Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37610
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Chiny po raz kolejny spróbują stworzyć własny system operacyjny. Tym razem Państwo Środka podpisało umowę z firmą Canonical, która pozwala im wykorzystać Ubuntu do stworzenia nowej wersji systemu Kylin. System ten istnieje od co najmniej 2007 roku, bazuje na FreeBSD i jest rozwijany przez wojsko. Tym razem ma powstać wersja Kylina oparta na Ubuntu, która w przyszłości ma trafić na pecety, laptopy czy telefony komórkowe mieszkańców Chin. Stworzenie nowego systemu to część pięcioletniego planu, w ramach którego władze w Pekinie chcą promować oprogramowanie opensource'owe. W ramach umowy podpisanej pomiędzy Canonical a przedstawicielami Chińskiego Ministerstwa Technologii Przemysłowej i Informatycznej założono w Pekinie CCN Open Source Innovation Lab. Pracują w nim inżynierowie z Ubuntu i Narodowego Uniwersytetu Technologii Obronnej. Ich zadaniem jest przyspieszenie rozwoju Ubuntu dla desktopów i chmur obliczeniowych. System Ubunu Kylin będzie miał premierę w kwietniu 2013 roku. Zostanie on wyposażony w funkcje specyficzne dla chińskiego rynku. Będą one wykraczały poza prostą lokalizację językową Ubuntu. Wsparcie zyska chiński kalendarz, użytkownicy będą mogli łatwo przeszukiwać najpopularniejsze chińskie serwisy muzyczne. W przyszłych wersjach zostaną zintegrowane mapy wyszukiwarki Baidu oraz usługi popularnego sklepu Taobao, usługi chińskich banków przetwarzających płatności elektroniczne. Użytkownicy będą mogli też korzystać z aktualizowanych w czasie rzeczywistym rozkładów jazdy pociągów i połączeń lotniczych. Ubuntu Kylin współpracuje z WPS, najpopularniejszym chińskim oprogramowaniem biurowym. Na potrzeby systemu powstają też nowe narzędzia do edycji obrazu i zarządzania, które trafią również do ogólnoświatowych wersji Ubuntu.
  2. Dorośli mężczyźni wydają się biologicznie zaprogramowani, by unikać związków z żonami/partnerkami bliskich przyjaciół. Jak odkrył zespół prof. Marka Flinna z University of Missouri, gdy panowie kontaktowali się z takimi kobietami, spadał ich poziom testosteronu. Mimo że nadarza się wiele okazji do nagabywania wybranki przyjaciela, niemoralne propozycje są składane stosunkowo rzadko. [...] Podczas interakcji z potencjalną partnerką seksualną lub kobietą wroga poziom testosteronu mężczyzny rośnie, ale nasze wyniki pokazują, że męskie umysły wyewoluowały w taki sposób, by sprzyjać poszanowaniu stabilnych więzów przyjacielskich. Wg Amerykanina, uzyskane rezultaty uświadamiają, jak ludzie ewoluowali, by móc zawierać sojusze. W przeszłości mężczyzna, który stale zawodził swoich przyjaciół, narażał na szwank nie tylko rodziny zdradzanych, ale i bezpieczeństwo całych społeczności. Niestabilna grupa z pseudoobrońcami (nieufającymi sobie mężczyznami) stawała się łatwym celem dla wrogów. Z czasem zapewne koszty złej reputacji przewyższyły zysk w postaci rozsiewania genów i płodzenia dzieci pozamałżeńskich. Obrazując ewentualne skutki zdrady, Flinn powołał się na jeden z mitów arturiańskich. Jak wiadomo, ujawnienie romansu Ginewry, żony króla Artura, z Lancelotem, stało się przyczyną rozłamu wśród Rycerzy Okrągłego Stołu. Autorzy artykułu z pisma Human Nature podkreślają, że biorąc pod uwagę znaczenie zachowań koalicyjnych, dotąd przeprowadzono zaskakująco mało badań dotyczących ich postaw neurobiologicznych i hormonalnych. Flinn i inni postanowili zapełnić tę lukę, stąd studium zrealizowane w wiejskiej społeczności Dominikany. Ujawniono nie tylko spadek stężenia testosteronu w towarzystwie kochanki przyjaciela. Analizy wskazały, że u dojrzewających chłopców i dorosłych mężczyzn poziom tego hormonu rósł podczas starcia z obcymi (przy walce z przyjaciółmi nie zaobserwowano zaś takiego zjawiska), a stężenia testosteronu i kortyzolu przed rywalizacją były negatywnie powiązane z siłą więzów koalicyjnych.
  3. Technika szczelinowania hydraulicznego, wykorzystywana podczas wydobycia gazu łupkowego, wymaga użycia olbrzymich ilości wody. Tymczasem jedne z najbogatszych złóż gazu znajdują się w bardzo suchych regionach globu, gdzie dostęp do wody jest niezwykle ograniczony. Taką sytuację mamy np. w Chinach. Państwo Środka może posiadać nawet 50% więcej gazu łupkowego niż Stany Zjednoczone, w których gaz ten już zmienił krajobraz energetyczny kraju. Jedne z największych chińskich złóż znajdują się pod liczącą sobie niemal 340 000 kilometrów kwadratowych pustynią Takla Makan. Istnieje jednak rozwiązanie pozwalające na wydobycie gazu łupkowego bez wody. W jej miejsce można użyć dwutlenku węgla. Taka metoda jest już wykorzystywana w stanie Wyoming, gdzie istnieją instalacje rozprowadzające CO2. Najprawdopodobniej opłacalna będzie rozbudowa tych instalacji. Specjaliści zwracają jednak uwagę, że do większości miejsc nie będzie się opłacało budować rurociągów z CO2. Chyba, że rządy będą nakładały na emitentów dwutlenku węgla coraz wyższe opłaty. Wówczas będzie im się opłacało przechwytywać gaz i sprzedawać go firmom zajmującym się szczelinowaniem hydraulicznym. Wykorzystanie gazu w miejsce wody ma sporo zalet. Nie tylko nie marnujemy cennej wody, ale również nie produkujemy olbrzymiej ilości ścieków. Ponadto podczas szczelinowania hydraulicznego z użyciem wody około połowy płynu pozostaje w skałach, co może blokować przepływ gazu, zmniejszając jego produkcję. Jeśli zaś do szczelinowania użyjemy CO2, większość tego gazu wraca do studni, gdzie można go przechwycić i użyć ponownie. Nie blokuje on więc drogi gazowi naturalnemu, nie zmniejsza wydajności odwiertu. Niektóre badania sugerują także, że CO2 lepiej kruszy skały, zatem łatwiej jest dzięki niemu pozyskiwać gaz. Jest i kolejna zaleta. Gdy używane jest woda, znaczna część gazu pozostaje w złożu. Tymczasem CO2 ma większe powinowactwo do łupków niż gaz w nich występujący, więc łatwo go wypiera. W końcu, gdy z danego złoża wydobędziemy cały gaz, możemy wtłoczyć weń CO2 i zapieczętować studnię, pozbywając się w ten sposób gazu cieplarnianego. Oczywiście CO2 ma też wady. Jest znacznie bardziej ściśliwy od wody, trudniej zatem uzyskać odpowiednie ciśnienie potrzebne do rozsadzenia skał. Ponadto po wydobyciu trzeba go oddzielić od gazu naturalnego, co zwiększa koszty produkcji. Prawdopodobnie też nigdy nie będzie opłacalne budowanie instalacji z CO2 prowadzącej do każdego odwiertu. Gaz trzeba będzie zatem wozić ciężarówkami, a będzie ich potrzeba więcej niż do przewozu wody. To zwiększy koszty, hałas, zanieczyszczenie i zniszczenia nawierzchni drogowej.
  4. Rzymskie mauzoleum zbudowane pod stromym klifem w Pinarze w Licji zostało częściowo zniszczone przez trzęsienie ziemi. Naukowcy z Uniwersytetu w Kolonii doszli do tego wniosku, analizując przesunięcia kamiennych bloków i dachu naczółkowego. Klaus-G. Hinzen sugeruje, że badając w ten sam sposób inne starożytne ruiny, można rzucić nieco światła na historię trzęsień ziemi w rejonie. Wg Niemca, pozwoliłoby to ulepszyć istniejące modele sejsmologiczne. Większość bloków mauzoleum znacznie się przesunęła, brakuje też frontowych kolumn. Choć już wcześniej podejrzewano, że grobowiec ucierpiał w wyniku trzęsienia ziemi, naukowcy nie mogli wykluczyć, że konstrukcję zniszczyły skały odpadające od pochówków zlokalizowanych w wyższych rejonach klifu. Aby rozwiązać tę zagadkę, akademicy zeskanowali grobowiec za pomocą lasera (7-krotnie na zewnątrz i 2 razy od środka). Zebrali w ten sposób dane z 90 mln punktów, a następnie stworzyli trójwymiarowy model i przeprowadzili kilka symulacji. Czasem praca zespołu bardziej przypominała ogrodnictwo niż geofizykę. Aby umożliwić przyrządom pracę, trzeba było bowiem wyrwać wszystkie rośliny. Bazując na modelu 3D i przykładach podobnych struktur, akademicy odtworzyli wirtualne mauzoleum ze 180 kamiennych bloków. Wzorzec przesunięć wskazywał, że nie mogły one raczej powstać pod wpływem bombardowania skałami z klifu. Zamiast tego stopień uszkodzenia sugerował, że grobowiec ucierpiał w wyniku trzęsienia ziemi o sile 6,3 st. w skali Richtera. Hinzen i inni wskazali również na inne ślady silnej aktywności sejsmicznej w Pinarze, przede wszystkim na wyniesioną krawędź amfiteatru. Wydaje się, że przemieszczenie stanowi skutek procesów przebiegających wzdłuż uskoku tektonicznego. Choć w podsumowaniu wcześniejszych badań ekipy Hinzena z 2010 r. stwierdzano, że prawdopodobną przyczyną rotacji dużego sarkofagu z Pinary było ludzkie działanie (detonacja w czasie próby obrabowania), wyniki najnowszego studium sugerują, że różne zniszczenia w obrębie starożytnego miasta powinno się raczej przypisywać lokalnym trzęsieniom ziemi.
  5. Eksperci ds. bezpieczeństwa, zeznający przed podkomitetem Izby Reprezentantów stwierdzili, że dla USA większym zagrożeniem są cyberataki ze strony Iranu, niż ze strony Chin czy Rosji. Różnica pomiędzy atakami przeprowadzanymi przez te kraje polega bowiem na celach i motywacji. Chiny i Rosja są motywowane przede wszystkim względami ekonomicznymi. Moskwę i Pekin interesuje kradzież własności intelektualnej. Oczywiście stanowi to poważne zmartwienie dla rządu i biznesu, jednak nie stawarza tak dużego zagrożenia, jak agresywne ataki ze strony Iranu czy Korei Północnej. Te kraje zainteresowane są przede wszystkim doprowadzeniem do awarii w pracy krytycznej infrastruktury kraju. Iran to ilościowo inny gracz na scenie cyberataków. Chiny i Rosja są skupione przede wszystkim na cyberkradzieżach i cyberszpiegostwie. Iran nie. Iran ma małe możliwości cyberszpiegowskie. Iran buduje infrastrukturę odwetową, tworzoną wokół swojej własnej wizji toczącego się pomiędzy nim a Zachodem konfliktu wokół irańskich prób stworzenia broni atomowej - wyjaśnia Ilan Berman, wiceprezes American Foreign Policy Council. Ponadto, jak zauważył ekspert, relacje pomiędzy USA a Iranem są bardzo niestabilne w porównaniu ze stosunkami amerykańsko-chińskimi czy amerykańsko-rosyjskimi. Te kraje utrzymują z USA normalne stosunki dyplomatyczne. Iran ich nie ma. Berman i inni specjaliści opisali Chiny i Rosję jako przewidywalnych i racjonalnych graczy w cyberprzestrzeni. Nawet jeśli ich rządy są zamieszane w ataki na amerykańską infrastrukturę, to ich działania mają inną naturę niż działania krajów, które postawiły się poza społecznością międzynarodową. Berman powiedział, że mimo iż USA nie czują się komfortowo, gdy są atakowane przez Chiny czy Rosję, to działanie tych krajów jest zrozumiałe i można je przewidzieć. Działania Iranu i, coraz częściej, Korei Północnej, są natomiast niezrozumiałe. Ekspert zauważa, że z jednej strony działania Iranu i Korei Północnej powodują, że kraje te znajdują się pod coraz większym naciskiem międzynarodowym, a z drugiej - nacisk ten sprawia, iż zachowują się nieprzewidywalnie. Fakt, że Iran ma mniejsze możliwości niż Chiny czy Rosja, nie powinien nikogo uspokajać. Obecnie za niewielką kwotę można wynająć duży botnet, którego atak mógłby być bardzo bolesny np. dla firmy, której przychody zależą od stałej dostepności w internecie.
  6. Toxotes chatareus, słodkowodna ryba z rodziny strzelczykowatych, przeszła na Uniwersytecie Bristolskim badanie ostrości wzroku. Biolodzy chcieli w ten sposób sprawdzić, w jaki sposób myśliwemu udaje się strącić strumieniem wody drobne owady, które w dodatku znajdują się naprawdę daleko od niego. Zespół dr. Shelby'ego Temple'a posłużył się zmodyfikowaną wersją pierścienia Edmunda Landolta (ang. Landolt C test). Pierścień pomysłu szwajcarskiego oftalmologa ma wycięcie, przez co przypomina literę C. Przerwa może się znajdować w różnych pozycjach. Zadanie badanego polega na jej wskazaniu. Wielkości optotypu i wycięcia stopniowo się zmniejszają, a test zostaje przerwany po osiągnięciu określonego wskaźnika błędów. Na początku ryby uczono plucia na literę O lub C (nagrodą był smaczny kąsek). Później jednocześnie demonstrowano oba znaki i nagrywano, gdzie zwierzęta skierowały strumień wody. Wielkość liter stopniowo zmniejszano. Wyniki testów behawioralnych porównano z ostrością wzroku przewidywaną na podstawie zagęszczenia fotoreceptorów siatkówki. Wyniki pokazały, że T. chatareus ma jedną z największych rozdzielczości oka wśród ryb słodkowodnych. W częściach siatkówki, które zbierają bodźce z góry i przodu, czyli z okolic, gdzie zazwyczaj znajduje się owad, wynosi ona mniej więcej 3,5 stopnia na cykl (ang. cycles per degree, cpd). Dla porównania: u ssaków wodnych (fok czy waleni) waha się ona w zakresie od 3,5 do 5,5 cpd, a u rekordzisty orła australijskiego (Aquila audax) sięga nawet 140 cpd. Wcześniej Shelby zademonstrował, jak rozłożone są barwniki wzrokowe w siatkówce T. chatareus. W dolnej, zanurzonej, części występują substancje umożliwiające postrzeganie świata w brązach, co z grubsza odpowiada kolorowi zamulonej wody. A w rejonach oka namierzających potencjalne kąski występują barwniki odpowiadające za widzenie trójchromatyczne. Gdy doda się do tego wyższą ostrość widzenia tych samych okolic, widać, w jakim stopniu strzelczyki się wyspecjalizowały.
  7. Z podręcznika NATO dotyczącego sposobów reagowania na cyberatak, dowiadujemy się, że aktywiści polityczni dokonujący ataków przeciwko infrastrukturze mogą spotkać się z odpowiedzią w postaci kontrataku informatycznego bądź... fizycznego. Tallinn Manual on the International Law Applicable to Cyber Warfare był tworzony przez 3 lata przez 20 ekspertów ds. konfliktów zbrojnych. Pułkownik Kirby Abbott z Kanady stwierdził, że to najważniejszy dokument dotyczącycy praw cyberwojny. Będzie niezwykle użyteczny. Dokument mówi o proporcjonalnej odpowiedzi, zezwala na kontrataki na cywili, ale generalnie nie pozwala atakować obiektów cywilnych. Podręcznik sugeruje, że osoba atakująca np. elektrownię atomową czy szpital, może zostać uznana za terrorystę. Z kolei zasada proporcjonalnej odpowiedzi pozwala się domyślać, że jeśli atakujący doprowadzi do czyjejś śmierci, sam może stać się celem fizycznego ataku. W dokumencie tak zdefiniowano "haktywistów" (hakerów-aktywistów): To prywatna osoba, która z własnej inicjatywy angażuje się we włamania z powodów ideologicznych, politycznych, religijnych lub patriotycznych. Dotychczasowe działania Anonimowych i innych podobnych grup nie spowodowały ani znaczących zniszczeń w infrastrukturze, ani nie zakończyły się niczyją śmiercią. To oznacza, że na takie działania NATO może odpowiedzieć jedynie własnym cyberatakiem. Jeśli jednak w przyszłości ktoś zginie wskutek cyberataku, NATO będzie mogło odpowiedzieć atakiem fizycznym. Może mieć to miejsce nawet w USA. Administracja prezydenta Obamy nie wyklucza bowiem możliwości użycia dronów do zabijania obywateli USA znajdujących się na terenie kraju. Opisane zasady to jedynie wytyczne, które nie są uznawane za prawo. NATO może je jedynie zalecać krajom członkowskim, ale nie może wymagać ich stosowania. Różne kraje NATO w różny sposób interpretują przepisy dotyczące prowadzenia działan wojennych. Szczególnie dotyczy to cyberwojny.
  8. W odczytanym właśnie tekście koptyjskim pochodzącym sprzed około 1200 lat znajdujemy niezwykle ciekawy opis ostatnich dni Jezusa, opowiadający historię, jaka nie pojawia się w żadnych innych apokryfach. Autor tekstu opisuje wspólny obiad, jaki przed ukrzyżowaniem mieli spożyć Poncjusz Piłat i Jezus. W czasie tego obiadu rzymski urzędnik zaoferował, że poświęci własnego syna w miejsce Chrystusa. Dowiadujemy się też, dlaczego Judasz zdradził Jezusa poprzez złożenie na jego policzku pocałunku. Otóż Syn Boży miał możliwość zmieniania kształtów, zatem przy aresztowaniu musiał pomóc ktoś, kto go dobrze znał i potrafił zidentyfikować. Samo aresztowanie miało miejsce we wtorek wieczorem, a nie, jak głosi tradycja ewangeliczna, w czwartek wieczorem. Nowo odcyfrowany apokryf badał Roelof van den Broek z Uniwersytetu w Utrechcie, który opublikował tekst tłumaczenia w książce "Pseudo-Cyryl z Jerozolimy na temat życia i męczeństwa Jezusa". Obecnie znamy dwie kopie tego apokryfu. Jedna z znajduje się w Morgan Library and Museum w Nowym Jorku, a druga jest przechowywana w muzeum University of Pennsylvania. Większa część tłumaczenia pochodzi z tekstu z Nowego Jorku, gdyż egzemplarz z Pennsylvanii jest w dużej mierze nieczytelny. Bez zbędnej zwłoki Piłat nakrył do stołu i zjadł z Jezusem piątego dnia tygodnia. A Jezus pobłogosławił Piłata i cały dom jego - czytamy w tekście. Z dalszej części dowiadujemy się, że Piłat powiedział Jezusowi: zobacz zatem, noc przyszła i odeszła, a gdy nadejdzie ranek i oni oskarżą mnie z Twojego powodu, oddam im mojego jedynego syna, by mogli go zabić zamiast Ciebie. Jezus pociesza Piłata: Och, Piłacie, jesteś wart wielkiej łaski, gdyż okazałeś mi hojność. Dowiadujemy się również, że Jesus wyjaśnił Piłatowi, iż mógłby uciec, gdyby tylko chciał. Wtedy Piłat spojrzał na niego, a Jezus opuścił ciało. Nie widział go przez długi czas - czytamy w apokryfie. Jak wyjaśnia van den Broek, w kościele koptyjskim Piłat jest uważany za świętego, stąd też nie może dziwić, że apokryf przedstawia go w pozytywnym świetle. Tekst wyjaśnia też znaczenie pocałunku Judasza. Wtedy Żydzi powiedzieli Judaszowi: jak mamy go aresztować, skoro nie ma jednego kształtu ale zmienia wygląd. Czasem jest rumiany, czasem biały, czasem ma rude włosy, czasem jak zboże, czasem jest blady jak asceta, czasem młody, czasem stary. Wtedy Judasz sugeruje, że podczas aresztowania pocałuje Jezusa, jednoznacznie go identyfikując. Takie wyjaśnienie pocałunku Judasza znajdujemy po raz pierwszy u Orygenesa - wyjaśnia van den Broek. W Contra Celsum Orygenes pisze, że Jezus nie ujawniał się wszystkim w takiej samej postaci. Wspomniany apokryf jest napisany w imieniu świętego Cyryla z Jerozolimy, którzy żył w IV wieku. Podobno zawiera on kazania, które święty wygłaszał podczas Świąt Wielkanocnych. Van den Broek przypomina jednak, że autorzy wielu znanych tekstów twierdzą, iż przytaczają homilie świętego Cyryla. Najprawdopodobniej jednak twierdzenia te nie są prawdziwe. Autor tekstu, chcąc dodać mu wiarygodności wspomina na początku: Słuchajcie mnie, dzieci i pozwólcie sobie opowiedzieć coś, co znaleźliśmy spisane w domu Marii. Zdaniem van den Broeka jest mało prawdopodobne, by autor opierał się na jakichś wiarygodnych pismach. Deklaracje, wskazujące na kanoniczne pochodzenie tekstów są częste w pismach koptyjskich. Autorzy często powołują się na rzekome dokumenty Apostołów, chcąc dodać sobie wiarygodności. Uczonego najbardziej zaskoczył fakt, że Pseudo-Cyryl przesunął obecną w tekstach apostolskich datę Ostatniej Wieczerzy i aresztowania Jezusa. We wspomnianym apokryfie rolę Ostatniej Wieczerzy pełni obiad, jaki zjedli Piłat z Jezusem. Ma on miejsce po aresztowaniu i skazaniu Jezusa. Około 1200 lat temu tekst z Nowego Jorku znajdował się w bibliotece klasztoru Michała Archanioła w pobliżu dzisiejszego miasta al-Hamuli w Egipcie. Z tekstu dowiadujemy się, że był on podarunkiem od arcykapłana ojca Pawła. Klasztor przestał działać na początku X wieku. Manuskrypt znaleźli w 1910 roku rolnicy, kopiący w poszukiwaniu nawozu. W grudniu 1911 wraz z 55 innymi koptyjskimi tekstami z al-Hamuli kupił go amerykański finansista J.P. Morgan. Później jego kolekcja została podarowana dzisiejszemu Morgan Library and Museum. Roelof van den Broek wyjaśnia, że kanoniczna wersja Biblii była znana na terenie Egiptu w IV/V wieku. Jednak krążyło wówczas bardzo wiele apokryfów, w które wierzyli nawet mnisi. Szczególnie ci słabiej wykształceni. Jednak, jak uważa uczony, także i dobrze wykształceni duchowni mogli wierzyć w niektóre wydarzenia opisane w apokryfach. Ludzie w tamtym czasie, nawet dobrze wykształceni, nie mieli krytycznego podejścia do historii. Cuda były przecież możliwe, więc dlaczego mieliby nie wierzyć opisanej tutaj starej historii.
  9. Na północy Tajlandii odkryto olbrzymie skrzemieniałe drzewa ze środkowego plejstocenu. Najdłuższy z kloców mierzył ok. 72 m (72,2 m). Analiza morfologiczna sylwetki wykazała, że w wilgotnym lesie deszczowym rośliny te mogły pokonywać barierę 100 metrów wysokości. Ponieważ w pobliżu znaleziono narzędzia otoczakowe, najwyraźniej tropikalny gąszcz nie stanowił dla populacji Homo erectus nieprzeniknionej bariery ekologicznej. Wbrew pozorom, najbliższych współczesnych krewnych drzew sprzed 800 tys. lat nie należy wcale szukać wśród eukaliptusów czy sekwoi, naukowcy wskazują bowiem na powiązana z fasolą Koompassia elegans. Co istotne, dziś w Tajlandii nie ma już tak okazałych drzew. O ile wiem, tytuł rekordzisty należy do wysokiego na 58 m okazu Anisoptera costata - twierdzi główny autor studium, Marc Philippe z Université Lyon I. Osady, w których znaleziono fosylia, sugerują, że drzewa wyrosły na styku lasu deszczowego i równiny. Francuz podkreśla, że nie należy się sugerować obecnym położeniem tego rejonu nad poziomem morza (170 m). Nie da się przecież wykluczyć, że po przewróceniu drzew doszło do jego wypiętrzenia. Proces, który zakończył się publikacją wyników w periodyku Quaternary Science Reviews, rozpoczął się przed dekadą, gdy mieszkaniec pewnej wioski z prowincji Tak znalazł w rezerwacie fragment skrzemieniałego pnia. Poinformował o tym władze parku oraz Wydział Ochrony Roślin i Dzikiej Przyrody. Podczas późniejszych badań odkopano odcinek o długości 21 m, a ponieważ całości nie było nadal widać, naukowcy postanowili się wspomóc georadarem. Do dziś wydobyto 7 z 9 pni (większość w 2005 r.). W 2006 r. park przemianowano na Park Skrzemieniałego Lasu. W wyniku przeprowadzonych prac odsłoniono najdłuższy kawałek skrzemieniałego drewna, z jakim dotąd spotkali się paleontolodzy.
  10. Informacje o Windows Blue doczekały się, pośredniego, potwierdzenia ze strony Microsoftu. Do sieci wyciekł materiał wideo z wewnętrznej konferencji Microsoftu. Widzimy na nim pracowników koncernu, który mówią o nowej wersji Windows i wymieniają nazwę Blue. Duża część klipu poświęcona jest prezentacji narzędzia Windows Fresh Paint. Prowadząca ją Charlotte Pereira, odpowiedzialna za rozwój narzędzia, wyraźnie wspomina, że zostało ono stworzone dla Blue. W konferencji bierze też udział Eric Rudder, piastujący w Microsofcie stanowisko Chief Technical Strategy. Wspomina, że Blue będzie jeszcze bardziej skoncentrowany wokół sterowania dotykiem. Nie ujawił przy tym żadnych szczegółów, niewykluczone jednak, że pojawi się więcej możliwości kontrolowania Windows za pomocą dotyku.
  11. Już za dwa tygodnie NASA na cały miesiąc przerwie wysyłanie komend do łazika Curiosity. Agencja wyjaśnia, dlaczego tak się dzieje i co w tym czasie będzie robił Curiosity. Co 26 miesięcy dochodzi do koniunkcji Marsa i Słońca. Oznacza to, że z perspektywy Ziemi Mars przechodzi niemal dokładnie za naszą gwiazdą. W tym czasie NASA przestanie wysyłać komendy do Curiosity w obawie, że mogą one zostać zakłócone przez Słońce i dojdzie do awarii łazika. Komunikacja z Marsa również zostanie ograniczona. Każda koniunkcja jest inna. Różna może być bowiem odległośc pomiędzy Słońcem a Marsem, różny etap aktywności Słońca. To szósta koniunkcja w historii Odysseya - mówia Chris Potts, odpowiedzialny za misję Mars Odyssey, która trwa od 2001 roku. Mamy duże doświadczenie z koniunkcjami, chociaż każda z nich jest nieco inna - dodaje. Podczas tegorocznej koniunkcji kąt pomiędzy Marsem a Słońcem 17 kwietnia wyniesie zaledwie 0,4 stopnia. Słońce znajduje się w bardziej aktywnym okresie swojego cyklu niż podczas koniunkcji w 2011 roku, ale obecny cykl jest dość spokojny. Największa różnica jest taka, że teraz na Marsie mamy Curiosity - mówi Potts. Warto też przypomnieć, że na Czerwonej Planecie od 2004 roku pracuje również łazik Opportunity. Cała komunikacja pomiędzy łazikami a Ziemią odbywa się za pośrednictwem pojazdów Odyssey i Mars Reconnaissance Orbiter. Oba orbitery prowadzą też własne badania Marsa. Transmisja z Ziemi do orbiterów jest przerywana, gdy kąt pomiędzy Słońcem a Marsem wynosi mniej niż 2 stopnie. W bieżącym roku będzie to miało miejsce pomiędzy 9 a 26 kwietnia. Na wszelki wypadek dzień przed i po NASA również nie będzie wysyłała komend. To jednak nie oznacza, że na Marsie będzie spokój. Oba orbitery będą kontynuowały - w ograniczonym zakresie - swoje badania, będą też odbierały i zapisywały dane z łazików. Odyssey będzie wysyłał dane na Ziemię, jednak NASA spodziewa się zakłóceń, dlatego też po zakończeniu koniunkcji informacje zapisane przez orbiter zostaną ponownie przesłane. Z kolei Mars Reconnaissance Orbiter, który przewiózł na Marsa Curiosity, od 4 kwietnia będzie tylko zapisywał dane. Nie będzie ich wysyłał. W tym czasie powinien pozyskać około 40 gigabitów informacji z własnych instrumentów i 12 gigabitów z Curiosity. Dane te zostaną wysłane na Ziemię około 1 maja. Łazik Opportunity, dla którego będzie to piąta koniunkcja, nie będzie otrzymywał żadnych komend z Ziemi od 9 do 26 kwietnia. Będzie jednak wykonywał zadania, które zostaną mu zlecone z wielodniowym wyprzedzeniem. Właśnie przygotowujemy dodatkowe zadania, by zaplanować trzytygodniową pracę Opportunity, którą wykona podczas koniunkcji - wyjaśnia menedżer misji Alfonso Herrera. W czasie koniunkcji Opportunity nie będzie się przemieszczał. Na miejscu pozostanie też Curiosity. Również i on będzie prowadził badania., ale od 4 kwietnia do 1 maja nie otrzyma żadnych komend. NASA będzie jednak czuwała nad łazikiem. Curiosity będzie codziennie wysyłał bezpośrednio na Ziemię sygnał, świadczący o tym, że jest aktywny. Drugi taki sygnał będzie wysyłany za pośrednictwem pojazdu Odyssey.
  12. Żarłacze białe (Carcharodon carcharias) jedzą 3-4-krotnie więcej pokarmu niż dotąd sądzono. Amerykańskie badanie z lat 80. sugerowało, że posiłek złożony z 30 kg ssaczego tłuszczu powinien zaspokoić głód tonowego żarłacza na ponad 6 tygodni, tymczasem najnowsze studium biologów z Uniwersytetu Tasmańskiego, Uniwersytetu Nowej Południowej Walii czy CSIRO wykazało, że 30 kg wystarcza na zaledwie 2 tyg. (12-15 dni). Potrzeby energetyczne dużych dzikich rekinów są słabo udokumentowane [...]. Badania dotyczące interakcji rekinów z ekosystemem mają duże znaczenie, ponieważ wielu gatunkom tych ryb zagraża gospodarka rabunkowa. Podatność na nadmierne odławianie można wyjaśnić cyklem życiowym: długowiecznością, późnym rozpoczęciem rozmnażania i niewielką liczbą młodych. W naszym eksperymencie wykorzystano wskaźnik metabolizmu, wyliczany w oparciu o szacunki prędkości pływania - wyjaśnia dr Jayson Semmens. Naukowcy oznakowali 12 żarłaczy z okolic Neptune Islands. Gdy wykalkulowano, jak szybko ryby pływały, Semmens stwierdził, że by uzyskać taką ilość energii, powinny one co 3 dni zjadać młodą fokę. Amerykańscy koledzy po fachu najwyraźniej nie schwytali aktywnego fizycznie rekina. W tamtym okresie była to nowa dziedzina badań. Wykonano podobną analizę metaboliczną, ale tylko na jednym osobniku. W pobliżu foczej kolonii, a tam pracowaliśmy, żarłacze bardzo się starają. By schwytać ofiarę, rozwijają naprawdę duże prędkości. Ocena potrzeb energetycznych zwierząt, a zwłaszcza drapieżników ze szczytu drabiny pokarmowej, w ich naturalnym środowisku pozwala uzyskać informacje niezbędne dla zrozumienia tak ekosystemu, jak i fizjologii/zachowania poszczególnych gatunków. Ponieważ wykazano, że żarłacze jedzą więcej niż sądzono, wyeliminowanie ich z oceanu pociąga za sobą poważniejsze skutki środowiskowe.
  13. Wybitny matematyk, pionier informatyki Alan Turing nie trafi na nowe brytyjskie banknoty. Kandydaturę Turinga poparło zbyt mało osób. O tym, że Turing może znaleźć się na 10-funtowym banknocie serii F informowaliśmy w ubiegłym roku. Druk tej serii rozpoczął się w 2007 roku, wraz z wypuszczeniem do obiegu 20-funtowego banknotu z portretem Adama Smitha, twórcy współczesnej ekonomii i liberalizmu. Bank of England od 1970 roku honoruje sławnych ludzi umieszczając ich podobizny na banknotach. Kandydatury takich osób mogą zgłaszać obywatele. Przygotowywana jest odpowiednia petycja, a gdy zyska ona poparcie 100 000 osób, kandydatura jest rozważana przez parlamentarny Backenbench Business Committee. Niestety, kandydatura Turinga zyskała jedynie 27 000 podpisów. Na liście [PDF] potencjalnych kandydatów znajduje się około 160 nazwisk. Znajdziemy tam Williama Shakespeare'a, Rogera Bacona, Francisa Drake'a, Johna Cleese'a, Jane Austen, admirała Nelsona, Davida Beckhama czy Robbiego Williamsa.
  14. Ceny produkcji sztucznego szafiru spadły tak bardzo, że materiał ten może już wkrótce zastąpić szkło w smartfonach. Obecnie szafir jest wykorzystywany np. do produkcji okien w transporterach opancerzonych. Szafirowy wyświetlacz byłby niezwykle wytrzymały. Niewykluczone, że nie zarysowałby się nawet po mocnym uderzeniu w beton. Szafir, krytaliczna forma tlenku glinu, to jeden z najtwardszych minerałów. W 10-stopniowej skali Mohsa jego twardość wynosi 9. Twardszy jest tylko diament. Oczywiście trudno przypuszczać, by sztuczny szafir był tańszy w produkcji np. od Gorilla Glass, produkowanego przez Corning szkła chroniącego m.in. iPhone'y. Obecnie wyświetlacz z Gorilla Glass kosztuje poniżej 3 USD, a identyczny wyświetlacz szafirowy kosztowałby około 30 dolarów. Jednak na rynku panuje tak duża konkurencja, że w ciągu najbliższych lat cena szafirowego wyświetlacza może spaść poniżej 20 dolarów. Zdaniem Erica Vireya, analityka z Yole Developpement, taka cena w połaczeniu z wysoką odpornością szafiru może spowodować, że materiał ten stanie się konkurencją dla szkła na rynku elektroniki użytkowej. Szafir jest trzykrotnie bardziej wytrzymały i trzykrotnie bardziej odporny na zarysowania niż Gorilla Glass. Już obecnie aparat w iPhone 5 jest chroniony szafirem. Virey twierdzi, że wszyscy główni producenci smartfonów zaczęli rozważać wykorzystanie szafiru. Jestem pewien, że ktoś zaryzykuje i jeszcze w 2013 roku wykorzysta szafir w highendowym smartfonie - mówi analityk. Firma GT Advanced Technologies już pracuje nad technologią pozwalającą na produkowanie warstw szafiru cieńszych od ludzkiego włosa. Taką warstwę można by nałożyć na tańszy przezroczysty materiał, uzyskując w ten sposób wiele z zalet szafiru, a jednocześnie nie podnosząc zbytnio ceny samego urządzenia. GT wykorzystuje też strategię, która od lat jest używana do stopniowego obniżania kosztów produkcji ogniw słonecznych. Mowa tutaj o odpowiedniej konstrukcji pieca. Sztuczny szafir wytwarzany jest w specjalnych piecach, w których tlenek aluminium jest rozpuszczany, a później powoli stygnie, tworząc wielkie kryształy. Z tych kryształów za pomocą diamentowej piły wycina się odpowiednie warstwy szafiru. GT pracuje nad takim projektem pieca, który może być tanim kosztem rozbudowywany. Dzięki temu, w miarę jak technologia będzie udoskonalana, producent kryształów będzie mógł uzyskiwać w piecu coraz większe kryształy, nie narażając się na zbyt duże koszty związane z przeróbkami samego urządzenia. Przedstawiciele GT twierdzą, że z czasem szafir będzie jedynie 3- lub 4-krotnie droższy od Gorilla Glass.
  15. Na plaży w mieście portowym Coronel w Chile znaleziono tysiące martwych krewetek i krabów. Rybacy obwiniają lokalne elektrownie Bocamina 1 i 2 oraz Colbun, które wykorzystują wodę morską jako chłodziwo. Zaangażowani do śledztwa eksperci mają zbadać różne parametry zatoki, m.in. temperaturę i poziom tlenu. Mam 69 lat i zacząłem łowić jako 9-latek, ale nigdy nie widziałem katastrofy na taką skalę - podkreśla Gregorio Ortega. Wg rzecznika, policja zbiera wszelkie możliwe dowody, by sprawdzić, czy popełniono przestępstwo przeciwko środowisku. Podczas gdy jedni wyjaśniają pomór zanieczyszczeniem, inni wskazują na El Niño. Wszyscy jednak obawiają się tego samego - utraty źródła utrzymania.
  16. Obawiając się uszkodzenia ponad 100-letniego budynku przez poziom hałasu, londyńskie Muzeum Wiktorii i Alberta (V&A) odwołało eksperymentalny koncert zespołu Napalm Death. Keith Harrison z V&A rozmawiał z członkami grupy o 3 ceramicznych systemach dźwiękowych, które rozpadałyby się pod wpływem natężenia dźwięku, lecz dyrekcja orzekła ostatnio, że zaplanowane na piątek wydarzenie nie dojdzie do skutku. Jak oświadczył rzecznik prasowy instytucji, inspekcja wykazała, że natężenie dźwięków mogłoby zniszczyć nie tylko rzeźby, ale i konstrukcję odremontowanej Galerii Europejskiej. Tworząc systemy dźwiękowe do koncertu pt. Bustleholm, Harrison korzystał z kafli z młyna Bustleholm z miasta West Bromwich, w którym dorastał (ponieważ w ciałach stałych falę akustyczną tworzy zmiana naprężenia, przekroczenie dopuszczalnych wartości powinno doprowadzić do efektownego pękania elementów ceramicznych). Warto dodać, że wokaliście Napalm Death Markowi Greenwayowi bardzo podobała się idea niszczenia i zmieniania czegoś dźwiękiem.
  17. Szef NASA Charles Bolden, pytany przez przedstawicieli Izby Reprezentantów, co USA mogą zrobić, gdyby asteroida podobna do tej, która ostatnio spadła w Rosji leciała w kierunku Nowego Jorku, odpowiedział: "Modlić się". Ani Stany Zjednoczone, ani żaden inny kraj nie jest obecnie w stanie wystarczająco wcześnie odkryć małych obiektów. Jak mówi Donald Yeomans, dyrektor Biura programu ds. obiektów bliskich Ziemi (Near-Earth Object Program Office) mielibyśmy olbrzymie szczęście, gdybyśmy tego typu meteoryt zauważyli na trzy tygodnie przed uderzeniem w Ziemię. Żaden kraj nie posiada urządzeń pozwalających na wykrywanie małych obiektów. Yeomans powiedział, że takim urządzeniem mógłby być umieszczony w przestrzeni kosmicznej teleskop działający na podczerwień. Byłby w stanie zauważyć małe obiekty i nie oślepiałoby go Słońce. Stworzenie odpowiedniego urządzenia i wyniesienie go na orbitę kosztowałoby kilkaset milionów dolarów. Rosjanie mieli olbrzymie szczęście. Gdyby meteoryt przetrwał kilka sekund dłużej, uderzyłby w ziemię z siłą około 20 bomb atomowych zrzuconych na Hiroszimę. Obiektu nikt wcześniej nie zauważył. Przesłuchiwany przez Izbę Reprezentantów generał William Shelton, dowódca U.S Air Force Space Command przyznał, że USA nie miały o niczym pojęcia. Jednak nawet wcześniejsze ostrzeżenie nie na wiele by się zdały. Obecnie podstawowa trudność tkwi we wczesnym zauważeniu nadlatującego obiektu. W ramach projektu ATLAS (Asteroid Terrestial-Impact Last Alert System) Stany Zjednoczone tworzą system ostrzegawczy składający się z ośmiu naziemnych teleskopów. Ma on zostać uruchomiony przed końcem 2015 roku. System będzie w stanie z 1-tygodniowym wyprzedzeniem zauważyć asteroidę o średnicy 45 metrów, a z 3-tygodniowym - obiekt o średnicy 137 metrów. Uderzenie takiego meteorytu w duże miasto doprowadziłoby do gigantycznych zniszczeń. Dzięki ATLASowi możliwa będzie ewakuacja ludności i ocalenie części infrastruktury. System nie zapobiegnie uderzeniu. Znacznie lepiej wygląda sytuacja w przypadku wielkich asteroid, takich, które spowodowałyby problemy na skalę globalną. NASA sklasyfikowała i śledzi 95% bliskich obiektów o średnicy większej niż 1 kilometr. Yeomans zapewnia, że w ciągu najbliższych 100 lat żaden z nich nie będzie stanowił zagrożenia. Uderzenie w Ziemię tak wielkiego meteorytu miałoby katastrofalne skutki. Prawdopodobnie cywilizacja by przetrwała, ale nie w takiej formie, jak obecnie - mówi Yeomans. Ekspert wyjaśnia, że już teraz dysponujemy technologiami, które umożliwiłyby uchronienie Ziemi przed tego typu zagrożeniem. Rozbicie o powierzchnię obiektu dużego pojazdu pozwoliłoby na zmianę jego trajektorii. Jednak, jak uważa Yeomans, aby się to udało, konieczne są miliardy dolarów oraz wczesne ostrzeżenie. Musi ono nadejść co najmniej na 10 lat przed obliczonym uderzeniem obiektu w planetę. Dobra wiadomość jest taka, że tak wielki obiekt powinniśmy zauważyć kilkadziesiąt lat wcześniej. Za kilkanaście lat w pobliżu Ziemi przeleci olbrzymia asteroida Apophis. « powrót do artykułu
  18. Przeprowadzając USG w wysokiej rozdzielczości, naukowcy z Australii i Niemiec zauważyli, że płód walabii damy (Macropus eugenii) zaczyna ćwiczyć pełzanie jeszcze w macicy. Przypomnijmy, że po porodzie młode musi przewędrować do torby lęgowej matki. Ponieważ torbacze są bardzo niedojrzałe w momencie narodzin, odkrycie, że 3 dni przed narodzinami wykonują dość skomplikowane, kontrolowane ruchy [wtedy pojawiają się pierwsze machnięcia przednich kończyn], musi wzbudzać zdumienie - podkreśla dr Geoff Shaw z Uniwersytetu w Melbourne. Ciąża walabii damy trwa ok. 26 dni. Większość młodych rodzi się w styczniu. Później gramowe drobiazgi prześlizgują się po sierści matki do nowego domu - bezpiecznej kieszeni. Do 18. dnia ciąży embrion wygląda jak wydrążona kula. Dopiero 5 dni przed porodem komórki tworzą rozpoznawalny płód. U ludzi skoordynowane ruchy kończyn pojawiają się ok. 12. tygodnia ciąży. [by mieć odpowiedni ogląd sytuacji, należy pamiętać, że] rozwojowym odpowiednikiem walabii 3 dni przed narodzinami jest ledwie 5-tygodniowy ludzki płód. Uczeni z Melbourne i Sydney przeprowadzili eksperyment we współpracy z Leibniz-Institut für Zoo- und Wildtierforschung (IZW). Jego celem było zakończenie diapauzy u 20 walabii i obserwacja przebiegu zdarzeń od reaktywacji 100-komórkowej blastocysty po poród. Każdego dnia samicom wykonywano USG. W ten sposób ujawniono nie tylko pełzające wprawki płodów, ale i fakt, że od połowy ciąży w endometrium występowało wyraźne falowanie. Shaw uważa, że zjawisko to sprzyja wymianie gazów i substancji odżywczych. Co ciekawe, u ssaków wyższych (łożyskowych) tego typu ruchy zostają zazwyczaj zahamowane, by nie zakłócać zagnieżdżania. Choć naukowcy przypuszczają, że uzyskane wyniki odnoszą się też do innych torbaczy, może minąć trochę czasu, nim uda się na to zdobyć namacalny dowód. Młode przedstawicieli tego nadrzędu bywają bowiem tak małe, że wcześniej trzeba będzie popracować nad rozdzielczością USG.
  19. Szwajcarzy z École Polytechnique Fédérale de Lausanne (EPFL) połączyli dwa rewolucyjne materiały - grafen i molibdenit - w prototypowy układ pamięci flash. Uczeni z EPFL już przed dwoma laty zwrócili uwagę na niezwykle interesujące właściwości molibdenitu, a kilka miesięcy później zaprezentowali pierwszy układ scalony wykonany z tego materiału. Po molibdenitowym chipie mamy molibdenitową pamięć flash. To znaczący postęp na drodze do wykorzystania tego materiału w elektronice - mówi Andras Kis, dyraktor Laboratorium Struktury i Elektroniki Nanometrowej. Połączyliśmy unikatowe właściwości elektroniczne MoS2 z niezwykłym przewodnictwem grafenu - dodał. Oba wspomniane materiały mają lepsze właściwości elektroniczne niż krzem, z obu można uzyskać jednoatomowe warstwy. Grafen jest świetnym przewodnikiem, a molibdenit - rewelacyjnym półprzewodnikiem. Uzupełniają się wzajemnie, gdyż molibdenit posiada przerwę energetyczną o doskonałej wartości 1,8 eV. Grafen w ogóle nie posiada przerwy. Połączenie obu materiałów pozwala zatem na łatwe włączanie i wyłączanie urządzenia, z którego jest zbudowane. Korzyści to duża oszczędność energii i bardzo szybki transport elektronów. Prototypowy tranzystor polowy składa się z trzech warstw. Środkową tworzy molibdenit, który steruje ruchem elektronów. Poniżej jest grafen wysyłający elektrony. Warstwa najwyższa to również grafen. Jego zadaniem jest przechowywanie ładunku, a zatem przechowywanie danych. Prototyp przechowuje bit danych, tak jak tradycyjna komórka pamięci. Jednak, jako że molibdenit jest cieńszy niż krzem, a zatem bardziej wrażliwy na zmiany ładunku, pozwala na stworzenie znacznie bardziej efektywnego systemu przechowywania danych - dodaje Kis.
  20. Badacze ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Maryland sugerują, że depresja to wynik zaburzenia komunikacji między neuronami. Amerykanie wykazali, że u chorych upośledzeniu ulega przekazywanie sygnałów pobudzających. Zespół doktora Scotta M. Thompsona udokumentował nieznaną wcześniej funkcję serotoniny. Serotonina wzmacnia pobudzające interakcje między rejonami mózgu, które odgrywają istotną rolę w procesach emocjonalnych i poznawczych. Zasadniczo efekty jej interwencji można porównać do głośniejszego mówienia na przyjęciu; neuroprzekaźnik daje gwarancję, że kluczowe konwersacje neuronalne zostaną usłyszane. Uświadomiwszy to sobie, zapytaliśmy, czy opisana właśnie funkcja serotoniny ma jakieś odniesienie do działania leków [przeciwdepresyjnych], np. Prozaku. Autorzy artykułu z Nature Neuroscience skupili się na mózgach myszy i szczurów. Gryzonie wielokrotnie znajdowały się w umiarkowanie stresujących sytuacjach. Po jakimś czasie przestawały się interesować rzeczami, które zwykle sprawiały im przyjemność, np. słodzoną wodą (był to zwierzęcy odpowiednik ludzkiej anhedonii, czyli niemożności odczuwania szczęścia). Porównując komórki przedstawicieli obu grup (eksperymentalnej i kontrolnej), uczeni zauważyli, że choć stres nie miał wpływu na poziom serotoniny w depresyjnym mózgu, połączenia pobudzające inaczej na nią reagowały. Gdy wskutek podawania antydepresantów normalizowało się zachowanie, ustępowały też zmiany na poziomie neuronów. W mózgu z depresją serotonina stara się, jak może, by pogłośnić rozmowę [...], ale jej wysiłki spełzają na niczym. Gdy zespół posłużył się zmodyfikowanymi genetycznie myszami, udowodniono, że by leki zadziałały, serotonina musi wzmacniać połączenia pobudzające. Choć wyniki mają na razie wstępny charakter, wiele wskazuje na to, że w przyszłości, lecząc depresję, psychiatrzy zrezygnują z preparatów podnoszących poziom serotoniny, zastępując je środkami wzmacniającymi połączenia pobudzające.
  21. Założyciele firmy Research in Motion, producenta BlackBerry, stworzyli warty 100 milionów USD fundusz, który chce inwestować w komercyjne zastosowania technologii kwantowych. Mike Lazaridis, były prezes, a obecnie współprzewodniczący zarządu RIM-a poinformował w wywiadzie, że wraz z Dougiem Freginem uruchomili Quantum Valley Investments. Ma on na celu wykorzystywanie w praktyce odkryć dokonywanych na polu technologii kwantowych. Lazaridis od dawna interesuje się fizyką kwantową. Na jej rozwój przeznaczył już ponad 200 milionów dolarów. Pieniądze trafiły do instytutów naukowych w kanadyjskim Waterloo i okolicach, gdzie RIM ma siedzibę. Za pieniądze biznesmena powstały m.in. Perimeter Institute of Theoretical Physics oraz Institute for Quantum Computing na University of Waterloo. Lazaridis podkreśla, że nowo utworzony fundusz nie jest przedsięwzięciem typu venture capital. To nie tak, że ktoś, kto wymyślił coś w swoim garażu, może do nas przyjść i dostać pieniądze - mówi. Dodał przy tym, że Quantum Valley Investmenst podpisał już pierwszą umowę. Początkowo działania funduszu będą skupiały się wokół Waterloo, jednak Lazaridis nie wykluczył, że w przyszłości o finansowanie będą mogli zwracać się też badacze z innych części świata. Firma Research In Motion została założona w 1984 roku przez dwóch przyjaciół z dzieciństwa - Lazaridisa i Fregina. Ten drugi był do 2007 roku wiceprezesem. Później przeszedł na emeryturę.
  22. W niedzielę (17 marca) oczom mieszkańców Balneário Camboriú ukazał się niecodzienny widok. Na przejściu dla pieszych w dzielnicy handlowej pojawiła się bowiem uchatka patagońska (Otaria flavescens). Zwierzę wypełzło z oceanu i przemieszczało się wzdłuż Atlantic Avenue. By nie stała mu się krzywda, strażnicy miejscy i strażacy na 20 min zatrzymali ruch. Starali się też trzymać gapiów na dystans. Po 1,5-godz. akcji ratowniczej polewana w międzyczasie wodą uchatka ponownie znalazła się w swoim żywiole. Biolog z miejscowego Wydziału Ochrony Środowiska twierdzi, że zdezorientowany ssak mógł wyjść na ląd, by odpocząć.
  23. Amerykańske Departament Sprawiedliwości (DoJ) oraz Komisja Giełd (SEC) sprawdzają doniesienia jakoby Microsoft lub jego partnerzy przekupowali urzędników państwowych w Chinach, Rumunii i Włoszech. Microsoft oficjalnie zadeklarował pełną pomoc w śledztwie. Podobnie jak inne wielkie firmy, który działają na całym świecie, czasem otrzymujemy doniesienia o potencjalnym niewłaściwym zachowaniu pracowników bądź partnerów biznesowych. Badamy je niezależnie od źródła tych informacji - stwierdzili przedstawiciele koncernu. W ostatnim numerze The Wall Street Journal ukazała się informacja, że jeden z menedżerów chińskiego oddziału Microsoftu poradził partnerowi firmy, by oferował urzędnikom korzyści osobiste w zamian za podpisanie kontraktów. Pojawiły się też doniesienia, jakoby DoJ i SEC prowadziły od pewnego czasu śledztwo w sprawie partnerów Microsoftu, którzy mieli wręczać łąpówki urzędnikom we Włoszech i Rumunii. Przedstawiciele Microsoftu nie zaprzeczyli ani nie potwierdzili doniesień o rzekomym śledztwie. Stwierdzili jednocześnie, że sam Microsoft jako firma nie angażuje się takie praktyki, jednak nie jest możliwe by całkowicie nadzorować wszystkich 98 000 pracowników koncernu, a tym bardziej, by dopilnować 640 000 partnerów firmy na całym świecie. W przypadku firmy o takich rozmiarach jak nasza tego typu doniesienia pojawiają się od czasu do czasu. Możłiwe jest też, że czasem jakiś pracownik lub partner naruszy naszą politykę i złamie prawo. Nie możemy dać gwarancji, że to się nigdy nie zdarzy - oświadczyło Redmond. Przy okazji przedstawiciele Microsoftu powiedzieli, że takie doniesienia czasem okazują się nieprawdziwe. Przypomnieli, że przed kilkoma dniami pojawiły się doniesienia, jakoby The Wall Street Journal płacił chińskim urzędnikom za ujawnianie informacji. Gazeta oświadczyła wówczas, że doniesienia takie są nieprawdziwe i mogą być zemstą chińskich władz za to, że WSJ pisał o olbrzymich majątkach i niejasnych interesach liderów partii komunistycznej.
  24. Amerykańske Departament Sprawiedliwości (DoJ) oraz Komisja Giełd (SEC) sprawdzają doniesienia jakoby Microsoft lub jego partnerzy przekupowali urzędników państwowych w Chinach, Rumunii i Włoszech. Microsoft oficjalnie zadeklarował pełną pomoc w śledztwie. Podobnie jak inne wielkie firmy, który działają na całym świecie, czasem otrzymujemy doniesienia o potencjalnym niewłaściwym zachowaniu pracowników bądź partnerów biznesowych. Badamy je niezależnie od źródła tych informacji - stwierdzili przedstawiciele koncernu. W ostatnim numerze The Wall Street Journal ukazała się informacja, że jeden z menedżerów chińskiego oddziału Microsoftu poradził partnerowi firmy, by oferował urzędnikom korzyści osobiste w zamian za podpisanie kontraktów. Pojawiły się też doniesienia, jakoby DoJ i SEC prowadziły od pewnego czasu śledztwo w sprawie partnerów Microsoftu, którzy mieli wręczać łąpówki urzędnikom we Włoszech i Rumunii. Przedstawiciele Microsoftu nie zaprzeczyli ani nie potwierdzili doniesień o rzekomym śledztwie. Stwierdzili jednocześnie, że sam Microsoft jako firma nie angażuje się takie praktyki, jednak nie jest możliwe by całkowicie nadzorować wszystkich 98 000 pracowników koncernu, a tym bardziej, by dopilnować 640 000 partnerów firmy na całym świecie. W przypadku firmy o takich rozmiarach jak nasza tego typu doniesienia pojawiają się od czasu do czasu. Możłiwe jest też, że czasem jakiś pracownik lub partner naruszy naszą politykę i złamie prawo. Nie możemy dać gwarancji, że to się nigdy nie zdarzy - oświadczyło Redmond. Przy okazji przedstawiciele Microsoftu powiedzieli, że takie doniesienia czasem okazują się nieprawdziwe. Przypomnieli, że przed kilkoma dniami pojawiły się doniesienia, jakoby The Wall Street Journal płacił chińskim urzędnikom za ujawnianie informacji. Gazeta oświadczyła wówczas, że doniesienia takie są nieprawdziwe i mogą być zemstą chińskich władz za to, że WSJ pisał o olbrzymich majątkach i niejasnych interesach liderów partii komunistycznej.
  25. Spacerując w 2009 r. po plaży w zatoce Atherfield, 9-letnia obecnie Daisy Morris z Whitwell, wsi na wyspie Wight, znalazła sfosylizowane kości. Gdy jej rodzice skonsultowali się ze specjalistą, Martinem Simpsonem z Uniwersytetu w Southampton, okazało się, że to nieznany nauce gatunek pterozaura. Młodą odkrywczynię postanowiono uhonorować, stąd drugi człon nazwy - daisymorrisae. Pierwszy - Vectidraco - tłumaczy się jako smok z wyspy Wight. Paleontolodzy utworzyli dla niewielkiego pterozaura osobny rodzaj. Simpson podkreśla, że linia brzegowa brytyjskiej wyspy ciągle eroduje, więc gdyby nie Daisy, kości zostałyby po prostu wymyte i zniszczone. Artykuł, w którym szczegółowo opisano fragment obręczy miednicy z kręgiem, ukazał się w piśmie PLoS ONE. Można się z niego dowiedzieć, że oszacowanie ogólnych rozmiarów nowego gatunku było trudne, ale porównując holotyp Vectidraco z rekonstrukcją szkieletu tapejary, naukowcy doszli do wniosku, że miał on ok. 350 mm długości i rozpiętość skrzydeł rzędu 750 mm. Szkielet prawie dorosłego osobnika z dolnej kredy trafił do Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Młodziutka adeptka nauki, która zbiera nie tylko kości, ale i zęby, czaszki czy muszle, zapewne złoży mu tam wizytę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...