Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36962
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Na asteroidzie odległej od Ziemi o 300 milionów kilometrów, wylądował właśnie MASCOT, francusko-niemiecki Mobile Asteroid Surface Scout, przywieziony tam przez japoński pojazd Hayabusa2. Celem misji jest zbadanie początków Układu Słonecznego. MASCOT waży 10 kilogramów, ma kształt sześcianu i jest wypełniony licznymi czujnikami. Urządzenie może wykonywać zdjęcia w różnych długościach fali światła, badać minerały za pomocą mikroskopu, mierzyć pole magnetyczne oraz temperaturę powierzchni asteroidy. MASCOT trafił na asteroidę Ryugu 10 dni po tym, jak wylądowały tam dwa mikrołaziki Minerva-II. Są one pierwszymi mobilnymi urządzeniami umieszczonymi przez ludzkość na asteroidzie. Łaziki wykorzystują słabą grawitację Ryugu do wykonywania skoków po jej powierzchni. Jeden taki skok może mieć długość 15 metrów, a MINERVA-II będą znajdowały się nad powierzchnią Ryugu przez 15 minut. Taki sposób poruszania się służy badaniu powierzchni asteroidy za pomocą kamer i czujników. MASCOT, w przeciwieństwie do łazików, będzie nieruchomy. W czasie swojej misji wykona on pojedynczy skok. Później będzie mógł się tylko obracać. Urządzenie pozostanie na asteroidzie przez wiele miesięcy, jednak jego czas pracy na bateriach wynosi 16 godzin. MASCOT zbierze w tym czasie dostępne dane i prześle je na Hayabusę2, a następnie zamilknie. To jednak nie wszystko. Jeszcze przed końcem miesiąca Hayabusa2 wyśle w kierunku asteroidy specjalne urządzenie, które eksploduje nad jej powierzchnią, wysyłając w stronę Ryugu dwukilogramowy mosiężny pocisk. Ma on wybić krater w asteroidzie. Wówczas Hayabusa2 obniży się i za pomocą automatycznego ramienia pobierze próbki z krateru. W ten sposób zdobędziemy surowy materiał, który nie był wystawiony na działanie promieniowania. Częścią misji urządzenia MASCOT jest znalezienie odpowiedniego miejsca, w którym ma zostać wybity krater. Misja Hayabusa2 została wystrzelona w grudniu 2014 roku. W 2020 roku wróci ona na Ziemię z zebranymi próbkami. « powrót do artykułu
  2. Po wybuchu gejzeru Ear z Parku Narodowego Yellowstone, do którego doszło w połowie września, strażnicy znaleźli wokół gorącego źródła ciekawy zestaw obiektów, w tym smoczek z lat 30. ubiegłego wieku. Pracownicy parku podkreślają, że to największa erupcja od 1957 r., bo para i woda były wyrzucane na wysokość 6-9 m. Przedstawiciele Parku dodają, że nie należy niczego wrzucać do cieplic i gejzerów. Ciała obce mogą je [bowiem] uszkodzić. Mamy nadzieję, że gdy następnym razem Ear Spring wybuchnie, nie znajdziemy nic poza skałami i wodą. Po rekordowej erupcji Ear nadal wyrzuca materiał na wysokość ok. 60 cm. Źródło nazwano Ear, bo jego wygląd przywodzi na myśl ludzkie ucho. To jedno z najgorętszych źródeł termalnych na terenie Wzgórza Gejzerów. Jego temperatura oscyluje w okolicach temperatury wrzenia. Oprócz smoczka po erupcji znaleziono trochę puszek, kilkadziesiąt monet (które po oczyszczeniu zostaną poddane analizie), kawałek materiału (najprawdopodobniej koszulkę lub torbę), a także czarny plastik w kształcie, nomen omen, ucha. Przynajmniej część obiektów trafi do archiwum Parku. « powrót do artykułu
  3. Dieta wpływa na mikrobiom gruczołów mlekowych nieczłowiekowatych naczelnych. Autorzy publikacji z pisma Cell Reports odkryli, że dieta śródziemnomorska zwiększa liczebność probiotycznych bakterii, które jak wcześniej wykazano, hamują u zwierząt wzrost guzów. Jako pierwsi wykazaliśmy, że dieta wywiera znaczący wpływ na populacje mikrobiomu gruczołów mlekowych [...] - podkreśla Carol Shively z Wake Forest School of Medicine. Warto pamiętać, że mikrobiom piersi jest teraz celem interwencji chroniących kobiety przed rakiem piersi. Przy wysokotłuszczowej diecie zachodniej, która obfituje w słodycze i produkty przetworzone, ryzyko raka sutka rośnie, zaś przy diecie śródziemnomorskiej, w której skład wchodzą warzywa, ryby czy oliwa, spada. Ostatnie badania wykazały, że w złośliwych guzach piersi występuje mniej pałeczek Lactobacillus niż w łagodnych zmianach, co sugeruje, że do raka piersi może się przyczyniać miejscowa nierównowaga mikrobiologiczna. Nie wiadomo jednak, jakie czynniki mogą modulować mikrobiom piersi. Ponieważ dieta silnie oddziałuje na mikrobiom jelitowy, zdecydowaliśmy się przetestować hipotezę, że może ona wpływać także na populacje gruczołów mlekowych - opowiada Katherine Cook. Shively i Cook prowadziły badania na samicach makaków, bo stanowią one dobry model biologii ludzkich piersi. Co istotne, można przez dłuższy czas kontrolować ich dietę. Amerykanki wylosowały 40 dorosłych małp do 2 grup, które przez 31 miesięcy dostawały dietę zachodnią bądź śródziemnomorską. Okazało się, że w tkance gruczołów małp z grupy śródziemnomorskiej znajdowało się 10-krotnie więcej pałeczek Lactobacillus. Poza tym dieta ta zwiększała poziom wtórnych kwasów żółciowych oraz przetwarzanych przez bakterie bioaktywnych związków, które mogą obniżać ryzyko raka piersi. W przyszłości laboratorium Cook zamierza zbadać wpływ zwiększonej liczby pałeczek Lactobacillus. Akademicy chcą też ocenić, czy doustne interwencje w postaci probiotyków czy olejów rybich mogą wpłynąć na populacje mikroorganizmów w gruczołach mlekowych i guzach. Ekipa wspomina też o ocenie oddziaływania wtórnych kwasów żółciowych i bioaktywnych związków modyfikowanych przez bakterie na stan zapalny czy wzrost guzów piersi. « powrót do artykułu
  4. CERN zawiesił współpracę z profesorem fizyki teoretycznej Alessandro Strumią. Także jego macierzysta uczelnia, Uniwersytet w Pizie oraz Europejska Rada ds. Badań Naukowych, która finansuje pracę Strumii, zapowiedziały przeprowadzenie śledztwa. Alessandro Strumia naraził się... swoimi poglądami na temat płci. Uczony wystąpił 28 września podczas zorganizowanego przez CERN pierwszego Workshop on High Energy Theory and Gender. Widownia składała się głównie z kobiet. Po wystąpieniu na uczonego posypały się oskarżenia, że jest seksistą. Dwa dni później CERN oświadczył, że ze skutkiem natychmiastowym zawiesza współpracę ze Strumią i rozpoczyna śledztwo ws. wystąpienia. W tym samym oświadczeniu przedstawiciele CERN stwierdzili, że Strumia naruszył kodeks etyczny organizacji, która jest jest miejscem, gdzie każdy jest mile widziany i każdy, niezależnie od pochodzenia, wyznawanych poglądów, płci czy orientacji seksualnej, ma takie same szanse. Z kolei rektor Uniwersytetu w Pizie stwierdził, że dostępne w sieci slajdy z wystąpienia Strumii naruszają fundamentalne wartości uniwersytetu. Sam uczony w rozmowie z prasą powiedział: mam nadzieję, że CERN będzie chciał ze mną porozmawiać i poinformuje mnie, co nielegalnego było w moim wystąpieniu. Odnosząc się do krytyki w mediach społecznościowych Strumia stwierdził: wierzę, że uczciwa większość ludzi zrozumie, że taka jest prawda i że warto było narazić się na lincz, ale nie poddać się cenzurze. Co takiego zrobił Strumia? Swoje wystąpienie zaczął od przedstawienia zarzutów, zgodnie z którymi kobiety w nauce są dyskryminowane. Następnie stwierdził, że fizyka nie zależy od narodowości, rasy czy płci, ale jest otwarta po prostu dla ludzi dobrych w tym, co robią. W rzeczywistości fizyka była międzynarodowa, gdy kultura służyła nacjonalizmom, czytamy na jednym e slajdów. Przedstawił też wykresy, z których wynika, że na na wielu polach, takich edukacja, psychologa, nauki humanistyczne czy medycyna istnieje wyraźna przewaga liczby kobiet. W takich dziedzinach jak nauki ścisłe, budownictwo, praca w straży pożarnej czy w kopalniach, widzimy wyraźną przewagę mężczyzn. Także w CERNie kobiety stanowią mniejszość wśród fizyków czy techników. Ale, zdaniem Strumii, nie jest to przejaw dyskryminacji. Naukowiec przypomniał bowiem paradoks równości płciowej, o którym pisaliśmy. Okazuje się bowiem, że im bardziej w danym kraju przykłada się uwagę do równości płci, tym mniej kobiet studiuje nauki ścisłe. Przedstawił też wyliczenia, z których wynika, że kobiety nie są dyskryminowane jeśli chodzi o liczbę cytowań. Ponadto z jego wyliczeń wynikało, że jeśli chodzi o zatrudnianie kobiet na stanowiskach naukowych, to kobiecie-naukowiec wystarczy mniejsza liczba cytowań, by znaleźć zatrudnienie. Posłużył się tutaj własnym przykładem. Podczas gdy włoski Narodowy Instytut Fizyki Nuklearnej zatrudnił panią Silvię Penati (2130 cytowań) czy panią Annę Ceresole (3231 cytowań), to nie zatrudnił Alessandro Strumii (30785 cytowań). Dokonał też obliczeń dla całego CERN-u, z których wynika, że przeciętny zatrudniony w nim mężczyzna ma na swoim koncie 1464 cytowania, a pierwszy artykuł w prasie specjalistycznej opublikował w 2008 roku, natomiast przeciętna kobieta ma na koncie 853 cytowania, a pierwszy artykuł opublikowała w 2010 roku. Największe oburzenie zebranych wywołały jednak słowa, przytaczane często przez prasę, że fizykę wynaleźli i stworzyli mężczyźni. Natomiast kobiety, takie jak Curie zostały powitane w świecie fizycznym po tym, jak pokazały, co potrafią. Strumia posunął się jednak jeszcze dalej. Stwierdził, że to mężczyźni są obecnie dyskryminowani w nauce. Na poparcie tej tezy przytoczył kilka tytułów prasowych, takich jak Oxford University extends exam times for women's benefit, Italy: free or cheaper university for STEM female students, czy też Scholarships for women. Przypomniał też wciąż obowiązującą międzynarodową Konwencję o Pracy Przymusowej, która przewiduje, że do pracy przymusowej mogą być kierowani tylko mężczyźni. Pod koniec swojego wystąpienia Strumia stwierdził, że osoby kończące studia na wydziale fizyki są osobami z górnego przedziału IQ. Mężczyźni mają IQ podobne do kobiet, ale standardowe odchylenie jest u nich o około 15% większe, czytamy na slajdzie Strumii. Oznacza to, że wśród mężczyzn jest więcej osób bardzo inteligentnych, ale też więcej osób bardzo mało inteligentnych. Przypomniał też nazwiska kilku mężczyzn, którzy stracili pracę za poglądy oraz, że w 2016 roku CERN został bezpodstawnie oskarżony przez działaczy LGBT o homofobię. Na ostatnim slajdzie Strumii czytamy: Fizyka nie jest seksistowska i skierowana przeciwko kobietom. Jednak prawda nie jest ważna, gdyż stała się ona częścią wojny, która przyszła do nas z zewnątrz. Nie jest jasne, kto w tej wojnie wygra. PS. Wiele osób mówiło mi, bym nie wygłaszał tego wystąpienia, gdyż jest to niebezpieczne. Jako student napisałem, że że supersymetria w skali elektrosłabej nie działa. I przeżyłem. Mam nadzieję, że znowu się zobaczymy. « powrót do artykułu
  5. Z powodu opon z kolcami więcej osób umiera niż jest ratowanych, wynika z badań przeprowadzonych przez naukowców ze szwedzkiego Uniwersytetu Technologicznego Chalmers. Zbliża się zima, więc Szwedzi zaczynają wymieniać opony na zimowe. Około 60% z nich wybiera opony z kolcami. W Szwecji od lat toczy się dyskusja na temat zanieczyszczeń atmosfery powodowanych przez takie opony. Kolce uszkadzają bowiem nawierzchnię i wyrzucają czątki do atmosfery. Anna Furgerg, Sverker Molander i Rickard Arvisson postanowili sprawdzić, jak wygląda bilans korzystania z opon z kolcami. Naukowcy wzięli pod uwagę cały cykl życia takich opon, od momentu wydobywania surowców po zużycie opony. Sprawdzali jej wpływ na środowisko naturalne oraz na życie ludzi mających udział w powstawaniu takiej opony, używających jej oraz mieszkających tam, gdzie opony takie są używane. Uczeni wzięli więc pod uwagę np. dane dotyczące wypadków w niewielkich kopalniach w Demokratycznej Republice Kongo, gdzie wydobywany jest kobalt używany do produkcji kolców. Kobalt to cenny materiał, który jest jedną z przyczyn, dla której w DRK mają miejsce konflikty zbrojne. Z wyliczeń wynika, że używane w Szwecji opony z kolcami przyczyniają się do uratowania od 60 do 770 lat życia użytkowników. Jednocześnie zaś powodują utratę od 570 do 2200 lat życia. Biorąc to wszystko pod uwagę można bez wątpienia stwierdzić, że zimowe opony z kolcami przyczyniają się do większej liczby zgonów niż do uratowania żyć, mówi profesor Molander. Największy negatywny wpływ ma zanieczyszczenie środowiska podczas używania takich opon. Już sam ten element powoduje, że więcej żyć jest traconych niż ratowanych. Drugim największym negatywnym czynnikiem są wypadki w kopalniach. Najmiejszym zaś czynnikiem są zgony spowodowane konfliktami zbrojnymi w DRK. Tutaj jednak należy podkreślić, że nie uwzględniliśmy wielu czynników z tym związanych. Konflikt zbrojny wpływa nie tylko na społeczność lokalną, ale na cały kraj. Sądzę, że wiele osób nie wie, iż używane przez nie opony napędzają wojnę w Kongo, mówi Anna Furberg. Korzyści z opon z kolcami są odczuwany niemal wyłącznie w Skandynawii, tymczasem niemal 30% negatywnego wpływu na zdrowie spada na barki innych. To pokazuje, czym może skutkować globalizacja. Ludzie czerpią korzyści kosztem innych. Korzyści z tego produktu odnoszą nie ci, którzy odczuwają negatywne skutki jego wykorzystywania, mowi Molander. « powrót do artykułu
  6. Pewne cechy wzorca łat żyraf są dziedziczone po matkach. Zoolodzy ujawnili także, że wzorzec ten ma wpływ na przeżywalność młodych. Wzorzec łat żyraf jest złożony, a poszczególne osobniki mogą się bardzo pod tym względem różnić. Tak naprawdę nie wiadomo jednak, do czego jest on dzikim żyrafom potrzebny - opowiada prof. Derek E. Lee z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii i dodaje, że łaty mogą pomagać w unikaniu drapieżników, regulacji temperatury i rozpoznawaniu rodziny oraz innych osobników. [...] W ramach naszych badań analizowaliśmy dane dot. przeżywalności i zdjęcia łat żyraf kenijskich. Wykazaliśmy, że wzorce łat wpływają na przeżywalność cieląt i są dziedziczne - przekazywane z matki na dziecko. Akademicy podkreślają, że wzorzec łat nie zmienia się z wiekiem zwierzęcia, dlatego na tej podstawie można identyfikować poszczególne osobniki. Studium ujawniło, że wskaźnik przeżywalności pierwszych kilku miesięcy jest wyższy u noworodków żyraf z większymi i nieregularnie ukształtowanymi łatami. Zwiększona przeżywalność może być odzwierciedleniem lepszego kamuflażu. Niewykluczone jednak, że wiąże się także z innymi czynnikami sprzyjającymi przetrwaniu, np. lepszą komunikacją wzrokową czy regulacją temperatury. Autorzy publikacji z pisma PeerJ odkryli, że między matkami i cielętami istnieje znaczące podobieństwo w zakresie 2 z 11 analizowanych cech łat: kolistości i zwartości (stopnia, do jakiego krawędzie są ciągłe i gładkie). To sugeruje, że są one dziedziczone przez młode. Dr Anne Innis Dagg [którą często nazywa się żyrafią Jane Goodall] już w 1968 r. zaprezentowała dowody, że kształt, liczba, powierzchnia i barwa łat mogą być dziedziczne, ale jej analizy były przeprowadzone na małej populacji z zoo - wyjaśnia Monica Bond z Uniwersytetu w Zurychu. By potwierdzić jej hipotezy, wykorzystaliśmy dzikie żyrafy i współczesne metody obrazowania/analizy. « powrót do artykułu
  7. Stężenie SHBG (ang. sex hormone binding globulin), glikoproteiny wiążącej hormony płciowe, we krwi pomaga przewidywać ryzyko rozwoju insulinooporności. Zespół Kristin Ottarsdottir z Uniwersytetu w Göteborgu badał związek między poziomem SHBG oraz insulinoopornością u mężczyzn, a także u kobiet w wieku przed- i pomenopauzalnym. Wcześniejsze badania pokazały, że niski poziom SHBG we krwi wiąże się z podwyższonym ryzykiem cukrzycy typu 2. u obu płci. Mimo że insulinooporność jest zjawiskiem, które często poprzedza cukrzycę, brakuje badań poświęconych zależnościom między SHBG a insulinoopornością. W szwedzkim studium uwzględniono osoby, które w latach 2002-05 brały udział w badaniu czynników ryzyka chorób serca o wczesnym początku. Ich losy śledzono średnio przez 10 lat. Dodatkowo na początku i na końcu badania przeprowadzono badanie glikemii na czczo. Naukowcy dysponowali danymi reprezentatywnej próby 1327 osób, które ukończyły studium. Dane z początku studium pokazały, że istnieje znacząca odwrotna (ujemna) korelacja między poziomem SHBG a insulinoopornością, a to oznacza, że niższe poziomy SHBG wiązały się z większą insulinoopornością (zjawisko to obserwowano u mężczyzn, a także u kobiet w wieku przed- i pomenopauzalnym). Podczas analizy wzięto pod uwagę wiek, tryb życia, ciśnienie czy stosunek obwodu talii i bioder. Podobną zależność stwierdzono w badaniu długofalowym (follow-up). Po potwierdzeniu wyniki te mogą sugerować nowy szlak rozwoju insulinooporności, a więc i możliwość opracowania skuteczniejszych terapii [...]. « powrót do artykułu
  8. Wbrew powszechnemu mniemaniu ludzie nie tylko nie przyczynili się do powstania Sahary, ale o 500 lat opóźnili moment zmiany zielonych terenów w największą pustynię na świecie, wynika z badań naukowców z University College London i King's College London. Geografowie i archeolodzy z tych uczelni opublikowali na łamach Nature Communications artykuł, w którym stwierdzają, że pasterze z Afryki Północnej aktywnie zarządzali ubogą roślinnością, przeciwstawiając się pustynnieniu obszarów, na których żyli. Kontestujemy rozpowszechnioną narrację mówiącą, że w przeszłości interakcja człowiek-środowisko opierała się wyłącznie na nadmiernej eksploatacji i degradacji. Fakt, że społeczności pasterskie tak długo przetrwały w tym regionie i inwestowały w niego zarówno zasoby ekonomiczne jak i ideologiczne, nie wspiera scenariusza nadmierne eksploatacji. Nasze badania wykazały, że rosnąca liczba ludności i gospodarka pasterska nie przyspieszyły upadku 'Zielonej Sahary', a mogły go nawet opóźnić, mówi główny autor badań, doktor Chris Brierley. Przed około 8000 lat Sahara była na tyle żyznym obszarem, że żyli tam zarówno łowcy-zbieracze, jak i rybacy. Dzięki monsunom Afryka Północna była wówczas znacznie bardziej wilgotna niż obecnie. Jednak w miarę stopniowego zmieniania się orbity Ziemi zmniejszyły się opady i roślinność zaczęła wymierać. Przed około 5500 laty Sahara weszła w okres ostatecznej zmiany w pustynię, jaką znamy obecnie. Jeszcze 1000 lat wcześniej na Saharze rozkwitały społeczności pasterskie. Wiele wcześniejszych badań obwiniało tych pasterzy o upadek 'Zielonej Sahary'. Mieli oni nadmiernie eksploatować roślinność, prowadząc do pustynnienia Sahary. Brytyjscy naukowcy wykorzystali nowatorski model uwzględniający interakcję pomiędzy klimatem a roślinnością. Chcieli w ten sposób sprawdzić, czy Wilgotny Okres Afrykański zakończył się przedwcześnie. Model bierze pod uwagę m.in. takie czynniki jak pokrywa roślinna, opady, ilość energii ze Słońca czy ilość dwutlenku węgla w atmosferze. Wykonane przez naukowców obliczenia pokazują, że 'Zielona Sahara' powinna załamać się wcześniej, niż do tego doszło. To zaś sugeruje, że społeczności pasterskie i wykorzystywane przez nie techniki radzenia sobie ze zmianami klimatu przedłużyły wegetację roślinną za Saharze. Pomimo tego, że obecnie Sahara w znacznej mierze nie nadaje się do zamieszkania, nietrudno jest znaleźć dowody, iż była ona zamieszkiwana przez ludzi w ciągu ostatnich 11 000 lat. Tysiące stanowisk archeologicznych z rysunkami naskalnymi pokazuje nam kwitnące środowisko, polowania na grubą zwierzynę i stada hodowlane. Zwierzęta domowe rozprzestrzeniały się na Saharze w czasie coraz większej niestabilności klimatu, a społeczności pasterskie rozkwitały. To prawdopodobnie techniki przez współczesnych pasterzy, takie jak sezonowe przeprowadzki i wypasanie zwierząt na wyselekcjonowanych terenach, które były również wykorzystywane przez pasterzy żyjących tysiące lat temu, pozwoliły na podtrzymanie upadającego ekosystemu, stwierdza doktor Katie Manning. « powrót do artykułu
  9. W 2017 r. ornitolodzy pracujący w ekwadorskich Andach natknęli się na nieznany wcześniej gatunek kolibra. Niestety, niewielki zasięg, wyspecjalizowany habitat oraz działalność człowieka sprawiają, że już jest klasyfikowany jako krytycznie zagrożony. Ptaki z rodzaju Oreotrochilus są wyjątkowymi kolibrami. Żyją w Andach na dużych wysokościach i są przystosowane do niskich temperatur. Jako pierwszy nowego górzaka zaobserwował i sfotografował Francisco Sornoza-Molina z Instytutu Bioróżnorodności Narodowej. Udało mu się to podczas sesji terenowej w południowo-zachodnim Ekwadorze w kwietniu 2017 r. Później ekipa wróciła, by schwytać ptaki i potwierdzić odkrycie. Naukowcy nadali kolibrowi nazwę Oreotrochilus cyanolaemus, która nawiązuje do jego opalizującej na niebiesko szyi. Górzak błękitnoszyi ma długość ok. 11 cm i występuje wyłącznie wzdłuż porośniętych krzakami strumieni na terenie o powierzchni ok. 100 km2. Autorzy publikacji z pisma The Auk: Ornithological Advances szacują, że pozostało nie więcej niż 750 osobników; być może jest ich mniej niż 500. Ich habitatowi, który znajduje się na wysokości 3000-3700 m, zagrażają wypalanie, wypas i wydobycie złota. By ochronić gatunek, potrzeba kompleksowego wsparcia ze strony ekwadorskich i międzynarodowych agencji - podkreśla Sornoza-Molina. Górzaki występują w najbardziej surowych, odizolowanych i niedostępnych partiach Andów. Mieszkają w jaskiniach, żerują na ziemi i pół życia spędzają w torporze. Nic więc dziwnego, że odkrycie nowego przedstawiciela tej grupy jest bardzo ekscytujące - uważa Christopher Witt z Uniwersytetu Nowego Meksyku, ekspert od kolibrów, który nie brał udziału w badaniach. « powrót do artykułu
  10. Cyberprzestępcy wprowadzili zmiany w serwerze DNS w ponad 100 000 ruterów na całym świecie. Dzięki temu są w stanie przekierować cały ruch przechodzący przez takie rutery. Pozwala im to np. na przeprowadzanie ataków phishingowych, podczas których zdobędą dane użytkowników czy uzyskają dostęp do ich kont bankowych. Atak na serwery DNS ruterów nie jest niczym nowym. Jednak ten, do którego doszło 20 września wyróżniał się olbrzymią skalą. Do ataku dochodziło, gdy ofiara odwiedziła witrynę, na której znajdował się odpowiedni skrypt. Był on wykonywany na komputerze ofiary i sprawdzał, czy w sieci wewnętrznej otwarte są konkretne porty. Następnie dochodziło do próby logowania się na ruter na prawach administratora. Używano przy tym metody brute force. Jako, że wielu użytkowników nie zmienia fabrycznych haseł i loginów, metoda ta w wielu przypadkach zadziałała. Po zalogowaniu na ruter przestępcy mogli zmieniać dane zapisane w serwerze DNS. Wiadomo, że atak działa przeciwko ponad 70 modelom ruterów. Są wśród nich produkty takich firm jak 3COM, D-LINK, Huawei, TP-LINK, Intelbras, MikroTiK czy TRIZ. Ofiarą cyberprzestępców padło ponad 100 000 ruterów, w większości znajdujących się w Brazylii. Wiadomo, że ich użytkownicy są przekierowywani na fałszywe witryny banków, firm hostingowych czy Netfliksa. « powrót do artykułu
  11. Porowatość to kluczowa cecha materiałów wykorzystywanych do przechowywania energii. Im bardziej porowate ciało stałe tym więcej płynów i gazów można w nim przechować. Jednak zbyt duża liczba porów destabilizuje materiał. Naukowcy z Wydziału Chemii Uniwersytetu Chemicznego w Dreźnie stworzyli właśnie najbardziej porowaty ze znanych materiałów. DUT-60 ma największa powierzchnię właściwą i największą właściwą objętość porów, wynoszącą 5,02 cm3g-1. Materiały o tak dużej powierzchni właściwej jak ten mogą wykazywać niezwykłe właściwości. Jeśli wyobrazimy sobie jeden gram zeolitu jako płaską powierzchnię, to pokryje ona około 800 metrów kwadratowych, gram grafenu ma powierzchnię niemal 3000 metrów kwadratowych. Natomiast jeden gram DUT-60 pokryje powierzchnię 7800 metrów kwadratowych, wyjaśnia profesor Stefan Kaskel. DUT-60 został najpierw stworzony za pomocą metod obliczeniowych, a później zsyntetyzowany. Przejście od postaci cyfrowej do uzyskanie czystego DUT-60 zajęło nam 5 lat. Z powodu bardzo skomplikowanej metody produkcyjnej materiał ten jest droższy od złota i diamentów. Poza tym jak dotychczas potrafimy jednorazowo zsyntetyzować go nie więcej niż 50 miligramów, dodaje uczony. Dotychczasowym rekordzistą porowatości był materiał o nazwie NU-110 uzyskany w 2012 rou przez Omara Farhę z Northwestern University. Objętość jego porów wynosiła 4,40 cm3g-1. To znacząco mniej niż w przypadku DUT-60. Materiał uzyskany w Dreźnie to ważny krok w kierunku badania górnej granicy porowatości w materiałach krystalicznych. « powrót do artykułu
  12. W styczniu br. Inubosaki Marine Park Aquarium w Chōshi na wyspie Honsiu zamknięto, bo od trzęsienia ziemi i kryzysu nuklearnego w 2011 r. pojawiało się tu coraz mniej zwiedzających. Mogłoby się wydawać, że to historia, jakich wiele - kryzys doprowadza do upadku jakiejś instytucji i tyle - tutaj jednak w grę wchodzi los porzuconych zwierząt: delfinicy butlonosej, 46 pingwinów peruwiańskich, a także licznych ryb i gadów. Ktoś ponoć regularnie je karmi, ale przedstawiciele organizacji PEACE (od ang. Put an End to Animal Cruelty and Exploitation) twierdzą, że delfinica Honey przejawia oznaki stresu wywołanego samotnością, a latem doznała oparzeń słonecznych. Pingwiny żyją zaś pośród rozpadających się zabudowań. Z dyrekcją akwarium nie można się skontaktować, a władze twierdzą, że mają związane ręce i żadnego pola do manewru. Nikt nie wie, czy, a jeśli tak, to kiedy, porzucone zwierzęta zostaną gdzieś przetransportowane. Choć autorzy Dolphin Project wystosowali oficjalne pismo z propozycją, że ocenią stan Honey i będą ją rehabilitować, by być może została kiedyś wypuszczona na wolność, nie doczekali się żadnej odpowiedzi. Na swojej witrynie PEACE zachęca do wysyłania do władz Chōshi listów oraz e-maili. Przytłoczony korespondencją ratusz argumentuje, że akwarium to własność prywatna, odpowiedzialność nie leży więc po stronie miasta. Gdy w sierpniu zachodnie media obiegła wiadomość o Parku, dziennikarzom m.in. CNN i Reutera udało się dotrzeć do spółki-matki Inubosaki Marine Park Aquarium. Wydaje się jednak, że i oni nic nie wskórali. Shunichi Sugasawa ze służb sanitarnych prefektury Chiba opowiada, że kontrola przeprowadzona pod koniec sierpnia na mocy ustawy o ochronie zwierząt wykazała, że pingwiny i delfin żyją i są zdrowe, lecz liczba ryb zmniejszyła się o połowę. Oparzenia Honey prawie się zagoiły, po tym jak obsługa parku posmarowała je wazeliną i podała leki. Honey złapano w 2005 r. w polowaniu na delfiny z nagonką w Taiji. Darowano jej wtedy życie i przewieziono do Chōshi. Dziś los delfinicy i innych zwierząt jest co najmniej niepewny...   « powrót do artykułu
  13. Intel przerzuca się z producentami pecetów odpowiedzialnością za niedobory na rynku procesorów dla pecetów. W liście otwartym do klientów i partnerów Bob Swan, dyrektor ds. finansowych Intela, który tymczasowo sprawuje funkcję dyrektora wykonawczego, stwierdził, że braki na rynku procesorów wynikają z rosnącej popularności chmur obliczeniowych oraz z niespodziewanego wzrostu popytu na pecety. Analitycy spodziewają się, że po raz pierwszy od 2011 roku rynek pecetów doświadczy znaczącego wzrostu. Jednak nie wszyscy zgadzają się z Intelem. Jeszcze przed publikacją listu Swana na blogu jednego z brytyjskich producentów pecetów opublikowano wpis, w którym producent ten wini wyłącznie Intela za rynkowe problemy. Dowiadujemy się z niego, że wobec rosnącego zapotrzebowania na chmury obliczeniowe i centra bazodanowe Intel zmienił swoje priorytety i skupił się głównie na produkcji Xeonów, nie dbając o wyczerpujące się zapasy CPU dla pecetów. Wobec rosnącego zapotrzebowania na rynku komputerów osobistych oznacza to nie tylko niedobory, ale także wzrosty cen, które mogą utrzymać się jeszcze w pierwszym kwartale przyszłego roku. Niezależnie jednak od problemów z zaspokojeniem popytu, Intel ma się czym pochwalić. Nasz biznes bazodanowy wzrósł w drugim kwartale o 25%, a przychody z rynku chmur obliczeniowych zwiększyły się o 43% w pierwszym półroczu. Postępy na rynku pecetów są jeszcze bardziej zdumiewające, czytamy w liście Swana. Dobrą alternatywą dla pecetowych procesorów Intela mogą być kości AMD Ryzen, których ceny pozostają stabilne. Jednak nie wszyscy klienci dadzą się przekonać do zakupu kości AMD, więc producenci komputerów osobistych nie mają innego wyjścia jak poczekać, aż na rynek trafi wystarczająca ilość produktów Intela. « powrót do artykułu
  14. Elon Musk ma ustąpić z funkcji przewodniczącego zarządu Tesli i musi zapłacić 20 milionów dolarów grzywny, to warunki ugody zawartej pomiędzy Muskiem a Komisją Giełd (SEC). W ramach ugody, która musi jeszcze zostać zatwierdzona przez sąd, Musk może pozostać dyrektorem wykonawczym Tesli, ale ma 45 dni na rezygnację ze stanowiska przewodniczącego. Nie może też przez trzy lata starać się o ponowny wybór na tę funkcję. Jak dowiadujemy się z dokumentów złożonych w sądzie, Musk zaakceptował ugodę z SEC nie przyznając ani nie zaprzeczając zarzutom. Ponadto Tesla zapłaci kolejnych 20 milionów USD za brak odpowiedniego nadzoru nad dokonanym przez Muska wpisem na Twitterze. Ta 40-milionowa grzywna zostanie podzielona pomiędzy poszkodowanych inwestorów, oświadczyli przedstawiciele SEC. Tesla zobowiązała się też do powołania do zarządu dwóch niezależnych inwestorów oraz komitetu, który będzie nadzorował komunikację Muska. Do ugody doszło dwa dni po tym, jak SEC oskarżyła Elona Muska o wprowadzenie inwestorów w błąd. Cała sprawa dotyczy wpisu na Twitterze z 7 sierpnia, w którym Musk stwierdził, że zapewnił sobie finansowanie, dzięki któremu Tesla stanie się przedsiębiorstwem prywatnym wycofując się z giełdy, a jej akcje zostaną odkupione od inwestorów w cenie 420 USD za sztukę. Wpis Muska spowodował gwałtowny wzrost akcji Tesli. Problem w tym, że Musk żadnego finansowania nie miał zapewnionego. Komisja Giełd złożyła więc pozew sądowy, w którym chciała też wydania Muskowi zakazu pracy na stanowisku dyrektorskim w jakiejkolwiek spółce giełdowej. Musk uznał pozew SEC za nieusprawiedliwiony. Jak dowiedziały się media, pozew trafił do sądu po tym, jak Musk odrzucił wcześniejszą propozycję ugody z SEC. Początkowo Komisja Giełd chciała, by zapłacił on standardową grzywnę i na dwa lata zrezygnował ze stanowiska przewodniczącego zarządu. Musk miał odrzucić tę propozycję twierdzą, że w ten sposób zaprzeczyłby sam sobie. Jay Dubow, który przez lata pracował w wydziale zajmującym się egzekwowaniem postanowień Komisji Giełd powiedział mediom, że jest czymś niezwykłym, iż Muskowi pozwolono pozostać na stanowisku dyrektora wykonawczego, a nakazano zrezygnować z funkcji prezesa zarządu. Tutaj chodzi o kwestie związane z zachowaniem. I jeśli SEC sądzi, że postępowanie Muska rzeczywiście było niewłaściwe, to przecież dyrektor wykonawczy ma więcej do powiedzenia w sprawie codziennego działania firmy niż prezes zarządu. Dubow przypuszcza, że Komisja Giełd uznała, iż usunięcie Muska ze stanowiska dyrektora wykonawczego odbiłoby się negatywnie na cenie akcji Tesli, a zatem na jej inwestorach. Dlatego też Muskowi się upiekło. Przypuszczenie takie może być o tyle słuszne, że niedawno analitycy banku Barclays oszacowali, że w cenie akcji Tesli jest 130 USD „premii Muska”. Tyle właśnie mogłyby one stracić, gdyby Musk przestał zarządzać Teslą. Dlatego też, jak sądzi Dubow, mimo iż Departament Sprawiedliwości ma narzędzia, by bardziej dotkliwie ukarać Muska, to jednak nic nie zrobi. Pomimo faktu, że prowadzi śledztwo, sprawdzając, czy komentarz Muska nie stanowi przestępstwa. « powrót do artykułu
  15. Portugalsko-amerykański zespół opisał nietypowy przypadek transmisji wirusa HIV-1 z ojca na syna. Chłopiec ma dziś 4 lata i został urodzony przez HIV-negatywną matkę. Analizy porównawcze danych genetycznych, filogenetycznych i serologicznych ojca i syna wykazały, że chłopiec zaraził się HIV w pierwszych dniach życia. W okresie serokonwersji (pojawienia się we krwi przeciwciał anty-HIV) ojciec był leczony na ospę wietrzną i kiłę. Pojawiły się u niego wypełnione płynem surowiczym pęcherzyki. Nasilona produkcja wirusa na wczesnym etapie zakażenia HIV spowodowała, że wysięk był wysoce zakaźny. Za jego pośrednictwem doszło do nietypowego przypadku transmisji na dziecko. Choć taki typ transmisji [...] jest rzadki, ważne, by ludzie zdawali sobie sprawę, że HIV występuje w większości płynów ustrojowych i może być transmitowany w nietypowy czy nieoczekiwany sposób - podkreśla prof. Thomas Hope, redaktor naczelny pisma z AIDS Research and Human Retroviruses. « powrót do artykułu
  16. W porcie lotniczym w Hanoi celnicy skonfiskowali 805 kg łusek pangolina i 193 kg kości słoniowej. Kontrabanda była ukryta w 20 paczkach z Nigerii. Zgodnie z danymi z listów przewozowych, towar został wysłany przez 2 firmy z Nigerii. Przesyłki przyleciały 21 września, ale nikt się po nie nie zgłosił. Adresaci odmówili ich odbioru. Kraje Azji Południowo-Wschodniej są szlakami tranzytowymi do przewozu kości słoniowej z Afryki do innych części Azji, głównie Chin. Łuski pangolinów pięciopalczastych są cenione w Wietnamie i Chinach; przypisuje im się właściwości lecznicze. « powrót do artykułu
  17. W RPA urodziły się pierwsze na świecie lwiątka ze sztucznego unasiennienia. Isabel i Victor pojawili się na świecie 25 sierpnia. To pierwsze lwiątka urodzone dzięki sztucznemu unasiennieniu [...] - cieszą się naukowcy z Uniwersytetu w Pretorii. Jak podkreśla Andre Ganswindt, dyrektor Instytutu Badań nad Ssakami, młode są zdrowe. Do przełomu doszło po 1,5 roku intensywnych prób. Od zdrowego lwa pobierano próbkę spermy. Gdy poziom hormonów u samicy był odpowiedni, przeprowadzano inseminację. Podjęto kilka prób, ale ku naszemu zaskoczeniu, nie trzeba było wiele zachodu [by się udało]. Ganswindt uważa, że technikę można zastosować, by uratować inne gatunki zagrożonych dużych kotów. Lwy wyginęły na wolności w 26 afrykańskich krajach. Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody klasyfikuje je jako narażone na wyginięcie. Jeśli nic nie zrobimy, grozi im wyginięcie - podkreśla Ganswindt i dodaje, że nowa technika pozwoliłaby hodowcom przewozić w celach rozrodczych nie samce, ale spermę (w Ameryce Północnej i Europie postępuje się tak w przypadku trzymanych w niewoli słoni). Badanie, którego autorką była m.in. doktorantka Isabel Callealta, przeprowadzono w Ukutula Conservation Center. Weterynarz uczyła koty kłaść się przy ogrodzeniu, tak by można im było pobrać krew do testów i na podstawie poziomu hormonów określić idealny czas do zapłodnienia. Organizacje ekologiczne nie podchodzą do technik wspomaganego rozrodu lwów tak entuzjastycznie (grupa 18 organizacji napisała nawet list do naukowców). Przemysł rozrodu hodowlanych lwów w RPA bazuje na wyzysku i chęci zarobku - zaznacza Mark Jones z Born Free Foundation.   « powrót do artykułu
  18. Pojawiła się nowa szczepionka, która pomaga pacjentkom z zaawansowanymi nowotworami z HER2. Podczas I fazy testów klinicznych u 6 z 11 testowanych pacjentów, u których wystąpiły już przerzuty, szczepionka dała dobre wyniki. U pacjentki z nowotworem jajnika szczepionka spowodowała remisję trwającą 89 tygodni, u pacjenta z rakiem przełyku zaobserwowano częściową remisję na 16 tygodni, a u czterech innych pacjentów (dwóch z nowotworem odbytu, jeden z nowotworem prostaty i jeden z nowotworem jajnika) choroba jest pod kontrolą. Żaden z pacjentów nie był wcześniej leczony środkami przeciwko HER2. Nowotwory z HER2 to nowotwory, w których występuje promująca rozrost komórek nowotworowych proteina HER2 (human epidermal growth factor receptor 2). Wykorzystaliśmy szczepionkę do uzyskania odpowiedzi układu odpornościowego na HER2. Proteinę tę znajduje się w wysokim stężeniu w wielu typach nowotworów, w tym w nowotworach piersi, jajników, płuc, przełyku czy odbytu. Wstępne wyniki są bardzo obiecujące, mówi doktor Jay A. Berzofsky, dyrektor Zakładu Szczepionek w Center for Cancer Research w Narodowych Instytutach Zdrowia. Szczepionka została indywidualnie dobrana do każdego pacjenta. Wyprodukowano ją z ich własnych komórek odpornościowych, które w odpowiedni sposób zmodyfikowano w laboratorium. Ostateczny produkt, podawany pomiędzy warstwy skóry, to komórki pacjenta zmodyfikowane za pomocą adenowirusa produkującego fragmenty proteiny HER2. Szczepionkę podano pacjentom w 0, 4, 8, 16 i 24 tygodniu. U 5 pacjentów, którym podano minimalną dawkę 5 milionów komórek na szczepionkę, nie zauważono żadnych skutków klinicznych. Z kolei pozytywne skutki wystąpiły u 6 z 11 pacjentów, którym podano od 10 do 20 milionów komórek na dawkę. Skutki uboczne ograniczały się głównie do miejsca podania i nie wymagały one leczenia. Nie stwierdzono toksyczności szczepionki dla układu krążenia. Na podstawie tych eksperymentów zdecydowaliśmy się w kolejnym etapie badań zwiększyć ilość komórek do 40 milionów na dawkę. Do etapu tego zostaną dopuszczeni pacjenci, których już wcześniej leczono środkami na celującymi w HER2, w tym pacjenci z nowotworem piersi. Chcemy sprawdzić, czy łącząc szczepionkę z terapią punktu kontrolnego jesteśmy w stanie zwiększyć odsetek osób, które odniosą korzyści z takiej terapii, dodaje Berzofsky. « powrót do artykułu
  19. Polichlorowane bifenyle (PCB) zabijają zwierzęta ze szczytu łańcucha pokarmowego. Autorzy najnowszych badań opublikowanych właśnie w Science twierdzą, że obecny poziom koncentracji PCB w środowisku może spowodować, że w ciągu najbliższych 30–50 lat z najbardziej zanieczyszczonych terenów zniknie połowa populacji tych zwierząt. Orki stoją na samym szczycie łańcucha pokarmowego i dlatego znajdują się w tej grupie ssaków, w której tkankach występuje najwięcej PCB. W czasie badań w tkance tłuszczowej orek znajdowano nawet 1300 miligramów PBC na kilogram. Tymczasem wiele wcześniejszych badań wykazało, że już koncentracja na poziomie 50 mg/kg może prowadzić do niepłodności i poważnie uszkadzać układ odpornościowy. Naukowcy z Uniwersytetu w Aarhus we współpracy z kolegami z wielu krajów wykazali, że w 10 z 19 badanych populacji orek dochodzi do szybkiego spadku liczby zwierząt i gatunek ten może w ciągu kilku dekad zniknąć z niektórych terenów. Orki są szczególnie zagrożone w bardzo zanieczyszczonych wodach wokół Brazylii, w Cieśninie Gibraltarskiej i w pobliżu Wielkiej Brytanii. Brytyjska populacja liczy już mniej niż 10 osobników. Zagrożone są też orki żyjące w pobliżu Grenlandii, gdyż spożywają one bardzo dużo morskich ssaków. Orki to jedne z najbardziej rozpowszechnionych ssaków na Ziemi. Występują we wszystkich oceanach, a ich zasięg rozciąga się od bieguna do bieguna. Jednak obecnie tylko populacje żyjące w czystych wodach są stabilne i składają się z wielu osobników. Orki zabija też nadmierny połów ryb przez człowieka oraz generowany przez nasz gatunek hałas. Jednak to PCB jest największym problemem, gdyż niszczy układ rozrodczy i odpornościowy tych zwierząt. Dieta orek składa się m.in. z fok, tuńczyków czy rekinów. Zwierzęta te również znajdują się wysoko w łańcuchu pokarmowym, przez co w ich tkance jest sporo PCB. Najbardziej narażone są te populacje orek, które żywią się właśnie zwierzętami z wyższych części łańcucha pokarmowego. U orek jedzących głównie śledzie i makrele koncentracja PCB w tkance jest znacznie niższa. Ludzie używają PCB od lat 30. ubiegłego wieku. Wyprodukowano ponad milion ton tych środków. W latach 70. i 80. niektóre kraje zakazały stosowania PCB. W 2004 roku podpisano Konwencję Sztokholmską, w której ponad 90 krajów zadeklarowało się do zaprzestania używania PCB. Polichlorowane bifenyle bardzo wolno się rozkładają. Co gorsza matki orek karmiąc swoje młode przekazują im w mleku PCB. Wiemy, że PCB prowadzi do deformacji organów płciowych u zwierząt, obserwowaliśmy to u niedźwiedzi polarnych. Dlatego też postanowiliśmy sprawdzić wpływ tych środków na orki, mówi mówi profesor Rune Dietz z Wydziału Bionuk i Centrum Badań Arktycznych. Uczony wraz z kolegami z USA, Kanady, Wielkiej Brytanii, Islandii i Danii przejrzeli dostępną literaturę fachową i porównali ją z własnymi danymi. W ten sposób uzyskali dane na temat poziomu PCB w organizmach ponad 350 orek. Informacje te wykorzystali z modelu analitycznym, pokazującym wpływ PCB na potomstwo, układ odpornościowy i śmiertelność orek w przeciągu kolejnych 100 lat. Uzyskane wyniki nas zaskoczyły. Ponad połowa badanych populacji jest zagrożonych z powodu PCB, mówi Jean-Pierre Desforges. Model wykazał, że w ciągu ostatnich 50 lat populacja orek na najbardziej zanieczyszczonych terenach wokół Brazylii, Wielkiej Brytanii, na północnym Pacyfiku i w pobliżu Gibraltaru, spadła o połowę. Rzeczywiście na tych terenach rzadko obserwuje się nowo narodzone orki. To przerażające, że zjawisko, które obserwujemy od ponad 50 lat doprowadzi do załamania się populacji orek w ciągu 30-40 lat, dodaje Desforges. Samica orki może żyć 60–70 lat. Mimo, że pierwsze wysiłki na rzecz ograniczenia PCB podjęto 40 lat temu, to w ciałach zwierząt wciąż znajdują się olbrzymie ilości PCB. To zaś oznacza, że ludzie muszą podjąć kolejne wysiłki na rzecz ograniczenia PCB. Na szczęście w wodach wokół Wysp Owczych, Norwegii, Islandii, Alaski i Antarktyki populacja orek zwiększa się, a modele przewidują, że nadal będzie ona rosła. « powrót do artykułu
  20. Szwajcarscy archeolodzy ogłosili, że metalowa ręka znaleziona w 2017 roku w pobliżu jeziora Bielersee jest najstarszą metalową częścią ciała odkrytą na terenie Europy. Wiek zabytku wynosi 3500 lat. Ręka, nieco mniejsza niż prawdziwa, wykonana została z brązu, u nadgarstka ma przyklejoną złotą folię. Można ją było montować na kiju. Nigdy nie widzieliśmy niczego podobnego. Nie byliśmy początkowo pewni, ani co to jest, ani czy to autentyk, mówi Andrea Schaer, stojąca na cele Wydziału Historii Starożytnej i Rzymskiej w Berneńskiej Służbie Archeologicznej. Datowanie radiowęglowe resztek kleju organicznego użytego do zamocowania złotej folii ujawniło, że zabytek powstał pomiędzy 1500 a 1400 rokiem przed Chrystusem. Potwierdzenie wieku metalowej ręki skłoniło archeologów do udania się w miejsce, w którym poszukiwacze skarbów znaleźli rękę. Po siedmiu tygodniach wykopalisk znaleziono poważnie uszkodzony grób znajdujący się na płaskowyżu powyżej Bielersee, w pobliżu wioski Preles. W grobie znaleziono kości mężczyzny w średnim wieku, długą szpilę z brązu, spiralne spinkę do włosów oraz fragmenty złotej folii odpowiadające tej na metalowej ręce. Dowodem, że ręka spoczęła w grobie z mężczyzną był znaleziony tam odłamany palec. W pochówkach z epoki brązu rzadko znajduje się metalowe przedmioty, a złota niemal nigdy nie znajduje się takich grobach na terenie Szwajcarii. Najprawdopodobniej też takie znaleziska są unikatowe na terenie Europy. Fakt, że znamy tysiące miejsc pochówki z epoki brązu i nigdy nie natrafiliśmy na nic podobnego, pokazuje, że to wyjątkowe odkrycie, stwierdza Stefan Hochuli, który stoi na czele Wydziału Zachowania Zabytków i Archeologii kantonu Zug. Specjaliści próbują teraz określić, do czego służyła sztuczna ręka. Jej konstrukcja wskazuje, że była na czymś mocowana. Być może zdobiła rzeźbę, może mocowano ją na kiju i była symbolem władzy, albo też noszono ją podczas jakichś rytuałów. Okoliczności odkrycia znacząco utrudniają badania. Nie wiemy, jakie było położenie ręki względem pochowanego mężczyzny, nie znamy kontekstu jej złożenia w grobie. « powrót do artykułu
  21. Podczas prac związanych z budową rurociągu na wyspie Arnö (in. Biskops-Arnö) na jeziorze Melar w Szwecji odkryto fragment średniowiecznej pieczęci Petrusa Filipssona, arcybiskupa Uppsali w latach 1332-41. Miałam dużo szczęścia - powiedziała w wywiadzie udzielonym portalowi The Local Maria Lingström z zespołu archeologicznego powiązanego ze Szwedzkim Muzeum Historii. Wykop pod rurę miał zaledwie metr szerokości i ok. 10 m głębokości. Bez wykrywacza metalu nie udałoby mi się znaleźć pieczęci. Dotąd w Szwecji znaleziono tylko ok. 15 pieczęci należących do duchownych. Tę [...] arcybiskup miał cały czas przy sobie. Kiedy Filipsson zmarł 12 sierpnia 1341 r., pieczęć prawdopodobnie zniszczono, by nikt nie mógł się pod niego podszywać. « powrót do artykułu
  22. W Hongkongu zidentyfikowano pierwszy znany przypadek zachorowania przez człowieka na szczurzą wersję zapalenia wątroby typu E. Nigdy wcześniej nie zaobserwowano przeniesienia tej choroby ze szczura na człowieka. Naukowcy z Uniwersytetu w Hongkongu ostrzegają, że odkrycie może mieć duże znaczenie dla zdrowia publicznego. Nasze badania jednoznacznie dowodzą istnienia pierwszego znanego przypadku pojawienia się objawów klinicznych po zarażeniu człowieka HEV przez szczura, stwierdzili naukowcy. Szczurzy wirus zapalenia wątroby typu E jest w niewielkim stopniu spokrewniony z ludzkim HEV. Chorobę odkryto u 56-letniego mężczyzny, u którego po przeszczepie wątroby ciągle pojawiały się oznaki jej nieprawidłowego działania. Naukowcy przypuszczają, że do zarażenia doszło przez żywność zanieczyszczoną odchodami szczurów. Jak informuje WHO, na zapalenie wątroby typu E choruje każdego roku około 20 milionów osób. Zwykle choroba rozprzestrzenia się poprzez zanieczyszczoną wodę pitną. Jej objawy to gorączka, wymioty, żółtaczka i, w rzadkich przypadkach, zaprzestanie pracy przez wątrobę. W ostatnim czasie, z powodu wyjątkowo gorących miesięcy, Hongkong ma coraz większe problemy ze szczurami. « powrót do artykułu
  23. Facebook przyznał, że udostępnia reklamodawcom numery telefonów ludzi, którzy w ramach dodatkowego zabezpieczenia swojego konta, używają ich na Facebooku. Koncern nie miał innego wyjścia. Badania przeprowadzone przez dwa uniwersytety wykazały, że reklamodawcy korzystają z numerów, które na Facebooku mają służyć lepszemu zabezpieczeniu konta. Dzięki nim można korzystać z usługi dwustopniowego uwierzytelniania, w czasie którego musimy podać nie tylko hasło, ale też kod przysłany SMS-em. Okazuje się, że numery telefonów są wykorzystywane niezgodnie z przeznaczeniem. Ma to miejsce mimo tych wszystkich zabezpieczeń i kontroli prywatności, stwierdzili naukowcy, którzy odkryli problem. Celem ich badań było określenie sposobów wykorzystywanych przez reklamodawców do zdobycia osobistych danych użytkowników Facebooka, WhatsAppa i Messengera. Badania te wzmacniają tylko podejrzenia, że Facebook używa różnych źródeł danych, i niekoniecznie są to dane, które użytkownik zgodził się przekazać koncernowi, do zarabiania jeszcze większych pieniędzy z reklamy. Rzecznik prasowa serwisu stwierdziła: Używamy informacji udostępnianych przez użytkowników, by zaoferować im bardziej spersonalizowaną zawartość, w tym reklamy. Jasno mówimy, jak wykorzystujemy zebrane przez siebie informacje, w tym informacje kontaktowe, które ludzie dodają do własnych kont. « powrót do artykułu
  24. Parawany medyczne mogą być doskonałym siedliskiem dla lekoopornych bakterii. W ramach pilotażowego badania monitorowano wskaźnik skażenia 10 świeżo upranych parawanów z Oddziału Miejscowych Oparzeń/Chirurgii Plastycznej Centrum Usług Medycznych w Winnipeg. Okazało się, że minimalne tuż po zawieszeniu skażenie z czasem rosło, tak że do 14. dnia aż w 87,5% przypadków stwierdzano obecność metycylinoopornego gronkowca złocistego (ang. methicillin-resistant Staphylococcus aureus, MRSA). Kontrolne parawany, których nie umieszczono w salach pacjentów, pozostawały czyste przez całe 3 tygodnie. Co ważne, w żadnej z sal, gdzie umieszczono parawany, nie leżał pacjent z MRSA. Cztery parawany trafiły do sal 2-osobowych, a kolejne cztery do sal 4-osobowych. Dwa kontrolne umieszczono w rejonach bez bezpośredniego kontaktu z pacjentami lub opiekunami (w wolnym pomieszczeniu służbowym). Autorzy publikacji z American Journal of Infection Control ustalili, że do 3. dnia parawany testowe wykazywały zwiększony wskaźnik skażenia drobnoustrojami; w przypadku parawanów testowych średnio stwierdzano 1,17 jtk (jednostek tworzących kolonie) na cm2, a w przypadku parawanów kontrolnych 0,19 jtk/cm2. Z czasem parawany stawały się coraz bardziej skażone i średnie jtk/cm2 w dniach 17. i 21. wynosiły, odpowiednio, 1,86 oraz 5,11. Choć do 10. dnia testy na obecność MRSA były dodatnie tylko w przypadku jednego parawanu, do dnia 14. dodatni wynik występował już w 5 przypadkach na 8. Naukowcy pobrali próbki z miejsc, gdzie ludzie chwytają parawany, co sugeruje, że zwiększone skażenie mogło być właśnie skutkiem bezpośredniego kontaktu. Wiemy, że parawany medyczne stwarzają wysokie ryzyko zakażenia krzyżowego, bo są często dotykane i rzadko zmieniane - podkreśla Kevin Shek. Biorąc pod uwagę statystyki, Kanadyjczycy uważają, że parawany najlepiej czyścić lub zmieniać między 10. a 14. dniem od ustawienia/powieszenia. Akademicy przyznają, że ze względu na krótki okres badania i małą próbę trzeba przeprowadzić kolejne studia. « powrót do artykułu
  25. Australijscy naukowcy opracowali lepszą metodę identyfikowania pacjentów, którzy powinni otrzymywać inhibitory PARP (PARPi), silne leki na raka jajnika. Ich praca pozwala odpowiedzieć na pytanie, dlaczego niektórym pacjentkom leki te pomagają, a innym nie. Zaoferowanie odpowiedniej terapii to niezwykle ważny czynnik w raku jajnika, którego średnia przeżycia niewiele się zmieniła w ciągu ostatnich 30 lat. Profesor Clare Scott z Walter and Eliza Hall Institute mówi, że jest dobrze udokumentowanym faktem, iż PAPRi działają tylko wtedy, gdy proces naprawy DNA komórek nowotworowych nie funkcjonuje prawidłowo. Przez ostatnie dwie dekady sądzono, że u pacjentek z rakiem jajników, u których geny BRCA1 są wyciszone, uległy metylacji, proces naprawy DNA komórek nowotworowych nie działa prawidłowo, dzięki czemu osoby takie są dobrymi kandydatami do podawania PARPi. Jednak nie wiadomo było, u których z takich pacjentek leki zadziałają, stwierdza uczona. Współpracownica Scott, doktor Olga Kondrashova, zdradziła, że momentem, w którym dokonano odkrycia, było zauważenie subtelnych różnic u chorujących na raka jajnika z metylacją BRCA1. To te niewielkie zmiany epigenetyczne wyjaśniały, dlaczego niektórzy reagują na leczenie, a inni nie. Nagle stało się jasne, że wszyscy pacjenci z tej grupy nie mogą być leczeni w identyczny sposób. Odkryliśmy, że u niektórych pacjentów występowało coś, co można opisać jako niekompletną metylację BRCA1. U nich nie wszystkie kopie genów były wyłączone. Okazało się, że niekompletna metylacja nie wystarcza, by proces naprawy DNA w komórkach nowotworowych działał nieprawidłowo, a to wyjaśnia, dlaczego PARPi im nie pomagały. Jednocześnie stwierdziliśmy, że u pacjentów z kompletną metylacją BRCA1 terapia PARPi dawała dobre wyniki, dodaje Kondrashova. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...