Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Microsoft poinformował, że w ciągu kilku najbliższych dni oficjalnie zakończy proces przejmowania wydziału produkcji telefonów firmy Nokia. Transakcja zostanie zakończona w piątek, 25 kwietnia, kiedy to oficjalnie powitamy Nokia Devices and Services w rodzinie Microsoftu - stwierdził Brad Smith, główny prawnik koncernu z Redmond. O wykupieniu przez Microsoft części Nokii dowiedzieliśmy się 2 września ubiegłego roku. Ogłoszono wówczas, że cena sprzedaży wynosi 5 miliardów USD za Nokia Devices & Services plus 2,2 miliarda USD za licencje na patenty fińskiej firmy. Po zakończeniu transakcji dotychczasowy wydział Nokii zostanie prawdopodobnie przemianowany na Microsoft Mobile Oy [„oy” to fiński odpowiednik polskiej spółki z ograniczoną odpowiedzialnością – red.] i będzie spółką-córką Microsoftu. Siedzibą firmy zatrudniającej około 30 000 osób pozostanie fińskie Espoo, a na jej czele stanie Steve Elop, do niedawna prezes Nokii. Brad Smith poinformował też, że w ostatniej chwili doszło do zmiany niektórych warunków umowy. Wiadomo, że 21 osób zatrudnionych przez Nokię w Chinach stanie się pracownikami Microsoftu, zrezygnowano z planów przeniesienia południowokoreańskiej fabryki Nokii do Microsoftu. Jednym z ostatnich krajów, które wydały zgodę na transakcję były Chiny. « powrót do artykułu
  2. Ethan Kruse i Eric Agol z University of Washington poinformowali na łamach Science o odkryciu pierwszego znanego układu podwójnego, który sam dla siebie jest soczewką grawitacyjną. To potwierdzenie teorii mówiącej o możliwym istnieniu takich układów. Soczewkowanie grawitacyjne to zjawisko często wykorzystywane przez astronomię. Bez niego nie moglibyśmy zauważyć wielu znajdujących się daleko gwiazd. Do soczewkowania dochodzi, gdy masywne ciało niebieskie zakrzywia i skupia światło znajdującej się poza nim gwiazdy. Z naszego punktu widzenia gwiazda taka świeci mocniej, dzięki czemu możemy ją dostrzec. Naukowcy sądzą, że niemal połowa widocznych gwiazd to obiekty znajdujące się w układach wielokrotnych, często podwójnych. Jeśli orbity gwiazd w takim systemie znajdują się względem Ziemi w odpowiedniej płaszczyźnie, to obserwujemy periodyczne przesłanianie się gwiazd nawzajem, co skutkuje osłabieniem światła gwiazdy znajdującej się dalej od nas, tej zasłoniętej. Jednak uczeni spekulowali, że w niektórych układach podwójnych może dochodzić do soczewkowania, dzięki czemu światło gwiazdy dalszej jest zakrzywiane przez gwiazdę ją przesłaniającą i gwiazda przesłaniania wydaje się świecić mocnej. Zjawisko takie miałoby zachodzić w układach, w których jednak gwiazda jest podobna do Słońca, a druga jest białym karłem, czyli niewielkim obiektem o olbrzymiej masie. Wówczas, gdy biały karzeł będzie przechodził na tle swojego towarzysza, dojdzie do soczewkowania grawitacyjnego. Kruse i Agol zaobserwowali właśnie takie zjawisko. Naukowcy przyglądali się gwieździe KOI 3278. Wcześniej zauważono, że czasami gwiazda ta „przygasa”. Astronomowie sądzili, że dzieje się tak, gdyż na jej tle przechodzi planeta. Zamiast niej odkryli jednak drugą gwiazdę. Badania ujawniły, że gwiazdy obiegają się co 88 dni. Gdy gwiazda podobna do Słońca znajduje się pomiędzy Ziemią a swoim towarzyszem, biały karzeł „przygasa” jak ma to miejsce w większości układów podwójnych. Jednak gdy to biały karzeł jest bliżej Ziemi obserwowana jasność jego większego towarzysza zwiększa się o 0,1%. Zjawisko takie trwa 5 godzin. « powrót do artykułu
  3. Z okazji Świąt Wielkanocnych zapraszamy do naszego kolejnego konkursu. Oto trzy pytania, na które odpowiedzi możecie znaleźć w KopalniWiedzy. 1. Jak nazywa się białko z powierzchni komórki jajowej, które rozpoznaje białko Izumo z powierzchni plemnika? 2. Jakie nazwisko wygrawerowano na zegarku znajdującym się wewnątrz odnalezionego niedawno jajka Faberge? 3. Czyim pomysłem był kurczakozaur? Zwycięzca otrzyma jedną z książek: 1. Ulrich Schnabel "Sztuka leniuchowania. O szczęściu nicnierobienia", Wydawnictwo Muza, 2014 r. 2. John Aberth "Spektakle masowej śmierci. Plagi, zarazy, epidemie", Świat Książki, 2012 r. 3. Andrzej Zieliński "Oskarżony Jan Długosz", Świat Książki, 2011 r. Odpowiedzi prosimy przysyłać na adres konkursy@kopalniawiedzy.pl do 23.04.2014 do godziny 18.00. Regulamin konkursu: 1. Konkurs organizowany jest przez serwis KopalniaWiedzy.pl. 2. W konkursie może brać udział każdy chętny z wyjątkiem właścicieli i pracowników serwisu KopalniaWiedzy.pl. 3. Odpowiedzi na pytania konkursowe mogą być udzielane tylko za pośrednictwem poczty elektronicznej na adres konkursy@kopalniawiedzy.pl. 4. Uwzględnione zostaną tylko odpowiedzi podpisane imieniem i nazwiskiem. 5. Zwycięzca konkursu zostanie wyłoniony drogą losowania spośród osób, które prawidłowo odpowiedziały na pytania konkursowe. 6. Wyniki konkursu oraz nazwisko zwycięzcy zostaną podane do wiadomości publicznej na witrynie KopalniaWiedzy.pl. 7. Nagroda zostanie wysłana do zwycięzcy w ciągu 7 dni od podania wyników konkursu. 8. Udział w konkursie oznacza akceptację regulaminu. « powrót do artykułu
  4. Wesołych Świąt Wielkanocnych: smacznego jajka (i nie tylko), pogody na dyngusa i odpoczynku życzą Kopalniowicze. « powrót do artykułu
  5. Pomimo popularności, jaką cieszy się bitcoin, wciąż nie wiemy, kto jest twórcą tej waluty. Niedawno pojawiły się twierdzenia, jakoby jego autorem był Dorian S. Nakamoto, jednak sam zainteresowany temu zaprzecza. Zdaniem autorów pewnej analizy lingwistycznej, Nakamoto mówi prawdę. Doktor Jack Grieve, wykładowca lingwistyki śledczej na brytyjskim Aston University wraz ze swoimi 40 magistrantami przeprowadził badania pewnej poważanej pracy naukowej na temat bitcoinów. Porównywali oni język tej pracy z pismami 11 osób, które są najczęściej wymieniane jako twórcy bitcoina. Te osoby to Dorian S. Nakamoto, Vili Lehdonvirta, Michael Clear, Shinichi Mochizuki, Gavin Andersen, Nick Szabo, Jed McCaleb, Dustin D. Trammel, Hal Finney, Wei Dai i Neal King. Z analizy wynika, że autorem pracy naukowej, a zatem najbardziej prawdopodobnym twórcą bitcoina jest Nick Szabo. Liczba podobieństw językowych pomiędzy pracami opublikowanymi przez Szabo a pracą o bitcoinach jest niesamowita. Żadna z pozostałych analizowanych osób nie posługuje się tak podobnym językiem. Jesteśmy przekonani, że spośród wszystkich analizowanych przez nas osób to właśnie Nick Szabo jest głównym autorem wspomnianej pracy naukowej, chociaż nie możemy wykluczyć, że inni też brali udział w jej powstaniu - mówi Grieve. Na poparcie swoich twierdzeń mamy też inne mocne argumenty. Nick Szabo jest ekspertem w dziedzinie prawa, finansów, kryptografii i informatyki. Stworzył 'bit gold', który poprzedzał bitcoina i wiemy, że w 2008 roku szukał współpracowników do jakiegoś projektu [bitcoin ujrzał światło dzienne w 2009 roku – red]. Czy Nick Szabo stworzył bitcoina? Tego nie jesteśmy pewni, ale sądzimy, że z dużym prawdopodobieństwem to on jest autorem wspomnianej pracy, więc warto się temu bliżej przyjrzeć - dodaje uczony. Na potrzeby badań przeanalizowano 100 prac napisanych przez 11 „podejrzanych”, w tym ponad 40 artykułów autorstwa Szabo. Wśród podobieństw pomiędzy jego stylem, a stylem pracy o bitcoinie znalazło się m.in. częste używanie takich fraz jak „chain of...”, „trusted third parties”, „for our purposes”, „need for...”, stosowanie przecinków między wyrazami „and” i „but”, używanie myślników czy przysłówków zakończonych na „-ly”, wprowadzanie zdań podrzędnych za pomocą średnika itp. Ponadto praca o bitcoinie została napisana za pomocą edytora Latex. Szabo używa go we wszystkich swoich publikacjach. « powrót do artykułu
  6. Chcąc stwierdzić, czy ważący prawie 218 g (217,78) kawałek złota jest pojedynczym kryształem, geolog John Rakovan z Uniwersytetu w Miami udał się do należącego do Narodowego Laboratorium Los Alamos Lujan Neutron Scattering Center. Naukowcy posłużyli się dyfraktometrią neutronową i stwierdzili, że tak. Nigdy dotąd nie badano struktury czy inaczej mówiąc, układu atomów w kryształach złota tej wielkości [...] - podkreśla Rakovan. Z oczywistych względów podczas analiz nie można było zniszczyć samorodka. Trafił on do Rakovana razem z 3 innymi okazami (wszystkie znaleziono dziesięciolecia temu w Wenezueli). Ich właściciel prosił o ocenę krystaliczności. Przy pomocy Heinza Nakotte'a z Uniwersytetu Stanowego Nowego Meksyku oraz Svena Vogela Rakovan wykazał, że 3 z 4 próbek to pojedyncze kryształy. Dalsza analiza wyników pozwoli stwierdzić, w jaki sposób cenne okazy mogły się uformować, nim zostały nieco zdeformowane podczas zmywania z prehistorycznymi osadami. Dzięki ustaleniom zespołu wartość circa 218-g samorodka wzrosła z 10 tys. do, bagatela, 1,5 mln dol. « powrót do artykułu
  7. Już w starożytności dochodziło do nielegalnego ustalania wyników zawodów sportowych. Naukowcy odczytali właśnie spisaną po grecku umowę pomiędzy osobami popierającymi dwóch zapaśników, którzy awansowali do finałów ważnych regionalnych zawodów. W umowie z roku 267 n.e. czytamy, że ojciec zapaśnika Nicantinousa zgadza się na zapłacenie pieniędzy trenerom Demetriusa. Sportowcy mieli walczyć ze sobą w 138. zawodach Megala Antoneia. To zawody sportowe, które rozgrywano podczas obchodów religijnych w egipskim Antinopolis. Nicantinous i Demetrius walczyli w kategorii nastolatków. Odczytany dokument przewiduje, że Demetrius podczas walki zostanie trzykrotnie powalony i podda się. W zamian za to otrzyma trzy tysiące osiemset drachm w starych monetach. W greckim stylu zapaśniczym regulamin przewidywał, że przegrywa zawodnik, który trzykrotnie zostanie powalony. W umowie zaznaczono również, że Demetrius otrzyma wynagrodzenie nawet wówczas, gdy sędziowie zorientują się, iż walka została ustawiona i nie przyznają zwycięstwa Nicantinousowi. Jeśli zaś Demetrius złamie warunki umowy i wygra walkę, to będzie musiał bez zwłoki zapłacić trzy talenty srebra w starej monecie. Profesor Dominic Rathbone z King's College London, który przetłumaczył umowę, stwierdził, że 3800 drachm było niewielką kwotą. Mniej więcej tyle kosztował osioł. Natomiast trzy talenty, jakie miałby zapłacić Demetrius, to kwota na tyle poważna, że sugeruje, iż jego trenerzy prawdopodobnie zostali przekupieni, dlatego podpisali tak niekorzystną umowę. Zawody, na których doszło do ustawiania walki, były przeprowadzane ku czci Antinousa. Ten faworyt cesarza Hadriana utonął w Nilu w 130 roku po Chrystusie. Został wyniesiony do panteonu bogów, na jego cześć zakładano liczne miasta, w tym wspomniane Antinopolis, w którym rozgrywano zawody ku jego pamięci. Wspomniany kontrakt znaleziono przed ponad 100 laty w słynnym Oksyrynchos. Niedawno został on przetłumaczony i opublikowany w najnowszym numerze The Oxyrhynchus Papyri. W zbiorach Egypt Exploration Society znajduje się ponad 500 000 fragmentów papirusów z Oksyrynchos. W starożytnych zawodach sportowych na uznanie i ewentualne nagrody materialne mógł liczyć tylko zwycięzca. Innych zawodników nie honorowano. Koszty szkolenia zawodników były spore. Ci, którzy pochodzili z bogatych rodzin, mogli sami płacić za trening. Jednak osoby ubogie mogły popaść w długi u swoich trenerów. Trener płacił za ich wyżywienie, mieszkanie i ich ćwiczył, zatem zawodnik był jego dłużnikiem - mówi profesor Rathbone. W sytuacji, gdy zwycięzca zbierał wszelkie laury i nagrody istniała spora pokusa, by zredukować ryzyko i ustawić wynik zawodów. Jeśli byłeś pewien, że wygrasz, to nie wchodziłeś w taki układ. Jeśli jednak miałeś co do tego wątpliwości, to mogłeś zmniejszyć ryzyko i przyjąć łapówkę. Tej kwoty mogłeś być pewien - stwierdził uczony. Uczony dziwi się jednak samemu faktowi spisania umowy ustalającej, kto wygra. Gdyby jedna ze stron ją złamała, druga strona nie mogłaby pójść ze skargą do sądu. Nie wygląda też na to, by obie strony posunęły się do tego, by wynająć skrybę znającego prawo, zatem spisywanie takiego kontraktu wygląda bezsensownie - mówi Rathbone. Skądinąd wiadomo, że ustawianie zawodów było sporym problemem w Imperium Rzymskim, gdzie różnego rodzaju zawody sportowe były niezwykle popularne, a miasta i osoby prywatne były gotowe płacić zwycięzcom kolosalne kwoty. Tak duże, że – jak pisaliśmy przed laty – prawdopodobnie najlepiej zarabiającym sportowcem w historii był jeden z rzymskich woźniców rydwanów. « powrót do artykułu
  8. Teleskop Keplera odkrył pierwszą egzoplanetę wielkości Ziemi, która znajduje się w ekosferze swojej gwiazdy. Odkrycie Kepler-186f potwierdza, że tego typu planety istnieją wokół gwiazd innych niż Słońce. Wcześniej znajdowano już planety w ekosferach, jednak planety takie były o co najmniej 40% większe od Ziemi. Odkrycie Kepler-186f to znaczący krok w kierunku znalezienia światów podobnego do naszego. Przyszłe misje NASA, takie jak Transiting Exoplanet Survery Satellite oraz James Webb Space Telescope, odkryją najbliższe nam skaliste egzoplanety, określą ich skład i warunki atmosferyczne, kontynuując w ten sposób poszukiwania światów podobnych do ziemskiego - powiedział Paul Hertz dyrektor Astrophysics Division w NASA. Na razie znamy tylko wielkość Kepler-186f, nie wiemy nic o jej składzie i masie. Wcześniejsze badania sugerują jednak, że planety tej wielkości są prawdopodobnie skaliste. Znamy tylko jedną planetę, na której istnieje życie. To Ziemia. Gdy zatem szukamy życia w kosmosie, rozglądamy się za planetami jak najbardziej podobnymi do Ziemi. Znalezienie w ekosferze planety wielkości Ziemi to znaczący postęp - powiedziała Elisa Quintana z SETI Institute. Wspomniana planeta znajduje się w odległości około 500 lat świetlnych od Ziemi, w gwiazdozbiorze Łabędzia. Wraz z nią wokół gwiazdy Kepler-186 krążą jeszcze cztery inne planety. Sama gwiazda to czerwony karzeł o połowę mniejszy i lżejszy od Słońca. Kepler-186f obiega gwiazdę w ciągu 130 ziemskich dni i otrzymuje z niej o połowę mniej energii niż Ziemia ze Słońca. Obecność planety w eksoferze nie oznacza, że na planecie znajduje się życie. Temperatura powierzchni jest zależna od składu atmosfery. Kepler-186f to raczej kuzyn Ziemi, a nie jej bliźniak - uważa Thomas Barclay z Bay Area Environmental Reseach Institute. Cztery pozostałe planety w systemie Kepler-186 zostały oznaczone literami b, c, d oraz e. Okrążają one gwiazdę w ciągu 4, 7, 13 i 22 dni. Każda z nich jest większa od Ziemi nie więcej niż o 50%.
  9. Japońskie wrony wielkodziobe (Corvus macrorhynchos) budują od jakiegoś czasu gniazda z ukradzionych z ludzkich domostw metalowych wieszaków na ubrania. Zwłaszcza w Tokio trudno o naturalne materiały, ptaki sięgnęły więc po inny nadający się do wicia gniazda surowiec - wieszaki. O sprawie mówiono po raz pierwszy w 2005 r., gdy pewna blogerka rozwiązała zagadkę wieszaków znikających z ogródka i opublikowała wprawiające w osłupienie zdjęcia. Zdarza się, że wrony budują wieszakowe siedziby na liniach energetycznych. Jak można się domyślić, mogą one prowadzić do awarii, zwłaszcza w sezonie lęgowym. Trudno się zatem dziwić, że firma Kyushu Electric zorganizowała specjalne patrole do wyszukiwania i usuwania gniazd z jej sieci. « powrót do artykułu
  10. Nowa nanomembrana z grafenu jest wyjątkowo lekka i oddychająca. Szwajcarzy wierzą, że ich osiągnięcie pozwoli stworzyć nową generację wodoodpornych ubrań oraz umożliwi ultraszybką filtrację. Naukowcy z Politechniki w Zyruchu (Eidgenössische Technische Hochschule Zürich), laboratorium badawczego LG Electronics i Empa (Eidgenössische Materialprüfungs- und Forschungsanstalt) uzyskali stabilną porowata membranę o grubości nieprzekraczającej nanometra. Składa się ona z 2 warstw grafenu. Zespół Hyung Gyu Parka wytrawił w niej pory o precyzyjnie zdefiniowanej wielkości. Oznacza to, że może ona przepuszczać niewielkie cząsteczki, a większe albo będą przechodzić wolno, albo wcale. Z grubością odpowiadającą zaledwie dwóm atomom węgla to najcieńsza porowata błona, jaką z przyczyn technologicznych da się stworzyć - podkreśla doktorant Jakob Buchheim. "Nasza błona jest bardzo lekka i giętka, a w porównaniu do Goreteksu, 1000 razy bardziej oddychająca" - dodaje dr Kemal Celebi. Akademicy twierdzą, że będzie ją można wykorzystać do rozdzielania mieszanin gazowych czy filtracji zanieczyszczeń z cieczy. Autorzy artykułu z Science jako pierwsi zademonstrowali, że membranę grafenową da się zastosować do filtracji wody. Niewykluczone, że błona znajdzie również zastosowanie w urządzeniach do dokładnego pomiaru prędkości przepływu cieczy i gazów. Szwajcarzy nie tylko wyprodukowali 2-warstwowy film grafenowy o wysokiej czystości, ale i udoskonalili technikę frezowania za pomocą zogniskowanej wiązki jonów (ang. focused ion beam milling, FIB). Pozwoliło to uzyskać zadaną liczbę porów konkretnej wielkości. Co istotne, proces, który mógłby zająć dni, trwał jedynie parę godzin. By osiągnąć tak duży poziom precyzji, naukowcy musieli pracować z 2-warstwowym filmem, bo w pojedynczym arkuszu mogłyby występować określone nieregularności struktury plastra miodu; chodzi o brak atomów węgla, który zaburza strukturę materiału i nie pozwala wytrawić otworu w wybranym miejscu. Jak wyjaśnia Park, jest za to bardzo mało prawdopodobne, by przy 2 warstwach grafenu 2 defekty się na siebie nałożyły. Naukowcy podkreślają, że im mniejsza grubość membrany, tym mniejszy opór permeacji, a im mniejszy opór, tym większa wydajność energetyczna procesu filtracji. Oceniając podstawy naukowe i wykonalność projektu, akademicy pracowali na fragmentach błony o powierzchni nieprzekraczającej 1/100 mm2, więc teraz chcą uzyskać większe arkusze. « powrót do artykułu
  11. Przemysł przygotowuje się do rozpoczęcia masowej produkcji zmieniających kształt wyświetlaczy dotykowych. Pierwsze takie urządzenia mają trafić na rynek jeszcze w bieżącym roku i będą przeznaczone do współpracy z iPadem. Odpowiednia technologia została opracowana przez firmę Tactus Technology. Wykorzystuje ona wypełnione płynem mikrokanaliki i elastyczne pokrycie wyświetlacza. Na takim wyświetlaczu w miarę potrzeby będą pojawiały się klawisze, a gdy nie będą potrzebne, znikną bez śladu. Klawiatura będzie pojawiała się na wyświetlaczu po poruszeniu suwaka na obudowie urządzenia. Wówczas w zdefiniowanych miejscach, ponad wirtualną klawiaturą na wyświetlaczu dotykowym, uwypuklą się klawisze, dzięki czemu pisanie na klawiaturze wirtualnej będzie przypominało jej fizyczny odpowiednik. Tego typu wyświetlacze będą produkowane przez firmę Wistron, która już przystosowała to ich wytwarzania jedną z chińskich fabryk. Wistron to jeden z największych producentów elektroniki na świecie. Współpracuje z takimi firmami jak BlackBerry, Apple czy Acer. « powrót do artykułu
  12. Przestępcy ze Shropshire zaczęli używać dronów wyposażonych w kamery na podczerwień. Urządzenia służą im do poszukiwania nielegalnych upraw marihuany i ich okradania lub opodatkowywania. Właściciele nielegalnych upraw są idealnymi celami takich działań, gdyż nie zgłoszą policji faktu, że zostali okradzeni. Media donoszą, że w ostatnich czasach doszło do znaczącego zwiększenia liczby upraw marihuany w okolicach Shropshire. Uprawy takie wymagają odpowiedniego oświetlenia, które generuje olbrzymie ilości ciepła. Ciepło to można łatwo zauważyć za pomocą kamer na podczerwień. Jeden z przestępców należących do grupy wykorzystującej grupy, zwierzył się prasie, że gdy znajdą uprawę, wycinają rośliny i je zabierają lub też opodatkowują. To uczciwe działania. To nie jest tak, że używam drona by sprawdzić czy ludzie mają fajny telewizor. Poszukuję narkotyków, by je ukraść i sprzedać. Jeśli łamiesz prawo to wkraczasz na teren, na którym działam ja i mój dron. W połowie przypadków nie musimy używać przemocy, by przejąć uprawy. W ostatnim czasie hodowanie marihuany stało się bardzo popularne i ludzie, którzy to robią nie są gangsterami - stwierdził 33-letni przestępca. W 2012 roku brytyjska policja poinformowała, że każdego dnia na terenie Wielkiej Brytanii znajdowanych jest 21 upraw marihuany. To dwukrotnie więcej niż w 2008 roku. Coraz więcej gangów uprawia marihuanę na skalę przemysłową. Rośnie też liczba przypadków okradania farm i nakładania na nie podatków przez przestępców. « powrót do artykułu
  13. W żołądku operowanego w Delhi biznesmena znaleziono 12 sztabek złota. Sześćdziesięciotrzylatek zgłosił się do szpitala Ganga Ram, skarżąc się na wymioty i trudności z wypróżnieniem. Twierdził, że po kłótni z żoną w złości połknął zakrętkę od butelki. Gdy jednak chirurdzy dostali się do żołądka, zamiast zakrętki ujrzeli ważące niemal 400 g sztabki złota. Trzygodzinna operacja odbyła się 9 kwietnia, a wkrótce potem rozpoczęły się przesłuchania policji i służb celnych. Złoto, oczywiście, skonfiskowano. Indie są największym konsumentem złota na świecie, a jak widać, jeden z obywateli potraktował kwestię konsumpcji dosłownie. W zeszłym roku cła na import metali podnoszono 3-krotnie (państwo chciało w ten sposób ograniczyć deficyt na rachunku bieżącym), co niestety, doprowadziło do znacznego nasilenia przemytu z krajów ościennych i do przypadków takich jak ten... Dr C.S. Ramachandran przyznaje, że choć pracuje od lat, nie spotkał się jeszcze z takim przypadkiem. Zdarzyło mu się usunąć z pęcherza kilogramowy kamień, ale złota w czyimś żołądku nigdy nie widział. Starszy chirurg dodaje, że pacjent, który w przeszłości przeszedł już 4 operacje żołądka i ma cukrzycę, co samo w sobie utrudnia gojenie ran, został przyjęty do szpitala z ostrą niedrożnością przewodu pokarmowego. « powrót do artykułu
  14. Nokia wstrzymała w Europie sprzedaż tabletu Lumia 2520. Pojawił się bowiem problem z zasilaczem, który naraża użytkowników na porażenie prądem. Nokia poinformowała, że w niektórych zasilaczach produkowanych przez firmę trzecią, może dojść do poluzowania się i odpadnięcia obudowy. Wnętrze urządzenia zostanie wówczas odsłonięte, co zagraża użytkownikowi. Prosimy klientów z Austrii, Danii, Finlandii, Niemiec, Rosji, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii by wstrzymali się z używaniem zasilacza do czasu wydania przez nas kolejnego komunikatu - oświadczyli przedstawiciele Nokii. Problem dotyczy zasilaczy AC-300 oraz zminiaturyzowanych modeli dla osób często podróżujących. W USA sprzedano ponad 30 000 takich zasilaczy. Do Nokii nie dotarły żadne informacje, by ktoś rzeczywiści został porażony prądem przez uszkodzony zasilacz. « powrót do artykułu
  15. Na ciele i w organizmie zdrowego człowieka żyje około 100 bilionów bakterii i innych mikroorganizmów. To mikrobiom. My zapewniamy tym mikroorganizmom miejsce do życia, one chronią nasze życie np. przed szkodliwymi patogenami. Jednym z największych projektów naukowych mających na celu zbadanie wpływu mikrobiomu na człowieka jest Human Microbiome Project, w ramach którego prowadzone są najróżniejsze badania. Patrick Schloss i jego zespół z University of Michigan poinformowali na łamach Nature o wynikach eksperymentów, które miały sprawdzić, czy wydarzenia z naszego życia wpływają na mikrobiom. Naukowcy przebadali 300 kobiet i mężczyzn w wieku 18-40 lat. Pobrali próbki mikroorganizmów z 18 różnych miejsc ich ciał. Próbki były pobierane kilkukrotnie, a odstęp czasu, w jakim je pobierano wynosił 12 oraz 18 miesięcy. Od badanych zebrano też wiele informacji, dotyczących np. kraju, w którym się urodzili, zażywania antybiotyków, diety itp. Z informacji tych wyodrębniono 160 zmiennych. Pobrane próbki bakterii poddano analizie genetycznej. Uczeni wybrali cztery rodziny bakterii zamieszkujących różne części ciała, by zbadać, w jakich proporcjach je one zamieszkują. Tak uzyskane dane porównano następnie z różnymi wydarzeniami z życia gadanych. Okazało się, że jedynie 3 ze 160 zmiennych miały związek z konkretną populacją bakterii, a zatem wpływały na skład mikrobiomu. Były to płeć, wykształcenie oraz to, czy badany jako dziecko był karmiony piersią czy też nie. Badania takie mogą być pomocne w diagnozowaniu i leczeniu chorych. Jeśli pewne kolonie bakterii są powiązane z historią naszego życia, to nie jest trudno wyobrazić sobie, że mogą istnieć w mikrobiomie kolonie powiązane z chorobami, jak np. z nowotworem - mówi Schloss. Konieczne są jednak dalsze badania, gdyż naukowcy nie mają pojęcia, dlaczego pewne wydarzenia wpływają na mikrobiom. Naprawdę nie wiemy, co determinuje występowanie konkretnych kolonii bakterii w konkretnych miejscach - stwierdził uczony. Nie wiadomo na przykład, dlaczego w pochwach kobiet, które mają wykształcenie licencjackie, występują takie a nie inne bakterie. Janneke Van de Wijgert z University of Liverpool wątpi, by udało się to wyjaśnić za pomocą pojedynczej zmiennej. Zwraca też uwagę na pewną słabość badań. Badana populacja składała się z niewielkiej homogenicznej grupy 300 zdrowych młodych białych kobiet i mężczyzn zamieszkujących Houston i St. Louis, co oznacza, że prawdopodobnie pominięto wiele wariacji mikrobiomu. Uczona ma nadzieję, że wraz z rozwojem technik analityczych możliwe będzie prowadzenie szerzej zakrojonych badań, podczas których odnotowywane będą zmiany w krótszych odstępach czasu. Van de Wijgert również uważa, że badania mikrobiomu mogą w przyszłości stać się pożytecznym narzędziem w rękach medycyny. Zaznacza jednak, że trzeba będzie upewnić się, że zmiany mikrobiomu to przyczyna, a nie objaw choroby. Jeśli okaże się, że mikrobiom przyczynia się do rozwoju chorób, to być może uda się takie schorzenia leczyć odpowiednią dietą lub przeszczepami mikrobiomu. « powrót do artykułu
  16. W świecie zwierząt to samce mają penisy, a samice waginy. Jak w wielu dziedzinach tak i tutaj istnieje jednak wyjątek od reguły: chodzi o 4 gatunki owadów, dla których utworzono osobny rodzaj Neotrogla. W 2010 r. Rodrigo Ferreira z Universidade Federal de Lavras zebrał w jaskiniach na wchodzie Brazylii 4-mm owady. Wysłał je do Charlesa Lienharda z Muzeum Miejskiego w Genewie. Panowie szybko zorientowali się, że mimo przynależności do rzędu psotników (Psocoptera) są to gatunki nieznane nauce. Naukowcy zaobserwowali, że w czasie kopulacji samice zawsze znajdują się na górze. Lienhard dostrzegł penisopodobny narząd, który samice wprowadzają głęboko w partnera i nadał mu nazwę ginosom. Po wstępnych ustaleniach Szwajcar poprosił o konsultacje Kazunoriego Yoshizawę z Uniwersytetu Hokkaido. Specjalista z Kraju Kwitnącej Wiśni stwierdził, że ginosom jest wzwodny. U 3 gatunków częściowo pokrywają go kolce, a u 4. występują drobne włoski. Samce są wyposażone w waginopodobną komorę z kieszeniami w ścianach (jak można się domyślić, to w nie wpasowują się kolce). Gdy kiedyś Yoshizawa spróbował rozdzielić kopulującą parę, rozerwał samca, a samica nadal pozostała zakotwiczona w jego pochwie. Ginosom nie umożliwia wytrysku, działa jak odkurzacz zasysający plemniki samca. Kopulacja może trwać nawet 70 godzin. Zazwyczaj nowa struktura ewoluuje jako modyfikacja czegoś wcześniej istniejącego. Wyewoluowanie takich nowości [jak ginosomy] to bardzo rzadkie zjawisko - podkreśla Yoshizawa. Skąd więc taki wynalazek? Autorzy artykułu z pisma Current Biology przypuszczają, że chodzi o habitat Neotrogla - jałowe jaskinie, gdzie jedynym źródłem pożywienia są padłe nietoperze i odchody tych ssaków. Gdy Yoshizawa przeprowadził sekcję samców Neotrogla, stwierdził, że w spermatoforach występują nie tylko plemniki, ale i składniki odżywcze. Posługując się ginosomami, samice mogą więc pozyskać od samców pokarm, a kolce nie pozwalają "bufetowi" odejść przed końcem posiłku. « powrót do artykułu
  17. Prawdopodobnie każdy, kto choć raz grał w Lotto bądź inną znaną loterię zastanawiał się, jak grać żeby wygrać. Fani loterii i gier liczbowych z całego świata poszukują najlepszego sposobu na typowanie wyników najbardziej znanych loterii, jednak ciągle nie wynaleziono sposobu, który w stu procentach zagwarantowałby wygraną. Zastanówmy się więc, czy istnieją jakieś sprawdzone metody lub triki, które choć trochę zwiększą nasze szanse na rozbicie głównej puli nagród? A może wygrana w „totka” może być tylko i wyłącznie dziełem przypadku? Sprawdźmy więc najbardziej popularne wśród graczy metody typowania numerów. Sposoby typowania numerów lotto Istnieje wiele sposobów typowania numerów lotto. Jeśli więc nie masz jeszcze swojej własnej metody lub ciekawi Cię, jak grają inni poniżej przedstawiamy techniki, które zyskały największą popularność wśród graczy i fanów największych gier liczbowych. Szczęśliwe liczby Zdecydowana większość graczy wybiera swoje numery lotto na bazie tzw. „szczęśliwe liczb”. Mimo, że żaden z naukowców nie potwierdza skuteczności tej metody, wielu zwycięzców twierdzi, że wygrało tylko dzięki tej technice. Numery te wybiera się w oparciu o ważne daty symbolizujące różne szczęśliwe wydarzenia takie jak rocznice czy urodziny. Ponadto, mnóstwo osób podczas wyboru liczb kieruje się także numerologią i tym, co zasugeruje im horoskop. Każdy, kto opiera swój wybór na wybranych dniach z kalendarza korzysta jednak z ograniczonej puli liczb od 1 do 31. Okazuje się, iż nie jest to rozsądne rozwiązanie, gdyż według danych zebranych w statystykach loterii, takich jak EuroMillions czy EuroJackpot, aż 4 z 7 wylosowanych numerów stanowią liczby większe od 31. Ciekawe ułożenie liczb Kolejną bardzo popularną metodą typowania numerów lotto jest wybieranie ich w taki sposób, by zakreślone liczby utworzyły jakiś wzór na kuponie do gry. Istnieje wiele różnych sposobów skreślania numerów, które stworzą ciekawe kształty. Zaczynając od najprostszych, które tworzą linię prostą, po bardziej skomplikowane układy. Co ciekawe, według statystyk bardzo wielu graczy wybiera linie proste, więc jeśli nie masz ochoty się dzielić wygraną z innymi, wybierz jakiś bardziej skomplikowany wzór. Metoda eliminacji numerów Dość popularna wśród fanów największych loterii na świecie stała się metoda eliminacji numerów. Polega ona na wykluczaniu pewnych liczb z dostępnej puli numerów. W ten sposób, niektórzy gracze wybierają jedynie liczby większe od 31, bądź omijają te powszechnie uznawane za szczęśliwe np. 7. Niektórzy korzystają także z opcji tzw. „chybił-trafił” by zmaksymalizować woje szanse na wygraną. Entuzjaści statystyki Pod koniec stawki znalazła się grupa graczy, którzy swój wybór powierzają statystyce. Część loteryjnych profesjonalistów uwielbia przeprowadzać dokładną analizę statystyczną danej loterii w poszukiwaniu prawidłowości w wynikach poprzednich losowań. W ten sposób, można chociażby sprawdzić, które numery należą do tych najczęściej bądź najrzadziej losowanych. Należy jednak pamiętać, iż nikt nie znalazł jeszcze sposobu na dokładne przewidzenie zwycięskiej kombinacji. Która metoda jest najlepsza? Wielu graczy twierdzi, iż przedstawione powyżej i stosowane przez nich metody zwiększają szanse na trafienie głównej wygranej. Niestety okazuje się, że nie jest to prawdą. Zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa, każdy numer lotto ma takie same szanse na znalezienie się pośród wylosowanych liczb. Oznacza to, że bez względu na to, czy wybierzemy dowolne, niezwiązane ze sobą liczby, czy postawimy na te, które występują bezpośrednio po sobie, prawdopodobieństwo, iż trafimy główną wygraną, będzie dokładnie takie samo. Co więcej, szansa na wylosowanie danych liczb nie zmienia się z losowania na losowanie, przez co wbrew temu, co sugerują niektórzy „specjaliści”, zwycięskie kombinacje mogą się powtarzać. Dlaczego warto grać na chybił- trafił? Mimo, że żadna wyżej opisana metoda nie zagwarantuje nam stu procentowej wygranej istnieje sposób, który pomoże nam chociaż zminimalizować ryzyko, podziału głównej puli nagród, pomiędzy większą liczbę graczy. Co więc należy zrobić, by nie trzeba było dzielić się wygraną w lotto? Odpowiedź jest prosta – skorzystaj z metody chybił-trafił. Dzięki generatorowi liczb losowych możesz mieć pewność, iż szanse na to, że ktoś jeszcze wybierze identyczne numery są bardzo małe. Już niejednokrotnie wyniki loterii z całego świata potwierdziły, że nawet najdziwniejsza sekwencja liczb jest możliwa do wylosowania i dosłownie każdy może wygrać. Jeśli więc typując swoje liczby zrobisz wszystko by trafić główną wygraną, upewnij się także że nie „stracisz” zbyt wiele wygrywając razem z innymi. Jeśli jednak dalej nie wierzysz tej teorii, przeczytaj historie „pechowców” opisane poniżej: 23 stycznia 2008 roku odbyło się wyjątkowe losowanie National Lottery, czyli popularnego lotto w Wielkiej Brytanii. Wylosowano wtedy następujące numery: 24, 25, 26, 38, 39, 40. Co ciekawe, trafiło je aż 4 graczy, którzy musieli podzielić się wygraną. Kolejna taka ciekawa kombinacja liczb została wylosowana 21 marca 2011 roku w lokalnej Loterii stanu Floryda (Floryda Fantasy). Tym razem wypadły następujące numery 14, 15, 16, 17, 18. O dziwo, liczby te wybrało aż 47 osób, przez co, mimo dużej puli na wygrane pierwszego stopnia, każdy zwycięzca otrzymał jedynie 4 581 dolarów. Jakby tego było mało, niewiele ponad rok później (30 sierpnia 2012), w tej samej loterii, padła kolejna ciekawa kombinacja - 1, 3, 5, 7, 9. Ewidentnie gracze nie wyciągnęli wniosków z poprzedniej historii, gdyż tym razem zwycięskich kuponów było aż 98 i zamiast 100 tysięcy dolarów, każdy otrzymał jedynie niecałe 2 tysiące. Opisane wyżej przykłady świetnie pokazują, iż zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa, wszystkie kombinacje numerów mają równe szanse na bycie wylosowanymi. Mimo, że żadna ze znanych nam metod typowania numerów nie zwiększy prawdopodobieństwa wygranej, warto skorzystać z opcji chybił trafił, by w przypadku trafienia głównej nagrody mieć większe szanse na to, że nie będzie trzeba dzielić się z innymi. « powrót do artykułu
  18. Lecząc pacjenta przekonanego, że jest wilkołakiem, zafrapowany dr Jan Dirk Blom z Uniwersytetu w Groningen postanowił zgłębić literaturę przedmiotu. Holenderski psychiatra stwierdził, że od 1850 r. opisano 56 przypadków ludzi wierzących w przemianę w zwierzę, a 13 z nich spełniało kryteria klinicznej likantropii. Pozostali mieli urojenia dotyczące bycia m.in. psem, żabą, pszczołą czy wężem boa. Spodziewałem się znaleźć większą liczbę przypadków, bo w podręcznikach dość często wspomina się o likantropii - wspomina autor artykułu opublikowanego na łamach History of Psychiatry. W praktyce klinicznej wiele przypadków może być pomijanych, bo psychiatrzy nie są wystarczająco świadomi istnienia oraz unikatowości tego zaburzenia, które generalnie uznaje się za niezwykły przejaw innej choroby. Dokonując przeglądu 56 historycznych urojeń przemiany w zwierzę, Blom stwierdził np., że u 25% pacjentów zdiagnozowano schizofrenię, u 23% depresję psychotyczną, a u ok. 20% zaburzenie afektywne dwubiegunowe. Wśród chorych znalazły się 22 kobiety i 34 mężczyzn. Objawy utrzymywały się od godziny do kilkudziesięciu lat. Pierwszy przypadek klinicznej likantropii opisano w 1852 r. Publikacja dotyczyła mężczyzny przyjętego do szpitala dla umysłowo chorych w Nancy. By udowodnić, że stał się wilkołakiem, pacjent rozchylał palcami usta i pokazywał wielkie, w swoim mniemaniu, kły. Narzekał też na pokryte sierścią ciało. Twierdził, że chce jeść wyłącznie surowe mięso, ale gdy mu je podano, odmówił, twierdząc, że jest za mało zepsute. Inni chorzy wspominali o podobnych urojeniach. Spoglądając w lustro, jedna z osób widziała w nim wilczy łeb, inna pacjentka czuła wyrastające ze stóp pazury. Kiedyś likantropię próbowano wyjaśniać metafizycznie, dziś wskazuje się jednak na obszary odpowiadające za tworzenie schematu ciała. Do wykrycia anomalii w różnych rejonach mózgu można by co prawda wykorzystać badania obrazowe, ale jako że likantropia występuje często równolegle z innymi chorobami psychicznymi, wg Bloma, najlepiej zająć się zaburzeniem, które leży u podłoża tego wszystkiego. « powrót do artykułu
  19. Wywołane przez człowieka stresory środowiskowe wpłynęły na kształt czaszek Czirokezów. Zjawisko takie ujawniły badania przeprowadzone przez naukowców z North Carolina State University oraz University of Tennessee. Nasza praca dostarcza nowych dowodów na wpływ środowiska na wzrost czaszki - mówi doktor Ann Ross, profesor antropologii na NC State. Uczeni wykorzystali pomiary wykonywane przez Franza Boasa pod koniec XIX wieku. Boas mierzył długość i szerokość czaszek wielu Indian. Zebrał przy tym dane dotyczące setek członków wschodniej i zachodniej grupy Czirokezów. Badacze wzięli pod uwagę jedynie pomiary czaszek dorosłych osób, które podzielili ze względu na rok urodzenia. Boas badał Czirokezów urodzonych w latach 1783-1874. Naród Czirokezów przeżył w tym czasie wiele tragicznych dni. Od słynnego Szlaku Łez, kiedy to był jednym z wysiedlonych Pięciu Cywilizowanych Narodów, poprzez wojnę międzyplemienną, epidemie, po doświadczenia Wojny Secesyjnej. Gdy rząd USA postanowił wysiedlić Czirokezów na zachód, część plemienia uciekła w Appalachy, pozostając na wschodzie. Uczeni, korzystając z pomiarów Boasa odkryli, że w obu grupach, wschodniej i zachodniej długość czaszki zmniejszała się z czasem. Proces ten zachodził zarówno u kobiet jak i u mężczyzn. W grupie wschodniej zmniejszanie się długości czaszki u mężczyzn było stałe. Natomiast u kobiet zauważono gwałtowne przyspieszenie się tego procesu w późnych latach 30. XIX wieku, co zbiega się w czasie z deportacją i ucieczką tej grupy w Appalachy. Z kolei w grupie zachodniej przesiedlonej, nie widać różnicy pomiędzy kobietami i mężczyznami. Pomiędzy końcem lat 20. a latami 50. XIX wieku doszło w niej do gwałtownego zmniejszenia się długości czaszki, później nastąpił krótki okres wzrostu, a na początku lat 60., gdy trwała Wojna Secesyjna, znowu długość czaszki gwałtownie się zmniejszała. W ciężkich czasach ludzie mają mniejszy dostęp do pożywienia i są narażeni na zachorowania. Nasze badania pokazują wpływ takich ciężkich okresów na cechy fizyczne Czirokezów - mówi profesor Ross. « powrót do artykułu
  20. Połączenie rezonansu magnetycznego (MRI) i ultrasonografii zwiększa dokładność wykrywania raka prostaty do 97%. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Rush University w Chicago porównują swoje rozwiązanie do GPS-a w samochodzie. Do głowicy usg. mocuje się niewielki czujnik śledzący. Wytwarza on zlokalizowane pole elektromagnetyczne, które pozwala ustalić położenie i orientację w przestrzeni urządzenia biopsyjnego (w tym przypadku igły). Specjalne oprogramowanie podtrzymuje "fuzję" obrazów MRI i USG nawet podczas ruchów pacjenta. Dzięki połączeniu obrazów z rezonansu z ultrasonografią w czasie rzeczywistym można teraz [...] objąć biopsją specyficzne obszary prostaty [dotąd, od lat 80. XX w., biopsje wykonywano na ślepo, losowo próbkując tkankę] - podkreśla dr Ajay Nehra. Cała procedura trwa 20 min i przeprowadza się ją w znieczuleniu miejscowym. By mieć pewność, że zidentyfikowano wszystkie potencjalnie zmienione chorobowo miejsca, u wielu mężczyzn trzeba wykonywać wielokrotne biopsje. Nowa technika zmniejsza tę konieczność aż 21-krotnie. Fuzja MRI i USG zwiększa dokładność biopsji gruczołu krokowego do 97%. Ta technologia pozwala zobaczyć guzy, które mogłyby być pominięte podczas konwencjonalnej biopsji - opowiada dr Charles McKiel Junior. Bazując na opisywanej technologii diagnostycznej, urolodzy z Rush rozpoczną wkrótce test kliniczny zwany "terapią zogniskowaną". Jest on przeznaczony dla mężczyzn z rakiem prostaty ograniczonym do jednego niewielkiego obszaru. « powrót do artykułu
  21. Nowe badania sugerują, że członkowie wielu prekolumbijskich kultur na północy Chile, w tym Inkowie, cierpieli na chroniczne zatrucie arsenem. Spożywali bowiem wodę ze źródeł zanieczyszczonych tym pierwiastkiem. Już wcześniejsze badania wykazały wysoką koncentrację arsenu we włosach prekolumbijskich mumii, Uczeni nie mogli jednak rozstrzygnąć, czy arsen został wchłonięty za życia czy też trafił do włosów z gleby już po pochówku. Podczas ostatnich badań wykorzystano cały zestaw nowoczesnych metod do zbadania liczącej 1000-1500 lat mumii z doliny Tarapacá na pustyni Atacama. Badania jednoznacznie wykazały, że obecny we włosach arsen pochodzi z wody pitnej. W Chile występują gleby bogate w arsen. Zostały one zanieczyszczone wskutek wydobycia miedzi. Gdy pada, arsen może przedostawać się do rzek - mówi Ioanna Kakoulli z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles. Włosy są bardzo dobrym materiałem do badań. Nie zmieniają się one po uformowaniu, zatem można z nich wydobyć informacje na temat substancji krążących w krwi. Jako, że rosną, zapis tych substancji jest chronologiczny. Podczas wcześniejszych badań po prostu stwierdzano obecność arsenu we włosach. Nie określano miejsca, w którym się znajdował, co nie pozwalało ustalić, czy pierwiastek dostał się do włosów z zewnątrz, czy tez najpierw został wchłonięty, trafił do krwioobiegu, a następnie do włosa. Kakoulli i jej zespół przeanalizowali za pomocą przenośnej aparatury włosy, skórę i ubrania mumii oraz otaczającą ją glebę. Zarówno we włosach jak i w glebie znaleziono arsen. Na skórze znaleziono ślady zatrucia tym pierwiastkiem, co mogło sugerować, że został on wchłonięty za życia. Naukowcy pobrali więc próbki włosów, by obejrzeć je pod mikroskopem skaningowym o bardzo wysokiej rozdzielczości. Badali je też za pomocą promieniowania X z synchrotronu w Lawrence Berkeley National Laboratory, co pozwoliło na poznanie rozkładu poszczególnych pierwiastków i minerałów we włosach. Badania ujawniły, że arsen we włosach był rozłożony równomiernie. Gdyby pochodził z gleby, znajdowałby się tylko na powierzchni, mówi Kakoulli. Ponadto koncentracja arsenu we włosach była znacznie wyższa niż w otaczającej mumię glebie. Co więcej we włosach dominował tlenek arsenu (III), czyli arszenik. W wodach powierzchiowych i gruntowych znajduje się głównie arsen (V). Wcześniejsze badania sugerują, że po wchłonięciu arsenu (V) organizm zmienia go w arsen (III). Pani Kakoulli i jej koledzy wykorzystują teraz te same metody do zbadania, czy mieszkańcy doliny Tarapacá używali halucynogenów. Przy niektórych ciałach znaleziono bowiem pochodzące z Amazonii nasiona oraz przedmioty używane podczas zażywania środków halucynogennych. Jeśli okaże się, że osoby, z którymi je pochowano, nie zażywały halucynogenów, można będzie wnioskować, iż byli to szamani, którzy wykorzystywali tego typu środki do pomocy swoim współplemieńcom. Będziemy też musieli sobie zadać pytanie o kontakty tych ludzi z ludami Amazonii. Musieliby bowiem znać właściwości tych nasion oraz wiedzieć, gdzie można je zdobyć - mówi Kakoulli. « powrót do artykułu
  22. Larwy muszek owocowych ciągną do zapachu owoców już zasiedlonych przez larwy, bo tak działają na nie bakterie z organizmów pobratymców. W 2013 r. naukowcy z McMaster University stwierdzili, że źródłem wabiącego zapachu nie są ani sam owoc, ani przeprowadzające fermentację drożdże. By ustalić co w takim razie, Kanadyjczycy pracowali na pożywieniu i larwach całkowicie pozbawionych bakterii. Isvarya Venu ustaliła, że wolne od mikrobów pokarmy z pozbawionymi endogennej flory larwami nie przyciągały już innych larw. Powodem nie było jednak pożywienie, bo larwom nie robiło różnicy, z jaką jego wersją się stykały. Wniosek? Wszystko rozbija się o mikrobiota... Venu zidentyfikowała 2 gatunki bakterii, które normalnie żyją w larwach owocówek - Lactobacillus brevis i Lactobacillus plantarum. Gdy szczepiła którymś z nich jałowe owoce i larwy, zainteresowanie larw powracało. Kanadyjczycy sądzą, że mikroflora larw uwalnia substancje lotne, które spełniają funkcję atraktantów. Po co jednak, skoro muszki są już wabione przez związki wydzielane przez fermentujące owoce i rosnące na nich drożdże? Niewykluczone, że larwom łatwiej się po prostu przebić przez owoce wydrążone przez inne larwy, a szybsze zniknięcie w środku chroni przed atakami pasożytniczych muchówek. « powrót do artykułu
  23. Naukowcy z Wellcome Trust Sanger Institute odkryli na powierzchni komórki jajowej białko, które wchodzi w interakcje z białkiem Izumo na powierzchni plemnika. Białka te odpowiadają za wzajemne rozpoznanie gamet, umożliwiając zapłodnienie. Rozpoznające jajo białko Izumo zostało odkryte przez japońskich badaczy w 2005 r. Nazwa Izumo pochodzi od Izumo Taisha, chtamu shintō poświęconego sprowadzającemu szczęście (zwłaszcza małżeńskie) bóstwu Ōkuni-nushi-no-kami. Jego nieznaną dotąd parą z jaja okazało się białko Juno, ochrzczone tak od Junony, rzymskiej bogini, opiekunki życia kobiet. Identyfikując białka obecne na wszystkich plemnikach i jajach, które muszą się ze sobą związać w momencie poczęcia, rozwiązaliśmy [...] zagadkę biologiczną. Bez tej zasadniczej interakcji zapłodnienie nie może zajść. Niewykluczone, że odkrycie to uda się wykorzystać zarówno do ulepszenia terapii niepłodności, jak i metod antykoncepcyjnych - podkreśla dr Gavin Wright. Akademicy stworzyli sztuczną wersję białka Izumo. Wykorzystali ją do zidentyfikowania partnerów wiązania na powierzchni komórki jajowej. Stworzywszy myszy pozbawione białka Juno, zespół wykazał, że były one bezpłodne. Ich jaja nie zlewały się z prawidłowymi plemnikami (na podobnej zasadzie niepłodne są samce pozbawione białka Izumo). Wiązanie tych białek jest bardzo słabe, co prawdopodobnie wyjaśnia, czemu zagadka utrzymywała się aż do dziś. Wcześniejsze badania laboratoryjne sprawiły, że zaczęliśmy się spodziewać, że interakcja będzie słaba. To z kolei pokierowało sposobem projektowania naszych eksperymentów. Żmudne prace dały w końcu efekt - podkreśla dr Enrica Bianchi. Brytyjczycy zauważyli, że po wstępnym etapie zapłodnienia następuje nagła utrata białka Juno. Po 40 min staje się ono praktycznie niewykrywalne. Jajo nie jest wtedy w stanie rozpoznać kolejnych plemników. Obecnie naukowcy prowadzą skryning niepłodnych kobiet, by ocenić, czy za ich stan odpowiada nieprawidłowe białko Juno. « powrót do artykułu
  24. Podczas niedawnego spotkania w Monachium astronomowie z 12 krajów biorących udział w projekcie CTA (Cherenkov Telescope Array) zastanawiali się nad wyborem miejsc, w których staną teleskopy. Zadaniem CTA będzie śledzenie źródeł wysokoenergetycznego promieniowania gamma. Gdy cząstki pochodzące z tego promieniowania trafiają w ziemską atmosferę, rozbłyskuje ona nikłym, niebieskim światłem. Astronomowie chcą wychwytywać te rozbłyski i dzięki nim odnajdować źródła promieniowania, którymi mogą być np. supermasywne czarne dziury. Każdego miesiąca na każdym metrze kwadratowym atmosfery dochodzi do kilku słabych rozbłysków. Do ich odnotowania potrzebny jest czuły wyspecjalizowany sprzęt. Stąd pomysł stworzenia CTA, w skład którego będą wchodziły dwa zestawy teleskopów. Na półkuli północnej umieszczony zostanie zestaw składający się z 19 czasz, a na półkulę południową trafi 99 urządzeń. Podczas spotkania w Monachium eksperci zawęzili wybór miejsc do sześciu. Na półkuli południowej teleskopy staną w Aar na południu Namibii lub w Cerro Armazones na chilijskiej Pustyni Atacama. Na półkuli północnej wskazano cztery miejsca – dwa w USA, jedno w Meksyku i jedno w Hiszpanii. Podczas podobnego spotkania przed rokiem wybór miejsc był większy, a członkowie CTA brali wówczas pod uwagę czynniki takie jak pogoda i zagrożenie trzęsieniami ziemi. Teraz doszły dodatkowe czynniki – stabilność polityczna i udział finansowy krajów, w których miałyby stanąć teleskopy. Niektórzy mieli nadzieję, że już teraz uda się jednoznacznie wskazać konkretne miejsca. CTA będzie badał fotony o energiach dochodzących do 100 TeV (teraelektronowoltów). Wcześniej nigdy nie badano cząstek elementarnych o tak olbrzymich energiach. Dość przypomnieć, że najpotężniejszy akcelerator – Wielki Zderzacz Hadronów – pracuje z cząstkami o energiach 7 TeV, których energia zderzeń wynosi 14 TeV. Fotony takie są emitowane gdy protony i inne cząstki wyrzucane z olbrzymią prędkością z gwiazd neutronowych i czarnych dziur zderzają się z wiatrem gwiezdnym. CTA skupi się na badaniu centrum Drogi Mlecznej, gdyż wiele teorii przewiduje, że znajduje się tam ciemna materia. Zgodnie z tymi teoriami cząstki ciemnej materii mogą się nawzajem anihilować emitując przy tym promieniowanie gamma. Cherenkov Telescope Array będzie też testował teorie dotyczące kwantowej grawitacji. Część teorii mówi, że niektóre wysokoenergetyczne fotony podróżują nieco wolniej niż niskoenergetyczne fotony pochodzące z tego samego źródła. Obserwacja promieniowania gamma o różnej energii powinna pozwolić na odnotowanie różnic w czasie trafienia poszczególnych fotonów w atmosferę. Beatrix Vierkorn-Rudolph, zastępca dyrektora generalnego w niemieckim Ministerstwie Edukacji i Badań, która przewodniczyła spotkaniu w Monachium, mówi, że do końca bieżącego roku zapadnie decyzja co do lokalizacji CTA na półkuli południowej. Wybranie lokalizacji na półkuli północnej może potrwać dłużej. Eksperci mają nadzieję, że budowa CTA rozpocznie się przed końcem przyszłego roku, a badania ruszą pełną parą około roku 2020.
  25. Gwałtowne zmiany nachylenia osi planety nie wykluczają istnienia na niej życia, uważają astronomowie z University of Washington, Weber State University i NASA. Dzieje się tak dlatego, że planety, na których – pod wpływem pobliskich planet – dochodzi do nagłych zmian nachylenia, są mniej podatne na całkowite zamarzanie. Ciepło z gwiazdy macierzystej jest w ich przypadku rozprowadzane bardziej równomiernie niż w przypadku planet bardziej stabilnych. Ziemia była w przeszłości co najmniej raz całkowicie objęta zlodowaceniem. Zmiany nachylenia chronią przed całkowitym zlodowaceniem planety znajdujące się blisko zewnętrznych krawędzi ekosfery, zatem jeśli autorzy najnowszych badań mają rację, to ekosferę wokół gwiazd należy rozszerzyć o 10-20 procent, co oznacza, że gwałtownie wzrośnie liczba planet, na których może istnieć życie. Zmiany nachylenia osi oznaczają, że bieguny planet są kierowane w stronę gwiazdy i czapy lodowe gwałtownie topnieją. Bez takiej 'bazy lodowej' globalne zlodowacenie jest mniej prawdopodobne. Gwałtowne zmiany nachylenia zwiększają prawdopodobieństwo występowania na egzoplanetach wody w stanie ciekłym - mówi Rory Barnes, astronom z University of Washington. Orbity Ziemi i sąsiadujących planet znajdują się praktycznie w tej samej płaszczyźnie. Mamy jednak dowody na istnienie systemów, w których płaszczyzny orbit planet są nachylone względem siebie pod znacznym kątem. Właśnie w takich systemach może dochodzić do gwałtownych zmian osi planet. Naukowcy przeprowadzili symulacje komputerowe, podczas których wykorzystali planetę podobną do Ziemi, której towarzyszami są planety podobne do pozostałych członków Układu Słonecznego. Odkryliśmy, że brak stabilnego nachylenia osi nie musi oznaczać braku życia - mówi Barnes. Wyjątkiem jest obecność dużego księżyca, który może – przynajmniej blisko krawędzi ekosfery – uniemożliwić powstanie życia na planecie. Astronomowie, by lepiej wyjaśnić, jak duże znaczenie mają ich badania, mówią, że gdyby Ziemia była planetą, na której zachodzą duże zmiany nachylenia, to mogłaby znajdować się dalej od Słońca niż Mars, a i tak, przynajmniej okresowo, mogłoby istnieć na niej życie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...