Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

darekp

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1256
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    33

Zawartość dodana przez darekp

  1. Niedawno oglądałem "Godzillę Minus One" (polecam) i jedna sprawa nie daje mi spokoju. Na ciało zanurzone w cieczy działa jak wiadomo siła wyporu równa ciężarowi wypartej prze to ciało cieczy (prawo Archimedesa). Jeśli pod pływającym ciałem (dajmy na to stateczkiem) umieścimy gumowy wąż z którego będzie wydostawać się powietrze, to unoszące się bąbelki powietrza opływając stateczek zmniejszą działającą na niego siłę wyporu: https://www.youtube.com/watch?v=nAmlvYJnURs. I myśląc po archimedesowemu wszystko jest OK, bo stateczek przestaje być zanurzony w cieczy, a staje się zanurzony w gazie. Ale siłę wyporu można też tłumaczyć różnicą ciśnień pod pływającym ciałem i nad nim (https://en.wikipedia.org/wiki/Archimedes'_principle#Simplified_model). I wtedy zaczynam mieć problem, bo: 1) Możemy przyjąć, że wykonujemy eksperyment w dużym zbiorniku wody, wtedy słup wody z pęcherzykami powietrza będzie otoczony słupami wody bez bąbelków. 2) Zatem słup z pęcherzykami będzie ze wszystkich boków ściskany przez słupy bez bąbelków i woda w nim przyjmie ciśnienie takie samo jak w zewnętrznych w słupach wody bez pęcherzyków (ciśnienie w każdym kierunku jest takie samo). 3) Powietrze w pęcherzykach będzie przyjmować takie samo ciśnienie jak otaczająca je woda (bo tak "działają" pęcherzyki powietrza, że zwiększają albo zmniejszają swoją objętość dopóki ciśnienie się nie zrówna). 4) Więc wszędzie wokół stateczka będzie ciśnienie takie samo jak w wodzie bez pęcherzyków. 5) A to oznacza, że i siła wyporu będzie taka, jak w wodzie bez pęcherzyków (sprzeczność). Jak to wyjaśnić? W którym momencie popełniam błąd?
  2. Mądrego pewnie nic (nie wszystko musi być mądre albo głupie, są też możliwości pośrodku), nie ma też żadnej pochwały tortur (chyba że sarkazm za taką odbierasz), ale jest po prostu stwierdzenie, że tortury z powodów utylitarnych są jak najbardziej możliwe (technicznie wykonalne, psychologicznie dopuszczalne itp.), co przeczy sugerowanej przez Ciebie tezie, że jeśli jakiś "-izm" (np. humanizm) wyklucza egoizm, to już nie ma problemu z powiedzmy "złą" stroną natury ludzkiej. To właśnie wcześniej napisałem/miałem na myśli, że dla wielu ludzi (nie tylko katolickich zakonnników) humanizm sprawia problem, bo głosi jakieś "otwarcie się na człowieka" a nie porusza kwestii czy/jak "otwierać się" na to co w człowieku jest powiedzmy "złe". P.S. I, dla ścisłości, to dotyczy takiej interpretacji humanizmu, jaki Ty proponujesz, bo np. Mariusz Błoński widzi to inaczej (takie mam wrażenie).
  3. Nie wiem czy warto to jakoś bardzo rozwijać (niedawno 3grosze uznał mnie za głupca za napisanie czegoś, w czym żadnej głupoty nie było, nie wiem co o tym myśleć, spodziewałem się po nim większej klasy), ale jak dla mnie, to zawsze jakoś instynktownie to interpretowałem, że w spowiedzi chodzi o to, żeby "mieć jaja" do przyznania się, że zrobiłem coś źle (gdy zrobiłem). Dla ścisłości, wybacza Bóg (o ile istnieje, w teologii KK oczywiście istnieje). A ksiądz to w praktyce zawsze wybacza, więc to tylko formalność IMHO Nie wiedziałem o tym, ale rzeczywiście wygląda przekonująco.
  4. Nie czytałem definicji na Wikipedii (nie mam teraz czasu, przeczytam później), ale torturować bliźniego da się jak najbardziej nie z powodu egoizmu, tylko w imię jakichś wyższych celów, a jakże!
  5. https://100-zabobonow.blogspot.com/2008/04/humanizm.html A jak już po humanistycznemu ("jestem człowiekiem i nic co ludzkie nie jest mi obce") mam rzeczywiście otwierać się na wszystko co ludzkie, to czy też na zło (do którego również jesteśmy zdolni)? https://youtu.be/eIT_jTXTcVo?si=bc52iTiu9Yz0qH2x&t=1m24s (Powyższe napisałem może tak trochę z przekory na zasadzie advocatus diaboli, ale nie bardzo )
  6. Wiedza też jest potrzebna, bez wiedzy z poprzednich pokoleń to jakoś tak: https://www.youtube.com/watch?v=AEFzHKJqFx0 A tak naprawdę gorzej, bo jednak w czasie swojego życia zwierzę (w tym także człowiek) zapamiętuje, co przeżyło, czyli jednak gromadzi wiedzę, i bez tego pożytek z inteligencji byłby zerowy. Tak że to są raczej dwa różne parametry i możliwości kompensowania jednego drugim są ograniczone.
  7. Cóż, jeśli to będą takie superkondensatory, jak inne, to tego problemu nie ma: No chyba, że zamierzasz, Thikimie, zbudować Piramidę Cheopsa, krąg ze Stonehenge, czy coś tam jeszcze w tym rodzaju, co będzie stać tysiące lat;)
  8. Zgadza się, to samo pomyślałem wcześniej, ale nie napisałem
  9. IMHO raczej bardzo starannie starający się zachować neutralność (sorry za niezgrabne sformułowanie) w sprawach politycznych (i słusznie zresztą). A np. ten artykuł https://kopalniawiedzy.pl/ksiazki/Demokracja-opium-dla-ludu-ksiazka-Erik-von-Kuehnelt-Leddin,16280 chyba nie bardzo podchodzi pod lewicowość? ;)
  10. Taka jest opinia na bardzo wielu blogach osób, które przeprowadziły się z jednego kontynentu na drugi (Europa -> USA lub na odwrót). Przykładowo (Amerykanka, dieteyczka, cokolwiek by to nie znaczyło, mieszkająca od kilku lat w Krakowie): https://www.youtube.com/watch?v=j93on2OOyBA Tak że trochę tajemnicza sprawa, pewnie trzeba by doczytać, jak autorzy rankingu rozumieją tę "Quality and Safety"
  11. Tak na marginesie tego wątku (albo może i nie tego, ale chyba nie warto zaczynać nowego, więc się tu dopiszę), czasem nachodzi mnie taka wątpliwość, czy w przypadku czasu może zachodzić sytuacja podobna do tej z masą, bo jeśli mówimy o masie, to czasem się rozróżnia masę grawitacyjną i masę bezwładnościową i nawet się mówi, że trzeba sprawdzać eksperymentalnie, czy są one równe i się to sprawdza (i oczywiście wychodzi, że równe;) ). Więc jak dla mnie można by sobie wyobrazić dwie definicje czasu, jedna za pomocą entropii - mówi się że entropia to "strzałka czasu", więc przynajmniej kierunek upływu czasu wyznacza - a druga definicja, to że to ta czwarta oś w naszej czterowymiarowej przestrzeni, to "t" które występuje w transformacjach Lorentza itp. Mi nie przychodzi do głowy łatwe przejście od jednego do drugiego. Zatem, czy we współczesnej fizyce widać jakieś powody, żeby ew. mówić, że jest potrzeba zbadania, czy one definiują to samo pojęcie?
  12. Ciekawe, że mieszkańcy Okinawy (czyli ci najbardziej długowieczni, nawet wśród Japończyków) tak dobrze funkcjonują na diecie rolniczej, pomimo że są potomkami łowców-zbieraczy...
  13. Coś z życia codziennego zapewne by się znalazło, ludzie potrafią wiele dokonać w tej dziedzinie, niemniej jednak - jako idiota tego samego rodzaju co Penrose - zgadzam się z takim podejściem, np. w swojej działce miałem okresy entuzjazmu dla programowania funkcyjnego i "wyparowania entuzjazmu", i podobnie do wielu innych koncepcji w programowaniu, które się początkowo podobają, ale jakiś prosty emocjonalny czynnik powoduje, że porzucam. Tylko ciekawe, kto zachowuje się inaczej?
  14. Tyz prowda. Ale przyjemnie mi się go czyta*), tylko talentu do matematyki, żeby dobrze zrozumieć wszystkie wzory, nie staje. *) W terminologii Peceeda i innych antylogików jestem zapewne idiotą w tej samej dziedzinie, co R. P.
  15. OK, uzupełniam: Penrose'owi chodziło o te dodatkowe wymiary, musiałbym przepisać większy kawałek książki, kilka stron co najmniej.
  16. OK, później doczytałem (chyba później dopisane). W takim razie nie dyskutuję, chyba też jestem idiotą, takim duuuuuużo mniej genialnym od Penrose'a, ale w mojej skromnej ocenie bycie takim "genialnym idiotą" jest całkiem spoko, ważne, żeby produkować coś pożytecznego, a IMHO pan Roger generuje.
  17. Oj, zdaje się, że komuś tu sposób patrzenia na świat ewoluuje w kierunku nieocenionego Antylogika (powoływanie się na IQ, "logiczna nieuniknioność") ;P (R. Penrose, Moda, wiara i fantazja w nowej fizyce Wszechświata, str. 88-89; nie wiem jakie on ma IQ, ale zapewne całkiem niczego sobie, takie, że tylko pozazdrościć, a jak nie IQ to jakiś inny parametr, który może i w czymś praktycznym lepiej działa niż IQ, kto wie? )
  18. Szczerze mówiąc, nie wiem, trudno znaleźć jakieś omówienie/wyjaśnienie na czym właściwie ta sprzeczność polega. Z tego nie wynika, że prawdziwa, wielu fizyków się od niej dystansuje, mówi, że jej nie zna, gdzieś pobrzmiewa w ich wypowiedziach chyba taka myśl, że teoria strun to za dużo spekulacji i że nie można ich potwierdzić doświadczalnie (przynajmniej przy naszych możliwościach technicznych).
  19. No... a jak się ma zgodność mechaniki kwantowej z OTW? Zawsze słyszałem, że są sprzeczne i potrzebna jest nowa teoria, której jak do tej pory nikt nie wymyślił (o, pardon, gdzieś czytałem, że jest kilka/kilkanaście możliwości do wyboru i tylko trzeba by eksperymentalnie sprawdzić, która jest ta "prawdziwa", zgodna z doświadczeniem). P.S. Znaczy jakoś nie chce mi się wierzyć, że mamy takie szczęście, że urodziliśmy się akurat w czasach, gdy wszystko już odkryto, co było do odkrycia.
  20. Czasem przychodzi mi do głowy, że w XIX wieku fizycy na pytanie, dlaczego Słońce wydziela tyle energii, ile wydziela, też odpowiadali w podobny sposób. Bo potrafili policzyć (tak przypuszczam), że żadna znana im reakcja chemiczna/fizyczna nie wystarcza do wyjaśnienia tego. A starożytni Grecy może też wykoncypowali jakiś wykręt na temat tego, że potarty bursztyn przyciąga drobne przedmioty (niezupełnie taki, bo tu akurat mieli możliwość robienia eksperymentów, niemniej jednak uznali, że nie warto na to tracić czasu). Tak że nie wiem, czy na pewno ma sens takie podchodzenie do sprawy.
  21. Hm, być może Lem - gdyby jeszcze żył - też by się dopisał z podobnymi obserwacjami (Cyberiada, Bajka o trzech maszynach opowiadających króla Genialona)
  22. IMHO raczej przy przypuszczeniu, że jeszcze wiele rzeczy pozostało do odkrycia przez naukę i nic więcej (co skądinąd i tak wiadomo, bo teorii ujednolicającej mechanikę kwantową i teorię względności nie mamy). A właściwie tylko że jakiś niepusty zbiór faktów naukowych pozostał do odkrycia (bo że wiele to już dyskusyjne, są tacy, co wierzą, że prawie wszystko już odkryto i tacy, że prawie nic). Ale wróżki... bez przesady. Ja tam sobie wyobrażam raczej, że jest więcej takich sytuacji jak w mechanice kwantowej, że nasze pozornie oczywiste, dla wszystkich zrozumiałe wyobrażenia o świecie są "olane" przez fizykę i zastąpione przez coś innego. Wystarczy, żeby np. informacja była czymś innym, niż sobie wyobrażamy, żeby próbować kombinować na temat "fizycznej" świadomości. A prawda jest IMHO pewnie inna, tzn. dużo gorsza, tzn. następne odkrycie tego typu to będzie coś, z czym jeszcze trudniej będzie się pogodzić niż z założeniami QM. A takie proste pomysły, że zmienimy własności informacji i już mamy co trzeba są zbyt mało sprzeczne z naszą intuicją, żeby mogły być prawdziwe. Pewnie tak, nieraz to mi przychodziło do głowy, ale nigdy chciało mi się poszukać wzorów i policzyć. Ot, jeszcze jedna sprawa w filmie *), na którą trzeba "przymknąć oczy", bo autorowi chodziło o coś innego. W filmie zrobili tylko gigantyczne fale pływowe. Z drugiej strony od takich rzeczy mieli fizyka - współautora scenariusza i późniejszego noblistę.
  23. Mi też. Może tu nie ma sensu mówić o jakiejś "obiektywnej" głupocie, tylko jak kto dany film odbiera. U mnie wywołuje mniej więcej takie skojarzenia: 1) OK, można się czepiać "Interstellara" o mnóstwo rzeczy, że biosfera nie potrafi świadomie się zbuntować i rozpocząć wojnę z człowiekiem, że rozwiązanie równania dot. grawitacji nie daje "z automatu" technologii pozwalającej zbudować mnóstwo cylindrów O'Neila, na które dałoby się przenieść całą ludzkość i skąd wziąć "niezbuntowaną" biosferę do tych cylindrów itd. itp. Ale z drugiej strony u Lema "Niezwyciężony" też "szedł ciągiem fotonowym przez skrajny kwadrant gwiazdozbioru" i Lem doskonale zdawał sobie sprawę, że to nic nie mówiąca informacja, że gwiazdy z jednego gwiazdozbioru mogą być oddalone od siebie o tysiące lat świetlnych. Więc może pozostaje przyjąć, że te typy, tzn. twórcy, artyści "tak mają" i wsadzają w swoje utwory takie "kwiatki" i pozostaje tylko na to przymykać oczy (albo nie czytać/nie oglądać ich wcale). 2) I jeśli wybieram opcję "przymykamy oczy", to okazuje się, że w takim "Interstellarze" (w przeciwieństwie do wielu innych filmów*)) jest mnóstwo kwestii, przy których nachodzi mnie myśl "o, ja też o czymś podobnym nieraz myślałem". Że miłość jako fundamentalne zjawisko fizyczne? A czemu nie, w końcu nie da się wykluczyć, że świadomość (albo coś bardziej pierwotnego względem niej) jest właśnie "fundamentalnym" (cokolwiek by to nie znaczyło) bytem, który kiedyś tam w przyszłości pojawi się we wzorach fizyków, jak rozwiną lepiej naukę. Że na początku rolnicy i rząd okłamujący społeczeństwo, że ludzie nigdy nie wylądowali na Księżycu? Ale czy jakieś zaczyny tego nie dzieją się współcześnie? Przecież zasoby na Ziemi są ograniczone i może w przyszłości dojść do tego, że większość ludzi nie będzie w stanie wypracować niczego więcej niż minimum niezbędne do własnego przetrwania a rozwojem nauki będą zajmować się nieliczni i tak trochę "w ukryciu" przed większością (a jeszcze pokoronawirusowa moda na pracę zdalną może dołożyć swoje trzy grosze, być może sytuacja pójdzie w tę stronę, że większości siedzącej w domu "oklapnie" motywacja do pracy). Więc... Zresztą jeśli chodzi o Lema, to "Niezwyciężonego" też lubię za planetę, na której jest życie w wodzie, a nie ma na lądzie (bo to mało prawdopodobne, że jak ludzcy kosmonauci wylądują na jakiejś przypadkowej planecie z życiem, to spotkają tam istoty rozumne na mniej więcej swoim etapie rozwoju, o wiele większe są szanse, że np. na takiej, na której jeszcze nie wyszło z wody, bo wychodzenie trwało miliony lat). A po drugie, mi z dzieciństwa zostały w pamięci stare filmy SF takie jak "Milcząca gwiazda", gdzie kosmonauci mieli ograniczone zasoby tlenu, paliwa, po popełnieniu błędu dusili się w skafandrach itd. "Interstellar" wraca do tego bardzo wyraźnie. *) I tak, potwierdzam, "Odyseja kosmiczna" nie zrobiła na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia, może po prostu dlatego, że oglądałem ją tylko raz, w kinie, gdy byłem zmęczony po ciężkim dniu w pracy, a wtedy zdarza mi się, że "nie chwytam" czegoś z filmu. Ale z drugiej strony pod koniec filmu Kubrick zafundował głównemu bohaterowi jakieś wizje, jakieś przesuwające się kolorowe plamy wyświetlane jakby w kalejdoskopie, żeby było symetrycznie i potem jeszcze doprawione zapaleniem się nowej gwiazdy, tak że nie mogę się przemóc, żeby do tego wrócić (no bo to tylko jakieś "fajerwerki i wodotryski", a nie poważne sprawy, po poważnym początku człek oczekuje czegoś innego...;P)
  24. A właściwie czemu? Dla mnie cały od początku do końca jest mniej więcej na tym samym poziomie, te kombajny na początku są pi razy drzwi tak samo głupie/niegłupie, jak reszta, więc chętnie bym się dowiedział, jak inni na to patrzą :) W gruncie rzeczy niczego w "Interstellarze" nie da się traktować dosłownie, nie ma możliwości, żeby zawrzeć żadnych poważnych przemyśleń w 2-godzinnym filmie wykładając wszystko bezpośrednio i zarazem tak, żeby zwykły widz chciał to oglądać, więc zostaje bardziej podawanie w formie jakichś powiedzmy 'aluzji" i widz musi się domyślać, do czego autor nawiązuje w danym momencie, ale mi akurat jakoś łatwo to szło(?) P.S. I jeśli przyjmiemy, że "Interstellar" to "głupi film", to czy są jakieś "niegłupie", zwłaszcza SF?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...