Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36962
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Niemieccy naukowcy opisali nową klasę peptydów makrocyklicznych (MCIPs), które skutecznie hamują tworzenie blaszek amyloidowych. Odkryliśmy peptydy makrocykliczne, które są stabilne w osoczu i w modelu hodowli komórkowej potrafią pokonywać ludzką barierę krew-mózg - opowiada prof. Aphrodite Kapurniotu z Uniwersytetu Technicznego w Monachium. Jak dotąd zademonstrowaliśmy te właściwości wyłącznie w probówce, dlatego konieczne są dalsze badania. [Już teraz można jednak powiedzieć, że] są to 2 wysoce pożądane cechy dla inhibitorów amyloidu. Zespół z Monachium złożył już wniosek patentowy na nowo opracowaną klasę peptydów makrocyklicznych. Będą dobrą alternatywą dla obecnych metod bazujących na przeciwciałach [...], bo są łatwe do wytworzenia, mają obiecujące właściwości i przez peptydową naturę taniej je wyprodukować. W najbliższej przyszłości Niemcy chcą sprawdzić, czy MCIPs będą skuteczne także w warunkach in vivo. Poza tym akademicy sądzą, że MCIPs nadają się na szablony do opracowania drobnych cząsteczek peptydomimetyków, które mogą znaleźć zastosowanie jako leki przeciwamyloidowe na alzheimera i cukrzycę typu 2. « powrót do artykułu
  2. Poliploidalne komórki nowotworowe – komórki posiadające więcej niż dwie kopie każdego z chromosomów – są znacznie większe od innych komórek, oporne na chemio- oraz radioterapię i często łączy się je z nawrotami choroby. Naukowcom z Brown University udało się przeprowadzić pierwsze badania, które ujawniły cechy charakterystyczne tych komórek. Ze Scientific Reports dowiadujemy się, że komórki te są sztywniejsze i potrafią przemieszczać się na większe odległości niż inne komórki rakowe. Sądzę, że to właśnie poliploidalne komórki nowotworowe pozwalają wyjaśnić, dlaczego guzy szybko stają się tak złożone i heterogeniczne. Jeśli zrozumiemy fizyczne właściwości tych komórek, może uda nam się opracować metody ich eliminacji. Będzie to korzystne dla pacjentów, mówi profesor farmakologii molekularnej, fizjologii i biotechnologii Michelle Dawson. Dawson i jej zespół skupili się an komórkach potrójnie ujemnego raka piersi. To trudny w leczeniu i agresywny nowotwór. Naukowcy zauważyli, że w przypadku tej choroby poliploidalne komórki nowotworowe stanowią 2–5 procent nieprawidłowych komórek i posiadają cztery, osiem lub szesnaście kopii chromosomu. Po leczeniu chorych standardową chemioterapią okazało się, że działa ona głównie na zwykłe komórki raka piersi, gdyż odsetek komórek poliploidalnych zwiększył się od 3 do 10 razy. To potwierdziło, że są one znacznie bardziej odporne na działanie leków. Następnie do komórek poliploidalnych i standardowych komórek nowotworowych wprowadzono fluorescencyjne nanocząstki. Obserwacje wykazały, że w komórkach poliploidalnych poruszają się one dwukrotnie wolniej, co wskazuje, że komórki te są bardziej sztywne. To z kolei pozwala im na osiągnięcie większych rozmiarów. Badacze odkryli, że komórki te zawierają więcej aktyny, biopolimeru, nadającego komórce kształt i pozwalającego jej się poruszać. Duże komórki poruszały się też inaczej niż te standardowe. Przemieszczały się wolniej, ale na większe odległości. Podczas testów laboratoryjnych profesor Dawson potraktowała komórki lekiem, który niszczy aktynę i okazało się, że doszło do rozmiękczenia komórek poliploidalnych. Uczona zauważa jednak, że w ten sposób nie można leczyć pacjentów, gdyż uszkodzi się też zdrowe komórki. Konieczne jest dokładne przyjrzenie się komórkom poliploidalnym na poziomie molekularnym, by znaleźć różnice pomiędzy nimi a innymi komórkami i w ten sposób je zaatakować. W powyższych badaniach skupiono się na komórkach poliploidalnych potrójnie ujemnego raka piersi, jednak komórki takie występują też w innych nowotworach piersi, w nowotworach jajników i prostaty. Wielkie komórki nowotworowe łamią wszelkie zasady komórek raka – są sztywniejsze, większe, mają nietypową niespolaryzowaną strukturę komórkową – i poruszają się na większe odległości. Bez badań podstawowych nad tymi komórkami nie opracujemy nowych metod leczenia, wyjaśnia Dawson. « powrót do artykułu
  3. Po 17 dniach żałoby orka Tahlequah porzuciła swoje zmarłe młode. Historia matki, która przez tak długi czas nie chciała porzucić ciała swojego dziecka i transportowała je ze sobą na odległość 1600 kilometrów poruszyła wiele osób na całym świecie, jednak orki nie są jedynymi zwierzętami, które przeżywają żałobę. Od wielu lat naukowcy donoszą o obserwacjach zwierząt, które najwyraźniej odczuwają żal, smutek i żałobę po śmierci swoich bliskich. Zdobywamy kolejne dowody na to, że zwierzęta są znacznie bardziej podobne do ludzi, niż jesteśmy skłonni to przyznać. Żałoba wydaje się najbardziej powszechna u zwierząt prowadzących wysoce społeczny tryb życia. To logiczne. Gdy żyjemy w grupie, w otoczeniu rodziny, obchodzi nas śmierć członka rodziny czy kogoś znajomego. Te zwierzęta, które prowadza samotny tryb życia i nie opiekują się swoim potomstwem, nie mają po kim odczuwać żałoby. Przypadek Tahlequah to kolejne doniesienie o orce, która nie rozstaje się z martwym dzieckiem. Podobnie czynią inne walenie, jak delfiny czy wieloryby. Wielokrotnie obserwowano, jak np. delfiny wystawiały głowy swoich martwych towarzyszy nad wodę, jakby chciały pomóc im oddychać. Żałobę obserwowano też u słoni. Obserwacje pokazały, że zwracają one uwagę na kości innych słoni, a gdy przechodzą obok martwego zwierzęcia swojego gatunku są wyraźnie poruszone. Słonie potrafią całymi dniami czuwać przy martwym członku swojego stada, kołysząc się w przód i w tył i dotykając jego ciała. W ubiegłym roku poinformowano zaś o niezwykłych obserwacjach, wskazujących, że pekari, zwierzęta spokrewnione ze świniami, również odczuwają żałobę. Uczeń z Arizony, który znalazł martwe pekari, w ramach projektu szkolnego ustawił w pobliżu zwłok kamerę. Nagrał niezwykły film, który zaskoczył specjalistów. Okazało się, że zwłoki były wielokrotnie odwiedzane przez inne pekari z tego samego stada. Zwierzęta przychodziły pojedynczo lub parami i stały przy zmarłym towarzyszu. Czasami trącały go pyskami, czasami kładły się obok i spały. Najłatwiej zrozumieć nam zachowania naszych najbliższych krewnych, małp. Niedawno dowiedzieliśmy się o wypadku, jaki miał miejsce w jednym ze stad rokselan. Samica spadła z drzewa i uderzyła głową o kamień. Jej partner usiadł obok umierającej i delikatnie ją dotykał. Gdy zmarła spędził z nią jeszcze kilka minut delikatnie ciągnąc ją za dłoń, a później odszedł. Zdaniem behawiorystów, to dowód zrozumienia przez zwierzę ostateczności śmierci. Znamy też przypadki szympansic, które czasami przez całe tygodnie nosiły martwe młode. Zaobserwowano też przypadek, gdy zmarła trzymana w niewoli szympansica Pansy. Inni członkowie jej stada przyszli, oczyścili jej ciało, a następnie unikali miejsca, gdzie Pansy leżała. Przypomina to ludzkie rytuały pogrzebowe. Nie wszystkie naczelne obchodzą długotrwałą żałobę. Niewykluczone, że decydująca rolę odgrywa tutaj środowisko. Tam, gdzie jest gorąco i wilgotno zwłoki szybko się rozkładają, co zmusza zwierzęta do ich porzucenia. Z drugiej jednak strony dżelady brunatne, które żyją w chłodnym klimacie, noszą swoje zmarłe młode nawet przez 48 dni. « powrót do artykułu
  4. Popularność awokado jest w Nowej Zelandii tak duża, że w szkółkach i sklepach ogrodniczych obowiązują zapisy na długie listy oczekujących na sadzonki. Chętnych nie brakuje, bo ceny za owoc sięgają obecnie 3 dolarów nowozelandzkich (1,95 USD). Wcześniej w tym roku było jeszcze drożej - za sztukę trzeba było bowiem zapłacić aż 7 dolarów nowozelandzkich, czyli ok. 4,60 USD. Ludzie wciąż pytają o awokado - podkreśla Lloyd Houghton, właściciel szkółki Wairere. Na samo awokado odmiany Haas jest aż 86 zamówień, a gdy doda się do tego 3 inne hodowane przez niego odmiany, liczba chętnych na sadzonki sięgnie już 200. "Zielone złoto", jak mówią o awokado Nowozelandczycy, jest też rozchwytywane w The Plant Depot w Te Rapie (Hamilton), gdzie sadzonek nie ma już od kwietnia, a na następne trzeba poczekać mniej więcej do końca września. Choć szkółki ze wszystkich sił próbują sprostać zapotrzebowaniu, ich wysiłki spełzają na niczym. Trudno się zresztą dziwić, bo statystyki pokazują, że jeszcze 5 lat temu sięgało ono 30 tys. sadzonek, a obecnie oscyluje już wokół 200 tys. Wg Jen Scoular z New Zealand Avocado i szkółkarzy, owoce smaczliwki wdzięcznej są bardzo poszukiwane zarówno w kraju, jak i za granicą, dlatego zdecydowanie można mówić o ich niedoborze. Szkółkarze dodają, że by sadzonki awokado były gotowe do sprzedaży, muszą rosnąć aż 2 lata. Później na owoce trzeba zaś poczekać 5 kolejnych lat. Wysokie zapotrzebowanie (a w związku z tym i ceny) awokado wywołały w Nowej Zelandii falę przestępstw. Owoce są kradzione z drzewek pod osłoną nocy i w biały dzień. Hodowcy podejrzewają, że złodzieje są dobrze zorganizowani. Z myślą o świadomych klientach organizacja New Zealand Avocado podała wskazówki, jak odróżnić kradzione awokado od pozyskanych legalnie. Kluczowa ma być długość szypułki - prawidłowa wynosi 3-5 mm. Przy owocach z czarnego rynku bywa dłuższa (tak się ułamała podczas zbierania) albo nie ma jej w ogóle (gdy złodziej nie przejmował się detalami i brutalnie obchodził się z drzewkiem). « powrót do artykułu
  5. W miarę wzrostu globalnego ocieplenia i w obliczu braku chęci redukcji gazów cieplarnianych, naukowcy coraz częściej biorą pod uwagę geoinżynierię. Jednak manipulowanie klimatem planety może przynieść nieoczekiwane, niekorzystne skutki. Zanim ktokolwiek tego spróbuje, musimy zbadać, jakie będą tego konsekwencje. Musimy dowiedzieć się, w co się możemy wpakować", mówi profesor Solomon Hsiang z University of California, Berkeley. Hsiang i jego zespół chcą zbadać, jakie skutki może przynieść celowe rozpylanie w atmosferze miniaturowych cząstek, które odbijałyby część promieniowania słonecznego. Zespół Hsianga skupił się tutaj na wpływie takich działań na produkcję rolniczą. Coraz więcej badań pokazuje, że rosnąca temperatura zaczyna wywierać tak niekorzystny wpływ na rośliny, iż można obawiać się o wielkość plonów. Powstrzymanie ocieplenia poprzez rozpylenie związków, mogących powstrzymać wzrost temperatury może powstrzymać spadek plonów i zapewnić ludzkości dostateczną ilość pożywienia. Ponadto niewykluczone, że rośliny wolą rozproszone światło, a takie zapewniłoby rozpylenie w atmosferze chroniących Ziemię cząstek. Jednocześnie jednak na powierzchnię naszej planety trafiałoby mniej światła, a to mogłoby negatywnie odbić się na plonach. Nie wiadomo, który z elementów przeważy i jaki wpływ na rolnictwo miałyby działania geoinżynieryjne tego typu. Hsiang i jego zespół postanowili więc bliżej przyjrzeć się dwóm dużym erupcjom wulkanicznym, wybuchowi Mount Pinatubo na Filipinach z 1991 roku oraz eksplozji meksykańskiego El Chichon z 1982 roku. Podczas obu erupcji do atmosfery przedostały się miliony ton dwutlenku siarki, gazu, który tworzy w atmosferze aerozole blokujące dopływ promieni słonecznych. Wiadomo, że po eksplozji Mt. Pinatubo średnie temperatury na Ziemi spadły na dwa lata o około 0,5 stopnia Celsjusza. Naukowcy wykorzystali dane satelitarne dotyczące obu erupcji oraz informacje o zbiorach kukurydzy, soi, ryżu i pszenicy ze 105 krajów z lat 1979–2009. Jako, że chcieli dowiedzieć się, jak przesłonięcie światła słonecznego wpłynęło na plony, pod uwagę wzięli też, w celu wyeliminowania tych czynników, inne zjawiska, jak np. wielkość opadów. Okazało się, że erupcja Mt. Pinatubo z pewnością zmniejszyła plony płodów rolnych. Zjawisko takie jest znacznie mniej widoczne w przypadku wybuch El Chichon, jednak erupcja ta jest znacznie słabiej poznana, co mogło wpłynąć na ostateczny wynik badań grupy Hsianga. Naukowcy wyliczyli, że wskutek wybuchu Mount Pinatubo światowe zbiory kukurydzy zmniejszyły się o 9%, a plony soi, ryżu i pszenicy spadły o 5%. Tak duże spadki były zaskoczeniem. Uczeni spodziewali się bowiem, że rozproszone światło będzie korzystne dla roślin. Wyniki analizy zastosowano do modeli klimatycznych i obliczono, jak mogą wyglądać przyszłe zbiory z geoinżynierią i bez niej. Okazało się, że wszelkie potencjalne korzyści z geoinżynierii są niweczone przez mniejszą dostępność światła. Geoinżynieria nie przynosi rolnictwu szkody, ale też mu nie pomaga. Dotychczas wielu sądziło, że jeśli zastosujemy geoinżynierię i nie dopuścimy dzięki niej do wzrostu temperatury, to rolnictwo na tym skorzysta, gdyż plony nie będą spadać z powodu gorąca. Jednak, jak się okazało, zmieni się tylko przyczyna spadku. Nie zmniejszą się one z powodu gorąca, ale z powodu mniejszej dostępności światła. Część naukowców przestrzega jednak przed wyciąganiem pochopnych wniosków, argumentując, że mamy zbyt mało danych, by cokolwiek jednoznacznie stwierdzać. Geoinżynieeria zmieni klimat w zupełnie inny sposób niż czynią to erupcje wulkanów, mówi David Keith, profesor fizyki z Harvard University. Po pierwsze geoinżynieria byłaby związana z ciągłym wypuszczaniem aerozoli do atmosfery. Wybuch wulkanu to jednokrotne gwałtowne wydarzenie. Przez to inna byłaby dynamika schładzania planety i inny wpływ geoinżynierii na klimat i różne jego aspekty, jak opady. Z kolei profesor klimatologii Alan Robock z Rutgers University zauważa, że rolnictwo i stosowane przezeń rozwiązania, ciągle się zmieniają, w zależności od sytuacji. Nie wiadomo, czy moglibyśmy stosować dzisiejsze rozwiązania gdy zaczniemy zajmować się geoinżynierią. « powrót do artykułu
  6. Studenci Politechniki Wrocławskiej organizują międzynarodowe zawody crossowych motocykli elektrycznych. To pierwsze tego typu wydarzenie w Polsce. SmartMoto Challenge odbywa się cyklicznie w Barcelonie i Moskwie. W wyścigach biorą udział zespoły, które samodzielnie przygotowują projekt pojazdu. Rywalizacyjna przebiega w konkurencjach statycznych (prezentacja biznesplanu, omówienie szczegółów technicznych) oraz dynamicznych (testy sprawnościowe i na przyspieszenie oraz wyścig). Po raz pierwszy SmartMoto Challenge odbędzie się we Wrocławiu. Wyścigowi będzie towarzyszył dwudniowy Festiwal Elektromobilności, w takcie którego swoje usługi i produkty zaprezentują firmy z branży automotive. Konkurs SmartMoto Challenge polega na zaprojektowaniu i zbudowaniu crossowego motocykla elektrycznego. Studenci w procesie projektowania muszą uwzględnić ramę, poszycie, zawieszenie, układ hamulcowy, sterowanie, zasilanie oraz inne elementy pojazdu. Głównym celem współzawodnictwa jest wykorzystanie wiedzy zdobytej na studiach w prawdziwym przemysłowym projekcie. Podczas zawodów oceniany jest motocykl i jego możliwości dynamiczne, statyczne, a także umiejętności drużyny w aspektach biznesowych. Wrocławska edycja zwodów startuje 24 sierpnia. Studenckie pojazdy będzie można zobaczyć najpierw na terenie kampusu Politechniki Wrocławskiej (24-25 sierpnia), potem na torze off-road przy Wzgórzu Kilimandżaro we Wrocławiu (26 sierpnia). Do konkursu zakwalifikowało się 7 motocykli skonstruowanych przez drużyny z Polski i Rosji. Patronat honorowy nad wydarzeniem objęli minister energii, minister infrastruktury, minister nauki i szkolnictwa wyższego, minister środowiska oraz marszałek województwa dolnośląskiego i prezydent Wrocławia. Zadanie dofinansowano ze środków budżetu Samorządu Województwa Dolnośląskiego, dzięki zwycięstwu w programie Aktywny Dolny Śląsk. Więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej i profilu facebookowym zawodów. « powrót do artykułu
  7. Na wyspie Kotielnyj w rosyjskiej Arktyce odkryto szczątki małego mamuta, który wg Rosjan, może być nieznanym dotąd karłowatym gatunkiem. Ze względu na rzucający się w oczy kolor sierści, ochrzczono go złotym mamutem. Zwierzę zachowało się w podwodnej zmarzlinie. Jest widoczne wyłącznie przy odpływie. Eksperci sądzą, że szczątki mogą mieć 22-50 tys. lat. Osobnik miał 2,1 m wysokości. Po zbadaniu zwłok dr Albert Protopopow z Akademii Nauk Jakucji uważa, że był to dorosły osobnik. Ma on zostać wydobyty latem przyszłego roku. Wykopaliska potrwają parę tygodni. Jeden z kłów zachował się w całości. Drugi jest złamany bądź ucięty. Musimy ustalić, czy to anomalia, czy coś typowego dla tego regionu. Dysponujemy raportami o małych mamutach z tych okolic, zarówno młodych, jak i dorosłych. Nigdy jednak nie natknęliśmy się na zwłoki. To nasza pierwsza okazja do zbadania tego zjawiska. Protopopow wyjaśnia, że wg niego złoty mamut to inny podgatunek/gatunek niż skarlałe przed wyginięciem mamuty włochate, których kości znajdowano np. na Wyspach Normandzkich czy wyspie Wrangell. Specjalista tłumaczy, że wydaje się, że nieduży złoty mamut występował już wcześniej i nie był aberracją, ale ewolucyjnym przystosowaniem. Nasza teoria jest taka, że w okresie [interglacjalnego rozkwitu] liczebność mamutów znacznie wzrosła, co doprowadziło do największego zróżnicowania ich form. Zamierzamy sprawdzić, czy to prawda. Od kilku lat w ramach wzmacniania rosyjskiej obecności militarnej w Arktyce dawny posterunek z wyspy Kotielnyj jest przekształcany w dużą bazę wojskową. « powrót do artykułu
  8. Sąd w Kalifornii nakazał firmie Monstanto zapłacenie 290 milionów dolarów odszkodowania mężczyźnie, który mógł zachorować na nowotwór wskutek kontaktu z produkowanym przez Monsanto środkiem ochrony roślin Roundup. Ława przysięgłych jednoznacznie orzekła, że Monsanto działało w złej intencji i nie umieściło na opakowaniu informacji, że Roundup może być rakotwórczy. Tym samym środek ten mógł przyczynić się do zachorowania Dewayne'a Johnsona. W 2014 roku u Johnsona zdiagnozowano chłoniaka nieziarniczego. Pan Johnson, który pracował jako ogrodnik w szkole w Benicii, wielokrotnie używał Roundupu. Sprawę wytoczono w oparciu o badania z 2015 roku, które przeprowadziła International Agency for Research on Cancer, która jest częścią WHO. Organizacja uznała wówczas, że główny składnik Roundupu, glifosat, jest prawdopodobnie rakotwórczy. Przysięgli uznali argumentację 46-letniego powoda i stanu Kalifornia, który dołączył do pozwu, i skazali Monsanto na wypłatę olbrzymiego odszkodowania. Wiceprezes Monsanto, Scott Partridge, powiedział po wyroku, że sąd podjął złą decyzję. Współczujemy panu Johnsonowi i jego rodzinie, oświadczyło Monsanto, jednak dodało, że złoży apelację i będzie energicznie broniło produktu, który jest na rynku od 40 lat, ma za sobą historię bezpiecznego użycia i jest istotnym, bezpiecznym narzędziem pracy rolników i innych ludzi. Wyrok amerykańskiego sądu może otworzyć drogę do tysięcy podobnych pozwów przeciwko Monsanto. A to będzie oznaczało poważne kłopoty dla niemieckiego Bayera, który w czerwcu kupił Monsanto za ponad 62 miliardy USD. Akcje niemieckiego koncernu już straciły na wartości ponad 10 miliardów euro, a ich cena spadła do poziomu najniższego od 7 lat. Sąd wysłał Monsanto sygnał, że muszą zmienić sposób, w jaki robią interesy, powiedział prawnik Robert F. Kennedy, który specjalizuje się w kwestiach prawnej ochrony środowiska. Kennedy'ego szczególnie cieszy ta wygrana, gdyż Monstanto i działania firmy – oskarżanej m.in. o korupcję urzędników odpowiedzialnych za ochronę środowiska – wzbudzają od law poważne kontrowersje. Prawnicy Johnsona zapowiedzieli, że nawet jeśli mężczyzna nie dożyje końca procesu apelacyjnego, będą walczyli w jego imieniu. Zrobimy wszystko, by pan Johnson i jego rodzina otrzymali to odszkodowanie, mówi Brent Wisner. Wyrok w sprawie Johnson vs. Monsanto to zwycięsto całej ludzkości i życia na Ziemi, uznała Zen Honeycutt, dyrektor organizacji Moms Across America. Większość trapiących nas chorób, utrata jakości gleby, zanieszyczenia wody utrata gatunków lądowych i morskich to efekt działania toksycznych środków chemicznych, w szczególności takich jak oferowane przez Monsanto herbicydy zawierające glifosat, obecny w Roundup i Ranger Pro, dodaje Honeycutt. Podczas procesu wyszło m.in. na jaw, że Monsanto próbowało fałszować badania naukowe. Maile wymieniane pomiędzy firmą a urzędami odpowiedzialnymi za nadzorowanie jej działań sugerowały, że Monsanto opublikowało badania, które zostały przedstawione jako przeprowadzone przez niezależnych ekspertów. Monsanto powstało w 1901 roku. W latach 40. firma weszła na rynek środków chemicznych dla rolnictwa. Jej największy przebój, Roundup, zadebiutował w 1976 roku. Koncern zaczął też genetycznie modyfikować niektóre rośliny uprawne, czyniąc je odpornymi na działanie Roundupu. « powrót do artykułu
  9. Ogromna rzodkiew japońska odmiany Sakurajima to nowa "postać" na scenie produktów zapobiegających chorobom sercowo-naczyniowym. Opisano właśnie, w jaki sposób wspomaga ona pracę śródbłonka. Średnio Sakurajima waży 6 kg, ale waga najcięższych okazów może sięgać nawet 45 kg. Średnica tego warzywa również jest imponująca i niekiedy wynosi 50 cm. Rzodkwie są dobrym źródłem przeciwutleniaczy i ponoć mogą zmniejszać ryzyko nadciśnienia i usuwać zakrzepy. Dotąd jednak nikt nie porównywał prosercowego wpływu kultywaru Sakurajima i innych odmian rzodkwi. Katsuko Kajiya i jego zespół postanowili więc sprawdzić, jak Sakurajima wpływa na produkcję tlenku azotu(II), który m.in. reguluje napięcie naczyń krwionośnych i hamuje agregację płytek krwi. Japończycy wystawiali ludzkie i świńskie komórki śródbłonka na oddziaływanie ekstraktów z Sakurajimy i mniejszych rzodkwi. Za pomocą mikroskopu fluorescencyjnego i innych metod ustalili, że Sakurajima w większym stopniu zwiększała produkcję tlenku azotu; działo się tak dzięki aktywacji śródbłonkowej syntazy NO (eNOS – endothelial nitric synthase). Za uruchomienie kaskady zmian w naczyniach, która ostatecznie nasilała produkcję NO, okazała się odpowiadać trygonelina. « powrót do artykułu
  10. Na początku bieżącego roku do firmy „Ceramika Artystyczna” Spółdzielnia Rękodzieła Artystycznego w Bolesławcu zgłosił się nietypowy klient. Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) zamówiła naczynia ceramiczne ze swoim logo. Przez kilka miesięcy tworzono kolejne projekty i konsultowano je z klientem. Największe wymagania dotyczyły kolorystyki, natomiast przy samym projekcie dekoracji pozwolono na większą swobodę. Autorką projektu jest Maria Starzyk, od wielu lat pracująca w Spółdzielni. Dużym wyzwaniem było też odtworzenie logo CIA. Zleceniodawca zastrzegł sobie, że wzór, który wykorzystano na zamówionej ceramice, nie może być oferowany innym klientom. Pierwsza partia talerzy trafiła już do CIA i znalazła sobie uznanie. Prezes spółdzielni przypuszcza, że zamówienie z Langley przyszło dzięki żołnierzom US Army. W ubiegły roku odwiedzili oni Spółdzielnię, sami mogli spróbować swoich sił przy malowaniu talerzy, a ich wizytę relacjonowała amerykańska prasa. To prawdopodobnie stamtąd o Spółdzielni dowiedzieli się w CIA. « powrót do artykułu
  11. Najnowsze wykopaliska prowadzone przez naukowców z The Australian National University sugerują, że Homo erectus wyginął, bo... był leniwy. Badania zabytków z wczesnej epoki kamienia pokazują, że H. erectus podczas wykonywania narzędzia i gromadzenia zasobów wykorzystywał strategie wymagające najmniejszego wysiłku. To „lenistwo” w połączeniu z nieumiejętnością dostosowania się do zmian klimatycznych prawdopodobnie przyczyniło się do wyginięcia gatunku, uważa doktor Ceri Shipton. Nie wydaje się, by próbowali się do czegoś zmuszać. Nie byli eksploratorami sięgającymi wzrokiem poza horyzont. Nie mieli tej ciekawości, którą mamy my, stwierdza uczony. Do wykonywania narzędzi używali kamieni, które leżały wokół ich obozowiska. W większości był to materiał o niskiej jakości w porównaniu z tym, co widzimy u późniejszych twórców kamiennych narzędzi. Niedaleko miejsca, w którym prowadziliśmy wykopaliska, na niewielkim wzgórzu znajdowała się duża skała dobrej jakości. Jednak zamiast podejść na wzgórze, H. erectus wykorzystywał odłamki, które samodzielnie oddzieliły się od skały i stoczyły ze wzgórza. Gdy oglądaliśmy skałę, nie widzieliśmy na niej żadnych śladów działalności. Oni wiedzieli, że ona tam jest, ale jako że mieli obok siebie wystarczająco zasobów, to się tam nie wybrali, stwierdza. Zachowanie H. erectus stoi w wyraźnym kontraście do tego, co później robili neandertalczycy i Homo sapiens. Te gatunki wspinały się na góry, by uzyskać kamień odpowiedniej jakości i transportowały go na duże odległości. Doktor Shipton nie ma dobrego zdania o H. erectus. Ten gatunek był nie tylko leniwy, ale i bardzo konserwatywny. Badania osadów wykazały, że środowisko wokół nich się zmieniało, a oni wciąż robili te same rzeczy tymi samymi narzędziami. « powrót do artykułu
  12. Z Przylądka Canaveral wystartowała Parker Sola Probe, pojazd, który ma wlecieć w atmosferę Słońca. Udany start odbył się o godzinie 9:31 czasu polskiego. Po czterech minutach lotu od rakiety Delta IV Heavy oddzielił się pierwszy stopień i uruchomił się główny silnik drugiego stopnia. Uruchomiono też silniki manewrowe, które ustawiły rakietę w odpowiedniej pozycji do przeprowadzenia kolejnych etapów lotu. Po udanym oddzieleniu trzeciego stopnia rakiety, tego, do którego zamocowana jest Parker Solar Probe, główny silnik trzeciego stopnia został odpalony na 80 sekund. W końcu do centrum kontroli nadeszła informacja o udanym oddzieleniu się PSP od trzeciego stopnia, po czym pojazd rozwinął panele słoneczne i przesłał dane, wskazujące, że wszystko przebiegło zgodnie z planem. Sonda będzie krążyła wokół naszej gwiazdy i zbierała na jej temat dane. Aby nie ulec potężnej grawitacji Słońca, które stanowi przecież 99,8% masy Układu Słonecznego, PSP musi osiągnąć prędkość nie mniejszą niż 85 000 km/h. Nie jest to łatwe zadanie, dlatego też pojazd aż siedmiokrotnie skorzysta z asysty grawitacyjnej Wenus. W końcu znajdzie się w rekordowo małej odległości 6 milionów kilometrów od powierzchni naszej gwiazdy. Stanie się też najszybszym pojazdem w historii ludzkości. Jej prędkość wyniesie niemal 700 000 km/h. Obecnie rekord prędkości należy do sondy Juno, która poruszała się z prędkością 265 000 km/h względem Ziemi, natomiast najszybszym pojazdem względem Słońca była sonda Helios 2 pędząca z prędkością niemal 253 000 km/h. Parker Solar Probe to urządzenie rozmiarów małego samochodu. Jego celem jest atmosfera Słońca znajdująca się w odległości około 6,5 miliona kilometrów od powierzchni naszej gwiazdy. Głównym celem misji jest zbadanie, w jaki sposób w koronie Słońca przemieszcza się energia i ciepło oraz odpowiedź na pytanie, co przyspiesza wiatr słoneczny. Naukowcy wiążą z misją olbrzymie nadzieje, licząc, że zrewolucjonizuje ona rozumienie Słońca, Układu Słonecznego i Ziemi. Próbnik będzie musiał przetrwać temperatury dochodząc do 1370 stopni Celsjusza. Pomoże mu w tym gruba na 11,5 centymetra osłona termiczna (Thermal Protection System) z kompozytu węglowego. Jej celem jest ochrona czterech instrumentów naukowych, które będą badały pola magnetyczne, plazmę, wysokoenergetyczne cząstki oraz obrazowały wiatr słoneczny. Instrumenty mają pracować w temperaturze pokojowej. TPS składa się z dwóch paneli węglowego kompozytu, pomiędzy którymi umieszczono 11,5 centymetra węglowej pianki. Ta strona osłony, która będzie zwrócona w kierunku Słońca została pokryta specjalną białą warstwą odbijającą promieniowanie cieplne. Osłona o średnicy 2,5 metra waży zaledwie 72,5 kilograma. Musiała być ona lekka, by poruszająca się z olbrzymią prędkością sonda mogła wejść na odpowiednią orbitę wokół naszej gwiazdy Co interesujące, Parker Solar Probe jest pierwszym pojazdem kosmicznym NASA nazwanym na cześć żyjącej osoby. W ten sposób uhonorowano profesora astrofizyki Eugene'a Parkera z University of Chicago. Zwykle misje NASA zyskują nową, oficjalną nazwę, po starcie i certyfikacji. Tym razem jest inaczej. W uznaniu zasług profesora Parkera na polu fizyki Słońca oraz dla podkreślenia, jak bardzo misja jest związana z prowadzonymi przez niego badaniami, zdecydowano, że oficjalna nazwa zostanie nadana przed startem. Już na początku października sonda po raz pierwszy przeleci w pobliżu Wenus i trafi na orbitę wokół Słońca. Będzie to orbita o długości 150 dni. Jednak sonda będzie coraz bardziej zbliżała się do naszej gwiazdy. Podczas drugiego przelotu wokół Wenus (21 grudnia 2019) jej orbita wyniesie 130 dni. Po kilku latach, 2 listopada 2024 roku Parker Solar Probe spotka się z Wenus po raz siódmy i ostatni. Wtedy to sonda będzie okrążała Słońce w ciągu zaledwie 88 dni. Niedługo potem, 19 grudnia, podczas 22. peryhelium, Parker Solar Probe pierwszy raz zbliży się do Słońca na minimalną odległość.   « powrót do artykułu
  13. W miarę jak ssaki morskie nabywały zdolności do życia w środowisku wodnym, traciły możliwość produkcji proteiny, która chroni ludzi i ssaki lądowe przed neurotoksycznym wpływem popularnego pestycydu. Naukowcy z Wydziału Medycyny University of Pittsburgh, którzy odkryli to zjawisko, apelują o lepsze monitorowanie wód w celu zbadania wpływ pestycydów na delfiny, manaty, foki i inne ssaki. Ponadto dalsze badania pomogą nam zdobyć wiedze na temat funkcjonowania u człowieka genu kodującego wspomniane proteiny. Musimy sprawdzić, czy ssaki morskie są bardziej narażone na ryzyko poważnych uszkodzeń neurologicznych gdyż utraciły możliwość rozkładania tego pestycydu, czy też są chronione, gdyż w jakiś nieznany nam sposób zyskały oporność, mówi profesor Nathan L. Clark. Tego typu badania pozwalają nam zrozumieć, jak działają nasze geny i jaki wpływ na nie ma środowisko naturalne. Z innych badań wiemy, że ssaki morskie utraciły z czasem niektóre geny związane z węchem i smakiem.Clark i jego kolega Wynn K. Meyer chcieli dowiedzieć się, jakie inne geny zostały też przez nie utracone. Po przeanalizowaniu DNA 5 gatunków ssaków morskich i 53 gatunków ssaków lądowych naukowcy zauważyli, że genem, który najbardziej odpowiada schematowi utraty funkcji jest PON1 (Paraoxynase 1). U wszystkich ssaków lądowych zachował on swoją funkcję. U ludzi i ssaków lądowych PON1 zmniejsza uszkodzenia powodowane przez niestabilne atomy tlenu i chroni przed estrami fosforanowymi. Związki te wykorzystywane są m.in. do produkcji pestycydów, które atakują układ nerwowy owadów. Zwierzętom tym brakuje bowiem PON1. Przeprowadzone badania wykazały, że krew ssaków morskich nie rozkłada estrów fosforanowych tak, jak czyni to krew ssaków lądowych. To sugeruje, że pestycydy, spływające z pól do wód mogą uszkadzać układ nerwowy ssaków morskich. Być może jednak istnieje jakiś nieznany nam mechanizm biologiczny, który chroni te ssaki przed szkodliwym działaniem estrów fosforanowych. Naukowcy zbadali też historię utraty PON1 przez ssaki morskie. Okazało się, że u waleni i delfinów gen ten przestał działać przed 53 milionami lat, wkrótce po tym, jak oddzieliły się od wspólnego przodka z hipopotamem. Manaty utraciły gen 64 miliony lat temu, po oddzieleniu się od wspólnego przodka ze słoniem. Niektóre foki miały funkcjonujący PON1 jeszcze 21 milionów lat temu, a prawdopodobnie działał on u nich jeszcze stosunkowo niedawno. Najważniejsze pytanie brzmi, dlaczego tak szybko gen PON1 zaczął u nich tracić swoje funkcje. Trudno powiedzieć, czy nie był już dłużej potrzebny czy też jego działanie przeszkadzało w przystosowaniu się do środowiska morskiego. Wiemy, że w tamtym czasie w środowisku wodnym nie występowały estry fosforanowe, więc możemy przypuszczać, że utrata PON1 była związana z jego odpowiedzią na ekstremalny stres oksydacyjny spowodowany długim czasem przebywania pod wodą i nagłym wynurzeniem się. Jeśli dowiemy się, dlaczego u zwierząt tych PON1 nie działa, możemy dowiedzieć się, jaki ma on wpływ na ludzkie zdrowie, a jednocześnie odkryć, jak pomóc zagrożonym gatunkom morskich ssaków, mówi Meyer. Naukowcy chcą teraz rozpocząć badania manatów żyjących u wybrzeży Florydy i sprawdzić ich zdrowie w czasie oraz krótko po tym, jak do wód trafia zwiększona ilość pestycydów. Manaty i delfiny butlonose są jak kanarki w kopalni. Stan ich zdrowia wskazuje na stan środowiska, które z kolei wpływa na zdrowie ludzi, wyjaśnia Clark. « powrót do artykułu
  14. Objętość największych i najmniejszych jaj wróbli zwyczajnych różni się nawet o 50%. Choć mogłoby się wydawać, że lepiej wylęgać się z dużego jaja, bo można zgromadzić więcej zasobów na ciężkie czasy, w rzeczywistości bywa różnie... Między 2003 a 2009 r. zespół z Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii badał wielkość jaj wróbli z wyspy Hestmannøy. Biolodzy sprawdzali, czy młode przeżyły i były później w stanie spłodzić własne potomstwo. Autorzy raportu z Journal of Avian Biology zauważyli, że duże jaja dawały przewagę w przypadku długoterminowego przeżycia, ale tylko wtedy, gdy sporo padało. Wtedy rodzice rzadko mogli wylatywać po pokarm, bo dostęp do owadów był utrudniony i pisklętom przydawało się, gdy dysponowały większymi rezerwami energetycznymi z jaja. Przy wyższych temperaturach korzystne okazało się wylęganie z mniejszych jaj. Przy niskich temperaturach dodatkowe rezerwy z dużych jaj wydają się ważne. Przy wysokich temperaturach te same rezerwy prowadzą jednak prawdopodobnie do wzrostu szybszego niż optymalny dla długoterminowego przeżycia - wyjaśnia dr Thomas Kvalnes. Gdy naraz wystąpią większe rezerwy z jaja, obfitość pożywienia i wysoka temperatura, pisklęta rosną zbyt szybko, co zmniejsza ich wskaźnik przeżycia. Dzieje się tak wskutek stresu oksydacyjnego. Szybki wzrost nasila bowiem produkcję reaktywnych form tlenu (RFT). W takich warunkach mechanizmy obronne przestają sobie radzić z ich unieszkodliwianiem i stres oksydacyjny prowadzi do skrócenia telomerów - ochronnych sekwencji z nukleotydów, które zabezpieczają przed "przycinaniem" chromosomów po ich podwojeniu w czasie podziału komórki. Warto dodać, że wcześniej biolodzy ustalili, że istnieje związek między długością telomerów i długością życia. Ponieważ ptakom trudno przewidzieć pogodę, by zwiększyć szanse swoich piskląt na przeżycie i rozmnożenie, w tym samym lęgu samice składają jaja różnych rozmiarów. W jednym sezonie wróble domowe wyprowadzają do 3 lęgów, a zróżnicowaną wielkość jaj można obserwować w każdym z nich. To zwiększa szanse, że niektóre jaja zbliżą się do wielkości optymalnej dla występujących warunków pogodowych. Norwegowie zauważyli, że jaja w ostatnim lęgu są stale mniejsze od jaj złożonych na początku sezonu rozrodczego. Nie powinno to dziwić, zważywszy, że średnia temperatura sierpnia jest przeważnie wyższa od temperatur wczesnej wiosny. « powrót do artykułu
  15. Ciągły spadek zainteresowana Facebookiem w USA powoduje, że w ciągu 2-3 miesięcy straci on na rzecz YouTube'a pozycję drugiej najchętniej odwiedzanej witryny w USA. W ciągu ostatnich 2 lat ruch generowany na Facebooku przez Amerykanów zmniejszył się niemal o połowę. Tymczasem popularność YouTube'a ciągle rośnie. Badania przeprowadzone przez firmę SimilarWeb na zlecenie CNBC ujawniły, że miesięczna liczba odsłon Facebooka dokonywana z USA zmniejszyła się z 8,5 miliarda przed dwoma laty do obecnych 4,7 miliarda. Skandale takie jak ten związany z Cambridge Analytica pokazały, że serwis Zuckerberga nie potrafi upilnować danych użytkowników, co zniechęciło znaczną ich część. Co prawda aplikacje Facebooka są coraz popularniejsze, jednak te wzrosty nie rekompensują spadku odwiedzin witryny. Niezagrożona pozostaje pozycja Google'a. W lipcu bieżącego roku witrynę tę Amerykanie odwiedzili aż 15 miliardów razy. Poza nią, Facebookiem i YouTube'em w najpopularniejszej piątce witryn plasują się jeszcze Yahoo! i Amazon. Zaskakujący może być fakt, że Yahoo! jest wciąż popularniejsze od Amazona, jednak najprawdopodobniej zmieni się to w ciągu najbliższych miesięcy. Od ubiegłorocznych świąt Bożego Narodzenia Amazon notuje duże wzrosty liczby odwiedzin. Przejawem tego trendu był niezwykle udany Amazon Prime Day z lipca bieżącego roku, kiedy to w ciągu zaledwie 36 godzin klienci dokonali zakupów na kwotę niemal 4 miliardów dolarów. Z rosnącą popularnością Amazona wiąże się rosnąca zamożność jego właściciela. Majątek Jeffa Bezosa jest wyceniany obecnie na 150 miliardów dolarów i jest on najbogatszym człowiekiem na świecie. « powrót do artykułu
  16. Najnowsze badanie zespołu z MIT i Massachusetts Eye and Ear pokazało, że jaskra może być chorobą autoimmunologiczną. Podczas badań na myszach okazało się, że za typową dla jaskry postępującą degenerację siatkówki odpowiadają limfocyty T. Inklinacja limfocytów, by atakować neurony siatkówki, wynikała z wcześniejszego kontaktu z bakteriami, które normalnie występują w organizmie. To otwiera nowe ścieżki w zapobieganiu i leczeniu jaskry - twierdzi prof. Jianzhu Chen. Jednym z najważniejszych czynników ryzyka jaskry jest podwyższone ciśnienie śródgałkowe, które często rozwija się podczas starzenia, gdy przez zatkanie kanalików upośledzeniu ulega odprowadzanie cieczy wodnistej. Do momentu zniszczenia ok. połowy komórek zwojowych siatkówki pacjenci często nie zdają sobie sprawy, że są chorzy. Większość terapii polega na obniżeniu ciśnienia śródgałkowego. Niestety, u wielu osób jaskra postępuje nawet po znormalizowaniu ciśnienia. Podczas badań na myszach prof. Dong Feng Chen z Harvardzkiej Szkoły Medycznej uzyskała te same rezultaty. Przez to zaczęliśmy przypuszczać, że zmiany ciśnienia muszą uruchamiać jakiś postępujący proces i pierwsza rzeczą, jaka nam przyszła do głowy, była reakcja immunologiczna. Testując tę hipotezę, Amerykanie szukali w siatkówce myszy komórek odpornościowych. Okazało się, że były tam limfocyty T. To niezwykłe, bo normalnie, by nie dopuścić do stanu zapalnego oka, wstęp do siatkówki blokuje im bariera krew-siatkówka. Gdy jednak ciśnienie śródgałkowe rosło, limfocyty T mogły w jakiś sposób ją pokonać. By ocenić, jaką rolę spełniają limfocyty T w jaskrze, naukowcy uzyskali wysokie ciśnienie śródgałkowe u myszy pozbawionych  limfocytów T. Stwierdzono, że podwyższone ciśnienie wywołało tylko niewielkie uszkodzenia siatkówki i że choroba nie postępowała już, gdy ciśnienie powracało do normy. Pogłębione testy zademonstrowały, że powiązane z jaskrą limfocyty T obierały na cel białka szoku cieplnego (ang. heat shock proteins, HSP). Normalnie limfocyty nie powinny tego robić, ale autorzy publikacji z pisma Nature Communications podejrzewali, że wcześniej musiały się one zetknąć z bakteryjnymi HSP. Ponieważ HSP różnych gatunków są podobne, może to za sobą pociągnąć niespodziewane konsekwencje. By upewnić się, że mają rację, akademicy zwrócili się do prof. Jamesa Foxa, który hoduje pozbawione bakterii myszy. Gdy u gryzoni tych próbowano wywołać jaskrę, nic z tego nie wychodziło. Badania przeprowadzone na pacjentach z jaskrą pokazały, że mają oni 5-krotnie więcej limfocytów T specyficznych dla białek szoku cieplnego. To sugeruje, że opisane wcześniej zjawisko może się przyczyniać do jaskry także u ludzi. Dotychczasowe badania pokazują, że zjawisko nie wiąże się z jakimś konkretnym szczepem bakterii. W najbliższej przyszłości Amerykanie chcą sprawdzić, czy w proces autoimmunizacji prowadzący do jaskry mogą być też zaangażowane inne elementy układu odpornościowego. Zamierzają też wyjaśnić, czy ten sam proces leży u podłoża innych chorób neurodegeneracyjnych. « powrót do artykułu
  17. Opracowano lek, który tłumi wpływ alkoholu na mózgowy układ nagrody. Będąc pod jego wpływem, szczury rzadziej spożywają alkohol. Dostawszy się do mózgu, alkohol wchodzi w interakcje z neuroprzekaźnikami i ich receptorami. Skutkiem aktywacji tych szlaków są przyjemność czy rozluźnienie. Choć istnieją leki na uzależnienie od alkoholu, które oddziałują na układ nagrody, nie są one zbyt skuteczne i mają poważne skutki uboczne. By opracować lepszą terapię, zespół Chunyanga Jina z Research Triangle Institute skupił się na białkowym receptorze GPR88, który występuje głównie w obszarach mózgu związanych z nagrodą. Wcześniejsze badania na myszach genetycznie pozbawionych GPR88 pokazały, że w porównaniu do zwykłych myszy, są one bardziej nastawione na poszukiwanie i spożywanie alkoholu. Na tej podstawie Amerykanie stwierdzili, że lek stymulujący GPR88 mógłby zahamować głód alkoholowy. Co prawda ekipa stworzyła wcześniej syntetyczny związek drobnocząsteczkowy, który w warunkach in vitro aktywował GPR88, ale problemem pozostawało skuteczne pokonywanie bariery krew-mózg (BKM). Naukowcy ulepszyli więc jego budowę, uzyskując ostatecznie RTI-13951-33, który okazał się skuteczny, działał wybiórczo na GPR88 i pokonywał BKM. Po podaniu RTI-13951-33 niemodyfikowane genetycznie szczury piły mniej alkoholu. Z czy bez leku, posłodzoną wodę spożywały natomiast tak samo często. « powrót do artykułu
  18. BBC złożyło przed sądem w Waszyngtonie wniosek, by Microsoft wydał informacje potrzebne do odnalezienia osoby, która jest sprawcą wycieku przedpremierowego odcinka 11. sezonu serialu The Who. Dotychczasowe śledztwo wykazało, że początkowo odcinek został wgrany do usługi OneDrive i stamtąd trafił na torrenty. W związku z tym BBC domaga się na podstawie ustawy Digital Millenium Copyright Act, by Microsoft, operator OneDrive, udostępnił dane potrzebne do zidentyfikowania pirata. Co interesujące, we wniosku do sądu nie ma mowy o tym, że dotyczy to wyłącznie 1 odcinka 11 sezonu, co może sugerować, że wyciekły też inne odcinki. To nie pierwszy wniosek sądowy w tej sprawie. W ubiegłym miesiącu BBC zwróciło się do sądu w Kalifornii o wydanie podobnej decyzji dotyczącej platformy Tapatalk. Wspomniany sezon Doktora Who ma zadebiutować w USA jesienią bieżącego roku. « powrót do artykułu
  19. Miedziana opaska dowodzi, że przed tysiącami lat mieszkańcy Ameryki prowadzili handel na znacznie szerszą skalę, niż można było przypuszczać. Niespodziewanego odkrycia dokonali naukowcy z Binghamton University pracujący pod kierunkiem Matthew Sangera. Nasze badania pokazały, że Amerykanie żyjący przed 3500 lat tworzyli znacznie szersze sieci handlowe, niż dotychczas przypuszczaliśmy. Rozciągały się one na odległość ponad 1500 kilometrów i obejmowały regiony, o których nie wiedzieliśmy, że były połączone, jak na przykład Wielkie Jeziora i wybrzeże południowo-wschodnie, mówi Sanger. Wciąż próbujemy zrozumieć naturę tych sieci handlowych. Jednak dotychczasowe badania sugerują, że służyły one nie tylko przemieszczaniu towarów, jak miedziana opaska, którą znaleźliśmy, ale mogły być też trasą, po której przenosiły się wierzenia, wartości kulturowe i normy społeczne. Jednym z elementów, sugerujących istnienie takiej niematerialnej wymiany, jest powszechność kremacji wzdłuż tras handlu miedzią pomiędzy tymi dwoma regionami, dodaje uczony. Miedziana opaska, nieco szersza niż bransoleta, została znaleziona w miejscu pochówku co najmniej siedmiu osób u wybrzeży Georgii. Wcześniej miedź i kremacje pochodzące sprzed 3000 – 8000 lat temu były bardzo rzadko, o ile w ogóle, znajdowane na południowym-wschodzie USA. Opaska i skremowane zwłoki znaleziono w samym środku warstw pochodzących z późnego okresu archaicznego. Archeolodzy sądzą, że miejsce wykopalisk było zarówno siedliskiem ludzkim, jak i miejscem rytualnych spotkań i uroczystości. Datowanie metodą spektrometrii mas pozwoliło określić wiek zabytków na ponad 3500 lat. To zaś oznacza, że zarówno kremacja jak i użycie miedzi w tym regionie miały miejsce o ponad 1000 lat wcześniej niż sądzono. Ponadto szczegółowe badania opaski wykazały, że została ona wykonana w regionie Wielkich Jezior, odległym o ponad 1500 kilometrów. Dzięki temu, że poszczególne złoża miedzi różnią się od siebie składem chemicznym, archeolodzy mogą wyśledzić źródło pochodzenia tego typu zabytków. Nie od dzisiaj wiadomo, ze w regionie Wielkich Jezior handlowano miedzią, jednak najnowsze odkrycie wydłuża szlaki handlu tym materiałem o niemal 1000 kilometrów. Istotne jest też natrafienie na skremowane szczątki ludzkie. Na południowym-wschodzie USA nie spotyka się takich pochówków pochodzących z okresu archaicznego. Były one dotychczas znane z regionów położonych na północ, w tym z regionu Wielkich Jezior, z którego też pochodziła opaska. Te dwa odkrycia – kremacja i opaska – wskazują, że oba regiony miały ze sobą bliższe kontakty niż przypuszczano. Prawdopodobnie zamieszkujący je ludzie współdzielili poglądy na tematy kosmologiczne lub praktyki religijne. Wszystko wskazuje też na to, że już ponad 3500 lat temu istniały w tamtych regionach społeczności na tyle wysoko zorganizowane, że były w stanie prowadzić handel i wymieniać idee przez pół kontynentu. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że te sieci handlowe służyły przemieszczaniu się i przedmiotów i idei, uważamy, że nie było to proste przemieszczanie się, podczas którego dochodzi do wymiany pomiędzy przyjaciółmi czy sąsiadami lub dziedziczenia przedmiotów. Rozprzestrzenianie się idei na taką odległość sugeruje istnienie formalnych bezpośrednich sposobów wymiany. A istnienie takich szlaków handlowych wymaga podtrzymywania relacji pomiędzy różnymi społecznościami, które to muszą być podtrzymywane przez dość złożone instytucje społeczne. Sądzimy, że instytucje te miały naturę religijną bądź rytualną, gdyż widzimy tutaj pochówek wielu skremowanych osób wewnątrz kręgu pozostałości po żywności, mówi Sanger. « powrót do artykułu
  20. W Japonii, bo gdzie by indziej, powstało ręczne urządzenie Kurasa Wash do mycia naczyń bez dotykania i brudzenia dłoni. Po umieszczeniu obiektu w 2 regulowanych uchwytach wystarczy nacisnąć guzik, a naczynie zacznie się obracać, a gąbki i szczotki zrobią swoje. Na końcu użytkownik musi po prostu odkręcić wodę do płukania. Kurasa Wash waży 650 g. Producent - firma Thanko - twierdzi, że dzięki ergonomicznemu uchwytowi ręka się nie męczy. Po pełnym załadowaniu, które trwa ok. 120 min, z urządzenia można korzystać nieprzerwanie przez godzinę. Myjka "współpracuje" z naczyniami o średnicy do 220 mm i głębokości do 60 mm, można jej więc używać do czyszczenia zarówno talerzy, jak i misek. Radzi też sobie ze sztućcami i pałeczkami, które wystarczy przełożyć pomiędzy włosami szczotek i gąbkami. Kurasa Wash zadebiutowało 31 lipca i kosztuje 8800 jenów (ok. 79 dolarów).   « powrót do artykułu
  21. Rzadkie wrodzone komórki limfoidalne typu 2. (ILC2) chronią przed reumatoidalnym zapaleniem stawów (RZS). Immunolodzy z Friedrich-Alexander-Universität Erlangen-Nürnberg przypominają, że z wcześniejszych badań wiadomo, że uwalniając sygnałową interleukinę 9 (IL-9), ILC2 mogą zapoczątkować tłumienie chronicznego stanu zapalnego. Działają więc jak dzwonek alarmowy przed właściwą autoimmunizacją. W ramach obecnego badania ocenialiśmy rolę ILC2 we wczesnych etapach reumatoidalnego zapalenia stawów - wyjaśnia dr Mario Zaiss. Okazało się, że we krwi obwodowej i stawach pacjentów z RZS występuje o wiele większa liczba ILC2 niż u zdrowych osób. Testy laboratoryjne potwierdziły ich regulacyjną funkcję. Kiedy naukowcy genetycznie obniżyli liczebność ILC2, prowadziło to do postępów procesu chorobowego, a gdy w ramach terapii ją zwiększono, objawy ustępowały. Autorzy publikacji z pisma Cell Reports dodają, że nie można jednak powiedzieć, że za pomocą wzbogacania zawartości ILC2 będzie się dało wyleczyć ludzi z już rozwiniętym RZS. Nie ma wątpliwości, że ILC2 wywierają regulacyjny wpływ na wczesnych etapach zapalenia stawów. [...] Późniejszy transfer ILC2 nie prowadzi do ustąpienia objawów. W przyszłości ekipa Zaissa chce poszukać bezpiecznych metod zwiększania liczebności ILC2 za pomocą metod celowanych. Ważne jest też, by móc wykrywać sygnały zapalenia stawów przed początkiem choroby, gdy jest sens wdrażać terapię limfoidalnymi komórkami typu 2. « powrót do artykułu
  22. Poszukiwacz-amator, Philip Mullaly, znalazł na australijskiej plaży zęby gigantycznego prehistorycznego rekina. Zwierzę było znacznie większe od współcześnie żyjącego żarłacza białego. Spacerowałem po plaży szukając skamieniałości i zobaczyłem coś błyszczącego wśród kamieni. Okazało się, że to częściowo wystający ząb. Od razu zorientowałem się, że to ważne znalezisko i trzeba się z nim podzielić z innymi, mówi pan Mullaly. O odkryciu poinformował on Museums Victoria, a kurator zbioru paleontologii kręgowców, Erich Fitzgerald potwierdził, że siedmiocentymetrowe zęby to pozostałość po gatunku Carcharocles angustidens. To odkrycie na skalę światową, gdyż dotychczas tylko trzykrotnie udało się znaleźć grupę zębów C. angustidens. Jest to pierwsze tego typu znalezisko w Australii, mówi Fitzgerald. Gatunek ten zamieszkiwał wody wokół Australii przed około 25 milionami lat. Szacuje się, że mógł osiągać długość do 9 metrów i żywil się pingwinami oraz małymi waleniami. Niemal wszystkie znajdowane skamieniałości po rekinach to pojedyncze zęby. Bardzo rzadko znajduje się po kilka należących do tego samego osobnika. Fitzgerald podejrzewał, że w miejscu odkrycia może być więcej zębów uwięzionych w skale. Stanął więc na czele ekipy specjalistów i amatorów, w skład której wchodził też Mullaly. Podczas dwóch ekspedycji znaleziono ponad 40 zębów. Większość z nich pochodzi od wspomnianego wymarłego rekina, ale są tam też zęby sześcioszpara szarego. To gatunek, który żyje do dzisiaj. Paleontolog Tim Ziegler uważa, że zęby sześcioszpara pochodzą od kilku osobników, które straciły je podczas żerowania na padlinie C. angustidens. Zapach krwi i rozkladającego się ciała musiał z daleka przyciągać padlinożerców, stwierdził uczony. « powrót do artykułu
  23. Naukowcy określili budowę kluczowych długołańcuchowych kwasów tłuszczowych z warstwy lipidowej filmu łzowego. Już wkrótce ich ustalenia mogą pomóc w ulepszeniu terapii zespołu suchego oka. Chociaż (O-acylowe)-ω-hydroksy kwasy tłuszczowe (ang. (O-acyl)-ω-hydroxy FAs, OAHFAs) stanowią zaledwie 5% warstwy lipidowej, odgrywają niezmiernie ważną rolę. Jak wykazały wcześniejsze badania, bez nich warstwa lipidowa przypominałaby bowiem plamę ropy na kałuży. Jak tłumaczy zespół prof. Stephena Blanksby'ego z Uniwersytetu Technologii Queensland, wydzielina tłuszczowa (meibum) powstaje w gruczołach łojowych tarczki powieki górnej i dolnej. Akademicy pobierali próbki meibum z powieki dolnej. Trudno jednak pozyskać ilość wystarczającą do przeprowadzenia tradycyjnych badań. Problemem było również to, że OAHFAs występują jako mieszanina podobnych izomerów. Na szczęście Blanksby i Todd Mitchell z Uniwersytetu w Wollongong poświęcili ostatnie 10 lat na doskonalenie technik spektroskopii mas pod kątem analizy lipidów. Uzupełniając spektroskopię mas innymi metodami, np. ozonolizą, Australijczycy zyskali wgląd w położenie miejsc nienasycenia czy stereochemiczną konfigurację podwójnych wiązań węgiel-węgiel. Dysponując tymi danymi, naukowcy z zespołu chemika Michaela Kelso opracowali metodę syntezy. Pierwsza synteza totalna potwierdziła strukturę najpowszechniejszego OAHFAs - OAHFA 50:2. Obecnie ekipa współpracuje z firmą Allergan nad włączeniem syntetycznych długołańcuchowych lipidów do kropli na zespół suchego oka. Wg Blanksby'ego, choć nasza wiedza nt. warstwy lipidowej filmu łzowego się poszerza, nadal w wielu kroplach stosuje się oleje mineralne. Badania takie jak nasze ujawniają [jednak] podstawy do wytwarzania produktów naśladujących i bazujących na składnikach obecnych w ludzkich łzach. « powrót do artykułu
  24. Nie jest tajemnicą, że niebieskie światło uszkadza siatkówkę. Nasze eksperymenty pozwoliły odpowiedzieć na pytanie, jak ten proces przebiega i mamy nadzieję, że przyczynią się one do powstania terapii spowalniających uszkodzenie oczu, mówi profesor Ajith Karunarathne z Uniwersytetu w Toledo. Zwyrodnienie plamki żółtej, nieodwracalna choroba, która prowadzi do znaczącej utraty wzroku, rozpoczyna się zwykle w szóstej lub siódmej dekadzie życia. Jest ono spowodowane śmiercią fotoreceptorów. Fotoreceptory do prawidłowego działania potrzebują molekuły o nazwie retinal, która wychwytuje światło i rozpoczyna całą kaskadę sygnałową prowadzącą do mózgu. Żeby widzieć potrzebujemy ciągłych dostaw retinalu. Fotoreceptory są bez niego bezużyteczne. Retinal jest zaś produkowany w oku, wyjaśnia Karunarathne. Zespół z Toledo odkrył, że niebieskie światło, z którym stykamy się przede wszystkim patrząc w ekrany i monitory, ale które jest też emitowane przez słońce, rozpoczyna reakcję tworzącą toksyczne molekuły w fotoreceptorach. Jeśli na retinal padnie niebieskie światło, molekuła ta się rozpada i powstają toksyny, które zabijają fotoreceptory, stwierdza Kasun Ratnayake, doktorant z laboratorium Karunarathne. Fotoreceptory nie ulegają regeneracji. Gdy zginą, nic ich nie zastąpi. Rozpad retinalu jest toksyczny dla wielu komórek. W ramach eksperymentów naukowcy wprowadzali retinal do komórek nowotworowych, komórek serca i neuronów. Po oświetleniu niebieskim światłem komórki te ginęły. Ani sam retinal bez światła, ani światło bez retinalu nie czyniły im krzywdy. Gdy użyliśmy światła zielonego, żółtego czy czerwonego, nic się nie działo. Toksyczność retinalu powodowana działaniem światła niebieskiego jest uniwersalna. Może zabić każdy typ komórek, mówi Karunarathne. Naukowcy odkryli, że alfa-tokoferol, forma witaminy E, który jest naturalnym przeciwutleniaczem, chroni komórki przed śmiercią. Problem jednak w tym, że z wiekiem nasz układ odpornościowy się osłabia i tracimy zdolność do obrony przed retinalem rozkładającym się pod wpływem niebieskiego światła. Dlatego też do utraty wzroku z tego powodu dochodzi na późniejszych etapach życia. Przed negatywnym wpływem niebieskiego światła możemy chronić oczy nosząc okulary z odpowiednim filtrem. Naukowcy radzą też, byśmy nie patrzyli w ciemności w ekrany smartfonów czy komputerów. Każdego roku w USA diagnozuje się ponad 2 miliony nowych przypadków degeneracji plamki żółtej. Dzięki zdobyciu większej liczby informacji na temat przyczyn i mechanizmów tego schorzenia możemy poszukać sposobów na ochronę oczu dzieci dorastających w świecie technologii, stwierdzają uczeni. « powrót do artykułu
  25. Samsung zapowiedział inwestycje w wysokości... 161 miliardów dolarów. Dzięki tej olbrzymiej kwocie koncern chce zwiększyć swoje możliwości wytwórcze oraz zaoferować produkty, które zapewnią rozwój w przyszłości. Koreańska firma zainwestuje w sztuczną inteligencję, sieci bezprzewodowe piątej generacji, biofarmację, wyświetlacze, półprzewodniki i "inne kluczowe programy", poinformowali przedstawiciele Samsunga. Kolosalna kwota zostanie wydana w ciągu zaledwie trzech lat, a niemal 3/4 pieniędzy będą inwestowane w Korei Południowej. Samsung od dawna ma opinię firmy, która agresywnie inwestuje, nawet w czasach, gdy konkurencja zmniejsza poziom inwestycji. Dzięki takiej polityce stał się jednym z największych na świecie producentów układów scalonych. Dobrym przykładem jest właśnie wybudowana przez Samsunga największa na świecie fabryka smartfonów. Powstała ona, pomimo że udziały koreańskiej firmy w chińskim rynku uległy zmniejszeniu. Władze Samsunga uważają, że dzięki inwestycjom w sztuczną inteligencję ich firma stanie się jeszcze bardziej innowacyjna, a inwestycje w technologię 5G wspomogą rozwój Internet of Things, robotyki i autonomicznych samochodów. Dlatego też w swoich AI Centers Samsung chce zwiększyć liczbę naukowców do 1000 i ma zamiar stać się światowym potentatem na rynku układów scalonych, urządzeń i wyposażenia 5G. Chce też stać się liderem układów scalonych na rynku autonomicznych samochodów. Firma zainwestuje też w badania podstawowe, które mają w przyszłości wspomóc rozwój technologii, którymi jest zainteresowana. Wspólnie z rządem Korei Samsung założy też i będzie prowadził centra programistyczne w całym kraju. Ma w nich pobierać naukę 10 000 osób. Firma zacieśni też współpracę z czołowymi krajowymi instytutami naukowymi. Oświadczenie o wielkich inwestycjach zostało wydane kilka dni po spotkaniu rządzącego de facto Samsungiem Lee Jae-yonga z koreańskim ministrem finansów Kim Dong-yeonem. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...