-
Liczba zawartości
37610 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
246
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Ponieważ ewentualny kaszel byłby bardzo cichy, dotąd nie wiedziano, czy odruch w ogóle występuje u myszy. Naukowcy z College'u Medycznego w Kantonie posłużyli się jednak badaniem czynności płuc (pletyzmografią), które bezsprzecznie wykazało, że gryzonie pokasłują. Zespół uważa, że będzie to można wykorzystać przy testowaniu nowych leków dla ludzi. Chińczycy wystawiali 40 myszy na oddziaływanie mgiełki z kapsaicyny. Poza tym obserwowali ruchy zwierząt i prowadzili podsłuch za pomocą minimikrofonów. Gryzonie węszyły, stukały zębami, drapały się po nosach, słowem - zachowywały się jak na myszy przystało, lecz wśród tych odgłosów na pierwszy plan wybijał się pewien wybuchowy dźwięk. Dokładniejsza analiza wykazała, że mniej więcej w tym samym czasie pojawiały się rzucanie głową, otwieranie pyska i rytmiczne drgania brzucha. Kiedy zwierzętom podano kodeinę, częstotliwość kaszlu spadała. Podobne zjawisko występowało, gdy przed właściwym eksperymentem myszy stykały się z kapsaicyną. Chińczycy twierdzą, że następowało odwrażliwienie. Komentatorzy doniesień z Państwa Środka dodają, że w przyszłości warto by było sprawdzić, czy myszy są zdolne do dobrowolnego kaszlu, bo jego obwody neuronalne mogłyby stanowić bazę dla sieci wykorzystywanych przy komunikacji głosowej.
-
Niebieskobrzuchy nocny wędrowiec (Cyanogaster noctivaga) to ryba odkryta w jednym z najlepiej zbadanych rejonów Amazonii - rzece Rio Negro. Dla nowego przedstawiciela rodziny kąsaczowatych utworzono osobny rodzaj. To dziwne małe stworzenie może się pochwalić ciekawym wzorem, wyeksponowanym na tle przezroczystego ciała - opowiada Ralf Britz, ichtiolog z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Britz brał udział w ekspedycji, zorganizowanej przez Monikę Toledo-Pizę z Uniwersytetu w São Paulo w październiku 2011 r. Zespół widywał C. noctivaga tylko w jednym miejscu Rio Negro, w dodatku wyłącznie nocą. W sieci ryba wyglądała jak szybko przepływająca błękitna strużka. Naukowcy zorientowali się, że zwierzę jest nie tylko rzadkie, ale i bardzo delikatne. Gdy tylko wyjęło się je z sieci, od razu umierało, dlatego by uwiecznić jego naturalny wygląd, trzeba było improwizować. Tuż przy brzegu zainstalowałem akwarium z gotowym do strzału aparatem i lampami błyskowymi. Później wszedłem z George'em [Mattoksem] do rzeki. Gdy przeciągnęliśmy sieć, przeniosłem rybki chochelką, dzięki czemu mogłem wykonać zdjęcia, nie wyjmując ich z wody. Jak podkreśla Britz, największa zbadana C. noctivaga mierzyła 17,4 mm, co oznacza, że nowy takson jest o ok. 7 mm dłuższy od największych przedstawicieli gatunku Paedocypris progenetica [tę słodkowodną rybę z rodziny karpiowatych zalicza się do najmniejszych kręgowców świata]. Wg Brytyjczyka, obie rybki preferują podobne habitaty. Podobnie jak w lasach azjatyckich bagien torfowiskowych, w Rio Negro występują kwasowe ciemne wody. I tu, i tu można znaleźć wiele miniaturowych gatunków. Wody ubogie w składniki mineralne wydają się sprzyjać niewielkim rozmiarom, a C. noctivaga to kolejny przykład ucieleśnienia tej reguły. C. noctivaga ma w szczęce dwa rzędy zębów i charakterystyczne wyłupiaste oczy. Krótko po sporządzeniu opisu holotypu brazylijscy koledzy Britza znaleźli kilka okazów badanej ryby w Muzeum Zoologicznym Uniwersytetu w São Paulo. Złowiono je w latach 80., ale dotąd nikt nie zajął się ich identyfikowaniem. Ryby schwytano wtedy w 2 lokalizacjach i żadna z nich nie pokrywała się z obszarem przeszukiwanym przez Britza i innych.
-
Zaostrza się konkurencja pomiędzy producentami kości ARM. Ofensywę na tym rynku podjął Samsung, media donoszą, że zainteresowane jest nim też Lenovo. Działa na nim coraz więcej małych nieznanych chińskich firm. Specjaliści zauważają, że wejście na rynek układów ARM jest sosunkowo tanie. Do zaprojektowania prostych kości tego typu wystarczy zespół około 100 inżynierów. Nic też dziwnego, że coraz częściej firmy podkupują sobie pracowników. Zdobycie doświadczonego zespołu to najszybszy sposób na rozpoczęcie działania na rynku ARM. Oczywiście większość firm projektujących układy ARM nie jest w stanie dorównać technologicznie Apple'owi, Qualcommowi czy Nvidii. Jednak ich produkty są na tyle zaawansowane, że mogą zainteresować producentów urządzeń przenośnych kierowanych na średni i niższy segment rynku. Analitycy uważają, że w ciągu najbliższych 2 lat rynek układów ARM czekają olbrzymie zmiany. Z jednej strony na wielkich zaawansowanych technologicznie graczy zostanie wywarta presja cenowa ze strony małych nieznanych przedsiębiorstw, a z drugiej - pojawienie sie na nim takiego giganta jak Samsung może stanowić bezpośrednie zagrożenie dla innych oraz popsuć ich dotychczasowe stosunki z koreańską firmą.
-
Zwyczaje zdrowotne dorosłych ludzi wpływają na to, o ile niżsi staną się podczas starzenia. Specjaliści z amerykańsko-chińskiego zespołu przeprowadzili analizę danych z wstępnego etapu podłużnego badania 17.708 osób. Zaczęło się ono, gdy respondenci mieli co najmniej 45 lat. Okazało się, że bez względu na maksymalny osiągnięty wzrost, utrata wysokości była ważnym wskaźnikiem różnych problemów zdrowotnych. Ekipa wpadła np. na ślad silnej korelacji między spadkiem wzrostu a kondycją umysłową. Osoby, które straciły najwięcej centymetrów, z większym prawdopodobieństwem wypadały również słabiej w testach pamięci krótkotrwałej, arytmetycznych oraz badaniach świadomości daty. Choć wyliczenia wykazały, że w przypadku panów średni spadek wzrostu to 3,3 cm, a w przypadku pań 3,8 cm, ważną rolę modyfikującą spełniają czynniki socjoekonomiczne. Naukowcy zauważyli np., że mieszkańcy miast "kurczyli się" w mniejszym stopniu niż badani z obszarów wiejskich. U mężczyzn ukończenie szkoły podstawowej wiązało się z ograniczeniem spadku wzrostu o 0,9, a u kobiet o 0,6 cm, zaś absolwent liceum mógł liczyć na zachowanie dodatkowego centymetra wysokości. Akademicy z Uniwersytetu w Pekinie oraz Uniwersytetów Harvarda i Południowej Kalifornii odwołali się do China Health and Retirement Longitudinal Study (CHARLS). Stanowiące punkt odniesienia dane zebrano między czerwcem 2011 a marcem 2012 r. Zgodnie z planem, ta sama grupa ponad 17 tys. osób ma być badana co 2 lata. Ochotnicy udzielają odpowiedzi na standardowy zestaw pytań, są też poddawani m.in. badaniom krwi. Zespół ma nadzieję, że ostatnie zmiany w chińskim systemie ubezpieczeń społecznych pozwolą ustalić, jak rodzaj opieki zdrowotnej oddziałuje na samopoczucie i starzenie większej populacji. Z wiekiem budowa ciała się zmienia. Spadek wzrostu może się powiększać przy określonych rodzajach zapalenia stawów czy osteoporozie, a jak wykazały wcześniejsze badania, choroby te są zależne od stylu życia, czyli diety, aktywności fizycznej i palenia.
-
DARPA jest coraz bliżej wyprodukowania taniej dłoni robota, która będzie w stanie naśladować wiele precyzyjnych ruchów ludzkiej dłoni. Głównym celem prac jest skonstruowanie precyzyjnego urządzenia, które jednecześnie będzie jak najtańsze. Obecnie za najbardziej precyzyjne sztuczne dłonie trzeba zapłacić co najmniej 10 000 dolarów. The New York Times donosi, że DARPA i jej partnerzy rozpoczęli trzecią fazę swoich badań. Ma ona pozwolić na stworzenie dłoni kosztującej mniej niż 3000 USD. Pentagon udostępnił film, na którym widać, jak wyposażony w dwa ramiona robot zmienia koło. Oczywiście DARPA nie tworzy dłoni po to, by robot mógł pracować w warsztacie samochodowym. Główny cel to zbudowanie urządzenia na tyle czułego, by było w stanie otworzyć pakunek i za pomocą dotyku zbadać, czy nie znajduje się w nim bomba.
-
Organizacja Animal Liberation Australia kupiła drona. Pojazd ma latać nad farmami i rejestrować przypadki okrucieństwa wobec zwierząt. Jeśli otrzymamy doniesienie o poważnym naruszenia praw zwierząt, takim jak ich głodzenie, brak wody czy schronienia, umieścimy nad farmą drona i będziemy dokumentowali to, co się dzieje - zapowiedział dyrektor Animal Liberation, Mark Pearson. Nagranie będzie najpierw oglądane przez ekspertów, którzy zdecydują, czy są podstawy do powiadomienia władz o przestępstwie. Pearon dodaje, że australijskie prawo pozwala na filmowanie własności prywatnej z wysokości co najmniej 10 metrów. Nie jest natomiast pewne, czy jego organizacja może operować dronem. Na sterowanie samolotem-zabawką zezwolenie nie jest wymagane, jednak wykonywanie lotów komercyjnych wymaga zdobycia licencji. Nie wiadomo, jak można potraktować niedochodową Animal Liberation. Przedstawiciele jednej z organizacji zrzeszających farmerów już wyrazili zaniepokojenie planami organizacji i zasugerowali, że farmerzy będą zestrzeliwali drony. Pearson nie obawia się takiego rozwoju sytuacji. Dron jest bardzo mały i, jak twierdzi, trudno go dostrzec i usłyszeć z odległości 20 metrów. Ponadto zestrzelenie używanego legalnie drona mogłby stać się podstawą do wytoczenia procesu o zniszczenie mienia.
-
Wywiadu udzielił nam profesor Grzegorz Pietrzyński z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego, którego zespół dokonał najbardziej precyzyjnych w historii pomiarów odległości do Wielkiego Obłoku Magellana. 1. Czy astronomia/astrofizyka mają jakieś bezpośrednie przełożenie na życie codzienne? Czy badania kosmosu, poza oczywistymi przykładami satelitów komunikacyjnych i meteorologicznych, mają znaczenie dla ludzi żyjących tu i teraz czy też są przede wszystkim badaniami wybiegającymi w przyszłość (tzn. mogą mieć ewentualnie znaczenie w przyszłości) i poszerzającymi naszą wiedzę, ale nie rozwiązującymi obecnych praktycznych problemów. Astronomia należy do tzw nauk podstawowych, których wyniki nie są bezpośrednio komercjalizowane. Proszę zauważyć, że opracowanie jakiejkolwiek nowej technologii wymaga odpowiedniego postępu w badaniach podstawowych. Dlatego wszystko co dziś mamy zawdzięczamy naukom podstawowym. 2. Co rodzi w umyśle naukowca pytanie "Ciekawe, jaka jest dokładna odległość między Ziemią, a Obłokiem Magellana"? Takie pytanie rodzi kolejne - jak zmierzyć taką odleglość ? 3. Ile czasu zajęło wyznaczenie aktualnej odległości do Obłoku (wliczając w to obserwacje, symulacje, wyliczenia)? Naszej grupie Araucaria zajęło to około 12 lat. W międzyczasie mierzyliśmy odległości do Wielkiego Obłoku Magellana używając innych technik (gwiazd red clump, Cefeid, RR Lyrae, etc). Jednak od początku wiadomo było, że układy zaćmieniowe mają największy potencjał bardzo dokładnego pomiaru odległości do tej galaktyki. 4. Jak wygląda proces i jakie instrumenty zostały wykorzystane? Proces był długi i bardzo złożony. W skrócie: w opariu o dane fotometryczne zgromadzone przez zespół Optical Gravitational Lensing Experiment znaleziono najlepsze kandydatki do dalszych badań. Następnie przez okolo 8 lat w ramach projektu Araucaria obserwowaliśmy widma wybranych systemów za pomoca 6,5-metrowego teleskopu Magellan w Las Campanas Observatory, wyposażonego w spektrograf MIKE oraz 3,6-metrowego teleskopu w La Silla, ESO, wyposażonego w spektrograf HARPS. Dodatkowo wykonaliśmy pomiary jasności naszych układów w bliskiej podczerwieni używając instrumentu SOFI dostępnego na 3,5-metrowym teleskopie NTT, ESO, La Silla. Po obróbce otrzymanych obrazów wykonano odpowiednie pomiary. 5. W jaki sposób dokładniejszy pomiar odległości od najbliższego Obłoku przełoży się na skalę kosmiczną? Wszystkie pomiary odległości do galaktyk wykonuje się względem Wielkiego Obłoku Magellana. Dlatego pomiar odległości do WOM definiuje bezpośrednio punkt zerowy całej kosmicznej skali odległości. 6. Co umożliwi uzyskanie jeszcze dokładniejszego wyniku? Lepszy kandydat (para analizowanych gwiazd podwójnych)? Trudno wyobrazić sobie jeszcze lepsze układy podwójne do pomiaru odleglosci do WOM. Największym źródłem błędu jest zależność pomiędzy temperaturą gwiazdy a jej rozmiarami kątowymi. Jej dokładność wynosi obecnie około 2%. Nasz zespół prowadzi badania mające na celu dokładniejsze skalibrowanie tej zależności. Spodziewamy się, że w niedalekiej przyszłości uda nam się zmierzyć odleglość do WOM z dokładnością około 1%. 7. Zawsze mnie intrygowało to, że w mediach, a i na oficjalnych portalach prezentowane są artystyczne wizje gwiazd i planet, które co prawda spełniają swoje zadanie przed typowym odbiorcą, ale faktycznie przecież często jest to zlepek kilku lub jeden piksel zdjęcia. Nie potrafię sobie wyobrazić jak stąd wyciągnąć informacje o rozmiarze, masie, orbicie, temperaturze takich ciał. Jak dla mnie to daleko trudniejsze niż próba odczytania Hubblem napisu "Made in USA" na Curiosity. W jaki sposób z takich kilku pikseli można cokolwiek powiedzieć o obserwowanym obiekcie? Oczywiście nie jesteśmy w stanie rozdzielić tych obiektów. W przypadku układów zaćmieniowych badając zmiany blasku (zaćmienia to efekt czysto geometryczny) oraz widma (z nich wyznaczymy predkości gwiazd na orbicie) w oparciu o proste prawa fizyczne jesteśmy w stanie wyznaczyć parametry fizyczne gwiazd. Jest to klasyczna metoda stosowana od dawna w astronomii. Aby jej użyć nie musimy rozdzielać obrazów gwiazd wchodzacych w skład danego układu podwójnego. 8. Czy rodowisko naukowców astronomów ma w naszym kraju problemy z finansowaniem i rozwijaniem projektów? Oczywiscie tak! Z mojego punktu widzenia jest obecnie dużo różnych źródeł finansowania, więc najlepsze projekty mają duże szanse na finansowanie. Dużo gorzej jest z realizacją i rozwojem projektów.Tysiące bezsensownych przepisów, rozdęta do granic absurdu biurokracja, brak wyobraźni i dobrej woli urzędników. To tylko niektóre czynniki, które sprawiają, że wykonanie ambitnego projektu naukowego w Polsce jest niezmiernie trudne. « powrót do artykułu
- 2 odpowiedzi
-
- Grzegorz Pietrzyński
- Wielki Obłok Magellana
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wszystkiego dobrego, Świąt w gronie rodzinnym, wypoczynku i spokoju. A także niezapomnianego Dyngusa i szybkiego nadejścia wiosny. Ania, Jacek i Mariusz
-
Lenovo chce projektować własne układy scalone. Chińska firma ma zamiar skupić się przede wszystkim na chipach dla smartfonów i tabletów. EE Times, powołując się na anonimowe źródło, donosi, że do połowy bieżącego roku Lenovo ma zamiar 10-krotnie powiększyć swój zespół projektowy. Przez ostatnią dekadę liczył on około 10 osób. Teraz szybko ma być rozbudowany do około 100 inżynierów. Już teraz wiadomo, że 40 z nich będzie pracowało w Shenzen, a 60 w Pekinie. Lenovo używa obecnie układów scalonych innych firm. Partnerami koncernu były MediaTek czy Samsung, a ostatnio w smartfonach Lenovo zagościły intelowskie Atomy. Bogata oferta rynku daje firmie sporą elastyczność, jednak czasem okazuje się, że brak własnych procesorów może być bardzo bolesny. Lenovo przekonało się o tym, gdy Samsung odmówił dostarczania firmie swoich najnowszych procesorów z rodziny Exynos. Decyzja Samsunga nie może dziwić, gdyż Lenovo wyrosło na jego najpoważniejszego konkurenta na chińskim rynku smartfonów. Od kilku tygodni można zauważyć, że Lenovo skupia wokół siebie doświadczonych ludzi. W lutym do zarządu firmy, w roli "obserwatora" dołączył założyciel i były prezes Yahoo! Jerry Yang, a Tudor Brown, współzałożyciel ARM-a, został jednym dyrektorów. Specjaliści zwracają jednak uwagę, że 100-osobowy zespół inżynierów będzie prawdopodobnie zbyt mały, by Lenovo mogło liczyć się na rynku projektowania układów scalonych. NIewykluczone zatem, że chodzi nie tyle o próbę podbicia rynku, co o wzmocnienie swojej pozycji przetargowej, poprzez pokazanie firmom produkującym chipy, iż powinny liczyć się z możliwością utraty klienta i pojawienia się konkurenta.
-
Miał przy sobie 13,5% światowej dzikiej populacji
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
W połowie marca w porcie lotniczym Bangkok-Suvarnabhumi celnicy zatrzymali 38-latka, który próbował przejąć walizkę wypełnioną (dosłownie) dwoma krytycznie zagrożonymi gatunkami żółwi. Oczom zdumionych urzędników ukazały się 54 żółwie madagaskarskie (Astrochelys yniphora). Jeśli weźmie się pod uwagę, że na wolności pozostało zaledwie 400 tych gadów, Taj miał przy sobie 13,5% światowej populacji. Walizka była zarejestrowana na 25-latkę, która tego samego dnia przyleciała z Madagaskaru przez Nairobi. Poza A. yniphora para próbowała przeszmuglować 21 żółwi promienistych (Astrochelys radiata). Oba madagaskarskie endemity wymieniono w pierwszym załączniku Konwencji o międzynarodowym handlu dzikimi zwierzętami i roślinami gatunków zagrożonych wyginięciem (ang. Convention on International Trade in Endangered Species of Wild Fauna and Flora, CITES). Dr Theerapat Prayurasiddhi, zastępca dyrektora generalnego tajlandzkiego Wydziału Parków Narodowych, ujawnił na konferencji prasowej, że zatrzymany mężczyzna był już w tym roku aresztowany za podobne przestępstwo. Specjalista podkreślił, że jakimś cudem człowiek, którego nie było na liście pasażerów, dostał się do punktu wydawania bagażu. Ponieważ najprawdopodobniej nie działał sam, śledztwo musi zdemaskować resztę szajki. Na razie pewne jest tylko to, że Taj i Malgaszka staną przez tutejszym wymiarem sprawiedliwości. Warto dodać, że tego samego dnia oficerowie CITES znaleźli w nieodebranym z lotniska bagażu 300 żółwi gwiaździstych (Geochelone elegans) oraz 10 żółwi plamkogłowych (Geoclemys hamiltonii). -
US Navy chce mieć do dyspozycji niewielki przenośny system laserowy zdolny do przechwytywania i niszczenia dronów przeciwnika. System ma służyć operującym na lądzie jednostkom Marines. Okręty wojenne są wyposażone w najróżniejsze systemy obrony, jednak niewykluczone, że i one mogłyby korzystać z takiego systemu. Strzelanie do niewielkiego drona z wartej setki tysięcy dolarów broni rakietowej mija się z celem. Ponadto jednostki operujące na lądzie nie mogą być chronione przez okręt. Dlatego Office of Naval Research rozpoczęło program Ground-Base Air Defense Directed Energy on the Move. W jego ramach ma powstać działo laserowe o wadze poniżej 1133 kilogramów, które będzie można montować na pojazdach Humvee lub porównywalnych. Minimalna moc działa ma wynieść 25 kilowatów, z możliwością przyszłego przeskalowania do 50 kW. Urządzenie musi być w stanie przez 2 minuty emitować impuls o pełnej mocy. Działo ma pracować w każdych warunkach i zapewniać bezpieczeństwo zarówno w terenie bagnistym, jak i na pustyni. Opisane wymagania są niezwykle ambitne, jednak możliwe do spełnienia. Podobne działa istnieją, ale są montowane na okrętach wojennych. Tam nie ogranicza ich ani ciężar, ani pobór mocy. W przypadku lasera montowanego na samochodzie największym problemem będzie zapewnienie mu odpowiedniej ilości energii. Tym bardziej, że US Navy chce, by w ciągu 20 minut po oddaniu strzału działo było naładowane w 80%. Problemem będzie zatem zarówno dostarczenie mu energii, jak i jego chłodzenie czy też bezpieczne poruszanie się z takim urządzeniem na samochodzie.
-
Dobrze utrzymana zieleń może w miastach zmniejszyć częstość popełniania określonych przestępstw, np. napadów z bronią w ręku, rozbojów czy kradzieży z włamaniem. Istnieje stara zasada, obowiązująca zwłaszcza w planowaniu urbanistycznym, że należy unikać dużych obszarów wegetacji, bo pomagają one w ukrywaniu działań niezgodnych z prawem albo w ucieczce po popełnieniu przestępstwa. [Okazuje się jednak], że dobrze utrzymane tereny zielone zmniejszają wskaźnik przestępczości - opowiada prof. Jeremy Mennis z Temple University. Mennis i Mary Wolfe przeglądali zdjęcia satelitarne i dane policyjne, biorąc poprawkę na potencjalnie istotne czynniki socjoekonomiczne, w tym na gęstość zaludnienia, biedę oraz wykształcenie. Stwierdzili, że w Filadelfii obecność trawy, krzewów i drzew wiązała się z niższym wskaźnikiem przestępczości, a zwłaszcza rozbojów i czynnych napaści. Eva Monheim, instruktorka z uczelnianego wydziału ogrodnictwa, przypomina teorię skrzynek balkonowych. Głosi ona, że stan zieleni rzuca sporo światła na kondycję i zachowania społeczności. Ładne i czyste ogródki wskazują na zdrową i zżytą grupę, zaś rozbite szyby, chwasty i nieskoszona trawa kojarzą się, najczęściej słusznie, z brakiem zaangażowania i rozpadem więzów międzyludzkich. Amerykanie przypuszczają, że zadbane rabaty, parki czy trawniki sprzyjają kontaktom i kontroli społecznej oraz dbałości o przestrzeń publiczną. Wg nich, nie można też zapominać o uspokajającym wpływie natury. W takim ujęciu przemyślana architektura zieleni może spełniać funkcje interwencji psychologicznej (w końcu eliminuje ona stany poprzedzające przemoc). Mennis wylicza, że tereny zielone poprawiają jakość życia, zmniejszają odpływ deszczówki, wpisują się w trend zrównoważonego rozwoju i wreszcie ograniczają przestępczość. Same plusy...
-
Google ma nowy pomysł na wzmocnienie swojej dominacji w sieci. Koncern uruchomi usługę Google Shopping Express, dzięki której internauci będą mogli kupować w sieci towary łatwo psujące się - jak żywność - które zostaną dostarczone w dniu zakupu. Początkowo usługa zostanie uruchomiona w San Francisco i niektórych południowych przedmieściach. Jeśli pomysł wypali, Google będzie ją stopniowo rozszerzał. Wyszukiwarkowy gigant liczy na to, że dzięki Google Shopping Express więcej sprzedawców będzie zainteresowanych wykupieniem reklamy. Niektóre duże sieci, takie jak Target i Walgreen, już podpisały z Google'em umowy na korzystanie z Google Shopping Express. Sieci będą sprzedawały swoje towary za pośrednictwem uruchomionej przez Google'a centralnej witryny. Ich dostawą zajmie się Google, które wynajmie firmę kurierską. Kurierzy będą jeździli samochodami z logo Google'a i zostaną ubrani w uniformy koncernu.
-
Termicie pochodzenie pustynnych czarcich kół
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Dr Norbert Juergens z Uniwersytetu w Hamburgu twierdzi, że tajemnicze kręgi, które od lat fascynują badaczy Pustyni Namib, są dziełem termitów z gatunku Psammotermes allocerus. Wcześniej fenomen próbowano wyjaśniać obecnością toksycznych roślin czy dyfuzją gazów przez glebę. Przez analogię do kolistych wzorów z owocników grzybów kręgi nazywa się niekiedy czarcimi kołami. Dość często mówi się też o tzw. piktogramach piaskowych. Juergens, którego artykuł ukazał się właśnie w piśmie Science, wyjaśnia, że podgryzając korzenie, termity usuwają kiełkujące po deszczu rośliny. Szybkie przesiąkanie i brak ewapotraspiracji sprawiają, że w kręgach zatrzymywana jest woda. Dzięki temu na obrzeżach powstają pierścienie trwałej roślinności. Ogrodnicze zapędy P. allocerus nie tylko zwiększają lokalną bioróżnorodność, ale i ułatwiają koloniom przeżycie. Miniekosystmom niestraszne są nawet kilkudziesięcioletnie susze... Wg Niemca, woda zbiera się tuż pod powierzchnią oczyszczonych placków. Rezerwuary są wykorzystywane przez termity i rośliny z marginesów. Podczas gdy termity żywią się wyhodowaną przez siebie zieleniną, same również stają się czyimś pokarmem. Beneficjentami ich działalności stają się m.in. mrówniki, gekony czy pająki. Naukowiec uważa, że P. allocerus wspięły się na wyższy poziom inżynieryjny niż bobry. Nie chodzi wyłącznie o trwałość zmian (długość utrzymywania się życia), ale i o skalę - kręgi występują bowiem na powierzchni setek kilometrów kwadratowych. Kręgi występują w wąskim pasie na wschodnich krańcach Pustyni Namib. Juergens przekonuje, że można to wyjaśnić klimatem. Placki pokrywają się z przebiegiem izohiety 100 mm rocznych opadów. To naprawdę silnie zaznaczona zależność; one [termity] są świetnie przystosowane do takiej sumy opadów. Gdyby klimat zmienił się na wilgotniejszy, pas występowania [kręgów] przesunąłby się ku suchszym rejonom pustyni, jeśli stałoby się bardziej sucho, nastąpiłoby przesunięcie na wschód w głąb lądu. -
Zdaniem analityków Microsoft może świetnie zarabiać na... iOS-ie i Androidzie. Gerry Purdy z Mobile Trax uważa, że MS Office dla obu tych systemów przyniósłby koncernowi z Redmond już w pierwszym roku około 1,25 miliarda dolarów przychodu. Biorąc zaś pod uwagę dynamicznie rozwijający się rynek tabletów, to przychody te szybko zwiększyłyby się do 6 miliardów USD. Purdy przyznaje, że jego szacunki są obarczone dużym marginesem błędu. Zdecydował się jednak na ich wykonanie, gdyż rynek iPadów i tabletów z Androidem rośnie tak szybko, iż Microsoft nie może go dłużej ignorować. Purdy uznał, że w pierwszym roku przychody MS z Office'a sięgną 1,25 miliarda USD, jeśli cena pojedynczej licencji wyniesie 50 dolarów, a na zakup zdecyduje się 25% użytkowników tabletów z iOS-em i Androidem. Analityk założył przy tym, że roczna światowa sprzedaż tabletów wynosi obecnie 100 milionów sztuk. Tymczasem zdaniem IDC już w ubiegłym roku sprzedano 128 milionów tabletów. IDC uważa, że w roku 2017 klienci kupią 352 miliony tabletów.
-
Szybki lot na Międzynarodową Stację Kosmiczną
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej zadokował pojazd Sojuz TMA-08M, na którego pokładzie znajdowało się trzech członków Ekspedycji 35 - dwóch Rosjan i Amerykanin. Loty na ISS stały się niemal codziennością, ale o tej misji warto wspomnieć chociażby z jednego powodu. W jej ramach wykonano najkrócej trwający załogowy lot pomiędzy miejscem startu a ISS. Zwykle od momentu wystrzelenia pojazdu do jego zadokowania do Stacji mijały dwa dni. Tym razem podróż trwała mniej niż sześć godzin. Było to możliwe dzięki nowej technice opracowanej przez Rosjan i przetestowanej podczas trzech ostatnich misji pojazdu towarowego Progres. Z punktu widzenia załogi Sojuza szybki przelot na ISS wygląda podobnie jak dwudniowa podróż. Załoga musi jedynie w krótszym czasie wykonać zadania, na które wcześniej miała 48 godzin. Skrócenie czasu podróży jest szczególnie ważne w przypadku pojazdów Sojuz, które samodzielnie mogą przebywać na orbicie zaledwie 4 dni. Zatem im szybciej Sojuz zadokuje do ISS, tym więcej pozostanie mu paliwa, tlenu i innych zasobów, które mogą zostać wykorzystane w sytuacji awaryjnej w drodze powrotnej. Według dotychczasowych procedur po 9 minutach od wystrzelenia Sojuz oddzielał się od rakiety nośnej. W pierwszym dniu lotu, podczas 3. okrążania Ziemi Sojuz odpalał silniki manewrowe, zmieniając nieco swoją prędkość. Przy 4. okrążeniu miało miejsce drugie odpalenie silników. W drugim dniu, podczas 17. okrążania planety silniki uruchamiano po raz trzeci. W końcu, 3. dnia, podczas 34. okrążenia wykonywano ostatnie manewry i dokowano do ISS. Według nowej procedury, Sojuz oddziela się od rakiety nośnej w tym samym momencie, co wcześniej. Następnie wykonuje całą serię manewrów przy użyciu silników. W końcu, podczas 4. okrążania Ziemi, po upływie 5 godzin i 49 minut od startu, dokuje do ISS. W skład Ekspedycji 35 wchodzą dowódca Sojuza Paweł Winogradow oraz Aleksander Misurkin i Chris Cassidy. Zastąpią oni obecną załogę ISS - dowódcę Chrisa Hadfielda z Kanadyjskiej Agencji Kosmicznej, Toma Marshburna z NASA i Romana Romanenko z Roskosmosu. W maju Hadfield, Marshburn i Romanenko powrócą na Ziemię na pokładzie swojego Sojuza TMA-07M i oficjalnie rozpocznie się Ekspedycja 35. Dwóch członków błyskawicznego lotu na ISS ma już doświadczenie w przestrzeni kosmicznej. Winogradow, były inżynier, w latach 1997-1998 spędził 197 dni na stacji Mir, a w 2006 roku przez 182 dni przebywał na ISS. Cassidy, komandor porucznik US Navy, był w lipcu 2009 roku członkiem misji STS-127. Odbył trzy spacery w przestrzeni kosmicznej, przebywając w niej sumie przez ponad 18 godzin. Dla emerytowanego podpułkownika lotnictwa Misurkina jest to pierwsza misja. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że mieliśmy do czynienia z najszybszym dokowaniem do ISS. Jednak już w przeszłości dochodziło do jeszcze szybszych kosmicznych spotkań. Podczas programu Gemini Amerykanie ćwiczyli manewry dokowania i używali w tym celu orbitalnego modułu Agena. Misja Gemini 11 wystartowała 12 września 1966 roku o godzinie 14:42:26. Dokowanie do Ageny odbyło się tego samego dnia o godzinie 16:16:00 -
Oglądając brutalne filmy z rozlewem krwi, widzowie wczuwają się w sytuację ofiar i w bardziej świadomy sposób odnoszą się do własnych agresywnych impulsów. Zespół z Uniwersytetu w Augsburgu i University of Wisconsin-Madison uważa, że miłośnikami krwawych horrorów nie muszą być jednostki o agresywnych ciągotach. Gatunek ten oddziałuje bowiem także na ludzi dostrzegających sens w konfrontowaniu się z przemocą w codziennym życiu. Psycholodzy wspominają o odbiorcach poszukujących prawdy o naturze naszego gatunku. Patrząc na morderstwa i zadawanie ran, kinomani stawiają się w sytuacji prześladowanych bohaterów. Czasem inspirują się też kimś, komu starczyło odwagi, by walczyć z oprawcą. Choć może trudno w to uwierzyć, horror pomaga zapanować nad własnymi agresywnymi impulsami. Anne Bartsch i Louise Mares zebrały grupę 482 ochotników w wieku od 18 do 82 lat. Badani pochodzili z Niemiec oraz USA. Podczas eksperymentu wyświetlano im zwiastuny o zróżnicowanym poziomie krwawości i sensowności. Ludzie mieli określić prawdopodobieństwo, z jakim ewentualnie zobaczyliby cały film oraz opisać swoje wrażenia (czy, a jeśli tak, to w jakim stopniu ujęcia były, wg nich, brutalne, trzymające w napięciu lub prowokujące do myślenia). Wcześniejsze badania sugerowały, że widzów pociąga nie tyle sama agresja, co wywoływany przez nią dreszcz emocji. Opisywane studium wskazuje, że przedstawienia przemocy, które są postrzegane jako sensowne, poruszające i prowokujące do myślenia, mogą wyzwalać empatię w stosunku do ofiar i podziw dla odwagi oraz moralnego piękna bohaterów niepoddających się brutalnej sile albo skłaniać do przewartościowania własnych agresywnych impulsów. Zbadanie częstości takich [...] reakcji, a także warunków, w jakich one występują, jest teoretycznie intrygującym i społecznie cennym kierunkiem dalszych prac - podsumowuje Bartsch.
-
Serwis DigiTimes, powołując się na anonimowe źródła wśród partnerów Microsoftu twierdzi, że koncern Ballmera ma zamiar zrezygnować ze sprzedaży Windows RT jako osobnego produktu. Podobno wersja Windows dla platformy ARM ma zostać zintegrowana z Windows Blue. Nazwa Windows RT jest podobno myląca dla większości klientów, którzy sądzą, że system ten pozwala na uruchamianie wszystkich programów dla platformy Windows. Stąd początkowo duże zainteresowanie produktami z Windows RT. Nie wiadomo ile jest prawdy w powyższych doniesieniach. Być może przekonamy się o tym już wkrótce. Niewykluczone, że Windows Blue zostanie zaprezentowany podczas Microsoft Build Developer Conference 2013, która odbędzie się pod koniec czerwca w San Francisco.
-
Astronomowie przygotowują się na przyszłoroczne spotkanie komety z Marsem. Jej przelot, a tym bardziej - co jednak mało prawdopodobne - uderzenie w Marsa, będzie niezwykłą okazją do przeprowadzenia unikatowych badań. Obecnie wokół Marsa krążą trzy satelity, a na powierzchni planety znajdują się dwa łaziki. Już w przyszłym roku urządzenia te mogą doświadczyć zupełnie innych warunków niż obecnie. Istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że kometa 2013 A1 uderzy w Marsa w październiku 2014 roku. Obecnie obliczamy je na 1:2000 - mówi Don Yeomans z NASA, odpowiedzialny za Near-Earth Object Program. Zdaniem uczonego jądro komety ma średnicę 1-3 kilometra i porusza się z prędkością 56 km/s. Jeśli dojdzie do zderzenia z Czerwoną Planetą, wyzwoli się energia nawet 35 000 000 megaton TNT. To tylko trzykrotnie mniej niż podczas uderzenia asteroidy, która zabiła ziemskie dinozaury. Zdaniem NASA ewentualne uderzenie nie musi oznaczać zniszczenia urządzeń badających Marsa, jednak zmieni zarówno planetę jak i przyczyni się do zmian programu badawczego. Myślę o tym, jak o wielkim eksperymencie klimatycznym. Uderzenie wyrzuciłoby do atmosfery Marsa olbrzymią ilość materiału - pyłu, piasku, wody i innych szczątków. Może ono oznaczać, że Mars będzie cieplejszy i wilgotniejszy niż jest dzisiaj - mówi Michael Meyer, główny naukowiec Mars Exploration Program. Duże ilości pyłu w atmosferze mogą zaszkodzić zasilanemu energią słoneczną łazikowi Opportunity. Ponadto krążące wokół Marsa satelity mogłyby mieć, przynajmniej czasowe, problemy z obserwacją powierzchni planety. Jednak, jak już wspomniano, uderzenie jest mało prawdopodobne, a uczeni spodziewają się, że kolejne wyliczenia wykluczą je całkowicie. Jeśli nawet do niego nie dojdzie, to i tak przelot komety stanie się wielką gratką dla naukowców. Z obliczeń wynika, że najprawdopodobniej kometa minie Marsa w odległości nie większej niż 300 000 kilometrów. To oznacza, że planeta może w pewnym momencie znaleźć się wewnątrz ogona komety. Wszystkie urządzenia na Marsie powinny być w stanie obserwować przelot. Specjaliści z NASA muszą jedynie zastanowić się, czy możliwe jest, by obserwację prowadziły też Mars Odyssey i Mars Reconnaissance Orbiter. Ich kamery są zwrócone w dół, w stronę planety. Obecnie nie wiadomo, czy uda się je skierować na kometę. Naukowców najbardziej będzie interesowała interakcja pomiędzy ogonem komety a atmosferą Marsa. Możliwe jest też pojawienie się deszczu meteorytów. Obserwacja sposobu, w jaki będą się spalały, dostarczy wielu cennych danych na temat składu chemicznego górnych warstw marsjańskiej atmosfery. Niewykluczone, że przelot komety będzie badany przez jeszcze jedno urządzenie. NASA przygotowuje bowiem misję MAVEN (Mars Atmosphere and Volatile Evolution), nad którą zaczęto pracować jeszcze zanim zauważono kometę 2013 A1. Celem misji jest badanie zmian w atmosferze Czerwonej Planety. Początek misji zaplanowano na październik bieżącego roku. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to sonda MAVEN powinna trafić na orbitę kilka tygodni przed przelotem komety. Jednak specjaliści wykluczają, by była ona w pełni gotowa do obserwacji. Włączanie, testy i kalibracja urządzeń potrwają wiele tygodni. MAVEN rozpocznie prace pełną parą dwa tygodnie po przelocie komety. Jednak niektóre skutki jej obecności będą odczuwalne przez długi czas, więc i nowa sonda będzie mogła przeprowadzić badania.
-
Dwudziestego czwartego kwietnia dom Christie's zlicytuje fragment kości udowej ptaka dodo (Raphus cucullatus). Specjaliści ujawniają, że poprzednią tego typu aukcję zorganizowano 79 lat temu. Choć nie ma 100-proc. pewności, warta 10-15 tys. funtów kość udowa została najprawdopodobniej znaleziona w 1865 r. na bagnach Mare aux Songes na Mauritiusie. Jeśli to prawda, szczęśliwcem, który się na nią natknął, był nauczyciel George Clark. W tym roku wyprzedaż Travel, Science and Natural History obejmie aż 260 obiektów, np. sfosylizowane jajo mamutaka (Aepyornis maximus). W roli ikony wymarcia nic i nikt nie dorówna dodo. Ptak, który pojawia się zarówno w "Alicji w Krainie Czarów", jak i w [brytyjskim] powiedzeniu "Martwy jak dodo", stanowi istotną część dziedzictwa kulturowego - podkreśla odpowiedzialny za odbywającą się co 2 lata tematyczną aukcję James Hyslop. Wg Hyslopa, w rękach prywatnych kolekcjonerów znajduje się kilka fragmentów szkieletu dodo. To wielki przywilej i zaszczyt, że ktoś zdecydował się nam powierzyć taki skarb.
-
Wydawcy prasy z kolejnych europejskich krajów domagają się od Google'a opłat za umieszczanie w Google News odnośników do ich artykułów. Z żądaniem takim występiły obecnie media z Portugalii. Wiadomo, że Google wstępnie odrzuciło te żądania, jednak koncern zgodził się kontynuować negocjacje. Niedawno Google zawarł z rządem Francji umowę, na podstawie której zgodził się przekazać 60 milionów euro na specjalny fundusz, który ma wspomóc lokalne media w tworzeniu serwisów internetowych. Podobną umowę podpisano pod koniec ubiegłego roku w Belgii. Ciągle trwają spory z niemieckimi wydawcami. Co prawda wyszukiwarkowy koncern zastrzegał, że tego typu umowy nie będą standardem, ale nie wiadomo, czy nie będzie musiał ugiąć się pod kolejnymi naciskami. Wydawcy argumentują, że Google powinien dzielić się zyskami, jaki odnosi dzięki ich pracy. Koncernowi trudno będzie uzasadnić odmowę podpisania umów z jednymi wydawcami, skoro zawarł je z innymi.
-
Podczas wykopalisk prowadzonych przez Izraelską Służbę Starożytności przed zbudowaniem linii kolejowej do miasta Karmiel w Dolnej Galilei znaleziono falliczną figurkę, zwęglone nasiona bobu oraz liczne groty i topory kamienne. Ich wiek oszacowano na 7-9 tys. lat. Na obszarze ponad 1800 m2 odkopano konstrukcje i artefakty z neolitu przedceramicznego i wczesnego okresu chalkolitycznego. Doktorzy Yitzhak Paz i Ya'akov Vardi podkreślają, że po raz pierwszy w historii ich państwa odsłonięto całe budynki i strefy habitacyjne z tak wczesnego okresu. [Co istotne], odkryto tam liczne przykłady kultury materialnej mieszkańców. Ponieważ wiele obiektów wykonano z obsydianu, czyli materiału niewystępującego w Izraelu, wskazuje to na kontakty handlowe z Turcją, Gruzją i innymi regionami. Archeolodzy natrafili na osadę z neolitu przedceramicznego oraz dół z tysiącami zwęglonych nasion bobu. To jeden z najwcześniejszych przykładów prawidłowej uprawy warzyw na Środkowym Wschodzie. W budynkach wioski z wczesnego chalkolitu (5. tysiąclecia p.n.e.) wydzielono prostokątne pomieszczenia. Grube ściany wypełniono kamieniami i gliną, niektóre otynkowano. W środku i pomiędzy domami odkryto szereg obiektów reprezentujących kulturę Wadi Rabah: ceramikę, krzemienne narzędzia oraz dzieła sztuki, np. falliczną figurkę i tabliczkę z wyrytym schematem żeńskich genitaliów. Analiza zwierzęcych kości ze stanowiska ujawniła, że mieszkańcy żywili się głównie świniami.
-
Ludzka kolonizacja zdziesiątkowała pacyficzne nieloty
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Skolonizowanie przez ludzi wysp na Pacyfiku przyczyniło się do zagłady niemal 1000 gatunków nielotnych ptaków. Badania przeprowadzone na 41 wyspach wykazały, że pomiędzy początkiem ludzkiej kolonizacji, a przybyciem Europejczyków (czyli 3500-700 lat temu) wyginęło 2/3 gatunków tych zwierząt. Głównymi przyczynami ich zagłady były polowania i wycinanie lasów. Do najszybszego wymierania dochodziło na mniejszych wyspach oraz na tych, gdzie były mniejsze opady. Ludzie szybciej wybijali tam zwierzęta i wycinali lasy. Większe wyspy były w stanie utrzymać większe populacje ptaków, ponadto miały bardziej zróżnicowną topografię i występowały na nich trudno dostępne obszary. Najbardziej na wyginięcie narażone były duże ptaki. Z jednej strony ich populacje były mniej liczebne niż ptaków mniejszych, ponadto bardziej opłacało się na nie polować. W obecnie prowadzonych badaniach nie brano pod uwagę Nowej Zelandii, gdyż jest to najlepiej zbadany przypadek ludzkiej kolonizacji wysp i związanego z tym zanikania gatunków. Podczas kolonizacji Nowa Zelandia straciła 30% gatunków nielotów. Ze względu na rozmiary, topografię i obfite opady deszczu tempo znikania gatunków było tutaj znacznie wolniejsze niż na pozostałych wyspach. Dlatego tez niektóre z nich, jak kiwi czy kakapo, ciągle istnieją. Kolonizacja wysp Pacyfiku przyczyniła się też to zanikania gatunków ptaków morskich i śpiewających. Uczeni oceniają, że w sumie utracono ponad 10% gatunków. To największe wymieranie ptaków w ciągu ostatnich 11 700 lat. -
Madagaskar potrzebuje ok. 41 mln dolarów, by poradzić sobie z plagą szarańczy. Owady zagrażają plonom, przez co nad ponad połową 22-mln populacji (60%) zawisło widmo głodu. Jak szacuje Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (ang. Food and Agriculture Organization of the United Nations, FAO), do czerwca należy wydać 22 mln dol. na zakrojone na szeroką skalę opryski samolotowe. Dziewiętnaście milionów przeznaczono by zaś na wdrożenie 3-letniej strategii wychodzenia z kryzysu. Z doświadczenia wiemy, że taka plaga wymaga 3 lat zorganizowanych działań przeciw szarańczy. Już teraz potrzebujemy funduszy, by zabezpieczyć dostawy i móc o czasie przeprowadzać napowietrzne kontrole i operacje - podkreśla Annie Monard, koordynator akcji z ramienia FAO. W 1. roku akcji zajęto by się 1,5 mln ha, w 2. - 500 tys. ha, a w 3. - 150 tys. ha. W listopadzie minister rolnictwa Madagaskaru ogłosił stan klęski narodowej. W grudniu sytuacja na tyle się pogorszyła, że władze państwa zwróciły się do FAO z prośbą o pomoc techniczną i finansową. Obecnie niedojrzałe postaci szarańczy i latające roje można napotkać nad połową wyspy. Specjaliści ONZ-etu uważają, że bez przedsięwzięcia odpowiednich działań do września owady opanują 2/3 powierzchni państwa. Szarańcze pochłaniają pokarm bydła, w dodatku zagrażają ok. 60% upraw ryżu (zboże to jest podstawą wyżywienia tutejszej ludności). Odkąd w październiku rozpoczęła się pora deszczowa, rząd opryskał 30 tys. ha ziem uprawnych, ale ze względu na ograniczone środki nie zajęto się kolejnymi 100 tysiącami ha. W lutym sytuacja pogorszyła się za sprawą cyklonu Haruna, który stworzył optymalne warunki do rozmnażania szarańczy, niszcząc przy okazji pokaźną część plonów.
-
W Egipcie aresztowano trzech mężczyzn podejrzewanych o przecięcie ważnego podmorskiego światłowodu. Kabel SEA-ME-WE 4 (South East Asia-Middle East-West Europe 4) biegnie pomiędzy Francją a Singapurem. Jego odnogi łączą się m.in,. z Włochami, Egiptem, Tunezją, Indiami, Pakistanem czy Tajlandią. Władze Egiptu opublikowały zdjęcia z zatrzymania podejrzanych. Widzimy ich na łodzi wypełnionej sprzętem do nurkowania. Łódź znajduje się blisko lądu, w miejscu, w którym SEA-ME-WE 4 jest wpuszczony do wody. Zwykle podmorskie kable zostają przerwane wskutek trzęsień ziemi lub przez kotwice statków. Na świecie istnieje mniej niż 10 jednostek pływających zdolnych do naprawienia uszkodzonego na pełnym morzu kabla. Specjaliści mówią jednak, że kabel w pobliżu Egiptu został przecięty blisko lądu, zatem usunięcie awarii powinno być stosunkowo proste. Przecięcie SEA-ME-WE 4 było odczuwalne od Egiptu po Pakistan. Setki sieci zniknęły z internetu. Najpoważniejsze problemy mają ci najmniejsi. Oni najczęściej korzystają z usług jednego dostawcy, zatem niektórzy z nich odzyskają łączność dopiero po naprawieniu kabla.