ex nihilo
Użytkownicy-
Liczba zawartości
2176 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
110
Zawartość dodana przez ex nihilo
-
Dawno, dawno temu, za górami za lasami, za siedmioma rzekami...
ex nihilo odpowiedział Stanley na temat w dziale Luźne gatki
Z czego cieszył się kozioł, bo mu się upiekło. -
Pytanie do doświadczonych motoryzacyjnie
ex nihilo odpowiedział MrVocabulary (WhizzKid) na temat w dziale Luźne gatki
amfibia, wodolot, hydroplan, poduszkowiec, śmigłowiec (pokład/hak), kajak/canoe, dron taki czy inny, itd., itp. Jak zwykle klasyczna logika (zerojedynkowa, liniowa) dostaje sraczkozatwardzenia, ale kiedy zbiory rozmyjemy i dodamy im trzeci wymiar (nie zaszkodzi i czwarty), problemy znikną i zrobi się fajny klaster pojęć, w którym samochód będzie miał "pokład", na który można załadować fajną dziewczynę, i podłogę (też "pokład"), która, jeśli to np. dostawczak, w takiej sytuacji bardzo może się przydać -
Pytanie do doświadczonych motoryzacyjnie
ex nihilo odpowiedział MrVocabulary (WhizzKid) na temat w dziale Luźne gatki
podłoga/sufit (czasem np. spąg/strop) w kabinie na statku (na którymś tam pokładzie) będzie podłoga (i sufit) pokład (kondygnacja) to podłoga + sufit + przestrzeń między nimi (ograniczona burtami ew. ścianami, burta ogranicza od zewnątrz konstrukcji, ściana niekoniecznie) ciężarówka ma burty samolot może być kilkupokładowy (kilkupoziomowy), podobnie jak kopalnia (pokład III lub poziom III, z tym, że "pokład" zwykle jest wydobywczy, "poziom" niekoniecznie) itd., czyli... (tak na szybko) -
Co tu mamy (a dokładniej: co tam widzę): lewa góra: kabel zasilania + kontrolka prawa góra: kabel sygnałowy (antena, mikrofon, czujnik...) + kontrolka; z piktogramu wynika, że chodzi o jakieś fale i to raczej nie z jednego źródła, a jakąś komunikację lewy dół: wygląda mi to na głosnik prawy dół: przełączniki Ekran: prawa góra: chyba to wskaźnik zakresu (czułość, poziomy, odcięcie szumu itp.) wskaźniki: mogą one wskazywać ręcznie wybierany istotny dla nas fragment zapisu (np. początek i koniec jakiejś rozmowy); gwiazdka raczej koniec, a wykrzyknik aktualny odczyt (rysik) + wybieranie początku (znaczkiem, którego tu nie ma) i końca (gwiazdka) W sumie wygląda mi to na jakieś sterowanie ustrojstwem do podsłuchu To może być też np. wybrany poziom "0" Ale oczywiście nie upieram się przy niczym, to tylko "co mi się tu widzi"
-
Zagrać by się dało - potrzebny syntezator "suwakowy" , ale przypuszczam, że to nic nie da. Raczej chodzi tu o natężenie, a nie częstotliwość.
-
Podejrzewam, że coś związanego z dźwiękiem
-
Liczba vs. ilość (wydzielone z "Liczba broni a liczba masowych zabójstw")
ex nihilo odpowiedział ex nihilo na temat w dziale Luźne gatki
Mole... to sobie mogą... zeźryć te nitki z gumki -
Liczba vs. ilość (wydzielone z "Liczba broni a liczba masowych zabójstw")
ex nihilo odpowiedział ex nihilo na temat w dziale Luźne gatki
Np. zwykła gumka od majtek -
Liczba vs. ilość (wydzielone z "Liczba broni a liczba masowych zabójstw")
ex nihilo odpowiedział ex nihilo na temat w dziale Luźne gatki
Nie takie to proste... mąka jest nieprzeliczalna, ale jednostki miary tej mąki przeliczalne są, chociaż niekoniecznie w liczbach naturalnych (3,674762 kg). A jak ktoś bardzo się uprze, to i bezpośrednio mąkę przeliczyć może, bo ziarnista jest. Czyli... po cholerę to? -
Liczba vs. ilość (wydzielone z "Liczba broni a liczba masowych zabójstw")
ex nihilo odpowiedział ex nihilo na temat w dziale Luźne gatki
"Liczba" jest przede wszystkim niewygodna, też jako "liczba sztuk", szczególnie w sytuacjach, kiedy żadna konkretna liczba nie jest podana. To takie grzebanie lewą ręką w prawym uchu... "Ilość" jest jednoznaczna w każdej sytuacji, a w języku (komunikacji) o to przecież głównie chodzi. Co do tego raczej sporu nie ma, reszta to były zabawy na zasadzie "no ale ugryźć gada warto spróbować" -
Liczba vs. ilość (wydzielone z "Liczba broni a liczba masowych zabójstw")
ex nihilo odpowiedział ex nihilo na temat w dziale Luźne gatki
Od końca zacznę: a co to znaczy "po polsku"? O jaki formalny zapis Ci chodzi? Jak najbardziej może być liczba czegoś, czego nie ma - w sumie na tym właśnie polega matematyka. Liczby to obraz jakichś zależności, a co konkretnie sobie pod to podłożysz ("o czym mowa"), to już Twoja sprawa. To nie tyle "znaczenie potencjalne", co abstrakcyjny opis fragmentu rzeczywistości. "Pięć" tak naprawdę niewiele różni się od "cegła" -
Liczba vs. ilość (wydzielone z "Liczba broni a liczba masowych zabójstw")
ex nihilo odpowiedział ex nihilo na temat w dziale Luźne gatki
Być może w językoznawstwie "pięć" nie znaczy nic, ale ilość (liczba?) językoznawców, to pewnie gdzieś w okolicach 0,01% populacji (w Polsce, bo gdzie indziej może być 0.00), czyli dla 99,99% populacji "pięć" oznacza "więcej niż cztery i mniej niż sześć" (nieważne czego) Hmm... masz jakieś konkretne liczby na poparcie tej tezy (ilość/liczba obliczeń)? I czy rachunek był ciagniony (haki w szkole, stres autorów i redaktorów itp., itd), czy netto, dla samych "obliczeń". Co do reszty pełna zgoda... -> pozbyć się tego cholerstwa! -
Liczba vs. ilość (wydzielone z "Liczba broni a liczba masowych zabójstw")
ex nihilo odpowiedział ex nihilo na temat w dziale Luźne gatki
Tylko czy zaznaczanie policzalności/niepoliczalności jest w ogóle potrzebne? Co to daje? Szczególnie kiedy "to coś" nie jest jeszcze policzone albo wynik tego liczenia, jakaś konkretna liczba, nie jest podany (itd., bo podobnych sytuacji jest więcej). -
Liczba vs. ilość (wydzielone z "Liczba broni a liczba masowych zabójstw")
ex nihilo odpowiedział ex nihilo na temat w dziale Luźne gatki
"Pięć" ma znaczenie: więcej niż cztery, mniej niż sześć (zakładając naturalne) Ale nie tylko to: mogą być liczby rzeczywiste... itd.; jest np. liczba taka: NA = 6,022140857(74) x 1023 mol-1 i duża ilość (duża liczba???) jej podobnych... czyli dla "liczby" jest wystarczająca ilość (wystarczająca liczba???) zastosowań, żeby akurat od tego, moim zdaniem najmniej sensownego, "liczbę" wreszcie można było uwolnić. Zamiast "liczby litrów wody" wolę po prostu "ilość litrów wody" bo i tak oznacza to "ilość wody", tyle że w litrach liczoną... No i do tego granica między policzalnością, a niepoliczalnością, co właśnie przy tej "broni" jak szczurek z nory wylazło -
Dyskusja fajna, zaglądam co nowego... i za każdym razem w łeb wali mnie ta "liczba broni", masowych zabójstw zresztą też Po pierwsze: mam zasadnicze wątpliwości, czy broń to rzecz policzalna, raczej jest to pojecie ogólne, z natury rzeczy niepoliczalne. A po drugie: kiedy wreszcie zakończy się ten bezsens z "liczbą" (i tak dobrze, że nie "cyfrą") w znaczeniu "ile". Przyznam się bez bicia, że z pełną świadomosćią niezgodności z tym, co w szkołach pod dekiel mi wbijali, od zawsze używam tylko "ilości", "liczbę" zostawiając dla liczb prawdziwych.
-
Inteligencja, mózg (sztuczne i prawdziwe) itp.
ex nihilo odpowiedział Afordancja na temat w dziale Nauka
W pierwotnych społeczeństwach, żyjących przez wiele pokoleń w niezmiennych warunkach, w zasadzie nie było nie spotykanych wcześniej problemów. Podobnie ze zwierzętami. A jednak gość, który urodził się i wychował w dżungli może zrobić doktorat, a szympans po niezbyt długiej nauce całkiem nieźle używa kompa do komunikacji z opiekunem. Czyli inteligencja to raczej zdolność, a nie "wykonanie". Lubię rozbierać na części różne ustrojstwa - z czystej ciekawości. Nie zawsze do otwarcia takiej czy innej "puszki" nie używam inteligencji, producenci teraz mają takie sposoby montażu, że często inteligencja nie pomaga, skuteczniejsza i szybsza jest metoda prób i błędów - tu pociąnąć, tam przekręcić... może się uda. Być może właśnie w taki sposób ośmiornica pierwszy raz otwarła słoik, później się tego już nauczyła. Nie odmawiam zwierzętom inteligencji, raczej przeciwnie, uważam, że nawet owady ją mają, oczywiście w ilości "owadziej" -
Inteligencja, mózg (sztuczne i prawdziwe) itp.
ex nihilo odpowiedział Afordancja na temat w dziale Nauka
No i tu pytanie: czy inteligencja musi być cechą pojedynczego osobnika, czy może być 'grupowa"? Dla zabawy zaproponuję prosty wzór i zobaczymy co z tego wyniknie I=in*z gdzie: I = inteligencja in = ilość informacji, którą dany układ zdolny jest przetworzyć z = współczynnik zgodności wyniku z obiektywną rzeczywistością Można też zrobić z tego I=in*z/t, gdzie t, to oczywiście czas. -
Sam najlepiej siebie znasz Przekombinuj przeszłość itd. U mnie w zasadzie przychodzi to samo - zadanie->adrenalina->efekt. Bardzo rzadko się do czegoś przygotowuję, wolę być całkiem świeży, najlepiej zaskoczony sytuacją, żeby wycisnąć spod czachy wszystkie rezerwy, szczególnie te odbiegające od myślenia standardowego, rutynowego. Trochę problemem byłaby dla mnie (u Ciebie też to jest) godzina - 6. rano, to dla mnie środek nocy. W takiej sytuacji zwykle nie śpię, tylko dwudziestopięciominutówka ok. (w tym przypadku) 3. w nocy. No i bez jedzenia, przynajmniej od pólnocy, coś przegryźć ok., ale żeby żołądek był pusty. Najlepiej doprowadza mnie wtedy do pełnej formy fajny seks, a jeśli nie ma takiej możliwości, to odpalenie silnika - senność, jeśli była, natychmiast przechodzi. W zasadzie tyle Ci mogę podpowiedzieć z moich doświadczeń, ale każdy jest inny, czyli... Co do ćwiczeń, o które wcześniej pytałeś: może wór trenigowy, bokserski, największy jaki się znajdzie, żeby można było walić w niego rękami, nogami, z czachy, barkami i dupskiem też (bywa to bardzo przydatne w razie draki ). Przymocowany raczej nie pod sufitem, jak normalnie, ale ok. pół metra od ściany, dosyć sztywno. Wór ma m.in. tą zaletę, że wciąga - przechodzi się obok, raz od niechcenia walnie, zachciewa się następny raz, i jeszcze... a po pięciu minutach ostrej nap... jęzor do podłogi zwisa Poza tym, jeśli łatwo go zdjąć, przydaje się jako podkładka przy innych ćwiczeniach - grzbietu, brzucha itd. Wykorzystanie wora raczej w stylu karate (gołe ręce, różne uderzenia), niż bokserskim. Zanim zacznie się katować wór, koniecznie trzeba przygotować ręce. Jeśli będziesz chciał, będzie szczegółowa instrukcja. Do tego elementy jogi - chodzi m.in. o rozciągnięcie, poczucie wszystkich mięśni itd. Poza tym to bardzo wciąga, łatwo zobaczyć postępy ("tego na pewno nie zrobię", "hmm... coś tam...", "a jednak!"). Brzuch: najpierw warto przygotować grzbiet, bo ostrzejsze ćwiczenia na brzuch bardzo obciążają dolną część kręgosłupa. Jednym z lepszych ćwiczeń na grzbiet i brzuch jest "poziomka" (joga, ale nie pamiętam, jak się to tam nazywa): podpierasz się rękami na podłodze, łokcie pod biodra, i reszta do poziomu. Od tego można przejść do "skorpiona" - czołem na podłogę, a nogi wyprężasz w górę, ile grzbiet wytrzyma... później są jeszcze inne bajery, ale to nie na teraz. Opanowanie każdej pozycji czy ćwiczenia, to jak lizak dla dzieciaka, chce się następnego No i podstawa: opanowanie oddechu, w każdej sytuacji, joga w tym pomaga, ale oddech to osobny duży temat. Do tego można dołożyć zabawy izometryczne - można to ćwiczyć zawsze (no prawie) i wszędzie (też prawie). Taniec, taki całkowicie spontaniczny, w pustym pokoju, najlepiej z elementami walki z duchami - równowaga, timing, koordynacja ruchów itp. No i to tyle na razie.
-
:D Śryste Panie! Bastard - to ja już nie żyję! Mliko żłopię od dzieciaka w strasznych ilościach - jakie się trafi, najchętniej z krowiego cycka, ale jak nie mam dostawy, to z flachy, kartoników i dowolnych innych pojemników, byle niegotowane, słodkie i w dowolnych stadiach kwaśnięcia. Dawniej litrami piłem herbatę (słodką jak cholera, dwie kopiaste na szklankę, inaczej do gęby nie wchodzi), teraz od paru lat rozpuszczalną kawę w takich samych ilościach, rozpuszczaną w niegotowanej wodzie (własna studnia, 12 m przepływowa, dolomit) słabą, ale tak samo słodką. Wodę tylko ze strumyka albo kałuży w lesie, jak surowych grzybów się nażrę i popić trzeba (żyjątka i liście odcedzam między zębami). Zeżeram wszystko co tłuste i słodkie, "czystego" mięsa nie lubię, polędwica czy (tfu!) kurze piersi, tylko jak muszę, np. u kogoś jestem, a z wlasnego wyboru wszelkie boczki (żrę jak tort), golonki, ochłapy i wnętrzności... szpik to największy przysmak, no może na równi z wędzoną słoniną. Jajka (robaczkowe, bo mam kilka swoich idiotek) w dużych ilościach. Zielsko i korzony, jak mi się zachce, zwykle surowe, bo gotowane gorzej wchodzi. Owoce różnie, ale węgierki (najlepiej już lekko przemrożone) i dzikie gruszki w ilościach hurtowych. Morwy działają na mnie jak narkotyk - odpadam od drzewa dopiero jak już ustać nie mogę... a kiedy tylko trochę się w żołądku uklepie i trochę wysika, apiat' pod drzewo. Dżemopodobne wynalazki - kilkadziesiąt słoików rocznie, tylko własna produkcja (owoce + cukier), te sklepowe to zwykle sama galareta, w dodatku za mało słodka (dawniej bywały ok.) Ciasta wszelkie i inne słodkości, suszone owoce, orzechy - ile się zmieści. I tak dalej... wszystko, co najbardziej niezdrowe (z papierochami włącznie, tylko alkohol w niewielkich ilościach). Żrę kiedy mi się zachce (śniadanie zwykle po 5-10 godzinach "życia"), raz na dobę, dwa razy, albo pięć czy siedem. A mogę i dwa, trzy dni nie żreć... głodu, takiego "skręcania żołądka", praktycznie nie odczuwam, to jest raczej informacja, że coś by się przydało na ruszt wrzucić, ale emocjonalnie neutralna, bez przykrości moge ją zignorować, po paru godzinach będzie następny sygnał, i tak do skutku. Po ok. dwóch dobach przychodzi "strzał" energii i mogłym chyba już nie jeść aż do zdechnięcia (nie sprawdzałem, max. pięć czy sześć dni, kiedy się odchudzałem przed komisją poborową) Dzisiejsze żarło: micha racuchów z kwiatami czarnego bzu (głęboki olej) mocno posypanych cukrem, ok. 0,5 kg truskawek (niemytych, bo mi się nie chciało) taplanych w cukrze, jajecznica z pięciu, na smalcu (dużo), tak +/- ćwiartka (ok. 150 g) wynalazku, który "chleb bałkański" się nazywa (niezły), pół litra płynu mlekopodobnego 3,2 z kartonu, 2 litry sików rozpuszczalnokawowych z dużą ilością cukru... Może jakoś po tym wszystkim dożyję do jutra (a właściwie to do dzisiaj, bo niedługo pobudka) A propos "dzisiaj": super będzie - trzydziestkę zapowiadają, a może i więcej pociągnie. Do tego całkowicie rozregulowany rytm dobowy, a właściwie jego brak. Śpię w najróżniejszych porach, krócej lub dłużej, a bywa, że wcale (max. było 60 h., myślałem że po tym będę spał min. 12, ale obudziłem się po godzinie, całkowicie wyspany). W zimie często np. 3+3, albo np. 4+2x25', albo jak pies - nie mam nic lepszego do roboty, to parę minut kimki. Ale potrafię i 12, a niekiedy i więcej jednym ciurkiem. W lecie różnie, zależy od pogody - od 0 do 8, w różnych kombinacjach. + życie na adrenalinie, jak jej zbyt długo nie ma, to dostaję k..wicy. I trochę innych takich spraw (np. dziwne treningi, sprawdzanie granic możliwości organizmu, itd., itp). W sumie maksymalnie niezdrowy sposób życia, przynajmniej wg wszelkich norm. I ciągle jeszcze (chyba) żyję. Mam 61 (licytowałem 40, czyli 21 to już nadróbki). Dolegliwości praktycznie tylko te wrodzone (niedokrwienie rąk i nóg, nietolerancja zimna, zaczynam marznąć już ok. +15 bez Słońca - jak świeci, to ok. 7-10, ale za to +40 w cieniu to pełny napęd; do tego ciśnienie często na poziomie minimum; trafia się częstoskurcz). No i chudość od urodzenia. Od ponad 40 lat 54+/-2 na wadze (wzrost 180). Wyniki badań ok., cukier i inne takie zawsze w normie, goi się wszystko błyskawicznie, chociaż jedyne odkażania i opatrunki to porządne wyssanie krwi (jeśli miejsce na to pozwala, a jeśli nie, to tylko wyrzucenie paprochów i wyciśnięcie krwi ile się da). Sraczki i inne takie przyjemności... a co to jest? Nawet w dziwnych krajach i miejscach, gdzie wszyscy s... dalej niż ich wzrok sięgał. No może raz na 2-3 lata złapie na parę godzin, jak coś do flaka się przyklei (np. skórka od pomidora). Martwy ciąg - 120 bezproblemowo, więcej nie sprawdzałem (ten wynik wyszedł przypadkowo, na betonowym słupku), jak na takiego chudzielca po 60. to chyba nienajgorzej. ... ... ... bo jeszcze parę ciekawostek by się znalazło Hmm... czyli gdybym żył zdrowo, to do tych 150 Afordancji bym dociągnął? A może już dawno nie żyję... zombie podobno na innych zasadach działają niż żywi
-
Bywa gorzej, kiedy do rozpoznania czlowieka potrzebny jest zwykle albo bardzo długi czas znajomości, albo silne skojarzenie z miejscem, przedmiotem itp. Jedna z wielu moich "przygód": bawię się m.in. numizmatyką. Jak mieszkałem jeszcze w WAW często w niedzielę bywałem na jednym z bazarków, gdzie swoją budkę ze strociami miał X. Przeglądałem co ma, zwykle trochę pogadaliśmy o blaszkach i papierkach, parę rzeczy od niego kupiłem. W jeden z dni tygodnia chodziłem do klubu kolekcjonerskiego, gdzie siadałem przy stoliku najczęściej z Y i Z. Dwie godziny gadania, grzebania w klaserkach itd. Byliśmy oczywiście na "ty", często podwoziłem Y do domu, bo mieszkał niedaleko mnie. Po mniej więcej roku mojego bywania w tym klubie, zobaczyłem u Y klaserek z monetami, które widziałem u X na bazarku. "Kupiłeś całość?"... no i możecie sobie wyobrazić reakcję Y, kiedy okazało się, że przez cały rok nie wiedziałem, że X i Y to ten sam ludź! Natomiast monety "obu" poznawałem bezbłędnie, zresztą wiele z nich i teraz, po ok. 20 latach był poznał Wtedy okazało się, że XY przez pomyłkę wziął do klubu klaserek "bazarowy" - gdyby nie to cholera wie jak długo jeszcze dla mnie X i Y to by były dwa ludzie Nie jest to przy tym klasyczna prozopagnozja - każda twarz jest dla mnie inna, ale brakuje identyfikacji "a to ten" (rzadziej "ta", jeśli "ta" jest fajna, chociaż i w tym przypadku bywają zabawne sytuacje). Ogólnie pamięć mam dobrą, do rozmów często dosłownie magnetofonową; przedmioty, nawet takie, które przez chwilę widziałem potrafię nierzadko rozpoznać po latach; sytuacje często mogę odtworzyć jak na filmie; w miejca, w których kiedyś byłem, i to przez chwilę, trafiam nierzadko po 10 czy 20 latach bez map, nawigacji i innych takich... Ale twarze, nazwiska, też niepowiązane ciagi cyfr, liczb, liter (np. numery telefonów, numery rejestracyjne)... Czasem wiem, że kogoś już widziałem, ale kompletnie nie kojarzę kto i gdzie. Jeśli dostanę informację "gdzie", to zwykle jakby ktoś film mi puścił, już wiem kto i co, ale nazwiska nadal sobie nie przypomnę W sumie mnie to raczej bawi niż wkurza, chociaż powoduje różne dosyć dziwne sytuacje i przygody. Uff... ale klawiaturę wymęczyłem
-
Artykuły naukowe i popularnonaukowe z innych portali
ex nihilo odpowiedział antykwant na temat w dziale Luźne gatki
Z Onetu, ale fajne: http://facet.onet.pl/warto-wiedziec/tyle-wody-znajduje-sie-na-ziemi/d6vp8 -
Artykuły naukowe i popularnonaukowe z innych portali
ex nihilo odpowiedział antykwant na temat w dziale Luźne gatki
Abo takie cósikś wygrzebałem: http://www.fizjks.strony.ug.edu.pl/kwarki/procesy.html Rozważać nie rozważałem, bo na rozważania za cienki jestem, ale niuch mi podpowiada, że nic szczególnego się nie stanie - dalej będą splątane, aż jakieś oddziaływanie ich nie rozplącze. -
Do tego jeszcze: ciągi przyczynowo-skutkowe są konieczne, bo inaczej struktura (np. życie) się rozpadnie, nawet jeśli przypadkowo powstanie. Tylko jakie to są ciągi: statystyczne ("może"), czy ściśle deterministyczne ("musi"). A cholera wie, czym są te pola (w fizyce). To jest dosyć abstrakcyne pojęcie. Możliwe są różne interpretacje. Nie tyle same pola się bada, co ich zachowanie. Podobnie co to znaczy "materialne". Najbardziej ogólnie by można powiedzieć, że materialne jest to, co podlega prawom fizyki. A czym to w rzeczywistości jest? Czy jest czymś różnym od samej przestrzeni, czy może są to po prostu (po prostu?) struktury tej przestrzeni, mające właściwości takie, które określamy jako energia, masa itd.?
-
O tej skrzynce właśnie rozmawiamy, co w niej siedzi... Ja bym tam wsadził np. ogólną ideę "sumy po historiach". Wpływ większość możliwych "historii" się wzajemnie pokasuje, szczególnie tych najbardziej skomplikowanych i pokrętnych, no i na wyjściu dostaniemy na ogół któryś z wyników zbliżonych do trajektorii (historii) deterministycznej. Z tym, że ta rzeczywista historia może pozostać dla nas mniej czy bardziej ukryta. W rzeczywistości rzadko można w łatwy sposób powiązać skutek z przyczyną, nawet kiedy są to następstwa praktycznie bezpośrednie. Ciąg "no ale dlaczego?" często okazuje się zbyt skomplikowany, próbujemy zajrzeć do czarnej skrzynki, ale ona zwykle musi czarna pozostać. W sumie pozostaje nam doświadczenie, a to jest równoznaczne ze statystyką zdarzeń wcześniejszych, naszych i cudzych (wiedza). Statystyczne powiązanie skutku z przyczyną jest do życia całkowicie wystarczające, rzeczywistość jest zbyt skomplikowana (pomijam zasadniczą niepoznawalność), żeby jakiś układ obliczeniowy mógł ją na 100% dokładnie przeanalizować, przynajmniej w czasie rzeczywistym. Statystyczny skrót daje szansę znalezienia optymalnego rozwiązania, z jakimś prawdopodobieństwem błędu. No i wtedy selekcja... Nawet gdyby istniał rzeczywisty determinizm, a nie tylko statystyczny, ta czarna skrzynka i tak by musiała pozostać, przynajmniej po to, żeby siedział w niej deterministyczny chaos. Edycja: W sumie niezależnie od tego, czym to pudło jest napchane - czystym przypadkiem, czy twardym determinizmem, życiu musi wystarczyć statystyka na wyjściu. W przypadku przypadku, sprawa jest oczywista, a determinizmu życie nie przeliczy, przynajmniej w rozsądnym czasie. Jeśli jednak będzie próbować, zostanie zjedzone
-
Od końca: Pociągnę dalej: czy elektron w ogóle "jest", czy może tylko "bywa"? A pomiędzy "bywaniem" jest czymś, co można by określić np. jako "potencjał", możliwość... Nie sądzę, żeby istniało jakieś "właściwe" i "niewłaściwe" rozumienie pojęcia wolnej woli. Temat ma już tysiące lat, miliony zapisanych kartek papieru, góry innych nośników kitu wszelakiego, i od czorta definicji wolnej woli, które zależnne są od przyjętych założeń itd. Jeśli chodziło Ci o konkretną, szkoda że jej nie wrzuciłeś. Animozji nie dostrzegam... raczej przeciwnie, same argumenty - może i ostre bywają, ale wideł i siekier wśród nich nie zauważyłem Uważam, że właśnie tak jest ok... to pasuje do tematu. Zobaczymy co wyniknie - czyste bicie piany, czy może jakiś konkretny kierunek, a może i parę fajnych spostrzeżeń i kombinacji w tym będzie. Sorki thikim, wklepuję z przerwami na inne zajęcia, no i Twojego nie czytałem. Jeśli mamy nieskończoną ilość czynników, którym wkładu w wynik nie możemy wyliczyć, nie tylko możemy, ale i musimy zwykle traktować to jako czarną skrzynkę. Istotna staje się statystyka na wyjściu. A w środku różne warianty są możliwe, włącznie z całkowitym przypadkiem (jeśli nie istnieje "zegar" rzecz jasna). Hmm?
