Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Brytyjsko-niemiecki zespół naukowców opracował lek na cukrzycę typu 2., który jest aktywowany niebieskim światłem, co ogranicza jego skutki uboczne. Leki, które mają zwiększać wydzielanie insuliny przez trzustkę, mogą powodować skutki uboczne, działając na inne narządy, np. mózg i serce. Niektóre stymulują trzustkę do uwalniania zbyt dużych ilości hormonu, co prowadzi do zbyt niskiego poziomu cukru we krwi. By pomóc w stworzeniu lepszych leków, naukowcy z Imperial College London i LMU Munich przystosowali pochodne sulfonylomocznika (ang. sulphonylurea), tak by zmieniały kształt i w ten sposób aktywowały się wyłącznie po wystawieniu na oddziaływanie niebieskiego światła. W normalnych warunkach lek pozostawałby nieaktywny, ale pacjent mógłby go "włączać", przytykając do skóry niebieską diodę LED. Do zmiany konfromacji przestrzennej i aktywacji wystarczyłaby niewielka ilość przenikającego przez skórę światła. Zmiana kształtu byłaby odwracalna. Lek wyłączałby się po zabraniu diody. Podczas eksperymentów laboratoryjnych akademicy zademonstrowali, że prototypowy lek JB253 stymuluje uwalnianie insuliny po oświetleniu komórek trzustki niebieskim światłem. W zasadzie ten typ terapii może pomóc lepiej kontrolować poziom cukru we krwi, ponieważ uruchamia się ją na krótki czas, gdy jest to potrzebne, np. po posiłku. Może ona również ograniczyć komplikacje, nakierowując aktywność leku [...] na trzustkę. Na razie stworzyliśmy cząsteczkę, która wpływa w pożądany sposób na ludzkie komórki trzustki w laboratorium. Przed nami jeszcze długa droga, nim terapia będzie osiągalna dla pacjentów, ale to nasz ostateczny cel - wyjaśnia dr David Hodson. « powrót do artykułu
  2. Studium zespołu doktora Andrew Biankina z Uniwersytetu w Glasgow rzuca nieco światła na różnice między pacjentami z dziedziczną i sporadyczną postacią raka trzustki. Rak trzustki jest zazwyczaj wykrywany bardzo późno. Pięcioletni wskaźnik przeżycia wynosi mniej niż 5%, dlatego lekarze szukają sposobów identyfikacji osób z grupy podwyższonego ryzyka zachorowania. Choć wydaje się, że występują rodziny z dziedziczną postacią raka trzustki, nie wiadomo, jakie geny za to odpowiadają. Próbując wskazać kliniczne cechy dziedzicznych i niedziedzicznych form raka trzustki, Brytyjczycy badali 766 pacjentów. Uznawano, że mają oni dziedziczne predyspozycje, jeśli choroba występowała u jednego lub więcej krewnych pierwszego stopnia. Blisko 9% pacjentów miało co najmniej jednego rodzica bądź brata/siostrę z rakiem trzustki. Kiedy naukowcy zbadali tkankę trzustki przyległą do guza, okazało się, że u osób z chorymi krewnymi 1. stopnia występowało tam więcej komórek przedrakowych. Poza tym stwierdzono, że członkowie tych rodzin byli również bardziej zagrożeni rozwojem innych nowotworów, w tym czerniaka złośliwego i raka trzonu macicy. Co istotne, u wszystkich pacjentów aktywne palenie wiązało się ze znacznie niższym wiekiem postawienia diagnozy. « powrót do artykułu
  3. NASA przygotowała całą flotę urządzeń, które będą obserwowały przelot komety Siding Spring (C/2013 A1) w pobliżu Marsa. Już 19 października kometa zbliży się do Czerwonej Planety na odległość zaledwie 139 500 kilometrów. To ponad dwukrotnie mniej niż odległość Księżyca od Ziemi i 10-krotnie mniej niż jakikolwiek znany przelot komety w pobliżu Ziemi. Jądro Sliding Spring minie Marsa z prędkością 56 km/s. Niewielka odległość pomiędzy planetą a kometą to niepowtarzalna okazja do zbadania zarówno komety, jak i jej wpływu na marsjańską atmosferę. „To prezent dla nauki, który będzie procentował w przyszłości. Dlatego też urządzenia pracujące dla wielu różnych misji będą w pełnej gotowości i przeprowadza obserwacje. Ta kometa nigdy wcześniej nie leciała przez wewnętrzną część Układu Słonecznego, dostarczy nam więc nowych informacji na temat najwcześniejszych etapów jego istnienia” - mówi John Grunsfeld ze Science Mission Directorate. Sliding Spring pochodzi z Obłoku Oorta. To hipotetyczny region znajdujący się w odległości 5000-100 000 j.a. Od Słońca. C/2013 A1 będzie pierwszą kometą z tego regionu badaną z bliska przez pojazd wysłany przez człowieka. NASA nie chce przegapić okazji do jak najlepszego zbadania tak wyjątkowego obiektu. Dlatego też w najwyższej gotowości na przelot Sliding Spring czekają teleskopy Chandra, Kepler, Spitzer, NeoWISE, SOHO, STEREO, Swift i Hubble. Kometę będą obserwowały też marsjańskie łaziki Curiosity i Opportunity oraz krążące wokół Marsa satelity MAVEN, Mars Express, Mars Odyssey, Mars Reconnaissance Orbiter. Z Ziemi będą ją obserwował Infrared Telescope Facility oraz balon BOPPS. « powrót do artykułu
  4. Sok grejpfrutowy ogranicza przyrost wagi u myszy karmionych wysokotłuszczową paszą. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley zauważyli, że u myszy karmionych wysokotłuszczową paszą przyrost wagi był o 18% mniejszy, gdy podawano im klarowany, niezawierający miąższu sok grejpfrutowy. Amerykanie porównywali je do gryzoni pijących wodę. U zwierząt pijących sok odnotowano również lepszy poziomy glukozy, insuliny oraz trójglicerydów. Byłem zaskoczony wynikami. Sprawdziliśmy nawet kalibrację naszych glukometrów, ale za każdym razem otrzymywaliśmy te same rezultaty - opowiada Andreas Stahl. Stahl i Joseph Napoli wylosowali myszy do 5 grup eksperymentalnych i 1 kontrolnej. Grupa kontrolna piła wodę z 4% glukozą i 0,15% sacharyną, a w grupach eksperymentalnych zastosowano następujący schemat: 1) 50% klarowany sok z 0,15% sacharyną, 2) 25% sok z 0,15% sacharyną, 3) wodny roztwór 0,72 mg naringiny dziennie z dodatkiem 4% glukozy i 0,15% sacharyny, 4) wodny roztwór 7,5 mg metforminy dziennie z dodatkiem 4% glukozy i 0,15% sacharyny oraz 5) wodny roztwór 7,5 mg metforminy dziennie z dodatkiem 0,15% sacharyny i 50% soku grejpfrutowego. Płyny podawano w butelkach z podziałką, tak by można było monitorować ich spożycie. Sacharyna miała zrównoważyć goryczkę grejpfruta, a dodatek glukozy do wody grupy kontrolnej służył m.in. wyrównaniu kaloryczności. Warto odnotować, że naukowcy podawali jednej grupie gryzoni naringinę, glikozyd flawonoidowy z grejpfruta, a innej metforminę, czyli lek stosowany w leczeniu cukrzycy typu 2. Gryzoniom przez 100 dni dostarczano karmę z 10- lub 60-proc. zawartością tłuszczu. Przez cały czas obserwowano metaboliczny stan ich zdrowia. Ważenie odbywało się 3 razy w tygodniu, a spożycie pokarmu monitorowano 2 razy na tydzień. Na końcu studium stwierdzono, że w porównaniu do reprezentantów grupy kontrolnej, myszy pijące rozcieńczony sok przytyły mniej na wysokotłuszczowej diecie. Poziom glukozy był w ich przypadku o 13-17% niższy, a insuliny 3-krotnie niższy (to ostatnie wskazuje na większą insulinowrażliwość). Sok grejpfrutowy zmniejszał poziom cukru w takim stopniu jak metformina. To oznacza, że naturalny napój owocowy obniża glikemię równie skutecznie, co lek na receptę - podkreśla Napoli. Grupa z wysokotłuszczową dietą, która zażywała naringinę, miała niższy poziom cukru niż grupa kontrolna, ale brak jej wpływu na wagę sugerował, że za efekt odchudzający odpowiada jeszcze inny składnik soku. W soku występuje wiele składników aktywnych, a my nie zawsze rozumiemy ich działanie - opowiada Stahl. Autorzy publikacji z PLoS ONE nie zauważyli tak dużych skutków u myszy trzymanych na niskotłuszczowej diecie. U zwierząt pijących sok wystąpił 2-krotny spadek poziomu insuliny, lecz nie nastąpiła znacząca zmiana innych zmiennych metabolicznych ani wagi. Stahl i Napoli podkreślają, że spadku wagi nie da się wyjaśnić w typowy sposób, bo grupy spożywały podobną liczbę kalorii. Poziom aktywności fizycznej i temperatura ciała również były zbliżone. Naukowcy podliczali nawet kalorie wydalane z kałem, by zidentyfikować ewentualne problemy z wchłanianiem. « powrót do artykułu
  5. Morskie platformy wydobywcze nie cieszą się dobrą opinią. Wszyscy pamiętamy takie wydarzenia, jak olbrzymi wyciek ropy naftowej w Zatoce Meksykańskiej. Jednak najnowsze badania naukowców z Kalifornii dowodzą, że platformy wiertnicze mogą... przyczyniać się do rozkwitu ekosystemu. Naukowcy przez pięć lat monitorowali siedem raf koralowych u wybrzeży Kalifornii oraz 16 platform wydobywczych. Ciekawość uczonych wzbudziły opowieści, jakoby ryby skupiały się wokół platform, dlatego też specjaliści chcieli się przekonać, czy zwierzęta jedynie tam przepływają czy zamieszkują platformy. Dlatego też notowali liczbę zauważonych ryb, ich wielkość i lokalizację. Dzięki temu mogli określić produktywność danego obszaru. Z ich wyliczeń wynika, że w okolicach platform produktywność wynosi 105-887 gramów ryb na metr kwadratowy dna morskiego rocznie. To aż... 27-krotnie więcej niż produktywność monitorowanych raf koralowych. Uczeni porównali swoje wyniki z badaniami produktywności raf koralowych na całym świecie. Dowidzieli się, że produktywność platform jest większa niż jakiejkolwiek naturalnej struktury morskiej. Ta przewaga nie jest wielkim zaskoczeniem, gdyż platforma, w przeciwieństwie do rafy koralowej, obejmuje cały słup wody, od dna po powierzchnię, zatem ryby mają więcej miejsca. Może się zatem wydawać, że stare nieczynne platformy mogą przynosić dodatkowe korzyści ekonomiczne. Niektórzy sugerują w związku z tym, by po zakończeniu wydobycia platformy pozostawiać na miejscu zamiast je usuwać. Żeby jednak określić rzeczywiste korzyści z takich działań trzeba przeprowadzić dodatkowe badania. Może się bowiem okazać, że pozostawiona platforma zwiększa ryzyko wycieku ropy i gazu lub też, że gromadzący się u jej podstawy muł i szczątki przynoszą więcej szkód niż pożytku. « powrót do artykułu
  6. Inżynierowie z Jet Propulsion Laboratory mają zamiar zniszczyć nowy spadochron wykorzystywany w Low-Density Supersonic Decelerator (LDSD). To nowy system umożliwiający lądowanie na Marsie. LDSD wykorzystuje spadochron o średnicy 30,5 metra. To właśnie ten spadochron zostanie zniszczony podczas ostatniego testu systemu. W czasie testu 1-1B spadochron zostanie poddany działaniom sił, do jakich nie został zaprojektowany. Ulegnie zniszczeniu, a badający jego szczątki specjaliści będą mogli dokładnie przeanalizować uszkodzenia. Zaprojektowaliśmy nasz spadochron tak, by wytrzymywał obciążenia nie przekraczające 80 000 funtów-siły. Poddamy go obciążeniom rzędu 120 000 funtów-siły i spodziewamy się, że spadochron ulegnie zniszczeniu. Jeśli jednak spadochron wytrzyma, to nasz eksperyment został zaprojektowany tak, by po uruchomieniu wszystkich czterech silników działało nań 162 000 funtów-siły. Szczegółowe badania dotyczące zniszczeń spadochronu pozwolą nam na lepsze skalibrowanie modeli. Jeśli zaś do uszkodzeń dojdzie wcześniej lub w innym miejscu niż przewidujemy, będziemy musieli rozwiązać ten problem przed pierwszymi lotami zaplanowanymi na lato przyszłego roku - mówi Mark Adler odpowiedzialny za projekt LDSD. W teście weźmie udział helikopter Seahawk, do którego na linie zostanie podwieszony spadochron i rakieta z czterema silnikami. Ładunek zostanie zrzucony z wysokości 1200 metrów. W tym momencie zacznie działać wciągarka o mocy 300 KM, która rozłoży spadochron. Całość – lina, obciążnik i spadochron – będą opuszczały się w kierunku ziemi z prędkością 24 km/h. W pobliżu powierzchni obciążnik trafi do rodzaju komina, który skieruje go w kierunku rakiety. Gdy obciążnik zakotwiczy się do rakiety, zostaną odpalone dwa jej silniki, a kilka sekund później, pozostałe dwa. W ciągu pięciu sekund spadochron znajdzie się pod pełnym obciążeniem. Spadochron, który będzie poddany testowi 1-1B, to takie samo urządzenie, jak to przetestowane podczas prób LDSL w czerwcu. Wówczas testowy spadochron podarł się przy prędkości 3200 kilometrów na godzinę. « powrót do artykułu
  7. Organizacja Cancer Research UK informuje, że nowotwory płuc mogą być uśpione przez ponad 20 lat, a później nagle może się uzłośliwić i gwałtownie rozwinąć. Uczeni zbadali siedmiu pacjentów, którzy cierpieli na nowotwory płuc. Byli wśród nich palacze, byli palacze oraz osoby, które nigdy nie paliły. Okazało się, że po pierwszej mutacji genetycznej, która powoduje nowotwór, choroba może tlić się przez wiele lat do czasu, aż nagle się rozwinie. W tym czasie dochodzi do wielkiej liczby zmian genetycznych w różnych obszarach guza, przez co każda jego część jest różna pod względem genetycznym. Uczeni, którzy dokonali powyższego odkrycia, mają nadzieję, że pewnego dnia pozwoli ono na opracowanie techniki wykrywania nowotworów płuc na wczesnym stadium. Odsetek osób wyleczonych z nowotworów płuc jest niezwykle niski. Opracowuje się kolejne celowane terapie, które mają jednak ograniczony wpływ na leczenie choroby. Dzięki zrozumieniu, w jaki sposób rozwija się choroba, otworzyliśmy kolejny rozdział książki, który – jak mamy nadzieję – pozwoli na przewidzenie kolejnych kroków jej rozwoju - mówi profesor Charles Swanton z Cancer Research UK. Podczas powyższych badań podkreślono rolę palenia tytoniu w rozwoju nowotworów płuc. Wiele ze wspomnianych zmian genetycznych zachodzi właśnie pod wpływem dymu tytoniowego. Jednak z czasem, w miarę rozwoju guza, zmiany te odgrywają coraz mniejszą rolę, a coraz większą odgrywają kolejne mutacje, w których powstawaniu bierze udział proteina APOBEC. Ta olbrzymia liczba zmian genetycznych tłumaczy, dlaczego celowane terapie są tak nieskuteczne. Są one opracowywane na podstawie biopsji, działają zatem na ten fragment guza, z którego pobrano materiał do badań. « powrót do artykułu
  8. Do 2050 r. z tropików zniknie duża liczba ryb - twierdzą naukowcy z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej. Naukowcy zidentyfikowali rejony lokalnego wyginięcia ryb, ale stwierdzili także, że zmiana temperatur skieruje więcej ryb do wód arktycznych i antarktycznych. Posługując się tymi samymi scenariuszami zmiany klimatu co Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (ang. Intergovernmental Panel on Climate Change, IPCC), Kanadyjczycy stwierdzili, że przy najgorszym z nich, wspominającym o ogrzaniu oceanów do 2100 r. o 3 st. Celsjusza, ryby będą się odsuwać od swoich obecnych habitatów w tempie 26 km na dekadę. Przy najlepszym scenariuszu, zakładającym ogrzanie oceanów o 1 st. Celsjusza, ryby będą się przemieszać z prędkością 15 km na 10 lat (takie zjawisko obserwujemy zresztą od kilkudziesięciu lat). Tropiki będą największymi przegranymi. To rejony najbardziej polegające na rybach jako źródle pokarmu [...]. Będziemy świadkami utraty rybich populacji, które są bardzo ważne dla łowisk i społeczności tych obszarów - podkreśla prof. William Cheung. Zespół Cheunga stworzył model, który miał pokazać, jak 802 ważne komercyjnie gatunki ryb i bezkręgowców zareagują na zmianę temperatury, a także innych właściwości wody oraz na pojawienie się nowych habitatów w rejonie biegunów. Jak wyjaśnia Miranda Jones, o ile przed jednymi (migrującymi w kierunku chłodniejszych wód) otworzą się nowe możliwości, o tyle dla drugich (obecnych mieszkańców chłodnych wód) oznacza to wzrost konkurencji o zasoby. « powrót do artykułu
  9. Drożdże piwne wytwarzają owocowe aromaty, by ścigąnąć muszki owocowe, które rozniosą ich komórki po otoczeniu do nowych źródeł pokarmu i ekosystemów. Dwa pozornie niezwiązane gatunki, drożdże i muszki owocowe, wypracowały bazujący na zapachu skomplikowany mutualizm - wyjaśnia Kevin Verstrepen z Uniwersytetu Katolickiego w Leuven. Ok. 15 lat temu, badając wpływ drożdży na zapach piwa i wina, Verstrepen doznał olśnienia. Odkrył, że grzyby wytwarzają kilka związków zapachowych typowych dla dojrzewających owoców. Za pomocą testów molekularnych, behawioralnych i neurobiologicznych Belgowie wyizolowali z komórek drożdży gen ATF1, który odpowiada za produkcję wonnych estrów kwasu octowego (to im zawdzięczamy owocowe, kwiatowe aromaty fermentowanych napojów). Kiedy naukowcy wyłączyli w drożdżach ten gen, muszki nie wykazywały już tak dużego pociągu do źródła pokarmu. Co więcej, akademicy zauważyli, że odbierający dane od neuronów węchowych neuropil deutocerebrum muszek stawał się pobudzony, gdy eksperymenty prowadzono z drożdżami z normalnym genem ATF1 (podobnego zjawiska nie obserwowano w sytuacji, gdy zastosowano supresję tego genu). Wg autorów opracowania z pisma Cell Reports, sugeruje to, że muszki są zaprogramowane, by szukać estrów kwasu octowego. Produkcja zapachu "pozwala powiadomić muszki o obecności komórek drożdży, ważnego elementu diety. Niektóre komórki drożdży są zjadane, ale część z nich przywrze do ciała owadów i trafi z nimi do innego środowiska". Dla drożdży rozpraszanie jest istotne z punktu widzenia docierania do nowych nisz, zwłaszcza gdy zasoby składników odżywczych są na wyczerpaniu. Wygląda na to, że zapachy, które podobają nam się w piwie, wyewoluowały po to, by wabić muszki i pomagać w rozprowadzaniu drożdży po szerszym ekosystemie - podkreśla Emre Yaksi. Naukowcy uważają, że ich badanie pozwala lepiej zrozumieć fizjologiczną rolę zapachów. Wszyscy dobrze wiemy, że kwiaty wabią w ten sposób owady. W kwiatach żyje jednak wiele mikrobów, a wytwarzane przez nie związki również mogą odgrywać ważną rolę - podsumowuje Joaquin Christiaens. « powrót do artykułu
  10. Greccy archeolodzy potwierdzili, że w grobowcu w Werginie złożono szczątki Filipa II Macedońskiego, ojca Aleksandra Wielkiego. W starożytności Wergina nazywała się Ajgaj i była pierwszą stolicą Macedonii. Konferencja prasowa w sprawie odkrycia odbędzie się w najbliższy piątek, 17 października. Filip, zręczny polityk, strateg i dowódca wojskowy, położył podwaliny pod sukcesy swojego wielkiego syna. Został zamordowany w październiku 336 roku przed Chrystusem przez jednego z członków swojej ochrony, Pauzaniasza z Orestis. W 1977 roku w Werginie znaleziono liczne groby królewskie, w tym jeden zapieczętowany. Naukowcy już wcześniej wiedzieli, że chowano tam królów macedońskich, w tym Filipa. Dlatego też od wielu lat prowadzone są spory o to, czy w grobie rzeczywiście spoczywa zamordowany władca. Badano zarówno styl samego grobu, jak i spoczywające w nim szczątki. Dotychczas jednak uczeni nie uzyskali jednoznacznej odpowiedzi. Greccy eksperci zbadali teraz 350 kości i ich fragmentów złożonych w dwóch trumnach. Potwierdzili, że pochowano tam skremowane szczątki Filipa II. Jednak nie spoczywał sam. Obok złożono inną osobę, kobietę-wojowniczkę. Prawdopodobnie jest to córka Ateasa, króla Scytów i twórcy największej ich potęgi, z którym Filip walczył i któremu zadał klęskę podczas wielkiej bitwy pod Dobrudżą, załamując potęgę Scytów. « powrót do artykułu
  11. Archeolodzy pracujący w olbrzymim grobowców w Amfipolis, o którego odnalezieniu już informowaliśmy, odkryli tam wspaniałą mozaikę. Jej wymiary to 3 x 4,5 metra. Mozaika przedstawia jadącego rydwanem mężczyznę w wieńcu z liści laurowych. Rydwan jest prowadzony przez Hermesa, przewodnika dusz do krainy umarłych. Grobowiec w Amfipolis to największa tego typu struktura odkryta na terenie Grecji. Wciąż nie wiadomo, kto został w nim pochowany. Prawdopodobnie spoczywa tam członek rodziny Aleksandra Wielkiego lub inny przedstawiciel miejscowej szlachty z tego okresu. Część ekspertów uważa, że może to być cenotaf, czyli symboliczny pusty grobowiec, wzniesiony dla upamiętnienia osoby pochowanej w innym miejscu. Odkryta mozaika jest wybrakowana, brakuje centralnej części, jednak eksperci sądzą, że uda się ją odtworzyć. « powrót do artykułu
  12. Stres psychiczny inaczej wpływa na serca kobiet i mężczyzn. Naukowcy z Duke Heart Center przyglądali się 56 kobietom i 254 mężczyznom, biorącym udział w większym studium REMIT (w jego ramach badany jest wpływ escitalopramu na chorobę serca wywołaną stresem). Po wstępnych badaniach ochotnicy wzięli udział w 3 stresujących psychicznie zadaniach (liczeniu w myślach, teście odrysowywania kształtów widzianych wyłącznie w lustrze oraz teście przypominania gniewu). Na końcu badani gimnastykowali się na bieżni. Podczas zadań i w okresach odpoczynku między nimi naukowcy wykonywali echokardiografię, pobierali krew, a także mierzyli ciśnienie i tętno. Okazało się, że o ile u mężczyzn w odpowiedzi na stres psychiczny występowało więcej zmian w ciśnieniu i tętnie, o tyle u kobiet pojawiało się niedokrwienie serca oraz bardziej nasilone agregowanie płytek. Amerykanie zauważyli też, że w czasie wykonywania stresujących zadań dla pań charakterystyczne były większe wzrosty w zakresie negatywnych emocji oraz większe spadki w zakresie emocji pozytywnych. To studium pokazuje, że stres inaczej wpływa na zdrowie sercowo-naczyniowe mężczyzn i kobiet. Musimy brać to pod uwagę, badając i lecząc pacjentów [...]. Trzeba przeprowadzić kolejne studia, które pomogą ocenić związek międzypłciowych różnic w reakcji serca i długoterminowych rezultatów - podsumowuje dr Zainab Samad. « powrót do artykułu
  13. Mazhar Ali, student z Princeton University, przez pięć lat swojej uczelnianej kariery badał nadprzewodniki. Niedawno wziął na warsztat ditellurek wolframu (WTe2) i dokonał zdumiewającego odkrycia. Ali poddał swoją próbkę działaniu pola magnetycznego. Miało to pozbawić ją ewentualnych właściwości nadprzewodzących. Zauważył wówczas, że oporność próbki zwiększyła się dwukrotnie. Zaintrygowany poprosił innego studenta, Juna Xionga, o pomoc w zmierzeniu magnetooporności WTe2. Kolejny eksperyment wykazał, że magnetooporność materiału – czyli zmiana oporności pod wpływem pola magnetycznego – wydaje się rosnąć bez końca. Nigdy wcześniej nie zaobserwowano takiego zjawiska. W końcu młodzi uczeni poddali swoją próbkę działaniu pola magnetycznego o mocy 60 tesli. Zmierzona magnetooporność wynosiła wówczas 13 000 000 procent oporności początkowej. Ditellurek wolframu jest jak dotąd jedynym materiałem, w którym nie zauważono granicy wzrostu magnetooporności. Odkrycie studentów z Princeton może mieć olbrzymie znaczenie m.in. dla przyszłości pamięci masowych. W urządzeniach takich jak dyski twarde wartości binarne (0 i 1) przechowywane w komórkach pamięci, są przełączane za pomocą pola magnetycznego. Im większa magnetooporność tym mniejsze pole magnetyczne jest wymagane do przełączenia. Obecnie w praktycznych zastosowaniach korzysta się z warstwowych materiałów wykazujących tzw. gigantyczną magnetooporność, czyli rezystancję rzędu 20 000 – 30 000 procent. Wcześniej odkryto też kolosalną magnetorezystancję, bliską 100 000 procent. Teraz wiemy, że istnieje magnetorezystancja rzędu 13 000 000 procent. Studenci chcieli oczywiście dowiedzieć się, co dzieje się wewnątrz materiału, który badali. O pomoc poprosili Jinga Tao z Brookhaven National Laboratory. Jing to świetny specjalista od mikroskopów, a Brookhaven ma niesamowite możliwości. Jedną z nich jest możliwość mierzenia dyfrakcji w temperaturze 10 kelwinów. Niewiele osób na świecie potrafi to zrobić, a Jing jest właśnie taką osobą - mówi profesor Bob Cava, w którego laboratorium pracuje Mazhar Ali. Badania pod mikroskopem elektronowym ujawniły, że w materiale znajdują się wolframowe dimery. To znaczne odstępstwo od standardowo spotykanej struktury ośmiościanu foremnego. Naukowcy spekulują, że brak punktu nasycenia i ciągły wzrost oporności wynika z niemal idealnej równowagi pomiędzy elektronami a dziurami. Dlatego też w WTe2 magnetorezystancja pojawia się tylko wówczas, gdy pole magnetyczne przyłożone jest w odpowiednim kierunku. To z kolei może być przydatne w skanerach, gdzie zastosowanie licznych urządzeń z WTe2 pozwoli np. na określenie pozycji pól magentycznych. « powrót do artykułu
  14. Zdaniem australijskich astronomów we wszechświecie jest o połowę mniej ciemnej materii niż sądzimy. Naukowcy obliczyli, że masa ciemnej materii znajdującej się w Drodze Mlecznej wynosi 800 miliardów mas Słońca. Gwiazdy, pył, ty, ja i wszystko, co możemy zobaczyć stanowi jedynie około 4% wszechświata. Około 25% to ciemna materia, a cała reszta to ciemna energia - mówi astrofizyk Prajwal Kafle z Uniwersytetu Zachodniej Australii. Kafle obliczył masę ciemnej materii badając prędkość gwiazd w naszej galaktyce. Uwzględnił przy tym gwiazdy znajdujące się na krawędziach galaktyki. Te obiekty nigdy nie zostały szczegółowo zbadane. Obliczenia uczonego pozwalają na rozwiązanie jednej z zagadek dotyczących formowania się galaktyk. Obecna teoria opisująca formowanie się galaktyk, zwana modelem Lambda-CDM, przewiduje, że wokół Drogi Mlecznej powinniśmy gołym okiem widzieć grupę dużych galaktyk satelitarnych. Jednak ich nie widzimy - mówi Kafle. Jeśli jednak wykorzystamy nasze obliczenia dotyczące masy ciemnej materii, to okazuje się, że powinniśmy mieć do czynienia tylko z trzema galaktykami satelitarnymi. I tak właśnie jest. Mamy Wielki Obłok Magellana, Mały Obłok Magellana i SagDEG (Sagittarius Dwarf Elliptical Galaxy). Badania Kafle'a pozwalają też na dokonanie wielu interesujących obliczeń. Można się z nich na przykład dowiedzieć, że ucieczka z pola grawitacyjnego naszej galaktyki, wymaga rozpędzenia się do prędkości 550 km/s. « powrót do artykułu
  15. Na stanowisku w Tourville-la-Rivière w dolinie Sekwany znaleziono 3 kości długie lewej ręki (ramienną, łokciową i promieniową) sprzed 183-236 tys. lat. Analizy morfologiczna i metryczna sugerują, że należały do neandertalczyka. To bardzo istotne odkrycie, bo ludzkie skamieniałości ze środkowego plejstocenu są bardzo rzadkie w północno-zachodniej Europie. Poza 2 częściowo zachowanymi czaszkami z Biache-Saint-Vaast we Francji, wszystkie znane ludzkie szczątki z tego okresu pochodzą z 10 stanowisk na terenie Niemiec lub Anglii. Autorzy artykułu z PLoS ONE wspominają o nieprawidłowościach w budowie guzowatości naramiennej kości ramiennej. Choć współcześnie entezopatie mają wieloraką etiologię, w przypadku neandertalczyka z Tourville-la-Rivière przyjęto najprostsze z możliwych wyjaśnień - biomechaniczne, a konkretnie jeden poważniejszy uraz. Ogólne ukształtowanie guzowatości jest wynikiem mikro- i makrourazów, do których dochodziło podczas powtarzalnych ruchów przypominających rzucanie (podobne anomalie widuje się u zawodowych sportowców). To najstarsze fosylia znalezione w pobliżu Paryża, [można więc powiedzieć, że] mamy do czynienia z najstarszym paryżaninem - opowiada dr Bruno Maureille. Ponieważ naukowcy dysponują tylko 3 kośćmi, niewiele można powiedzieć o ich właścicielu. Wydaje się, że był on wyrostkiem lub młodym dorosłym. Mocna budowa zasugerowała zaś neandertalskie pochodzenie. Chris Stringer z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie podkreśla, że jeśli Francuzi prawidłowo zinterpretowali wygląd guzowatości naramiennej, pojawiłaby się ważna wskazówka, że włócznie miotane były używane w Europie ok. 200 tys. lat temu, a [jak pamiętamy], wielu ekspertów podawało tę możliwość w wątpliwość. Zgodnie z rozpowszechnioną teorią, neandertalczycy oraz wcześni ludzie polegali raczej na włóczniach do konfrontacyjnego polowania [i walki] wręcz i dopiero ludzie współcześni udoskonalili tę technikę. « powrót do artykułu
  16. Amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia (NIH) finansują konsorcja medyczne, których celem jest opracowywanie leków na rzadkie choroby. Naukowcy z 22 takich konsorcjów współpracują obecnie z przedstawicielami 98 organizacji skupiających osoby cierpiące na rzadkie choroby. W bieżącym roku podatkowym NIH sfinansowały tę współpracę kwotą 29 milionów dolarów. Obecnie znanych jest kilka tysięcy rzadkich chorób, a tylko dla kilkuset z nich istnieją leki. Szacuje się, że na różnego typu rzadkie schorzenia cierpi 25 milionów Amerykanów. Opracowywanie leków na rzadkie choroby napotyka liczne trudności. Choroby takie trudno jest zdiagnozować, pacjenci oraz specjaliści zajmujący się tymi chorobami są bardzo rozproszeni, choroby takie postrzegane są jako ryzykowne, brakuje też danych z badań, podczas których grupa pacjentów byłaby obserwowana przez dłuższy czas. W 2003 roku z inicjatywy NIH powstała Sieć Badań Klinicznych nad Rzadkimi Chorobami (Rare Diseases Clinical Research Network – RDCRN). Od tamtej pory w badaniach klinicznych zorganizowanych przez RDCRN wzięło udział 29 000 osób. Obecnie w ramach sieci pracuje około 2600 specjalistów, którzy prowadzą 91 różnych programów badawczych. Jednym z sukcesów RDCRN jest opracowanie trzech leków pomagającym osobom z zaburzeniem cyklu ornitynowego. U pacjentów cierpiących na to genetyczne schorzenie występuje brak jednego z enzymów, przez co cykl ornitynowy – w czasie którego z krwioobiegu usuwany jest toksyczny amoniak – nie przebiega prawidłowo. Prawdziwą wartością RDCRN jest możliwość zgromadzenia wysokiej jakości danych. Informacje takie pozwalają nam lepiej opisać populację pacjentów, zainteresować badaniami przemysł farmaceutyczny i dzielić się informacjami na temat leczenia rzadkich chorób - mówi Pamela M. McInnes z NIH. W ramach tegorocznej transzy finansowej utworzono sześć nowych konsorcjów. Trzy z nich będą się zajmowały chorobami neurologicznymi, a celem pozostałych będą choroby kości, alergie pokarmowe oraz choroby płuc. « powrót do artykułu
  17. Doktor Glen Boyle i jego zespół z australijskiego QIMR Berghofer Medical Research Intitute wykorzystali lek z nasion rośliny tropikalnej do zniszczenia guzów nowotworowych. Przedkliniczne badania laboratoryjne wykazały, że pojedyncza injekcja środka EBC-46 prowadzi do szybkiego rozpadu wielu guzów. Eksperymenty prowadzono na modelach ludzkich guzów. Uzyskaliśmy świetne wyniki wprowadzając EBC-46 bezpośrednio do guzów czerniaka oraz nowotworów głowy, szyi i okrężnicy. W większości przypadków pojedyncza injekcja spowodowała, że w ciągu 4 godzin komórki nowotworowe utraciły zdolność do przeżycia, co w konsekwencji doprowadziło do rozpadnięcia się guza - mówi Boyle. EBC-46 działa m.in. w ten sposób, że odcina dopływ krwi do guza. EBC-46 to środek produkowany z nasion owoców drzewa Hylandia dockrillii, które rośnie w lasach deszczowych stanu Queensland. Środek został odkryty przez firmę EcoBiotics. Trwają prace nad stworzeniem lekarstwa dla ludzi i zwierząt. Dotychczas eksperymentalny lek weterynaryjny wielokrotnie pomagał zwierzętom, w tym psom, kotom i ludziom. Obecnie lekarstwo dla zwierząt przechodzi formalna badania kliniczne w Australii i USA. Urzędy wciąż nie wydały zgody na rozpoczęcie pierwszej fazy badań klinicznych u ludzi. Gdy zgoda taka zostanie uzyskana, EBC-46 będzie testowany jedynie na guzach, do których można zaaplikować go bezpośrednio bądź miejscowo. Nie mamy żadnych dowodów sugerujących, że EBC-46 działa w przypadku nowotworów, które dały przerzuty - mówi Boyle. « powrót do artykułu
  18. Bez względu na zawartość kofeiny, kawa obniża poziom enzymów wątrobowych. Autorzy wcześniejszych badań ustalili, że spożycie kawy zmniejsza ryzyko rozwoju cukrzycy, chorób sercowo-naczyniowych, niealkoholowego stłuszczenia wątroby, marskości oraz nowotworu tego narządu. Wcześniejsze studia pokazały, że picie kawy może wywierać ochronny wpływ na wątrobę. Nie było jednak jasne, czy korzyści rozciągają się również na kawę bezkofeinową - wyjaśnia dr Qian Xiao z Narodowego Instytutu Badania Nowotworów. By wyjaśnić tę kwestię, akademicy posłużyli się danymi ze studium U.S. National Health and Nutrition Examination Survey (NHANES, 1999-2010). Badana populacja składała się z 27.793 osób w wieku 20 lat lub starszych, w przypadku których poznano dobowe spożycie kawy. Mierzono poziom kilku markerów działania wątroby, w tym aminotransferaz alaninowej (AlAT) i asparaginianowej (AspAT), fosfatazy alkalicznej (ALP) oraz glutamylotransferazy (GGT). Okazało się, że ochotnicy, którzy wspominali o piciu 3 lub więcej kubków kawy dziennie, mieli niższy poziom AlAT, AspAT, ALP i GGT niż ludzie niepijący kawy. Naukowcy stwierdzili, że działo się tak również u ludzi spożywających wyłącznie kawę bezkofeinową. Xiao podkreśla, że wiedząc już, że nie chodzi o kofeinę, w ramach przyszłych badań jego zespół spróbuje zidentyfikować związek lub związki, które korzystnie wpływają na wątrobę. « powrót do artykułu
  19. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona w St. Louis opisali owrzodzenie Marjolina, powiązane z alergią na metale z implantów ortopedycznych. Owrzodzenie Marjolina to nowotwór, najczęściej rak kolczystokomórkowy, który rozwija się na podłożu przewlekłych owrzodzeń i blizn. Stopy metali mają sprawić, że implanty ortopedyczne będą bardziej wytrzymałe. Jeśli jednak wszczepi się je w pobliżu skóry, u osób wrażliwych m.in. na nikiel, chrom i kobalt może się rozwinąć przewlekły stan zapalny, który sprzyja rozwojowi nowotworów skóry. Autorzy artykułu z Journal of Clinical Investigation zwrócili uwagę na tę zależność dzięki pacjentce, której do złamanej kostki wszczepiono śrubę. Po operacji na kostce, w pobliżu umiejscowienia implantu, rozwinęła się wysypka. Okazało się, że chora był uczulona na nikiel, więc lekarze z innego szpitala musieli usunąć implant. Mimo to wysypka się utrzymała, a po paru latach rozwinęło się owrzodzenie Marjolina. Diagnoza zaskoczyła lekarzy, bo kobieta miała mniej niż 50 lat, a choroba ta jest bardzo rzadka u młodych i skądinąd zdrowych osób. Owrzodzenie Marjolina najczęściej występuje u pacjentów z historią nowotworów skóry, ale tutaj nie było o tym mowy. By sprawdzić, czy zapalenie związane z implantem miało jakiś wpływ, Amerykanie rozpoczęli badania na mysim modelu alergii kontaktowej. Zespół wykazał, że alergia kontaktowa ściąga do miejsca reakcji (wysypki) różne komórki i cząsteczki zapalne. Jeśli alergen znajduje się gdzieś długo, tak jak się to dzieje w przypadku implantu, zmienia się profil mobilizowanych komórek i cząsteczek. Nowa ich "mieszanka" sprzyja rozwojowi nowotworu. Kiedy zespół z St. Louis zbadał komórki i cząsteczki biorące udział w przewlekłej alergii kontaktowej, zidentyfikował kilka powiązanych wcześniej z rozwojem guzów. Niektóre z komórek i cząsteczek wyodrębniono też z biopsji kostki opisywanej pacjentki. Obecnie naukowcy próbują ustalić, jakie komórki zapalane i cząsteczki w największym stopniu wspierają rozwój nowotworu. Jeśli jest się na coś uczulonym, należy przede wszystkim unikać tego czegoś. Nasza pacjentka nie mogła tego jednak zrobić. Nieco niklu musiało przeniknąć do tkanek i nadal występowało w skórze po usunięciu implantu. To tak, jakby ktoś uczulony na sumak jadowity trzymał go na skórze - wyjaśnia dr Wayne M. Yokoyama. Akademicy sądzą, że pacjentów z metalowymi implantami w pobliżu skóry należy monitorować pod kątem takiego stanu zapalnego. Uzyskane wyniki przyczynią się też zapewne do rozpoczęcia debaty, czy przygotowując kogoś do operacji, lekarze powinni przeprowadzać testy wrażliwości na metale. Istnieją wersje pewnych implantów wolne od alergenów. Mogą być droższe lub mniej wytrzymałe, ale dla niektórych pacjentów [...] to najlepsza opcja - dodaje dr Shadmehr Demehri. Przewlekłe zapalenie wywołane przez implanty może prowadzić do bólu i opuchnięcia stawów. Kiedy taki implant znajduje się w pobliżu skóry, u mniej niż 5% pacjentów rozwinie się zapalna wysypka. « powrót do artykułu
  20. Międzynarodowy zespół archeologów, który po ponad 100 latach powrócił na miejsce zatonięcia słynnego wraku, na którym znaleziono starożytny komputer – mechanizm z Antikythery. Okazało się, że wrak kryje kolejne niezwykłe tajemnice. Grecko-amerykański zespół najpierw wykonał trójwymiarową mapę dna, a następnie przystąpił do wydobywania ładunku statku. Tak jak przypuszczano, znaczna część przedmiotów, które przewoziła jednostka, wciąż leży zagrzebana w mule. Znaleziono m.in. ponad metrowej długości ołowiane kotwice, jednak najbardziej zdumiewający był duży obszar, na jakim rozrzucony jest ładunek. Przedmioty pokrywają 300 metrów dna, a to wskazuje, że przewożąca go jednostka mogła mieć nawet 50 metrów długości. To największy starożytny wrak jaki kiedykolwiek został odkryty. To Titanic starożytnego świata - mówi Brendan Foley z Woods Hole Oceanographic Institution. Z morskiego dna wydobyto m.in. pięknie zdobiony kubek, fragment zdobionej nogi z łóżka 2-metrowej długości włócznię z brązu. Jest ona zbyt duża i ciężka, by mogła służyć jako broń. Zdaniem Foleya włócznia była częścią posągu naturalnych rozmiarów. Być może przedstawiał on Atenę. Foley przypomina, że w 1901 roku poławiacze gąbek, którzy odkryli wrak, znaleźli też cztery wielkie marmurowe konie. Mogły być więc one częścią rzeźby przedstawiającej wojownika (Atenę?) na rydwanie ciągniętym przez cztery konie. Wrak z Antikythery jest datowany na lata 70-60 przed Chrystusem. Statek przewoził prawdopodobnie luksusowe dobra z Azji Mniejszej do Rzymu. Wyspa Antikythera znajduje się pośrodku tej ważnej w starożytności drogi handlowej. Jednostka zatonęła prawdopodobnie w wyniku gwałtownego sztormu, który rzucił ją na przybrzeżne skały. Statek znajduje się na głębokości ponad 40 metrów. To zbyt dużo, by bezpiecznie pracować tam w zwykłych kombinezonach. Na potrzeby prac arechologicznych opracowano nowy system do nurkowania, który pozwolił na przebywanie pod wodą nawet przez 3 godziny. Prace archeologiczne będą kontynuowane w przyszłym roku. « powrót do artykułu
  21. Koniec kultury egejskiej i greckiej epoki brązu mógł nastąpić 70-100 lat wcześniej niż się obecnie sądzi. Podręczniki podają, że zmierzch epoki brązu na ziemiach greckich nastąpił około 1025 roku przed naszą erą. Data ta została skorygowana właśnie przez archeologów z University of Bimingham, którzy na podstawie kości zwierząt, szczątków roślinnych i pozostałości budynków z Assiros na północy Grecji ocenili, że należy ją przesunąć być może nawet o cały wiek wstecz. W poprawieniu danych archeologom pomagali uczeni z University of Oxford i Akademie der Wissenschaften Heidelberg, którzy wykorzystali nowoczesne metody statystyczne i na ich podstawie stwierdzili, że nowe szacunki zostały wykonane z dokładnością rzędu 95,4%. Do niedawna chronologia późnych okresów greckiej epoki brązu była całkowicie oparta o daty z Egiptu i Bliskiego Wschodu oraz o datowanie przedmiotów takich jak minojska i mykeńska ceramika czy egipskie skarabeusze. Jeśli jednak zaakceptujemy dane z datowania radiowęglowego – a nie ma powodu, by ich nie akceptować – to musimy przemyśleć długą sekwencję dat pomiędzy połową XIV a początkiem XI wieku przed Chrystusem - mówi doktor Ken Wardle z University of Birmingham. To bardzo istotna korekta i jest ważna nie tylko dla historii Grecji, ale dla całego kontekstu Śródziemiomorza. Wpływa ona na zrozumienie związków pomiędzy różnymi obszarami, w tym – będących przedmiotem gorących sporów – osadnictwa w Izraelu i Hiszpanii. Warto tutaj zauważyć, że przesunięcie datowania końca greckiej epoki brązu o około 100 lat zgadza się z propozycją naukowców z University of Chicago, którzy przed kilkoma miesiącami stwierdzili, że Stela Burzy opisuje pogodę po wybuchu Thery (Santorini), a zatem chronologię Egiptu również należy skorygować o kilkadziesiąt lat. « powrót do artykułu
  22. Odkrycie nowej cząstki subatomowej zmieni nasze rozumienie sił działających w jądrze atomu, twierdzą autorzy badań. Nowa cząstka, mezon Ds3*(2860)-, została zauważona przez zespół kierowany przez uczonych z University of Warwick, którzy analizowali dane z detektora LHCb stanowiącego część Wielkiego Zderzacza Hadronów. Mezon ten łączy się z innymi w sposób podobny, jak czynią to protony. Będzie go łatwo badać, zapewniają uczeni. Cząstka Ds3*(2860)- zawiera ciężki kwark powabny, zatem teoretykom będzie łatwiej obliczyć jej właściwości. A jako, że jej spin wynosi 3, to nie będzie wątpliwości, co to za cząstka. Z tego też powodu może być ona punktem odniesienia do przyszłych obliczeń teoretycznych. Udoskonalenie tych obliczeń zmieni nasze rozumienie sił działających wewnątrz jądra atomowego - mówi profesor Tim Gershon z Wydziału Fizyki University of Warwick. « powrót do artykułu
  23. Spadek liczby urodzin, obserwowany przede wszystkim w krajach rozwiniętych, to poważne zmartwienie dla polityków i ekonomistów. Jednak najnowsze szacunki przeprowadzone przez amerykańskich naukowców sugerują, że posiadanie mniejszej liczby dzieci jest opłacalne dla społeczeństwa. Spostrzeżenie takie stoi w sprzeczności z rozpowszechnioną opinią. Naukowcy z University of California Berkeley i East-West Center na Hawajach porównali dane ekonomiczne i dane dotyczące dzietności w 40 krajach. Odkryli, że umiarkowanie niska dzietność, nieco poniżej 2 dzieci na kobietę, zwiększa ogólny poziom życia społeczeństwa. Władze wolą, by dzieci rodziło się więcej. Dzięki temu bowiem zwiększa się ilość dostępnej siły roboczej i rośnie liczba podatników, którzy utrzymują państwo oraz system opieki zdrowotnej i osoby starsze. Jednak to nie rządy ponoszą koszty, a obywatele. Większa dzietność oznacza większe koszty dla rodziny, bo to właśnie ona, a nie rządy, ponoszą koszty ich wychowania. Z kolei większa liczba siły roboczej oznacza, że trzeba ponosić kosztowne inwestycje w fabryki, budynki biurowe, systemy transportu czy domy mieszkalne - mówi demograf Ronald Lee. Zamiast namawiać ludzi do posiadania większej liczby potomstwa, rządy powinny dostosować swoją politykę do nieuniknionego starzenia się społeczeństwa - dodaje Lee. Z obliczeń przeprowadzonych przez naukowców wynika na przykład, że w USA dzietność, jeśli popatrzymy na nią pod kątem potrzeb budżetu państwa, jest bliska idealnej. Jednak w niektórych krajach Europy i wschodniej Azji średnia dzietność jest tak niska, że zagraża standardowi życia społeczeństwa. To właśnie w takich krajach rząd powinien zachęcać do posiadania potomstwa. « powrót do artykułu
  24. Fuzja jądrowa może w przyszłości stać się niewyczerpanym źródłem czystej bezpiecznej energii. Jednak jednym z największych problemów stojących na przeszkodzie ku jej wykorzystaniu będzie cena. Jej koszty są znacznie wyższe niż koszty wykorzystania paliw kopalnych. Naukowcy z University of Washington (UW) zaprojektowali koncepcyjny reaktor fuzyjny, który – po przeskalowaniu go do wielkości dużej elektrowni – będzie mógł konkurować pod względem ekonomicznym z nowoczesną elektrownią węglową. Dokładne dane na temat reaktora oraz wyliczenie jego kosztów zostaną przedstawione za tydzień podczas Fusion Energy Conference w Sankt Petersburgu. „Obecnie to najbardziej opłacalna ze wszystkich opracowanych koncepcji reaktora fuzyjnego” - mówi profesor Thomas Jarboe z UW. Prace nad reaktorem rozpoczęły się podczas zajęć, jakie Jarboe prowadził przed dwoma laty. Gdy wykłady się zakończyły Jarboe i doktorant Derek Sutherland, który wcześniej projektował reaktory w ramach pracy na MIT, nadal rozwijali swój pomysł. Projekt dynomaka, bo tak nazwali swój reaktor, zakłada wykorzystanie pola magnetycznego utrzymującego plazmę w miejscu na tyle długo, by doszło do reakcji termojądrowej. Reaktor pomyślano jako system w dużej mierze samopodtrzymujący się. Ma on bez przerwy podgrzewać plazmę i utrzymywać odpowiednie warunki do rozpoczęcia reakcji. Ciepło z reaktora będzie podgrzewało środek chłodzący, który z kolei ma napędzać turbinę generującą prąd elektryczny. „To bardzo elegancki projekt, gdyż środek za pomocą którego dochodzi do fuzji jest jednocześnie wykorzystywany do pozyskania energii elektrycznej” - wyjaśnia Sutherland. Istnieje kilka różnych sposobów na wygenerowanie pola magnetycznego. Jego istnienie jest podstawowym warunkiem zajścia fuzji. Projekt z UW zakłada wykorzystanie sferomaka, czyli metody, w której większość pola magnetycznego jest generowane poprzez dostarczanie prądu do plazmy. Taka metoda pozwala na znaczne zmniejszenie rozmiarów reaktora i osiągnięcie sporych oszczędności. Dość wspomnieć, że najbardziej znany z reaktorów fuzyjnych – francuski Iter – jest znacznie większy, gdyż wykorzystuje nadprzewodzące magnesy. Jest przez to niemal 10-krotnie droższy, a może dostarczyć 5-krotnie mniej energii. Z analiz twórców nowej architektury reaktora wynika, że może on konkurować z elektrowniami węglowymi. Biorąc pod uwagę wszystkie koszty wyliczyli, że wybudowanie opracowanego przez nich reaktora o mocy 1 gigawata kosztowałoby 2,7 miliarda dolarów. Koszty budowy nowoczesnej elektrowni węglowej o tej samej mocy to 2,8 miliarda dolarów. Naukowcy przetestowali stworzony przez siebie niewielki prototyp pod kątem możliwości utrzymania plazmy. Potrzeba jeszcze wielu lat badań, by zwiększyć rozmiary reaktora, uzyskać plazmę o wyższej temperaturze oraz znaczącą produkcję energii. « powrót do artykułu
  25. W północnych regionach Gór Skalistych od 2009 roku obserwuje się szybkie wymieranie całych lasów składających się z sosny wysokogórskiej (Pinus albicaulis). Lasy są zabijane przez żuka z gatunku Dendrodocus ponderosae, którego populacja gwałtownie wzrosła w wyniku globalnego ocieplenia. Żuk ten doprowadził do wyginięcia setek tysięcy hektarów lasów. Zwierzę odgrywa zwykle pożyteczną rolę w gospodarce leśnej, gdyż atakuje stare lub słabe drzewa, przyspieszając wzrost roślin młodych i silnych. Jednak ocieplanie się klimatu spowodowało, że wskutek niezwykle ciepłych, suchych miesięcy letnich i łagodnych zim populacja żuka znacznie się zwiększyła. Wymieranie sosny wysokogórskiej to bardzo poważny problem. To najważniejszy i kluczowy gatunek dla całego ekosystemu. Od sosny zależy przetrwanie niedźwiedzi, wielu gatunków ptaków i innych zwierząt, dla których nasiona sosny stanowią bardzo ważny składnik diety. Eksperci obawiają się, że może dość do katastrofy całego łańcucha pokarmowego, spowodowanej gwałtownym spadkiem produktywności ogniwa znajdującego się na jego dole. Zdrowie sosny wysokogórskiej jest ściśle powiązane ze zdrowiem całego ekosystemu - mówi Jesse Logan, emerytowany entomolog z amerykańskiej Służby Leśnej. Tymczasem w samym Parku Yellowstone od roku 2009 żuki zniszczyły ponad 95% dużych sosen. Jeszcze do końca lat 90. temperatury w wyższych partiach gór były na tyle niskie, że większość żuków nie mogła przetrwać zimy. Jednak ostatnio sytuacja uległa zmianie, a drzewa narażone są na zagrożenie, z jakim rzadko mają do czynienia. Na szczęście specjaliści widzą też kilka pozytywnych sygnałów. Wydaje się, że niektóre drzewa są odporne na działanie szkodników. Z kolei inne żyją w miejscach, w których klimat wciąż chroni je przed żukami. Dobre wiadomości przynoszą też badania paleoklimatyczne. Uczeni z Montana State University przeanalizowali osady z jezior i odkryli, że w przeszłości sosna wysokogórska, pomimo wyższych niż obecnie temperatur i częstszych pożarów, rosła bujniej niż dzisiaj. Niewykluczone zatem, że sosna się odrodzi, chociaż niektórzy specjaliści wątpią, czy nastąpi to w przewidywalnej przyszłości. Trudno też wyrokować, jak dalszy wzrost temperatury wpłynie na możliwość odrodzenia się populacji sosny już po wygaśnięciu epidemii. Tym bardziej, że rosnąca temperatura może spowodować, iż znikną te obszary, na których klimat wciąż chroni drzewa przed żukami. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...