Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. U młodych dorosłych, którzy palą marihuanę co najmniej raz w tygodniu zauważono zmiany w kształcie i wielkości dwóch obszarów mózgu zaangażowanych w emocje i motywację. Wyniki badań, które ukazały się w Journal of Neuroscience, wskazują na potrzebę dokładniejszego przyjrzenia się skutkom długotrwałego wpływu niskich i średnich dawek marihuany na mózg. Zażywanie marihuany od dawna jest wiązane z upośledzeniem uwagi, zdolności do uczenia się, pamięci i motywacji. Gdy zwierzęta poddawano działaniu THC, głównego składnika aktywnego marihuany, zauważono zmiany w obrębie struktur mózgowych odpowiedzialnych za wyżej wymienione zdolności. Niewiele jednak wiadomo o skutkach zażywania niewielkich dawek przez młodzież i młodych dorosłych. Naukowcy chcieliby dowiedzieć się na ten temat więcej, gdyż marihuana jest najczęściej stosowanym nielegalnym środkiem odurzającym w USA. Z najnowszego National Survey on Drug Use and Mental Health wiadomo, że do jej zażywania w ostatnim czasie przyznaje się około 19 milionów osób. Może to wskazywać, że co najmniej tylu mieszkańców Stanów Zjednoczonych zażywa ją regularnie. Jodi Gilman, Anne Blood i Hans Breiter z Northwestern University i Massachusetts General Hospital/Harvard Medical School wykorzystali rezonans magnetyczny do porównania mózgów dwóch grup osób w wieku 18-25 lat. Naukowcy wzięli pod uwagę trzy cechy: rozmiary, kształt i gęstość jądra półleżącego i jądra migdałowatego. Badane grupy składały się z 20 osób każda. Jedna z grup przyznawała się do zażywania marihuany co najmniej raz w tygodniu, a do drugiej trafiły osoby, które albo nigdy w życiu jej nie próbowały, albo też miały z nią niewielki kontakt. Wcześniej osoby zażywające „trawkę” poddano badaniom psychiatrycznym, które wykluczyły, by któraś z nich była uzależniona od marihuany. Mimo to badania ujawniły znaczące różnice w budowie mózgu pomiędzy obiema grupami. Palaczy marihuany poproszono też, by oszacowali, ile narkotyku zażyli w ciągu trzech miesięcy i oraz ile dni palili. Porównanie tych danych z wynikami badań wykazało, że im większa była konsumpcja marihuany, tym większe nieprawidłowości w budowie mózgu. To podstawowe struktury w mózgu. One decydują o tym, czy otoczeniu nadajemy ocenę pozytywną czy negatywną i jakie w związku z tym podejmujemy decyzje - stwierdziła Anne Blood, profesor psychiatrii na Harvard Medical School i dyrektor Mood and Motor Control Laboratory w Massachusetts General. Wykorzystanie trzech metod obrazowania pozwoliło na uzyskanie możliwie pełnego obrazu, gdyż pewne zmiany mogą być widoczne np. w wielkości, ale nie w kształcie czy gęstości struktur mózgu. Zdaniem naukowców, zmiany wskazują, że mózgi palaczy marihuany adaptują się do ekspozycji na niewielkie ilości narkotyku. Niewykluczone, że obserwujemy w ten sposób, jak mózg uczy się narkotyku. Sądzimy, że do zmian takich dochodzi, gdy osoba badana znajduje się na drodze do uzależnienia - informuje Jodi Gilman, wykładowca psychologii na Harvard Medical School i badacz w Massachusetts General Center for Addiction Medicine. Uczona dodaje, że narkotyki mogą powodować, iż do mózgu jest uwalniane więcej dopaminy niż zapewniają jej pożywienie, seks czy interakcje społeczne. Dlatego też narkotyki wygrywają, gdyż zapewniają więcej przyjemności. Badania te podważają przekonanie, że rekreacyjne zażywanie marihuany nie wiąże się z negatywnymi konsekwencjami - stwierdził Hans Breiter, który jest profesorem psychiatrii i nauk behawioralnych na Northwestern University i psychiatrą w Northwestern Memorial Hospital. Ludzie myślą, że małe rekreacyjnie zażywane dawki nie stanowią problemu jeśli ktoś radzi sobie w pracy i szkole. Dane dowodzą, że to nieprawda - dodaje. « powrót do artykułu
  2. Produkując imprezowe lody o smaku viagry, brytyjska firma Lick Me I'm Delicious spełniła ponoć prośbę klienta. Każda, oczywiście niebieska, gałka smakołyku zawiera 25 mg sildenafilu i ma smak szampana. Producent podpisał umowę poufności, ale zdradza, że zamawiający był zadowolony z uzyskanego efektu. Właścicielem Lick Me I'm Delicious jest wynalazca kulinarny Charlie Harry Francis, który wychował się na południowowalijskiej farmie produkującej lody. Lody były specjalnością jego ojca, a mama poświęciła się cukiernictwu. Charlie chciał połączyć obie te dziedziny i tworzyć na oczach klientów szyte na miarę "kreacje". Pierwszy wynalazek Francisa - przenośna azotolodziarnia - narodził się w 2011 r. « powrót do artykułu
  3. Gdy naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine przeszczepili do mózgu myszy z objawami i zmianami patologicznymi alzheimera genetycznie zmodyfikowane nerwowe komórki macierzyste (nKM), zauważyli dochodzi do rozkładu głównego składnika neurotoksycznych złogów - beta-amyloidu (Aβ). Podczas testów przedklinicznych wykazano, że metoda działa na 2 modelach mysich: 3xTg-AD i Thy1-APP. Warto zauważyć, że dotąd większość studiów dotyczyła tylko jednego modelu, a wyniki dla poszczególnych modeli się różniły. Szukając sposobów na chorobę Alzheimera, akademicy próbowali m.in. nasilić produkcję neprylizyny (NEP), proteolitycznego enzymu, który rozkłada beta-amyloid i wykazuje słabszą aktywność w mózgach chorych z alzheimeryzmem. Kalifornijczycy postanowili ocenić możliwości dostarczania NEP bezpośrednio do mysiego mózgu. Badania sugerują, że poziom neprylizyny spada z wiekiem i może przez to wpływać na ryzyko choroby Alzheimera. Skoro akumulacja amyloidu napędza alzheimeryzm, to korzystne będą terapie albo obniżające produkcję beta-amyloidu, albo nasilające jego rozkład, zwłaszcza jeśli zostaną wdrożone wystarczająco wcześnie - przekonuje prof. Mathew Blurton-Jones. Próbując obejść barierę krew-mózg, która utrudnia dostarczenie do mózgu leków czy białek terapeutycznych, naukowcy postanowili skorzystać z pomocy zmodyfikowanych nerwowych komórek macierzystych. Dwóm modelom mysim wstrzyknięto nKM z nadekspresją neprylizyny. Jak zaznaczają przedstawiciele zespołu Blurtona-Jonesa, zmodyfikowane nKM wytwarzały 25 razy więcej neprylizyny od kontrolnych komórek macierzystych (pod pozostałymi względami obie grupy komórek były takie same). Komórki zmodyfikowane genetycznie i kontrolne przeszczepiano do 2 różnych części formacji hipokampa, w tym do podpory (łac. subiculum). Okazało się, że u gryzoni ze zmodyfikowanymi nKM znacząco zmniejszyła się liczba blaszek amyloidowych. Efekt utrzymywał się nawet miesiąc po przeszczepie. W przyszłości naukowcy chcą sprawdzić, czy ich metoda wpływa na rozpuszczalny Aβ i czy proponowane podejście poprawia funkcjonowanie poznawcze w większym zakresie niż przeszczep niezmodyfikowanych nerwowych komórek macierzystych. « powrót do artykułu
  4. Do Ziemi zbliża się satelita ISEE-3/ICE, zasłużone dla nauki urządzenie, które opuściło naszą planetę niemal 40 lat temu. ISEE-3 (International Sun-Earth Explorer) to jeden z trzech satelitów, które były wspólnym projektem NASA i Europejskiej Agencji Kosmicznej. Był on pierwszym w historii satelitą umieszczonym w punkcie libracyjnym L1. Punkty libracyjne, zwane też punktami Lagrange'a to miejsca w przestrzeni w układzie dwóch ciał powiązanych grawitacją, w których ciało może pozostawać w spoczynku względem dwóch ciał. W układzie Ziemia-Słońce znajduje się pięć takich punktów, a L1 to punkt pomiędzy naszą planetą, a gwiazdą. ISEE-3 przebywał w L1 w latach 1978-1984 i badał tam interakcję pomiędzy wiatrem słonecznym a ziemską magnetosferą. Dzięki niemu naukowcy lepiej zrozumieli zjawiska, które mogą wpływać na działanie satelitów. W 1984 roku ISEE-3 otrzymał nową nazwę – International Cometary Explorer (ICE) i nowe zadanie, które wykonał wzorowo przelatując we wrześniu 1985 roku przez warkocz komety Giacobiniego-Zinnera. Był pierwszym wyprodukowanym przez człowieka urządzeniem, które dokonało takiego wyczynu. Już pół roku później, w marcu 1986 spotkał się z Kometą Halleya. Później w latach 1991-1997 miał za zadanie obserwację Słońca i dalsze badanie dwóch wspomnianych komet. Oddalił się od Ziemi tak bardzo, że skuteczna komunikacja z nim nie była możliwa. Na początku swojej misji przesyłał on dane z prędkością 2048 bps. Podczas spotkania z Giacobini-Zinner prędkość wysyłania informacji spadła do 1024 bps, pod koniec 1985 roku było to już 512 bps, by po dalszych spadkach zmniejszyć się do zaledwie 64 bitów na sekundę w roku 1991. Niedawno znowu odebrano sygnały na tyle dobrej jakości, by stwierdzić, że ISEE-3/ICE nadal znajduje się na zadanej orbicie i pracuje, chociaż nie wiadomo, w jakim jest stanie. W sierpniu 2014 roku satelita znajdzie się najbliżej Ziemi, by później znowu oddalić się od naszej planety. W czasach gdy powstawał ISEE-3/ICE był bardzo nowoczesnym urządzeniem wykorzystującym pasmo S i zbierającym dane o wietrze słonecznym co 40 minut. Obecnie produkowane satelity zbierają dane kilka razy na sekundę. « powrót do artykułu
  5. Nowe studium Women's Health Initiative (WHI) nie wykazało znaczącego związku między poziomem witaminy D we krwi a objawami menopauzy. Amerykanie analizowali związek między stężeniem witaminy D a liczbą objawów menopauzy (m.in. uderzeń gorąca, potów nocnych czy zaburzeń koncentracji uwagi) u 530 kobiet biorących udział w jednym z testów WHI. Zespół, którego sprawozdanie ukazało się online w piśmie Menopause, zdecydował się zbadać tę kwestię, bo wcześniejsze studia wskazywały, że w przypadku raka piersi u pacjentek z większym poziomem witaminy D występuje m.in. mniej uderzeń gorąca. Zauważono także, że w innych grupach osób suplementacja witaminą D może poprawić nastrój. Skądinąd wiadomo również, że witamina D zabezpiecza przed wyczerpaniem serotoniny, która bierze udział w regulacji temperatury ciała, a niedobór witaminy D skutkuje niekiedy bólami mięśni i stawów. Ważną sprawą jest też to, że estrogeny aktywują witaminę D, a jak wiadomo, jedną ze zmian towarzyszących przekwitaniu jest ustanie jajnikowej syntezy tych hormonów. Początkowo związek między poziomem witaminy D a liczbą objawów menopauzy znajdował się na granicy istotności statystycznej, ale później, po wzięciu poprawki na różne czynniki, zniknął. Nie natrafiono również na znaczący związek między konkretnymi symptomami przekwitania a witaminą D. Autorzy studium zaznaczają jednak, że uzyskali wystarczającą ilość danych od stosunkowo małej próby, w dodatku kobiety, których średni wiek wynosił 66 lat, przeszły menopauzę ok. 16 lat temu i uderzenia gorąca czy nocne poty występowały zaledwie u 27% z nich. Wg naukowców, warto by było przyjrzeć się grupie przechodzącej właśnie klimakterium. « powrót do artykułu
  6. Czternastego maja 2013 r. na leżącej na macedońskim jeziorze Prespa wyspie Gołem Grad znaleziono martwą młodą samicę żmii nosorogiej (Vipera ammodytes), z której ściany ciała, ok. 3,5 cm nad kloaką, wystawała głowa skolopendry paskowanej (Scolopendra cingulata). Autorzy artykułu z pisma Ecologica Montenegrina podają, że całkowita długość węża wynosiła 20,3 cm, a skolopendry 15,4. Zaskoczony zespół Dragana Arsovskiego podkreśla, że ofiara ważyła więcej od napastniczki. Wij stanowił 84% długości tułowia żmii, 112% jej szerokości i aż 114% wagi ciała. Ponieważ w czasie sekcji nie natrafiono na żadne narządy wewnętrzne samicy - zachowała się tylko ściana ciała, a całą jego jamę zajmowała skolopendra - naukowcy zaczęli przypuszczać, że pseudoofiara uszkodziła je na drodze mechanicznej bądź chemicznej. Na wyspie Gołem Grad dorosłe żmije żywią się jaszczurkami, zaskrońcami rybołowami i małymi królikami, a osobniki młodociane jaszczurkami i S. cingulata. Wiele wskazuje jednak na to, że w tym konkretnym przypadku samiczka nie doceniła wielkości i możliwości przeciwnika. Prawdopodobnie połknęła żywą skolopendrę, która później niemal zdołała się wygryźć na wolność. « powrót do artykułu
  7. Amerykańskie służby wywiadowcze poparły starania firmy DigitalGlobe, która chce udostępniać na zasadach komercyjnych zdjęcia satelitarne o bardzo wysokiej rozdzielczości. Firma od wielu lat stara się przekonać rząd USA, by ten pozwolił jej na sprzedaż takich zdjęć. Dotychczas jednak amerykańskie agendy rządowe nie wyrażały na to zgody obawiając się, że stracą w ten sposób przewagę polegającą na dostępie do zdjęć o tak wysokiej rozdzielczości. Sytuacja uległa jednak zmianie, gdyż zaczęło pojawiać się coraz więcej nieamerykańskich przedsiębiorstw, które fotografują z kosmosu Ziemię. Pojawiły się obawy, że DigitalGlobe, z której usług korzysta m.in. Google, straci rynek w starciu z konkurencją oferującą coraz doskonalsze zdjęcia. James Clapper pełniący funkcję dyrektora służb wywiadowczych powiedział, że podległe mu służby zgadzają się, by DigitalGlobe sprzedawała fotografie o większej rozdzielczości. Oświadczenie to zostało z zadowoleniem przyjęte przez władze firmy, która od wielu miesięcy prosi o zgodę na sprzedawanie zdjęć, na których widoczne są obiekty wielkości powyżej 25 centymetrów. Obecnie może wykonywać fotografie o dwukrotnie mniejszej rozdzielczości. Na razie nie wiadomo, na jaką rozdzielczość zgodzą się służby Clappera. Tymczasem Letitia Long, dyrektor National Geospatial-Intelligence Agency stwierdziła, że nie widzi przeszkód, by DigitalGlobe mogło sprzedawać zdjęcia o rozdzielczości 25 cm. Obecnie firma przygotowuje się do wystrzelenia satelity, który wykona zdjęcia prezentujące szczegóły wielkości 31 cm. WorldView 3 trafi na orbitę w sierpniu. Nie wiadomo, kiedy zapadnie ostateczna decyzja dotycząca zgody na sprzedaż fotografii. « powrót do artykułu
  8. Tripterygium wilfordii Hook f. (TWH), roślina od dawna stosowana w chińskiej medycynie, jest skuteczniejszym środkiem na reumatoidalne zapalenie stawów (RZS) niż często wybierany przez lekarzy metotreksat (MTX). W ramach studium 207 pacjentów z reumatoidalnym zapaleniem stawów losowano do 3 grup. Jedna zażywała raz w tygodniu 12,5 mg metotreksatu, druga trzy razy dziennie 20 mg TWH, trzeciej podawano i TWH, i MTX. Jeśli po 12 tyg. u pacjentów z grupy monoterapeutycznej (1. lub 2.) spadek wskaźnika aktywności choroby w 28 stawach DAS28 (Disease Activity Score in 28 joints) był niższy niż 30%, przenoszono ich do grupy 3. Skuteczność terapii określano, wyliczając odsetek osób spełniających po 24 tygodniach kryterium ACR50; chodzi o zmniejszenie o co najmniej 50% liczby bolesnych i spuchniętych stawów oraz wartości 3 z 5 parametrów: ogólnej aktywności choroby w ocenie chorego, ogólnej aktywności choroby w ocenie lekarza, natężenia bólu w ocenie chorego, stężenia białka C-reaktywnego (CRP) i stopnia niesprawności. Wśród 174 osób, które ukończyły studium, ACR50 udało się osiągnąć 55% pacjentów z grupy TWH i 46% chorych z grupy MTX. Największa poprawa nastąpiła jednak w grupie MTX+TWH, gdzie aż 77% badanych osiągnęło ACR50. Choć wcześniejsze badania wskazywały na potencjalne skutki uboczne winorośli boga piorunów (lei gong teng), bo tak się po mandaryńsku nazywa TWH, autorzy najnowszego raportu z Annals of the Rheumatic Diseases twierdzą, że były one podobne u chorych zażywających TWH oraz MTX i dotyczyły głównie przewodu pokarmowego. W grupach TWH, MTX i MTX+TWH u, odpowiednio, 7, 3 i 5 kobiet wystąpiły nieregularne miesiączki. Eksperyment, któremu szefował Xuan Zhang, reumatolog z Peking Union Medical College Hospital, ma kilka słabych stron. Po pierwsze, choć do weryfikacji wyników zatrudniono zewnętrznych konsultantów, to i pacjenci, i lekarze wiedzieli, kto trafił do jakiej grupy (studium nie było podwójnie ślepe). Po drugie, badanie trwało zbyt krótko, by stwierdzić, czy choroba została zahamowana, czy objawy jedynie zelżały. Po trzecie, dawka MTX była dostosowana do standardów azjatyckich (w naszym kręgu kulturowym jest ona zazwyczaj wyższa). « powrót do artykułu
  9. Amerykańskie telekomy, producenci smartfonów i tabletów oraz organizacje przemysłowe ustąpili pod naciskiem polityków oraz organów ścigania i mają zamiar wprowadzić w urządzeniach programowy „kill switch”. To mechanizm, który pozwoli użytkownikowi na zdalne zablokowanie skradzionego tabletu czy smartfonu. Użytkownik, który padł ofiarą kradzieży mógłby dzięki temu uczynić urządzenie bezużytecznym. Zdaniem pomysłodawców takiego rozwiązania, zmniejszy to liczbę rabunków i napadów rabunkowych, dokonywanych często z użyciem broni palnej czy noża. W San Francisco ponad połowa, a w Nowym Jorku 20% ulicznych kradzieży to kradzieże właśnie smartfonów i tabletów. Przemysł odrzucał dotychczas takie pomysły twierdząc, że jeśli np. użytkownik przypadkowo uruchomi „kill switch”, straci swoje urządzenie. Jednak po latach nacisków zarówno Senat, Izba Reprezentantów jak i Kalifornijski Senat Stanowy zaczęły rozważać wprowadzenie przepisów, które wymuszałyby stosowanie takich rozwiązań. Biznes postanowił więc działać z wyprzedzeniem i umówić się dobrowolnie. Propozycje wysunięte przez przemysł nie wszystkich jednak przekonują. Senator Leno z Kalifornijskiego Senatu Stanowego krytykuje ja za wprowadzenie elementu dobrowolności. Odpowiednie oprogramowanie byłoby albo wgrane na urządzenie, ale nie zainstalowane, albo udostępnione w sieci. To użytkownik decydowałby, czy chce je stosować. Tymczasem zdaniem Leno należy zmusić producentów i telekomy do domyślnego instalowania i włączania takich rozwiązań, a nie dawać wybór. Ponadto przemysł proponuje, by „kill switch” znalazł się w urządzeniach wyprodukowanych po czerwcu 2015 roku. Prawodawcy chcą, by był on obecny w urządzeniach sprzedawanych od początku przyszłego roku. Prokurator okręgowy San Francisco i prokurator stanowy stanu Nowy Jork wydali oświadczenie, w którym czytamy: Gorąco zachęcamy CTIA [to organizacja skupiająca operatorów sieci komórkowych – red.] i jej członków, by kill switch był domyślnie włączony na wszystkich urządzeniach, by nie polegać na decyzji użytkowników. [...] Przemysł ma obowiązek chronienia konsumentów już teraz, a nie czekania do przyszłego roku. « powrót do artykułu
  10. Z artykułu opublikowanego w Proceedings of the National Academy of Sciences (PNAS) dowiadujemy się, że zanieczyszczenia pochodzące z Azji wzmagają siłę zimowych burz na północnym zachodzie Pacyfiku i wpływają na pogodę nad Ameryką Północną. Naukowcy z należącego do NASA Jet Propulsion Laboratory stwierdzili, że obecnie zimowe burze nad północno-zachodnią częścią Oceanu Spokojnego są o 10% silniejsze niż przed 30 laty, kiedy chiński boom gospodarczy jeszcze się nie rozpoczął. Zjawisko to najsilniej wpływa na Amerykę Północną. Coraz większe zanieczyszczenie powietrza w krajach azjatyckich nie jest wyłącznie lokalnym problemem, wpływa ono na inne części świata - mówi główny autor badań, Yuan Wang. W ciągu ostatnich dekad kraje azjatyckie gwałtownie zwiększyły emisję aerozoli. W przypadku Chin, które stały się największym na świecie konsumentem węgla, wzrost jest dramatyczny. Zanieczyszczenie powietrza w Pekinie przekracza normy zalecane przez WHO aż 400-krotnie. Naukowcy stworzyli komputerowy model sześciu różnych aerozoli w atmosferze i badali ich wpływ na formowanie się chmur, opady oraz pogodę na Ziemi. Zauważyli, że największy wpływ na burze nad Pacyfikiem mają aerozole siarki, które zwiększają kondensację wody w chmurach. Zdaniem Wanga niezwykle chłodne zimy na wschód od Gór Skalistych mogły zostać spowodowane napędzanymi przez zanieczyszczenia cyklonami znad Pacyfiku oraz znajdującymi się na północy obszarami wysokiego ciśnienia. Zjawiska te wypchnęły zimne powietrze na południe tworząc tzw. wir polarny. Jednocześnie to właśnie one spowodowały, że na Alasce tegoroczna zima była wyjątkowo ciepła. Chłodna zima w USA ma prawdopodobnie coś wspólnego z silniejszymi cyklonami nad Pacyfikiem - mówi Wang. « powrót do artykułu
  11. Od 2004 r. brooklyńska artystka Rachel Sussman fotografowała stale żyjące organizmy, które miały co najmniej 2000 lat. W dokonaniu wyboru pomagali jej biolodzy. Artystka musiała stawić czoła nieprzyjaznym klimatom; pracowała choćby na Antarktydzie i Grenlandii oraz na pustyni Mojave czy australijskim Outbacku. Sussman uwieczniła m.in. Pando - genet topoli osikowej (Populus tremuloides) z gór Wasatch Utah, który składa się z ok. 47 tys. ramet (pni) i żyje od circa 80 tys. lat. Amerykanka udała się też w Andy, by zrobić zdjęcie yarety (Azorella compacta), która przyrasta 1,5 cm rocznie i może żyć nawet 3 tys. lat. Sto dwadzieścia cztery jej zdjęcia zgromadzono w książce pt. The Oldest Living Things in the World, wydanej 14 kwietnia 2014 r. przez University of Chicago Press. Zainteresowani mogą się również zapoznać z 30 esejami, a także ciekawymi infografikami. Wszystko zaczęło się od podróży Sussman do Japonii. Artystka miała tam fotografować różne krajobrazy, ale w kółko powtarzano jej: "Jedź i zobacz Jōmon Sugi" - szydlicę japońską z wyspy Yakushima (jej wiek szacuje się na 2170-7200 lat). Po powrocie Sussman do USA najeżona przeszkodami podróż do drzewa nabrała nowego znaczenia - stała się zaczątkiem zakrojonego na szeroką skalę projektu. Dorastająca w Baltimore kobieta wyruszyła np. z Kapsztadu do Namibii, by po drodze skierować obiektyw swojego aparatu na liczącą sobie 2 tys. lat welwiczję przedziwną. W Instytucie Nielsa Bohra w Kopenhadze świeżo upieczona pasjonatka sfotografowała pobrane z syberyjskiej wiecznej zmarzliny 500.000-letnie promieniowce. Przy jednej z sesji Sussman musiała pokonać lęk przed otwartymi wodami. Zaczęła od lekcji nurkowania w Nowym Jorku, a licencję zdobyła na Tobago. Nauczywszy się podwodnej obsługi aparatu, uwieczniła wyglądające jak mózg koralowce z rodziny Faviidae. Rekordziści występują na wszystkich kontynentach i są bardzo zróżnicowani: od grenlandzkich porostów, którym przez wiek przybywa ledwie centymetr, przez unikatowe krzewy z RPA i Ameryki Południowej, po drapieżne grzyby z Oregonu. Niestety, niektóre z fotografowanych organizmów, ostatni przedstawiciele gatunku, wyginęły... Środki potrzebne do sfinansowania projektu Sussman pozyskiwała m.in. na Kickstarterze. « powrót do artykułu
  12. Badanie przeprowadzone podczas ekspedycji na Mount Everest pokazało, w jaki sposób niski poziom tlenu w organizmie (hipoksja) wiąże się z rozwojem insulinooporności. Brytyjscy naukowcy zauważyli, że po kilku tygodniach hipoksji wywołanej przebywaniem na dużej wysokości u zdrowych ludzi wzrosło kilka wskaźników insulinooporności. Towarzyszył temu również wzrost stężenia markerów stanu zapalnego i stresu oksydacyjnego we krwi. Dane zgromadzono w ramach studium Caudwell Xtreme Everest z 2007 r. Te wyniki dały nam wgląd w [...] problem insulinooporności. Uznaje się, że tkanka tłuszczowa otyłych osób jest przewlekle lekko niedotleniona, ponieważ drobne naczynia krwionośne nie są w stanie dostarczyć do tkanki wystarczającej ilości tlenu. [...] Wyniki wskazują na możliwe interwencje, które zapobiegałyby rozwojowi pełnoobjawowej cukrzycy [...] - podkreśla prof. Mike Grocott z Uniwersytetu w Southampton. Po bazowym badaniu w Londynie (na wysokości 75 m n.p.m.) 24 zdrowych badanych wspinało się w ciągu 13 dni z Katmandu (1300 m) do Everest Base Camp (EBC, 5300 m). Pomiar hormonów przeciwregulacyjnych (glukagonu, adrenaliny, noradrenaliny) wskaźników kontroli glikemii (stężenia glukozy, insuliny czy peptydu C), markerów zapalnych (interelukiny 6, IL-6) i stresu oksydacyjnego (4-hydroksy-2-nonenalu, 4-HNE) oraz ważenie przeprowadzano przed wylotem, podczas wspinaczki do EBC, a także tydzień, sześć i osiem tygodni później. Połowa badanych została w Everest Base Camp, a reszta wspięła się na szczyt. Saturacja (SpO2) spadła z 98% na poziomie morza do 82% po przybyciu na wysokość 5300 m. O ile poziom glukozy pozostał stały, o tyle w czasie ostatnich 2 tygodni stężenia insuliny oraz peptydu C skoczyły nawet o >200%. Wzrosty insuliny na czczo, wskaźnika insulinooporności w modelu homeostatycznym (HOMA-IR) i glukogonu korelowały ze wzrostami markerów stresu oksydacyjnego (4-HNE) i stanu zapalnego (IL-6). Rola 4-HNE oraz IL-6 jako kluczowych graczy kształtujących zależność między utrzymującą się hipoksją a insulinoopornością wymaga, wg autorów raportu, dalszych badań. Zespół z UCL i Uniwersytetu w Southampton jako pierwszy zmierzył poziom tlenu we krwi na wysokości 8400 m n.p.m. Zdobywając te wszystkie dane, naukowcy chcą się lepiej zaopiekować pacjentami, których głównym problemem jest niedotlenienie (np. osobami w stanie krytycznym). Ostatni eksperyment ekipy - Xtreme Everest 2 - przeprowadzono wiosną zeszłego roku. « powrót do artykułu
  13. Zdaniem IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change) samo przestawienie się na odnawialne źródła energii nie wystarczy już, by powstrzymać ocieplenie się klimatu o ponad 2 stopnie. Konieczne jest przechwytywanie CO2 z atmosfery i jego składowanie. IPCC uważa, że najlepszą metodą, by tego dokonać, jest uprawa roślin, które będą przechwytywały CO2, następnie ich spalanie, w celu uzyskania energii, z jednoczesnym wychwytywaniem dwutlenku węgla powstającego podczas spalania. Pomimo politycznych deklaracji świat nie zrobił niemal nic, by ograniczyć emisję dwutlenku węgla. W dekadzie 2000-2010 rosła ona szybciej niż w każdej z wcześniejszych trzech dekad. Trzon najnowszego raportu stanowi symulacja ponad 1000 różnych scenariuszy dotyczących użycia energii i wpływu na klimat. Autorzy raportu uważają, że optymalnym rozwiązaniem byłoby generowanie energii bez jednoczesnej emisji CO2. Obecnie źródła o niskiej emisji tego gazu dostarczają światu 30% energii. Są to głównie hydroelektrownie i elektrownie atomowe. Aby uniknąć katastrofy powinniśmy zwiększyć odsetek tak produkowanej energii do 80% w roku 2050. Wzrost ten może się odbywać głównie dzięki wykorzystaniu energii wiatru i słońca. Działania zapobiegawcze nie oznaczają, że mamy zrezygnować ze wzrostu gospodarczego - podkreśla współprzewodniczący grupy roboczej Ottmar Edenhofer z Poczdamskiego Institutu Badań Nad Klimatem. Musimy jednak podjąć działania, by do roku 2100 móc całkowicie zrezygnować z paliw kopalnych. Chyba, że będziemy w stanie przechwytywać i bezpiecznie składować cały dwutlenek węgla powstający przy ich spalaniu. W raporcie poparto rozwój technologii pozyskiwania i spalania gazu naturalnego, gdyż może być on paliwem przejściowym pozwalającym na odejście od węgla i dającym czas na zdobycie popularności przez źródła odnawialne lub rozpowszechnienie się technologii przechwytywania dwutlenku węgla. Autorzy raportu wspominają również o takich działaniach jak bardziej efektywne wykorzystywanie energii w przemyśle i gospodarstwach domowych, produkcja bardziej energooszczędnych pojazdów czy rozwój szybkich kolei, które pozwolą na zredukowanie zapotrzebowania na transport lotniczy. Jeśli chcemy zatrzymać globalne ocieplenie zanim przekroczy 2 stopnie Celsjusza, to prawdopodobnie nie powinniśmy dopuścić, by koncentracja CO2 w atmosferze zwiększyła się ponad 450 części na milion (ppm). Niedawno po raz pierwszy zanotowano przekroczenie poziomu 400 ppm, a w ciągu najbliższych lat stanie się on średnim poziomem koncentracji CO2 w atmosferze. W epoce przedindustrialnej koncentracja dwutlenku węgla wynosiła 280 ppm. « powrót do artykułu
  14. Naukowcy z Massachusetts Institute of Technology, University of North Carolina i University of Washington przeprowadzili wyliczenia pokazujące, ile USA kosztuje jedna z metod unikania podatków przez inwestorów. Metoda „round-tripping” polega na przenoszeniu funduszy do rajów podatkowych, a następnie inwestowanie stamtąd na amerykańskich rynkach kapitałowym i dłużnym. W ten sposób, występując jako zagraniczni inwestorzy, nie płacą takich samych podatków, jak miejscowy kapitał. W Journal of Finance profesorowie Michelle Hanlon (MIT), Edward L. Maydew (University of North Carolina) i Jacob R. Thornock (University of Washington) stwierdzili, że na każdy 1% wzrostu stawki podatku inwestycje zagraniczne dokonywane z rajów podatkowych rosną o 2,1 do 2,8%. Na przykład w roku 2008 amerykański kapitał ulokowany w rajach podatkowych zainwestował w USA 34-109 miliardów dolarów, co oznacza spadek wpływów podatkowych o 8-27 miliardów USD. Im wyższe podatki tym więcej papierów wartościowych wydaje się kupowanych przez kapitał z rajów podatkowych. To prawdopodobnie wskazuje, że Amerykanie udają obcokrajowców, którzy inwestują na rynkach w USA - mówi profesor Hanlon. Uczeni dołożyli starań, by spośród kapitału z rajów podatkowych wyodrębnić ten, który w rzeczywistości jest kapitałem amerykańskim. Aby tego dokonać zbadali zmiany w poziomie inwestycji z rajów podatkowych jakie zachodziły po zmianach amerykańskich stawek podatkowych. Zmiany te badali z uwzględnieniem faktu, czy pomiędzy USA a badanym obszarem podatkowym została podpisana Tax Information Exchange Agreement (TIEA). Umowa ta, przynajmniej w teorii, pozwala amerykańskiemu rządowi na zdobycie większej informacji na temat inwestycji dokonywanych z terenów obcych jurysdykcji podatkowych. Okazało się, że jeśli USA podpiszą z jakimś obszarem umowę TIEA, to poziom inwestycji na rynkach kapitałowych i dłużnym dokonywanych w USA z tego obszaru spada o 32%. Profesor Hanlon przyznaje, że bardzo trudno jest zidentyfikować przypadki unikania podatków, gdyż – oczywiście - ludzie to ukrywają. Gdy zobaczyliśmy te dane, zdaliśmy sobie sprawę, że możemy poradzić sobie z tym problemem. Przeprowadziliśmy wiele testów próbując wyizolować interesujące nas informacje. Sądzimy, że w pewnym stopniu udało się nam oszacować skalę zjawiska. Ludzie zawsze unikali płacenia podatków i nadal będą to robić. Na ile będą przy tym zdeterminowani zależy od potencjalnego ryzyka, kosztów i spodziewanych zysków. Autorzy najnowszego studium mają nadzieję, że inni uczeni skorzystają z ich metod i opracują własne, które pozwolą na lepsze oszacowanie skali unikania opodatkowania. « powrót do artykułu
  15. Niższy poziom cukru sprawia, że osoby zamężne/żonate są bardziej złe na partnerów i bardziej skłonne do agresywnego wyładowywania się na nich. Autorami studium, którego wyniki ukazały się online w piśmie PNAS, są prof. Brad Bushman i Michael D. Hanus z Uniwersytetu Stanowego Ohio, a także C. Nathan DeWall z Uniwersytetu Kentucky i Richard S. Pond z Uniwersytetu Północnej Karoliny. Badaniami objęto 107 małżeństw. Na początku wszyscy wypełniali kwestionariusz satysfakcji ze związku. Później wszystkim dano laleczkę wudu i komplet 51 szpilek. Przez 21 kolejnych dni wieczorem (w samotności) trzeba było wbić w lalkę tyle szpilek, by odzwierciedlało to złość na partnera (ich liczbę należało zanotować). Ochotnicy mieli też glukometry. Polecono im, by poziom cukru mierzyć przed śniadaniem i przed położeniem się spać. Okazało się, że im niższy ktoś miał wieczorem poziom cukru, tym więcej szpilek wbijał w lalkę reprezentującą małżonka. Związek nadal występował, gdy naukowcy wzięli poprawkę na satysfakcję ze związku. Nawet ci, którzy mówili o dobrych relacjach z małżonkami, byli bardziej skłonni wyrażać gniew przy niższej glikemii - podkreśla Bushman. Po 21 dniach pary zjawiły się w laboratorium. Ludziom powiedziano, że będą się ścigać z partnerem, kto pierwszy wciśnie guzik, zauważywszy, że kwadrat na ekranie stał się czerwony. Zwycięzca każdej rundy miał prawo ogłuszyć przegranego głośnym dźwiękiem podawanym przez słuchawki. W rzeczywistości badani nie współzawodniczyli z mężem czy żoną, lecz z komputerem, który dawał im wygrać w ok. połowie przypadków. Każdorazowo po wygranej człowiek miał zadecydować, jak głośny ma być nieprzyjemny dźwięk i jak długo będzie trwać. Ponieważ partnerzy przebywali w różnych pomieszczeniach, nie wiedzieli, że tak naprawdę nikogo nie ogłuszano. Stwierdzono, że ludzie z niższym średnim wieczornym poziomem cukru wybierali głośniejszy i dłuższy dźwięk (nawet po wzięciu poprawki na satysfakcję małżeńską oraz płeć). Dalsze analizy zademonstrowały, że ludzie, którzy wbili w lalkę uosabiającą małżonka więcej szpilek, także stosowali dłuższe dźwięki o większym natężeniu. Natrafiliśmy na jasny związek między agresywnymi impulsami w stosunku do lalek i prawdziwymi zachowaniami agresywnymi. Czemu niski poziom cukru uruchamia agresję? Bushman tłumaczy, że glukoza to paliwo dla mózgu, a samokontrola wymaga energii... « powrót do artykułu
  16. Wykorzystanie nanocząsteczek do dostarczania chemioterapeutyków pozwala na redukcję skutków ubocznych podczas leczenia nowotworów. Nanocząsteczki umożliwiają bowiem określenie dawki leku i miejsca, do którego powinien trafić. Chemikom z MIT-u udało się właśnie skonstruować nanocząsteczkę, w której jednocześnie można umieścić trzy różne leki. Sądzimy, że to pierwsza nanocząsteczka, która przenosi precyzyjne dawki trzech różnych leków i uwalnia je w odpowiedzi na trzy różne sygnały - mówi profesor Jeremiah Johnson. Uczony wraz z zespołem wykazali, że takie nanocząsteczki lepiej zwalczają raka jajników niż nanocząsteczki przenoszące jeden lub dwa leki. Uczeni rozpoczęli już testy na zwierzętach. Obecnie stosuje się dwie metody umieszczania leków w nanocząsteczkach. Chemioterapeutyk jest albo zamykany w nanocząsteczce jak w kapsułce lub też jest przyczepiany do jej powierzchni. Połączenie obu metod pozwala na jednoczesne dostarczenie dwóch leków. Dodawanie kolejnych jest jednak niezmiernie trudne ze względu na reakcje, które trzeba przeprowadzić, by umieścić każdy kolejny lek. Johnson i jego zespół pokonali ten problem tworząc nowy rodzaj nanocząsteczek. Zamiast tworzyć nanocząsteczkę, a później dołączać do niej leki, uczeni stworzyli cząsteczkę z fragmentów już zawierających leki. Sposób ten pozwala na dołączenie wielu różnych leków oraz umożliwia precyzyjne określenie struktury nanocząsteczki, a co za tym idzie ilości każdego leku. Każdy element nanocząsteczki składa się z trzech części: molekuły leku, części łączącej, dzięki której łączy się poszczególne elementy oraz łańcucha poli(tlenku) etylenu, który chroni lek przed rozpadnięciem się w organizmie. Metoda Johnsona pozwala na łączenie setek takich elementów w jedną nanocząsteczkę. Jeśli chcę uzyskać nanocząsteczkę z pięcioma lekami, buduję ją z pięciu rodzajów elementów. Możemy dodać dowolną liczbę leków - zapewnia uczony. W artykule opublikowanym w Journal of the American Chemical Society opisano nanocząsteczkę zawierającą cisplatynę, doksorubicynę oraz camptothecin stosowane razem lub osobno w leczeniu nowotworu jajników. Ilość każdego z leków odpowiadała maksymalnej tolerowanej dawce, każdy miał też własny mechanizm uwalniania z nanocząsteczki. Cisplatyna uwalniała się natychmiast po wejściu nanocząsteczki w komórkę. Działo się tak, gdyż pod wpływem obecnego w komórce glutationu dochodziło do przerwania wiązań. Bardzo szybko, pod wpływem esterazy, uwalniał się też camptothecin. Z kolei doksorubicyna została przygotowana tak, by uwalniać się tylko pod wpływem światła ultrafioletowego. Gdy i ona się uwolniła, jedyną pozostałością po nanocząsteczce był poli(tlenek) etylenu, który łatwo rozkłada się w organizmie. Wstępne testy przeprowadzono na hodowli komórek nowotworowych. Wykazały one większą skuteczność takiego rozwiązania od metody tradycyjnej. Obecnie zespół Johnsona buduje nanocząsteczkę zawierającą cztery lekarstwa. Pracuje też nad dołączeniem do nanocząsteczki specjalnego znacznika zawierającego molekuły, dzięki którym nanocząsteczka trafi precyzyjnie do komórek nowotworowych. Bardzo istotne jest, byśmy mogli szybko i efektywnie wytwarzać cząsteczki z różną względną ilością różnych leków, co pozwoli nam na sprawne testowanie różnych kombinacji. Nasza metoda to umożliwia - podkreśla uczony. « powrót do artykułu
  17. Naukowcy sfilmowali dzikiego samca marmozety zwyczajnej (Callithrix jacchus), który tulił i opiekował się umierającą partnerką. Samica przypadkowo spadła z drzewa w brazylijskim lesie atlantyckim (Mata Atlântica). Specjaliści podkreślają, że wśród naczelnych podobne zachowanie obserwowano dotąd wyłącznie u szympansów i ludzi. Samiec M1B i samica F1B to dominująca para, która była ze sobą od co najmniej 3,5 roku. Po śmierci partnerki M1B opuścił grupę i nigdy do niej nie powrócił. Autorzy artykułu z pisma Primates przypuszczają, że długoterminowy związek i status społeczny mogły się przyczynić do reakcji samca, który nie dopuszczał, by młode osobniki zbliżały się do umierającej (wcześniej analogiczne zachowanie zaobserwowano u szympansów; gdy pewna samica została zaatakowana przez lamparta, starszy samiec również odpędzał od niej młodocianych członków grupy). Akademicy, w tym dr Bruna Bezerra z Uniwersytetu w Bristolu oraz prymatolodzy z Federal Rural University of Pernambuco (UFRPE), przez parę lat obserwowali stado marmozet zwyczajnych. Ostatnio składało się ono z 12 osobników: 4 dorosłych samców, 3 dorosłych samic, 3 dorastających małpek i 2 niemowląt. M1B i F1B wychowali razem 8 dzieci. Niewykluczone, że w chwili upadku samica znowu była w ciąży. Przyglądając się grupie, naukowcy zauważyli, jak dominująca samica F1B spadła z drzewa i uderzyła głową w znajdujący się na ziemi obiekt. Jej agonia trwała 2,5 godz. Po 3 kwadransach M1B także dostrzegł leżącą samicę. Zostawił na drzewie 2 młodych, którymi się zajmował, zszedł do partnerki i ją objął. Jak podkreśla dr Bezerra, przez 108 min siedział koło niej, węszył i próbował nawiązać z nią kontakt. Ponieważ takie sytuacje obserwuje się niezwykle rzadko, bardzo trudno ocenić, w jaki sposób nieczłowiekowate postrzegają śmierć. Naukowcy podkreślają np., że w czasie interakcji M1B próbował kopulować z F1B. Przypominają przy tej okazji, że podobnie jak choćby bonobo, marmozety posługują się seksem w celu wzmocnienia więzi społecznych. Uspokajając partnerkę, samiec wydawał dźwięki alarmowe, takie jak po zauważeniu latających drapieżników, ale naukowcy nie dostrzegli w okolicy żadnych polujących ptaków. Nie wiadomo, czy próba spółkowania to sposób na wyrażanie żalu czy skutek stresu. Bezerra wyjaśnia jednak, że takie zachowanie mogło również być próbą na wyzwolenia u rannej samicy jakiejkolwiek reakcji. Niedługo po śmierci partnerki M1B opuścił stado. Choć jego los jest nieznany i ani przed, ani bezpośrednio po zgonie samicy nie stwierdzono u niego żadnych urazów, naukowcy spekulują, że w grę mogło wchodzić podobne zjawisko jak u ludzi, u których śmierć długoletniego partnera znacznie zwiększa śmiertelność i podatność na choroby. « powrót do artykułu
  18. Badacze z laboratorium IBM-a w Zurichu oraz uczeni z Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii wykazali, że ten sam nanokabel może emitować światło oraz je wykrywać. To znaczące osiągnięcie, która może uprościć budowę układów nanofotonicznych. Obecnie w komunikacji optycznej do emisji światła wykorzystuje się pierwiastki z grupy III-V układu okresowego, a do jego wykrywania używa się krzemu lub germanu. Tymczasem z artykułu opublikowanego w Nature Communications dowiadujemy się, że arsenek galu może być zarówno prostą diodą emitującą światło, jak i fotodetektorem. Z materiału tego można bowiem przygotować nanokabel o strukturze krystalicznej podobnej do wurcytu. W półprzewodnikach z wurcytu atomy ułożone są w specyficznych miejscach wzdłuż kabla. To powoduje, że funkcje falowe elektronów i dziur silnie się na siebie nakładają. Wystarczy rozciągać bądź kompresować kabel wzdłuż jego długości, by przełączać pomiędzy stanami nazwanymi przez naukowców „bezpośrednim pasmem wzbronionym” i „pseudobezpośrednim pasmem wzbronionym”. Gdy rozciągasz nanokabel wzdłuż jego długości, znajduje się on w stanie, który nazwaliśmy 'bezpośrednim pasmem wzbronionym' i wówczas bardzo efektywnie emituje światło. Jeśli zaś skompresujesz go wzdłuż długości, jego właściwości elektroniczne zmieniają się i przestaje emitować światło. Nazywamy to 'stanem pseudobezpośrenim', materiały z grup III-V zachowują się podobnie do krzemu i germanu i stają dobrymi wykrywaczami światła - mówi Giorgio Signorello z IBM-a. Tego typu kable mogą posłużyć też do produkcji ogniw słonecznych, czujników nacisku czy jako urządzenia piezoelektryczne. « powrót do artykułu
  19. Google zakupił firmę Titan Aerospace, niedawno powstałego producenta zasilanych energią słoneczną dronów latających na dużych wysokościach. Titan będzie działał oddzielnie od Google'a i będzie współpracował z Google Maps oraz Project Loon, którego zadaniem jest dostarczanie łączy internetowych za pomocą balonów umieszczonych na dużej wysokości. W przeszłości Titana próbował podobno kupić też Facebook. Do transakcji nie doszło, ale ostatnio koncern Zuckerberga zatrudnił pracowników firmy Ascenta, która eksperymentuje z dostarczaniem internetu za pomocą dronów, satelitów i laserów. Zakup Titana to kolejny etap walki pomiędzy Google'em a Facebookiem. Ostatnio Facebook wydał 19 miliardów na zakup firmy WhatsApp oraz 2 miliardy na Oculus VR. Z kolei Google wydaje miliardy na autonomiczne samochody, ubieralną elektronikę, roboty wojskowe. Kupił też przedsiębiorstwo Nest, producenta wykrywaczy dymu czy termostatów. « powrót do artykułu
  20. U pacjentów z grupą krwi 0, którzy przeszli prostatektomię radykalną, ryzyko wznowy biochemicznej (wzrostu poziomu PSA, swoistego antygenu sterczowego, ang. biochemical recurrence, BCR) jest niższe. Wyniki badań na ten temat ujawniono na 29. dorocznej konferencji Europejskiego Towarzystwa Urologicznego. Zespół doktora Yoshio Ohno z Tokijskiego Uniwersytetu Medycznego przyglądał się 555 pacjentom po prostatektomii radykalnej, u których nie zastosowano ani terapii neoadjuwantowej, ani adjuwantowej (leczenia uzupełniającego przed i po operacji). Losy chorych śledzono średnio przez 52 miesiące; po tym czasie wznowa biochemiczna wystąpiła u 166 osób, czyli 29,9%. W porównaniu do pacjentów z grupą krwi A, u mężczyzn z grupą 0 ryzyko BCR było o 34,7% niższe. Japończycy definiowali czas BCR jako najwcześniejszy moment, kiedy pooperacyjne stężenie PSA w surowicy rosło do poziomu ≥0,2 ng/ml. To pierwszy przypadek, kiedy komuś udało się wykazać, że [ryzyko] wznowy raka gruczołu krokowego może się różnić w zależności od grupy krwi. [...] Nie wiemy, czemu tak jest, ale ustalenia mogą wytyczyć nowe ścieżki w zakresie badań molekularnych nad postępami nowotworu. Rodzą się też pytania, czy powinno się mówić pacjentom z określonymi grupami krwi, że ryzyko nawrotu jest w ich przypadku większe bądź mniejsze i czy powinno się traktować grupę krwi jako czynnik ryzyka wpływający na planowanie terapii. Warto przypomnieć, że niedawno zespół dr. Tobiasa Lattego z Uniwersytetu Medycznego w Wiedniu także zademonstrował, że istnieje związek między grupą krwi a prognozami w chorobie nowotworowej innej części układu moczowo-płciowego. W tym przypadku wśród chorych z rakiem pęcherza nienaciekającym błony mięśniowej (ang. non-muscule invasive bladder cancer, NMIBC), którzy przeszli przezcewkową resekcję guza, osoby z grupą krwi 0 były najbardziej zagrożone wznową i progresją choroby. « powrót do artykułu
  21. Na Yale University opracowano metodę szybkiej identyfikacji i charakterystyki szkieł metalicznych (BMG). To amorficzne stopy metali o wytrzymałości większej niż stal. Szkło metaliczne wykorzystywane jest m.in. do produkcji zegarków czy kijów golfowych, a może przydać się przy produkcji implantów oraz urządzeń medycznych, w których wymagana jest plastyczność i wytrzymałość. Szkła metaliczne dają nadzieję na uzyskanie złożonych kształtów, których nie można uzyskać z tradycyjnie wytwarzanych metali. BMG składają się z trzech lub więcej pierwiastków, których połączenie, podgrzanie i schłodzenie w określonych temperaturach pozwala na uzyskanie niezwykle przydatnych materiałów. Profesor Jan Schroers, główny autor najnowszego odkrycia mówi, że potencjalnie istnieje około 20 milionów możliwych do uzyskania stopów BMG. Za pomocą współcześnie używanych metod możliwe jest testowanie i charakteryzowanie maksymalnie 1 BMG na dobę. Dotychczas wytworzono i zbadano około 120 000 BMG. Schroers zauważa, że produkcja i sprawdzenie wszystkich możliwych BMG trwałaby około 4000 lat. Jednak czas ten, co właśnie udowodnił uczony, można znacząco skrócić. Wraz z zespołem opracował on metodę produkcji i charakteryzowania 3000 BMG jednocześnie. Dzięki niej wszystkie możliwe stopy można będzie zbadać w ciągu około 4 lat. Naukowcy z Yale połączyli dwie metody. Jedna z nich to rozpylanie, które pozwala na jednoczesną produkcję tysięcy różnych stopów. Poszczególne elementy stopu są mieszane w kontrolowanym środowisku, dzięki czemu uzyskuje się tysiące próbek o długości liczonej w milimetrach i grubości rzędu mikronów. Druga metoda to formowanie rozdmuchowe, które tworzy ze stopu rodzaj balonu, co pozwala na ocenę jego plastyczności. Zamiast pompować jeden balon z jednego materiału, nadmuchujemy jednocześnie 3000 balonów z 3000 materiałów - mówi Schorers. Od 2010 roku jego zespół przetestował w ten sposób około 50 000 nowych stopów i zidentyfikował trzy nowe BMG. « powrót do artykułu
  22. Naukowcy uważają, że pandy wielka (Ailuropoda melanoleuca) i mała (Ailurus fulgens) mogą żyć w tym samym miejscu i bazować na tym samym pokarmie - tym samym gatunku bambusa - dzięki różnej budowie czaszki. Dr Zhijie Jack Tseng z Wydziału Paleontologii Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej zaznacza, że jeden z podstawowych dogmatów ekologii głosi, że jeśli 2 gatunki wykorzystują identyczne zasoby, nie mogą zamieszkiwać tej samej przestrzeni, bo rywalizacja między nimi będzie zbyt silna. Jakim więc cudem pandom się to udało? Otóż gdy autorzy artykułu z pisma Biology Letters dokładniej przyjrzeli się zwyczajom żywieniowym obu gatunków pand, zauważyli, że ssaki wybierały różne części bambusa. A. fulgens wolały liście i owoce, a A. melanoleuca łodygi. Co ważniejsze, te preferencje było wyraźnie widać w budowie ich czaszek. Naukowcy przeprowadzili obrazowanie tomografem komputerowym, a następnie zrekonstruowali czaszki obu gatunków w 3D. Modele wykorzystali później do symulacji. W ten sposób zespół ustalił, że choć czaszki pand małych lepiej rozprowadzają naprężenia związane z żuciem, pandy wielkie potrafią sobie to skompensować - mocniejsza czaszka pozwala wytrzymać wpływ powtarzalnych, zlokalizowanych sił. Czaszka pandy wielkiej lepiej się nadaje do używania dużych sił do łamania łodyg/pni bambusów i do wytrzymywania naprężeń powstających w krótkich, dyskretnych okresach. Dla odmiany czaszka pandy czerwonej lepiej opiera się zmęczeniu będącemu wynikiem stałego żucia z wykorzystaniem działających przez dłuższy czas submaksymalnych sił. Udaje się to dzięki równiejszemu rozkładowi naprężenia. Zamiast trzymać się własnych habitatów czy wyewoluować w kierunku polegania na innym pokarmie, pandy znalazły inżynierskie rozwiązanie swojego problemu. W ten sposób mogą żyć razem w tych samych lasach - podsumowuje Tseng. « powrót do artykułu
  23. Na podstawie badań 1800 dzieci w wieku od 6 miesięcy do 8 lat naukowcy z Massachusetts General Hospidal for Children i Harvard School of Public Health stwierdzili, że oglądanie telewizji skraca długość snu badanych. Dzieci i ich matki brały udział w długoterminowym Project Viva, którego celem było zbadania różnych czynników wpływających na zdrowie zarówno podczas ciąży, jak i po urodzeniu. Wśród badanych czynników był też wpływ telewizji. Po raz pierwszy pytano matki o telewizję, gdy ich dzieci miały 6 miesięcy. Ankiety powtarzano później co roku przez siedem kolejnych lat. Matki odpowiadały m.in. na pytanie, jak długo niemowlęta przebywały w tym samym pokoju, w którym był telewizor, jak długo starsze dzieci oglądały telewizję, czy dzieci w wieku 4-7 lat spały w tym samym pokoju, w którym jest telewizor oraz jak długo dzieci spały w ogóle. Badania wykazały, że każda dodatkowa godzina oglądania telewizji jest powiązana ze skróceniem snu dziecka o 7 minut. Efekt ten silniej występuje u chłopców niż u dziewczynek. Dzieci innych ras niż biała z większym prawdopodobieństwem spały w pokoju z telewizorem i u nich obecność odbiornika w sypialni skracała sen średnio o 30 minut w ciągu nocy. Badania te potwierdzają wnioski z wcześniejszych krótkoterminowych studiów, z których wynika, że zarówno oglądanie telewizji jak i spanie w pokoju z telewizorem skraca czas snu, co może mieć negatywny wpływ na zdrowie psychiczne i fizyczne. « powrót do artykułu
  24. Drewno, które opada na dno oceanu (jako część tonącego statku lub jako naturalnie przewrócone drzewo), szybko zostaje opanowane przez różne formy życia. Występują wśród nich m.in. skałotocze z rodzaju Xylophaga czy różne skorupiaki. Craig McClain szacuje, że ok. 90% tych gatunków zamieszkuje tylko i wyłącznie rośliny pochodzące z lądu. Ponieważ takie ekosystemy są słabo poznane (trudno je namierzyć, o szybkim znikaniu nie wspominając), Amerykanin postawił sam je stworzyć. W 2006 r. wypłynął na Pacyfik i razem z Jamesem Barrym z Monterey Bay Aquarium Research Institute wyrzucił za burtę 36 akacjowych bali. Na miejsce zrzutu panowie wybrali stanowisko Deadwood. Pnie ważyły od kilku do 45 funtów (ok. 20 kg). Powleczono je siatką i za pomocą specjalnego urządzenia opuszczono na głębokość 3 km. Ładunek rozproszono dzięki zdalnie sterowanemu pojazdowi podwodnemu (ROV). Pod koniec 2011 r. 18 belek wydobyto. Okazało się, że pierwszymi kolonizatorami są małże z rodzaju Xylophaga. Drążąc szczeliny, tworzą one domy dla kolejnych mieszkańców. Podobnie jak bobry czy termity, są inżynierami krajobrazu. Zmieniają otoczenie i zapewniają nowe habitaty dla innych gatunków. Bez nich energia węgla z drewna nie byłaby dla pozostałych dostępna - wyjaśnia McClain. Żerując, Xylophaga rozrzucają drzazgi. Na dno opadają też ich odchody. Ponieważ stanowią one smakowity kąsek dla bakterii, wokół drewna tworzy się specyficzna biała aureola. Szybko przybywają kolejne istoty, które zjadają mieszankę drewna, fekaliów i mikrobów. W wyniku ich aktywności dochodzi do wyczerpania zapasów tlenu i zmiany barwy osadów - z biegiem czasu z białych stają się czarne. Autorzy opracowania z pisma Biology Letters zaznaczają, że na skład społeczności zamieszkujących bale duży wpływ ma ich wielkość. Ślimaki żyją np. wyłącznie na większych pniach. Wbrew obiegowej opinii, ślimaki są bardzo wymagające metabolicznie. Choć dużą część zmienności w zakresie składu biospołeczności da się wyjaśnić obecnością Xylophaga i wielkością kawałka drewna, kolonie i tak okazały się fascynująco przypadkowe. Mimo że wszystkie bale zatopiono w tym samym czasie, niektóre znajdowały się na najwcześniejszych etapach kolonizacji, podczas gdy inne się już praktycznie rozpadały. Różnice nie odzwierciedlały położenia, wielkości czy pola powierzchni. McClain uważa, że zbieranie się larw ma charakter niemal losowy, nawet w przypadku bali leżących kilka metrów od siebie. Jak widać, wizja funkcjonowania nadrzewnych dennych habitatów na razie się kształtuje i na wiele pytań trzeba jeszcze znaleźć odpowiedzi... « powrót do artykułu
  25. Dwanaście tygodni eksperymentalnej doustnej terapii wyleczyło zakażenie wirusem zapalenia wątroby typu C u ponad 90% chorych z marskością wątroby. Co istotne, była ona dobrze tolerowana. Historycznie wskaźnik wyleczeń u osób ze zwłóknieniem nie przekraczał 50%, a terapia nie była dla pacjentów bezpieczna. Dotąd jedynym czynnikiem, który wykazywał skuteczność w przypadku wirusowego zapalenia wątroby typu C, był interferon, ale u pacjentów często występowały nawroty, a terapia wiązała się z licznymi skutkami ubocznymi. Nowa metoda firmy farmaceutycznej AbbVie jest bezinterferonowa. Międzynarodowy zespół opisał ją na łamach The New England Journal of Medicine. Objęci studium ochotnicy przyjmowali inhibitor proteazy ABT-450/r (wzmacniany ritonavirem), inhibitor NS5A ombitasvir, nienukleozydowy inhibitor polimerazy dasabuvir i rybawirynę. Trzy miesiące po przyjęciu ostatniej dawki wirusa nie wykrywano w krwiobiegu 91,8% osób, które zażywały tabletki przez 12 tygodni. W grupie pacjentów leczonych przez 24 tygodnie odsetek osób HCV-negatywnych wzrósł do 95,9%. Jednym z uczestników studium był emerytowany anestezjolog z San Antonio Sergio Buentello. Wirusowe zapalenie wątroby typu C zdiagnozowano u niego 11 lat temu. Dr Buentello przeszedł terapię 8 lat temu, ale nie udało się go wyleczyć. Wystąpiły za to skutki uboczne. Moja wiremia spadła, ale nigdy się nie wyzerowała. Gdy dr Eric Lawitz z Teksańskiego Instytutu Wątroby zaproponował mu nową metodę, Buentello był sceptyczny, okazało się jednak, że tak jak w przypadku wielu innych szczęśliwców, tabletki sprawdziły się i u niego. Międzynarodowe studium objęło 380 pacjentów z 78 miejsc, w tym ze szpitali i centrów medycznych w Hiszpanii, Niemczech, Anglii, Kanadzie i USA. Naukowcy katalogują próbki krwi chorych przez 3 lata od zakończenia terapii i jak dotąd nie odnotowano żadnych późnych nawrotów - podkreśla prof. Fred Poordad ze Szkoły Medycznej przy Centrum Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Teksańskiego w San Antonio. Terapia ma być dostępna na rynku albo pod koniec br., albo na początku 2015 r.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...