Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Debby Elnatan, matka chłopca z porażeniem mózgowym z Izraela, zaprojektowała uprząż Upsee, która pomaga dziecku uczestniczyć w życiu rodziny. Ubraną w nią osobę przypina się do pasa opiekuna, który nosi specjalne sandały. Dzięki temu możliwe staje się niemal naturalne chodzenie, a nawet gra w piłkę. Produkcją uprzęży na masową skalę zajęła się irlandzka firma Leckey. Od 7 kwietnia będzie ją można kupić online, a między 1 a 3 kwietnia odbędą się bezpłatne seminaria, podczas których zostaną ujawnione szczegóły dotyczące rozmiarów i cen. Na razie wiadomo, że Upsee ma kosztować ok. 540 dol. (do tego trzeba doliczyć koszt dostawy) i będzie pasować na dzieci w wieku od 3 do 8 lat. Conor Mckeran, menedżer ds. marketingu Upsee, podkreśla, że już teraz zainteresowanie produktem jest olbrzymie. Przez 3 ostatnie miesiące uprząż była testowana przez 20 rodzin z całego świata. « powrót do artykułu
  2. 1) Jesteś uduchowiony (ale niekoniecznie religijny)? 2) Rozczarował Cię świat i otaczająca Cię rzeczywistość? 3) Chcesz pogłębić relacje z ludźmi w świecie pozafacebookowym? Jeśli chcesz czerpać z życia pełnymi garściami i szukasz dla siebie najlepszej drogi, ta książka będzie Twoim przewodnikiem po wyboistych ścieżkach. Poznaj proste techniki medytacyjne, by wykorzystać pełną moc swojego umysłu i ciała. Odkryj filozofię życiową, która otworzy Ci oczy na nowe, nieznane dotąd możliwości. Przeżywaj każdy dzień intensywnie i z niesłabnącą energią. Naucz się metod przejmowania pełnej kontroli nad własnym mikrokosmosem. Świat tylko czeka, byś ruszył śmiało przed siebie i odkrywał go kawałek po kawałku. Lodro Rinzler jest praktykiem medytacji i nauczycielem buddyzmu szambali. Przez ostatnie dziesięć lat prowadził liczne warsztaty w ośrodkach medytacyjnych i kampusach uniwersyteckich na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Jego felietony zatytułowane What Would Sid Do? ukazują się regularnie w "Huffington Post" oraz "Interdependence Project". « powrót do artykułu
  3. Badacze z Wielkiej Brytanii i Szwajcarii opracowali nową technikę obrazowania, która pozwoliła wykonać czasowo rozdzielczą mikrotomografię lecącej plujki pospolitej (Calliphora vicina). Jak wyjaśniają naukowcy na łamach pisma PLoS ONE, uderzenie skrzydeł plujki jest 50-krotnie krótsze niż mrugnięcie ludzkiego oka. Zawiadują nim liczne mięśnie, a warto pamiętać, że niektóre są cieńsze od naszego włosa. Zespół próbował zwizualizować ich ruchy i towarzyszące im deformacje otaczającego egzoszkieletu. Do nagrania szybkich zdjęć rtg. wykorzystano akcelerator cząstek. Kolejnym etapem było rekonstruowanie trójwymiarowych tomogramów 10 etapów uderzenia skrzydła. Promieniowanie rentgenowskie było skoncentrowane na niewielkim obszarze, co było konieczne, by osiągnąć wysoką rozdzielczość tak małego obiektu. Tułów plujki ma ok. 4 mm długości - podkreśla dr Simon Walker z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Biolodzy przymocowywali plujki do pionowego bolca, który obracał się w trakcie badania. Podczas eksperymentów wykorzystano fakt, że automatycznie zaczynają one latać po oderwaniu stóp od podłoża. Nad owadem umieszczaliśmy małą dmuchawę, która zapewniała stałe działanie bodźca w czasie nagrania. Na zdjęciach widać mięśnie zasilające (mają one barwę od żółtego po czerwony) i sterujące (te z kolei są zielone i niebieskie). Dr Walker twierdzi, że najbardziej zdumiewające jest to, jak bardzo ciało plujki odkształca się w czasie lotu - dosłownie wszystko się wygina. Wrażenie robi również to, jak duży wpływ mają tak drobne mięśnie. Mięśnie sterujące stanowią zaledwie 3% masy ciała, a wywołują bardzo duże i szybkie zmiany kierunku. Naukowcy mają nadzieję, że ich ustalenia przydadzą się podczas projektowania biomimetycznych latających robotów. « powrót do artykułu
  4. Amerykański sąd uznał, że chińska wyszukiwarka Baidu nie łamie prawa cenzurując informacje o prodemokratycznych inicjatywach. Pozew przeciwko Baidu wniosło w 2011 roku ośmiu działaczy społecznych z Nowego Jorku. Ich zdaniem wyszukiwarka łamie amerykańskie przepisy chroniące wolność wypowiedzi. Ocenzurowane wyniki widzą nie tylko mieszkańcy Państwa Środka, ale również np. osoby z Nowego Jorku korzystające z Baidu. Sędzia Jesse Furman z Sądu Okręgowego dla Południowego Dystrykty Nowego Jorku uznał jednak, że nakazywanie Baidu, by pokazywał w wynikach wyszukiwania informacje o prodemokratycznych inicjatywach byłoby przekroczeniem amerykańskich przepisów dotyczących wolności wypowiedzi. Furman porównał działania Baidu z wyborem przez gazetę treści, które chce opublikować. Pierwsza Poprawka daje Baidu prawo do opowiedzenia się po stronie innego systemu niż system demokratyczny (w Chinach czy gdziekolwiek indziej), tak samo jak daje powodom prawo do opowiedzenia się po stronie demokracji - napisał sędzia w uzasadnieniu wyroku. Furman dodał, że Baidu nie blokuje Amerykanom możliwości wyszukiwania treści prodemokratycznych w innych wyszukiwarkach. Firma prawnicza reprezentująca chińskie przedsiębiorstwo z zadowoleniem zauważyła, że wyrok to zwycięstwo wolności słowa. Pokazuje on, że nasze sądy chronią prawa wszystkich mediów do wyboru tego, co publikują. Prawa te rozciągają się zarówno na media internetowe, jak i na media drukowane. I w równym stopniu chronią media chińskie, jak i media amerykańskie - stwierdził adwokat Carey Ramos. « powrót do artykułu
  5. Dell jest kolejną firmą, która będzie wnosiła na rzecz Microsoftu opłaty z tytułu sprzedaży urządzeń z systemem Android i przeglądarką Chrome. Przedsiębiorstwa takie jak Samsung, LG czy HTC już od dawna płacą Microsoftowi za patenty giganta z Redmond wykorzystywane w Androidzie czy Chrome. Wykupienie licencji chroni je przed pozwami o naruszenie praw patentowych. Nasza umowa z Dellem pokazuje, co można osiągnąć, gdy firmy dzielą się swoją własnością intelektualną. Od wielu lat zamiast spierać się w sądzie podpisujemy podobne umowy z producentami i sprzedawcami nowoczesnych - mówi Horacio Gutierrez odpowiedzialny z Microsofcie za plracę Innovation and Intellectual Property Group. Już w 2012 roku Microsoft informował, że czerpie korzyści finansowe z 70% smartfonów sprzedawanych na terenie USA. « powrót do artykułu
  6. Układ Słoneczny wzbogacił się właśnie o nowego członka. Obiekt 2012 VP113 to najodleglejsze znane ciało krążące wokół Słońca. Prawdopodobnie jest to planeta karłowata. Kelly Fast z prowadzonego przez NASA Planetary Astronomy Program stwierdziła: mimo, że istnienie Obłoku Oorta jest jedynie hipotezą, to najnowsze odkrycie pomoże zrozumieć, w jaki sposób mógł się on uformować. Obserwacje 2012 VP113 prowadził zespół pod kierunkiem Chadwicka Trujillo z Gemini Observatory na Hawajach i Scotta Shepparda z Carnegie Institution w Waszyngtonie. Odkrycie 2012 VP113 pokazuje, że zewnętrzne krawędzie Układu Słonecznego nie są pustkowiem, jak wcześniej sądzono. Odkryliśmy wierzchołek góry lodowej, który wskazuje, że w Obłoku Oorta znajduje się wiele obiektów czekających na odnalezienie. To pokazuje też, jak mało wiemy o najodleglejszych obszarach Układu Słonecznego i jak wiele jest tam do odkrycia - mówi Trujillo. Dotychczas wiedzieliśmy, że poza Plutonem znajduje się jeden niewielki obiekt o nazwie Sedna, który w momencie największego oddalenia od Słońca znajduje się w odległości nawet 937 jednostek astronomicznych. Zbliża się do Słońca na nie więcej niż 76 jednostek astronomicznych. Tymczasem 2012 VP113 znajduje się jeszcze dalej. Naukowcy oceniają, że nie przybliża się do śłońca bardziej niż na 80 j.a. Sheppard i Trujillo szacują, że może istnieć około 900 obiektów podobnych do Sedny i 2012 VP113 o średnicy większej niż 1000 kilometrów. Jeśli Obłok Oorta istnieje, to w jego skład wchodzi olbrzymia liczba obiektów, a niektóre z nich mogą być zbliżone wielkością do Marsa czy Ziemi. « powrót do artykułu
  7. U 22-letniej Holenderki z rzadkim schorzeniem kości, wskutek którego grubość czaszki powiększyła się z 1,5 do 5 cm, upośledzając widzenie, ograniczając mimikę i powodując bóle głowy, neurochirurdzy z Centrum Medycznego Uniwersytetu w Utrechcie usunęli sklepienie czaszki i zastąpili je wydrukowanym na drukarce 3D implantem. Jak można się domyślić, operacja była trudna i trwała prawie dobę (23 godziny). Ponoć czaszka była tak gruba, że gdyby jej nie zmodyfikowano, w niedalekiej przyszłości doszłoby do poważnego uszkodzenia mózgu lub zgonu. Po operacji objawy ustąpiły, a pacjentka odzyskała wzrok i wróciła do pracy. Na razie nie wiadomo, czy implant wystarczy na całe życie, czy trzeba go będzie kiedyś wymienić. Plastik przymocowano do zostawionych kości. Lekarze usunęli kobiecie część mózgoczaszki sięgającą od linii włosów po szyję i od ucha do ucha. Dr Bon Verweij opowiada, że choć wcześniej podejmował próby rekonstruowania czaszek w 3D, dotąd nie ukończono jeszcze tak dużego implantu. Co istotne, organizm kobiety go nie odrzucił. Operację przeprowadzono 3 miesiące temu, ale Uniwersytet w Utrechcie poinformował o tym dopiero ostatnio. Holendrzy mają nadzieję, że technikę uda się wykorzystać w innych chorobach układu kostnego, a także u osób po wypadkach lub czaszkami uszkodzonymi przez nowotwór. « powrót do artykułu
  8. Znajdujący się w Układzie Słonecznym obiekt o nazwie Chariklo jest pierwszym poza wielkimi planetami ciałem, u którego odkryto pierścienie. Dotychczas znaliśmy pierścienie otaczające Jowisza, Saturna, Urana i Neptuna. Felipe Braga-Ribas z Obserwatorium Narodowego w Rio de Janeiro mówi, że odkrył pierścienie Chariklo przez przypadek i był całkowicie zaskoczony ich obecnością. Chariklo należy do klasy centaurów, czyli niewielkich ciał znajdujących się pomiędzy Jowiszem a Neptunem i poruszających się wokół Słońca po niestabilnych orbitach. Chariklo ma zaledwie 250 kilometrów średnicy, zatem odkrycie pierścieni było olbrzymim zaskoczeniem, gdyż dotychczas sądzono, że jedynie duże obiekty o odpowiednio silnej grawitacji mogą utrzymać pierścienie. Braga-Ribas mówi, że jego zespół zaobserwował pierścienie przypadkiem 3 czerwca 2013 roku, gdy Chariklo przesłonił widoczną z Ziemi odległą gwiazdę. Gdy Chariklo przechodził na tle gwiazdy astronomowie, tak jak się spodziewali, zauważyli spadek jej jasności. Zaobserwowano jednak coś więcej. Cztery inne spadki jasności. Dwa, zanim Chariklo przeszedł na tle gwiazdy, i dwa później. Uczeni zebrali dane z 7 teleskopów rozsianych po całej Ameryce Południowej i na tej podstawie doszli do wniosku, że centaur ma dwa pierścienie. Jeden o szerokości 7, a drugi 3 kilometrów. Brazylijski uczony mówi, że odkrycie pierścieni wyjaśnia pewną zagadkę związaną z Chariklo. Wcześniejsze obserwacje wykazywały, że skład tego centaura zmienia się w czasie. Obecność pierścieni składających się z lodu, które czasem były ustawione tak, iż było je widać, a czasem tak, że były niemal niewidoczne, wyjaśnia te zmiany. Z opinią taką zgadza się Francesca DeMeo z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics. Byłoby bardzo trudno wytłumaczyć ten fenomen w inny sposób, mówi. Znacznie trudniej wyjaśnić samo istnienie pierścieni. Mogły one utworzyć się, gdy jakieś inne ciało uderzyło w Chariklo, mogły powstać z materiału, który oderwał się od obracającego się centaura, może być to też materiał z Chariklo, który uwalnia się – podobnie jak ma to miejsce w kometach – podczas jego podróży. Wielką niewiadomą jest natomiast, w jaki sposób Chariklo utrzymuje pierścienie przy sobie. « powrót do artykułu
  9. Naprawa bariery krew-mózg (ang. blood–brain barrier, BBB) po udarze może zapobiec chronicznym deficytom mózgowym. Po udarze niedokrwiennym integralność bariery krew-mózg bywa naruszona w rejonach odległych od pierwotnego miejsca uszkodzenia. Z kolei diaschiza, bo o niej mowa, może prowadzić do przewlekłych deficytów poudarowych. Po udarze niedokrwiennym patologiczne zmiany w odległych rejonach mózgu przyczyniają się do chronicznych deficytów. Te zmiany są często związane z utratą integralności bariery krew-mózg, stanem, który należy uwzględnić, rozwijając strategie leczenia udaru i jego długoterminowych konsekwencji - podkreśla dr Svitlana Garbuzova-Davis z Uniwersytetu Południowej Florydy. Edward Haller, który zajmował się mikroskopią elektronową i analizował zdjęcia, podkreśla, że poważne uszkodzenie BBB występowało w komórkach nabłonka i perycytach, prowadząc do przeciekania naczyń włosowatych w obu półkulach. Podczas gdy ostry udar to stan zagrażający życiu, autorzy artykułu z Journal of Comparative Neurology wyjaśniają, że u pacjentów, którzy go przeżyli, do wielu części mózgu nadal dopływa niedostateczna ilość krwi, co przyczynia się do przewlekłego uszkodzenia i niepełnosprawności. Wcześniejsze badania zespołu dotyczące podostrego udaru niedokrwiennego wykazały dalekosiężne uszkodzenie mikrowaskularne (występowało ono nawet w rejonach mózgu znajdujących się naprzeciwko pierwotnego miejsca urazu). O ile większość badań nt. udaru i BBB dotyczy ostrej fazy, najnowsze studium ujawniło długoterminowe skutki w różnych częściach mózgu. Nasze badania [na szczurach] wykazały, że upośledzona integralność bariery krew-mózg, wykrywana w kapilarach mózgowych zlokalizowanych zarówno po tej samej, jak i po przeciwnej stronie do miejsca udaru, może wskazywać na chroniczną diaschizę. Rozległe uszkodzenie mikrowaskualrne, wywołane problemem z komórkami nabłonka, może pogarszać deteriorację neuronów. Podstawowym celem dalszych prac powinno być odnawianie integralności nabłonkowej i astrocytowej (miałoby to prowadzić do naprawy BBB). Naukowcy twierdzą, że by zastąpić uszkodzone komórki nabłonka, warto się posłużyć terapią komórkową. Korzystne może być połączenie terapii komórkowej oraz inhibicji czynników zapalnych przekraczających BBB - podsumowuje Garbuzova-Davis. « powrót do artykułu
  10. Węgierscy badacze wysunęli hipotezę, zgodnie z którą, znaleziony w 1948 roku domniemany słoneczny kompas Wikingów był używany w połączeniu z kryształami. Dzięki temu Wikingowie mogliby nawigować nawet po zachodzie słońca. Legendy Wikingów są pełne odniesień do „słonecznego kamienia”, dzięki któremu nie gubili się na morzach. Taki kamień, być może był nim szpat islandzki, umożliwiał precyzyjne określenie położenia słońca, nawet gdy nie było ono widoczne, kiedy było mgliście, pochmurno lub stało nisko nad horyzontem. Węgrzy opublikowali w Proceedings of the Royal Society A: Mathematical, Physical & Engineering Sciences artykuł opisujący, w jaki sposób „słoneczny kamień” mógł prowadzić statki Wikingów nawet po zachodzie. Wedle najnowszej hipotezy, wraz z kamieniem używali kryształów kalcytu. Przeprowadzone testy wykazały, że za pomocą takich kryształów można skierować promieniowanie ultrafioletowe do wnętrza „słonecznego kamienia”, gdzie staje się ono widoczne dla ludzkiego oka. Jeśli rzeczywiście używali dodatkowych kryształów, na na szerokościach północnych, gdzie nigdy nie jest całkowicie ciemno, mogli nawigować przez całą noc. Dotychczas nikomu nie udało się jednoznacznie dowieść, czym był „słoneczny kamień” i jak go używano.
  11. Książki dla dzieci, w których przedstawia się zwierzęta z ludzkimi cechami, nie tylko ograniczają możliwość nauczenia się czegoś o naturze, ale i wpływają na dziecięce rozumowanie o faunie. Psycholodzy z Uniwersytetu w Montrealu zauważyli, że maluchy częściej przypisują zwierzętom ludzkie zachowania i emocje, gdy stykają się z książkami, które je antropomorfizują. Książki, które opisują zwierzęta realistycznie, sprawiają, że dzieci mogą się więcej o nich nauczyć, a ich wiedza jest bardziej adekwatna. Byliśmy zaskoczeni, gdy zauważyliśmy, że nawet starsze dzieci z naszego studium były wrażliwe na antropocentryczne przedstawienia zwierząt w książkach i po zetknięciu się z pozycjami fantastycznymi przypisywały im więcej ludzkich cech niż po ekspozycji na książki realistyczne - podkreśla prof. Patricia Ganea. Autorzy artykułu z pisma Frontiers in Psychology doradzają rodzicom i nauczycielom, by opisując małym dzieciom pojęcia biologiczne, rozważyli wykorzystywanie różnych informacji i niefikyjnych książek oraz posługiwanie się językiem faktów. « powrót do artykułu
  12. Chiński przemysł IT żyje plotką, wedle której władze centralne i lokalne mają zamiar zainwestować kolosalne kwoty w przemysł półprzewodnikowy. Plotka ma wiele wersji, w których pojawiają się kwoty od 20 do 200 miliardów dolarów. Dziennikarze EE Times przeprowadzili rozmowy z osobami pracującymi w przemyśle IT – od przedsiębiorstw i inwestorów po dyrektorów firm z Shanghaju czy Shenzen po przedstawicieli przemysłu z Pekinu. Wydaje się, że plotki zawierają w sobie ziarno prawdy. Z rozmów wynika, że planowane inwestycje mogą sięgnąć kwoty 10-15 miliardów USD rocznie, będą prowadzone przez 5-10 lat i rozpoczną się od przyszłego roku. Projekt inwestycji jest czymś innym niż zapoczątkowana w 2000 roku Polityka 18. Wówczas to rozpoczęto budowę wielu państwowych inkubatorów technologii w Chinach. Mimo, że przyniosło to pewne pozytywne efekty, to nie doprowadziło do powstania firmy, która byłaby w stanie konkurować na światowym rynku z zachodnimi producentami półprzewodników. Tym razem ma być inaczej. Rząd utworzy fundusz, a firmy, inwestorzy czy instytuty badawcze będą decydowali, gdzie skierować pieniądze. Nad inwestycjami będą pieczę sprawowali przedsiębiorcy, a nie urzędnicy. To kolejny krok Chin na drodze odejścia od gospodarki planowej. « powrót do artykułu
  13. W około połowie przypadków wewnątrz cewników do długoterminowego stosowania tworzy się bakteryjny biofilm. Później już tylko kwestią czasu pozostaje, kiedy osiądą na nim inne bardziej niebezpieczne bakterie lub dojdzie do zatkania cewnika. Na szczęście inżynierowie z Duke University opracowali nowy model cewnika, który dzięki zastosowaniu pewnego triku wywołuje coś na kształt trzęsienia ziemi, odrywając bakterie od podłoża. Później są one zmywane przez strumień spływającego moczu. Dotąd koncentrowano się na powłokach antybakteryjnych, jednak wielu lekarzy się ich obawiało, wskazując na możliwość rozwoju antybiotykooporności. Przeprowadziliśmy eksperymenty, które wykazały, że jeśli rozciąga się elastyczną gumę we właściwym tempie, od jej powierzchni można oderwać różne rodzaje lepkiego biofilmu - wyjaśnia prof. Xuanhe Zhao. Testy miały pierwotnie związek z oczyszczaniem zanurzonych powierzchni w środowiskach morskich, ale zasada może znaleźć wiele zastosowań. Pomyśleliśmy więc, czemu nie cewniki? - dodaje prof. Gabriel Lopez. W prototypie występuje dodatkowy kanał, który może się rozszerzać w wyniku pompowania go powietrzem bądź cieczą. Dodatkowy kanał oddziela od głównego cienka ścianka, która pod wpływem działających sił wybrzusza się do środka. Zewnętrzna ściana cewnika jest sztywna, więc ogólne wymiary urządzenia się nie zmieniają. Podczas prób prototyp działał bardzo dobrze. Nagła deformacja odrywała ponad 90% biofilmu, który zostawał zmyty przez strumień poruszający się z prędkością wolno płynącego moczu. Biofilm ze ściany naprzeciwko pompowanego kanału był w dużej mierze nienaruszony, ale zespół planuje opracować nowy model z dodatkowymi kanałami biegnącymi po obu stronach kanału głównego. Lopez ma nadzieję, że dzięki niskim kosztom implementacji, wymiarom podobnym do dzisiejszych rozwiązań i łatwości operowania nim nowy cewnik może szybko trafić na rynek. Obecnie naukowiec szuka partnerów biznesowych. « powrót do artykułu
  14. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) szacuje, że w 2012 r. z powodu zanieczyszczenia powietrza zmarło 7 mln osób. Podczas analiz uwzględniono m.in. dane satelitarne, z monitoringu naziemnego i modeli przemieszczania się zanieczyszczeń. Jeden na osiem zgonów na świecie można było przypisać zanieczyszczeniu powietrza, co sprawia, że jest ono największym pojedynczym środowiskowym czynnikiem ryzyka. Blisko 6 mln zgonów odnotowano w południowo-wschodniej Azji i w regionie zachodniego Pacyfiku WHO (WPRO), głównie w krajach o niskim i średnim dochodzie: ok. 3,3 mln osób zmarło z powodu zanieczyszczenia w pomieszczeniach, a 2,6 mln zgonów przypisano zanieczyszczeniu zewnętrznemu. W przypadku zgonów z powodu zanieczyszczeń zewnętrznych po 40% nastąpiło wskutek chorób serca i udarów, 11% przypisano przewlekłej obturacyjnej chorobie płuc (POChP), 6% rakowi płuc, a 3% ostrym infekcjom dolnych dróg oddechowych u dzieci. W przypadku zgonów związanych z zanieczyszczeniem wewnętrznym znów prym wiodły udary i choroby serca (34 i 26%). Na kolejnych miejscach uplasowały się POChP (22%), ostre infekcje dolnych dróg oddechowych u dzieci (12%) i rak płuc (6%). Zagrożenia wynikające z zanieczyszczenia są teraz o wiele większe, niż sądzono [...], zwłaszcza w przypadku chorób serca i udarów. Niewiele innych zagrożeń ma dziś większy wpływ na zdrowie publiczne [...] - podkreśla dr Maria Neira, dyrektor WHO odpowiedzialna za zdrowie publiczne i środowisko. Oczyszczenie powietrza, którym oddychamy, zapobiega zarówno niezakaźnym chorobom, jak i zmniejsza ryzyko choroby wśród kobiet i podatnych grup, w tym dzieci i seniorów. Biedne kobiety i dzieci płacą najwyższą cenę za wewnętrzne zanieczyszczenia, bo spędzają więcej czasu w domu, oddychając dymem i sadzą z nieszczelnych piecyków węglowych i drzewnych - dodaje dr Flavia Bustreo. « powrót do artykułu
  15. Zdaniem naukowców z londyńskiego Queen Mary University, kozy szybko uczą się skomplikowanych czynności i pamiętają je po 10 miesiącach. To może wyjaśniać zdolność tych zwierząt do przetrwania w surowym środowisku. Z artykułu we Frontiers in Zoology dowiadujemy się o badaniach przeprowadzonych na kozach. Naukowcy najpierw nauczyli je, że aby dostać się do smakołyku, muszą najpierw pociągnąć za dźwignię, a później ją podnieść. Zwierzętom wystarczyło 12 prób, by nauczyć się zadania, a 10 miesięcy później były w stanie przypomnieć je sobie w czasie krótszym niż 2 minuty. Prędkość, z jaką kozy wykonały zadanie 10 miesięcy po tym, jak nauczyły się je wykonywać wskazuje, iż mają świetną pamięć długoterminową - mówi doktor Elodie Briefer. Niektóre z kóz, zanim same przystąpiły do nauki, miały okazję przyglądać się, jak zadanie wykonują inne kozy. Odkryliśmy, że te kozy, które nie obserwowały innych, uczyły się zadania równie szybko jak te, które obserwowały. To oznacza, że zwierzęta wolą raczej same się uczyć niż obserwować innych - wyjaśnia Briefer. Londyńskie badania to pierwsze eksperymenty, podczas których próbowano poznać, w jaki sposób kozy są w stanie poradzić sobie w wyjątkowo nieprzyjaznych środowiskach, w których się je spotyka. To może wyjaśniać, dlaczego odnoszą taki sukces podczas kolonizowania nowych środowisk. Jednak, by być tego pewnymi, musimy przeprowadzić podobne badania na dzikich kozach - stwierdzili brytyjscy naukowcy. « powrót do artykułu
  16. By zapobiec rozprzestrzenianiu wirusa Ebola, Gwinea zakazała sprzedaży i konsumpcji nietoperzy. Minister zdrowia Rene Lamah podkreśla, że nietoperze są lokalnym przysmakiem, a wydają się one głównym czynnikiem wybuchu epidemii. O zakazie poinformowano podczas wizyty ministra w Guinée forestière, zalesionym rejonie na południowym wschodzie Gwinei (to tutaj znajduje się "epicentrum" zachorowań). Nietoperze przyrządza się w Gwinei na 2 sposoby: gotując w pikantnej zupie albo susząc nad ogniem. Uważa się, że choć same nie mają żadnych objawów, pewne gatunki nietoperzy z zachodniej i centralnej Afryki są naturalnymi rezerwuarami wirusa. « powrót do artykułu
  17. Google radykalnie obniża ceny za dostęp do swojej chmury obliczeniowej. Firma chce w ten sposób nawiązać walkę z chmurami Amazona i Microosftu. Po obniżce dostęp do Cloud Storage kosztuje 2,6 centa za gigabajt, czyli aż o 68% mniej niż dotyhczas. Z kolei cenę usług Compute Engine obniżono o 32%. Koszt wirtualnego sprzętu powinien spadać wraz ze spadkiem cen sprzętu fizycznego - mówi Urs Holzle, wiceprezes Google'a. Przedsiębiorstwa coraz częściej korzystają z komercyjnych chmur obliczeniowych, oszczędzając w ten sposób na zakupie sprzętu, oprogramowania oraz obsłudze IT. W ten sposób działają tak popularne serwisy jak Netlix czy Pinterest, które wykorzystują Amazon Web Services. Rynek chmur komputerowych staje się coraz bardziej konkurencyjny. Cisco oznajmiło niedawno, że w ciągu dwóch najbliższych lat zainwestuje miliard dolarów w nowe usługi w chmurze. « powrót do artykułu
  18. Inżynierowie z MIT-u zainspirowani naturalnymi materiałami, jak np. kości składające się zarówno z minerałów jak i żywych komórek, stworzyli „żyjący materiał”. Zmusili oni bakterie do produkcji biofilmu, w którym można umieścić materię nieożywioną, jak nanocząsteczki złota czy kropki kwantowe. Taka struktura łączy zalety obu światów – ożywionego z jego zdolnością do reagowania na oddziaływania środowiskowe czy tworzenia molekuł oraz nieożywionego i oferowanych przezeń możliwości takich jak przewodnictwo elektryczne czy emisja światła. Profesor Timothy Lu, jeden z autorów artykułu opisującego „żyjące materiały” stwierdził, że tego typu struktury mogą w przyszłości posłużyć do tworzenia ogniw fotowoltaicznych, samonaprawiających się materiałów czy czujników środowiskowych. Nasz pomysł polega na połączeniu materii ożywionei i nieożywionej i stworzenie hybrydowych materiałów zawierających żywe komórki - mówi. Naukowcy wybrali do swojego materiału bakterie Escherichia coli, gdyż w naturalny sposób tworzy ona biofilmy zawierające proteinowe „włókna” ułatwiające przyczepianie się jej do powierzchni. Każde z takich białek zawiera powtarzający się łańcuch CsgA, który można modyfikować dodając peptydy. Do peptydów można z kolei doczepiać materię nieożywioną. Co więcej, pod wpływem różnych czynników zewnętrznych E.coli produkuje różne „włókna”, dzięki czemu naukowcy mogą odpowiednio dobrać ich właściwości, tworząc biofilmy zawierające kwantowe kropki, niewielkie kryształy czy nanocząstki złota. Uczonym udało się też wymusić na komórkach E.coli by komunikowały się ze sobą i zmieniały w czasie budowę biofilmu. Aby tego dokonać naukowcy najpierw wyłączyli E.coli naturalną zdolność do produkcji CsgA. Następnie geny odpowiedzialne za produkcję CsgA zastąpili zmodyfikowanymi przez siebie genami produkującymi CsgA w odpowiednich warunkach, szczególnie wówczas, gdy obecna była molekuła AHL. Dzięki temu, kontrolując poziom AHL w środowisku, w którym przebywały komórki, mogli kontrolować produkcję CsgA. Później stworzyli E.coli zmodyfikowane tak, by produkowały CsgA oznaczone peptydami złożonymi z histydyny. Powstawały one tylko w obecności molekuły Tc. Oba typy E.coli można hodować w ramach jednej kolonii i kontrolować skład biofilmu manipulując poziomami AHL i Tc. Jeśli w środowisku obecne są obie molekuły, biofilm zawiera zarówno oznaczone jak i nieoznaczone CsgA. Gdy do środowiska dodamy nanocząsteczki złota, zostaną one przechwycone przez histydynę, i powstaną z nich przewodzące prąd rzędy złotych nanokabli. Dzięki wymuszeniu komunikacji pomiędzy E.coli możliwa jest zmiana struktury takiego materiału. « powrót do artykułu
  19. Gdy pomiar ciśnienia przeprowadza lekarz, wynik jest znacząco wyższy (do 7/4 mmHg) niż w sytuacji, kiedy badaniem zajmuje się pielęgniarka. Lekarze powinni nadal wykonywać pomiar ciśnienia podczas badania chorych lub rutynowej kontroli, ale nie wtedy, kiedy od wyniku zależą kliniczne decyzje odnośnie do leczenia ewentualnych zaburzeń. Zauważona przez nas różnica wystarczała, by niektórzy pacjenci przekroczyli próg podjęcia leczenia nadciśnienia, a niepotrzebne podawanie leków może [w końcu] prowadzić do [...] skutków ubocznych. Niektórzy pacjenci mogą być niepotrzebnie proszeni o kontynuowanie monitorowania ciśnienia w domu, co prowadzi do narastania lęku. Da się tego wszystkiego uniknąć, wystarczy, że pomiarem ciśnienia zajmie się ktoś inny niż lekarz - podkreśla dr Christopher Clark ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu w Exeter. Brytyjczycy podkreślają także, że zaobserwowane zjawisko należy uwzględnić w studiach porównujących leczenie przez lekarzy i pielęgniarki. Z niektórych badań wynikało, że pielęgniarki są lepsze w terapii nadciśnienia, a może się okazać, że odkrycia te da się sprowadzić do odnotowanego przez autorów artykułu z British Journal of General Practice odchylenia. Choć tzw. efekt białego fartucha nie jest niczym nowym, zespół Clarka jako pierwszy przeprowadził kompleksową analizę dostępnych danych. Przyglądano się wynikom 1019 osób, których ciśnienie podczas jednej wizyty mierzyli i lekarz, i pielęgniarka. Nasze wnioski wyciągnięto na podstawie badań prowadzonych w różnych warunkach w 10 krajach, możemy więc być pewni, że da się je generalizować na wszelkie środowiska opieki zdrowotnej, gdzie mierzy się ciśnienie krwi. Na razie opierano się na danych z testów klinicznych, dlatego kolejnym krokiem akademików będą porównania danych z gabinetów lekarskich. « powrót do artykułu
  20. Brytyjczycy wykazali, że cytryniany powstające w komórce w wyniku przemiany materii (w trakcie cyklu Krebsa) mieszają się z wodą, by utworzyć lepką ciecz, która zostaje schwytana między nanokryształami tworzącymi kość. Ciecz zapewnia wystarczający margines ruchu (poślizg między kryształami), by kości były elastyczne i nie rozpadały się pod wpływem ciśnienia. Wygląda więc na to, że w kości istnieje nieznany dotąd amortyzator. Gdy cytrynian wycieka, kryształy z fosforanu wapnia zlewają się ze sobą, tworząc rosnące zbitki, które stają się nieelastyczne, coraz bardziej kruche i podatne rozpad. Niewykluczone, że to podstawowa przyczyna osteoporozy. By ujawnić cytrynianową warstwę w kości, akademicy z Uniwersytetu w Cambridge oraz Wydziału Fizyki i Astronomii Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego posłużyli się kilkoma metodami, np. spektroskopią magnetycznego rezonansu jądrowego, rentgenografią strukturalną czy symulacjami komputerowymi. Dotąd sądzono, że minerał kości jest uformowana z hydroksyapatytu. My jednak wykazaliśmy, że dużą jego część - możliwe, że nawet połowę - stanowi maź, gdzie cytrynian wiąże się jak żel między kryształami minerału [aniony cytrynianowe tworzą mostki pomiędzy płytkami mineralnymi] - wyjaśnia dr Melinda Duer. Ułożenie cieczy cytrynianowej i kryształów minerałów w nanowarstwach sprawia, że te drugie tworzą płytkowate kształty, które mogą się względem siebie ślizgać. Bez cytrynianu wszystkie kryształy zebrałyby się razem, tworząc jedną wielką podatną na rozbicie masę. Cytrynian wiąże się z wapniem kości (dzięki czemu kryształy trzymają się razem, ale się nie zlewają) i jednocześnie przechwytuje zapewniającą elastyczność wodę, która inaczej przeciekłaby przez "szpary". Kość jest wyposażona w białkową sieć z otworami, w których odkłada się wapń. W zdrowej tkance dziurki są bardzo małe, dlatego dostarczany z wapniem cytrynian nie ma jak uciec i zostaje schwytany między kryształami. Gdy ludzie się starzeją lub ulegają kolejnym urazom, rozkład zachodzi szybciej niż naprawa. Otwory w sieci białkowej stają się więc coraz większe, cytrynian wycieka, a kryształy się ze sobą zlewają. Jeśli chcemy leczyć osteoporozę, musimy odkryć, jak zahamować powstawanie większych otworów w macierzy białkowej. « powrót do artykułu
  21. U 66-latka z południa Francji po ugryzieniu pająka rozwinęła się rzadka reakcja, która przyjęła m.in. postać ostrej uogólnionej osutki krostkowej (ang. acute generalized exanthematous pustulosis, AGEP). Jest to o tyle nietypowe, że w 90% przypadków AGEP stwierdza się etiologię polekową. Schorzenie przejawia się nagłym rozsiewem zmian krostkowych na rumieniowo-obrzękowym podłożu. Mogą im towarzyszyć objawy ogólne. Mężczyzna trafił po raz pierwszy do szpitala w Nicei 2 dni po ugryzieniu pająka, bo doskwierały mu gorączka, zmęczenie i utrata apetytu. Podczas badania lekarze nie dopatrzyli się jednak niczego niezwykłego, nie znaleźli także typowych dla ukąszeń pająków ubytków martwiczych. Choremu się niestety nie poprawiło. Na jego przedramionach pojawiły się drobne krostki, które szybko pokryły większość ciała. Wtedy zdiagnozowano AGEP. AGEP jest zazwyczaj wywoływana zażywaniem antybiotyków. To jednak nie dotyczyło naszego pacjenta, który dostał jedynie paracetamol, a wcześniej nie reagował [negatywnie] na ten lek. Co istotne, wyniki testów laboratoryjnych wskazywały na upośledzenie funkcji nerek. Dalsze badania zademonstrowały, że u pacjenta rozwinęło się guzkowe zapalenie tętnic (martwicze zapalenie tętnic o średnim i małym kalibrze, PAN). Lekarze zorientowali się, że objawy podobne do PAN występowały u zwierząt po iniekcji jadu pustelnika brunatnego (Loxosceles reclusa). W innych raportach wspominano z kolei o ludziach, u których po ukąszeniu tego samego pająka występowała ostra uogólniona osutka krostkowa. Dotąd nikt jednak nie opisał przypadku, gdzie po ugryzieniu pojawiłyby się i AGEP, i PAN. Lekarze podali 66-latkowi kortykosteroidy. Jego stan szybko się poprawił. « powrót do artykułu
  22. Przypadkowe odkrycie paleontologiczne kazało ekspertom zmienić pogląd na temat szans zachowania skamieniałości wystawionych na działanie czynników atmosferycznych. Znaleziona w 2012 roku przez paleontologa-amatora złamana kość gigantycznego żółwia okazała się idealnie pasować do kości opisanej już w 1849 roku. Gregory Harpel, chemik, którego hobby jest poszukiwanie skamieniałości, wybrał się w pewien weekend szukać skamieniałych zębów rekina. Na porośniętym trawą brzegu rzeki zauważył coś niezwykłego. Podniosłem to i pomyślałem, że to kamień. Przedmiot był ciężki - mówi Harpel. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że trzyma w dłoni dużą skamieniałość, która z pewnością nie była zębem rekina. Pokazał swoje znalezisko ekspertom z New Jersey State Museum. Tamtejsi kuratorzy, Jason Schein i David Parris, szybko rozpoznali w skamieniałości kość ramieniową żółwia. Była to część znajdująca się blisko łokcia. Parris szybko zauważył, że fragment wygląda bardzo znajomo. Żartował nawet ze Scheinem, że być może jest to pozostała część kości, której reszta znajduje się w Academy of Natural Sciences w Drexler University. Oczywiście, w rzeczywistości nie sądziłem, że te fragmenty będą do siebie pasowały - powiedział Schein. Paleontolodzy przyjmują bowiem, że jeśli skamieniałość zostanie odsłonięta i wystawiona na działanie czynników zewnętrznych, to w ciągu kilku, najpóźniej kilkudziesięciu lat, ulegnie zniszczeniu. Nie było zatem prawdziwych naukowych podstaw by sądzić, że w 2012 roku można było znaleźć pozostałą część kości opisaną już w 1849 roku. Wyprawa Scheina do Drexler University opłaciła się. Okazało się, że obie części idealnie do sibie pasują. Uczeni mieli przed sobą kość ramieniową Atlantochelys mortoni. O swoim odkryciu i jego implikacjach poinformowali na łamach Proceedings of the Academy of Natural Sciences of Philadelphia. Dzięki złożeniu kości uczeni mogli oszacować wielkość zwierzęcia. Całkowita długość jego ciała wynosiła około 5 metrów. Atlantochelys mortoni przypominał współczesne karetty. Zwierzę, którego kość właśnie złożono, żyło 70-75 milionów lat temu. « powrót do artykułu
  23. Holenderscy naukowcy zauważyli ostatnio, że w szczątkach mamutów z Morza Północnego żebra szyjne występowały aż 10-krotnie częściej niż u współczesnych słoni (33,3% vs 3,3%). U dzisiejszych zwierząt żebra szyjne są niejednokrotnie powiązane z chowem wsobnym i niekorzystnymi warunkami środowiskowymi, np. głodem czy chorobami, w czasie ciąży. Autorzy opracowania z pisma PeerJ dywagują, że jeśli te same czynniki działały na mamuty, stres reprodukcyjny przyczynił się do ich wyginięcia. Ssaki, z wyjątkiem leniwców i manatów, mają 7 kręgów szyjnych. Nie odchodzą od nich żebra. Rozwój żeber szyjnych często stanowi skutek zaburzeń genetycznych lub środowiskowych na wczesnych etapach życia płodowego. W takich okolicznościach nie dziwi, że u większości ssaków ich występowanie silnie wiąże się z martwymi urodzeniami oraz licznymi skracającymi życie wadami wrodzonymi. Zespół z Muzeów Historii Naturalnej w Rotterdamie i Lejdzie badali kręgi szyjne mamutów i słoni z kilku europejskich kolekcji. Naszą ciekawość rozbudziły 2 kręgi szyjne z dużymi powierzchniami artykulacji żeber, które znaleziono wśród mamucich próbek wytrałowanych ostatnio z Morza Północnego. Wiedzieliśmy, że pochodziły one z okresu niedługo przed wyginięciem. Nasze badanie pokazuje, że ta populacja rzeczywiście miała problem - opowiada Jelle Reumer. « powrót do artykułu
  24. Grecko-niemieckiemu zespołowi naukowemu udało się wykazać, że analiza kolorów obrazów zachodów słońca ze słynnych dzieł malarskich może być wskazówką na temat zanieczyszczeń atmosfery. Szczególnie widoczny jest wpływ wielkich erupcji wulkanicznych na kolory, w jakich oddawano słońce i niebo. Obecność gazów i pyłów powoduje, że zachodzące słońce wydaje się bardziej czerwone. Gdy w 1815 roku doszło do potężnej erupcji indonezyjskiego Tambory, europejscy mistrzowie pędzla mogli zauważyć zmianę kolorów nieba. I rzeczywiście. Przez trzy kolejne lata na obrazach widać, że zachody słońca są bardziej czerwone niż wcześniej. Natura przemawiała do serc i dusz wielkich artystów. Odkryliśmy, że, gdy malowali zachody słońca, ich mózgi przetwarzały zielenie i czerwienie w sposób, który zdradza nam ważne informacje na temat środowiska - mówi profesor Christos Zerefos, fizyk atmosfery z Akademii Ateńskiej. Zerefos wraz z zespołem przeanalizowali setki zdjęć cyfrowych zrobionych obrazom z zachodami słońca. Dzieła powstały w latach 1500-2000. W tym czasie na całym świecie doszło do ponad 50 wielkich erupcji wulkanicznych. Naukowcy chcieli dowiedzieć się, czy względne proporcje zieleni i czerwieni użytych do przedstawienia horyzontu mogą zdradzić informacje na temat zawartości aerozoli w atmosferze. Stwierdziliśmy, że stosunek zieleni do czerwieni mierzony na obrazach wielkich mistrzów dobrze koreluje z ilością aerozoli wulkanicznych w atmosferze. Jest to widoczne niezależnie od malarza czy reprezentowanej przezeń szkoły - mówi Zerefos. Gdy w atmosferze jest więcej pyłów, dochodzi do większego rozproszenia światła słonecznego, które wydaje się bardziej czerwone. Naukowcy porównali wyniki z badania obrazów z danymi uzyskanymi z badań rdzeni lodowych oraz osadów z erupcji wulkanicznych i uzyskali wysoką zgodność. Żeby jednak być bardziej pewnymi, poprosili znanego greckiego malarza Panayiotisa Tetsisa o namalowanie zachodu słońca nad wyspą Hydra, na której mieszka. Artysta w odstępie kilku dni namalował dwa obrazy. Nie wiedział, że gdy malował pierwszy z nich powietrze było wypełnione pyłem znad Sahary. Podczas malowania drugiego ilość pyłu w atmosferze była znacznie mniejsza. W tym samym czasie naukowcy za pomocą specjalistycznego sprzętu wykonywali pomiary światła. Okazało się, że stosunek zieleni do czerwieni przedstawiony na obrazach Tetsisa w wysokim stopniu odpowiadał temu z pomiarów. « powrót do artykułu
  25. W szpitalu w Saskatoon leży w stanie krytycznym mężczyzna, u którego występują objawy przypominające gorączkę krwotoczną Ebola. Chorego umieszczono w izolatce, ale miejscowe służby medyczne podkreślają, że nie ma mowy o zagrożeniu zdrowia publicznego. Nie ujawniono, jak długo pacjent przebywał w Afryce, wiadomo tylko, że zachorował po powrocie do domu. Dr Denise Werker, zastępczyni naczelnego lekarza prowincji Saskatchewan, podkreśla, że obraz kliniczny pasuje zarówno do gorączki Lassa, jak i gorączki krwotocznej Ebola, bo w obu przypadkach okres inkubacji sięga 21 dni. Kanadyjczyk wrócił z Liberii, a wiadomo, że w tamtejszym regionie doszło do wybuchu epidemii niezidentyfikowanej gorączki krwotocznej. W lasach południowej Gwinei zmarło ok. 60 osób, a w Liberii odnotowano zgony 4 kobiet i 1 chłopca. Werker podkreśla, że diagnoza Kanadyjczyka nie została jeszcze potwierdzona i laboratorium z Winnipeg bada pobrane od niego próbki. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...