-
Liczba zawartości
37559 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
246
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA) dowiedli, że miejsce urodzenia matki jest związane z ryzykiem wystąpienia autyzmu u jej dziecka. Uczeni wykorzystali dane ze zróżnicowanego rasowo hrabstwa Los Angeles i odkryli, że w porównaniu z dziećmi białych Amerykanek dzieci pochodzących z zagranicy Czarnych, Filipinek, Wietnamek oraz kobiet urodzonych w Ameryce Centralnej i Południowej są narażone na większe ryzyko autyzmu. To samo dotyczy dzieci Czarnych i hiszpańskojęzycznych kobiet urodzonych w USA. Badacze wzięli pod uwagę wiele różnych czynników, takich jak wiek matki, poziom wykształcenia, status ekonomiczny, posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego i wiele innych, o których wiadomo, że mają wpływ na ryzyko wystąpienia autyzmu. Po ich uwzględnieniu istotnym czynnikiem okazało się właśnie miejsce urodzenia matki. Epidemiologia od dawna korzysta za badań nad migracjami ludności, co pozwala zrozumieć, w jaki sposób czynniki środowiskowe i genetyczne wpływają na ryzyko wystąpienia choroby w populacji. Fakt, że w USA 22% chłopców w wieku 6 lat to dzieci imigrantów otwiera przed nami unikatową możliwość badania wpływu narodowości, rasy i pochodzenia na spektrum autyzmu - powiedziała główna autorka badań, doktor Beate Ritz. Analizami objęto dzieci, urodzone w hrabstwie Los Angeles u których w latach 1998-2009 zdiagnozowano autyzm. Dzieci w chwili diagnozy liczyły sobie 3-5 lat. We wspomnianym okresie urodziło się ponad 1,6 miliona dzieci, a autyzm zdiagnozowano u 7540. Okazało się, że w porównaniu z dziećmi białych Amerykanek urodzonych w USA dzieci Czarnych urodzonych poza granicami Stanów Zjednoczonych były narażone na o 76% wyższe ryzyko rozwinięcia się autyzmu. W przypadku dzieci kobiet urodzonych w Wietnamie ryzyko było o 43% wyższe, a dzieci matek pochodzących z Filipin były o 25% bardziej narażone. Jeśli kobieta urodziła się w Ameryce Centralnej lub Południowej to jej urodzone w USA dziecko miało o 26% większą szansę rozwoju autyzmu. W przypadku kobiet Czarnych i hiszpańskojęzycznych urodzonych w USA ryzyko takie było wyższe o, odpowiednio, 14% i 13%. Istnieje wiele czynników, dla których dzieci matek urodzonych za granicami USA częściej cierpią na autyzm. Ich matki wyjechały, czy to samodzielnie czy z własnymi rodzinami, do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu lepszego życia, uciekając przed wojnami, głodem, biedą czy katastrofami naturalnymi. To czynniki stresowe, związane też często z niedożywieniem i brakiem opieki lekarskiej. Po przyjeździe do USA stres psychologiczny nie znika natychmiast. Ludzie znajdują się w obcym kraju, często bez znajomości języka, niejednokrotnie jako nielegalni imigranci, nie jest im łatwo znaleźć pracę i wykupić ubezpieczenie zdrowotne. Odkrycie, że również miejsce urodzenia się matki jest istotnym czynnikiem wpływającym na rozwój chorób ze spektrum autyzmu wskazuje, iż specjaliści muszą zwiększyć swoje wysiłki w celu wczesnego wykrycia i leczenia tych chorób w dużych zróżnicowanych etnicznie społecznościach imigrantów, stwierdziła doktor Ritz. « powrót do artykułu
-
Helen, 32-letnia żółwica olbrzymia (Aldabrachelys gigantea) z zoo w Bristolu, trafiła ostatnio na badania z powodu podejrzenia infekcji nosa. Opiekunowie zwrócili uwagę na jej zmieniony oddech. Gwiżdżący, chrapliwy dźwięk z jej nosa słychać było z odległości kilku stóp, dlatego w znieczuleniu [przeprowadzono płukanie], pobraliśmy [też] próbki - opowiada Richard Saunders. Obecnie Helen, która mieszka w Bristolu od 11 lat, przechodzi antybiotykoterapię. Żółwie nie kaszlą, nie mogą więc odkrztusić wydzieliny z płuc. W tym przypadku była to jednak infekcja górnych dróg oddechowych, coś jak zapalenie zatok. Zabieg trwał 45 min. Żółwica wracała do siebie w podgrzewanej od spodu piaskownicy. Helen jest dobrą pacjentką i [grzecznie] zażywa tabletki podane na łodydze selera [...] - wyjaśnia Saunders. « powrót do artykułu
-
W uznawanej za jadalną gąsce ziemistoblaszkowej (gąsce ziemistej) znaleziono niebezpieczną, potencjalnie śmiertelną truciznę. Chińscy naukowcy, którzy dokonali odkrycia, sądzą, że znaleźli substancję odpowiedzialną za rozwój rabdomiolizy. Chorobę tę, która prowadzi do uszkodzenia nerek, powiązano przed 15 laty we Francji ze spożyciem gąski zielonej. Jednak Chińczycy wyizolowali niebezpieczną truciznę ze spokrewnionej z nią gąski ziemistoblaszkowej. Przed laty myszom laboratoryjnym podawano gąskę zieloną i na tej podstawie stwierdzono, że to ten grzyb jest odpowiedzialny za rabdomilizę. Jednak od tamtej pory nie próbowano zidentyfikować substancji, która powoduje chorobę. Liu Jikai z Instytutu Botaniki Kunming Chińskiej Akademii Nauk zebrał we Francji gąski zielone i gąski ziemistoblaszkowe. Wraz z kolegami wyizolował z gąski ziemistoblaszkowej 15 związków chemicznych, z których dwa wykazywały toksyczność zabijając myszy w dawkach 63,7 i 88,3 miligramy na kilogram masy ciała. To dwa związki o średniej toksyczności. Możliwe zatem, że działają razem, być może z innymi niezidentyfikowanymi jeszcze toksynami, i wspólnie powodują śmiertelną rabdomilizę - mówi Liu. Jego zdaniem do śmiertelnego zatrucia może dojść po codziennym spożywaniu gąski ziemistoblaszkowej przez wiele dni. Na szczęście grzyb ten jest spożywany zwykle w małych ilościach. Kimikio Hashimoto z Uniwersytetu Farmaceutycznego Kioto nie zgadza się jednak z wnioskiem, że za zatrucia przypisywane dotychczas gąsce zielonej odpowiada gąska ziemistoblaszkowa. Zwraca uwagę, że do zatruć gąską zieloną doszło we Francji i w Polsce. Chińskie badania wiążą z zatruciami gąskę ziemistoblaszkową zebraną we Francji, co nie wyklucza, że w Polsce za zatrucia odpowiedzialna jest gąska zielona. Tym bardziej, że oba grzyby różnią się od siebie, a ofiary mówiły o spożywaniu gąski zielonej. Z kolei toksykolog Li Taihui z Instytutu Mikrobiologii Guangdong podkreśla, iż badania Liu pokazują, jak skomplikowana jest toksykologia grzybów. Trujący grzyb może zawierać różne typy toksyn, a toksyna może mieć różną siłę działania w zależności od czynników środowiskowych - zauważa. Bardzo ważne jest zatem określenie poziomu toksyczności wynikającego z konsumpcji różnych ilości i różnych kombinacji toksyn w grzybach - dodaje. « powrót do artykułu
-
Witamina D wpływa na wagę i kontrolę poziomu glukozy, oddziałując na podwzgórze. Niedobór witaminy D występuje często u osób otyłych i pacjentów z cukrzycą typu 2., ale dotąd nikt nie wiedział, czy przyczynia się to do tych chorób. Nasze wyniki sugerują, że witamina D może odgrywać pewną rolę w ich zapoczątkowaniu, oddziałując na mózg - podkreśla dr Stephanie Sisley z Baylor College of Medicine, która nawiązała współpracę z zespołem z Uniwersytetu Cincinnati. Mózg jest głównym regulatorem wagi. Podwzgórze kontroluje i wagę, i glukozę, występują tam również receptory witaminy D. W ramach studium otyłym samcom szczurów podawano witaminę D bezpośrednio do mózgu. W znieczuleniu do zlokalizowanej w podwzgórzu komory trzeciej wprowadzono cewnik. Gryzoniom aplikowano aktywną formę witaminy D – 1,25-dihydroksywitaminę D3. Zwierzętom nie dawano jeść przez 4 godziny, dzięki czemu można było dokonać pomiaru glikemii na czczo. Później jednej grupie (12 zwierzętom) podano witaminę D rozpuszczoną w roztworze pełniącym funkcje nośnika. Czternastu osobnikom dopasowanym pod względem wagi aplikowano roztwór bez witaminy. Godzinę później wszystkim podano zastrzyk z dekstrozy (naturalnej glukozy), a następnie ponownie zmierzono poziom cukru. W porównaniu do szczurów z grupy kontrolnej, u zwierząt, którym podano zastrzyk z witaminą D, występowała lepsza tolerancja glukozy. W oddzielnym eksperymencie ustalono, że wykazywały one znaczący wzrost insulinowrażliwości. Co istotne, domózgowa witamina D zmniejszała syntezę glukozy w wątrobie. Obserwując wpływ długoterminowej terapii, naukowcy przez miesiąc podawali 3 szczurom witaminę D, a 4 sam nośnik witaminy. W pierwszej grupie zaobserwowano znaczący spadek ilości przyjmowanego pokarmu oraz wagi. Po 28 dniach jej przedstawiciele jedli niemal 3-krotnie mniej i mimo niezmieniania sposobu spalania kalorii utracili 24% wagi. Grupa kontrolna nie schudła. « powrót do artykułu
-
Jedną z najpoważniejszych wad przeciętnych dronów jest ich niewielki zasięg. Bezzałogowe pojazdy są napędzane za pomocą energii elektrycznej. Tymczasem akumulatory są ciężkie, więc dron nie może zabrać ich zbyt wiele. Tym bardziej jeśli ma zabrać jeszcze jakiś dodatkowy ładunek. Naukowcy z MIT-u postanowili nie czekać na pojawienie się na rynku bardziej pojemnych akumulatorów. Zamiast tego pracują nad rozwiązaniem, dzięki któremu drony samodzielnie będą uzupełniany energię. W Computer Science and Artificial Intelligence Laboratory (CSAIL) trwają prace nad urządzeniem, które jest w stanie samodzielnie odnaleźć linie wysokiego napięcia, wylądować na nich i uzupełnić energię. Podczas testów wykorzystywany jest niewielki jednosilnikowy dron, który potrafi posadowić się na miejscu nawet gdy wieje wiatr. Urządzenie wykorzystuje technikę wzorowaną na ptakach. Zwierzęta rozpościerają skrzydła i manewrują tułowiem tak, by precyzyjnie wylądować. Dron osiąga taki sam rezultat dzięki podniesieniu do góry nosa, gwałtownej stracie prędkości i opadnięciu na kabel. Lądowanie zostało opanowane, a obecnie naukowcy pracują nad samodzielnym odczepieniem się drona od linii wysokiego napięcia i ponownym starcie. « powrót do artykułu
-
Atramenty wykorzystane w dokumentach historycznych mogą pomóc w ocenie wartości pracy czy prześledzeniu szlaków handlowych. Naukowcy podkreślają także, że wiedząc, jak się rozkładają, będą mogli lepiej konserwować różne dzieła. Zespół Richarda Van Duyne'a i Nilam Shah podkreśla, że analiza atramentu z dokumentów historycznych stanowi prawdziwe wyzwanie, bo zazwyczaj jest go bardzo mało. Zadania nie ułatwia również fakt, że atramenty pochodzenia roślinnego bądź owadziego składają się z cząsteczek organicznych, które rozpadają się pod wpływem ekspozycji na działanie światła. Współczesne metody analityczne nie są odpowiednio wrażliwe albo pozostawiają zanieczyszczenia na dokumencie. Mając to na uwadze, autorzy artykułu z Journal of the American Chemical Society postanowili ocenić przydatność spektroskopii ramanowskiej wzmocnionej ostrzem (ang. Tip Enhanced Raman Spectroscopy, TERS). Do wzmocnienia promieniowania rozpraszanego ramanowsko wykorzystuje się w niej pokryte metalem ostrze stosowane w mikroskopii skaningowej. Akademicy zbadali za pomocą TERS tusz z listu napisanego w XIX w., a także atrament żelazowo-galusowy oraz indygo ze świeżo barwionego papieru ryżowego. Koniec końców ustalono, że dzięki TERS organiczne barwniki z dzieł sztuki można zidentyfikować z dużą wrażliwością, rozdzielczością i minimalną inwazyjnością. « powrót do artykułu
-
Znana z najstarszej naskalnej galerii Europy Jaskinia Chauveta z doliny Rodanu została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jaskinię odkryto w 1994 r. Weszli do niej francuscy speleolodzy, których pracami kierował Jean-Marie Chauvet. Przez 23 tys. lat nie postała tam ludzka noga, gdyż po zawale wejście zostało zablokowane skałą. Na ścianach groty znajdują się panele z walczącymi nosorożcami, lwami czy reniferami. Warto też wspomnieć o 92 odciskach ludzkich dłoni. Jak zaznacza UNESCO, jaskinia jest najwcześniejszym i najlepiej zachowanym wyrazem kreacji artystycznej przedstawicieli kultury oryniackiej. Duża liczba (ponad 1000) rysunków pokrywających ponad 8,5 tys. m2 ścian, a także ich wysoka jakość artystyczna i estetyczna sprawiają, że stanowisko jest wyjątkowym świadectwem prehistorycznej sztuki jaskiniowej. Rocznie do jaskini może wejść mniej niż 200 naukowców, dlatego dotąd nie poznano jeszcze jej bardziej oddalonych części. Poza rysunkami natrafiono także na pozostałości i ślady zwierząt, w tym niedźwiedzi jaskiniowych (Ursus spelaeus). Jaskinia jest najstarszym dobrem kulturowym wpisanym na Listę UNESCO. By udostępnić ją szerszemu gronu odbiorców, w pobliżu powstaje naturalnej wielkości replika. Otwarcie zaplanowano na przyszły rok. Wpisanie jaskini na Listę Światowego Dziedzictwa jest wspaniałym hołdem, złożonym pierwszym artystom w historii - cieszy się Pascal Terrasse, prezes Cavern of Pont-d'Arc Grand Project. Naukowcy sądzą, że Jaskinia Chauveta nigdy nie była stale zamieszkana. Jako święte miejsce wykorzystywano ją raczej podczas rytuałów szamańskich. « powrót do artykułu
-
Gdy denerwujemy się, że nasz domowy pecet uruchamia się za długo, pewnym pocieszeniem może być informacja, iż w porównaniu z eksperymentalnymi komputerami kwantowymi jest on demonem prędkości. Uczeni pracujący nad tego typu maszynami spędzają każdego dnia wiele godzin na ich odpowiedniej kalibracji. Komputery kwantowe, a raczej maszyny, które w przyszłości mają się nimi stać, są niezwykle czułe na wszelkie zewnętrzne zmiany. Wystarczy, że temperatura otoczenia nieco spadnie lub wzrośnie, że minimalnie zmieni się ciśnienie, a maszyna taka nie będzie prawidłowo pracowała. Obecnie fizycy kwantowi muszą każdego dnia sprawdzać, jak w porównaniu z dniem poprzednim zmieniły się warunki. Później dokonują pomiarów i ostrożnie kalibrują układ kwantowy - mówi profesor Frank Wilhelm-Mauch z Uniwersytetu Kraju Saary. Dopuszczalny margines błędu wynosi 0,1%, a do ustawienia jest około 50 różnych parametrów. Kalibracja takiej maszyny jest zatem niezwykle pracochłonnym przedsięwzięciem. Wilhelm-Mauch i jeden z jego doktorantów zaczęli zastanawiać się na uproszczeniem tego procesu. Stwierdzili, że niepotrzebnie skupiają się na badaniu zmian w środowisku. Istotny jest jedynie fakt, że proces kalibracji prowadzi do pożądanych wyników. Nie jest ważne, dlaczego tak się dzieje. Uczeni wykorzystali algorytm używany przez inżynierów zajmujących się mechaniką konstrukcji. Dzięki niemu możliwe było zmniejszenie odsetka błędów poniżej dopuszczalnego limitu 0,1% przy jednoczesnym skróceniu czasu kalibracji z 6 godzin do 5 minut. Niemieccy naukowcy nazwali swoją metodologię Ad-HOC (Adaptive Hybrid Optimal Control) i poprosili kolegów z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara o jej sprawdzenie. Testy wypadły pomyślnie. W przeciwieństwie do metod ręcznej kalibracji nasza metoda jest całkowicie zautomatyzowana. Naukowiec musi tylko wcisnąć przycisk jak w zwykłym komputerze. Później może pójść zrobić sobie kawę, a maszyna kwantowa sama się wystartuje - mówi Wilhelm-Mauch. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- komputer kwantowy
- kalibracja
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Po zastosowaniu leku na reumatoidalne zapalenie stawów (tofacitinibu) u 25-latka ze zdiagnozowanym łysieniem całkowitym (alopecia universalis) odrosły włosy na głowie, w tym brwi i rzęsy, na ciele, a także w dołach pachowych. To duży krok w leczeniu pacjentów z tym schorzeniem. [...] Przewidzieliśmy nasz sukces, bazując na obecnym rozumieniu choroby i działania leku. Sądzimy, że identyczne rezultaty wystąpią u innych pacjentów; planujemy to sprawdzić - podkreśla dr Brett A. King z Uniwersytetu Yale. U 25-latka zdiagnozowano wcześniej zarówno łysienie całkowite, jak i łuszczycę plackowatą. Włosy występowały u niego wyłącznie wokół wykwitów łuszczycowych na głowie. Na Oddział Dermatologii Yale mężczyzna trafił na leczenie łuszczycy, drugą z jednostek się nigdy nie zajmowano. King miał nadzieję, że za pomocą tofacitinibu uda się rozwiązać oba problemy (za jego pomocą skutecznie leczono łuszczycę u ludzi i odwracano łysienie plackowate u myszy). Po 2 miesiącach podawania 10 mg tofacitinibu dziennie odnotowano pewną poprawę w zakresie łuszczycy, a na głowie i twarzy po raz pierwszy od 7 lat pojawiły się włosy. Po kolejnych 3 miesiącach terapii z dawką 15 mg tofacitinibu dziennie włosy na głowie całkowicie odrosły, pacjent miał też dobrze widoczne brwi, rzęsy oraz włosy pod pachami i na ciele. Do 8. miesiąca nastąpił kompletny odrost włosów. Pacjent nie wspominał o skutkach ubocznych, nie zauważyliśmy też nieprawidłowości w testach laboratoryjnych - podkreśla dr Brittany G. Craiglow, współautorka artykułu z Journal of Investigative Dermatology. Tofacitinib wydaje się pobudzać odrastanie włosów, hamując atakowanie mieszków włosowych przez układ odpornościowy. Lek pomaga w niektórych przypadkach łuszczycy (w przypadku naszego 25-latka był średnio skuteczny). King złożył wniosek w sprawie przeprowadzenia testów klinicznych tofacitinibu w postaci kremu u osób z łysieniem plackowatym. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- łysienie całkowite
- alopecia universalis
- (i 7 więcej)
-
Z symulacji przeprowadzonych przez naukowców ze Stanford University dowiadujemy się, że globalne ocieplenie wydłuży okresy stagnacji atmosfery. To bardzo niebezpieczne zjawisko dla mieszkańców miast i obszarów uprzemysłowionych. Liczne modele, wykorzystane na Stanfordzie, wykazały, że wydłużonych okresów stagnacji doświadczy aż 55% ludzkości. O stagnacji mówi się, gdy masa powietrza pozostaje przez dłuższy czas w jednym miejscu i gdy nie ma opadów. Podczas normalnych procesów atmosferycznych powietrze jest oczyszczane przez opady oraz mieszane dzięki wiatrowi. Jednak w czasie stagnacji powietrze nie jest oczyszczane, a nad obszar, który jej doświadczył, nie napływa nowe, czystsze powietrze i nie wypycha stamtąd powietrza zanieczyszczonego. To oznacza, że rośnie poziom koncentracji zanieczyszczeń w powietrzu. Jest to zjawisko szczególnie niebezpieczne na gęsto zaludnionych obszarach. Uczeni ze Stanforda uważają, że średnia liczba dni stagnacji w atmosferze wzrośnie o 40 dni rocznie. W ich wyniku będziemy prawdopodobnie mieli ze zwiększoną liczbą zachorowań na choroby płuc i układu krążenia. To z kolei przełoży się na zwiększoną umieralność. Ofiarami tak zmienionego klimatu mogą paść miliony osób rocznie. Najbardziej dotkniętymi stagnacją atmosfery obszarami będą Meksyk, Indie i zachodnia część USA. To gęsto zaludnione obszary, więc tam może pojawić się najwięcej problemów. Głównym sposobem walki z tak niekorzystnymi zjawiskami powinna być próba uniknięcia wystąpienia takich zjawisk czyli radykalna redukcja emisji gazów cieplarnianych. « powrót do artykułu
-
Dziewiętnastego czerwca na pustyni Atakama wysadzono szczyt góry Cerro Armazones. W ten sposób rozpoczęła się budowa największego teleskopu optycznego świata - Ogromnie Wielkiego Teleskopu Europejskiego (ang. European Extremely Large Telescope, E-ELT). Cerro Armazones zmniejszy się o 18 m. Na oczyszczonej płaskiej powierzchni stanie budynek teleskopu. Zwierciadło główne E-ELT o średnicy 39,3 m ma się składać z 798 segmentów. Przedstawiciele Europejskiego Obserwatorium Południowego (ESO) twierdzą, że E-ELT będzie wychwytywać co najmniej 15 razy więcej światła od dzisiejszych najmocniejszych teleskopów optycznych. Warto przypomnieć, że średnica zwierciadła Gran Telescopio Canarias (in. GranTeCan, GTC) z wyspy La Palma wynosi zaledwie 10,4 m, a Teleskopów Kecka z obserwatorium Mauna Kea na Hawajach 10 m. ESO zaczęło myśleć E-ELT ok. 10 lat temu, a jego plany zatwierdzono przed 2 laty. Organizacja ma nadzieję, że pierwsze światło uda się uzyskać na początku lat 20. XXI w. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z amerykańskiego rządowego National Marine Fisheries Service poinformowali o wzroście liczby żarłaczy białych u atlantyckich wybrzeży USA. To bardzo dobra wiadomość, świadcząca o skuteczności prowadzonych od początku lat 90. programów ochrony gatunku. Tobey Curtis, który brał udział w badaniach podkreśla, że pozwalały one jedynie na obserwację trendu. Nie dają jednak odpowiedzi na pytanie o liczbę osobników żyjących u amerykańskich wybrzeży. Badacze opierali się na danych pochodzących z ostatnich 200 lat. Dane te to informacje o zaobserwowanych rekinach, spisy ich populacji oraz informacje o złowionych osobnikach. Żarłacz biały to jedna z największych ryb na świecie. Jest jednym z głównych drapieżników, a jak wcześniej informowaliśmy, utrata głównego drapieżnika ma katastrofalne skutki dla ekosystemu. Dlatego też ochrona żarłacza białego jest niezwykle ważna. Tym bardziej, że na całym świecie trwa dziesiątkowanie rekinów. Niektóre szacunki mówią nawet, że ludzie zabijają każdego roku nawet 100 milionów tych zwierząt. Na podstawie zgromadzonych danych stwierdzili, że w latach 70. i 80. ubiegłego wieku liczba żarłaczy białych na północno-zachodnim Atlantyku spadła aż o 70% w porównaniu z przyjętym za punkt odniesienia rokiem 1961. Niekorzystny trend zaczął odwracać się w latach 90. Na początku tej dekady wprowadzono przepisy chroniące gatunek, a w 1997 roku zakazano ich odławiania. Z badań wynika, że w roku 2009 populacja żarłacza białego była już o 31% mniejsza niż w roku 1961. To kolejne pozytywne doniesienia dotyczące żarłacza białego. Niedawno specjaliści z Florida Program for Shark Research poinformowali, że ich zdaniem populacja żarłacza u wybrzeży Kalifornii wynosi ponad 2000 sztuk i rośnie. Doniesienia te stoją w sprzeczności z twierdzeniami uczonych z Uniwersytetu Stanforda, którzy w 2011 roku alarmowali o niepokojąco małej liczbie drapieżników u wybrzeży Kalifornii. « powrót do artykułu
-
Gdy siedząc w samochodzie, 49-letnia Stacey Yepes z Toronto ponownie poczuła, że lewa połowa jej twarzy zaczyna drętwieć, sfilmowała się za pomocą smartfona. Lekarz przeanalizował jej nagranie, dzięki czemu w samą porę udało się zdiagnozować tzw. miniudar. Wcześniej kobieta zgłosiła się do szpitala, ale do czasu obejrzenia przez lekarzy objawy ustąpiły, przez co jej stan błędnie zinterpretowano jako zwykły stres. Z biegiem czasu mowa Kanadyjki stawała się coraz bardziej niewyraźna, widać też było opadanie lewego kącika ust. Kobieta próbowała się uśmiechnąć, ale nic z tego nie wyszło. Yepes udała się do szpitala, gdy drętwienie i opisane wyżej objawy wystąpiły u niej podczas oglądania telewizji. Ponieważ wyniki testów plasowały się w normie, 49-latkę pouczono, jak skutecznie radzić sobie ze stresem. Kobieta nie była usatysfakcjonowana poradą, gdy więc sytuacja zaczęła się powtarzać w czasie jazdy samochodem, uwieczniła się i pokazała film innemu specjaliście. Ten stwierdził przemijający atak niedokrwienny. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- Stacey Yepes
- przemijający atak niedokrwienny
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa rozszyfrowali, w jaki sposób działa białko YiiP, które zapobiega śmiertelnemu nagromadzeniu cynku wewnątrz bakterii. Zrozumienie ruchów YiiP pozwoli zaprojektować leki modyfikujące zachowanie 8 ludzkich białek ZnT - przypominają one YiiP i odgrywają ważną rolę w wydzielaniu hormonów oraz sygnalizacji między neuronami. Warto przypomnieć, że pewne mutacje ZnT8 powiązano ze zwiększoną podatnością na cukrzycę typu 2. Mutacje, które uniemożliwiają funkcjonowanie tej proteiny, mają zaś, jak się wydaje, działanie ochronne. Cynk jest niezbędny do życia [bierze np. udział w aktywacji genów, natomiast wysokie jego stężenia występują w pakietach insuliny produkowanych w komórkach beta wysp trzustkowych]. By dostać się i wydostać z komórki, gdzie wykonuje swoje zadanie, potrzebuje białek transportujących. Przy nieprawidłowym działaniu transportera stężenie cynku może osiągnąć toksyczny poziom. To studium pokazuje nam, jak działają białka usuwające ten pierwiastek - opowiada dr Dax Fu. YiiP jest częściowo osadzone w błonie komórkowej E. coli. We wcześniejszym badaniu zespół Fu zmapował atomową strukturę YiiP i odkrył, że w jego centrum znajduje się kieszeń wiążąca cynk. Amerykanin podkreśla jednak, że tajemnicą pozostawało, w jaki sposób pojedyncza kieszeń może transportować cynk z jednej strony błony na drugą. Wiedząc, że za każdym razem, gdy na zewnątrz wydostaje się kation cynku, do środka komórki wnika proton, ekipa podejrzewała, że istnieje ukryty kanał, który pozwala na wymianę jonów. Testując tę hipotezę i sprawdzając, jakie wewnętrzne elementy YiiP tworzą kanał, badacze z Uniwersytety Johnsa Hopkinsa nawiązali współpracę ze specjalistami z Brookhaven National Laboratory, którzy oświetlali zanurzone w wodzie białko promieniami X. Woda rozpadła się na atomy wodoru i rodniki hydroksylowe, a gdy ukryty kanał się otwierał, rodniki wiązały się z odsłoniętymi fragmentami białka. Dodatkowo YiiP pocięto enzymami na części i przeprowadzono analizę. Koniec końców autorzy artykułu z Nature ustalili, że na zewnątrz błony cytoplazmatycznej znajduje się dużo protonów. Jako że w jej wnętrzu jest ich mniej, powstaje gradient stężenia. Protony dążą do jego wyrównania, dlatego kiedy centralna kieszeń transportera jest otwarta na zewnątrz, zaczynają się z nią wiązać. Gdy protony przemieszczają się z miejsca wysokiego stężenia do stężenia niższego, generują siłę jak spadająca woda. Białko wykorzystuje ją do zmiany swojego kształtu, odcinając dostęp do środowiska zewnętrznego i otwierając się na wnętrze. Tam proton kontynuuje swoje spadanie, oddzielając się od kieszeni. Po uwolnieniu protonu kieszeń może się związać z cynkiem. Powtórne wiązanie znowu zmienia kształt YiiP, odcinając dostęp ze środka i otwierając drogę z zewnątrz. « powrót do artykułu
-
- YiiP
- transporter
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z Columbia University ostrzegają, że developerzy aplikacji dla Androida często przechowują klucze szyfrujące w samych aplikacjach. To oznacza, że cyberprzestępcy mogą poznać te klucze dokonując dekompilacji programów. Uczeni opracowali narzędzie o nazwie PlayDrone, które zaindeksowało i przeanalizowało 1,1 miliona aplikacji obecnych w sklepie Google Play. Wykorzystali przy tym techniki hakerskie, które pozwoliły im na ominięcie zabezpieczeń sklepu. Zdobyli w ten sposób kody źródłowe ponad 800 000 bezpłatnych aplikacji. Po ich dekompilacji i analizie odkryli, że tajne klucze szyfrujące są często przechowywane w samych aplikacjach. Cyberprzestępcy, którzy mogą w podobny sposób zdobyć te klucze, będą w stanie podsłuchać dzięki nim komunikację pomiędzy użytkownikiem a serwerem z którym się łączy. Niektóre ze wspomnianych aplikacji służyły do łączenia się z Facebookiem. Serwis społecznościowy został poinformowany o problemie i w odpowiedzi przestał akceptować klucze z tych aplikacji. To zmusiło ich twórców do wprowadzenia zmian zapewniających większe bezpieczeństwo. Theodora Titonis, wiceprezes firmy Veracode, która specjalizuje się w bezpieczeństwie urządzeń mobilnych mówi, że jeśli klucze szyfrujące znajdują się w samej aplikacji, to cyberprzestępca może zdobyć je w bardzo prosty sposób. Istnieją łatwo dostępne narzędzia do dekompilacji - mówi Titonis. Jej zdaniem taka niefrasobliwość twórców aplikacji wynika z ich lenistwa bądź braku odpowiednich umiejętności. Klucze szyfrujące powinny być przechowywane osobno na serwerze. Jednak to wymaga stworzenia dodatkowego kodu i całość staje się bardziej złożona. Tymczasem twórcy aplikacji mobilnych niezwykle często oszczędzają sobie pracy w sposób, jaki naraża użytkowników na niebezpieczeństwo. O problemie z bezpieczeństwem aplikacji mobilnych wiadomo nie od dzisiaj. W ubiegłym roku firma Hewlett-Packard przeprowadziła badania, z których wynika, że aż 86% aplikacji stworzonych przez 600 firm z listy Forbes Global 2000 ma niewystarczające zabezpieczenia. « powrót do artykułu
-
Dziennikarze serwisu DigiTimes twierdzą, że wkrótce może wybuchnąć wojna cenowa na rynku SSD. Główni gracze, Micron, Intel, Kingston, SanDisk i Samsung szukają sposobu na pokonanie konkurencji. Pierwsze oznaki wojny już widać. Micron zredukował sprzedaż własnych układów NAND, by zaspokoić swoje własne potrzeby i ma zamiar w ciągu zaledwie kwartału dwukrotnie zwiększyć produkcję urządzeń SSD. Produkcję gwałtownie zwiększył też Kingston, który wytwarza już 600 000 SSD miesięcznie i walczy z Samsungiem oraz SanDiskiem o pozycję lidera. Z kolei Intel zaprezentował niedawno nową rodzinę chipsetów z wbudowaną obsługą M.2 SSD. Chipset obsłuży SSD z interfejsem zarówno PCIe jak i SATA. Gruszek w popiele nie zasypia też SanDisk. Jeszcze w ubiegłym roku do firmy należało 6% rynku konsumenckich SSD. Obecnie jest ona w posiadaniu 16% rynku i agresywnie działa na rynku SSD dla przedsiębiorstw. W roku 2016 SanDisk chce sprzedać korporacyjne SSD o łącznej wartości miliarda USA, a w roku 2017 ma zamiar być największym producentem tego typu urządzeń. « powrót do artykułu
-
Chińska firma Takee Technology zaprezentowała smartfon z holograficznym wyświetlaczem. Takee jest częścią firmy Shenzen Estar Displaytech. To chiński producent wirtualnych wyświetlaczy 3D. W ubiegłym tygodniu przedsiębiorstwo to zorganizowało konferencję prasową, podczas której omawiało zarówno swoją technologię jak i otwartą platformę aplikacji dla wyświetlaczy holograficznych. Wyświetlacz firmy Takee to efekt 10 lat prac badawczo-rozwojowych. Urządzenie działa dzięki śledzeniu pozycji oczu użytkownika i na bieżąco oblicza sposób wyświetlania obrazów dla prawego i lewego oka, tworząc w ten sposób odpowiedni trójwymiarowy obraz. Takee podkreśla, że zaproponowane rozwiązanie znacząco różni się od Fire Phone'a firmy Amazon. „Technologia użyta w Fire Phone nie jest technologią pozwalającą zobaczyć gołym okiem obraz 3D. To raczej technologia Dynamic Perspective 3D, czyli w rzeczywistości technologia 2D. To, co obserwujemy na ekranie jest dynamicznie zmieniającym się obrazem 2D. Holograficzny smartfon Takee naprawdę wyprzeda rozwiązania konkurencji o całą generację” - oświadczyli przedstawiciele chińskiej firmy. Oficjalny rynkowy debiut smartfona będzie miał miejsce 17 lipca w Chinach. « powrót do artykułu
-
Przed niecałymi dwoma tygodniami Niemcy pobiły światowy rekord wykorzystania energii słonecznej. Dziewiątego czerwca aż 50,6% całej energii zużytej w Niemczech pochodziło z ogniw fotowoltaicznych. Niemcy nie leżą w strefie szczególnie dużego nasłonecznienia, jednak energetyka słoneczna jest tam bardzo popularna. W przeciwieństwie do innych krajów nie jest ona dostarczana głównie przez wielkie farmy. Ponad 90% paneli fotowoltaicznych pracujących w Niemczech znajduje się na dachach domów mieszkalnych czy biurowców. Niedawno pobiły one dwa inne rekordy. Dnia 6 czerwca pomiędzy godziną 13.00 a 14.00 panele te dostarczyły 24,24 gigawata mocy, a w ciągu całego tygodnia wyprodukowały 1,26 Twh. Popularność indywidualnej energetyki słonecznej ma w Niemczech związek z hojnymi państwowymi dotacjami i skuteczną reklamą społeczną. Republika Federalna chce znacząco zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych, a jednocześnie powoli rezygnuje z energetyki jądrowej. Ostatnia elektrownia atomowa w tym kraju ma zostać zamknięta w 2022 roku. Niemcom pozostaną zatem odnawialne źródła energii, jak słońce, wiatr czy energia z biomasy. Polityka rządu powoduje jednak problemy na rynku. Rosnąca popularność paneli słonecznych winduje ich ceny w górę, rośnie też zapotrzebowanie na akumulatory do przechowywania nadmiarowej energii. Z tym drugim problemem muszą zmagać się przede wszystkim firmy energetyczne. W słoneczne dni coraz więcej gospodarstw domowych dysponuje nadmiarową energią, którą sprzedaje takim firmom. Te z kolei muszą ją przechować do wykorzystania w dni pochmurne. Pojawiają się też problemy społeczne. Na panele słoneczne stać osoby bardziej zamożne. A to oznacza, że ubożsi kupują energię produkowaną z paliw kopalnych i płacą dodatkowy podatek, który jest następnie przekazywany bogatszym jako dofinansowanie zakupu paneli. Te, jak wspominano, z powodu rosnącego popytu są coraz droższe, co przekłada się na wzrost kosztów produkcji energii ze słońca, która w ten sposób staje się mniej konkurencyjna od energii z paliw kopalnych. A to zachęca ludzi do korzystania właśnie z takiej energii.
-
Zidentyfikowano mechanizm uzależnienia od opalania
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Badacze z Massachusetts General Hospital (MGH) zademonstrowali, że przewlekła ekspozycja na promieniowanie ultrafioletowe podwyższa u myszy poziom krążącej beta-endorfiny. Gdy u przyzwyczajonych do UV gryzoni blokowano działanie beta-endorfiny, występowały u nich objawy zespołu abstynencyjnego. Zidentyfikowaliśmy [...] w skórze szlak, za pośrednictwem którego promieniowanie UV powoduje produkcję i uwalnianie beta-endorfiny oraz efekty przypominające zażycie opiatów, w tym uzależnienie. To potencjalne wyjaśnienie zachowania polegającego na dążeniu do wystawiania się na słońce, które może leżeć u podłoża nieubłaganego wzrostu częstości występowania większości postaci nowotworów skóry - podkreśla dr David E. Fisher. Częścią naturalnej reakcji skóry na UV jest produkcja proopiomelanokortyny (POMC). Białko to jest cięte na trzy peptydy: kortykotropinę (ACTH), endorfinę, a także MSH, czyli hormon stymulujący melanocyty. Studium opublikowane na łamach pisma Cell miało pokazać, czy powstała przez ekspozycję na ultrafiolet beta-endorfina daje opoidopodobne efekty, takie jak usuwanie bólu czy uzależnienie. Okazało się, że tak... Myszom ogolono grzbiety i przez 1,5 miesiąca codziennie wystawiano je na oddziaływanie promieni UV (był to odpowiednik 20-30 min ekspozycji osób z jasną karnacją na południowe słońce Florydy). Dawkę wyliczono w taki sposób, by wywołać opalanie, a nie oparzenia. W pierwszym tygodniu poziom beta-endorfiny we krwi znacząco wzrósł i utrzymywał się przez całe studium; po jego zakończeniu stopniowo powracał do normy. Przeprowadzane w regularnych odstępach czasu testy wykazały, że w porównaniu do grupy kontrolnej, traktowane UV zwierzęta słabiej reagowały na lekki dotyk i zmiany temperatury. Im wyższy poziom beta-endorfiny, tym mniejsza wrażliwość. Podanie naloksonu, silnego antagonisty receptorów opioidowych, eliminowało to zjawisko. Co istotne, w grupie eksperymentalnej nalokson wywoływał klasyczne objawy odstawienia: drżenie czy szczękanie zębami. Myszy wytrenowane w kojarzeniu naloksonu ze zwykle preferowanym miejscem (ciemnym pudełkiem), wybierały obszary, w których nie doświadczały skutków działania antagonisty. Szczep gryzoni, u którego w skórze wybiórczo zablokowano produkcję POMC lub wyeliminowano gen beta-endorfiny, po ekspozycji na ultrafiolet nie wykazywał reakcji/symptomów typowych dla normalnych zwierząt. Możliwe, że przez przyczynianie się do syntezy witaminy D na pewnych etapach ewolucji ssaków rozwinął się naturalny mechanizm wspierający poszukiwanie UV - opowiada Fisher, dodając, że współcześnie istnieją bezpieczniejsze alternatywne źródła tej witaminy. « powrót do artykułu -
Ok. 75 pracowników siedziby głównej amerykańskiego Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom (CDC) w Atlancie mogło się zetknąć z żywymi laseczkami wąglika (Bacillus anthracis). Wszystkich poddano leczeniu. CDC podało, że w laboratorium doszło do naruszenia procedur (bakterie nie były inaktywowane). Do ekspozycji doszło w czasie weekendu, dotąd u nikogo nie pojawiły się jednak objawy choroby. W prowadzeniu śledztwa pomaga FBI. Na razie jest zbyt wcześnie, by stwierdzić, czy to przypadek, czy celowe działanie. To nie powinno się wydarzyć. Dbamy o takie sprawy. Nie pozwolimy narażać naszych ludzi na niebezpieczeństwo - podkreśla dr Paul Meechan, dyrektor ds. higieny pracy. « powrót do artykułu
-
Ryby - odżywczy składnik diety półwodnych pająków
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Choć tradycyjnie uważa się, że ulubionym kąskiem pająków są owady, okazuje się, że liczne gatunki mieszkające przy wodzie chętnie łapią i jedzą ryby. Zamieszkują one wszystkie kontynenty poza Antarktydą. W artykule opublikowanym na łamach pisma PLoS ONE Martin Nyffeler z Uniwersytetu w Bazylei i Bradley Pusey z Uniwersytetu Zachodniej Australii dokonali przeglądu ponad 80 przypadków polowania na ryby przez półwodne pająki. Zaobserwowano je na brzegach płytkich słodkowodnych strumieni, rzek, jezior czy bagien. Pająki wydają się częściej polować na ryby w cieplejszych rejonach między 40°S i 40°N. Ryby chwytane przez pająki mają zazwyczaj 2-6 cm długości i reprezentują taksony najbardziej rozpowszechnione na danym obszarze (w południowo-wschodnich USA są to np. gatunki należące do rodzaju Gambusia). Średnio są one 2,2 razy dłuższe od pająków. Naturalne żerowanie na rybach zaobserwowano u ponad 12 gatunków z superrodziny Lycosoidea, dwóch gatunków z superrodziny Ctenoidea i u jednego gatunku z superrodziny Corinnoidea. Większość zaobserwowanych przypadków (>75%) można przypisać reprezentantom rodzajów Dolomedes i Nilus. W laboratorium wykazano, że na ryby polują też członkowie paru innych rodzin, np. topik (Argyroneta aquatica [Cybaeidae]), Desis marina (Desidae) czy Heteropoda natans (Sparassidae). Dywagując, czy incydenty uwzględnione w artykule są przypadkami padlinożerstwa czy rzeczywistego polowania, Nyffeler i Pusey podkreślają, że pająki opisywane przez kolegów po fachu dysponują dużymi i silnymi szczękoczułkami, zdolnymi do przebicia skóry kręgowców. Występują u nich również jady zawierające setki różnych neurotoksyn. Ponadto większość ryb (~85%) została ugryziona przez pająki u podstawy głowy. Czas zgonu ryby zależy od jej wielkości i przynależności gatunkowej. Podczas eksperymentów wstrzyknięcie jadu pająka Dolomedes sulfureus w tułów danio pręgowanego (Danio rerio) wywołało poważne zaburzenia neurologiczne, skutkujące dezorientacją, nieskoordynowanymi ruchami (kręceniem się), utratą pływalności i ostatecznie zgonem. Choć panowie wspominają o wszystkich kontynentach poza Antarktydą, większość przypadków zaobserwowano w Ameryce Północnej, zwłaszcza na mokradłach Florydy. By złapać, dajmy na to, gambuzję, tutejsze pająki zahaczają się tylnymi odnóżami o kamień lub roślinę, podczas gdy przednie ustawiają na powierzchni wody. Gdy zasadzka się uda, myśliwy wyciąga rybę na suchy ląd. Nyffeler i Pusey tłumaczą to zachowanie działaniem układu trawiennego pająków. Najpierw muszą one wpompować w ofiarę enzymy trawienne, które rozpuszczą jej ciało. Gdyby odbywało się to w wodzie, mogłoby dojść do ich rozcieńczenia. « powrót do artykułu -
Przed kilkoma dniami FBI aresztowało 20-latka, który jest podejrzewany o udział w działaniach grupy hakerskiej NullCrew. Mężczyzna miał brać udział w atakach na dwa uniwersytety i trzy firmy. Został on oskarżony o konspirowanie celem dokonania defraudacji za pomocą komputera. Grozi mu do 10 lat więzienia i 250 000 USD grzywny. Wśród ofiar Timothy'ego Frencha miała być kanadyjska firma komunikacyjna, duże przedsiębiorstwo związane z mediami oraz jedna firma z Kalifornii. Ukradzione podczas ataków informacje były publikowane w internecie. Wiadomo, że w zatrzymaniu miał udział jeden ze wspólników hakera, który pomagał organom ścigania. Frencha zgubiła prawdopodobnie jego nieostrożność. Podczas rozmowy na Skype z dnia 8 lutego 2013 roku mężczyzna zdradził osobie współpracującej z FBI, że dzień wcześniej uległ wypadkowi samochodowemu, a jechał wówczas Chevroletem Camaro z 1996 roku. Sprawdzenie policyjnych danych pozwoliło na ujawnienie tożsamości osoby biorącej udział w wypadku. « powrót do artykułu
-
Rzeka Żółta jest zwana w Chinach Rzeką Żalu oraz Biczem na Ludzi Han. Na swoją złą sławę pracowała przez tysiące lat, podczas których liczne powodzie zabijały ludzi mieszkających nad jej brzegiem, niszczyły ich plony i dobytki. Naukowcy z Washington University przeprowadzili badania, z których wynika, że wzorzec coraz bardziej śmiertelnych powodzi jest zgodny z wzorcem degradowania środowiska naturalnego przez człowieka i podejmowanych przez ludzi prób ochronienia się przed rzeką. Z badań dowiadujemy się, że ludzie już przed 3000 lat zaczęli wpływać na bieg rzeki. Na terenie obecnych Chin człowiek dość wcześnie i na masową skalę zaczął wpływać na środowisko naturalne i nigdzie nie widać tego lepiej niż na przykładzie Rzeki Żółtej - mówi archeolog profesor T.R. Kidder. Odkrycie to może określać początek antropocenu, epoki, w której człowiek stał się dominującą siłą natury - dodał. Przeprowadzone badania sugerują też, że to właśnie działalność człowieka, mająca na celu wpływanie na bieg rzeki spowodowała kolejne problemy, których szczytowym przejawem była katastrofalna powódź, jaka wydarzyła się około roku 15 n.e. W jej wyniku zginęły miliony osób, a powódź przyczyniła się do upadku Zachodniej Dynastii Han w kilka lat później. Nowe dowody znalezione w Chinach i innych miejscach pokazują, że dawne społeczności zmieniały środowisko naturalne bardziej niż sądziliśmy. Już 2000 lat temu ludzie kontrolowali Rzekę Żółtą, a raczej sądzili, że ją kontrolują. I w tym tkwił problem - mówi Kidder. Naukowcy wysnuli swoje wnioski na podstawie badań osadów pozostawianych przez tysiące lat przez rzekę. Badali m.in. Sanyangzhuang, zwane „chińskimi Pompejami”, które wspomniana już masywna powódź pogrzebała pod pięcioma metrami osadów oraz odkryte w 2012 roku stanowisko Anshang, gdzie znaleziono pozostałości grobli i systemu irygacyjnego z czasów dynastii Zhou (1046-256 p.n.e.). Uczeni szczegółowo przeanalizowali osady pochodzące z ostatnich 10 000 lat. Zauważyli, że niemal 30% z nich zostało naniesionych w ciągu ostatnich 2000 lat, a tempo odkładania się osadów odpowiada rosnącej aktywności człowieka w regionie Rzeki Żółtej. Zdaniem Kiddera ludzie zaczęli budować kanały irygacyjne, systemy drenażowe, wały przeciwpowodziowe i tym podobne struktury już 2900-2700 lat temu.. W pierwszych latach po Chrystusie systemy takie rozciągały się na setki kilometrów wzdłuż brzegów rzeki. Zdobyte przez nas dowody wskazują, że pierwsze wały przeciwpowodziowe miały około 3 metrów wysokości, jednak w ciągu dekady te w Anshang zostały dwukrotnie podwyższone. Widać tutaj, w jaką pułapkę wpadli. Budowanie wałów spowodowało, że w korycie rzeki osadzało się coraz więcej materiału, co podnosiło poziom rzeki i czyniło ją bardziej podatną na powodzie, co z kolei wymagało budowy coraz wyższych wałów, a to przyczyniało się do powstawania kolejnych osadów w łożysku i cały proces się powtarzał - zauważa Kidder. Zdaniem uczonego Rzeka Żółta była przez tysiące lat dość spokojnym ciekiem. Sytuacja uległa zmianie, gdy coraz większe rzesze rolników zachwiały równowagą Wyżyny Lessowej, położonej w jej środkowym biegu. To największy na świecie obszar akumulacji lessu, liczący sobie około 430 000 kilometrów kwadratowych. Władze zachęcały ludzi, by osiedlali się coraz bardziej w głąb Wyżyny. Zdobycie nowych terenów uprawnych było potrzebne do wyżywienia rosnącej liczby ludności, z drugiej strony zwiększające się osadnictwo zabezpieczało państwo od najazdów z północy. Gdy zbudowano Wielki Mur, rolnicy jeszcze chętniej zaczęli podbijać Wyżynę. Jednocześnie rozwój metalurgii dał rolnikom do ręki doskonalsze narzędzia, które ułatwiały pracę na roli. Do wytopu żelaza potrzebne zaś było drzewo, a to łatwiej było ścinać żelaznymi narzędziami. Masowa wycinka lasów spowodowała erozję na wielką skalę, wskutek której do Rzeki trafiły olbrzymie ilości materiału. Niesiony przez wodę osadzał się w jej dolnym brzegu, powodując coraz bardziej katastrofalne powodzie. Ze spisu powszechnego przeprowadzonego w 2 roku naszej ery wynika, że obszar, na którym doszło do katastrofalnej powodzi z około 15 roku n.e. był bardzo gęsto zaludniony. Na każdym kilometrze kwadratowym mieszkały średnio 122 osoby, czyli około 9,5 miliona na terenie zalanym przez wodę. Powódź nie tylko zabiła olbrzymią liczbę ludzi. Zniszczyła też dobytek i uprawy, zdezorganizowała życie, na zalanych terenach powstały grupy walczące o żywność i przetrwanie. W latach 20-21 stały się centrum powstania ludowego, które wkrótce zakończyło istnienie Zachodniej Dynastii Han. Ludzie zaczęli zmieniać środowisko, a to z kolei zmieniło ludzką historię. To, co działo się w przeszłości może zdarzyć się i obecnie - ostrzega Kidder. Przekonanie, że obecnie jesteśmy w stanie uniknąć podobnej katastrofy, gdyż dysponujemy lepszą techniką to niebezpieczne założenie. Jeśli mamy wątpliwości, postawmy na Matkę Naturę, bo fizyka zawsze wygrywa. Uczony zauważa, że w przeszłości ludzie dysponowali technologią pozwalającą na zdewastowanie pojedynczej rzeki. Obecna technologia umożliwia dewastacje na skalę globalną. « powrót do artykułu
-
- Chiny
- Rzeka Żółta
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W ubiegłym tygodniu Elon Musk, właściciel firmy Tesla Motors, zapowiedział, że firma bezpłatnie udostępni wszystkie swoje patenty. Ma to pomóc Tesli w rozpowszechnieniu się samochodów elektrycznych. Firma znalazła też poważnych sojuszników. BMW i Nissan chcą połączyć z Teslą siły i wspólnie budować na całym świecie sieć stacji ładowania pojazdów elektrycznych. Obecnie Tesla posiada własną sieć stacji ładowania samochodów elektrycznych. Obecnie w skład sieci Supercharger wchodzi 97 stacji w USA. Kolejnych 7 stacji jest właśnie budowanych, a firma ma pozwolenia na stworzenie kolejnych 10 stacji. Tymczasem na terenie USA działa niemal 90 000 stacji benzynowych. Musk zrozumiał, że głównym konkurentem pojazdów elektrycznych Tesli nie są podobne pojazdy innych producentów, a pojazdy spalinowe. Stąd też pomysł, by udostępnić patenty, co ma pomóc w rozwoju rynku samochodów elektrycznych. Temu samemu celowi ma służyć współpraca z BMW i Nissanem przy budowie sieci stacji ładowania. « powrót do artykułu
-
Microsfot załatał lukę w Malware Protection Engine, który jest zintegrowany z wieloma produktami antywirusowymi tej firmy. Znajduje się on m.in. w Microsoft Security Essentials. Świeżo poprawiona dziura pozwalała na wyłączenie produktów antywirusowych poprzez wysłanie na komputer ofiary odpowiednio spreparowanych plików, które mogły tam trafić za pośrednictwem witryn WWW, e-maili czy komunikatorów internetowych. Microsoft Malware Protection Engine jest obecny m.in. w Forefront Client Security, System Center 2012 Endpoint Protection, Malicious Software Removal Tool, Intune Endpoind Protection i Windows Defender. Koncern z Redmond ocenił uznał poprawioną dziurę za „ważną”, co oznacza, że napastnik może ją wykorzystać zdalnie, ale do przeprowadzenia udanego ataku konieczne jest działanie ze strony użytkownika. Nie wiadomo, czy przestępcy wiedzieli o tej dziurze i czy ją wykorzystywali. « powrót do artykułu