Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36960
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Kontakt wzrokowy między dwiema osobami symultanicznie aktywuje te same obszary mózgu. Zjawisko to stanowi podstawę skutecznej interakcji społecznej. Norihiro Sadato z Narodowego Instytutu Nauk Psychologicznych badał pary dorosłych osób. Ochotników badano za pomocą hiperskanowania funkcjonalnym rezonansem magnetycznym. W każdym skanerze umieszczano kamerę i wyświetlacz. Aktywność mózgu monitorowano w 2 sytuacjach: 1) przy relacji on-line na żywo i 2) w warunkach przekazywania obrazu z 20-s opóźnieniem. Okazało się, że w 1. scenariuszu obserwowano wzajemny wpływ na mruganie, a także podwyższoną aktywację móżdżku i wzmożoną łączność w obrębie limbicznego układu lustrzanego. Autorzy artykułu z pisma eNeuro uważają, że kontakt wzrokowy w czasie rzeczywistym przygotowuje mózg do dzielenia stanów mentalnych z innymi. « powrót do artykułu
  2. Z Keio University Hospital w Tokio wypisano chłopca, którego waga urodzeniowa wynosiła zaledwie 268 gramów. Dziecko przyszło na świat w sierpniu w wyniku cesarskiego cięcia. Stało się to w 24. tygodniu ciąży. Chłopczyk przebywał 5 miesięcy na oddziale intensywnej opieki medycznej. Ze szpitala wyszedł 2 miesiące po planowanym terminie porodu. Jego waga sięgnęła 3,2 kg. Teraz je już normalnie. Mogę tylko powiedzieć, że jestem szczęśliwa, że tak urósł, bo po prawdzie nie byłam pewna, czy przeżyje - podkreśla mama chłopca. Dr Takeshi Arimitsu, który zajmował się leczeniem wcześniaka, opowiada, że zgodnie z obejmującą cały świat bazą danych najmniejszych dzieci z Uniwersytetu Iowy, Japończyk jest najmniejszym chłopcem, jaki kiedykolwiek opuścił po leczeniu szpital. Jest więc nadzieja, że dzieci będą wypisywane ze szpitala w dobrym stanie zdrowia, nawet jeśli ich waga urodzeniowa będzie skrajnie niska. Poprzednim rekordzistą był chłopiec z Niemiec, który ważył 274 g. Urodził się on w 2009 r. Getyndze. Ze szpitala wypisano go po 6 miesiącach z wagą 3,7 kg. Najmniejsza dziewczynka również urodziła się w Niemczech, w Witten. Przyszła na świat w 2015 r. w 25. tygodniu ciąży. Keio University Hospital poinformował, że w Japonii wskaźnik przeżywalności dzieci z wagą urodzeniową nieprzekraczającą kilograma wynosi ok. 90% Kiedy jednak waga plasuje się poniżej 300 gramów, wartość ta spada do ok. 50%. W grupie najmniejszych dzieci wskaźnik przeżywalności jest u chłopców niższy niż u dziewczynek. Specjaliści nie wiedzą, czemu się tak dzieje, ale podejrzewają, że chodzi o wolniejszy rozwój płuc. « powrót do artykułu
  3. Plastikowe odpady został znalezione w przewodach pokarmowych zwierząt żyjących w najgłębszych rowach oceanicznych. To pokazuje, jak bardzo zanieczyściliśmy Ziemię. Każdego roku człowiek produkuję ponad 300 milionów ton plastiku. W oceanach pływa co najmniej 5 bilionów kawałków plastiku. Jako, że eksploracja głębin jest kosztowna, trudna i czasochłonna dotychczas badano głównie, jak plastik zanieczyszcza płytsze partie oceanów. Badania te wykazały, że zanieczyściliśmy plastikowymi odpadami najdalsze zakątki planety, a tworzywa sztuczne trafiają do organizmów ptaków, żółwi morskich, ryb i waleni. Teraz brytyjscy naukowcy z Newcastle University poinformowali, że plastikowe odpady znaleźli w przewodach pokarmowych wszystkich zwierząt, jakie zbadali w Rowie Mariańskim. W pewnej mierze się tego spodziewałem, ale to zaskakujące odkrycie, mówi Alan Aamieson. Jamieson z kolegami specjalizują się w poszukiwaniu nowych gatunków zamieszkujących głębiny oceaniczne. Uczeni zdali sobie w pewnym momencie sprawę, że przez dekadę badań zgromadzili dziesiątki okazów niewielkich krewetek, żyjących na głębokościach od 6000 do 11000 metrów pod powierzchnią oceanu. Postanowili poszukać w ich organizmach plastiku. Naukowcy byli zaskoczeni, w jak olbrzymim stopniu zanieczyszczona jest planeta. Na przykład Rów Atakamski i Rów Japoński są oddalone od siebie o około 15 000 kilometrów, jednak krewetki żyjące w obu tych miejscach miały plastik w przewodach pokarmowych. U wybrzeży Japonii, Nowej Zelandii czy Peru istnieją bardzo głębokie rowy. Najważniejsze odkrycie to stwierdzenie obecności plastiku w organizmach żyjących na każdej głębokości. Nie marnujmy więcej czasu. Plastik jest wszędzie, mówi Jamieson. Autorzy badań stwierdzili, że nie wiadomo, czy fragmenty plastiku samodzielnie dotarły na tak duże głębokości, czy też np. zostały połknięte przez ryby, które po śmierci opadły na dno. Analiza odpadków wykazała, że większość z nich stanowią tworzywa sztuczne używane do produkcji ubrań. Zaś zmiana wiązań atomowych w materiałach wskazała, że zanieczyszczenia liczyły sobie kilkanaście lat. Mikroplastik trafia do oceanów różnymi drogami. Z czasem akumulują się na nim bakterie, staje się on cięższy i tonie. Jeśli więc nawet od dzisiaj do oceanów nie trafi już żaden kawałek plastiku, to ten plastiku, który już tam jest z czasem zatonie. A wówczas nie ma sposobu, by go stamtąd wydobyć. Składujemy nasze śmieci w najmniej zbadanych obszarach naszej planety, mówi Jamieson. Uczony dodaje, że nie wiadomo, jaki wpływ ma mikroplastik na organizmy żyjące na dnie rowów oceanicznych. Można jedynie przypuszczać, że skutki są opłakane. To tak, jakby człowiek połknął 2-metrowy kawałek linki z polipropylenu i oczekiwał, że nie wpłynie to na jego zdrowie, stwierdza uczony. « powrót do artykułu
  4. Hipotezy tłumaczące powstawanie układów planetarnych takich jak nasz Układ Słoneczny przewidują istnienie planet swobodnych, niezwiązanych grawitacyjnie z żadną gwiazdą i przemierzających samotnie naszą Galaktykę. Naukowcy z Obserwatorium Astronomicznego UW odkryli dwie nowe planety swobodne. Artykuł opisujący odkrycie ukazał się w czasopiśmie Astronomy & Astrophysics. Do tej pory odkryto i zbadano prawie cztery tysiące planet krążących wokół innych niż Słońce gwiazd. Większość metod służących do znajdowania planet pozasłonecznych polega na obserwacji ich macierzystych gwiazd. Można mierzyć ruch gwiazdy wywołany przez obiegającą ją planetę lub szukać niewielkich spadków jasności spowodowanych przejściem planety na tle tarczy gwiazdy. Samotne planety Metody te umożliwiają znajdowanie setek planet pozasłonecznych, ale nie możemy ich zastosować do szukania planet swobodnych – mówi Przemysław Mróz, doktorant w Obserwatorium Astronomicznym UW. Samotne planety nie emitują światła, nie możemy więc obserwować ich bezpośrednio. Do ich wykrywania stosujemy metodę mikrosoczewkowania grawitacyjnego. Jeżeli planeta znajdzie się niemal dokładnie między obserwatorem na Ziemi a jakąś odległą gwiazdą (źródłem) w centrum naszej Galaktyki, to grawitacja planety może zadziałać tak jak olbrzymia soczewka i skupić światło gwiazdy-źródła. Teleskopy na Ziemi mogą wtedy zarejestrować krótkotrwałe pojaśnienie źródła, zwane zjawiskiem mikrosoczewkowania grawitacyjnego. Metodą tą możemy znajdować obiekty, które w ogóle nie emitują światła, takie jak planety swobodne. Czas trwania zjawiska zależy od masy soczewki – im mniejsza, tym wywołane przez nią zjawisko mikrosoczewkowania jest krótsze. Typowe zjawiska wywołane przez gwiazdy trwają kilkanaście dni, zjawiska wywołane przez planety – zaledwie kilka godzin. Technika "Hollywood" Aby dokładnie mierzyć masy planet swobodnych, oprócz czasu trwania zjawiska potrzebne są dodatkowe informacje. Trzeba między innymi zmierzyć prędkość soczewki względem źródła. W tym celu stosujemy technikę "Hollywood", czyli przyglądamy się największym gwiazdom – mówi Przemysław Mróz. Dosłownie największym, bo gwiazdy-olbrzymy mogą być nawet kilkadziesiąt razy większe niż nasze Słońce. Naukowcy wykorzystali technikę "Hollywood" do zbadania dwóch zjawisk mikrosoczewkowania odkrytych w ramach przeglądu nieba OGLE prowadzonego przez astronomów z Uniwersytetu Warszawskiego. Jedno ze zjawisk zostało wywołane prawdopodobnie przez planetę nieznacznie większą niż Ziemia. Jest to jedna z najmniej masywnych planet swobodnych odkrytych do tej pory. Drugie zjawisko zostało wywołane przez obiekt podobny do Jowisza. Odkrycia te są zgodne z naszymi wcześniejszymi przewidywaniami, że w Drodze Mlecznej na każdą gwiazdę przypada co najmniej jedna małomasywna planeta swobodna – podsumowuje wyniki pracy prof. Andrzej Udalski, kierownik projektu OGLE. W publikacji wykorzystano obserwacje zebrane przy użyciu Teleskopu Warszawskiego znajdującego się w Obserwatorium Las Campanas w Chile, a także innych teleskopów położonych w Nowej Zelandii, Australii, Afryce Południowej i Izraelu. Artykuł w czasopiśmie Astronomy & Astrophysics został wyróżniony przez redaktorów pisma jako jeden z najciekawszych w numerze. « powrót do artykułu
  5. Przy odpowiednio wysokim stężeniu CO2 w atmosferze może dojść do uruchomienia nieznanego wcześniej mechanizmu, który zwiększy średnią temperaturę powierzchni Ziemi o dodatkowe 8 stopni Celsjusza. Nowo odkryte zjawisko może pozwolić też na wyjaśnienie pewnej zagadki sprzed 50 milionów lat. Profesor Tapio Schneider z California Institute of Technology opublikował w Nature Geoscience wyniki swoich symulacji komputerowych. Okazało się, że jeśli stężenie CO2 w atmosferze przekroczy 1200 ppm (części na milion), dojdzie do rozpadu stratusów, chmur pokrywających około 20% oceanicznych obszarów subtropikalnych. Stratusy ochładzają planetę, a że są tak bardzo rozpowszechnione, ich wpływ jest znaczny. Schenider oraz Colleen Kaul i Kyle Pressel z Pacific Northwest National Laboratory przeprowadzili na superkomputerach symulację ruchu stratusów i ich zachowania się przy rosnącym stężeniu CO2. Okazało się, że gdy poziom dwutlenku węgla przekroczył 1200 ppm doszło do rozpadu stratusów, a to z kolei spowodowało ogrzanie się Ziemi o kolejnych 8 stopni Celsjusza. Co więcej, zauważono, że stratusy nie zaczęły ponownie się formować dopóki poziom CO2 nie spadł znacznie poniżej poziomu, w którym się rozpadały. W bieżącym roku średni poziom CO2 w atmosferze przekroczy 410 ppm, czyli będzie o 130 ppm wyższy od średniego poziomu sprzed epoki przemysłowej. Najwyższy tegoroczny poziom zarejestrowany na Mauna Loa wyniósł 414,27 ppm. Jeśli ludzkość będzie emitowała dwutlenek węgla tak, jak dotychczas, to poziom 1200 ppm zostanie przekroczony po roku 2100. Już samo zwiększenie koncentracji CO2 do tego poziomu, będzie oznaczało, że średnie temperatury na Ziemi będą o 6 stopni Celsjusza wyższe, niż w epoce przedprzemysłowej. Rozpad stratusów doda do tego jeszcze 8 stopni Celsjusza. Wzrost temperatur o 14 stopni byłby katastrofalny. Przy takiej temperaturze w tropikach nie mogłyby żyć zwierzęta stałocieplne, w tym i ludzie. Badania Schneidera i jego kolegów pozwalają też na rozwiązanie starej zagadki paleoklimatologicznej. Z danych geologicznych wiemy, że w eocenie, przed około 50 milionami lat, w Arktyce nie było lodu, żyły tam za to krokodyle. Jednak modele klimatyczne wskazują, że taki scenariusz wymaga, by stężenie CO2 przekraczało 4000 ppm. Z badań wiemy zaś, że w tym czasie koncentracja dwutlenku węgla wynosiła poniżej 2000 ppm. Odkrycie, że przy takiej koncentracji doszłoby do rozpadu stratusów i dodatkowego ogrzania powierzchni Ziemi pozwala wyjaśnić te niezgodności. Profesor Schneider zastrzega, że wspomniane 1200 ppm to zgrubny szacunek, a nie dokładna granica, przy której stratusy zaczynają się rozpadać. « powrót do artykułu
  6. Czerwone maliny mogą pomóc w kontrolowaniu poziomu glukozy u osób ze stanem przedcukrzycowym. Naukowcy z Illinois Institute of Technology badali wpływ czerwonych malin na grupę ludzi zagrożonych cukrzycą (21). Mieli oni nadwagę bądź otyłość i stan przedcukrzycowy oraz insulinooporność. W badaniu uwzględniono też zdrową grupę kontrolną (11). W ramach studium 32 dorosłym w wieku 20-60 lat przez dobę kilkukrotnie badano krew po zjedzeniu 3 rodzajów śniadań. Wszystkie zawierały dużo węglowodanów i umiarkowaną ilość tłuszczu (dopasowano je pod względem kaloryczności), ale różniły się zawartością mrożonych malin. Jedno śniadanie nie zawierało ich w ogóle, w drugim uwzględniono 125 g tych owoców, a w trzecim aż 250 g. Po sześciu godzinach ochotnicy dostawali przekąskę. Okazało się, że gdy rosła ilość malin, zagrożeni cukrzycą potrzebowali mniej insuliny, by kontrolować glikemię. Kiedy w posiłku uwzględniono 250 g malin, poziom glukozy był niższy (w porównaniu do śniadania bez malin). Ludziom zagrożonym cukrzycą często mówi się, by ze względu na zawartość cukru unikali owoców. Jednak pewne owoce, np. czerwone maliny, zapewniają nie tylko niezbędne mikroelementy, ale i takie składniki, jak odpowiedzialne za czerwony kolor antocyjany, ellagitaniny (elagotaniny) czy błonnik, który obniża stężenie glukozy we krwi - podsumowuje dr Britt Burton-Freeman. « powrót do artykułu
  7. Wiele najnowocześniejszych laptopów oraz coraz więcej komputerów stacjonarnych jest znacznie bardziej narażonych na atak za pośrednictwem urządzeń peryferyjnych niż dotychczas sądzono. Jak wynika z badań przeprowadzonych na University of Cambridge, napastnik może w ciągu kilku sekund przełamać zabezpieczenia maszyny, jeśli tylko zyska dostęp do takich urządzeń jak ładowarka czy stacja dokująca. Dziury znaleziono w komputerach z portem Thunderbolt, pracujących pod kontrolą Windows, Linuksa, macOS-a i FreeBSD. Narażonych jest coraz więcej modeli komputerów. Naukowcy z Cambridge i Rice University stworzyli otwartoźródłową platformę Thunderclap, która służy im do testowania bezpieczeństwa urządzeń peryferyjnych i ich interakcji z systemem operacyjnym. Pozwala ona podłączać się do komputerów za pomocą portu USB-C obsługującego interfejs Thunderbolt i sprawdzać, w jaki sposób napastnik może dokonać ataku na system. Okazuje się, że w ten sposób bez większego problemu można przejąć całkowitą kontrolę nad maszyną. Ataku można dokonać nie tylko za pomocą zewnętrznych kart graficznych czy sieciowych, ale również za pomocą tak pozornie niewinnych urządzeń jak ładowarka czy projektor wideo. Urządzenia zewnętrzne mają bezpośredni dostęp do pamięci (DMA), co pozwala im ominąć zabezpieczenia systemu operacyjnego. To bardzo kuszący sposób na przeprowadzenie ataku. Jednak współczesne systemy komputerowe korzystają z mechanizmu IOMMU (input-output memory managemen units), który ma chronić przed atakami DMA poprzez udzielanie dostępu do pamięci tylko zaufanym urządzenim, a dostęp ten jest ograniczony do tych obszarów pamięci, które nie zawierają wrażliwych danych. Jednak, jak dowiedli naukowcy, IOMMU jest wyłączony w wielu systemach, a tam, gdzie jest włączony, jego zabezpieczenia mogą zostać przełamane. Wykazaliśmy, że obecnie IOMMU nie gwarantuje pełnej ochrony i doświadczony napastnik może poczynić poważne szkody, mówi Brett Gutstein, jeden z autorów badań. Po raz pierwszy tego typu błędy odkryto w 2016 roku. Naukowcy poinformowali o problemie takie firmy jak Intel, Apple i Microsoft, a te przygotowały odpowiednie poprawki. Wielu twórców oprogramowania i sprzętu komputerowego wydało w ostatnich latach łaty. Jednak najnowsze badania pokazują, że sytuacja nie uległa zmianie. A pogarsza ją rosnąca popularność takich interfejsów jak Thunderbolt 2, który pozwala podłączać do tego samego portu zasilacze, urządzenia wideo i inne urządzenia zwenętrzne. To znakomicie zwiększyło ryzyko ataku DMA. Podstawowym sposobem ochrony jest instalowanie poprawek dostarczonych przez Apple'a, Microsoft i innych. Trzeba też pamiętać, że sprzęt komputerowy jest wciąż słabo chroniony przed złośliwymi urządzeniami podłączanymi do portu Thunderbolt, więc użytkownicy nie powinni podłączać doń urządzeń, których pochodzenia nie znają lub którym nie ufają, mówi Theodore Markettos. « powrót do artykułu
  8. Od ponad 100 lat do podawania leków wykorzystuje się strzykawki oraz igły. Precyzyjne ich umieszczenie zależy od umiejętności użytkownika. Należy też pamiętać, że trudno dostarczyć lek do delikatnych regionów, takich jak przestrzeń nadnaczyniówkowa. Mając to na względzie, specjaliści z Brigham and Women's Hospital opracowali inteligentny wstrzykiwacz i2T2, który wykrywa zmiany oporu tkanek. W ubiegłym wieku igły prawie nie zmieniano. Upatrywaliśmy w tym szansy na opracowanie lepszych, dokładniejszych urządzeń. Zależało nam na precyzyjniejszym celowaniu w tkankę, przy jednoczesnym zachowaniu jak najprostszego dizajnu [...] - opowiada prof. Jeff Karp. Przestrzeń nadnaczyniówkowa (SCS), która znajduje się między naczyniówką a twardówką oka, to jedno z tych miejsc, w które trudno trafić za pomocą tradycyjnej igły. By nie uszkodzić siatkówki, igła musi się bowiem zatrzymać po przejściu przez twardówkę, która ma grubość poniżej 1 mm. Autorzy publikacji z pisma Nature Biomedical Engineering wspominają też o innych częstych celach: jamie nadtwardówkowej, która chroni rdzeń kręgowy przed uciskiem, jamie otrzewnej i tkance podskórnej. i2T2 wyprodukowano ze standardowej igły i części dostępnych w handlu strzykawek. Naukowcy przeprowadzili testy siły napędu, sił maksymalnych i tarcia. i2T2 testowano na tkankach 3 modeli zwierzęcych. Oceniano dokładność dostarczania ładunku do przestrzeni nadnaczyniówkowej, jamy nadtwardówkowej, jamy otrzewnej oraz tkanki podskórnej. Eksperymentując na wyekstrahowanych tkankach i zwierzętach, naukowcy odkryli, że i2T2 zapobiega urazom związanym z wprowadzeniem leku za docelową tkankę (ang. overshoot injuries). Lek udawało się precyzyjnie dostarczyć do wybranej lokalizacji bez dodatkowego treningu czy stosowania jakiejś specjalnej metody. Gdy użytkownik wciska tłok, i2T2 wyczuwa zanik oporu związany z napotkaniem bardziej miękkiej tkanki bądź jamy, zatrzymuje ruch igły i uwalnia ładunek. Wstrzykiwacz pozwalał dostarczyć ciecz do przestrzeni nadnaczyniówkowej przy szerokim wachlarzu wielkości oczu, grubości twardówki oraz wartości ciśnienia wewnątrzgałkowego. Podobnie było przy pozostałych badanych lokalizacjach. Oprócz tego Amerykanie wykazali, że wstrzykiwacz może dostarczać komórki macierzyste na tył gałki ocznej, co oznacza, że przyda się w terapiach regeneracyjnych. Komórki macierzyste dostarczane do SCS przeżyły, co wskazuje, że siła towarzysząca iniekcji oraz przejście przez SCS nie były dla nich zbyt obciążające - podkreśla dr Kisuk Yang. Dr Girish Chitnis dodaje, że to technologia platformowa, co oznacza, że zastosowania mogą być bardzo różne. « powrót do artykułu
  9. Kim Wilson, bibliotekarka z University of Sydney, odkryła rysunek Giorgione'a, jednej z najbardziej tajemniczych postaci europejskiej sztuki renesansowej. Rysunek przedstawiający Madonnę z Dzieciątkiem został wykonany czerwoną kredą, a pani Wilson zauważyła go na pochodzącej z 1497 roku kopii „Boskiej komedii” Dantego, która znajduje się w uniwersyteckim zbiorze ksiąg rzadkich. To jeden z zaledwie trzech znanych rysunków Giorgione'a. Dwa pozostałe znajdują się w Rotterdamie i Nowym Jorku. To część książki, której zwykle się nie ogląda, a rysunek wygląda jak namalowany pewną ręką mistrza, mówi Wilson. Giorgione jest artystą równie ważnym, co Leonardo da Vinci, jednak znamy tylko nieliczne przykład jego dzieł, dodaje profesor Jaynie Anderson z University of Melbourne. To odkrycie będzie miało olbrzymie znaczenie dla naszego pojmowania historii sztuki Wenecji, stwierdza. Po odkryciu rysunku pani WIlson zwróciła się o pomoc do profesor Neridy Newbigin z Wydziału Studiów Włoskich. Poprosiła ją o przetłumaczenie tekstu napisanego w XVI-wiecznym dialekcie używanym w Wenecji. Tekst nad rysunkiem brzmi: 1510 lhs Maria. Dnia 17 września Giorgione de Castelfranco, wspaniały artysta, zmarł w Wenecji na dżumę w wieku 26 lat i spoczywa w pokoju. Ten napis nie tylko podaje nam dokładną datę śmierci, ale również datę urodzenia. To niezwykle ważne, gdyż przez wiele wieków nie byliśmy w stanie precyzyjnie umieścić Giorgione'a w historii. Teraz historycy sztuki będą mogli na nowo określić jego miejsce w dziejach, wyjaśnia profesor Anderson. W najbliższym numerze The Burlington Magazine ukaże się artykuł szczegółowo opisujący odkrycie. Znajdziemy w nim też sugestię, że Giorgione posiadał kopię „Boskiej komedii”. Możemy więc dowiedzieć się, co czytali i jak reagowali na literaturę renesansowi artyści. Autorzy artykułu twierdzą, że rysunek mógł być prekursorem „Świętej rodziny” Giorgione'a, która znajduje się w National Gallery of Art w Waszyngtonie lub „Adoracji trzech królów" przechowywanej w londyńskiej National Gallery. Kuratorzy obu galerii poparli takie twierdzenia. Pomimo intensywnych badań, nie udało się stwierdzić, kiedy wspomniana kopia „Boskiej komedii” trafiła do Uniwersytetu w Sydney. Pojawiła się tam ona pomiędzy 1914 a 1959 rokiem, prawdopodobnie po roku 1928. W marcu rysunek Giorgione'a zostanie poddany badaniom w synchrontronie. Pozwoli to na przeanalizowanie materiałów wykorzystanych do wykonania rysunku. Uczeni chcą dzięki temu poznać technikę Giorgione'a oraz porównać materiał z rysunku z materiałem, którym wykonano napis informujący o śmierci artysty. Giorgione był renesansowym malarzem, jego obrazy – a znamy ich zaledwie sześć – wyróżniają się niezwykłą jakością. Był mistrzem Tycjana i, wraz z nim, założycielem weneckiej szkoły malarstwa. Z dzieła Giorgio Vasariego „Żywoty najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów” wiemy, że urodził się w miasteczku Castelfranco Veneto. Wiemy też, że zamówiono u niego portret doży Wenecji Agostino Barbarigo i kondotiera Consalvo Ferrante, ozdabiał pałac dożów i, jak informuje, Vasari, osobiście spotkał się z Leonardo da Vinci, a wydarzenie to wpłynęło na jego sztukę. « powrót do artykułu
  10. Złodzieje ukradli głowę 800-letniej mumii krzyżowca z krypty w St. Michan's Church w Dublinie. Zbezcześcili i uszkodzili też inne mumie, w tym 400-letnie szczątki zakonnicy. Makabrycznego odkrycia dokonał przewodnik, który przygotowywał się do otwarcia kościoła dla zwiedzających w poniedziałek po południu. Na razie wycieczki zostały odwołane. Jak poinformował archidiakon David Pierpoint, to kolejny akt wandalizmu, do jakiego doszło w krypcie. Poprzedni miał miejsce w 1996 r. Ciało krzyżowca odwrócono. Zniknęła też wewnętrzna brama ze stali. Wg Pierpointa, obecnie najważniejszą rzeczą jest zabezpieczenie krypty. Istnieją bowiem uzasadnione obawy, że ludzkie szczątki się rozłożą (dotąd były chronione przez unikatowe warunki - wapień ze ścian sprawiał, że powietrze w krypcie było suche). Sprawa jest badana przez policję (śledczy przeglądają m.in. nagrania z kamer przemysłowych). Pierpoint apeluje o pomoc do wszystkich, którzy dysponują jakimiś informacjami na ten temat. « powrót do artykułu
  11. Przed miliardem lat w Drodze Mlecznej powstała gromada gwiazd. Od tego czasu gwiazdy te przebyły cztery wielkie okrążenia wokół brzegów naszej galaktyki. Jej grawitacja spowodowała, że gromada rozciągnęła się w długą gwiezdną rzekę. Teraz rzeka ta przepływa w odległości zaledwie 330 lat świetlnych od Ziemi. Zdaniem astronomów, pomoże ona oszacować masę drogi Mlecznej. Astronomowie od dawna obserwowali te gwiazdy otoczone innymi gwiazdami. Dotychczas nie zdawali sobie jednak sprawy, że należą one do jednej grupy. Dopiero dzięki trójwymiarowej mapie tworzonej przez satelitę Gaia zauważono, że gwiazdy poruszają się razem z niemal tą samą prędkością i w tym samym kierunku. Obecnie rzeka ma 1300 lat świetlnych długości i 160 lat świetlnych szerokości. Zidentyfikowanie takiego pobliskiego strumienia jest jak natrafienie na igłę w stogu siana. Astronomowie od dawna patrzyli na ten strumień, spoglądali przez niego, a dopiero teraz dowiedzieliśmy się, że on tam jest, jest kolosalny i znajduje się niezwykle blisko Słońca, mówi João Alves z Uniwersytetu Wiedeńskiego, jeden z autorów badań. Kosmos jest pełen takich strumieni. Jednak ich badanie nastręcza kłopotów. Trudno jest bowiem odróżnić gwiazdy należące do strumienia od innych gwiazd. Zwykle też takie strumienie znajdują się znacznie dalej od nas. Zauważenie takiej struktury tak blisko bardzo nam się przyda. Tak nieduża odległość oznacza, że gwiazdy nie świecą zbyt słabo, a ich obraz nie jest zbyt zamazany, by nie można było ich badać. To marzenie każdego astronoma, dodaje Alves. Specjaliści mają nadzieję, że gdy dokładnie zbadają, w jaki sposób gromada gwiazd zmienia się w strumień, będą mogli określić, w jaki sposób galaktyki zyskują gwiazdy. Nowe znalezisko jest tym cenniejsze, że w tak dużych i masywnych galaktykach jak Droga Mleczna takie gromady są zwykle rozrywane i gwiazdy podążają w różnych kierunkach. Tymczasem znaleziona gwiezdna rzeka jest na tyle wielka i powiązana na tyle mocno, że pozostała nietknięta przez miliard lat, w czasie których okrążała centrum galaktyki. Nie można też wykluczyć, że należy do niej więcej gwiazd, niż wynika to ze wstępnych danych Gai. « powrót do artykułu
  12. Jeszcze w bieżącym roku na Ziemię może spaść radziecki próbnik, który miał dolecieć na Wenus. Pojazd Kosmos 482 został wystrzelony 31 marca 1972 roku. Jednak coś poszło nie tak i spora część próbnika pozostała na orbicie naszej planety. Teraz eksperci ostrzegają, że wkrótce może ona spaść na Ziemię, być może nawet w tym roku. Kosmos 482 był bliźniaczym pojazdem sondy Wenera 8, która w lipcu 1972 roku jako drugi pojazd w historii wylądowała na powierzchni Wenus. Pracowała tam przez 50 minut i 11 sekund zanim zamilkła, zniszczona zapewne przez wysoką temperaturę panującą na powierzchni planety. Pierwszym była, również radziecka, Wenera 7, która z Wenus nadawała przez kilka minut. Tymczasem Kosmos 482 pozostała na orbicie Ziemi. Niektóre jej fragmenty dość szybko spadły na Ziemię, inne wciąż latają nad naszymi głowami. Problemem jest to, że część, która ma spaść na Błękitną Planetę waży 495 kilogramów i jest wyposażona w osłony termiczne. Bez problemu przetrwa wejście w atmosferę, mówi obserwator satelitów, Thomas Dorman. Byłoby zabawnie, gdybyśmy zobaczyli, jak spada i nagle rozwijają się spadochrony. Jednak jestem pewien, że baterie, które miały uruchomić ładunki wybuchowe odpalające spadochrony od dawna już nie mają energii, dodaje. Na widowiskowy upadek pozostałości Kosmos 482 czeka wiele osób na całym świecie. Chcą prowadzić obserwacje i robić zdjęcia. Spekulują, w jakim stanie jest ten akurat fragment sondy. Próbują też przewidzieć, kiedy dojdzie do upadku. Tutaj jednak wiele zależy od tego, jak fragment będzie się rozpadał, jak będzie nań oddziaływało Słońce. Prawdopodobnie jednak Kosmos 482 trafi na Ziemię pomiędzy końcem bieżącego, a połową przyszłego roku. Obecnie obserwowany fragment znajduje się na orbicie, której najdalszy punkt od Ziemi wynosi 2735 kilometrów, a najbliższy – zaledwie 200 km. Próba badania i zrozumienia Kosmos 482 jest jak obserwowanie wraku statku, który porusza się z prędkością około 11 000 kilometrów na godzinę, w ciągle zmieniających się warunkach oświetleniowych, z odległości setek kilometrów i to w sytuacji, gdy dobrze widać go tylko przez kilka sekund kilka razy w roku, stwierdza Dorman. « powrót do artykułu
  13. Krępowanie stóp było praktykowane w Chinach przez ponad 1000 lat. Zwyczaj ten znamy dzięki zachowanym dokumentom, butom znalezionym w pochówkach przedstawicielek elit oraz świadectwom ostatnich kobiet, które przeszły bandażowanie. Dopiero stosunkowo niedawno archeolodzy zaczęli analizować pod tym kątem szkielety. Dr Elizabeth Berger z Uniwersytetu Michigan brała udział w wykopaliskach na stanowisku Yangguanzhai w pobliżu Xi'an w prowincji Shaanxi. Zespół, którego pracami kierował Liping Yang z Akademii Archeologii Shaanxi, badał tutejszą osadę neolityczną. Nieoczekiwanie dla wszystkich odkryto tu cmentarz z okresu dynastii Ming (1368-1644). Patrząc na kości, zauważyłam, że stopy wyglądają bardzo dziwnie. Od razu pomyślałam, że to krępowanie stóp. Zaczęłam drążyć temat i zauważyłam, że choć nie brakowało badań dot. historii, nie było zbyt wielu publikacji nt. wyglądu kości stóp poddawanych takiej modyfikacji. W artykule, który ukazał się w marcowym wydaniu International Journal of Paleopathology, Berger i współpracownicy ujawnili, że ślady krępowania nosiły stopy 4 z 8 przedstawicielek elity. Naukowcy sądzą, że najwcześniejsze formy krępowania stóp pojawiły się za czasów południowej dynastii Song (1127-1279). Początkowo chodziło o to, by uformować węższe stopy; proces ten nie prowadził do silnej deformacji kości. Mocniejsze krępowanie, by uzyskać znacznie krótszą stopę, rozpoczęło się dopiero za dynastii Ming. Najpierw krępowanie stosowano u dziewcząt z wyższych klas społecznych, potem obyczaj przyjął się również wśród klas niższych. Próbka z wykopalisk w Yangguanzhai była nieduża, ale wg Berger, zaobserwowane wzorce mogą odzwierciedlać ewolucję praktyki bandażowania. Naukowcy stwierdzili, że zachowane paliczki i kości śródstopia cechuje silna modyfikacja (są one smukłe i drobne). W porównaniu jednak do późniejszych znanych przypadków krępowania stóp, u kobiet z tutejszego stanowiska kości stępu nie były aż tak zmienione; obserwowano niewielką redukcję rozmiarów, ale już nie dramatyczne zmiany morfologii. To sugeruje, że za czasów dynastii Qing [1644-1912] mogła nastąpić radykalizacja bandażowania stóp. W 22 pochówkach z czasów dynastii Ming archeolodzy odkryli 31 szkieletów: 11 dorosłych mężczyzn, 14 dorosłych kobiet, 2 dorosłych niewiadomej płci, a także 4 młodszych osób. Sześć grobów to pochówki par (mężczyzn i kobiet) a 2 to pochówki potrójne - mężczyzny i 2 kobiet. Kości usunięto z grobów w 2015 r. i przechowywano w stacji terenowej. Były dobrze zachowane. Wszystkie zachowane kości stóp żeńskich szkieletów były makroskopowo badane i mierzone przez Berger. Z powodu lokalizacji stacji nie dało się przeprowadzić badań obrazowych ani histologicznych. « powrót do artykułu
  14. Podwyższony wiek biologiczny wiąże się z większym ryzykiem raka piersi. Wiek biologiczny wyznaczano na podstawie metylacji DNA (modyfikacji DNA stanowiącej część procesu starzenia). Okazało się, że każdy 5-letni wzrost wieku biologicznego nad wiek metrykalny przekładał się na 15% wzrost ryzyka raka sutka. Szacując wiek biologiczny, naukowcy z amerykańskiego Narodowego Instytutu Środowiskowych Nauk o Zdrowiu (NIEHS) posłużyli się zegarami epigenetycznymi. Stosując ilościowe mapy epigenetyczne stopnia metylacji DNA, można określać wiek epigenetyczny ludzkich komórek. Różnice między wiekiem epigenetycznym a wiekiem kalendarzowym komórek można zaś wykorzystać do szacowania postępów starzenia. Amerykanie wykorzystali DNA z próbek krwi dostarczonych przez ochotniczki z Sister Study NIEHS (obejmuje ono ponad 50 tys. kobiet z USA i Portoryko). Naukowcy zmierzyli metylację w podgrupie 2764 pań; w momencie pobrania krwi żadna nie chorowała na raka piersi. Odkryliśmy, że jeśli wiek biologiczny jest większy od metrykalnego, ryzyko raka piersi jest podwyższone. Odwrotna zależność także jest prawdziwa; jeśli twój wiek biologiczny jest niższy od kalendarzowego, ryzyko wystąpienia raka sutka jest obniżone. Na razie jednak nie wiemy, w jaki sposób ekspozycja na różne czynniki i styl życia mogą wpływać na wiek biologiczny i czy proces ten da się odwrócić - opowiada dr Jack Taylor. Kiedy patrzymy się na grupę ludzi w tym samym wieku, jedni mogą być idealnie zdrowi, a inni nie. Zmienność w zakresie stanu zdrowia można lepiej uchwycić za pomocą wieku biologicznego, a nie metrykalnego - podsumowuje dr Jacob Kresovich. « powrót do artykułu
  15. Zjadanie 200 gramów borówek amerykańskich każdego dnia na przestrzeni miesiąca może poprawić funkcje naczyń i ciśnienie skurczowe (ang. systolic blood pressure) u zdrowych osób. Naukowcy z King's College London badali przez miesiąc 40 zdrowych ochotników. Wylosowano ich do 2 grup. Jedna piła codziennie napój zawierający 200 g borówek, a druga dopasowany napój kontrolny. Brytyjczycy monitorowali związki występujące we krwi i moczu badanych, a także ich ciśnienie oraz rozszerzalność tętnicy ramiennej pod wpływem zwiększonego przepływu (ang. flow-mediated dilation, FMD). Autorzy raportu z Journal of Gerontology Series A porównywali wpływ napoju borówkowego z oczyszczonymi antocyjanami (barwnikami, które odpowiadają za niebieski, czerwony i fioletowy kolor różnych warzyw i owoców, np. jagód). Dokonywano też porównań z napojem kontrolnym, który zawierał podobną ilość błonnika, minerałów czy witamin. Okazało się, że wpływ na funkcje naczyń (śródbłonka) był widoczny po 2 godzinach od spożycia napoju borówkowego. Codzienne picie napoju przez 30 dni podwyższało FMD. Efekty były dostrzegalne także po nocy na czczo. Ciśnienie spadło pod wpływem soku o 5 mmHg, co można porównać do skutków zażywania leków na nadciśnienie. Wpływ oczyszczonych antocyjanów na FMD zależał od dawki. Efekty były podobne jak w przypadku borówek zawierających zbliżoną ilość tych flawonoidów. Po zmierzeniu poziomu 63 metabolitów antocyjanów w osoczu stwierdzono, że, odpowiednio, 14 i 17 korelowało z ostrą i długotrwałą poprawą FMD. Wstrzyknięcie ich myszom skutkowało wzrostem rozszerzalności tętnicy ramiennej pod wpływem zwiększonego przepływu. Codzienne spożycie borówek prowadziło do różnic w ekspresji 608 genów i 3 mikroRNA. Wzorce 13 metabolitów były niezależnymi prognostykami zmian ekspresji genów; analiza ujawniła znaczącą modulację biologicznych procesów związanych z przywieraniem i migracją komórek, odpowiedzią immunologiczną oraz różnicowaniem komórek. Metabolity antocyjanów wydają się więc istotnymi mediatorami naczyniowej bioaktywności borówek oraz zmian genetycznych programów komórek. Napój kontrolny nie wywierał znaczącego wpływu ani 2, ani 6 godzin po spożyciu. Gdyby zmiany, jakie widzimy w działaniu naczyń krwionośnych po codziennym spożyciu borówek, dało się utrzymać przez całe życie, ryzyko chorób sercowo-naczyniowych obniżyłoby się nawet o 20% - podsumowuje dr Ana Rodriguez-Mateos. « powrót do artykułu
  16. Po całym dniu dyskusji i spotkań NASA dała firmie SpaceX zgodę na przeprowadzenie pierwszej bezzałogowej misji kapsuły Crew Dragon na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Start odbędzie się z Przylądka Canaveral zaplanowano na 2 marca na godzinę 8:48 rano czasu polskiego. Po raz pierwszy w historii komercyjna rakieta i kapsuła załogowa wybudowane w USA polecą na Międzynarodową Stację Kosmiczną. W międzyczasie załoga MSK będzie prowadziła symulacje komputerowe, podczas których nauczy się dokowania i obsługi Crew Dragon. To pierwszy bardzo ważny krok w kierunku odzyskania przez USA zdolności do wynoszenia ludzi w przestrzeń kosmiczną, mówi William Gerstenmaier, zastępca administratora NASA ds. lotów załogowych. Stany Zjednoczone zakończyły w 2011 roku program lotu wahadłowców i od tamtej pory amerykańscy astronauci latają na stację kosmiczną w rosyjskich rakietach. Kapsuła Crew Dragon może zabierać 7 osób. Ma ona zadokować do ISS 3 marca, a 8 marca ma wrócić na Ziemię. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jeszcze w bieżącym roku odbędzie się pierwsza załogowa misja z wykorzystaniem Crew Dragon. Od 2012 roku SpaceX przeprowadziła, na zlecenie NASA, kilkanaście lotów zaopatrzeniowych na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Wykorzystywano podczas nich towarową wersję kapsuły Dragon. Jednak wymagania co do bezpieczeństwa lotów załogowych są znacznie wyższe. Niedawno poinformowano, że NASA wciąż ma zastrzeżenia co do niektórych elementów Crew Dragon, w tym do systemu spadochronów. « powrót do artykułu
  17. Przeszczepienie starym myszom szpiku kostnego młodych gryzoni zapobiega pogorszeniu funkcji poznawczych - pamięci i zdolności uczenia. Choć wcześniejsze badania pokazywały, że przetoczenie krwi młodych myszy może odwrócić spadek formy poznawczej u starych osobników, nie było do końca wiadomo, czemu się tak dzieje - podkreśla prof. Helen Goodridge z Cedars-Sinai. Nasze badania sugerują, że odpowiedzi należy szukać w specyficznych właściwościach młodych komórek krwi. Jeśli podobne procesy uda się potwierdzić u ludzi, utoruje to drogę nowym terapiom spowalniającym postępy chorób neurodegeneracyjnych, np. alzheimera (ChA). W ramach eksperymentu 18-miesięczne myszy dostawały szpik myszy 4-miesięcznych albo osobników w swoim wieku. Pół roku później zbadano ich aktywność, zdolność uczenia, a także pamięć przestrzenną i roboczą. Okazało się, że gryzonie, którym przeszczepiono szpik młodych myszy, wypadały o wiele lepiej niż osobniki, które otrzymały stary szpik. Co istotne, wypadały lepiej również od grupy kontrolnej, która nie przeszła żadnego przeszczepu. Gdy później zbadano hipokamp, strukturę mózgu ważną dla pamięci, stwierdzono, że choć liczba neuronów była w przybliżeniu taka sama, u biorców młodego szpiku zachowało się więcej synaps niż u biorców starego szpiku. Pogłębione badania ujawniły przyczynę tego zjawiska. Komórki krwi powstające w młodym szpiku zmniejszały aktywację mikrogleju, czyli rezydentnych makrofagów z mózgu, które z jednej strony dbają o stan zdrowia neuronów, z drugiej jednak mogą stać się nadreaktywne i rozłączać synapsy. Przy niższej liczbie nadreaktywnych komórek mikrogleju neurony będą się mieć dobrze, a jednocześnie przetrwa więcej połączeń między nimi. Nasze prace wskazują, że spadek funkcji poznawczych u myszy można znacząco zredukować, dostarczając młode komórki krwi, które zapobiegną utracie synaps w przebiegu starzenia - opowiada dr Clive Svendsen. Zespół Svendsena pracuje nad "personalizowanymi" młodymi krwiotwórczymi komórkami macierzystymi. W przyszłości mogłyby one pomóc w zastąpieniu własnych postarzałych komórek macierzystych i znaleźć zastosowanie w zapobieganiu spadkowi możliwości poznawczych czy chorobom neurodegeneracyjnym. « powrót do artykułu
  18. W czasie, gdy spada śmiertelność chorób nowotworowych, naukowcy zauważyli pewien niepokojący trend: rośnie liczba zgonów wśród osób przed 55. rokiem życia cierpiących na raka jelita grubego. Z danych American Cancer Society wynika,; że w latach 2007–2016 liczba zgonów w tej grupie zwiększyła się o 1 procent. Badania przeprowadzone właśnie przez naukowców z Salk Institute wskazują, że nowotwór jelita grubego jest napędzany przez dietę wysokotłuszczową. Tłuszcz zaburza równowagę kwasów żółciowych w jelitach, przez co zostaje wysłany sygnał hormonalny, który potencjalnie może wspomagać wzrost komórek nowotworowych. Odkrycie, o którym poinformowano na łamach pisma Cell, może wyjaśniać, dlaczego rak jelita grubego, który zwykle rozwija się przez dziesięciolecia, jest obserwowany u coraz młodszych osób. Dieta wysokotłuszczowa staje się bowiem coraz bardziej rozpowszechniona. Badania, które prowadzono na myszach, pokazują wzajemny wpływ genetyki i stylu życia. Okazuje się bowiem, że myszy z mutacją genu APC, a jest to najbardziej rozpowszechniona mutacja u ludzi chorujących na raka jelita grubego, zapadają na tę chorobę szybciej, jeśli są żywione dietą wysokotłuszczową. Może być tak, że jeśli jesteś genetycznie podatny na raka jelita grubego, to dieta wysokotłuszczowa jest drugim czynnikiem go powodującym, mówi współautorka badań Ruth Yu. W jelitach znajduje się populacja komórek macierzystych, których celem jest zastępowanie komórek wyściółki niszczonych przez kwasy trawienne. Naukowcy odkryli, że rak często bierze się z mutacji tych właśnie komórek macierzystych. Z kolei najczęstszą mutacją związaną z tą chorobą jest mutacja genu APC. Zwykle gen ten zapobiega rozwojowi nowotworu, gdyż kontroluje tempo podziału komórkowego. Gdy jednak dochodzi do jego mutacji, kontrola znika i komórki mogą dzielić się bardzo szybko. Profesor Ronal Evans przez ostatnie 4 dekady badał rolę kwasów żółciowych. Wraz z zespołem odkrył m.in. że kwasy żółciowe wysyłają sygnały do komórek macierzystych przewodu pokarmowego, a w procesie tym bierze udział proteina o nazwie receptor farnezoidowy X (FXR). Teraz odkryli, w jaki sposób dieta wysokotłuszczowa wpływa na tę sygnalizację. Naukowcy przyjrzeli się myszom z mutacją APC, u których nowotwór pojawia się szybciej. Okazało się, że ilość kwasów tłuszczowych, o których wiadomo, że wchodzą w interakcje z FXR, zwiększa się w tym samym czasie, gdy pojawia się nowotwór, a ich obecność dodatkowo przyspiesza rozwój choroby. Obserwowaliśmy dramatyczny wzrost komórek nowotworowych skorelowany z kwasami żółciowymi. Nasze eksperymenty wykazały, że utrzymanie równowagi pomiędzy kwasami [a jest ich około 30 – red.] jest kluczem do spowolnienia rozwoju nowotworu, mówi Michael Downes, jeden z autorów badań. Badacze dowiedli, że żywienie myszy z mutacją APC dietą wysokotłuszczową jest jak dolewanie oliwy do ognia. Dieta taka zwiększa bowiem ilość dwóch kwasów, które osłabiają aktywność FXR. Wyściółka jelit potrzebuje naprawy, a FXR powoduje, że proces ten przebiega powoli i bezpiecznie. Gdy kwasy tłuszczowe zaburzają działanie FXR komórki macierzyste bardzo szybko się dzielą, dochodzi do nagromadzenia błędów w DNA i pojawia się nowotwór. Wiedzieliśmy, że dieta wysokotłuszczowa i kwasy żółciowe są czynnikami ryzyka w raku jelita grubego. Nie spodziewaliśmy się jednak, że oba te czynniki wpływają na FXR w jelitowych komórkach macierzystych, stwierdza Annette Atkins. U myszy z mutacjami APC pojawia się gruczolak. To łagodny nowotwór nabłonkowy. U ludzi guzy takie są dość powszechne i usuwa się je podczas kolonoskopii. Zwykle potrzeba dziesięcioleci, by gruczolak zmienił się w nowotwór złośliwy. Jednak u myszy karmionych dietą wysokotłuszczową proces ten przebiegał bardzo szybko. Uczeni z Salk Institute mają też teorię, wyjaśniającą wzrost liczby zgonów na raka jelita grubego wśród młodszych pacjentów. Amerykanie spożywają coraz więcej tłuszczu, więc u coraz większej liczby osób z mutacją APC dochodzi do szybkiego rozwoju nowotworu. Naukowcy nie zakończyli jednak na tym swojej pracy. Przetestowali nową broń do walki z rakiem. Użyli opracowaną przez siebie molekułę FexD do aktywowania FXR w komórkach macierzystych. Okazało się, że zarówno u myszy jak i w laboratoryjnych hodowlach ludzkich komórek raka jelita grubego molekuła niwelowała zniszczenia spowodowane nierównowagę kwasów tłuszczowych. Rak jelita grubego jest uznawany za chorobę nieuleczalną [można go wyleczyć wyłącznie za pomocą radykalnego zabiegu chirurgicznego – red.]. Nasze prace otwierają zupełnie nowe możliwości jeśli chodzi o rozumienie i leczenie tej choroby, wyjaśnia profesor Evans. « powrót do artykułu
  19. Radioteleskop RT-32 w podtoruńskich Piwnicach znalazł się w globalnej sieci 33 radioteleskopów, utworzonej do obserwacji źródła fali grawitacyjnej wykrytej w 2017 r. Zaskakujące wyniki badań zostały opisane na łamach prestiżowego czasopisma Science, a jednym z autorów publikacji jest dr Marcin Gawroński z Centrum Astronomii UMK. 17 sierpnia 2017 r. zaobserwowano kolejną falę grawitacyjną - GW170817, jednak znacząco różniącą się od poprzednich. W porównaniu do odkrytych już zjawisk, była ona niezwykła: trwała o wiele dłużej - blisko 40 sekund, podczas gdy wcześniej obserwowane fale - krócej niż sekundę. Błyskawicznie ruszyła potężna machina obserwacyjna i zaczęto poszukiwać w domenie optycznej obiektu odpowiedzialnego za emisję GW170817. Szybko zorientowano się, że nowo wykryta fala jest efektem zlania się dwóch gwiazd neutronowych i zabłyśnięcia tzw. kilonowej SSS17a w galaktyce NGC 4993. Było to pierwsze i jedynie zjawisko tego typu odkryte do tej pory, a miało ono miejsce ok. 130 mln lat świetlnych od Ziemi. Wraz z wybuchem kilonowej rozpoczęła się duża kampania obserwacyjna, podczas której użyto instrumentów działających praktycznie w całym widmie elektromagnetycznym - od promieni gamma do fal radiowych. Dwieście dni od nadejścia fali grawitacyjnej astronomowie utworzyli globalną sieć radioteleskopów, która została wykorzystana do obserwacji radiowych kilonowej SSS17a. Wynikiem było uzyskanie mapy radiowej GW170817 z dokładnością obrazu porównywalną do rozmiarów człowieka na Księżycu widzianych z Ziemi. Dane zebrane 12 marca 2018 przez 33 radioteleskopy, rozlokowane po całej kuli ziemskiej (w tym radioteleskop RT-32 w Centrum Astronomii UMK w Piwnicach pod Toruniem), wskazują na to, że podczas zjawiska utworzył się wąski strumień wysokoenergetycznych cząstek, zwany dżetem. Odkrycie to zostało opublikowane w renomowanym czasopiśmie naukowym Science przez międzynarodowy zespół, którego liderem jest Giancarlo Ghirlanda (Instituto Nazionale di Astrofisica - INAF, Włochy) a jednym z członków dr Marcin Gawroński z Centrum Astronomii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Kilonowa SSS17a była pierwszym zjawiskiem, gdzie jednoznacznie zidentyfikowano źródło fali grawitacyjnej z obiektem emitującym światło. Wydarzenie to potwierdziło teorie naukowe, które łączyły jedne z najbardziej energetycznych znanych zjawisk we Wszechświecie - rozbłyski gamma - ze zlewającymi się gwiazdami neutronowymi. Po zderzeniu się gwiazd duża ilość materii została wyrzucona w przestrzeń, formując rozszerzającą się otoczkę wokół centrum obiektu. Wykorzystując wszelkie dostępne urządzenia obserwacyjne, astronomowie byli zdolni do śledzenia ewolucji SSS17a po zjawisku kilonowej. Giancarlo Ghirlanda wyjaśnia sens obserwacji: Zakładaliśmy, że część wyrzuconej materii uformuje mocno skolimowany strumień, nazywany dżetem, jednak nie było jasne, czy będzie on w stanie przebić się przez otoczkę powstałą po zlaniu się gwiazd. Obserwacje zebrane przy wykorzystaniu techniki interferometrii wielkobazowej (tzw. VLBI) pokazały, że taki strumień powstał i spenetrował otoczkę, wydostając się na zewnątrz. Międzynarodowy zespół badawczy oszacował, że powstały podczas błysku SSS17a dżet zawierał ilość energii porównywalną do produkowanej przez wszystkie gwiazdy naszej Galaktyki w ciągu jednego roku. Co ciekawe, energia ta zmagazynowana jest obszarze o rozmiarze mniejszym niż jeden rok świetlny. Wydaje się, że kilonowe mają istotne znaczenie dla ewolucji chemicznej Wszechświata, gdyż są głównym źródłem nukleosyntezy większości ciężkich pierwiastków chemicznych – zauważa dr Marcin Gawroński. W ten sposób mają swój wkład w pojawienie się materii ożywionej we Wszechświecie. Warto zaznaczyć, że kilonowe są także najważniejszym źródłem złota czy platyny. Istnienie tych pierwiastków na Ziemi wskazuje, że w okolicach obłoku pyłu i gazu, z którego narodził się potem Układ Słoneczny, miało miejsce także zjawisko kilonowej, która to potem "zabrudziła" przetworzoną materią obłok proto-słoneczny. Częściowo więc jesteśmy zbudowani z materii pochodzącej z wybuchu kilonowej w Drodze Mlecznej. Lista 33 radioteleskopów biorących udział w obserwacjach: Yebes (Hiszpania), Jodrell Bank (UK), e-MERLIN (UK), Westerbork (Holandia), Effelsberg (RFN), Medicina (Włochy), Onsala (Szwecja), Noto (Włochy), Toruń (Polska), Irbene (Łotwa), Hartebeesthoek (RPA), Zelenchukskaya (Rosja), Urumqi (Chiny), Badary (Rosja), Kunming (Chiny), Tianma (Chiny), Ceduna (Australia), Hobart (Australia), Parkes (Australia), Mopra (Australia), Australia Telescope Compact Array (Australia), Warkworth (Nowa Zelandia), Mauna Kea (USA), Brewster (USA), Owens Valley (USA), Kitt Peak (USA), Pie Town (USA), Karl G. Jansky Very Large Array (USA), Los Alamos (USA), Fort Davis (USA), North Liberty (USA), Green Bank (USA), Hancock (USA) i St. Croix (USA). EVN (European VLBI Network: www.evlbi.org) jest powstałą w 1980 r. siecią interferometryczną skupiającą radioteleskopy rozmieszczone w Europie, Azji, Afryce i obu Amerykach, która jest w stanie przeprowadzić unikalne pod względem rozdzielczości obserwacje kosmicznych źródeł promieniowania radiowego. To obecnie najczulsza sieć interferometryczna na świecie. EVN jest konsorcjum zarządzanym przez JIVE (Joint Institute for VLBI ERIC), instytut znajdujący się w Holandii. « powrót do artykułu
  20. Cukrzycy są narażeni na 35-procentowy wzrost ryzyka bólów krzyża i 24-procentowy wzrost ryzyka bólów karku, donoszą naukowcy z University of Sydney. Takie wyniki uzyskano podczas metaanalizy dostępnych wyników badań, które łączyły cukrzycę z występowaniem bólów pleców i szyi. Profesor Manuela Ferreira, która stała na czele grupy badawczej, mówi, że brak jest wystarczających dowodów, by wskazać na związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy cukrzycą, a wymienionymi rodzajami bólu, jednak cukrzyca i bóle krzyża i karku wydają się w jakiś sposób ze sobą związane. Nie jesteśmy teraz w stanie stwierdzić, jak, ale uzyskane przez nas wyniki wskazują, że należy to zbadać. I cukrzyca typu 2. i bóle krzyża są silnie powiązane z otyłością i brakiem aktywności fizycznej, zatem logicznym wydaje się przeprowadzenie bardziej szczegółowych badań. Nasze badania dostarczają kolejnych dowodów wskazujących, że kontrola wagi i aktywność fizyczna odgrywają zasadniczą rolę w utrzymaniu dobrego zdrowia, dodaje uczona. Uczeni znaleźli też dowody, że leki na cukrzycę wpływają na ból. Prawdopodobnie ma to związek z ich wpływem na poziom cukru we krwi. To kolejna kwestia, która należy zbadać. Naukowcy uważają też, że lekarze powinni badać swoich pacjentów pod kątem cukrzycy, gdy ci skarżą się na bóle karku lub krzyża. Cukrzyca, bóle karku i bóle krzyża dotykają coraz większej liczby ludzi. Warto zbadać ich wzajemne związki. Niewykluczone, że zmiana sposobu leczenia cukrzycy może zmniejszyć bóle, a zmiana sposobu leczenia tego typu bólów, pomoże w leczeniu cukrzycy. « powrót do artykułu
  21. Irlandzcy naukowcy jako pierwsi wykazali, że można zmierzyć poziom witaminy D w ludzkich włosach. Zespół z Trinity College w Dublinie i ze Szpitala św. Jakuba podkreśla, że niedobór witaminy D osiągnął rozmiary epidemii o światowym zasięgu. Niedobór witaminy D wpływa na kości, stanowi też czynnik ryzyka depresji, chorób sercowo-naczyniowych, stanu zapalnego czy cukrzycy. Obecnie najlepszym biomarkerem statusu witaminy D w organizmie jest poziom 25(OH)D3 we krwi. Pozyskanie próbki bywa jednak bolesne i wymaga odpowiedniego sprzętu, doświadczenia i higienicznych warunków, co nie zawsze jest wykonalne. Poza tym wynik reprezentuje status witaminy w danym momencie, co również stanowi problem, bo poziom witaminy D zmienia się z porami roku (bywa, że dana osoba ma latem wystarczająco dużo tej witaminy, zimą zaś cierpi na niedobory). Autorzy raportu z pisma Nutrients jako pierwsi zademonstrowali, że da się wyekstrahować i zmierzyć poziom 25(OH)D3 w ludzkim włosie na podobnej zasadzie jak przy hormonach sterydowych. Co ważne, włos rośnie ok. 1 cm miesięcznie, może więc odzwierciedlać status witaminy D na przestrzeni paru miesięcy, a nawet lat. Studium stanowi pierwszy krok w kierunku opracowania nowego testu do oceny statusu witaminy D w pewnym okresie. Idea jest taka, że witamina odkłada się w rosnącym włosie. W czasie, gdy stężenie witaminy D we krwi jest wysokie, odkłada się jej więcej, kiedy jest niższe, odłoży się jej mniej. Dzięki temu w oparciu o próbkę włosów lekarze będą mogli sprawdzić, jakim zmianom ulegał status witaminy; jeśli włos jest dostatecznie długi, dane będą dotyczyć nawet paru lat - podkreśla prof. Lina Zgaga. Zgaga dodaje, że potrzeba dalszych badań, by doprecyzować zależność między stężeniem witaminy D we krwi i we włosie. Ważne jest także, by wskazać czynniki, które mogą oddziaływać na poziom witaminy D we włosie. Do najbardziej oczywistych typów należą kolor i grubość włosa oraz stosowanie takich produktów, jak farby. Inne zastosowania [metody] obejmują próbki historyczne ze stanowisk archeologicznych. Tak jak zęby, włosy są trwałym materiałem biologicznym, dlatego można myśleć o ocenie statusu witaminy D w historycznych populacjach - elżbietańskiej, wikińskiej, celtyckiej, rzymskiej, a także ze starożytnych Chin i Egiptu. Próbki włosów mogłyby być też wykorzystywane do określania długoterminowego statusu witaminy D u zwierząt hodowlanych - przekonuje dr Eamon Laird. Laird podpowiada, że w kolekcjach muzealnych nie brakuje też włosów prehistorycznych zwierząt, np. mamutów. W ramach eksperymentu Lina Zgaga i Martin Healy dostarczyli próbki włosów z okolicy korony głowy. Eamon Laird zapewnił włosy z brody. Próbki (przycięte do długości 1 cm) ważono, myto i suszono. W tym samym czasie od trojga naukowców pobrano krew. Wszystkie uzyskane próbki zbadano za pomocą chromatografii cieczowej sprzężonej ze spektrometrią mas (LC-MS). Stężenia 25(OH)D3 we włosach wahały się w granicach 11,9–911 pg/mg. W przypadku brody stężenie wynosiło 231 pg/mg. Stężenia 25(OH)D3 w surowicy wynosiły 72–78 nmol/L. « powrót do artykułu
  22. Po raz ostatni miesierki Megachile pluto, które są uznawane za największe pszczoły świata, widziano w 1981 r. Nic więc dziwnego, że gdy Eli Wyman, entomolog z Uniwersytetu Princeton, miał okazję pojechać na 2-tygodniową ekspedycję poszukiwawczą, bez wahania wyruszył w styczniu na dwie z trzech indonezyjskich wysp z archipelagu Moluków, na których kiedykolwiek spotkano te giganty. Wymanowi towarzyszyli dwaj naukowcy i fotograf Clay Bolt. M. pluto naprawdę są gigantami, gdyż średnio mają długość 4 cm, a rozpiętość ich skrzydeł sięga 7,5 cm. Samice tych miesierek wykorzystują kolonie termitów żyjących w tunelach wydrążonych wewnątrz martwych konarów/pni drzew. Za pomocą żuwaczek zbierają żywicę i wyściełają nią gniazdo, by ochronić je przed termitami. M. pluto została odkryta w 1858 r. przez biologa Alfreda Russela Wallace'a. Brytyjczyk natrafił na nią podczas ostatniego dnia na wyspie Bacan. Opisując samicę tego gatunku, Wallace zaznaczał, że jest ona dużym, czarnym osokształtnym owadem z imponującymi żuwaczkami jak u jelonkowatych. Gdy myślano, że gatunek wyginął, w 1981 r. amerykański entomolog Adam C. Messer znalazł 6 gniazd na 3 wyspach z archipelagu Moluków. Udało mu się wtedy zaobserwować, jak samice zbierają żywicę i drewno na gniazda. Późniejszym ekipom, które szukały tej pszczoły, szczęście już nie dopisało... Ekipa Wymana przemierzała w morderczym upale dżunglę, zatrzymując się przy każdej nadrzewnej kolonii termitów. Później przez 20 min poszukiwano otworu albo samej M. pluto. Po kilku dniach bezskutecznego poszukiwania i wypatrywania myślałem, że wszyscy pogodzili się z faktem, że nic z tego nie będzie. Pozostało już tylko obejrzeć ostatnie gniazdo znajdujące się ok. 2,4 m nad ziemią. Entomolog stanął na niewielkiej platformie, zajrzał do środka i kilkakrotnie ostukał otwór sztywnym źdźbłem trawy. Chwilę później z czeluści wychynęła samotna miesierka. To była niesamowita radość i ulga. Naukowcy schwytali pszczołę i na czas oględzin umieścili ją w zakrytym folią pojemniku. Organizacja Global Wildlife Conservation, która umieściła M. pluto na swojej liście 25 najbardziej poszukiwanych gatunków, poinformowała o "reodkryciu" 21 lutego. Nie ma mowy (przynajmniej na razie) o szukaniu kolejnych okazów. Zespół podkreśla, że skoro już wiadomo, że pszczoła nie wymarła, należy się skupić na ochronie habitatu przed wylesieniem. « powrót do artykułu
  23. Naukowcy z JILA stworzyli najzimniejszy gaz molekularny. Rządzą w nim prawa mechaniki kwantowej, a nie fizyki klasycznej. Osiągnięcie to pozwoli na dalszy postęp w chemii czy komputerach kwantowych. Gaz składający się z molekuł potasowo-rubidowych (KRb) został schłodzony do temperatury 50 nanokelwinów (nK), czyli 50 miliardowych części kelwina powyżej zera absolutnego. Molekuły znajdowały się na najniższym możliwym poziomie energetycznym, tworząc zdegenerowany gaz Fermiego. W gazie kwantowym wszystkie molekuły mają ściśle ograniczone właściwości. Po obniżeniu jego temperatury do najniższej z możliwych naukowcy zyskują maksymalną kontrolę nad nimi. Wspomniany powyżej gaz składa się z atomów należących do dwóch klas. Potas jest fermionem, a rubid bozonem. JILA (dawniej Joint Institute for Laboratory Astrophysics) instytucja zajmująca się badaniami fizycznymi. Jest wspólnym dziełem University of Colorado i amerykańskiego Narodowego Instytutu Standardów i Technologii (NIST). Przed 22 laty uzyskano tam po raz pierwszy kondensat Bosego-Einsteina, a 10 lat temu naukowcy z JILA stworzyli pierwszy gaz molekularny. Instytut specjalizuje się w takich zagadnieniach jak badania ultrazimnych atomów i molekuł, projektowanie laserów i urządzeń optycznych czy procesy wpływające na ewolucję gwiazd i galaktyk. Podstawowe techniki, jakich użyliśmy do uzyskania tego gazu były takie, jakich już używaliśmy wcześniej. Jedak wykorzystaliśmy też kilka nowych sztuczek. Znacząco udoskonaliliśmy sposób chłodzenia atomów, dzięki czemu więcej udało nam się w prowadzić w najniższy możliwy stan energetyczny. To przełożyło się na większą wydajność konwersji, więc uzyskaliśmy więcej moleku", mówi Jun Ye z JILA. W efekcie naukowcom udało się wytworzyć 100 000 molekuł o temperaturze 250 nK i 25 000 o temperaturze 50 nK. Wcześniej udawało się uzyskiwać maksymalnie dzisiątki tysięcy molekuł, a ich temperaturę obniżano do kilkuset mikrokelwinów. Gaz uzyskany przez JILa ma temperaturę o około 30% niższą niż minimalna przy której zjawiska kwantowe zaczynają przeważać nad zjawiskami z fizyki klasycznej. Ponadto molekuły przetrwały przez kilka sekund, a to bardzo długo. Nowy gaz jest pierwszym, który był na tyle zimny i gęsty, że fale materii molekuł były dłuższe niż odległości pomiędzy nimi, zatem fale na siebie się nakładały, tworząc zjawisko degeneracji kwantowej. Zjawisko to przyczyniło się m.in. do zwiększonego odpychania się fermionów, które i tak z natury są samotnikami. Dzięki temu w gazie zachodziło jeszcze mniej reakcji chemicznych, przez co był on bardziej stabilny. Jak mówi Ye, po raz pierwszy w historii udało się zaobserwować wspólny efekt kwantowy, który w sposób bezpośredni wpływał na chemię poszczególnych molekuł. To pierwszy zdegenerowany gaz kwantowy składający się ze stabilnych molekuł. Reakcje chemiczne zostały w nim stłumione. Nikt tego nie przewidział, mówi Ye. Nowy ultrazimy gaz pozwoli naukowcom na porównanie reakcji chemicznych zachodzących w środowiskach kwantowych i klasycznych oraz badanie, jak na całość wpływa pole elektryczne. Może to potencjalnie doprowadzić do opracowania nowych rodzajów procesów chemicznych, nowych metod obliczeń kwantowych oraz powstania nowych precyzyjnych systemów pomiarowych, takich jak zegary molekularne. « powrót do artykułu
  24. Stosowany jako środek bakteriobójczy triklosan wprowadza bakterie w permanentny stan, w którym są one w stanie tolerować normalnie śmiertelne dawki antybiotyków, w tym antybiotyków stosowanych w leczeniu zakażeń układu moczowego. Triklosan jest dodawany do wielu produktów codziennego użytku, np. past do zębów, płynów do płukania jamy ustnej, kosmetyków, a nawet kart kredytowych. By skutecznie uśmiercić komórki bakteryjne, stosuje się wysokie dawki triklosanu - podkreśla prof. Petra Levin z Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis. Opowiadając się w 2017 r. za niedodawaniem triklosanu do mydeł, amerykańska FDA (Administracja Żywności i Leków) wspomniała o zastrzeżeniach odnośnie do bezpieczeństwa oraz o braku dowodów na skuteczność. Zalecenia FDA nie wpłynęły jednak na producentów, którzy nadal stosują go w swoich preparatach. Levin dodaje, że triklosan jest bardzo stabilny i utrzymuje się w organizmie i środowisku przez długi czas. Najnowsze badanie na myszach pokazuje, w jakim stopniu ekspozycja na triklosan zmniejsza zdolność do reagowania na atybiotykoterapię zakażeń dróg moczowych. Wyjaśnia też mechanizm komórkowy, za pośrednictwem którego triklosan zaburza działanie antybiotyku. Zespół Levin interesował się antybiotykami bakteriobójczymi. Akademicy chcieli sprawdzić, czy triklosan może ochronić bakterie w obecności bakteriobójczego leku. Dr Corey Westfall działał na bakterie antybiotykiem. W jednej grupie najpierw wystawiał bakterie na działanie triklosanu. Triklosan znacząco zwiększył liczbę przeżywających komórek bakteryjnych. Normalnie w obecności antybiotyku przeżywa jedna na milion komórek, więc sprawny układ odpornościowy może wszystko kontrolować. Triklosan zmienił jednak statystyki. Zamiast jednej na milion po 20 godzinach mieliśmy już bowiem jedną przeżywającą komórkę na dziesięć. W takiej sytuacji układ immunologiczny jest przeciążony. Co ważne, zjawisko nie było ograniczone do jakiejś konkretnej grupy antybiotyków. Bez względu na mechanizm działania bakteriobójczego leki mniej skutecznie radziły sobie z zabijaniem bakterii po triklosanie. Triklosan zwiększał tolerancję na szeroki wachlarz antybiotyków. Najbardziej zainteresowała nas należąca do fluorochinolonów cyprofloksacyna, która zaburza replikację DNA bakterii; jest ona często stosowana w leczeniu zakażeń dróg moczowych. Pamiętając o tym, że aż ok. 75% dorosłych Amerykanów ma wykrywalne stężenia triklosanu w moczu, a u 10% są one na tyle wysokie, by zapobiegać wzrostowi pałeczek okrężnicy (Escherichia coli), akademicy zaczęli się zastanawiać, czy obecność triklosanu w organizmie może zaburzać leczenie zakażeń dróg moczowych. Ana Flores-Mireles z University of Notre Dame wpadła na pomysł, że myszy pijące wodę z triklosanem będą mieć w moczu podobne stężenia tego związku, jak ludzie. Podczas eksperymentu wszystkim gryzoniom z zakażeniem dróg moczowych podawano cyprofloksacynę; tylko część zwierząt piła "zaprawioną" wodę. Okazało się, że po terapii myszy poddawane ekspozycji na triklosan miały więcej bakterii w moczu i pęcherzu. Skala różnicy obciążenia bakteriami między grupami myszy była uderzająca - podkreśla Levin. Gdyby różnica była mniej niż 10-krotna, trudno byłoby wykazać, że winnym jest triklosan. My jednak stwierdziliśmy, że w moczu myszy poddawanych działaniu triklosanu występowało 100-krotnie więcej bakterii. To naprawdę dużo. W jaki sposób triklosan zaburza działanie antybiotyków? Okazało się, że wpływa on na inhibitor wzrostu komórkowego - alarmon ppGpp. W warunkach stresowych ppGpp wyłącza szlaki biosyntezy, m.in. DNA, tłuszczów czy białek, by przekierować zasoby ze wzrostu do procesów pozwalających na przetrwanie. Stąd zasada w medycynie, by przed lekami bakteriobójczymi nie podawać leków spowalniających wzrost, bo wtedy antybiotyki nie mają jak wykonać swojego zadania. Skoro triklosan uaktywnia ppGpp, biosynteza ulega zahamowaniu, przez co antybiotyki bakteriobójcze stają się nieskuteczne. Ekipa Levin uzyskała zmutowane pozbawione ppGpp E. coli i porównała je z pałeczkami wytwarzającymi alarmon. W tej sytuacji ochronny wpływ triklosanu znikał. « powrót do artykułu
  25. Japońska Agencja Eksploracji Kosmosu (JAXA) poinformowała, że sonda Hayabusa2 pomyślnie wylądowała na asteroidzie Ryugu, skąd ma pobrać próbki. Analiza danych z Hayabusa2 potwierdza, że sekwencja operacji, w tym wystrzelenie pocisku w asteroidę, przebiegła pomyślnie. Pojazd Hayabusa2 znajduje się w stanie, jaki był oczekiwany, czytamy na stronach JAXA. Najpierw Hayabusa2 zbliżyła się do asteroidy i wystrzeliła w jej kierunku pocisk, następnie na sekundę dotknęła powierzchni asteroidy, pobrała próbki i oddaliła się na bezpieczną odległość. Sonda ma na pokładzie kilka pocisków, więc będzie mogła pobierać próbki wielokrotnie. W marcu lub kwietniu sonda wyśle na asteroidę ładunek wybuchowy Small Carry-on Impactor, który ma wybić krater. Pozowli on na zbadanie głębszych warstw asteroidy. Ryugu to asteroida klasy C, zawierający węgiel. To najbardziej rozpowszechniony typ asteroid. Ich skład jest podobny do chondrytów węglistych, meteorytów znajdowanych na Ziemi. Jednak, jako że meteoryty takie mogły po upadku zostać zanieczyszczone ziemskim materiałem, naukowcy postanowili zbadać asteroidę. Jeśli potwierdzi się, że jej skład jest taki sam jak meteorytów, będzie to dowodem, iż związki organiczne i woda mogły trafić na naszą planetę za pośrednictwem komet i meteorytów. Hayabusa2 ma wrócić na Ziemię w przyszłym roku i przywieźć około 100 miligramów próbek. Wcześniej jednak spróbuje umieścić na powierzchni Ryugu trzy łaziki i europejski lądownik MASCOT. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...