Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Antylogik

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    943
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    15

Zawartość dodana przez Antylogik

  1. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    To zdanie mi się podoba. To właśnie nieracjonalność jest motorem rozwoju innowacji i cywilizacji. To zupełnie jak darwinowska walka przypadkowych mutacji genetycznych o lepszą przyszłość. Gdybym ja miał centralnie planować wątek tego forum, to usunąłbym wiele wpisów, jak np. te ostatnie bzdury darkap (czy darekp'a?), które obniżają jego merytoryczność i wartość, a więc są nieracjonalne. Ale ktoś (nie będący takim laikiem ekonomicznym jak on, a tacy jak wiemy najwięcej mówią o tym, o czym nie mają pojęcia), może przeczyta te dyrdymały i go to zainspiruje do jakichś głębszych przemyśleń, które z czasem wyewoulują w coś innowacyjnego dla świata. Zupełnie przez przypadek.
  2. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    Kryzysy i boomy mogą mieć podłoże wewnętrzne, czyli rynkowe jak i zewnętrzne, czyli regulacyjne. Przyczyny wewnętrzne najlepiej wyjaśnia teoria Keynesa, która pokazuje, jak gospodarka jest samonakręcającą się spiralą (mnożnik inwestycyjny), i w której powstaje dysproporcja między popytem a podażą, tj. luka czasowa - jedno nie nadąża za drugim (zasada akceleracji). Przez te dwa nakładające się efekty (mnożnik + opóźniona akceleracja), to PKB rośnie lub spada, ale coraz wolniej. Czyli Keynes wprowadził dynamikę do modelu ekon. Powyższa teoria dotyczy cykli koniunkturalnych, które jakby z nazwy mają charakter rynkowy, samoistny. Natomiast zaburzenia w tych naturalnych przebiegach gosp, a więc ściśle właśnie to co nazywamy kryzysami lub boomami, a nie tylko osłabieniem lub ożywieniem, są wyjaśniane także przez teorie przyczyn zewnętrznych, gdzie to państwo swoimi regulacjami wpływa na rynek. Kryzys 2007-2010 - gwarancje spłat kredytów przez rząd USA (poprzez Fannie Mae, Freddie Mac). Wcześniej za kryzys 1929-1933 monetaryści obwiniali złą politykę pieniężną rządu, m.in. zmniejszenie o 1/3 podaży pieniądza w 1929 czy podniesienie stóp proc. Teorię tę przetesowali L. Christiano et. al ("The great depression and the Friedman-Schwartz hypothesis", 2004) w swoim modelu i konkludują i oceniają ją pozytywnie: Jeżeli samemu się je wywołuje, to oczywiście, że nie. Jeżeli z kolei powód leży w wewnętrznych mechanizmach, to po to jest właśnie polityka fiskalna i monetarna, aby negatywne zjawiska ograniczać. Problemem nie jest brak narzędzi, a stochastyczność cykli.
  3. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    Mylisz się. Znowu można odnieść wrażenie, że nie rozumiesz jak działa świat, który jedynie znasz z książek albo publikacji naukowych. Co więcej masz bezkrytyczne spojrzenie do tego co ktoś z tytułem naukowym coś napisał. Wiesz ile bzdur naukowcy wypisują? Wystarczy zapoznać się z pracami spychologów udających mądrych statystyków (napisałem o tym sporo komentarzy, poszukaj sobie). Wystarczy wziąć za przykład rodzinę, która umawia się między sobą jak będzie wymieniać się usługami lub towarami. Mama będzie sprzątać dom, a tata zrobi zakupy, albo na odwrót. Kto powiedział, że wolny rynek musi być oparty na pieniądzu? Ale teraz niech będzie. Matka zajmuje się dzieckiem, ojciec pracuje i zarabia pieniądze - część oddaje matce, która ma na swoje utrzymanie. To taki prosty przykład z ŻYCIA, a ty twierdzisz, że to mit, że to nie istnieje. Co więcej, powiedziałem o rodzinie, co oznacza, że można do tego układu zaprząc swoje dzieci, wnuki, ciocię, wujka. Wolny rynek istnieje też w szarej strefie. Że kto się umawia? jednostki między? Znaczy chyba sam już sobie zaprzeczasz, bo regulowany rynek z definicji oznacza regulację zewnętrzną, a nie wewnętrzną. Znowu mówisz o czymś, czego nie rozumiesz. O jakiej regulacji tu mowa? Nie o regulacji między stronami, tylko regulacji, które ustala prawo, państwo, coś z góry. Dziwne, że muszę takie rzeczy tłumaczyć jak dziecku, bo zaraz dojdziemy do tego, że nie wiesz co to znaczy państwo.
  4. To jest dowód, że ta przyczynowość jest fałszywa. Spycholodzy znowu w akcji. Zawsze wątpiłem w ich zdolność logicznego myślenia, a tu czysty dowód: to zdanie nie ma kompletnie sensu. Skoro: czyli usunęli wpływ innych zmiennych, to znaczy, że wiejskie dzieciaki powinny być bystrzejsze od miejskich. To naprawde proste rozumowanie, ale zbyt trudne dla spychologów. W dodatku sami sobie przeczą: To właśnie obszary wiejskie. Spycholom poradziłbym wzięcie pod uwagę jeszcze jednej zmiennej - inteligencję rodziców. Inteligentniejsi rodzice wolą mieszkać w zdrowych okolicach, ale jednocześnie niezbyt daleko od miasta, żeby nie musieli za daleko jeździć. Optymalizują po prostu wybór między ciszą i zdrowym powietrzem a szybkością dostępu do danego terenu. Zagadka ponownie rozwiązana.
  5. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    J. Agudo i C. Fyfe ("Reinforcement Learning for the N-Persons Iterated Prisoners' Dilemma", 2011) stworzyli model teoretyczny dla N-osobowego dylematu więźnia powtarzanego T razy. Taki model nie ma prostego rozwiązania, zależy od przyjętych parametrów. Jednak ich symulacje pozwalają na wyciągnięcie konkretnego wniosku: Przebieg wykresu zależy od przyjętego prawdopodobieństwa subiektywnego graczy czy dana strategia (Konkurować / Współpracować) jest optymalna. Przy małym N (3-10) odsetek współpracujących jest największy (35-70%). Potem im większe N, tym mniejsza skłonność do współpracy. Przy niewielkiej pewności co do swojej bieżącej strategii, gracze są bardziej skłonni do aktualizowania strategii i traktują horyzont T bardziej jak nieskończony, stąd wyższy odsetek kooperujących (wykres niebieski). Przy dużej pewności, na odwrót. Zakładając, że ludzie są niepewni przyszłości, powinniśmy patrzeć na niebieską linię: w grupie do 30 osób 15 z nich (max 50%) będzie współpracować z resztą, czyli druga połowa będzie konkurować. Przy większym N odsetek spada poniżej 50%. Ta gra jednak dotyczy działań, gdzie panuje ryzyko. W przypadku dóbr publicznych, gdzie umową między stronami jest zapisane prawo, pewność jest znacznie większa. Wobec tego będzie też większa skłonność do konkurowania. W tym kontekście można mówić o tragedii wspólnego.
  6. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    Nie zgadzam się, że gram w swoją grę. To po prostu zachowanie racjonalne. Genialność równowagi Nasha polega na tym, że nie jest istotne, co zrobi drugi gracz - czy jest racjonalny czy nie, czy zachowuje się jak altruista czy nie. Dopóki nie mam o nim informacji, nie komunikuję z się nim, nie mam żadnej umowy albo nie mam zasobów by się o nim dowiedzieć, dopóty muszę zdradzać/konkurować. To rozwiązanie o współpracy jest sensowne tylko wtedy gdy rundy naprawdę się powtarzają i nie wiadomo jak długo, tak że można wyciągnąć pewne wnioski i schemat o tym zachowaniu drugiego gracza - wtedy gra przekształca się z niekooperacyjnej w kooperacyjną, poprzez rodzaj niepisanej umowy między nami: ja grożę, że będę zdradzał, konkurował, jeżeli ty mnie zdradzisz. W ten sposób można uzyskać równowagę. Widać, że współpraca jest w praktyce możliwa tylko pomiędzy niewielkimi grupami (kartele, oligopole), a nie całym społeczeństwem, tak jak zakłada komunizm. Można też spróbować stworzyć taki model w całym społeczeństwie - się zwyczajnie umówić, stworzyć warunki umowy, czyli otrzymać grę kooperacyjną explicite. Wtedy nie trzeba się znać, wystarczy, że będzie formalna umowa zabezpieczająca przed niekorzystnymi działaniami jednostek. Tak działają dobra publiczne, np. dopóki PIS nie rządzi, każdy obywatel ma prawo wchodzić do lasu czy parku, ale w zamian musi zachować kulturę, nie może śmiecić itp. Także pewna cząstka tego modelu działa w każdym kraju. To sobie trochę zaprzeczasz. Odnosiłem się do tego zdania: Bo przecież w tym przypadku brak prywatności nie wynika z wyboru konkurencji zamiast współpracy, tylko początkowego założenia, że nie mamy możliwości komunikowania się, poznania. Trudność polega tu na tym, że mamy dwa rodzaje braku współpracy: - wynikająca z samego założenia, czyli ograniczenia technicznego, a nie psychologicznego - jako wybór rozwiązania między współpracą a zdradą. Tego pierwszego nie można sobie odpuścić twierdząc, że to nieistotne, bo cała dyskusja właśnie opiera się o założenie dużej ilości osób, co doprowadza do niemożliwości komunikacji, a tym samym do powstania rzeczy fundamentalnej we współpracy - zaufania.
  7. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    Czyli znowu musimy wrócić do założeń. No to przypominamy dwie sprawy: A więc rozrasta się zespół i przez to nie znasz ludzi, bo nie możesz się ze wszystkimi komunikować. Nie możesz się komunikować i dopiero teraz można uzyskać dylemat więźnia w uproszczony sposób. Stąd powstaje druga kwestia: To oznacza, że po każdej rundzie są też niezależni. A skoro tak, to wcale nie jest takie pewne czy "uświadomią sobie, że współpraca im się najlepiej opłaca sumarycznie". W każdej niezależnej rundzie przecież lepiej zdradzać. Dlaczego więc po dodaniu miałoby być inaczej? Dla gier powtarzanych zdrada także jest równowagą. Jeżeli mamy N rund, to ostatnia będzie traktowana jak gra pojedyncza. A skoro tak, trzeba Konkurować/zdradzać. Skoro w N-tej trzeba zdradzać, to znaczy, że w N-1 też trzeba zdradzać, bo nawet gdybyśmy współpracowali, to w N-tej rundzie nie dostaniemy za to nagrody. Brak jakiejkolwiek nagrody w przyszłości oznacza, że przyszłość nie ma znaczenia, a zatem rundę N-1 należy traktować jak pojedynczą grę - czyli należy zdradzać. Skoro ta k, to w N-2 znowu będzie to samo i będziemy zdradzać. Cofając się do początku, dostaniemy ciąg rund ze zdradami. W każdej należy zdradzać. Dopiero niepewność ile gra będzie miała rund, doprowadzi prawdopodobnie do współpracy, ale to wynika z tego, że gracze w pewnym sensie przestają być niezależni i już coś wiedzą osobie. Mogą się nawzajem karać. Jeżeli nie wiem która runda będzie ostatnia, to jeżeli teraz zdradzę, to jeżeli będzie następna, to on mnie może ukarać, tzn. też zdradzić. Ale gdybym współpracował, wtedy mógłby mnie nagrodzić i też współpracować. A jeżeli byśmy obaj współpracowali w tej kolejnej rundzie, to bym dostał więcej niż gdybym zdradził. W ten sposób można wyjaśnić "altruizm" (cudzysłów bo oczywiście to pozorny altruizm). Mieszasz dwie zupełnie różne rzeczy: prywatność informacji ze zdolnością do uzyskania i przyswojenia tych informacji. Twój świat to utopia, dlatego że zakładasz nieskończoną ilość wolnego czasu na poznawanie się, komunikację i przyswajanie informacji.
  8. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    Nie wiem czy lepszą, na pewną mniej ryzykowną. Chodzi o to, o czym już wcześniej pisałem - zaufanie, czy druga strona nie wykorzysta tych informacji przeciwko pierwszej stronie albo czy ich nie wykorzysta tylko dla siebie, a także niepewność czy druga strona będzie też dzielić się informacjami - może być przecież pasożytem. Wszystko to o czym mówisz może działać, gdy grupa jest nieduża - taka rodzina, która dzieli się wszystkim i nie traktuje jako prywatne. Gorzej, gdy zespół się rozrasta i nie znasz poszczególnych osób. Musiałbyś dokonać umowy między stronami, aby zmniejszyć ryzyko. Taka umowa musiałaby zawierać możliwość ukarania drugiej strony itp. Kapitał intelektualny można łatwo skopiować, jeżeli miałby każdy być jawny, to wystarczyło, że znalazłaby się jedna chińska firma, która by bez skrupułów wykorzystała te dane w ten sposób, że wyprzedziliby autora, zmonopolizowali rynek, a autor nie miałby grosza z tego. Co więcej społeczeństwo też by niewiele z tego miało, gdyby towar był drogo sprzedawany w pierwszych latach (w dodatku najpierw gdzieś za granicą). Potem oczywiście inne firmy by to kopiowały, cena by spadła, ponadto znowu któraś coś by ulepszyła itd. ale autor byłby na lodzie. Autor wiedząc o tym od początku, mógłby stracić motywację do realizacji pomysłu. Dlatego musi istnieć pewne optimum. Problem można rozwiązać metodą z teorii gier - to jest dylemat więźnia: https://pl.wikipedia.org/wiki/Dylemat_więźnia Pozornie wydaje się, że lepiej współpracować, bo strata społeczna będzie najmniejsza (to znaczy stracą tylko dwie jednostki, a nie całe społeczeństwo). Jednak taki wybór jest nieracjonalny, dopóki obie strony są niezależne od siebie. Jeżeli druga strona wybiera Współpracuj, wtedy, jeżeli ja wybiorę Współpracuj, wtedy ja stracę tylko 1/2 potencjalnego dochodu, a jeżeli wybieram Zdradzaj, wtedy nic nie stracę (w zasadzie powinien być zysk, bo wykorzystuję informacje od drugiej strony dla siebie). Jeżeli druga strona wybiera Zdradzaj, to jeżeli ja wybieram Współpracuj, wtedy tracę 10 potencjalnych dochodów, a jeśli wybieram Zdradzaj, wtedy tracę 5 potencjalnych dochodów. Ta gra jest bardzo znana, bo wynik jest paradoksalny: jeżeli druga strona wybiera współpracę, wtedy ja mniej stracę, jeżeli ją zdradzę, a jeżeli druga strona wybiera zdradę, wtedy ja mniej stracę jeżeli wybiorę zdradę. Czyli niezależnie od tego co druga strona wybierze, ja zawsze będę minimalizował funkcję straty, wybierając Zdradzaj. Ponieważ gra jest symetryczna, to to samo dotyczy drugiej strony. Sumarycznie będziemy więc obaj się zdradzać. To jest równowaga Nasha - to jest racjonalny wybór mimo że społecznie jest nieefektywny (brak optimum Pareta). Nie znaczy to oczywiście, że tak wygląda świat i że takie są wypłaty. Podałem przykład, kiedy nie opłaca się współpraca. Ponadto powyższy przykład dotyczy pojedynczej gry. W przypadku powtarzanych dylematów więźnia sytuacja się komplikuje, gdy liczba rozgrywek jest losowa, wtedy może się pojawić Współpraca jako równowaga. Dobrą strategią okazuje się "wet za wet" albo "wet za wet z wybaczaniem". Poza tym wszystkim temat jest złożony, bo powstaje jeszcze pytanie dlaczego niby rozwiązanie typu Współpracuj / Konkuruj ma być zero-jedynkowe? I nawet nie chodzi tu o prawdopodobieństwo wyboru, ale jego udział w całym projekcie. Zespoły mogą jednocześnie współpracować i konkurować ze sobą. Jedynie trzeba określić warunki współpracy i konkurencji. Weźmy np. media. One wzajemnie się reklamują, ale jednocześnie przecież tez konkurują o czytelnika, widza.
  9. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    Tak i to nie jest wróżenie z fusów, a jedynie analiza logiczno-ekonomiczna. Poczytaj moje komentarze w tym wątku, a zrozumiesz jeden z powodów, dla których odpowiedź jest twierdząca: Najbardziej ogólną przyczyną jest to, że ludzie konkurują między sobą, a także działają pod wpływem emocji, np. chcą siebie zniszczyć.
  10. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    Może i jesteśmy tresowani, ale wcale nie oznacza, że się nie różnimy w skutkach tej tresury ani też, że wiesz co ja myślę. Bo ja nie dałem się wytresować. Jestem anty-religijny, anty-społeczny, anty-rodzinny. Z twoich wypocin wynika, że dałeś się wytresować i nie jesteś z tego zadowolony. Ja nie dałem się wytresować i jestem z tego dumny. Taka jest różnica. Tacy ludzie jak ja zmieniają ten świat, dzięki takim ludziom jak ja technika do przodu, a ludzie mogą mniej pracować. Tacy ludzie jak ja wolą pewne ryzyko zamiast skrajnego bezpieczeństwa, które prowadzi do bezmyślnego życia w stadzie, które ty promujesz. Być może ty jesteś takim tępakiem, że potrzebujesz tego społeczeństwa, żeby tobą kierowało i cię karmiło. Jednak są wybitne jednostki, które wychodzą poza ten schemat i to one pociągają cywilizację do przodu. Tacy jak ty chcą stabilizacji, by żyło się wygodnie, by każdy dostawał tyle samo. Ludzie to nie mrówki, które mają podobny móżdżek, większa złożoność umysłu prowadzi do większych odchyleń między jednostkami. I dlatego się różnią między sobą. Jedni są bystrzejsi, inni głupsi, jedni są pazerni na kasę, inni uczciwi i szlachetni. I każdy musi sam odnaleźć się w takim świecie. Pocieszające, że jesteś tego taki pewien. Ciekawe, jak sobie wygodnie przeskakujesz z tych mrówek do komórek. To wśród tych mrówek też nie ma hierarchii? Wśród zwierząt stadnych nie ma ustalonej hierarchii ważności? Manipulujesz i dobrze o tym wiesz. I bardzo dobrze, że nie jesteśmy. Celem człowieka jest walka z naturą, walka z bogiem, który chciałby żebyśmy żyli w jego komunistycznym "raju".
  11. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    Skoro masz dar telepatii czy jasnowidzenia, to ta jawność wszystkiego zbędna. Poza tym spróbujmy dokonać analizy tej dyskusji. Skoro ty wiesz, że ja nic nie wiem (nie jestem świadomy), ale mi o tym mówisz, to znaczy, że jeżeli ja rozumiem co ty mówisz, to znaczy, że nagle coś już wiem. Czyli staję się świadomy. To teraz wróćmy do komórek. Uświadom teraz komórki swojego organimu, że są tylko jego niewolnikami. Chociaż nie, poczekaj, powiesz zapewne, że twój organizm to nie jest patoelita, więc komórki nie muszą wiedzieć, że są jej niewolnikami. Ok, to spróbuję sam na sobie, bo skoro już patoelita przejęła mój umysł, ato zapewne też przejąła mózg i w ogóle cały organizm. ......... Nie wychodzi. Próbowałem uświaodmić komórki, że są więźniami pato-organizmu. Moje komórki nie chcą mnie słuchać. Wolą patoorganizm. Można więc wyciągnąć wniosek z tego eksperymentu. Moje komórki pozostają nieświadome. Ale przecież ja stałęm się świadomy. Czyli jednak czymś się od nich różnię. Czyli jednak twoje rozumowanie jest błędne, fałszywe. A skoro twoje rozumowanie jest teraz fałszywe, to być może w ogóle twoje myślenie o świecie jest fałszywe? W zasadzie, może każde twoje zdanie jest fałszywe? Albo jest manipulacją? Ja "myślę" (bo nie myślę), że tak właśnie jest. Bo powtarzasz te same komunały (to dobre słowo - pasuje do ciebie): , które już wcześniej obaliłem: Skoro zwierzęta mają potrzebę prywatności, to i w tym twoim raju ludzie też mieli. Dopóki populacja była niewielka, to społeczność była bardziej zwarta kulturowo, religijnie, majątkowo i przez to było większe między nimi zaufanie, ale przed obcymi się chronili. Kiedy populacja zaczęła rosnąć, to i nastąpił naturalny proces podziałów kulturowo-społecznych. To dzięki zaufaniu mogli się swobodnie wymieniać informacjami i towarami. Kiedy nastąpił wzrost populacji i samoczynne grupowania, ludzie przestali się znać i rozumieć, a więc i przestali mieć wzajemne zaufanie. To doprowadziło do konieczności wytworzenia prawa własności i prywatności. Dla mnie to co napisałem wyżej jest oczywiste. Ale może nie dla ciebie. Pytanie dlaczego. Czy chodzi o niskie wykształcenie? Czy zakłamanie, pod którym leży zawiść do bogatych i mądrzejszych?
  12. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    Komórki nie myślą i nie są świadome. Jedynie pracują jak niewolnicy na rzecz organizmu. Ale komunizm na tym polega, by wszyscy tylko bezmyślnie pracowali na rzecz aparatu państwa i by się nie wychylali. W ten sposób cywilizacja by się nie rozwijała, stałaby w miejscu. I w sumie takie właśnie efekty przyniósł komunizm ZSRR, PRL czy Chiński (bo dzisiaj w Chinach gospodarka jest kapitalistyczna). Wszędzie na świecie czysty komunizm upadł, co dowodzi, że nie sprawdza się. Wyżej wykazałem, że rozwój jest niemożliwy w ramach komunizmu. Ciekawe, że podałeś przykład nowotworu. Przecież on wykształca się w organizmie, gdzie - jak sam stwierdzasz - udaje zdrowe komórki, bo wszystkie informacje są jawne, są przekazywane. A mimo to rodzi się co jakiś czas mutant, który niszczy cały organizm. To argument na to, że właśnie pełna jawność jest zła dla organizmu, bo może zostać wykorzystana przeciwko niemu. Tak się dzieje też w gospodarce.
  13. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    Dobrze, że podałeś przykład kasyna, bo jasno można pokazać, gdzie popełniasz błąd. Kupno i sprzedaż usługi w postaci zabawy jaką jest udział w kasynie, są regulowane. Ale sama usługa już nie. Gdyby ta usługa miała być kontrolowana, to np. zamiast 50% szans na wygraną, będziesz miał 70% - państwo nie pozwala w ten sposób na przegraną przez konsumenta. Jeżeli teraz dokonujesz analogii z giełdą, to sytuacja będzie podobna. Organizacja tej usługi będzie regulowana, ale sam przebieg usługi być nie musi, co więcej - nie powinien. Państwo nie powinno się wtrącać w to, jaką cenę ustalają między sobą strony ani jaką ilość walorów chcą wymienić. Gdyby taka kontrola była, to np. akcje firmy X nie mogłyby spaść poniżej 10 zł, nawet gdyby X była bliska bankructwa. W sumie powstają dwa oddzielne problemy - rynek regulowany (który organizuje wolny rynek) i gospodarka centralnie planowana. Obydwie te kwestie trzeba rozróżnić, a u niektórych to wszystko się miesza. Trzeba przyznać, że bystra odpowiedź. Weźmy choćby rynek stóp procentowych - jest w dużym stopniu kontrolowany, centralnie planowany, a więc wychodzi poza ramy zwykłej regulacji rynku. Innym przykładem patologii są gwarancje państwowe dotyczące spłaty kredytów, co miało przełożenie na kryzys finansowy 2007-2010.
  14. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    Tylko że to są regulacje tylko na papierze, a nie w rzeczywistości. Insider trading jest codzienną praktyką trudną do wykrycia. Mówiąc inaczej, nawet gdyby nie było tych ograniczeń, to prawdopodobnie niewiele by zmieniło to w kursach giełdowych. Informowanie o jakimś udziale opinii publicznej nie jest z kolei regulowaniem rynku akcji. Prawdziwą regulacją na giełdzie są np. tzw. widełki cenowe, które mają na celu zabezpieczyć akcje przed nadmiernymi i nagłymi zmianami. Jest max x%, o jaki może zmienić się cena akcji danego dnia. Jeżeli kurs akcji spada albo wzrasta o ten x%, wtedy obrót zostaje zatrzymany i w tym czasie nie można przeprowadzać transakcji. Ale jeszcze tego samego dnia kurs zostaje najczęściej uwolniony, gdy Giełda zwiększa poziom widełek np. do 2x%. Kolejną istotną regulacją jest przedział czasu, w którym Giełda działa: transakcje są przeprowadzane nie wtedy gdy się chce, ale np. między 9 a 17. Ponadto handel nie istnieje w soboty, niedziele i inne święta. Co nie oznacza wcale, że realna cena się nie zmienia. Jeżeli w sobotę przychodzi jakaś ważna informacja, to efekt będzie widoczny od rana w poniedziałek w postaci dużej luki cenowej. Mówiąc ogólnie, jedynym skutkiem powyższych regulacji jest przesunięcie zmian w czasie, ale w dłuższej perspektywie nie ma żadnego wpływu. Na GPW charakterystyczną regulacją są tzw. odcięcia dywidendy od kursu akcji. Cena akcji zawiera w sobie wartość dywidendy. Jeżeli spółka formalnie jutro wypłaca akcjonariuszom dywidendę, to cena nie powinna już jej zawierać. Dywidenda zostaje przeniesiona z rynku (ceny) na rachunek inwestora. Stąd inwestor nic nie traci. Dlatego rano się budząc, zobaczymy, że spółka "straciła" tyle procent ile wynosi stosunek dywidendy do pierwotnej ceny, jednak akcjonariuszowi ta strata zostaje skompensowana wypłatą na osobistym rachunku. Na rynku nieregulowanym czegoś takiego być nie może, bo tylko sprzedający i kupujący określają wartość akcji. To oni sami mogą się umówić, że cena od rana będzie pomniejszona o dywidendę - na regulowanym Giełda robi to za nich. O ile poprzednie regulacje wydłużały wielkość zmian w czasie, o tyle tutaj ten czas skracają. Powyższe regulacje nie zaprzeczają wolnemu rynkowi, one go organizują.
  15. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    Ale co to znaczy regulowana giełda? Konkretnie, czym się różni regulowany rynek akcji od nieregulowanego? Proszę o konkretne przykłady, jak wyglądałoby kupno i sprzedaż walorów na rynku bez regulacji. To mnie naprawdę interesuje. Warto odróżnić czysty wolny rynek od wolnego rynku w praktyce. Mówienie, że regulowany rynek to zaprzeczenie wolnego rynku, to twierdzenie, że świat dzieli się tylko na te dwa typy ryków. Tak jakby nie było niczego pośrednio. W podręczniku tego już nie napisano? Czyli jak nie napisano, to znaczy, że albo jest wolny rynek, albo regulowany? Ale to nie dotyczy idei wolnego rynku, tylko gospodarki konkurencyjnej. Konkurencja doskonała jest idealistycznym założeniem - i też nie można powiedzieć, że to mit, bo mit zakłada, że ludzie uważają, że istnieje konkurencja doskonała naprawdę. A nikt tak nie mówi. A zatem Twoje twierdzenie jest fałszywe. A czy ja podałem przykład rynku towarów? Wg Twojej wizji istnieją jedynie rynki regulowane takie jak rynek towarów czy rynki pracy, gdzie istotnie jest ochrona słabszych. Ale po to właśnie podałem przykład rynku akcji, który jest symbolem krwiożerczego kapitalizmu. Czy jak kupię akcje jakiejś firmy, to będę miał jakąś ochronę kapitału? Co ważne, piszę tylko o akcjach, a nie obligacjach, gdyż te ostatnie to zobowiązania, a te z natury prawa mają większą ochronę. A więc wyjaśniam, że mając akcje w portfelu, nie mam żadnej ochrony państwa, mogę stracić wszystko. A wg Ciebie nie mogę, wg Ciebie państwo chroni mnie, tak że nie stracę kapitału. Czyli nie rozumiesz jak działają giełdy i czym w praktyce jest wolny rynek. Tyle można wywnioskować z tej dyskusji.
  16. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    Ja tu widzę spory związek z tematem. Asymetria informacji to jeden z czynników zakłócających nie tyle wolny rynek, co gospodarkę wolno-konkurencyjną. Weźmy ten rynek akcji. Oczywiście ideałem byłoby, gdyby wszystkie informacje wewnątrz gospodarki (mikro i makro) były równie dostępne dla wszystkich uczestników. Tylko że należy rozróżnić informacje życia prywatnego od publicznego / zawodowego. Te publiczne prędzej czy później i tak dotrą, jedynie różnica leży w czasie. Ta pełna jawność informacji ma sens w przypadku publicznych, natomiast już nie w przypadku prywatnych, które mogą zostać wykorzystane na czyjąś niekorzyść. Zachowanie tajności ma wieloraki sens, także w życiu gosp. Myślę, że głównie problem leży w tym, że publiczne informacje nie są traktowane osobiście, podczas gdy prywatne są nacechowane i odbierane emocjami. Dobrą ilustracją jest taki oto przykład: (A) Firma X zbankrutowała. Firmą kierował Y. (B) Y nie słuchał doradców, wolał ryzykować, nie uczył się na pierwszych błędach i przegrał. Przykład A jest odbierany bez emocji, ponieważ firma to byt abstrakcyjny i nie wiemy co doprowadziło do bankructwa, czy winne było kierownictwo. Przykład B bierzemy z kolei osobiście - kogoś takiego jak Y mało kto chciałby zatrudnić jako menedżera. Nawet jeżeli, Y się zmienił, zrozumiał niczym Syn Marnotrawny swoje błędy, to, jeżeli nie jesteśmy tym biblijnym jego ojcem, nie będziemy chcieli ryzykować zatrudniać taką osobę. Oczywiście ten przykład jest skrajny, a wystarczy pomyśleć, co by się działo, gdyby HR miało pełną informacje na temat potencjalnych pracowników, których weryfikuje czy się nadaje. Jeśli ktoś popełnił błąd i teraz każdy ma o tym wiedzieć, to ten błąd będzie się ciągnął za nim latami. Tak więc prywatność ma duże znaczenie psychologiczne - można powiedzieć, że jest przychodem psychologicznym. Co więcej, mimo pewnych kosztów z tej drugiej strony (w sensie niewiedzy), to ta druga strona także zyskuje psychologiczną korzyść - efekt nowości i świeżości, a niepewność jest tu powiązana z "dreszczykiem emocji". Suma sumarum, informacje z życia osobistego powinny pozostać prywatne, bo ma to obopólną korzyść. Inna sprawa dotyczy tych informacji z życia publicznego - tutaj nie ma większych kontrowersji.
  17. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    Są różne giełdy, także akcji- regulowane i nieregulowane. To jednak zbędne szczegóły. Jak dla mnie giełda regulowana czy nie, to ciągle wolny rynek i śmieszne jest mówienie, że on nie istnieje.
  18. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    Swą filozofię, proponowałbym skonfrontować też z rzeczywistością. Np. pohandlować akcjami. To że na rynku akcji są insiderzy, którzy wykorzystują asymetrię informacji dla siebie, nie oznacza, że wolny rynek nie istnieje.
  19. Antylogik

    Świat jawności całkowitej

    To fałsz, pusta zabawa w definicje. Potrzeba prywatności to ewolucyjny mechanizm obronny. Zwierzęta chronią swoje stada przed obcymi, bo zakładają z góry potencjalne niebezpieczeństwo. I tak samo z ludźmi. Dyskusja o "całkowitym braku prywatności" jest kuriozalna, czysto teoretyczna i niepraktyczna. Dużo bardziej sensowna dyskusja jest o optymalizacji tej prywatności, jak np. sprawdzenie co dana osoba przy sobie posiada, wchodząc na pokład transportu publicznego, w celu określenia czy nie wnosi jakichś niebezpiecznych przedmiotów.
  20. Oczywiście, że brali. Z tym że wplatasz do tego problemu regulacje prawne, a nimi kieruje państwo, UE czy inny nadrzędny organ. Czyli z monopolisty rynkowego przechodzisz do monopolisty na władzę. A różnica jest skrajna: rynkowy monopolista działa w ramach prawa i nie nakazuje konsumentom kupować jego produkty. Natomiast monopolista na władzę odwrotnie: sam tworzy prawo i nakazuje ludziom i firmom jemu podlegać. W przypadku tego drugiego można mówić o dobrym lub złym monopoliście w sposób obiektywny: prawo jest potrzebne dla zachowania porządku, zmniejszenia kosztów każdorazowego ustalania zasad przy nawiązywaniu umowy między stronami oraz zmniejszenia niepewności co do przyszłych relacji między stronami (np. pracownik i pracodawca mają pewne obowiązki). To oczywiście dobra władza. Zła władza powstaje wtedy gdy zamiast pomagać, przeszkadza: prawo staje się zbyt surowe i nieefektywne, przykładami są systemy komunistyczne, gdzie prywatne przedsiębiorstwa nie mają racji bytu, i socjalistyczne, gdzie prywatny przedsiębiorca jest z góry traktowany jak czyste zło, które trzeba mocno kontrolować. Ponadto gdy mowa o władzy państwowej i monopolistach rynkowych, trudno nie skojarzyć innego rodzaju monopolisty, którego można nazwać rynkowo-państwowym: chodzi o branże użyteczności publicznej, jak energia, woda. To są tzw. monopole naturalne (bo przetwarzają naturalne zasoby, których właścicielem często jest państwo). Jest to zupełnie inny rodzaj monopolu w stosunku do rynkowego, jak Microsoft, bo one nie zarabiają za dużo (jeśli w ogóle). Są wysoko kapitałochłonne i często mało opłacalne, ale jednocześnie niezbędne dla ludzi. Przez to łatwo sobie wyobrazić, jakie ceny ustaliłaby firma prywatna, gdyby miała taki monopol. Stąd w tym przypadku niezbędne jest albo upaństwowienie albo wprowadzenie ograniczeń prawnych, m.in. dot. stawki cenowej. To drugie rozwiązanie wydaje się lepsze, bo ze względu na postęp techniczny i potencjalną konkurencyjność firm zewnętrznych koszty produkcji powinny spadać.
  21. Rzeczywistość nie wynika z żadnych teorii, teoria jedynie może opisać rzeczywistość. Zamiast patrzeć schematami, powinieneś przeanalizować sprawę zdroworozsądkowo i logicznie. Monopolizacja rynku jest dobra dla danej firmy, każda firma powinna dążyć do monopolizacji rynku, bo to zapewnia maksymalizację zysków. Sprawa jest bardziej skomplikowana gdy chodzi o dobrobyt społeczny. Z jednej strony, jeżeli firma dąży do uzyskania monopolu, to znaczy, że chce by jej produkt był najlepszy i wyprzedził konkurencję. A zatem monopolizacja poprawia jakość produktu oraz jest źródłem postępu technicznego, w konsekwencji wzrostu gosp. Jeśli firma zdobywa patent, to dzięki niemu uzyska monopol na produkt i może znacznie więcej zarobić. Nie ma w tym nic złego, to pozytywna strona monopolu. Z drugiej strony taki monopol będzie wykorzystywał swoją pozycję rynkową zawyżając ceny lub obniżając podaż (co na jedno wychodzi). Chociaż firma na tym zyska, to społeczeństwo straci (można byłoby przy niższej cenie więcej wytworzyć). W omawianym przypadku rzecz dotyczy mniejszej produkcji innych podobnych programów: Microsoft może być droższy, przez to mniej dostępny, ale z powodu marki czy jakości, masowo wybierany spośród innych rozwiązań. Dzięki swojej sile monopolistycznej, wywołuje asymetrię informacji o istnieniu innych powiązanych programach (jak Teams). Czy można za to winić Microsoft, że zwiększa pakiet swoich programów? Ta skarga to jakieś kuriozum. Jak wyżej wskazałem, kwestia monopolu nie jest zero-jedynkowa i przykładem jest właśnie patent. Żeby nie zniechęcać firmy do tworzenia innowacji, prawa autorskie powinny być zapewnione, a autor powinien mieć prawo do ochrony przed kopiowaniem produktu. Jeżeli jednak brać pod uwagę stratę społeczną jaka powstaje, gdy ludzie nie mogą kupić danego programu, maszyny, leku itd. taniej, to długość okresu patentu nie powinna być nieskończona. Np. M. Dore et al. ("The optimal length of a patent with variable output elasticity and returns to scale in R&D", 1993) oszacowali optymalną długość patentu. Wg ich modelu przy elastyczności popytu równej 1 dla R&D jest to 10-11 lat - jeżeli zyski z tego patentu są stałe w czasie. Jeżeli są rosnące, wtedy,w zależności od tempa wzrostu jest to od 13 do 34 lat. Dla spadkowych zysków - poniżej 10 lat.
  22. Mamy tu do czynienia ze zwykłą strategią naśladowcy, znaną choćby z teorii gier, czyli nic nowego i jak najbardziej racjonalna strategia, jeśli jest używana świadomie. Niestety spycholodzy zawsze wszystko zaciemniają albo zajmują się rzeczami kompletnie niepotrzebnymi.
  23. Dobrze piszesz, ale myślę, że mało kto tutaj rozumie o co w tym chodzi albo wydaje mu się, że rozumie, dlatego powinieneś dodać wyjaśnienie. Różnica między błądzeniem przypadkowym a ruchem Levy'ego jest taka, że to pierwsze ma skończoną wariancję, a to drugie nieskończoną, dlatego ogony rozkładu nie schodzą do zera (czyli ma grube ogony) jak w przypadku ruchu Browna i odchylenie może być dowolnie duże. Ponieważ w praktyce tak być nie może, stworzono model obciętych ruchów Levy'ego. Fakt nieskończoności wariancji jest możliwy dlatego, że matematyczny ruch jest nieciągły, a więc następują przeskoki w sposób nielokalny. Ta nielokalność jest możliwa tylko w świecie kwantowym, a w makroskali zawsze będziemy mieli do czynienia z ciągłością ruchu - w związku z tym to co nazywane tutaj jest ruchem w linii prostej w losowym przedziale czasu nie może być uznane za skok Levy'ego, a co za tym idzie cały opisany w tym artykule ruch nie jest ruchem Levy'ego sensu stricte, a jedynie jego przybliżeniem. Dlatego zapewne bardziej precyzyjny byłby jakiś model przełącznikowy, w którym losowy "skok" jest tak naprawdę ruchem deterministycznym po linii prostej.
  24. Trudno to nazwać kreatywnością. Po prostu zabawa, która przypadkowo prowadzi do jakiejś koncepcji/rozwiązania. Nie chodziło mi o rozumienie w sensie celu, ale w sensie spostrzeżenia pewnych związków między obiektami, których od początku wspólnym mianownikiem był cel. Może podam przykład z dzieciństwa. Miałem może 5-6 lat, byłem z rodziną na dworze w zimie, wszystkim było zimno. Moja mama miała futro i tylko jej było ciepło. Wszyscy chcieli się zagrzać pod tym futrem, ale nie było miejsca na wszystkich, tylko jedna osoba mogła. Wtedy mama powiedziała, że zagrzeje tego, kto ma najzimniejsze ręce. Ja wtedy wpadłem momentalnie na pomysł, że przyłożę ręce do słupa, który stał obok, który oczywiście był bardzo zimny. Wszyscy zaczęli się śmiać, mama musiała mnie zagrzać i tak skończyła się historyjka, która potem stała się anegdotką rodzinną. Czyli jako dziecko byłem pomysłowy - wiedziałem, że słup jest lodowaty i zauważyłem związek między jego lodowatością a możliwością zagrzania się (osiągnięcia celu). Chodzi mi więc o spostrzeżenie, które pozwala omijać np. czas na uczenie się wielu różnych kombinacji. Z tym że czas nie jest najważniejszym czynnikiem, chodzi raczej po prostu o efektywność rozwiązania zadania. Nauczyłem się wcześniej, że słup jest lodowaty, że pod futerkiem jest ciepło i od razu wpadłem na pomysł, ale nie dlatego, że się nauczyłem kiedyś takich zachowań przypadkowo czy przez zabawę. Nie miałem nigdy podobnego zadania po prostu zauważyłem związek, który można wykorzystać, nie musiałem go testować. Jeżeli piosenka jest tylko piękna, to nie znaczy, że jest twórczy. Mogło mu się tak udać przez przypadek albo nawet mógłby stosować jakąś heurystykę lub algorytm na piękno. W końcu estetyka też została naukowo wyjaśniona. Ale generalnie to kwestia twórczości artystycznej jest kontrowersyjna, bo dość subiektywna. W tym kontekście przyznaję rację, że sieci neuronowe wraz z algorytmami ewolucyjnymi mogą być uznane za kreatywne. Musimy zapytać, bo nie wiemy czy opracowali już wcześniej strategie i mieli już wyuczone heurystyki, algorytmy, przewidując (to ważne) jak zareagujemy. Jeżeli nie przewidywali niczego, a jedynie wierzyli w swoją inteligencję i kreatywność i natychmiast dostrzegali jakieś rozwiązania, to byliby kreatywni. Przy czym czas jest drugorzędny, bo np. mogliby przez cały czas przegrywać, bo analizowaliby jedną koncepcję, która pozwoliłaby im wygrać wojnę.
  25. Teraz oglądam debatę prezydencką w TVPIS, więc potem odpowiem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...