Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Na jednym z chińskich serwisów pojawiły się zdjęcia prawdopodobnie pierwszego smartfonu marki Microsoft. Zaś z urzędów regulujących rynek telekomunikacyjnych wyciekły informacje dotyczące złożonych tam dokumentów. Wygląda więc na to, że koncern z Redmond rzeczywiście już wkrótce rozpocznie sprzedaż smartfonów pod własną nazwą i zrezygnuje z marki Nokia. Z informacji z amerykańskiej Federalnej Komisji Komunikacji oraz urzędów chińskich i indonezyjskich wynika, że nowy smartfon korzysta z systemu Windows Phone 8.1 Update 1, jebo wymiary to 139,97x71 milimetrów, korzysta z 5-calowego wyświetlacza IPS o rozdzielczości 960x540 pikseli i został wyposażony w dwa aparaty fotograficzne. To urządzenie średniej klasy, plasujące się pomiędzy modelami Lumia 630 a Lumia 730. Niewykluczone, że będzie sprzedawane jako Microsoft Lumia 640 lub 645. Wydaje się, że nowy telefon powstał przede wszystkim z myślą o rynkach azjatyckich, jednak fakt złożenia dokumentów w FCC może wskazywać, że będzie on budżetowym telefonem w ofercie amerykańskich sieci telefonii komórkowej. « powrót do artykułu
  2. Archeolodzy wykonali zdjęcia lotnicze w wysokiej rozdzielczości 11 prehistorycznych Wielkich Kręgów (Big Circles) z Jordanii. Wszystkie poza jednym mają ok. 400 m średnicy. Nie wiadomo, czemu są tak podobne, ale ich wymiary są zbyt zbliżone, by można to było uznać za przypadek - podkreśla prof. David Kennedy z Uniwersytetu Zachodniej Australii. Analiza zdjęć oraz znalezionych na ziemi artefaktów sugeruje, że kręgi zbudowano co najmniej 2 tys. lat temu, mogą jednak być starsze. Kręgi tworzą murki o wysokości zaledwie kilkudziesięciu centymetrów. Ponieważ pierwotnie nie było w nich prześwitów, by dostać się do środka, trzeba było przeskoczyć ścianę. Choć trudno w to uwierzyć, mimo że piloci widywali Wielkie Kręgi już w latach 20. ubiegłego wieku, wielu naukowców nadal nie ma pojęcia o ich istnieniu. Kennedy i jego współpracownicy, którym zależy na zmianie tego stanu, podkreślają, że poza 11 sfotografowanymi kręgami w Jordanii znajduje się jeszcze jeden nieukończony. Stare zdjęcia satelitarne dokumentują też kolejne dwie struktury z Jordanii i Syrii. Niestety, obie zostały zniszczone (obiekt z Syrii z okolic miasta Hims w ostatnim dziesięcioleciu, a z Jordanii kilkadziesiąt lat temu). Wielkie Kręgi konstruowano głównie z miejscowych skał. Zakładając, że pracowało nad nimi po kilkadziesiąt osób, powstawały prawdopodobnie w mniej więcej tydzień. Dokładne odwzorowanie okręgu sugeruje, że co najmniej jeden człowiek pełnił obowiązki architekta i np. przywiązywał do słupka linę, odrysowując na ziemi pożądany wzór. Dywagując nad funkcjami kręgów, Kennedy (od 1997 r. szef Projektu Lotniczej Archeologii w Jordanii, AAJ, i współdyrektor Archiwum Fotografii Lotniczej dla Archeologii Środkowego Wschodu, APAAME) wyklucza przeznaczenie dla zwierząt. Tak niskie murki nie byłyby dla nich żadną barierą, a w środku nie ma żadnej infrastruktury pasterskiej. Rodzi się też podstawowe pytanie: po co zwierzętom zagrody o tak precyzyjnym kształcie? W jednym z kręgów na obrzeżach odkryto 3 stosy kamieni i choć mogłoby to wskazywać na pochówki, Kennedy podejrzewa, że usypano je, gdy kręgi przestały już spełniać swoją pierwotną rolę. Australijczyk podkreśla, że teraz przyszła kolej na badania naziemne. « powrót do artykułu
  3. Naukowcy pracujący pod kierunkiem należącego do NOAA (Narodowa Administracja Oceaniczna i Atmosferyczna) Biura Narodowych Sanktuariów Morskich, odkryli u wybrzeży Karoliny Północnej dwie jednostki z czasów drugiej wojny światowej. Niemiecki U-Boot 576 i frachtowiec Bluefields spoczęły na dnie w odległości 220 metrów od siebie. Statki znaleziono około 50 kilometrów od wybrzeży USA, na obszarze zwanym Cmentarzyskiem Atlantyku. Odkryliśmy miejsce ważnej bitwy, która była częścią Bitwy o Atlantyk. Obie jednostki spoczywają blisko siebie i pozwolą nam na ponowne zinterpretowanie ich historii - mówi Joe Hoyt z NOAA. Dnia 15 lipca 1942 roku konwój KS-520 podróżował z Norfolk w Virginii do Key West na Florydzie. Grupa 19 statków handlowych była eskortowana przez jednostki Marynarki Wojennej i Straży Wybrzeża USA. Konwój został zaatakowany w pobliżu Przylądka Hatteras. Okręt U-576 zatopił nikaraguański frachtowiec Bluefields i poważnie uszkodził dwa inne statki. Niemiecki okręt został zaatakowany przez samoloty z lotniskowca Kingfisher oraz przez statek handlowy Unicoi. Zatonął niemal jednocześnie z Bluefields. Większość ludzi kojarzy Bitwę o Atlantyk z zimnymi, pokrytymi lodem wodami Północnego Atlantyku. Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę, jak blisko wybrzeża USA toczyła się wojna. Bluefields i U-576 dostarczą nam nowych informacji na temat tego mało znanego rozdziału z amerykańskiej historii - mówi David Alberg odpowiedzialny za Monitor National Marine Sanctuary. Oba odnalezione wraki są chronione prawem międzynarodowym. Co prawda na Bluefields nikt nie zginął, jednak statek znajduje się na obszarze podwodnego cmentarza wojennego, którym stał się wrak U-576. Prawny spadkobierca III Rzeszy, Republika Federalna Niemiec, jest formalnym właścicielem zasobów wojskowych III Rzeszy, takich jak wraki okrętów czy samolotów. Republika Federalna Niemiec nie jest zainteresowana odzyskiwaniem szczątków U-576 i nie będzie uczestniczyła w ewentualnych pracach mających na celu wydobycie wraku. Panuje międzynarodowy konsensus co do tego, że wraki pojazdów lądowych, morskich i powietrznych zawierają szczątki poległych żołnierzy i są uznawane za cmentarz wojenny. Jako takie znajdują się pod szczególną ochroną i powinny, o ile to możliwe, pozostać w miejscu ich znalezienia, by polegli mogli spoczywać w pokoju - oświadczyło niemieckie MSZ. Amerykańskie prawo uznaje suwerenną własność państw, do których należą wraki. Obiekty takie nie zostają uznane za porzucone, a upływ czasu nie powoduje zmiany ich właściciela. NOAA oficjalnie przypomina, że każdy, kto chciałby przeprowadzać jakiekolwiek działania wokół takiego wraku musi najpierw uzyskać zgodę rządu, do którego wrak należy. Stany Zjednoczone zapewniają bezpieczeństwo wszelkim wrakom leżącym na ich terenie. « powrót do artykułu
  4. Dieta śródziemnomorska chroni przed przewlekłą niewydolnością nerek (PNN). Choć specjalistom udało się poczynić znaczne postępy w zakresie zabezpieczania przed przewlekłą niewydolnością nerek i jej rozwojem (wystarczy wspomnieć o walce z czynnikami ryzyka, np. nadciśnieniem i cukrzycą), u wielu osób funkcja nerek nadal pogarsza się z wiekiem. Mając to na uwadze, dr Minesh Khatri z Centrum Medycznego Uniwersytetu Columbii zaczął się zastanawiać, czy można sobie zapewnić dodatkowe korzyści, stosując odpowiednią dietę. Coraz więcej dowodów świadczy o tym, że choroba nerek wiąże się ze złą dietą, ale nie wiadomo, czy korzyści wynikające z diety śródziemnomorskiej rozciągają się także na stan zdrowia nerek. Dieta śródziemnomorska opiera się na zwiększonym spożyciu owoców, warzyw, ryb oraz zdrowych tłuszczów i jednoczesnym ograniczaniu konsumpcji czerwonego mięsa, pokarmów przetworzonych i słodyczy. Analiza danych 900 osób, których losy śledzono przez niemal 7 lat, wykazała, że każdemu 1-punktowemu wzrostowi wskaźnika Mediterranean diet score, który pozwala ocenić stopień przestrzegania diety śródziemnomorskiej, towarzyszyło aż 17-proc. zmniejszenie ryzyka przewlekłej niewydolności nerek. Wzorce dietetyczne blisko przypominające dietę śródziemnomorską (wynik ≥5) oznaczały spadek ryzyka PNN i szybkiego pogorszenia funkcji nerek o, odpowiednio, 50 i 42%. « powrót do artykułu
  5. Od 30 lat w całej Europie dochodzi do znacznego spadku liczebności ptaków, informują eksperci z University of Exter, The Royal Society for the Proteciton of Birds i Pan-European Common Bird Monitoring Scheme (PECBMS). Zauważono też, że wzrosła liczebność niektórych rzadszych gatunków ptaków. Przeprowadzone badania wykazały, że w ciągu 3 dekad populacja europejskich ptaków zmniejszyła się o 421 milionów osobników. Około 90% strat miało miejsce wśród 36 najbardziej rozpowszechnionych gatunków, takich jak wróbel zwyczajny, alauda, kuropatwa zwyczajna czy szpak. Szybki spadek liczebności najbardziej rozpowszechnionych gatunków to bardzo niepokojące zjawisko, gdyż właśnie te gatunki przynoszą nam najwięcej korzyści - mówi richard Inger z University of Exter. Mamy coraz więcej dowodów na to, że odpowiednia interakcja ze środowiskiem naturalnym jest kluczowa dla ludzkiego dobrostanu. Utrata znaczącej liczby ptaków może wpłynąć negatywnie na społeczeństwo - dodaje. Ptaki przynoszą nam bardzo wiele korzyści. Pomagają kontrolować populację szkodników, są bardzo ważnymi roznosicielami nasion, padlinożercy odgrywają niezwykle ważną rolę w usuwaniu martwej zwierzyny ze środowiska. Ponadto interakcja z ptakami to dla wielu ludzi ulubiony sposób spędzania wolnego czasu – lubią je obserwować, słuchać ich śpiewu czy dokarmiać. Nie wszystkie gatunki doświadczyły spadku liczebności. Odnotowano wzrost populacji błotniaka stawowego, kruka, myszłowa i kulonów. Najprawdopodobniej ma to związek z programami ochrony tych gatunków. Tak przynajmniej uważa Richard Gregory z RSPB, który przypomina, że np. bocian biały i błotniak stawowy to jedne z najlepiej chronionych ptaków Europy. Powyższe studium uświadamia konieczność zmiany myślenia o ochronie przyrody. Zwykle skupiamy się na gatunkach mniej licznych i zagrożonych. Tutaj jednak widzimy, że należy myśleć i działać całościowo, a ochrona powinna obejmować też te gatunki, które obecnie nie są zagrożone. Zdaniem specjalistów najważniejszymi przyczynami spadku liczebności ptaków są współczesne metody uprawy ziemi, rosnące zanieczyszczenie środowiska i fragmentacja habitatów. Nie wiadomo jednak, jaki jest względny wpływ każdego z tych czynników z osobna. Badania przeprowadzono na 144 gatunkach ptaków z Europy. Wykorzystano podczas nich tysiące indywidualnych badań prowadzonych w 25 krajach. « powrót do artykułu
  6. Obumieranie neuronów w chorobie Alzheimera uruchamia białko tau, a nie blaszki beta-amyloidu (Aβ). Odkrycie zmienia obowiązującą teorię rozwoju alzheimeryzmu, a także wyjaśnia, czemu niektóre osoby ze złogami amyloidowymi nie mają demencji. Obumieranie neuronów zachodzi, kiedy tau nie spełnia swojej funkcji. Polega ona na zapewnieniu struktury, która umożliwia komórce usunięcie niechcianych bądź toksycznych białek. Kiedy tau jest nieprawidłowe, białka te, w tym beta-amyloid, akumulują się w neuronach. Komórki zaczynają je wyprowadzać [...] do przestrzeni pozakomórkowej [neuropilu], tak by nie mogły działać toksycznie w ich wnętrzu. Ponieważ beta-amyloid jest lepki, zbija się w płytki - wyjaśnia dr Charbel E.-H. Moussa. Studium sugeruje, że komórki niszczy beta-amyloid, którego nie udało się wypchnąć, a nie Aβ zgromadzony w postaci blaszek na zewnątrz. Gdy tau nie działa prawidłowo, neurony nie mogą się pozbywać odpadów, na które składają się zarówno Aβ, jak i zmiany neurofibrylarne (anormalne tau). Neurony obumierają, a uwalniany z nich beta-amyloid przywiera do tworzącej się blaszki. Eksperymenty na modelach zwierzęcych pokazały, że przy działającym tau formuje się mniej blaszek. Kiedy białko tau wprowadzano do neuronów, które go nie miały, blaszki nie rosły. Nieprawidłowe tau jest skutkiem mutacji oraz starzenia. W przebiegu tego ostatniego część białka może nie działać prawidłowo, lecz jeśli prawidłowo zbudowanej reszty jest wystarczająco dużo, neurony radzą sobie z usuwaniem odpadów i nie obumierają. To wyjaśnia dezorientujące obserwacje kliniczne starszych osób, u których występują blaszki, ale nie demencja. Moussa od dawna szukał sposobu, by zmusić neurony do usuwania "śmieci". W ramach ostatniego studium wykorzystał nilotynib. Lek może działać, ale potrzeba do tego wyższego odsetka fizjologicznego niż patologicznego tau. Istnieją liczne taupatie, przy których nie tworzą się blaszki, np. otępienie czołowo-skroniowe z parkinsonizmem. Wspólnym winnym jest białko tau, dlatego lek pomagający mu spełniać swoje funkcje może zapobiec rozwojowi tego typu chorób. « powrót do artykułu
  7. Naukowcy przetestowali niewidoczne gołym okiem fluorescencyjne tatuaże do radioterapii. Postulują, że w odróżnieniu od tych wykonanych ciemnym tuszem, po zakończeniu leczenia nie przypominają one pacjentkom o przebytej chorobie, co korzystnie odbija się na ich samoocenie i pewności siebie. Zespół ze szpitala Royal Marsden w Londynie dodaje także, że chodzi tyleż o względy psychologiczne, co praktyczne, gdyż tradycyjny tatuaż, który wyznacza miejsca do naświetlań, jest np. słabiej widoczny u kobiet z ciemniejszą skórą. Brytyjczycy poprosili 42 pacjentki z rakiem piersi o określenie uczuć związanych z ciałem przed leczeniem i miesiąc po jego zakończeniu. Połowie zaoferowano fluorescencyjne tatuaże, widoczne tylko po oświetleniu ultrafioletem, a reszcie tradycyjne tatuaże wykonane ciemnym tuszem. Okazało się, że w grupie fluorescencyjnej miesiąc po zakończeniu terapii lepiej ze swoim ciałem czuło się 56% kobiet, w porównaniu do zaledwie 14% w grupie ze zwykłym tatuażem. Specjaliści twierdzą, że wykorzystanie fluorescencyjnych tatuaży nie zmniejsza dokładności zabiegu; wydłuża się tylko nieco czas jego przeprowadzenia. Zaproponowanie fluorescencyjnych tatuaży jako alternatywy dla wykonanych ciemnym tuszem może pomóc w wyeliminowaniu negatywnych odczuć w stosunku do własnego ciała, występujących po leczeniu u niektórych pacjentek - podkreśla radiolog Steven Landeg. Wg niego, choć obraz ciała jest kwestią subiektywną i nie na wszystkie kobiety znaczniki wpływają tak samo, byłoby dobrze, gdyby dzięki uzyskanym wynikom w przyszłości chore mogły wybierać między tymi dwiema opcjami. « powrót do artykułu
  8. Chińskie media twierdzą, że Państwo Środka posiada precyzyjny system laserowy, który pozwala na zestrzeliwanie małych dronów lecących na niewielkiej wysokości. Zasięg systemu wynosi 2 kilometry i jest on w stanie zniszczyć „różne małe samoloty” w ciągu 5 sekund od ich zlokalizowania. Agencja Xinhua informuje, że system taki może być wykorzystany „dla zapewnienia bezpieczeństwa podczas dużych wydarzeń na obszarach miejskich”. Może też być przydatny do zestrzeliwania pojazdów, które bez zezwolenia władz wykonują z powietrza zdjęcia. Chińskie lasery mogą zestrzelić pojazd znajdujący się na wysokości do 500 metrów i poruszający się z prędkością do 180 km/h. Chińczycy zapewniają, że ich nowy system zainstalowany na ciężarówce zestrzelił podczas niedawnego testu ponad 30 dronów, czyli wszystkie, jakie miał zestrzelić. System przyda się zarówno do zwalczania zagrożeń ze strony terrorystów, jak i pomoże zapewnić bezpieczeństwo oraz uniemożliwić nowe formy protestów podczas dużych imprez. « powrót do artykułu
  9. Naukowcy ze Stanowego Uniwersytetu Teksasu badają, czy infradźwiękowy szum związany z życiem miast nie jest jednym z czynników utrudniających rozmnażanie nosorożców w niewoli. Inne studia dotyczyły wpływu diety i fizycznego otoczenia, ale dr Suzi Wiseman, która przedstawiła swoje wstępne ustalenia na konferencji Amerykańskiego Stowarzyszenia Akustycznego w Indianapolis, sugeruje, że to dźwięki mają kluczowe znaczenie. Podczas wizyty w pewnych ogrodach zoologicznych możemy myśleć, że jest tam cudownie cicho, ale niewykluczone, że niektóre zwierzęta [m.in. nosorożce, żyrafy czy słonie] mają w tym zakresie odmienne zdanie, ponieważ w obszarach zabudowanych występuje dużo przewlekłego infrahałasu. Nosorożce słyszą dźwięki do poziomu 4 herców, podczas gdy ludzkie dziecko z nieuszkodzonym słuchem wychwytuje najwyżej dźwięki o częstotliwości 20 herców. Warto też przypomnieć, że podczas zabawy nosorożce umieją wydawać wysokie dźwięki. Krajobraz dźwiękowy jest czymś, co ogrody zoologiczne powinny wziąć pod rozwagę. To również coś, co można by poprawić - stwierdza Wiseman, dodając, że choć zoo oraz inne instytucje włożyły wiele wysiłku, by zwierzętom było tak wygodnie, jak to tylko możliwe, nikt tak naprawdę nie przyjrzał się hałasowi. Pani doktor chce nawiązać współpracę z opiekunami w zoo, by pomóc im w stworzeniu jak najlepszego środowiska. Wiseman i jej współpracownicy zaczęli od nagrania odgłosów z wybiegu dla nosorożców w Fossil Rim Wildlife Center. Ośrodek ma na koncie wiele sukcesów związanych z rozmnażaniem zagrożonych gatunków, dlatego nagrania będą przykładem zdrowego krajobrazu dźwiękowego. Obecnie trwa analiza zgromadzonego materiału. Naukowcy mają też zamiar rozbudować swoją bazę danych o inne środowiska. Próbuję uzyskać jak najwięcej danych o całym krajobrazie dźwiękowym różnych centrów, tak by móc je dokładnie ze sobą porównywać. Po zakończeniu tego etapu badań zespół Wiseman będzie mógł doradzać w zakresie ochrony dźwiękowej, norm lub najlepszych lokalizacji wybiegów różnych zwierząt na terenie zoo. « powrót do artykułu
  10. Specjaliści prowadzący śledztwo w sprawie katastrofy maszyny SpaceShipTwo zauważyli, że mechanizm, który pomagał samolotowi w wejściu w atmosferę, został uruchomiony zbyt wcześnie. Eksperci nie wykluczają zatem, że wypadek był spowodowany błędem pilota. Christopher Hart, przewodniczący NTSB (Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu) podkreślił, że jest zbyt wcześnie, by przesądzać o przyczynach katastrofy. Podczas konferencji prasowej Hart powiedział, że ruchomy ogon, który pozwalał SpaceShipTwo na powrót w atmosferę, powinien być uruchamiany, gdy pojazd porusza się z prędkością około 1,4 razy większą niż prędkość dźwięku. Tymczasem zaczął się obracać przy prędkości Mach 1. Na materiale wideo z kabiny widać, że drugi pilot włącza wspomniany mechanizm zbyt wcześnie. Około 2 sekund później ogon zaczął zmieniać geometrię. Nie twierdzę, że to była przyczyna katastrofy. Przed nami wiele miesięcy pracy - mówi Hart. Na pytanie dziennikarzy, czy NTSB bierze też pod uwagę błąd pilota, Hart powiedział: Nie wykluczamy żadnej możliwości. Sprawdzamy wszystko, by dowiedzieć się, co było główną przyczyną wypadku. Już obecnie wiadomo, że na pokładzie nie doszło do eksplozji. Przypomnijmy, że pierwsze doniesienia mówiły o wybuchu, a jako że SpaceShipTwo testował nowe paliwo, wszystko układało się w logiczną całość. Jednak śledczy odnaleźli już silnik oraz zbiornik paliwa i wiedzą, że do eksplozji nie doszło. Silnik działał prawidłowo aż do momentu rozpoczęcia składania ogona - mówi Hart. W katastrofie pojazdu zginął 39-letni drugi pilot Michael Alsbury. Przeżył ją 43-letni Peter Siebold, który zdołał wyskoczyć ze spadochronem. « powrót do artykułu
  11. Chiński rząd jest kolejnym, który zapowiada, że zastąpi Windowsa Linuksem. W ostatnich latach głośne zapowiedzi tego typu migracji spaliły na panewce. Pekin już jakiś czas temu oznajmił, że Windows 8 to spyware. W Państwie Środka od dłuższego czasu rozwijana jest też własna wersja Linuksa. Teraz rządzący zapowiadają, że do roku 2020 zastąpi ona Windows na urzędowych komputerach. Trudno w tej chwili orzec, jakie są szanse powodzenia tak ambitnego planu. Pamiętamy przecież historię Kylina – innej chińskiej wersji Linuksa – który miał zastąpić, i nie zastąpił, Windows. Wersję, która ma odnieść sukces, nazwano NeoKylin. Profesor Ni Guangnan z Chińskiej Akademii Inżynierii, opracował plan przechodzenia wszystkich rządowych maszyn – od mainframe'ów po pecety – z Windows na Linuksa. Każdego roku nowy system ma być instalowany na 15% (±10%) rządowych maszyn. Rezygnacja z Windows to jeden z etapów planu zmniejszania zależności Chin od zagranicznych technologii. « powrót do artykułu
  12. Prywatny przemysł kosmiczny doświadczył kolejnego – po katastrofie rakiety Antares – poważnego ciosu. Media doniosły właśnie, że doszło do katastrofy SpaceShipTwo firmy Virgin Galactic. Przedsiębiorstwo poinformowało, że podczas pierwszego od dziewięciu miesięcy lotu testowego pojazd doświadczył „poważnej anomalii”. Miała ona miejsce po tym, jak SpaceShipTwo oddzielił się od samolotu WhiteKnightTwo, który wyniosł go w powietrze. Po odpaleniu przez SpaceShipTwo silników rakietowych doszło do eksplozji, a szczątki pojazdu spadły na pustynię Mojave. „Samolot WhiteKnightTwo wylądował bezpieczne. Martwimy się przede wszystkim o pilotów SpaceShipTwo. Ich los jest nieznany” - oświadczyli przedstawiciele Virgin Galactic. AKTUALIZACJA: Kalifornijska policja autostradowa informuje, że 1 osoba zginęłą, a 1 jest poważnie ranna. Nie wiadomo jeszcze, kim są ofiary. Na pokładzie SpaceShipTwo znajdowało się dwóch pilotów. Mieli ze sobą spadochrony. Biuro szeryfa w Kern County poinformowało, że oba spadochrony były widziane w powietrzu. Od czasu poprzedniego testu SpaceShipTwo, który miał miejsce w styczniu bieżącego roku, Virgin Galactic zmieniła paliwo w swoim pojeździe. Nowa mieszanka, bazująca na tworzywach sztucznych, miała zapewnić silnikowi więcej mocy. Dzisiejszy test rozpoczął się od trzygodzinnego oczekiwania na pustyni Mojave. Załoga SpaceShipTwo, który był podwieszony pod podwoziem WhiteKnightTwo musiała czekać, aż wieża kontrolna upewni się, że pogoda pozwala na przeprowadzenie testu. Po starcie WhiteKnightTwo przez 45 minut wchodził na wysokość ponad 15 kilometrów, gdzie SpaceShipTwo został zwolniony i miał odbyć lot testowy. Jego celem było sprawdzenie zdolności pojazdu do odbywania lotów na granicy przestrzeni kosmicznej. Jeszcze przed końcem roku SpaceShipTwo miał odbyć kolejny test, tym razem już w samej przestrzeni kosmicznej, czyli na wysokości 100 kilometrów nad Ziemią. Pierwszy komercyjny lot SpaceShipTwo zaplanowano na przyszły rok. Virgin Galactic ma już 700 klientów, z których każdy zapłacił 250 000 USD za lot. « powrót do artykułu
  13. Satelita NASA Solar Dynamics Observatory (SDO) wykonał 8 października dwa zdjęcia Słońca, które po połączeniu oraz zmianie kolorów na pomarańczowy i złoty dały coś, co do złudzenia przypomina dyniową latarnię na Halloween (ang. Jack-o'-lantern). Aktywne regiony korony wydają się jaśniejsze, bo emitują więcej światła i energii. W kolażu wykorzystano zdjęcia w dwóch długościach fal z zakresu UV: 171 i 193 Å. SDO został wyniesiony w przestrzeń kosmiczną 11 lutego 2010 roku. Misja podstawowa ma potrwać 5 lat. « powrót do artykułu
  14. Eksperyment przeprowadzony w Morzu Północnym u wybrzeży Norwegii wykazał, że martwe meduzy wcale nie są niejadalne. Wcześniej - na podstawie nielicznych obserwacji losów ciał zwierząt po inwazjach - zakładano, że opadają one na dno, tworząc stosy, które z braku zainteresowania po prostu wolno się rozkładają. Zespół Daniela Jonesa z Narodowego Centrum Oceanograficznego w Southampton opuścił na dno platformę wyposażoną w kamerę poklatkową. Znajdowała się na niej nieżywa meduza. Nagranie pokazało, że kąsek zwabił rozmaitych padlinożerców, w tym śluzice, kraby czy homary. Padlina zniknęła w zaledwie 2,5 godz. W szczycie w uczcie brało udział ponad 1000 zwierząt, m.in. obunogi. Co istotne, wskaźnik padlinożerstwa nie różnił się istotnie od swojego odpowiednika w przypadku truchła ryby o podobnej masie. Wyniki były bardzo zaskakujące, bo spodziewaliśmy się powolnego rozkładu bakteryjnego, a nie szybkiego zjadania padliny przez ryby i skorupiaki. Autorzy artykułu z Proceedings of the Royal Society B zaznaczają, że ustalenia mają duże znaczenie dla modelowania wpływu masowego pojawiania się meduz na morską bioróżnorodność. Warto przypomnieć, że choćby przez ocieplenie klimatu zjawisko to staje się coraz intensywniejsze. Wyniki zespołu Jonesa sugerują, że węgiel i inne pierwiastki czy związki z padłych meduz wracają do głębinowego łańcucha pokarmowego. Tzw. jeziora meduz nie są więc ekologicznym ślepym zaułkiem. « powrót do artykułu
  15. Po kilku latach prac naukowcy ze szwajcarskiej firmy ogrodniczej Lubera wyhodowali nową odmianę jabłek Paradis Sparkling. Kęs owocu wywołuje w ustach podobne wrażenia, co napoje gazowane. Efekt występuje wyłącznie przy gryzieniu, wyciśnięty sok wcale bowiem nie musuje. Po kilku próbach ulepszenia jabłka, w wyniku skrzyżowania odmian Resi i Pirouette wreszcie udało się uzyskać właściwe natężenie "musowania" soku. Pierwsze egzemplarze można już zamawiać za pośrednictwem brytyjskiej witryny Lubery. Dwuletnie drzewka w donicy kosztują 34,4 GPB, czyli ok. 55 dol. Firma podbija zainteresowanie, podkreślając, że właściwa sprzedaż rozpocznie się dopiero wiosną przyszłego roku, a teraz klientom oferuje się pulę ok. 100 sadzonek. Jak opowiada Robert Maierhofer, kierownik produkcji w Luberze, jabłko ma delikatną teksturę, ale wystarczy odgryźć większy kęs, by otwierające się w ustach duże komórki [miąższu] uwolniły dużo cierpko-słodkiego soku, dając wrażenie musowania. Sam sok nie musuje. Jeśli się go wyciśnie, nic się z nim nie dzieje. To tylko wrażenie powstające w ustach. Ze strony Lubery można się dowiedzieć, że wszystko zaczęło się we wrześniu 2006 r. Właściwe drzewko, którego owoce nie prezentowały się najlepiej, prawie ominięto, sytuację uratowała jednak intuicja jednego z pracowników. Spróbowawszy owocu, sporządził on następującą notatkę: kwaśne, słodkie i cierpkie. Tabletka musująca, naprawdę unikatowa tekstura. Choć to się rzadko zdarza w hodowli, już rok później odmianie nadano nazwę. Wystarczyło, że Tomi Hungerbühler wgryzł się w jabłko nr 85, by ochrzcił kultywar mianem "Sparkling". Choć twórcy nie szczędzą nowej odmianie pochwał, mają także świadomość jej negatywnych cech. W tym samym roku na tym samym drzewku mogą się bowiem pojawić jabłka różnego kształtu i wielkości. Są one także charakterystycznie zabarwione: na czerwonym, nie zawsze intensywnym, tle występują nieregularnie rozmieszczone paski. Poza tym zamiast jednego okresu zbiorów występują 3-4 "jabłkobrania" rocznie. « powrót do artykułu
  16. W sercu występuje pula komórek odpornościowych (makrofagów), które pomagają w gojeniu po urazie. Za każdym razem, gdy dochodzi do urazu serca, te "dobre" komórki są wypierane przez komórki ze szpiku kostnego, które wywołują stan zapalny i prowadzą do dalszych uszkodzeń. Bez względu na to, czy chodzi o komórki rezydujące w sercu, czy przybywające ze szpiku, w obu przypadkach mamy do czynienia z makrofagami. Choć dzielą nazwę, miejsce pochodzenia decyduje, czy będą korzystne, czy szkodliwe dla uszkodzonego serca. Na mysim modelu niewydolności serca zespół ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Waszyngtona wykazał, że gdy nie dopuści się, by makrofagi ze szpiku dostały się do serca, chroni to dobrą pulę komórek. Pozostają wtedy w narządzie, gdzie wspierają regenerację. Naukowcy wiedzieli od długiego czasu, że serce noworodka myszy może się wyleczyć, a w niektórych przypadkach nawet zregenerować. Jeśli wytnie się koniuszek serca takiego zwierzęcia, może odrosnąć, jeśli jednak zrobi się to samo z narządem dorosłej myszy, utworzy się tkanka bliznowata - opowiada dr Kory J. Lavine. Różnica w zdolności leczenia była przez długi czas tajemnicą, ponieważ tak za naprawę, jak i uszkodzenia wydawały się odpowiadać te same komórki odpornościowe. Ostatnie badania zespołu dr. Douglasa L. Manna pokazały jednak, że zaobserwowaną różnicę, przynajmniej u myszy, można wyjaśnić pochodzeniem makrofagów. Te same makrofagi, które sprzyjają leczeniu serca noworodka, występują również w sercu dorosłego osobnika, ale wydają się oddalać po urazie. To może wyjaśniać, czemu młode serce dochodzi do siebie, podczas gdy dorosłe nie jest w stanie - wyjaśnia Lavine. Ponieważ Amerykanie interesują się ludzką niewydolnością serca, zespół Lavine'a opracował metodę postępującego uszkodzenia tkanki serca, a następnie porównywał odpowiedź immunologiczną serc noworodków i dorosłych gryzoni. Okazało się, że pomocne makrofagi wywodziły się z serca zarodka, a te szkodliwe ze szpiku. Da się je rozróżnić, sprawdzając, czy zachodzi w nich ekspresja białka powierzchniowego CCR2. Makrofagi bez CCR2 pochodzą z serca, a te z - ze szpiku kostnego. Lavine i inni zastanawiali się, czy substancja hamująca białko CCR2 może zablokować dostawanie się makrofagów szpiku do serca. Okazało się, że tak. Ponieważ pozostawały w nim makrofagi sercowe, w uszkodzonym narządzie dorosłego zaobserwowaliśmy zarówno słabszy stan zapalny i stres oksydacyjny, jak i lepszą samonaprawę. Poza tym dostrzegliśmy wzrost nowych naczyń [angiogenezę]. Blokując sygnalizację CCR2, byliśmy w stanie zatrzymać tutejsze makrofagi i wesprzeć gojenie. Co istotne, podobny podtyp komórek odpornościowych zidentyfikowano w ludzkim sercu. « powrót do artykułu
  17. Naukowiec, który opracował prosty test pozwalający ciężarnym kobietom stwierdzić, czy ich dziecko może cierpieć na zespół Downa, pracuje teraz nad testem wykrywającym nowotwory. Yuk Ming Lo, uczony z Hongkongu, ma nadzieję, że uda mu się opracować test, który będzie kosztował około 1000 USD. Jego test ma działać dzięki identyfikowaniu we krwi fragmentów DNA uwalnianych przez umierające komórki nowotworowe. Opracowanie testu wykrywającego zespół Downa u płodu trwało 13 lat. Jednak ścieżka została przetarta. Stworzenie testu wykrywającego nowotwory zajmie mniej czasu - zapewnia Lo. Test na zdrowie płodu działa dzięki analizie obecnego w krwi matki DNA dziecka. Pozwala ona stwierdzić, czy dziecko ma zbyt wiele czy zbyt mało chromosomów. Niedawno Lo i uczeni z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa wykorzystali niemal identyczną technikę do przeskanowania próbki krwi pod kątem zduplikowanych, nieobecnych lub źle zorganizowanych genów. Takie błędy w materiale genetycznym mogą być dowodem na występowanie komórek nowotworowych. Technika taka jest jednak bardzo droga. Na wczesnym etapie rozwoju nowotworu wadliwe DNA może stanowić jedynie 0,01% DNA w próbce krwi. Konieczność dokładnego sprawdzenia fragmentów kodu genetycznego we krwi oznacza, że przeprowadzenie takiego testu może kosztować ponad 10 000 USD. Lo rozpoczął zatem prace nad inną techniką, która może obniżyć koszty testu o ponad 90%. Metoda, którą udoskonala Lo polega na poszukiwaniu zmian w metylacji genów. Geny komórek nowotworowych tracą znaczniki metylacji. Lo twierdzi, że zjawisko to będzie można wykryć bez konieczności tak dokładnego badania genomu, jak w przypadku innych technik. Specjaliści zwracają jednak uwagę, że jego technika jest wciąż zbyt mało dokładna i daje fałszywe pozytywne odpowiedzi, przez co osoby zdrowe mogą dowiedzieć się, że mają nowotwór. Z podobnym problemem boryka się wiele testów medycznych. Obecnie Lo bada swój nowy test na próbce 20 000 mieszkańców Hongkongu. Wielu z nich jest zarażonych wirusem zapalenia wątroby typu B. Wirus może prowadzić w nowotworu wątroby, a jego nosicielami jest około 10% Chińczyków. Obecnie mieszkańcy Hongkongu zarażeni tym wirusem są standardowo badani za pomocą technik ultrasonograficznych. Lo chce się dowiedzieć, czy jego test nie będzie lepszym rozwiązaniem. Większość specjalistów nie jest w stanie odpowiedzieć obecnie na pytanie, w jaki sposób należy prowadzić prace nad pojedynczym testem wykrywającym wszystkie nowotwory. Jednak technologia medyczna rozwija się tak szybko, że w przyszłości taki test rzeczywiście może powstać. Opracowanie takiego testu, który będzie standardowo obecny w gabinetach lekarskich, może potrwać i 20 lat. Jednak pewnego dnia taki test się pojawi - mówi Andre Marziali, prezes ds. naukowych firmy Boreal Genomics, której celem jest opracowanie takiego testu. « powrót do artykułu
  18. NASA poinformowała o zakończeniu prac nad Orionem. To pierwszy w historii pojazd zdolny do zawiezienia człowieka w głęboką przestrzeń kosmiczną, poza Księżyc. Orion ma w przyszłości polecieć w misji załogowej na Marsa. Początkiem tej podróży będą pierwsze testy kompletnego pojazdu, które rozpoczną się już 4 grudnia. To właśnie wtedy Orion ruszy w pierwszą podróż. Orion składa się z modułu załogowego, serwisowego, systemu awaryjnego przerwania startu oraz adaptera umożliwiającego umieszczenie pojazdu na rakiecie nośnej. Obecnie pojazd znajduje się w Launch Abort System Facility w Centrum Lotów Kosmicznych im. Kennedy'ego. Wkrótce, 10 listopada, pojazd trafi na stanowisko startowe, gdzie zostanie umieszczony na rakiecie Delta IV Heavy. Stamtąd poleci w pierwszy lot testowy, Exploration Flight Test-1. Będzie on trwał 4,5 godziny. W tym czasie Orion oddali się od Ziemi na odległość około 5800 kilometrów. Od 40 lat żaden pojazd załogowy nie oddalił się tak bardzo od naszej planety. Podczas drogi powrotnej Orion wejdzie w atmosferę Ziemi z prędkością niemal 32 000 km/h, a temperatura na jego powierzchni przekroczy 2000 stopni Celsjusza. « powrót do artykułu
  19. Jeden z założycieli serwisu The Pirate Bay, Gottfrid Svartholm Warg, został uznany winnym jednego z największych włamań w Skandynawii. Mężczyźnie grozi do 6 lat więzienia. Warg włamał się do duńskiej bazy danych kierowców, baz ubezpieczenia społecznego oraz ukradł adresy e-mail i hasła 10 000 policjantów i urzędników. Wszystkie wspomniane dane były przechowywane przez amerykańską firmą CSC. Warg już wcześniej został skazany przez szwedzki sąd za włamanie do duńskiej firmy Logica. Skazano go na dwa lata więzienia, a po apelacji wyrok skrócono do roku. W obu sprawach mężczyzna broni się podobnie. Twierdzi, że swoje komputery skonfigurował tak, by mieć do nich zdalny dostęp, że ktoś włamał się na te maszyny i wykorzystał je podczas ataku. Sąd stwierdził jednak w wyroku, że zarówno duńska jak i szwedzka policja przeprowadziły badania komputerów i nic nie wskazuje na to, by łączono się z nimi zdalnie. Dwóch z sześciu duńskich przysięgłych – ale żaden z trzech sędziów - uznało wyjaśnienia Warga za prawdopodobne i było za jego uniewinnieniem. W Danii, w przeciwieństwie do USA, przysięgli w sprawach karnych nie muszą być jednomyślni. « powrót do artykułu
  20. London Zoo przymierza się do budowy nowego wybiegu dla lwów. Na ten czas lwice Ruby, Heidi oraz Indi przeprowadzą się do Whipsnade Zoo w Bedfordshire. Wg dr Sally Dixon-Smith, kurator Działu Historycznych Pałaców Królewskich w Tower of London, niewykluczone, że to pierwszy taki przypadek, by od 1210 r. w stolicy Wielkiej Brytanii nie było żadnego lwa. Nie da się udowodnić, że w Tower of London zawsze był lew, ale taki był zamiar - podkreśla Dixon-Smith. Choć istnieje przypuszczenie, że za panowania Henryka VI Lancastera w roku 1436 wszystkie lwy zdechły, z oczywistych względów nie da się go zweryfikować. Słynna brytyjska wieża była nie tylko więzieniem czy schronieniem władców, ale również jednym z najstarszych ogrodów zoologicznych na świecie. Nietrudno się domyślić, że ssak określany mianem króla zwierząt miał się kojarzyć z monarchią. Królewskie zoo w wieży przetrwało ponad 600 lat. Zostało założone przez Jana I (Jana bez Ziemi), który panował w latach 1199-1216. Lwy były oznaką dobrych stosunków z innymi monarchami, którzy w prezencie przekazywali egzotyczne zwierzęta. To pierwsze lwy, które pojawiły się w Europie Północnej po wyginięciu pod koniec ostatniej epoki lodowcowej gatunków zamieszkujących Stary Kontynent. Pierwszymi wskazówkami, że w Londynie hodowano lwy, były zapiski z 1210 r., dotyczące wypłat dla ich opiekunów. Definitywny dowód pochodzi jednak dopiero z 1235 r., kiedy to odnotowano, że z okazji ożenku z siostrą Henryka III święty cesarz rzymski Fryderyk II przekazał najstarszemu synowi Jana bez Ziemi 3 lwy. Jak opowiada Dixon-Smith, w 1830 r. w królewskim zoo w Tower doszło do nieszczęśliwego wypadku. Załoga przypadkowo otworzyła niewłaściwe drzwi, wypuszczając lwa, tygrysa bengalskiego i tygrysicę. Zwierzęta rozdzielono po 1,5 godz. za pomocą rozgrzanych prętów, ale lwa nie udało się odratować. Do czasu II wojny światowej lwy przeprowadzono do London Zoo. Wg rzecznika ogrodu zoologicznego, nic nie wskazuje na to, by w czasie Bliztu, serii nalotów niemieckich na Wielką Brytanię, lwy przeniesiono poza stolicę. Warto przypomnieć, że przeprowadzone 6 lat temu badania genetyczne 2 średniowiecznych czaszek z Tower wykazały, że należały one do lwów berberyjskich (Panthera leo leo), zwanych także lwami z Atlasu lub nubijskimi. « powrót do artykułu
  21. The Wallops Incident Response Team zakończył wstępną ocenę skutków eksplozji rakiety Antares. Do wypadku doszło przed dwoma dniami podczas startu pojazdu z Wallops Flight Facility w stanie Virginia. Wstępna ocena polega na obejrzeniu terenu wypadku i oszacowaniu szkód. Na poznanie przyczyn katastrofy poczekamy być może wiele tygodni. Inspekcja wykazała, że w wielu budynkach otaczających miejsce startu powypadały drzwi i szyby. Najpoważniejszych uszkodzeń doznało stanowisko startowe Pad 0A i przyległe budynki. Zarządzający Wallops Flight Facility spotkali się już z przedstawicielami lokalnych władz i agend rządowych, by omówić konieczne działania. Zespół ekspertów ds. ochrony środowiska, po przeprowadzeniu oględzin, stwierdził, że skutki wypadku są ograniczone głównie do południowej części Wallops Island. Natychmiast po wypadku zebrano próbki powietrza ze środkowej części wyspy, wyjazdu na autostradę 175 oraz na wyspie Chincoteague. W próbkach nie stwierdzono obecności substancji niebezpiecznych. Straż Wybrzeża i Virginia Marine Resources Commission poinformowały, że dotychczas nie zauważono żadnych oznak zanieczyszczenia okolicznych wód. Wstępne oględziny nie ujawniły też negatywnego wpływu eksplozji na ryby i inne zwierzęta. W najbliższym czasie zostaną pobrane próbki gleby, wody i powietrza zarówno z miejsca wypadku jak i obszarów kontrolnych. Ich analiza pozwoli określić ewentualny poziom zanieczyszczenia. Po wstępnej ocenie skutków wypadku zdecydowano, o ponownym otwarciu dla Marynarki Wojennej obszarów, które zamknięto natychmiast po eksplozji. Władze przypomniały też obywatelom, by w razie znalezienia jakichkolwiek szczątków nie dotykali ich, ale zawiadomili odpowiednie służby. « powrót do artykułu
  22. Jurij Rezunkow z Instytutu Inżynierii Instrumentów Optoelektronicznych i Aleksander Schmidt z Instytutu Fizyki im. Ioffego zaproponowali na łamach Applied Optics nowy typ napędu kosmicznego. Miałby on być połączeniem współcześnie używanego napędu odrzutowego i napędu laserowego wykorzystującego ablację. Obecnie prędkość pojazdu w przestrzeni kosmicznej zależy głównie od tego, jak wiele paliwa ma on na pokładzie. Niestety, paliwo takie pojazd musi zabrać ze sobą, to oznacza znaczący wzrost kosztów i trudności technicznych, gdyż wyniesienie dodatkowego ciężaru, jaki stanowi paliwo, wymaga jeszcze więcej paliwa. Jedną z alternatyw proponowanych dla obecnie używanych napędów, które – generalnie rzecz ujmując – polegają na spalaniu paliwa i wyrzucaniu gazów przez dysze, co napędza pojazd, jest wykorzystanie ablacji laserowej. Metoda ta miałaby polegać na podgrzewaniu za pomocą laserowych impulsów materiału napędowego. W wyniku podgrzania ma powstawać plazma i strumień naładowanych cząstek, który będzie napędzał pojazd. Rezunkow i Schmidt proponują połączenie obu technik. Uczeni zauważają, że obecne techniki napędu są ograniczane m.in. przez niestabilność gazów, która pojawia się, gdy z ponaddźwiękową prędkością opuszczają one dysze. Ponadto dochodzi też do powstania fali uderzeniowej, która „przytyka” dysze, zmniejszając ciąg. Rosjanie zauważyli, że oba te niekorzystne zjawiska można znacząco ograniczyć za pomocą ablacji laserowej i uzyskanej za jej pomocą gazów, o ile zostaną one skierowane w pobliże wewnętrznych ścian dyszy. Połączenie techniki ablacji laserowej z wykorzystywaną techniką odrzutu znacząco poprawia siłę ciągu. Rezunkow twierdzi, że technikę tę można by wykorzystać nie tylko w przestrzeni kosmicznej, ale również w samolotach naddźwiękowych, które mogłyby osiągnąć prędkość przekraczającą 10 machów. « powrót do artykułu
  23. Zakażenie wirusem brodawczaka ludzkiego (HPV) można wyeliminować za pomocą suplementu diety AHCC (od ang. Active Hexose Correlated Compound). Otrzymuje się go na drodze chemicznej z grzybni twardników japońskich (shiitake). HPV odpowiada za 99% przypadków raka szyjki macicy i za wiele innych zagrażających życiu nowotworów. Zarażeni pacjenci i ich lekarze są ze zrozumiałych względów sfrustrowani, bo jedyną rzeczą, jaką można zrobić, jest monitorowanie pod kątem zmian związanych z patologią. Potrzebujemy bezpiecznej, skutecznej metody leczenia przed rozwojem nowotworu - podkreśla dr Judith A. Smith z University of Texas Health Science Center at Houston (UTHealth). W ramach eksperymentu dziesięciu HPV-pozytywnym kobietom codziennie nawet przez pół roku podawano doustnie AHCC. U sześciu test na obecność wirusa dał wynik ujemny (u trzech wyeliminowanie HPV potwierdzono po zaprzestaniu przyjmowania AHCC, dwie nadal biorą udział w studium). Obecnie rozpoczyna się II faza badań klinicznych z losowaniem do grup eksperymentalnej i placebo. Dzięki naszemu studium po raz pierwszy wykazaliśmy, że można wyeliminować HPV u kobiet, stosując AHCC zaledwie 3, a maksymalnie 6 miesięcy. Przez ponad 10 lat badaliśmy skuteczność integracji AHCC z powszechnie wykorzystywanymi chemioterapeutykami i wcześniej wyeliminowaliśmy zakażenie wirusem brodawczaka w trzech mysich modelach ortotopowych [komórki nowotworowe nie są przeszczepiane podskórnie; umieszcza się je w narządzie, z którego nowotwór pierwotnie się wywodzi]. Najnowsze studium potwierdza te wyniki. Badania wykazały, że ACHH zwiększa liczbę i/lub aktywność komórek NK, komórek dendrytycznych i cytokin, które pozwalają organizmowi skutecznie zareagować na infekcję i zablokować namnażanie komórek guza. « powrót do artykułu
  24. Teleskop Atacama Large Millimeter/sumbilimeter Array (ALMA) pokazał specjalistom niezwykły widok – strumień pyłu i gazu poruszający się od masywnego zewnętrznego dysku protoplanetarnego uformowanego wokół gwiazdy podwójnej, w kierunku wewnętrznych obszarów układu. Uczeni uważają, że strumień ten zasila drugi wewnętrzny dysk protoplanetarny, który bez tego zasilania powinien dawno zniknąć. Odkrycia dokonała grupa pracująca pod kierunkiem Anne Dutrey z Laboratorium Astrofizyki w Bordeaux. Uczeni obserwowali układ podwójny GG Tau-A, który znajduje się w odległości 460 lat świetlnych od Ziemi. GG Tau-A skłąda się z wielkiego zewnętrznego dysku oraz mniejszego dysku wokół głównej gwiazdy układu. Masa tego drugiego dysku jest równa zaledwie masie Jowisza. Jako, że cały układ liczy sobie kilka milionów lat, a mniejszy dysk szybko traci materiał na rzecz gwiazdy, naukowców zastanawiało, jak to możliwe, że mniejszy dysk wciąż istnieje. ALMA pozwoliła im na odkrycie tajemnicy niezwykłego układu. Okazało się, że materiał z większego dysku zasila mniejszy dysk. Taki przepływ materiału został teoretycznie przewidziany przez modele komputerowe, jednak nigdy wcześniej nie udało się go zaobserwować. To dowodzi, że wewnętrzny dysk protoplanetarny może być przez długi czas podtrzymywany przez dysk zewnętrzny. Ma po poważne konsekwencje dla formowania się planet - mówi Dutrey. « powrót do artykułu
  25. W środę (29 października) w Kaplicy Sykstyńskiej zaprezentowano nowy system klimatyzacyjno-oświetleniowy. Ten pierwszy ma zabezpieczać freski przed kurzem, dwutlenkiem węgla i potem zwiedzających. Siedem tysięcy diod LED pozwoli zaś zaoszczędzić energię i zaakcentować niewidoczne dotąd szczegóły malowideł. Prace instalacyjne zajęły aż 3 lata. Poprzedni system klimatyzacyjny zainstalowano w 1994 r., kiedy liczba turystów sięgała zaledwie 1,5 mln osób rocznie. Przy stale rosnącym zainteresowaniu stał się on jednak niewydolny. By zmniejszyć zniszczenia, jakiś czas temu Watykan zdecydował się ograniczyć liczbę zwiedzających do 6 mln rocznie. Nowy system klimatyzacji i filtrowania powietrza jest praktycznie niewidoczny dla postronnych obserwatorów. Ukryte kamery, z których 2 znajdują się w ulokowanym na wprost wejścia "Sądzie ostatecznym", monitorują liczbę ludzi. Dane z kamer i 70 czujników naściennych docierają do urządzeń na zewnątrz kaplicy, które na tej podstawie regulują przepływ powietrza, odfiltrowują kurz i zmniejszają wilgotność. Warto zaznaczyć, że obieg powietrza jest wolny, dlatego nie może ono uszkodzić fresków. Kaplica ma unikatową strukturę, dlatego by zmapować technologię, poświęciliśmy sporo czasu na zrozumienie przepływu powietrza. Obieg powietrza jest tu inny niż w, dajmy na to, biurowcu czy nawet w kościele - podkreśla John Mandyck z firmy United Technologies. System oświetleniowy to dzieło firmy Osram. Wykorzystuje on 7 tysięcy diod LED i w porównaniu do poprzedniej wersji, zużywa nawet 90% mniej energii. Twórcy wspominają też o zmniejszonym wydzielaniu ciepła, co także pozwala skuteczniej chronić malowidła. Projektanci zdecydowali się na 3 natężenia oświetlenia. Najsłabsze ma być wykorzystywane poza godzinami ruchu, o średnim natężeniu w godzinach otwarcia, a najsilniejsze kilka razy w roku przy uroczystościach papieskich. Antonio Paolucci, dyrektor Muzeów Watykańskich, cieszy się, że 450. rocznicę śmierci Michała Anioła udało się upamiętnić czymś trwałym. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...