ex nihilo
Użytkownicy-
Liczba zawartości
2176 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
110
Zawartość dodana przez ex nihilo
-
Wolna energia - (Wydzielone z: "Odkryto nowy stan materii")
ex nihilo odpowiedział Qion na temat w dziale Luźne gatki
Ale jaja. No cóż, otwarty umysł to niezła rzecz, ale ryzykowna - może wyparować, kiedy się przegrzeje od wysiłku ponad jego możliwości. -
Wolna energia - (Wydzielone z: "Odkryto nowy stan materii")
ex nihilo odpowiedział Qion na temat w dziale Luźne gatki
W jakiej przyszłości? 10 lat? 100? 1000? Jak na razie nie wiadomo nawet do czego komputery kwantowe będą się nadawały, a do czego nie. Ale może najlepiej poczekać, aż ktoś młotkiem wyklepie planckowski komputer strunowy, po co bawić się w dolinowe czy kwantowe... -
Wolna energia - (Wydzielone z: "Odkryto nowy stan materii")
ex nihilo odpowiedział Qion na temat w dziale Luźne gatki
Tu nie chodzi o kubity i komputery kwantowe. To coś pośredniego między zwykłym komputerem a komputerem kwantowym. O ile pamięć mnie nie myli, to do osiągnięcia pewności 99,8% konieczne jest min. 1000 powtórzeń. Ale szybszy i tak będzie. -
Wolna energia - (Wydzielone z: "Odkryto nowy stan materii")
ex nihilo odpowiedział Qion na temat w dziale Luźne gatki
To by wyglądało mniej więcej tak: w strukturze krystalicznej istnieją "doliny energetyczne" (stany minimalnej energii), w których elektrony lubią siedzieć. Np. w strukturze diamentu elektron ma sześć takich dolin, w pojedynczej warstwie TMDC dwie. Elektrony mogą się pomiędzy tymi stanami przemieszczać (zmieniać je) kiedy się o to bardziej lub mniej grzecznie poprosi (np. zmianą pola magnetycznego). Czyli elektron ma dodatkowy stopień swobody - może siedzieć w dolinie (stanie) A albo B (TMDC), czy A, B, C, D, E, F (diament). Wpływa to na własności optyczne kryształu, a to daje się rejestrować. Zusammen do kupki można to wykorzystać do zakodowania dodatkowej informacji - stan A albo B. To jest trochę uproszczony obrazek, ale chyba w miarę dobry, coby sobie toto wyobrazić A wracając na chwilę do myślenia intuicyjnego i matematyki: https://pl.wikipedia.org/wiki/Srinivasa_Ramanujan i cytat: "Ramanujan nie miał pełnego wykształcenia matematycznego, był genialnym samoukiem. Mawiał, że bogini Namagiri zsyła mu natchnienie, wzory i wyniki w snach." -
Wolna energia - (Wydzielone z: "Odkryto nowy stan materii")
ex nihilo odpowiedział Qion na temat w dziale Luźne gatki
Nieprzypadkowo. Erystyczne sztuczki to (niepełny) katalog błędów i wad świadomego ("racjonalnego") myślenia. Pół biedy, kiedy erystyka jest używana świadomie, gorzej, kiedy ludzie (większość!) nie zdają sobie sprawy, że erystykę stosują sami wobec siebie - bezwiednie. To powoduje racjonalizację głupot ("no przecież to logiczne"). Wynik myślenia intuicyjnego traktowany jest jako przeczucie, coś niepewnego, natomiast zracjonalizowana durnota staje się twardą prawdą, dowiedzioną racjonalnie, "logicznie". Nie twierdzę, że świadome ("racjonalne") myślenie jest niepotrzebne itd. Chodzi mi o to, że wyniki myślenia świadomego trzeba traktować z co najmniej taką samą ostrożnością, jak intuicyjne "przeczucia". I tu wracamy do początku naszej rozmowy, w okolice: Nierzadko to intuicyjne "wiem swoje" jest słuszne, nawet kiedy świadome myślenie temu przeczy. -
Wolna energia - (Wydzielone z: "Odkryto nowy stan materii")
ex nihilo odpowiedział Qion na temat w dziale Luźne gatki
Podejrzewam, że gdybyśmy pogadali bezpośrednio (pisanina ma oczywiste wady), to jakieś 90%, a może więcej szybko byśmy uzgodnili. I bardzo dobrze, że tyle, a nie 100% Zbyt dużo w tym wszystkim niewiadomych, żeby wynik 100% mógł świadczyć o czymś innym niż błąd lub zdominowanie przez kogoś poglądów "przeciwnika", co w praktyce byłoby z błędem równoznaczne. Druga sprawa to punkty siedzenia: Ty podchodzisz do sprawy bardziej teoretycznie i od strony technicznej (budowa mózgu i reszty układu), ja praktycznie (jak wykorzystać) i funkcjonalne. Mam jakieś tam podstawy teoretyczne, głównie z dawnych czasów, czyli częściowo nieaktualne, w dodatku dotyczące przede wszystkim działania zmysłów - było mi to potrzebne do zarabiania piniądzów, ale i po prostu interesowało. Ale ogólnie używam przede wszystkim metody, której nie lubisz, czyli zaglądania pod własną pokrywkę. Do tego dochodzą doświadczenia, eksperymenty na własnym łbie. Ta metoda ma oczywiste wady, ale jeśli ma się ich świadomość i na podstawie zewnętrznej wiedzy wprowadza takie czy inne korekty wyników, uważam, że sprawdza się dosyć przyzwoicie. Świadczą o tym eksperymenty, ich wyniki są na ogół zgodne z przewidywaniami. Zanim pojadę dalej (może i w bagno ), trochę ogólnie: najpierw warto chyba "myślenie racjonalne" zamienić na "myślenie świadome", bardziej to będzie odpowiednie i zniknie automatyczne wartościowanie. "Racjonalne" kojarzy się z poprawne, prawdziwe itd. W przypadku "myślenia racjonalnego" niekoniecznie tak faktycznie jest - "racjonalnie" można uzasadnić totalne bzdury. Z kolei "intuicję" dobrze chyba - jako pojęcie ogólne przedefiniować na "myślenie nieświadome", które będzie się składało z "myślenia intuicyjnego", "instynktów, emocji, hormonów, wiary itp., itd." i do tego będzie "intuicja", w dwóch znaczeniach - jako (1) wynik myślenia intuicyjnego, czyli taki lub inny obraz rzeczywistości lub jej fragmentu, takie czy inne wyobrażenie i sposób dojścia do tego wyobrażenia ("intuicyjny", "nieświadomy"). Teraz, kiedy mamy zbiór "myślenie" z podzbiorami "świadome", "intuicyjne", "emocje itd" (dwa ostatnie to razem "nieświadome"), ułóżmy sobie "świadome", "intuicyjne", "emocje itd" w ładny trójkącik i rozmyjmy im krawędzie, tak że zaczną na siebie płynnie, bez zauważanych granic, nachodzić. Pokaże to zależności, co na co i jak wpływa, kiedy ustawienie tych podzbiorów będziemy dostosowywać do każdego indywidualnego ludzia. To taki mój obrazek, zracjonalizowana intuicja. Na ile bliska rzeczywistości? Chyba dosyć bliska. Mogło, wszystko mieli, te same dane. Tu mi się przypomniał taki jeden przypadek, kiedy zadziałałem podobnie jak sprzątaczka w biurze prof. Gieniusia. Bawiłem się wtedy z archeologami, daleko stąd. Na jednym ze stolików było porozkładane trochę fragmentów jakiejś płaskorzeźby. Widziałem, że od czasu ktoś tam podchodzi, ogląda, przekłada... później kręci głową i odchodzi. Kiedyś z ciekawości też podszedłem, popatrzyłem, stwierdziłem "fajna gęba by z tego wyszła", no i poprzekładałem tak, że faktycznie gdyby to pouzupełniać, to byłaby gęba. Zostawiłem tak i zapomniałem. Po jakimś czasie wszedł szef, po drodze spojrzał na stolik, wyhamowało go i usłyszałem dziki wrzask "OKURRWA! Kto to zrobił!???". Trochę mi się miękko zrobiło, bo wyglądało na to, że pierwszym samolotem do kraju wrócę, w dodatku ze starożytnym toporkiem w czerepie, no ale... "nno ja..." W tym czasie reszta ekipy pędziła już do stolika, ja się wlokłem, coby egzekucję opóźnić... Niepotrzebnie, bo co się okazało: już drugi sezon nie mogli sobie poradzić z ułożeniem tego w jakąś sensowną całość, To było z dziesięć kawałków bez "zamków", czyli łączących się krawędzi. Ogromna ilość możliwych kombinacji, bez żadnych racjonalnych wskazówek. Jak mi się udało? Nie wiem do końca. Jakieś dwa czy trzy kawałki mi się gdzieś tam pod kopułą połączyły, a później doszła reszta i zrobiła się gęba. Dwie rzeczy mi pewnie pomogły - świeżość, brak opatrzenia i zakodowanych schematów, no i foto, czyli odruchowe intuicyjne szukanie w tym co widzę związków, które z przypadkowego układu zrobią obrazek... W każdym razie kucharz dostał polecenie, że na kolację musi przygotować coś super Ze dwa tygodnie później został znaleziony spory fragment, który połączył najważniejsze części i potwierdził całość. Uff... długie wyszło, ale zostawię. Coś podobnego pewnie było z Einsteinem i jego poprzednikami. Podobna intuicja. Czy poprzedników zawiodła? Nie, po prostu akurat takiej nie mieli. Zabrakło jakichś skojarzeń. Czy intuicja bywa omylna? Oczywiście tak, nie napisałem przecież że jest nieomylna, a tylko, że intuicja matematyków, zwłaszcza tych najlepszych rzadko się myli (tu jest różnica między logiką zero-jedykową, a wielowartościową, ale to by był dodatkowy temat ) Tak, to tentegowanie staje jedną z baz danych dla intuicji. Po jakimś czasie matematyk nie musi już robić kolejnych przekształceń wzoru, żeby dojść do wybranego punktu, już to zna i bez świadomego myślenia może to skojarzyć z innym wzorem. Intuicja się uczy, jej bazą danych staje się cała wiedza osobnika i wszystkie jego doświadczenia. Świadome tentegowanie jest cholernie kosztowne energetycznie, intuicja pracuje dużo taniej. Daje wynik mniej czy bardziej przybliżony, ale na ogół wystarczająco dokładny, żeby do ostatecznego rozwiązania dojść mniejszym kosztem niż świadomie. Uważam, że "myślenie" jest całością, jednym układem, zbiorem, który składa się z współdziałających z sobą i wpływających na siebie podukładów (rozmytych podzbiorów). Niedawno się trochę ubawiłem, bo złapałem się na tym, że przychodziły mi łba fragmenty dużej sprawy, które świadomie obrabiałem i dorzucałem do reszty. Skojarzyło mi się to z moim capem... on też ładuje do żołądka górę żarcia, później gdzieś się kładzie, po trochę to przeżuwa, i pakuje zuruck do brzucha I tak to działa cały czas, przynajmniej u mnie, ale raczej nie tylko - gdzieś tam pod kopułą całość się nieświadomie przetrawia, a od czasu do czasu trochę tego dostaje się do świadomości, do dokładniejszego przeżucia. U mnie to jest zwykle siekanina z najróżniejszych tematów: coś z prawa wyskoczy, za moment jakaś fizyka itd., na ogół bez ładu i składu. Wygląda to tak, jakby nieświadome myślenie przerzucało do świadomości te elementy, które trzeba przeżuć, uzupełnić, skombinować informacje, sprawdzić skojarzenia itd. Bardzo rzadko zdarzają mi się monotematyczne ciągi świadomego myślenia, w zasadzie tylko kiedy np. przygotowuję się do napisania pisma i w innych takich momentach, kiedy to co siedzi w nieświadomości będę musiał przerobić na liniową świadomość. A poza tym jest sieczka przerywana czymś na już, jakimiś dzikimi skojarzeniami, i cholera wie jeszcze czym. Lubię to, nie lubię świadomie "tentegować". Tak i nie. Jedno i drugie w takim samym stopniu może być omylne. Nawet to "racjonalne myślenie" bardziej. Kiedy np. potrzebuję zgnębić przeciwnika (np. pismo sądowe), zmusić go do przyjęcia (bo nie będzie mógł odrzucić) nawet nie do końca prawdziwej tezy, stosuję bezwzględnie racjonalną argumentację i sztywną logikę. W tym ukrywam "haka" Intuicja będzie mu podpowiadała, że "coś tu nie tak", ale racjonalnie tej argumentacji nie będzie mógł obalić. Taki myk da się zrobić, i nawet nie jest trudny, szczególnie kiedy przeciwnik się z czymś podłoży. Wystarczy z ok. 50% zrobić 100 w wybraną stronę, a nawet z 80% setkę (logika zero-jedynkowa) i żeby obalić moją tezę będzie musiał sobie zaprzeczyć, albo zaplątać się tak, że potknie się o własne nogi. "Trzeciego nie dano" to potężna broń, kiedy wie się jak ją wykorzystać. A jest takich bajerów od cholery. Dziesięcioprocentówki w taką interferencję można złożyć, że sto procent niewyjęte Itd., itp. Dobry adwokat właśnie za to dużą forsę bierze. A co do "racjonalnego myślenia" jeszcze: mam trochę znajomych "świadków". Fajna ekipa. Teraz już mnie nie próbują nawracać, ale pisemka czasem mi dają, tak cobym sobie poczytał. Tam wszystko jest bardzo racjonalne, robią to najlepsi specjaliści... tyle ze dane na wejściu są co najmniej wątpliwe. Ale przecież te dane "od samego Boga"... czyli zapętlamy logikę (jak dobrze się to zrobi, to 90% się nie połapie) i całość staje się superracjonalna. Podobnie było z komunizmem. Lenin był bardzo dobrym logikiem, paru innych też. Reszta to manewrowanie danymi i sztuczki erystyczne. Zauważ, że wielu bardzo inteligentnych ludzi wtedy na to się nabrało. Często zwykli chłopi byli dużo bardziej odporni. Nie działała na nich magia słów "racjonalność" i "nauka". Intuicja słusznie im podpowiadała, że ten cały komunizm jest g. warty. Później to się zmieniło. Ci wykształceni na ogół wyzwolili się z magicznego oddziaływania "racjonalności", a chłopi w naturalny sposób ulegli ładowanej w głowy propagandzie. W sumie nie da się przypisać jednoznacznych wartości myśleniu świadomemu ("racjonalnemu") i intuicyjnemu. Jedno i drugie może być w jakimś stopniu "dobre", a w jakimś "złe". To współdziałające i współzależne podzbiory jednego zbioru rozmytego. Sorki, nie sprawdzam błędów, już mi się nie chce, może później P.S - te same emocje, hormony, a przede wszystkim wiary i wpojone przekonania, które zakłócają działanie myślenia intuicyjnego, działają też na myślenie świadome. Sztuka myślenia polega m.in. na tym, żeby wpakować je do zbioru (podukładu) jak najbardziej jednoznacznie oddzielonego od obu pozostałych. -
Wolna energia - (Wydzielone z: "Odkryto nowy stan materii")
ex nihilo odpowiedział Qion na temat w dziale Luźne gatki
A czym jest aparat wnioskotwórczy, jeśli nie narzędziem? Nie istnieje przecież sam dla siebie. Oddzielić się da, nie jest to nawet trudne. Myślenie intuicyjne można trenować tak samo, jak i to "racjonalne". Niezależnie od stanu emocjonalnego (itp., itd.) w danym momencie, rozwiązania intuicyjne mogą (i powinny) być takie same. Tu się chyba nie zrozumieliśmy, to był przykład poprawnego logicznie (racjonalnie) wniosku opartego na podstawie błędnego założenia ("w niebie nie ma kamieni"). Okazało się, że są, i nie tylko kamienie. Uważam, że myślenie intuicyjne (poprawne) jest osadzone na takich samych konkretach jak myślenie racjonalne (poprawne). Inny jest tylko sposób przetwarzania danych. W przypadku intuicyjnego bardziej całościowy i elastyczny. Intuicyjnie stosowana jest logika wielowartościowa (rozmyta), która jest uogólnieniem klasycznej, dwuwartościowej. Logika dwuwartościowa sprawdza się praktycznie tylko w działaniu na abstrakcjach. W odniesieniu do rzeczywistości jest albo nieskuteczna, albo bardzo trudna w użyciu. Jesteś "dobry", czy "zły"? Wysoki czy niski? Inną sprawą jest jednoczesna obróbka wielu danych, często niekompletnych lub sprzecznych. Myślenie intuicyjne zwykle łatwo daje sobie z tym radę, racjonalne na ogół pada lub zapętla się na sprzecznościach. W ogóle uważam, że przeciwstawienie myślenia intuicyjnego racjonalnemu jest błędne. Określenie "racjonalne" nie powinno być tu używane. Jedno i drugie może być w równym stopniu racjonalne lub irracjonalne. Diabły i krasnoludki mogą być rzeczywistymi bytami zarówno w myśleniu intuicyjnym, jak i "racjonalnym". Teologia jest na ogół bardzo poprawna jeśli chodzi o technikę racjonalnego myślenia. Bajki dla dzieci też zwykle są racjonalne. Mają poprawną konstrukcję logiczną. Nie przychodzi mi teraz do głowy jakiś dobry zamiennik dla "racjonalnego". Zresztą to u mnie normalka - w kilka sekund po przeczytaniu wiem jak mam napisać odpowiedź na wielostronicowe pismo, i to ze szczegółami, a później przez cztery noce je piszę. Problem z przekładem - jak coś wielowymiarowego, nieliniowego i bez słów ("przestrzeń faktów i powiązań") sformułować w "racjonalnym" języku, który jest jednowymiarowy i liniowy, słowo po słowie, żeby treść została ta sama. Zwykle się udaje, chociaż nie do końca (wina liniowości), ale to katorga. Żeby rozpisać te "kilka sekund" potrzebne jest często kilkanaście stron, a i tak selekcja jest konieczna, bo inaczej pismo nie będzie przeczytane. Oczywiście, że nie. Intuicja i nauka nie są sprzeczne. Sprzeczne są irracjonalizm i racjonalizm. A jednak - matematycy mają naprawdę doskonale wytrenowaną intuicję matematyczną Ta intuicja rzadko się myli. Bo to inne narzędzia. Śrubokrętem trudno się wierci, a wiertłem kiepsko wkręca śrubę Ale żeby znaleźć dowód, często potrzebna jest intuicja, i to wręcz nieprawdopodobna. Jest bardzo fajna książka o dowodzie twierdzenia Fermata (Amir D. Aczel: Wielkie twierdzenie Fermata. Rozwiązanie zagadki starego matematycznego problemu. Warszawa: Prószyński i S-ka, 1998.). Warto przeczytać. Niesamowite intuicje. Zresztą samo twierdzenie jest bardzo dobrym przykładem twierdzenia intuicyjnie praktycznie oczywistego, a skrajnie trudnego do formalnego udowodnienia. Istniejący dowód jest w zasadzie obejściem problemu. Dowodu wprost, w ramach teorii liczb, nadal nie ma. Przeciwnie - bez intuicji się nie da. Einstein, który miał bardzo duży wkład w powstanie i kwantologii, i OTW, był typowym intuicjonistą. Matematykiem takim sobie. Większość matematyki robili współpracownicy. Gdyby jego poprzednicy mieli lepszą intuicję, oni byliby "Einsteinami". Byli nawet nie o krok, ale o włos. Zabrakło im tylko intuicji pozwalającej połączyć w całość rozsypane klocki i uzupełnić braki, właśnie te, które uniemożliwiały "racjonalne" połączenie. Tak jest do teraz. W fizyce intuicja, eksperyment i matematyka to trzy równorzędne elementy. Klasyczne "racjonalne myślenie" ma niewielkie znaczenie, bo współczesnej fizyki nie da się w "standardowy" sposób zracjonalizować. Jest coś koło dziesięciu bardziej powszechnie uznanych i stosowanych matematycznych modeli kwantowego świata, niemal równoważnych jeśli chodzi o zgodność z doświadczeniami. Każdy z osobna i wszystkie razem są mocno sprzeczne z typowym racjonalnym myśleniem i "rozumieniem". Można to opanować tylko czysto matematycznie lub nieostrymi intuicjami. Fizycy używają jednego i drugiego, z tym, że do tych intuicji nie wszyscy chcą się otwarcie przyznawać. Powód jest dosyć prosty - są one nieprzetłumaczalne na zwykłe "rozumienie". Jeśli poczytasz uważnie prace ściśle naukowe, zobaczysz, że odniesień do takich intuicji jest od cholery, tyle że są one często ukryte pod specjalistycznymi określeniami A co się dzieje w książkach popularnonaukowe napisane przez topowych fizyków, to czasem odjazd przy którym Star Trek wymięka. Zresztą i w podręcznikach intuicyjnych zabawek nie brakuje, zajrzyj np. do "Feynmana" (http://www.feynmanlectures.caltech.edu/) Pewnie tak. Z tym, że "myślenie racjonalne" jest wynikiem tej samej ewolucji, no chyba że irracjonalnie założymy, że dane zostało "z nieba". Czyli też ma podobne ograniczenia - do tej samej skali. A w rzeczywistości jeszcze większe - myślenie intuicyjne jednocześnie bierze pod uwagę całą wiedzę danego osobnika nabytą świadomie i nieświadomie. Racjonalne tylko to, co można sobie świadomie przypomnieć. No i drugie - sukces ewolucyjny myślenia intuicyjnego świadczy o jego dużej skuteczności praktycznej, czyli o tym, że jest racjonalne. Zwierzęta na ogół myślą racjonalnie, chociaż przede wszystkim intuicyjnie. Z ludźmi różnie bywa. Nie potrafię się uczyć w taki zwykły sposób - podręcznik i "po kolei". Strona po stronie, lekcja po lekcji itd. Nic z tego nie wychodzi. Potrafię się uczyć tylko na dwa sposoby - na bieżąco, jeśli dana wiedza jest mi potrzebna do natychmiastowego wykorzystania (dosłownie w czasie rzeczywistym), albo na zasadzie: wrzucić wszystko hurtem do łba, nawet jeśli niewiele z tego rozumiem, i pozwolić temu się "ułożyć" - albo całkowicie bez świadomego myślenia, albo tylko gdzieś jakimiś fragmentami, które akurat mi się przypomną. A np. w przypadku języków obcych używam wyłącznie intuicji. Nie potrafię się uczyć języków. Nie mam tego typu pamięci, słowa z różnych języków łatwo mi się pieprzą, z gramatyką i takimi innymi jeszcze gorzej. Ale kiedy potrzebuję, czytam teksty w kilkunastu językach. Coś mnie interesuje, to biorę książkę i czytam. Całkiem zwyczajnie, jakby to było po polsku. Skanuję gałami tekst. Na początku często nie rozumiem praktycznie nic. Od drugiej-trzeciej strony zaczynam coś łapać, po kilku następnych wiem co było na pierwszej, a później idzie już z górki. Słowników przy tym nie używam, tylko przeszkadzają. Nawet nie próbuję tego co czytam tłumaczyć na polski, to przeszkadza, wyrywa z kontekstu i traci się rozpęd. Nie jest istotna znajomość znaczenia poszczególnych słów. Ważny jest cały obrazek, a nie poszczególne piksele. Kiedyś czytałem sporo tekstów po czesku i słowacku - do teraz nie potrafię rozróżnić co jest napisane po czesku, a co po słowacku. To nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Oprócz polskiego "znam" tylko jeden język, rosyjski. Z tłumaczeniami na polski mam ogromne trudności, też w przypadku tego, który znam (chociaż zdarzało mi się zarabiać tłumaczeniami, kiedyś nieźle płacili, ale nie lubiłem tego). Kiedy np. komuś coś mówię o tym, co niedawno przeczytałem w jakimś tam języku, mam trudności z powiedzeniem tego po polsku. Polski pieprzy mi się tym z językiem, w jakim napisany był tekst. Nie znajduję polskich odpowiedników (w ogóle nie lubię "myśleć słowami"). Po jakimś czasie to pomieszanie przechodzi. Razem z danym językiem zresztą. Coś tam zostaje, ale niewiele. W czasie takiego czytania działa wyłącznie intuicja, rozumienie kontekstowe i porównywanie z całą dotychczasową wiedzą, też tą "ukrytą", która nie dociera do świadomości. Gdybym używał "myślenia racjonalnego" ni cholery nie udałoby mi się przeczytać tego wszystkiego, co w obcych językach czytałem i czytam. Nie miałbym na to ani czasu, ani cierpliwości, ani talentu do nauki języków, a do tego niekiedy jakiś język potrzebny mi jest tylko do jednej książki czy kilku artykułów. Poza tym zwykle są to teksty bardziej czy mniej specjalistyczne z różnych dziedzin. Tylko myślenie intuicyjne mnie w takim przypadku ratuje. To jest bardzo skuteczne i wygodne narzędzie. Oczywiście jak każde inne ma swoje ograniczenia, które trzeba znać. I jak w przypadku każdego narzędzia (też "myślenia racjonalnego") trzeba się nauczyć do czego i jak go używać. Edycja: Nie pamiętam kto, jakiś znany ściślak, powiedział coś takiego: "matematyk musi mieć doskonałą wyobraźnię, a fizyk jeszcze fantazję do tego". Nie jest to pewnie dokładne, ale taki był sens. Jedno i drugie, wyobraźnia i fantazja, bezpośrednio łączą się z intuicją albo nawet są jej częścią. -
Wolna energia - (Wydzielone z: "Odkryto nowy stan materii")
ex nihilo odpowiedział Qion na temat w dziale Luźne gatki
Pojęcie "intuicja" jest trochę jak worek, do którego nawrzucane są sprawy różne, niekoniecznie bezpośrednio związane z intuicyjnym myśleniem. Myślenie intuicyjne jest narzędziem, podobnie jak myślenie racjonalne. Skuteczność intuicji (myślenia intuicyjnego), jak w przypadku innych narzędzi, zależy od tego do czego się jej używa i jak się używa. Też od tego, czy potrafi się oddzielić intuicję jako narzędzie myślenia od emocji, takiej czy innej wiary, wpojonych przekonań, chwilowych wrażeń, pogody, hormonów, wrzoda na tyłku itd. Myślenie intuicyjne może być używane świadomie, w sposób całkowicie racjonalny. Z kolei "myślenie racjonalne" tylko częściowo lub pozornie jest rzeczywiście racjonalne. Kamienie nie mogą spadać z nieba. A jednak spadają, żelastwo też. Myślenie racjonalne jest dużo bardziej niż intuicja wrażliwe na błędy w danych wejściowych, ograniczenia logiki formalnej, złożoność itp. Są np. twierdzenia matematyczne, które intuicyjnie są oczywiste, ale formalny dowód nadal nie został znaleziony albo jest tak skomplikowany, że tylko kilka osób na świecie może go zrozumieć. Matematycy bardzo rzadko się w tych swoich intuicjach mylą. Niemal zawsze intuicyjny dowód jest potwierdzany przez formalny. Trudno sobie wyobrazić naukę bez myślenia intuicyjnego. OTW na początku była czystą intuicją, nawet kiedy napisane były już pierwsze wzory. Podobnie było i jest w kwantologii, kosmologii i nie tylko. Racjonalne wnioskowane to zwykle sprawdzian intuicji, a nie dawca nowych idei. Uważam, że nie ma sprzeczności między myśleniem intuicyjnym a racjonalnym. Trudno też je wartościować w kategoriach lepsze/gorsze - zależy to od konkretnej sytuacji, jakie może być bardziej skuteczne. -
Wolna energia - (Wydzielone z: "Odkryto nowy stan materii")
ex nihilo odpowiedział Qion na temat w dziale Luźne gatki
A sam chciałbym to wiedzieć Dla mnie wygodne i w sumie tyle. Wczoraj ktoś mnie o coś pytał i na szybko przyszedł mi do głowy model "duszkowy", coś na poziomie sześciolatków. Zabawne, ale okazało się to bardzo wygodne, można to dopasować do praktycznie każdej intuicyjnej interpretacji. Zamiast cząstek, fal, pól i całej reszty, wymagającej definiowania itd., tylko "duszki", które mogą w różny sposób się przekształcać i z sobą oddziaływać "Duszki" nie uruchamiają skojarzeń typu "cząstka to taka twarda kulka" i innych takich. -
To też ciekawe: http://wyborcza.pl/magazyn/1,151482,19789599,michal-heller-w-zasadzie-lubie-podroze.html
-
Mój też. Nie ma w tej chwili jednego obowiązującego. Można to określić, że jest jakiś zbiór (nieostry) idei, po których można się poruszać bez większego ryzyka, że wyleci się całkiem "z tego, co nauka...". Twoje rozumienie też w tym zbiorze się mieści. A wszelkie tego typu dyskusje czy spory jak nasze zmuszają do 7564. przekombinowania całej układanki. Dzięki, pozdrowienia
-
Astro już się do tego przyczepił, ale ja bym mocniej to sformułował: matematyka teraz, to już inna matematyka niż na początku 20 w. Zresztą i nasi się mocno do tego przyczynili. Rewolucja była co najmniej tak samo duża, jak w fizyce. Nie znaczy to oczywiście, że "stara" matma stała się bezwartościowa, ale jest mniej więcej tym samym, co fizyka Newtona w fizyce w ogóle. Żeby same grube sprawy wypunktować, jeden ekran by chyba nie wystarczył Załóżmy, że tak rzeczywiście jest. To skąd się ten deterministyczne własności wzięły? Z jakiegoś nadania? Z "abo tak"? Były zawsze? Są wynikiem jakiejś ewolucji? Itp. Przekombinuj konsekwencje każdej z możliwości i ich kombinacje. Ale to dla sportu raczej, bo to początkowe założenie niemal na pewno jest błędne. Pierwszy problem to same "najmniejsze cząstki natury"? Czy takie obiekty w ogóle istnieją? Bardzo prawdopodobne jest, że nie istnieją żadne "cząstki", a tylko pola i ich stany. Drugi problem to nierówność Bella. Bardzo mnie ucieszyło niedawne kolejne potwierdzenie jej słuszności. W jakimś tam uproszczeniu można to zinterpretować tak: nie istnieją na poziomie kwantowym i "podkwantowym" obiekty pryncypialnie deterministyczne. (Pseudo)determinizm wynika ze statystyki. Odnosi się to też do większych skal, naszej czy kosmicznej. Oczywiście może być dużo zastrzeżeń do tak jednoznacznej interpretacji, ale... to niech mnie biją Im dłużej to wszystko obserwuję, tym bardziej jestem przekonany, że deterministyczne "prawa przyrody" są mniej więcej tym samym, co 15 objawień na ścianach mojej chałupy i stado diabłów w chmurach W kontekście tych spraw bardzo ciekawy jest jeden z nowych działów matematyki: automaty komórkowe (cellular automata). Można losowo określić reguły, losowo stan początkowy, i obserwować, co się dzieje, a dzieją się rzeczy bardzo ciekawe. Nie twierdzę, że jest to dokładny model natury, ale coś podobnego, podobnie działającego, być może jest realizowane w naturze. Ścisły matematyczny opis nawet dosyć prostych układów (np. pojedynczy atom) jest w praktyce niemożliwy. Tym bardziej w skali makro. Rzut kijkiem to matematyka absurdalnie złożona. Czy to wina słabości naszej matematyki, czy raczej istoty rzeczy? Stawiam na to drugie - obstawiam zasadę "róbta co chceta" i jej ewolucję w równie "co chceta" środowisku. W razie problemów zawsze jest możliwość uzgodnienia stanowisk przy użyciu sztachet i kłonic No właśnie. Można tak to określić - znajdowanie zależności pomiędzy symbolami, abstrakcjami. Tylko gdzie natura te symbole ma? No ja bym stwierdził, że dokładnie w kaczej dudzie Natura nie używa symboli. Jest konkretna, chociaż nie jest jednoznaczna. Czy rzeczywiście istnieje jednoznaczna granica lub sprzeczność między percepcją koloru a operowaniem na symbolach? Impuls nerwowy, czy raczej ich seria, jest "symbolem", "białość" też. "Biały" to zbiór (rozmyty) wrażeń (percepcji). Jeśli się mylę, to popraw Jak nie dopadnę w księgarni, to zamówię. Ciekawi mnie, co będę twierdził po przeczytaniu Może raczej coś pomiędzy realnością a abstrakcją - stan wirtualny Tak to widzę - ciągłe samouzgadnianie. Holizm? Jeśli wrzuci się w niego k. Gaussa, może bardziej Ci się spodoba W skrócie - uzgadnianie z całością, ale przede wszystkim tą lokalną.
-
Skuteczność nie jest aż tak duża, jak by się mogło wydawać. Przede wszystkim zanim zacznie się liczyć, trzeba stworzyć model (abstrakcję), która do rzeczywistości ma się kij wie jak. W bardzo wielu przypadkach różne modele (niekiedy nawet sprzeczne) i różne stosowane do nich procedury matematyczne dają równie dobre (lub złe) przewidywania wyników doświadczeń. Drugie: coraz częściej dochodzi się do granicy, na której matematyka przestaje działać, okazuje się bezskuteczna - pytanie czy to wina słabości naszej matematyki, naszych łbów, czy może natura świata ma w nosie matematykę i po prostu robi swoje. Trzecie: wbrew pozorom, matematyka, przynajmniej ta nasza, ma ograniczoną kompletność i spójność - pokazał to m.in. Godel, ale nie tylko on. No i czwarte: gdzie jest ten układ obliczeniowy, "rozum" natury? Na koniec piąte: czy byłby naturze do czegokolwiek potrzebny? Uważam, że nie, wystarczy przypadek - przypadek może wytworzyć dowolną strukturę. 7777777777 może być ciągiem całkowicie przypadkowym. W sumie z tą matematyką może być tak jak z białym światłem (czy dowolnym innym kolorem) - w naturze tego nie ma, a my takie coś widzimy i pomaga nam to w opisie świata.
-
Astro: Czytałem to rano (się znaczy koło 12. ) - w sumie: jak uratować coś, czego właściwie uratować się nie da... Ockham, chociaż mnich, coraz mocniej brzytwą wywija, a przestrzeń do ucieczki stale się kurczy Hmm... mi się raczej wydaje, że "materia" (czymkolwiek ona jest) nie ma matematyki. Abstrakcje chyba nie są jej potrzebne.
-
O to Ci chodzi? http://sysbio.oxfordjournals.org/content/early/2016/02/09/sysbio.syw015.abstract Jeśli tak, to jest to tylko sprawa statystyk, a nie samej ewolucji. No i trudno uznać, że coś tu jest udowodnione. Tu trochę robali: https://datadryad.org/bitstream/handle/10255/dryad.107571/Boucher%26De%CC%81mery_Online_Appendix.pdf?sequence=1
-
Warto uważnie (! ) przeczytać: http://wiadomosci.onet.pl/kraj/jan-szyszko-zostawiamy-jedna-trzecia-nadlesnictw-w-puszczy-bialowieskiej-bez/v6qebr i posłuchać też (to co widać też jest ciekawe ): http://www.tvn24.pl/wideo/z-anteny/przeszkole-dziennikarzy-minister-szyszko-w-ogniu-pytan,1513702.html?playlist_id=12799
-
Masz jakiś pomysł?
-
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103454,19643505,nieoficjalnie-jest-zgoda-na-wycinke-180-tys-metrow-szesc.html#BoxNewsLink
-
Czy istnieje jakiś dowód/przesłanka, że czas isnieje? :D
ex nihilo odpowiedział Afordancja na temat w dziale Nauka
Skomplikuję dodatkowo: powrót do tego samego punktu w przestrzeni 3D jest możliwy tylko w lokalnym układzie odniesienia. Możesz wrócić na swój fotel w pokoju, ale dla wszystkich obserwatorów w innych układach odniesienia to już będzie inne miejsce we Wszechświecie -
Rydzyk był "mój"... czyli... Ale ok., zamykamy tematy niemerytoryczne Co do meritum - każdy ma prawo do własnej opinii o tej sprawie, a raczej "o tych sprawach", bo to część większej całości, a wszyscy mamy prawo do dyskusji. Dla równowagi, bo ani Rydzyk ani Szyszko nie mieli okazji się tu wypowiedzieć: http://wpolityce.pl/polityka/279602-minister-szyszko-uspokaja-nie-panikujmy-puszcza-bialowieska-jest-w-dobrych-rekach?strona=1 Zobaczymy...
-
Thikim, Zarzucałeś mi i Astro że (omówienie, ale jest wyżej Twój tekst, można sprawdzić): korzystając z anonimowości robimy tu jakieś kombinacje z wiekiem (ciekawe po co?) a Ty tu nie jesteś anonimowy, wszystko o Tobie można sprawdzić, nie musisz kłamać. Zarzuty idiotyczne od początku do końca, od stwierdzenia o anonimowości, która w moim przypadku była chyba mniejsza od Twojej (imię i nazwisko było w jednym z pierwszych moich tekstów tutaj, a na podstawie tego, co pisałem można było mnie namierzyć z dokładnością dosłownie do kilkudziesięciu metrów, poza tym ktoś miał moje dokładne dane kontaktowe, a ktoś inny dokładny namiar geograficzny), a teraz już jest praktycznie zerowa, bo w jednym z linków (nie w tym temacie) są wszystkie moje dane kontaktowe, gdyby komuś chciało się poszukać), przez jakieś kombinacje z wiekiem (możesz mi wyjaśnić po co by to było, bo mi fantazji nie wystarcza?), aż do jednoznacznej sugestii kłamstwa, na końcu Twojego tekstu... Całkiem szczerze, moja pierwsza reakcja na ten tekst była: a temu co odbiło??? Praktycznie o tym zdążyłem już zapomnieć, ale tu następne "cos": A później: i jeszcze, boldem nawet: Czyli sugerujesz, że jestem wmieszany w jakiś spisek czy cholera wie co, co ma zamulić ludziom w głowach i do tego używam Rydzyka. Przyjmijmy roboczą hipotezę, że to jest prawda - że faktycznie tutaj wrzuciłem ten pierwszy post, pisząc nieprawdę i sugerując związek Rydzyka ze sprawą, żeby dokonać jakiejś manipulacji i narzucić wszystkim tutaj jakiś uproszczony obraz świata... Zobaczmy jak ta hipoteza sprawdza się w praktyce: wrzucam tekst z siedmioma linkami do materiałów źródłowych, podpisanych przez autorów z tytułami naukowymi, znanych w środowisku. Robię to na forum popularnonaukowym, czyli przeznaczonym (chyba) dla ludzi, którzy potrafią używać materiałów źródłowych, też jako punktu wyjścia do szukania innych danych, których być może w tych materiałach nie ma. Do tego napisałem chyba jednoznacznie (cytat): "A tu informacje, które mogą ułatwić decyzję na "tak" lub "nie"". Czy nie widzisz, że Twoja sugestia manipulacji itd. (skonkretyzowana przeze mnie w hipotezie roboczej) ma się do rzeczywistości jak kozia d*pa do samolotu? A może pozostałych użytkowników tego forum uważasz za idiotów, których można w taki sposób zmanipulować? Mnie masz za jakiegoś Rydzyka KW? który potrafi kopalnianym "barankom" tak w głowach zamulić, że do bagna wlezą "Alleluja" śpiewając? Hmm... Sorki Thikim, ale ponownie muszę uznać, że bredzisz. Jak poprzednio. Nie wiem po co, nie wiem dlaczego, ale znowu bredzisz. Ani ja nie jestem Rydzykiem KW, ani tutaj nie ma "baranków", których mógłbym zmanipulować. A skąd się w tym wszystkim wziął ten prawdziwy Rydzyk. Ano m.in. z tej serii audycji, o których pisałem. Jedną wysłuchałem w całości - było to kilka godzin prania mózgów, przerywanego wstawkami religijnymi i co jakiś czas telefonami z serii "a bo to wszystko Żydy winne"... Znają to chyba wszyscy, którym chociażby od czasu do czasu zdarza się słuchać RM. Tam rzeczywiście "wielostronny obraz świata" jest pokazywany... No fakt - jedną stroną w nim są Żydy, drugą obrzydliwe pedały i gendery, trzecią mordecy nienarodzonych, no i czwartą, tą cnotliwą i właściwą Prawdziwi Polacy Katolicy i "odpowiedni" politycy. Jest jeszcze kilka "stronek", ale mniej ważnych. A w to wmieszany jakiś temat merytoryczny, np. ta sprawa lasów. I to wszystko jest ładowane w głowy ludzi na ogół krańcowo innych niż ci tutaj w KW - ludzi, dla których słowa Rydzyka są świętsze od słów papieża, ludzi w większości już zaprogramowanych, których w czasie audycji dodatkowo programuje się wstawkami religijnymi. Efekt jest taki, że to co religijne, święte, zlewa się w jedno z przekazem merytorycznym (bardzo jednostronnym), który w ten sposób też staje się "święty"... Przejdźmy do spraw leśnych, czyli "skąd w tym Rydzyk" cd.: i tu trzeba do p. Szyszko, który jest aktualnym ministrem środowiska, był nim też w latach 2005-7 (on wydał decyzję środowiskową w sprawie drogi przez Rospudę w 2006), jest wykładowcą na SGGW w Warszawie (od prawie pół wieku), wykłada też w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Mówi coś komuś ta ostatnia nazwa? Do tego wiele innych funkcji w różnych okresach. Jest to od bardzo wielu lat jeden z najbardziej wpływowych ludzi w sprawach dotyczących lasów i w ogóle przyrody w Polsce, i to niezależnie od aktualnej sytuacji politycznej. Jest też częstym gościem RM. Wąpię, i to bardzo, żeby ta audycja, o której pisałem - przeciw zwiększeniu ochrony Puszczy Białowieskiej - i inne podobne, mogły powstać bez jego udziału, z czego wniosek, że takie jest jego stanowisko w tych sprawach. Nie słyszałem, żeby się od tego odcinał. Sprawy związane z lasami to jedno gorszych bagien w Polsce, niezależnie, kto aktualnie rządzi. Tam przepływa ogromna forsa. Resztę można sobie wyobrazić... Do tego kombinacje z planami prywatyzacji itd., itp., w zależności od tego, które lobby aktualnie jest o te kilka % silniejsze. Co do samych leśników, "praktyków", jak napisał Thikim, najlepiej wiedzących. Jeśli ktoś nie zna realiów może sobie wyobrazić przeciętnego leśniczego jako znawcę lasu, spacerującego z dubeltówką na ramieniu, rozumiejącego ten las, dbającego o jego zrównoważony rozwój, itp., itd. No cóż, obrazek fajny, ale to gówno prawda. Rzeczywistość jest całkiem inna - poznałem ją mając w sumie prawie trzydziestoletni kontakt z tym środowiskiem, też zawodowy: z "praktykami" z leśniczówek i z "teoretykami", naukowcami zajmującymi się sprawami leśnymi. Przeciętny leśnik to prawie niewolnik, całkowicie uzależniony od naczalstwa, tyle że nieźle wynagradzany. Podskakujesz - wylatujesz... nie tylko z pracy, ale też z leśniczówki czy mieszkania służbowego, w którym mieszkasz. Proste i skuteczne. Przeciętny leśnik o lesie wie tyle, co zapamiętał z technikum czy studiów, czyli praktycznie nic. Pozostawiony w lesie umarłby z głodu po kilku dniach. To nie jego wina - na poznawanie lasu nie ma praktycznie czasu: plany, które musi wykonać, narady do odsiedzenia, codziennie góry papieru do wypisania. Jego wiedza o lesie ogranicza się do ilości sadzonek, które musi w ziemię wbić, metrów sześciennych do wyrąbania i paru robali, na które trzeba zwrócić uwagę. I to praktycznie wszystko. Tak wygląda przeciętność, może trochę przerysowałem, ale niewiele. Bywa oczywiście też inaczej - są tacy, którym udaje się znaleźć czas, żeby las rzeczywiście poznać, nie tylko jako fabrykę drewna, ale też jako środowisko, z różnymi jego mieszkańcami. Bywają leśnictwa, których duża część jest wyłączona z fabrycznej produkcji. Itd., jednak przeciętność jest taka, że o ile w podstawówce technikum leśne było na jednym z pierwszych miejsc moich planów, to po poznaniu rzeczywistości byłem bardzo zadowolony, że w to nie wszedłem. To wszystko nie jest winą samych leśników - większość to bardzo fajni ludzie, którzy chcieliby "dobrze", to wina tych, którzy stoją nad nimi z batem i marchewką. Uff, dlugaśne wyszło, sorki, ale Thikimowi udało się mnie sprowokować Do meritum jeszczce na chwilę: nikomu niczego nie narzucam, nikogo nie mam zamiaru zmanipulować, nie mam nawet takiej możliwości, szczególnie tu, w KW - wszystkie (no prawie) dane potrzebne do samodzielnej oceny są dostępne. Można sprawdzać, korygować i dyskutować. Ale proponuję merytorycznie, bez wjazdów takich jak ten, na który odpowiadam. No i jeszcze jedno, gdyby kogoś to interesowało - nie znam w Polsce partii, na którą miałbym ochotę głosować.
-
Czyżbyś już zapomniał o tym swoim tekście: To nie ja Rydzyka i RM w te sprawy wrzuciłem, ale sam się wrzucił. Dlaczego? Jego zapytaj. Co niby i jak "przykrywam"? Że większość Puszczy to las gospodarczy i drzewa są tam cięte? Też są cięcia sanitarne? To przecież chyba wiadome - jest we wszystkich materiałach o Puszczy. W tym przypadku chodzi o zwiększenie wyrębu. I to jest w materiałach, do których linki są w pierwszym tekście. Prawda jest taka, że lasy w wielu rejonach są cięte na potęgę. Od lat, nie tylko od poprzedniej ekipy, bo i od przed- i przedprzedpoprzednich. Nie jest to przecież żadna wiedza tajemna. Lobby "deskowe" jest bardzo silne. A teraz chcą ciąć jeszcze więcej, i to tam, gdzie dotychczas udało się lasom jakoś ten najazd pilarzy przetrwać. Też właśnie w Puszczy. Czyli tam, gdzie dążyć się powinno do zwiększenia ochrony, szczególnie tych najstarszych fragmentów lasu, które mają największe szanse na renaturalizację. Każdy kto ma oczy widzi chyba, że starsze drzewa znikają w coraz szybszym tempie - nie tylko w lasach, ale i w miastach, przy drogach, też takich, po których jeździ pięć samochodów na dobę, wśród pól, przy domach, zastępowane przez cudaczne iglaki, cmentarze to już w ogromnej większości betonowe pustynie... i tak dalej. Ale to już coraz bardziej nie moja sprawa... Wbrew Twoim insynuacjom, o których było wcześniej, trochę lat mam. Na te kilka lat, które mi zostało (teraz jadę na nadróbkach, to co licytowałem, już dawno ugrałem) kawałek lasu i kilka zapomnianych przez pilarzy drzew dla mnie jeszcze się znajdzie. Reszta to już nie będzie moja sprawa.
-
Nie "już", a od dawna. Ogólnie radia nie słucham, ale czasem zdarza mi się włączyć RM dla uzdrowienia mojego probabilistycznego ducha (mała szansa, że coś takiego mam, no ale...) jakimiś prawdami deterministycznymi, świętymi i niezmiennymi... I tak było wtedy, tym bardziej, że przypadkowo uslyszałem zapowiedź tej audycji. "Wtedy", czyli kilka lat temu, a rzecz dotyczyła dokładnie sprawy powiększenia obszaru BPN, co było pretekstem do tematu ogólniejszego: "jak wyrąbać w Puszczy jak najwięcej". Oczywiście to "jak najwięcej" było zdecydowanie popierane przez ekipę RM, a przeciwnicy nie byli nawet dopuszczani do głosu. Audycja była kilkugodzinna, z wypowiedzi wynikało, że nie pierwsza na ten temat, a i później kilka razy zdarzało mi się trafić na jakieś podobne, ale nie słuchałem w całości, bo już mi się nie chciało. Jeśli masz dostęp do takich danych, sprawdź sobie ile razy Szyszko w ostatnich latach występował w RM. W tym chodzi o forsę, i to dużą, ale nie tylko. Przy okazji do ugrania są też inne sprawy. Formalnie planowaną rabunkową (bo tak to trzeba nazwać) gospodakrę zasobami leśnymi Puszczy uzasadnia się (pomijając pretekst "kornikowy") interesem mieszkańców "puszczańskich" gmin - Narewki, Hajnówki i Białowieży. Łącznie to ok. 10000 osób. Zakładając, że połowa z nich utrzymuje się z zajęć niezwiązanych z Puszczą i tak będzie nadal (wszyscy z siekierami ganiać nie mogą, są też inne rzeczy do robienia), z drugiej połowy połowa już w Puszczy tak czy inaczej pracuje, zostaje ok. 2500 osób, w tym oczywiście dzieci, starcy itp. Porównajmy to ze skalą projektowanych wyrębów - nawet gdyby wszystkich ich zatrudnić, włacznie z tymi dziećmi, to tyle nie wyrąbią, nie ma szans. Czyli... wyrąb w takiej skali jest możliwy tylko przy użyciu ciężkiego sprzętu. Mieszkańcy tych gmin taki sprzęt w stodołach mają? No raczej nie... no to kto ma? Mieszkańcy na handlu tym drewnem zarobią? Może kilku-kilkunastu. I tak można pociągnąć dalej, aż znajdzie się tych, którzy od lat sikają po nogach, żeby do tego się dorwać. A dlaczego "ojciec" tak do tematu się przypiął? Hmm... fosę lubi, to wiadomo, ale to raczej nie jest w tym przypadku jedyna motywacja, w każdym razie dla "prawdziwego Polaka, katolika i patrioty", który nie tylko potrzeby materialne ma, ale i duchowe, a bywa że i duszyczkowe. Hmm... w ostatnim czasie mam silne wrażenie, że to Twój obraz świata coraz bardziej się upraszcza. I podejrzenia jakieś dziwne się pojawiają... (a propos - zapomniałem wtedy, że ktoś na forum miał nawet pełne dane kontaktowe, czyli anonimowość była w praktyce zerowa). I tak dalej. No ale moje obserwacje mogą być błędne.
-
Na razie nie ma jeszcze powodu do działań aktywnych, bezpośrednich, ale w razie konieczności i takie na pewno będą. W tej chwili zangażowani są głównie naukowcy i inne środowiska mniej czy bardziej profesjonalnie zajmujące się Puszczą i jej ochroną, sprawa dotarła też do Brukseli (Natura 2000 itd.). Ale w takich przypadkach ważne jest też poparcie "zwykłych" ludków - to wzmacnia pozycję fachowców.
-
Oczywiście kopiowanie nie tylko dozwolone, ale nawet zalecane Myślę, że Adamnnn ma takie samo zdanie.
