Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37614
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Kobiety, których rodzice palili w czasie ciąży, znajdują się w grupie podwyższonego ryzyka występowania cukrzycy w średnim wieku. Lekarze powinni rozważyć informowanie ciężarnych palaczek, że nowe badania sugerują, że zerwanie [przez rodziców] z nałogiem może się przysłużyć dziecku, zmniejszając ryzyko rozwoju cukrzycy niezależnie od wpływu wskaźnika masy ciała [córki] w dorosłości oraz [jej] wagi urodzeniowej - wyjaśnia dr Michele La Merrill z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis. Zespół analizował przypadki 1801 chorych na cukrzycę kobiet w wieku 44-54 lat. Panie urodziły się między 1959 a 1967 r. Wszystkie są uczestniczkami Child Health and Development Studies (CHDS ma na celu ustalenie, jak choroby są przekazywane z pokolenia na pokolenie nie tylko za pośrednictwem genów, ale i w wyniku działania otoczenia społecznego/środowiska). La Merrill i inni dysponowali danymi na temat palenia rodziców podczas ciąży, ich rasy, wykonywanego zawodu czy cukrzycy. Wywiady z córkami prowadzono zarówno przez telefon, jak i w ramach wizyt domowych. By sprawdzić, jak kontrolowana jest cukrzyca, badano poziom hemoglobiny glikowanej HbA1C, która powstaje wskutek nieenzymatycznego przyłączenia glukozy do cząsteczki hemoglobiny. Okazało się, że palenie w ciąży przez matki silniej wiązało się z ryzykiem cukrzycy u córki niż palenie w okresie prenatalnym przez ojców. Generalnie związek utrzymywał się po wzięciu poprawki na rasę, cukrzycę i zawód rodziców, a także na wagę urodzeniową i aktualny wskaźnik masy ciała samych córek. « powrót do artykułu
  2. Rosyjski Program Towarzystwa Ochrony Dzikiej Przyrody (Wildlife Conservation Society, WCS) ujawnił ostatnio zmontowane zdjęcia z aparatu poklatkowego, które przedstawiają rodzinę tygrysa amurskiego (Panthera tigris altaica). Za samcem podążają samica i trzy młode. Naukowcy podkreślają, że to pierwszy przypadek, kiedy udało się sfotografować to zachowanie, bo dorosłe samce są zwykle samotnikami. Choć reprezentujący WCS George Schaller udokumentował sporadyczne grupy rodzinne tygrysów bengalskich już w latach 60., w przypadku tygrysów amurskich [zwanych też syberyjskimi] udało się to po raz pierwszy - podkreśla dr Dale Miquelle. Zdjęcia powstały dzięki projektowi realizowanemu w zeszłym i bieżącym roku w dwóch przyległych obszarach chronionych: Rezerwacie Biosfery Gór Sichote-Aliń i Udegeiskaya Legenda National Park. Ustawiając aparaty pułapkowe, naukowcy chcieli sprawdzić, ile tygrysów amurskich mieszka w tym rejonie. Interpretacja zgromadzonego materiału nadal trwa, ale już teraz wiadomo, że jedną z najważniejszych zdobyczy jest seria 21 zdjęć tygrysiej rodziny. Na przestrzeni lat zebraliśmy setki fotografii, ale to pierwszy przypadek, gdy uwieczniono całą rodzinę. Materiał potwierdza, że samce tygrysów amurskich uczestniczą w życiu rodzinnym przynajmniej od czasu do czasu, a my mieliśmy szczęście udokumentować jeden z takich momentów - cieszy się była pracownica WCS Russia, a obecnie zastępca dyrektora ds. programów naukowych Rezerwatu Biosfery Gór Sichote-Aliń Svetlana Soutyrina. Mimo podejmowanych co 10 lat wysiłków sporej rzeszy naukowców i ochotników trudno dokładnie ocenić wielkość populacji tygrysa amurskiego. Wyniki spisu z lutego 2015 r. zostaną opublikowane latem. Wyniki sprzed dekady sugerowały, że na wolności pozostało ok. 430-500 tych kotów. « powrót do artykułu
  3. Wąchający próbki moczu Frankie, mieszaniec owczarka niemieckiego, jest w wykrywaniu nowotworów tarczycy tylko nieco gorszy od biopsji aspiracyjnej cienkoigłowej. Jak podkreśla dr Donald Bodenner, dyrektor onkologii endokrynologicznej na University of Arkansas for Medical Sciences (UAMS), psia metoda jest jednak nieinwazyjna i tańsza. Współautor studium dr Arny Ferrando nauczył wcześniej Frankie'ego rozpoznawania zapachu tkanki nowotworu tarczycy (pozyskano ją od wielu pacjentów). Naukowiec z dumą opowiada, że Frankie to pierwszy na świecie pies, wytrenowany do różnicowania łagodnych chorób tarczycy i nowotworów tego gruczołu na podstawie wąchania moczu. W ramach najnowszego studium na pierwszej wizycie w uniwersyteckiej klinice tarczycy, przed biopsją i operacją, od 34 pacjentów uzyskano próbki moczu. Badania histopatologiczne wykazały, że 15 osób miało nowotwór, a 19 łagodną chorobę tarczycy. By inne zapachy nie zakłócały przebiegu sesji, eksperymentator używał podczas testu rękawiczek. Ani on, ani osoba zapisująca reakcje psa nie wiedziała, jaki jest status danej próbki. Pomiędzy próbkami testowymi Frankie'emu dawano do wąchania mocz zdiagnozowanych osób, tak by móc nagrodzić psa za ewentualne prawidłowe powiadomienia. Owczarek miał się kłaść przy próbkach z nowotworem i odwracać się od próbek z łagodną chorobą tarczycy. Okazało się, że w 30 przypadkach reakcje psa odpowiadały diagnozom postawionym przez patologa. Wrażliwość Frankie'ego (a więc wskaźnik odpowiedzi prawdziwie dodatnich) wynosiła aż 86,7%. Specyficzność (wskaźnik odpowiedzi prawdziwie negatywnych) sięgała 89,5%, co oznacza, że w niemal 9 przypadkach na 10 Frankie wiedział, że łagodna próbka jest łagodna. Jak można wyliczyć, pies popełnił 4 błędy; pojawiły się dwa negatywnie fałszywe i dwa negatywnie pozytywne rozpoznania. Naukowcy planują rozszerzyć swoje badania. Krążą słuchy, że wydział weterynarii chce przeznaczyć do nich dwa psy wytrenowane do wykrywania ładunków wybuchowych. « powrót do artykułu
  4. Dzięki pracom naukowców z brytyjskiego Northumbria University marsjańscy koloniści być może będą produkowali energię za pomocą urządzenia wykorzystującego zjawisko Leidenfrosta. To zjawisko opóźnionego parowania cieczy, które przejawia się m.in. tym, że ciecz upadając na gorącą powierzchnię nie paruje od razu. Zjawisko to odnosi się również do tzw. suchego lodu czyli zestalonego dwutlenku węgla. Kawałki suchego lodu unoszą się nad gorącą powierzchnią chronione przez parujący gaz. Uczeni z Northumbrii chcą – jako pierwsi - wykorzystać ten gaz do zasilania silnika. NASA ma coraz więcej dowodów sugerujących, że suchy lód może powszechnie występować na Marsie. Jeśli uda się go wykorzystać tak, jak chcą tego brytyjscy uczeni, astronauci kolonizujący Czerwoną Planetę mogliby budować własne elektrownie. Dwutlenek węgla odgrywa na Marsie podobną rolę, co woda na Ziemi. Jest to łatwo dostępny zasób, który w naturalnym środowisku Marsa przechodzi cykliczne przemiany. Być może w przyszłości na Marsie powstaną elektrownie, które wykorzystają parowanie suchego lodu do uzyskiwania energii lub też będą ją pozyskiwać z węgla w inny sposób. Jedno jest pewne. Nasze przyszłe misje na inne planety zależą od tego, czy nauczymy się stosować naszą wiedzę do ograniczeń tych planet i czy w kreatywny sposób wykorzystamy surowce, które w naturalny sposób nie występują na Ziemi - mówi doktor Rodrigo Ledesma-Aguilar, jeden z autorów badań. Doktor Gary Wells wyjaśnia, jak miałby działać silnik korzystający ze zjawiska Leidenfrosta. „Zasada jego działania jest różna od zasady działania silnika parowego. Warstwa gazu pod wysokim ciśnieniem napędza swobodnie obracające się rotory, które działają bez potrzeby istnienia panewki, zatem mamy silnik, w którym tarcie jest minimalne”. « powrót do artykułu
  5. Utrata 30 min snu dziennie może sprzyjać tyciu i niekorzystnie wpływać na kontrolę poziomu cukru we krwi. Podczas gdy wcześniejsze badania pokazały, że zbyt krótki sen wiąże się z otyłością i cukrzycą, my zademonstrowaliśmy, że skrócenie go o zaledwie 30 min dziennie może znacząco wpływać na wagę oraz insulinooporność [...]. Stanowi to poparcie dla wcześniejszych obserwacji, że utrata snu się sumuje i może mieć skutki metaboliczne - podkreśla prof. Shahrad Taheri z Weill Cornell Medical College w Katarze. Niedobór snu jest rozpowszechniony we współczesnym społeczeństwie, ale dopiero w ostatniej dekadzie rozpoznaliśmy metaboliczne konsekwencje tego zjawiska. Nasze ustalenia pokazują, że unikanie niedospania będzie miało korzystny wpływ zarówno na naszą talię, jak i metabolizm. Sugerują też, że uwzględnienie snu powinno zwiększyć skuteczność interwencji dot. stylu życia, które podejmuje się w ramach odchudzania i kontroli cukrzycy. Katarczycy zebrali grupę 522 osób ze świeżo zdiagnozowaną cukrzycą typu 2. Ochotników wylosowano do jednej z trzech grup: 1) standardowej opieki, 2) interwencji dot. aktywności fizycznej oraz 3) interwencji obejmującej dietę i aktywność fizyczną. Badani prowadzili dzienniczki snu i określali niedobór snu w dni powszednie. Na początku studium ludzi mierzono i ważono, tak by wyliczyć ich BMI (obwód w pasie stanowił wskaźnik otyłości brzusznej). Pobierano też krew, co dawało pojęcie o wrażliwości na insulinę. Okazało się, że gdy porównało się badanych bez deficytów snu i niedosypiających w punkcie wyjścia, ci drudzy 72% częściej cierpieli na otyłość. Do 6. miesiąca zaobserwowano znaczące związki między "zarywaniem" snu w tygodniu a otyłością oraz insulinoopornością. Po upływie roku każdy półgodzinny niedobór snu w dniach powszednich na początku badania oznaczał wzrost otyłości i insulinooporności o, odpowiednio, 17 i 39%. « powrót do artykułu
  6. Internet łączy ludzi, ale tworzy też wiele barier. A jedną z nich są liczne bariery językowe. Ogólnoświatowa sieć jest zdominowana przez kilka języków, a to oznacza, że osoby, które dopiero chcą z niej korzystać mają utrudnione zadanie. Bank Światowy szacuje, że 80% treści w internecie powstało w języku angielskim, chińskim, hiszpańskim, japońskim, arabskim, portugalskim, niemieckim, francuskim, rosyjskim lub koreańskim. Językami tymi mówi połowa ludności. Bariera jest jeszcze większa, gdy weźmiemy pod uwagę, że połowa treści w sieci jest w języku angielskim, który rozumie 21% ludności świata. Popularność języka w internecie nie jest równoznaczna z popularnością języka w świecie rzeczywistym. Na przykład hindi jest językiem ojczystym dla 260 milionów osób, ale tylko 0,1% treści jest w tym języku. Z kolei w arabskim, którym mówi około 240 milionów osób, stworzono 3% treści w sieci. Największy problem mają mieszkańcy krajów rozwijających się. Aż 94% osób, które nie mają dostępu do internetu, mieszka właśnie w takich krajach. Tam też występuje duża różnorodność języków. Na przykład mieszkańcy Indii posługują się 450 językami. Nierówności językowe bardzo dobrze widać na przykładzie Wikipedii. W języku angielskim stworzono tam ponad 4 miliony wpisów. Żaden inny język nie jest reprezentowany przez więcej niż 2 miliony haseł. Jedynie w 15 językach napisano ponad 500 000 haseł, a 7000 języków w ogóle nie jest reprezentowanych. « powrót do artykułu
  7. CIA poinformowała, że - w ramach jednej z największych reorganizacji w swojej historii - utworzy nowy wydział o nazwie Directorate of Digital Innovation. W nowym wydziale zostaną skupione dotychczasowe działy CIA, takie jak np. Information Operation Center, którego zadaniem jest badanie zagrożeń dla bezpieczeństwa informatycznego USA oraz przeprowadzanie cyberataków, czy Open Source Center, czyli „mściwi bibliotekarze”, o których pisaliśmy w przeszłości. Nowy wydział dostanie też dodatkowe zadania. Będzie rozwijał działalność w świecie wirtualnym i przygotowywał CIA na nowe czasy, w których komunikacja elektroniczna będzie odgrywała coraz większą rolę. Centralna Agencja Wywiadowcza chce być lepiej przygotowana na takie wydarzenia jak atak hakerów na Sony, wycieki dokumentów dokonane przez Snowdena czy działania podziemnych serwisów jak Silk Road. « powrót do artykułu
  8. W ubiegłym roku Intel poinformował, że DirecX 12 pozwoli – w porównaniu z DX11 - na dwukrotne zwiększenie liczby wyświetlanych ramek. Okazuje się jednak, że dane Intela były... niedoszacowane. Podczas konferencji Game Developer przedstawiciele Microsoftu stwierdzili, że dzięki dodatkowemu mechanizmowi ExecuteIndirect, liczba wyświetlanych ramek zwiększy się o kolejne 20%, a jednocześnie zmniejszy się obciążenie CPU. To tak, jakby mieć dodatkowy sprzęt. Jeśli więc jesteś graczem, zainstalujesz Windows 10 i masz Iris Pro, to tak, jakbyś dostał dodatkowej mocy. Twoja gra z nie do końca grywalnej stanie się grywalna, z takiej sobie stanie się wspaniała, ze wspaniałej zmieni się w nieziemską - mówi Bryan Langley, odpowiedzialny w Microsofcie za kwestie graficzne. Dla graczy obecność DX12 w Windows 10 będzie zapewne mocnym argumentem na rzecz zaktualizowania systemu operacyjnego. Tym bardziej, że ci, którzy już mają Windows 7 lub Windows 8 otrzymają Windows 10 bezpłatnie. Max McMullen, jeden z głównych programistów DirectX mówi, że Microsoft starannie zbadał jakiego sprzętu używają gracze, a z badań tych wynika, że DX12 będzie kompatybilne z około 50% pecetów wykorzystywanych przez graczy. Do świąt Bożego Narodzenia odsetek ten powinien zwiększyć się do 66%. Najnowsza prezentacja możliwości DirectX została przeprowadzona za pomocą procesora Cora i7 4770R z rdzeniem graficznym Iris Pro. Microsoft nie zdradza, czy sprzęt konkretnej firmy lepiej sprawuje się z DX12 niż sprzęt innych firm. Przesłanie koncernu jest jasne – gracze zyskają na Windows 10 i DX12. « powrót do artykułu
  9. Badacze z Uniwersytetów w Turku oraz im. Hugo Alvara Aalto odkryli, że otyłość wiąże się ze zmienionym neuroprzekaźnictwem opioidowym w mózgu. To istotne, gdyż układ opioidowy bierze udział w powstawaniu przyjemnych wrażeń. Finowie zauważyli, że otyłość wiąże się ze zmniejszoną liczbą receptorów opioidowych. Nie stwierdzono za to zmian w układzie dopaminowym, który reguluje motywacyjne aspekty jedzenia. Choć otyłość prowadzi do poważnych powikłań, takich jak cukrzyca typu 2. czy choroby sercowo-naczyniowe, ludziom często trudno powstrzymać się od niezdrowych nawyków. Nasze studium pokazuje związki otyłości ze zmianami molekularnymi na poziomie mózgu. Możliwe, że niedobór receptorów opioidowych predysponuje otyłe jednostki do przejadania, by skompensować obniżone odpowiedzi hedonistyczne tego układu - twierdzą prof. Lauri Nummenmaa i Henry Karlsson. Na razie nie wiemy jednak, czy zmieniona chemia mózgu jest przyczyną, czy skutkiem otyłości. Naukowcy mierzyli dostępność receptorów opioidowych mu i dopaminowych typu 2. (D2) za pomocą pozytonowej tomografii emisyjnej (PET). « powrót do artykułu
  10. Microsoft ostrzega, że wszystkie wspierane obecnie wersje systemu operacyjnego Windows zawierają lukę FREAK w protokole SSL/TLS. Początkowo sądzono, że dziura występuje tylko w systemach Android oraz iOS. Napastnik, wykorzystując lukę FREAK, może nakłonić serwer do używania 512-bitowych kluczy SSL/TLS, co ułatwia zaatakowanie maszyny metodą brute-force. Microsoft radzi, by do czasu opublikowania poprawki użytkownicy skorzystali z mechanizmu Group Policy Editor i wyłączyli możliwość wymiany eksportu kluczy RSA. Dzięki temu ewentualny napastnik nie będzie miał możliwości nakłonienia maszyny do korzystania z krótszych kluczy. « powrót do artykułu
  11. Naukowcy z NASA twierdzą, że w przeszłości na Marsie istniał ocean, który zawierał więcej wody niż Ocean Arktyczny. Do takich wniosków prowadzą dane zebrane z marsjańskiej atmosfery. Nasze badania dają solidne podstawy do szacowania, jak wiele wody było w przeszłości na Marsie. Możemy to ocenić badając, jak wiele wody planeta utraciła na rzecz przestrzeni kosmicznej. Pozwala nam to lepiej zrozumieć historię Marsa - mówi Geronimo Villanueva z Goddard Space Flight Center. Przed 4,3 miliardami lat na Marsie było tyle wody, że mogłaby ona pokryć całą planetę warstwą o grubości 137 metrów. Woda prawdopodobnie zajmowała niemal połowę północnej półkuli Marsa, tworząc tam ocean o głębokości przekraczającej 1600 metrów. Uczeni doszli do takich wniosków badając atmosferę Marsa za pomocą Very Large Telescope w Chile i W.M. Keck Observatory and Infrared Telescope Facility na Hawajach. Dzięki tym instrumentom mogli odróżnić w atmosferze sygnatury dwóch form wody – H2O i HDO. Porównując ich stosunek w dzisiejszej atmosferze Marsa i badając stosunek obu form z meteorytach marsjańskich dowiedzieli się, jak zmieniała się ilość wody w atmosferze, a zatem ile z niej odparowało w przestrzeń kosmiczną. Oszacowali, że pierwotnie na Marsie istniało co najmniej 20 miliardów kilometrów sześciennych wody. Najbardziej prawdopodobnym miejscej jej występowania były równiny północnej półkuli. Jeśli rzeczywiście znajdowały się one pod wodą, to woda zajmowała 19% powierzchni Marsa. Dla porównania, Ocean Atlantycki obejmuje 17% powierzchni Ziemi. « powrót do artykułu
  12. Hemodializa i dializa otrzewnowa zaburzają funkcje związane z dobrym cholesterolem HDL. Ustalenia austriackiego zespołu mogą pomóc w lepszej ochronie serca pacjentów z niewydolnością nerek. HDL bierze udział we wstecznym transporcie cholesterolu do wątroby, gdzie ulega on zmetabolizowaniu. U zdrowych osób wyższe stężenie HDL w osoczu wiąże się ze zmniejszonym ryzykiem choroby serca, lecz u ludzi z przewlekłą niewydolnością nerek (PNN) nie obserwuje się takiej korelacji. Doktorzy Gunther Marsche i Michael Holzer z Uniwersytetu Medycznego w Grazu postanowili sprawdzić, czy dializowani chorzy nie mają przypadkiem dysfunkcjonalnego HDL. Analizowano próbki krwi trzech grup: 24 osób poddawanych hemodializie, 14 przechodzących dializę otrzewnową i 20 zdrowych. W obu grupach dializowanych pacjentów wykryto zmienioną aktywność enzymów zaangażowanych w metabolizm i dojrzewanie HDL. Upośledzona okazała się też funkcja samego HDL. Czas spędzany na hemodializie bądź dializie otrzewnowej ujemnie korelował ze zdolnością HDL do transportowania cholesterolu (nie wpływał jednak na inne właściwości lipoproteiny wysokiej gęstości). Nowe ustalenia sugerują, że chroniczny stan zapalny związany z PNN znacząco zmienia skład i pogarsza działanie HDL - podkreśla dr Marsche. Uzyskane wyniki są niezwykle istotne, zważywszy, że choroby serca są wiodącą przyczyną zgonu pacjentów z PNN. « powrót do artykułu
  13. Jednorazowa aplikacja spreju do nosa z oksytocyną zmniejszyła u zdrowych mężczyzn spożycie kalorii, zwłaszcza w postaci tłustych pokarmów. Badania, które mają zostać zaprezentowane na dorocznej konferencji amerykańskiego Towarzystwa Endokrynologicznego, potwierdzają wyniki uzyskane na modelach zwierzęcych. Naukowcy zauważyli, że po zastosowaniu spreju z hormonem mężczyźni, zarówno ci z prawidłową masą ciała, jak i dodatkowymi kilogramami, spożywali na śniadanie mniej kalorii. Dodatkowo zaobserwowano poprawę wskaźników metabolicznych, w tym insulinowrażliwości. Nasze rezultaty są naprawdę ekscytujące. Trzeba kontynuować badania, ale sądzę, że oksytocyna to obiecująca metoda terapii otyłości i jej metabolicznych powikłań - przekonuje dr Elizabeth Lawson z Harvardzkiej Szkoły Medycznej. Amerykanie zebrali grupę 25 zdrowych mężczyzn (średnia wieku wynosiła 27 lat). Trzynastu miało prawidłową wagę, a dwunastu nadwagę bądź otyłość. Panów wylosowano do grup, które po okresie postu miały sobie zaaplikować donosowo albo pojedynczą dawkę (24 jednostki międzynarodowe) oksytocyny, albo placebo. Godzinę później mężczyznom podawano wybrane z menu śniadanie. Po posiłku mierzono, ile kalorii dana osoba zjadła. W kolejnej sesji eksperyment powtarzano, ale zamieniano podawany środek. Zespół Lawson twierdzi, że nie było różnicy, ile ochotnicy jedli w ciągu 3 dni przed każdym badaniem. Średnio po zastosowaniu spreju z oksytocyną mężczyźni spożywali 122 kalorie i 9 gramów tłuszczu mniej niż po placebo. Oksytocyna zwiększała też wykorzystanie tłuszczu jako źródła energii. Nie stwierdzono poważnych skutków ubocznych ani różnic w skutkach ubocznych między oksytocyną a placebo. Ponieważ oksytocyna nie wpływała na opisywane przez mężczyzn natężenie apetytu ani na poziom kontrolujących go hormonów we krwi, nie wiadomo, na czym polega mechanizm jej działania. Testy przedkliniczne wykazały jednak, że wchodzi ona w skład regulujących łaknienie szlaków mózgowych. Lawson podkreśla, że oksytocyna działa płciowospecyficznie, dlatego trzeba będzie również zbadać kobiety. Poza tym warto by przeprowadzić trwające dłużej studium z udziałem obu płci. « powrót do artykułu
  14. Amerykańska NOAA (Narodowa Administracja Oceaniczna i Atmosferyczna) poinformowała, że rozpoczęło się El Niño. Oficjalnie deklarujemy początek tego zjawiska. Niestety, nie możemy zadeklarować, że będzie słabe - powiedziała Michelle L'Heureux z NOAA. El Niño to nieregularna anomalia pogodowa, podczas której w strefie równikowej Pacyfiku temperatury na powierzchni wody są ponadprzeciętnie wysokie. Specjaliści już od roku widzieli oznaki zbliżającego się El Niño. Jednak dopiero teraz mogli jednoznacznie ocenić, że rozpoczęło się ono w lutym i potrwa prawdopodobnie do jesieni. Na razie jest słabe i pojawiło się w innym niż zwykle momencie, dlatego też – jak przewidują specjaliści – nie wpłynie ono zbytnio na pogodę w USA i nie przyniesie większych opadów w dotkniętej suszą Kalifornii. Może jednak wpłynąć na inne regiony globu i zwiększyć średnią temperaturę i tak już rekordowo wysoką w 2014 roku. Pierwsze oznaki nadchodzącego El Niño zaobserwowano na początku ubiegłego roku, gdy uczeni z NOAA i Columbia University zauważyli falę Kelvina przesuwającą się z zachodu na wschód po tropikalnych obszarach Pacyfiku. W ostatnich miesiącach pojawiły się kolejne fale Kelvina, a ich temperatura była na tyle wysoka, że oficjalnie uznano to za początek El Niño. Ostatecznym dowodem była bardzo ciepła styczniowa fala Kelvina i znaczne osłabienie się pasatów. Sprzężenie pomiędzy oceanem a atmosferą nie było typowe i nie pojawiły się zwykłe dla El Niño wzorce pogodowe, jednak – jak wyjaśnia L'Heureux – wynika to z faktu, że zjawisko to powstało właśnie o tej porze roku. Wiosną bowiem ocean i atmosfera mają problemy z zauważeniem się nawzajem. Powstanie El Niño na przełomie zimy i wiosny oznacza, zdaniem meteorologów, że południa USA nie czeka mokry i zimy okres, charakterystyczny dla El Niño. W tej chwili eksperci uważają, że istnieje 50-60 procent szans, iż El Niño dotrwa do jesieni. Jeśli tak się stanie, to może przytłumić atlantycki sezon huraganów i wzmocnić sezon pacyficzny. Tworzące się przez ubiegły rok El Niño mogło przyczynić się do tego, że był on rekordowo ciepły. Niewykluczone, że z powodu tego zjawiska i obecny rok pobije rekord temperatury. Jeśli El Niño się zintensyfikuje, może mieć większy wpływ na globalne temperatury niż w przeszłości - dodaje Jessica Blunden z NOAA. « powrót do artykułu
  15. Astronomowie zauważyli w naszej galaktyce gwiazdę poruszającą się szybciej niż wszystkie inne. Obiekt US 708 porusza się z prędkością 1200 km/s. To wystarczająco szybko, by opuścić Drogę Mleczną. Podróż poza galaktykę zajmie gwieździe około 25 milionów lat. Przy tej prędkości podróż z Ziemi na Księżyc trwałaby pięć minut - mówi Eugene Magnier, astronom z University of Hawaii. US 708 nie jest pierwszą gwiazdą, o której wiemy, że porusza się na tyle szybko, by opuścić galaktykę. Jest za to pierwszą znaną gwiazdą, która zyskała przyspieszenie dzięki eksplozji pobliskiej supernowej. Znamy też inne gwiazdy, które opuszczą naszą galaktykę. Zostały one przyspieszone przez czarną dziurę znajdującą się w jej centrum. Przed rokiem informowaliśmy zaś o odkryciu nowej klasy gwiazd hiperprędkościowych, o których nie wiadomo, co je przyspieszyło. US 708 była w przeszłości chłodnym olbrzymem, jednak została pozbawiona niemal całego wodoru przez krążącą wokół niej inną gwiazdę. Uczeni sądzą, że to właśnie eksplozja partnera nadała olbrzymiej prędkości US 708. « powrót do artykułu
  16. Japońscy i mongolscy archeolodzy odkryli w południowo-zachodniej Mongolii forpocztę, założoną w XIII w. dla Czyngis-chana. Odnaleziona po wiekach forteca Chinkai rzuca nieco światła zarówno na ówczesne szlaki handlowe, jak i strategie ekspansji Imperium Mongolskiego w kierunku zachodnim. Mamy nadzieję, że odkrycie przyda się do lepszego wyjaśnienia historii Wyżyny Mongolskiej między XIII a XIV w. - podkreśla szef zespołu badawczego prof. Koichi Matsuda z Międzynarodowego Uniwersytetu w Osace. Naukowcy już w 2001 r. badali ruiny znajdujące się ok. 880 km od Ułan Bator. Stwierdzili, że morfologia okolicy odpowiada opisowi krajobrazu ze średniowiecznej książki podróżniczej (jej autorem był wiodący chiński taoista). Co istotne, podczas wykopalisk znaleziono także fragmenty chińskiej ceramiki z XIII w. Wykonane 14 lat temu zdjęcia lotnicze pokazują pozostałości fortecy, otoczone wałem ziemnym o wymiarach 200 na 200 m. Zeszłego lata naukowcy przeprowadzili datowanie węglowe drzazg i kości zwierząt ze stanowiska. Okazało się, że te pierwsze pochodzą z XII-XIII w., a drugie z XIV w. Mając to wszystko na uwadze, międzynarodowy zespół stwierdził, że budowla była bazą wojskową, wykorzystywaną przez ordę Czyngis-chana podczas podboju środkowej Azji. Uważa się, że w 1212 r. zamówił ją bliski współpracownik chana. W wywiadzie udzielonym Nihon Keizai Shinbun Matsuda powiedział, że w swoich czasach forteca była ważnym garnizonem. Zamek Chinkai, którego lokalizacja zawsze wzbudzała ożywione dyskusje, miał się znajdować w pobliżu ziemi uprawnej i szlaków jedwabnych, dając prącemu na zachód wojsku dostęp do potrzebnych zasobów/produktów oraz okazję do przepytywania podróżników. Po upadku Imperium Mongolskiego Chinkai popadł w XIV w. w ruinę, a ostatecznie jego lokalizacja została zapomniana. Dość powiedzieć, że odnalezienie i potwierdzenie tożsamości obiektu ma bardzo duże znaczenie dla historii Azji. « powrót do artykułu
  17. Naukowcy z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie (NHM) oszacowali masę stegozaura (Stegosaurus stenops), bazując na najbardziej jak dotąd kompletnym szkielecie. Sześcio-siedmioletnia Sophie ważyła tyle, co mały nosorożec - ok. 1,6 t. Gdyby zachowana w 80% samica dożyła pełnej dorosłości, z pewnością byłaby cięższa. Ocena wagi zwierzęcia jest kluczowa dla opisu innych jego cech. Jeśli chcemy oszacować, jak szybko zwierzę biega, potrzebujemy wagi. Gdy zamierzamy powiedzieć coś o metabolizmie, również musimy znać jego masę - podkreśla paleontolog dr Charlotte Brassey. By uzyskać trójwymiarowy komputerowy model szkieletu stegozaura sprzed 150 mln lat, Brassey posłużyła się fotogrametrią. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że tak wcześnie nam się to udało. Teraz chcemy uzupełnić model mięśniami, tak by powiedzieć coś o lokomocji. Brassey spędziła parę miesięcy na digitalizacji szkieletu Lucy. Co istotne, modele 3D można importować do pakietu CAD (Computer Aided Design) i po pokryciu zarysu prostymi kształtami, wyliczyć np. objętość organizmu i jego ciężar. Zespół z NHM zamierza intensywnie badać Sophie. Naukowcom szczególnie zależy na określeniu funkcji deltoidalnych płyt z grzbietu (w londyńskim egzemplarzu brakuje tylko jednej z nich). Na razie dywaguje się bowiem, że służyły do obrony albo odbijając promienie, chroniły gady przed przegrzaniem. Sophie została zakupiona do kolekcji muzeum w 2013 r. W grudniu ubiegłego roku ustawiono ją przy jednym z głównych wejść. « powrót do artykułu
  18. Profesor Herman Winick, znany fizyk z Uniwersytetu Stanforda i SLAC National Acelerator Laboratory mówi, że jesienią bieżącego roku może zapaść decyzja o budowie pierwszego afrykańskiego synchrotronu. Jeśli popatrzymy na światową mapę synchrotronów zauważymy, że tutaj nie ma żadnego - mówi uczony wskazując na Afrykę. Obecnie na świecie pracuje ponad 50 tego typu urządzeń. Bardzo ważne, by Afryka miała synchrotron, dzięki czemu zdolni zmotywowani afrykańscy naukowcy mogliby pracować nad kwestiami biomedycznymi i środowiskowymi, które są szczególnie ważne w tamtym regionie - stwierdza Winick. Uczony jest członkiem 15-osobowego komitetu, który skupia specjalistów z Afryki, USA i Europy. W listopadzie w siedzibie europejskiego synchrotronu ESFR w Grenoble odbędzie się spotkanie, w którym udział wezmą przedstawiciele wszystkich afrykańskich krajów,. To właśnie na nim ma zapaść decyzja o budowie synchrotronu. Profesor Winick ma nadzieję, że afrykański synchrotron będzie wzorowany na pracach prowadzonych w Jordanii. To właśnie Winick jest jednym z autorów pomysłu zbudowania synchrotronu na Bliskim Wschodzie. Do idei tej udało się namówić 9 krajów, które potrafiły przezwyciężyć dzielące ich zwykle różnice, zebrały pieniądze i przy wsparciu UNESCO stworzyły SESAME (Synchrotron-light for Experimental Science and Applications in the Middle East). Urządzenie zacznie działać już w bieżącym roku. Winick ma nadzieję, że proponowany przezeń „African Light Source” skorzysta z doświadczeń SESAME. Chodzi o to, by zebrać zainteresowane kraje i podjąć się wspólnej odpowiedzialności za projekt. Mówimy o kwocie rzędu 200 milionów dolarów - mówi uczony. Pytany jednak o ramy czasowe, stwierdza, że najpierw musiałby sprawdzić, ile zostało mu jeszcze życia. Myślę, że potrzeba na to co najmniej 10 lat, mam nadzieję, że nie 15 - stwierdza i dodaje, że rozmy o SESAME rozpoczęły się w 1997 roku, a w 18 lat później synchrotron zostanie uruchomiony. Na spotkaniu Amerykańskiego Towarzystwa Fizycznego wystąpił też Antonio Jose Roque da Silva, dyrektor brazylijskiego synchrotronu LNLS. Był to pierwszy synchrotron na półkuli południowej. Wkrótce zostanie zastąpiony nowym urządzeniem – Siriusem - którego budowa rozpoczęła się w grudniu. Gdy użytkownicy naszego synchrotronu nauczyli się z nim pracować, zaczęli domagać się nowego urządzenia. Jego wpływ na brazylijską naukę jest olbrzymi - mówi da Silva. Obaj uczeni podkreślają też, że budowa takich urządzeń jak synchrotrony w uboższych regionach świata jest koniecznością, by uchronić tamte rejony przed drenażem mózgów. Młodzi zdolni naukowcy wyjeżdżają bowiem z krajów i regionów, w których nie mogą się rozwijać. « powrót do artykułu
  19. Badania z ostatnich 30 lat, którymi objęto 475 000 osób, dowodzą, że mężczyźni są większymi narcyzami niż kobiety. Naukowcy z University at Buffalo przeanalizowali ponad 355 artykułów naukowych, prac doktorskich oraz innych treści naukowych i zauważyli, że to płeć brzydka ma większe inklinacje ku narcyzmowi. Narcyzm jest związany z różnymi zaburzeniami, w tym z niemożnością nawiązywania długotrwałych relacji, nieetycznym zachowaniem i gracją. Jednocześnie zwiększa samoocenę, stabilność emocjonalną, a narcyz z większym prawdopodobieństwem może zostać liderem - mówi profesor Emily Grijalva. Uczeni zauważyli, że największa różnica pomiędzy kobietami a mężczyznami istnieje w zakresie tytulatury. To sugeruje, ich zdaniem, że panowie częściej mogą wykorzystywać innych i czuć się uprawnionymi do posiadania różnych przywilejów. Druga największa różnica istniała na polu autorytetu i przywództwa. Mężczyźni są bardziej asertywni i bardziej pożądają władzy. Jednak w poziomie ekshibicjonizmu nie było różnic pomiędzy płciami, co oznacza, że mężczyźni i kobiety z równym prawdopodobieństwem są próżni i skupieni na sobie - dodaje Grijalva. Naukowcy przeprowadzili też osobną analizę dotyczącą studentów z lat 1990-2013 i nie zauważyli, by z czasem któraś z płci stawała się bardziej narcystyczna. « powrót do artykułu
  20. Żuchwa znaleziona w Ledi-Geraru w Afarze (Etiopia) cofa początki rodzaju Homo do granicy 2,8 mln lat. Wg raportu z pisma Nature, ma ona o ok. 400 tys. lat więcej od skamieniałości, którą dotąd uznawano za najstarszą. Specjaliści od dziesięcioleci poszukują afrykańskich fosyliów, dokumentujących najwcześniejsze fazy rozwoju linii Homo, lecz okazów dotyczących kluczowego okresu sprzed 2,5-3 mln lat jest bardzo mało, w dodatku często są one bardzo źle zachowane. Wskutek tego nie ma zgody co do tego, kiedy powstała linia, która ostatecznie dała początek naszemu gatunkowi. Skamieniały fragment żuchwy z pięcioma zębami (LD 350-1) odkrył w 2013 r. student Uniwersytetu Stanowego Arizony (ASU) Chalachew Seyoum. Analiza ujawniła kilka ważnych cech, w tym smukłe zęby trzonowe, czy symetryczne przedtrzonowce, które odróżniały wczesne gatunki z linii Homo, np. człowieka zręcznego (Homo habilis), od bardziej małpopodobnych wczesnych australopiteków (Australopithecus). Prymitywny, opadający podbródek łączy jednak żuchwę z Ledi-Geraru z przodkiem przypominającym słynną Lucy (przedstawicielkę gatunku Australopithecus afarensis). Żuchwa z Ledi pozwala zmniejszyć ewolucyjną przepaść między australopitekiem a wczesnym Homo. To doskonały przypadek skamieniałości przejściowej z krytycznego okresu ludzkiej ewolucji - podkreśla William H. Kimbel z ASU. Uważa się, że globalna zmiana klimatu, która sprawiała, że ok. 2,8 mln lat temu Afryka stała się bardziej sucha, stymulowała wymieranie i pojawianie się gatunków, w tym Homo. W towarzyszącym artykule nt. geologicznego i środowiskowego kontekstu żuchwy z Ledi-Geraru zespół Erin N. DiMaggio z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii ujawnił, że w zapisie kopalnym ssaków współczesnych znalezisku dominowały gatunki zamieszkujące bardziej otwarte habitaty, np. sawannę i niski busz (porównań dokonywano do stanowisk starszych australopiteków, np. Hadaru). W składzie fauny sprzed 2,8 mln lat widzimy sygnał wzrostu suchości, ale jest zbyt wcześnie, by mówić, że to zmiana klimatu odpowiada za początki Homo. Potrzebujemy większej próbki skamieniałości hominidów i dlatego kontynuujemy badania w rejonie Ledi-Geraru - podsumowuje Kaye Reed. « powrót do artykułu
  21. W ostatnich latach w USA gwałtownie rośnie liczba przypadków śmierci z powodu przedawkowania heroiny. Szczególnie szybki wzrost zanotowano w latach 2010-2013. Jeszcze w 2000 roku w Stanach Zjednoczonych przedawkowanie heroiny było przyczyną 0,7 zgonów na 100 000 obywateli. W roku 2013 odsetek ten wzrósł od 2,7 zgonów na 100 000. Najszybszy wzrost miał miejsce po 2010 roku, kiedy to co roku liczba przypadków śmiertelnych rosła o 37%. We wcześniejszej dekadzie wzrost ten wynosił 6% na rok. Naukowcy zauważyli też zmianę grupy społecznej narażonej na największe ryzyko. W 2000 roku największy odsetek zgonów (2 na 100 000) występował wśród czarnych mężczyzn w wieku 45-64 lata. W roku 2013 najbardziej narażona była grupa białych w wieku 18-44 lat (7 zgonów na 100 000). W 2013 roku z powodu przedawkowania heroiny zmarło w USA 6500 mężczyzn i 1700 kobiet. Specjaliści nie wiedzą, co jest przyczyną tak gwałtownego wzrostu liczby przypadków śmiertelnych, ale podejrzewają o to... środki przeciwbólowe. Doktor Scott Krakower ordynator oddziału psychiatrii Zucker Hillside Hospital w Nowym Jorku mówi, że pacjenci, którym lekarze przepisują środki przeciwbólowe, czasem się od nich uzależniają. Niektórzy z nich zaczynają zażywać heroinę, gdyż jest tańsza i daje szybszy odlot. Ponadto, jak zauważa Krakower, w przeszłości używanie heroiny było źle społecznie widziane, przede wszystkim dlatego, że jest to narkotyk, który się wstrzykuje. Jednak w miarę, jak stał się on coraz bardziej powszechny, jego społeczny odbiór jest łagodniejszy, więc jest coraz częściej zażywany przez osoby ze średniej i wyższej klasy średniej. « powrót do artykułu
  22. Wycinając lasy nie tylko przyczyniamy się do globalnego ocieplenia, ale również zwiększamy prawdopodobieństwo wybuchu epidemii... dżumy. Czarna Śmierć niemal nie występuje na Zachodzie. W Europie w ostatnich latach nie odnotowano żadnych przypadków, w USA występuje od 1 do 17 zachorowań rocznie. Najwięcej przypadków odnotowuje się w Afryce. Światowa Organizacja Zdrowia jest informowana rocznie o 1000-2000 zachorowań, jednak eksperci są zgodni, że ich rzeczywista liczba jest znacznie większa. Dżuma występuje przede wszystkim na terenach rolniczych. Jest ona przenoszona przez pchły żerujące na gryzoniach. Badania przeprowadzone w centralnej Tanzanii pokazały, że wycinka lasów znacznie zwiększa prawdopodobieństwo zachorowania miejscowej ludności na dżumę. Okazało się bowiem, że tam, gdzie lasy wycięto pod pola uprawne odsetek gryzoni będących nosicielami dżumy był dwukrotnie wyższy niż na obszarach, gdzie lasy są chronione. Naukowcy schwytali i przetestowali ponad 100 gryzoni, ich pchły oraz patogeny. Mimo niewielkiej próbki, różnice pomiędzy gryzoniami były uderzające - mówi główny autor badań, Daniel Salkeld, epidemiolog z Uniwersytetu Stanforda. Dla ludzi najbardziej ryzykowny okazał się kontakt z rodzimym szczurem afrykańskim, mastomysem (Mastomys natalensis). Na terenach rolniczych zwierzę to nie tylko występuje 20-krotnie częściej niż na obszarach leśnych, ale – jak się okazało – aż 75% osobników jest nosicielami dżumy. Już wcześniej gatunek ten wiązano z zachorowaniami na dżumę w Kenii, Mozambiku i Demokratycznej Republice Kongo. Ponadto na terenach rolniczych pięciokrotnie częściej spotyka się wyjątkowo skuteczną w przenoszeniu dżumy pchłę z gatunku Xenopsylla brasiliensis. Naukowcy nie wiedzą, dlaczego na terenach rolniczych występuje więcej gryzoni roznoszących dżumę. Jedna z hipotez mówi, że występuje tutaj znany efekt łatwiejszego rozprzestrzeniania się chorób spowodowany spadkiem bioróżnorodności. Tam, gdzie występuje duża bioróżnorodność, pchły przenoszące dżumę często trafiają na żywiciela, który jest bardzo złym gospodarzem, gdyż szybko zdycha po zarażeniu. Gdy bioróżnorodność spada, słabsze, bardziej podatne na choroby gatunki giną, więc na danym obszarze rozprzestrzeniają się gatunki bardziej odporne będące lepszymi nosicielami. Jednak wielu naukowców, w tym sam Salkeld, nie wierzy, by było to jedyne prawdziwe wyjaśnienie. Mówi się, że gdy zmniejszamy bioróżnorodność, to rozsprzetrzeniają się choroby. Jednak to zbyt proste podejście. Tu nie chodzi o bioróżnorodność. Tu chodzi o gatunki - mówi Tony Goldberg, profesor epidemiologii z University of Winsconsin. Wycinka drzew i fragmentacja habitatów przyczyniają się do zmniejszenia liczby dużych zwierząt i drapieżników. Rośnie więc populacja gryzoni, a że na polach uprawnych mają one łatwiejszy dostęp do żywności, wzrost ten jest często bardzo gwałtowny. Jako, że rolnicy w Tanzanii przechowują swoje plony blisko domów, gryzonie wędrują do ludzkich siedzib, co zwiększa ryzyko zarażenia ludzi. Specjaliści obawiają się, że szybki wzrost liczby ludności będzie prowadził do zamieniania kolejnych obszarów leśnych w pola uprawne. To jeszcze bardziej zwiększy ryzyko wybuchu epidemii dżumy. Jednak nie tylko ta choroba „skorzysta” na zmianach. Około 60% znanych i 75% dopiero pojawiających się chorób pochodzi od zwierząt. Istnieją dziesiątki, jeśli nie setki chorób, które zostaną zmienione przez zmianę sposobu użytkowania gruntów - stwierdza Goldberg. « powrót do artykułu
  23. Chiński gigant handlu elektronicznego, Alibaba Group, chce podbić amerykański rynek chmur obliczeniowych. Należąca do Alibaby firma Aliyun, największy w Chinach gracz na rynku chmur, właśnie otworzył swoje centrum bazodanowe w Kalifornii. To pierwsza zagraniczna inwestycja tej firmy. Przedstawiciele Alibaby oświadczyli, że początkowo Aliyun skieruje swoją ofertę do chińskich firm działających w USA. Dopiero w drugiej połowie bieżącego roku zacznie walczyć o innych klientów. Chińczykom z pewnością nie będzie łatwo konkurować z takimi gigantami jak Amazon Web Services czy Microsoft Azure, jednak sam fakt otwarcia filii w Kalifornii wskazuje, że firma z Państwa Środka ma globalne ambicje. Sądzę, że to dobry pomysł, szczególnie z punktu widzenia giełdy. Każdy inwestor chce wiedzieć, czy Alibaba ma potencjał, by walczyć na rynku międzynarodowym - mówi Charlie Dai, analityk z Forrester Research. W ubiegłym roku firma Alibaba była bohaterem największego debiutu giełdowego w historii. Podczas debiutu jej wartość została wyceniona na 25 miliardów dolarów. Aliyun ma w Chinach 1,4 miliona klientów i konkuruje z Amazonem oraz Microsoftem. Dai mówi, że w USA firma będzie musiała znaleźć sposób na radzenie sobie na bardzo konkurencyjnym rynku. Może np. podkreślać swoje duże doświadczenie w obsłudze platform e-commerce. Problemem może być jednak fakt, że Alibaba wykorzystuje w chmurze swoje własne technologie. Są one całkowicie różne od technologii Amazona czy Microsoftu. Dla niektórych klientów migracja na platformę Aliyun może okazać się sporym problemem - mówi Dai. « powrót do artykułu
  24. Akumulatory litowo-jonowe to najpowszechniej używane urządzenia do przechowywania energii. Mają liczne zalety i pewną poważną wadę – małą pojemność. Dlatego też od lat specjaliści poszukują alternatywnej technologii. Od pewnego czasu prowadzone są badania nad obiecującymi pojemnymi bateriami litowo-siarkowymi, a dzięki najnowszym pracom naukowców z Bourns College of Engineering na University of California, Riverside, obietnica może zmienić się w rynkowy produkt. Akumulatory litowo-jonowe można ładować i rozładowywać setki razy zanim ich pojemność zacznie się zmniejszać. Z litowo-siarkowymi jest ten problem, że w miarę pracy z nimi stają się coraz bardziej brudne. Produkty przemian chemicznych siarki zaczynają „zatykać” akumulator. Naukowcy z UC Riverside odkryli, że można zapobiec zabrudzaniu się baterii stosując siarkowe nanokulki umieszczone na katodzie i pokryte dwutlenkiem krzemu, czyli szkłem. Grubość warstwy szkła wynosi kilkadziesiąt nanometrów i w żaden sposób nie zakłóca pracy baterii. Na razie uczeni wciąż prowadzą swoje badania. Mimo, że warstwa szkła została starannie dobrana, jest podatna na pęknięcia. To problem, z którym trzeba sobie poradzić. Naukowcy już zauważyli, że jeśli do katody doda się tlenek grafenu (mrGO), to całość jest bardziej wytrzymała. Taka bateria może być ładowana i rozładowywana 50 raz bez znaczącego spadku pojemności. Nowa bateria wciąż nie jest wystarczająco wytrzymała i stabilna, by trafić na rynek. Jednak, jako że oferuje 10-krotnie większą pojemność niż akumulatory litowo-jonowe, prace wciąż nad nią trwają. Jeśli uda się zwiększyć jej wytrzymałość do kilkuset cykli, uzyskamy produkt działający kilka lat, co wystarczy, by go skomercjalizować. « powrót do artykułu
  25. Mieszkańcy San Antonio de los Cobres w Argentynie wykształcili tolerancję na arsen. Wg autorów, to pierwsze studium, które wykazało, że ludzie się genetycznie przystosowali do zanieczyszczonego środowiska, tu wody. Arsen występuje naturalnie w skale macierzystej w wielu miejscach świata i jest jednym z najsilniejszych karcinogenów w naszym środowisku. Ludzie stykają się z nim głównie za pośrednictwem wody i pokarmu, zwłaszcza ryżu i produktów przygotowywanych na jego bazie. Badania genetyczne przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu w Uppsali i Karolinska Institutet wykazały, że na przestrzeni tysięcy lat przedstawiciele tej małej andyjskiej populacji wykształcili zdolność metabolizowania arsenu, tak by zminimalizować jego wpływ na organizm. Od blisko 11 tys. lat ludzie żyjący w San Antonio de los Cobres (potomkowie ludu Atacameños) piją wodę skażoną arsenem. Zespół dr Karin Broberg, specjalistki od medycyny środowiskowej, odkrył, że 7-10.000 lat temu zaszły zmiany genetyczne, które zapewniły większą oporność na As. Obecnie tutejsza populacja może spożywać wodę zawierającą ponad 20-krotność poziomu uznawanego za bezpieczny. Szwedzi zbadali genom 124 mieszkanek San Antonio de los Cobres. Analizując skład moczu, przyglądali się też ich zdolności metabolizowania tego pierwiastka. W ten sposób autorzy publikacji z pisma Molecular Biology and Evolution wskazali kluczowe mutacje, które zwiększyły tolerancję As. Okazało się, że w porównaniu do populacji z Kolumbii i Peru, o wiele częściej występowały u nich ochronne warianty genu AS3MT, który koduje enzym - metylotransferazę arsenową (arsen podlega metylacji i jest wydalany jako mniej toksyczny metabolit). Gdy zbadano włosy mumii z regionu, stwierdzono, że wzrost jego częstości nastąpił właśnie 7-10.000 lat temu. Studium to uderzający przykład tego, jak ludzie adaptują się do lokalnych, często szkodliwych warunków. Ci, którzy przetrwali ekspozycję na arsen, żyli dłużej i mieli więcej dzieci, stąd takie rozpowszechnienie ochronnych wariantów w pewnych rejonach Andów. Nasze studium pokazuje, że istnieją nie tylko superpodatne jednostki, ale także osoby szczególnie dobrze tolerujące środowiskowe substancje toksyczne. Fenomen ten nie jest prawdopodobnie unikatowy dla arsenu, ale odnosi się również do innych toksyn z pokarmu i otoczenia, z jakimi [populacje] stykały się przez długi czas. [Co istotne] wyniki uczulają na zachowanie czujności podczas oceny ryzyk zdrowotnych i niebazowanie na danych pozyskanych od osób o silnej genetycznej tolerancji danej substancji - podkreśla Broberg. Tylko kilka innych badań wskazywało na lokalne przystosowania u ludzi, np. do dużej wysokości lub zarodźców malarii. Nasze studium uzupełnia tę listę o wykształconą w stosunkowo krótkim czasie tolerancję środowiskowego stresora, z którym populacja zetknęła się po osiedleniu w nowym rejonie - dodaje Carina Schlebusch z Uniwersytetu w Uppsali. Teraz naukowcy chcą sprawdzić, czy w innych populacjach z historyczną ekspozycją na arsen również wykształciło się takie przystosowanie. Poza tym zamierzają ustalić, czy inne toksyczne substancje ze środowiska także zwiększyły częstość występowania zapewniających oporność wariantów genetycznych. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...