Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

ex nihilo

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2123
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    105

Zawartość dodana przez ex nihilo

  1. Mam co do tego duże wątpliwości: 1. nie przypominam sobie, żeby smalec czy łój były używane jako smar w przypadku elementów, pracujących pod dużym obciążeniem, i to w dodatku drewnianych: - tarcie = temperatura: rozgrzany tłuszcz wsiąka w drewno, reszta rozpłynie się w diabły, a jak mocniej się nagrzeje, to się rozłoży/spali i po smarowaniu; - tłuszcz był najbardziej cenionym składnikiem świni, a do takiego smarowania konieczne byłyby ogromne ilości, żeby miało to jakiekolwiek szanse działać. 2. zatłuszczone bale natychmiast by się oblepiły piachem/ziemią i raczej do szlifowania siekier by się nadawały niż do ciągnięcia po nich czegokolwiek. 3. lepsza by chyba do tego była mokra glina; 4. są dużo lepsze sposoby przemieszczania przedmiotów, które mają takie proporcje (8 m, 2 t), taki kamyk po płaskim sam mogę transportować, wystarczą mi dwa drewniane bale, trochę czasu i odpowiednia ilość słoniny (w brzuchu!). To tyle w skrócie.
  2. No pewnie, lepiej niebiernie bez sensu grzebać kijkiem w trawniku, po to tylko, żeby glizdy ziemne straszyć (opps... jednak sens się znalazł) Ale... weź może pod uwagę, że te bierne i tępe małpoludy jakoś po wszystkich kontynentach się rozlazły (o Antarktydzie zapomniały sklerotyki), przystosowały się do życia w temperaturach od -50 do +50, mamuta utłuc i żeżreć potrafiły, i miśka też, przepływać całkiem niezłe odległości po otwartym morzu, wykombinowały absolutnie niezawodne zapalniczki (w dodatku walające się w dowolnych ilościach pod nogami), nauczyły się żaby i inne takie na truciznę przerabiać, wymyśliły kleje nie gorsze od współczesnych, a może i lepsze, bo za darmochę, z psiurami się skumplowały, itp., itd., etc. Może też i dlatego, że z lenistwa nie chciało im się grzebać kijkiem w trawniku po to tylko, żeby ziemne glizdy wkurzać, czym bez wątpienia by zasłużyły na pochwałę 3grosze ileś tam tysięcy lat później Raczej nie będzie wymagała dowodu teza, że pierwotne "rolnictwo" pojawiało się wiele tysięcy razy przed pojawieniem się neantropa. I taką samą ilość razy zanikało, jako mało użyteczne w tamtym czasie i warunkach. Chwilowy sens mogło mieć, ale tylko tyle. Nie podejrzewam neandertalczyków o aż taką ofermowatość, żeby przez całe dnie musieli organizować sobie żeberka na wieczornego grilla. Przypuszczam, że stosowali inne, ale równie skuteczne metody - wabienie, doły, pętle, zapędzanie w zasieki, płoszenie ogniem, wykorzystywali urwiska, może trucizny... itd. Zwierząt raczej nie brakowało i przy ówczesnej gęstości zaludnienia pdp znacznie mniej bały się ludzi niż teraz. Zresztą i teraz, nawet w naszych lasach, jeśli ktoś potrafi, może zbliżyć się do nawet dosyć płochliwych zwierzaków na odległość bezpośredniego kontaktu.
  3. Czy jak Cię wsadzą do sklepu pełnego żarcia wszelkiego (za free), to też weźmiesz kijek i zaczniesz nim grzebać w trawniku przed sklepem, żeby tam kartofle posadzić, bo tego będzie wymagał Twój intelekt?
  4. Nazywać by się tak mogło, czemu by nie. Roślinne masło "masło" się nazywa, chociaż margaryną jest
  5. Gdyby leniami nie byli, to wątpliwe, czy Ty byś istniał... Ziemia pewnie już od dawna byłaby nienadającym się do życia ogryzkiem Ale - pismo stało się potrzebne dopiero kiedy pojawiła się biurokracja. Wcześniej wystarczał paszczowy przekaz informacji, który jest w dłuższym czasie nie mniej skuteczny od pisma, a często i bardziej, bo nośnik jest stale odnawiany. To zresztą w ogóle jest dosyć ciekawa sprawa i osobny temat. Poza tym paćkali i skrobali po ścianach jaskiń i skałach, to też przekaz informacji. To oczywiste, że generalizuję, bo nie piszę ani o pojedynczych ludkach, ani nie robię statystyki indywidualnych zachowań. Chodzi o całość, a ta wygląda tak, jak napisałem. W czasach paleo regułą było "wystarcza", cywilizacja działa na zasadzie "zawsze za mało" i jest to niezależne od indywidualnych zachowań. Emergencja wynikająca z odmienności struktury.
  6. Hmm... No może i "nic", ale żyli - jak inne zwierzęta - na zasadzie "wystarczy". Cywilizowani, czyli "coś", żyją na zasadzie "zawsze za mało, obojętnie ile mam". I żeby mieć więcej gotowi są kraść, oszukiwać, niszczyć i mordować. A nawet niekoniecznie żeby mieć więcej - często po prostu ze zwykłej "cosiowej" radochy z zabijania: https://www.o2.pl/artykul/wlosi-urzadzili-makabryczne-polowanie-nad-zalewem-wislanym-zginelo-kilkaset-ptakow-6321459255637633a
  7. Typowe pytanie biorobota z 21 w., który czas ma pokawałkowany, zdefiniowany i zaprogramowany, często na miesiące do przodu... Sorki, ale... Po prostu byli. Coś robili. Albo nic. Łupali kamienie albo gapili się na drugi brzeg rzeki. Skrobali ozdóbki na łuku albo ogryzali jakiegoś gnata. Co akurat mieli ochotę robić. Może wygrzebywali ziemiankę. A jak im się znudziło, to... to im się znudziło, i tyle. Kiedy im się zachce, to skończą. Jutro też będzie dzień, tak samo dobry jak dzisiaj. Itd. To była jedność, ciągłość, przenikanie, bez podbijania karty o 17:01. Myśleć o ułatwianiu sobie życia za bardzo nie musieli, bo nie było czego ułatwiać. Ten świat był kompletny, nie musiał w istotny sposób zmieniać się przez setki i tysiące lat.
  8. Na naszych terenach dzikusy żyli w zimie głównie w półziemiankach i ziemiankach, po kilka sztuk w jednej. Gwarantuję Ci, że łatwiej zmarzniesz w przeciętnym wiejskim domu z CO na węgiel (bez automatu) niż w dobrze zrobionej ziemiance, do której ogrzania wystarcza niewielkie ognisko, takie do robienia żarcia. Są sposoby palenia umożliwiające samoczynne podtrzymywanie ognia nawet przez kilka godzin. Ale nawet kiedy ogień wygaśnie, zostają rozgrzane kamienie i dopalający się popiół, co będzie grzać jeszcze przez 2-3 godziny albo i więcej. No i same dzikusy - w alpinistycznym namiocie jeden ludź to +5 st. A co do narzędzi - kamienne narzędzia były niewiele mniej skuteczne od żelaznych, używanych np. w średniowieczu. Ścięcie drzewa nie było dużym problemem, a tym bardziej porąbanie go, gdyby komuś się zachciało w taki sposób opał przygotowywać. Ale raczej nie musiało się chcieć, bo w naturalnym lesie jest wystarczająca ilość opału wymagającego tylko minimum roboty. A Ty cały czas swoje - przeciw dobrze już udokumentowanym faktom... Wszystkie dane, niezależnie od tego w której części świata zebrane, i czy z obserwacji dawniejszych lub współczesnych, czy archeo, wskazują, że przeciętnie zdobywanie żarcia to ok. 20 godzin tygodniowo. I raczej nie jest to przypadek - po prostu takie środowiska są wybierane przez dzikusów jako miejsce życia. Co do zagrożeń - porównywalne do zagrożenia powodowanego przez drogowych idiotów. W ciągu ostatnich 200-300 tys. lat nie było zwierząt, których preferowanym pokarmem byli ludzie (lwy i tygrysy ludojady to wyjątki i inna bajka). Pasożytów nie liczę, ale to też inna bajka. W dziczy, podobnie jak na drodze, trzeba po prostu trochę uważać i odpowiednio reagować. i to wszystko. W Afryce najgroźniejszymi zwierzętami były i są... hipopotamy
  9. No i co w tym złego? Wynalazki robili - takie, jakie im były potrzebne. I wystarczy, po co więcej. Dla jakiejś idei?
  10. Ten pozytywny stres jest właśnie u myśliwego czy zbieracza. I do tego dochodzi natychmiastowa nagroda. U rolnika czy robotnika tego nie ma - stres jest długotrwały i upierdliwy, a nagroda nie dosyć, że odłożona w czasie, to na dodatek niepewna. Zauważ też, że w przypadku myśliwego czy zbieracza jest to seria nagród - w momencie upolowania (znalezienia), pochwalenia się zdobyczą, zeżerania... Nawet jeśli wróci bez łupu (co zdarza się rzadko), to "jutro będzie lepiej", i to "jutro" jest całkiem dosłowne. Popatrz, co ludzie powszechnie uznają za relaks - te działania (w tym byczenie się), w których nagroda jest natychmiastowa lub tylko minimalnie odłożona w czasie.
  11. Fakt... z góry, i to bardzo z góry, to ona (jeszcze) piękna jest, bo czym bliżej powierzchni, tym mniej. Niestety.
  12. Hipoteza, że dzisiejszy bajzel jest skutkiem alkoholizmu naszych prapra mocno mi się podoba, bo na trzeźwo... Ale przypuszczam jednak, że i bez alkoholu pułapka by zadziałała. Początkowo były same korzyści, praktycznie bez kosztów, które stopniowo pojawiały się dopiero później. Natomiast alkohol (też przypadek + obserwacja) mógł być dopalaczem przyspieszającym proces. Do tego choroby przywleczone z zewnątrz - handel, wojny, niewolnicy, pielgrzymki. Ta klasyczna była z czapy wzięta, bez żadnych danych. Wynikała z idei liniowego "postępu i rozwoju". Papu ł/z mieli znacznie lepsze niż rolnicze pospólstwo, chociaż i w pałacach niekoniecznie było lepiej, biorąc pod uwagę dietetykę, która wtedy nie istniała (teraz zresztą też z tym niewiele lepiej). Co do braku głodu - nie tylko ilość kalorii jest ważna, ale też witaminy, mikroelementy i inne takie, to jedno, a drugie, to głód, ten prawdziwy, pojawił się praktycznie razem z rolnictwem. Koczownicy przemieszczali się tam, gdzie było jedzenie, a bardziej osiadli ł/z nie mieli problemu z przejściem na koczownictwo, kiedy warunki tego wymagały. Rolnicy byli w takich sytuacjach zdani na łaskę losu. Opisywałem tutaj niedawno jak znalazłem obozowisko mezolitycznych ł/z - nie było to wcale trudne. Suche wzgórze blisko rzeki płynącej (wtedy) przez ogromną puszczę. Czy trzeba czegoś więcej, żeby nie wiedzieć, co to głód?
  13. A przy okazji - jest początek lipca, ciepło i fajnie... Ale dla rolników w naszej strefie klimatycznej to był najgorszy czas w roku - przednówek. Z poprzedniego roku zjedzone albo nie nadawało się do jedzenia, a nowego jeszcze nie było. Czyli głód. I to nie kilkudniowy, jaki przy wyjątkowym pechu mógł zdarzyć się łowcom/zbieraczom, a trwający nierzadko już od maja czy nawet dłużej. Nie w każdym roku tak było, ale to raczej była norma, a nie wyjątek.
  14. Rolnictwa raczej nikt nie wymyślił , powstało w sposób naturalny. Wystarczyła obserwacja, że z ziarna wyrasta zielsko, na którym takich samych ziaren jest 10. Czyli wygodniej sypnąć trochę koło obozowiska i zebrać co wyrośnie, niż ganiać po łące i garstka tu, garstka tam... No i fajnie się zaczęło. Ale później druga obserwacja, że jak trochę się kijkiem w ziemi pogrzebie, to wyrośnie więcej - i tu już zaczęło się to mniej fajne, czyli praca i jej konsekwencje. A że wyjść trudno? Bo wejście w rolnictwo, jako podstawę bytu, spowodowało zbyt duże zmiany w sposobie życia, strukturze grupy i w środowisku, żeby powrót był realny. oczywiście statystycznie, a nie w jakichś pojedynczych przypadkach. Tak, a jest to dosyć "trudny" teren. Nie tak dawno czytałem w sieci niezły artykuł o ich życiu, niestety skleroza zeżarła namiary. Może 3 i 20 to lekka przesada, ale ogólnie tak.
  15. W optymalnych warunkach tak. Ale łowcy/zbieracze byli mniej od tych warunków uzależnieni - też dlatego, że mogli łatwiej się przemieszczać. A dlaczego rolnictwo zwyciężyło? Mój całkiem prywatny pogląd jest taki, że była to pułapka. Wejść łatwo, ale wyjść dużo trudniej.
  16. W artykule pdp jest błąd (w New Scientist też!). To są nie mikroalgi, a przeciwnie - makroalgi z rodzaju Sargassum, które mogą mieć nawet kilkanaście metrów długości i są potężnie rozkrzaczone. Link do NS: https://www.newscientist.com/article/9000-9000-km-belt-of-seaweed-spanning-the-atlantic-threatens-marine-life/
  17. Roundup to jedno z najgorszych ***** jakie kiedykolwiek zostały wyprodukowane. I nie o raka chodzi czy inne takie, ale o niszczenie środowiska. GMO + roundup to pustynia, tyle że zielona.
  18. No fakt. W czasach, kiedy był 100% szlaban na zatrudnianie kobiet na uniwerkach i innych takich (no może sprzątaczki), było ok. Kinder, Kuche, Kirche. Tak, to było dobre, bo prawicowe. (kurde, wygląda na to, że zanim mnie na preparaty mikroskopowe pokroją, to zdążę jeszcze lewakiem zostać )
  19. A ja od kilku lat nie widziałem nietoperza. Jeszcze z 10 lat temu prawie codziennie wieczorem u mnie latały, a teraz nic. Ale co się dziwić - kiedy wieczorem zapalam lampę kilka robali do niej przylatuje, całkiem dosłownie kilka sztuk. Po przejechaniu w nocy 200 km, szyba czysta...
  20. Dla tych, którzy twierdzą, że "fuzja + GMO...": https://smoglab.pl/dr-hab-paulina-kramarz-ludzi-zmieniono-w-maszynki-do-robienia-pieniedzy/ Tego nie zmieni ani fuzja, ani GMO. A jeśli ktoś twierdzi, że pracujemy coraz krócej i coraz więcej czasu dla siebie mamy, to proszę: http://groups.csail.mit.edu/mac/users/rauch/worktime/hours_workweek.html Warto do tego dodać, że dawniej nie było amazonienia ze stoperem, pojęć takich jak wydajność pracy czy hasła "czas to pieniądz". No i w tej statystyce nie jest wliczony czas dojazdu do pracy, bo czegoś takiego nie było - w najgorszym przypadku pięć minut spaceru.
  21. O ile skleroza mnie nie oszukuje, to w czasach Gierka jakieś takie podobne hasło było... A z tymi, którzy przeszkadzać będą, to co zrobić? To co inni wielcy wizjonerzy postępu robili? Czy może jakiś inny, ciekawszy pomysł masz? Hmm? W tym pewnie też jakiś tam postęp jest.
  22. Sobie już przepowiedziałem - od dwóch dni mam u siebie kolejkę sąsiadów z kubełkami... Ujęcie wody dla kilku wsi wzięło i wyschło. Całkiem. Dzisiaj przywieźli wodę do picia - po butelce na paszczę. Od jutra mają jeździć beczkowozy. A od (prawie) powodzi minęły zaledwie dwa tygodnie, nawet niecałe chyba. Gdzie ta woda się podziała? Już w Bałtyku. Z syfem wszelkim po drodze zwleczonym. No cóż, postęp - melioracje, prostowanie, pogłębianie i co tam jeszcze. Przez tysiące lat wody tu nie brakowało, wszędzie źródła i źródełka, rzeczki i strumienie co kilkaset metrów, mokradła, bajora i co tam jeszcze. Postępowi przeszkadzało. No i nie ma. Opps... jest, po litrze na paszczę, w plastikowej butelce rzecz jasna, bo jak inaczej. Kiedy u mnie też wyschnie? Nie wiem, ale pewnie wyschnie, bo to jedna z ostatnich studni, w których jest jeszcze woda. W innych już tylko betonowe kręgi i powietrze.
  23. Przypuszczam, że do "cząstek" i pól będzie można się porządnie dobrać dopiero kiedy zrobi się porządek z przestrzenią (x, t, ?). Pewnie tego nie dożyję, czyli musiałem sobie coś tam... Podejrzewam, że przestrzeń nie jest ani ciągła, ani pociachana na "plancki" czy inne takie, nie ma też żadnej danej boskim (lub innym) wyrokiem wymiarowości - raczej są to powstające i znikające dowolnie wymiarowe gluty, które zusammen do kupki dają nam efektywnie 3D+t (+ ew. zwinięte itp.), czyli coś w rodzaju feymanowskiej całki po tym całym bajzlu.Ta całka (akurat taka) jest pdp wynikiem początkowej ewolucji wszechświata i zmienić by ją mogła tylko jakaś potężna fluktuacja, możliwa, ale mało prawdopodobna. Podobnie zresztą z ładunkami, które z wymiarowością chyba mają związek. Być może istnieją też inne, które z "naszymi" nie oddziałują (? DM). A "cząstki"? Używam całkiem nieźle mi się sprawdzającego mixa fal materii i QFT. "Cząstki" są w tej zabawce mniej lub bardziej zlokalizowanymi stanami (konfiguracjami, statystykami) pola (pól). Cząstkami, w takim bardziej standardowym znaczeniu, stają się tylko w momencie tego, co w slangu kopenhaskim jest określane jako kolaps funkcji falowej. Poza tym są stanami pola, których podobieństwo do klasycznie rozumianych cząstek jest uzależnione od ich energii/pędu (np. relatywistyczne) lub (np. chemia kwantowa, ciało stałe) od konfiguracji pól je otaczających. Oddziaływania w tym układzie można podzielić na (tak sobie to nazwałem) miękkie i twarde. Twarde, to te, które powodują kolaps (np. połknięcie lub wyplucie fotonu przez elektron, czyli kwant/kwant). Cząstki, jako ściśle określone kwanty pól, nie są jak przypuszczam czymś danym przez naturę rzeczy, a raczej wynikiem pierwotnej ewolucji wszechświata, podobnie jak jego obserwowalna przestrzeń. To tak mniej więcej i w maksymalnym skrócie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...