Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

ex nihilo

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2123
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    105

Zawartość dodana przez ex nihilo

  1. Recykling butelek PET wygląda tak: butelki -> polary itd. -> nanoplastik -> rybki -> człowieki
  2. A już zacząłem myśleć (?, no niekiedy mi się zdarza), że wyznajesz ortodoksję nie tylko wczesno-klasyczno-kwantową (dualizm), ale nawet klasyczno-klasyczną dBB obserwuję już jakieś 40 lat i ciągle nie mogę załapać, po co wszystkowiedzącej fali ta nicniewiedząca kulka, którą po świecie ciąga jak psiur ślepego? Żart oczywiście, ale... Wisisz mi 8 minut życia No ale przy okazji po paru latach przypomniałem sobie o tym: no i trochę mi przeszło. Kurcze, jakaś rozróba tu była, ale nie bardzo wiem, kto miał oberwać... wszyscy? Pewnie tak.
  3. Mam chwilę, to... 1. Couder Doświadczenie jest bardzo fajne, ale czy uzasadnia ono model "kulkofalowy"? Uważam, że nie. Mamy tu efekt tego, co nazwałem "rezonansem" kulka-fala. Taką kulkę można zrobić bardzo łatwo, a właściwie robi się sama, kiedy kropla cieczy z odpowiedniej wysokości spadnie na powierzchnię płynu (skutek "odbicia" fali). W doświadczeniu istnienie kulki jest podtrzymywane stale dostarczanymi porcjami energii (drgania powierzchni). Załóżmy teraz, że mamy układ, w którym nie ma żadnych strat energii (ciepło i wszystko inne), a powierzchnia miski jest nieskończona. Wyłączmy generator. Kulka podskoczy raz i fala się rozpłynie do nieskończoności - podobnie jak paczka falowa w zwyczajnej QM. Wróćmy do "miski". Miska to studnia potencjału.Kulka podskoczy raz, a rozpływająca się fala będzie odbijać się od ścianek i interferować z sobą tworząc lokalne maksima. Całkiem jak w zwykłej QM. Założyliśmy brak strat energii, czyli po jakimś czasie prawdopodobnie układ powróci do stanu pierwotnego, czyli pojawi się maksimum, które "zrobi" kulkę (cząstkę, pierwotną paczkę falową)... i wszystko zacznie się od początku. Czyli znowu jak w zwykłej QM, z tą tylko różnicą, że lokalne maksima nie są równoważne zwiększonemu pdp "dorwania" kulki, bo w skali makro tak kulki nie da się zrobić. Czyli po co ta sztucznie podtrzymywana przy życiu kulka Coudera? Chyba po to przede wszystkim, że fajnie to wygląda 2. Zittertegonotam Czy mógłby napędzać jakiś podobny rezonans w skali mikro? No raczej nie. Pomijając wszystko inne, jest neutralny energetycznie - żadnej energii się z niego nie wyciśnie. Ew. mógłby być regulatorem częstotliwości, ale to raczej wszystko, a fala i tak będzie się rozpływać. No chyba że zrobimy z tego solitona, ale to już nie cząstka z falą, tylko sama fala. 3. Jeśli coś pochrzaniłem, to... a weź i popraw 4. Nie wiem dlaczego tak bronisz się przed nielokalnością w przypadku splątania - o ile zdążyłem się zorientować, Twój model MERW zakłada nielokalność, bo bez tego by nie działał. No i 5. To "wykopalisko", to nie była jakaś złośliwość czy coś w tym stylu - po prostu wisiało bez reakcji, a jeśli tu jesteś, to najlepiej, kiedy sam pozamiatasz
  4. Słuchy takie do mnie dochodzą, że za "dualizm korpuskularno-falowy" tu i tam można falowo po korpusie oberwać No ale to tylko słuchy... Czyli "panowie na lewo, panie na prawo"...? To po co w takim razie zabawa w plątanie i rozplątywanie, jeśli mamy całkowicie klasyczne rozdanie kart? Mam wszystko, co potrzebne do zmontowania tego ustrojstwa, tylko ciągle albo czasu mi brakuje, albo zapominam o tym... I tak już pewnie będzie do końca świata. W przypadku kulko-fali Coudera mamy w praktyce układ 2+1D zanurzony w 3+1D. W naturze by musiało być 3+1D zanurzone w... no właśnie, w czym? I co napędza "rezonans" kulka/fala w naturze (u Coudera generator drgań)?
  5. Czyli mamy przejście od punktowego do chmury pdp. A tu mamy odwrotnie: od chmury pdp do punktowego. Oczywiście przy założeniu istnienia punktowego elektronu ("osobliwości"). W mojej zabawce nie ma osobliwości, są tylko zmiany konfiguracji (statystyki, stanu) pola w danym obszarze, ale to nie ma tu znaczenia, bo chodziło mi o różnicę w oddziaływaniu z polem i innymi ładunkami elektronu swobodnego i elektronu związanego w atomie - w przypadku swobodnego nie ma tego, co nazwałeś "przejściem fazowym", a w przypadku związanego (przechwytywanego lub uciekającego) jest. To było w zasadzie do Twojej rozmowy z thikimem. A przechodząc do splątania - wcześniej napisałeś: Przyjmujemy nadal, że cząstki (A i B) są punktowe (osobliwości), oddalone od siebie o x km. Czyli pomiędzy detekcją A w punkcie D, a pomiarem jej splątanej właściwości powinien upłynąć czas, w jakim informacja o detekcji dotrze do punktu x/2 + czas dla informacji zwrotnej z x/2 do punktu D o danej właściwości...???
  6. Ale po pierwsze nie mamy we Wszechświecie tylko jednego elektronu i jednego protonu, a po drugie, czy - zakładając nawet punktowy model e i p - oddziaływanie między e i p z odległości np. metra jest tym samym (chodzi o "pomiar"), co oddziaływanie e i p związanych w atom, nawet rydbergowski z jakimś ogromnym n? Albo zamiast p np. He+.
  7. Może najpierw to: https://journals.plos.org/plosone/article?id=10.1371/journal.pone.0216907 a komentarze później... Ok?
  8. Jak ludzkość na to reaguje? Ta najbardziej cywilizowana? Ano tak: http://niewygodne.info.pl/artykul9/04852-Niemcy-to-europejski-lider-w-eksporcie-smieci.htm i tak: https://www.rmf24.pl/fakty/news-gromadzili-i-porzucali-niebezpieczne-odpady-mowa-o-wielu-tys,nId,3028683 no i tak: https://www.wykop.pl/link/4987111/wlasciciel-warsztatu-samochodowego-wywiozl-smieci-do-lasow-kozlowieckich/ I na parę, innych podobnych sposobów. ------------------------------ Dobrze, że temat na wykończeniu, bo mnie właśnie cywilizacja zaatakowała w jeden z najpaskudniejszych sposobów: górą papieru, na którą muszę odpowiedzieć. Mam nadzieję, że uda mi się zmieścić na kilku stronach, ale to więcej czasu zajmuje niż wklepanie kilkudziesięciu. ------------------------------ I nie tylko w taki sposób zaatakowała - dzisiaj (wczoraj) u mnie zaczęła się wojna. Z ptaszorami, bo czereśnie zaczynają dojrzewać. No i napier.alanka z działek hukowych od 5. rano do 22. Huk na parę kilometrów. Dzisiaj jeszcze luzik, sprawdzanie broni, ale za dwa-trzy dni zacznie się rąbanie na ostro. I tak do połowy lipca, no chyba, że ceny szlag trafi, to wtedy szkoda będzie gazu, bo działka gazowe są. Ale jak to na wojnie - do ciągłego ostrzału można się przyzwyczaić, gorsze są klaksony i odstraszacze, takie z głośnikiem, z którego wyjątkowo ch.jowe dźwięki co 5 minut... do tego nie da się przyzwyczaić. ------------------------------ A co do ptaszysk jeszcze. Jako zawodowy (no prawie zawodowy) bezbożnik z księdzem się kumpluję, coby diabelskie z boskim jakoś zrównoważyć. I mówi mi ksiądz wczoraj (przedwczoraj), że były u niego właśnie dwie dziewczyny z sąsiedniej wsi sprawę załatwić i bardzo się im u nas podobało - bo ptaszysk różnych od groma u nas, dzioby piłują, czuje się, że wiosna jest, a u nich ptaszorów już prawie nie ma, cisza... tylko od czasu do czasu jakiś się odezwie. Z tym "od groma" nieźle przesadziły, ale fakt, że u nas, a dokładniej w naszej części wsi, gdzie drzew porządnych, nieużytków i innych takich trochę jeszcze się zachowało, bo gdzie indziej tylko szpaczory, które na czereśnie się zlatują z różnych stron. Ale jaskółkę tylko jedną w tym roku widziałem, kilkanaście lat temu całe stada jeszcze latały... ----------------------------- Czyli można liczyć na to, że niedługo z dział napieprzać przestaną, bo nie będzie ptaszysk, coby z nimi wojować. I będzie cisza. Oppss... nie będzie - przecież zostaną opryskiwacze, które codziennie rano (tego zwykle nie słyszę) i wieczorem (to zawsze słyszę) nieziemsko pokracznie wyją... ----------------------------- Kiedy sobie "tu" budę kupiłem, na strychu mieszkało pięć sów. Fajnie było, nie przeszkadzaliśmy sobie, a wieczorem nawet niekiedy pogadaliśmy... Ale nowy transformator postawili, no i w ciągu paru dni wszystkie się na nim upiekły. I trzy wiewióry też... (teraz już zabezpieczony). ----------------------------- Brawo cywilizacja... super... podobno daje swobodę wyboru... ekstra... tylko dokąd przed nią uciekać? Już nie ma dokąd - wszędzie dogoni. No nie, jest dokąd... Tylko żeby i tam nie dogoniła.
  9. Już 100, tyle że w różnym stopniu. Świat jest już globalnym wysypiskiem śmieci. I nie wiadomo jeszcze, które z nich są najgroźniejsze - CO2, plastik, antybiotyki, jakieś nanosyfy... A może coś innego, co okaże się za 10 lub 20 lat. https://www.google.com/search?client=ubuntu&channel=fs&ei=_h33XIeUMo2EwPAP6_qH6Ac&q=yamuna+river+pollution&oq=ganges+river+pollution&gs_l=psy-ab.1.4.0i71l8.0.0..252214...0.0..0.0.0.......0......gws-wiz.StDiuw8eRd0 Spróbuj wyjść ze swojej bańki i popatrz, co rzeczywiście na świecie się dzieje. I ci najbogatsi ze Skandynawii (...) tam, gdzie podatki są "nieodpowiednie". Japonia to całkiem inna bajka, włącznie z legalnymi gangsterami (yakuza), nie do zastosowania gdzie indziej. A poza tym, prawdziwe pieniądze nie biorą się z pensji, a z udziałów, spekulacji i takich innych spraw. 3x? No raczej trochę więcej, ale to bez znaczenia. Nie, nic bym nie polecał, bo z pdp bliskim pewności by się skończyło tak samo. Czyli po cholerę. No to dla Ciebie Pacyfik: https://www.google.com/search?q=pacyficzna+wyspa+śmieci&client=ubuntu&channel=fs&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwisr6_OntHiAhWCqIsKHXOoAm8Q_AUIECgB To jest koszt Twojego "w spokoju działania"... Wiesz dlaczego był ten Amber Gold? Popatrz na całą historię "postępu i rozwoju" - to jest piramida, działająca na takiej samej zasadzie jak różne "Amber Goldy". A poza tym, zastanów się może nad czymś takim, jak "sprawność procesu", dowolnego. Ile syfu trzeba wytworzyć, żeby uzyskać jednostkę użytecznego produktu, który zresztą też przestanie być użyteczny i stanie się syfem. Recykling? Zapomnij... to też proces, podlegający takim samym regułom.
  10. A w jaki sposób: - apelami do sumień? - metodą Lenina? - podatkami? - zaklęciami szamanów? No może coś z tego by chwyciło, ale obawiam się jednak, że już przy drugim domu, czwartym samochodzie i srebrnym jachcie cały ten "postęp i rozwój" szlag by trafił, bo chciwością a nie czym innym jest on napędzany. Ale tego przecież chyba nikt nie proponuje, bo powrotu nie ma.. no może po następnej światowej wojnie, jeśli ktoś i coś jeszcze zostanie... Do recyklingu już się nie nadają, są zbyt zużyte. Nie, nie ma takiego założenia. Pojęcia "kultura", "rozprzestrzenianie się kultury" itd. są genetycznie neutralne. Archeologia jest tylko jednym ze źródeł danych, ale współcześnie, przy wykorzystaniu różnych metod i technik stosowanych w archeologii, bardzo mocnym. Jest to podobne do współczesnej kryminalistyki. Wykorzystywane są takie same metody, a często robią to te same laboratoria czy specjaliści. Dołek i łopata to tylko początek całej zabawy, później fanty obrabia cała banda speców. Tak się zastanawiam, która dziedzina nauki nie jest wykorzystywana we współczesnej archeologii - i co mi do głowy przychodzi, że "nie jest", to za moment jest kontrowane "a jednak jest". Poczytaj o tym, możesz być trochę zaskoczony w niektórych przypadkach Raczej nie będzie dużą przesadą stwierdzenie, że w ostatnich latach archeologia staje się interdyscyplinarną nauką ścisłą. I to jest jeden z problemów archeologii - kosmicznie rosną koszty. Poza tym dane archeologiczne porównuje się z innymi, np. etnograficznymi, jest coś takiego jak archeologia eksperymentalna itd., itp. No a poza tym "poza tym" jakaś przyczyna musiała i musi być, że Sędzia Najwyższy Adasia i Ewkę z całym ich potomstwem na pracę w polu "w pocie czoła" skazał, i to do końca świata, a nie na wieczne polowanie i zbieranie... No nie? Czyżby karą miała być poprawa ich QoL? No wiesz, przy odpowiednim zdefiniowaniu ja mogę być siedemnastoletnią modelką, samolotem albo chińskim księdzem Przy okazji - wykombinuj albo zgadnij co wspólnego z sobą mają Amber Gold z "postępem i rozwojem". Hmm?
  11. Łańcuch pokarmowy to jedno, a drugie - larwy komarów są jednymi z najskuteczniejszych oczyszczaczy wody.
  12. Zastanawiałem się, co by Ci podpowiedzieć, ale nie przychodzi mi do głowy jakiś konkretny tytuł, gdzie byłoby to do kupki zebrane. Coś może jest, ale... raczej trzeba po prostu dłubać w temacie i składać całość z drobnych kawałków. Jak wcześniej napisałem, hurtowo czytałem o tych sprawach dosyć dawno, później już mniej. Teraz raczej tylko to, na co trafię przypadkowo w sieci, tak jak te badania z Filipin. W międzyczasie pętałem się przez jakiś czas z archeo po Polsce i nie tylko. Było dużo rozmów, mnóstwo fantów w garści. T Poza tym przez cały swój żywot paskudny zajmuję się sprawami przyrodniczymi, nie tylko teoretycznie, ale i praktycznie. Sam jestem takim zbieraczem (grzyby, zielsko różne) - łowcą bardziej teoretycznie (chociaż rybki, raki łowiłem), ale w razie potrzeby bez problemu przejdę do praktyki, wiem gdzie, co i jak. W lesie jestem "u siebie", w mieście nie. W sumie to wszystko razem daje nie tylko konkretną wiedzę, ale też coś, co można określić jako wczucie się w temat, coś w rodzaju bycia jednym z nich. Kiedyś przejeżdżałem co jakiś czas koło pewnego miejsca, gdzie jako dzikus bym założył obozowisko, ale zawsze było "coś", że nie miałem czasu tam zajrzeć. W końcu nie wytrzymałem, pojechałem specjalnie... Dojechałem, dolazłem i... pod nogami mikrolityczne narzędzia, i dookoła też - byłem w samym środku mezolitycznego obozowiska Trafione co do metra. Czułem się jak dzikus, który wielkiego zwierza upolował Oczywiście, trzeba było zwierza do stada zawlec, w tym przypadku do znajomych archeo. Oczywiście nie w całości w tym przypadku, ale kilka grotów i ostrzy do woreczka, szybki szkic itd. Okazało się, że stanowisko nieznane. W sumie nic wielkiego, nie jest to jakaś duża rzadkość u nas, ale sprawa fajna, duża radocha, no i praktyczny sprawdzian wiedzy i wyczucia. Echch, się rozpisałem, ale... A wracając do literatury - temat jest ogromny, od równika do dalekiej północy i jakieś 200 000 lat rozpiętości w czasie. Różne środowiska, różne warunki klimatyczne, różne przystosowania itd. Archeologia, relacje podróżników, obserwacje życia ostatnich "dzikusów". Żeby złożyć to zusammen do kupki, mieć jakiś ogólny obraz, będziesz musiał pogrzebać, bo informacje są mocno porozrzucane. Sporo ciekawych rzeczy jest w starej literaturze, dosyć trudno dostępnej. Nie wiem, co jest w sieci - jak napisałem, teraz już specjalnie nie szukam, a to na co trafiam przypadkowo, potwierdza, i to coraz bardziej, że te "dzikusy" to nie były jakieś tępe, wiecznie wygłodzone typy z maczugami w garści, które tymi maczugami waliły dookoła we wszystko, cop się rusza. Przeciwnie - ogólnie (bo w skrajnych przypadkach bywało inaczej) byli to nieźle żyjący ludzie, doskonale przystosowani do środowiska, nie walczący z tym środowiskiem, a żyjący w nim, jako jego część. Zresztą, gdyby było inaczej, to pewnie nas by nie było. Jeśli chodzi konkretnie o te mity - możesz zacząć np. od historii medycyny - zwykle w podręcznikach jest tylko kilka zdań o medycynie pierwotnej, ale są odnośniki do prac źródłowych, a w nich następne, no i... Podobnie z innymi sprawami. Co do tego mitu: "wynikające z zabobonów bolesne niebezpieczne i obleśne rytuały jak okaleczanie narządów płciowych albo picie spermy współplemieńców". W skrócie - najpierw zajrzyj do naszej cywilizacji, i to tej najbardziej "rozwiniętej". W cyckach plastik, w d*pach też, botoksy, odchudzanie do granicy śmierci, albo i poza nią... Mniej bolesne i mniej szkodliwe dla zdrowia? No raczej nie. Powiesz, że "swoboda wyboru"... A jaki wybór ma kilkunastoletnia dziewczyna z normalnym BMI albo lekko +, która w szkole ciągle słyszy, że jest gruba świnia, do niczego się nie nadaje itd., itp. Długo to wytrzyma? Albo z deprechą do wariatkowa trafi, albo zacznie się odchudzać w jakiś idiotyczny sposób, tym bardziej, że gigantyczna reklamowa machina we wszystkich mediach... przecie wszyscy to widzimy. W czym to lepsze od jakichś zabobonów? Raczej gorsze, bo zabobony to przynajmniej jakaś kultura duchowa... a tu mamy tylko szmal, ogromny biznes, robiący ludzi w ch... w dodatku. Lepsze? Co samych rytuałów, tych najbardziej bolesnych i niebezpiecznych. Wiele wskazuje na to, że nie mają związku z pierwotnymi ludźmi, jakimiś zabobonami itd. Sprawa najprawdopodobniej jest dużo późniejsza i związana z handlem niewolnikami - było to "psucie towaru", odbieranie mu wartości handlowej. Kobiety były w znacznej części sprzedawane jako niewolnice seksualne. Oszpecone traciły wartość, łapanie ich przestawało być opłacalne. Inaczej sprawa wyglądała w ich środowisku - to, co dla innych było odpychające, dla "swoich" stawało się nie tylko neutralne (przyzwyczajenie), ale często też wabikiem seksualnym a nawet fetyszem (podobnie jak np. hotentockie tyłki, ale tu przyczyna inna). Po jakimś czasie, jak to często bywa, pierwotny powód jakichś działań był zapominany - działania odrywały się od niego i stawały się rytuałem, z jakimś tam nowym uzasadnieniem, albo i bez tego. Z tą spermą - coś o tym gdzieś czytałem, ale nie pamiętam już szczegółów. Ogólnie takich spraw nie można oceniać tylko z naszego punktu widzenia. Trzeba pamiętać, że to, co dla jednych jest obrzydliwe, dla innych może być normalne. Nie wiem, o co w tej sprawie konkretnie chodzi, ale zanim ocenię, bym musiał dowiedzieć się jak "oni" to odbierają, jakie to ma dla nich znaczenie, bo nie ma tu miary obiektywnej. Jak zresztą w wielu innych sprawach.
  13. Nie wiem czy zauważyłeś, ale to było po pierwsze w ściśle określonym kontekście (dolar międzynarodowy, próg 10 dol./dzień), a po drugie, był link do danych, na podst. których było zrobione jakieś wyliczenie (2:1) i stwierdzenie, że "Średnio jednak, licząc wszystko, wyjdzie Polska/USA ok. 1:1...". Dlaczego nie takie czy inne syntetyczne wskaźniki? Ano dlatego, że nie odnoszą się one do kontekstu "próg 10 dol./dzień". Po prostu. Ktoś z dziesięcioma dolcami dziennie i tu, i tam, szuka z reguły tego, co najtańsze, a nie tego co jacyś ktosie wrzucą do uśrednionego koszyka. Być może moje (chociaż nie tylko moje, ale to inna sprawa) wyliczenie było błędne, ale błędny wynik nie świadczy o ignorancji. O ignorancji świadczy natomiast uznawanie za prawdę objawioną jakiegoś syntetycznego wskaźnika w oderwaniu od konkretnego kontekstu. No i tyle. Czy sobie tak zdefiniujemy, czy inaczej, nie ma znaczenia - znaczenie w tej dyskusji (i nie tylko) ma to, że pojęcia "postęp" i "rozwój" straciły swój sens merytoryczny, a stały się po prostu (zwykle) bezmyślnie powtarzanymi propagandowymi zaklęciami. Słowa "postęp" i "rozwój" odbierane są emocjonalnie, jako coś "dobrego" bez względu na to, czego dotyczą - blokują refleksję, czy to, czego w danej sytuacji dotyczą, jest w rzeczywistości dobre, czy może jest złe. Może to teraz wydawać się absurdem, ale jeszcze nie tak dawno, jakieś 30 lat temu, często używaną miarą cywilizacyjnego postępu i rozwoju była... ilość odpadów wytwarzanych przez gospodarstwo domowe! Dużo odpadów - kraj rozwinięty; mało odpadów - dziady. No i teksty typu "Jesteśmy krajem rozwiniętym, bo przeciętne gospodarstwo domowe wytwarza już tyle odpadów, co (gdzieś tam)." Jest super, bo doganiamy i przeganiamy... Dlatego nie widzę sensu definiowania pojęć "postęp" i "rozwój". Ja ich po prostu już od dawna nie używam (no chyba że jako "podstęp" i"rozbój"). Wolę konkrety. Nie tylko z neolitu są, ale i z paleolitu. Coraz więcej i coraz dokładniejsze są dane archeologiczne, są też dane porównawcze dotyczące życia grup zbieracko/łowieckich +/- głównie od polowy 19. w. do poł. 20 w. Są też, ale mniej, wcześniejsze i późniejsze. Mniej, bo wcześniej badań nie było, tylko luźne opisy, a później wiadomo - niewiele zostało do badania czy opisania. Kiedyś, w czasach podstawówki, przeczytałem chyba prawie wszystko, co na ten temat było w Polsce wydane. Później też trochę obcojęzycznych. Coś tam zresztą jeszcze na ten temat mam - sporo archeo i trochę niemieckich i rosyjskich z 19. w. "z natury". Dlatego właśnie już dosyć dawno pisałem tu o 20 godzinach tygodniowo "pracy" łowcy zbieracza, a potwierdza to ten drugi artykuł, pod którym tu od paru dni ostro dyskutujemy. Jeśli chodzi o dawniejsze publikacje, dosyć często (ale nie zawsze!) były one pisane z pozycji cywilizowanego białego, który uważa opisywanych ludzi za dzikusów, których by trzeba ucywilizować. Jednak same opisy są z reguły ok., czyli po odfiltrowaniu opinii autora, dowiedzieć można się dużo. Niestety nie. Bolsonaro tylko otwarcie mówi i robi to, co inni mówią i robią we wnętrzach luksusowych korporacyjnych i rządowych gabinetów. A te gabinety mają biorące wielką forsę agencje PR... i nie tylko. No i Bolsonaro został wybrany w demokratycznych wyborach. Nie tylko on, popatrz np. na nasz kraj... Nie daj się na takie rzeczy nabrać. Nie chodzi o to, że obrazki na tym filmie to fałszywki, obrazki są prawdziwe, ale wyjaśnienie znajdziesz m.in. tu: https://gf24.pl/wydarzenia/swiat/item/1850-chiny-przejmuja-rosje?fbclid=IwAR3DomhfoMslWzCL9vBX7SU9fkddtYK-VsXPS-mBHQbkVsDUw89momoVcPE Pogrzeb po sieci, to znajdziesz tego więcej. Jest to dokładnie to samo, co robi nasz (...), który sprząta swoje gospodarstwo czy warsztat, bo tu musi być czysto, a cały syf wywozi do lasu, bo tam czysto już być nie musi. Tylko skala o kilka rzędów wielkości większa. Taka ciekawostka z jednego z wywiadów z prof. Bogdanem Góralczykiem, sinologiem - w ciągu ostatnich 30 lat Chińczycy doprowadzili do tego, że woda w 80% rzek i jezior nie nadaje się do użytku, w tym 30 % nawet przemysłowego (dane z pamięci, ale raczej dobrze zapamiętane). No i poza tym gigantyczne zanieczyszczenie powietrza, gruntów itp., itd. Czyli praktycznie pełna katastrofa. A teraz... to co w artykule, czyli syf "do lasu", u mnie ma być czysto. Zresztą wcześniej zrobiła to Europa i USA - syf do Chin, i to też dosłownie, bo gigantyczne ilości odpadów z Europy były eksportowane do Chin. Teraz "lasem" dla wszystkich są inne kraje Azji, te "mniej rozwinięte", a przede wszystkim Afryka... gdzie rządzić (nieformalnie) zaczynają Chiny. A co później? Antarktyda? Kosmos? Syberia? A może po prostu, co dzieje się dosyć często załadowany syfem po dach najwyższej nadbudówki statek "znika" gdzieś na środku oceanu... A w rządowych i korporacyjnych gabinetach... Bolsonaro to tylko widoczny obrzydliwy typ, są też niewidoczne i jest ich znacznie więcej niż tych widocznych. No i oczywiście cała masa drobnych obrzydliwych typków. Mity - jeśli chodzi o społeczności zbieracko/łowieckie. Zresztą już dawno obalone. Ale po kolei: - "brak podstawowej wiedzy na temat pochodzenia chorób i ich zwalczania" Mit. Wiedzy o pochodzeniu chorób faktycznie nie było, natomiast pierwotna medycyna była skuteczna w stopniu, który nadal przekracza dostępny współcześnie w wielu krajach. A przede wszystkim inna była ogólna sytuacja zdrowotna - grupy żyły w dużym rozproszeniu, dlatego choroby zakaźne trudno się przenosiły, a na "swoje" grupa była uodporniona. Sposób życia powodował , że ogólna zdrowotność była lepsza niż współcześnie, m.in. nie było typowych chorób cywilizacyjnych, które są plagą krajów "rozwiniętych". Co do skuteczności medycyny - zarówno dane archeologiczne, jak i obserwacje wskazują na to, że urazy, w tym złamania, były leczone skutecznie. Co więcej - wykonywano nawet skuteczne trepanacje czaszki! Łowcy/zbieracze byli doskonałymi znawcami roślin i i zwierząt, i potrafili to wykorzystywać w leczeniu, włącznie np. ze znieczulaniem. - "przerażająca śmiertelność wśród noworodków" Mit. Dzieci nie były produkowane na zasadzie "co rok to prorok". Naturalny odstęp to ok. 3-4 lata, czyli ciąża i odkarmienie "przy cycu". Zmieniło się to dopiero w społecznościach rolniczych, kiedy kobiety i dzieci były potrzebne do pracy w polu. Wtedy rzeczywiście znacznie zwiększyła się śmiertelność noworodków i małych dzieci. Łączyło się to z ogólnym spadkiem zdrowotności (gorsze żarcie), większym zagęszczeniem populacji (choroby zakaźne) i gorszą medycyną - dawna wiedza została zapomniana lub zniekształcona (stąd te średniowieczne i późniejsze cuda na kijku). - "wynikające z zabobonów bolesne niebezpieczne i obleśne rytuały jak okaleczanie narządów płciowych albo picie spermy współplemieńców" Mit. To dotyczy czasów późniejszych, rolniczych. Ale to w ogóle dłuższy temat, nie na teraz. - "przedmiotowe traktowanie kobiet" Mit. Kobiety miały taką samą pozycję w "stadzie", co mężczyźni. Co więcej - nierzadki był matriarchat, albo formalny, albo na zasadzie "szyja (kobieta) kręci głową. - "Generalnie wszystko było super, dopóki ktoś był zdrowy, silny, sprawny i młody." Mit. Każdy był w jakiś sposób przydatny dla grupy - od dziecka do starca. Człowiek stary to była wiedza, doświadczenie, a często też mistrzowskie umiejętności w jakiejś dziedzinie. "Rada starców" - mówi Ci to coś? Przy 20 godzinach "pracy" tygodniowo utrzymanie osób mniej sprawnych czy starych nie było dla grupy problemem. Problem zaczął się, kiedy trzeba było harować na polu. - "Jak tylko powinęła się noga - trach śmierć, często w męczarniach" Mit. Śmierć i owszem, każdy kiedyś musi. Ale tych męczarni było na pewno znacznie mniej niż współcześnie. Śmierć była równe naturalna, jak narodziny. Nie było czegoś takiego jak uporczywe leczenie, eutanazja na życzenie nie była zakazana, no i nie było ograniczeń w dozowaniu środków przeciwbólowych "bo zostanie narkomanem albo umrze", jak to teraz często się dzieje przypadku nawet 80-90-letnich chorych na raka czy inną francę. Zobacz co się dzieje w szpitalach, hospicjach, domach opieki czy w zwykłych domach. Jeśli ktoś był śmiertelnie chory, to po prostu umierał. Szybko, a nie jak teraz "po długich i ciężkich cierpieniach". Cierpienie nie było wtedy żadną "wartością", przeciwnie, w całkiem naturalny sposób unikano cierpienia. I tyle, bez linków itd., bo już... No może jeden cytat: 16 Do niewiasty też rzekł: "Pomnożę nędze twoje i poczęcia twoje; z boleścią rodzić będziesz dziatki i pod mocą będziesz mężową, a on będzie panował nad tobą." 17 Adamowi zaś rzekł: "Iżeś usłuchał głosu żony twojej i jadłeś z drzewa, z któregom ci był kazał, abyś nie jadł, przeklęta będzie ziemia w dziele twoim; w pracach jeść z niej będziesz po wszystkie dni żywota twego. 18 Ciernie i osty rodzić ci będzie, a ziele ziemi jeść będziesz. 19 W pocie oblicza twego będziesz pożywał chleba, aż się wrócisz do ziemi z którejś wzięty; boś jest prochem i w proch się obrócisz." Niezależnie od tego, co kto o Biblii sądzi, jest tam wiele bardzo trafnych obserwacji. W czasach, kiedy Biblia powstawała, trwała jeszcze pamięć o wcześniejszym życiu, ale powrót nie był już możliwy.
  14. No wiesz... jeśli zdefiniujemy kulturę jako "wszystko, co wytworzył człowiek", to zależność ilości tych wytworów od ilości ludzkiej biomasy jest trywialna i nie może być wskaźnikiem czy miarą postępu. Ewentualnie można się spierać o jakieś współczynniki, ale to wszystko. Poza tym w takim rachunku nie można zapominać o entropii. Inna sprawa że w jednym postęp jest niepodważalny, zarówno ilościowy, jak i jakościowy - w sprzęcie do mordobicia. Nie, to było w konkretnym kontekście. A ten kontekst (poiltyczno-ekonomiczno-społeczny) ma wyjątkowo duży wpływ na jakość statystyk. "Ceny mięsa wzrosły, ale staniały lokomotywy, czyli Polakom powodzi się coraz lepiej" (Gomułka, nie jest to dokładny cytat, ale sens). "Jesteśmy już dziesiątą potęgą gospodarczą świata" (Gierek). A reszta świata wcale nie lepsza. Zresztą wcześniej udowodniłem grubą manipulację. Chcesz coś nowszego? Proszę: https://businessinsider.com.pl/finanse/makroekonomia/japonska-gospodarka-na-krawedzi-recesji/9z96r30 Jeśli trochę pogrzebiesz w temacie, znajdziesz tego dowolną ilość. Źle odbierasz. Nawet chciałbym się mylić, ale... trochę zbyt długo obserwuję ten świat i ze zbyt wielu pozycji, żeby nabierać się na takie czy inne Amber Goldy Jednak sens tego podnoszenia chyba był, bo tym razem ja Ci przyznam rację - faktycznie, gdyby mieli po 170 IQ na bańkę i po cztery ręce, to pewnie by zmienili A jak wygląda rzeczywistość? To jej część: https://nowyobywatel.pl/2015/11/24/ziemi-i-wolnosci-brazylijski-ruch-bezrolnych/ https://strajk.eu/pierwsze-dekrety-bolsonaro-triumf-agrobiznesu-zagrozone-prawa-czlowieka-i-bezcenne-lasy-rownikowe/ Itd., informacje można znaleźć, trzeba tylko chcieć. Nie tylko o Brazylii. I znowu rację Ci przyznam - tak, mniej więcej tak było, ale słusznie napisałeś "aż do naszych czasów". Bo te "nasze czasy" są inne: dawniej problemy były lokalne (nie tylko geograficznie, ale i co do skali), teraz są globalne. Dawniej albo problem został rozwiązany, albo jaką część populacji trafiał szlag, co nie miało wielkiego wpływu na resztę. Teraz... zacytuję Jacentego, bo doskonale to opisał: Masz może jakieś sprawdzalne dane? Taki moralny obowiązek był kiedyś, teraz to jest sprawa bezpieczeństwa. Tych, którzy wyboru nie mają jest wystarczająca ilość, żeby gołymi rękami rozszarpać tych, którzy wybór mają. I są coraz bardziej zdesperowani, tym bardziej, że mają internet i i widzą, jak żyją ci, którzy wybór mają. I to też odróżnia "kiedyś" od "teraz". No faktycznie - coraz większa polaryzacja biedni/bogaci, przeludnienie, klimat, śmieci... itd., itp., z "postępem" związku nie mają, krasnoludki w workach przyniosły.
  15. Taak... co tu dzisiaj mamy i od czego zacząć? Hmm? Może od tego: No fajnie... zakładając, że do życia by się nadawało 100% powierzchni lądów, z Antarktydą włącznie, to na jednego ludzia by przypadał kawałek terenu mniejszy niż 40x40 m. Obawiam się, że gdybyś miał z takiego kawałka się wyżywić, to po miesiącu nie pozostałaby tam do zjedzenia nawet jedna ziemna glizda Zanim następnym razem podobnego bzdeta nam tu wsadzisz, dowiedz się może, jakie są faktyczne powody tych masowych przeprowadzek. Ok? ---------------------------------- Co teraz? Niech będzie to: Trudno mieć wątpliwości, że sensowną miarą postępu i rozwoju w przypadku raka będzie wzrost ilości elementów zbioru rakowych komórek. Ale czy taka miara jest odpowiednia dla kultury czy sztuki? Trochę wątpliwe, bo nie ujmując nikomu, Martyniuk to jednak nie Bach. A jakościowo - nie jestem krytykiem sztuki i specem od kultury, ale z tego, co mi wiadomo, malarstwo jaskiniowe pod żadnym względem nie ustępuje sztuce współczesnej, a pod niektórymi nawet ją przewyższa: https://nicprostszego.wordpress.com/2012/12/09/jaskiniowa-sztuka-lepsza-od-wspolczesnej/ A przecież nie tylko malarstwo jaskiniowe było, ale też sztuka aborygenów, Maorysów (tatuaże, ale nie tylko), afrykańska... itd., itp. Zresztą ta sztuka ludów pierwotnych miała i ma duży wpływ na sztukę współczesną. I nie tylko sztuki wizualnej to dotyczy, ale też np. muzyki, tańca. Wracając do spraw ilościowych - gdyby chcieć tak liczyć, to prawdopodobnie przeciętny "pierwotny" miał większy kontakt ze sztuką niż przeciętny współczesny "cywilizowany", tym bardziej, że wtedy nie było podziału na twórców i konsumentów sztuki. Praktycznie każdy był twórcą - jako minimum ozdabiał siebie i przedmioty wokół. Sztuka była naturalną częścią jego życia. No i nie musiał oglądać bilbordów jakiegoś Lidla czy Carrefoura i innej podobnej "sztuki" ze znakiem "-". Przeciwnie - rolnictwo zmniejszyło kontakt większości ludzi ze sztuką. Przede wszystkim mieli mniej czasu na takie sprawy i byli bardziej zmęczeni, a poza tym pojawiło się rozwarstwienie społeczne, które sztukę przeniosło do pałaców. Pospólstwo miało z nią coraz mniejszy kontakt. Dotyczy to nie tylko ilości, ale też jakości. Postęp doszedł do makatki z Ledą i łabędziem, no i oczywiście plastikowych kwiatów w słoiku po ogórkach. Statystyki... zależy kto je robi, no i po co... " Z Pani opowieści wyłania się Pakistan w trzech odsłonach: 2-3 proc. bajecznie zamożnych, 10-20 milionów średniej klasy i ludzie, którzy żyją w skrajnej biedzie." [ludność ok. 200 mln.] Tak. I to dla mnie jest ten prawdziwy Pakistan, a z kolei te 2-3 proc. rządzą całą resztą. Masą ludzi, którzy naprawdę nic nie wiedzą, o niczym nie mają pojęcia, nawet o islamie." (...) "Na zakończenie, po ponad pięciu latach w Pakistanie, jakie Pani widzi w nim zmiany? Ogólnie rzecz biorąc, widzę, że ci, którzy byli bogaci, stają się jeszcze bogatsi, a biedni stają się jeszcze biedniejsi." Czyli jakość życia faktycznie rośnie... niektórym. I Pakistan raczej nie jest w tym wyjątkiem. Warto przeczytać cały wywiad, mocno chaotyczny, ale ciekawy: https://podroze.onet.pl/ciekawe/beata-polok-opowiada-o-zyciu-i-pracy-w-pakistanie-wywiad/40xdkbb
  16. Musiałem przegapić, dużo tego jest i nie wszystko udaje mi się skomentować. No trudno, tak bywa. Nie trzeba zabijać, żywych też można...
  17. Zenek z Cześkiem też niekoniecznie. Trochę puszek, trochę złomu, czasem skopanie ogródka u kogoś czy coś innego takiego, no i styknie, A jak nie styknie, można posępić. I styknie. Też nie mam. I lepiej nie mieć "wdrukowanego". Ale warto widzieć, co świat ma wdrukowane i w jaki sposób wykorzystują to różni spece od sprzedaży kitu. Raczej nie zniknie, a przynajmniej nie w taki sposób. Działają też inne uwarunkowania, np. zapotrzebowanie, rodzina, zdarzenia... Ogólnie w miarę swobodny wybór większość może mieć w wieku ok. 20-30 lat. Później okienko się zamyka, przynajmniej dla większości. Ojj... chyba nie cały przeczytałeś, albo nieuważnie, bo tam sporo o tym jest, a może nawet przede wszystkim o tym. Czy bez "hyperloopów" możliwa jest przemysłowa hodowla zwierząt, szczególnie kilka tys. km od zeżeraczy tych zwierząt? Czy możliwa jest produkcja w Chinach pomidorów dla odbiorców w Europie? Itd. A co do wolności wyboru - dlaczego ludzie np. w Brazylii "dobrowolnie wybierają" życie w slumsach Rio i nie tylko, zamiast uprawiać swoją ziemię jak poprzednie pokolenia? Jest o tym w artykule. Ale może i te hyperloopy do czegoś im się przydają - jeśli mają na bilet (?) to do slumsu trafią w ciągu dwóch dni zamiast dwóch miesięcy na piechotę... No fakt, postęp jest. Hmm... o tym czytałem już w czasach, kiedy na baczność pod stół wchodziłem. I pewnie też 30 było. A jestem już mocno przeterminowany - raczej dużo czasu nie upłynie do chwili, kiedy moja padlina zostanie pokrojona na preparaty dla studentów Tak, bo wśród głównych graczy nie ma teraz chętnych na otwarte mordobicie, czemu trudno się dziwić, co nie znaczy że nie robią sobie sparringów w jakichś Syriach czy gdzie indziej. Albo wojują w inny sposób, bez bezpośredniego zaangażowania. Cudzymi rencami na przykład. Albo... itd., bo metod jest więcej. Nie mam teraz na więcej o walce o zasoby, dlatego tylko coś, co może wydawać się absurdalne, ale jest rzeczywistością: http://wyborcza.pl/7,75399,22881413,na-swiecie-znikaja-cale-plaze-i-wyspy-wala-sie-mosty-ginie.html https://www.google.com/search?client=ubuntu&hs=D1l&channel=fs&ei=65ztXNe-EIjurgTB3b5o&q=mafia+piaskowa&oq=mafia+pias&gs_l=psy-ab.1.2.0l6j0i22i30l4.3789.7883..14212...0.0..0.88.665.10......0....1..gws-wiz.......0i67j0i131j0i131i67.7aIAKirwXpg I tego Ci życzę, ale raczej nie "tak jak robiliśmy to od zarania dziejów", bo sposobem rozwiązywania problemów było z reguły mordobicie... "Wasze"? Sorki, ale mogę to porównać do instynktownej reakcji moich kur, kiedy zobaczą robala. A moja? Może kiedyś, kiedyś, bardzo dawno temu, jakaś była, ale po kilkudziesięcioletniej obserwacji świata nic z niej nie zostało...
  18. O różnych "hyperloopach", swobodzie wyboru i innych takich też tu jest: http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,24816208,przyzwyczailismy-sie-do-taniego-miesa-ktore-jemy-dwa-trzy.html
  19. O antybiotykach, ale nie tylko: http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,24816208,przyzwyczailismy-sie-do-taniego-miesa-ktore-jemy-dwa-trzy.html
  20. Tak się składa, że mam paskudny dosyć zwyczaj w informacjach nurkować aż do dna, czyli do pierwotnych źródeł. Dlatego nie tylko do Twojego linku zaglądałem, ale też i np. do tego: https://www.oecd.org/dev/44457738.pdf Długie to jak srajtaśma, więc nie czytałem dokładnie tylko przejrzałem, a bardziej szczegółowo od str. 10 do 17. No i z czystym sumieniem (jeśli coś takiego w ogóle mam) mogłem napisać wcześniej, że to po prostu propagandówka, co nadal podtrzymuję. Pojęcie "klasa średnia", chociaż nie było bardzo precyzyjnie zdefiniowane, było i jest od bardzo wielu lat powszechnie przyjęte i używane w ekonomii, publicystyce fachowej i popularnej, w kulturze (literatura, film), w takim znaczeniu, jak w Wiki, u mnie czy thikima. Czyli jest to skojarzenie mocno utrwalone w społecznej świadomości, zarówno wśród profesjonalistów, jak i reszty. Takich pojęć nie powinno się redefiniować w sposób sprzeczny z pierwotnym, utrwalonym, znaczeniem jeśli nie jest to z jakichś powodów rzeczywiście konieczne. A w tym przypadku p. Homi Kharas & co. tak zrobili. Po co? O tym później. Czym w rzeczywistości jest ta "nowa klasa średnia"? Zarówno z samej tabelki, jak i np. linkowanych tekstów wynika, że są to ludzie, którym śmierć głodowa już nie grozi, a nawet mają jakieś tam środki, żeby zrobić sobie radochę kupując pralkę, zmywarkę i takie inne,ale tacy, których nie można jeszcze zaliczyć do bogatych. Albo inaczej - zaczynają być lub już są klientami handlowego mainstreamu - jakichś dyskontów, supermarketów itd. Czyli jest to ta podstawowa grupa konsumentów, na jaką nastawiona jest współczesna masowa produkcja i handel. I drugie czyli: gdyby zostali oni nazwani np. "klasą konsumentów", byłoby to nie tylko określenie poprawne merytorycznie, ale i niewprowadzające w błąd. Dlaczego więc zamiast tego "klasa średnia"? Jak napisałem wcześniej jest to, moim zdaniem, ewidentna propagandówka, robienie wody z mózgu. A szczegółowo co, jak i dlaczego? Proponuję samodzielną zabawę - porównanie różnych dat, faktów, tytułów (też tego z YT) itd. Nietrudne, ale nawet dosyć ciekawe, chociaż nie będzie tam żadnych spisków masonów, żydokomuny, cyklistów i innych takich. Po prostu zwykłe i często używane techniki manipulacji świadomością społeczną i indywidualną. Gdyby taki wybór był powszechnie dostępny, to nie byłoby chętnych np. do zap. z sekundową rozpiską w Amazonie za grosze, czy w innych takich miejscach. A przecież chętnych nie brakuje. Sami durnie? Raczej nie. Raczej działa coś takiego, jak przymus ekonomiczny w danych konkretnych warunkach, w których ten ktoś jest. Gdyby Zenek z Cześkiem tak zrobili, to by musieli być idiotami, ale na to trudno liczyć. Przypomina mi się tu dowcip, który już tu kilka razy...: Na plaży pod palmą leży tubylec i popija sobie mleczko z kokosa. Przechodzi turysta, który już kilka razy to widział: - Zawsze tu tak siedzisz i nic nie robisz? - pyta. - Zawsze. - No ale przecież byś mógł pójść do pracy. - A po co? - No jak to po co? Byś pracował, zarabiał, miał urlop, mógłbyś gdzieś pojechać, poleżeć na plaży, popijać sobie mleczko kokosowe... - Ale przecież ja właśnie to robię! To siedmio, a właściwie już prawie ośmiomiliardowe plemię, jest produktem cywilizacji, z którym zresztą ta cywilizacja nie bardzo wie co zrobić. To pierwsze. A drugie - walka o zasoby jeszcze nigdy w historii świata nie była tak zawzięta i brutalna jak teraz. A to dopiero początek.
  21. Ufff... walnąłeś mi tą statystyką i klasą średnią po oczach, że do teraz (przeczytałem w południe, ale musiałem odpaść od kompa) widzę podwójnie Zanim do rzeczy, to te 5/95%, bo okazuje się się nie jest to jasne. Podział jest zrobiony - co napisałem kilka razy - na podstawie "kryterium Afordancji" - czyli przede wszystkim swobody wyboru więcej zarabiać/opieprzać się i tego, dla kogo przyspieszenie transportu może być korzystne, a kogo tylko zmusi do szybszego machania łapkami. Czyli w tych 95 procentach są nie tylko dzieci z wysypisk (jasne że to przypadek skrajny, ale to była "siekiera", bo inne argumenty nie trafiały), ale też np. korpoludek zarabiający więcej niż krajowa średnia, który wpakował się w kredyt na 30 lat (taki jak np. frankowy)albo został zrobiony w ch. przez dewelopera i musi płacić nie mając z tego nic, ma dwójkę dzieci w szkole (jeśli nie będą miały na tyłkach gaci za 500 i w kieszeni nowego srajfona wylądują na klasowym dnie) itd. Taki korpoludek faktycznie staje się niewolnikiem - nie ma żadnego wyboru, musi zapieprzać w swoim korpo niezależnie od tego jak jest gnębiony. I nie może tego zmienić na własny biznes czy inne korpo, bo zmiana to niedopuszczalne ryzyko, że będzie jeszcze gorzej. I tak dalej. Ludzie nie idą do Amazona zasuwać jako bioroboty dlatego, że chcą - oni nie mają innego wyjścia, muszą, bo inaczej zdechną z głodu. Czyli te 95% to nie ludzie skrajnie biedni, ale wszyscy ci, którzy nie mają realnej możliwości wyboru, niezależnie od przyczyn tego braku możliwości. Teraz statystyka i klasa średnia. Skojarzenie - a to w tym przypadku bardzo ważne: amerykański film - facet w garniturze i z teczką wraca z pracy, wysiada z Forda czy Chevroleta przed domem (własnym) na przedmieściu, w środku dwójka dzieciaków i niepracująca żona. Oh darling!, micha na stół, w tle pies, kot i kolorowy telewizor. I z tym - jako minimum - kojarzy się "klasa średnia", dokładniej niższa klasa średnia (lower middle class). I słusznie się kojarzy, bo zawsze w taki czy podobny sposób definiowane było minimum klasy średniej. A właściwa klasa średnia, to: "middle class" came to refer to the combination of the labour aristocracy, the professionals, and the salaried white collar workers.(...) The following factors are often ascribed in modern usage to a "middle class": - Achievement of tertiary education. - Holding professional qualifications, including academics, lawyers, chartered engineers, politicians, and doctors, regardless of leisure or wealth. - Belief in bourgeois values, such as high rates of house ownership, delayed gratification, and jobs which are perceived to be secure. (https://en.wikipedia.org/wiki/Middle_class) Później, po roku 2000, zaczęto - dla celów propagandowych, żeby "rozwój świata" ładnie wyglądał - z definicją klasy średniej mocno kombinować, czego efekt jest w statystyce, którą pokazałeś. No i wychodzi, że połowa ludności świata to "klasa średnia"... 10 dolców na dzień (1000 zł na miesiąc), to próg wejścia do klasy średniej. W Polsce minimum socjalne (2017), to 1000-1200 miesięcznie na osobę (minimum biologiczne 500-600), czyli każdy, kto ma na miesiąc więcej niż socjalne minimum, to już klasa średnia. Da się za tyle żyć? No da się, ale lepiej nie próbować. Na końcu tego linku, który podałem (Middle class) jest tabelka z bardziej sensowną statystyką dla 47 państw (na ponad 150, Afryki tam praktycznie nie ma) z największym procentowym udziałem klasy średniej. Jeśli ktoś chce się zabawić, może na tej podstawie obliczyć dane dla całego świata, przyjmując dla krajów, których w tabelce nie ma, rozkład taki jak dla Indii (kl. średnia 3%, wyższa (bogaci) 0,2%, niższa (biedni) 96.8%), błąd będzie statystycznie nieistotny. Dla Polski jest odpowiednio 19,3 / 1,10 / 79,7. Tyle że dla krajów biednych to jeszcze pogarsza statystyki. Można się zabawić i poprzeliczać np. dla Polski https://roadtripbus.pl/ceny-w-usa/ 1 dolar międzynarodowy, to na rynku lokalnym w Polsce np. 0.5 kilo chleba (liczę najtańsze tu i tam). Dolar prawdziwy to prawie 1 kg. Średnio jednak, licząc wszystko, wyjdzie Polska/USA ok. 1:1... Ceny oczywiście, bo nie zarobki. Żeby to chciało być takie proste, to nieźle by było, ale takie być nie chce. To dłuższy temat, zmęczony trochę dzisiaj jestem - fajna pogoda była i sobie nieźle dałem po gnatach Nie w tym rzecz. Chodziło mi o to, że lata nauki nie są wliczane w statystykach do czasu pracy, co statystyki fałszuje. Nauka to też praca, i to często bardzo ciężka i stresująca (szczególnie np. Chiny, Japonia, Korea, bo Europa i USA trochę sprawę odpuściły). W dodatku z wynagrodzeniem mocno niepewnym, a przede wszystkim bardzo odroczonym w czasie. I tej pracy (dzieci!) w statystykach czasu pracy się nie liczy. Obawiam się, że to nadmierny optymizm.
  22. Czyżby ci, którzy piszą i mówią o wspaniałym postępie i rozwoju ludzkości nie mieli tych pojęć zdefiniowanych? Ja się odnoszę tylko do ich rozumienia tych pojęć i do ich argumentów. No cóż, ta pani na filmie nie podawała konkretnych źródeł poszczególnych wykresów itd. Czyli nie mam możliwości do tego się odnieść w taki sposób i sprawdzić w każdym przypadku czy coś było podwalone i ew, jak. Dlatego odniosłem się nie do samych danych (uznałem, że wykresy są ok.), a do interpretacji, bo te same dane można w różny sposób interpretować. Nie , ta pani ani swoich analiz nie przedstawiła, ani analiz tego pana z książki, a jedynie bardzo jednostronne interpretacje, zresztą w sposób typowy dla marketingowców, różnych mówców/motywatorów i innych sprzedawców pozłacanych garnków. Jeśli się w ten sposób to przeanalizuje, widać praktycznie wszystkie chwyty, jakich używają. Zresztą jest to zgodne z programem TED - "by zarazić swoją ideą, pasją, opowiedzieć o wynalazku, natchnąć nadzieją". Czyli z założenia nie jest to ani obiektywny przekaz informacji, ani dyskusja problemu, a właśnie przekaz "motywacyjny". I w tym przypadku właśnie tak to zostało wykonane. Czyli nie dewaluuję faktów, a jedynie ich interpretację i sposób przekazu, a te dwie rzeczy są ściśle związane z osobą. A wiem, że obeszli, nawet sam tu niedawno pisałem o trofach, ale tu było dokładnie "dwa dolary na dzień". Możesz sprawdzić. To samo mogę napisać w drugą stronę. Tyle że ten cały "postęp i rozwój" zaczął się ("rewolucja neolityczna") kiedy ludzi było ok. 5 milionów, czyli to, że "teraz nie wystarczy" jest skutkiem właśnie tego "postępu i rozwoju". Oppss... sorki, teraz też wystarcza, ale dla 5% "Afordancji", bo dla 95% albo mniej czy bardziej nie wystarcza, albo całkiem nie wystarcza i muszą żyć i żywić się na wysypiskach Phnom Penh, Delhi czy Dhaki. Albo i gorzej, bo nie wszyscy i tam mogą. Czy hyperloopy i inne takie popędzacze tą sytuację poprawią? Patrząc na wcześniejsze tego typu wynalazkinie poprawią, przeciwnie - zmuszą te 95% do jeszcze szybszego zapierdalania, żeby korzystać mogło z tego 5%. Zajrzyj do szwalni w Bangladeszu i magazynów Amazona. Nie musisz nawet tam jechać, to wszystko jest w sieci.
  23. Chodzi Ci o to paskudztwo, które japę na drugą stronę łba wykręca? To samo kiszone ogóry, chyba że max. dwa dni.
  24. Mleko z krowy jest już praktycznie nie do zdobycia, a płyn mlekopodobny z fabryki ma zerową zawartość bakterii kwasu mlekowego... No i mamy postęp.
  25. Można podważyć, ale podważać nie trzeba, bo w dużej części te dane same się podważają Przede wszystkim - co to jest TED? Ano "Technology, Entertainment, Design"... I jaka jest idea tego: " Wszyscy dostają 18 minut, by zarazić swoją ideą, pasją, opowiedzieć o wynalazku, natchnąć nadzieją." (http://wyborcza.pl/1,75400,13585185,TEDx__Polacy_pokochali_idee__ktore_kreca_swiatem.html) Takie rzeczy często określa się jako "urzędowy optymizm"... i to jest niezłe określenie. Urzędowy nie w sensie dosłownym, ale... wiadomo o co chodzi. A co do konkretów. Statystyka to statystyka i chyba nie muszę tutaj wchodzić w szczegóły. No nie? Jedno to dane i ich obróbka, a drugie interpretacja wyników. I tym i tym można się fajnie bawić. Np. kryterium "skrajna bieda". Przyjęte mniej niż dwa dolary dziennie. Z waloryzacją czy bez? No i za 0 dolarów dziennie można mieć wszystko, co do życia potrzebne (warunki naturalne), a drugiej strony i 20 dziennie może nie wystarczyć na życiowe minimum (np. w Szwajcarii). Czyli i kryterium do d*py, i "postęp" też. A i jeszcze trzeba te dwa dolce zarobić, co nie zawsze w statystykach jest uwzględniane. Edukacja. Ok. 8 lat szkoły, 10 lat... coraz więcej. Fajnie? No nie bardzo, bo ta nauka, to we współczesnym superkonkurencyjnym świecie zwykle ciężka i bardzo stresująca praca. Gorsza często niż praca dorosłych. A przecież dzieci pracować nie powinny, no nie? I tak współczesny świat z jednej strony zakazuje pracy dzieci, a z drugiej zmusza je do jeszcze cięższej pracy już od szóstego roku życia, a czasem i wcześniej, już w przedszkolu. Przed cywilizacją nauka była całkiem naturalna - zabawa, pomoc dorosłym itd., bez przymusów i bez stresu. Czyli postęp? I tak dalej. Ale ogólnie dziewczyna sympatyczna i dla wielu przekonująca... jak będę chciał sprzedawać superhiperekstragarnki, to... Bardzo prawdopodobna przyszłość gatunku Hs. Już teraz łowienie ryb w Bałtyku i wielu innym miejscach niewiele różni się od łowienia w kałuży na wysypisku. http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C31513%2Cludzie-na-calym-swiecie-zjadaja-mnostwo-plastiku-nie-wiedzac-o-tym.html Itd. Wodę mam ze studni - głębokość 12 m, dolomit, przepływowa. Najlepsza we wsi, inni założyli wodociąg. Kiedy jest awaria wodociągu albo jakiś syf nim płynie, a zdarza się to dosyć często, po wodę przychodzą do mnie. No i oni mają cywilizaję i technikę, a ja wodę Acha... studnia to cywilizacja i technika, pompa, którą wrzuciłem też. Ale i bez tego - 100 m dalej ta woda wypływa ze zbocza jako źródło.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...