Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Antylogik

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    947
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    15

Zawartość dodana przez Antylogik

  1. O tu się zgodzę, powiem więcej, jestem bardzo złym człowiekiem. Od 2 lat próbuję złapać covida, żeby pozarażać jak najwięcej pewne osoby o neandertalskim umyśle (czytaj zwolennicy pewnej partii). Mieliśmy już dyskusję o neandertalczykach, myślę, że gdyby jeszcze potrwała kilka lat pandemia (oby), to Darwin zrobi swoje. Co więcej, jeśli moja hipoteza, że szczepionka wzmacnia koronawirusa, jest prawdziwa, to powinniśmy się spodziewać nie spadku a wzrostu śmiertelności. Bardziej agresywny wirus będzie wymagał coraz silniejszego układu odpornościowego. Szczepionkowcy dadzą radę, bo każda kolejna szpryca to dla nich nie problem. Ale antyszczepy mogą nie nadążyć za zwiększaniem odporności. Na razie to tylko hipoteza, ale zwracam uwagę, że np. w Niemczech w pełni zaszczepionych jest obecnie 69% społeczeństwa (https://ourworldindata.org/covid-vaccinations), a mimo to obecna fala zakażeń przekracza znacząco wszystkie poprzednie, a fala zgonów jest większa niż pierwsza: https://www.worldometers.info/coronavirus/country/germany/.
  2. Niejasne i chyba nielogiczne wyjaśnienie. Skoro ludzie izolują się, to wirus wolniej krąży, a więc i wolniej mutuje. Jednym z najbardziej racjonalnych wyjaśnień (którego oczywiście KW nie poda) jest akcja szczepionkowa na niespotykaną skalę. Jeśli wirus co chwilę trafia na zaszczepioną osobę, to "się uczy" radzić sobie w trudniejszych warunkach i przez to szybciej mutuje. Np. w Nature kilka dni temu pojawił się art. gdzie zauważa się: "In countries that have large supplies, the rollout of COVID-19 vaccines has occurred with unprecedented speed and under unprecedented scrutiny (...) Also unprecedented — or at least never previously documented — has been the emergence over a timescale of months of variants that, to varying degrees, have reduced susceptibility to immunity from prior natural infection117 and/or from vaccines" czyli szczepionki mogą wywołać taki efekt uboczny, że nie tylko wzmacniają wirusa, ale też powodują, że wirus jeszcze mocniej atakuje naturalny system odpornościowy. Oczywiście mówimy tu o konkretnym wirusie-celebrycie, bo są wirusy, które jakoś nie mutują szczególnie i szczepionki są prawidłowym sposobem na radzenie sobie z nimi.
  3. Prawdopodobnie wziął z fanpage'a dra P. Witczaka: https://www.facebook.com/photo?fbid=587896362275714&set=pcb.587897588942258 Prawda, ale logicznie biorąc liczba zakażeń na milion osób powinna spadać wraz z procentem wyszczepionych, a powyższy link do fb Witczaka dowodzi, że jest na odwrót. Obecnie cichutko w mediach głównego ścieku o Szwecji. Nic dziwnego - tam nadal nie ma obostrzeń (za wyjątkiem imprez powyżej 100 osób czy coś takiego) ani lockdownów, a żyją. Przecież mieli wymrzeć, a tu się okazuje, że tam już nikt nie umiera nadmiarowo: https://www.worldometers.info/coronavirus/country/sweden/ ; https://www.euromomo.eu/graphs-and-maps
  4. Wątpliwe, żeby to było spowodowane wypływem OFE. Nawet przy niewielkiej liczbie inwestorów wycena być sprawiedliwa i racjonalna. Prędzej chodzi o ryzyko polityczne od 6 lat. W wielu obszarach się materializuje - czy to nacjonalizacja firm, nakładanie coraz to nowych podatków (patrz np. podatek bankowy jak drenuje banki) albo ich niszczenie poprzez obsadzanie stanowisk niekompetentnymi osobami - patrz np. Ursus, którego PIS doprowadził do bankructwa, w końcu konflikty międzynarodowe z każdej strony. Tylko wyjątkowo naiwni myśleli, że to wszystko nie będzie miało wpływu na wyceny. Inwestycje prywatne w gospodarce praktycznie nie istnieją, nikt nie chce inwestować w takich warunkach. W końcu największa inflacja w Europie spowodowana socjalistyczno-komunistyczną polityką. Nie można się więc dziwić, że duże spółki są nisko wyceniane. Dowodem na to jest porównanie z indeksem małych spółek, które jeszcze jako tako sobie radzą i stąd np. SWIG80 wygląda dużo lepiej niż WIG20. Co więcej, porównując go z DAX-em szybko się okazuje, że po 10 latach są na zbliżonym poziomie: https://stooq.pl/q/?s=^dax&d=20211201&c=10y&t=l&a=lg&b=0&r=swig80+wig20
  5. Ostatnio głośny konflikt Agora-Wyborcza to przykład współczesnej walki klas między chciwym kapitalistą a robotnikiem (pióra). Pierwszy dba o zysk, drugi o swoje prawa, niezależność, które GW nazywa misją, wartościami itp. W ich własnej analizie: https://wyborcza.pl/7,162657,27849283,pozwolmy-gazecie-wyborczej-isc-dalej-swoja-droga.html#S.tylko_na_wyborcza.pl-K.C-B.2-L.1.maly najbardziej podoba mi się to zdanie: z którego jasno wynika, że Wybiórcza uważa się za tak ważny podmiot, że akcjonariusze powinni ją utrzymywać dla samej idei. Z kolei Agora nazywa rzeczy po imieniu: https://wyborcza.pl/7,75968,27846392,list-zarzadu-agora-s-a-do-pracownikow-wyborczej.html Flakom intelektualnym bredzącym że powinno się pokazywać takie przykłady z życia.
  6. Nie jakoś, tylko jest to bardzo logiczne. Motorem postępu cywilizacji ludzkiej nie jest przecież dobro ludzkości, tylko wygrana z przeciwnikiem. Dla kraju wygraną może być większy PKB lub pozycja międzynarodowa. Dla firmy zysk. Dla naukowca sława. A żeby ta pozycja, ten zysk, ta sława przyszła, to trzeba zrobić coś obiektywnie pożytecznego dla ludzi. Ale to tylko środek osiągnięcia celu, a nie cel sam w sobie, więc nie można się dziwić, że świat tak wygląda. Jeżeli Chiny czy jakieś firmy mówią, że ich celem jest postęp ludzkości, to kłamią. Dowód jest prosty. Gdyby chodziło o wspólne dobro, to wszyscy duzi gracze połączyliby siły, aby tworzyć szybciej technologie, a ich misja byłaby ściśle ukierunkowana. Przecież my żyjemy w jednym wielkim chaosie: różne państwa i różne firmy pracują niezależnie, tworzą niezależnie od siebie technologie, co prowadzi do niewyobrażalnego marnotrawstwa środków: do tego samego odkrycia mogą dochodzić różne firmy, zamiast podzielić się pracą. Dalej, w czasie, gdy jedni już coś opracowali, inni mogliby to przyswajać, aby wykorzystać do dalszych operacji. Wiedza i technologia teoretycznie mogłaby się rozszerzać wielokrotnie szybciej, w dodatku w sposób uporządkowany. A teraz żyjemy w świecie, w którym już nikt niczego nie rozumie. Używamy urządzeń, choć nie rozumiemy ich działania. W tym art. pada zdanie, że Chińczycy ulepszyli swoje urządzenie. Powstaje naturalne pytanie, dlaczego wcześniej nie mogli tego ulepszyć, czy występowała techniczna trudność? A może wpadli na jakiś pomysł rozwiązania problemu? Gdyby naukowcy naprawdę chcieli ze sobą współpracować, to nie byłoby między nimi tajemnic. Generalnie w wielu obszarach, powiedzmy bardziej abstrakcyjnych, jak matematyka czy ekonomia, społeczność naukowa jeszcze potrafi się komunikować, po to by zrozumieć tok rozumowania danego naukowca. Ale i tutaj rozwój "niezależności naukowej" w mojej ocenie poszedł za daleko. Nie chodzi nawet o to, że artykułów naukowych jest za dużo, ale o to, że za bardzo są niezależne. Dużo lepiej byłoby, gdyby zachowany był pewien standard, który pozwoliłby szybko pojąć o co w ogóle autorowi chodzi. Wstęp albo abstrakt, powinien być napisany tak, by laik zrozumiał. Wstęp powinien być złożony z punktów: Cel, czy jest to rozszerzenie czy modyfikacja jakichś poprzednich idei; jeśli tak, jakie założenia są zmienione; jeśli jest to jakaś zupełnie nowa technika, to dlaczego trzeba ją wprowadzić, dlaczego inne są gorsze itp., w końcu wnioski. To wszystko ma być we wstępie, punkt w punkt. A dalej rozszerzanie tematu. Tak powinna być napisana każda praca naukowa, taki powinien być standard. A nie jak teraz, że jedynym standardem jest końcowa literatura. Tak być nie może. Jeśli ktoś kiedyś pisał studium wykonalności projektów dla uzyskania dotacji unijnych, to wie o czym mówię. Chociaż i tutaj zasady się zmieniają znów w zależności od typu projektu, więc nawet tutaj jest zbytnia zmienność. Oczywiście, jest to pewien brak wolności, zapewne dużo nudniejsze i trudniejsze pisanie, ale dla czytelnika dużo bardziej czytelne i zrozumiałe. Komunizm dobry, komunizm zły Gdyby świat miał dążyć do postępu cywilizacyjnego, to musiałby panować powszechny komunizm wynikający z natury ludzkiej. Należy wyróżnić dwa rodzaje komunizmu: narzucony siłą (marksizm, totalitaryzm itp) oraz utopijny, którego znaczna większość sama by chciała. Ten pierwszy typ prowadzi do zniszczenia kraju czy w większej skali świata, ponieważ wykorzystuje nieefektywnie zasoby, wywołuje niechęć do pracy, poczucie niesprawiedliwości oraz społeczne niezadowolenie. Wynika to wprost ze źródła jego utworzenia, bowiem wymaga pełnej kontroli jednostki. Drugi typ stanowi jego przeciwieństwo: gdyby był możliwy do wprowadzenia, to zapewniłby najlepszą efektywność gospodarki, największy dobrobyt społeczny, poczucie sprawiedliwości i społeczne zadowolenie. Działoby się tak, ponieważ wszyscy by chcieli pracować dla dobra wspólnego, byliby wyzbyci chciwości i lenistwa. Co ciekawe, w tym systemie również musiałby rządzić dyktator, którego jednak wszyscy czy większość popierałoby. Takiego dyktatora można by wybrać w ramach jakiegoś zestawu testów. Osoba lub osoby o najlepszym wyniku i jakimś doświadczeniu w sprawowaniu urzędów, zostałyby głową państwa. Teoretycznie może być to jakaś partia, jak w Chinach. Mimo że dyktator miałby władzę absolutną, to zgodnie z początkowym założeniem jego celem byłaby praca dla dobra wspólnego i w ten sposób podporządkowałby się opinii publicznej. Panowanie dyktatury jest konieczne w utopijnym systemie komunistycznym z czysto logicznego powodu. Napisałem, że jest to system najbardziej efektywny i najbardziej sprawiedliwy, a zgodnie z twierdzeniem Arrowa o niemożliwości, aby te warunki zostały spełnione, musi rządzić dyktator. Można postawić hipotezę, że Chiny rozwijają się tak szybko (prawie 9% rocznie realnie w ostatnich 20 latach - WB), ponieważ panuje tam kultura poddańczości i namiastka owego komunizmu utopijnego. W prawicowych mediach pojawia się często przekaz, że w UE panuje komunizm, bo wprowadzają coraz to nowe ograniczenia, regulacje, zakazy. Jak już pokazałem wyżej, standaryzacja jest wartością dodaną, a nie ujemną dla poszczególnych państw unijnych. To dzięki standaryzacji każdy komputer ma takie same łącze USB, dzięki czemu nie tracimy czasu i pieniędzy na szukanie specjalnych kabli (nawiasem mówiąc nie rozumiem dlaczego nie wprowadzono jeszcze standardowych kabli do ładowania energii). Prawica nienawidzi słowa "współpraca", a uwielbia słowo "konkurencja" i dlatego zawsze są do tyłu z wiedzą i rozwojem. Współpraca wydaje się lewacka, zbyt kobieca (kobiety częściej popierają lewicę, a mężczyźni prawicę - prawdziwą, nie udawaną). Wiąże się to oczywiście z walką, wojną itd., czyli czymś męskim. Prawica podsuwa przykład Chin do przekonania o potrzebie konkurencji i walki między państwami, zamiast lewicowej Europy i USA. Mówią: patrzcie oni rosną co roku prawie 10%, a UE 1%, USA 2%. To prawda, ale nie dzieje się to dzięki agresywności Chińczyków, ale raczej ich kulcie pracy (a także IQ -> średnio wynosi 105) i wydaje się, że też poddańczości. Mówiąc inaczej spełnione są dwa warunki, które wyżej wspomniałem: brak chciwości i lenistwa. One pozwalają wprowadzić komunizm utopijny. Oczywiście nie znaczy to, że takowy tam panuje w 100%, bo przecież tam mają gospodarkę w dużej mierze konkurencyjną, niemniej jakaś namiastka tego komunizmu też istnieje. W zasadzie najlepiej porównać Polskę do Chin, bo w tym samym czasie w obydwu państwach upadła gospodarka planowana. I tak dla porównania: średni realny wzrost PKB: lata 1991-2001: Polska: 3,6% ; Chiny: 10,3%. 2002-2020: Polska: 3,6% ; Chiny: 8,7% (WB). Chiny rosły średnio 3 razy szybciej. Często się mówi, że w Polsce w l. 90 panował dziki kapitalizm. Jednak widać, że jego zmniejszenie, a wejście do UE wcale nie dało nam jakiegoś porządnego kopa - ciągle rozwijaliśmy się tyle samo. Dlaczego? Bo wartość dodana standaryzacji przepisów i dodatkowe ułatwienia (przejście graniczne) została skompensowana negatywnym odbiorem dodatkowych obciążeń i wymogów, rosnąca liczba przepisów okazała się dla wielu mniejszych przedsiębiorców nie do przełknięcia. Można więc postawić tezę, że dyktator unijny okazał się biurokratą, który nie działa dla dobra wspólnego; dyktator chiński okazał się sprawniejszy i bardziej troskliwy. W sumie sukces Chin został osiągnięty dzięki nałożeniu się dwóch efektów: efektywniejszy dyktator oraz poddańczość społeczeństwa chińskiego. Kumulacja tych dwu efektów spowodowała, że aż 3x szybciej rozwijała się od Polski. Tak więc prawica nie ma racji twierdząc, że chiński kapitalizm to przepis na sukces. Dyktatorowi unijnemu jest rzeczywiście bliżej do dyktatora totalitarnego - tyrana - który stanowi przeciwieństwo dyktatora utopijnego. W tym aspekcie prawica ma rację. Narodowy egoizm, czyli przepis na porażkę Przepis na poprawę sytuacji jest teoretycznie dość jasny. Wprowadzać regulacje i standaryzacje tam, gdzie ułatwi przepływ kapitału lub obniży koszty. A deregulować tam, gdzie przeszkadzają. Gorzej, gdy zaczyna się praktyka. Np. najlepiej by było, aby kraje unijne połączyły ośrodki naukowe i w sposób zorganizowany tworzyły leki czy te szczepionki. Po co 10 rodzajów szczepionek, znacznie efektywniej byłoby, aby jedni opracowywali jedną szczepionkę, a drudzy lek przeciwdziałający chorobie. Ale żeby to było możliwe, to poszczególne kraje unijne musiałyby wyzbyć się swojej "suwerenności", musiałyby traktować się jak komórki jednego organizmu. Dodatkowo wszystkie kraje powinny przyjąć euro. Narodowcy nie chcą słyszeć o EUR, jakby waluta złotego była jakimś dobrem narodowym. Generalnie myślę, że można by wprowadzić system dwu-walutowy: pln lub euro wymiennie. PLN mógłby służyć za walutę wewnętrzną, EUR zewnętrzną, podobnie jak języka polskiego używamy na użytek wewnętrzny, a angielskiego na użytek zewnętrzny. Ponieważ jest to wszystko wizja raczej utopijna (przynajmniej na długi okres), to wszelki rozwój będzie słaby, głównie przypadkowy. A skoro żaden europejski kraj nie jest w stanie zapobiec dominacji Chin, a jedynie cała UE mogłaby tego dokonać, to jej stagnacja i nie możliwość pogodzenia przeciwstawnych interesów doprowadzi ją do rozkładu. Chiny i Rosja zjedzą nas na obiad.
  7. To nie ma znaczenia - to system naczyń połączonych. Należało go przeciąć, a nie utrzymywać trupa. Banki udzielały kredytów Grecji, więc to banki ponosiły ryzyko, a Unia utwierdziła w przekonaniu podmioty, że warto się zadłużać, bo zawsze cię unia uratuje. Przypominam, że USA pozwoliło na bankructwo Lehman Brothers, co pociągnęło lawinę, ale też sytuacja szybko wróciła do normy. Europejska gospodarka zaś od 10 lat ledwo zipie. USA poleciało w kosmos - patrz giełdy. Oczywiście USA dokonało też gigantycznego bail-outu, jednak ta operacja była dużo bardziej przemyślana niż się pozornie wydawało. Generalnie bail-outy mają sens, jeśli brak płynności nie jest winą firmy, ale niespodziewanych zdarzeń, przypadków, na które firma nie była gotowa. Oczywiście istnieje ryzyko pokusy nadużycia (moral hazard), ale jeśli jest przeprowadzona nie punktowo na każdy upadający podmiot, tylko systemowo, na pewnych warunkach (np. firma musi racjonalnie uzasadnić, że wypadek nie z jej winy) , wtedy ma sens. Tak więc USA dokonało ryzykownego, ale udanego ruchu i chociaż nadal budzi kontrowersje, to można to nazwać sukcesem. Stało się tak, ponieważ bail-out amerykański można nazwać ubezpieczeniem przed wypadkiem gosp. Ceną jednak jest skrajnie wysoki dług (obecnie USA ma 125% długu do PKB!). Natomiast ratunek Grecji był absolutnym błędem, bo Grecja była sama sobie winna i historii na ten temat jest tak wiele, że kraj stał się symbolem śmieszności społeczeństwa. A jaki mechanizm ogranicza ilość dostępnych w obiegu przeglądarek internetowych? To dlaczego prawie wszyscy używają chrome i najwyżej paru innych? Zaufanie społeczne, wiarygodność, wygoda i na samym końcu przyzwyczajenia. Jak na razie technologia blockchain się sprawdza. To sobie wystaw, ale długi się spłaca. Możesz to sobie nazwać pochodnymi albo całkami, wszystko jedno.
  8. Jeszcze bardziej krytycznym w stosunku do kryptowalut jest J. Stiglitz, również laureat ekonomicznego Nobla. Ten twierdzi wprost, że ta waluta powinna być zakazana. Na bitcoinowym serwisie pojawiła się odpowiedź na jego krytykę: https://www.newsbtc.com/opinion/nobel-winning-economist-joseph-stiglitz-wrong-bitcoin/ Jeżeli spojrzeć na kryptowalutę jako na zabezpieczenie przed niecnymi działaniami rządu, tj. banksterami u szczytu władzy, którzy mogą drukować kasy ile wlezie (u nas teoretyczne max dług 60% PKB do niedawna był jeszcze omijany dzięki spółkom skarbu państwa - też powinno być zakazane - już dziś przewidywane jest przekroczenie tego poziomu do 65% -> złamanie konstytucji, czyli dzień jak co dzień), to krypto będzie miała sens ekonomiczny. Można by oczywiście przestawić się na inną walutę innego kraju, ale w ten sposób nie zabezpieczamy się przed inflacją, bo każdy rząd może przejąć pozycję dyktatora, a ostatnie "plany odbudowy" i wcześniejsze darowanie długów Grecji (której się nie powinno ratować, powinna zapłacić bankructwem, a tak to my częściowo przejmujemy na siebie ich upadłość), wskazują też na ryzyko euro. Z tego punktu widzenia ostatnie 10 lat to był wręcz wymarzony okres dla zdecentralizowanej waluty. Postawiłbym tezę, że im bardziej skorumpowana i zdeprawowana władza, im mniejsze zaufanie do niej, im bardziej komunistyczna, socjalistyczna lub autorytarna, lub mniej zdyscyplinowana finansowo, pośrednio - im głupsze społeczeństwo - tym większą wartość powinna mieć kryptowaluta w danym kraju (tj. np. BTC/PLN). Oczywiście można powiedzieć, że zamiast tworzyć nowe instrumenty, trzeba obalić rząd i postawić nowy i go kontrolować. Niestety jest to niemożliwe, bo w przypadku demokracji o rządach decyduje więcej głupich niż mądrych, bo tych ostatnich jest z racji rzadkości dóbr zawsze mniej, a tych pierwszych łatwo omamić propagandą albo zwyczajnie intelektualnie nie są w stanie zrozumieć związku między rządem a inflacją (to wina Tuska, Unii, korporacji itd.), a rzond dobry bo dał. Z kolei w dyktaturze, może być nawet 90% mądrych ludzi, którzy chcą zmiany władzy i nie będą w stanie tego dokonać. Jedni będą walczyć i ginąć, inni uciekną, większość się dostosuje do warunków. Jednym z tych dostosowań jest ucieczka w kryptowalutę.
  9. Jeśli już krytykować, to rozumnie, a nie bez ładu i składu, jak to czyni Duda. Poprosiłem o negatywny komentarz jakiegoś ekonomisty, to coś tam wrzucił, mimo że nie potrafił dobrze zalinkować artykułu (u mnie się wyświetlił dopiero na drugiej przeglądarce), a zacytował jakieś wyrwane z kontekstu zdania bez kontekstu i też bezrozumnie. Przejrzałem ten art. Taleba i może niektóre jego argumenty mają sens, ale dla laika, który chciałby dostać konkretną odpowiedź, to wygląda na bełkot albo na jakieś mętne myśli z pamiętnika. Taleb wrzuca takie komentarze na kolorowo (przetłumaczone z DeepL): Czy ktoś rozumie co autor chciał przez to powiedzieć? Bo ja nie rozumiem kompletnie, jak z założenia, że krypto wymaga stałego zainteresowania miałaby wynikać jego zerowa wartość. No i co z tego? Czy ta "głęboka" myśl jest aż tak głęboka, by to podkreślać na żółto? Spekulacyjne zmiany cen nie zaprzeczają istnieniu użyteczności towaru. A to "zasada" na czerwono: Co autor miał na myśli, rozumie chyba tylko sam autor. Złoto i inne metale szlachetne też nie przynoszą dywidendy. Reszta też mało sensowna. Jak widać Taleb nie jest gigantem intelektualnym, gdyż tacy potrafią główne myśli przenieść na papier w jasny klarowny sposób. Dlatego, jeśli już chcemy odwołać się do autorytetów ekonomicznych sceptycznych wobec kryptowalut, polecałbym zacząć od Noblistów, takich jak P. Krugman, którego tekst jest przekaz i argumenty są klarowne: Transaction Costs and Tethers: Why I’m a Crypto Skeptic I to jest naukowe i rzetelne podejście do tematu.
  10. Również polecam wcześniejszą pracę A. Hayesa Cryptocurrency value formation: An empirical study leading to a cost of production model for valuing bitcoin oraz innych autorów z 2021 Intrinsic value in crypto currencies Abstrakt z tej ostatniej:
  11. Jeśli chcesz uzyskać promil autorytetu osoby, której bym nie uważał za oszołoma, naucz się sprawdzać link, który reklamujesz. Nawet dobrze, że podałeś link do wiki, bo każdy może poczytać krytykę Taleba: Nassim Nicholas Taleb - Wikipedia. Łatwo rzucać obelgi w kierunku laureatów Nagrody Nobla. Jak rozumiem, Taleb, podobnie jak ty, nie odniósł się słowem do pracy, którą zalinkowałem (Bitcoin price and its marginal cost of production: support for a fundamental value ), bo zapewne niewiele z tego rozumie (podobnie jak ty). Chętnie poczytam merytoryczną krytykę i dyskusję o tym, a nie co jakiś drugorzędny statystyk (bo przytoczonej krytyki można się dowiedzieć, że jego wiedza jest marna) ktoś powiedział coś tam o btc.
  12. Mówisz o sobie i do siebie? Śmieszna pseudo-dyskusja. Z doktorkami, profesorkami od czegoś tam, nie od ekonomii. Nikt poważnie ich nie traktuje (a kto plusuje, sam się ośmiesza).
  13. Co do kosztów ekologicznych, to do wytwarzania krypto nie jest potrzebny węgiel, można użyć energii odnawialnej. Już teraz się ją do tego wykorzystuje. To tylko problem techniczny. Są różne prace, które dowodzą istnienia wartości fundamentalnej bitcoina etc, np.: Bitcoin price and its marginal cost of production: support for a fundamental value P. S. Autor to nie specjalista od komputerów, tylko profesor socjologii ekonomicznej. Sugeruję następnym razem poszukać kogoś z dziedziny finansowo-ekon., żeby dyskusja mogła być poważna.
  14. Bzdurny raport profesora od komputerów, a nie ekonomii. Jeśli bitcoin etc. miałby być grą o wartości ujemnej, to jeszcze bardziej ujemną wartość powinien mieć rynek tzw. dzieł sztuki. Przecież od patrzenia na dzieła Picassa nie przybywa ani energii, ani rozumu. Po prostu wywołuje jakieś tam emocje i za to płacą. Tak jak za inne rozrywki. Załóżmy nawet, że bitcoin etc. to fałszywa moneta. Możemy ją przyrównać do sztuczek cyrkowych. Ludzie płacą za oglądanie tricków, tylko dlatego, że sprawia im to przyjemność. Niczego innego nie dostają. Ale przecież sztukmistrz zużywa sporo energii, aby uzyskać satysfakcjonujący dla widza efekt. W sumie więc ludzie płacą cyrkowcom dosłownie za NIC, za chwilę przyjemności. Czyli mamy wartość ujemną sztuczek cyrkowych. Powyższą argumentacją łatwo zaorać takich znafców jak ten od komputerów a nie ekonomii. Akurat kryptowaluty mają dużo większy sens, a więc i wartość niż zwykła rozrywka. A już pisałem o tym na różnych poziomach. Moc komputerowa może zostać wykorzystana na różne sposoby. Jeden użyje jej do bieżących gier, drugi do stworzenia bitcoina, za którego będzie mógł kupić nową grę. Tym samym kryptowaluty pobudzają do inwestycji.
  15. Przed chwilą napisałeś, że WHO uznało 5G za bezpieczne, więc się zdecyduj. Może nie zrozumiałeś mojego przekazu, ale ujawniłem hipokryzję tej organizacji. Jak również twoją, bo mimo ewidentnych wątpliwości co do bezpieczeństwa, ty udajesz, że ich nie ma. Ten twój bezmiar ignorancji, który ujawniam tak od 1,5 roku, jest porażający.
  16. Pierwszy raz prawdę napisałeś. WHO to kompromitacja, a ostatnie 1,5 roku dobitnie do uwypukliły. Na swojej stronie będą pokazywać to co im się opłaca i to co Chiny im pozwolą. Zwracam uwagę, że zalinkowany przeze mnie artykuł to meta-analiza przeprowadzona specjalnie dla WHO, a w dodatku jeden z autorów - Kurt Straif - to ich pracownik. Jeżeli więc tych rewelacji nie ma na ich oficjalnej stronie, to tylko ponownie pokazuje ile warta jest ta organizacja. Tak niebezpieczeństwo azbestu ujawniło się przy jego przemysłowym zastosowaniu, a więc w dużych ilościach, tak w przypadku RF niebezpieczeństwo ujawni się wraz ze skokiem częstotliwości mikrofal.
  17. Oczywiście, że dam jak trafię na te komentarze. Tobie należy się minus za szerzenie dezinformacji, że "nie ma jak dotąd dowodów naukowych, że fale radiowe powodują problemy zdrowotne w tym udary mózgu" oraz że "WHO zaliczyła promieniowanie niejonizujące w tym 5G do kategorii prawdopodobnie bezpiecznych" (wpis z 5.12.2020). Przykładowa praca z Lanceta: Carcinogenicity of radiofrequency electromagnetic fields dokonuje przeglądu badań nad związkiem między falami radiowymi a rakiem. Jedno z badań (Interphone) dowiodło, że iloraz szans wystąpienia glejaka wyniósł 1,4 (czyli 40% powyżej benchmarka) w największym decylu użytkowników telefonów komórkowych. Do podobnych wniosków doszli szwedzcy naukowcy. Tak więc te twoje heheszki standardowo pokazują twój niski poziom wiedzy i ignorancję. Lewackie media kontrolowane przez korporacje oczywiście nie ujawnią tych badań i stąd motłoch (do którego należysz), który poza nie nie widzi rzeczywistości, o tym się z nich szybko nie dowie. Kiedy ludzie będą umierać masowo, krytycy RF przestaną być wyzywani od szurów, tak że do lewactwa zacznie coś w końcu docierać, że coś tu jest nie tak. Będzie musiało minąć kolejne 100 lat jak z azbestem (dokładnie ten sam schemat), polecam poczytać na temat historii azbestu.
  18. Ma rację z gadem. Ma plus ode mnie - zabawa językiem świadczy o inteligencji.
  19. To dlaczego przerwano leczenie, skoro tak wszystko dobrze szło? Mało prawdopodobne, aby przerwano leczenie, bo "czas eksperymentu się skończył". A może po prostu guz się uodpornił, czego już nie napisano? Są tylko strzępki informacji, a nie ma najważniejszych. Dopóki nie będzie potwierdzonego wyleczenia pacjenta w sensie przeżycia > 5 lat z nowotworem, to wszystkie te badania i sposoby to pic na wodę fotomontaż.
  20. Bzdura. Nie wprowadzaj ludzi w błąd. I co z tego. Tak się dzieje bardzo często, gdy są jednorazowe wyniki. Bzdura. Nie wprowadzaj ludzi w błąd. Ciężko zrozumieć, że amortyzacja to po prostu koszt jakiegoś aktywa rozłożony w czasie? Tu była jedynie ciekawa dyskusja, czy ten wydatek już wystąpił czy dopiero wystąpi. Standardowo wystąpił, gdy jest kupno. I jest to najłatwiejsze dla laików do zrozumienia - skoro coś jest kupione, to jest to koszt. Ale zaraz po zakupie nie staje się kosztem, jeśli będzie używane przez wiele lat. Powinny mu towarzyszyć przychody, które przecież jakoś powinny powstać dzięki temu kosztowi-inwestycji. Nie inwestuje się w coś, co nie przynosi dochodu. Ale te przychody nie powstają od razu, powstają stopniowo, w miarę używania nowego aktywa. Dlatego taki inwestor, np. bank żeby udzielić kredytu, musi mieć pełen obraz wpływów i wydatków - to znaczy musi mieć pokazaną strukturę ekonomiczną dochodów. Dlatego obok rachunku cash flow zawsze musi być jeszcze rachunek wyników fin. Nie ma to żadnego związku z wielkością firmy. Takie bzdury można opowiadać, jak się nie ma pojęcia o temacie.
  21. Tak i mają pokazywać na przykładach. Nawet nie wiesz jak mnie rozśmieszyłeś. P. S. Powinni też uczyć kalendarzyka.
  22. Nie wiem jak to było w USA, bo się nie wczytywałem, ale u nas jest nieobowiązkowa religia w szkołach i tzw.wychowanie w rodzinie czy jakoś tam to się nazywa. Przecież to też niezła bzdura, żeby np. po matematyce uczyć się zachowania seksualnego... Taką samą głupotą jest religia po geografii. Przecież przedmioty powinny być jakoś logicznie ze sobą powiązane w kolejności. Ale jeśli już wybierać między religią i wychowaniem seksualnym a inteligentnym projektem, to ZDECYDOWANIE wybrałbym ten ostatni.
  23. Aha, skoro na UW im się nie udało to faktycznie niebezpieczna i sprytna organizacja, jak twierdzi kwantowo. Niech się instalują. Chętnie ich wysłucham i wyśmieję albo i nie. Komuniści uwielbiają cenzurować, zamiast poddawać dyskusji. Ich wykład na katolickim uniwerku można traktować jak spektakl naukowo-religijny. Popieram. W sumie to nawet na niekatolickim bym chętnie zobaczył, pod warunkiem, że przed spektaklem wyjaśniono by, że ma charakter rozrywkowo-naukowy. Cała ta wasza obława to sztuka dla sztuki.
  24. Mam nadzieję, że KW wykaże się racjonalnością i nie podpisze się pod takimi bzdurami. Bo jak widzę ten spis, to już wiem kogo unikać. Jak trzeba być narwanym / głupim, żeby wzywać katolicki uniwersytet do niereklamowania religijnych idei? Śmiech na sali. Może od razu niech napiszą petycję o zaprzestanie wiary w boga i zmianę nazwy uniwersytetu.
  25. Dyskusja trochę nie na temat, ale trzy rzeczy należy zdementować: Po pierwsze to nie jest tak, że poniżej 10 tys zł nie można amortyzować - można, jeśli się chce. Po prostu nie jest to wymagane przez ustawę. Jedynym warunkiem amortyzacji jest okres używania środka trwałego: musi być powyżej 12 m-cy. Systematycznie zapisałbym to w ten sposób: (1) jeśli ktoś chce amortyzować, to może to robić pod warunkiem, że będzie używał środek przez ponad 12 m-cy; (2) jeśli ktoś nie chce amortyzować, to musi to robić pod warunkiem, że będzie używał środek przez ponad 12 mcy oraz wartość początkowa tego środka wynosi ponad 10 tys zł. Po drugie warunek 10 tys nie wynika z założenia, że droższe będzie dłużej używane - zestaw sztućcy będziemy używać przez wiele lat. Po prostu są to tak małe kwoty, że nie opłaca się komplikować księgowo tego (de facto wynika to wprost z zasady istotności - jedenj z kilku podstawowych zasad w księgowości) - dla podatnika to łatwiej nie tylko dlatego, że nie martwi się o takie bzdury, ale też dlatego że może od razu wszystko wrzucić w koszt. Oczywiście sprawa się komplikuje, gdy jest dużo takich zestawów sztućcy jak w restauracji, ale to już osobny temat. Po trzecie nie można się zgodzić ze stwierdzeniem, że to nie ma wiele wspólnego z faktyczną wartością i zużywaniem. Amortyzacja sensu stricto wynika wprost z zasady współmierności kosztów i przychodów. Dobrym przykładem wydaje się komputer. Co roku coraz wolniej pracuje, bo jego układy się zużywają. Teoretycznie więc będziemy pracować na nim coraz wolniej, a tym samym wolniej wytwarzać produkcję. Amortyzuje się go standardowo w 5 lat i to mniej więcej odpowiada rzeczywistemu zużyciu. W tym miejscu rodzi się naturalne pytanie: skoro tak, to jaki sens ma amortyzacja sztućcy w 1, 2 czy 3 lata, skoro będą używane z 10-15 lat? Odpowiedź jest trywialna: owszem, teoretycznie powinny być amortyzowane przez 10-15 lat, tyle ile będą używane w firmie. Ale w praktyce się tego nie robi, bo to nie wpływa na wynik fin (zasada istotności). Jednak im większa wartość, większy koszt środka, tym bardziej istotność jest spełniona i wtedy należy zastosować drugą zasadę, czyli współmierności kosztów do przychodów. Utrata potencjalnej produkcji, jaka mogłaby zostać osiągnięta przy użyciu nowo zakupionego środka, stanowi koszt zużycia - to koszt alternatywny.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...