Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'dzieci' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 136 wyników

  1. Ponieważ wielu dorosłych cierpiących na zaburzenia lękowe miewa również problemy z zachowaniem fizycznej równowagi, dr Orit Bart z Uniwersytetu w Tel Awiwie postanowiła sprawdzić, czy podobne zjawisko można zaobserwować również u dzieci. Jej podejrzenia szybko się potwierdziły. Pojawiła się też szansa na szybkie poradzenie sobie z problemem, gdyż izraelski zespół zauważył, że proste ćwiczenia gimnastyczne likwidują objawy lęku. Chociaż nie wszystkie dzieci z zaburzeniami lękowymi mają kłopoty z równowagą, to wszystkie maluchy z problemami z równowagą przejawiają symptomy niepokoju. Oznacza to, że są one w jakiś sposób powiązane. To prawdziwy przełom na gruncie terapii zajęciowej – uważa Bart. Naukowcy zajęli się dziećmi w wieku od 5 do 7 lat, u których zdiagnozowano zaburzenia dwojakiego rodzaju. Po 3-miesięcznej interwencji czuciowo-ruchowej nie tylko poprawiła się równowaga, lecz także wskaźniki niepokoju spadły do normalnego poziomu. Uregulowanie tych dwóch kwestii zwiększyło zaś samoocenę maluchów. Nie można leczyć dzieci z zaburzeniami lękowymi za pomocą metod poznawczych, ponieważ są niedojrzałe i brakuje im zdolności myślenia operacyjnego [odwracalnego]. Rozwiązaniem może być praca z ciałem. Oprzyrządowanie pozwalające na badanie otoczenia i położenia ciała w przestrzeni pozwoliło przepracować problemy emocjonalne. W przyszłości doktor Bart chce powtórzyć badania na szerszą skalę.
  2. Amerykańska firma Heelarious stworzyła buty na obcasach dla niemowląt i małych dzieci. Projektanci wyznają, że chcieli, by było zabawnie i elegancko. Na początku na rynku pojawiły się szpilki dla małych dziewczynek w kilku kolorach i wzorach: różowe, czarne, w lamparcie cętki i pasiaste jak zebra. W Zjednoczonym Królestwie za parę bucików trzeba zapłacić 19,99 funta. Sprzedażą zajmuje się 36-letnia Julia Taylor, która uważa to za świetny interes. Produkt pokazali jej w Internecie przyjaciele. Trzewiki można nabyć za pośrednictwem jej witryny Heels for Her. Taylor zademonstrowała buty na targach w Londynie. Przyznaje, że reakcje zwiedzających były bardzo różne. Ponoć obuwie nie jest niebezpieczne, ponieważ obcasy wykonano z miękkiego i uginającego się materiału. Wersja dziecięca wydaje się więc dużo wygodniejsza od dorosłej. Przedsiębiorcza mama 14-miesięcznej Bethany twierdzi też, że buty na obcasach są bardziej humanitarne, jeśli już w ogóle posługiwać się takimi kategoriami, od bolesnego przebijania uszu niekiedy nawet bardzo małym dzieciom, a szpilki to wspaniałe dopełnienie odświętnego stroju. Wg Taylor, klientki, które kupują buty na obcasie dla swoich pociech, interesują się modą lub odznaczają się poczuciem humoru.
  3. Pamiętaj, tylko nie kłam. To źle, nieładnie itp., itd. Każdego dnia powtarzamy to naszym dzieciom. Gdy jednak przedstawiciele witryny The Baby Website zbadali 3 tys. rodziców z Wielkiej Brytanii, okazało się, że przeciętna mama albo tato okłamują swoją pociechę przynajmniej raz dziennie. Robią to, by nakłonić ją do postępowania w określony sposób. Są to właściwie kłamstewka, ale jednak... Oto trójka, która zajęła miejsca na podium: 1) Mikołaj/Gwiazdor przychodzi tylko do grzecznych dzieci, które wcześniej posłusznie położą się spać (84%), 2) od za długiego oglądania telewizji oczy robią się kwadratowe; to samo w przypadku, gdy siedzi się za blisko odbiornika (60%), 3) od jedzenia szpinaku rosną mięśnie (48%). Ku zdziwieniu większości dorosłych okazuje się także, że melodyjka wygrywana przez klaksony samochodów obwoźnych sprzedawców sygnalizuje całkowite wyprzedanie towaru! Pod żadnym pozorem nie wolno robić zeza, bo jeśli w tym momencie ktoś uderzy cię w głowę lub, jak w Zjednoczonym Królestwie, zmieni się wiatr, tak już zostanie (39%). Perspektywa mało zachęcająca. Aż 66% rodziców ucieka się do kłamstewek, gdy wszystko inne zawodzi. Powtarzamy dzieciom to, co wiele lat temu usiłowali nam wmówić nasi rodzice, a im najprawdopodobniej dziadkowie. W tym kontekście ciekawi, jak zinterpretować twierdzenie, że gdy się kłamie, za rozmijającym się z prawdą delikwentem unosi się dym... Na szczęście dzieci przestają wierzyć w te okropne niekiedy teorie, np. w usychanie rąk od bicia starszych, gdy skończą 8 lat. Wcześniej jednak rozpowszechniają je wśród rówieśników i członków rodziny, najprawdopodobniej chroniąc ich przed niebezpieczeństwami świata, a z drugiej strony pomagając w realizacji pomyślnego scenariusza wydarzeń. Wiara w androny plecione przez dorosłych ma związek z etapem myślenia magicznego, który przypada na okres myślenia przedoperacyjnego (3.-7. rok życia). Nie wszyscy rodzice rozmijają się z prawdą, chcąc nakłonić dziecko do określonego działania. Ośmiu na dziesięciu chroni w ten sposób swoje pociechy przed prawdą, a 46% posługuje się sloganami z własnego dzieciństwa, nie znając odpowiedzi na zadane pytanie.
  4. Amerykański program dla dzieci Ulica Sezamkowa jest wykorzystywany do tego, by wytłumaczyć maluchom z rodzin wojskowych, dlaczego rodzic musi wyjechać, by odbywać gdzieś daleko służbę. Specjalna płyta DVD, na której występują jeden z bohaterów audycji, Elmo, i jego rodzice, będzie ogólnie dostępna w sierpniu. Na filmie rodzice przygotowują Elma na przekwaterowanie ojca. Płytę nagrano w dwóch wersjach językowych: angielskiej i hiszpańskiej. Przedstawia ona nie tylko lalki, ale również prawdziwe rodziny, z którymi są przeprowadzane wywiady. Jej twórcy pomyśleli zarówno o sytuacji rozstania, jak i o ponownym spotkaniu rodzin oraz towarzyszących temu mieszanych uczuciach. Ich celem było udzielenie dzieciom niezbędnej pomocy, by łatwiej im było zmierzyć się z przeciwnościami losu i czasowym odseparowaniem od rodziców. Około 0,5 mln amerykańskich dzieci do lat 5 urodziło się w rodzinach, gdzie jedno lub oboje rodzice są wojskowymi — mówi Leslye Arsht, podsekretarz ds. żołnierzy i ich rodzin.
  5. Islandzcy badacze z firmy deCODE Genetics w Reykjaviku twierdzą, że poślubienie dalszego kuzyna lub kuzynki oznacza posiadanie większej liczby dzieci niż w przypadku związków ludzi jeszcze luźniej lub w ogóle niespokrewnionych. Po przeanalizowaniu rejestrów narodowych stwierdzili oni, że większa liczba potomstwa rodziła się w małżeństwach krewnych 3. i 4. stopnia (Science). Wg naukowców, kuzyni mogą być bardziej dopasowani biologicznie (unika się np. konfliktu serologicznego). Spostrzeżenie to nie odnosi się, oczywiście, do krewnych pierwszego i drugiego stopnia. Sukces reprodukcyjny stawał się natomiast udziałem dalszego kuzynostwa. Już wcześniej były na to dowody, nie dało się jednak stwierdzić, czy większa liczba dzieci to wynik podobieństw genetycznych, czy zjawisko powszechne w społeczeństwach pochwalających małżeństwa wewnątrz rodziny. Islandczycy dysponowali danymi genetycznymi ze 165 lat, które obejmowały ponad 160 tys. par, mogli więc rozstrzygnąć ten spór. Sprawę ułatwiała homogeniczność socjoekonomiczno-kulturowa populacji. Pomiędzy 1800 a 1824 rokiem pary kuzynów trzeciego stopnia miały 4,04 dziecka i 9,17 wnuka, a pary kuzynów 8. i wyższych stopni 3,34 dziecka i 7,31 wnuka. Podobne proporcje stwierdzono pomiędzy 1924 a 1949 rokiem. Pokrewieństwo czwartego stopnia także wiązało się z większą "dzietnością", ale już nie związki w bliższej rodzinie. Ostatni przypadek odzwierciedla zapewne genetyczne minusy, wynikające z rozmnażania się ludzi zbyt blisko spokrewnionych. Takie pary również miały więcej dzieci, ale umierały one młodo, nie doczekawszy się jeszcze własnego potomstwa. Każdy z nas dysponuje dwoma kopiami tego samego genu: jedną dostajemy od matki, drugą od ojca. Gdy jedna jest zmutowana, ratuje nas kopia od drugiego z rodziców. Jeśli są spokrewnieni, z większym prawdopodobieństwem oboje przekażą potomkowi wadliwy gen. Takie właśnie zjawisko można było zaobserwować w rodach królewskich, w których rodziło się wiele chorych dzieci z wadami genetycznymi. Badacze zauważają, że zwrot od małych społeczności w kierunku dużych aglomeracji miejskich był sytuacją nową w kategoriach ewolucyjnych. Jeśli związki w rodzinie zwiększały sukces reprodukcyjny, to miasta zmniejszały szanse na spotkanie i rozmnożenie osób spokrewnionych. Stąd niższy wskaźnik przyrostu naturalnego. W przeszłości poza większymi osadami często wiązano się z krewnymi, ponieważ znalezienie sobie partnera wymagało długiej wyprawy do sąsiedniej wioski. Współcześnie małżeństwa wewnątrz rodziny praktykuje się w niektórych społeczeństwach kultury wschodniej. W ten sposób unika się przygotowywania posagu, a majątek ulega scaleniu. Alan Bittles, który zajmuje się genetyką człowieka na Edith Cowan University, podkreśla, że małżeństwa krewnych są postrzegane jako coś złego dopiero od połowy XIX stulecia. Badacze deCODE Genetics nie dysponowali większą liczbą danych na temat stanu zdrowia dzieci z małżeństw krewnych, ale posiadanie jak największej liczby własnych dzieci uznaje się za wskaźnik sukcesu reprodukcyjnego, a pod tym względem "najlepsi" byli krewni trzeciego i czwartego stopnia.
  6. Jak zwiększyć wiarygodność dzieci i młodych dorosłych jako świadków? Psycholodzy z University of Leicester przedstawili ważne wnioski, które wysnuto po przeanalizowaniu protokołów przesłuchań estońskiej policji. Dr Kristjan Kask przyjrzał się metodom stosowanym podczas przesłuchiwania dzieci, zdolnościom młodych dorosłych w zakresie opisywania ludzi oraz umiejętnościom obu wymienionych grup odnośnie do identyfikacji twarzy osób różnych ras. Naukowcy zauważyli, że zadawanie maluchom pytań otwartych pozwalało uzyskać więcej istotnych informacji niż zadawanie pytań zamkniętych. Jeśli policjant naprawdę chce się czegoś dowiedzieć, powinien np. poprosić "Powiedz mi coś jeszcze o tym, co się stało", zamiast dociekać po kolei "Czy on miał na sobie brązową kurtkę", "Czy był wysoki?" itp. Wiadomo, że świadkom, zwłaszcza bardzo młodym, łatwiej rozpoznać niż opisać sprawcę. Kask zaczął się więc zastanawiać, czy dostarczenie młodym dorosłym standardów, do których mogliby porównywać widzianą raz (w dodatku przez mgnienie oka) osobę, ułatwiłoby jej trafne i dokładne opisanie. Obiekt z miejsca przestępstwa można by porównywać do śledczego, np. "Jak wysoki był w porównaniu do mnie?". Nie udało się jednak znaleźć dowodów, że taki zabieg rzeczywiście pomaga świadkom w sporządzeniu opisu. Okazało się też, że gdy za lustrem fenickim (mylnie zwanym weneckim) ustawi się w szeregu podejrzanych, ludzie trafniej rozpoznają osoby własnej rasy. Nie wiadomo dokładnie, jak rozpoznajemy twarze osób o innym pochodzeniu etnicznym, gdy jest ich wiele w jednym miejscu. Trudno więc powiedzieć, jak sobie radzą np. strażnicy na granicy, gdy muszą stwierdzić, czy w przepływającym obok tłumie nie ma kogoś poszukiwanego listem gończym. W ramach eksperymentu Kask pokazał młodym Estończykom grupy twarzy osób z własnej i innych grup etnicznych. Po przyjrzeniu się każdej z nich należało zdecydować, czy widziało się ją już wcześniej. Okazało się, że badani równie dobrze radzili sobie z rozpoznaniem docelowych twarzy "swoich" i "obcych". Mieli za to więcej problemów z odrzuceniem fizjonomii przedstawiciela innej rasy. Kiedy mamy do czynienia ze zbrodnią popełnioną przez wielu sprawców, zidentyfikowanie prawdziwego winnego może być problematyczne. Zależy to od różnych aspektów rozpoznawania twarzy, takich jak przynależność obiektu do własnej lub innej grupy etnicznej, jego obecność lub nie w prezentowanym "zestawie" oraz umiejscowienie osób podstawionych i podejrzanych w szeregu.
  7. Według brytyjskich psychologów, magia powinna się stać obowiązkowym przedmiotem szkolnym. Profesor Richard Wiseman uważa, że czarowanie sprawia, że dzieci stają się pewniejsze siebie, wzrastają też ich umiejętności społeczne. "Nauka magii wymaga samodyscypliny, zrozumienia innych [empatii] oraz zdolności do ich zabawiania. W odróżnieniu od gier komputerowych zachęca dzieci, by kontaktowały się z przyjaciółmi i rodziną". Dobry czarodziej może być zarazem świetnym powiernikiem, ponieważ obie dziedziny oznaczają konieczność dochowania tajemnicy. Teoria teorią, ale jak twierdzenia te sprawdzają się w zderzeniu z rzeczywistością? Badacze postanowili to przetestować, kierując 50 maluchów z Hertfordshire na kurs czarowania. Dzieci uczyły się np. naprawiania przeciętej na pół liny i zgadywania, o jakiej karcie myśli dana osoba (w tym przypadku konieczne było wypracowanie umiejętności "czytania w cudzych myślach"). Ukoronowaniem kursu był publiczny występ przed zgromadzonymi licznie bliskimi. Gdy dzieci zbadano po dwóch tygodniach, okazało się, że w porównaniu do kolegów, którzy przeszli standardowy kurs umiejętności interpersonalnych, wzrosła ich pewność siebie i zakres umiejętności społecznych.
  8. Część rodziców niepokoi się, gdy ich małe dziecko coś do siebie mówi. Tymczasem powinni je nawet do tego zachęcać... Adam Winsler, profesor psychologii z George Mason University, wykazał, że 5-latki lepiej wypadają w zadaniach ruchowych, gdy mówią na głos, niż gdy siedzą przy tym jak myszka pod miotłą. Nie ma znaczenia, czy mówienie to inicjatywa własna, czy wynik zachęcania przez dorosłego (Early Childhood Research Quarterly). Winsler twierdzi, że warto się przysłuchiwać, o czym opowiada maluch, bo to fantastyczne okno do umysłu dziecka. W ramach swojego studium badacz wykazał, że 78% mówiących do siebie przedszkolaków wypadało lepiej lub co najmniej tak samo, jak podczas pracy w ciszy. Okazało się także, że dzieci z zaburzeniami zachowania, np. z ADHD, mówią do siebie częściej niż inne brzdące. Psycholog zwraca uwagę na fakt, że nauczyciele próbują często uspokajać niesforne dzieci, bojąc się, że mówienie na głos będzie wywoływać problemy z zachowaniem. Tymczasem jeśli nie przeszkadza ono pozostałym uczniom, w rzeczywistości może promować rozwój "trudnych" dzieci. Mówienie do siebie nazywa się fachowo mową egocentryczną. Termin ten został wprowadzony przez szwajcarskiego psychologa i pedagoga Jeana Piageta. Wg niego, maluch posługuje się nią aż do wieku szkolnego. Dopiero na jej "fundamencie" kształtuje się tzw. mowa uspołeczniona. Mowa egocentryczna to mówienia do i dla siebie. Psycholodzy uznają, że pomaga dziecku w uporządkowaniu toku myślenia i wykonywania czynności. Towarzyszy głównie czynnościom natury zabawowej. Maluch komentuje to, co robi, zachęca się, ośmiela, a słowa pełnią wyraźną funkcję regulującą. Rosyjski naukowiec L.S. Wygotski przeprowadził rewizję teorii Piageta. Twierdził m.in., że z czasem zanika warstwa dźwiękowa mowy egocentrycznej, ponadto zmianie ulega jej struktura i funkcja. W ten sposób dochodzi do uformowania mowy wewnętrznej, głosu słyszanego przez nas w głowie. Profesor z George Mason University obserwował też zachowanie dzieci autystycznych. Te, które były upośledzone w mniejszym stopniu, także często posługiwały się mową egocentryczną. Robiły to dokładnie w tym samym celu, co maluchy zdrowe. Dzieci autystyczne mają problemy z zewnętrzną mową społeczną, dlatego psycholodzy założyli, że mowa egocentryczna również będzie zaburzona. Nasze studium wykazało jednak, że to nieprawda [...].
  9. Egipscy naukowcy rozpoczęli badanie DNA dwojga martwo urodzonych dzieci, które zostały pochowane razem z Tutanchamonem. Gdyby się okazało, że to jego potomstwo, należałoby uaktualnić drzewo genealogiczne faraona. Howard Carter znalazł je tuż po odkryciu grobowca w 1922 roku. Nie były wystawiane na widok publiczny, należały do zbiorów naukowych Kairskiej Szkoły Medycyny. Specjaliści chcą nie tylko potwierdzić (lub wykluczyć) ojcostwo egipskiego władcy, ale także stwierdzić, czy babcią dziewczynek mogła być Nefretete. Niektórzy eksperci przypuszczają bowiem, że matka dzieci to Anchesenamon, przyrodnia siostra Tutanchamona i córka Nefretete. Ojcem obojga małżonków był Echnaton. Zahi Hawass, sekretarz generalny Egipskiej Służby Starożytności (SCA), ma nadzieję, że dzięki opisywanym badaniom uda się w przyszłości odnaleźć mumię Nefretete. Prowadzone na Uniwersytecie w Kairze testy DNA i skanowanie tomografem komputerowym małych mumii powinny się skończyć do grudnia br. Za pomocą tych metod Egipcjanie chcą zidentyfikować wszystkich członków rodziny królewskiej. Po raz pierwszy bylibyśmy w stanie wskazać krewnych faraona nastolatka [czyli odtworzyć jego drzewo genealogiczne] – cieszy się Hawass. Próbki DNA dziewczynek, które przyszły prawdopodobnie na świat między 5. a 7. miesiącem ciąży, zostaną porównane ze sobą i do materiału genetycznego Tutanchamona.
  10. Sposób, w jaki dzieci reagują na zapach alkoholu, jest uzależniony od motywów, którymi ich matka uzasadnia swoje picie – twierdzi dr Julie Mennella, biopsycholog z Monell Chemical Senses Center. Gdy sięga po procenty, by uwolnić się od stresu (tendencje ucieczkowe), jej potomstwo woli niemiłe wonie od zapachu alkoholu. Dziecięce reakcje na zapachy to okno do ich emocji. Mając do wyboru piwo lub śmierdzącą zbukami pirydynę, dzieci kobiet pijących, by zapomnieć o kłopotach, wybierają pirydynę. W eksperymencie wzięło udział 145 maluchów w wieku od 5 do 8 lat. Demonstrowano im 7 par zapachów. Zawsze jeden z członów pary stanowiło piwo. Pozostałe, to: guma balonowa, czekolada, cola, kawa, zielona herbata, pirydyna i dym papierosowy. Zadanie dzieci polegało na wskazaniu preferowanego zapachu. Mennella wybrała taki właśnie schemat eksperymentu, wychodząc z założenia, że dane o zapachu trafiają do tych samych części mózgu, które zarządzają niewerbalnymi aspektami emocji i pamięci. Dlatego też ustalając reakcje wywoływane przez zapachy, można zyskać wgląd w uczucia. Podobnie jak dorośli, dzieci nie są zbyt dobre w nazywaniu woni, ale potrafią stwierdzić, które z nich lubią, a których nie. Studium wykazało, że to, czy lubią zapach piwa, czy nie, zależy zarówno od tego, jak często matka pije, jak i dlaczego to robi. Matki uczestniczących w badaniu dzieci wypełniały kwestionariusz. Pytania dotyczyły m.in. powodów sięgania po alkohol. Trzydzieści pięć pań uznano za osoby pijące ucieczkowo. Kobiety te wymieniały co najmniej 2 z motywów ucieczkowych: 1) pomoc w zrelaksowaniu, 2) potrzebę sięgania po alkohol w momentach napięcia i nerwowości, 3) pomoc w rozweseleniu, 4) pomoc w zapominaniu o problemach i 5) pomoc w zapominaniu o wszystkim. Okazało się, że dzieci tych kobiet z większym prawdopodobieństwem niż dzieci pań sięgających po alkohol z innych powodów, np. rozrywkowych, tak bardzo nie lubiły zapachu piwa, że wybierały wonie niemiłe, np. pirydyny lub tytoniu. Kwestionariusz wykazał, że panie pijące ucieczkowo piły częściej, stąd też ich pociechy częściej stykały się z alkoholem. Ponadto ich kontakt z nim miał inny kontekst emocjonalny, ponieważ sięgając po procenty, matki z większym prawdopodobieństwem czuły się winne i zamartwiały się swoim postępowaniem. Zanim dzieci po raz pierwszy spróbują alkoholu, zdobywają informacje, obserwując innych ludzi, zwłaszcza rodziców, i słuchając, co mają do powiedzenia na temat używki. Zapach alkoholu jest przetwarzany w powiązaniu z motywami kierującymi piciem matki i/lub ojca. W przyszłości Mennella chce sprawdzić, czy stroniące od negatywnie skojarzonego zapachu dzieci pijących ucieczkowo rodziców będą w okresie dorastania mniej czy bardziej skłonne sięgać po alkohol w sytuacjach stresowych.
  11. Naukowcy uważają, że bohaterowie popularnych kreskówek uświadamiają dzieciom, jak się powinny zachowywać. Innymi słowy: dostarczają im wskazówek na temat norm społecznych. Animowane postaci uczą maluchy "radzenia" sobie z płcią przeciwną i z pewnością lepiej wpływają na inteligencję dziecka niż wyidealizowani modele z okładek kolorowych magazynów. Oglądając bajki, już naprawdę małe dzieci dowiadują się, co w społeczeństwie, w którym żyją, jest postrzegane jako piękne czy wartościowe. Badanie opisane na łamach magazynu Body Image przeprowadzili naukowcy z Kensington Research Institute w Maryland. Przestudiowali oni 4300 animowanych postaci, wymyślonych między 1930 a mniej więcej 1995 rokiem. Bohaterowie, np. Mighty Mouse (pierwotnie Supermysz) albo miś Yogi, byli oceniani pod względem atrakcyjności, bez względu na to, czy przedstawiano ich jako ludzi, zwierzęta, potwory lub przedmioty z typowo ludzkimi zdolnościami i cechami. Naukowcy odkryli, że postaci atrakcyjne częściej były także inteligentne, szczęśliwe, kochane, miłe, aktywne, flirtujące, miały pracę. Brzydcy bohaterowie to osobniki nieszczęśliwe, agresywne, uciekające się do przemocy. Postaci żeńskie częściej niż męskie rysowano jako fizycznie atrakcyjne. Młodość przedstawiano jako bardziej pociągającą od zaawansowanego wieku. Bohaterowie z nadwagą byli postaciami brzydkimi 3-krotnie częściej niż ich koledzy czy koleżanki z normalną wagą, a nawet niedowagą. Patrick O'Donnell, profesor psychologii z Uniwersytetu w Glasgow, uważa, że dzieci mogą rzeczywiście czerpać wiedzę nt. norm społecznych z kreskówek. Lalka Barbie jest np. żeńskim ideałem urody, podczas gdy Action Men "powinien" być wzorem do naśladowania dla małych i większych chłopców. Będzie bardzo trudno odejść od skojarzeń w rodzaju "grubszy równa się głupi, ohydny, zły", ponieważ są one mocno zakorzenione w naszej kulturze.
  12. Psycholodzy z University of Virginia i brytyjskiego Uniwersytetu w Plymouth stwierdzili, że nie zawsze szczęśliwe dzieci są najlepszymi uczniami. Gdy konieczne jest zwracanie uwagi na szczegóły, pozytywnie nastrojone maluchy wypadają gorzej od pozostałych (Developmental Science). Naukowcy zorganizowali całą serię eksperymentów. Wzięły w nich udział dzieci w różnym wieku. Dobry bądź zły humor wywoływano za pomocą muzyki (utworów Mozarta lub Mahlera) i krótkich filmów (fragmentów Króla lwa lub Księgi dżungli). Potem małych ochotników proszono o wykonanie zadania. Polegało ono na wyszukaniu prostej figury, np. trójkąta, w większym obrazku, np. domu (test CEFT, Children's Embedded Figures Test). Zarówno w przypadku humoru indukowanego dźwiękami, jak i klipem dzieci smutne i nastrojone neutralnie wypadały lepiej od zadowolonych z życia. Uczucie zadowolenia wskazuje, że wszystko idzie dobrze, co prowadzi do globalnego stylu przetwarzania informacji. Smutek sugeruje, że coś jest nie tak, prowadząc do uruchomienia myślenia skoncentrowanego na detalach, analitycznego – wyjaśnia dr Simone Schnall z Uniwersytetu w Plymouth. Brytyjka podkreśla, iż dobry humor sprawdza się w sytuacjach wymagających kreatywności, przeszkadza zaś, gdy trzeba się skoncentrować na szczegółach.
  13. Wspomnienia sprzed 3. roku życia praktycznie nie istnieją. Naukowcy nie wiedzą, czemu się tak dzieje. Jedna z teorii głosi, że w okolicach 36. miesiąca następuje gruntowne przeorganizowanie rozrastającego się mózgu, który nie ma potem dostępu do zniszczonych lub zepchniętych do głębszych struktur śladów pamięciowych. Badacze z Duke University wykazali, że niemowlęta także tworzą i przechowują wspomnienia. Dzięki ich eksperymentom wiemy, że w pierwszych 3 latach życia naprawdę coś się w tej dziedzinie dzieje. Już 6-miesięczne maluchy są w stanie szczegółowo zapamiętać ważne wydarzenia. Monitorując aktywność elektryczną mózgu i przeprowadzając proste testy na uwagę, naukowcy zademonstrowali, że do 8. miesiąca życia większość dzieci tworzy wspomnienia równie łatwo jak dorośli. W ciągu pierwszych 18 miesięcy życia czas przechowywania śladów pamięciowych stopniowo się wydłuża (obrazowo można powiedzieć, iż w tym okresie mózg tworzy sieć magazynową). Patricia Bauer, psycholog z Duke University, tłumaczy, że w wieku 6 miesięcy zapamiętujemy coś na mniej więcej dobę, a w wieku dwóch lat potrafimy o tym nie zapomnieć już przez rok. Problem polega na tym, że małe dzieci zapominają szybciej niż dorośli i starsze maluchy. Pani Bauer porównuje ludzki mózg do sita. W dorosłym sicie są mniejsze otworki, a w młodziutkim większe, przez które informacje wyciekają dużo szybciej. Dodatkowo akademicy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis zaobserwowali, że dzieci matek z cukrzycą ciążową mają problemy z tworzeniem najwcześniejszych wspomnień. Sugerowałoby to, iż niedobór tlenu i żelaza w życiu płodowym zaburza zapamiętywanie po przyjściu na świat. U pań w stanie błogosławionym zapotrzebowanie na żelazo podwaja się. Dzieje się tak, gdyż organizm kobiety musi wytworzyć ertytrocyty dla płodu (a Fe wchodzi w skład cząsteczki hemoglobiny). Wahania poziomu cukru we krwi mogą doprowadzić do niedoboru żelaza, co z kolei wpływa na rozprowadzaną ilość tlenu.
  14. Najnowszy sondaż firmy Taylor Nelson Sofres (TNS) ujawnił, że współcześni Brytyjczycy są zbyt zajęci (!), by w czasie przerwy w pracy zjadać pomarańcze. Zamiast tego decydują się na szybsze w obieraniu mandarynki. Okazuje się, że 3. rok z rzędu konsumpcja pomarańczy w Zjednoczonym Królestwie spada. Od zeszłego roku zmalała ona o 2%. Owoce te są nadal popularne wśród osób powyżej 45. roku życia, które uwzględniają je w codziennej porcji surowizny, ale młodsi dorośli zdecydowanie wolą drobniejsze i poręczniejsze mandarynki lub pochodzące ze Wschodu bezpestkowe owoce cytrusowe mikan. Te ostatnie są lepiej znane jako satsuma. Wyhodowano je w Chinach, a do USA i dalej na Zachód trafiły przez Japonię (a konkretnie przez prowincję Satsuma, stąd nazwa). Są słodkie, a rozmiarami i wyglądem przypominają mandarynki. Wg Brytyjczyków i mandarynki, i satsuma łatwiej zapakować jako drugie śniadanie, dobrze się je obiera, a co najważniejsze – nie robi przy tym bałaganu. W zeszłym roku spożycie mandarynek skoczyło o 60% (do 62 mln sztuk), a owoców mikan o 35% (do 460 mln sztuk). Dorośli sami nie mogą znaleźć czasu na pomarańcze, ale zachęcają do ich pałaszowania dzieci. Z tego powodu konsumpcja pomarańczy w tej grupie wiekowej wzrosła o 15%.
  15. Nowe badania potwierdzają to, o czym rodzice i psychologowie mówią już od dawna: małe dzieci podejmują decyzje dotyczące przyszłości (bliższej i dalszej) w oparciu o tu i teraz. Dużą popularnością cieszy się twierdzenie, że dzieci są zakorzenione w teraźniejszości, ale przeprowadzono niewiele eksperymentów, by to udokumentować. Opierając się na wynikach tego studium, myślimy, że, przynajmniej w niektórych przypadkach, jest ono prawdziwe — powiedziała w oświadczeniu szefowa badań, a zarazem profesor psychologii na Uniwersytecie w Ottawie Cristina Atance. W eksperymencie Kanadyjczyków 48 dzieci w wieku od 3 do 5 lat podzielono na 3 grupy. Dwie grupy dostały do jedzenia 36 słonych paluszków, co miało wywołać u nich pragnienie. Maluchom powiedziano, że w ciągu 12 minut mogą zjeść tyle, ile chcą. Dzieci z pierwszej grupy zapytano, czy chcą wody, czy jeszcze paluszków, a brzdące z drugiej grupy, czy jutro będą chciały dostać wodę, czy może paluszki. Prawie wszystkie dzieci z obu grup odparły, że mają i będą miały ochotę na wodę. Trzecia grupa, która miała być grupą kontrolną, nie jadła paluszków. Dzieciom zadano to samo pytanie i zdecydowanie wolały one paluszki. Opisany eksperyment wspaniale pokazuje, że maluchom może być ciężko myśleć o przyszłości. Warto tu chociażby wspomnieć o niemożności posługiwania się na pewnym etapie rozwoju pojęciami abstrakcyjnymi, w tym pojęciem czasu. Maluchy są zakorzenione w teraźniejszości, ponieważ myślą konkretami. Zamiast więc denerwować się na nie, że są nieposłuszne, bo nie chcą włożyć kozaków w ciepłym domu (teraz jest ciepło, więc dlaczego miałbym zmarznąć), warto wziąć to pod uwagę.
  16. Badania pokazują, że masaż pomaga noworodkom zasnąć. Dopieszczone w ten sposób maleństwa mniej płaczą. Obniża się odczuwany przez nie poziom stresu. Masaż pomaga też w nawiązywaniu i rozwijaniu więzi rodzic-dziecko. U młodszych niż półroczne dzieci spada stężenie hormonu stresu kortyzolu (porównywano to z grupą kontrolną niemasowanych maluchów). Zespół badaczy z Warwick Medical School oraz Instytutu Edukacji University of Warwick przeanalizował wyniki 9 poświęconych masażowi badań. Objęły one 598 dzieci poniżej 6. miesiąca życia. Maluchy masowali wyuczeni przez personel medyczny rodzice lub opiekunowie. W każdym przypadku wpływało to korzystnie na ich zdrowie. Jedno z badań wykazało na przykład, że masaż oddziałuje na wydzielanie się hormonu snu melatoniny. Inne prowadzono w domu dziecka, gdzie zazwyczaj mamy do czynienia z ograniczonym kontaktem i stymulacją dotykową. Masowane sieroty szybciej rosły, mniej chorowały i rzadziej odwiedzały gabinety lekarskie. Masaże wykonywano, utrzymując jednocześnie z dzieckiem kontakt wzrokowy oraz rozmawiając z nim. Masaż pozwala zbudować lepsze relacje między dziećmi a matkami przeżywającymi depresję poporodową. Masaż to intymne chwile, spędzane razem przez rodziców i dziecko. Nie twierdzimy, że każdy powinien go wykonywać, ale na pewno nie wyrządza on krzywdy i korzystnie oddziałuje na wiele zjawisk. Wydaje się wpływać na sen i relaksację. Przyglądaliśmy się dzieciom poniżej 6. miesiąca życia, ponieważ jest to okres formowania się więzi oraz wzorców snu — tłumaczy szefowa badań Angela Underdown.
  17. Co to znaczy być żywym? Zrozumienie tego stanu pojawia się w toku rozwoju dość późno. Szwajcar Jean Piaget wykazał, że dzieci uznają za ożywione obiekty, które samodzielnie się poruszają, np. chmury. O stopniu trudności pojęcia świadczy fakt, że nawet 10-latkowie miewają problemy z ustaleniem odpowiedniego zakresu zjawiska. Naukowcy z Northwestern University zauważyli, że właściwości języka ojczystego dziecka w ciekawy sposób wpływają na nabywanie i rozumienie nie tylko pojęcia bycia ożywionym, ale i innych idei biologicznych (Psychological Science). Psycholodzy Florencia Anggoro, Sandra Waxman i Doug Medin porównali 4-9-latków mówiących po angielsku i indonezyjsku. W angielskim słówko zwierzę jest wieloznaczne. Może obejmować wszystkie obiekty ożywione, czyli członków królestwa zwierząt lub zwierzęta z wyłączeniem ludzi. W indonezyjskim pojęcie zwierzę nie obejmuje ludzi. Podobnie jest w języku polskim. Badacze uważają, że języki, w których mamy do czynienia z zarysowaną wyżej wieloznacznością, utrudniają dzieciom doprecyzowanie zakresu kategorii "ożywiony". By przetestować swoją teorię, psycholodzy poprosili dzieci mówiące po angielsku lub indonezyjsku o rozsegregowanie bytów na ożywione i nieożywione. Maluchy badane w Jakarcie nie miały większych problemów z ukończeniem zadania. Do "ożywionych" zaliczyły i zwierzęta, i rośliny. Brzdącom biorącym udział w eksperymencie przeprowadzonym w Chicago nie poszło już tak dobrze. Nawet 9-latkowie mieli tendencję do eliminowania roślin z kategorii obiektów ożywionych. Uzyskane wyniki potwierdzają więc przypuszczenia naukowców. Anggoro podkreśla, że w ten sposób po raz kolejny udało się wykazać, jak język kształtuje wiedzę.
  18. Oceniając i badając otaczający świat, dorośli i dzieci powyżej ósmego roku życia integrują dane napływające ze wszystkich zmysłów. Młodsze brzdące posługują się tylko jednym z nich. Zespół Davida Burra z Uniwersytetu we Florencji poprosił trzy grupy wiekowe (5-, 10-latków i dorosłych) o wskazanie wyższego klocka w parze. Badanym pozwalano na dotykanie, oglądanie albo na jedno i drugie. Okazało się, że dorośli i dzieci powyżej 8. r.ż. wypadali lepiej, gdy mogli się posłużyć oboma zmysłami. Ich wyniki spadały, gdy musieli badać klocki tylko wzrokiem lub wyłącznie za pomocą dotyku. Podobnej różnicy nie zaobserwowano u młodszych maluchów. W każdej z 3 zaaranżowanych sytuacji eksperymentalnych wypadały niemal identycznie. Autor drugiego studium, Marko Nardini z Birkbeck, University of London, trafnie podsumowuje uzyskane wyniki: Od dawna wiedzieliśmy, że podczas przejścia od dzieciństwa do dorosłości zwiększa się dokładność działania zmysłów, ale teraz wydaje się, iż integrowanie zmysłów jest równie ważne jak wyostrzanie każdego z osobna. W badaniu Nardiniego wzięło udział 28 dzieci w wieku od 4 do 8 lat. Przydzielono im ciekawe zadanie. Wykonywały je na całkowicie zaciemnionej arenie. Umieszczono na niej tylko 3 punkty orientacyjne: świecące księżyc, gwiazdę i piorun. Brzdące miały wziąć do ręki miniaturową rakietę, przemieścić się do stacji tankowania niby-paliwa kosmicznego, po drodze zabrać pasażera w postaci obcego i przeprowadzić odliczanie poprzedzające start. Potem należało odnieść zabawkę do punktu wyjścia. W identycznej zabawie wzięło udział 17 dorosłych. Dorośli odstawiali rakietę w odległości średnio ok. 26 cm od punktu wyjścia. Dzieci działały z dokładnością pomniejszoną o więcej niż 50%. Inne wyniki uzyskano, gdy za pomocą specjalnych zabiegów zmylono zmysły ochotników. W pierwszym przypadku zgaszono punkty orientacyjne, badani musieli więc polegać wyłącznie na własnym wyczuciu kierunku. W drugim przed odniesieniem rakiety wolontariuszy sadzano na fotelu obrotowym. Po wirowaniu pozostawało im tylko korzystanie ze wskazówek wzrokowych. I w jednej, i w drugiej sytuacji dorośli wypadali dużo gorzej, uzyskali wyniki podobne do osiąganych wcześniej przez dzieci. Natomiast wyniki maluchów właściwie się nie zmieniły. Posłużenie się tylko wskazówkami wzrokowymi lub tylko przestrzennymi dawało ten sam rezultat, co dysponowanie wskazówkami wzrokowo-przestrzennymi. Nardini postuluje, że braki w zakresie dziecięcej integracji zmysłowej pozwalają wyjaśnić, czemu maluchy tak łatwo się gubią.
  19. Objadanie się przeplatane okresami drakońskiej diety może skrócić życie aż o jedną czwartą – twierdzą badacze z Uniwersytetu w Glasgow (Proceedings of the Royal Society B). Naukowcy prowadzili eksperymenty na rybach z rodziny ciernikowatych (Gasterosteidae). Według nich, u ludzi podobne efekty można zaobserwować tylko wtedy, gdy ekstremalne zwroty w zakresie diety wystąpią u dzieci lub nastolatków. Zwykłe opuszczanie lunchu nie będzie miało żadnego wpływu, ale jeśli po kilku tygodniach przestrzegania jakiejś diety nastąpi okres czegoś będącego jej przeciwieństwem, konsekwencje na pewno się pojawią – tłumaczy szef zespołu badawczego, profesor Neil Metcalfe. Różnice w zakresie długości życia nie były skutkiem przyspieszenia procesów starzenia się, lecz wiązały się ze wzrostem ryzyka nagłej śmierci. Ryby trzymane na zmiennej diecie wkładały dokładnie tyle samo wysiłku w rozmnażanie – samce stawały się jaskrawo ubarwione, a samice wytwarzały normalną liczbę jajeczek. Nie da się jednak zaprzeczyć, że średnia długość ich życia odpowiadała ¾ długości życia zwierząt spożywających codziennie stałą ilość pokarmu. Profesor sądzi, że za wzrost ryzyka nagłej śmierci odpowiadają skoki wzrostowe. Zachodzą one wtedy, gdy ryba ma dostęp do dużo większych zasobów pokarmowych. Gdy tkanka szybko wzrasta, mogą się zaś pojawić niedoskonałości. Wg Metcalfe'a, podobne rezultaty jak u ciernikowatych można uzyskać u innych gatunków zwierząt, które stosunkowo krótko żyją i w związku z tym cały czas rosną.
  20. Dr Patrick Davies z Queen's Medical Center w Nottingham przeprowadził badania, z których wynika, że dzieci ubrane w kostiumy superbohaterów, takich jak Spiderman czy Supermen, częściej ulegają urazom. Dzieje się tak, ponieważ maluchy częściej naśladują ich działania i pragną być tak dzielne, jak oni. Wyobrażeniowi modele różnych zachowań są ważną częścią procesu dorastania i jest bardzo ważne, by nie zabraniać dzieciom snuć tego typu marzeń, bez względu na to, czy chodzi o wspinanie się po ścianach budynków, latanie czy granie w futbol w narodowej drużynie Anglii. Rodzice muszą tylko wziąć pod uwagę, że brzdące będą uważać, iż ich zdolności zwiększyły się po włożeniu odpowiedniego kostiumu. Davis wyciągnął swoje wnioski na podstawie 5 studiów przypadku.
  21. Po obejrzeniu telewizyjnej reklamy żywności dzieci zjadają więcej, a porcje maluchów z nadwagą czy otyłych zwiększają się o ponad 100%! Badacze z Uniwersytetu w Liverpoolu zaprezentowali 60 dzieci w wieku od 9 do 11 lat serię spotów reklamowych dotyczących zabawek lub produktów spożywczych, po których emitowano bajkę animowaną. U wszystkich brzdąców, które widziały reklamy jedzenia, zwiększała się ilość pochłanianego pokarmu. Największy wpływ reklamy jedzenia wywierały, niestety, na dzieci otyłe. Po ich obejrzeniu zjadały one porcję pokarmu powiększoną o 134%. Milusińscy z nadwagą dodawali do swojego przeciętnego posiłku drugie tyle (101%). Najbardziej uodpornione na działanie spotów z chipsami, batonikami i nowym bekonem były dzieci o wadze ciała mieszczącej się w granicach normy (wzrost porcji o 84%). Nasze badanie potwierdza, że reklamy produktów spożywczych mają pogłębiony wpływ na zwyczaje jedzeniowe wszystkich dzieci, podwajając wielkość porcji — powiedział dr Jason Halford, dyrektor uniwersyteckiego Kissileff Human Ingestive Behaviour Laboratory. Co szczególnie interesujące, studium zasugerowało istnienie silnego związku między wagą a skłonnością do przejadania się. Masa ciała wpływała również na preferencje pokarmowe. Gdy maluchom dawano do wyboru produkty wysoko- i niskotłuszczowe, te otyłe konsekwentnie wybierały najtłustszą czekoladę, ale już dzieci z nadwagą decydowały się albo na czekoladę, albo na żelki zawierające mniej tłuszczów. Mając powyższe na uwadze, warto chyba zjadać rodzinne posiłki przy stole i wyłączyć telewizor. Znajdziemy wtedy czas na wzajemne kontakty i zyskamy szansę na utrzymanie wagi na stałym poziomie.
  22. Dzieci z nadwagą mają zdrowsze zęby (mniej zaawansowane zmiany próchnicowe) niż ich szczuplejsi rówieśnicy. Naukowcy nie potrafią na razie odpowiedzieć, dlaczego się tak dzieje (Community Dentistry & Oral Epidemiology). Badacze z Centrum Stomatologicznego Eastmana Uniwersytetu w Rochester przeanalizowali dane ponad 18 tys. dzieci, które wzięły udział w dwóch studiach: narodowego stanu zdrowia oraz sposobu odżywiania. Okazało się, że osoby w wieku 6-18 lat, które miały nadwagę lub należały do grupy ryzyka nadmiernej wagi ciała, z mniejszym prawdopodobieństwem cierpiały na zmiany próchnicowe. Ponieważ czynniki przyczynowe związane z otyłością i próchnicą są podobne, we wszystkich grupach wiekowych dzieci z nadwagą spodziewaliśmy się znaleźć więcej chorób jamy ustnej. Nasze badania przyniosły jednak więcej pytań niż odpowiedzi, np.: czy dzieci z nadwagą spożywają więcej tłuszczów niż wywołujących próchnicę cukrów? Czy ich dieta jest zbliżona do nawyków żywieniowych rówieśników, ale prowadzą w większym stopniu siedzący tryb życia? – zastanawia się dr Dorota Kopycka-Kedzierawski. Przekonamy się o tym w przyszłości...
  23. Dzieci żyjące w pobliżu dróg mają niższy iloraz inteligencji od rówieśników oddychających czystym powietrzem. Może to być pewnym zaskoczeniem, ponieważ prędzej spodziewalibyśmy się wykrycia kolejnych związków z chorobami układu oddechowego czy sercowo-naczyniowego (American Journal of Epidemiology). Ocenia się, że wpływ zanieczyszczenia atmosfery na inteligencję jest porównywalny ze szkodami poczynionymi przez matkę wypalającą w czasie ciąży 10 papierosów dziennie lub widywanymi u maluchów wystawionych na oddziaływanie ołowiu – stwierdza dr Shakira Franco Suglia z Harvardzkiej Szkoły Zdrowia Publicznego. Amerykanie przyjrzeli się 202 małym obywatelom Bostonu (mieli od 8 do 11 lat), którzy uczestniczyli w studium dotyczącym palenia przez matkę. Odnieśli kilka miar funkcjonowania poznawczego do szacunkowej ekspozycji na oddziaływanie sadzy emitowanej przede wszystkim przez pojazdy napędzane dieslem. W im większym stopniu dzieci stykały się z nią, tym słabsze wyniki osiągały w testach na inteligencję. Związek pozostawał istotny nawet po uwzględnieniu innych ważnych czynników, np. palenia tytoniu przez osoby z najbliższego otoczenia. Wystawienie na działanie dużych ilości sadzy oznaczało średnio 3,4-punktowy spadek IQ. Dzieci z zanieczyszczonych rejonów słabiej wypadały także w zadaniach oceniających słownictwo, pamięć oraz uczenie. W jaki sposób zanieczyszczenie atmosfery oddziałuje na mózg? Najprawdopodobniej rozwija się stan zapalny i dochodzi do uszkodzenia tkanki przez wolne rodniki tlenowe. Harvardczycy domagają się dalszych pogłębionych badań, w ramach których sprawdzono by, jak zanieczyszczenie powietrza wpływa na rozwój intelektualny dzieci oraz czy zjawisko to nie przyczynia się w jakiś sposób do uruchomienia lub przyspieszenia procesu neurodegeneracji u pacjentów z alzheimeryzmem czy parkinsonizmem.
  24. Dzieciom z przedszkola w Koskullskulle (Szwecja) nie wolno wkładać ubrań w paski i kropki. Zdecydowano się na wprowadzenie nietypowego zarządzenia, ponieważ kolorowa garderoba wywołuje migreny u jednej z pań przedszkolanek. Dyrektorka placówki, Maj Norberg, powiedziała gazecie Norrländska Socialdemokraten, że zależało jej na stworzeniu zdrowego środowiska pracy, aby chora kobieta mogła bez przeszkód wykonywać swoje obowiązki. Rodzice zapatrują się na sprawę zupełnie inaczej. Twierdzą, że dzieci, które przyjdą do przedszkola ubrane inaczej, niż głosi zalecenie, są zmuszane do zmiany garderoby na jednobarwną. Dziwią się także przedstawiciele Ratusza i Narodowego Stowarzyszenia Domów i Szkół (Riksförbundet Hem och Skola). A jakie jest zdanie ekspertów? Profesor Carl Dahlöf z Kliniki Migreny w Gothenburgu podkreśla, że paski rzeczywiście mogą wywoływać ból głowy, ale nigdy nie słyszał, by można było za to obwiniać kropki... To prawda, że pewni ludzie są wrażliwi na różne wzory. Niektórzy są wrażliwi do tego stopnia, że nawet koszule w paski czy ułożona w pasy kostka brukowa wywołają migrenę.
  25. Z każdą dodatkową godziną snu ryzyko nadwagi lub otyłości spada u dzieci aż o 9 procent, a zależność jest silniejsza w przypadku chłopców – twierdzą badacze z Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health (Obesity). To łatwy sposób zapobiegania nieprawidłowej wadze i powiązanym z nią chorobom. Nasze badania mogą mieć poważne implikacje dla społeczeństw, w których dzieciom nie zapewnia się dostatecznej ilości snu, np. wskutek nacisku kładzionego na osiągnięcia szkolne, gdzie częstość występowania otyłości wzrasta. Do takich miejsc należą kraje Azji Wschodniej – konkluduje dr Youfa Wang. Dr Xiaoli Chen podkreśla, że w przyszłości należy jeszcze zbadać zależność między ryzykiem otyłości a jakością snu. Zespół przejrzał 17 publikacji na temat długości snu i dziecięcej otyłości. Zalecana ilość snu zmieniała się w zależności od studium i wieku malucha. Dzieci poniżej 5. roku życia powinny spędzać w łóżku 11 godzin lub więcej, brzdące w wieku od 5 do 10 lat dziesięć lub więcej, a dzieci powyżej 10. roku życia co najmniej 9. Z analiz Amerykanów wynika, że ryzyko wystąpienia otyłości u dzieci śpiących najkrócej jest o 92% wyższe niż w przypadku osób śpiących najdłużej. Dla każdej grupy wiekowej przyjęto inną kwalifikację zbyt krótkiego snu. Dla dzieci poniżej 5. roku życia było to mniej niż 9 godzin snu dziennie, dla drugiej z wyróżnionych grup mniej niż 8 godzin, a dla trzeciej – mniej niż 7 godzin snu na dobę. Niedobór snu wydaje się wpływać na mózgowe ośrodki głodu i sytości. Poza tym zwiększa on ryzyko wystąpienia insulinooporności, a więc cukrzycy typu 2., oraz chorób serca.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...