Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37638
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego i Muzeum Narodowego w Warszawie opracowali nową metodę renowacji obrazów na płótnie. Stworzony przez nich nanokompozytowy organożel usuwa z płótna masę woskowo-żywiczną stosowaną powszechnie podczas konserwacji dzieł sztuki od XIX wieku do początku wieku XXI. Wzmacniała ona zabytki, jednak powodowała utratę oryginalnych barw. Obecnie na całym świecie mamy dziesiątki tysięcy obrazów, których kolory – z powodu działań konserwatorskich – odbiegają od oryginału. W przeszłości wiele obrazów przeszło zabiegi konserwatorskie polegające na naklejeniu na odwrocie warstwy nowego materiału.  Na tył obrazu nakładano podgrzaną masę woskowo-żywiczną, którą przyklejano warstwę wzmacniającą płótno. Po ostygnięciu nowa warstwa na trwałe wiązała się z oryginalnym płótnem. Jednak wraz z upływem czasu wosk negatywnie wpływał na oryginalne kolory dzieła. Na obrazach pojawiały się przyciemnienia, stłumienia barw, dochodziło do łagodzenia kontrastów, pojawiała się ciemnożółta dominanta. Taki sposób postępowania z obrazami popularny był w Europie północnej i środkowej oraz Ameryce Południowej. Opracowany przez polskich ekspertów organożel zawiera specjalną mieszaninę rozpuszczalników, które rozpuszczają i usuwają masę woskowo-żywiczną. Nie narusza przy tym innych warstw obrazu. Organożel ma świetne właściwości mechaniczne. Jest dość miękki i rozciągliwy, można go rozciągać do kilkuset procent, a po niewielkim dociśnięciu dobrze dopasowuje się do podłoża, co ułatwia oczyszczanie. Najpierw w warunkach laboratoryjnych syntezujemy arkusz hydrożelu, a następnie wymieniamy wodę na opracowaną mieszaninę rozpuszczalników. Po odpowiednim przygotowaniu obrazu do renowacji, czyli po zdjęciu z niego nowszej warstwy przyklejonego płótna, na oryginalne płótno obrazu od jego spodniej strony nakładamy nasz wynalazek – płat organożelu. To wystarczy, by w wyniku procesów fizycznych praktycznie cała masa woskowo-żywiczna została usunięta z oryginalnego płótna. Jest ona dosłownie wchłaniana przez organożel i dzieje się to dosłownie w ciągu piętnastu, dwudziestu minut. Cała operacja jest bezpieczna dla dzieła sztuki, jak i konserwatora. Nie ma ryzyka, by organożel w jakikolwiek sposób przykleił się i zanieczyścił płótno. Nie ma też mowy o przesiękach rozpuszczalników do obrazu, ponieważ są one unieruchomione przez matrycę żelu, wyjaśnia współtwórca żelu, doktor habilitowany Marcin Karbarz z Wydziału Chemii UW. Organożel został już przetestowany w praktyce. Jego działaniu najpierw poddano obraz z prywatnej kolekcji. Przeprowadzony eksperyment przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. W sposób bezinwazyjny udało się usunąć stary wosk z oryginalnej warstwy płótna, dzięki czemu obraz odzyskał swoje dawne barwy, kontrasty i światłocienie. Zachęceni tym wynikiem wykonaliśmy drugi test, tym razem we współpracy z prof. Joanną Czernichowską z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Rezultaty eksperymentu są dokładnie te same, jak w przypadku dzieła z mojej kolekcji, cieszy się doktor Elżbieta Pilecka-Pietrusińska z Muzeum Narodowego w Warszawie. Polski wynalazek może zrewolucjonizować konserwację malarstwa. Obecnie nie istnieje równie szybka, bezpieczna i bezinwazyjna metoda oczyszczania obrazów z wosku. Stosowane do dziś metody renowacji obrazów nie są doskonałe i powodują, że praca konserwatorów bywa szkodliwa dla zdrowia. W przypadku usuwania wosku z oryginalnych płócien stosowane do tej pory rozpuszczalniki są płynne, a ich opary silnie toksyczne. Przewaga naszego wynalazku polega na tym, że rozpuszczalniki są uwięzione w organożelu, co ogranicza ich parowanie i penetrację w głąb obrazu, wyjaśnia doktor Pilecka-Pietrusińska. « powrót do artykułu
  2. Pewnego dnia zmiennokształtne stada mikrorobotów mogą szczotkować, nitkować i płukać nasze zęby. Na University of Pennsylvania zaprezentowano technologię, która w przyszłości może pozwolić na zautomatyzowanie pielęgnacji jamy ustnej. System taki może przydać się szczególnie osobom, które nie są na tyle sprawne, by samodzielnie zadbać o zęby. Mikroroboty zbudowane są z nanocząstek żelaza, które mają zarówno właściwości katalityczne, jak i magnetyczne. Naukowcy za pomocą pól magnetycznych mogą sterować ruchem cząstek oraz nadawać ich grupom różne kształty, jak np. kształt szczeciny służący do szczotkowania, czy długiej nici, która może czyścić przestrzenie międzyzębowe. W obu przypadkach dzięki reakcjom katalizy, nanocząstki mogą wytwarzać środki bakteriobójcze zwalczające na bieżąco organizmy w jamie ustnej. Eksperymenty prowadzone na sztucznych i prawdziwych ludzkich zębach wykazały, że mikroroboty mogą przyjmować różne kształty i niemal całkowicie eliminują biofilm bakteryjny, który prowadzi do próchnicy i chorób dziąseł. Codzienne mycie zębów może być trudne i uciążliwe dla wielu osób. Zęby trzeba szczotkować, nitkować, płukać. To wieloetapowy ręczny proces. Tutaj zaś mamy system robotyczny, który wszystkie te czynności wykona w prosty, automatyczny sposób, mówi współautor badań, profesor Hyun Koo z Wydziału Medycyny Dentystycznej University of Pennsylvania. Koncepcja szczoteczki do zębów nie zmieniła się od tysiącleci. W ostatnim czasie pojawiły się szczoteczki elektryczne, które nieco zautomatyzowały proces mycia zębów, ale podstawy pozostały te same. Pomysł na czyszczące zęby mikroroboty wziął się z połączenia pracy i zainteresowań dwóch grup z Wydziałów Inżynierii oraz Medycyny Dentystycznej na Penn University. Grupa profesora Koo badała katalityczną aktywność nanocząstek. Uczeni zajmowali się aktywowaniem nadtlenku wodoru, by uwalniał on wolne rodniki zabijające bakterie i niszczące biofilmy, z których tworzy się płytka nazębna. Z kolei grupa profesora Edwarda Steagera badała nanocząstki pod kątem tworzenia z nich magnetycznie kontrolowanych mikrorobotów. Obie grupy połączyły siły, tworząc elektromagnetycznie kontrolowane mikroroboty, które mogą przyjmować różne kształty i efektywnie czyścić zęby. Nie ma tutaj znaczenia, czy masz zęby proste, czy krzywe. Mikroroboty dostosują się do każdej powierzchni. Mogą dotrzeć do każdego zagłębienia w jamie ustnej, zapewnia Koo. Naukowcy najpierw zoptymalizowali ruch mikrorobotów, później testowali je na trójwymiarowych modelach zębów, w końcu zaś sprawdzili ich działanie na prawdziwych zębach, zamontowanych tak, jak w jamie ustnej. Testy wykazały, że mikroroboty efektywnie eliminują biofilm, usuwając wszystkie wykrywalne patogeny. Nie uszkadzały przy tym tkanki dziąseł, a same nanocząstki tlenku żelaza są bezpieczne i zostały już wcześniej zaakceptowane przez FDA (Agencja ds. Żywności i Leków) do innych zastosowań medycznych. Obecnie naukowcy z Pennsylvanii pracują nad optymalizacją ruchów robotów oraz tworzą system ich dostarczania do jamy ustnej. Mamy tutaj technologię, która jest co najmniej tak samo efektywna jak ręczne mycie zębów. Chcielibyśmy przekonać się, jak pomaga ona ludziom starszym oraz niepełnosprawnym. Wierzymy, że znakomicie poprawi ona stan uzębienia wielu osób, mówi Koo. « powrót do artykułu
  3. Wielki Zderzacz Hadronów, a dokładniej jeden z jego mniejszych eksperymentów – LHCb – zarejestrował nowy rodzaj pentakwarka oraz nigdy wcześniej nie widzianą parę tetrakwarków, w skład której wchodzi nowy typ tetrakwarka. Tym samym rodzina hadronów powiększyła się o trzech egzotycznych członków. Kwarki to cząstki elementarne. Zwykle kwarki łączą się w grupy po dwa lub trzy, tworząc hadrony. Z trzech kwarków składają się np. protony i neutrony tworzące jądro atomu. Czasem jednak kwarki łączą się w grupy po cztery czy pięć, wówczas mówimy o tetra- i pentakwarkach. ich istnienie przewidziano teoretycznie w tym samym czasie, co istnienie „zwykłych” hadronów. Jednak tetra- i pentakwarki obserwujemy dopiero od początku obecnego wieku. Większość odkrytych tetra- i pentakwarków zawiera kwark powabny i antykwark powabny, a pozostałe kwarki to kwark górny, dolny, dziwny lub ich antycząstki. Jednak w ciągu ostatnich lat naukowcy przy LHCb zaczęli rejestrować inne rodzaje egzotycznych hadronów. Tak jest i tym razem. Uczeni z LHCb poinformowali właśnie, że podczas rozpadu mezonów B o ładunku ujemnym, zarejestrowano pentakwarka złożonego z kwarka powabnego, antykwarka powabnego oraz kwarków górnego, dolnego i dziwnego. To pierwszy znany pentakwark zawierający kwark dziwny. Poziom ufności (σ) wynosi w przypadku tej obserwacji wynosi 15, czyli znacznie więcej niż sigma 5 przy którym fizycy mówią o odkryciu nowej cząstki. Drugie odkrycie to podwójnie naładowany tetrakwark o otwartym powabie, składający się z kwarka powabnego, antykwarka dziwnego, kwarka górnego i antykwarka dolnego. Towarzyszył mu neutralny tetrakwark. W przypadku tetrakwarka podwójnie naładowanego σ=6,5, a w przypadku jego towarzysza jest to 8, więc w obu przypadkach możemy mówić o odkryciu. To pierwszy raz, gdy odkryto parę tetrakwarków. Im więcej badań przeprowadzamy, tym więcej odkrywamy egzotycznych hadronów. To podobna sytuacja jak w latach 50. ubiegłego wieku, gdy naukowcy trafili na całe „zoo cząstek”, dzięki czemu w latach 60. mogli stworzyć kwarkowy model hadronów. Teraz tworzymy „zoo cząstek 2.0”" – powiedział koordynator projektu LHCb Niels Tuning. Obecnie niektóre modele teoretyczne opisują egzotyczne hadrony jako pojedyncze cząstki składające się ze ściśle powiązanych ze sobą kwarków. Natomiast według innych modeli są to pary luźno powiązanych standardowych hadronów, tworzących struktury podobne do molekuł. Dopiero kolejne badania pozwolą odpowiedzieć na pytanie, czym naprawdę są egzotyczne hadrony. « powrót do artykułu
  4. Elektryczne hulajnogi na dobre wpisały się w krajobraz polskich miast (chociaż najlepsze modele równie dobrze sprawdzają się też na wsiach lub poza terenem zabudowanym). Na rynku znajdziemy całe mnóstwo różnorodnych modeli tych pojazdów. Jak wśród nich wybrać ten, który w naszym przypadku sprawdzi się najlepiej? Jaka hulajnoga będzie odpowiednia? Elektryczna hulajnoga - wygoda i bezpieczeństwo jazdy. Idealny środek transportu do miasta Popularność tych pojazdów nie powinna dziwić - są wszak idealnym środkiem transportu do użytku miejskiego i doskonałą alternatywą dla komunikacji miejskiej lub własnego samochodu - jadąc hulajnogą elektryczną możemy bez problemu ominąć korki i szybciej dotrzeć do celu. Są też świetnym rozwiązaniem dla osób starszych lub po prostu każdego, kto chce uniknąć spocenia - w przeciwieństwie do roweru, klasycznej hulajnogi lub chodzenia pieszo, nie wymagają wysiłku fizycznego. Hulajnogi elektryczne - jak kupować? O czym pamiętać przy wyborze hulajnogi elektrycznej? By zapewnić sobie wysokie bezpieczeństwo i pełen komfort jazdy, do wyboru konkretnego modelu należy odpowiednio się przyłożyć. Warto wziąć pod uwagę swoje warunki fizyczne - wzrost (powinniśmy sprawdzić możliwość regulacji kierownicy) oraz wagę (od niej trzeba uzależnić dobór maksymalnego obciążenia danego modelu), a także jej przeznaczenie (rodzaj dróg, po których mamy zamiar się poruszać.  Hulajnoga elektryczna - maksymalne obciążenie, moc silnika i inne kluczowe parametry Na temat funkcjonalności wybranego modelu bardzo dużo powiedzą nam jego parametry. Zanim zdecydujemy się na zakup hulajnogi, sprawdźmy przede wszystkim takie parametry jak: maksymalna prędkość; zasięg hulajnogi na jednym naładowaniu; to, jak pojemna jest bateria i ile wynosi czas ładowania; to, czy dany model jest wyposażony w odpinany akumulator (ułatwia to transport pojazdu i jego przechowywanie); to, jak szerokie opony ma hulajnoga (ważne przede wszystkim, jeśli planujemy poruszać się także poza utwardzonymi drogami). &nbsp Jak wybrać hulajnogę elektryczną? Jakie hulajnogi elektryczne są najlepsze? Popularne marki By uniknąć przykrych niespodzianek w trakcie eksploatacji hulajnogi, warto wybierać pojazdy uznanych marek. Należą do nich między innymi: Segway Motus Neoline Kaabo Red Bull Racing NIU Blaupunkt Manta Cavion Forever GO.BOARD Nilox Fiat LESWIM Modele tych producentów można zamówić na https://www.oleole.pl/deskorolki-elektryczne,g!hulajnoga-elektryczna.bhtml. Elektryczna hulajnoga pozwala jechać 20 km/h. Jak poruszać się odpowiedzialnie?  E-hulajnogi, jak wszystkie inne pojazdy, wiążą się z ryzykiem wypadków. By je zminimalizować, podczas jazdy na hulajnodze elektrycznej należy stosować się przepisów ruchu drogowego, nosić kask i nie przewozić pasażerów (zwłaszcza dzieci). Poza tym powinniśmy zachować maksymalną prędkość przewidzianą w polskim prawie - 20 km/h. « powrót do artykułu
  5. Niesamowite zdjęcie komety Leonard, zderzenia galaktyk, miejsca narodzin gwiazd czy fascynujące fotografie zorzy polarnej to niektóre ze zdjęć wybranych przez Obserwatorium Królewskie w Greenwich do finału tegorocznego Astronomy Photographer of The Year 2022. Na zdjęciach możemy oglądać rzadko widziany księżyc w pełni stanowiący tło dla wieżowców Los Angeles. Fotografię udało się wykonać tylko dlatego, że burza oczyściła powietrze i Sean Goebel zyskał piękny widok na miasto. Zanieczyszczenie powietrza, zarówno pyłem i gazami, jak i światłem, to poważny problem dla amatorów fotografii nieba. Poradził sobie z nim Zezhen Zhou, który z Shaoxing w Chinach wykonał piękne zdjęcie Mgławicy Welon. Na tegoroczną, 14. już edycję konkursu,napłynęło ponad 3000 zgłoszeń od fotografów z 67 krajów świata. Do finału przeszły zdjęcia, które najbardziej spodobały się jury złożonemu z przedstawicieli świata sztuki i astronomii. Zwycięzcy 9 kategorii tematycznych, 2 nagród specjalnych – The Sir Patrick Moore Prize for Best Newcomer i The Annie Maunder Prize for Image Innovation – oraz zwycięzca całości konkursu zostaną ogłoszeni podczas uroczystej ceremonii 15 września. Zaś od 17 wrześnie najlepsze fotografie będą wystawiane w brytyjskim National Maritime Museum. « powrót do artykułu
  6. Dzisiaj, po trzech latach przerwy, Wielki Zderzacz Hadronów (LHC) ponownie podejmuje badania naukowe. Największy na świecie akcelerator cząstek będzie zderzał protony przy rekordowo wysokiej energii wynoszącej 13,6 teraelektronowoltów (TeV). To trzecia kampania naukowa od czasu uruchomienia LHC. Przez trzy ostatnie lata akcelerator był wyłączony. Trwały w nim prace konserwatorskie i rozbudowywano jego możliwości. Od kwietnia w akceleratorze znowu krążą strumienie cząstek, a naukowcy przez ostatnich kilka tygodni sprawdzali i dostrajali sprzęt. Teraz uznali, że wszystko działa, jak należy, uzyskano stabilne strumienie i uznali, że LHC może rozpocząć badania naukowe. W ramach rozpoczynającej się właśnie trzeciej kampanii naukowej LHC będzie pracował bez przerwy przez cztery lata. Rekordowo wysoka energia strumieni cząstek pozwoli na uzyskanie bardziej precyzyjnych danych i daje szanse na dokonanie nowych odkryć. Szerokość wiązek protonów w miejscu ich kolizji będzie mniejsza niż 10 mikrometrów, co zwiększy liczbę zderzeń, mówi dyrektor akceleratorów i technologii w CERN, Mike Lamont. Uczony przypomina, że gdy podczas 1. kampanii naukowej odkryto bozon Higgsa, LHC pracował przy 12 odwrotnych femtobarnach. Teraz naukowcy chcą osiągnąć 280 odwrotnych femtobarnów. Odwrotny femtobarn to miara liczby zderzeń cząstek, odpowiadająca około 100 bilionom zderzeń proton-proton. W czasie przestoju wszystkie cztery główne urządzenia LHC poddano gruntowym remontom oraz udoskonaleniom ich systemów rejestracji i gromadzeniach danych. Dzięki temu mogą obecnie zebrać więcej informacji o wyższej jakości. Dzięki temu ATLAS i CMS powinny zarejestrować w obecnej kampanii więcej kolizji niż podczas dwóch poprzednich kampanii łącznie. Całkowicie przebudowany LHCb będzie zbierał dane 10-krotnie szybciej niż wcześniej, a możliwości gromadzenia danych przez ALICE zwiększono aż 55-krotnie. Dzięki tym wszystkim udoskonaleniom można będzie zwiększyć zakres badań prowadzonych za pomocą LHC. Naukowcy będą mogli badać bozon Higgsa z niedostępną wcześniej precyzją, mogą zaobserwować procesy, których wcześniej nie obserwowano, poprawią precyzję pomiarów wielu procesów, które mają fundamentalne znaczenie dla zrozumienia fizyki, asymetrii materii i antymaterii. Można będzie badać właściwości materii w ekstremalnych warunkach temperatury i gęstości, eksperci zyskają nowe możliwości poszukiwania ciemnej materii. Fizycy z niecierpliwością czekają na rozpoczęcie badań nad różnicami pomiędzy elektronami a mionami. Z kolei program zderzeń ciężkich jonów pozwoli na precyzyjne badanie plazmy kwarkowo-gluonowej, stanu materii, który istniał przez pierwszych 10 mikrosekund po Wielkim Wybuchu. Będziemy mogli przejść z obserwacji interesujących właściwości plazmy kwarkowo-gluonowej do fazy precyzyjnego opisu tych właściwości i powiązania ich z dynamiką ich części składowych, mówi Luciano Musa, rzecznik prasowy eksperymentu ALICE. Udoskonalono nie tylko cztery zasadnicze elementy LHC. Również mniejsze eksperymenty – TOTEM, LHCf, MoEDAL czy niedawno zainstalowane FASER i SND@LHC – pozwolą na badanie zjawisk opisywanych przez Model Standardowy oraz wykraczających poza niego, takich jak monopole magnetyczne, neutrina czy promieniowanie kosmiczne. « powrót do artykułu
  7. Pod koniec czerwca w ogrodach domu rodzinnego Anne Hathaway, żony Szekspira, odsłonięto pomnik współczesnego Szekspirowi Jana Kochanowskiego. Autorem dzieła jest rzeźbiarz Andrew Lilley. W odsłonięciu wzięli udział znamienici goście, w tym przewodniczący Shakespeare Birthplace Trust, Peter Kyle, burmistrz Stratford, Gill Cleeve, ambasador RP Piotr Wilczek i dyrektorka Instytutu Kultury Polskiej w Londynie, dr Marta de Zuniga. Przez weekend (25-26 czerwca) w posiadłości w Stratford–upon-Avon odbywały się warsztaty artystyczne, wykłady i występy muzyczne. Rzeźba to inicjatywa Instytutu Kultury Polskiej w Londynie; projekt wspierała Polonia z Warwickshire. Dzięki współpracy z Shakespeare Birthplace Trust pomnik stanął na Szlaku Rzeźb (Sculpture Trail) w Anne Hathaway's Cottage. Podobnie jak Szekspir dla Wielkiej Brytanii, Jan Kochanowski uchodził za jednego z największych poetów i dramaturgów Polski, a nawet całej słowiańskiej części Europy. Używany przez niego język nie tylko wzbogacił, ale także położył podwaliny pod polską literaturę. Rola Kochanowskiego w kształtowaniu polskich standardów literackich i wpływ na ten region Europy jest nie do przecenienia - podkreślono w komunikacie Instytutu. Andrew Lilley zajmuje się rzeźbą i malarstwem od wczesnych lat 70. XX w. Artysta współpracuje z muzeami z całego świata; tworzy np. repliki dzieł dla British Museum. Warto przypomnieć, że Lilley zaprojektował pomnik Ireny Sendlerowej, który w zeszłym roku stanął w parku miejskim Newark-on-Trent. Projektując pomnik Kochanowskiego, Lilley przeczytał „Treny” i skoncentrował się na jego cierpieniu i poczuciu straty po śmierci córki Urszuli. W mojej twórczości zawsze staram się opowiedzieć historię, a ta o stracie dziecka bardzo mnie poruszyła. Kochanowski wyraźnie wyraził swój ból i niepokój w odróżnieniu od innych pisarzy tego okresu. Złamał wszelkie przyjęte normy własnej pozycji i roli na dworze. Czułem, jak jego smutek pulsuje gorączkowo w każdym wersecie i uznałem, że moja rzeźba powinna to zobrazować - tłumaczył rzeźbiarz. Głównym celem kompozycji było podkreślenie stanu emocjonalnego poety, gdy stał nad grobem swojej córki. Jednym z najważniejszych momentów w życiu Szekspira była również utrata ukochanego dziecka - dodał. « powrót do artykułu
  8. Niemcy podpisały z Nigerią historyczną umowę, na podstawie której słynne brązy z Beninu wrócą do kraju swojego pochodzenia. Dwa zabytki – głowa króla i XVI-wieczna plakietka – zostały przekazane przedstawicielom Beninu podczas uroczystego podpisania porozumienia. Brązy z Beninu wracają do domu... Ich zabranie było złe, ich przetrzymywanie przez 120 lat było złe, stwierdziła Annalena Baerbock, minister spraw zagranicznych Niemiec. Ambasador Nigerii w Niemczech, Yusuf Tuggar, stwierdził na Twitterze, że bezwarunkowy zwrot 1130 zabytków to nowa era dyplomacji kulturowej. "Niemcy wysoko postawiły poprzeczkę dla chcących naprawiać kolonialne krzywdy". Nigeria od lat 60. ubiegłego wieku domagała się zwrotu zabytków. W ubiegłym roku podpisano protokół uzgodnień ustalający ramy czasowe zwrotu zabytków zagrabionych z pałacu królewskiego w Beninie. Obecnie w 20 niemieckich muzeach znajduje się się ponad 1000 brązów z Beninu, a berlińskie Muzeum Etnologiczne jest właścicielem drugiej największej w Europie kolekcji tych zabytków. Więcej tych dzieł sztuki posiada jedynie British Museum. Nie wszystkie brązy wrócą z Niemiec do Nigerii. Afrykański kraj zgodził się wypożyczyć niektóre z nich, by muzea nadal mogły je wystawiać. Podpisane porozumienie obejmuje nie tylko zwrot zabytków. Niemcy zgodziły się partycypować w budowie nowego muzeum, w którym brązy będą wystawiane. Edo Museum of West African Art stanie w pobliżu pałacu królewskiego w Edo City. Niemcy nie są jedynymi, którzy zwracają Nigerii tamtejsze zabytki. Wcześniej amerykański Smithsonian Institution zgodził się zwrócić większość posiadanych przez siebie brązów z Beninu. To zaś zwiększy nacisk na British Museum, które posiada około 900 brązów. Zgodnie z ustawą z 1963 roku British Museum nie może na stałe pozbywać się przedmiotów ze swoich zbiorów. Obecnie, w ramach europejskiej koalicji o nazwie Benin Dialogue Group, prowadzi ono negocjacje w sprawie wypożyczenia brązów z Beninu do Edo Museum of West African Art. Czym są Brązy z Beninu? Mimo, że zabytki są znane pod ogólną nazwą brązów z Beninu, to w rzeczywistości są wykonane głownie z mosiądzu. Niektóre z nich wykonano z połączenia brązu z mosiądzem, pojawia się też drewno, kość słoniowa, ceramika i inne materiały. Metalowe części wykonano techniką traconego wosku i są najwspanialszymi przykładami wykorzystania tej metody. Wiele brązów przedstawia królów i wojowników. Gdy umierał król, jego następca zamawiał portret zmarłego wykonany w brązie. Znamy około 170 takich przedstawień, najstarsze z nich pochodzi z XII wieku. Jako, że królowie zmonopolizowali najcenniejsze materiały, to na dworach królewskich powstawały wspaniałe brązy z Beninu i to dwory stały się ośrodkami rozwoju subsaharyjskiej sztuki. Brązy z Beninu to jedne z najwspanialszych przykładów sztuki afrykańskiej. To tysiące metalowych plakietek i rzeźb, które w przeszłości zdobiły pałac królewski w Królestwie Beninu (obecnie to stan Edo w Nigerii). Najcenniejsze z nich, cechujące się największym artyzmem powstały w czasie rządów króla Esigie (ok. 1550 r.) oraz Ersoyena (I poł. XVIII w.). Większość Brązów z Beninu została zagrabiona w 1897 roku podczas karnej ekspedycji armii brytyjskiej, w czasie której Brytyjczycy zdobyli Benin City, zakończyli istnienie niepodległego Beninu i włączyli ten kraj do kolonialnej Nigerii. Ekspedycję podjęto w odwecie za zmasakrowanie wyprawy brytyjskiego komisarza i konsula Protektoratu Wybrzeża Nigru, który – wbrew życzeniu króla Beninu – postanowił odwiedzić go w jego stolicy. Zrabowane brązy trafiły do British Museum oraz do wielu innych muzeów w całej Europie oraz Ameryce. Jeden z zabytków, Głowa Królowej Matki, znajduje się w Szczecinie. Nie wiadomo, jak się tam znalazła. « powrót do artykułu
  9. Najnowszy numer Frontiers in Plant Science przynosi sensacyjną wiadomość o odkryciu nowej rośliny z rodzaju wiktoria (Victoria), słynnych gigantycznych bylin zwanych przez rdzennych mieszkańców „talerzami wodnymi”. A sensacyjnego odkrycia dokonano w równie słynnych Królewskich Ogrodach Botanicznych w Kew. Okazało się, że roślina znajdująca się w tamtejszym herbarium od 177 lat to nie Victoria amazonica, a nieznany nauce gatunek, któremu nadano nazwę Victoria boliviana. Jakby tego było mało, ten sam gatunek znaleziono w Narodowym Herbarium Boliwii, gdzie jest przechowywany od 34 lat. Odkrycia dokonał zespół, na którego czele stali Carlos Magdalena, Lucy Smith oraz Natalia Przelomska. Po wielu latach badań i współpracy z zagranicznymi partnerami stwierdzono, że mamy do czynienia z nieopisanym wcześniej gatunkiem. Jest on jednocześnie największym na świecie gatunkiem „lilii wodnej” (tak potocznie określa się rośliny z rodziny grzybieniowatych, do której należy rodzaj wiktoria). Dzięki temu wiemy, że istnieją co najmniej trzy gatunki roślin z rodzaju Victoria: amazonica, cruziana oraz boliviana. Gatunki z rodzaju Victoria są bardzo słabo opisane. Bierze się to głównie stąd, że nie opisano „gatunku typowego”. Pierwszym opisanym gatunkiem była V. amazonica, którą opisano już w 1832 roku. Jednak dotychczas brak było danych pozwalających na porównanie tego gatunku z innymi. Autorzy najnowszych badań, chcąc uzupełnić te luki, zebrali wszystkie dostępne informacje na temat rodzaju Victoria, jego występowania w stanie naturalnym, hodowli, rozmieszczenia geograficznego itp. Przeprowadzili też analizy genetyczne i okazało się, że istnieją bardzo duże różnice pomiędzy V. amazonica a V. boliviana. Badania genetyczne wykazały, że V. boliviana jest bliżej spokrewniona z V. cruziana, a drogi ewolucyjne obu gatunków oddzieliły się około miliona lat temu. W obliczu szybkiej utraty bioróżnorodności opisanie nowych gatunków ma fundamentalne znaczenie. Mamy nadzieję, że metodologia naszych badań zainspiruje innych naukowców, którzy poszukują sposobów na szybkie i pewne identyfikowanie nowych gatunków. Carlos Magdalena, uznany ekspert specjalizujący się w badaniu grzybieniowatych, mówi, że w 2006 roku po raz pierwszy zobaczył zdjęcie V. boliviana; był przekonany, że to nowy gatunek. Było dla mnie jasne, że roślina ta do końca nie pasuje do opisu żadnego z gatunków wiktorii, więc mógł to być trzeci gatunek. Przez niemal dwie dekady oglądałem w internecie wszelkie dostępne zdjęcia wiktorii. Botanicy z XVIII, XIX czy większej części XX wieku nie mieli takich możliwości. Dodatkowo pracę ułatwiał mi fakt, że w Kew Gardens hodujemy wiele gatunków roślin obok siebie, co ułatwia bezpośrednie porównanie. W stanie dzikim rośliny z rodziny wiktoria żyją na rozległych obszarach, więc porównanie nie jest łatwe. Wiele się nauczyłem podczas tych badań. Oficjalne stwierdzenie, że to nowy gatunek, to moje największe osiągnięcie naukowe podczas całej 20-letniej kariery w Kew. Podczas gdy Magdalena od wielu lat próbował potwierdzić swoje podejrzenia co do istnienia trzeciego gatunku wiktorii, Lucy Smith, ilustratorka-wolontariuszka z Kew, pracowała nad projektem stworzenia ilustracji obu znanych gatunków wiktorii. Ostatnim ilustratorem naukowym zajmującym się tymi roślinami był Walter Hood Fitch, którego ilustracje powstały w latach 1847–1851. Jako że kwiaty wiktorii otwierają się w nocy, Lucy pracowała w szklarniach Kew nocami. Gdy pierwszy raz zobaczyła kwiat rośliny, o której wiemy obecnie, że to V. boliviana, stwierdziła, że różni się on od innych, jakie widziała. Podzieliła się z Carlosem Magdaleną swoim spostrzeżeniem i zaczęła przeglądać ilustracje Fitcha. Okazało się, że Fitch narysował taki kwiat. Co więcej, był to kwiat tej samej rośliny, która od ponad 170 lat znajduje się w Kew. Wówczas jednak nie wiedziano, że to nieznany gatunek. Z naukowcami z Kew współpracował m.in. emerytowany profesor Stephan G. Beck z Narodowego Herbarium Boliwii. To on właśnie zebrał roślinę, która od 34 lat znajduje się w tamtejszym zbiorze. Gdy w 1984 roku powstało Narodowe Herbarium Boliwii, w kraju tym znajdowało się bardzo mało zbiorów botanicznych i było bardzo wiele obszarów do zbadania. Mnie interesował region Llanos de Moxo. Przez wiele lat zbierałem rośliny wodne w okolicach rzeki Yacuma. Tamtejsi mieszkańcy opowiadali mi o „królowej Wiktorii”, którą oczywiście chciałem zobaczyć. Szukałem jej przez wiele lat. W końcu w marcu 1988 roku, po dwóch godzinach żeglugi w górę rzeki, trafiliśmy na roślinę o olbrzymich liściach i kilku kwiatach. Zabrałem ją do Narodowego Herbarium Boliwii, sądząc, że to Victoria cruziana. Teraz okazuje się, że to Victoria boliviana, nowy gatunek. To wspaniałe znalezisko, które zapamiętam na zawsze. « powrót do artykułu
  10. Stany Zjednoczone to naukowa potęga, między innymi dlatego, że hojnie wspierają naukę. O ile jednak budżet federalny jest dobrze znany, szeroko komentowany i wiemy, że od kilku lat wydatki z budżetu na naukę przekraczają 170 miliardów USD rocznie, dotychczas brakowało danych na temat finansowania nauki przez organizacje niedochodowe. Ostatnie zmiany wprowadzone przez amerykański urząd podatkowy (IRS) umożliwiły zebranie takich informacji. Okazuje się, że organizacje niedochodowe wnoszą olbrzymi wkład w finansowanie nauki. Louis Shekhtman i jego koledzy z Northeastern University przeanalizowali ponad 3,5 miliona zeznań podatkowych z lat 2010–2019 wypełnionych przez niemal 70 000 niedochodowych organizacji zaangażowanych w finansowanie badań naukowych i edukacji wyższej. Analizy wykazały, że w badanym okresie organizacje te przyznały ponad 900 000 granów na łączną kwotę 208 miliardów USD. W roku 2018 i 2019 organizacje te przeznaczyły po około 30 miliardów USD na naukę. Organizacje niedochodowe, które finansują naukę, wspierają też inną działalność, jak sztuka, edukacja czy religia. Jednak 44% z analizowanych organizacji przeznaczyło na naukę więcej niż na inne dziedziny, a 16% finansowało wyłącznie naukę. Analiza wykazała też, że – w przeciwieństwie do wielkich agend rządowych finansujących naukę z budżetu – na rynku prywatnym mamy do czynienia z grupą wielkich fundacji oraz olbrzymią liczbą małych organizacji. Widzimy tutaj, że aż 66% pieniędzy pochodziło od zaledwie 200 organizacji, jednak stanowią one zaledwie 0,3% organizacji przyznających granty na naukę. Ponad 7000 niedochodowych organizacji przyznało w badanym okresie co najmniej 1 milion dolarów na naukę. Autorzy badań mówią, że te 30 miliardów rocznie to zdecydowanie zaniżone szacunki. W analizowanym zestawie danych brak bowiem informacji o osobach prywatnych przekazujących pieniądze na naukę. Ponadto dane obejmują jedynie 80% organizacji niedochodowych, tych, które wypełniły zeznania podatkowe w formie elektronicznej. Ponadto warto też zwrócić uwagę na fakt, że trudno jest jednoznacznie zbadać, na co wydawane są wszystkie pieniądze. Oczywiście niektóre granty są przeznaczane na konkretne badania, jednak sporo pieniędzy od prywatnych sponsorów czy organizacji ma przeznaczenie ogólne. Są to pieniądze wydawane na utrzymanie budynków, infrastruktury czy administracji. Naukowcy nie traktują tych pieniędzy jako środków przeznaczonych na naukę, a to błąd. Kto utrzymuje budynek, w którym prowadzisz badania? Bez tych pieniędzy nie mógłbyś ich prowadzić, zauważa Shekhtman. « powrót do artykułu
  11. Osoby, które otrzymały co najmniej 1 dawkę szczepionki na grypę były narażone na o 40% mniejsze ryzyko rozwoju choroby Alzheimera w ciągu 4 lat po podaniu szczepionki. Takie wnioski płyną z badań przeprowadzonych przez doktora Avrama S. Bukhbindera i profesora Paula E. Schultza z University of Texas. Naukowcy porównali występowanie choroby Alzheimera u osób powyżej 65. roku życia, które otrzymały i nie otrzymały szczepionki przeciwko grypie. Odkryliśmy, że szczepionka przeciwko grypie na wiele lat zmniejsza ryzyko wystąpienia choroby Alzheimera u starszych osób. Efekt ochronny był wzmacniany liczbą lat, przez jakie przyjmowana była szczepionka. Innymi słowy, tempo rozwoju alzheimera było najniższe u osób, które konsekwentnie szczepiły się przez lata, mówi Bukhbinder. W przyszłości chcemy sprawdzić, czy szczepionka przeciwko grypie spowalnia postępy choroby u osób, które już cierpią na Alzheimera. W 2020 roku profesor Schulz i jego student, Albert Amram, dołączyli do grupy naukowców, którzy szukali potencjalnych leków na chorobę Alzheimera wśród już istniejących środków. Na podstawie danych ponad 300 000 pacjentów zauważyli, że u osób, które otrzymały co najmniej 1 dawkę szczepionki przeciwko grypie, ryzyko wystąpienia choroby Alzheimera jest o 17% niższe przez całe życie. Naukowcy postanowili potwierdzić swoje spostrzeżenie i przeprowadzili analizy danych dotyczących 935 887 osób, które szczepiły się na grypę oraz 935 887 osób, które tego nie robiły. Okazało się, że w ciągu czterech lat od zebrania danych, w grupie, która szczepiła się na grypę, chorobę Alzheimera zdiagnozowano u 5,1% osób, natomiast w grupie, która się nie szczepiła, choroba dotknęła 8,5% osób. Do zbadania pozostaje mechanizm, za pomocą którego szczepionka na grypę wpływa na chorobę Alzheimera. Istnieją dowody wskazujące, że wiele różnych szczepionek może chronić przed rozwojem alzheimera, dlatego nie sądzimy, by był to specyficzny skutek akurat szczepionki na grypę. Układ odpornościowy jest bardzo złożony i niektóre problemy, z jakimi się zmaga – jak na przykład zapalenie płuc – mogą spowodować, że choroba Alzheimera będzie miała cięższy przebieg. Jednak inne elementy aktywujące układ odpornościowy mogą mieć odwrotny skutek, mogą chronić przed tą chorobą. Jasnym jest, że musimy więcej dowiedzieć się o tym, w jaki sposób układ odpornościowy poprawia lub pogarsza skutki alzheimera, dodaje Schulz. Wcześniej prowadzone badania wskazywały, że również szczepionki przeciwko polio, opryszczce czy tężcowi zmniejszają ryzyko wystąpienia demencji. Bukhbinder mówi, że w miarę upływu czasu i pojawiania się nowych danych, warto będzie sprawdzić, czy istnieje związek pomiędzy szczepionkami przeciwko COVID-19 a alzheimerem. « powrót do artykułu
  12. Ekstrema pogodowe mają negatywny wpływ na ludzkie zdrowie. Nie od dzisiaj wiemy, że np. fale upałów mogą jednorazowo powodować olbrzymią liczbę zgonów. Są one przejawem braku stabilności pogody, a ta kwestia umykała dotychczas uwadze specjalistów. Międzynarodowa grupa ekspertów, która zbadała wpływ krótkoterminowych dużych wahań temperatury na śmiertelność wśród ludzi alarmuje, że zmienność temperatury ma podobny wpływ na śmiertelność, jak zanieczyszczenie powietrza. Naukowcy m.in. z Australii, Chin, USA, Estonii, Irlandii czy Japonii zbadali związek pomiędzy zmiennością temperatury a przypadkami zgonów w 750 miastach na całym świecie. Posłużyli się przy tym danymi z lat 2000–2019 i odkryli, że krótkoterminowe zmiany temperatury zabijają około 1,75 miliona osób rocznie. Zauważyli też, że w większości Azji, w Australii oraz Nowej Zelandii odsetek nadmiarowych zgonów spowodowanych niestabilnością temperatur jest wyższy niż światowa mediana. W artykule Global, regional, and national burden of mortality associated with short-term temperature variability from 2000–19: a three-stage modelling study opublikowanym na łamach The Lancet. Planetary Health czytamy, że w latach 2000–2019 liczba nadmiarowych zgonów spowodowanych niestabilnością temperatur rosła w tempie 4,6% na dekadę. Największe wzrosty na dekadę zanotowano w Australii i Nowej Zelandii (po 7,3%), Europie (4,4%) i Afryce (3,3%). Jako, że z powodu zmienności temperatury umiera średnio 1,75 miliona osób rocznie oznacza to, że czynnik ten odpowiada za 3,4% wszystkich zgonów i powoduje 26 nadmiarowych zgonów na 100 000 osó. Najwyższy odsetek nadmiarowych zgonów z tego powodu odnotowano w Azji (4,7%), Oceanii (3,2%) oraz oby Amerykach (2,7%). Opublikowano też listę 20 krajów o największym odsetku nadmiarowych zgonów z powodu zmienności temperatury. W roku 2019 na 1. miejscu listy uplasowała się Arabia Saudyjska (8,0%), następnie był Irak (7,7%) oraz Kuwejt (7,4%). Jedynym krajem EU, który znalazł się wśród tych 20 państw jest Cypr (5,3% nadmiarowych zgonów). « powrót do artykułu
  13. Targi oraz imprezy to doskonała okazja, by pokazać swoją firmę oraz jej ofertę szerszej widowni. Zwiększy to także rozpoznawalność marki wśród klientów oraz potencjalnych współpracowników. Jak tego dokonać? Wystarczy stworzyć kreatywne i intrygujące stanowisko targowe. Można tego dokonać samemu albo z pomocą specjalisty. Czym charakteryzują się profesjonalne stoiska targowe? Jak powinien wyglądać projekt stoiska, który ma szansę na duży sukces? Profesjonalne stoiska targowe cechują się: podążaniem za aktualnymi trendami; kreatywnością i stworzeniem czegoś zupełnie nowego; rozpoznawalnym wzorem i kolorystyką, kojarzoną tylko z Twoją marką; ciekawymi dodatkami, które zachęcą widzów do zapoznania się z Twoją ofertą. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że poszczególne warunki wykluczają się nawzajem. Jak można stworzyć stoisko zgodne z trendami, a jednocześnie wyjątkowe? Jest to z pewnością sztuka, która wymaga doświadczenia i wiedzy. Trendy wyznaczają interesujące rozwiązania projektowe – są one najczęściej wybierane przez gości, jednak opieranie się tylko na nich prowadzi do nudy i powtarzalności. Czy wsparcie specjalisty jest konieczne? W większości przypadków konieczne jest wsparcie specjalisty. Jeśli będą to Twoje pierwsze stoiska na targi, warto skorzystać z usług profesjonalnej firmy wystawienniczej. W końcu pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. Oczywiście nie brakuje marek, które same budują swoją rozpoznawalność, jednak osiągane przez nie efekty są dużo słabsze. Pamiętaj, że dobrze wykonane stoiska reklamowe mogą błyskawicznie wprowadzić Twoją firmę na wyższy poziom. Jak znaleźć najlepszą firmę wystawienniczą? Specjaliści są najczęściej dostępni tam, gdzie jest duże zapotrzebowanie na ciekawe stoiska na targi. Poznań, Warszawa, Wrocław czy Katowice – w pobliżu każdego dużego miasta pracuje kilka doświadczonych firm, które świadczą takie usługi. Aby znaleźć najlepszą z nich, warto przejrzeć wykonane przez danych specjalistów stoiska targowe w poprzednich latach. W ten sposób dowiesz się, czy tworzone przez nich dzieła są kreatywne i ciekawe. Warto inwestować w usługi sprawdzonych i pewnych firm wystawienniczych. Pozwoli to zaoszczędzić czas i szybko osiągnąć wyznaczone cele. Specjaliści są zawsze w cenie Inwestycja w dobrze wykonany projekt stoiska wystawienniczego pozwoli Ci w korzystny sposób zaprezentować się na wielu targach oraz imprezach. Wzór i kolorystyka wyróżniająca się na tle konkurencji od razu będzie kojarzona z Twoją marką, a widzowie będą chętnie odwiedzać Twoje stanowisko. Pozwoli to nawiązać wiele nowych kontaktów oraz zdobyć potencjalnych klientów. W efekcie inwestycja w firmę wystawienniczą zwróci się szybko – w postaci nowych perspektyw dla Twojej firmy oraz zwiększonej sprzedaży. To właśnie z tego powodu coraz więcej firm stawia na profesjonalizm i stara się jak najszybciej stworzyć własny, unikalny projekt stoiska targowego. Pójdź w ich ślady i zatrudnij najlepszych specjalistów w swoim fachu. Pamiętaj, że nie rozwijając swojej firmy, szybko zostaniesz w tyle za konkurencją. « powrót do artykułu
  14. W ramach akcji For the Birds artyści i architekci zaprojektowali 33 domki dla ptaków, które rozmieszczono w różnych rejonach Brooklińskiego Ogrodu Botanicznego. Wystawie, którą można oglądać od 11 czerwca do 23 października, towarzyszą rozmaite wydarzenia, w tym występy muzyczne czy programy edukacyjne dotyczące ptaków występujących w Ogrodzie i zagrożeń dla ornitofauny. Projekt inspirowany radością i olśnieniem For The Birds to część większej inicjatywy Randalla Postera, który przygotował 20-płytowe wydawnictwo „For the Birds: The Birdsong Project” (zgodnie z planem ma się ono ukazać jeszcze w tym roku). Na Birdsong Project składa się blisko 200 utworów muzycznych i ponad 70 wierszy. Dochód ze sprzedaży zostanie przekazany National Audubon Society. Podobnie jak większość ludzi pracujących podczas lockdownu w domu, znalazłem pewne ukojenie w ciszy, jaka ogarnęła Nowy Jork. Jako osoba, która przez całe życie była związana z muzyką, nastawiałem ucha na ptasie trele. Byłem bardzo poruszony pięknem i zróżnicowaniem ich głosów. [...] Dowiedziałem się także, że przez zagrożenie habitatów los wielu gatunków jest niepewny. Tak właśnie zaczął się inspirowany radością i olśnieniem The Birdsong Project - opowiada Poster. Adrian Benepe, dyrektor generalny Brooklińskiego Ogrodu Botanicznego, dodaje, że istniejący od ponad 100 lat ogród funkcjonuje jako chroniona ostoja dla ptaków. „For the Birds” podkreśla egzystencjalną zależność między ptakami a roślinami. Domki z przesłaniem Domki dla ptaków zaprojektowali znani artyści i architekci. Każdemu z 33 domków towarzyszy ścieżka dźwiękowa z „The Birdsong Project”. Kilka domków powstało z myślą o konkretnych gatunkach, np. 1) drukowany w 3D z gliny dla błękitnika rudogardłego A Palace for the Eastern Bluebird (SO – IL), 2) będąca artystyczną interpretacją budowy gniazda przez rudzika forma Oh Robin! (Nina Cooke John), 3) The Nest Egg, w którym znajdziemy sporo elementów występujących w gnieździe strzyżyka karolińskiego (Suchi Reddy) czy 4) inspirowany dzięciołem kosmatym Trust Me Downy (Ellen Van Dusen). Tworząc domki, wykorzystywano także podobieństwa między ptasimi migracjami a ludzkimi podróżami. Zdarzało się, że w projektach uwzględniano ptasio-ludzkie interakcje; A Nest for Crows Waltera Hooda zbudowano m.in. z wytwarzanych przez ludzi śmieci - kapsli. Cedrowy 100 Martin Inn Stephena Alescha i Robin Standefera wskazuje z kolei na rolę budek lęgowych, zapewnianych przez człowieka jaskółczakowi modremu. Istotną inspiracją był także, oczywiście, dla artystów śpiew ptaków. W The Auguries Andy'ego Holdena odgłosy różnych najbardziej zagrożonych ptaków na świecie przekształcono np. w pofalowane formy rzeźbiarskie. Listę domków z informacjami o twórcach i mapką można znaleźć tutaj. « powrót do artykułu
  15. „Niemożliwy” unipolarny (jednobiegunowy) laser zbudowany przez fizyków z University of Michigan i Universität Regensburg może posłużyć do manipulowania kwantową informacją, potencjalnie zbliżając nas do powstania komputera kwantowego pracującego w temperaturze pokojowej. Laser taki może też przyspieszyć tradycyjne komputery. Światło, czyli promieniowanie elektromagnetyczne, to fala oscylująca pomiędzy grzbietami a dolinami, wartościami dodatnimi a ujemnymi, których suma wynosi zero. Dodatni cykl fali elektromagnetycznej może przesuwać ładunki, jak np. elektrony. Jednak następujący po nim cykl ujemny przesuwa ładunek w tył do pozycji wyjściowej. Do kontrolowania przemieszania informacji kwantowej potrzebna byłaby asymetryczna – jednobiegunowa – fala światła. Optimum byłoby uzyskanie całkowicie kierunkowej, unipolarnej „fali”, w której występowałby tylko centralny grzbiet, bez oscylacji. Jednak światło, jeśli ma się przemieszczać, musi oscylować, więc spróbowaliśmy zminimalizować te oscylacje, mówi profesor Mackillo Kira z Michigan. Fale składające się tylko z grzbietów lub tylko z dolin są fizycznie niemożliwe. Dlatego też naukowcy uzyskali falę efektywnie jednobiegunową, która składała się z bardzo stromego grzbietu o bardzo wysokiej amplitudzie, któremu po obu stronach towarzyszyły dwie rozciągnięte doliny o niskiej amplitudzie. Taka konstrukcja powodowała, że grzbiet wywierał silny wpływ na ładunek, przesuwając go w pożądanym kierunku, a doliny były zbyt słabe, by przeciągnąć go na pozycję wyjściową. Taką falę udało się uzyskać wykorzystując półprzewodnik z cienkich warstw arsenku galu, w którym dochodzi do terahercowej emisji dzięki ruchowi elektronów i dziur. Półprzewodnik został umieszczony przed laserem. Gdy światło w zakresie bliskiej podczerwieni trafiło w półprzewodnik, doszło do oddzielenia się elektronów od dziur. Elektrony poruszyły się w przód. Następnie zostały z powrotem przyciągnięte przez dziury. Gdy elektrony ponownie łączyły się z dziurami, uwolniły energię, którą uzyskały z impulsu laserowego. Energia ta miała postać silnego dodatniego półcyklu w zakresie teraherców, przed i po którym przebiegał słaby, wydłużony półcykl ujemny. Uzyskaliśmy w ten sposób zadziwiającą unipolarną emisję terahercową, w którym pojedynczy dodatni półcykl był czterokrotnie wyższy niż oba cykle ujemne. Od wielu lat pracowaliśmy nad impulsami światła o coraz mniejszej liczbie oscylacji. Jednak możliwość wygenerowania terahercowych impulsów tak krótkich, że efektywnie składały się z mniej niż pojedynczego półcyklu oscylacji była czymś niewyobrażalnym, cieszy się profesor Rupert Hubner z Regensburga. Naukowcy planują wykorzystać tak uzyskane impulsy do manipulowania elektronami w materiałach kwantowych w temperaturze pokojowej i badania mechanizmów kwantowego przetwarzania informacji. Teraz, gdy wiemy, jak uzyskać unipolarne terahercowe impulsy, możemy spróbować nadać im jeszcze bardziej asymetryczny kształt i lepiej przystosować je do pracy z kubitami w półprzewodnikach, dodaje doktorant Qiannan Wen. « powrót do artykułu
  16. W 2019 roku dyrekcja Muzeum Okręgowego w Toruniu zgłosiła zniknięcie znacznej liczby zabytkowych monet. Sprawą zajął się Wydział Kryminalny Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. Policjanci ogłosili właśnie, że ustalili zarówno sprawcę kradzieży, jak i pasera, do którego zabytki trafiły. Sprawcą okazał się... kustosz, który miał dbać o zabytki. W toku śledztwa ustalono, że Muzeum Okręgowe w Toruniu w wyniku przestępstwa utraciło 361 zabytkowych monet, z których 282 stanowiły własność Muzeum Okręgowego w Toruniu, natomiast [...] 79 monet było depozytem Towarzystwa Naukowego w Toruniu - podano w komunikacie Policji Kujawsko-Pomorskiej. Dzięki działaniom funkcjonariuszy udało się odzyskać 59 monet. Badania przeprowadzone przez laboratoria kryminalistyczne wykazały, że są one tożsame z numizmatami utraconymi przez Muzeum Okręgowe w Toruniu. Monety wystawiano na sprzedaż w domach aukcyjnych i na aukcjach internetowych w kraju i za granicą. Zebrane dowody i ich analiza pozwoliły na przedstawienie kustoszowi zarzutu przywłaszczenia 194 zabytkowych monet z XVI-XIX w. o łącznej wartości 1.458,971,04 zł. Podejrzany systematycznie wynosił numizmaty z Muzeum. Przekazywał je paserowi, który prowadził w Toruniu sklep numizmatyczny. Kustoszowi zatrzymano paszport i zastosowano wobec niego dozór policyjny. Natomiast wobec pasera stosowano poręczenie majątkowe w kwocie 10.000 zł oraz zabezpieczenie majątkowe poprzez zajęcie pieniędzy w kwocie 6.000 euro. Oskarżonym grozi kara więzienia w wymiarze od 1 roku do 15 lat. Warto dodać, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego prowadzi działania, które mają doprowadzić do odzyskania kolejnych 16 zidentyfikowanych monet (znajdują się one poza granicami Polski). « powrót do artykułu
  17. Naukowcy potwierdzili, że styczniowa erupcja podwodnego wulkanu Hunga Tonga-Hunga Ha'apai była jednym z najpotężniejszych wydarzeń tego typu w czasach współczesnych. Brytyjsko-amerykański zespół naukowy pracujący pod kierunkiem uczonych z University of Bath przeanalizował dane satelitarne oraz z obserwatoriów naziemnych i wykazał, że erupcja była unikatowa zarówno pod względem siły, jak i prędkości. Do erupcji wulkanu doszło 15 stycznia, a w jej wyniku powstała chmura pyłu, która wzniosła się na wysokość ponad 50 kilometrów nad powierzchnię planety. Ciepło uwolnione z wody i gorący popiół były przez 12 godzin największym źródłem atmosferycznych fal grawitacyjnych (oscylacji wypornościowych) na Ziemi. Satelity zarejestrowały rozprzestrzenianie się tych fal przez cały Pacyfik, a same fale dotarły aż do granic przestrzeni kosmicznej. Wytworzone przez erupcję fale w atmosferze obiegły Ziemię co najmniej 6-krotnie, osiągając przy tym niemal maksymalną możliwość prędkość, która wynosi 320 m/s czyli 1152 km/h. Nigdy wcześniej nie obserwowano takich fal. Autorzy badań stwierdzili, że fakt, iż pojedyncze wydarzenie zdominowało tak rozległy region, jest czymś unikatowym w historii obserwacji erupcji wulkanicznych i pomoże w udoskonaleniu modeli klimatycznych oraz pogodowych. To była naprawdę olbrzymia eksplozja, naprawdę unikatowa w porównaniu z tym, co dotychczas naukowcy mieli okazję obserwować. Nigdy wcześniej nie obserwowaliśmy ani fal atmosferycznych okrążających całą planetę, ani fal o tak olbrzymiej prędkości, bliskiej teoretycznego limitu. To był wspaniały naturalny eksperyment. Dane, które zebraliśmy pomogą nam lepiej zrozumieć atmosferę, cieszy się doktor Corwin Wright z University of Bath. « powrót do artykułu
  18. Wiemy, że psy pochodzą od wilka szarego, a do ich udomowienia doszło w epoce lodowej przed co najmniej 15 000 lat. Jednak o miejscu i procesie udomowienia najlepszego przyjaciela człowieka wiemy niewiele. Teraz międzynarodowa grupa genetyków i archeologów, pracująca pod kierunkiem specjalistów z Instytutu Francisa Cricka odkryła, że psy pochodzą od co najmniej dwóch populacji wilków. Uczeni przeanalizowali genomy 72 prehistorycznych wilków, które żyły w Europie, Ameryce Północnej i na Syberii w czasie ostatnich 100 000 lat. Po analizie genomów w 9 różnych laboratoriach naukowcy stwierdzili, że dawne jak i współczesne psy są bliżej spokrewnione z prehistorycznymi wilkami z terenu Azji niż z terenu Europy. To wskazuje, że miejsca udomowienia należy szukać na wschodzie. Jednak uczeni zauważyli coś jeszcze. Znaleźli otóż dowody, że w tworzeniu DNA psów wzięły udział dwie oddzielne populacje wilków. Wydaje się, że wczesne psy z północno-wschodniej Europy, Syberii i obu Ameryk mają wspólnego przodka pochodzącego ze źródła znajdującego się na wschodzie. Jednak wczesne psy z Bliskiego Wschodu, Afryki i południa Europy mają w swoim genomie ślady dodatkowego źródła, powiązanego z wilkami z Bliskiego Wschodu. Fenomen ten można wyjaśnić w różnoraki sposób. Wilk mógł zostać udomowiony więcej niż raz, a później doszło do wymieszania populacji. Inna możliwość jest taka, że do udomowienia doszło raz, ale wczesne psy mieszały się z wilkami. Obecnie nie jesteśmy w stanie stwierdzić, który z tych scenariuszy jest prawdziwy. W trakcie naszych badań znakomicie zwiększyliśmy liczbę zsekwencjowanych genomów prehistorycznych wilków, co pozwoliło nam na stworzenie szczegółowego drzewa genealogicznego wilka, obejmującego również okres, gdy pojawiły się psy. Próbując umieścić psy na tym drzewie odkryliśmy, że pochodzą one od co najmniej dwóch populacji wilków – źródła wschodniego, które przyczyniło się do powstania wszystkich psów, oraz źródła zachodniego, które wzięło udział w powstaniu niektórych psów, mówi jeden z głównych autorów badań, Anders Bergström. Obecnie naukowcy pracują nad genomami prehistorycznych wilków z obszarów, których dotychczas nie badali, w tym z obszarów bardziej nie południe. Wspomniane 72 wilki, których genomy badano, żyły na przestrzenie około 30 000 pokoleń. To pozwoliło naukowcom na zbudowanie obrazu zmian wilczego DNA. Zauważyli na przykład, że na przestrzeni około 10 000 lat wariant genu IFT88, który wpływa na rozwój czaszki i szczęk, zmienił swój stopień rozpowszechnienia z bardzo rzadkiego do obecnego u każdego wilka, a współcześnie występuje u wszystkich wilków i psów. Być może rozpowszechnienie się tego wariantu można przypisać zmianom w dostępnym rodzaju ofiar w okresie epoki lodowej, co preferowało wilki o określonym kształcie czaszki. Pontus Skoglund z Instytutu Cricka stwierdził, że oto po raz pierwszy naukowcy bezpośrednio prześledzili zmiany wywołane selekcją naturalną u dużego zwierzęcia na przestrzeni 100 000 lat, badając te zmiany w czasie gdy rzeczywiście zachodziły, a nie próbując rekonstruować je na podstawie współczesnego DNA. Trafiliśmy na kilkanaście przypadków, gdy jakaś mutacja rozprzestrzeniała się po całej światowej populacji wilków. Było to możliwe, gdyż gatunek ten miał ze sobą liczne kontakty, pokonując olbrzymie przestrzenie. To prawdopodobnie dzięki takiemu utrzymywaniu długodystansowej łączności wilki przetrwały epokę lodową, która zabiła wiele dużych gatunków mięsożerców. « powrót do artykułu
  19. Administrator NASA, Bill Nelson, zapowiedział, że 12 lipca Agencja pokaże zdjęcie najbardziej odległego obiektu w przestrzeni kosmicznej, jakie kiedykolwiek wykonano. Będzie to możliwe, oczywiście, dzięki Teleskopowi Kosmicznemu Jamesa Webba (JWST). Na tej samej konferencji prasowej poinformowano, że JWST będzie mógł pracować nie przez 10, a przez 20 lat. Obecnie najstarszym i najodleglejszym znanym nam obiektem w kosmosie jest galaktyka HD1, z której światło biegło do nas 13,5 miliarda lat. Powstała ona 330 milionów lat po Wielkim Wybuchu. Eksperci sądzą, że Teleskop Webba z łatwością pobije ten rekord. Jakby jeszcze tego było mało, 12 lipca NASA pokaże pierwsze wykonane przez Webba zdjęcia spektroskopowe egzoplanety. Astronom Nestor Espinoza ze Space Telescope Science Institute mówi, że dotychczasowe możliwości spektroskopowego badania egzoplanet były niezwykle ograniczone w porównaniu z tym, co oferuje Webb. To tak, jakbyśmy  byli w bardzo ciemnym pokoju i mogli wyglądać na zewnątrz przez małą dziurkę w ścianie. Webb otwiera przed nami wielkie okno, dzięki któremu zobaczymy wszystkie szczegóły. Webb może badać obiekty w Układzie Słonecznym, atmosfery planet okrążających inne gwiazdy, dając nam wskazówki odnośnie tego, czy te atmosfery są podobne do atmosfery Ziemi. Może nam pomóc w odpowiedzi na pytania, skąd przybyliśmy, kim jesteśmy, co jeszcze jest w kosmosie. Poznamy też odpowiedzi na pytania, których jeszcze nie potrafimy zadać, mówił Nelson. Zastępca Nelsona, Pam Melroy, poinformowała, że dzięki idealnemu wystrzeleniu rakiety nośnej przez firmę Arianespace, Teleskop Webba będzie mógł pracować przez 20 lat, a nie przez 10, jak planowano. Tych 20 lat pozwoli nam przeprowadzić więcej badań i jeszcze bardziej pogłębić naszą wiedzę, gdyż będziemy mieli okazję dłużej prowadzić obserwacje, dla których podstawą będą wcześniejsze obserwacje Webba, mówiła Melroy. Planując czas trwania misji Webba NASA musiała brać pod uwagę ilość paliwa, które teleskop będzie musiał zużyć w czasie podróży do celu swojej podróży, punktu libracyjnego L2. Dzięki niezwykle precyzyjnemu wystrzeleniu rakiety nośnej, teleskop zużył na korekty kursu znacznie mniej paliwa, niż planowano. Teraz wiemy, że pozostało mu go na 20 lat pracy. Paliwo jest potrzebne Teleskopowi do korekty kursu na orbicie punku L2. Siły grawitacyjne oddziałujące na orbicie L2 powodują, że znajdujące się tam obiekty mają tendencję do opuszczenia tej orbity i zajęcia własnej orbity wokół Słońca. Dlatego mniej więcej co 3 tygodnie Webb będzie uruchamiał silniki i korygował orbitę. Teraz wiemy, że będzie mógł to robić przez kolejnych 20 lat. « powrót do artykułu
  20. Sposób pomiaru ciśnienia krwi nie zmienił się od czasu wynalezienia w 1881 roku sfigmomanometru z nadmuchiwanym rękawem. Jednak taki sposób pomiaru nie daje nam pełnej wiedzy o stanie układu krążenia. Ciśnienie krwi to ważny wskaźnik. Stres może zabić. Stres prowadzi do zmian ciśnienia, ale nie mamy sposobu, by je mierzyć czy rozumieć, mówi profesor inżynierii Roozbeh Jafari z Texas A&M University. W ostatnich latach zaczęły pojawiać się urządzenia, za pomocą których osoby cierpiące na choroby układu krążenia mogą na bieżąco monitorować ciśnienie. Urządzenia są jednak dość spore, mogą się przesuwać zakłócając pomiar. Z kolei urządzenia takie jak smartwatche, które korzystają z podczerwieni, mogą mierzyć puls, ale nie ciśnienie. Jednak wkrótce może się to zmienić.profesor Deji Akinwande z University of Texas w Austin i profesor Jafari opracowali grafenowe elektroniczne tatuaże, które utrzymują się na skórze przez tydzień i bez przerwy monitorują ciśnienie badając bioimpedancję. Ciągły pomiar ciśnienia ma wiele zalet. Pozwala bowiem na sprawdzenie, jak sprawuje się nasz układ krwionośny w różnych sytuacjach: podczas snu, pracy, intensywnego wysiłku fizycznego, gdy przeżywamy stres i gdy jesteśmy spokojni. Można dzięki temu wykonać tysiące pomiarów w ciągu doby. A to z kolei nie tylko powie nam, w jakim stanie jest nasz układ krążenia, ale pozwoli na wczesne wykrycie problemów. Naukowcy rozpoczęli pracę od wyhodowania na miedzianej folii pojedynczej lub podwójnej warstwy grafenu. Następnie grafen pokryli 200-nanometrową warstwą akrylu, a całość przenieśli na papier do tatuaży, z którego całość trafiła na skórę. Jako, że warstwa grafenu jest atomowej grubości, bardzo dobrze przylega do skóry, nie musi być w żaden sposób mocowana, nie przesuwa się, a tatuażu w ogóle się nie czuje. Żeby mierzyć ciśnienie naukowcy wykorzystali dwa rzędy sześciu grafenowych tatuaży. Każdy z rzędów został umieszczony dokładnie nad jedną z dwóch głównych tętnic ramienia: promieniową i łokciową. Skrajne tatuaże w każdym rzędzie wysyłają niewielkie impulsy elektryczne, a tatuaże wewnętrzne mierzą zmiany napięcia, co pozwala na określenie impedancji. Impedancja – jak wyjaśnia Jafari – odzwierciedla zaś zmiany ilości krwi w arteriach. Naukowcy musieli jeszcze stworzyć algorytm maszynowego uczenia się, który na podstawie zmian objętości krwi w arteriach, czasu przejścia impulsu zmiany ciśnienia pomiędzy tatuażami, różnicy czasu zmiany ciśnienia pomiędzy tętnicami oraz elastyczności arterii, dokładnie oblicza ciśnienie krwi. W ramach eksperymentu tatuaże umieszczono na ramionach 7 osób, a wyniki pomiarów z tatuaży porównywano z wielokrotnie wykonywanymi tradycyjnymi pomiarami. Osoby biorące udział w eksperymencie musiały w czasie badań wykonywać różne czynności. Niektórzy robili pompki, inni spacerowali szybkim krokiem przy temperaturze dochodzącej do 38 stopni Celsjusza. Badania wykazały, że tatuaże nie ulegają degradacji pod wpływem światła, ciepła, kontaktu z wodą czy z potem. Eksperyment trwał przez pięć godzin i zakończył się sukcesem. Jafari mówi, że można dłużej wykorzystywać tatuaże, gdyż pozostają one na skórze przed tydzień. Prototypowa wersja grafenowego systemu do pomiaru ciśnienia jest zaopatrzona w przewody, którymi dane z tatuaży wędrują do analizującego je urządzenia. Akinwande zapowiada, że powstanie wersja bezprzewodowa. Musimy zaprojektować układ scalony, który będzie bezprzewodowo przesyłał informacje, mówi. « powrót do artykułu
  21. Naukowcy z Tajlandii opisali przypadek weterynarza, który zaraził się COVID-19 od swojego pacjenta. Tym samym dostarczyli pierwszego dowodu, że kot przekazał człowiekowi SARS-CoV-2. Zaznaczają przy tym, że tego typu przypadki są prawdopodobnie niezwykle rzadkie. Eksperci mówią, że przypadek jest bardzo dobrze udokumentowany. Są jednocześnie zdziwieni, że zdobycie dowodu trwało tak długo. Biorąc pod uwagę rozmiary pandemii, zdolność SARS-CoV-2 do przeskakiwania pomiędzy gatunkami oraz bliskie kontakty ludzi z kotami można było przypuszczać, że znacznie szybciej naukowcy znajdą przykład transmisji pomiędzy ludźmi a ich domowymi pupilami. Badania przeprowadzone już na początku pandemii wykazały, że koty mogą rozprzestrzeniać wirusa i zarażać inne koty. Z czasem zaczęły napływać raporty, w których przedstawiciele poszczególnych krajów informowali o dziesiątkach zarażonych kotów. Jednak udowodnienie, że kot zaraził człowieka lub człowiek kota jest trudne. Dlatego też Marion Koopmans, wirolog z Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie mówi, że badania z Tajlandii to interesujące studium przypadku i dobry przykład tego, jak powinno wyglądać śledzenie drogi rozprzestrzeniania się wirusa. Dowód, że kot zaraził człowieka zdobyto w dość przypadkowy sposób. W sierpniu ubiegłego roku do jednego ze szpitali przyjęto ojca i syna, u których test wykazał obecność SARS-CoV-2. Zbadano też ich kota. Podczas pobierania próbek od zwierzęcia, kot kichnął w twarz pani weterynarz. Miała ona co prawda maseczkę oraz rękawiczki, ale oczy nie były chronione. Trzy dni później u weterynarz pojawiły się objawy COVID-19. Potwierdzono u niej infekcję. Tymczasem nikt z jej bliskich kontaktów nie był zarażony. Przeprowadzono więc badania genetyczne wirusa obecnego u weterynarz i u kota, który na nią kichnął. Sekwencja RNA była identyczna. Specjaliści podkreślają, że do zarażenia ludzi przez koty dochodzi prawdopodobnie rzadko. Koty rozprzestrzeniają niewiele wirionów i robią to tylko przez kilka dni. Naukowcy dodają, że przypadki przekazania SARS-CoV-2 ludziom przez zwierzęta są niezwykle rzadkie i nie odgrywają żadnej roli w rozprzestrzenianiu się pandemii. Ludzie są największym źródłem wirusa. « powrót do artykułu
  22. Trzydziestego czerwca do obiegu wchodzi znaczek upamiętniający 100. rocznicę urodzin Mirona Białoszewskiego - poety, prozaika i twórcy teatralnego. Autorem projektu jest Paweł Myszka. Na znaczku umieszczono fotograficzny portret Białoszewskiego. Na kopercie Pierwszego Dnia Obiegu (ang. FDC, od first day cover) znajdują się zaś zdjęcie artysty wykonane podczas jednego ze spektakli „Teatru Osobnego” i cytat: „Dążę do tego, żeby to, co pisane, było zapisaniem mówionego. I żeby pisanie nie zjadło mówienia. To co jest warte z języka mówionego, to się zapisuje. A to z napisanego - jest potem mówione na głos”. Na datowniku zobaczymy łyżkę cedzakową (Białoszewski opiewał w swych utworach przedmioty codziennego użytku). Typografia użyta na znaczku i kopercie nawiązuje do odręcznego pisania oraz śladu zostawianego przez pędzel podczas malowania (ekspresyjne rysunki pędzlem, wycięte potem w tekturze, były stałym elementem scenografii w przedstawieniach Mirona Białoszewskiego). Pojawiają się na nich także kolorowe kropki, mówiące nam, że mamy do czynienia z barwną postacią, niewpisującą się w patetyczny archetyp poety oraz wskazujące na pierwiastek gry i zabawy, obecny w metodzie twórczej Białoszewskiego - napisano w komunikacie Poczty Polskiej (PP). Znaczek o wymiarach 39,5x31,25 mm wydrukowano techniką rotograwiurową w nakładzie 100 tys. sztuk. Wcześniej PP wydała inne emisje upamiętniające wybitne postaci ze świata literatury, w tym znaczki z okazji 200. rocznicy urodzin Cypriana Norwida (2021 r.) czy 100. rocznic urodzin Stanisława Lema (2021) i Leopolda Tyrmanda (2020). « powrót do artykułu
  23. Jeśli posiadasz kilka niespłaconych zobowiązań i chciałbyś znaleźć rozwiązanie z tej sytuacji, to mamy dla Ciebie kilka przydatnych informacji. Już teraz sprawdź, czym jest kredyt konsolidacyjny oraz jak poradzić sobie ze swoimi zadłużeniami. Na czym polega konsolidacja? Przez pojęcie konsolidacji należy rozumieć połączenie kilku różnych zobowiązań w jedno, zwykle z niższą, miesięczną ratą. Jest to proces, który pozwala odzyskać, choć w jakimś stopniu, płynność finansową. Wynika to głównie z tego, że dzięki konsolidacji można liczyć na lepsze warunki spłaty. Naturalnie okres spłaty wydłuży się, lecz zamiast kilku rat będziemy mieć wyłącznie jedną. Zdecydowanie łatwiej jest ogarnąć spłatę jednego zobowiązania, co zaś przełoży się na sprawniejsze zarządzanie swoim budżetem. Co to jest kredyt konsolidacyjny? Kredyt konsolidacyjny jest przeznaczony dla osób, które jednocześnie spłacają kilka zobowiązań i których powoli ta sytuacja zaczyna przerastać finansowo. Raczej nikogo nie zdziwi fakt, że najłatwiej starać się o konsolidację w instytucjach pozabankowych. Mniej formalności i po prostu szybszy proces weryfikacji klienta. Dodatkowo nie każdy może wykazać się zdolnością kredytową na wysokim poziomie. A jak dobrze wiemy, jest to kluczowe przy ubieganiu się o zobowiązanie w banku. Dlatego też dobrym rozwiązaniem może okazać się pożyczka konsolidacyjna, którą można dostać wręcz od ręki. Jak działa kredyt konsolidacyjny? Jedną z zalet kredytu konsolidacyjnego jest jego elastyczność. Klient ma prawo wyboru co do tego, które zobowiązania ulegną konsolidacji. Mogą więc to być wszystkie zobowiązania bądź tylko wybrane. Pożyczka konsolidacyjna działa w bardzo prosty sposób. Mianowicie instytucja, u której decydujemy się na ten zabieg, spłaca wskazane przez nas zobowiązania i łączy je w jedno. Wygląda więc to trochę inaczej niż w przypadku standardowej pożyczki lub kredytu. Zwykle gotówka trafia wprost na konto wnioskodawcy. Tutaj jednak pożyczkodawca spłaca wskazane zobowiązania, klient natomiast w dalszym ciągu oddaje ten sam dług. Z tą różnicą, że zamiast kilku rat o różnej wysokości, będzie wyłącznie jedna, łatwiejsza do spłaty. Co więcej, konsolidacji mogą podlegać zarówno kredyty, jak i pożyczki pozabankowe. Często osoby zadłużone zastawiają się, czy możliwa jest konsolidacja chwilówek i pożyczek. Jak się okazuje – tak, jak najbardziej. Gdzie złożyć wniosek? Nadal wielu konsumentów korzysta z możliwości składania wniosku bezpośrednio w oddziale instytucji finansowej. Szybszym rozwiązaniem będzie jednak wnioskowanie online. Już wspominaliśmy, że banki rzadko kiedy decydują się udzielić zobowiązania osobom zadłużonym. W takiej sytuacji lepszym rozwiązaniem wydaje się być kredyt konsolidacyjny w firmie pozabankowej, inaczej też zwany pożyczką konsolidacyjną. Dlatego w pierwszej kolejności warto złożyć wniosek o konsolidację u jednego z parabanków działających na rynku. Zastanawiasz się może, gdzie najłatwiej otrzymać kredyt konsolidacyjny? Odpowiedzi na to pytanie oraz inne dotyczące konsolidacji znajdziesz na stronie https://super-pozyczka.pl/. Czy kredyt konsolidacyjny się opłaca?   Konsolidacja kredytów nie zawsze będzie dobrym pomysłem. Trzeba to również brać pod uwagę. W dalszym ciągu będzie to przecież kolejne zobowiązanie, które należy spłacić. Jest to niewątpliwie forma pomocy dla zadłużonych, ale z pewnymi wadami, jak na przykład z dłuższym okresem spłaty. Jeśli jednak pożyczka konsolidacyjna pozwoli odzyskać stabilizację finansową, to oczywiście warto rozważyć tę opcję. « powrót do artykułu
  24. Muzeum Bursztynu w Wielkim Młynie w Gdańsku ustanowiło rekord Guinessa. Oficjalnie potwierdzono, że w muzealnej kolekcji znajduje się największa na świecie bryła bursztynu. Wczoraj odbyło się oficjalne mierzenie i ważenie bryły, za które odpowiadała grupa certyfikowanych ekspertów, a nad spełnieniem wszystkich wymogów formalnych czuwali przedstawiciele polskiego biura Księgi Rekordów Guinessa. O niezwykłej bryle pisaliśmy już w ubiegłym roku. Wówczas informowaliśmy, że Muzeum ma zamiar kupić znaleziony na Sumatrze bursztyn, który od trzech lat znajdował się w muzealnym depozycie. Właścicielem bryły byli dwaj obywatele USA. Największą bryłę bursztynu na świecie zauważyliśmy podczas Targów Amberif i uznaliśmy, że warto, by pozostała w Gdańsku. Prezentowaliśmy ją nawet na jednej z naszych wystaw czasowych w poprzedniej lokalizacji Muzeum Bursztynu w Zespole Przedbramia, ale celowo nie nadawaliśmy sprawie większego rozgłosu. Od początku chodziło nam o jej kupno, a właściciele bryły, Janusz Fudala i Dough Lundberg, okazali nam niezwykłą życzliwość, mówił wówczas dyrektor Muzeum Gdańska Waldemar Ossowski. Jeszcze przed wczorajszymi pomiarami największą oficjalnie uznaną bryłą bursztynu była – również pochodząca z Sumatry – bryła o wadze 50,4 kg i wymiarach 55x50x42 cm. Rekordzistka z Gdańska jest znacznie większa i cięższa. Waży bowiem 68,2 kg, a jej wymiary to 74x57,1x42,1 cm. Znaleziono ją w kopalni węgla brunatnego na Sumatrze. Muzeum Bursztynu w Gdańsku kupiło ją w ubiegłym roku dzięki dotacji z budżetu państwa. Bryła kosztowała ponad 140 000 złotych, z czego ponad 112 tysięcy pochodziło z dotacji. Bursztyn sumatrzański powstał 20-23 miliony lat temu. Jego złoża odkryto w 1991 roku. To jeden z nielicznych bursztynów w złożach pierwotnych, w pokładach węgla brunatnego. Powstał z żywic drzew liściastych. « powrót do artykułu
  25. Dwudziestego pierwszego czerwca na polach złotonośnych Klondike w Jukonie odkryto niemal kompletne ciało zmumifikowanego cielęcia mamuta włochatego. W wiecznej zmarzlinie natrafił na nie Travis Mudry, górnik pracujący dla firmy Treadstone Gold. To ważne wydarzenie zarówno dla rządu Jukonu, jak i plemienia Tr'ondëk Hwëch'in, którego starszyzna nadała mamuciątku imię Nun cho ga, co w języku hän oznacza „duże młode zwierzę”. Nun cho ga jest najbardziej kompletnym zmumifikowanym mamutem odkrytym w Ameryce Północnej. Wstępne badanie sugeruje, że mamy do czynienia z samiczką mniej więcej tych samych rozmiarów, co odkryta w maju 2007 r. na Syberii na terenie Jamalsko-Nienieckiego Okręgu Autonomicznego Liuba. Geolodzy, którzy wydobyli ciało samiczki, sugerują, że ma ona ponad 30 tys. lat. Wkrótce zostaną przeprowadzone szczegółowe badania. Pięknem Num cho ga zachwyca się paleontolog dr Grant Zazula, który cieszy się, że będzie mógł lepiej „poznać” samiczkę. Idealna i piękna Nun cho ga ma trąbę, ogon i malutkie uszy [...]. Do odkrycia doszło w Eureka Creek, na południe od Dawson City. W ciągu 30 min dr Zazula dostał w mailu zdjęcie znaleziska. Paleontolog służył Treadstone Gold wskazówkami, jak najlepiej zabezpieczyć odsłonięte ciało przed przybyciem ekipy terenowej. Górnicy przykryli mamuciątko mokrymi kocami i brezentem. Ostatecznie mumią oraz wykonaniem dokumentacji i pobraniem próbek ze stanowiska zajęli się dwaj geolodzy ze Służby Geologicznej (Jeff Bond) i Uniwersytetu w Calgary (prof. Dan Shugar). Krótko po ich przybyciu na miejsce zaczęło padać, dlatego gdyby w porę nie wykonano tej pracy, samiczka zostałaby zniszczona przez burzę. Zazula uważa, że mająca 140 cm długości Nun cho ga miała w chwili śmierci zaledwie 30-35 dni. Cielę znajdowało się prawdopodobnie przy matce, ale jedząc trawę i pijąc wodę, odeszło nieco za daleko i utknęło w błocie. Warto przypomnieć, że w lipcu 2016 r. podczas działań górniczych prowadzonych przy niewielkim dopływie Last Chance Creek w Jukonie odkryto doskonale zachowaną mumię wilka szarego. Tkwiła ona w wiecznej zmarzlinie przez ok. 57 tys. lat. Samiczka jest najbardziej kompletną mumią wilka, jaką kiedykolwiek znaleziono. Zasadniczo zachowała się w 100%, brakowało jej jedynie oczu. Przedstawiciele plemienia Tr'ondëk Hwëch'in nadali szczenięciu imię Zhùr, co w języku hän znaczy „wilk”. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...