Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36955
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Jeśli chodzi o nowoczesny sprzęt AGD, każdy z nasz szuka topowych modeli do swojej kuchni czy łazienki. Internetowe rankingi sprzętów dla gospodarstwa domowego to bardzo przydatne narzędzia. Pomagają w dokonaniu właściwego wyboru pod względem jakościowym, jak i cenowym. W naszym artykule prezentujemy szersze spojrzenie na owe rankingi, aby można było zobaczyć, czym się charakteryzują oraz które modele cieszą się obecnie największym uznaniem w swojej kategorii. Najnowsze poradniki i rankingi sprzętów AGD Prawdą jest, że większość dostępnych dzisiaj rankingów internetowych jest bardzo pobieżna i opiera się na wątpliwej jakości źródłach. Ale niektóre są naprawdę precyzyjne, co zresztą można zauważyć, wchodząc na stronę zestawienie.pl. Wszystkie znajdujące się tam rankingi AGD mają także krótkie porady dotyczące sprzętu, a pozycje w danej kategorii powstały z uwzględnieniem autentycznych opinii użytkowników. Ponadto informacje sprzętowe w żadnym wypadku nie są lakoniczne na zasadzie "kopiuj wklej" ze katalogu producenta. Jeśli połączyć to z poradnikiem oraz rzetelnym zestawieniem wad i zalet danego produktu, można być pewnym, że tego typu serwisy są rzeczywiście wiarygodne i warte uwagi konsumentów. Bez względu na to, czy interesuje nas ranking zmywarek czy ekspresów do kawy – w takim miejscu można mieć pewność, że nasz czas i pieniądze są traktowane na poważnie. Ranking płyt indukcyjnych Rankingi sprzętu AGD są często zestawiane pod kątem funkcjonalności. Nie inaczej jest w przypadku płyty indukcyjnej, która z roku na rok zdobywa coraz większą popularność wśród polskich konsulentów. Na stronie zestawienie.pl można zobaczyć najlepsze modele, wśród których króluje Bosch PIE631FB1E. Nie wszyscy jednak są gotowi zapłacić cenę, jaka widnieje na etykiecie tej właśnie płyty indukcyjnej. Ale kompleksowe rankingi sprzętów AGD to sytuacja wielowymiarowa, więc możliwość sprawdzenia cenników istnieje przy każdym z omawianych modeli. Ranking lodówek Jeśli w twojej kuchni brakuje miejsca na konkretną lodówkę, warto odwiedzić najlepszy internetowy ranking AGD i przejrzeć najpopularniejsze modele dostępne w kompaktowych rozmiarach. Tam można bezproblemowo porównać lodówki małe, czyli bardziej hotelowe, czy side by side oraz modele do zabudowy lub chociażby lodówki turystyczne, wśród których model Camry CR 93 utrzymuje czołowe stanowisko. Wszystko jednak zależy od twoich preferencji i potrzeb. W dobrych internetowych rankingach znajdziesz tak naprawdę każdą informację, jakiej potrzebujesz, aby stać się szczęśliwym posiadaczem lodówki zoptymalizowanej pod kątem konkretnych wymagań. Ranking odkurzaczy Oczywiście trudno wyobrazić sobie wyposażenie domu czy mieszkania bez porządnego odkurzacza. Najlepsze oferty takich urządzeń są umieszczone w stosownych zestawieniach sprzętu AGD. Najnowsze rankingi są siłą rzeczy cały czas aktualizowane i tak na przykład odkurzacze bezprzewodowe zostały uszeregowane względem zakresu użyteczności oraz długości działania na jednym ładowaniu. Załączony poradnik zestawienie.pl pozwoli też lepiej zrozumieć dany model, no bo nie ma co ukrywać – duży odkurzacz bezprzewodowy to wciąż dość spora nowość. Małe urządzenia są z nami od lat, ale takie konkretne do obsługi całego domu wymagają jeszcze wdrożenia. Dlatego tym bardziej warto śledzić ranking sprzętów AGD w internecie, ponieważ z roku na rok tego typu urządzeń będzie coraz więcej w naszych domach. Warto być na bieżąco. « powrót do artykułu
  2. Bartłomiej Kubkowski chce jako pierwszy człowiek na świecie przepłynąć wpław z Kołobrzegu do miasta Kaseberga w Szwecji. Wyruszył w poniedziałek po godzinie 8. Odległość 170 km zamierza pokonać w czasie poniżej 60 godzin. Ponad połowę trasy ma już za sobą. Ze względu na coraz większe zmęczenie druga doba będzie dla pływaka trudniejsza. Na razie sprzyja mu pogoda: świeci słońce, a dzięki temu, że prawie nie ma wiatru, fala jest minimalna. By wyczyn Bartłomieja Kubkowskiego trafił do Księgi rekordów Guinnessa, towarzysząca mu ekipa na łodzi asekuracyjnej nie może mu udzielać pomocy (poza podawaniem jedzenia czy napojów). Kubkowski przygotowywał się rok. Przez złe warunki pogodowe parę razy przekładał wydarzenie. Jeśli ktoś chce sprawdzić, gdzie aktualnie znajduje się pływak, może wejść na stronę stronę Marine Traffic i wpisać nazwę łodzi James Cook [PL]. Giżycczanin zadedykował swój wyczyn dzieciom z fundacji Cancer Fighters, w której jest od 2 lat wolontariuszem. Dla mnie to tylko 3 dni wysiłku, a dla wielu z tych małych wojowników to miesiące, a czasami nawet lata walki z chorobą, na którą chciałbym zwrócić uwagę. Moi partnerzy i sponsorzy podczas wyścigu również dokładają cegiełkę na fundację. Dlatego, jeżeli chcesz wesprzeć moją inicjatywę, zapraszam Cię do przelania dowolnej kwoty na tę zbiórkę, z której 100% trafi dla naszych małych wojowników - zachęca pływak na stronie na portalu Pomagam.pl. Dotąd na szczytny cel udało się zebrać ponad 28,6 tys. zł. Dotąd nikt nie pokonał w Bałtyku aż tak dużego dystansu. Warto przypomnieć, że przed 5 laty Sebastian Karaś pokonał w 28 godz. i 30 min około 100 km z Kołobrzegu do Bornholmu. Los pokrzyżował plany... Niestety, tym razem próba się nie powiodła, ale jak powiedział Bartłomiej Kubkowski, jest jeszcze przyszły rok i to na pewno nie ucieknie. Wczoraj we wpisie na FB chwilę po godz. 18 pływak poinformował: ze względu na mocne prądy i pogarszającą się pogodę ostatnie 50 km pokonywałbym od 25 do nawet 60 h. Za namową kapitana i po konsultacji z moim zespołem podjąłem decyzję o wycofaniu się. Po 32 godzinach i 30 minutach. Dziękuję wszystkim za wsparcie. Dla dzieci zebrano na Pomagam.pl niemal 95 tys. złotych (kwota wciąż rośnie). « powrót do artykułu
  3. Samczyk kotika afrykańskiego, który urodził się 13 czerwca w ZOO Wrocław, ma już imię - Alfie. Opiekunowie płetwonogich pokazali go ostatnio dziennikarzom. Ich najmłodszy podopieczny uczy się pływać w niewielkim baseniku. Nauka idzie dobrze i Alfie chętnie wchodzi do wody. Alfie jest 6. szczenięciem, które urodziło się w ZOO Wrocław. W czerwcu 2014 r. na świat przyszła tu Zola, zaś w czerwcu 2017 r. powitano aż 2 szczenięta: Hugo i Ivy. Po dwóch latach - również w czerwcu - w stadzie kotików pojawiła się Zuri. Wreszcie w maju zeszłego roku urodził się Bruno. Nadane imię musiało być krótkie i dźwięczne, by dało się je wykorzystywać w czasie treningu medycznego (trening medyczny to różne komendy, dzięki którym można kontrolować stan zdrowia podopiecznych). Jednym słowem, chodziło o to, by imię nie myliło się Alfiemu z innymi [osobnikami], ale żeby nam też się nie myliło i było nam łatwo krótko i zwięźle go zawołać - tłumaczy Paweł Borecki, inspektor ds. hodowlanych i opiekun płetwonogich w ZOO Wrocław. Alfie nadal większość czasu spędza z mamą i żywi się jej mlekiem. Wychodzi także na zewnątrz, gdzie czasami można go zobaczyć na ogrodzonym fragmencie wybiegu, tak zwanym okólniku. Łatwo go także usłyszeć, gdyż potrafi głośno nawoływać - podano w komunikacie zoo. Samczyk uczy się pływać w niewielkim basenie. Do wielkiego basenu wejdzie najwcześniej wtedy, gdy jego futro stanie się wodoodporne (po ok. 3 miesiącach od urodzenia). Myślimy, że w okolicach września, października Alfie zamieszka z całą rodziną na dużym basenie – ujawnia Borecki. « powrót do artykułu
  4. Uniwersytet SWPS wraz z Międzynarodowym Centrum Edukacji o Auschwitz i Holokauście w Muzeum Auschwitz rozpoczynają rekrutację na 2-semestralne studia podyplomowe „Korzenie totalitaryzmu XX wieku: Auschwitz - Holokaust - Ludobójstwa”. Zajęcia w formie wykładów, seminariów i warsztatów będą się odbywać w weekendy, maksymalnie 2 razy w miesiącu. Niektóre zjazdy odbędą się online, pozostałe zajęcia będą realizowane w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau (o ile, oczywiście, sytuacja pandemiczna na to pozwoli). Przewidziano 200 godzin zajęć. Program podzielono na 4 bloki tematyczne: polityka i ideologia, zagłada - studium różnych kultur pamięci, Holokaust ze szczególnym uwzględnieniem roli KL Auschwitz oraz inne ludobójstwa XX w. oraz edukacja w miejscach pamięci. Jak podkreślono w komunikacie Muzeum, celem studiów jest przede wszystkim dostarczenie wiedzy na temat mechanizmów totalitaryzmów XX wieku, w tym głównie nazizmu i Holokaustu, z uwzględnieniem roli niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz, oraz innych ludobójstw, jak również przedstawienie nowoczesnych metod pracy z tak trudnym tematem oraz uwrażliwienie słuchaczy na cierpienie i krzywdę ludzką, do których prowadzi obojętność na postawy skrajne, jak antysemityzm, rasizm, prześladowania, wojna. Adresatami studiów są głównie nauczyciele (historii, języka polskiego, wiedzy o społeczeństwie i religii/etyki), edukatorzy, przewodnicy, a także pracownicy muzeów i miejsc pamięci. Mogłoby się wydawać, że w ramach tych studiów mówimy wyłącznie o historii. Ale nie jest to prawda. Prawdziwym ich celem jest odniesienie do współczesności i pokazanie mechanizmów zła. Tu i teraz. Tak dotkliwie dotykających nas wszystkich. Te studia dają również unikalne instrumenty radzenia sobie z tymi wszystkimi zagrożeniami - wyjaśnia kierownik merytoryczny kierunku dr hab. Adam Szpaderski (prof. Uniwersytetu SWPS). Więcej informacji nt. studiów można znaleźć na stronie Uniwersytetu SWPS. « powrót do artykułu
  5. W piątek (5 sierpnia) komisyjnie otwarto kapsułę czasu, umieszczoną w 1984 r. w bani na iglicy wieży Ratusza w Cieszynie. Jak podkreślono w komunikacie Urzędu Miejskiego, wskutek silnego wiatru 10 sierpnia 2017 roku iglica spadła z wieży ratusza. Od tego czasu zawartość kapsuły czasu była zdeponowana w Urzędzie Miejskim w Cieszynie. W skład 9-osobowej komisji wchodzili przedstawiciele magistratu, Muzeum Śląska Cieszyńskiego oraz prof. Wacław Gojniczek z Uniwersytetu Śląskiego. W tubie znajdowały się, m.in.: odznaka NSZZ Solidarność Cieszyn, kartka na żywność z napisem „Teleśnicka Anna”, 44 monety, seria pocztówek „Cieszyńskie stroje ludowe”, folder „Folklor cieszyński”, album „Cieszyn w starej fotografii” Janiny Ciupek i Tadeusza Kopoczka, egzemplarz „Głosu Ziemi Cieszyńskiej” z 24 sierpnia 1984 r., dokument nadania Miastu Cieszyn Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski czy dzieje Cieszyna spisane na czterech kartach oraz stan miasta na rok 1984 z pismem przewodnim (w sumie 7 kart). Wszystkie artefakty trafiły do Muzeum Śląska Cieszyńskiego. Wkrótce mają zostać zaprezentowane na wystawie. Prace nad przywróceniem iglicy trwają. Wg relacji PAP-u, ma ona być identyczna jak ta z 1845 r. - z drewna modrzewiowego z pokryciem z blachy miedzianej. Do nowej bani zostanie włożona kolejna kapsuła czasu. W planach jest także blaszana chorągiew z orłem w koronie. « powrót do artykułu
  6. Od 16 sierpnia do 9 września w Bydgoskim Centrum Sztuki będzie można zobaczyć wystawę dr Karoliny Wojnowskiej-Paterek „Nowa Planeta”. Składa się ona z dwóch instalacji: tytułowej Nowej Planety, która jest opowieścią o tym, co zostanie po nas następnym pokoleniom, oraz popularyzującej ideę fizyki kwantowej The Wanders of Light. Nowa Planeta Nowa Planeta pokazuje proces zmiany produkowanych przez człowieka tworzyw sztucznych. Inspiracją do zrobienia tej pracy była dla mnie moja ostatnia podróż do Indonezji, gdzie miejsca, w których spędziłam czas 12 lat temu, zamieniły się w wysypiska odpadów, a ocean niesie tony plastiku. Zmiany na Ziemi, jakie MY pozostawimy po naszym pokoleniu, będą widoczne przez co najmniej 500 lat. Pięćset lat to dużo i mało. Z punktu widzenia gwiazd to krótka chwila, a dla nas to osiem pokoleń... - tłumaczy artystka. Pod wpływem rosnącej temperatury tworzywa przybierają formy organiczne. Wchłaniając nowe cząstki, nasza planeta także się przeobraża. Wiele wskazuje na to, że przyszli archeolodzy będą określać naszą epokę po warstwie plastiku na dnie morz i oceanów. Dr Wojnowska-Paterek wykorzystała w rzeźbie zużyty plastik. W instalację wbudowała kości zwierząt (czaszki). Instalacja zmienia swoje oblicze wraz ze zmieniającym się oświetleniem. Ważną jej częścią są filmy z procesu tworzenia. The Wanders of Light The Wanders of Light to rozbudowana wersja instalacji Light Travel, którą można było wcześniej zobaczyć w Centrum Nauki Experyment w Gdyni i na konferencji poświęconej fizyce kwantowej w Gdańsku. Kiedy wchodzimy do zaciemnionego pomieszczenia, jesteśmy obserwatorami poruszającej się, powielonej formy rzeźbiarskiej, widzimy ją jednocześnie z zewnątrz i z wewnątrz. W ten sposób instalacja ilustruje przebywanie w dwóch miejscach naraz, fundament fizyki kwantowej. Karolina Wojnowska-Paterek uzyskała tytuł doktora sztuki w 2017 r. Zajmuje się nie tylko malarstwem oraz rzeźbą, ale i działaniami związanymi z szeroko pojętym kształtowaniem przestrzeni. Projekty artystyczne inspirowane nauką chciałaby pokazywać w miejscach publicznych. « powrót do artykułu
  7. Już za kilka dni będziemy świadkami najwspanialszego corocznego pokazu meteorów, deszczu Perseidów. Tym razem jego szczyt przypadnie na noc z 12 na 13 sierpnia i to właśnie wtedy moglibyśmy liczyć na zaobserwowanie kilkudziesięciu „spadających gwiazd” w ciągu godziny. Moglibyśmy, gdyż tegoroczny pokaz zostanie zakłócony przez Księżyc w pełni, przez co – jak mówi astronom Bill Cooke z NASA – będziemy w stanie zobaczyć 10-20 meteorów na godzinę. Deszcze meteorów możemy obserwować, gdy orbita Ziemi przetnie się z orbitą roju meteorów. Roje takie to pozostałości po kometach, które – zbliżając się do Słońca – zaczynają się powoli rozpadać. Pozostawiona przez kometę materia tworzy rój krążący po orbicie wokół Słońca. Analizując orbitę roju astronomowie są w stanie określić, z jakiego obiektu on pochodzi. Ziemia każdego roku spotyka się z wieloma takimi rojami. Roje nie są jednak jednorodne, więc przy każdym spotkaniu liczba fragmentów pyłu i skał, jakie trafią w atmosferę naszej planety jest różna. Ludzkość zna Perseidy od dawna, pierwsze doniesienia na ich temat pochodzą sprzed około 2000 lat z Chin. Przez wieki zwane były „łzami świętego Wawrzyńca”, gdyż pojawiają się około 10 sierpnia, w dniu, w którym męczeńską śmierć miał ponieść diakon Wawrzyniec. Jednak dopiero od około 150 lat wiemy, skąd Perseidy pochodzą. Nocą 15 lipca 1862 roku nikomu nieznany astronom-amator Lewis Swift oglądał przez teleskop niebo, gdy w Gwiazdozbiorze Żyrafy zauważył kometę. Uznał, że to odkryta kilka tygodni wcześniej kometa Schmidta i nie ogłosił formalnie odkrycia. Trzy dni później astronom Horace Tuttle z Harvard College Observatory zauważył tę samą kometę i stwierdził, że to nieznany wcześniej obiekt. Obaj panowie podzielili się odkryciem i astronomia poznała kometę Swift-Tuttle. Trzy lata później, w 1865 roku Giovanni Schiaparelli badał fragmenty orbity Perseidów i zauważył, że niemal idealnie pokrywają się one z orbitą Swift-Tuttle'a. Od tej chwili stało się jasne, że to właśnie ta kometa jest źródłem „łez św. Wawrzyńca”. Kometa 109P/Swift-Tuttle odwiedza wewnętrzne obszary Układu Słonecznego co około 133 lata. Jest naprawdę duża. Jej jądro ma średnicę 26 kilometrów, jest więc dwukrotnie większe niż asteroida, która zabiła dinozaury. Po raz ostatni przelatywała w pobliżu Ziemi w 1992 roku. W latach około tej daty doświadczyliśmy bardziej intensywnych deszczów Perseidów, prawdopodobnie dlatego, że do roju trafił kolejny materiał z komety. Pomimo tego, że obecnie kometa się od nas oddala i następnym razem odwiedzi nas w 2126 roku, intensywność Perseidów może okazjonalnie rosnąć. Fiński astronom Esko Lyytinen obliczył przed kilku laty, że w 2028 roku Ziemia znajdzie się w odległości ok. 60 000 km od materiału pozostawionego przez Swift-Tuttle w 1479 roku. Uczony twierdzi, że możemy wówczas zaobserwować nawet 1000 meteorów na godzinę. Perseidy zyskały sobie sławę dzięki niezwykłemu widowisku, jakie tworzą na niebie. Zwykle widać je bardzo dobrze, a podczas szczytu deszczu można zaobserwować nawet do 100 „spadających gwiazd” w ciągu godziny. W bieżącym roku raczej nie będziemy mieli takiego szczęścia, gdyż Księżyc będzie w pełni, przez co nie zobaczymy wielu rozbłysków płonących w atmosferze okruchów. Ci, którzy chcieliby jednak zobaczyć jak najwięcej płonących w atmosferze okruchów skalnych powinni udać się jak najdalej od skupisk ludzkich, tam gdzie będzie jak najwięcej ciemnego nieba. Nie ma też potrzeby czekać na szczyt roju. Liczba meteorów już rośnie, warto więc rozpocząć na nie polowanie jeszcze przed pełnią Księżyca lub po niej, by Srebrny Glob nie zakłócał nam obserwacji. Musimy się jednak spieszyć, po nocy z 21 na 22 sierpnia deszcz wyraźnie zacznie słabnąć i przed początkiem września zupełnie zaniknie. Nazwa obserwowanych na Ziemi rojów meteorów pochodzi od radiantu, czyli niewielkiego fragmentu nieboskłonu, w którym przecinają się przedłużone pozorne drogi meteorów. To miejsce, które z naszego punktu widzenia wygląda jak źródło meteorów. Źródłem Perseidów wydaje się zaś Gwiazdozbiór Perseusza. I stąd ich nazwa. Perseidy są nie tylko liczne, ale i wpadają w atmosferę z duża prędkością, wynoszącą 59 km/s. Meteory z wielu rojów znacznie wolniej podróżują przez atmosferę. Chociaż są też i znacznie szybsze. Na przykład Orionidy – pozostawione przez kometę Halleya – wchodzą w atmosferę z prędkością 66 km/s. Jednak rój ten nie daje nam okazji do obserwacji tak wielu „spadających gwiazd” na godzinę, co Perseidy. Jeszcze szybsze od nich są Leonidy. Wpadają one w atmosferę z prędkością 71 km/s. I to właśnie Leonidom zawdzięczamy pierwsze poważne badania naukowe nad deszczami meteorów. Rozpoczęto je po wielkim deszczu Leonidów z 12 listopada 1833 roku, kiedy to jednej tylko nocy nad całą Ameryką Północną zaobserwowano setki tysięcy meteorów. « powrót do artykułu
  8. Początki choroby Alzheimera wciąż stanowią tajemnicę dla nauki. Może bowiem zaczynać się on wcześnie i przez lata powoli rozwijać nie dając żadnych widocznych objawów. Dlatego też wciąż nie poznano wszystkich mechanizmów leżących u podstaw tej choroby. Naukowcy z Tufts University i Uniwersytetu w Oksfordzie poinformowali właśnie na łamach Journal of Alzheimer's Disease, że wirus ospy wietrznej i półpaśca (VZV) może aktywować wirusa opryszczki (HSV). Zwykle HSV-1, jeden z głównych wariantów tego wirusa, pozostaje uśpiony w neuronach, jeśli jednak zostanie aktywowany, prowadzi co akumulacji białka tau i beta amyloidu oraz utraty funkcji przez neurony. To zaś są cechy charakterystyczne rozwoju choroby Alzheimera. Uzyskane przez nas wyniki pokazują jedną z możliwych dróg rozwoju alzheimera, kiedy to infekcja VZV wywołuje stan zapalny prowadzący do aktywacji HSV w mózgu. Wykazaliśmy istnienie związku pomiędzy VZV i aktywacją HSV-1, ale możliwe, że istnieją jeszcze inne czynniki zapalne, które mogą prowadzić do aktywowania HSV-1 i choroby Alzheimera, mówi Dana Cairns z Tufts University. Profesor David Kaplan z Wydziału Inżynierii Biomedycznej jest jednym z twórców hipotezy o udziale wirusa opryszczki w rozwoju choroby Alzheimera. Ciężko pracowaliśmy, by zdobyć dowody na to, że HSV zwiększa ryzyko rozwoju alzheimera. Wiedzieliśmy, że istnieje korelacja pomiędzy HSV-1 a chorobą Alzheimera. Niektórzy specjaliści sugerowali, że jakiś udział ma też VZV, ale nie wiedzieliśmy, jaka jest sekwencja wydarzeń. Myślę, że teraz zdobyliśmy dowody ją opisujące, mówi Kaplan. WHO ocenia, że nosicielami HSV-1 jest około 3,7 miliarda osób poniżej 50. roku życia. Również VZV jest niezwykle rozpowszechniony, a 95% jego nosicieli zaraża się przed 20. rokiem życia. Naukowcy, chcąc opisać związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy tymi wirusami a chorobą Alzheimera, odtworzyli środowisko tkanki mózgowej tworząc jej model z kolagenu i białek jedwabiu. Tak uzyskaną gąbczastą strukturę wypełnili neuronalnymi komórkami neuronalnymi, które utworzyły neurony i komórki gleju. Odkryli dzięki temu, że gdy neurony zostaną zarażone VZV nie dochodzi do tworzenia się białek tau i beta amyloidu, a neurony normalnie działają. Jednak gdy w neuronach znajduje się uśpiony HSV-1, to po wystawieniu neuronów na działanie VZV dochodzi do aktywacji HSV-1 i dramatycznego wzrostu ilości białek tau i beta amyloidu. Widzimy tutaj działanie dwóch powszechnie rozpowszechnionych wirusów, które zwykle są nieszkodliwe, ale z naszych badań wynika, że gdy nowa ekspozycja na VZV doprowadzi do aktywizacji HSV-1, może to spowodować problemy, stwierdza Cairns. Nie można wykluczyć, że istnieją jeszcze inne mechanizmy powodujące chorobę Alzheimera. Takie czynniki jak uraz głowy, otyłość czy spożywanie alkoholu również mogą prowadzić do aktywizacji HSV w mózgu, dodaje uczona. Naukowcy zaobserwowali, że w tkance zainfekowanej VZV pojawia się zwiększona ilość cytokin, skądinąd zaś wiadomo, że VZV wywołuje stan zapalny w mózgu. To zaś może aktywizować HSV, co dodatkowo zwiększy stan zapalny i doprowadzi do pojawienia się tau i beta amyloidu. Badania naukowców z Tufts i Oksfordu mogą też wyjaśniać, dlaczego szczepienia przeciwko VZV są powiązane z mniejszym ryzykiem rozwoju choroby Alzheimera. « powrót do artykułu
  9. Załoga kutra Wieringer 22, poławiająca krewetki na Morzu Wattowym, wyciągnęła z wody wyjątkowy zabytek, drewnianą figurę przedstawiającą wojownika. Rybacy poinformowali o tym w serwisach społecznościowych i skontaktowali się z archeologami. Naukowcy doradzili im, jak należy przechowywać figurę i z niecierpliwością czekali na czwartek 4 sierpnia, kiedy Wieringer 22 zawinął do portu. Archeolog Michiel Bartels, który mógł obejrzeć zabytek tylko na zdjęciach, mówi, że figura przedstawia wojownika w czapce frygijskiej. Niezwykle ważne jest, by figura była przechowywana w słonej wodzie. Na ląd trafi ona dopiero w czwartek. Nie możemy doczekać się, aż ją zbadamy. Najważniejsze jest jej zachowanie w takim stanie, jak obecnie. Dopiero później będziemy zastanawiać się, co dalej. Figura została prawdopodobnie wykonana z dębu. Ma olbrzymią wartość historyczną, mówi uczony. Specjaliści uważają, że Barry – bo tak członkowie załogi nazwali figurę – zdobił rufę XVII-wiecznego okrętu. Najważniejsza jest konserwacja rzeźby i jej zbadanie, mówi Ad Geerdink, dyrektor Muzeum Wysp Zachodniofryzyjskich (Westfries Museum). Na dnie Morza Wattowego spoczywa wiele statków Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej (VOC). Jest zbyt wcześnie, by stwierdzić, z jakiego rodzaju jednostki pochodzi rzeźba. Tego typu figury, umieszczane na rufie statków, miały imponować i mówić o pochodzeniu jednostki. To było takie puszenie się na morzu. A ta figura dobrze pasuje do tego zwyczaju. „Barry” intryguje specjalistów ze względu na swoją czapkę. Gerdink przypomina, że w Rijksumseum znajduje się podobne nakrycie głowy znalezione na Spitsbergenie. Czy może to być portret wielorybnika? Holandia mogła poszczycić się nie tylko VOC, ale również rozwiniętym kartelem wielorybniczym Noordsche Compagnie. Jego statki wyruszały na Spitsbergen z wyspy Texel. zastanawiające jest to, że ubiór rzeźby nie pasuje do XVII wieku, stwierdza uczony. « powrót do artykułu
  10. Nicolas Delsol, naukowiec z Florida Museum of Natural History, postanowił napisać rozprawę doktorską o historii udomowionego bydła w Amerykach. Zajął się więc sekwencjonowaniem mitochondrialnego DNA z krowich zębów sprzed wieków. W pewnym momencie zauważył, że DNA jednego z zębów różni się od innych. Różnica wynikała z faktu, że fragment zęba trzonowego należał do konia, a nie krowy. Ząb pochodził z jednej z pierwszych hiszpańskich osad w Amerykach, miasta Puerto Real na Hispanioli. Miasto zostało założone w 1507 roku i przez dekady było ostatnim amerykańskim przystankiem dla statków płynących z Karaibów do Europy. Jednak coraz bardziej intensywne piractwo i rozwój nielegalnego handlu zmusiły Hiszpanów do przeniesienia osady. W 1578 roku Puerto Real ewakuowano, a w 1579 zostało zniszczone przez hiszpańskich urzędników. Szczątki zaginionego miasta odkrył w 1975 roku amerykański lekarz-ochotnik William Hodges. W latach 1979–1990 Florida Museum prowadziło tam badania archeologiczne. Zarówno w Puerto Real, jak i w innych podobnych miejscach z tego okresu, bardzo rzadko znajduje się szczątki koni. Natomiast szczątki krów są bardzo powszechne. Konie były zarezerwowane dla osób o wysokim statusie społecznym, były wyznacznikiem ich prestiżu. Krowy były zaś typowymi zwierzętami gospodarczymi, hodowanymi dla mięsa i skór. Ich kości zwyczajowo wyrzucano na wysypiska. Dla archeologów takie składowiska odpadów to bezcenne źródło informacji na temat tego, jak żyli ludzie przed wiekami. Nic więc dziwnego, że znaleziony wśród krowich szczątków kawałek zęba został w przeszłości sklasyfikowany jako ząb krowy. Jednak największa niespodzianka czekała Delsola gdy porównał DNA ze zidentyfikowanego przez siebie końskiego zęba z DNA współcześnie żyjących koni. Naukowiec spodziewał się, że najbliższymi żyjącymi krewniakami konia z Puerto Real będą konie z Półwyspu Iberyjskiego. W końcu to stamtąd hiszpańscy kolonizatorzy przywozili konie do Ameryki. Jednak koń z Puerto Real okazał się najbliżej spokrewniony z dzikimi końmi żyjącymi... 2000 kilometrów na północ, na wyspie Assateague u wybrzeży stanu Delaware. Dzikie konie na Assateague żyją od setek lat. Nie wiadomo jednak, skąd się tam wzięły. Jedna hipoteza mówi, że zostały tam przywiezione z kontynentu przez angielskich kolonistów, którzy chcieli w ten sposób uniknąć podatków nakładanych na stada oraz przepisów dotyczących grodzenia ziemi. Zgodnie z drugą hipotezą, to potomkowie koni, które po zatonięciu hiszpańskiego galeonu dopłynęły na brzeg. Ta historia została spopularyzowana w 1947 roku w książce dla dzieci „Misty of Chincoteague”. Książeczka doczekała się filmowej adaptacji, co jeszcze bardziej zwiększyło zasięg historii o galeonie. Jednak na poparcie żadnej z hipotez nie było dowodów. Zwolennicy hipotezy o hiszpańskim galeonie podkreślali, że jest mało prawdopodobne, by koloniści zapomnieli o swoim cennym stadzie koni i pozostawili je na wyspie. Zaś zwolennicy hipotezy o angielskich kolonistach przypominali, że w okolicy nigdy nie znaleziono szczątków galeonu, a historyczne zapiski nic nie wspominają o dzikich koniach z Assateague. Wyniki badań przeprowadzonych przez Delsola jednoznacznie wskazują na prawdziwość hipotezy o hiszpańskim galeonie. Musimy pamiętać, że już na początku XVI wieku hiszpańscy koloniści eksplorowali położone nad środkowym Atlantykiem wybrzeża obu Ameryk. I mimo, że wczesna literatura kolonialna jest bardzo niekompletna, rzadko przekazuje informacje o tych podróżach i nie wspomina o koniach, to nie znaczy, że badający wybrzeża Hiszpanie nie zabierali koni ze sobą. Zwierzęta z Assateague to nie jedyne konie kolonistów, które zdziczały. Szacuje się, że obecnie na ternie USA żyje 86 000 dzikich koni. Głównie zamieszkują one zachodnie stany. Delsol ma nadzieję, że przyszłe badania DNA pozwolą opisać ich historię. « powrót do artykułu
  11. Dziesięcioletnia pacjentka ze zdiagnozowaną kardiomiopatią rozstrzeniową, niewydolnością serca i złożoną arytmią komorową otrzymała w Klinice Kardiologii Wieku Dziecięcego i Pediatrii Ogólnej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego kamizelkę defibrylującą WCD (od ang. wearable cardioverter-defibrillator). Dziewczynkę zakwalifikowano do przeszczepienia serca w trybie pilnym w jednym z ośrodków w Polsce. Jak podkreślono w komunikacie uczelni, do czasu transplantacji kamizelka będzie minimalizowała ryzyko nagłego zgonu sercowego. Dziewczynka znajdująca się pod naszą opieką jest najmłodszym dotychczas pacjentem w Polsce, u którego zastosowano kamizelkę WCD. Jest też pierwszym pacjentem (zarówno wśród dorosłych, jak i dzieci), u którego kamizelka została zastosowana jako pomost do przeszczepu serca (bridge to transplant) - podkreśliła prof. Bożena Werner, kierowniczka Kliniki Kardiologii Wieku Dziecięcego i Pediatrii Ogólnej WUM. Tę nowatorską metodę prewencji nagłego zgonu sercowego wdrożyli w naszej klinice dr Piotr Wieniawski i dr Katarzyna Łuczak-Woźniak. Korzystali z doświadczenia prof. Marcina Garbowskiego, kierownika I Katedry i Kliniki Kardiologii WUM, który stosował kamizelkę WCD u dorosłych pacjentów - dodała. Kamizelka WCD minimalizuje ryzyko nagłego zgonu sercowego u chorych z zaburzeniami rytmu serca. Stosując ją, można uniknąć inwazyjnego wszczepienia układu defibrylującego. WCD jest zalecana jako terapia czasowa wtedy, kiedy z różnych względów implantacja kardiowertera-defibrylatora nie jest jednoznacznie uzasadniona. Zewnętrznemu kardiowerterowi-defibrylatorowi nadano postać elastycznej kamizelki noszonej bezpośrednio na ciele. Jej układ diagnostyczno-terapeutyczny składa się z 3 elektrod defibrylujących, 4 elektrod EKG i monitora zarządzającego ich pracą (monitor jest noszony wokół talii lub na pasku na ramię). Jeśli wykryta arytmia jest dla niego tolerowalna i zostaje zachowana przytomność, pacjent może opóźnić terapię (to różnica, w porównaniu do urządzeń wszczepialnych). Modem z ładowarką służy do przesyłania danych i pozwala na zdalne monitorowanie pacjenta. « powrót do artykułu
  12. W pobliżu miasta Mány na Węgrzech archeolodzy z Szent István Király Museum znaleźli cmentarz z epoki brązu, na którym chowano osoby o wysokim statusie społecznym. Na miejsce pochówku trafiono podczas budowy autostrady. Dotychczas odkryto kilka bogato wyposażonych grobów. Wśród 8 znalezionych pochówków szczególnie wyróżnia się jeden. Należał do kobiety, która zmarła przed 20. rokiem życia. Została ona pochowana z 38 złotymi przedmiotami, wśród których znajdują się pierścienie, naszyjniki w stylu celtyckim, naramienniki i złoty pierścień utrzymujący włosy. Ze zmarłą złożono też liczne niewielkie naczynia ceramiczne. Naukowcy sądzą, że zmarła na każdym palcu miała złoty pierścień, co wskazuje na wyjątkowo wysoki status w społeczności. Przedmioty zostały wykonane ze znawstwem, sztuka metalurgiczna w tamtym czasie musiała być już wysoko rozwinięta. Archeolodzy uważają, że na w miejscu badań na odkrycie czeka jeszcze wiele cennych zabytków. Naukowcy zauważyli też pozostałości osadnictwa z epoki brązu i początkowej epoki rządów Arpadów (IX-X wiek). Protoplastą rodu był Arpad, zmarły na początku X wieku. Dynastia Arpadów rządziła Węgrami najpierw jako dynastia książęca (do 1001 r.), a przez kolejnych 200 lat jako ród królewski. Pierwszy król z tej dynastii, Stefan I Święty, uznawany jest za twórcę państwa węgierskiego. « powrót do artykułu
  13. Dwudziestego czerwca na Eidsvolls plass przed norweskim parlamentem (Stortingiem) odsłonięto pomnik kobiety z nieuleczalnym rakiem piersi. Jego autorem jest Håkon Anton Fagerås. Projekt to wspólne przedsięwzięcie Norweskiego Towarzystwa Raka Piersi (Brystkreftforeningen) i Norweskiego Stowarzyszenia Rzeźbiarzy. Na pomniku uwieczniono Cecilie, u której przerzutującego raka piersi zdiagnozowano w wieku 42 lat. Po tygodniu pokazów na Eidsvolls plass figurę przeniesiono 200 m dalej, do docelowej lokalizacji przy Spikersuppa. Pomnik znajduje się w uczęszczanym punkcie stolicy Norwegii. Centralna lokalizacja sprawia, że tematyka choroby i śmierci staje się czymś bardziej realnym i mniej zagrażającym. Jak ujmuje to sama Cecilie: Wszyscy pewnego dnia umrzemy. Znormalizujmy śmierć. Celem Brystkreftforeningen jest zwiększenie świadomości społecznej dot. tej grupy pacjentek. Czterdziestoczteroletnia dziś Cecilie mieszka na przedmieściu Oslo. Ma troje dzieci w wieku 21, 19 i 9 lat. Cecilie ma nadzieję, że mówiąc publicznie o swojej chorobie i o opiece paliatywnej, pomoże dzieciom poradzić sobie z tą trudną sytuacją. [Jej] figura jest pomnikiem wszystkich kobiet z metastatycznym rakiem piersi i wołaniem do nas wszystkich, byśmy zwrócili uwagę i zapewnili wsparcie tej grupie pacjentek - podkreśla Ellen Harris Utne, szefowa zarządu Brystkreftforeningen. Nie chciałem stworzyć metafory ani niczego czysto symbolicznego. Amputowana pierś to coś, co mówi samo za siebie. Nie pragnąłem dramatycznych, sentymentalnych czy teatralnych gestów. Wolałem pokazać naturalną mowę ciała Cecilie. To wzmacnia nasz przekaz - mówi Håkon Anton Fagerås. Najpierw Fagerås stworzył szkic i modele pomnika z gliny. Odlew powstał we Włoszech, w miejscowości Pietrasanta. Na końcu przetransportowano go do Oslo i zamontowano na cokole. Brystkreftforeningen i Pfizer Norge zamówiły profesjonalną kampanię reklamową „Cecilie”. Zrealizowała ją agencja TRY. Ze stroną poświęconą projektowi można się zapoznać tutaj.   « powrót do artykułu
  14. Pochodzący z browarniczej rodziny ekwadorski bioinżynier Javier Carvajal odtworzył najstarsze piwo Ameryki Południowej. Dokonał tego dzięki drożdżom sprzed 400 lat, które znalazł w starej dębowej beczce. Uczony, który specjalizuje się w odzyskiwaniu dawnych gatunków drożdży, przeczytał na łamach jednego ze specjalistycznych pism, że w roku 1566 franciszkanin Jodoco Riecke z Flandrii uwarzył w Quito pierwsze piwo w Ameryce Południowej. Duchowny wykorzystał w tym celu przywiezioną przez siebie pszenicę i żyto oraz drożdże, które pozyskał prawdopodobnie z chichy, fermentowanego napoju kukurydzianego produkowanego przez autochtonów. Po lekturze Carvajal ruszył na poszukiwanie drożdży udomowionych przez franciszkanina. Poszukiwania starej beczki zajęły mu ponad rok. W 2008 roku znalazł jedną na terenie klasztoru św. Franciszka w Quito. Ten trzyhektarowy kompleks był budowany w latach 1538–1680. Obecnie mieści się w nim muzeum. Naukowiec pobrał fragment drewna i w swoim laboratorium na Katolickim Uniwersytecie Ekwadoru zaczął je analizować. W końcu znalazł drożdże i udało mu się je namnożyć. W jednym z pism o browarnictwie znalazł strzępki przepisu, według którego franciszkanie z Quito warzyli piwo w XVI wieku. Naukowiec zbierał fragmenty informacji. Dowiedział się, że browar używał cynamonu, fig, goździków i cukru trzcinowego. To była praca z pogranicza archeologii piwa i archeologii mikroorganizmów, przyznaje. W końcu, po 10 latach pracy w 2018 roku Carvajal uwarzył w swoim domu pierwsze piwo z w pełni odtworzonej receptury. Naukowiec porównuje swoją pracę do oddziału intensywnej opieki. Drożdże były uśpione, jak wysuszone ziarno, ale z powodu upływu czasu ich stan się pogorszył. Trzeba było je więc nawodnić i sprawdzić, czy ożyją, mówi. Browar w Quito był pierwszym tego typu przedsięwzięciem w Ameryce Południowej. Pracę rozpoczął w 1566 roku. Początkowa produkcja była minimalna, na potrzeby 8 zakonników. Z czasem, gdy zaczęto produkcję unowocześniać, dawna formuła uległa zapomnieniu. Browar zaprzestał działalności w 1970 roku. Na szczęście dzięki pracy Carvajala udało się odtworzyć dawną recepturę, a naukowiec mówi, że chciałby, by piwo trafiło w przyszłości na rynek. « powrót do artykułu
  15. Madrycki IMDEA Energy Institute we współpracy z Politechniką Federalną w Zurichu (ETH) uruchomił pierwszą na świecie pilotażową instalację słoneczną do produkcji paliwa lotniczego, nafty, z pary wodnej i dwutlenku węgla pozyskiwanych z powietrza. Uruchomienie instalacji to pokłosie badawczej demonstracyjnej rafinerii słonecznej, która ruszyła w 2019 roku na dachu ETH Machine Laboratory. Znaną alternatywą dla tradycyjnych paliw kopalnych jest produkcja ich z gazu syntezowego, wytwarzanego w procesie syntezy Fischera-Tropscha. Naukowcy z ETH Zurich zauważyli, że do produkcji gazu można wykorzystać metodę termochemiczną napędzaną energią słoneczną. W metodzie tej woda i dwutlenek węgla przechodzą szereg reakcji i powstaje gaz syntezowy. Teraz, wraz z Hiszpanami, stworzyli prototypową instalację. Składa się ona z wieży koncentrującej promienie słoneczne, reaktora i jednostki zamieniającej gaz na paliwo metodą syntezy Fischera-Tropscha. Na wieży znajduje się podążający za Słońcem heliostat, który koncentruje promienie słoneczne na znajdującym się obok reaktorze. Reaktor ma kształt wnęki wyłożonej ceramicznymi porowatymi strukturami z tlenku ceru (IV). Dzięki skoncentrowanym promieniom słonecznym w reaktorze panuje temperatura około 1500 stopni Celsjusza, co wystarcza, by rozbić przechwycone z atmosfery dwutlenek węgla i parę wodną i wytworzyć z nich gaz syntezowy. Następnie w jednostce zamieniającej gaz w ciecz, powstaje nafta. Produkowane w ten sposób paliwo jest – pod względem emisji węgla – całkowicie neutralne. Podczas jego spalania do atmosfery trafia tyle węgla, ile zostało z niej wycofane na potrzeby produkcji paliwa. Nasza pilotażowa instalacja to wciąż obiekt demonstracyjny dla celów badawczych. Jest to jednak kompletny obiekt przemysłowy, który jest odpowiedni do implementacji w masowej produkcji. Wytwarzany tutaj syngas jest takiej samej jakości i czystości jak ten powstający z używanej obecnie przemysłowo syntezie Fischera-Tropscha, zauważają autorzy badań. Efektywność konwersji energii słonecznej na energię gazu syntezowego wynosi tutaj 4,1%, co jest rekordem w dziedzinie termochemicznej produkcji paliw. To jednak wciąż zbyt mało, by technologia ta była konkurencyjna względem innych metod. Już jednak wiadomo, że wynik ten można będzie poprawić. Zmierzona efektywność konwersji została bowiem osiągnięta bez jakiegokolwiek systemu odzyskiwania ciepła opadowego. Tymczasem wiadomo, że w przypadku tego typu reakcji marnuje się ponad 50% energii słonecznej. Część z tej energii można odzyskać. Przeprowadzone przez nas analizy termodynamiczne wskazują, że rozsądnie zaprojektowany system odzyskiwania ciepła pozwoli na zwiększenie efektywności energetycznej systemu do ponad 20%, zapewnia profesor Aldo Steinfeld z ETH, który stał na czele zespołu badawczego. Obecnie naukowcy pracują nad zoptymalizowaniem ceramicznych elementów reaktora. Kolejnym stojącym przed nimi wyzwaniem będzie przeskalowanie instalacji do produkcji masowej. Jako, że nowe technologie są znacznie droższe od już wdrożonych, nie należy liczyć na to, że początkowo paliwo lotnicze „z powietrza” będzie tańsze. Profesor Steinfeld uważa, że może ono rozpowszechnić się na rynku, gdy wprowadzone zostaną prawne rozwiązania dotyczące ograniczenia zanieczyszczeń przez przemysł lotniczy. Może to być na przykład wymóg, by do paliw kopalnych dodawać paliwa uzyskiwane bardziej ekologicznymi metodami. Początkowo wymóg taki mógłby dotyczyć niewielkiej domieszki, rzędu 1-2%. To, co prawda, podniosłoby cenę paliwa lotniczego, ale byłaby to podwyżka niezauważalna, rzędu kilku euro na przeciętny lot, mówi Stainfeld. Powolne zwiększanie ilości domieszki prowadziłoby do zwiększanie inwestycji i budowę nowych instalacji do produkcji bezemisyjnego paliwa lotniczego. Zdaniem Stainfelda ekologiczne paliwo lotnicze stałoby się konkurencyjne cenowo do czasu, aż jego obowiązkowe domieszki sięgnęłyby 10–15 procent. Wszystko wskazuje jednak na to, że na rynkowy debiut nowego paliwa nie trzeba będzie czekać aż tak długo. Z laboratorium Steinfelda wydzielono już komercyjną firmę Synhelion, która w 2023 roku chce rozpocząć budowę pełnoskalowej instalacji przemysłowej i współpracuje z liniami lotniczymi SWISS, które – przynajmniej podczas niektórych lotów – mają używać wyłącznie paliwa wytwarzanego „z powietrza”. Ze szczegółami można zapoznać się na łamach pisma Joule. « powrót do artykułu
  16. Obrazowanie ultradźwiękowe (USG) jest bezpieczną nieinwazyjną metodą, dzięki której lekarz może zdobyć cenne informacje na temat organów wewnętrznych pacjenta. Obecnie jednak wymaga ono stosowania dużego, nieporęcznego i kosztownego sprzętu, dostępnego jedynie w gabinetach lekarskich. Inżynierowie z MIT opracowali projekt miniaturowego systemu USG, który – na podobieństwo plastra – można przykleić do skóry i prowadzić obrazowanie przez 48 godzin. Eksperymenty przeprowadzone na ochotnikach wykazały, że urządzenie dobrze trzyma się skóry, zapewnia dobrej jakości obraz głównych naczyń krwionośnych oraz głębiej położonych organów. Co więcej, można było za jego pomocą rejestrować zmiany w organach podczas różnych aktywności, gdy badani siedzieli, stali, biegali czy jeździli na rowerze. Na obecnym etapie prototyp wymaga przewodowego połączenia z urządzeniem przekładającym odbite fale na obrazy. Jednak, jak zapewniają jego twórcy, może przydać się już teraz. Może zostać np. wykorzystany w szpitalu do ciągłego monitorowania pacjenta bez potrzeby obecności lekarza wykonującego badanie. Obecnie trwają prace nad zapewnienie plastrom łączności bezprzewodowej. Wówczas takie plastry USG można by założyć w gabinecie lekarskim lub nawet w domu, wysyłać dane np. na telefon pacjenta, skąd obraz mógłby być przesyłany dalej lub też analizowany na bieżąco przez algorytmy sztucznej inteligencji. Sądzimy, że otworzyliśmy nową epokę przenośnego obrazowania. Za pomocą kilku plastrów będzie można obserwować organy wewnętrzne człowieka, mówi główny autor badań, profesor inżynierii Xuanhe Zhao z MIT. Dotychczas nie udało się opracować urządzenia, które pozwalałoby na długotrwały monitoring USG o wysokiej jakości. Ubieralne urządzenie do obrazowania ultradźwiękowego miałoby olbrzymi potencjał w diagnostyce. Istniejące obecnie plastry USG zapewniają jednak obraz o dość niskiej rozdzielczości i nie obrazują głęboko położonych organów, mówi Chonghe Wang z MIT. Naukowcom z Massachusetts udało się połączyć elastyczną warstwę samoprzylepną ze sztywną macierzą przetworników. To pozwoliło na umieszczenie urządzenia na skórze przy jednoczesnym utrzymaniu położenia przetworników względem siebie, co zapewnia lepszy obraz. W dotychczas stosowanych rozwiązaniach podobnego typu macierze przetworników są elastyczne, co zmienia ich położenie względem siebie, a to skutkuje deformacją obrazu i obniżeniem jego rozdzielczości. Element samoprzylepny urządzenia wykonany został z dwóch warstw elastomeru, pomiędzy którymi zamknięto elastyczny rozciągliwy żel. Elastomer zabezpiecza żel przed wyschnięciem, wyjaśnia współautor urządzenia, Xiaoyu Chen. Dolna warstwa elastomeru jest samoprzylepna, w górnej znajdują się przetworniki. Całość ma powierzchnię około 2 cm2 i grubość 3 mm. Podczas testów na ochotnikach ubieralne USG dobrze trzymało się skóry przez 48 godzin i zapewniało dobry obraz w czasie, gdy badani siedzieli, stali, biegali na mechanicznej bieżni, jeździli na rowerze stacjonarnym i podnosili ciężary. Naukowcy byli np. w stanie obserwować różnicę w średnicy naczyń krwionośnych pomiędzy badanym siedzącym a stojącym. Plastry rejestrowały zmiany kształtu serca podczas ćwiczeń fizycznych czy zmiany żołądka w czasie picia napojów. A gdy uczestnicy podnosili ciężary, USG wykrywało jasne ślady w mięśniach, wskazujące na tymczasowe mikrouszkodzenia. Dzięki temu możemy np. wychwycić moment, w którym ćwiczenia prowadzą do przeciążenia mięśnia i je przerwać, wyjaśnia Chen. Celem naukowców jest obecnie stworzenie bezprzewodowej wersji plastra USG, który mógłby być stosowany w gabinecie lekarskim czy w domu.Dzięki temu możliwe byłoby nie tylko monitorowanie organów, ale np. obserwowanie postępów guzów nowotworowych czy rozwoju płodu. « powrót do artykułu
  17. Przyszło lato i nie wiesz, co na siebie założyć? Nie jesteś zwolenniczką sukienek czy też spódniczek? Wolisz coś znacznie wygodniejszego? Szorty lub krótkie spodenki, to idealna alternatywa na ciepłe, letnie dni. Zapoznaj się z ofertą sklepu House! Spodenki na lato Wiele z nas nie przepada za noszeniem spódnic czy sukienek. Najzwyczajniej w świecie czujemy się niekomfortowo i niepewnie. Zależy nam na tym, aby przepięknie wyglądać, a zarazem czuć się pewnie. Zatem co założyć w gorące, letnie dni? Najlepszą i najwygodniejszą opcją są krótkie spodenki, które zapewnią znakomity look w ciepłe dni. Gdzie znaleźć najmodniejsze oraz wysokiej jakości szorty? Odwiedź https://www.housebrand.com/pl/pl/ona/kolekcja/szorty i skorzystaj z bogatej oferty spodenek na lato! Krótkie spodenki to niezbędnik każdej kobiecej szafy. Nie dość, że są bardzo wygodne, to także praktyczne. W takich spodenkach śmiało możemy wybrać się na wycieczkę, przejażdżkę rowerową lub uprawiać inny ulubiony sport letni, a nawet wybrać się na randkę lub do pracy. Niezależnie od okazji, sprawdzą się doskonale! W letnie dni nie może zabraknąć w naszej garderobie szortów ze sklepu House. Wybierz się do sklepu stacjonarnie lub odwiedź stronę internetową, na której możesz natknąć się na wiele promocyjnych cen. Skorzystaj z wygodnej opcji zamówienia online bez wychodzenia z domu. Jakie rodzaje krótkich spodenek znajdziemy w House? Sklep ten posiada ogromny asortyment odzieży. Znajdziesz tam nie tylko spodenki dżinsowe, ale wiele innych modeli, stworzonych z tkanin dobrej jakości. Ubrania posiadają różne rozmiary, dzięki czemu każdy będzie w stanie znaleźć odpowiedni dla siebie rozmiar. Nieważne, czy idziesz na spotkanie służbowe, do szkoły, a może potrzebujesz spodenek na wakacyjny wyjazd? Spodenki w House posiadają różne wzory i kroje. Oprócz klasycznych szortów znajdziemy tam również kolarki, które doskonale sprawdzą się w letnie dni, a także zapewnią znakomity, nowoczesny look. Wolisz przetarte dziury, a może zwykły elegancki krój? Sama zdecyduj, jaki styl jest dla Ciebie najlepszy. Wejdź na stronę internetową sklepu, zapoznaj się z ofertą i zamów krótkie spodenki na letnie, upalne dni.Jeśli nie trafisz z rozmiarem lub kolorem, nic się nie martw. W House jest możliwy darmowy zwrot, dzięki któremu będziesz mogła zdecydować się na inny model. W sprzedaży sklepu znajdują się także ogrodniczki oraz spodenko-spódniczki, które możemy wykorzystać w bardziej eleganckiej stylizacji. W ofercie znajdziemy również spodenki dresowe, które znakomicie sprawdzą się na siłowni, podczas uprawiania swoich ulubionych sportów oraz zadań domowych. Są bardzo wygodne i stylowe. Poczuj się modnie i pięknie nawet w spodenkach dresowych. Niech krótkie spodenki damskie, kolarki skradną serce Twoich letnich stylizacji! Wybierz te, które pasują do Ciebie i zamów je online. Skorzystaj z wygodnej opcji już dziś i ciesz się spodenkami w upalne letnie dni. Spodenki szyte na miarę Twoich potrzeb! « powrót do artykułu
  18. Kopia zapasowa to w zasadzie tylko duplikat czegoś. Jest to dodatkowa kopia czegoś, której można użyć w przypadku utraty lub uszkodzenia oryginału. Na przykład można utworzyć backup plików komputerowych na zewnętrznym dysku twardym. Gdyby coś się stało z komputerem, wszystkie ważne pliki nadal byłyby przechowywane na zewnętrznym dysku twardym. Kopie zapasowe są ważne, ponieważ zapewniają spokój ducha, wiedząc, że jeśli coś złego stanie się z oryginalną rzeczą, zawsze będziesz miał sposób, aby ją odzyskać. Zabezpiecz dane W przypadku kopii zapasowych danych są one również przydatne, gdy wychodzi nowa technologia. Na przykład w tej chwili częściej zapisuje się dane na komputerach osobistych niż na serwerach (chociaż serwery zaczynają być coraz bardziej popularne). Jednak za kilka lat może się okazać, że wszystkie nasze dane będziemy zapisywać w chmurze zamiast na fizycznych urządzeniach takich jak komputery czy telefony komórkowe. Jeśli chcesz być przygotowany na tę zmianę, możesz wykonać backup wszystkich ważnych plików na zewnętrznym dysku twardym i przechowywać ją w bezpiecznym miejscu. W ten sposób, gdy będziesz ich potrzebował, będziesz miał je już gotowe do użycia! Warto sprawdzić ofertę na https://www.kei.pl/blog/cala-prawda-o-backupie. Bezpieczeństwo i nie tylko Jedną z najważniejszych rzeczy, które warto mieć w życiu, jest plan awaryjny. Plan zapasowy to sposób przygotowania się na niespodziewane lub dodatkowy plan osiągnięcia czegoś. W technologii kopia zapasowa to kopia danych lub programów i ich ustawień, utworzona na innym, oddzielnym urządzeniu fizycznym na wypadek, gdyby konieczne stało się przywrócenie oryginału z kopii zapasowej. Kopie zapasowe są również powszechnie stosowane podczas instalacji nowego oprogramowania, sprzętu lub firmware jako środek ochrony przed niezamierzonymi zmianami ustawień komputera przez proces instalacji. Po co wykonywać backup? Celem tworzenia kopii zapasowych jest ochrona przed utratą danych, zarówno przypadkową, jak i celową. W celu wykonania różnych czynności w urządzeniach do przechowywania danych, takich jak dyski twarde, taśmy itp. konieczne jest utworzenie kopii zapasowych przed wykonaniem tych czynności. Na przykład: jeśli chcesz usunąć wszystkie pliki z komputera, musisz najpierw utworzyć kopię zapasową tych plików.Dzięki kopiom zapasowym ludzie nie martwią się już o utratę swoich ważnych plików i informacji, ponieważ wiedzą, że w przypadku awarii maszyn mogą łatwo przywrócić swoje dane z kopii zapasowej, którą wcześniej wykonali. Kopie zapasowe można tworzyć, aby chronić się przed kilkoma rzeczami:● przypadkowym usunięciem danych, ● przypadkową modyfikacją plików, ● awarią sprzętu komputerowego, ● kradzieżą lub zniszczeniem komputera (lub pożarem całego domu!). Dane w oryginalnym urządzeniu mogą zostać przypadkowo usunięte Niektóre pliki mogą zostać usunięte podczas ich porządkowania. Ktoś inny może usunąć niektóre z Twoich plików. Program może zostać uszkodzony i zacząć celowo usuwać pliki. Wirus może rozprzestrzenić się po komputerze, usuwając wszystkie ważne pliki. Niektórzy ludzie używają swoich komputerów do oglądania filmów lub słuchania muzyki i nie robią kopii zapasowych tych plików, ponieważ zakładają, że jeśli stracą te pliki, mogą je po prostu ponownie pobrać z Internetu. Jednak jeśli pojawi się wirus, który usunie wszystko z dysku twardego, nie będzie można niczego ponownie pobrać!Istnieją dwie główne rzeczy, których kopie zapasowe należy tworzyć: ● Twój system: system operacyjny, ustawienia i programy zainstalowane na komputerze ● Pliki: wszystkie rzeczy znajdujące się w folderach Dokumenty, Zdjęcia, Muzyka i innych. « powrót do artykułu
  19. Erupcja podwodnego wulkanu Hunga Tonga-Hunga Ha'apai była jednym z najpotężniejszych wydarzeń tego typu w czasach współczesnych oraz największą erupcją obserwowaną przez naukę. Teraz dowiadujemy się, że wyrzuciła ona do atmosfery rekordowo dużo wody. Na tyle dużo, że przejściowo może ona wpłynąć na średnie temperatury na całej planecie. Nigdy czegoś takiego nie widzieliśmy, mówi Luis Millán z Jet Propulsion Laboratory, który wraz z zespołem zbadał ilość wody, jaka po erupcji trafiła do stratosfery. Na łamach Geophysical Research Letters Millán i jego koledzy informują, że w wyniku erupcji do stratosfery – warstwy atmosfery znajdującej się na wysokości od 12 do 53 kilometrów – trafiło 146 milionów ton wody. To 10% tego, co już było obecne w stratosferze. Naukowcy przeanalizowali dane z urządzenia MLS (Microwave Limb Sounder), które znajduje się na pokładzie satelity Astra. Bada ono gazy atmosferyczne. Po erupcji Hunga Tonga-Hunga Ha'apai pojawiły się niezwykle wysokie odczyty wartości pary wodnej. Musieliśmy dokładnie sprawdzić wszystkie pomiary, by upewnić się, że możemy im ufać, podkreśla Millán. Erupcje wulkanów rzadko dostarczają znaczące ilości wody do stratosfery. NASA prowadzi odpowiednie pomiary od 18 lat i tylko w dwóch przypadkach – w roku 2008 (wulkan Kasatochi) i 2015 (wulkan Calbuco) – odnotowano wyrzucenie przez wulkany dużych ilości wody do stratosfery. Oba te wydarzenia były jednak niczym, w porównaniu z tegoroczną erupcją, w obu przypadkach para wodna szybko zniknęła ze stratosfery. Teraz jednak może być inaczej. Nadmiarowa wilgoć z erupcji Hunga Tonga może pozostać w stratosferze przez lata. Dodatkowa para wodna będzie wpływała na procesy chemiczne w atmosferze, czasowo przyczyniając się do zubożenia warstwy ozonowej. Może też wpłynąć na temperatury przy powierzchni. Erupcje wulkaniczne, wyrzucając do atmosfery popiół, pył i różne gazy, zwykle przyczyniają się do przejściowego schłodzenia powierzchni naszej planety. Tymczasem Hunga Tonga nie dostarczył do stratosfery zbyt dużej ilości aerozoli. Natomiast tak duża ilość dodatkowej wody może przejściowo przyczynić się do niewielkiego zwiększenia temperatury na powierzchni planety, gdyż para wodna jest gazem cieplarnianym. Wpływ ten zaniknie, gdyż ta nadmiarowa para zniknie ze stratosfery. Millán i jego zespół stwierdzają, że gigantyczna ilość pary wodnej wyrzuconej przez wulkan to wynik „odpowiedniej” głębokości, na jakiej znajdowała się kaldera wulkanu. Nad nią znajdowało się 150 metrów wody. Gdyby kaldera była płycej, wulkan wyrzuciłby mniej wody, gdyby była głębiej, ciśnienie wody spowodowałoby, że erupcja nie wyrzuciłaby jej aż tyle. « powrót do artykułu
  20. Amerykańska Służba Parków Narodowych (NPS) wprowadziła zakaz podchodzenia do Hyperiona, sekwoi wieczniezielonej, która jest najwyższym znanym żyjącym drzewem na świecie. Za wejście na teren obszaru zamkniętego grozi kara 5 tys. dolarów grzywny lub 6 miesięcy w więzieniu. Jako turysta musisz zdecydować... Czy chcesz być częścią systemu ochrony Parku Narodowego Redwood, czy częścią problemu. Nowe zasady są próbą poskromienia niszczycielskiej turystyki. Jak podkreślono w komunikacie NPS, do Hyperiona nie ma wytyczonego szlaku i dostanie się do niego wymaga przedzierania się przez gęstą roślinność. Niestety, od momentu odkrycia drzewa w 2006 r. dotarcie do sekwoi znajdowało się na liście rzeczy do wykonania wielu osób. Wskutek tego okoliczny las został poważnie zniszczony. System korzeniowy sekwoi jest płytki w stosunku do rozmiarów drzewa; czerpie ono wodę m.in. z detrytusu, w tym nasiąkających wilgocią sosnowych igieł, które zalegają na dnie lasu. Należy też pamiętać o tym, że zadeptywanie okolicy prowadzi do zagęszczenia gleby. Jak wyjaśnia SFGate Leonel Arguello z Parku Narodowego Redwood, turyści wywarli negatywny wpływ na roślinność i system korzeniowy (doszło do uszkodzenia postawy Hyperiona, a w jego pobliżu przestały np. rosnąć paprocie). Problemem są także śmiecie. [...] By załatwić na boku potrzeby fizjologiczne, ludzie tworzą dodatkowe ścieżki. Zostawiają po sobie papier toaletowy i odchody. Wyrządziwszy takie szkody, wg NPS, turyści i tak będą zapewne rozczarowani wyglądem Hyperiona. Jego pień jest [bowiem] mniejszy niż w przypadku wielu starych sekwoi. Poza tym jego wysokości nie da się dostrzec [i docenić], stojąc na ziemi u podstawy drzewa. Przy wytyczonych szlakach znajdują się [zaś] liczne drzewa, których obserwacja zapewnia większe wrażenia. Dodatkowo posługiwanie się dronami i wspinanie się na sekwoje są zabronione. NPS przypomina, że wyprawa do Hyperiona może być zwyczajnie niebezpieczna. Ponieważ nie ma tam szlaku, zasięgu telefonii komórkowej, a GPS też nie zawsze działa, nawet drobny uraz może się okazać fatalny w skutkach. Najwyższe drzewo zawdzięcza swą nazwę tytanowi Hyperionowi, synowi Gai i Uranosa. Szacuje się, że ma 600-800 lat. Szlaku nie wytyczono, ponieważ Hyperion może praktycznie w każdej chwili stracić tytuł najwyższego drzewa (leśnicy prowadzą ciągłe pomiary). « powrót do artykułu
  21. Dwudziestego siódmego lipca przy Centrum Powiatowym Iskra w Pile została oficjalnie przekazana do użytku ławeczka bookcrossingowa - czytelnia miejska. Powstała w ramach projektu Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Pantaleona Szumana w Pile „W roli głównej książka”. Można korzystać z książek pozostawionych na półkach ławeczki i, oczywiście, przynosić na wymianę własne. Symbolicznego otwarcia ławki dokonali Eligiusz Komarowski, starosta pilski, i Joanna Wyrwa–Krzyżańska, dyrektorka Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Pile.   Jak podkreślił starosta, jeśli ta forma popularyzacji czytelnictwa się sprawdzi, w innych gminach powiatu również powstaną ławeczki bookcrossingowe. Joanna Wyrwa–Krzyżańska poinformowała, jakie wydarzenia są realizowane w ramach projektu „W roli głównej książka”, na który udało się uzyskać dofinansowanie Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu (z programu Promocja czytelnictwa). Projekt zakłada promocję polskiej literatury współczesnej. Poza ławeczką bookcrossingową, w ramach projektu w kwietniu odbyło się już spotkanie z twórczością Agnieszki Osieckiej, we wrześniu będzie spotkanie z twórczością Edwarda Stachury, kiedy to z koncertem wystąpi jego bratanek, Jerzy Stachura, a w grudniu odbędzie się spotkanie z krytykiem Andrzejem Bursą. « powrót do artykułu
  22. Niemiecko-nowozelandzki zespół wykorzystał nowatorskie metody obliczeniowe oraz dane lingwistyczne, by odtworzyć historyczne szlaki migracji użytkowników setek języków z grupy bantu. Autorzy badań doszli do wniosku, ze przed 4400 laty wcześni użytkownicy bantu przeszli przez las tropikalny środkowej Afryki. Ekspansja wczesnych użytkowników bantu zmieniła obraz językowy, kulturowy i gospodarczy Afryki Subsaharyjskiej. Obecnie ponad 500 językami z tej grupy posługuje się ponad 240 milionów mieszkańców Afryki. Przyjmuje się, że przed 5-6 tysiącami lat przodkowie Bantu żyli na pograniczu dzisiejszych Nigerii i Kamerunu. Nie wiadomo jednak było, kiedy i w jaki sposób udało im się przekroczyć gęsty las deszczowy i osiedlić na południu Afryki. W ramach ostatnich badań naukowcy z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka w Lipsku i nowozelandzkiego Uniwersytetu w Auckland przeanalizowali dane lingwistyczne dotyczące ponad 400 języków bantu i języków pokrewnych. Na tej podstawie, wykorzystując nowe metody, stworzyli drzewo genealogiczne z datowaniem poszczególnych języków i zrekonstruowali rozprzestrzenianie się użytkowników bantu. W przeciwieństwie do obecnie przeważającego poglądu, wcześni użytkownicy tych języków ruszyli na południe około 4400 lat temu, na długo, zanim otworzył się korytarz sawann prowadzących przez las tropikalny. Dotychczas uważano, że ludy pastersko-rolnicze, jak wcześni Bantu, nie byliby w stanie utrzymać swojej rolniczej kultury w ekosystemie gęstego lasu tropikalnego. Autorzy badań wykorzystali nowatorską metodę, zapożyczoną z genetyki, by za jej pomocą zidentyfikować dotychczas popełnione błędy w rozmieszczeniu geograficznym języków bantu. Okazało się, że obecnie istnieje ponad 600 języków bantu i języków pokrewnych, jednak dla około 1/3 z nich nie posiadamy wystarczających danych leksykalnych. Dlatego też wykorzystaliśmy nową metodę, by poradzić sobie z tym problemem i stworzyć bardziej wiarygodną rekonstrukcję rozmieszczenia geograficznego języków bantu, mówi Ezequiel Koile. Naukowcy wykorzystali też w swoich badaniach model, zgodnie z którym na każde rozdzielenie się języka na drzewie genealogicznym, użytkownicy jednego z nich pozostawali na miejscu, a użytkownicy drugiego migrowali. Taki scenariusz wydaje się bardziej realistyczny, niż model mówiący o tym, że obie grupy musiały migrować, wyjaśnia Remco Bouckaert. Dotychczas sądzono, że ludy praktykujące rolnictwo, takie jak wcześni Bantu, miałyby poważne problemy z przekroczeniem gęstych tropikalnych lasów Afryki Centralnej. O ile w ogóle by im się to udało. Sądzono, bowiem, że w gęstym lesie tropikalnym transport i odnawianie zapasów ziarna oraz bydła, co charakteryzowało ekspansję Bantu, byłoby bardzo trudne. Dlatego też obecnie dominowało pogląd, że do migracji Bantu doszło przez tzw. Sangha River Interval, sawannowy korytarz, który otworzył się około 2500 lat temu. Nasze modele filogeograficzne z najwyższą precyzją odtwarzają historyczne zależności pomiędzy językami bantu i ich użytkownikami. Co najważniejsze, modele te pozwalają nam rozwiązać jedną z największych zagadek historii Afryki Subsaharyjskiej. Znaleźliśmy decydujące dowody na wsparcie hipotezy o wczesnej migracji ludów Bantu, do której doszło przez las tropikalny przed około 4400 laty. To zaś kolejny z coraz liczniej pojawiających się dowodów, że lasy tropikalne nie muszą być nieprzekraczalną barierą w rozprzestrzenianiu się rolnictwa. Obecny brak śladów na intensywną działalność rolniczą w lasach tropikalnych Afryki Centralnej wskazuje, że ludy Bantu przyjęły podczas migracji elastyczny styl życia. Adaptację do takiego stylu życia mogły ułatwiać lokalne zmiany środowiskowe wywoływane pojawieniem się ludzi – co szeroko omawiane jest w literaturze przedmiotu dotyczącej „konstruowania ludzkiej niszy” – jednak wiele jeszcze musimy dowiedzieć się na temat powiązanych z tym zjawiskiem zmian kulturowych. Potencjalne konsekwencje wynikające z naszej pracy wykraczają daleko poza tematykę migracji Bantu. Rzucamy bowiem wyzwanie poglądowi, jakoby rozprzestrzenianie się rolnictwa było całkowicie uzależnione od warunków środowiskowych i możliwości uprawy konkretnych roślin, podsumowują autorzy badań. « powrót do artykułu
  23. Wątroba ma do odegrania kilka niezwykle ważnych ról. Pomaga w zwalczaniu infekcji i chorób, oczyszcza organizm z toksyn i leków, bierze udział w procesach trawiennych, przechowuje zapasy energii i uwalnia je, gdy potrzebujemy szybkiego do nich dostępu, np. podczas ćwiczeń. Mimo, że ma spore możliwości regeneracji, nie jest niezniszczalna. Niealkoholowa stłuszczeniowa choroba wątroby (NAFDL) dotyka już nawet 25% Polaków, jest coraz większym problemem na całym świecie i można o niej mówić jak o chorobie cywilizacyjnej. Na szczęście schorzeniom wątroby możemy w dużej mierze zapobiegać. Najczęściej bowiem szkodzimy jej sami, stosując dietę prowadzącą do zbyt dużej masy ciała oraz pijąc alkohol. Co jednak w przypadku, gdy już mamy problemy z wątrobą? Także i tutaj dieta będzie odgrywała zasadnicze znaczenie. Niezależnie od tego, czy cierpimy na łagodną NAFDL, jej bardziej agresywną postać niealkoholowe stłuszczenie wątroby (NASH), czy mamy wirusowe zapalenie wątroby czy też już rozwinęła się jej marskość, powinniśmy zmienić dietę. Nasza dieta, w zależności od wydolności wątroby i rodzaju problemów metabolicznych będzie inna, a jej szczegóły należy skonsultować z lekarzem lub dietetykiem. Istnieją jednak ogólne zasady, których powinien przestrzegać każdy, kto wie, że ma problem z wątrobą. Nie istnieje jedna ogólna dieta wątrobowa, ponieważ każdy zastosowany model żywieniowy powinien być dostosowany indywidualnie do pacjenta i jego stanu zdrowia. Dieta, która w sposób ogólny wspomoże funkcjonowanie wątroby  polega na wprowadzeniu do jadłospisu produktów łatwostrawnych. Dieta lekkostrawna jest modyfikacją żywienia podstawowego, która polega na spożywaniu pokarmów łatwo ulegających trawieniu i nieobciążających przewodu pokarmowego. Dieta ta nie powinna różnić się od diety osób zdrowych pod względem ilości energii i składników odżywczych. Pamiętajmy o tym, że bez względu na zastosowany model żywieniowy jadłospis nie powinien być uciążliwy czy monotonny, mówi dietetyczka Małgorzata Szlęk. Na początek pamiętajmy, że nasza dieta – podobnie jak na co dzień – powinna być zbilansowana i urozmaicona. Musimy też dbać o wagę. Jeśli mamy nadwagę, postarajmy się schudnąć. Ale nie radykalnie. Zrzucenia ok. 0,5-1 kg co tydzień w zupełności wystarczy. Jeść powinniśmy powoli i w spokojnej atmosferze oraz dokładnie żuć potrawy. Żeby pomóc wątrobie powinniśmy też rzucić palenie, radykalnie ograniczyć spożycie słodyczy i wprowadzić aktywność fizyczną minimum 150 minut tygodniowo. W schorzeniach wątroby należy stosować dietę lekkostrawną, bogatą w pełnowartościowe białko, z ograniczeniem spożycia tłuszczu i wysokiej zawartości błonnika pokarmowego. Zaleca się spożywać 5-6 niewielkich posiłków, co 2-3 godziny. W diecie powinny znaleźć się łatwostrawne tłuszcze, należy też ograniczyć spożycie soli. Najlepiej też całkowicie zrezygnować z alkoholu. Jeśli jednak lekarz czy dietetyk nam go nie zabronili, to powinny być to naprawdę minimalne ilości. Pamiętajmy, że jeśli przyjmujemy leki, z którymi przecież nasza wątroba też musi sobie poradzić, to picie toksycznego dla niej alkoholu tylko ją dodatkowo obciąży. Źródła białka W schorzeniach wątroby białko odgrywa istotną rolę, ponieważ stymuluje proces regeneracji komórek wątrobowych, zmniejsza nacieki tłuszczowe miąższu wątroby, sprzyja uzupełnieniu białek tkankowych i syntezie albumin osocza,  wyjaśnia Małgorzata Szlęk. Pełnowartościowym źródłem białka w chorobach wątroby są chude mięsa, ryby i owoce morza oraz produkty mleczne i jaja. Potrawy powinny być przygotowywane w wodzie, na parze, pieczone lub duszone, ale bez dodatkowego tłuszczu. Należy całkowicie zrezygnować z potraw smażonych na tłuszczach. Nie wolno jeść mięsa z konserw, gdyż zawiera ono dużo soli oraz tłuszczów zwierzęcych. Pamiętajmy też, że produkty wysoko przetworzone czy fast foody często zawierają duże ilości soli i tłuszcze typu trans. Jakie tłuszcze? Skoro jesteśmy przy tłuszczach, to zalecane są te łatwostrawne, nienasycone, które znajdziemy w olejach roślinnych takich jak olej rzepakowy, oliwa z oliwek czy olej lniany.  Należy dodawać je do potraw na surowo. Spożywane przez nas tłuszcze zwierzęce powinny pochodzić z chudego mleka czy świeżego masła, dodanego do potraw już po ich ugotowaniu. Zakazane są natomiast słonina, boczek czy podroby lub tłuste wędliny. Te ostatnie zawierają zresztą dużo soli, której nadmiaru powinniśmy unikać. Należy zrezygnować też z tłustych ryb, jak makrela, śledź czy węgorz oraz konserw rybnych w oleju. Warzywa i owoce W diecie wątrobowej dopuszczalne są warzywa i owoce, ale i tutaj nie ma pełnej dowolności. Musimy bowiem unikać warzyw wzdymających, jeśli więc warzywa strączkowe sprawiają nam kłopoty, powinniśmy zrezygnować z fasoli, grochu, soczewicy, soi czy ciecierzycy. Również niewskazane są por, cebula, kalafior czy kalarepa oraz kapusta. W zamian możemy wprowadzić do jadłospisu młode, delikatne i dojrzałe warzywa takie jak: marchew, burak, szpinak, cukinia, dynia, kabaczek, ziemniaki, seler, pietruszka, fasolka szparagowa, pomidory bez skórki, sałata, cykoria oraz miękkie owoce bez skórki i pestek: jabłka, banany, morele, brzoskwinie, melon, mango, jagody. Powinniśmy spożywać je po poddaniu obróbce termicznej poprzez gotowanie lub pieczenie oraz obróbce mechanicznej poprzez rozdrobnienie, zmiksowanie czy przetarcie. A co z pieczywem? Pieczywo jemy przede wszystkim pszenne, czerstwe. Wybieramy drobne kasze takie jak kasza jęczmienna, kuskus, jaglana, drobne jasne makarony, ryż biały oraz płatki błyskawiczne: owsiane, ryżowe, jaglane.  Dietę możemy uzupełnić biszkoptami czy ciastami drożdżowymi, ale uważajmy na cukier. Natomiast należy zdecydowanie ograniczyć spożycie pieczywa i grubych kasz zawierające dużą ilość błonnika, zatem unikajmy ciemnego pieczywa razowego, pełnoziarnistego, ciemnych makaronów, ryżu brązowego i grubych kasz: gryczanej, pęczak. Mleko i jego przetwory Produkty mleczne to dobre źródło białka, ale pamiętać trzeba o konieczności ograniczenia tłuszczu i soli. Możemy zatem stosować chude mleko , chude białe sery, twarożki, jogurty czy kefiry. Dopuszczalna jest też niewielka ilość masła,  jednak tylko na surowo. Musimy za to unikać serów żółtych, dojrzewających, topionych, pleśniowych, tłustych serów białych i innych produktów mlecznych z dużą zawartością tłuszczu i/lub soli. Czym przyprawiać potrawy Wątrobie powinniśmy oszczędzić też pikantnych potraw. Trzeba zatem zrezygnować z pieprzu, chili, ostrych papryczek, musztardy, octu i tym podobnych produktów. Potrawy możemy przyprawiać chociażby ziołami, w szczególności tymiankiem, majerankiem, oregano, rozmarynem czy kminkiem, o których wiadomo, że wspomagają prawidłowe funkcjonowanie wątroby. Możemy też pomóc wątrobie stosując dziurawiec czy ostropest plamisty. Napoje Spożywanie 2-3 filiżanek kawy, również tej bezkofeinowej może mieć korzystny wpływ na wątrobę, ze względu na wysoką zawartość związków przeciwutleniających, przeciwzapalnych oraz przeciwnowotworowych. U chorych ze schorzeniami wątroby nie ma przeciwwskazań do spożywania słabego naparu kawy, bez dodatku cukru i tłuszczu, o ile nie występują dolegliwości ze strony przewodu pokarmowego, radzi dietetyczka. Musimy pożegnać się z mocnymi herbatami i kawami, napojami gazowanymi, kakao i pitną czekoladą. Należy zastąpić je słabą herbatą, herbatami owocowymi czy ziołowymi, sokami warzywnymi czy wodą niegazowaną. Podsumowując: jadłospis komponujmy w ten sposób, aby był smaczny i urozmaicony; jedzmy 5-6 małych objętościowo posiłków w ciągu dnia, w regularnych odstępach czasu; posiłki spożywajmy w spokojnej atmosferze i dokładnie je przeżuwając; przy nadwadze lub otyłości dążmy do normalizacji masy ciała  z umiarkowanym tempem redukcji masy ciała od 0,5-1 kg/tydzień; pamiętamy o prawidłowym nawodnieniu naszego organizmu. Pijmy 1.5-2 litrów płynów w ciągu dnia, najlepiej wody; białko jako istotny składnik diety w schorzeniach wątroby powinien wynosić od 1-1,2 g na kg masy ciała lub nawet 1,6-1,8 g na kg m.c w zależności od indywidualnego zapotrzebowania i chorób współistniejących. Wybierajmy pełnowartościowe źródła białka, które pochodzą z chudego mięsa (kurczak, indyk), cielęcina, królik, chuda wołowina, ryby, jaja oraz produktów mlecznych: jogurt, kefir, chude mleko, ser biały; główne źródło energii w diecie powinno pochodzić z węglowodanów, przede wszystkim pieczywa pszennego, czerstwego, drobnych kasz, jasnego makaronu, białego ryżu i płatków; ograniczmy ilość spożywanego tłuszczu zwierzęcego na rzecz tłuszczów roślinnych, wykorzystując oleje roślinne: olej rzepakowy, oliwa z oliwek, olej lniany; warzywa i owoce wybierajmy młode, delikatne i dojrzałe. Unikajmy produktów ciężkostrawnych i wzdymających. do przygotowania potraw wykorzystujmy techniki kulinarne jak gotowanie w wodzie, gotowanie na parze, duszenie, pieczenie w folii lub naczyniu żaroodpornych. Zrezygnujmy ze smażenia potraw; ograniczmy spożycie soli, produktów wysokoprzetworzonych i cukrów prostych; wprowadźmy na co dzień aktywność fizyczną o umiarkowanej intensywności: marsz, jazda na rowerze, aqua aerobic, pływanie, taniec; warto rzucić palenie, najlepiej całkowicie zrezygnować z alkoholu. « powrót do artykułu
  24. Macierzyste komórki mózgu Homo sapiens popełniają mniej błędów niż komórki neandertalczyka w przekazywaniu chromosomów komórkom potomnym. To jeden z elementów, które mogą wyjaśniać, dlaczego obecnie jesteśmy jedynym gatunkiem rodzaju Homo, który chodzi po Ziemi. U ssaków wyższych, w tym u człowieka, kora nowa stanowi największą część kory mózgowej. Ta występująca wyłącznie u ssaków struktura jest odpowiedzialna m.in. za procesy poznawcze, jak pamięć, myślenie czy funkcje językowe. Naukowcy z Instytutu Molekularnej Biologii Komórki i Genetyki im. Maxa Plancka w Dreźnie oraz Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka w Lipsku donieśli, że u H. sapiens komórki macierzyste tej kory dłużej niż u neandertalczyków przygotowują chromosomy do podziału komórkowego. Dzięki tym dłuższym przygotowaniom w komórkach pojawia się mniej błędów. To zaś mogło mieć swoje konsekwencje dla rozwoju i funkcjonowania mózgu. Gdy w wyniku ewolucji naszych przodków na Ziemi pojawił się człowiek współczesny, neandertalczyk i denisowianin, u jednego z nich – człowieka współczesnego – doszło do zmian w około 100 aminokwasach. Nauka nie opisała jeszcze znaczenia większości tych zmian. Jednak sześć z nich zaszło w dwóch proteinach, które odgrywają kluczową rolę w rozkładzie chromosomów podczas podziału komórkowego. Naukowcy z Drezna i Lipska postanowili przyjrzeć się znaczeniu tych zmian dla rozwoju kory nowej. Wykorzystali w tym celu myszy, u których pozycja wspominanych aminokwasów jest identyczna, jak u neandertalczyków. Wprowadzili do organizmów zwierząt warianty aminokwasów spotykane u H. sapiens, tworząc w ten sposób model rozwoju mózgu współczesnego człowieka. Zauważyliśmy, że te trzy aminokwasy w dwóch proteinach wydłużyły metafazę, fazę podczas której chromosomy są przygotowywane do podziału komórki. W wyniku tego w komórkach potomnych występowało mniej błędów w chromosomach, podobnie jak u człowieka. Uczeni chcieli jednak się upewnić, czy zestaw aminokwasów, jaki mieli neandertalczycy, działa odwrotnie niż aminokwasów H. sapiens. Użyli więc organoidów ludzkiego mózgu. Organoidy to rodzaj wyhodowanych w laboratorium miniaturowych wersji organów, które chcielibyśmy badać. Do takich miniaturowych organów wprowadzili zrekonstruowane sekwencje aminokwasów neandertalczyków. Okazało się wówczas, że metafaza uległa skróceniu, a w chromosomach pojawiło się więcej błędów. Zdaniem głównego autora badań, Felipe Mory-Bermúdeza, eksperyment dowodzi, że te zmiany w aminokwasach występujących w proteinach KIF18a oraz KNL1 powodują, że u H. sapiens pojawia się mniej błędów podczas podziałek komórek mózgu niż u neandertalczyka czy szympansa. Musimy bowiem pamiętać, że błędy w rozkładzie chromosomów to zwykle nie jest dobra wiadomość. Obserwujemy je np. w takich schorzeniach jak trisomie czy nowotwory. Nasze badania pokazują, że niektóre aspekty ewolucji i funkcjonowania ludzkiego mózgu mogą być niezależne od jego wielkości. Rozmiar mózgu neandertalczyka był podobny do naszego. Odkrycie pokazuje też, że błędy w chromosomach mogły mieć większy wpływ na funkcjonowanie mózgu neandertalczyka niż na funkcjonowanie mózgu człowieka współczesnego, stwierdził nadzorujący badania Wieland Huttner. Svante Pääbo, który również nadzorował badania zauważa, że potrzebne są kolejne prace, które wykażą, czy mniejsza liczba błędów w naszych mózgach miała wpływ na ich funkcjonowanie. « powrót do artykułu
  25. W 2015 r. ówczesny koordynator ds. zabytków KWP w Szczecinie odnalazł w oborze w powiecie pyrzyckim (woj. zachodniopomorskie) poszukiwany dzwon z 1672 r. Brakowało w nim serca, a jego losy nie były do końca jasne. W lipcu br. nadkomisarz dr Marek Łuczak prowadził prywatnie, jako historyk, prace ewidencyjne i porządkowe na cmentarzu w Smolęcinie. W czasie ich trwania natrafiono na różne artefakty, w tym na serce dzwonu. Policjant skojarzył artefakt ze sprawą z 2015 r. Materiał źródłowy wskazywał, że dzwon z 1672 roku znajdował się na wieży kościoła w Smolęcinie. Po wojnie i zburzeniu wieży dzwon wraz z wyposażeniem świątyni przeniesiono do kościoła w Kołbaskowie. Serce prawdopodobnie odpadło podczas upadku wieży i pozostało w Smolęcinie, a sam dzwon wywieziono - napisał w komunikacie nadkom. dr Łuczak. Odkrycie z 2015 r. W styczniu 7 lat temu koordynator ds. zabytków KWP w Szczecinie został poinformowany, że poszukiwany dzwon znajduje się w gospodarstwie w powiecie pyrzyckim. Właściciel posesji powiedział, że na początku lat 90. ksiądz z Kołbaskowa miał kolegę w tej wsi i podarował mu dzwon dla kościoła, który właśnie miał być odbudowywany. Kościoła jednak do tej pory nie odbudowano, a dzwon z 1672 roku, oddany mieszkańcowi tej wsi na przechowanie, tkwił wciąż w stodole. Elementy dzwonu ponownie połączone po 70 latach Gdy niedawno podniesiono 400-kg dzwon, który w 2015 r. ustawiono przy grocie na przykościelnym cmentarzu w Kołbaskowie, okazało się, że serce do niego doskonale pasuje i zgadzają się miejsca bicia na płaszczu i wieńcu. Koniec końców dzwon opuszczono, zamykając w środku prowizorycznie zamontowane serce;  dzwon nie będzie używany, bo ma pęknięcie wychodzące na płaszcz. Dzięki działaniom szczecińskich policjantów i historyków odzyskano i skompletowano kolejny cenny zabytek [...] regionu. Warto przypomnieć, że pod koniec 2020 r. podczas prac ewidencyjnych prowadzonych na jednym z cmentarzy w Dąbiu w Szczecinie odkryto inny cenny zabytek - barokową płytę nagrobną znanego szczecińskiego ludwisarza Johanna Jacoba Mangoldta i jego żony Dorothei z 1699 roku. Policjantowi i historykowi dr. Markowi Łuczakowi towarzyszyli wolontariusze. Historia dzwonu Dzwon został ufundowany przez namiestnika króla szwedzkiego Heinricha Celestyna von Sternbach z Kamieńca. Został odlany ze spiżu przez znanego szczecińskiego ludwisarza Lorentza Kökeritza. Pod koniec lat 40. XX w. dzwon z Smolęcina przewieziono do kościoła parafialnego w Kołbaskowie. W 1958 r., już jako dzwon z Kołbaskowa, został on wpisany do rejestru zabytków. Barokowy dzwon znajdował w kościele jeszcze w 1987 r. Następnie zaginął i konserwator zgłosił brak zabytku.   « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...