacowań, ale dzięki nowej technologii te same złoża uranu mają wystarczyć nawet na trzy tysiące lat eksploatacji. Planowany udział energetyki jądrowej w roku 2020 już zwiększono do pięciu procent, co oznacza, że elektrownie atomowe osiągną w sumie nawet 70-80 gigawatów mocy.
  9. Istnieje substancja, z którą każdy z nas ma do czynienia na co dzień, ale która uparcie wymyka się naukowym badaniom. To kwas węglowy, który austriackim uczonym po raz pierwszy udało się schwytać i zbadać w gazowej formie. Kwas węglowy powstaje wszędzie tam, gdzie w wodzie rozpuszczony jest dwutlenek węgla. To właśnie z połączenia wody i CO2 powstaje H2CO3 (a dokładniej H2O·CO2), które nadaje wodzie mineralnej i napojom gazowanym orzeźwiający smak. Ale mimo że tak łatwo się go wytwarza i jest tak powszechny, zbadanie jego właściwości jest trudne: kwas węglowy powstaje w niewielkich ilościach, jest nietrwały i wykrywany jest w ilościach śladowych. Nie sposób otrzymać jego stężonego roztworu i ulega rozkładowi już w temperaturze pokojowej. Niektórym laboratoriom udawało się otrzymać go w formie stałej, w bardzo niskiej temperaturze, jednak próby uzyskania i zbadania formy gazowej spełzały na niczym i sądzono, że jest zbyt nietrwała, by w ogóle istnieć. Sukces odnieśli dopiero austriaccy uczeni: Hinrich Grothe z wiedeńskiego Technische Universität oraz Thomas Loerting z University of Innsburck. Udało im się otrzymać gazową postać kwasu węglowego poprzez ogrzanie zestalonego kwasu. Ulatniające się molekuły kwasu węglowego trzeba było jednak łapać w niskiej temperaturze w pułapkę z sieci cząsteczek argonu - gazu szlachetnego. W tej postaci udało się wreszcie poddać gazowy H2CO3 badaniom spektroskopowym. Jak się okazało, gazowy kwas węglowy utrzymuje stabilność do temperatury -30ºC. Występuje w trzech postaciach: odkryto dwa różne monomery, różniące się strukturą przestrzenną oraz jeden dimer, powstały z dwóch cząstek kwasu złączonych wiązaniem wodorowym. Wyniki przydadzą się między innymi astronomom, poszukującym śladów kwasu węglowego w widmie ciał niebieskich, spodziewają się oni odnaleźć go w składzie komet, atmosfery Marsa (wiadomo, że znajduje się on w atmosferze ziemskiej) oraz w samej przestrzeni kosmicznej.
  10. Dotąd sądzono, że minóg morski (Petromyzon marinus) wykorzystuje walenie jedynie jako środek transportu. Okazuje się jednak, że choć sam mierzy maksymalnie 120 cm, dużo większe ssaki, np. kilkumetrowe płetwale karłowate, stają się jego ofiarami (Journal of Fish Biology). Naukowcy, którzy prowadzili badania na terenie Zatoki Świętego Wawrzyńca, zauważyli, że po odczepieniu minogów na skórze waleni zostaje rozjątrzona rana. Wygląda więc na to, że podczas podróży żywią się one krwią uprzejmego gospodarza. Ich pysk ma postać dużej przyssawki z 7 oddzielnymi zębami na dole i dwoma zrośniętymi na górze. Przystosowaniem do takiej formy odżywiania jest także ostry jak brzytwa język. Wcześniej ślady zębów minogów widywano m.in. na ciałach morświnów. Sfotografowano je przyczepione do wielorybów biskajskich (Eubalaena glacialis) czy delfinowatych z rodzaju Sousa. Na tej podstawie część biologów zaczęła przypuszczać, że minogi żywią się nie tylko krwią różnych ryb, ale i waleni. Inni argumentowali, że krwawiące ślady nie pozostały wcale po jedzeniu, ale były wymogiem związanym z długą trasą. Jeśli bowiem ktoś chce ją pokonać, nie wypadając w międzyczasie za burtę, musi się dobrze i pewnie "zaokrętować". Owen Nichols, dyrektor Marine Fisheries Initiative przy Provincetown Center for Coastal Studies podkreśla, że Zatoka Świętego Wawrzyńca była świetnym miejscem do obserwacji. Widok płetwali karłowatych nie należy tu do rzadkości (rejon stanowi letnie żerowisko tego gatunku), poza tym zwierzęta często wynurzają się, przez co widać dużą część ich ciała. Szefowa Ocean Research and Education Society Ursula Tscherter odpowiadała za część eksperymentu, polegającą na fotografowaniu waleni przed, w czasie i po odłączeniu P. marinus. Wg naszej wiedzy, są to pierwsze obserwacje takiego zachowania w czasie rzeczywistym. Dostarczają one przekonujących dowodów, że minogi przyczepione do waleni naruszają raczej skórę i przystępują do jedzenia, a nie mocują się zwyczajnie na czas podróży – twierdzi Nichols.
  11. Początek 2011 roku miłośnicy nauki mogą przywitać w interesujący sposób: podziwianiem częściowego zaćmienia słońca, które nastąpi we wtorek, 4 stycznia. Co prawda będzie to jedynie częściowe zaćmienie, ale warto znaleźć chwilę na (ostrożne) spojrzenie w niebo. Kto nie znajdzie okazji, będzie miał w tym roku jeszcze trzy okazje, ale nie wszystkie w naszym kraju. Zaćmienie będzie miało miejsce w godzinach porannych, więc największą trudnością będzie niska pozycja słońca nad horyzontem - dla mieszkańców dużych miast może to być trudny do przeskoczenia kłopot. Dla centrum naszego kraju zaćmienie rozpocznie się o godzinie 8:10, a zakończy o godzinie 11, największe przesłonięcie będzie miało miejsce o godzinie 9:30 (plus-minus dwie do pięciu minut dla innych miejsc Polski), będzie więc w sumie trwało trzy godziny. Z mieszkańców Europy najlepsze warunki będą mieli Szwedzi.NASA przygotowała animację, przedstawiającą przebieg zaćmienia. Częściowe zaćmienie słońca, mimo że niezbyt spektakularne, warte jest chwili uwagi. Zawsze jednak z niego cieszą się radioastronomowie, częściowe przesłanianie tarczy słonecznej przez księżyc pozwala na dokładniejsze studiowanie jej powierzchni. Chcąc oglądać zaćmienie, należy pamiętać o środkach ostrożności. Przede wszystkim, nie wolno spoglądać bezpośrednio w tarczę słońca (nawet jeśli jest zakryta chmurami), tym bardziej przez instrumenty optyczne. Do bezpośredniej obserwacji należy użyć specjalnych szkieł (żadne okulary przeciwsłoneczne nie są odpowiednie), można takie kupić, lub na przykład wykorzystać szybkę z maski spawalniczej. Można użyć instrumentów optycznych do rzutowania światła na ekran. Pole do popisu będą mieć miłośnicy fotografii.
  12. Model antymaterii, w tym jej anihilacji ze „zwykłą" materią wydawał się prosty i zrozumiały, przecież samą antymaterię wytwarza się już rutynowo. Tak było do czasu eksperymentów, jakie w genewskim CERNie przeprowadził międzynarodowy zespół uczonych z Danii, Węgier, Wielkiej Brytanii i Japonii bombardując cząsteczkowy wodór wolnymi antyprotonami. Odmienność doświadczenia polegała na bombardowaniu nie pojedynczych atomów, lecz cząsteczek, na początek wybrano najprostsze: wodór, a dokładniej gazowy deuter (ciężki izotop wodoru z neutronem w jądrze). Za pociski posłużyły antyprotony, które spowolniono do jednej setnej prędkości światła. Ujemnie naładowane antyprotony nie przyciągają również posiadających ujemny ładunek elektronów, a niewielka prędkość pozwala na pominięcie skomplikowanych poprawek relatywistycznych. Eksperyment, którym kierował Japończyk z instytutu RIKEN, Yasunori Yamazaki, wykazał, że prawdopodobieństwo jonizacji cząsteczek deuteru zależy liniowo od prędkości antyprotonów, co stoi w sprzeczności z oczekiwaniami i dotychczasowym modelem dla atomowego wodoru. Nie jest znany mechanizm tego zachowania. Poszukując teoretycznego wyjaśnienia członkowie zespołu spekulują, że cząsteczkowy cel posiada mechanizm hamujący jonizację - podczas zbliżania się antyprotonu do protonu w jednym jądrze cząsteczki obecność protonu w drugim jądrze powoduje przemieszczenie orbitującej chmury elektronów. Im wolniejszy antyproton, tym więcej czasu pozostaje cząsteczce na dopasowanie się, stąd mniejsze prawdopodobieństwo jonizacji. To wielka niespodzianka, to zmienia nasze rozumienie dynamiki kolizji atomowych, która okazuje się, nawet na poziomie jakościowym, jeszcze w powijakach - mówi Yamazaki. Najbliższe eksperymenty mają sprawdzić, czy prawdopodobieństwo jonizacji zależy od odległości od celu oraz położenia w momencie kolizji.
  13. Zespół genetyków zsekwencjonował pełen genom najszlachetniejszej odmiany drzewa kakaowego. Wprowadzenie do niego poprawek ma przynieść więcej rozkoszy smaku miłośnikom wykwintnej czekolady, oraz oczywiście zyski jej producentom. Kakaowiec właściwy (Theobroma cacao) jest dość powszechnie uprawiany, a produkty wytwarzane z jego nasion: czekolada i kakao - znane wszystkim. Rosnący na świecie popyt na czekoladę przynosi producentom olbrzymie zyski, ale wciąż najlepiej zarabia się na produkcji drogiej, luksusowej czekolady, tę zaś można uzyskać jedynie z najszlachetniejszej odmiany kakaowca: Criollo - oryginalnej postaci, udomowionej przez Majów trzy tysiące lat temu. Niestety, Criollo stanowi (w zależności od źródła) zaledwie 5 do 10 procent upraw. Dzieje się tak z powodu jego podatności na choroby i pasożyty, większość producentów wybiera mniej szlachetne, ale łatwiejsze w pielęgnacji odmiany. W poszukiwaniu środków zaradczych zespół z udziałem Marka Guiltinana z Penn State University (USA) oraz Claire Lanaud z CIRAD (Francja) zsekwencjonował genom kakaowca Criollo w nadziei zidentyfikowania genów odpowiedzialnych za odporność, a także za jakość uzyskiwanych nasion. Odmiana Criollo jest samopylna i silnie homozygotyczna, posiada dwie identyczne formy każdego genu, co ułatwia poznanie jej pełnego genomu. Uczeni po złożeniu 84 procent genomu zidentyfikowali prawie 29 tysięcy genów odpowiedzialnych za kodowanie białek i skojarzyli większość z nich z 10 chromosomami Criollo. Zbadano także mikroRNA, które w przypadku tej odmiany jest głównym regulatorem ekspresji genów. Co ciekawe z naukowego punktu widzenia, tylko 20 procent genomu Criollo składa się z transpozonów. Oznacza to, że ta odmiana ewoluuje wolniej od tych mniej szlachetnych. Trwa praca nad określeniem funkcji poszczególnych części genomu. Zidentyfikowano już kilka odpowiedzialnych za odporność drzewa na infekcje i insekty, co pozwoli na stworzenie odmiany łatwiejszej i wydajniejszej w uprawie. Znaleziono także 84 geny odpowiedzialne za wytwarzanie cennego masła kakaowego, dzięki czemu być może uda się zwiększyć jego ilość i jakość. Zidentyfikowanie i modyfikacja genów wpływających na wytwarzanie flawonoidów, terpenów, hormonów, barwników i aromatów pozwoli z kolei na produkcję zdrowszego, smaczniejszego i bardziej aromatycznego kakao.
  14. Rozpoczęta przez Wikileaks afera Cablegate odbiła się rykoszetem w... Zimbabwe. Anonimowi poinformowali o zaatakowaniu i zablokowaniu witryny rządu tego kraju. Atak został sprowokowany wypowiedzią żony prezydenta Grace Mugabe, która pozwała dziennik Zimbabwe Standard. Pani prezydentowej nie spodobało się, że opublikował on ujawnione przez Wikileaks depesze amerykańskich dyplomatów, w których informują oni, iż Grace Mugabe należy do grupy zimbabweańskiej elity zarabiającej miesięcznie setki tysięcy dolarów na przemycie diamentów nielegalnie wydobywanych w okręgu Marange. Wydobywane tam kamienie to tzw. krwawe diamenty, a ich sprzedaż w wielu krajach świata jest zabroniona. W roku 2009 diamenty z Marange nie uzyskały tzw. certyfikatu Kimberley Process, gdyż ich wydobycie związane jest z niewolniczym zatrudnieniem i licznymi naruszeniami praw człowieka. Kimberley Process to organizacja składająca się urzędników rządowych i przedstawicieli przemysłu, a jej celem jest niedopuszczenie do wydobywania, przemytu i sprzedaży krwawych diamentów. Mimo to wydobycie w okręgu Marange trwa, gdyż - jak informują organizacje pozarządowe - uzyskane w ten sposób pieniądze zasilają partię prezydenta Mugabe. Grace Mugabe domaga się w pozwie 15 milionów dolarów odszkodowania od Zimbabwe Standard. Jednocześnie prokurator generalny Zimbabwe powołał specjalną komisję do zbadania depesz ujawnionych przez Wikileaks. Komisja ta najprawdopodobniej oskarży o zdradę - co w Zimbabwe karane jest śmiercią - premiera Morgana Tsvangiraia, głównego konkurenta politycznego prezydenta Mugabe. Z ujawnionych depesz można bowiem wnioskować, że Tsvangirai w rozmowie z amerykańskimi dyplomatami sugerował, że sankcje przeciwko Zimbabwe, które nałożono w odpowiedzi na dyktatorskie rządy Mugabe, powinny zostać utrzymane. Witryna rządu Zimbabwe jest wciąż niedostępna.
  15. Plantatorzy herbaty ze stanu Asam w północno-wschodnich Indiach twierdzą, że zmiana klimatu wpłynęła na ich uprawy. Nie chodzi przy tym wyłącznie o zmniejszenie plonów, ale o zniekształcenie smaku naparu. W stanie Asam, z charakterystycznym klimatem o wysokiej wilgotności, produkuje się większą część indyjskiej herbaty (niemal 55%). Uprawia się tu odmianę Assam (Camellia assamica). Warto zauważyć, że Indie produkują 31% całej dostępnej na świecie herbaty. Niestety, w stanie następuje stopniowy wzrost temperatur, zmieniają się też wzorce opadów. Liście herbaty Assam zbiera się od połowy marca aż do września. Napar ma cierpki smak i pomarańczową/brunatnoczerwoną barwę. Plantator Rajib Barooah z okolic miasta Jorhat uważa, że zachodzące zmiany są niepokojące. Ku jego zmartwieniu, osłabił się zdecydowany smak herbaty assamskiej. Silny smak herbaty Assam jest jej znakiem firmowym. W 2007 r. zebrano 564 tys. ton herbaty, w 2009 już tylko 487 tys. t, a szacuje się, że "urobek" z kończącego się dziś roku sięgnie jedynie 460 tys. t. Mridul Hazarika, szef Tea Research Association (TRA), jednego z największych centrów badawczych herbaty, uważa, że wszystkiemu winna jest zmiana klimatu. Podkreśla, że w ciągu ostatnich 80 lat temperatury w stanie Asam wzrosły. Naukowcy z TRA analizują statystyki dotyczące temperatur i sprawdzają, jak oddziałuje to na opady, a później wszystko razem na produkcję herbaty. Jak ujawnia Dhiraj Kakaty, dyrektor Assam Branch Indian Tea Association, organizacji patronackiej zrzeszającej ok. 400 plantatorów, w tym roku podczas pory monsunowej było mniej słonecznych dni, co obniżyło plony. Poza tym wilgoć niekorzystnie zmienia smak i sprzyja niszczeniu upraw przez szkodniki. Chodzi np. o chrząszcze Helopeltis theivora Waterhouse, które są coraz bardziej oporne na pestycydy. Namnażają się one przy zachmurzeniu i atakują świeże pędy, nie dopuszczając do regeneracji rośliny. Plantatorzy, których dotknęły nowe ograniczenia w stosowaniu pestycydów, domagają się od rządu sfinansowania badań nad zmianą smaku herbaty assamskiej. Wzrost temperatur wpłynął nie tylko na herbatę, ale i na pszenicę, która za szybko dojrzewa.
  16. Matthew Garrett, pracownik Red Hata, zdobył sobie rozgłos sprawdzaniem, czy producenci urządzeń wykorzystujących systemy oparte na Linuksie, przestrzegają licencji GPL. Jest w tym na tyle niestrudzony, że np. złożył skargę na firmę Fusion Garage do amerykańskiego Urzędu Celnego. Tym razem Garrett wziął na celownik producentów tabletów z Androidem. Z badań wynika, że zdecydowana większość urządzeń tego typu łamie licencję GPL w punkcie dotyczącym obowiązku udostępniania kodu źródłowego. Na około 130 sprawdzonych przez Garretta tabletów z systemem Android jedynie 19 przestrzegało GPL. Lista Garretta jest ciągle aktualizowana, a w przyszłym roku, gdy najprawdopodobniej będziemy świadkami rynkowej eksplozji androidowych, powinna się ona znacząco wydłużyć.
  17. W miarę jak internet staje się coraz bardziej powszechny i niezbędny, rośnie liczba sposobów na połączenie się z nim. Poprowadzenie przewodów lub wykorzystanie istniejących nie zawsze jest możliwe lub opłacalne, pasma radiowe stają się zatłoczone powodując zakłócenia i spadki prędkości, podczerwień się nie sprawdza. Stąd pomysł wykorzystania... światła. Projekty wykorzystania oświetlenia w roli bramy do internetu pojawiały się już dość dawno, ale do tej pory nie stosowano ich na dużą skalę. Pierwszym dużym chętnym na takie rozwiązanie jest urząd miejski 66-tysięcznego miasta St. Cloud w Minnesocie (USA). Lokalna firma LVX System (nazwa nawiązuje do światła po łacinie: lux) zainstaluje pierwsze zestawy sieciowe w w biurach urzędu miejskiego w przyszłym tygodniu. Kluczem jest energooszczędna żarówka LED, potrafiąca transmitować dane w paśmie światła widzialnego poprzez niewidoczne dla ludzkiego oka migotanie. Komputer, który ma mieć dostęp do sieci wyposażany jest w modem odbierający to delikatne mruganie, transmisja danych w drugą stronę odbywa się analogicznie: modem posiada lampkę, a osadzona w suficie żarówka - czujnik rejestrujący jej światło. Obecna generacja internetowych żarówek pozwala na transmisję danych z prędkością trzech megabitów, jednak w ciągu roku dostępne mają być systemy mogące pod tym względem konkurować z WiFi. W rosnącym zatłoczeniu pasma radiowego szansę dla takich rozwiązań widzi wielu inżynierów, w tym Mohsen Kavehrad, inżynier z Penn State University, pracujący nad optycznymi sieciami od lat. Głównym jednak powodem, dla którego miasto zdecydowało się na kosztujący 10 tysięcy dolarów eksperyment nie jest prędkość, czy problemy z innym sposobem dostępu do sieci, lecz ekonomia. Pobierająca 36 watów żarówka LED odpowiada jasnością stuwatowej świetlówce kompaktowej, co pozwoli znacząco zaoszczędzić na rachunkach za prąd. Dostęp do internetu tą drogą jest więc tu raczej rodzajem dodatku. LVX System zapowiada ewolucję w kierunku większej „inteligencji" swoich rozwiązań. W przyszłości ich żarówki będą mogły również automatycznie dostosowywać jasność do warunków (pory dnia, obecności ludzi), zmieniać kolor światła (na przykład wskazując w ten sposób drogę) itd. Skorzystanie z oświetleniowych rozwiązań LVX rozważa także międzynarodowy port lotniczy w Minneapolis - St. Paul.
  18. By się rozmnażać, wirusy wprowadzają swój materiał genetyczny do komórek atakowanego organizmu. W przebiegu odwiecznej wojny między bakteriami a wirusami te pierwsze wykorzystały metodę przeciwnika, by wykształcić jeden z pierwszych na Ziemi prymitywnych układów odpornościowych. Artie McFerrin Texas A&M University wyjaśnia, że wojna bakteryjno-wirusowa toczy się od milionów lat, zaś bakterie rozwinęły antybiotykooporność dzięki wirusowemu DNA, które uległo zmutowaniu. Po przebiciu błony komórkowej wirus wprowadza do cytoplazmy swój kwas nukleinowy. Potem następuje przejęcie kontroli nad metabolizmem gospodarza, tak że bakteria pracuje już na użytek wirusa i kopiuje jego materiał genetyczny i białka kapsydu. Z powodu licznych przypadkowych mutacji w chromosomie bakterii wszystko może jednak pójść nie po myśli najeźdźcy. Ponieważ materiał genetyczny wirusa stał się już częścią chromosomu bakterii, także ulega zmutowaniu. W ten sposób bakteria nie tylko nie pada ofiarą swojego naturalnego wroga, ale i radzi sobie lepiej od pobratymców bez obcego kwasu nukleinowego. Zyskuje nowe triki, nowe geny, nowe białka i nowe umiejętności. Odkryliśmy, że z wirusowym DNA schwytanym na miliony lat w chromosomie komórka wytworzyła nowy układ immunologiczny. Pozyskała nowe białka, które pozwoliły odeprzeć napór antybiotyków i innych szkodliwych czynników próbujących ją utlenić, takich jak np. nadtlenek wodoru. Te komórki, które dysponują nowy wirusowym zestawem trików, nie umierają lub nie umierają tak szybko. By dojść do takich wniosków, zespół Wooda musiał najpierw przeprowadzić eksperymenty na pewnym szczepie pałeczek okrężnicy (Escherichia coli). Z ich chromosomów usunięto całe wirusowe DNA. Za pomocą "enzymatycznych nożyc" z 9 lokalizacji wycięto w sumie 166 tys. nukleotydów. Okazało się, że po tej operacji znacznie wzrosła wrażliwość bakterii na antybiotyki. To konkretne studium dotyczyło E. coli, ale niemal u wszystkich bakterii można znaleźć wirusowy materiał genetyczny, a u niektórych szczepów wirusowe DNA stanowi aż 20% chromosomu. U niektórych bakterii 1/5 chromosomu pochodzi od ich wroga, a do czasu naszego studium ludzie przeważnie nie podejmowali prób badania tych 20%, uznając, że to DNA jest bierne i nieistotne, nie ma więc większego wpływu na komórkę. A jak widać, bez tego typu analiz nie uda się prawdopodobnie opracować skutecznych antybiotyków.
  19. FBI zajęła serwery, które najprawdopodobniej zostały wykorzystane przez cyberprzestępców do przeprowadzenia ataku DDoS na serwis PayPal, który był odwetem za zablokowanie możliwości dokonywania wpłat na konto Wikileaks. Serwery należą do teksańskiej firmy hostingowej Tailor Made Services i wszystko wskazuje na to, że zostały wykorzystane bez wiedzy jej właścicieli. Maszyny zajęto, gdyż prawdopodobnie znajdują się na nich ślady, które umożliwią dotarcie do organizatorów ataku. Wcześniej FBI otrzymało od PayPala osiem adresów IP, które przeprowadzały atak. Specjaliści z FBI już wiedzą, że część z nich to adresy serwerów kontrolujących botnet. Do firmy w Teksasie śledczy dotarli po śladach znalezionych w dołączonym do botnetu komputerze należącym do niemieckiego przedsiębiorstwa Host Europe. Najprawdopodobniej serwery Tailor Made Services posłużyły jako centrum kontroli, skąd wydano, m.in. niemieckiemu komputerowi, polecenie przeprowadzenia ataku. Do nalotu na siedzibę Tailor doszło 16 grudnia. Agenci FBI skopiowali wówczas zawartość dwóch dysków twardych. Wiadomo również, że kolejny ze zidentyfikowanych adresów IP należy do wirtualnego serwera hostowanego przez kalifornijską Hurricane Electric. Na razie nie wiadomo, czy dotychczasowe śledztwo zakończyło się jakimiś aresztowaniami.
  20. Pomimo tego, że internet kojarzy się z dostępem do darmowych treści, to większość użytkowników jest skłonna za nie płacić. Tak przynajmniej wynika z badań Pew Internet and American Life Project. W ich ramach przebadano 755-osobową grupę amerykańskich internautów. Okazało się, że 65% z nich już płaciło za treści z sieci. Najpopularniejszymi kupowanymi treściami były muzyka i oprogramowanie dla pecetów oraz aplikacje dla telefonów lub tabletów. Aż 33% badanych kupowało muzykę i programy, a 21% - aplikacje dla smartfonów oraz tabletów. Ponadto 18% przyznało, że płaci za dostęp do cyfrowych gazet i magazynów. Pew Institute pytał badaną grupę o 15 różnych rodzajów zawartości spotykanych w sieci. Ciekawostką jest fakt, że 23% badanych płaci regularnie abonament za dostęp do treści, 16% płaciło za pobranie plików, a 8% za dostęp do strumieniowego przekazu wideo. Szczegółowe zestawienie również jest bardzo ciekawe. Poza cieszącymi się największą popularnością muzyką, oprogramowaniem i aplikacjami, aż 19% płaci za dostęp do gier online, 18% za gazety, magazyny czy raporty, 16% za wideo, filmy i programy telewizyjne. Kolejne 15% kupuje lub kupowało dzwonki do telefonów, 12% za cyfrowe zdjęcia, 11% za członkostwo na bezpłatnych witrynach (co jest związane z dostępem do dodatkowej zawartości). Cyfrowe książki kupowało 10% badanych, 7% płaciło za podcasty, 5% za wirtualne przedmioty w grach, a tyle samo za kody i inne dane pozwalające w grach oszukiwać. Kolejne 5% wydaje pieniądze na dostęp do serwisów randkowych, a 2% - na serwisy pornograficzne.
  21. Stała aktywność fizyczna zmniejsza ryzyko zgonu z powodu raka jelita grubego. To pierwsze studium, które wykazało, że ćwiczenia mogą sprawiać, że choroba staje się w mniejszym stopniu śmiertelna. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis nawiązali współpracę z American Cancer Society. Analizowano dane z Cancer Society Prevention Study II (CPS II). Chodziło o stwierdzenie, czy aktywność fizyczna wpływa na częstość diagnozowania raka jelita grubego lub na ryzyko zgonu z powodu tej choroby. W CPS II wzięło udział ponad 150 tys. mężczyzn i kobiet. Badacze monitorowali poziom aktywności fizycznej między 1982 a 1997 r. i połączyli go zarówno z liczbą diagnoz raka jelita grubego w latach 1998-2005, jak i liczbą zgonów spowodowanych chorobą w okresie 1998-2006. Okazało się, że u osób, które konsekwentnie się gimnastykowały przez co najmniej 10 lat, ryzyko zgonu spowodowanego rakiem jelita było najniższe. W przypadku ludzi, którzy byli stale aktywni jako dorośli, stwierdzono niższe ryzyko zgonu na raka jelita grubego niż u osób prowadzących siedzący tryb życia. W okolicach przełomu roku często zastanawiamy się, czy ćwiczenia naprawdę pomogą zachować zdrowie i czy nie jest już na to za późno. Otóż nigdy nie jest za późno na rozpoczęcie ćwiczeń [...]. Taki wniosek ludzie powinni wyciągnąć z rezultatów naszego studium – wyjaśnia główna autorka badania prof. Kathleen Y. Wolin. Warto przypomnieć, że ruszając się, wpływamy nie tylko na ryzyko śmierci na raka okrężnicy, ale również na zapadalność na choroby sercowo-naczyniowe czy cukrzycę. Korzyści akumulują się, dlatego największe efekty widać u osób ćwiczących przez większą część życia. Tak naprawdę nie trzeba jednak brać udziału w maratonach czy biegać każdego dnia przez wiele godzin. Wystarczy, że wybierzemy się codziennie na 30-minutowy spacer. Zmniejszysz wtedy ryzyko wielu chorób, a dodatkowo nasze studium pokazało, że poczujesz się lepiej, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, co pozwoli lepiej funkcjonować. Aktywność fizyczna może być korzystna nawet po zdiagnozowaniu raka. Istnieją dowody, że bycie aktywnym fizycznie może zmniejszyć ryzyko nawrotów i śmierci po wykryciu nowotworu – podsumowuje Wolin.
  22. Zakaz palenia w obiektach i pojazdach wojskowych wydaje się logiczny i bezdyskusyjny chyba nawet najbardziej zagorzałym przeciwnikom podobnych restrykcji. Tym bardziej dziwić może fakt, że aż do teraz wolno było palić na okrętach podwodnych amerykańskiej marynarki. Zakazy palenia w miejscach publicznych są w amerykańskich miastach dość powszechne, od szesnastu lat nie wolno było palić w budynkach i instalacjach należących do amerykańskiej armii, a także na pokładach okrętów wojennych. O dziwo - palenie tytoniu przez załogi okrętów podwodnych, nawet podczas zanurzenia, było do tej pory dozwolone. Zmiana nadeszła z rozkazem wiceadmirała Johna Donnelly'ego, a obowiązujący on nowego roku zakaz dotknie 73 podwodne jednostki oraz 13 tysięcy marynarzy. Aż czterdzieści procent z nich jest nałogowymi palaczami (dwa razy więcej niż przeciętna dla populacji USA). Szalę przeważyły głównie raporty na temat szkodliwości biernego palenia, oraz badania, pokazujące, że systemy oczyszczania powietrza w zanurzeniu nie radzą sobie z dymem papierosowym i jego stężenie pozostaje wysokie - a nowoczesne okręty podwodne mogą w zanurzeniu pozostawać przez długi czas. Nasi marynarze są naszym najcenniejszym atutem w pełnieniu naszej misji - powiedział admirał. Podejście do palenia tytoniu różni się w marynarkach różnych krajów. Brytyjska armia pozwala palić na pokładzie okrętów podwodnych, francuska jedynie podczas wynurzenia, po wyjściu na zewnątrz. Za rok amerykańską marynarkę czeka kolejna rewolucja - dopuszczenie kobiet do służby na pokładzie okrętów podwodnych.
  23. Wg ornitologów z University of Washington, zamieszkująca wyspę Rota na Pacyfiku wrona mariańska (Corvus kubaryi) wyginie w ciągu 75 lat. Nastąpi to w czasie 2-krotnie krótszym niż wcześniej sądzono. Można temu zapobiec, wdrażając program pomocowy dla piskląt, by z większym prawdopodobieństwem dożywały swych pierwszych urodzin. Prof. James Ha badał wskaźnik przeżywalności 97 wron mariańskich. Ich losy śledzono w latach 1990-2010. Okazało się, że tylko 40% żółtodziobów dożywało swoich pierwszych urodzin. "Najważniejsze jest przeżycie pierwszego roku. Jeśli przeżywa tylko 40% piskląt, przewidujemy, że gatunek wyginie w ciągu 75 lat". Wyniki analiz amerykańskiego zespołu ukazały się w piśmie Bird Conservation International. Siedemdziesięciopięcioletni okres wyginięcia wron mariańskich wyliczono w oparciu o model populacyjny, który uwzględnia szacowaną liczbę ptaków (330), 40-proc. wskaźnik przeżywalności pierwszego roku, średnią liczbę młodych wron w gnieździe oraz płodność samic. Na tej podstawie Ha stwierdził, że za 20 lat będzie 91 ptaków, a po 75 zginą wszystkie. Wcześniej ornitolodzy sądzili, że wskaźnik przeżywalności pierwszoroczniaków wrony mariańskiej oscyluje między 60 a 80%. Gdy Ha posłużył się tymi oszacowaniami w swoim modelu populacyjnym, przyszłość C. kubaryi nie rysowała się w aż tak czarnych barwach. Przy 60-proc. wskaźniku przeżywalności po 20 latach pozostałoby 218 osobników, a do wymarcia gatunku doszłoby dopiero po 133 latach. Przy 80-proc. wskaźniku przeżywalności ptaków by przybyło. Po dwóch dekadach populacja rozrosłaby się do 453 osobników. W takim wariancie nie ma nawet mowy o wyginięciu. Wg modelu populacyjnego, gdybyśmy zwiększyli przeżywalność piskląt z 40 do 70%, wronom mariańskim nic by się nie stało. Wrony mariańskie należą do rodziny krukowatych. Są uznawane za skrajnie zagrożony gatunek. Ich liczebność spada od lat 60. XX wieku. Ważąc ok. 250 g, C. kubaryi są o ok. 40% mniejsze od innych krukowatych, np. wrony alaskańskiej. Wrony mariańskie są monogamiczne i żyją wyłącznie na wyspie Rota. Władze rozważają utworzenie na jej obszarze parku narodowego. Naukowcy obawiają się, że na wyspie Rota powtórzy się scenariusz z Guam, gdzie wprowadzone po II wojnie światowej węże Boiga irregularis całkowicie wytępiły tutejsze ptactwo, w tym muszarkę rdzawopierśną (Myiagra freycineti) czy wachlarzówkę białosterną (Rhipidura rufifrons). James i Renee Ha wskazują na niekontrolowany wzrost liczebności zdziczałych kotów domowych, które działają na Rota tak samo jak brązowe węże drzewne na Guam. Stąd pomysł, by stworzyć wylęgarnię i schronisko dla wron mariańskich, w którym po wykluciu przebywałyby przez rok. Potem zwracano by im wolność.
  24. Przez ostatnie piętnaście lat odkryto już więcej komet niż przez wszystkie poprzednie stulecia astronomii. A wszystko to dzięki sondzie SOHO (Solar and Heliospheric Observatory), która działa od 2 grudnia 1995. Co ciekawe, misją SOHO jest obserwowanie Słońca, a nie poszukiwanie komet, ale - jak się okazuje - zaangażowanie ludzi potrafi wiele zdziałać. Nieplanowane, a bardzo skuteczne zastosowanie sondy, a dokładniej aparatu LASCO (Large Angle and Spectrometric Coronagraph) stało się możliwe dzięki szerokiemu udostępnieniu gromadzonych danych oraz zaangażowaniu astronomów - amatorów. Tych najbardziej aktywnych, którym nie nudzi się mozolne wyszukiwanie tańczących światełek jest ponad siedemdziesięciu, wśród nich są także Polacy. Dzięki nim stało się możliwe masowe odkrywanie nowych komet i dokładne pomiary ich orbit. Przez pierwsze dziesięć lat dzięki SOHO odkryto tysiąc nowych komet, odkrycie drugiego tysiąca, dzięki wzrastającemu zainteresowaniu, zajęło tylko pięć lat. Bo właśnie w piętnastolecie funkcjonowania sondy odkryto dwutysięczną kometę, jej odkrywcą zaś (podobnie jak tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątej dziewiątej) jest Polak: Michał Kusiak. To student astronomii na Uniwersytecie Jagielońskim, pierwszą swoją kometę odkrył w 1997 roku, dziś ma ich na koncie ponad setkę. SOHO-2000 odkrył w świąteczny dzień: 26 grudnia. Mimo że skuteczność LASCO w odkrywaniu komet jest skutkiem ubocznym (blokuje on główny blask Słońca celem obserwacji koronalnych wyrzutów masy, ale dzięki temu pozwala także na łatwe spostrzeganie obiektów o niewielkiej jasności kierujących się w stronę Słońca), skutki dla astronomii są duże: zmusiły one naukowców do przeszacowania na nowo liczby komet istniejących w Układzie Słonecznym. Stanowi ona także dowód, że aby zostać odkrywcą, wystarczy tylko chcieć.
  25. Zapalenie wątroby typu C wywoływane przez wirusa HCV to jedna z najtrudniejszych w zwalczaniu chorób. Problemem jest zarówno niska wykrywalność (od zakażenia do pojawienia się objawów może upłynąć od 5 do 35 lat), jak i trudność w samym leczeniu. HCV tymczasem jest poważną przyczyną marskości wątroby, raka i wielu innych chorób. Naukowcy z placówki Scripps Research Institute na Florydzie dokonali odkrycia, które potencjalnie pozwoli hamować mnożenie się wirusa. Wirus HCV bardzo szybko mutuje - co utrudnia walkę z nim - ale jego działanie opiera się na jednej, kluczowej proteinie, która zachowuje swoją postać i pozostaje wspólna dla różnych odmian wirusa. To tę właśnie proteinę oraz jej interakcje wziął na cel swoich badań Donny Strosberg. Posiada ona wiele istotnych funkcji, w szczególności wytwarzanie kapsydów i nukleokapsydów (białkowych otoczek wirusa). Posługując się autorską metodą monitorowania działań proteiny, prof. Strosberg odkrył istnienie peptydu, który jest inhibitorem interakcji kluczowej proteiny z helikazą, a poprzez to inhibitorem jej dimeryzacji. To zaś skutecznie hamuje powstawanie samego wirusa. Istnienie takiej interakcji, choć dotąd niepotwierdzone, było spodziewane, ale odkrycie hamującego ją peptydu jest nowością. Stwarza to nadzieję na powstanie nowej generacji skutecznych i nieszkodliwych leków na tę chorobę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...