Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

ex nihilo

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2123
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    105

Zawartość dodana przez ex nihilo

  1. Od piątku nie mam czasu na pyszczenie tutaj (mocno pokraczne papióry), ale to wsadzić tu muszę: https://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-abp-gadecki-wzywa-do-nawrocenia-ekologicznego,nId,4302460 Brawa wszystkimi łapami, moimi i moich zwierzaków... ale ile z tego trafi do niektórych zakutych łbów? Hmm... (3grosze, nie odpuściłem, to tylko odroczenie )
  2. Znam ten artykuł od lat. I nie muszę go analizować całą dobę - po prostu edytor mi wpierdzielił prawie skończony tekst. A co do moich źródeł, to zanim pieprznąłeś głupotę, mógłbyś chociaż sprawdzić, jakich źródeł używałem. No ale za dużo wymagać nie można. Jak zwykle emocje... no i skutek jak zwykle.
  3. W tym przypadku najwygodniej by było mierzyć w uniwersalnym układzie odniesienia - względem promieniowania tła. Nie powinno być problemów z zaobserwowaniem załamania.Oni swoje 1g będą odczuwać, ale doppler pokaże zmniejszanie a. Nie może pokazać v>c, czyli... Tak przynajmniej mi to wychodzi. Przyspieszenie transformuje się dosyć paskudny sposób. Kurcze, w dawnych czasach lubiłem wziąć kartkę, ołówek, i mogłem przesiedzieć przy tym całą noc - albo znalazłem rozwiązanie, albo wszytko mi się pod kopułą dokładnie popnotego. Od dłuższego czasu mam jakiś kartkowstręt, wszystko we łbie... ze skutkiem, no mocno różnym. Przez te komputery? Ale jedną zaletę to ma - lepiej działa wyobraźnia Raczej zmiana prędkości kątowej byłaby niemierzalnie mała (nawet teoretycznie), podobnie jak niektóre inne efekty. W ogóle w samym układzie planeta-statek nic właściwie się nie dzieje, "co dał, to zabrał", efekt jest względem innych obiektów, np. Słońca.
  4. Ty pytasz o weryfikację źródła? Serio? Co się stało? Na "tamten" artykuł odpowiem jutro.
  5. Coby najprościej było: energia całkowita jest sumą energii spoczynkowej (równoważnik masy) i energii kinetycznej, czyli: E=E0+Ek w przypadku relatywistycznym E0 jest zaniedbywalne, czyli pozostanie: E=Ek w tym przypadku uzasadnione będzie liczenie energii w jednostkach masy, bo obiekty astronomiczne obserwujemy jako masy, niezależnie od tego, jakie rodzaje energii na ich "masę" się składają, czyli potrzebna do rozpędzenia dżetu energia będzie równoważna odpowiedniej utracie masy przez obiekt. Do tego można wzoru gdzie M to masa (energia) zużyta do rozpędzenia dżetu, którego masa spoczynkowa będzie równa coś tam (np. 1 g), m to masa spoczynkowa dżetu, a reszta to mianownik czynnika Lorentza, w którym v to prędkość, a c wiadomo co. W ten sposób możesz wyliczyć sobie dowolne przypadki włącznie np. z takim: do jakiej prędkości by można rozpędzić muchę, gdyby zużyć do tego całą masę Ziemi? i dowolne inne Czy grawitacja jest formą energii? Jest polem (krzywizną czasoprzestrzeni) zależnym od rozkładu energii w tym polu (4D objętości) zawartej. Samo pole (puste) własnej energii nie ma, ale zmiana pozycji (koordynat czasoprzestrzennych) obiektu w tym polu - jeśli krzywizna jest niezerowa - powoduje zmianę energii tego obiektu względem innych obiektów (chociaż nie w każdym przypadku, geodezyjne). Fale grawitacyjne mają/przenoszą energię, dlatego np. masa łączących się BH zmniejsza się o energię wyemitowanych fal grawitacyjnych. Chyba tak to można najprościej... Jak ktoś opisze lepiej, to fajnie. Co do asysty grawitacyjnej, na czym ona polega, najlepiej zajrzeć tu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Asysta_grawitacyjna
  6. No tak, ale nie widzę tam ani jednego zastrzelonego przez myśliwych, czyli te dane nie mają związku z tematem. Z emocjami pewnie tak, ale nie z tematem. Dlatego to co jest w Polsce wcale nie jest takie złe, raczej odwrotnie - w porównaniu z resztą Europy, a pewnie i świata. Weź pod uwagę, że niektórzy (przeczytaj wywiad) i to mający duży wpływ na decyzje polityczne chcieliby, doprowadzić sytuację w Polsce, do takiej jak w Irlandii - każdy rolnik z własną armatą. Daj se spokój z przedszkolną erystyką i innymi takimi, nie chce mi się w to bawić.
  7. Wrzuć statystyki, to pogadamy. To ma związek z ASF. A poza tym noktowizor, a najlepiej dwa (na głowie i na armacie), daje jedyną szansę na dochodzenie w nocy dziczych postrzałków. Poza tym takie nocne polowania nie mają jakiegoś szczególnego sensu i wątpię, żeby w normalnych polowaniach to się rozpowszechniło. A kłusownicy i tak z noktowizorami łażą i strzelają też. Może i dobrze będzie, jeśli w lasach pojawią się myśliwi z noktowizorami, bo teraz nocni kłusownicy są praktycznie całkiem bezkarni. I ci bogatsi kłusownicy (a nie brakuje takich) też tłumiki mają.
  8. Co jak co, ale broń to oni produkować potrafią. A ceny? Dla wielu przecież nie tylko sama rura się liczy, a też, może nawet bardziej, to, co tej rurze jest nabite. To jak z samochodami, zegarkami i innymi takimi. No ale tu chodziło o minimum wejścia, a to jak widać jest dla każdego, nawet kiedy doliczy się wszystkie pozostałe koszty (max. ok. 1000 zł). Faktyczną barierą są egzaminy, roczny staż (nie jest to zwykle formalność, trzeba zap.), kontrola przez innych, zezwolenia na odstrzał i inne takie sprawy. Łatwiej zakładać druty i żelaza albo zrobić sobie obrzyna. Co do ilości myśliwych w Polsce. Tutaj zestawienie dla Europy (ok. 2010): https://allanvester.dk/pl/loweurop.html Jak widać, tylko w dwóch krajach, Belgii i Holandii, myśliwych jest mniej w stosunku do ludności niż w Polsce, no ale tam zwierzaków nie ma. W Rumunii praktycznie tyle co w Polsce, w granicach błędu statystycznego. W innych krajach jest znacznie więcej, a w Irlandii nawet 30x więcej. No i jeszcze jedna statystyka. Trzeba zjechać na dół strony: https://www.poradniklowiecki.pl/113-poradnik-lowiecki-2013/poradnik-lowiecki-nr-1-2013/414-dane-statystyczne-o-lowiectwie.html Czyli ci leśni "mordercy dla przyjemności" jakoś nie wybijają wszystkiego co łazi po lasach. Raczej przeciwnie - starają się, żeby tych zwierzaków było więcej, często wchodząc w spór z rolnikami i Lasami. Dodam tu, że w żadnym kraju europejskim nie ma jakichś profesjonalnych plutonów egzekucyjnych, które by w lasach wyroki na zwierzętach wykonywały (wyjątek ASF). Nie wiem, czy na świecie jest jakiś taki kraj, prawdopodobnie nie. To są fakty, a nie emocje. Powtórzę - w tej sprawie fakty i racjonalność powinny decydować, a nie emocje, np. takie jak "bo oni dla przyjemności", właśnie dlatego m.in., że sprawa tyle i takich emocji wywołuje. Emocje, nawet te "fajne", bardzo często do bzdur doprowadzają, a te nie zawsze później można naprawić. I na koniec: Przeczytaj jeszcze raz: Jak nie zrozumiesz za pierwszym razem, to drugi, trzeci, a może i pięćdziesiąty... aż zrozumiesz. A w międzyczasie może dowiesz się, co to jest "kontekst". Co do reszty - nie chce mi się odpowiadać, to nie ma sensu. EOT
  9. Obraz możesz mieć jaki chcesz, ale to nie zmieni faktu, że gdyby nie myśliwi, to w lasach zwierzaków praktycznie by nie było. No poza myszami. Jelenie, sarny czy dziki nie są potrzebne ani Lasom (chodzi o firmę Lasy Państwowe, a nie poszczególnych leśników), ani rolnikom, dla nich to szkodniki. Podejrzewam, że nigdy nie byłeś w naturalnym lesie, bo takie założenie by ci nawet nie przyszło do głowy. Jeśli za kryterium naturalności przyjąć, że w ciągu ostatnich kilkuset lat nikt w tym nie grzebał, to tych naturalnych nawet 0,7% nie będzie, a może 0,01% albo i mniej. Rzecz na tym polega, żeby lasy gospodarcze, czyli niemal wszystkie, były na tyle, na ile jest to możliwe, zbliżone do ekosystemów naturalnych. A tego nie będzie bez leśnych zwierząt, mniejszych i większych. Sami przyrodnicy i ekooszołomy (którym jestem od > pół wieku) tego nie załatwią - nie mają wystarczającej siły przebicia, forsa i lobby rolniczo-leśne są znacznie silniejsze, do czego dochodzą, jak np. teraz sprawy ideologiczne. Eko i przyrodnicy z dużym trudem odwojowują jakieś skrawki, ogryzki terenu, na rezerwaty i inne takie, W praktyce to wszystko, co mogą zrobić. Dlatego ich (naszym) naturalnym sojusznikiem są myśliwi, bo w praktyce tylko oni poza eko są zainteresowani tym, żeby w lasach były zwierzęta. Można się z nimi kłócić o wilki i miśki, można, a nawet trzeba, patrzeć im na lufy, ale trzeba pamiętać, że oni są w praktyce jedyną realną siłą, która może przeciwstawić się Lasom i rolnikom. Chcesz żeby las niczym już nie różnił się od pola pszenicy? EOT, bo to nie ma sensu... to nie jest temat na zagrywki na poziomie przedszkola. Niestety niekoniecznie. Broń? To żaden problem - czarnoprochowa nie wymaga zezwolenia. Astro... a weź sprawdź, zanim coś napiszesz. Ok? W minutę: https://m.optykamysliwska.pl/bron-mysliwska/bron-kniejowka/sprzedam/116653-kniejowka-iz94 1200 i można walić do wszystkiego... A jak dla kogoś za drogo, to: http://skawinski-bron.pl/dubeltowki-rosyjskie-pproduct-139.html
  10. Astro, 3grosze & co. Rzecz polega na tym, że z "nimi" źle, ale bez "nich" będzie jeszcze gorzej. I co do tego nie powinno być wątpliwości. Wywiad, który za chwile zlinkuję, warto uważnie przeczytać. Dużo wyjaśnia, na czym sprawa polega. Warto też pogrzebać w tematach związanych ze Związkiem Zawodowym Rolników Rzeczpospolitej "Solidarni" (np. https://www.topagrar.pl/articles/aktualnosci/bedzie-protest-przeciwko-projektowi-ustawy-o-ochronie-zwierzat/ ), którego działaczką jest udzielająca wywiadu właścicielka gospodarstwa. Wywiad jest ze strony "Niech Żyją" (https://niechzyja.pl/) - organizacji, która chce doprowadzić do zakazu polowań na ptaki. Nie jestem zwolennikiem zakazu, ale kilkuletnie moratorium, czemu nie, chociaż mam obawy co do efektów - właściciele stawów rybnych zajmą się kaczkami (szkodniki), a gęsiami rolnicy (bo też szkodniki). No ale spróbować można. Szkoda jednak, że "Niech Żyją" wchodzą w jakieś koalicje, nawet gdyby miały być tylko taktyczne, z rolnikami, zwłaszcza takimi jak ta pani z ZZRR "Solidarni": https://niechzyja.pl/zyjemy-pod-okupacja-kol-lowieckich/ O co tej pani chodzi? "W Polsce powinno być milion myśliwych, biorąc pod uwagę wielkość kraju." "Jesteś za tym, aby rolnicy mogli w razie konieczności wykonywać polowania na obszarze swoich gruntów." "Prawo łowieckie należy napisać bezwzględnie od nowa i oprzeć go na normie prawnej prawo polowania jest powiązane z własnością ziemi." No i na koniec: "Oczywiście, że kocham naturę, ja jestem typową wiejską dziewczyną. (...) Uwielbiam podziwiać widoki na naszych polach, zachwycam się jak rośnie zboże, czuję się bardzo dobrze na wsi. Do lasu na grzyby chodziłam jak była małym dzieckiem, teraz nie chodzę z braku czasu." Dodam, że ta pani kupiła sobie gospodarstwo praktycznie w środku lasu. Wyobraźmy sobie teraz, co by było, gdyby w Polsce był ten milion rolników z pukawkami, "kochających naturę" tak jak ta pani i organizacja, do której należy. A do tego Lasy, dla których praktycznie wszystkie zwierzaki (no może z wyjątkiem niektórych ptaków) to szkodniki... Ile zwierzaków to przetrwa? Myśliwi są, jacy są. Nie wchodząc w ich motywacje, fakt, że w lasach są zwierzaki, jest niemal wyłącznie ich zasługą. Przyrodnicy i ekooszołomy mają zbyt małą siłę przebicia biorąc pod uwagę ich przeciwników - rolników i Lasy, czyli znaczną część gospodarki i od cholery głosów w wyborach. A do tego jeszcze "ekooszołomy" w walce z myśliwymi (naturalnymi sojusznikami!) potrafią wchodzić w takie idiotyczne koalicje, jak w tym przypadku. No cóż, emocje może i fajne są, ale potrafią całkiem rozum zamulić. No i jest pytanie jeszcze, dlaczego ta pani nie zapisze się do PZŁ? Nie ma z tym żadnych problemów. W mojej okolicy jest wielu rolników-myśliwych (i zwierzaków też dużo!). Podejrzewam, że przyczyna jest dosyć prosta - w kole łowieckim jest kontrola tego, co kto robi. Nie można strzelać kiedy się chce i do czego się chce. Jaka jest, taka jest, ale jest, na ogół nawet całkiem skuteczna. Dlatego są i zwierzaki. A kto i jak będzie kontrolował ten milion rolników z pukawkami, myślących jak ta pani, dla której "natura" to jej pola... na które wali chemię do oporu (8 t/ha pszenicy na IV klasie!)? "Często" to pojęcie dosyć względne... Ale faktem jest, że rannych dzików nie szuka się w nocy, no chyba, że ktoś byłby samobójcą. Może byś chociaż zajrzał do statutu... Dokładnie pierwsze zdanie (par. 1 ust. 1): "Polski Związek Łowiecki, zwany dalej "Zrzeszeniem", jest zrzeszeniem osób fizycznych i prawnych, które prowadzą gospodarkę łowiecką poprzez hodowlę i pozyskiwanie zwierzyny oraz działają na rzecz jej ochrony poprzez regulację liczebności populacji zwierząt łownych."
  11. Co najmniej wątpliwe. Raczej zwiększy. Zauważ, że statystyki nie wskazują na korelację między doświadczeniem a ilością postrzałków, czyli wychodzi na to, że jest to raczej jakieś minimum "techniczne", którego w praktyce uniknąć się nie da, niezależnie kto strzela. A dlaczego raczej zwiększy? Bo priorytetem stanie się rachunek ekonomiczny, wydajność, plan, polecenia służbowe itd., jak w każdej firmie.
  12. Tak, bo religie i podobne do nich ideologie z natury rzeczy prowadzą do fanatyzmów. To są sprawy pozaracjonalne, które polegają na emocjach, autorytetach itd., a nie na sprawdzalnych dowodach. Co z tego, że faktycznie większość katolików, muzułmanów czy np. komunistów jest ok., zwykli ludzie, którzy nikomu kuku nie chcą zrobić. Ale nad nimi bardzo łatwo przejmują kontrolę ekstremiści, fanatycy, hochsztaplerzy i inni tacy. To oni stają się autorytetami, bo oni są tymi "prawdziwymi", a że z reguły to psychopaci, którzy mają wrodzone zdolności do przejmowania kontroli nad słabszymi psychicznie... efekt jest, jaki jest, tym bardziej, że powołują się przecież na boski autorytet, niepodważalny. No i na wyjątkową łaskę, niesprawdzalną przecież, którą zwykli wyznawcy też chcieliby dostać, zasłużyć sobie na nią i tak dalej.
  13. Tak, to się zdarza. Ale porównaj to z działaniami kłusowników, wypadkami drogowymi zwierząt, złamaniami itp., kiedy ktoś w lesie np. wrzaskiem Kaaarol zwierzę wystraszy, itp., itd. Myśliwy ma obowiązek znaleźć postrzałka. Inni nie... Potrafią sami załatwiać. Niedawno nawet pomogłem załatwić jednego takiego. Nie postrzela sobie.
  14. Nie, tymi danymi nie zdziwiony, bo je znam. Zdziwiony natomiast tym, że całkowicie błędnie je interpretujesz 1. zauważ, że one się sumują do 100%, co zresztą jest wyraźnie napisane na górze tabeli ("Procent ogółu"), czyli że wśród wszystkich zgłoszonych postrzałków było 25% odyńców, a nie, że postrzałki to 25% strzelonych odyńców, strzelonych mogło być i 100, a postrzałków było 8. 2. postrzałek, to każdy strzelony zwierzak, który nie zginie natychmiast "w ogniu", w polu widzenia myśliwego. Jeśli np. będzie strzelony przy samej ścianie lasu i w ostatnim odruchu między drzewa wskoczy, gdzie zginie, jest postrzałkiem. Przy czym postrzałkiem jest każdy trafiony zwierzak, nawet tylko draśnięty, całkiem niegroźnie. 3. każdego postrzałka myśliwy ma obowiązek znaleźć, np. w przypadku dzików to jest odległość przeciętnie ok. 100 m, z reguły jest martwy. 4. przeanalizuj dokładnie wszystkie punkty tej statystyki i zastanów się też, po co takie statystyki są robione (to nie jest jakaś jedna tylko). Czyli w sumie tych zwierząt, które giną "długą i bolesną śmiercią", jest nie 25%, a dużo, dużo mniej. Pewnie znacznie mniej niż w przypadku upolowanych przez drapieżniki. Ogromna większość ginie praktycznie natychmiast (tak działa amunicja myśliwska). Dodaj do tego szok, podobny jak w np. przypadku ofiar wypadków samochodowych - że nawet poważnie ranny człowiek nie czuje bólu, nie wie nawet co właściwie się stało. I dodaj fakt, że zwykle nie ma stresu przed momentem strzału - to jest całkowicie niespodziewane, szczególnie przy polowaniu z podejścia lub z ambony albo innej zasiadki. Trochę z tym gorzej w przypadku nagonki, ale zwierzęta są ogólnie przyzwyczajone do płoszenia, ucieczek przed ludźmi czy drapieżnikami, itd. To nie jest prawda! Poczytaj trochę co dzieje się w ubojniach, jak to wygląda. Poza tym jaki jest stres zwierząt przez cały czas tego "chowu", a szczególnie przed ubojem... Są artykuły, filmy.
  15. PS - jeden z najbardziej "moralnych" krajów na świecie, gdzie jest np. całkowity zakaz aborcji, bez żadnych wyjątków: https://dzikiezycie.pl/archiwum/2016/gru-2016/malta-ptasie-pieklo I kilka innych krajów w okolicy, też na ogół mocno religijnych i "moralnych". Nie wkleiło do poprzedniego, sorki.
  16. Hmm... Długo już żyję, niemal całe życie jako bezbożnik i nigdy nie zdarzyła mi się dyskusja z innym bezbożnikiem o tych sprawach, a tym bardziej jakieś utwierdzanie się. Ateiści & co. nie mają żadnego powodu do utwierdzania się, bo w czym właściwie? Sorki, ale dla ateistów to byłoby jak utwierdzanie się w przekonaniu o nieistnieniu elfów, krasnoludków i innych podobnych bytów. Dla ateistów, poza filozofią i wiedzą dla wiedzy, ta sprawa istnieje praktycznie tylko kiedy religie ze swoimi nakazami i zakazami wpychają się - często bardzo brutalnie - tam, gdzie nie ich miejsce, czyli do życia tych, którzy wyznawcami danej religii nie są. Mi, jako bezbożnikowi, jest naprawdę obojętne, że Ty wierzysz i w co ty wierzysz, chociaż z powodów czysto poznawczych mogą mnie interesować jakieś sprawy z Twoim wyznaniem związane. Nie będzie mi też przeszkadzało, jeśli do swojej wiary będziesz próbował mnie przekonać, oczywiście warunek, że nie będzie to zbyt namolne. Mam np. wielu zaprzyjaźnionych Świadków - próbowali, pogadaliśmy sobie, teraz już nie próbują, czasem, rzadko coś tam, ale to dla porządku raczej. Próbować przekonać, tak., ok., ale nie przymuszać - bezpośrednio lub pośrednio (prawo itd.) - jak to często się dzieje. A nierzadko też przy użyciu ognia, noża do podrzynania gardła itp., itd. Ateiści się utwierdzają? To przecież wierzący ciągle w swojej wierze się utwierdzają. Te wszystkie religijne ceremoniały (itp., itd.) de facto nie dla bogów przecież są, a dla wyznawców, żeby ich w wierze utwierdzać, zresztą dla dobra kapłanów na ogół, bo to oni z tego korzyść mają. Czyżby wiara większości wyznawców tak słaba i wątpliwa była, że takimi sposobami trzeba ją wzmacniać? Czy może o korzyść kapłanów przede wszystkim w tym chodzi? A co do łaski... Znowu sorki, ale wielu doznaje łaski od Napoleona, Einsteina itp., itd. Czyli taka łaska dla mnie dosyć wątpliwa jest. Ale tu ciekawostka: https://pl.wikipedia.org/wiki/Srinivasa_Ramanujan Hmm...?
  17. Ściśle rzecz biorąc to nie jest atawizm, ale trochę mniej ściśle można tak to traktować. Tylko czy atawizm to na pewno coś złego?: https://wyborcza.pl/1,145452,20788365,moralnosc-to-atawizm.html A ten instynkt łowiecki może jeszcze kiedyś być potrzebny do przetrwania gatunku. I to może w nie tak bardzo odległej przyszłości. No tak, niech nie zabije sam, tylko pójɗzie do sklepu i kupi "mięsko"... czyli zwierzaka, którego zabił ktoś inny. W dodatku zwierzaka z przemysłowej produkcji, bo hodowlą to nie jest. Widzisz w tym jakąś moralność? Bo ja żadnej. Raczej pseudomoralność. 1. Skąd masz takie dane? 2. Jaki to jest % strzelonych? 3. Ile to jest w stosunku do tych, które giną z nadmiaru dobroci - dokarmiane np. chlebem, często spleśniałym? Jest to problem. Wprowadzanie amunicji bezołowiowej niestety zbyt wolno idzie.
  18. Po pierwsze, to nie ma problemu, a po drugie, niekoniecznie swojego, bo to Ty przez cały czas próbujesz skręcić dyskusję w stronę spraw psychicznych czy moralnych, a mnie to po prostu mało w tym przypadku obchodzi, o czym napisałem dużo wcześniej. Nie ludzie i ich motywacje są dla mnie w tej sprawie ważni, a zwierzaki, bo to do nich się strzela, a nie do ludzi. Uważam, że z punktu widzenia zwierzaków lepsza jest hodowla na wolności niż w warunkach przemysłowych, a myśliwy jest w tej sytuacji drapieżnikiem, który zresztą niemal w każdym przypadku zabija w sposób bardziej ""humanitarny" niż inne drapieżniki, głód i choroby czy kłusownicy. Interesuje mnie w tym przede wszystkim skutek a nie czyjeś motywacje. Nie wejdę w głowy wszystkim myśliwym, żeby stwierdzić, czy przyjemność sprawia im zabijanie, czy polowanie, a to nie jest to samo. Zabijanie jest tylko jednym z elementów polowania, a polowanie jest naturalnym instynktem Hs i innych drapieżników. Więcej łączy mnie z naturą niż z kulturą, cywilizacją. Właściwie jestem nie tyle "człowiekiem", co zwierzakiem z gatunku Hs zmuszonym przez okoliczności (data i miejsce urodzenia) do życia w warunkach cywilizacji, czyli dla mnie obcych, coś w rodzaju hodowli w klatce. Dlatego łatwo mi zrozumieć i zwierzaki i myśliwych, którzy na nie polują. Sam nie polowałem, ale ryby łowiłem. Łowiłem, zabijałem i zjadałem. Zabijanie nie sprawiało mi żadnej przyjemności. Była to tylko czynność techniczna, którą starałem się wykonać jak najszybciej i najskuteczniej. Rybę sprzedawaną w sklepie też ktoś przecież musi zabić. Nie widzę żadnej różnicy, czy zrobi to rybak, czy ja - ryba będzie nieżywa. No może różnica będzie tylko taka, że ja zabijając jedną czy dwie ryby, mogę zrobić to lepiej niż rybak, który nie ma czasu na przejmowanie się każdą rybą oddzielnie, a większość mu się i tak podusi, co zresztą dla tych ryb może i lepsze jest... Łowienie bardzo lubiłem i często mam ochotę na takie polowanie. Ale na pobliskiej kałuży obowiązuje zasadza "złowić i wypuścić", a w to bawić się nie mam zamiaru, bo ryby to nie zabawki, a poza tym nie widzę żadnego sensu żeby złowione ryby wypuszczać (pomijam wyjątki) i iść do sklepu po ryby, które złowił i zabił ktoś inny. Zdarzało się też, że z różnych powodów musiałem zabić inne zwierzaki. I to robiłem, a jeśli taka konieczność będzie, to zrobię. Nie ma w tym żadnej przyjemności, jest tylko coś, co zrobić trzeba. Emocje mogą być wcześniej czy później, ale nie w tym momencie - ważna jest tylko skuteczność. Dla przyjemności nie zabijam nigdy, nawet robali i innych takich. Nie czuję takiej przyjemności. "Niech to zrobi ktoś inny, bo ja (itd.)"? No chyba, że ten ktoś inny zrobi to skuteczniej. Dziewczynom odpuszczam. Wracając do myśliwych - z moich rozmów nie wynikało, że są to ludzie, którym zabijanie sprawia sprawia przyjemność. Polują, ale polowanie i przyjemność zabijania, to nie to samo. Na pewno są i tacy, których bawi samo zabijanie, zabijają dla przyjemności zabijania. Ale to raczej mniejszość. Jak ktoś tak bardzo lubi zabijać może zatrudnić się w ubojni - może wtedy zabijać bez ograniczeń. Nie twierdzę przy tym, że wszyscy w ubojniach lubią zabijanie. Co do tych ptaków - ptaki łowne w Polsce, to ptaki jadalne i do zjedzenia się na nie poluje. Hodowane w klatkach kury są nie mniej przepięknymi istotami niż one. Najpierw tych klatek trzeba się pozbyć. A i to nie zlikwiduje zabijania.
  19. Zakładając, że jesteśmy częścią fizycznego świata, świadomość też będzie jego częścią. Problem tylko w tym jaką i w jaki sposób może oddziaływać z innymi. Na obrzeżach fizyki są różne pomysły, włącznie z takimi jak pola świadomości itp. No i ten "świadomy obserwator" w jednym z dosyć popularnych wariantów interpretacji kopenhaskiej QM. W przypadku bytów nadprzyrodzonych logika, jakakolwiek, nie musi obowiązywać. Pdp subiektywne nie wymaga statystyki częstości występowania zjawiska, może być szacowane na podstawie danych pośrednich, w tym przypadku np. takich jak ewolucja pojęć związanych z bytami nadprzyrodzonymi, historia religii itd.
  20. Można. Przecież nikomu nie muszę zeznawać, dlaczego takie, a nie inne. Przeciwnik, teista, będzie miał inne argumenty, związane z wiarą (religią) lub (szczególnie Świadek) będzie próbował racjonalizować ("dowody"). Do licytacji pdp, jaką opisałeś raczej nie dojdzie, bo sama taka licytacja by podważała wiarę teisty - wiara to wiara, a nie pdp. A niezależnie od metody itd., jeśli komuś uda się odpowiednimi argumentami mnie skutecznie przekonać, to zostanę wyznawcą. Po prostu. Nie tylko mogę, ale nawet muszę nie wierzyć, bo wierzyć nie potrafię. Czasem żartuję, że zapomnieli mi wmontować moduł wiary, nie tylko religijnej). A samo zdarzenie - został wprowadzone do mojego obrazu świata jako "Antylogik napisał, że... itd.". To wszystko. Każdy taki nadzwyczajny przypadek bym musiał sam sprawdzić i to bardzo dokładnie. Kiedyś trochę interesowałem się tematami "para", coś tam sprawdzałem, byłem też obiektem doświadczeń itd., poznałem jakichś ludzi, którzy w tym siedzą... W sumie pozycja neutralna, nie wykluczam niektórych możliwości ale... A dlaczego by musiała być nadprzyrodzona? Różne są kombinacje, też wśród fizyków. Nie ma silnych podstaw co całkowitego wykluczenia takich możliwości.
  21. Nie neguję, że jest wieloznaczne, ale w niektórych sytuacjach i kontekstach rozumiane jest zwykle jednoznacznie i to w sposób niekoniecznie zgodny z intencją tego, kto je użył. Wtedy, chociaż nie tylko wtedy, lepiej zamienić je na jakieś jednoznaczne, no chyba, że świadomie się decyduje na wypowiedź wieloznaczną. Tylko tyle.
  22. Nie używaj "wierzę"/"nie wierzę" i niczego nie musisz dowodzić, no chyba, że chcesz się pobawić Zresztą nawet w przypadku "nie wierzę" dowodzić nie musisz, wystarczy "abo tak", bo przecież wiara niczego poza tym nie wymaga jako warunku koniecznego
  23. Jeśli wierzy, to wierzy, i tyle. Ale nawet w takim przypadku (z tym niebem) wierzyć nie musi - wystarczy, że dopuści taką możliwość. Nie musi powiedzieć, że "nie wierzy". Może powiedzieć np. że "nie ma na to dowodów", "nie wiem, może tak, ale musisz to udowodnić" itp., itd., etc. Chodzi o przesunięcie z poziomu "wiary", która z natury rzeczy dowodu nie wymaga, na poziom "wiedzy", czyli tego, co dowodu wymaga. "Światopogląd" nie określa tego, skąd akurat taki się wziął - równie dobrze może wynikać z wiedzy, jak i z wiary, albo dowolnej mieszanki jednego z drugim. Wchodzenie w zabawy semantyczne z pojęciem "wierzyć" nie ma żadnego sensu, bo zawsze będą istnieć silne skojarzenia z tym znaczeniem 'wierzę", który dowodu nie wymaga - nawet jeśli to będzie zaprzeczenie, czyli "nie wierzę". I to jest ta pułapka: brak wiary (wmoja = 0) zostaje uznany za jakąś antywiarę (wmoja = - wtwoja) i stąd bierze się pozorna symetria, która zresztą w niektórych przypadkach może być prawdziwa. Od co najmniej pół wieku nie używam w odniesieniu do siebie "wierzę" czy "nie wierzę", niezależnie od kontekstu. Jeśli już coś podobnego, to "nie jestem wierzący" albo "jestem niewierzący" w przypadku wiary religijnej. No i jakoś żyję... nawet całkiem nieźle (chociaż w zimie gorzej). Nie jest to jakieś sztuczne wyłączenie słowa ze słownika, ale po prostu to pojęcie nie ma w moim przypadku zastosowania. Nie potrafię "wierzyć", muszę mieć jakieś konkretne podstawy. Bez tego po prostu "nie wiem", i tyle. A kiedy "wiem", to jest to tylko rozkład prawdopodobieństw (obiektywnych lub subiektywnych) wszystkich możliwości z pozostawieniem rezerwy na te, których nie znam. Czyli np. w przypadku "bogów" uznaję, że ich pozaumysłowe istnienie jest skrajnie mało prawdopodobne (brak podstaw od innej oceny) i w tym "skrajnie mało" mieszczą się wszystkie ewentualne "boskie" byty.
  24. Ale po co w ogóle to "wierzę"? Do czego to potrzebne? "Nie ma ani dowodu, ani chociażby silnych poszlak na istnienie (tu wpisać co się chce)" i koniec, to wystarcza. Żadna "wiara" nie jest potrzebna. Jeśli ateista (itp.) twierdzi, że "nie wierzy, że coś tam" albo "wierzy, że nie coś tam", to sam się do pułapki pakuje. I to niezależnie od takich czy innych kombinacji semantycznych.
  25. To raczej nie jest błąd logiczny, a świadoma manipulacja po to, żeby ustawić teizm i ateizm na tym samym poziomie logicznym - jako tezę wymagającą dowodu. Co do całości tekstu Ergo Sum: nie chciało mi się odpowiadać, bo to już tyle razy było mielone, nie tylko tu przecież, że... Ale "wyznawcy" tak po prostu mają, inaczej wyznawcami pewnie by nie byli
×
×
  • Dodaj nową pozycję...